Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Kornwalia
Trybuny
AutorWiadomość
Trybuny
Część boiska przeznaczona dla publiczności. Najbardziej zapaleni fani Quidditcha rezerwują z wielomiesięcznym wyprzedzeniem najlepsze miejsca. Pomimo to czarodzieje, którzy na mecze przychodzą wyłącznie z ciekawości lub dla bliskich sobie osób, wciąż mogą cieszyć się podziwianiem mniej lub bardziej pasjonujących rozgrywek. Trybuny chronione są przed oczyma mugoli, a odpowiednie zaklęcia sprawiają, że dostosowują się do ilości widzów.
Trybuny przeznaczone są dla widowni podczas meczów Quidditcha.
| 21.03
Chociaż Lyra nie była wielką pasjonatką quidditcha, i ostatni raz patrzyła na rozgrywki jeszcze będąc w Hogwarcie, nie mogła przegapić widowiska, w którym miał uczestniczyć jej mąż. Nie dane jej było podziwiać jego popisów miotlarskich w Hogwarcie, który ukończył kilka lat przed tym, zanim ona pojawiła się w szkolnych murach, ale teraz mogła nadrobić zaległości.
Razem z Cressidą, siostrą Glaucusa pojawiły się na trybunach, skąd razem miały oglądać mecz. Mimo późnej pory, Lyra była rozbudzona, chociaż wspinając się do wyższej części widowni, musiała uważać, żeby nie potknąć się o schodki, które słabo było widać w blasku lampionów unoszących się nad wyznaczonym boiskiem, ale na szczęście szybko odnalazły właściwe miejsca. Miała nadzieję, że łatwo wypatrzy sylwetkę swojego męża. Chciała, żeby on też ją zauważył i wiedział, że kibicowała jemu oraz jego drużynie, w której, ku swojemu wielkiemu i bardzo pozytywnemu zaskoczeniu, wypatrzyła także swojego przyjaciela Alexa Selwyna, oraz Samuela, dzielnego aurora, który w lipcu wyciągnął ją z pewnych nieprzyjemnych kłopotów, i na widok którego później często się rumieniła. Szybko jednak znowu powróciła wzrokiem do Glaucusa, który właśnie przemawiał do członków swojej drużyny.
- Och, patrz, tam jest! – powiedziała z ekscytacją do siedzącej obok Cressidy. – Myślisz, że nas widział?
Glaucus z pewnością wiedział, że miały się tu pojawić. Ciekawe, czy w jakimś spokojniejszym momencie będzie szukał ich wzrokiem, czy może gra pochłonie go do tego stopnia, że na nic więcej nie będzie zwracać uwagi? Lyra nie wiedziała, jak to jest, bo chociaż lubiła latać na miotle, nigdy nie była w tym dostatecznie dobra, by ubiegać się o miejsce w szkolnej drużynie. Jej przygody z lataniem kończyły się nad polatywaniem nad łąkami otaczającymi domek matki na starej miotle o połamanych i pokruszonych witkach, którą czasami podprowadzała z rozlatującej się szopy. Ostatni raz siedziała na niej w wakacje poprzedzające szósty rok nauki. Większość kolejnych spędziła w Mungu, a te całkiem ostatnie w Londynie u brata.
- Jest tam też Alex, mój przyjaciel... – wskazała na Selwyna, gdy znowu jej mignął na boisku. – Zapowiada się bardzo interesujący mecz. Co o tym myślisz, Cressido?
Na jej piegowatej buzi malował się wyraz ekscytacji, już nie mogła się doczekać rozpoczęcia meczu.
Chociaż Lyra nie była wielką pasjonatką quidditcha, i ostatni raz patrzyła na rozgrywki jeszcze będąc w Hogwarcie, nie mogła przegapić widowiska, w którym miał uczestniczyć jej mąż. Nie dane jej było podziwiać jego popisów miotlarskich w Hogwarcie, który ukończył kilka lat przed tym, zanim ona pojawiła się w szkolnych murach, ale teraz mogła nadrobić zaległości.
Razem z Cressidą, siostrą Glaucusa pojawiły się na trybunach, skąd razem miały oglądać mecz. Mimo późnej pory, Lyra była rozbudzona, chociaż wspinając się do wyższej części widowni, musiała uważać, żeby nie potknąć się o schodki, które słabo było widać w blasku lampionów unoszących się nad wyznaczonym boiskiem, ale na szczęście szybko odnalazły właściwe miejsca. Miała nadzieję, że łatwo wypatrzy sylwetkę swojego męża. Chciała, żeby on też ją zauważył i wiedział, że kibicowała jemu oraz jego drużynie, w której, ku swojemu wielkiemu i bardzo pozytywnemu zaskoczeniu, wypatrzyła także swojego przyjaciela Alexa Selwyna, oraz Samuela, dzielnego aurora, który w lipcu wyciągnął ją z pewnych nieprzyjemnych kłopotów, i na widok którego później często się rumieniła. Szybko jednak znowu powróciła wzrokiem do Glaucusa, który właśnie przemawiał do członków swojej drużyny.
- Och, patrz, tam jest! – powiedziała z ekscytacją do siedzącej obok Cressidy. – Myślisz, że nas widział?
Glaucus z pewnością wiedział, że miały się tu pojawić. Ciekawe, czy w jakimś spokojniejszym momencie będzie szukał ich wzrokiem, czy może gra pochłonie go do tego stopnia, że na nic więcej nie będzie zwracać uwagi? Lyra nie wiedziała, jak to jest, bo chociaż lubiła latać na miotle, nigdy nie była w tym dostatecznie dobra, by ubiegać się o miejsce w szkolnej drużynie. Jej przygody z lataniem kończyły się nad polatywaniem nad łąkami otaczającymi domek matki na starej miotle o połamanych i pokruszonych witkach, którą czasami podprowadzała z rozlatującej się szopy. Ostatni raz siedziała na niej w wakacje poprzedzające szósty rok nauki. Większość kolejnych spędziła w Mungu, a te całkiem ostatnie w Londynie u brata.
- Jest tam też Alex, mój przyjaciel... – wskazała na Selwyna, gdy znowu jej mignął na boisku. – Zapowiada się bardzo interesujący mecz. Co o tym myślisz, Cressido?
