Wydarzenia


Ekipa forum
Ogniste Wrota
AutorWiadomość
Ogniste Wrota [odnośnik]29.04.16 12:33
First topic message reminder :

Ogniste Wrota

13 sierpnia, podczas Nocy Spadających Gwiazd w lesie powstało wiele szczelin i zapadlisk, ale jedno z nich było tak głębokie, że według badaczy miało sięgać samego jądra ziemi. Ogniste Wrota, które dla czarodziejów stały się symbolem przejścia ze świata żywych do umarłych zapłonęły wtedy ogniem i płoną nim cały czas pomimo wielu prób ugaszenia przez służby. Gaz wydobywający się ze szczeliny podsyca ogień, a zniszczone i połamane wokół drzewa schną od wysokiej temperatury w ognistym leju. Teren nie jest uznawany za bezpieczny z powodu ognia i ulatniającego się gazu, jednak z powodu kryzysowej sytuacji w kraju pozostał niezabezpieczony i przyciąga wielu naukowców, badaczy i ciekawskich, a przede wszystkim, bezdomnych, którzy wokół krateru szukają niekończącego się źrodła ciepła.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 07.12.23 20:15, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogniste Wrota [odnośnik]05.12.23 21:46
To nie byłby pierwszy raz jak otarła się o śmierć, choć właściwie - właściwie - otarciem się o śmierć sama by tego dziś nie nazwała. Ostatnie minuty zlewały jej się w jedną kakofonię dźwięków, wilgotnej woni mgły i gryzącego w oczy dymu. Wiedziała, że Cornelius ją zostawił - bo widziała jak znika. Słyszała też wrzaski, podniesione głosy i trzaski pękających drzew, ale niczego konkretnego z tego nie wyniosła, gdy w jej własnej głowie do rytmu z bólem rozlegały się szepty. Czuła pod nogami zapadającą się ziemię, tępy ból w plecach od upadku i szarpnięcie w okolicy ramienia, gdzie wystający korzeń rozdarł jej płaszcz. I chociaż pewnie mogła przed momentem zginąć, w ogóle o tym nie myślała. Jedyne co miało znaczenie to jej zwierzęcy instynkt, jej cholerna pewność siebie i indywidualizm wynikający z samotności. Wiedziała, że nikt nie przyjdzie jej z pomocą i musiała dać sobie radę sama.
I oczywiście, że jej się udało. Różdżka posłusznie wyciągnęła ją na powierzchnię, choć chwilowa kompresja teleportacji napełniła ją echem niepokoju sprzed tygodni i feralnego rozszczepienia na moście. Próbowała się rozejrzeć, lecz niczego nie widziała, zaledwie dym, cieniste sylwetki i czerwone rozbłyski między świetlistymi orbami, trzeszczące z sykiem iskier. Szepty cichły, oczy zaczęły jej łzawić, a gdy zadarła głowę do nieba natychmiast zaczęła kaszleć. Cokolwiek miało tu miejsce działo się dalej, cały las trząsł się w posadach, a ona nie wiedziała gdzie jest Maria. Nie widziała jej przed sobą ani za sobą, nie rozpoznawała twarzy leżących. Ktoś szturchnął ją łokciem, z oddali dobiegł ją magicznie wzmocniony głos Deirdre i chyba Tristana, ale obawiała się ruszyć z miejsca dopóki widoczność pozostawała tak ograniczona.
- Mar... Maria! - spróbowała, krztusząc się w połowie słowa, ale nie spodziewała się efektu. Łzy pod jej powiekami wyschły. W klatce piersiowej coś ścisnęło ją niemiłosiernie - lęk - ale lęk nigdy nie był od niej silniejszy.
Otrzepała brudne rękawy z resztek robactwa, które nadal próbowało wspiąć się po jej skórze, wyjęła glistę z włosów i zacisnęła palce na różdżce.
Skupiła się na tym co dzieje się wokół niej, spięta i gotowa na atak. I nie myślała o niczym innym jak tylko o tym, by odzyskać kontrolę.
Popioły musiały w końcu opaść, a dym się rozwiać, zaczęła iść powoli, kierując się głosem Namiestniczki i skupiając przede wszystkim na tym co ma pod własnymi nogami, by nie wpaść po raz kolejny w żadną cholerną pułapkę. Nie miała jeszcze pomysłu co - poza atakiem - mogłoby spowodować ten... koniec świata? Te słowa przeszły przez jej głowę jako pierwsze, gdy dym zaczął zanikać i ujrzała niebo roziskrzone niczym płynny ogień - na moment przed tym jak okryła je zasłona spleciona z cienistych macek. Rozchyliła usta i rozejrzała się znowu, zaczynając wreszcie dostrzegać rozmiar zniszczeń.
Ze szlaku znikali już niemal wszyscy uczestnicy pochodu, pozostały trupy i kilka stojących sylwetek, wśród których rozpoznała dwie. Dwie, elektryzujące i nęcące, instynktownie popychając jej ostrożne kroki w ich kierunku. Idąc, rozglądała się po twarzach, mijała ledwie zipiące kobiety i tych, których uratować się już z pewnością nie dało. Łapczywie przesuwała po nich oczami, szukając tej jednej, Marii - z nadzieją, ale i z obawą zarazem; obawą, że gdy ją w końcu zobaczy będzie jedną z tych, których spojówki stały się wyschnięte i puste.
Nie próbowała już krzyczeć, nie miało to sensu. Szok niespodziewanej rzezi docierał do niej z opóźnieniem, napierał chłodem, wzbudzał gęsią skórkę - on albo czarna magia wibrująca w powietrzu wokół nich. Miała wrażenie, że gdyby wystawiła język, mogłaby jej posmakować. Echo wrzasków i głosów za gęstą ścianą, widmowy szum płomieni wzmagały poczucie dysocjacji. Zmarszczyła brwi i przygryzła spierzchniętą wargę.
- Paxo maxima - mruknęła jak mantrę, zamykając oczy i przytykając twardy kraniec różdżki do własnej skroni.
Nie widząc nigdzie Marii i nie mając ochoty zajrzeć w szczeliny, zatrzymała się przy dwóch rannych kobietach. Była prawie gotowa podnieść je na nogi; ale wtedy ziemia zatrząsnęła się po raz kolejny i choć sama tym razem utrzymała równowagę, przez pusty ciemny tunel mogła spostrzec niknącą w zapadlisku postać Tristana Rosiera. Przełknęła cisnące się na usta przekleństwo i zignorowała drżące przy ziemi sylwetki, przyspieszając kroku, by prędzej znaleźć się przy Mericourt. Nie wiedziała, czy cieniste istoty, które mija, które majaczyły jej w mroku, były tylko jej halucynacją czy prawdziwą esencją. Nie ufała już zielonemu odłamkowi, wciąż gorącemu pod jej kaftanem.
Od razu zarzuciła chęć zgrywania bohaterki, wiedziała, że śmierciożercy panują nad tą sytuacją lepiej niż ona kiedykolwiek by mogła. Stanęła jednak przy boku Deirdre, sztywno wyprostowana mimo bólu, z różdżką w dłoni, gotowa spełnić każde polecenie jakie mogłaby jej wydać. W głowie przetasowała wszystkie znane zaklęcia z zakresu szybkiego ratunkowego uzdrowicielstwa - bo w tych okolicznościach jedynie te zdolności ją wyróżniały.
I chociaż jej serce nadal biło prędzej w przestrachu za małą blond dziewczynką, która zapewne nie umiała poradzić sobie z niczym, wiedziała, że w tym momencie jej obawy nie mają znaczenia.
Świat się jeszcze nie skończył i z pewnością nie skończy się na ich porażce.

1. Paxo
2 i 3. na zbliżenie się do Deirdre bo nie wiem jak daleko jestem


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]05.12.23 21:46
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 42

--------------------------------

#2 'k8' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]06.12.23 12:04
Pył gryzł w garło, wypełniał nozdrza, smagał żarem policzki, przyklejał się do rzęs; Deirdre otarła rękawem twarz, rozmazując na niej krew, lecz przynajmniej mogła - chwilowo - dostrzec przed sobą nieco więcej. A widok nie był, lekko mówiąc, przyjemny; jeśli początkowe rozdarcie ziemi na pół wywoływało lęk, to teraz, gdy macki zniszczenia sięgnęły dalej i głębiej, Elfi Szlak przypominał przedsionek piekieł, mitycznych czeluści, spowitych ogniem. Przez kilka długich sekund po prostu przyglądała się temu, co działo się dookoła, bez słowa, w niemym strachu, szoku - i niezrozumiałym podziwie dla tajemniczej siły, która dokonała tak imponującej destrukcji - dopiero po zaczerpnięciu ochrypłego wdechu wstając z ziemi. Nogi nieco jej drżały, lecz zrzuciła to na karb ciągle niestabilnego podłoża. Mocniej zacisnęła palce na różdżce i rozejrzała się dookoła, sunąc wzrokiem wzdłuż czarnej konstrukcji, utkanej z pulsującej czarną magią mocy. Znała ją, lecz nigdy nie widziała tak imponującego efektu władania mrokiem, macki uplotły względnie bezpieczny korytarz, pozwalając czarodziejom ewakuować się znad pogłębiającej się szczeliny. Widziała pędzący tłum - potwornie przerzedzony, ziemia, która jeszcze się nie zapadła i nie została spopielona uderzeniami meteorytów, zasłana była ludźmi. A raczej ciałami, niewiele ze stratowanych i zakrwawionych sylwetek się poruszało, część ginęła też w mroku czeluści, pochłaniana przez wygłodniałą pustkę. Deirdre stała na tyle blisko niej, by dostrzec na wpół zmiażdżone ciało lorda Notta - nie widziała sensu w ratowaniu go, było za późno, zdecydowanie za późno. Widok ten otrzeźwił ją, przypominając o upływającym czasie, każda sekunda była cenna. Tu: już nic nie mogli zdziałać, działania Rosiera i tak cudem kupiły im kilkadziesiąt cennych sekund.
Obróciła się w stronę, w którą uciekali zgromadzeni na czuwaniu, kątem oka dostrzegając Elvirę. Poobijaną i brudną. I najwyraźniej nigdzie się nie śpieszącą.
- Co ty robisz, Multon? Uciekaj - syknęła, rzucając jej zirytowane spojrzenie, to nie był odpowiedni moment na rozpoczynanie leczenia czy ratunku kogokolwiek obok. Nie dostrzegała nieopodal żadnych arystokratów - żywych arystokratów - ani sojuszników wymagających pomocy; zrobiła, co mogła, wspierając ewakuację tłumu, teraz: musiała zadbać o siebie. - Rusz się. Nikomu tu nie pomożesz. Podążaj za resztą, na pewno będziesz potrzebna przy rannych, gdy to wszystko...jeśli to wszystko się uspokoi - poleciła lodowatym tonem, po czym, nie oglądając się na Multon, ruszyła dalej, w cieniu pulsujących macek. Znów niemal tracąc równowagę, ziemia groziła ponownym otworzeniem się, stuletnie dęby łamały się jak zapałki, a w cieniutkich prześwitach baldachimu utkanego z najpotworniejszej magii lśniły ogniste odłamki, niszczące połacie lasu Waltham. Czy ten przeklęty chaos sięgał dalej? Czy był to zmasowany atak? Powrót anomalii? Wynik szaleńczych działań Zakonu Feniksa? Serce biło szybko, nierówno, tymczasowa ochrona tunelu stworzonego przez Tristana pozwalała na zebranie myśli, lecz te układały się tylko w pytania. Coraz bardziej osobiste - świat płonął, a Biała Willa była jego częścią. Dzieci. Musiała sprawdzić, czy przeżyły, lecz najpierw zamierzała wydostać się z rejonu najmocniej dotkniętego katastrofą. Emanujący mroczną magią Rosier niknął w zapadlisku, lecz wątpiła, by potrzebował jej pomocy: czuła, że posila się złem, które się tu znajdowało, w podobny sposób, w jaki czyniła to ona. Kurczowo zacisnęła dłoń na różdżce, z zamiarem rozmycia się w czarnej mgle, rozpłynięcia się w mroku, który mógł uchronić ją przed uderzeniami meteorytów. Chciała zniknąć, a później: odnaleźć wyjście lub prześwit z tunelu utkanego przez Rosiera, udając się dalej, w stronę polany, by tam zabezpieczyć resztę uciekających, a później, jak najszybciej, udać się do Białej Willi.

| wykorzystuję zdolność Cień i pod jej postacią próbuję uciec z elfiego szlaku


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]06.12.23 12:04
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 52
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]06.12.23 23:55
Osłabł, czy to na pewno było odejście sił? Wyraźnie poczuł moment, w którym olbrzymi cień się od niego oddalił; dlaczego? Nie reagował w ten sposób na inne, ten wydawał się z nim mocniej związany - jak? Dlaczego? Czy to magia tego miejsca, tej nocy, dawała mu moce zdolne przywołać stworzenie tak potężne? Więc czym była ta noc? Wpatrywał się w nocne niebo, zaciskając pieści, by poczuć mroczne moce splatające się nad nimi długim baldachem; w pochodzie uczestniczyło wielu ważnych czarodziejów, ważnych dla świata, ważnych dla ich sprawy, były tu jego siostry, było wielu Rycerzy Walpurgii. I to im - w pierwszej kolejności - należało zapewnić bezpieczeństwo. Im i czystej krwi, której i tak rozlano już zbyt wiele, która była im potrzebna, by sięgnąć celu. Koncentrował się na mrocznej magii, kątem oka śledząc Vivienne, która mogła dołączyć do siostry - z Traversami będzie bezpieczna, wiedział o tym. Ziemia drżała. Przeniósł wzrok wgłąb tunelu, wiedząc, że nie utrzyma tego schronienia długo - na co oni czekali? Nie zdążył jednak wydać rozkazu, gdy usłyszał jej głos, głos Marie, który poznałby przecież wszędzie; czy ta przedziwna noc zburzyła kurtynę między światem żywych i umarłych? Czy moc tych gwiazd zdolna była ją przebudzić? Czy jego duch, jego siła, jego moc, czy potrafił, czy był w stanie sprawić, by ożyła? Gdzie jesteś, Marie? Spadał - nie wiedział kiedy upadł, kiedy grunt rozstąpił się między jego nogami - poczuł za to, jak go wsiąka, przenika, otacza czernią. Chciał odzyskać nad tym kontrolę, nad lotem, nad sobą, mocno zaciskając pięść na rękojeści różdżki i, pomimo co najmniej niewygodnej sytuacji, usiłował zdematerializować swoje ciało, przybierając niematerialny kształt strzępów czarnej mgły - tych samych, z których został utkany baldach nad przejściem. Pragnął podążyć za jej głosem, odnaleźć jego źródło, zrozumieć, głos wydawał się przecież realny, prawdziwy, żywy, czy to możliwe, że głos był tylko wytworem jego wyobraźni, zewem ciemności pośród tragicznej przepaści? Tylko czysty umysł mógł próbować z tym walczyć, walczył, szukając w tym głosie prawdziwej jej - czy on właściwie jeszcze ją pamiętał? Vivienne dopiero co o to pytała, dopiero co prosiła. Żeby nie pozwolili jej odejść po raz drugi. To ty, Marie? Twoje wspomnienie? Cień utkany z obaw? Dusza przywrócona pośród żywych?

1. Zmiana formy
2. Wytrzymałość psychiczna?; chyba



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]06.12.23 23:55
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 41, 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]07.12.23 8:25
Te uczucie, które miałeś w chwili, gdy to wszystko się działo było dla ciebie trochę nijakie. Widziałeś już wiele przypadków śmierci, nawet tych najgorszych. Rozmawiałeś z tymi duszami, które ze szczegółami opowiadały tobie jak cięcia nożem lub zaklęcia trafiały w ich serca i jak to wszystko było błogie. Przemijanie w pewnym momencie było już po prostu czymś lekkim jak piórko, kiedy wszystkie hormony bólu i przyjemności zaczęły się łączyć i ostatecznie... nie było cię już. Może więc z tego powodu właśnie na ten moment nic cię nie ruszało... A może to po prostu adrenalina. Albo ten unoszący się nad tobą cień.
Właśnie, ten cień. To nie był pierwszy przypadek, kiedy czułeś tego typu emocje czy chłód wokół siebie. Grota Krzyku, przypadek w Norfolk. Wydawało Ci się to wszystko w jakiś sposób połączone, ale jeszcze nie do końca wydawało Ci się to... jasne. Mimo tego chciałeś spróbować zrobić coś, czego dawno nie robiłeś jeśli chodziło o siły równe takie lub inne. Przemówiłeś do tego czegoś... A raczej spróbowałeś.
Chroń nas... Spraw, by twój nowy sługa odszedł tam skąd przybył... Bądź naszym strażnikiem... — Czy to był rozkaz? Nie, może bardziej sugestia, chęć sprawienia, aby wola istoty choć na chwilę zareagowała wbrew temu, gdzie nieobecna była teraz osoba jego władcy. Chwilowa... władza nad tym czymś, czyli przepływ tego, czego na chwilę bardzo mocno potrzebowałeś. Kiedy jednak by się to nie miało udać, odwróciłeś się do dziewczyny zlęknionej tym wszystkim. — Musimy iść... Daj mi rękę... Przetrwamy to... — Powiedziałeś do niej, ale zaraz w sumie nie zamierzałeś nawet pozwolić jej na odpowiedź, bo chwyciłeś ją po prostu i pociągnąłeś za sobą. Nie było czasu na nic więcej. Tamci już musieli być zdani na siebie, choć wiedziałeś, że miałeś jakiś dług względem lorda Kentu. Może kiedyś go spłacisz. Na ten moment wolałeś jednak ratować swoją skórę i skórę będącej z tobą dziewczyny. Dlatego rzuciłeś raz jeszcze zaklęcie protego maxima, aby tarcza chroniła was wokół przed kolejnym potencjalnym zagrożeniem lub atakiem czegokolwiek.

1. Próbuję użyć Wróżbiarstwa(?) jako mojej spirystycznej/egzorcyzmowej domeny aby skłonić Cień do naszej współpracy?
2. Sprawność na to jak udaje nam się z Gudrun przebiec w kierunku uwolnienia się od tego wszystkiego i dołączyć do reszty ocalałych lub ew. dociągnąć do miejsca, gdzie bezpiecznie możemy się teleportować?
3. Protego Maxima na ochronę przed atakami magicznymi bestii z cienia, jeśli ta jednak spróbuję lub inne zagrożenia.
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]07.12.23 8:25
The member 'Vergil Zabini' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 44

--------------------------------

#2 'k100' : 36

--------------------------------

#3 'k100' : 67
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]07.12.23 16:21
Przyłożyła wolną rękę do poobijanego boku, jakby chcąc się upewnić czy nie stało się jej nic poważniejszego. Strząsnęła z niego niewidzialne robactwo. Ścisnęła mocniej materiał już-nie-śnieżnobiałej koszuli. Faktura rękawiczek, ciepło własnego ciała i działającej różdżki zdawało się do niej nie docierać. Wspomnienia ostatniego uścisku dłoni Imogen, jej bladej twarzy, płonącego nieba i wilczych, krwistoczerwonych ślepi zbyt mocno odciskały się w pamięci. Wilczych?
Wzięła płytki oddech. Powstrzymała przed kaszlnięciem. Umysł, znalazłszy punkt zaczepienia, namacalne zagrożenie, znowu zaczął pracować na wyższych obrotach. Czas przyspieszył wraz z nim. Na wspomnienie wzdrygnięcia się bestii i jasnego snopu zaklęcia, w błękitnych oczach mignęła iskierka triumfu, na którą nie miała czasu wcześniej. Poprawiła uchwyt na różdżce. Na więcej oznak samozadowolenia sobie nie pozwoliła. Zwłaszcza że niebezpieczeństwo było dalekie od zażegnania.
Skinęła Vergilowi, krótko, porozumiewawczo. Uniosła głowę. Spróbowała przedrzeć się spojrzeniem przez wzniesiony pył, dostrzec migające w dali lumos maximy. Z trudem powstrzymywała się od wlepiania wzroku w nadal płonące niebo. Mieli na razie bardziej palące problemy. Uśmiechnęła się krzywo na własny żart. Błagam na Morganę, żeby to wszystko było jedynie żartem, figlem nieprawidłowo uśpionego umysłu. Kątem oka dostrzegła, na razie unieszkodliwionego wilka. Zrobiła krok, gotowa się od niego oddalić, póki czas, pomknąć między portalami, ale powstrzymał ją dziwnie znajomy chłód.
Oddech czarnej magii, niby stykała się z nim na co dzień, lecz ten był niespotykanie potężny, obcy. Zamarła. Ścisnęła różdżkę. Z nowych wyrw wystrzeliły smoliste macki, wspięły się po skręconych konarach, zwarte odcięły elfi szlak od nieba. Uniosła tamaryszkowe drewno, przez chwilę przekonana, że dymiące odnóża zakleszczą się i zgniotą ich niczym robaki. Macki, jednak zamarły nieruchomo. Pojawiła się kolejna cienista postać.
Obniżyła różdżkę na wysokość pyska rogatego stwora. Trzeszczenie łamiących się i płonących w oddali drzew, jedna z niewielu nowych stałych, zostało zagłuszone natłokiem napierający szeptów. Wbiła wzrok w parę nowoprzybyłych ślepi. Nadgarstek instynktownie zaczął obracać się do zaklęcia luminis, jedynego, który okazał się tego wieczora pomocny. Wstrzymała się w połowie ruchu. Zrobiła kolejny krok w tył. Próbowała znaleźć jakikolwiek punkt wspólny między obecnymi szeptami a tymi towarzyszącym jej przy niektórych klątwołamackich porażkach. Instynktownie szykowała się psychicznie na przerodzenie się tego szmeru w bezlitosny krzyk i dojmujące wrzaski. Zacisnęła szczękę, słysząc, jak nieznajomy próbuje pertraktować ze stworem.
Protego — szepnęła. Nie chciała zwrócić na siebie uwagi bestii, nieumyślnie rozdrażnić jej białą magią, bądź jeszcze gorzej - sprowokować do ataku. Równocześnie, jednak nie zamierzała zdawać się na jej łaskę bądź niełaskę. Intencje rogatych, utkanych z cienia mar i umiejętności nieznajomych - były ostatnim w co powinna pokładać zaufanie.
Mimo, przemykającego przez twarz dreszczu oburzenia, nie wyrwała się z uchwytu Zabiniego. Dała sobą szarpnąć niczym szmacianą lalką, by po chwili w pędzie odwzajemnić mocny uścisk. Nie patrzyła przed siebie, skupiała się na nadążaniu, na czyhające pod nogami wyrwy, porzucone świece, poszargane szale i rękawiczki. Ziemia, targana echami wstrząsów, ponownie drżała. Gudrun o mało co nie potknęła się o zwłoki czarownicy. Poprawiła uchwyt. Przyspieszyła. Byle dalej od ziejącej w szlaku wyrwy.
Byle bliżej końca tej nocy.

1. próbuję rozpoznać naturę szeptów (OPCM? Spostrzegawczość? Starożytne runy?)
2. Protego
3. wieje razem z Vergilem (nie wiem czy też muszę rzucać, ale tak w razie w)
Gudrun Borgin
Gudrun Borgin
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Umysł będzie swoją ostatnią przeszkodą
OPCM : 24 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3 +3
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11766-gudrun-laerke-borgin#364882 https://www.morsmordre.net/t11825-huginn#365040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11870-skrytka-bankowa-nr-2550#366769 https://www.morsmordre.net/t11826-gudrun-l-borgin
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]07.12.23 16:21
The member 'Gudrun Borgin' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 45

--------------------------------

#2 'k100' : 92

--------------------------------

#3 'k100' : 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]07.12.23 20:15
Nieświadoma części zdarzeń, które miały miejsce chwilę wcześniej na powierzchni Elvira znalazła się w tunelu z czarnomagicznych cieni, który stanowił barierę przed spadającymi z nieba odłamkami — te, uderzając o cień całkiem bezgłośnie, odbijały się od niego, uderzając w połamane drzewa wokół Elfiej Ścieżki. Nie widząc nigdzie młodszej kuzynki, ruszyła w kierunku znajomej twarzy — Deirdre, gotowa na rozkazy. Skierowała różdżkę w stronę własnej skroni. Wypowiedziawszy inkantację zaklęcia uspokajającego, od razu poczuła jak fala ciepła rozchodzi się po jej ciele. Rozluźnienie nie było jednak tym, czego najbardziej potrzebowała czarownica w takiej chwili jak ta. W sytuacji zagrożenia i tak wielkiego niebezpieczeństwa poczuła się nadzwyczaj pewnie i swobodnie, co miało prędko przyczynić się do tragedii. Namiestniczka Londynu trzeźwiej oceniła szanse i zagrożenia. Jej rozkaz nie spotkał się jednak z działaniem, a sama Śmierciożerczyni — stosując się do własnej rady — natychmiast zdematerializowała się, przeobrażając w kłęby czarnej mgły i zniknęła z Elfiego Szlaku, ściągana matczynym instynktem prosto do Białej Willi. W tym samym czasie Vergil próbował wpłynąć na cieniste istoty, ale ani jego wiedza z wróżbiarstwa ani doświadczenie z duchami nie mogły mu pomóc porozumieć się z cienistymi istotami. Oślepiony i oszołomiony wilczy cień wciąż potulnie leżał na ściółce, a istota która stała tuż za Vergilem i Gudrun wlepiała swoje błyszczące, czerwone paciorki prosto w czarodziejów — i oboje mogli być pewni, że nie są przy niej bezpieczni. Borgin, wykorzystując chwilę spróbowała wsłuchać się w szepty — kobiece i męskie, ciche i głośne, pojedyncze i liczne spalały się ze sobą w języku, którego Gudrun zdecydowanie nie znała. Brzmiał starożytnie, obco, a jednocześnie bardzo celtycko. Nie potrafiła wyodrębnić ani słowa, ani zdania ze splotu wyrazów, słów i dźwięków krążących wokół niej. Zabini złapał za dłoń stojącą obok niego czarownicę i pociągnął ją tam, dokąd uciekli wszyscy. Tarcza protego nie mogła zadziałać zapobiegawczo; błysnęła raz i zniknęła, zostawiając jasną poświatę kilka kroków za uciekającymi czarodziejami, to samo zrobiła sama Gudrun, ale cienista istota nie ruszyła za nimi w pogoń, zamiast tego, skierowała się prosto do utkanego z cienia wilka. Niewiele dalej Tristan Rosier zapadł się w ziemię. Ziemia osuwała się pod jego nogami, a potem on wraz z nią, sięgnąwszy po różdżkę i najczarniejszą znaną magię, zdematerializował się w drobiny czarnej magii — zwarte, szybkie i pod pełną kontrolą Śmierciożercy, który nią był. Nawoływania siostry stawały się coraz głośniejsze, im niżej kłęby czarnego dymu opadały, tym wyraźniej słyszał jej głos — ale nie dobiegał z dołu, dobiegał zewsząd, otaczał go. Ziemia sypała się, leciały w dół kamienie, a szczelina zmieniała się w rów tak głęboki, że przestało dobiegać do niego światło spadającego nieba, które pojawiło się znów na Elfim Szlaku, gdy czarnomagiczne macki przywołane przez Tristana wsiąknęły w ziemię niedługo po tym, jak on sam przeobraził się w czarny dym. Czarnomagiczna mgła podążająca za kobiecym głosem musiała w końcu zawisnąć w powietrzu, ciemnej i lepkiej pustce w ziemi, daleko od powierzchni, a Śmierciożerca szybko zdał sobie sprawę, że głos, który dobiegał z głębin nie był prawdziwy — zwodniczy — wywołany niczym innym,  jak magią nagromadzoną w szczelinie, być może skumulowaną z magiczną żyłą ciągnącą się pod lasem Waltham, a być może ukrytą pod ziemią i zbudzoną eksplozją komety czarną magią. Rów sięgał znacznie głębiej i Śmierciożerca mógł spróbować podążyć za pęknięciem jeszcze niżej, gdyby nie to, że daleko, daleko pod nim ujrzał niewielką kropkę, pomarańczową, czerwoną, żółtą — jak ogień mieniącą się i rosnącą. Wyglądała jak spadające z nieba gwiazdy, lecz pod nogami nie mogła być spadającym ciałem niebieskim.

Ziemia zatrzęsła się mocno; na tyle, że stojąca na Elfim Szlaku Elvira omal się nie wywróciła. Z trudem utrzymała się na chwiejnych nogach, choć była pewna, że ziemia pod nią zapadnie się raz jeszcze. Niebo waliło jej się na głowę; a ziemia waliła się pod nią. Świat się kończył. Świat się rozpadał. Po cieniach nie było ani śladu.

Czarnomagiczne kłęby z olbrzymią intensywnością i gwałtownością otoczył podziemny wybuch. Cały Elfi Szlak na ułamki sekund dosłownie podskoczył; połamane drzewa zafalowały, ziemia uniosła się na wysokość koron otaczając z każdej strony Multon a siła wybuchu spod ziemi zafalowała całym lasem Waltham. Wszystko opadło, a w miejscu, w które wpadł chwilę wcześniej lord Kentu wybuchnął płomień niczym strumień gorącego powietrza na wysokość kilkudziesięciu metrów. Ziemia wokół rowu zapadła się gwałtownie, pochłaniając kolejne metry kwadratowe terenu lasu. Bezwładne ciało uzdrowicielki uniosło się wraz z wszystkim z ziemią, a potem runęło w dół na niestabilny, grząski teren, który stopniowo się zapadał, stopniowo tworząc krater o średnicy 30 metrów. Ogień buchnął z wnętrza ziemi, zajmując okoliczne korony drzew, zajmując też szatę Multon. Jedna z kobiet na szlaku, wyraźnie ranna z zakrwawioną twarzą chwyciła uzdrowicielkę za ręce i pociągnęła ją w stronę stabilniejszego fragmentu gruntu. Ziemia pod nimi drżała, a ogień w końcu objął je obie. Popchnięta Elvira znalazła się dalej od płonącego dołu, ale ziemia posypała się pod wiedźmą, która jej pomogła. Płomienie lizały nogi Multon, raniąc i parząc ją dotkliwie. Wspinały się po niej, przez kaftan, który ochronił ej korpus, na ręce i dekolt. Platynowe włosy czarownicy skruszyły się i spopielały pod wpływem ognia i temperatury. Krzyk kobiety, którą trawił żywcem ogień wypełnił Elfi Szlak — kiedy puściła się i osunęła w krater, niosły się za nią jeszcze chwilę. Będący pod postacią czarnej mgły Tristan nie poczuł ani ognia ani gazu, który go otoczył, ale energia i magia wypchnęły go mimochodem na powierzchnię razem z buchającymi z rowu płomieniami. Zniszczenia były tak olbrzymie, a ziemia sypała się w zapadlisko w tak dużej ilości, że zaczęła przysypywać rów, a wraz z nim częściowo ograniczyć ognisty gejzer. Płomienie zmalały, wystając niewiele ponad ziemię, trzaskając w dole jak rozpalone dopiero co ognisko. Wielki rów zmienił się w końcu lej, a ogień zmalał, choć nie przestał się palić ani na chwilę. Krzyki wokół rozumiały znów; meteoryty spadały z nieba, a las płonął. Trzęsienie wywołane olbrzymią podziemną eksplozją miało przynieść olbrzymie straty dla wszystkich terenów wokół.

Mistrz Gry dziękuje za udział w wydarzeniu, to już koniec.
Vergil, Gudrun, Deirdre - opuściliście temat. Możecie kontynuować wątek w dowolnym temacie. Elvira i Tristan są zobowiązani do odpisania w tym wątku - oboje możecie go opuścić o własnych siłach lub z pomocą. Wszyscy jesteście zobowiązani są do wykonania kolejnego rzutu w wydarzeniu: Noc Tysiąca Gwiazd. Możecie już rozpoczynać swoje wątki w nowym okresie. Możecie pisać kontynuacje tego wątku z uwzględnieniem opisanych tu wydarzeń.

County of London, Kent, Essex, Middlesex i Surrey otrzymują +10% destabilizacji terenu z tytułu trzęsień ziemi.

Lokacja została edytowana.

Paxo Elviry leczy 30 obrażeń psychicznych

Żywotność:
Elvira:  102/222 (obrażenia tłuczone -30; oparzenia -50*, psychiczne -40) KARA: -30 (+5 do rzutu za splamienie);
*nogi i pośladki rana I stopnia - oparzenie I stopnia; ręce ramiona poparzone nieco słabiej, poważnie, ale nie pozostaną na nich trwałe blizny; kaftan osłonił tułw czarownicy; dekolt i twarz lekkie poparzenie
Tristan: 227/232 (obrażenia cięte -5) (+20 do rzutu za opętanie)

Gracze, którzy opuścili temat:
Wendelina: 135/160 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Valerie: 190/220 (obrażenia tłuczone -10; psychiczne -20) KARA: -5
Manannan: 215/240 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5 (+5 do rzutu za splamienie)
Imogen:  192/227 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -30) KARA: -10
Marcelius: 195/260 (złamany nos -40; obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -10
Melisande: 195220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Yana: 182/207 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Maria: 192/227 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -30) KARA: -5
Primrose: 190/215 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Cornelius: 205/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -10; )
Sophos: 207/232 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5
Arsene 193/218 (obrażenia tłuczone -10; psychiczne -15) KARA: -5
Rigel:  127/155 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20, -3 osłabienie) KARA: -5
Vivienne: 195/220 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -20) KARA: -5

Gudrun: 199/214  (obrażenia tłuczone-5; obrażenia psychiczne -10)
Vergil: 212/232 (obrażenia tłuczone -5; psychiczne -15; ) KARA: -5
Derdre: 226/231 (obrażenia tłuczone -5) +20 do rzutów dzięki opętaniu


Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]08.12.23 22:49
Nie miała pojęcia co dokładnie wydarzyło się tego dnia na Elfim Szlaku - podejrzewała, że nie wiedział tego jeszcze nikt, gdyż wszystko postępowało szybko, gwałtownie i zupełnie nieprzewidywalnie. Zaczynała ten dzień, ten pochód pod ręką Corneliusa Sallowa znużona obowiązkami, które jako czarownica z czystokrwistego rodu musiała wypełnić. Zirytowana na Marię z powodu jakiegoś chłopca - dlaczego właściwie była na nią tak zirytowana? W tej chwili nie była sobie w stanie tego przypomnieć, w gwałtownym, niespodziewanym lęku o jej bezpieczeństwo, ale wspomnienia zapewne powrócą do niej szybko, gdy po burzy nadejdzie cisza. Nie była pewna, czy czas zwolnił dla niej po upadku do rozpadliny, czy może wszystko naprawdę wydarzyło się tak błyskawicznie. W jednej chwili wyciągała rękę do Corneliusa i nie słyszała niczego poza natarczywymi szeptami, w następnej była sama w dole, a świat wokół niej drżał i okrywał się pyłem. Temperatura była znacznie wyższa, mogła to rozpoznać po tym jak ściśle przylegały do jej ciała spocone rękawy szaty. Miała jednak wrażenie, że ludzie na szlaku zniknęli w jednej chwili.
Być może była w szoku.
Może miała jednak tę znienawidzoną skłonność do dysocjacji.
Ignorowała rannych i krzyczących, bo poruszając się w tunelu utkanym z ciemności miała wrażenie, że świat poza elfim szlakiem zupełnie przestał istnieć; na sekundy, minuty, godziny - co to miało za znaczenie? Podążyła za Deirdre, bo choć niczego nie rozumiała, wiecznie żywa pozostawała w niej świadomość, że musi wziąć się w garść i zrobić cokolwiek od niej oczekiwano. Nie wierzyła w to, że jej pomoc przyda się Tristanowi, ale lojalność nie pozwalała jej opuścić szlaku dopóki nie usłyszy, że tutaj nie ma dla niej żadnego zadania, że jest potrzebna gdzie indziej. Bo przecież nie była tchórzem.
Za to może była głupia.
Pochyliła głowę i zacisnęła zęby, gdy słowa płynące z ust Deirdre rozniosły się w ciemnym tunelu echem rozdrażnienia, zawodu, stresu. Kiedy to wszystko się uspokoi. Jeśli to wszystko się uspokoi. Ale co dokładnie? To nie był czas na dopytywanie, jeśli Mericourt wspomniała o rannych, znaczyło to, że nie wszyscy uczestnicy pochodu zginęli i mogła być wśród nich Maria.
Nie, nie mogła teraz myśleć o tej dziewczynie. Segregacja rannych była ważniejsza.
Skinęła głową bez odpowiedzi i przyspieszyła kroku, gdy Deirdre rozmyła się w obłoku czarnej mgły. Ile by dała, by również być w stanie to zrobić! Zamiast tego mogła jednak tylko biec po nierównym gruncie, spięta, że jakikolwiek niefortunny krok pośle ją z powrotem w otchłań.
Zanim zdążyłaby odbiec wystarczająco daleko obejrzała się jeszcze przez ramię, zatrzymując na najkrótszą z chwil. Obejrzała się przez ramię, żeby sprawdzić, czy Tristan Rosier, tak jak Deirdre, na pewno przeobraził się w obłok i uciekł z pułapki.
Przeklęci niech będą wątpiący w moją moc. Gdzieś o tym chyba czytała, co?
Ciemność nad jej głową rozwiała się w setki połyskujących smug, które ją oszołomiły. Noc nie miała prawa być tak jasna, wyglądało to tak jakby wszystkie gwiazdy z nieba w jednym czasie zaczęły opadać na ziemię, choć to nie miało prawa się wydarzyć, wiedziała przecież i to musiała być halucynacja. Czyż jednak las wokół niej nie płonął? W którym momencie zaczął płonąć? Zakaszlała znów, świadoma cierpkiego posmaku pyłu na języku, zaczęła biec szybciej, mniej ostrożnie niż wcześniej, a potem zachwiała się pod kolejną falą trzęsienia ziemi, w ostatniej chwili chwytając wstającej na nogi kobiety. Zetknęły się spojrzeniami, jedne rozszerzone źrenice przeciw drugim. Potem podziemna eksplozja szarpnęła nią jak lalką i nim odzyskała świadomość własnego ciała zaczęła znów zapadać się po grząskim gruncie.
Podmuch gorąca wepchnął jej do płuc powietrze, które dopiero co wypuściła, zachłysnęła się własnym krzykiem, panicznie ściskając różdżkę w dłoni, ale nie mając w głowie ani jednej inkantacji, ani jednego zaklęcia. Wszystko wokół płonęło, niebo, drzewa, trawa, ziemia, ona. A może tylko jej się zdawało?
Ktoś złapał ją za rękę, pociągnął na grunt, który nie osuwał się z tak wielką prędkością. Świat jednak nie przestawał się rozpadać i za chwilę rozpadł też pod ranną i Elvira może mogłaby spróbować ją złapać, ale przeszywający, nieludzki ból który objął ją całą odebrał jej rozum.
Widziała płomienie wspinające się po jej szacie, czuła ich zimne liźnięcia, wiedziała, że płonie i nie mogła w to uwierzyć. Wrzask wezbrał w jej krtani, ale zdusiła go przygryzając usta do krwi. A może nie? Może ten krzyk kobiety wpadającej w czeluść był również jej własnym?
Nie zaznała tak gwałtownego bólu od czasu gdy Ramsey Mulciber rozerwał jej rękę. Wtedy jednak upływ krwi dość szybko pozbawił ją przytomności. Teraz nie miała tego komfortu, od cierpienia nie było żadnego ratunku i nie mogło być, bo inaczej zginie. Kolejny dźwięk, który wydarł się z jej ust nie był krzykiem ani nawet wołaniem o pomoc - był zwierzęcym, wściekłym warknięciem, po którym odepchnęła się nogami i rękami od ziemi, na którą upadła, dalej od krateru, dalej od ognia.
Tyle że ogień był wszędzie wokół niej. W niej.
Zmusiła się do tego, żeby wstać, odejść dalej, choć momentalnie zgięła się w pół w spazmach bólu. Piekły ją ręce, piekły ramiona, na nogi nie chciała nawet patrzeć, choć wiedziała, że z jej długiej, czarnej spódnicy zostały same strzępy. Swąd spalonej skóry, spalonych włosów przypominał zapach niosący się nad tłumami w Stoke-on-Trent. Pamiętała go dobrze, pamiętała też tłumy, bo oglądała je z podestu, z cholernego podium.
Wypluła krew z przygryzionej wargi i zaczęła kierować się w kierunku, z którego dobiegało najwięcej krzyków. Żywi ludzie. Potrzebowała żywych ludzi. Czy sama była żywa? Nie miała pojęcia. Musiała wyglądać jak wrak, ale była cholerną Elvirą Multon i ściskała w dłoniach te części jej szaty, które wciąż się tliły, bo ogień jej nie spali. Stawiała chwiejne kroki półnagimi, poparzonymi nogami, okryta zaledwie strzępami w okolicach pasa. Tyle wystarczy. Nie mogłaby przejmować się tym mniej, gdy każdy krok sprawiał jej taki ból jakby jej buty stopiły się z ciałem. Musiała krwawić i musiała oddychać, i musiała dotrzeć do żywych ludzi.
Nie stękała ani nie płakała. Nie obejrzała się więcej za siebie.
Jedyną prawdziwą rzeczą był teraz palący gorąc. Nie wiedziała, czy ten ogień (prawdziwy? nie?) podążył za nią czy może to ona zabrała go ze sobą.
Wiedziała tylko, że nie spłonie.

Uciekam z Ognistych Wrót, docelowo do reszty uciekinierów lepiej późno jak wcale

Mistrzu Gry dziękuję za piękny wątek i za traumy, zbieram jak naklejki na Świeżaka <3


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Ogniste Wrota [odnośnik]15.12.23 15:15
Marie, powtarzał w myślach, lgnąć w otchłań; nie wiedział, czym była, nie rozumiał, skąd wziął się jej głos, ani dlaczego go wołał, nie mogł wiedzieć, czy istniała szansa, choćby licha możliwość, że głos ten był prawdziwy, że to - czymkolwiek to było - przełamało jakąś niewidzialną barierę między światem żywych i umarłych, że ona, jej dusza, że gdzieś tu była, była i wołała go, gdzie jesteś, Marie? Lecz im dalej brnął za jej głosem, tym wyraźniej czuł, że nie dobiegał wcale z dołu, dobiegał z boku, z góry, z dołu, z ukosa, zewsząd, był wszędzie, obezwładniał go i otaczał, dał się wciągnąć w pułapkę. Dopiero po chwili dostrzegł zmiany, ogień wydobywający się spomiędzy przepaści, czuł te wstrząsy, wysoko nad nim, mglista postać zawirowała i błyskawicznie zawróciła w górę, umykając przed rosnącym ogniem, zbyt późno, zbyt wolno, uderzenie magii wypchnęło go samoistnie, ale niezdolne było go zranić. Czuł bijący od płomieni gorąc, mieniły się w dole, uderzały ognistymi falami, na szlaku, z którego w większości zbiegli już ludzie - jego rodzina była bezpieczna, a to było dla niego teraz najważniejsze.
Języki ognia wspinały się po drzewach, krzewach, ciałach czarodziejów, ognisty gejzer buchał żarem. Płonęła ziemia, płonęło też niebo, tysiącem spadających gwiazd. Zlany z czernią nocy zatoczył koło nad terenem, oceniając skalę zniszczeń i nie dowierzając temu, czego właśnie stał się świadkiem. Ta moc, ta siła, ta potęga, którą poczuł na szlaku, musiała być nierozerwalnie połączona z blaskiem komety. Jak i dlaczego - tego nie rozumiał. Czy to te moce, moce pradawnych duchów, wpierw ściągnęło kometę, a potem strąciło ją bezdusznie z gwiezdnego firmamentu? Czym była? Czy miała przynieść coś oprócz tej niewyobrażalnej katastrofy?
Vivienne znajdowała się w dobrych rękach, rękach Melisande i rodziny jej męża, nie szukał jej, z tej pozycji, z wysoka, dostrzegał, jak daleko sięgały zniszczenia - i zaczynał rozumieć, jak daleko sięgnąć jeszcze mogły. Gwiazdy uderzały wszędzie. Meteoryty pozostawiały po sobie śmierć, ogień i głębokie kratery. Czy Kent było bezpieczne? Czy Dover stało całe? Czy jego brzemienna żona przedostała się do bezpiecznego schronienia? Wiedziała, gdzie znajdowała się rodzinna krypta - nawet, jeśli nie była najprzyjemniejszym miejscem na spędzenie nocy. Musiał czym prędzej do niej dotrzeć. Skrzacia magia stanowiła dla niej potężną ochronę, ale skrzat był tylko skrzatem, zwierzęciem, które słusznie wywiązywało się ze swoich zadań. Jako czarodziej mógł przecież więcej. Jako czystokrwisty czarodziej zdolny był dokonać więcej.
Mglisty kłąb poszarpał się na kolejnym powiewie wiatru, gdy niby rój drobnych owadów połączył się ponownie, znów pomknął przed siebie, do domu. Do Dover. Do pałacu, bo choć jeszcze kilka chwil temu wdzięczny był losowi, że Evandry z nim nie było w trakcie samej uroczystości, tak samo teraz przerażała go myśl, że spędzała tam czas sama.

/zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogniste Wrota - Page 12 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Ogniste Wrota
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach