Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]15.04.17 1:37
First topic message reminder :

Kuchnia

Pomieszczenie znajduje się od razu po wejściu do mieszkania i jest największym ze wszystkich. Stare meble, wszechobecny kurz oraz wiszące w oknie zasłony z drobnymi dziurami po molach stanowią element niedocenianego wystroju, zaś zupełnie niepasująca do reszty komoda zastawiona butelkami wypełnionymi alkoholem jest sercem domu.  




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Re: Kuchnia [odnośnik]18.05.21 22:43
Utrzymując wzrok na wskazanej rubryce pokiwałem głową na jej słowa. Potwierdzały, że mieliśmy podobne podejście do sprawy, co nieszczególnie mnie dziwiło. Wielokrotnie zgadzaliśmy się w wielu kwestiach i zapewne ta nie była ostatnią, a zaledwie jedną z pierwszych, o jakich przyjdzie nam dyskutować. Zgodność budowała, nie zmuszała do wyperswadowywania swego zdania ponad innych, dzięki czemu omijało się konflikty i zwady. Jeśli chcieliśmy do czegoś dojść, osiągnąć wspólnymi siłami pewien cel, to niezbędnym była szczera, pozbawiona działania poza zasięgiem wzroku, współpraca. Przeszłość nas podzieliła, rozrzuciła po różnych krajach, jednak przyszłość zdawała się kreować w coraz jaśniejszych barwach. Liczyłem, że na tej długiej drodze nie znajdzie się żadna przeszkoda nie do pokonania.
Nie wiedziałem nader wiele o jej losach u boku Karkarowa i póki co nie zamierzałem w to wnikać. Potrzebowaliśmy więcej czasu na tego typu rozmowy, zwłaszcza że sama nie wychodziła z inicjatywą. Stroniłem od niewygodnych pytań, daleki też byłem od konieczności uzewnętrznienia wspomnień, więc cisza w tym aspekcie sprzyjała. Krok po kroku zacieśnialiśmy zatarte więzi.
Spotkaliśmy się w jasnej sprawie. Dzielenie się wiedzą nie każdemu przychodziło z łatwością, jednakże w tej lekcji Irina widziała swe korzyści. Wiedziałem, że wizja odbudowy pozycji porwała ją na dobre, być może pragnęła tego równie mocno jak ja. Kto wie, co tliło się w jej głowie, gdy zamieszkiwała jeszcze bułgarskie ziemie. Do tego niezbędna były mi podstawowe umiejętności, a ona gotów była mi je zapewnić.
-Goyla- zaśmiałem się pod nosem. Tylko wobec niego miałem stuprocentową pewność, ale nie traktowałem tego jako coś uwłaczającego, bowiem nierzadko to właśnie wśród inwestorów szukało się oszusta. -Nieszczególnie ufam kelnerkom, które byle dorobić knuta zapraszają klientów piętro wyżej- wzruszyłem ramionami, po czym zacisnąłem dłoń na piwie i upiłem zawartości. -Złudne nadzieję, że w końcu się nam poszczęści- zacząłem będąc właściwie przekonanym, iż uczciwość kończyła się tam, gdzie zaczynały się pieniądze. -Nieustanne kontrole, trzymanie wszystkiego na własnym garbie, cóż nie pominę tego- westchnąłem przeciągle wiedząc, że coraz mniej miałem na to czasu, a doba nieustannie liczyła dwadzieścia cztery godziny. -Gdybym zapewnił komuś więcej galeonów to może i wziąłby interes na swe barki, ale wtem nie opłacałoby nam się tego trzymać. Błędne koło- dodałem zerkając z ukosa na kuzynkę.
Wsłuchałem się w jej słowa, gdy zaczęła opowiadać jak pominąć niewygodną papierologię. Nurtowała mnie ta kwestia od dłuższego czasu, dlatego porada kogoś znacznie bardziej wprawionego w urzędowe sprawy była na wagę złota. Byłem przekonany, że działała w podobny sposób we własnej branży, a fakt, iż do tej pory nie miała z tego powodu konsekwencji budował pewność, co do skuteczności. -Kradzież brzmi sensownie? Lub zepsuta cała dostawa?- uniosłem pytająco brew rozumiejąc, co miała na myśli. Szukać elementów ciężkich do zweryfikowania, a najlepiej niemożliwych w taki sposób, aby ich nie powielać. Brzmiało naprawdę logicznie i sensownie. Czasem Caelan robił tak samo, jednak kwoty były zdecydowanie niższe. -Zawsze mogę dostać niższy kwit, niżeli w rzeczywistości odebrałem towaru tudzież wyższy dla podbicia kosztów- zamyśliłem się, a po chwili sięgnąłem po pióro i zapisałem sobie krótkie notatki. Przywykłem zapisywać wartościowe informacje, bowiem z moją pamięcią było zwykle na bakier.
-Sam dostawca ma horrendalne ceny, więc żadna tutejsza moczymorda nie odda miesięcznego zarobku za jedną paczkę- odparłem samemu ulegając nadmiernemu optymizmowi dopóki nie poznałem kwot. -Jednak zysk, to zysk. Z jednej strony możemy założyć, że mniejsza opłata zapewni nam większą sprzedaż, lecz z drugiej zrobić stuprocentową przebitkę i będzie mniej kłopotu z dostawami. Monety te same- ale wciąż nie na tyle wielkie, aby zapewnić knajpie lepszy byt. Mogłem w niego zainwestować, lecz tak naprawdę nie widziałem lepszej przyszłości. Sama okolica odstraszała zamożniejszych, a jeśli już takowi się pojawiali to wybierali Białą Wywernę. Nie zamierzałem stąpać im po piętach, na siłę zwiększać atrakcyjności miejsca, bowiem efekt mógłby być odwrotny od zamierzonego. -I tak, i nie- rzuciłem w kwestii konfiskaty. -W czasach kryzysu wielu ma nie chrapkę- dodałem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia [odnośnik]30.05.21 19:59
Nigdy nie była przesadnie ckliwa. To słabość. Nie powróciła do korzeni po to, by dzielić się nieszczęśliwymi historiami, nie szukała współczucia i powierników. Cel był inny. Obdarta z tamtej siły, którą teraz zwykła nazywać prędzej przykrym obowiązkiem, zamierzała odzyskać utracony grunt u boku tych, z którym dzieliła krew i dziedzictwo. Bo mogła nosić pierścienie Karkarowów, mogła przyjąć ich język i trwać u boku ich syna, ale nigdy nie zapomniała tego, gdzie się wychowała. Bułgaria nigdy nie będzie jej tak bliska jak sprawa angielska. Bułgaria ją zawiodła, zdradziła. Dokonała więc zemsty i ruszyła dalej, ograbiając ją i zabierając ze sobą Igora, ostatni ślad po zmarłym Yavorze. Nigdy więcej nie obróciła się w tamtą stronę. Wiedzieli, że zginął, nie musieli znać szczegółów. Temat uważała za zamknięty, choć podejrzewała, że ta wiedza nie zmieniłaby jej relacji z Macnairami. Swój swojego przecież rozumiał. I swój sekrety swoich chował przed światem. Czy nie tak brzmiała dewiza? Pochwycenie przyszłości miało okazać się jeszcze łatwiejsze, jeżeli tylko bez pamięci odda się nowej sprawie.  
