Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]10.03.12 23:00
First topic message reminder :

Sala główna

★★
Wnętrze karczmy jest brudne, zaniedbane i zapuszczone, chłodne i odpychające, jeżące włos na głowie nowoprzybyłych. Zwykle też, co ważniejsze, jej wnętrze jest puste, dzięki czemu załatwianie interesów staje się odrobinę łatwiejsze i mniej ryzykowne. Handel kradzionymi przedmiotami, truciznami, alkoholem nieznanego pochodzenia, szmuglowanymi zza granicy miotłami, diablim zielem przemycanym z Bułgarii, czy ciałem – wszystko uchodzi tutaj na sucho, gdyż bywalców obowiązuje niepisany pakt milczenia. Przysięga zachowania dla siebie wszystkiego, co zostało zobaczone, wszystkiego, co zostało powiedziane.
W głównej części lokalu znajduje się kilkanaście ław i stolików, wszystkie podniszczone, pozalewane steryną. Jest tam też oczywiście kontuar, przy którym stacjonuje barman, nie został on jednak ulokowany tuż przy głównym wejściu do Mantykory, a kawałek dalej, skąd pracownicy mają dobry widok na to, kto wchodzi, a kto wychodzi. Nieopodal znajdują się dwie pary drzwi – jedna prowadząca na niewielki korytarz z przejściem do gabinetu i piwnicy, druga – na zaplecze, gdzie krzątają się zatrudnione dziewczyny. W kącie widać też schody, które prowadzą na piętro, ku nielicznym pokojom, w których zdesperowani klienci mogą się przespać lub zaznać uciech cielesnych.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]15.08.19 22:49
Nie zaprzątał swych myśli sytuacją pracujących tutaj ludzi, a w szczególności kelnereczek, które za kilka marnych groszy dorabiały na górnym piętrze. Kompletnie ignorował ich stan, siniaki, czy też maksymalne wycieńczenie pracą i mnogością obowiązków – takowych zresztą dokładały sobie same, decydując się na niemoralne propozycje. Zapewne dłużej zastanowiłby się nad zdesperowanymi mężczyznami, którzy wychodzili z podobną inicjatywą; naprawdę byli tak niesamowicie zniszczeni i nierozsądni, że wybierali podobny styl życia? Oczywiście byli na Nokturnie, gdzie nie brakowało zwykłych bumelantów, pasożytów i moczymord, ale naprawdę ta grupa była, aż tak wielka? Nie powinno go to dziwić, w końcu wrócił do Londynu już przeszło rok temu, jednak nieustannie zwiększał mu się poziom pogardy wobec takowych osób, mimo że już dawno sądził, iż takowy osiągnął swój szczyt.
Zasiadając naprzeciw druha obserwował zmiany na jego twarzy związane z jakże kulturalnym powitaniem. Był przekonany, iż Goyle już dawno przywyknął do jego dziecinnych uwag i nie brał ich w żaden sposób do siebie – bo i po co? Macnair nieustannie przeplatał w swych słowach ironię i choć zwykle bawiła go tylko jego samego, to niespecjalnie mu to przeszkadzało. -To nad czym tak dumałeś przyjacielu? Nie mów mi, że martwi się los ów młódek?- uniósł brew pytająco, a następnie chwycił szkło, które swą czystością wołało o pomstę do nieba. -Do cholery jasnej, co jeśli wcześniej piła z tego jakaś szlama?- mruknął pod nosem wyraźnie krzywiąc się na widok zacieków, poklejonych rantów i pękniętego u podstawy dna. Całe szczęście, że było na tyle grube, iż zawartość nie wypłynęła wprost na jego szatę. -Będziesz czyścił gary Goyle.- zwieńczył unosząc spojrzenie na towarzysza z wyraźnym, kpiącym uśmieszkiem. Wiedział, że zgodzi się. Był o tym przekonany od samego początku.
-W takim razie mamy powód do świętowania.- uniósł kufel radośnie, a następnie uderzył nim – ostrożnie rzecz jasna z uwagi na stan naczyń – w szkło Caelana, by następnie opróżnić właściwie do samego dna. Wolał nie skupiać się na smaku, a samym alkoholowym stanie, który miał nadejść po kilku kolejnych kolejkach. Czym szybciej tym lepiej.
-Najpierw kupmy tą budę, a potem będziemy martwić się resztą. Postaram się o pożyczkę na mały remont, bo jak o ludzi nie trzeba się martwić to niestety cała reszta kosztuje. Sam widzisz co tutaj się dzieje, nie zamierzam przychodzić z obrzydzeniem malującym się na twarzy. Ważna jest też kwestia rozbudowy; działamy teraz, czy faktycznie schodzimy nieco z tonu, by nie przykuwać uwagi? Z jednej strony to zaledwie podwyższy koszty o pięćdziesiąt procent od głowy, ale z drugiej będzie można od razu zacząć działać.- zagaił temat pamiętając, iż w mieszkaniu nie dogadali tego szczegółu. Wychodził z założenia, że nawet jeśli miał opróżnić się do zera to wolał zrobić to teraz, bo inaczej zapewne galeony zaprzepaści na lepszy alkohol. Może Goyle miał do takowego dojście? Po Zimowym Balu, aż mu niedobrze od lokalnych szczyn.
-Wiem, że liczyłeś na długonogą blondynkę. Jak nie będziesz się do mnie dobierał to kiedyś sprawię Ci ów przyjemność.- zaśmiał się pod nosem pragnąc jedynie własną przemianą pokazać towarzyszowi, że sporo rzeczy mogą załatwić w „białych rękawiczkach”.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]17.08.19 21:41
Badawczym wzrokiem wodził po twarzy towarzysza, będąc niezbyt uradowanym z lekceważącego komentarza, który padł z ust Drew. Z jednej strony pracujące tu kobiety nie były jego zmartwieniem, z jakiegoś powodu godziły się na ten los - czy z braku jakiejkolwiek nadziei, czy z myślą o spłacie długów, utrzymaniu swych dzieci, dożyciu do kolejnego miesiąca. Z drugiej, takie widoki trafiały w czuły punkt Caelana. Żeglarz lubił kobiety, najbardziej wtedy, kiedy się nie odzywały, za to pięknie wyglądały, pachniały i ruszały się. Zaniedbane, wychudzone kelnerki, których oczy nie miały już w sobie blasku, wzbudzały w nim uczucia, o których istnieniu prawie zapomniał. Nie wiedział, czy byłby w stanie posiadać lokal, gdzie pracownice prezentowały się tak mizernie, niezdrowo, wywołując tym samym politowanie i złość. Liczył jednak na to, że może przekona jakoś Drew - wszak wyglądająca w ten sposób obsługa, na dodatek obsługa, która również oddawała się na piętrze za garść knutów, nie zachęcała do zostania stałym klientem Mantykory.
- Musisz przyznać, że ich prezencja nie nakłoni nikogo do ponownych odwiedzin - odpowiedział powoli, nie odkrywając przed rozmówcą swych kart. Nie dlatego, że mu nie ufał; rozumiał, że się różnili, próbował więc nakłonić go do swych racji podchodząc do tematu od innej strony. - Czyścić gary? - powtórzył po nim sceptycznie, powoli unosząc swój kufel do ust. - Mogę się jeszcze rozmyślić - burknął, kiedy już przełknął kolejny haust czegoś, co nazywali tutaj piwem. Nad tym również musieli popracować.
Wzniósł toast, opijając wspólną inwestycję; jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałby, że będą dzielić z Drew lokal. Poszedł w jego ślady i bezzwłocznie dopił resztę alkoholu, krzywiąc się przy przełykaniu go. Skupił się na omawianym temacie zakupu i hipotetycznej rozbudowy Mantykory, próbując rozważyć wszelkie za i przeciw. Po chwili wypuścił powietrze z cichym świstem, spoglądając ku twarzy siedzącego na przeciwko dziadka z mieszanymi odczuciami. - Wiem, że rozbudowa tej zatęchłej dziury może zwrócić na nas zbędną uwagę, lecz chyba nie mamy co tego odkładać w czasie. Powinniśmy wykorzystać obecną sytuację, jak najszybciej ruszyć z pracami remontowymi... Jesteś pewien, że chcesz brać pożyczkę? - zapytał, marszcząc przy tym brwi. Mógłby wyłożyć więcej środków z własnej kieszeni, jeśli to miałoby oszczędzić Macnairowi kłopotu. Kto wie, w jakiej sytuacji znajdą się za miesiąc albo dwa, wtedy zastrzyk dodatkowej gotówki może okazać się koniecznością, nie wyborem. - Gdybym chciał spędzić trochę czasu z długonogą blondynką, poszukałbym jej gdzieś indziej - odpowiedział wyraźnie zniesmaczony, woląc wyrzucić z głowy nachalną wizję, którą zaszczepił w niej Drew. Dobieranie się, do niego... - To co robimy? Możemy to załatwić dzisiaj, czy coś stoi na przeszkodzie? - zmienił temat, chcąc wrócić do interesów. Splótł ze sobą palce dużych, pokrytych odciskami dłoni i strzelił stawami, mimowolnie zerkając ku przyglądającemu się im barmanowi.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]19.08.19 16:45
Nie wiedział czym kierowane były zmartwienia Caelana, ale zapewne gdyby tylko mógł czytać mu w myślach dostrzegłby kilka cech, których wcześniej nie był nawet świadom. Sądził, że towarzysz nie był skłonny do litowania się nad czyimś losem, a co gorsza przejmowania się nim – szczególnie jeśli w grę wchodziły panny ze społecznych nizin. Długo można było szukać powodu podobnego losu, albowiem aspektów przodujących mogło być nieskończenie wiele, jednak wychowując się w podobnych warunkach nie przyszło Drew nader się tym zamartwiać. Zaznał smaku ubóstwa i tylko samozaparcie oraz realizacja planów pozwoliła mu względnie „wyjść na ludzi”; w końcu mógł skończyć podobnie jak inni z Nokturnu, dla których największą wartością było zdobycie kilku knutów na kolejnego drinka w obskurnym barze. Na skutek tego nie znał współczucia oraz nie miewał przebłysków litości, bowiem przeważnie najwięcej zależało od samej osoby, a niestety w większości przypadków występowało poczucie pogodzenia się z losem i obarczanie go winą za swą przykrą codzienność.
-Masz rację.- przyznał poświęcając chwilę na ponowne przyjrzenie się jednej z kelnerek.
-Chciałbyś znaleźć kogoś innego na ich miejsce? Myślę, że to nie będzie proste.- spytał powracając wzrokiem do Goyla, który prawdopodobnie miał na to jakiś pomysł. Chyba nie chodziło mu po głowie, aby dać im podwyżkę?
Sceptyczny ton głosu po raz kolejny wywołał u Macnaira perfidny, kpiący uśmiech. Wyobrażenie Caelana zajmującego się naczyniami było wyjątkowo zabawne – ciekawe jak długo pociągnąłby przy ów zajęciu powstrzymując się przed rzuceniem na szatyna czarnomagicznego zaklęcia. Magia potrafiła ułatwić wiele czynności, ale co jakby tak… zabrać mu różdżkę? -Już się tak nie denerwuj, bo w Twoim przypadku ciężko będzie zmienić siwe włosy.- odparł rozbawiony, po czym chwycił papierosa między palce i potarł jego kraniec. Zaciągnąwszy się dymem rozsiadł wygodniej na ławie i rozejrzał na boki, aby zwizualizować sobie możliwości rozbudowy. Goyle miał rację – musieli czym prędzej doprowadzić ów budę do ładu, by zapewnić sobie dodatkowe możliwości, które w końcu stanowiły priorytet przy zakupie Mantykory. -Pożyczka to nie problem, brzmi nawet rozsądniej jeśli nie chcę spłukać się do zera. Mam obecnie kilka lukratywnych, rzecz jasna jak dla mnie, fuch także będę miał na spłatę.- rzucił wiedząc, że towarzysz miał nieco większe oszczędności, ale nie chciał nadużywać jego zaufania. Miał odłożoną gotówkę na ów biznes, jednak nieustannie chodziło mu po głowie, by wesprzeć się dodatkowym funduszem; oprocentowanie było wysokie, lecz do zaakceptowania.
-Nie każ mi być zazdrosnym.- zaśmiał się pod nosem, a następnie skinął głową w kierunku kelnerki, która przyniosła im uzupełnione ognistą szklaneczki. Nie prezentowały się lepiej niżeli te wcześniej, ale wypełnione alkoholem zyskiwały nieco w jego oczach. -Nic.- stwierdził upijając sporego łyka. -Myślę, że możemy udać się do obecnego właściciela i załatwić to od ręki.- rzucił wiedząc, iż ów mężczyzna był na miejscu, więc dźwignąwszy się z ławy zerknął w kierunku drewnianych drzwi prowadzących – zapewne – na zaplecze i ruszył w ich kierunku. Trunek trzymał w dłoni nie chcąc zostawiać go na brudnym, zatęchłym stoliku, bowiem z pewnością nie byłoby już do czego wracać. Z resztą o wiele prościej było dobijać tragów w towarzystwie czegoś mocniejszego.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]21.08.19 18:55
Oczekiwał reakcji rozmówcy w milczeniu, nie zmieniając swej pozycji, nie pozwalając mowie ciała czy mimice twarzy na zdradzenie emocji, które pojawiły się znikąd. Był szowinistą, nie liczył się ze zdaniem większości kobiet, daleko mu było jednak do mizogina; lubił wodzić za nimi wzrokiem, kontemplować ich urodę, a także bliskie towarzystwo ich miękkich, gładkich ciał. Dlatego też stan obsługi Mantykory sprawiał, że czuł się nieswojo. Przełknął głośno ślinę, spoglądając ku twarzy Drew z nieodmiennym spokojem i opanowaniem. - Najpierw zajmijmy się kupnem lokalu, później będzie czas na myślenie o obsłudze - zaproponował ugodowo, niby to obojętnie; los dziewczyn nie był dla niego szczególnie ważny, nie spędzał mu snu z powiek, jeśli jednak mógł zrobić coś, by poprawić ich sytuację bez rujnowania swego majątku... - Może uda mi się wyczytać z ksiąg coś, co pomoże temu zaradzić. - Miał na myśli wymianę personelu; to ani nie byłoby łatwe, ani tanie. Do tego przyciągnęłoby to niepotrzebną uwagę stałych bywalców Nokturnu. Zmarszczył brwi, spoglądając z niemą aprobatą ku papierosowi Macnaira; niewiele myśląc ruszył w jego ślady, samemu również sięgając ku wciąż znajdującej się w kieszeni płaszcza paczce z tytoniem. Krótką chwilę zajęło mu zapełnienie nim bibułki, a następnie sklejenie jej i ulokowanie między spierzchniętymi wargami. - I tak mam już ich niewiele, to nie byłby żaden problem - burknął nieco niewyraźnie, myśląc o swoich przyciętych na krótko włosach. Zaciągnął się, a następnie powoli wypuścił zalegający w piersi dym, kiwając przy tym krótko głową. Jeśli tylko przyjaciel nie miał oporów przed zaciągnięciem pożyczki, ba, uważał ją za rozsądniejsze rozwiązanie, nie miał zamiaru odwodzić go od tego pomysłu. Nie chciał również oferować się ze swymi oszczędnościami zbyt otwarcie, pewnie i tak w najbliższych miesiącach będzie musiał do nich sięgnąć, by załatać tę czy inną dziurę w budżecie przejętego lokalu. - W porządku - mruknął tylko, zachowując oszczędność w słowach i gestach. - Wiesz, że nie musisz być zazdrosny. Masz w moim sercu specjalne miejsce, zaraz po morzu, alkoholu i diablim zielu - dodał, nawet nie udając emocji, spoglądając przy tym kątem oka ku krzątającej się przy ławie kelnerce. Szklaneczki z mocniejszym alkoholem zaiste nie wyglądały wiele lepiej, lecz nie miał zamiaru narzekać; taka ilość Ognistej nie powinna go rozkojarzyć, otumanić czy odwrócić jego uwagi od tematu tego spotkania.