Na jej piegowatej buzi malował się wyraz ekscytacji, już nie mogła się doczekać rozpoczęcia meczu.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Czy może być coś lepszego od spotkania z przyjaciółmi podczas dobrego meczu Quidditcha? Oczywiście, że może, ale to też dobry sposób na miłe spędzenie dnia. Dlatego też Florian wstał wcześnie rano i poszedł na parę godzin do lodziarni, niestety nie mogąc pozwolić sobie na cały dzień wolnego. Za to mógł sobie pozwolić na wcześniejsze zamknięcie lokalu, więc po obsłudze kilku klientów wywiesił kartę, zapraszającą wszystkich chętnych na dzisiejszy mecz. Przebrał się w coś wygodniejszego i teleportował się do Puddlemere, od razu kierując swojego kroki w kierunku trybun. Co i rusz zerkał na boisko, ale jeszcze się nie zaczęło. Zajął strategiczne miejsce i zaczął rozglądać się na boki, wypatrując swoich towarzyszek. Bo tak dobrze mu się powodziło, że był umówiony z dwoma, hehe. W każdym razie próbował ogarnąć, po której stronie stoi drużyna, której miał zamiar dzisiaj kibicować, kiedy zauważył jak nadchodzą jego znajome. Wstał i pomachał, żeby na pewno go zauważyły wśród tych wszystkich rozgadanych kibiców i znowu usiadł, wpatrując się w boisko. Wyjął z torby mniejszą torbę z przekąskami i zaczął je zajadać, zerkając na dziewczyny. - Cześć, siadajcie, zaraz się zacznie - powiedział, przełykając to, co miał w ustach. Podniósł torbę wyżej, żeby też mogły się poczęstować. - DAJESZ, BERTIE, DAJESZ! - Krzyknął nagle, zapewne powodując u sąsiadów głuchotę, no ale trudno. Zaśmiał się, bo Bertie przecież tylko na ławce rezerwowych siedział, tylko czy ktoś kiedyś powiedział, że takim się nie kibicuje?!
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dziś Pola ubrała specjalne barwy drużyny w której grał Bertie Bott, bo tak wspierała swojego chłopca bardzo. Prawdę mówiąc była trochę zawiedziona, że Bertie nie fruwa w powietrzu i jej nie będzie ofiarowywał całusków przy wszystkich tych oglądających ich ludziach, ale widocznie byli jacyś inni ważni zawodnicy, może Bertie się spóźnił na meczyk? I tak przyjechali za wcześnie i teraz Pola mogłaby sobie doliczyć cały trening, który oglądała, ale przecież mecz najwazniejszy. Faktem jednak jest, że oglądanie rozgrzewki samo w sobie to było jak jakiś taki mały pornos dla Polki, bo siedziała z głową rozmarzoną opartą na rączce i się wpatrywała, jak on sie rozgrzewa i jest taki cały zgrzany i piękny i chyba sie zakochiwała w takim wysportowanym mężczyźnie... gorzej, że pewnie nie tylko ona tak wzdychała kiedy przelatywał blisko trybun. Pewnie całe rzesze dziewczyn w wieku szkolnym też wzdychało. Tylko jak to się stało, że one miały wolne na ten meczyk?
Ale potem Pola musiała zejść i pokazać Florianowi i Lily gdzie zajęła miejsca dla nich. Wspaniała była ta dwójka, taka radosna! Pola pomachała do Lilki, bo ją najpierw spotkała, a później odnalazły Floriana. Ten to dopiero był zapalony, aż się roześmiała panna Havisham na jego widok. Uwielbiaaaała Floriana, to taki pozytywny chłopak był!
- Florku, Bertie nie gra narazie - zaśmiała się Polka i bierze sobie jakiegoś smakołyka z jego torebki łakoci, skupia się na chwile na tym smakołyku - Rety jakie pyszne, któż jest autorem tych wspaniałości!? - tak pewnie z przekory pyta, bo na pewno pani Vanity albo Bertie, ale tak to już jest, że w towarzystwie cukierników wszyscy zawsze chwalą swoje wypieki jakby były mistrzostwem świata. Przynajmniej jest milusio!
- Ja to nie wiem, czemu Bertie nie gra, powinien zaraz wsiadać na miotłe i fruwać - podzieliła się ze znajomymi swoją opinią. Taka Polka! trener numer jeden.
Ale potem Pola musiała zejść i pokazać Florianowi i Lily gdzie zajęła miejsca dla nich. Wspaniała była ta dwójka, taka radosna! Pola pomachała do Lilki, bo ją najpierw spotkała, a później odnalazły Floriana. Ten to dopiero był zapalony, aż się roześmiała panna Havisham na jego widok. Uwielbiaaaała Floriana, to taki pozytywny chłopak był!
- Florku, Bertie nie gra narazie - zaśmiała się Polka i bierze sobie jakiegoś smakołyka z jego torebki łakoci, skupia się na chwile na tym smakołyku - Rety jakie pyszne, któż jest autorem tych wspaniałości!? - tak pewnie z przekory pyta, bo na pewno pani Vanity albo Bertie, ale tak to już jest, że w towarzystwie cukierników wszyscy zawsze chwalą swoje wypieki jakby były mistrzostwem świata. Przynajmniej jest milusio!
- Ja to nie wiem, czemu Bertie nie gra, powinien zaraz wsiadać na miotłe i fruwać - podzieliła się ze znajomymi swoją opinią. Taka Polka! trener numer jeden.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Lily bardzo lubiła Quidditch i koniecznie musiała tutaj przyjść. Szczególnie, kiedy usłyszała od Flo, że też zamierza się pojawić. Potem jeszcze okazało się, że Polly się zjawi - Polly poznała niedawno, ale od razu polubiła. Bardzo sympatyczną, wesołą dziewczynę pracującą ze słodyczami. Miała na sobie płaszcz zaczarowany rzecz jasna, żeby w drodze nie przemoknąć do suchej nitki. Trybuny na szczęście były chronione zaklęciami, podobnie pewnie jak zawodnicy. Zaśmiała się wesoło podchodząc do pozostałej dwójki.
- Macie na myśli tego fajtłapowatego kuzyna Matta Botta? - pokręciła głową z rozbawieniem. Nie znała Bertiego szczególnie mocno, jedynie przez Matta, bo i był on od niej dużo młodszy, a jednak wypatrzyła faktycznie jego głowę na ławce rezerwowych. - Przecież on sobie kark skręci jak z takiej wysokości zleci, na waszym miejscu trzymałabym kciuki, żeby na tej ławce został.
Nie zamierzała być niemiła i jej ton wcale taki nie był, ale z młodym Bottem nie trzeba było być wybitnie blisko, żeby wiedzieć, że życiowo niesie on zagrożenie dla samego siebie i całego swojego otoczenia swoimi wyjątkowymi zdolnościami do upadania, upuszczania (i długo by wymieniać). Wzruszyła jednak ramionami. Skoro się dostał do jakiejś drużyny to tylko trzymać kciuki, ona nawet nie uniosłaby się na różdżce, ale była ciekawa co to będzie, jeśli na prawdę wleci na stadion.
- Postanowiłam, że będę kibicować przeciwnej drużynie, niż wy i zrobimy z tego sobie zakłady, co wy na to? Tylko nie wiem, o co się zakładać. Od was mogę chcieć jakiejś fajnej dostawy słodyczy w sumie.
Rozmarzyła się trochę. Taak. Cukierniczka i właściciel lodziarni na pewno przygotowaliby coś świetnego! Tylko co ona może zaoferować? A, niech sobie sami wymyślą, ona im pomagać nie musi.
Ruszyła razem z nimi na wybrane miejsca i siadła, spoglądając na trybuny, gdzie wszystko właśnie się zaczynało. Z torby wyjęła własny zapas smakołyków - jasne, że też się przygotowała! Tylko jej były mugolskie. Trochę żelków, landrynek, czekoladek. Najzwyklejszych, prostych, z bardzo miłego sklepiku. Lily uwielbiała zarówno mugolskie jak i magiczne słodycze.
- Macie na myśli tego fajtłapowatego kuzyna Matta Botta? - pokręciła głową z rozbawieniem. Nie znała Bertiego szczególnie mocno, jedynie przez Matta, bo i był on od niej dużo młodszy, a jednak wypatrzyła faktycznie jego głowę na ławce rezerwowych. - Przecież on sobie kark skręci jak z takiej wysokości zleci, na waszym miejscu trzymałabym kciuki, żeby na tej ławce został.
Nie zamierzała być niemiła i jej ton wcale taki nie był, ale z młodym Bottem nie trzeba było być wybitnie blisko, żeby wiedzieć, że życiowo niesie on zagrożenie dla samego siebie i całego swojego otoczenia swoimi wyjątkowymi zdolnościami do upadania, upuszczania (i długo by wymieniać). Wzruszyła jednak ramionami. Skoro się dostał do jakiejś drużyny to tylko trzymać kciuki, ona nawet nie uniosłaby się na różdżce, ale była ciekawa co to będzie, jeśli na prawdę wleci na stadion.
- Postanowiłam, że będę kibicować przeciwnej drużynie, niż wy i zrobimy z tego sobie zakłady, co wy na to? Tylko nie wiem, o co się zakładać. Od was mogę chcieć jakiejś fajnej dostawy słodyczy w sumie.
Rozmarzyła się trochę. Taak. Cukierniczka i właściciel lodziarni na pewno przygotowaliby coś świetnego! Tylko co ona może zaoferować? A, niech sobie sami wymyślą, ona im pomagać nie musi.
Ruszyła razem z nimi na wybrane miejsca i siadła, spoglądając na trybuny, gdzie wszystko właśnie się zaczynało. Z torby wyjęła własny zapas smakołyków - jasne, że też się przygotowała! Tylko jej były mugolskie. Trochę żelków, landrynek, czekoladek. Najzwyklejszych, prostych, z bardzo miłego sklepiku. Lily uwielbiała zarówno mugolskie jak i magiczne słodycze.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Posiadanie w rodzinie przynajmniej jednej gwiazdy sportowej, sprawiało, że Matylda chcąc czy też nie, pojawić się musiała na którymś z meczy w towarzystwie swego brata. Ten oczywiście znikł zaraz, wstępując w towarzystwo znających się na dyscyplinie szych. Może chciał sobie załatwić przejście do innego klubu? Tak czy siak Matyldę zostawia samą sobie. Żeby chociaż nie powtarzała mu, że na pewno znów tak zrobi i po co ona ma iść z nim na ten mecz. Ale powtarzała, natomiast on wcale się nie zgodził, a teraz znów zostawił ja samą.
Jest jednak obeznana w tego typu akcjach, więc znajduje sobie jakieś miejsce na trybunie (siadła obok jakiejś ognistowłosej panny) i wie, że musi przeczekać tę godzinę, dwie... och, oby nie był to najdłuższy z meczy. Najdłużej wytrzymała trzy godziny, w koncu sie jednak poddała i powiedziała, że na taką głupotę nie ma ochoty dalej patrzeć.
Kiedy spiker podał, że jedną z osób, które grają jest Samuel Skamander, to zaraz się ożywiła i nawet zaczeła go szukać trochę wzrokiem. Wtedy trąca dziewczynę siedzącą obok, czy to nie jakieś dejavu? Przestaje się interesować tym co dzieje się na boisku i patrzy na nią. Tak, to ona. Usta jej się rozdziawają prawie z wrażenia. Znów moment, kiedy Matylda się rozgląda za Skamandrem, a ta się pojawia. I tym razem nie uciekną od siebie, a Matylda nawet nie wie, czy by chciała. Czy to nie zdrządzenie losu, ze znów się widzą?
- Ja cię znam - zagaja w końcu i kontynuuje - Ty byłaś na ślubie Teddy i Franka
Lecz ten moment magiczny musi minąć, kiedy ktoś się wydziera... Matylda spogląda za plecy na drugą stronę widowni. I zmroziło jej serce, bo widzi, kto się tak wydziera. Zaraz schowała się za włosami rudej dziewczyny.
Sami swoi.
Jest jednak obeznana w tego typu akcjach, więc znajduje sobie jakieś miejsce na trybunie (siadła obok jakiejś ognistowłosej panny) i wie, że musi przeczekać tę godzinę, dwie... och, oby nie był to najdłuższy z meczy. Najdłużej wytrzymała trzy godziny, w koncu sie jednak poddała i powiedziała, że na taką głupotę nie ma ochoty dalej patrzeć.
Kiedy spiker podał, że jedną z osób, które grają jest Samuel Skamander, to zaraz się ożywiła i nawet zaczeła go szukać trochę wzrokiem. Wtedy trąca dziewczynę siedzącą obok, czy to nie jakieś dejavu? Przestaje się interesować tym co dzieje się na boisku i patrzy na nią. Tak, to ona. Usta jej się rozdziawają prawie z wrażenia. Znów moment, kiedy Matylda się rozgląda za Skamandrem, a ta się pojawia. I tym razem nie uciekną od siebie, a Matylda nawet nie wie, czy by chciała. Czy to nie zdrządzenie losu, ze znów się widzą?
- Ja cię znam - zagaja w końcu i kontynuuje - Ty byłaś na ślubie Teddy i Franka
Lecz ten moment magiczny musi minąć, kiedy ktoś się wydziera... Matylda spogląda za plecy na drugą stronę widowni. I zmroziło jej serce, bo widzi, kto się tak wydziera. Zaraz schowała się za włosami rudej dziewczyny.
Sami swoi.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Clementine długo namawiała ojca, żeby pozwolił jej przyjść na ten mecz. Słyszała, że gra kilka osób, które znała. Była bardzo ciekawa jak rozgrywa się taki mecz. Nigdy wcześniej na takim nie była. Przysiada sobie na trybunach, w miejscu, gdzie jak jej się wydaje jest wolne, ale wokół znajduje się tyle ludzi, że nie ma pewności, czy ktoś na kogoś nie czeka. Nikt jej nie wygania, dlatego pozostaje tutaj gdzie siedzi, chociaż trochę tu głośno. Jej wzrok krąży gdzieś chaotycznie wokół. Wyłapuje szczątkowe rozmowy. Próbuje znaleźć jakiś znajomy głos. W końcu słyszy czyjś kobiecy, dość przyjemny ton. Nie od razu go poznaje, ale kiedy dziewczyna wspomina o ślubie, Clementine już wie. Znają się. Obraca się w jej stronę, zaczesując włosy za ucho.
— Cieszę się, że na siebie wpadlyśmy.
Nawet dość dosłownie.
— Chciałam przeprosić za nagłe zniknięcie.
Naprawdę, chciała. Na pewno ją to męczyło. Teraz patrzy na Ciebie w oczekiwaniu, mając nadzieję na wybaczenie jej nieuprzejmości. Nie zmusza cię, żebyś puściła jej niegrzeczność w niepamięć, ale... po prostu... lubi Cię, chciałaby, żebyś ty też ją lubiła. Emmie jest bardzo prostą osobą. Bardzo łatwo nawiązuje sympatię do ludzi. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, że już teraz jesteś dla niej bardzo ważną osobistością, która zdążyła nauczyć ją ważnej rzeczy. Na pewno.
— Znasz... zasady?
Trochę głupio jej pytać, więc ścisza ton. Ona nie zna. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się na meczu Quidditcha.
— Cieszę się, że na siebie wpadlyśmy.
Nawet dość dosłownie.
— Chciałam przeprosić za nagłe zniknięcie.
Naprawdę, chciała. Na pewno ją to męczyło. Teraz patrzy na Ciebie w oczekiwaniu, mając nadzieję na wybaczenie jej nieuprzejmości. Nie zmusza cię, żebyś puściła jej niegrzeczność w niepamięć, ale... po prostu... lubi Cię, chciałaby, żebyś ty też ją lubiła. Emmie jest bardzo prostą osobą. Bardzo łatwo nawiązuje sympatię do ludzi. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, że już teraz jesteś dla niej bardzo ważną osobistością, która zdążyła nauczyć ją ważnej rzeczy. Na pewno.
— Znasz... zasady?
Trochę głupio jej pytać, więc ścisza ton. Ona nie zna. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się na meczu Quidditcha.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
21 marca.
Moje życie nie toczyło się wokół rozgrywek Quidditcha i terminarza angielskiej ligi, a mimo to błyskawicznie zdecydowałam się wybrać na wiosenny mecz w roli kibica. Lubiłam sport, zdrową rywalizację no i zapowiadało się niezłe widowisko. W dodatku Glaucus został jednym ze ścigających, dlatego czym prędzej skontaktowałam się z Lyrą i postanowiłyśmy zasiąść razem na trybunach i zagrzewać mego brata i jego drużynę do boju.
Astronomiczna wiosna miała więc nadejść w akompaniamencie okrzyków i braw, bowiem mecz rozpocząć miał się niedługo po północy. Tego dnia spałam wystarczająco długo, by wygrać z późną porą, nauczona poprzednimi doświadczeniami zasypiania w połowie ciekawych wydarzeń. Dobry humor nie opuszczał mnie od rana i nawet kiepska pogoda nie była w stanie go zepsuć. Ciepła szata z kapturem miała chronić mnie na czas meczu, a po nim miałam zamiar rozgrzać się kremowym piwem ze zwycięską drużyną. Bo nie miałam wątpliwości, że będą to Trolle.
Wdrapałam się na trybuny zaraz za Lyrą, mijając po drodze kilka znajomych twarzy, a jeszcze więcej takich, które widziałam pierwszy raz w życiu i raczej nie miały szansy zapaść mi w pamięci. Lampiony oświetlały nam drogę, ale także boisko, a choć widoczność była ograniczona, to wciąż całkiem dobra, jak na warunki, w którym przyszło zawodnikom grać. Głos podekscytowanej bratowej oderwał mnie od podziwiania wszystkiego dookoła i podążając za jej wskazówkami, zerknęłam w stronę drużyny brata.
- Jeśli nie widział, to na pewno nas usłyszy – uśmiechnęłam się szeroko. Miałam zamiar dopingować co sił i świetnie się przy tym bawić. Ranga wydarzenia pozwalała wyrwać się na moment ze sztywno ustanowionych ram postępowania w miejscach publicznych, zresztą ukryta pod kapturem nie rzucę się w oczy żadnemu życzliwemu, który później mógłby donieść mojej matce, że zachowuję się pospolicie – Jest kapitanem! - niemalże zakrzyknęłam zdziwiona gdy zauważyłam Glaucusa przemawiającego do reszty zawodników.
Nie byłam pewna, czy to aby dobrze im wróży, bo choć nie miałam przecież wątpliwości odnośnie umiejętności brata, w meczu mieli brać udział o wiele bardziej doświadczeni gracze; w tym sportowcy z moich ulubionych Os. Czyżby u Trolli nie było profesjonalisty? Z daleka nie widziałam pełnego składu, ale miałam nadzieję, ze nie doszło tu do jakiejś jawnej niesprawiedliwości.
Kiwnęłam tylko głową, słysząc o Selwynie. Nasze rody nie przepadały za sobą, ale nie miałam zamiaru zadręczać takimi sprawami Lyry w tę piękną noc.
- Myślę, że to będzie świetne widowisko – odpowiedziałam więc, skupiając całą swoją uwagę na boisku, gdzie pojawił się właśnie sędzia, pragnący rozpocząć mecz. Rozległ się gwizdek i… - Falstart? No nie, kto go uczył grać? – rzuciłam zgryźliwie w imię sportu.
Całe szczęście, że to nie Trolle zaliczyły tę wpadkę, powoli zaczęłam sądzić, że może umieszczenie profesjonalistów w Gnomach miało na celu wyrównanie umiejętności tamtejszych graczy. Z lekkim uśmieszkiem na ustach uniosłam głowę i tym razem mogłam obserwować mecz rozpoczynający się bez żadnych problemów.
- Co robicie później? Macie jakieś plany? – zapytałam, nie patrząc jednak na Lyrę. Byłam skupiona na grze, musiała mi to wybaczyć.
Gość
Gość
Spojrzał na Polkę, wyraźnie zaskoczony jej słowami. - I tak trzeba go dopingować - powiedział, bo dla niego to była oczywista oczywistość. Bertie siedział taki samotny i przyglądał się swoim zdolnym kolegom, niech też coś ma z tego spotkania. Niech poczuje się jak gwiazda! Chociaż szczerze mówiąc Florian nie był przekonany czy Bertie gra dla drużyny, której miał zamiar dzisiaj kibicować. Wywrócił oczami, słysząc słowa Lily. - Coście się tak na niego uwzięły. Tak, to on - odparł rozbawiony, wrzucając do ust jakąś słodką kulkę.
- Słodka Próżność. Nie rozpoznajesz? - Zapytał i tak się zdziwił, że aż oderwał na moment wzrok od boiska, by zajrzeć do torebki z łakociami. Przyglądał się jej zawartości przez chwilę aż w końcu wyciągnął z niej niewielką czekoladkę i podał ją Polly. - To na pewno rozpoznasz - stwierdził, bo po wejściu do Słodkiej Próżności tych czekoladek było od groma! - Ja kibicuję Gnomom Ogrodowym - powiedział i w tej samej chwili zrobił głośne "HY!", podskakując, bo na boisku zadziało się coś niesamowitego. Dlatego też właśnie na nim się skupił, nie do końca kodując słowa dziewczyn. - Dostawa słodyczy? Może być, dlaczego? Na występ? - Zapytał szybko, spoglądając na Lily i w tym samym momencie zauważył niedaleko niej znajomą twarz.
Mathilda? Tutaj? To na pewno ona. Zaskoczony na jakąś minutę zapomniał o meczu i wszystkim dookoła, ale w końcu oprzytomniał i skupił się na rozgrywce, choć bez wcześniejszego entuzjazmu. Wyjął z torby czekoladową żabę i wsadził ją sobie do ust, nie sprawdzając nawet karty.
- Słodka Próżność. Nie rozpoznajesz? - Zapytał i tak się zdziwił, że aż oderwał na moment wzrok od boiska, by zajrzeć do torebki z łakociami. Przyglądał się jej zawartości przez chwilę aż w końcu wyciągnął z niej niewielką czekoladkę i podał ją Polly. - To na pewno rozpoznasz - stwierdził, bo po wejściu do Słodkiej Próżności tych czekoladek było od groma! - Ja kibicuję Gnomom Ogrodowym - powiedział i w tej samej chwili zrobił głośne "HY!", podskakując, bo na boisku zadziało się coś niesamowitego. Dlatego też właśnie na nim się skupił, nie do końca kodując słowa dziewczyn. - Dostawa słodyczy? Może być, dlaczego? Na występ? - Zapytał szybko, spoglądając na Lily i w tym samym momencie zauważył niedaleko niej znajomą twarz.
Mathilda? Tutaj? To na pewno ona. Zaskoczony na jakąś minutę zapomniał o meczu i wszystkim dookoła, ale w końcu oprzytomniał i skupił się na rozgrywce, choć bez wcześniejszego entuzjazmu. Wyjął z torby czekoladową żabę i wsadził ją sobie do ust, nie sprawdzając nawet karty.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra bardzo się cieszyła, że Cressida także postanowiła wybrać się na ten mecz. Oczywiście, bez niej również Lyra by się tu zjawiła, w końcu obiecała to Glaucusowi, ale raźniej było we dwie. Siedziały obok siebie, obserwując sylwetki krążące po boisku w oczekiwaniu na rozpoczęcie meczu. Lyra była tak podekscytowana, że prawie nie zwracała uwagi na chłód przenikający jej ciałko mimo grubego materiału płaszcza i ubrań, które miała pod spodem, ani na gwar rozmów widowni. Wokół nich znajdowało się mnóstwo innych czarodziejów chcących oglądać popisy miotlarskie bliskich i znajomych, lub po prostu spragnionych rozrywki. Lyrze wydawało się, że tu i ówdzie dostrzegła parę znajomych twarzy, ale nie ruszyła się z miejsca, bo przecież nie miała zamiaru zostawić Cressidy samej, ani przegapić momentu rozpoczęcia meczu.
- Oooch, zaczyna się! – powiedziała entuzjastycznie, kiedy Glaucus i inni dosiedli mioteł i wzbili się w powietrze. Musiała przyznać, że Glaucus naprawdę potrafił poruszać się na miotle, i to dużo zgrabniej niż ona, mimo że był od niej znacznie większy. Może powinna kiedyś poprosić go nie tylko o lekcje pływania, ale także latania?
Zanim zdążyła na dobre się ucieszyć z rozpoczęcia, okazało się, że jeden ze ścigających popełnił błąd i mecz musiał zostać zaczęty jeszcze raz.
- Z tego, co wiem, większość zawodników to amatorzy... Ale to było dziwne – zdziwiła się Lyra, widząc tę akcję. – Och, mam nadzieję, że teraz już się zacznie naprawdę. Nie mogę się doczekać...
Chociaż kto wie, czy jakby sama wylądowała na boisku, to czy ze stresu też nie popełniłaby jakiejś gafy? Była kompletną amatorką, z niewielką wiedzą o quidditchu, chociaż podstawowe zasady na pewno kojarzyła z hogwarckich rozgrywek, tym bardziej, że wielu uczniów się nimi emocjonowało i w dniach poprzedzających jakiś mecz nie dało się siedzieć w pokoju wspólnym i nie usłyszeć ani jednej rozmowy o quidditchu.
- Jeszcze tego nie wiem, niczego konkretnego nie planowaliśmy... Zobaczymy po zakończeniu meczu. Nie wiadomo, ile potrwa, podejrzewam, że w takich warunkach trudno będzie zobaczyć znicza... Może nawet będziemy tu siedzieć aż do rana? – zauważyła, mrużąc oczy. Nigdzie nie widziała maleńkiej, złotej piłeczki, ale miała nadzieję, że to szukająca drużyny Glaucusa pierwsza go złapie. Szybko zresztą przestała go wypatrywać, bo w grze pojawił się kafel, który został szybko złapany przez jej męża. I chociaż Glaucus szybko podał go dalej, Lyra uśmiechnęła się szeroko i krzyknęła jego imię. Liczyła na dalsze sukcesy męża i jego drużyny.
- Widziałaś to? – zapytała Cressidy; nie miała jej za złe, że nie patrzyła na nią, bo sama Lyra także patrzyła teraz na boisko i zawodników, a nie na ludzi wokół niej. Próbowała śledzić wzrokiem zarówno lot kafla przekazywanego do kolejnych rąk, jak i swojego małżonka. Od czasu do czasu próbowała wyłowić gdzieś wśród graczy sylwetki Alexandra lub Samuela. Ten drugi właśnie w niezłym stylu odbił tłuczek, który pomknął w stronę jednego z przeciwników. Gra powoli zaczynała się toczyć...
- Oooch, zaczyna się! – powiedziała entuzjastycznie, kiedy Glaucus i inni dosiedli mioteł i wzbili się w powietrze. Musiała przyznać, że Glaucus naprawdę potrafił poruszać się na miotle, i to dużo zgrabniej niż ona, mimo że był od niej znacznie większy. Może powinna kiedyś poprosić go nie tylko o lekcje pływania, ale także latania?
Zanim zdążyła na dobre się ucieszyć z rozpoczęcia, okazało się, że jeden ze ścigających popełnił błąd i mecz musiał zostać zaczęty jeszcze raz.
- Z tego, co wiem, większość zawodników to amatorzy... Ale to było dziwne – zdziwiła się Lyra, widząc tę akcję. – Och, mam nadzieję, że teraz już się zacznie naprawdę. Nie mogę się doczekać...
Chociaż kto wie, czy jakby sama wylądowała na boisku, to czy ze stresu też nie popełniłaby jakiejś gafy? Była kompletną amatorką, z niewielką wiedzą o quidditchu, chociaż podstawowe zasady na pewno kojarzyła z hogwarckich rozgrywek, tym bardziej, że wielu uczniów się nimi emocjonowało i w dniach poprzedzających jakiś mecz nie dało się siedzieć w pokoju wspólnym i nie usłyszeć ani jednej rozmowy o quidditchu.
- Jeszcze tego nie wiem, niczego konkretnego nie planowaliśmy... Zobaczymy po zakończeniu meczu. Nie wiadomo, ile potrwa, podejrzewam, że w takich warunkach trudno będzie zobaczyć znicza... Może nawet będziemy tu siedzieć aż do rana? – zauważyła, mrużąc oczy. Nigdzie nie widziała maleńkiej, złotej piłeczki, ale miała nadzieję, że to szukająca drużyny Glaucusa pierwsza go złapie. Szybko zresztą przestała go wypatrywać, bo w grze pojawił się kafel, który został szybko złapany przez jej męża. I chociaż Glaucus szybko podał go dalej, Lyra uśmiechnęła się szeroko i krzyknęła jego imię. Liczyła na dalsze sukcesy męża i jego drużyny.
- Widziałaś to? – zapytała Cressidy; nie miała jej za złe, że nie patrzyła na nią, bo sama Lyra także patrzyła teraz na boisko i zawodników, a nie na ludzi wokół niej. Próbowała śledzić wzrokiem zarówno lot kafla przekazywanego do kolejnych rąk, jak i swojego małżonka. Od czasu do czasu próbowała wyłowić gdzieś wśród graczy sylwetki Alexandra lub Samuela. Ten drugi właśnie w niezłym stylu odbił tłuczek, który pomknął w stronę jednego z przeciwników. Gra powoli zaczynała się toczyć...
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Bądź co bądź Florek miał rację, Bertie chyba się smucił, że nie może grać. Nie można się mu dziwić, wszak to po to tu przyjechał, przebrał się i nawet pozwolił Poli zrobić sobie loka z grzywki. Miał się super prezentować na zdjęciu drużynowym, nawet jeżeli przesiedzi większość meczu.
- Oj, koniecznie! - ochoczo kiwa głową i zaraz krzyczy - Bertie Bott na boisko! - a wiadomo, że musiała wstać, więc wstała. A później siada i piorunuje spojrzeniem Lily, która mówi że Bertie to fajtłapa. Ciśnie jej sie na usta Sama jesteś fajtłapą, zdziro , ale jest nie we Francji, tylko w Anglii, a tu ludzie nie mówią tego o czym myślą.
- Nie wiedziałam, że się tak martwisz o zdrowie Bertiego, Lily. Może powinnaś pomyśleć nad karierą dziennikarza. Z takim językiem, zaraz dostałabyś etat za granicą - pojechała jej Polka, troche w głowie sobie mówiąc, że niech se zabiera etat za granicą, ale niech nie dobija już jej tekstami o tym, że Bertie jest jakiś ułomny. Wcale nie jest, jest IDEAŁEM.
Z tego wszystkiego, Pola zajada się słodkościami i przychyla do Floriana, żeby mu zdradzić sekret.
- Tak tylko sie śmieje, przecież robię nam tu reklamę, nie wiesz? - mówi cicho - Kilka razy powiem, że Słodka Próżność ma najlepsze ciastka z lukrem i zaraz zobaczysz jakie się będą tłumy do nas po meczu ustawiały. Może pójdę pomóc pani Vanity, bo sama nie da rady - przyjmuje czekoladkę, kładzie ją sobie na język i zaraz czuje, jak się jej ta czekolada ROZPŁYWA w usteczkach. Niebo w gębie!
A tu znów Lilka postanowiła przyprawić ją o uniesienie brwi.
- Ja wierzę tylko w magię pieniądza - mówi twardo Pola, bo z ludźmi, którzy źle mówią o Bertim nie będzie się wymieniać wstążkami, hajs jest dużo lepszy do tego. - Gramy jak dzieciaki, czy obstawiamy za pieniądze? - pyta obu, bo Florek też chyba musi w to wejśc. Co z tym Florkiem? Nagle przestał się interesować, taka akcja mu przed nosem przeleciała. Aż Pola obejrzała się za siebie na niego i kręci głową.
- Nie widziałes jak ten tłuczek prawie go walnął? - gdzie twoje myśli Florian?
- Oj, koniecznie! - ochoczo kiwa głową i zaraz krzyczy - Bertie Bott na boisko! - a wiadomo, że musiała wstać, więc wstała. A później siada i piorunuje spojrzeniem Lily, która mówi że Bertie to fajtłapa. Ciśnie jej sie na usta Sama jesteś fajtłapą, zdziro , ale jest nie we Francji, tylko w Anglii, a tu ludzie nie mówią tego o czym myślą.
- Nie wiedziałam, że się tak martwisz o zdrowie Bertiego, Lily. Może powinnaś pomyśleć nad karierą dziennikarza. Z takim językiem, zaraz dostałabyś etat za granicą - pojechała jej Polka, troche w głowie sobie mówiąc, że niech se zabiera etat za granicą, ale niech nie dobija już jej tekstami o tym, że Bertie jest jakiś ułomny. Wcale nie jest, jest IDEAŁEM.
Z tego wszystkiego, Pola zajada się słodkościami i przychyla do Floriana, żeby mu zdradzić sekret.
- Tak tylko sie śmieje, przecież robię nam tu reklamę, nie wiesz? - mówi cicho - Kilka razy powiem, że Słodka Próżność ma najlepsze ciastka z lukrem i zaraz zobaczysz jakie się będą tłumy do nas po meczu ustawiały. Może pójdę pomóc pani Vanity, bo sama nie da rady - przyjmuje czekoladkę, kładzie ją sobie na język i zaraz czuje, jak się jej ta czekolada ROZPŁYWA w usteczkach. Niebo w gębie!
A tu znów Lilka postanowiła przyprawić ją o uniesienie brwi.
- Ja wierzę tylko w magię pieniądza - mówi twardo Pola, bo z ludźmi, którzy źle mówią o Bertim nie będzie się wymieniać wstążkami, hajs jest dużo lepszy do tego. - Gramy jak dzieciaki, czy obstawiamy za pieniądze? - pyta obu, bo Florek też chyba musi w to wejśc. Co z tym Florkiem? Nagle przestał się interesować, taka akcja mu przed nosem przeleciała. Aż Pola obejrzała się za siebie na niego i kręci głową.
- Nie widziałes jak ten tłuczek prawie go walnął? - gdzie twoje myśli Florian?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Lily trochę zdziwiło dość agresywne zachowanie Polly. Nie miała jednak w nawyku wdawać się w kłótnie: wręcz przeciwnie, nienawidziła nerwowych sytuacji i nawet nie miała niczego złego na myśli. Ot, każdy, kto jakkolwiek chłopaka ze szkoły znał, wiedział, że jest on ofermą i tyle. Nie znaczy to, że jest ułomny, a... że powinien bardziej na siebie uważać. Skoro sam się z tego śmiał, to chyba nic złego? A tego typu uwagi i od niego słyszała przez tych kilka nielicznych rozmów jakie z nim lub po części z nim odbyła spowodowanych zwykle wspólnymi znajomymi.
- Spokojnie. Nie znam go blisko, ale skoro sam się z tego śmieje, trudno go z tym nie kojarzyć. Nikogo nie zamierzałam urazić. - wzruszyła tylko ramionami, nie wdając się już bardziej w temat, bo i w jakim celu? Jeśli Polly uzna, że jest wredna (co by było w sumie całkiem zabawne, tak patrząc z boku!) to trudno, Lily nigdy nie zależało na uwielbieniu tłumów, a dziewczynę dopiero poznawała. Flo raczej się domyślił, że dziewczyna nikogo nieprzyjemnie obgadywać, czy obrażać nie chciała.
- W takim razie ja obstaję za Trollami. - uśmiechnęła się, choć kolejne zachowanie Polly trochę zbiło ją z tropu. Trochę nie wiedziała jak się zachować, bo nie chciała z kimkolwiek na siebie burczeć przez ten mecz, bo przecież mieli się tu bawić. - To może pieniądze, które ostatecznie przeznaczymy na konkretny cel? Przegrany stawia wszystkim piwo, lody, cokolwiek? - zaproponowała ugodowo. - Przydałaby mi się dostawa przed występem, bo zajadam stres, ale pewnie tym sposobem po kilku występach wyglądałabym jak pączek. Myślałam po prostu o paczuszce słodyczy. - wyjaśniła jeszcze Flo, ale ten widocznie zainteresował się czymś innym. Nie dopytywała. Może, gdyby byli sami, ale tak w towarzystwie, nie chciała, może coś go po prostu rozproszyło. Spoglądała zamiast tego na mecz, nie chcąc czegokolwiek przepuścić.
- Spokojnie. Nie znam go blisko, ale skoro sam się z tego śmieje, trudno go z tym nie kojarzyć. Nikogo nie zamierzałam urazić. - wzruszyła tylko ramionami, nie wdając się już bardziej w temat, bo i w jakim celu? Jeśli Polly uzna, że jest wredna (co by było w sumie całkiem zabawne, tak patrząc z boku!) to trudno, Lily nigdy nie zależało na uwielbieniu tłumów, a dziewczynę dopiero poznawała. Flo raczej się domyślił, że dziewczyna nikogo nieprzyjemnie obgadywać, czy obrażać nie chciała.
- W takim razie ja obstaję za Trollami. - uśmiechnęła się, choć kolejne zachowanie Polly trochę zbiło ją z tropu. Trochę nie wiedziała jak się zachować, bo nie chciała z kimkolwiek na siebie burczeć przez ten mecz, bo przecież mieli się tu bawić. - To może pieniądze, które ostatecznie przeznaczymy na konkretny cel? Przegrany stawia wszystkim piwo, lody, cokolwiek? - zaproponowała ugodowo. - Przydałaby mi się dostawa przed występem, bo zajadam stres, ale pewnie tym sposobem po kilku występach wyglądałabym jak pączek. Myślałam po prostu o paczuszce słodyczy. - wyjaśniła jeszcze Flo, ale ten widocznie zainteresował się czymś innym. Nie dopytywała. Może, gdyby byli sami, ale tak w towarzystwie, nie chciała, może coś go po prostu rozproszyło. Spoglądała zamiast tego na mecz, nie chcąc czegokolwiek przepuścić.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Florek spojrZał zaskoczony na Polly i przeniósł ten zaskoczony wzrok na Lily, nie rozumiejąc, co się tu właśnie wydarzyło. - Drogie panie, proszę się nie kłócić - powiedział od razu, wrzucając sobie do ust kolejną porcję słodkości. - Bełtiego staczy dla fystkich - dodał rozbawiony, choć w zasadzie to Polka wykazała się większym zainteresowaniem w stosunku do Botta.
Florek ma ochotę uderzyć się mocno w czoło, bo przecież intryga Polki jest genialna i nie mógł uwierzyć, ze jej sam nie załapał. - Kupiłem te ciastka w Słodkiej Próżności, lepszych nigdy nie jadłem. Wrócę tam nie raz - wyrecytował głośno i wyraźnie, coby ludzie godz zrozumieli. Cóż, reklama dźwignią handlu. Mógłby jeszcze coś dodać o lodziarni, ale jakoś głupio mu było tak zachwalać swój własny lokal. - Albo niech wygrany zgarnie kasę, a przegrany ma jakieś zadanie do wykonania - zaproponował, spoglądając wyzywajaco na Lily. Po prostu głęboko wierzył w to, że jego Gnomy wygrają, więc wychodzi na to, że to Lily będzie musiała zrobić coś.głupiego. A Polly... Właśnie, co Polly. - Polly, ale.nie powiedziałas komu kibicujesz - zauważył, a potem już się trochę wyłączył i starał się nie patrzeć na Mathildę, ale raz nie wytrzymał i szybko na nią zerknął. Nie ma problemu - odpowiedział po chwili Lily i spojrzał na Polly, zmuszając się na odrobinę entuzjazmu. - Widziałem - skłamał. - Świetna akcja - dodał, zmuszając swój mózg do patrzenia na boisko. Obecność Mathildy nie powinna aż tak wytracac go z równowagi. Czy kiedykolwiek uda mu się zachowywać całkiem normalnie w jej towarzystwie? Czy za pięćdziesiąt lat wciąż będzie się zachowywał tak niedojrzale? - A w zasadzie gdzie gra Bertie - Zapytał, bo jakoś ta informacja nigdy do niego nie.dotarła.
Florek ma ochotę uderzyć się mocno w czoło, bo przecież intryga Polki jest genialna i nie mógł uwierzyć, ze jej sam nie załapał. - Kupiłem te ciastka w Słodkiej Próżności, lepszych nigdy nie jadłem. Wrócę tam nie raz - wyrecytował głośno i wyraźnie, coby ludzie godz zrozumieli. Cóż, reklama dźwignią handlu. Mógłby jeszcze coś dodać o lodziarni, ale jakoś głupio mu było tak zachwalać swój własny lokal. - Albo niech wygrany zgarnie kasę, a przegrany ma jakieś zadanie do wykonania - zaproponował, spoglądając wyzywajaco na Lily. Po prostu głęboko wierzył w to, że jego Gnomy wygrają, więc wychodzi na to, że to Lily będzie musiała zrobić coś.głupiego. A Polly... Właśnie, co Polly. - Polly, ale.nie powiedziałas komu kibicujesz - zauważył, a potem już się trochę wyłączył i starał się nie patrzeć na Mathildę, ale raz nie wytrzymał i szybko na nią zerknął. Nie ma problemu - odpowiedział po chwili Lily i spojrzał na Polly, zmuszając się na odrobinę entuzjazmu. - Widziałem - skłamał. - Świetna akcja - dodał, zmuszając swój mózg do patrzenia na boisko. Obecność Mathildy nie powinna aż tak wytracac go z równowagi. Czy kiedykolwiek uda mu się zachowywać całkiem normalnie w jej towarzystwie? Czy za pięćdziesiąt lat wciąż będzie się zachowywał tak niedojrzale? - A w zasadzie gdzie gra Bertie - Zapytał, bo jakoś ta informacja nigdy do niego nie.dotarła.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Żywe zainteresowanie wydarzeniami, które miały za chwilę odegrać się na boisku, mnie także na swój sposób rozgrzewało i pobudzało, mimo później pory i temperatury nie byłam ani zmęczona, ani zmarznięta. Byłam w świetnym towarzystwie i miałam obejrzeć równie dobre widowisko – dlaczego miałabym narzekać na cokolwiek? Pozytywne nastawienie było kluczem do sukcesu i miałam nadzieję, że zawodnicy z drużyny mojego brata myślą podobnie, co ja.
- Amatorzy, czy nie, jeśli już umie utrzymać się na miotle to mógłby też przyłożyć się do zapamiętania znajomości zasad – być może moja zgorzkniałość miała źródło w fakcie, że falstart popełniła osoba z nazwiskiem Parkinson, jednak oczywiście nie przyjmowałam tego do wiadomości. We własnym mniemaniu byłam pozbawioną wszelkich uprzedzeń, tolerancyjną czarownicą. Skromną także.
Z zapałem śledziłam dalszy rozwój wydarzeń i sylwetki graczy, poruszające się w niezwykle szybkim tempie tuż nad naszymi głowami. Miałyśmy dobre miejsca, więc ciemności wcale nie przeszkadzały w obserwacjach, mogłyśmy więc zorientować się, kto posiada właśnie kafla, a kto już przymierzał się do odebrania go.
Uśmiechałam się szeroko, sportowe emocje udzieliły mi się w najlepsze. Słysząc doping osób, które znajdowały się nieopodal, sama zaklaskałam kilka razy czy zakrzyknęłam głośno, gdy Druella zręcznie odebrała kafla przeciwniczce.
- Do rana! A wyobrażasz sobie, jak byłoby fajnie, gdyby mecz miał potrwać kilka dni? – może i z podekscytowania gadałam głupoty, ale udzielał mi się po prostu świetny nastrój – Po wszystkim chodźmy do was na piwo kremowe – niemalże wprosiłam się do bratowej, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni – Albo do portu. Albo do nas, rodzice na pewno się ucieszą z… zobacz, to znicz?! – to chyba jednak lampion z drugiego końca boiska zamigotał mi przed oczami, ale w tej ogólnej radości nie zamierzałam się nawet przejmować swoją pomyłką.
- Amatorzy, czy nie, jeśli już umie utrzymać się na miotle to mógłby też przyłożyć się do zapamiętania znajomości zasad – być może moja zgorzkniałość miała źródło w fakcie, że falstart popełniła osoba z nazwiskiem Parkinson, jednak oczywiście nie przyjmowałam tego do wiadomości. We własnym mniemaniu byłam pozbawioną wszelkich uprzedzeń, tolerancyjną czarownicą. Skromną także.
Z zapałem śledziłam dalszy rozwój wydarzeń i sylwetki graczy, poruszające się w niezwykle szybkim tempie tuż nad naszymi głowami. Miałyśmy dobre miejsca, więc ciemności wcale nie przeszkadzały w obserwacjach, mogłyśmy więc zorientować się, kto posiada właśnie kafla, a kto już przymierzał się do odebrania go.
Uśmiechałam się szeroko, sportowe emocje udzieliły mi się w najlepsze. Słysząc doping osób, które znajdowały się nieopodal, sama zaklaskałam kilka razy czy zakrzyknęłam głośno, gdy Druella zręcznie odebrała kafla przeciwniczce.
- Do rana! A wyobrażasz sobie, jak byłoby fajnie, gdyby mecz miał potrwać kilka dni? – może i z podekscytowania gadałam głupoty, ale udzielał mi się po prostu świetny nastrój – Po wszystkim chodźmy do was na piwo kremowe – niemalże wprosiłam się do bratowej, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni – Albo do portu. Albo do nas, rodzice na pewno się ucieszą z… zobacz, to znicz?! – to chyba jednak lampion z drugiego końca boiska zamigotał mi przed oczami, ale w tej ogólnej radości nie zamierzałam się nawet przejmować swoją pomyłką.
Gość
Gość
Dzisiejsza wyprawa na mecz była o wiele poważniejsza niż mogło się z początku wydawać. Jeszcze parę dni temu, gdy zaraz po referendum pisał do Peony, że ma dla Nathaniela idealny prezent urodzinowy, nie sądził, że w międzyczasie wydarzy się tak wiele niespodzianek. Nie każde niespodzianki były miłe, ale te takie się okazały. Chociaż wywróciły mu plany życiowe nogami do góry nie przerażało go to. Bo czego miał się bać? I mimo że wciąż były to świeże sprawy, nie zamierzał rezygnować z chwili rozrywki. O meczu towarzyskim amatorów wiadomo było już od jakiegoś czasu. Fakt faktem Raiden do praktycznie samego końca nie wiedział, że miała brać w nim udział jego własna siostra. Pewnie jako starszy brat zaraz by zaczął mówić, że nie powinna tak ryzykować, bo to zbyt brutalna gra, ale jako wciąż omamiony wizją zostania ojcem, przyjął tę wiadomość z błogim uśmiechem. Mimo że nie lubił tego sportu, dla siostry mógł wszystko. A to oznaczało, że miał się w to wczuć o wiele poważniej niż sądził. Artis jako zapalona fanka quidditcha nie mogła zostać w domu, szczególnie, że na boisku latała jak szalona Sophia. A to oznaczało odpowiedni doping. Zaopatrzony w specjalny szalik z własnym nazwiskiem musiał wyglądać naprawdę komicznie. Oczywiście Raiden był przygotowany na tak długą wyprawę i spakował im tyle jedzenia, że chyba miało im starczyć na tydzień w dżungli. Jednak Macmillan musiała mieć prowiant i nie było mowy o tym, żeby siedziała głodna! Obładowany odpowiednimi zapasami zarządził opuszczenie domu i wyruszyli na miejsce. Początkowo mieli spotkać się ze Sproutami przed wejściem na błoniach, ale byli za wcześnie, więc zdecydował, że już wejdą. Posłał odpowiednią wiadomość i umówił się w odpowiednim sektorze z Peony i z Nate'm, nie mówiąc im w sumie o swoim towarzystwie na ten dzień. Siedzieli tam już jakiś czas, krzycząc co chwila zagrzewające do boju zawołania.
- Możesz mi powiedzieć jakie są zasady w tym czymś? - spytał w pewnym momencie siedzącą obok Artis. Nigdy się tym nie interesował, mając quidditch za głupie łapanie odpowiednich piłek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 18.10.16 23:14, w całości zmieniany 1 raz
Trybuny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Kornwalia