– To już wiele – skinęła lekko głową, kiedy wspomniał o portowym zarządcy. W duecie mogli przynajmniej działać na zmianę, albo we dwójkę stanowić jeszcze większą siłę. W końcu dodatkowa głowa to także dodatkowe pieniądze i energia. Irina wiedziała, co to znaczy samemu sprawować piecze nad interesem. Może miała pewność, ale czasami chciała lub musiała oderwać się od pogrzebowego domu, a wtedy za jej placami dziać się mogły pewne przekręty. Dobrze, że pamiętał o tym, by mieć oczy z tyłu głowy. – Nad ludźmi też można popracować, Drew. Ale nic nie stanie się tak po prostu. I nigdy nie będziesz mieć pewności, że nie znikną któregoś dnia z twoim towarem – objawiła, gdzieś w konwersacji jednocząc się z podsuwanymi przez niego faktami. Galeony utraciły nieco na wartości, kiedy w mieście nawet elity nie mogły mieć wszystkiego na stołach. – Nie bez powodu Karkarowowie angażują w swój biznes całą rodzinę. Wiąże ich i krew i złoto – przyznała, gdy przed oczami jeszcze raz stanęły jej pokaźne kopalnie i cała wielka machina. Igor miał być jej częścią. Przynajmniej i ją czegoś nauczyli, a wiedzę tę dziś mogła wykorzystać nie tylko dla samej siebie, ale i dla bratanka. – Okradają więc już tylko samych siebie – uzupełniła, postukując lekko końcówka pióra w szkło. – Chcesz mieć porządnych pracowników, to musisz dać im coś, co sprawi, że zostaną i będą oddani. Czasem szantaż, a innym razem bardziej wdzięczna forma uzależnienia – kontynuowała swoje poważne wywody, a między słowa wdarło się coś nieprzyjaznego, jadowity cień, tajemnica. Przecież nikt tak szybko nie znajduje całego zespołu pracowników. Irina miała swoje sposoby. – Choć Nokturn to wyzwanie – przyznała już z większą goryczą. Najpodlejsza dzielnica, wielka aleja mend i morderców. Mało szczodrości i próżna szlachetność. Tylko czy Mantykorze to było potrzebne?
– Postaw się po drugiej stronie, Drew. Bądź tym nudnym urzędnikiem, nudnym, ale podejrzliwym. Wejrzy w papiery tej speluny i zastanów się, co mogłoby wzbudzić twoje podejrzenia, a co wydaje się tylko zwykłym nieszczęściem – podpowiedziała, chcąc mu nieco ułatwić te rozważania. Przed nim śliskie, cuchnące decyzje, ale życie wymagało od nich brudzenia się znacznie częściej, niż miało się na to ochotę. Niestety. Macnair jednak zaopatrzony był w grubą skórę, powinno wystarczyć. Mało który mógł mu podskoczyć. Rycerze mieli wpływ na tych ministerialnych półgłówków. – Właśnie tak, manipulacja wartościami na kwitach to jedna z opcji  – potwierdziła, kiedy sam wystąpił z propozycją. Notował, bardzo dobrze. Przynajmniej wiedziała, że do sprawy podchodzi poważnie i faktycznie mogły mu się te wskazówki do czegoś przydać. – Nie spalaj niepotrzebnych mostów. Nigdy nie wiesz, kiedy ktoś ci się przyda. Uważam, że raz wykorzystanej metody nie należy powielać. Nigdy – przestrzegła kolejny raz. Chociaż Tower mu nie było groźne, to urzędnicy mogli stać się zbyt częstymi gośćmi. Podejrzewała, że miał lepsze rzeczy do roboty od ciągłego tłumaczenia papierów.
– Faktycznie nie napawa to optymizmem – przyznała, gdy wyjaśnił sytuację tytoniu. Wypuściła pióro z ręki i rozprostowała plecy. Zmrużyła oczy wyraźnie zamyślona. – Niektórych i tak nałóg zaprowadzi prosto pod twoje drzwi. A potem prosto do mnie – pozwoliła sobie na nieco złowieszcze wtrącenie. – Podsunę twój lokal kilku moim odpowiednim klientom, Drew. Gdzie indziej organizować stypy, jak nie na Nokturnie? Pijani odprowadzają bliskich na cmentarz – odrzekła beznamiętnie. W głębi jednak drwiła z tego, ludzie rzadko kiedy pojmowali powagę śmierci. To oni, jako dom pogrzebowy, odwalali całą robotę. A w tych emocjach gotowi byli przyjąć wszystko, co tylko Irina im podsunie. – Więc może warto się temu przyjrzeć bliżej. Mógłbyś skorzystać – odpowiedziała tylko krótko. Tym bardziej że stawał w dość korzystnej pozycji i zapewne miał odpowiednie znajomości. Czy się myliła?

kontynuacja ---> klik
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Kuchnia [odnośnik]21.12.21 0:41
17/18 I 1958

Ostatni rok minął szybko, szybciej niż mogła się spodziewać. Ledwie świętowała jedne urodziny, a przyszła pora kolejnych, nieubłaganie i powoli zbliżających ją do trzydziestki. W uszach coraz częściej dźwięczały wspomnienia surowych słów ciotki i te łagodniejsze matki, przestrzegające ją przed popełnianymi błędami. Lata uciekały, a odrzucenie tego, co według Blythe naturalne dla kobiet, bliscy postrzegali jako przejaw głupoty. Jednak ów słowa nigdy do niej nie trafiały, nie miały mocy, kiedy wybrała swoje priorytety w życiu. Lubiła swoją swobodę i pracę, nawet jeśli stawała się czasami męcząca. Wolała obowiązki, które ściągnęła na siebie sama, a nie takie, jakie musiałaby przyjąć, spełniając oczekiwania bliskich. Łatka starej panny przylgnęła do niej już parę lat wcześniej i zdążyła się z tym oswoić, przestając reagować oraz martwić się przyszłością. Miała jeszcze parę godzin, nim zacznie oswajać się z liczbą dwadzieścia siedem, wyznaczająca ile wiosen miała już za sobą. Dzisiejszy wieczór miał być inny niż w ubiegłych latach, dając poczucie zmian. W sumie ostatnie dwa dni były już w pewnym sensie inne, odkąd porzuciła mieszkanie na Grimmauld Place na to mieszczące się na Śmiertelnym Nokturnie. Nie sądziła, że taka decyzja w końcu zapadnie, bo kiedy usłyszała propozycję wspólnego mieszkania po raz pierwszy, uciekła przed odpowiedzią. Wtedy nie była pewna, lecz teraz wydawało się to najlepszym krokiem, aby jakkolwiek żyć ze sobą. Tylko tak mogło się to jakoś udać. Dzień spędzili osobno, zajęci swoimi sprawami, co nadal dawało poczucie indywidualności, jednak wieczór miał być ich.
Przeszło godzinę temu wygoniła Drew z sypialni, mając dla niego coś więcej niż prezent na urodziny. Szykując się, mimowolnie wróciła myślami do tego, co miało miejsce w poprzednim roku; urodzin, które wtenczas planowała spędzić sama. Właśnie wtedy bez większego planu, przekroczyła próg Dziurawego Kotła, jako pierwszego i przypadkowego przystanku. Nieświadoma, co, a raczej kto na nią czekał wewnątrz, jeszcze zupełnie obcy. Uśmiechnęła się pod nosem, czując dominujące rozbawienie. Kto by pomyślał, że tamto przypadkowe spotkanie i tworząca się znajomość przeżyje te kilka miesięcy, że nie pozabijają się po drodze. A raczej, że Ona nie doprowadzi go do granicy tolerancji, nie zerwie ostatniej wątłej nici cierpliwości. Nawet teraz z perspektywy czasu nie miała pojęcia, kiedy tak naprawdę zaczęła patrzeć na Niego jak na kompana lekkich rozmów i przyjaciela, a później kogoś więcej. Dotąd panowała nad własnymi emocjami i uczuciami, odsłaniając tyle ile potrzebowała lub odwracając uwagę, kiedy kontrola uciekała jej przez palce. Przy Nim, wszystko poszło inaczej i pozornie nie tak, jak chciała. Pozornie. Tamten rok był pełen zmian, drobnych, może dla wielu nieistotnych. Ciąg wydarzeń zmienił jej miejsce w szarej codzienności, świadomość zwróciła uwagę na rzeczy, które dotąd ignorowała. Jego obecność zmieniła ją bardziej niż mogła przypuszczać, ale nie czuła się z tym źle.
Zerknęła w lustro, które dziś znalazło swe miejsce w rogu pokoju, a jutro najpewniej zniknie, by nie przeszkadzać. Naciągnęła ostrożnie pończochę, aby układała się nienagannie na udzie, mimo że część znikała pod materiałem krwistoczerwonej welurowej sukienki. Lejący się materiał pozostawał zwiewny, otulał smukłą sylwetkę podkreślając atuty, których jej nie brakowało. Dziś nie przejmowała się, że kończył się nieco zbyt wysoko, a dekolt był głębszy niż zwykła nosić. Nie była dość odważna, aby pokazać się tak na ulicy i spotkać z nieprzychylnymi spojrzeniami. Jednak nie zamierzała opuszczać mieszkania, więc ten widok był zarezerwowany tylko dla jednego mężczyzny. Jedynie jego oczy miał cieszyć, dając możliwość sycenia się o ile chciał, a w to nie wątpiła. Był pod tym względem przewidywalny i łasy na podobne interesujące widoki. Usta podkreśliła stonowaną czerwienią, rzęsy przyciemniła czernią, podobnie jak powieki. Wiedziała, że idealnym dopełnieniem byłyby obcasy, ale zrezygnowała z tego dodatku, nie widząc sensu, gdy pozostawała w domu.
W końcu wyszła, by przejść przez mieszkanie i odnaleźć go w kuchni, siedzącego przy stole. Opierając się na moment o framugę drzwi, przesunęła wzrokiem po pochylonej sylwetce. Domyślała się, co robił, dlatego milczała przez moment.
Podchodząc do niego, oparła dłonie na męskich barkach, pochylając się nieco nad jego ramieniem.
- Nawet dziś? – spytała z rozbawieniem, widząc, jak kreślił coś na pergaminie. Sądząc po starannych liniach, były to konkretne runy, ale nie znała się na tym w ogóle, więc ciężko było jej ocenić, co właśnie robił.- Mam nadzieję, że to żadna klątwa, bo jeśli przeze mnie popełnisz błąd... będzie mi naprawdę przykro.- szepnęła przy jego uchu, dłońmi wędrując na oślep w dół jego torsu. W tym czasie usta w delikatnym pocałunku, zetknęły się z męską szyją pozostawiając czerwony ślad parę centymetrów poniżej ucha. Nie kryła nawet zaczepnej nuty w głosie oraz w gestach, wyjątkowo lubiła się z nim droczyć, co zrozumiała z czasem. W takich momentach pozbywała się fałszywego uśmiechu i śliskich słów, bawiąc się chwilą. Zerknęła w kierunku niedużej paczki, która pozostała na krawędzi stołu, nieruszona odkąd położyła ją tam.
- Jednak ciekawość nie wygrała, żeby dobrać się do prezentu? – wyprostowała się powoli, by zaraz usiąść obok niego, lecz plecami do stołu.- Czasami jeszcze mnie zaskakujesz.- szepnęła pochylając się w jego stronę i całując go krótko. Nie wyrwała się, aby dać mu prezent od razu, mieli na to czas, nic ich nie goniło, więc nie widziała powodu, aby spieszyć się z czymkolwiek.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kuchnia [odnośnik]05.01.22 22:07
Nigdy bym nie powiedział, że minął dokładnie rok od pamiętnego spotkania, a także trzydziestych urodzin. Czas pędził jak szalony, zdawał się przepływać przez palce i gonić naprzód szczególnie od momentu rozlania się konfliktu poza granicami Londynu. Nieustannie było wiele pracy, misji oraz zaniedbanych obowiązków, które wciąż czekały na nadanie im priorytetu. Nierzadko odnosiłem wrażenie, że spora ilość rzeczy umykała mi w tej gonitwie i choć usilnie pragnąłem sobie o nich przypomnieć, to wszelkie starania spełzały na niczym. Wszystkiego było po prostu nader dużo i pewne aspekty nawarstwiały się tworząc spiralę, w jakiej finalnie ciężko było się odnaleźć. Cieszyło mnie jednak, iż w tym całym wariactwie udało mi się poukładać sprawy, o jakie jeszcze dwanaście miesięcy temu bym siebie nie podejrzewał. Rzecz jasna nie wyobrażałem sobie być wiecznym kawalerem, starym samotnikiem szukającym źdźbła trawy na pustyni, ale propozycja wspólnego mieszkania, a także niewypowiedzialne, choć jasne dla obu stron, deklaracje były swego rodzaju nowością. Wbrew pozorom zapewniło mi to wewnętrzny spokój i dało kolejny, namacalny dowód, iż życie indywidualisty nie musi być zbudowane na skrajnym egoizmie, albowiem można było nim pozostać nawet w chwili, gdy druga osoba wypełnia puste, cztery ściany.
Jeszcze przeszło trzy lata temu zaśmiałbym się w głos, gdyby ktoś opowiedział mi o mej niezwykle bliskiej przyszłości. Bezgraniczna lojalność wobec Czarnego Pana, porzucona pasja na rzecz pozostania w stolicy i prowadzenia biznesu, kobieta, której nie pragnąłem jedynie wykorzystać do własnych celów – to wszystko brzmiałoby dla mnie niczym zupełna abstrakcja. Zaprzeczeniem tego kim w głębi siebie naprawdę byłem, zaś wówczas? Nie wyobrażałem sobie z niczego zrezygnować, czułem, że naprawdę znalazłem swoje miejsce na ziemi i o dziwo nie musiałem szukać go w odmętach dalekiego wschodu, na zimnych, i ponurych ziemiach. Czy żałowałem tamtego wyjazdu? W końcu zapewne to pytanie nasunęłoby się rozmówcy, jako pierwsze. Z pełną odpowiedzialnością odpowiedziałbym, że nie, bowiem właśnie tamte doświadczenia doprowadziły mnie do tego miejsca. Domu i przynależności, których nigdy wcześniej nie miałem.
Nigdy nie przykładałem większej wagi do własnych urodzin wszak przypominały mi o nieubłagalnie lecących latach, dlatego zwykle zapominałem o prozaicznej konieczności świętowania tego dnia. Tym razem było jednak inaczej, gdyż dokładnie chwilę po dwunastej wypadało unieść kieliszek szampana za zdrowie Belviny, co sprawiało, iż obie daty zakotwiczyły się w mej pamięci. Przełom obu dni wydawał się idealny na spędzenie wspólnego czasu i obydwoje nie mieliśmy co do tego wątpliwości. Właściwie miało to dodatkowy, symboliczny wydźwięk, albowiem to właśnie wtedy przyszło nam się poznać i z pozornie błahej znajomości utkało się coś znacznie silniejszego.
Mimo ogromnej chęci nie zaglądałem do sypialni, którą zajmowała już od dłuższego czasu, tylko zająłem się spisywaniem manuskryptu. Zalegał on już od kilku tygodni, a jako że miałem jeszcze chwilę to postanowiłem w końcu do niego usiąść. Nie przypominałem sobie, kiedy ostatni raz zapisywałem formuły w równie eleganckim, rzecz jasna jak na mnie, odzieniu. Dopasowana, czarna koszula oraz wełniane spodnie od garnituru były niecodziennym widokiem, zważywszy że preferowałem znacznie wygodniejsze ubrania.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy mych uszu doszedł rozbawiony głos, a na barkach poczułem delikatny dotyk, które leniwie wędrował ku torsowi. -Tyle kazałaś mi na siebie czekać, że musiałem sobie znaleźć zajęcie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. -Opracowywałem klątwę na długo strojące się kobiety- skwitowałem z wyraźną ironią w głosie, po czym wydałem z siebie pomruk niezadowolenia, kiedy postanowiła odsunąć się i siąść tuż obok. Nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego tak lubiłem, gdy szeptała, a jej ciepły oddech rozchodził się wzdłuż mojego karku.
Dopiero wtem odłożywszy pióro uniosłem wzrok na wysokość oczu Belviny, choć trwało to zaledwie ułamek sekundy, bowiem tęczówki były ostatnim, na czym wówczas gotów byłem się skupić. Wyglądała olśniewająco, wyzywająco i wręcz obłędnie. Uchyliłem lekko wargi pragnąc coś powiedzieć, lecz zaraz po tym oparłem dłoń o brodę i tylko pokręciłem głową biorąc głębszy oddech. Chyba nawet nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, aby powiedzieć jej jak pięknie, a zarazem kusząco wyglądała. -Ten widok jest prawdopodobnie najlepszym prezentem i szczerze liczę, że jest tylko dla mnie- odparłem zatrzymując spojrzenie na głębokim dekolcie. Cóż, byłem tylko facetem. -Ty również nie odpakowałaś jeszcze swojego- dodałem po dłużej chwili i powróciłem spojrzeniem do jej oczu. Były niezmiennie piękne. -To jakiś niewypowiedziany zakład kto wytrzyma dłużej? A może jednak chcesz mi dzisiaj dorzucić czegoś do wykwintnej potrawy, jaką zamierzasz przygotować i zgarnąć obydwa dla siebie?-rzuciłem z szelmowskim uśmiechem. W końcu mieliśmy dzisiaj spróbować czegoś nowego, a mianowicie swych umiejętności w kuchni, co zapewne skończy się wyjątkową klapą.
Kiedy skradła krótki pocałunek, który sprawił że jeszcze mocniej poczułem zapach jej perfum oraz ciała, przez myśl mi przeszło, aby nieco zmienić kolejność dzisiejszego wieczoru. W porę jednak zdążyłem się opamiętać, ale szczerze wątpiłem, iż jej to umknęło. -Wiem, że robisz to specjalnie- mruknąłem.
-Kolacja sama się nie zrobi. Mały zakład czyje danie będzie lepsze? Istne starcie tytanów, kuchennych geniuszy- celowo zmieniłem temat, a zaraz po tym wstałem i równie rozpraszająco zaznaczyłem dłonią linię jej biustu, kiedy minąłem ją, aby zbliżyć się do zupełnie prowizorycznego blatu, na jakim znajdowały się składniki.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia [odnośnik]05.01.22 22:07
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 48
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]23.01.22 20:53
Czas nie był po ich stronie, płynął zbyt szybko, uciekał przez palce nie wiadomo kiedy. Nie był jednak stracony, a przynajmniej dla niej i patrząc jedynie pod kątem rozwijającej się relacji, chociaż zadziało się jeszcze kilka równie istotnych rzeczy. Teraz jednak skupiała się przede wszystkim na najbliższych godzinach, świętowaniu w sposób inny niż zawsze. Nie planowała kazać mu czekać na siebie tak długo, myślała, że uwinie się szybciej, ale wyszło, jak wyszło. Może dlatego, kiedy oparła dłonie na jego ramionach i już po chwili usłyszała odpowiedź na swoje pytanie, zachichotała cicho, nie mogąc zdusić w sobie tej reakcji. Cóż zdecydowanie zasłużyła sobie, aby paść ofiarą podobnej klątwy, ale z drugiej strony, stroiła się, by cieszyć jego oko. Mogła się żachnąć, oczekiwać, że doceni jej poświęcenie i dokładność w każdym szczególe. Jednak wiedziała przecież, że tak będzie.- I będę pierwszą na której ją przetestujesz? Czy masz jakąś inna na oku, której sprezentujesz przekleństwo? – spytała z udawaną powagą w głosie.- Potraktowałbyś tak okrutnie mnie? – cień ciekawości dźwięczał w głosie, ale spodziewała się jakiejś ironicznej odpowiedzi, jeszcze chwilę pochylając się nad męskim ramieniem. Kiedy usiadła obok, bezczelnie wręcz zmierzyła go wzrokiem, samej sycąc oczy widokiem. Zdziwiła się, gdy ubrał się tak inaczej, odbiegając od tego, co zwykle nosił i w czym było mu po prostu wygodniej. Nie wymagała tego od niego, nie oczekiwała, nie przywiązując uwagi do tego. Mimo to teraz miała wrażenie, że nieco ciężej odwrócić jej spojrzenie. Był przystojny, nie mogła mu tego odmówić, w końcu to najpierw przyciągnęło uwagę przeszło rok temu, dopiero potem do wyglądu doszedł charakter, który okazał się mocno specyficzny. Natomiast teraz, ta lekka elegancja, dodawała mu wiele.
Uśmiech wkradł się na jej usta, cień satysfakcji błysnął w oczach, kiedy zauważyła jego wzrok. Błądzący po sylwetce, gdy oceniał i najwyraźniej nie wiedział jak skomentować. Gdyby go nie znała chociaż troszkę, spięłaby się, zmartwiła, że jednak nie trafiła. Na całe szczęście, znała to spojrzenie i jego gust.
- Zaniemówiłeś? – spytała łagodnie, bez śmiechu, który pewnie nie zabrzmiałby teraz dobrze. Przekrzywiła nieco głowę, a ciemne fale opadły lekko na jej ramię, odsłaniając więcej dekoltu.- Cieszę się, że tak to oceniasz i zdecydowanie jest tylko dla Ciebie.- zapewniła ze spokojem. Nie zamierzała tak pokazywać się komukolwiek innemu. Pewne widoki miały pozostać dla niego, tylko i wyłącznie. Zaśmiała się, dopiero gdy zawiesił wzrok na jej biuście.- No wiesz ty co... oczy mam trochę wyżej.- nie mogła powstrzymać rozbawienia, nawet jeśli próbowała zabrzmieć, jakby go ganiła. Byłaby głupia i naiwna, bawiąc się z męskimi odruchami i oburzając, że Drew nie zawodził z reakcjami.
- Zdążymy jeszcze odpakować oba, a ty może nawet więcej niż jeden.- stwierdziła z zadziornością przy ostatnich słowach. Sama nie wiedziała czemu, ale nie spieszyło jej się naprawdę. Mieli masę czasu, dlatego może nie czuła pośpiechu.- O to, to... właśnie taki był mój niecny plan. Jak mogłeś go przejrzeć, jeszcze zanim zaczęłam wprowadzać w życie.- westchnęła z pozornym niezadowoleniem, które zniknęło moment później.
Widziała to krótkie zawieszenie, ledwie parę sekund, gdy nie reagował na krótki pocałunek. Mogła tylko gdybać, co za myśli przebiegły mu przez głowę, ale może nie pomyliłaby się jakoś bardzo.
- Zawsze. Za łatwo dajesz się podejść.- szepnęła. Istniała szansa, że tego pożałuje, równie średnio radząc sobie, gdy Macnair zaczynał się z nią drażnić. Jego zemsta na tym poziomie mogła być okropna, ale była gotowa ryzykować.- Zakład? Chętnie.- podniosła się, ale zaraz zerknęła za nim, kiedy poczuła dłoń prześlizgującą się po ciele. Poczuła lekki dreszcz przebiegający przez kręgosłup, jakim cudem wystarczyło tak niewiele.- Oj nie prowokuj, bo będę grać nieczysto.- rzuciła zadziornie.
Przeszła w głąb kuchni, by zaraz przenieść spojrzenie na blat zastawiony wszystkim, co mieli na mieszkaniu.- Wiesz, że to skończy się tragicznie? – jej umiejętności w tym zakresie były okropne, podstawowe dania potrafiły ją przerosnąć.- Mogliśmy to przemyśleć, zanim stwierdziliśmy, że to świetny plan.- przetarła dłonią twarz, uważając, by nie rozmazać makijażu. Była prawie pewna, iż nic nie zjedzą, ale chociaż się po wydurniają. Z drugiej strony w chwili kiedy w kraju były problemy z podstawowymi produktami, nie był to najlepszy pomysł... tylko nikt im tego nie mógł zabronić.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kuchnia [odnośnik]10.02.22 1:04
Nie odpowiedziałem od razu na jej pytanie, a jedynie wygiąłem wargi w nieco kąśliwym, ale i ironicznym wyrazie. Ostatnie czego bym chciał to zapewniać ją, że rzekoma klątwa wcale nie była przygotowana dla niej wszak właśnie na tym opierała się cała zabawa. Runy były jej obce, a zatem treść zwykłego, naukowego manuskryptu mogłem przełożyć na wspomniane przekleństwo i udawać, że każdy znak wyszedł spod mojego pióra. Widziała moje możliwości na własne oczy, więc trudniej byłoby jej nie dać temu wiary. Rzecz jasna świadoma krzywda była ostatnim, co chciałbym jej wyrządzić i liczyłem, że tak już pozostanie. Czasy były wątpliwe, wielu ludzi zdradzało i zmieniało drogę, ale nawet nie dopuszczałem myśli, że ona gotów by była na równie drastyczny krok. -Nawet nazwałem ją twym imieniem- odparłem próbując zachować neutralny wyraz twarzy, choć aktor był ze mnie kiepski. -Myślę, że ma potencjał i szybko ściągnie nowych klientów. Wiesz ilu mężczyzn zapłaciłoby krocie za to, aby ich żony nie marnowały tylu godzin przed lustrem?- szedłem w zaparte, mimo że opowiadałem kompletne bzdury. Nawet nie przyszłoby mi do głowy, aby zajmować się podobnymi bzdurami. Ryzykować zdrowie dla równie przyziemnych przesłanek? Musiałbym być skończonym idiotą lub spłukanym desperatem.
Uniosłem brew ku górze, kiedy sama zmierzyła mnie wzrokiem najwyraźniej nie wierząc, że potrafię przyodziać coś innego jak czarne, wygodne odzienie. Rzeczywiście to je preferowałem, ale dzisiaj mieliśmy wyjątkową okazję do świętowania i nie spodziewałem się nagłej konieczności opuszczenia mieszkania w sprawach, które nie tolerowały zwłoki. W podobnym wydaniu widziała mnie tylko podczas sabatu, ale odniosłem wrażenie, iż wolałaby częściej. Czyżby zwracała na to uwagę? Właściwie nie mogłem się temu dziwić.
-Uhm- rzuciłem krótko w odpowiedzi rozkoszując się jeszcze przez dłuższą chwilę widokiem. Jeśli to miał być pierwszy prezent to mogła zyskać pewność, iż był naprawdę udany. -Nie chciałabyś żebym miał ku temu jakieś wątpliwości. Marny los czekałby tego gagatka- dodałem znacznie pewniejszym tonem, a gdzieś w głębi siebie poczułem coś czego nie potrafiłem do końca zdefiniować. Zazdrość? Być może było to dobre porównanie, albowiem ktoś już wcześniej z pewnością mógł podziwiać te same widoki. Nie podobało mi się to, ale wiedziałem, że bycie sędzią w sprawie przeszłości opiewałoby o wyjątkowo skrajną hipokryzję. Sam miałem wiele za uszami, ani ja, ani ona nie byliśmy już dziećmi.
Zaśmiałem się pod nosem, gdy wspomniała o linii oczu. -Na własne życzenie- odparłem z przekonaniem, po czym nachyliłem się zatapiając twarz w bujnych włosach ułożonych na jej ramionach. Przez moment nie ruszałem się pozwalając sobie na kilka wdechów; słodki zapach perfum odurzał równie mocno, co jej nieskazitelna uroda. Wolnym ruchem obróciłem głowę w kierunku szyi i złożyłem na niej krótki pocałunek, i choć  chciałem, to nie mogłem się powstrzymać przed kilkoma kolejnymi wzdłuż obojczyka. -Mogę już teraz?- szepnąłem do jej ucha. Wiedziałem, że z kolacji pozostaną jedynie plany, kiedy zwiedzie mnie instynkt, dlatego z cichym pomrukiem niezadowolenia wyprostowałem się i sięgnąłem dłonią po szklaneczkę wypełnioną trunkiem.
-Zakład- rzuciłem, gdy obydwoje znajdowaliśmy się już przed produktami w pełnej gotowości do gotowania. Nie miałem o tym zielonego pojęcia, ale kto wie, może właśnie w tej niewiedzy tkwił sęk całej zabawy? -Na to liczę- nieczysta gra brzmiała intrygująco. Jeśli liczyła, że sam będę trzymał się zasad to była w błędzie – kiepski był ze mnie sportowiec, nigdy nie interesowałem się podobną rywalizacją, dlatego miałem na co zrzucić ewentualne przekroczenie niepisanych granic.
-Nie wiem jak Ty, ale ja naprawdę zjadłbym coś dobrego. Ile można żyć na sucharach i podjadaniu czegoś, czego nie trzeba w żaden sposób przyrządzać? Jako Pani domu musisz się nauczyć pewnych sztuczek w kuchni- zerknąłem na nią z szelmowskim uśmiechem, po czym zacząłem podwijać rękawy koszuli. -Tylko nie będzie tak łatwo. Losujemy z tego wszystkiego po cztery składniki- zaproponowałem. -Później nie ma już wyjścia, używamy tylko i wyłącznie niebywałego doświadczenia oraz kreatywności- zaśmiałem się pod nosem zdając sobie sprawę, że zadanie było trudne, a dla nas laików praktycznie niewykonalne. Zatruć się jednak nie mogliśmy, a to był spory plus.
-Ale najpierw- rzuciłem przypominając sobie o szampanie, jaki miałem przygotowany na specjalną okazję. Chwyciwszy butelkę otworzyłem ją z  typowym hukiem i wolnym ruchem wypełniłem dwa kielichy. -Twoje zdrowie- uniosłem jednej z nich w geście toastu.

Składniki:




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kuchnia [odnośnik]01.03.22 1:06
Mimo wiszącej w powietrzu groźby pod postacią nowej klątwy uśmiech nie schodził z jej ust. Mogła mieć nadzieję, że nie była zbyt ufna w stosunku do niego, a on wystarczająco przebiegły, aby naprawdę coś planować. Przypuszczała, że nawet z podstawową wiedzą na temat starożytnych run, niewiele by jej to dało i nie upewniło całkowicie, że to, co zapisywał na pergaminie, nie stanowiło zagrożenia dla niej. Pozostawało więc żyć w niewiedzy, co nie przeszkadzało jej jakoś bardziej. Zaśmiała się miękko, ale nie doszukiwała kłamstwa w jego głosie, bo za dobrze się bawiła obecną chwilą.
- Cholera... to już zaszczyt czy tym większe zagrożenie? – spytała, kiedy zdradził jaką nazwę nosiła ów klątwa. Nie sądziła, aby był to najlepszy wybór, raczej nie chciała, aby przekleństwo nosiło jej imię. Trochę nietrafnie, zważywszy na to, jakim zawodem się parała i czemu poświęcała życie.- Oh, czyli jestem jednak bezpieczna, skoro ma działać na żony.- nią zdecydowanie nie była. W sumie nie myślała nawet o tym w ostatnim czasie, zbyt dobrze było jej w codzienności, którą prowadziła od kilku miesięcy.- Ale to okrutne ze strony mężczyzn, chcieć rzucić klątwę na swe ukochane, bo marnują odrobinkę czasu.- westchnęła przesadnie i przewróciła oczami. Nie sądziła, by sama poświęciła aż tak wiele czasu, potrafiła zdecydowanie więcej, kiedy wiedziała, że miała wyjść gdzieś, gdzie trzeba było wyglądać lepiej niż zwykle.
Uśmiechnęła się mocniej, kiedy zauważyła, jak uniósł brew. Czyżby sądził, że tylko on ma prawo cieszyć wzrok widokiem, który mu się podobał? Zdecydowanie chciała również pocieszyć się chwilą, gdy miała okazję. W końcu nie zamierzała naciskać na niego, aby porzucił wygodę dla jej kaprysu, to byłoby niesprawiedliwe i zbyt nienaturalne. Pozostawały więc takie momenty z których zamierzała korzystać całkowicie i bezczelnie, jak tylko się dało. Nikt nie mógł jej tego zabronić.
To co usłyszała moment później rozbawiło ją tylko bardziej. Nie spodziewała się podobnej reakcji, nawet jeśli przyjemnie połechtało to świadomość.
- Zaborczy i zazdrosny...- zawyrokowała, patrząc na przystojną twarz mężczyzny.- No proszę, jakim cudem umknęło mi to wcześniej, a raczej fakt, że do tego stopnia.- zdradzał wcześniej trochę zazdrości i zaborczości, chociaż nie przejmowała się tym. Był jak każdy mężczyzna, który docierał do momentu, w którym pojmował, że zależy mu ciut bardziej, że nie chce się dzielić. Była szczerze zaciekawiona takową zmianą.- Zapamiętam, by przypadkiem nie sprowadzić na jakiegoś niewinnego człowieka kłopotów.- dodała, wcale nie będąc poważną. Tak naprawdę nie miał powodów, by przejmować się innymi. Dawno przestała być trzpiotką, która kochliwie wodzi wzrokiem za innymi. Zdążyła z tego wyrosnąć, męskie towarzystwo traktując jako rozrywkę, aż do pewnego momentu w którym pojawił się właśnie On.
Odpowiedziała mu jedynie przebiegłym uśmieszkiem, gdy powiedział to, co było oczywiste. Igrała sobie z nim, wybierając sukienkę zbyt krótką, aby była akceptowalna i ze zbyt dużym dekoltem, aby nie przyciągał wzroku. Miała świadomość, co robi i lubiła takie drażnienie się z męską cierpliwością. Uśmiech spełzł z jej ust, kiedy Drew pochylił się i poczuła ciepły oddech na szyi, przebijający się lekko przez fale włosów. Przygryzła dolną wargę, gdy zagrał równie nieczysto, składając pocałunki na odsłoniętej skórze. Przesunęła powoli palcami po jego ramieniu i karku, nie uciekając przed tym, co robił.- Możesz.- szepnęła, zanim zdążyła to przemyśleć, ale na szczęście jego samokontrola była lepsza. Spuściła na moment wzrok, kiedy odsunął się i tym samym dał szansę dzisiejszej kolacji.
Odetchnęła cicho, by zaraz prychnąć pod nosem. No tego się nie spodziewała.
- Przegrasz, panie Macnair. Mam nadzieję, że twoja męska duma udźwignie tą porażkę – rzuciła zadziornie odzyskując rezon.
Spojrzała na produkty leżące przed nimi i zaraz znów na Drew.
- Jak widać na naszym przykładzie, wystarczająco długo.- zaśmiała się. Cóż, wcześniej było jakoś łatwiej z jedzeniem i nie zastanawianiem się na ile posiłki są wartościowe, a na ile to tylko zagryzanie byle czego, aby nie dokuczał głód. W pracy często zapominała, że tlen to za mało by funkcjonować normalnie i potrzebowała czegoś więcej.
- Pani domu? – uniosła lekko brew, ale musiała przyznać, że zabrzmiało to dobrze. Gorzej, że faktycznie nie szły za tym jakiekolwiek umiejętności.- Jeśli dzisiejsza kolacja okaże się klapą, muszę chyba poprosić kogoś o pomoc.- nie było, co ukrywać, że w tej dziedzinie nie wiodła prymu. Słysząc dodatkowe zasady, aż zaniemówiła na moment. Ciemne tęczówki raz jeszcze prześlizgnęły się po tym, co znajdowało się na blacie.- Ty to wiesz, jak utrudnić już prawie niewykonalną rzecz.- przyznała cicho, ale nie zamierzała się wycofać.- Niech będzie, chociaż zwątpiłam właśnie w swoje zwycięstwo.- nie była jednak zmartwiona, a rozbawiona.
Powróciła na niego z uwagą, kiedy wyjął szampana i rozlał go do dwóch kieliszków.
- O nie, mój drogi.- podjęła z uśmiechem.- Najpierw twoje zdrowie. W końcu Tobie pierwszemu wskakuje kolejny rok na karku.- powieliła jego gest i delikatnie stuknęła szkłem o szkło.- Bądź taki, jaki jesteś i nie zmieniaj się nigdy wbrew sobie.- poprosiła cicho, składając zaraz krótki pocałunek na jego ustach. Dopiero wtedy upiła nieduży łyk alkoholu. Nie wyrwała się od razu, aby powrócić do tego, co dalej czekało na ich uwagę... kolacja. W końcu odwróciła się nieco, by spoglądając ciągle na Macnaira, na oślep wybrać te kilka produktów. Cztery, naprawdę tylko cztery.- Nie najgorzej.- stwierdziła, widząc, co jej przypadło; masło, świeża baranina, szynka i główka kapusty. Gdyby znała się na tym chociaż trochę lepiej... to na pewno nie były złe składniki na kolację. Musiała postawić na kreatywność, skoro brakowało wiedzy i umiejętności bardziej potrzebnych. Nie zwlekała, odstawiając kieliszek na bok i zabierając się do przygotowania czegokolwiek zjadliwego.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Kuchnia [odnośnik]31.03.22 2:02
-Zależy jak na to spojrzeć- odparłem posyłając jej spojrzenie, z którego biła fałszywa powaga ubrana w nutę zastanowienia. -Gdyby tylko społeczeństwo miało większą świadomość i wiedzę na temat potęgi oraz samego nazewnictwa przekleństw, to z pewnością byłabyś skreślona. Każdemu mężczyźnie kojarzyłabyś się z klątwą Belviny Blythe- pokiwałem wolno głową, po czym oparłem dłoń o brodę i wolno przesunąłem palcami wzdłuż żuchwy. -Właściwie to nie jest taki zły pomysł- mruknąłem jakoby sam do siebie. -W ten sposób nie będę musiał zastanawiać się, czy pojawił się kolejny okaz, jakiego należałoby potraktować w odpowiedni sposób- sprecyzowałem i ponownie skupiłem na niej wzrok. Przytoczenie słów, iż miała działać tylko i wyłącznie na żony sprawiło, że wygiąłem wargi w szelmowskim wyrazie. -Jeszcze- wtrąciłem niby niewinnie, a następnie upiłem trunku rozmywając jakiekolwiek wątpliwości, czy zamierzałem kontynuować ten temat.
-Z każdym dniem dowiaduję się o sobie coraz więcej- zaśmiałem się pod nosem mając w pamięci epitety, jakimi częstowała mnie zaraz po poznaniu. Zapewne wtem nie sądziłaby, że nie tylko spędzi kolejne urodziny w moim towarzystwie, ale i w ścianach własnego, choć innego, mieszkania. Sam skłamałbym mówiąc, iż cokolwiek przeczuwałem, albowiem tamten wieczór nie zwiastował podobnej przyszłości. Kto wie, może gdyby zakończył się inaczej, to ciężko byłoby nam rozpoznać siebie wzajemnie na ulicy? Obudzilibyśmy się z ogromnym kacem i nadzieją, iż dzień czym prędzej się skończy byle tylko móc wrócić do codziennych obowiązków? Opcji było wiele, podobnie jak dróg, jednak coś sprawiło, że wówczas kroczyliśmy tą samą i nic nie wskazywało na jakąkolwiek rychłą zmianę. -To ciekawe. Zaczęłaś od przerażającego drania, a skończyłaś na zaborczym i zazdrosnym kochanku- uniosłem nieco wymownie brew licząc, iż wciąż pamiętała o naszym spotkaniu nad Tamizą. -Kobieta zmienną jest, czy jednak ocena książki po okładce nie jest nader trafna?- spytałem bez krzty złości, czy ironii. Byłem ciekaw jej opinii wszak ocena zmieniła się diametralnie, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. -Tylko nie mów mi, że to odzienie czyni mnie lepszym w odbiorze- zahaczyłem palcem o materiał pomiędzy guzikami i pociągnąłem go dając wyraźny znak, że chodziło mi o tą nietypową – jak na mnie – garderobę.
-Czy to znak, iż powinienem zacząć kontrolować wszystkie twoje wyjścia?- rzuciłem mrużąc oczy. Stroniłem od podobnych rozwiązań, nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, aby takowe wprowadzać w życie, ale też nie mogłem przy tym ukryć, iż byłem typowym laikiem w zdrowym, a przede wszystkim wiernym związku. Ceniłem sobie wolność, towarzystwo kobiet, prawienie im komplementów, a także otwarte drzwi do sypialni, dlatego kiedy sielankowa rzeczywistość odeszła w niepamięć musiałem pewnych rzeczy nauczyć się na nowo. Właściwie to od nowa. -Może zamknąć w czterech ścianach i po powrocie do domu liczyć na wystawny obiad?- dodałem nieco bardziej złośliwie. Wiedziałem, że wyczuje w mych słowach ironię wszak znała mój humor, czasem nietrafiony, nie od dziś.
Wbrew pozorom chwil tylko i wyłącznie dla siebie nie mieliśmy wiele, dlatego każda bliskość była swego rodzaju wyjątkowa. Wodząc dłońmi wzdłuż jej talii straciłem apetyt na jedzenie, a zyskałem na coś zupełnie innego, co tylko spotęgowało słowo przyzwolenia z jej ust. Zawahałem się, mogła to wyczuć, ale finalnie po nieco dłuższym muśnięciu wargami drobnego ramienia wycofałem się krok do tyłu. -Szkoda byłoby pozbyć się kreacji szybciej, niżeli ją przyodziewałaś- skwitowałem z kpiącą nutą w głosie, choć była to jedynie zasłona dymna przed szybszym oddechem. Pozwoliłem wyjść przed szereg pożądaniu, a nie lubiłem tracić kontroli.
-Nawet dam ci fory, byle tylko nie musieć szybko tego powtarzać- zaśmiałem się pod nosem obejmując wzrokiem składniki, które jak dla mnie nijak miały się do siebie. Zdawałem sobie sprawę, że wpakowałem się w niezłą pułapkę, ale nawet jeśli miałoby to być niejadalne satysfakcja pozostanie. -Czy ja dobrze słyszałem?- oderwałem spojrzenie od skrzaciego wina, które jako jedyne było dla mnie sensownym rozwiązaniem na dzisiejszy poczęstunek i skupiłem je na tęczówkach Belviny. -Nie sądziłem, że tak szybko weźmiesz sobie do serca tę rolę- zacisnąłem usta próbując się nie zaśmiać. Liczyłem, iż w mym tonie dało się odszukać jedynie powagę, choć sądząc po jej minie czcze to były nadzieje. -Nigdy nie możesz zwątpić w zwycięstwo, bo wtem już jedną nogą jesteś na linii przegranych. Pesymiści mawiają, że lepiej miło się zaskoczyć, ale to brednie- odparłem. Zawsze wierzyłem, że każdy mój ruch zbliża mnie do celu, upragnionej wygranej, choć niektórzy błędnie rozumieli podobne podejście, jako wybujałą pewność siebie. Świat nie dzielił się jedynie optymistów i tych, którzy nie zdążyli się podjąć wyzwania, a już obwieszczali sromotną porażkę.
Uśmiechnąłem się, kiedy zarządziła inny toast. Nie protestowałem i wsłuchałem się w krótkie życzenia, jakie niosły za sobą więcej treści niżeli mogła się spodziewać. Skinąłem lekko głową, po czym objąłem ją ramieniem i przysunąłem do siebie. -Przerażający drań, czy zaborczy zazdrośnik?- spytałem muskając wargami ciepły policzek. -Obyś za rok mogła życzyć mi tego samego- dodałem z wdzięcznością, której nigdy nie potrafiłem wyrazić bezpośrednimi słowami.
Wielka chwila – losowanie. Wpierw uczyniła to Belvina, na której produkty spojrzałem z niemałą zazdrością. Trafiła na mięso, a ono było jadalne w każdej formie po wstępnej obróbce. Kiedy przyszła kolej na mnie czułem, że nie będę mieć równie wielkiego szczęścia, albowiem te zawsze o mnie zapominało w podobnych momentach. Tym razem nie mogło być inaczej. Pikle, makrela wędzona, mąka żytnia i ogórki. Cóż ja u licha miałem z tym zrobić? Rybę mogłem od razu położyć na talerz, podobnie jak warzywa, ale jednak nie o to nam dzisiaj chodziło. -Bardzo śmieszne- mruknąłem spoglądając na dziewczynę kątem oka. -Będziesz mieć ten zaszczyt spróbować jako pierwsza- dodałem kpiąco, po czym chwyciłem makrelę i ułożyłem ją na drewnianej desce. Nie mając lepszego pomysłu obrałem ją ze skóry, z której być może uda mi się uzyskać nieco tłuszczu.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach