Wilhelm Despenser
AutorWiadomość
Wilkie Despenser
Wartość żywotności postaci: 205
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 166 - 184 |
71-80% | brak | -10 | 145 - 165 |
61-70% | brak | -15 | 125 - 144 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 104 - 124 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 84 - 103 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 63 - 83 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 43 - 62 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 42 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
Nazwa
(pole opcjonalne - możesz je usunąć)
Nazwa 1
(pole opcjonalne - możesz je usunać)
Nazwa 2
(pole opcjonalne - możesz je usunąć)
Szafka zniknięć - pracownia
who are you when you're haunted by the ruin?
Ostatnio zmieniony przez Wilkie Despenser dnia 10.12.23 19:49, w całości zmieniany 1 raz
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz
Neutralni
lipiec 1958
3 VII ~ Rigel
{kometa} Obudziłem się sparaliżowany. Fizycznie, choć psychicznie nie było lepiej, powidoki czerwonych rozbłysków odcisnęły się na spojrzeniu, smarując oczy piekącą warstwą lęku. Czy to były wizje? Serce kołatało w piersi, umęczone trudami nocy. Zero wytchnienia - tylko przytłaczająca, ciągła otchłań; dłońmi rozgarniałem suche ziarna piasku, zimne, obce, po omacku błądziłem w poszukiwaniu wskazówek - kopałem na oślep, a ból rozpierzchał się pod paznokciami.
ROZLICZONE (VII-VIII)
16 VII ~ Rigel
{praca} Obawiałem się trochę tego spotkania. Nie przez samego klienta, mieliśmy okazję już ze sobą współpracować - problemem było świeże wspomnienie, jakie ze sobą niósł; widmo zaczarowanego sadu i przedziwnego nieszczęścia, rozciągniętego po zniszczonej jabłoni. Nadal nie miałem pojęcia, jakim cudem drzewo obumarło w tak niecodzienny sposób, zaczynałem mieć jednak podejrzenia, że rozwiązanie tej zagadki może być poza naszym zasięgiem. Kto wie, może Departament Tajemnic potrafił ją rozwikłać - ja niekoniecznie.
ROZLICZONE (VII-VIII)
28 VII ~ Sohvi
{praca} - Aj - mruknęło mi się pod nosem, kiedy oparłem się o blat stołu - próbowałem akurat zeskrobać galbanum z podeszwy buta, używając stępionego dawno nożyka, kiedy mała zdrajczyni wprowadzała mi do pracowni najsłodszą sąsiadkę, jaka stąpała po tej ziemi. - Sohvi - zauważyłem z elokwencją rozgniecionej żywicy, trochę zaskoczony, dopóki nie zorientowałem się, jaki mamy dziś dzień. Byliśmy umówieni. Na pracę umówieni. - Ach, te sadzonki - właśnie te sadzonki, te rozstawiane po wszystkich parapetach, te o które tak zabiegał pan Mulpepper, nasz stary klient. Opuściłem nogę na podłogę, ostatecznie zapominając o zeskrobaniu żywicy, więc nie powinienem się dziwić, że przykleiła się do posadzki, utrudniając normalne kroki. Żałosne, Wilhelmie, doprawdy.
ROZLICZONE (VII-VIII)
sierpień 1958
8 VIII ~ Mare
{festiwal lata} {wianek} - Szałwia, czy to jest... jest, przecież widzę - szczęślin, szczęślin ugandyjski, widzisz? Widzisz to? - pytałem w czystym szoku. Skąd tu szczęślin, na bebech Grubego Mnicha?! - Słuchaj, ten badyl to później, dobra? Wybaczysz mi? - musisz, Szałwia, musisz wybaczyć. Zerknąłem niepewnie na fale, próbując ocenić dystans, ale przede wszystkim głębokość; ze stresu aż przygryzłem wargę - moja ostatnia próba pływania skończyła się w Skrzydle Szpitalnym, ale to było dawno, pewnie nikt już nie pamiętał, a tutaj wszyscy by zobaczyli... - Idziesz ze mną, chodź - zawyrokowałem, doskonale wiedząc, że mogę liczyć na Szałwię, nie zostawiłaby mnie na pastwę losu.
ROZLICZONE (VII-VIII)
11 VIII ~ Evelyn
W jej słowach było ziarno prawdy. Mógłbym nie poruszyć tematu, jeśli sama by go nie zainicjowała, bo zwyczajnie wypierałbym jego istnienie. Tak, jak teraz, kiedy jasne tęczówki podążyły do komety, a moje uciekły w drugą stronę, w znajomy kuchenny kąt, bo byłem przytłoczony potwornym symbolem i wcale nie chciałem znów go oglądać, kiedy Evelyn wreszcie dała mi szansę na spędzenie ze sobą popołudnia.
ROZLICZONE (VII-VIII)
13 VIII ~ Evelyn, Everett, inni
{festiwal lata} {koniec świata} Nie prosiłem się o to - o przekleństwo, które miesiąc po miesiącu wyszarpywało ze mnie siły. Mogłem tylko patrzeć, bierny i słaby w obliczu dramatycznych scen, wślizgujących się w jaźń za sprawą niewyjaśnionych mocy. Obrazy gnały, potworne migawki z najdalszych zakątków, wszędzie masakra, śmierć i jej upiorna potęga, każdy możliwy kataklizm, dusze ulatujące ze stygnących, bezwładnych ciał - poparzonych, sinych, zdeformowanych, zewsząd zmatowiałe spojrzenia, jęki dogorywających istnień, otoczonych hordą cieni. Żywy koszmar.
ROZLICZONE (VII-VIII)
https://www.morsmordre.net/t11862p15-pawilon-roznosci#381562 -- cukierki, 14.10
who are you when you're haunted by the ruin?
Wilkie Despenser
Zawód : wróżbita, zielarz
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
and so it goes
the stillness covers my ears
tenderly, until all sound disappears
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +2
UZDRAWIANIE : 5 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz
Neutralni
Wilhelm Despenser
Szybka odpowiedź