- Wspaniale - odpowiedział z ledwo zauważalnym zadowoleniem, cieszył się, że będą mogli załatwić to od ręki, że przejrzy w końcu księgi i wyrazi ewentualne zastrzeżenia. Wszak była to poważna decyzja, nie mogli kupować Mantykory w ciemno. Powoli zebrał się z zajmowanego do tej pory miejsca; nie wyciągając papierosa spomiędzy warg podniósł rzucone na ławę odzienie, następnie przewiesił je przez ramię, a w końcu chwycił w wolną dłoń szklaneczkę z alkoholem. Upewnił się, że nic nie wypadło mu z kieszeni i ruszył za odmienionym Macnairem w stronę drzwi, które powinny prowadzić na zaplecze. Rozmowę z przyglądającym się im nieufnie barmanem pozostawiał towarzyszowi; wszak to on podobnież nawiązał kontakt z właścicielem, a także dokonał wstępnych ustaleń.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]01.09.19 22:24
Nie martwiłby się zanadto obsługą, bowiem z pewnością nie będą chcieli odejść sami z siebie – pracy nie było nader wiele, w szczególności dla ludzi bez żadnego wykształcenia, dlatego tylko i wyłącznie od nich zależało co z ów kwestią uczynią. W zasadzie mogli nawet nakazać doprowadzić się do ładu i przeznaczyć galeony na kilka szmat – to znaczy kreacji – które mógł zakupić od Solene. Uśmiechnąłby się ładnie, zaprosił na drinka; może i dostaliby cokolwiek w gratisie? W końcu pomógł jej uprzątnąć pracownie po paskudnym huraganie wywołanym anomalią, dlatego wisiała mu przysługę. Gdyby nie fakt, iż nie wiedział jak Goyle zachowywałby się w towarzystwie wili, ani tym bardziej co przyszłoby jej do głowy – a widział już różne, naprawdę różne rzeczy – to zaproponowałby spotkanie we troje. Właściwie nie było to najgorszym pomysłem; finalnie mógł mieć z nich niezły ubaw.
-W końcu do rzeczy. Najpierw działanie, potem mierzenie się z problemami.- skinął głową z aprobatą, po czym ponownie uniósł ognistą w geście niemego toastu i upił łyk. -Myślisz, że istnieje na to szansa? Wyprowadź mnie z błędu jeśli się mylę, ale chyba nie mamy żadnego obowiązku trzymania ich wszystkich?- spytał zapobiegawczo, kiedy Caelan wspomniał o konieczności sprawdzenia księg. Istniały jakiekolwiek zapisy o konieczności zachowania innej płynności jak finansowej? Ciekawe, faktycznie warto było temu się przyjrzeć by nie popełnić gafy już na samym początku, bowiem wtem smród będzie się ciągnął nim ktoś o tym nie zapomni.
Słowa towarzysza wywołały na jego twarzy szyderczy uśmiech. Rzadko żartował, równie rzadko w ogóle podchodził z dystansem oraz ironią do pewnych spraw, dlatego nieco zdziwił szatyna ten przejaw lepszego nastroju. Czyżby Goyle naprawdę cieszył się z nowej inwestycji? Wszystko na to wskazywało. -No, no. Nie przestajesz mnie dzisiaj zadziwiać.- uniósł kącik ust, a następnie zaciągnął się nikotynowym dymem zerkając jak towarzysz sam układał na bibułce tytoń.
-Przed żoną i kochankami? Całe szczęście, że mamy oddzielne pokoje.- zażartował kąśliwie, choć nie mógł ukryć, iż były to istotne słowa. Macnair cieszył się, że ich relacje znów powróciły na stare, właściwe tory, a nawet śmiało można było rzec, iż nabrały nowego tempa. Szanował Caelana, cenił jego upór, odwagę oraz umiejętności – dobrze, że ponownie weszli sobie w drogę. Rzecz jasna zrozumiał kpinę, wiedział że hierarchia była zupełnie inna – przynajmniej w jego kwestii – ale to nie zmieniło faktu, iż był zadowolony z takiego obrotu spraw. -Jestem rad, że wciąż je posiadasz.- odparł odnośnie serca i uśmiechnął się przebiegle samemu pokładając wątpliwości w istnienie swojego. Być może było z kamienia, być może jak lód, ale z pewnością nie wpasowywało się w powszechnie uznaną charakterystykę.
-Załatw coś mocniejszego żeby uczcić zakup. Z pewnością masz o wiele lepszy towar niżeli Ci z Nokturnu.- dodał jeszcze słysząc o Diablim Zielu, po czym skinął głową na aprobatę towarzysza; nic nie stało na przeszkodzie, aby załatwili to faktycznie dziś.
W pierwszej chwili chciał zapukać do drewnianych drzwi, jednak szybko się zreflektował. To oni robili mężczyźnie przysługę i to on winien zadbać o ich dobre samopoczucie oraz komfort w owym miejscu. Rzecz jasna nie chciał otwarcie sprzedać Mantykory, ale Macnair był świadom jego prywatnych długów oraz ogólnego zniechęcenia i wypalenia. Nacisnął klamkę i wszedł do środka rozglądając się badawczym wzrokiem po zniszczonym wnętrzu; cuchnęło tu zgnilizną, pleśnią i kiepskim tytoniem. Nieopodal wąskiego okna stało biurko otoczone niskimi szafkami, a przed nim znajdowało się wytarte, skórzane krzesło, na którym dupsko wygrzewał zapewne właściciel przybytku. Nad jego głową unosił się ów cuchnący dym. Macnair odchrząknął donośnie, po czym uniósł alkohol do ust i upił znacznej jego ilości. -Doszły nas słuchy, że szukasz kupców na lokal.- zaczął prosto z mostu wiedząc, że człowiek przed nim nie jest żadnym uczonym tudzież grzeszącym kurtuazją człowiekiem. Ruszywszy przed siebie wyciągnął z kieszeni niewielki mieszek złota, który rzucił wprost na drewniany blat. -Płacimy od ręki.- dodał oczekując na reakcję; w pierwszej chwili jego twarz poczerwieniała, ale na widok galeonów przybrała zupełnie inny wyraz.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]03.09.19 18:44
- Nie, nie, nie o to chodzi. Nie mamy obowiązku trzymać ich wszystkich - wyjaśnił krótko; mógł się wyrazić precyzyjniej. Wolał jednak nie myśleć teraz o ewentualnych zwolnieniach czy zmianach w personelu. Bo czy kelnerek było zbyt wiele? Albo czy planowali zrezygnować z handlu ich ciałami? Przedyskutowaniem tych kwestii powinni zająć się później, kiedy już zyskają pewność, czy lokal nadaje się do kupna, czy może tonie w długach i powinni raczej zwrócić swój wzrok w innym kierunku. - Może po prostu znajdę w księgach coś, co pozwoli nam na załatwienie omówionego problemu bez wkładania w to dodatkowych pieniędzy czy podejmowania drastycznych działań. Coś czuję, że obecny właściciel nie przykładał większej wagi do skrupulatnego zestawiania przychodów i rozchodów. Istnieje szansa, że uporządkowanie ewentualnego bałaganu w papierach przyniesie nam nieoczekiwane korzyści - dodał jeszcze, próbując podchwycić spojrzenie rozmówcy. Dobrego humoru Caelana nie była w stanie popsuć nawet sugestywna wzmianka o osobnych pokojach; z kochankami się nie krył, zdarzało im się przecież wspólnie bywać na mocno zakrapianych pokazach burleski, które kończyły się w ramionach dopiero co poznanych kobiet. - Ech - westchnął wymownie, lecz w kąciku jego ust pojawił się cień uśmiechu. Mógł sprawiać wrażenie wiecznie niezadowolonego, reagującego na kolejne żarty irytacją czy nawet złością, była to jednak mimowolnie odgrywana rola, która tylko podkreślała ich różnice, nadawała jeszcze większej dynamiki ich wieloletniej relacji. Widział w Macnairze zaufanego druha i nie wyobrażał sobie, by ten miał nagle stać się śmiertelnie poważny, milczący, gniewny. - Nie martw się, kiedyś jeszcze trafimy do jednego pokoju - mruknął, nie precyzując, co dokładnie miał na myśli; niech wyobraźnia rozmówcy zrobi swojego i poprowadzi go w najodpowiedniejszym kierunku. - Gdyby mojego serce zanikło, bylibyśmy do siebie zbyt podobni.  - Znał go na tyle dobrze, że zdawał sobie sprawę z tego, co Drew sądził na swój temat - a także by już nie raz i nie dwa słyszeć przechwałki o braku wspomnianego organu. - W porządku - odezwał się znowu, odnotowując w pamięci, by przejść się do doków i zwrócić się z prośbą do kilku zaufanych kapitanów. Może któryś z nich dopiero co przybił do brzegu i miał ze sobą coś godnego świętowania nowej inwestycji.
Z przewieszonym przez ramię płaszczem i trzymaną w dłoni szklaneczką z alkoholem podążył za Drew na zaplecze, gdzie znaleźli zdziwionego, zaniedbanego czarodzieja. Żeglarz zmarszczył brwi, gdy do jego nozdrzy dotarła mieszanina potu, pleśni i taniego tytoniu, nie miał jednak zamiaru komentować tego choćby słowem. W milczeniu obserwował scenkę, którą odgrywał jego towarzysz - choć wydawało mu się, że zaskoczony właściciel spróbuje wyrzucić ich za drzwi, to pobrzękująca kusząco sakiewka skutecznie zamknęła mu usta. - Nim jednak zapłacimy, chcielibyśmy obejrzeć księgi. Wszelkie papiery, które mogłyby nam pokazać, w jakim stanie finansowym znajduje się lokal - odezwał się po chwili, spoglądając ku czerwieniącemu się nieznajomemu z nieukrywaną niechęcią. Ponad pół godziny wertował niechlujne, wybrakowane w kilku miejscach spisy zarabianych i wydawanych pieniędzy. I choć irytował go stan, w jakim znajdowały się papiery - a także świadomość tego, jak wiele czasu będzie musiał poświęcić na doprowadzenie ich do względnego porządku - to wyglądało na to, że nie powinni obawiać się rychłego bankructwa. - Możemy działać - zwrócił się w końcu do Drew, nie chcąc jednak rozwijać swej myśli, nie przy tym obwiesiu. Z hukiem odłożył grube tomiszcze na blat obdrapanego biurka i posłał wciąż będącemu w stanie osłupienia właścicielowi ostatnie pogardliwe spojrzenie. Nie było to normalne przejęcie lokalu, nie tak odbywały się normalne pertraktacje, to jednak nie była normalna sytuacja, zaś oni, jako Rycerze Walpurgii, nie musieli obawiać się nikogo i niczego.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]23.09.19 21:28
Uśmiechnął się pod nosem na otwarte potwierdzenie, iż Goyle myślał podobnie – nie byli zobligowani do trzymania całego personelu nawet jeśli ilość pracujących osób nie była nader duża. To im przyjdzie decydować o ich przyszłości, być może skuszą się na nałożenie nowych obowiązków, do których mogą dodać aspekt wizualny ukierunkowany na autoprezentację. Jasnym było, iż nie pozyskają do owego miejsca nikogo wyjątkowego, jednakże nie mogli pozwolić sobie na tak niski poziom. Aktualny właściciel widocznie miał zupełne inne podejście i dlatego też podupadł budżetowo, a może nawet stał się kompletnym bankrutem. Nie wiedział, sprawdzenie tego było idealnym zadaniem dla Caelana, który z pewnością podliczy go co do knuta.
-Co przykładowo może nam je przynieść?- spytał zaciekawiony, bowiem nic nie poprawiało mu nastroju podobnie jak wizja większych zarobków i jeśli towarzysz miał na to jakiś pomysł warto było się takowym podzielić. Nader duże wydatki związane z wspomnianą obsługą? Zbyt mały narzut na towarze? Nagłe, intensywne podwyżki mogły zniechęcić i tak zubożałą klientelę, lecz jasnym było, że nie przestaną pić trunków marnując tym samym ostatnie grosze na stan upojenia – musieli to przedyskutować, znaleźć wszelkie za oraz przeciw, i na tej podstawie podjąć finalną decyzję.
Widząc cień uśmiechu na ustach druha uniósł nieznacznie brew wiedząc, że w końcu udało mu się go rozbawić. Kamienną twarz Caelana wielu odczytałoby jako element odzwierciedlający jego charakter; sztywny, poważny typ, któremu lepiej nie zajść za skórę. W rzeczywistości było zupełnie inaczej – może i był nieco nobliwy, ale kiedy tylko znajdował się przy zaufanych osobach pozwalał sobie na nieco luzu oraz humoru. Szatyn już długo czekał, aż w końcu przyjdzie im się we dwoje upić i tym samym skazać siebie samego na konieczność wysłuchiwania drętwych żartów, jednak lepszy rydz niż nic. Zawsze udawał, że podobne go bawiły byle nie sprawić kumplowi przykrości, ale o tym nie musiał wiedzieć. -Nie mogę się doczekać.- uśmiechnął się ironicznie, a następnie upił sporej ilości trunku, który nieustannie piekł go w gardle swym okropnym smakiem. Na wspomnienie o sercu zmrużył oczy udając obrażonego, choć Goyle z pewnością miał świadomość, iż tylko zgrywał się.
Minuty zdawały się zamieniać w godziny, gdy okropny tytoń buzował mu w głowie niczym najbardziej paskudny narkotyk. Był przekonany, że jeśli posiedziałby tutaj dłużej to wyszedłby na wyjątkowo ostrym, ale mało przyjemnym haju. Jak można było przesiadywać w tej klicie? Upijając alkoholu starał się uspokoić coraz silniejsze wirowanie w głowie, cholery huragan, który najwyraźniej służył Goylowi, bowiem przeglądał kolejne dokumenty w niesamowitym tempie. Być może na tych jego łajbach cuchnęło podobnie? Parunastu chłopa, rum, pot i tytoń – musiał go kiedyś o to zapytać. Nie zerkał na – jeszcze – obecnego właściciela Mantykory, nie zależało mu na jego zdaniu, albowiem był przekonany, że i tak w większości aspektów by kłamał. Po co miał sobie kłaść kłody pod nogi? Tylko idiota zachowywałby się podobnie.
W chwili, gdy Caelan wypowiedział te najistotniejsze słowa usta Macnaira wygięły się w charakterystycznym, kpiącym wyrazie, a spojrzenie w końcu powędrowało do mężczyzny.
-Skoro już wiemy, że masz syf w papierach, co wnioskuję po minie mojego towarzysza, ile chcesz za ten przybytek? Kupujemy w ciemno, więc liczę na dobrą propozycję. Dobrze wiesz, że nie jest to nader prosperujące miejsce, więc innych kupców szybko nie zyskasz.- powiedział upijając do dna trunku, a następnie odstawił szkło na brudny blat i skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej. -Co myślisz, ile możemy za to dać?- spytał Goyla wiedząc, że to żeglarz był od liczenia, a on od robienia szopki.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]29.09.19 17:43
- Może bylibyśmy w stanie zdobywać ten sam towar, ale taniej - wszak mamy swoje znajomości, ty i ja. Obecny właściciel może wydawać pieniądze na coś, co my będziemy woleli wykonać bez zdzierających z nas pośredników. Zobaczymy. - Nie chciał strzelać w ciemno, możliwości było jednak wiele. Nie wierzył w umiejętności organizacyjne tego, który sprawował pieczę nad Mantykorą, i był święcie przekonany, że księgi miały utwierdzić go w tym przekonaniu.
Przeglądał je z wprawą, stosunkowo szybko, lecz przy tym skrupulatnie. Gdyby chciał, mógłby spędzić nad nimi i cały dzień, to mijałoby się jednak z celem. Wolał skupić się na tym, jak prezentowały się comiesięczne przychody i rozchody, na co właściciel wydawał tyle sykli i czy w ogóle zadawał sobie trud, by umieszczać w spisie wszelkie wydatki. Ile drobniaków ginęło w kolejnych kieszeniach, nie zasługując na choćby najlakoniczniejszą wzmiankę w księgach? W końcu oderwał się od niechlujnie prowadzonych rejestrów i dał Macnairowi znak do działania, samemu spoglądając ku obecnemu właścicielowi z nieskrywaną pogardą. Wolałby nie brać już udziału w dalszej wymianie zdań, pozostawić dopięcie tej transakcji na ostatni guzik towarzyszowi - nie zwracał większej uwagi na panujący w gabineciku zaduch, drażniącą nozdrza mieszankę zapachów - nie chciał jednak zostawiać go tutaj samego, gdyby przypadkiem przyciśnięty do ściany czarodziej próbował sztuczek. - Nie więcej niż... dziesięć galeonów - odpowiedział w końcu, wwiercając w siedzącego za biurkiem nieznajomego natarczywe spojrzenie zmrużonych gniewnie oczu. Mógł protestować, mógł się targować, nie powinni jednak dawać wiele więcej, jeśli nie chcieli ryzykować. - Nie powinieneś odrzucać tej propozycji, to twoja szansa na odejście stąd z jakimikolwiek pieniędzmi i poszukanie szczęścia gdzieś indziej - dodał jeszcze, na co rozmówca spąsowiał, oburzony lub zaskoczony bezpośredniością intruzów. Caelan wiedział, że w rzuconym na blat mieszku jest nie mniej, nie więcej niż wspomniana kwota; już wcześniej rozmawiali na temat tego, ile są w stanie przeznaczyć na ten lokal, zaś księgi nie zaniepokoiły go, nie musieli więc rezygnować z tego przedsięwzięcia.
Niewiele później opuszczali już lokal nieco ubożsi, lecz w posiadaniu aktu własności, a w przypadku Caelana - także ksiąg, w które musiał się wczytać w zaciszu swego gabinetu. W końcu pożegnali się i rozeszli każdy w swoją stronę, wpierw ustalając, gdzie i o której obleją zakup lokalu.

| 2xzt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]05.01.20 16:15
-Rad jestem, że wierzysz mi na słowo. Czyli pierwszy etap mamy za sobą.- puścił jej oczko wykrzywiając wargi w ironicznym wyrazie. Skłamałby twierdząc, że ów rozmowa działała mu na nerwy tudzież co gorsza po prostu nudziła – dziewczyna zdawała się być interesująca, choć nieustannie odnosił wrażenie, iż nieco wycofana, a może po prostu skryta? Nie mniej jednak nie było to zbyt istotne, zależało mu na spędzeniu ciekawego wieczora, a może i nawet nocy, bowiem w końcu nie codziennie obchodziło się trzydzieste urodziny. Za każdym razem jak o tym myślał kpiący uśmiech mimowolnie pojawiał się na jego twarzy; młodszy nie będzie, głupszy też nie.
-Uznam to jako komplement, a wytłumaczę urokiem osobistym.- posłał jej kolejny szarmancki uśmiech i mimo ciekawości nie drążył tematu wyglądu. Żartował ze wcześniejszym pytaniem, ale wcale nie ubodło go to, iż w pewnym stopniu na niego odpowiedziała. -Nie ukrywam, że podoba mi się fakt, iż aroganccy są w twoim typie.- dodał jeszcze nim opróżnił szkło i udał się do drzwi. Doskonale widział zaskoczenie malujące się na jej twarzy; cóż nie mógł się temu dziwić, ponieważ w końcu niecodziennym było widzieć metamorfomaga. Większość czarodziejów wciąż mało przychylnie spoglądało w ich kierunku, jednakże szatyn zupełnie to ignorował i traktował swoje geny niczym dar. Nie zliczyłby na palcach ile razy podobny uratował mu skórę tudzież pozwolił zdobyć informacje, o których w innym przypadku mógłby jedynie pomarzyć. Samo włamanie do Departamentu Tajemnic brzmiało niczym bajka – jednak mu się to udało i z sukcesem wyniósł niezbędne eliksiry dla Śmierciożerców podczas szturmu na Azkaban.
Idąc wzdłuż uliczki słyszał krok; wiedział, że dziewczyna rusza za nim dlatego zwolnił nieco tempo i poczekał nim nie zrównali się ramionami. Prowadził ją w miejsce gdzie „zwykli” czarodzieje nie zapuszczali się nocami, co nie mogło dziwić, bowiem nawet władze i służby porządkowe zdawały się omijać Śmiertelny Nokturn szerokim łukiem. Czy obawiał się o nich? Nie. Był tam stałym bywalcem, znał zasady i choć nie czyniło go to nietykalnym to z pewnością o wiele bardziej bezpiecznym niżeli innego przechodnia. -Nie słyszę przyspieszonego oddechu.- szepnął naciągając kaptur czarnego płaszcza na głowę, gdy tylko skręcili w wąską kamieniczkę. -Czyżby rejony były Ci znane?- zaśmiał się cicho, po czym przyspieszył kroku wiedząc, że im mniej czasu pozostawali na widoku tym mniejsza szansa na wpakowanie się w kłopoty. Nie chciał afiszować się znajomością najpotężniejszej z magicznym dziedzin, a byłoby to nieuniknione gdyby jednak jakieś pijane rzezimieszki zapragnęły zaleźć im za skórę.
-Tędy.- wskazał głową drogę i sięgnął po wężowe drewno, które zacisnął między palcami.
-Włamywałaś się już kiedyś?- spytał rzucając jej krótkie, rozbawione spojrzenie. Wygięte wargi w kpiącym wyrazie sugerowały tylko jedno – nie kłamał, naprawdę zamierzał dostać się do ów lokalu, pod którym właśnie się zatrzymali. Oszczędził jej wiedzy, iż tak naprawdę należał do niego samego; chciał wybadać reakcję, odczytać targające emocje satysfakcji, podekscytowania lub dezaprobaty i lęku. -Alohomora- wyszeptał zatrzymawszy różdżkę na zamku, po czym szybkim ruchem dłoni pociągnął za klamkę i wślizgnął się do środka. Panujący odór wilgoci momentalnie zaatakował jego nozdrza – musieli wraz z Caelanem czym prędzej doprowadzić Mantykorę do świeżości, bowiem nawet samotne przesiadywanie w ów miejscu było katorgą. Liczył jednak, że dziewczynie nie będzie to aż nad to przeszkadzać – nie zachowywała się jak przesadna paniusia. -Cały bar tylko dla nas. Bez paskudnego barmana, który oszczędzał na nieswoim alkoholu.- rzucił nieco głośniej i skierował się za ladę skrywającą uwielbiane procenty. -To czego się napijesz kwiatuszku? Zamknęłaś za sobą drzwi?- spytał unosząc wzrok w jej kierunku. W jedną dłoń chwycił butelkę ognistej, zaś w drugą szkło, które bez zawahania uzupełnił po brzegi – tak jak lubił.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]12.01.20 22:21
Nie sądziła, że zwykła rozmowa z człowiekiem, którego nie znała, może okazać się na tyle ciekawa i wyjątkowo ją bawić. Pierwszy raz od dawna nie miała ochoty uciec przed wymianą zdań z kimś obcym, a wręcz przeciwnie wyczekiwała, jak dalej się to potoczy, nie czując zmęczenia i przesadnego wymuszania w poruszanych tematach, które przychodziły dość lekko. Wiedziała, że najpewniej popełniała błąd, pozwalając sobie na pewną swobodę i obdarzenie go nawet minimalnym zaufaniem, gdy zgodziła się brnąć w to, co mógł wymyślić. Dziś nie zamierzała żałować zbyt wielu rzeczy.
Uśmiechnęła się lekko, kiedy puścił jej oczko. Cóż faktycznie szybko przebrnęli przez kwestię uwierzenia na słowo, ale sprzyjała temu atmosfera urodzin i najwyżej za parę godzin właśnie na to zgoni całą winę.
Reakcje na swoje słowa pozostawiła bez komentarza, temat był na tyle rozwlekły, że gdyby trzymali się go dalej, najpewniej doczekaliby świtu.
Wcześniej w całym życiu spotkała tylko jednego metamorfomaga i to jeszcze podczas pobytu we Francji. Tam zdecydowanie przychylniej spoglądano na wszystkich, którzy w bardziej surowej Anglii byli narażeni na otwartą niechęć. Dlatego widząc, jak wrodzoną umiejętność wykorzystuje teraz mężczyzna, była zdziwiona i nabrała całkowitej pewności, że jej towarzysz nie przejmuje się opinią otoczenia.
Spojrzała na niego krótko, gdy zwolnił krok i umożliwił jej zrównanie się z nim. Nie pytała, gdzie idą, zdecydowanie woląc przekonać się o tym, gdy dotrą na miejsce.
Po kilku minutach dotarło do niej, gdzie najpewniej ją prowadzi, dlatego zerknęła na niego ponownie. Lekkie zwątpienie pojawiło się na moment, ale nie została w tyle. Nokturn był ostatnim miejsce, które chciałaby odwiedzić dzisiejszego dnia, ale może było warto? Może miał jakiś plan, który wynagrodzi niezbyt ciekawe otoczenie, w którym nigdy nie chciałaby pojawić się całkowicie sama.
- Spodziewałeś się, że wpadnę w panikę i będziesz mógł zgrywać bohatera? – prychnęła cicho, ale w głosie pobrzmiewało rozbawienie, mimo obaw, które nie odstępowały ją od pewnej chwili. Nie odpowiedziała mu czy znała te okolice.
Z każdą chwilą zastanawiała się coraz bardziej na kogo ona do cholery trafiła. Najpierw celem Nokturn, teraz dochodziło włamanie do niezachęcającego z zewnątrz miejsca. Co dalej? Wolała nie zgadywać. Wbrew rozsądkowi, nadal nie zamierzała się wycofać i wrócić do domu, by zapomnieć o tym dziwnym wieczorze, który najwyraźniej dopiero naprawdę się zaczynał.
- Nie miałam okazji, ale sądząc po swobodzie, z jaką działasz, włamania są dla ciebie codziennością – stwierdziła pół żartem. Nie miała tak złego zdania o mężczyźnie, chociaż przez fakt, że go nie znała, mogła spodziewać się wszystkiego. O dziwo nie poczuła obawy przed możliwymi konsekwencjami, jakby nagle ta poukładana i rozsądna część jej charakteru poszła na bok.
Minimalnie skrzywiła się, gdy po przekroczeniu progu poczuła dominujący w powietrzu zapach wilgoci. Nie było to zbyt przyjemne, ale była wstanie przetrwać.
Rozejrzała się po wnętrzu, zamykając za sobą drzwi, o które na moment się oparła, sunąc wzrokiem po tym, co znajdowało się w środku.
Podeszła do baru, by zaraz przysiąść na jednym z dostępnych wysokich stołków.
- Bez paskudnego barmana – powtórzyła po nim, mierząc go wzrokiem i delikatnie unosząc brew.- Może coś słabszego niż ognista… zaskocz mnie – odparła, ciekawa co wybierze.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]22.01.20 1:09
Zaśmiał się kpiąco pod nosem, gdy wspomniała o bohaterze, bowiem do takiego było mu wyjątkowo daleko. Przywykł nie pakować się w kłopoty jeśli główny aspekt kłótni lub zatargu nie był związany z interesami organizacji tudzież jego samego. Osłabiony, zraniony lub co gorsza martwy nie byłby nader przydatny – właściwie kompletnie bezużyteczny, a w końcu wówczas szczególnie potrzebowali silnych oraz gotowych czarodziejów i szatyn nie zamierzał Go zawieść. Nie przez swoją głupotę, udawany heroizm czy pijane potyczki z nieznajomymi o wylaną ognistą.
-Właściwie to liczyłem, że zaczniesz uciekać. Lokalni szybko by Cię dorwali i tym samym narobiliby sobie u mnie długu wdzięczności za mile spędzony wieczór, bowiem to przecież ja Cię tu ściągnąłem.- puścił jej oczko wyginając wargi w kpiącym wyrazie. Nie miał pojęcia czy łapała jego żarty i potrafiła rozróżnić kiedy mówił poważnie, a kiedy ironizował próbując nieco zszargać nerwy. Taki był odkąd pamiętał – towarzyszący mu ludzie musieli uzbroić się w cierpliwość i znosić nierzadko nużącą paplaninę oplecioną toną drwiny oraz złośliwości. Sojusznicy, spędzający z nim czas na co dzień najprawdopodobniej już przywykli, choć czasem przyszło im się ugiąć i niczym Goyle dać popalić cudowną ripostą. Niczym dzieciak miał słabość do podobnych przepychanek.
-Sprawdź lepiej czy nie zdążyłem już splądrować Ci mieszkania.- dodał nim pewnym krokiem wszedł do środka. Skłamałby mówiąc, iż nie miał lepkich rąk oraz nie porywał się na przekraczanie progów obcych posesji bez zgodny właściciela; częściej jak za zwykłym rabunkiem stała konieczność oparta o cel misji tudzież odnalezienie informacji, jednakże korzystając z możliwości przywykł przywłaszczać wartościowe rzeczy. Czyż to nie okazja czyniła złodzieja? Unikał owego porównania, bowiem daleko było mu od zwykłego, szarego rabusia, lecz mimo wszystko coś z niego w sobie miał.
-Zatem oficjalnie zostałaś partnerką w zbrodni. Jak się z tym czujesz?- spytał unosząc na nią wzrok, gdy zbliżyła się do baru z dość nietęgą miną. Pierwsze uderzenie paskudnego zapachu wilgoci z pewnością nie należało do najprzyjemniejszych, ale liczył, że czym prędzej zniknie na korzyść woni alkoholu. Nie był on z najwyższej półki – właściwie opiewał o ten najgorszy sort – jednak w poprzednim barze również nie mieli przed sobą żadnych rarytasów. -Słabszego?- zaśmiał się pod nosem spoglądając na jej twarz, po czym schylił się w celu rzekomego sprawdzenia innych trunków. -Co my tu mamy.- zaczął teatralnie i chwyciwszy jedną z butelek wyciągnął dłoń do góry, aby mogła ujrzeć etykietę. -Szczyny goblina.- stwierdził pewnym tonem, choć rzecz jasna było to najzwyklejsze Ale i odstawiwszy szkło na półkę chwycił kolejne ponownie unosząc rękę. -Skrzacie wymiociny- rzucił opisując paskudne wino. Westchnąwszy przeciągle zastukał palcami w drewniany blat. -Alkoholowa niespodzianka. Idealnie.- dodał prostując się, a jego wargi wygięły się w szelmowskim wyrazie. Odkręciwszy korek powąchał wyjątkowo ostrą zawartość, która właściwie od razu podrażniła jego nozdrza – to mogła być naprawdę dobra sztuka. -Ognista na bok.- jak powiedział tak zrobił; odsunąwszy pełną szklaneczkę uzupełnił dwie puste i podsunął jedną z nich dziewczynie. Tylko gest toastu dzielił go od degustacji zatem nie zwlekając dłużej uczynił go, a następnie upił zawartości – cholernie mocniej zawartości.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]01.02.20 2:18
Jego reakcja na prawdopodobne zgrywanie bohatera, upewniła ją tylko, że to zdecydowanie nie ten typ, ale o dziwo nie ujmowało mu to w żaden sposób. Nadal pozostawał dość interesującą personą i nawet kolejne słowa, które padły mogła puścić mimo uszu.
Spojrzała na niego z lekko uniesioną brwią, po czym zaśmiała się cicho.
- Dupek – rzuciła jedynie. Zdecydowanie nie chciałaby zostać ofiarą lokalnych, ale na całe szczęście nie była tym typem osoby, która oburzyłaby się za takie wyjaśnienie. Jej poczucie humoru, było czasami pokrętne i może niepasujące do kobiety, ale dlatego właśnie teraz wyłapała ten kiepski żart. Gorzej, jeśli później okaże się, że w jego słowach było więcej prawdy. Nie chciała wpakować się w kłopoty w tej dzielnicy.
- Prędzej powinnam spytać, czy pogodziłeś się już z rozczarowaniem i stratą cennego czasu po plądrowaniu mieszkania – stwierdziła. W tej chwili mocno mijała się z prawdą; gdyby ktoś postanowił wparować do niej i rozejrzeć się, bez wątpienia znalazłby wiele rzeczy, z których byłby całkiem dobry zysk. Przez to coraz częściej do głosu dochodziła myśl, że może to ten odpowiedni moment, aby na mieszkanie nałożyć kilka zaklęć ochronnych? Groźba nieproszonych gości mogła być bardziej realna, a ona miała zbyt dużo do stracenia. Niestety nadal brakowało jej na czasu, aby plan wprowadzić w życie.
Nie odpowiedziała mu od razu, chwile jakby oswajając się z tą myślą, by zaraz wzruszyć lekko ramionami.
- O dziwo, nie tak źle, jak może powinnam – odparła swobodnie. Pewnie powinna być bardziej zmartwiona tym faktem, zniechęcona do spędzenia tutaj nawet minuty dłużej, ale nic takiego nie odczuwała. Bawiła się dobrze i pierwszy raz od długiego czasu miała gdzieś konsekwencje. Jeśli spojrzeć z perspektywy czasu, robiła głupsze rzeczy niż włamywanie się do parszywego lokalu na Nokturnie, więc ta świadomość też uspokajała i nie pozwalała wycofać się.
Obserwowała, gdy szukał czegoś innego niż ognista. Kąciki jej ust zadrżały, kiedy pospolite alkohole dostawały nowe nazwy, może faktycznie bardziej pasujące do nich.
Alkoholowa niespodzianka. Nie wyglądało to dobrze, nazwa co prawda niezapowiadająca nic szczególnego, ale widząc, jak po powąchaniu zawartości mężczyznę zdradza mimika, nie nastawiała się na coś znośnego.
Sięgnęła po szklankę, spoglądając na zawartość z czystą nieufnością. Z cichym westchnieniem powieliła jego gest i upiła niewielki łyk, który zdradliwie okazał się nie taki zły i tylko dlatego zdecydowała się uchylić jeszcze jeden, pewniejszy, by pożałować tego od razu. Skrzywiła się, czując jak mocny i specyficzny w smaku jest trunek.
- Zdecydowanie mamy różne pojęcie słabszych alkoholi – stwierdziła z lekkim grymasem.- Już wole wrócić do Ognistej, jeśli takie mają być te słabsze – przyznała zaraz, bo po tym, chociaż wiedziała czego się spodziewać. Nie odłożyła jednak szklanki, jakby dawała jeszcze jedną szansę temu, co znajdowało się w szkle.
[bylobrzydkobedzieladnie]



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.



Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 23.02.20 20:20, w całości zmieniany 2 razy
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]22.02.20 21:27
Cichy śmiech dziewczyny tylko utwierdził go w przekonaniu, iż łapała jego żarty - to dobrze, mogli dzięki temu uniknąć sporej ilości zgrzytów i niepewności. Przywyknął, w szczególności w podobnych sytuacjach, w głównej mierze kierować się kpiną. -Dupek powiadasz, ciekawe. Dawno nie słyszałem tego określenia.- rzucił wykrzywiając wargi w ironicznym wyrazie. W żaden sposób go ono nie ubodło, właściwie to miała rację.
-Stratą czasu? Czyli mam uwierzyć, iż nie masz tam nic godnego uwagi? Nie jestem równie naiwny nieznajoma.- zaśmiał się pod nosem kosztując kolejny łyk jakże zacnego alkoholowego napoju. Uświadomił sobie, iż dawno nie pił ów trunku i właściwie nie rozumiał dlaczego – nie potrzeba było do nader wiele, aby wprowadzić się w cudowny stan, a ponadto był naprawdę smaczny. W kwestii mieszkania, czysto hipotetycznie, nie uwierzył dziewczynie. Nie przypominała mu kobiet rodem z Nokturnu, więc z pewnością posiadała chociaż kilka cennych rzeczy, a może i nawet ukrytych, złotych monet.
Uniósł kącik ust na jej słowa, a następnie okrążył bar, aby usiąść tuż obok dziewczyny. Zerknąwszy kątem oka na jej ubiór uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, po czym powrócił wzrokiem do jej tęczówek. Nie chciał wyjść na zbyt nachalnego i bezczelnego, jednakże przyodziewając podobną garderobę z pewnością była przygotowana na męskie spojrzenia. Odmawiając jej uroku osobistego, a także samej aparycji byłby paskudnym kłamcą – mogła być wdzięczna za tak dobre geny.  -To może wypijmy za nasze pierwsze wspólne przestępstwo?- zaproponował wykrzywiając wargi w szelmowskim wyrazie. Unosząc przy tym szkło stuknął lekko jej, a następnie skosztował kolejnego łyka – trunek coraz bardziej dawał o sobie znać. To dobrze, w końcu był dzisiaj ich dzień – jedyny taki w roku.
-Nie smakuje? Twoja mina mówi mi zupełnie coś przeciwnego.- zacisnął usta starając się nie roześmiać, bowiem doskonale wiedział jak mocny piła alkohol. Chciała słabego drinka, jednak jak sama nazwa wskazuje takowy był dla słabych, a ona na podobną nie wygląda. -Powiedzmy, że ten kto je przygotowuje ma moc sprawczą. Następną kolejkę pozostawię Tobie.- uniósł kącik ust i wskazał głową bar w zachęcającym geście. Chyba nie miała wobec tego żadnych wątpliwości?
-Jaki przygotowałaś dla mnie prezent na urodziny?- spytał zatrzymując spojrzenie na jej oczach, a następnie zbliżył się nieznacznie i ściszył ton. -Lubię niespodzianki.- stwierdził pozwalając sobie na krótkie spojrzenie w kierunku jej warg.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala główna [odnośnik]23.02.20 0:11
Odpowiedziała na jego słowa, lekkim uśmiechem, ale nie wypowiedziała nic w kwestii określenia go dupkiem. Jeśli zasłuży, może jeszcze usłyszeć nie jedno, którego dawno nikt nie skierował w jego stronę.
Delikatnie wzruszyła ramionami, gdy podważył jej słowa, ale nie była z tego powodu niezadowolona, a prędzej rozbawiona.
- Jestem tylko skromną dziewczyną i nie trzymam nic godnego uwagi w mieszkaniu, chyba że chciałbyś zabrać humorzastą płomykówkę, bądź księgi z zakresu astronomii – wyjaśniła, częściowo tylko idąc w kłamstwo, bo czy była skromna? Dziś nie bardzo. Względem obu wymienionych rzeczy była szczera, bo faktycznie mógłby je znaleźć, ale czy byłyby interesujące lub jakkolwiek cenne? Raczej nie. Samego Senu pewnie oddałby jej szybko, przez wzgląd na niełatwy charakterek sowy.
Uchyliła alkoholu, obserwując cały czas mężczyznę. Tym razem trunek przeszedł jakoś łatwiej, bez skrzywienia, chociaż nadal nie nazwałaby go najlepszym, jaki miała okazję pić.
Powiodła za nim spojrzeniem, gdy wyszedł zza baru i zajął miejsce obok, nadal była zdziwiona, jak ciekawe towarzystwo jej się trafiło. Uniosła minimalnie brew, kiedy zorientowała się, gdzie wędruje jego wzrok. Powstrzymała śmiech na tą jawną bezczelność, nie mając mu tego za złe. Wiedziała przecież, co robi i na co się pisze, wybierając dziś sukienkę sięgającą lekko przed kolano i z niemałym dekoltem. Zdecydowanie nie chciała wyglądać skromnie, gdy planowała dobrze bawić się w urodziny, a męskie spojrzenia nigdy jej nie przeszkadzały. Łatwo przyszło przejście z chłopczycy za dziecka do młodej kobiety, prowokującej mężczyzn dla własnej rozrywki, chociaż nie robiła tego często. Nie lubiła przesady, nawet we własnym zachowaniu.
Złapała z nim kontakt wzrokowy, przechylając lekko głowę.
- Brzmi jak obietnica kolejnych – szepnęła, by zaraz po delikatnym stuknięciu szkła, pociągnąć kolejny łyk. Alkohol zdecydowanie robił się znośniejszy, dodatkowo zaczynając całkiem wyraźnie działać i miło otępiać.
- To tylko próba utrzymania pozorów – odparła delikatnie ironizując. Zdecydowanie nie wyglądała, jakby alkohol wybitnie jej smakował.  Obawiała się, że ma za słabą głowę do takich trunków.  Zabawa zabawą, ale nie chciała kolejnego dnia spędzić na przeklinaniu tych paru godzin. Widząc zachętę, nie zamierzała nie skorzystać… nie często zdarzała się okazja, aby samemu obsłużyć się w lokalu, a szczerze była ciekawa, jakie alkohole jeszcze kryją się w tym mało zachęcającym miejscu.
Zamierzała sprawdzić, jednak nim zdążyła się ruszyć padło pytanie, które skutecznie odwróciło jej uwagę od celu, który sobie obrała na tę chwilę. Miała w głowie przynajmniej kilka prostych odpowiedzi, lecz rzucenie czegoś na odczepnego, wydawało się zbyt słabe w tej sytuacji.
Wykrzywiła wargi w uśmiechu, udając, że nie zauważyła jego spojrzenia, które z jej oczu powędrowało nieco niżej.
- Prezent dla ciebie… - zastanowiła się nad tym. Przechyliła się w stronę mężczyzny, wyraźniej zmniejszając dystans i zatrzymując przy okazji ciemne tęczówki na jego.- Na to trzeba zasłużyć, a na prezent-niespodziankę tym bardziej – stwierdziła z cieniem powagi w głosie.- Sądzisz, że czymkolwiek zasłużyłeś? – spytała, całkiem ciekawa odpowiedzi. Odchyliła się z powrotem, zanim cokolwiek zdążyło pójść o krok za daleko. Zsunęła się z miejsca, by teraz samej przejść za bar.
Zgarnęła włosy na jedną stronę, by nie przeszkadzały jej, gdy pochyliła się, przeglądając alkohole. Wbrew swemu towarzyszowi, nie rzucała wymyślnych nazw, a po chwili zamknęła smukłe palce na butelce, którą tak naprawdę wybrała na chybił trafił. Czy tak nie będzie ciekawiej?
Wyprostowała się, stawiając alkohol na ladzie baru, by poczekał na swą kolej. Sięgnęła po szklankę, wychylając do końca zawartość i w duchu ciesząc się, że to koniec tego konkretnego.
- Skoro spodziewasz się prezentu, czy nie powinnam oczekiwać tego samego? – rzuciła zaczepnie, nie wiedząc, czy to, aby najlepszy pomysł, żeby jakkolwiek go prowokować.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]03.03.20 3:05
Dosłownie – i w przenośni – machnął ręką na jej słowa nie dając im kompletnie wiary. Avari obraziłaby się na wieki wieków, gdyby przyniósł do domu nową sowę, a książki z astronomii były mu potrzebne tyle, co wróżby na Festiwalu Lata. -Skromne dziewczyny, doprawdy?- pochylił głowę i pokręcił nią w niedowierzaniu mieszanym z rozbawieniem. -Widzę dwie możliwości.- zaczął powracając do niej wzrokiem. -Wybornie naginasz rzeczywistość, albo pięść Hagrida dała o sobie znać i rano będę mieć moralnego kaca, że tak często zatrzymywałem wzrok na paskudnej gadzinie- zaśmiał się unosząc wymownie brew. Ciekaw był odpowiedzi, choć spodziewał się wymijającej tudzież jej kompletnego braku. Nie znał dziewczyny na tyle, aby powiedzieć o niej cokolwiek więcej, jednakże zdążył spostrzec, iż zgrabnie lawirowała pomiędzy niewygodnymi tematami. Wprawa czy wrodzony talent? Mógł tylko zgadywać.
-Pomijając już fakt, że jakoś Twoja dzisiejsza garderoba totalnie nie zgadza mi się z ogólnie przyjętą definicją skromności. Jakaś nowa moda? Jestem kompletnie do tyłu w tym aspekcie, ale jeśli tak to popieram.- dodał nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Nie chciało mu się wierzyć w tę babską paplaninę o niecelowym dobieraniu swej garderoby – Panie musiały być nastawione na perspektywę wzmożonych, męskich spojrzeń, kiedy tak bezpardonowo głęboki dekolt zasłaniał im pole widzenia. Może winni zacząć podobnie się tłumaczyć? W końcu niecelowo zahaczył wzrokiem o ów miły widok.
-Tylko jeśli chcesz, aby taką była.- skwitował podążając za jej gestem, a następnie upił sporej ilości trunku, który z całą pewnością dawał coraz mocniej o sobie znać. Nie był to ich pierwszy drink, nie drugi czy piąty, a zatem wspólnie odsunęli trzeźwość na bok pozwalając sobie na wieczór pozbawiony wszelkich zmartwień i ciążących problemów. Zapewne takowe znacznie ich różniły, ale dziś nie miało to najmniejszego znaczenia.
Jeśli faktycznie podpierała się pozorami, to musiała ów próbę zaliczyć do udanych. Szatyn należał do spostrzegawczych osób – choć takowa umiejętność wówczas mogła być nieco zaburzona – dlatego nie krył zaintrygowanego uśmiechu, gdy jasno dała mu do zrozumienia, iż wprowadziła go w błąd. Zastanawiał się jak mogła ukryć paskudne skrzywienie, które towarzyszyło wielu osobom decydujących się na skosztowanie wybitnie mocnego trunku. Naprawdę była tak dobra w te klocki? Czy on był tak pijany? -Czyli pozorem też jest to, że nie możesz spuścić ze mnie wzroku?- spytał starając się zachować przy tym powagę, lecz na nic się to zdało. Wygiął wargi w ironicznym wyrazie wcale nie oczekując odpowiedzi – powiedzmy, iż lepiej aby takowa zawisła w powietrzu podobnie jak coraz bardziej gęsta atmosfera; bynajmniej nie w złym tego słowa znaczeniu.
Zbliżenie dziewczyny nie sprawiło, iż odsunął się choć o milimetr. Wpatrując się w jej oczy szukał odpowiedzi pozwalających nieco bardziej ją rozgryźć, lecz w chwili gdy kokieteryjnie wyprowadziła odwet mruknął pod nosem niezadowolony. -Skromnie mówiąc uschłabyś w tamtym barze, gdybym się nie zlitował.- rzucił podążając za nią spojrzeniem, kiedy okrążała bar i rozpoczęła poszukiwanie ciekawszych pozycji w alkoholowym menu. Nie oszczędził sobie szelmowskiego uśmiechu, a także dopicia trunku do dna skoro za moment szkło miało zostać wypełnione czymś o wiele smaczniejszym, w teorii. Pokiwał głową z aprobatą – sam nie wiedział czy dla samego siebie, że ustawił butelki równie nisko, czy dla atutów dziewczyny – w chwili, gdy pochyliła się ku przodowi obalając tym samym swój mit o skromności. -To ma być pierwszy prezent?- uniósł wymownie brew, po czym oparł się łokciem o blat baru wcale nie zamierzając odwracać wzroku. -Sądzisz, że czymkolwiek zasłużyłaś?- dodał w kwestii jej prezentu, choć nie spodziewał się szczerej i pozbawionej kpiny odpowiedzi.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 10 z 15 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach