Wydarzenia


Ekipa forum
Szmaragdowy Zakątek
AutorWiadomość
Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]10.03.12 23:10
First topic message reminder :

Szmaragdowy Zakątek

Szmaragdowy Zakątek mieści się w głębi lasu, niedaleko matecznika. Nazwę zawdzięcza wyjątkowej roślinności, żyjące tutaj rośliny nie przypominają krzewów, drzew, ani traw rosnących w żadnej innej części magicznej kniei. Ich liście lśnią, jakby wciąż były pokryte poranną rosą, a barwy mają tak jaskrawe, że aż wydają się nienaturalne, niepokojąco nienaturalne. Podobnież z płatkami polnych kwiatów, piękno ich szkarłatów, błękitów i żółci aż zapiera dech w piersi. Parę kroków dalej szemrze krystalicznie czysty strumyk, a całości obrazka dopełnia drżenie melodyjnego ptasiego śpiewu. Jest to miejsce równie przerażające, co zniewalająco piękne. Nietrudno sobie wyobrazić, iż w tradycji ostało się częstym miejscem potajemnych schadzek kochanków, a także ukrytą samotnią wrażliwców - poetów, artystów. Problem może stanowić jedno: złośliwe chochliki, które ów teren również sobie z lubością przypodobały.
Zdarza się, iż zbłądzi tu zgubiona mugolska stopa; czasem taka stąd nie wyjdzie, padając ofiarą różnorakich magicznych bestii, które zwęszą bezbronną ofiarę. Zdarza się, iż pozostanie znaleziona kilka dni później, na skraju lasu, wycieńczona, wymęczona... i oszalała.

Kadzidła

W głębi lasu, w pobliżu matecznika, gdzie liście połyskują nienaturalną wręcz szmaragdową zielenią rozłożono na miękkiej ściółce dywany i poduszki dla zmęczonych festiwalowymi uciechami uczestników Brón Trogain. Rozlokowano je w grupkach i odseparowano je od siebie tak, by liczne grupy mogły komfortowo wypoczywać  z dala od zgiełku, głośnej muzyki i szumu. Miejsce to jest spokojne i idealne na chwilę wytchnienia, ale jednocześnie ze względu na bliskość matecznika budzące niepokój. To również aura połyskujących liści, przedzierającego się przez konary drzew światła księżyca, lekka mgła unosząca się nad ściółką — a może coś innego, dym.

Szelest liści, drobne gałązki pękające na ściółce zapowiadają czyją obecność jeszcze zanim z półmroku wyłoni się postać. Bardzo stara wiedźma, o siwych jak kamień włosach i długich aż do kolan, w czarnej, długiej powłóczystej szacie przechadza się pomiędzy odpoczywającymi czarodziejami. Na twarzy bladej jak śnieg i dłoniach widnieją czarne znaki i symbole narysowane tuszem lub atramentem — kreski kropki, koła i półksiężyce. Jest mocno przygarbiona, a jej kroki są powolne, chwiejne, lecz nie wygląda jakby potrzebowała czyjejkolwiek pomocy, choć kroczy z zamkniętymi oczami, szepcząc słowa w staroceltyckim języku. Modły o pomyślność, modły o płodność choć cichuteńkie, są doskonale słyszane przez wszystkich zgromadzonych kiedy przechodzi obok nich. W jednej dłoni trzyma glinianą miskę i palcami przytrzymuje w niej tlące się kadzidło; w drugiej krucze pióra, którymi niczym wachlarzem rozpyla specyficzny dym. Kiedy was mija, jego zapach was otula i otumania.

Jedna osoba z pary lub grupy rzuca kością k6 na rodzaj kadzidła rozpylanego przez starą wiedźmę.

1: Mieszanina żywicy i sosnowych igieł przepełniona jest też czymś, co pachnie jak świeże górskie powietrze. Bardzo orzeźwiająco, nieco otumaniająco. Zapach jest łagodny, koi zmysły, uspokaja nastroje, wzbudza zaufanie do rozmówców. Pobudza do szczerych wyznań i zdradzania sekretów, ale nie hamuje całkowicie naturalnych barier związanych z rozmową z osobami nieznajomymi lub takimi, przy których postać naturalnie czułaby się skrępowana.
2: Drzewny zapach musi mieć swoje źródło w drzewie sandałowym, które zmieszano z niedużą ilością suszu opium oraz ostrokrzewu; kadzidło jest trochę duszne, głębokie, wprowadza w przyjemne odrętwienie, spowalnia zmysły i pozwala w pełni odprężyć ciało. Pod jego wpływem trudniej jest zebrać myśli. Wprowadza w przyjemne otępienie i relaksację, odpędza troski, nakłania do myślenia o zmysłowych przyjemnościach.
3:  Słodki zapach bergamotki przebija się przez skromniejszy bukiet egzotycznych owoców, które prowadzi passiflora oraz nieznacznie mniej wyczuwalne mango, zapach jest przyjemny, świeży, lekko cytrusowy, dodaje energii, poprawia nastrój. Dalsze nuty kadzidła lekko i przyjemnie otępiają. Czarodziej znajdujący się pod wpływem tego kadzidła staje się pobudzony do flirtu, a dobiegające z parteru dźwięki muzyki kuszą do udania się na parkiet.
4: Najpierw daje się wyczuć paczulę, indyjska roślina roztacza ciężką, duszną i drzewną toń. Przez nią przenikają się gryzące zioła, pieprz, rozmaryn i tymianek, które przemykają do odrętwionego umysłu, wyciągając z niego cienie. Niektórzy twierdzą, że to kadzidło oczyszcza umysł: pobudza smutek, zmusza do sięgnięcia po problemy i uzewnętrznienia ich, do szczerych wyznań odnośnie tego, co ostatnim czasem trapi czarodzieja, co jest jego zmartwieniem. Przelotnie smuci, ale dzięki temu pozwala przeżyć wzruszające katharsis: zostawić najczarniejsze myśli za sobą i przeżyć dalszą część wieczoru bez obciążeń, w lepszym nastroju.
5: Zapach wiedziony przez silnego irysa w towarzystwie polnych kwiatów wywołuje wesołość, a przy dłuższej ekspozycji - niekontrolowany śmiech. Rozmówcy wydają się czarodziejowi charyzmatyczni, on sam również nabiera pewności siebie i chęci do podzielenia się własnymi przemyśleniami albo opowiedzenia o swoich pasjach. Każda kolacja przy tym kadzidle minie w radosnej atmosferze, pozostawiając za sobą przyjemne wspomnienia żywej dyskusji.
6: Lawenda przeważnie koi zmysły, ale w towarzystwie czterolistnej koniczyny i konwalii odnosi podobny efekt na istoty, nie na ludzi. Czarodziejów zaczyna drażnić, roztrząsa najdawniejsze urazy. Pod jego wpływem niektórzy mogą stać się skorzy do drobnych złośliwości, a inni skorzy do zaufania rozmówcom i podzielenia się z nimi sprawami, które doprowadzają czarodzieja do złości lub pasji. W Azji palone przez mędrców, naukowców i reformatorów, którzy szukali przyczyny niedoskonałości świata zanim zabrali się za jego zmianę.

Skorzystanie z kadzideł przy ognisku zastępuje jedną wybraną używkę z osiągnięcia hedonista.



[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]23.10.23 21:56
| dla Imogen

Światło dogasającego dnia ostatkiem sił przedzierało się przez rozłożyste korony potężnych drzew, rzucając poświatę na jasne kosmyki otulające twarz półwili, wieńcząc największe dzieło festiwalu bladą aureolą. I tylko on mógł karmić duszę tym niezwykłym widokiem. Znów była tylko dla niego, przynajmniej przez tę jedną chwilę, darując mu szczodrze swą obecność. Miała pełne prawo w każdej chwili podnieść się z poduszek i zostawić go tu samego, nie siląc się na żadne tłumaczenie, ale nie zrobiłaby mu tego, nieprawdaż? O ile cokolwiek znaczyło dla niej dawne przywiązanie, łaskawie porzuci go w krótkim i cichym akompaniamencie słów pożegnania.
Obawiał się, że po tak długim czasie nie odnajdą w sobie tych samych spojrzeń, bo dzielone wspomnienia prostego szczęścia ze szkolnych lat zdołała przykryć zbyt gruba warstwa kurzu. Być może ich więź nie została zerwana a jedynie nadszarpnięta, przez milczące lata wisząc na tej ostatniej nici przesiąkniętej sentymentem. Zamiast niszczącej wszystko na swej drodze fali żalu, wstydu i gniewu, pomiędzy nimi wybiło źródło radości, odrobinę tłumione przez zawstydzenie, do którego nawykli w nastoletnich latach, kiedy brakowało im jeszcze odwagi i doświadczenia w wyrażaniu swoich oczekiwań. Może i zdążyli nieco dojrzeć, lecz ubranie w słowa prawdziwych uczuć wciąż stanowiło abstrakcyjny koncept. To w wypowiedzianym imieniu spróbował zawrzeć całą dotychczasową tęsknotę i skrywaną nadzieję na poprawę ich relacji.
Mogło już być dla niego za późno, los nikomu nie wybacza zaprzepaszczonych szans. Choć wiele spojrzeń wodziło za jej powabną sylwetką, to Sophos wiedział – jak dobrze wiedział – że to w większości spojrzenia powierzchowne i niegodne jej osoby. Dla niego nie była tylko piękną powłoką. To on pierwszy rozpoznał w niej intrygujący przypadek, nad którym głowiła się sama Tiara. On podziwiał jej bystrość i samozaparcie, gdy raz za razem wertowała strony literackich dzieł rosyjskich pisarzy w oryginale. On przyglądał się jej pierwszym próbom wychodzenia z bezpiecznego cienia i stawania na czele grupy, gdzie mogła lśnić naturalnym blaskiem. Czasem miał do siebie pretensje o to, że tak długo skłaniał ją do wyjścia spomiędzy bibliotecznych regałów, aż go usłuchała, wówczas inni również dostrzegli drzemiący potencjał. Pamiętał ją z tych najmłodszych lat, to jednak nie dawało mu żadnych praw, co najwyżej minimalną przewagę, kiedy mniej rozpaczliwie od pozostałych szukał wspólnych tematów rozmowy.
Upewniła go w tym, że nie jest jej obcy, gdy do jej głosu wkradła się zuchwała nuta. Droczyła się z nim, już dawno się na to uodpornił, słowne potyczki nigdy nie były mu straszne.
Chyba zaczynał pojmować naturę dziwnego czucia, które napotkał już w drodze, wiedziony przez gęste tumany kadzidła do tego właśnie miejsca. To było pragnienie bliskości dające początek wręcz pierwotnej potrzebie dotyku. Kiedy on walczył z własną żądzą, jej wolno było wszystko. Wędrówka palca Imogen była czymś niewinnym, igraszką zaledwie, mocno się pilnował, aby w taki właśnie sposób postrzegać inicjowany przez nią dotyk. Echa przeszłości niosły się po jego umyśle, podsuwając wspomnienia o podobnych muśnięciach, a potem o strasznym w skutkach incydencie, gdy raz zdobył się na głupią brawurę i zbyt natarczywie chwycił dziewczęcą dłoń. Przed sobą miał już kobietę, zbyt rozluźnioną i świadomą swoich wdzięków, bo tym razem przeżywał mistyczne wodzenie na pokuszenie.
Okaże się głupcem, jeśli tym razem znów nim wzgardzi. Po raz pierwszy nie potrafił skryć zdenerwowania za maską zuchwałego uśmiechu, w brązowych tęczówkach rozpętała się burza mieszająca niż przyzwoitości z wyżem ekscytacji.
Dobrze, że wspomniałaś o jesieni, do nastania zimy zdążyłbym oszaleć.
Była tak urzekająco statyczna, jakby z premedytacją czekała na jego ruch. Pochylił się nad nią, dla zyskania stabilności wyprostowaną sztywno w łokciu rękę wsparł na wysokości jej ramienia, uparcie nie skrócając dystansu o te ostatnie cale. Spojrzał wprost w zielone oczy, wzrok jednak instynktownie zjechał do ust, do prowokacyjnie zsuniętego rękawa sukni. Na zbyt wiele sobie pozwalał i żadnym tłumaczeniem było twierdzenie, że całkowicie otumaniała go jej bliskość.
Musiał sobie przypomnieć gdzie niegdyś popełnił błąd. Nie chciał być jak wszyscy inni, co widzieli w niej ozdobę przy swoim boku, co pragnęli niedbale zasmakować w jej pięknie i młodości dla własnej satysfakcji.
Imogen – wyrzekł jej imię z palącą potrzebą, przez którą dłoń zacisnął na poduszce i na sekundę przymknął powieki, szukając dla siebie w ten sposób ratunku. – Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chciałbym cię teraz dotknąć – wyznał na dłuższym i cięższym z przejęcia wydechu, znajdując w sobie siłę na ponowne otworzenie oczu. Teraz niebywale cenna była odwaga, aby nie odwracać od niej wzroku, gdy wyjawia wreszcie grzeszne myśli, a każda miała swój początek w jej osobie. Wierzył, że nie mógł znów popełnić tego samego błędu, że odpowiednio zdołał zinterpretować jej słowa, mimikę, najdrobniejsze z masy drobnych gestów. – Ile razy wyobraziłem sobie jak nabrzmiałe będą twoje usta po naszych pocałunkach.
Musiał w sobie zdusić to dzikie pragnienie, udowodnić jej, że potrafi nad sobą panować i ją uszanować. Odsunął się na względnie bezpieczną odległość i ułożył się na boku, głowę wspierając na dłoni, w tej pozycji nie musząc odrywać od niej spojrzenia, w którym skrył wielką obietnicę. Jeszcze się przekonasz, Imogen.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : 6 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]24.10.23 3:27
| dla Sophosa ♫

Gdzieś w tle majaczyły dalej obawy o powtórzenie przebytych już ścieżek, pogrywały nerwowo, niechętnie ujawniając się w natłoku zapachów idących za roztoczonym kadzidłem i słowami, które jeszcze dzień wcześniej osiadły z ust największej wyroczni znanego jej świata. Nie potrafiła ich odegnać, być może nigdy nie będzie do tego zdolna, gdy zza ramion wyrastały szpikulce niesionego piętna. Ale czas zmian trwał, niezmiennie, a obudzone z letargu emocje uwydatniały się od kilku miesięcy, dając upust niezrozumieniu własnych odczuć, które teraz uderzyły ze zdwojoną siłą. Regardez moi, ou du moins ce qu'il en reste. Emocje niosą barwę karmazynu, w umyśle tańczy obraz krwistej szaty, czarnej woalki i tiary ze szeregiem złotych gwiazd, wypełniają do cna zadanym wówczas pytaniem, które choć pytało o przeszłość, rokowało na przyszłość - kto ją niósł, na jak długo, czy łany zboża zakryją tron, czy właśnie udało jej się przez nie przedostać? Nie potrafiła odpowiedzieć, czując ciążące wrażenie otępienia, te jednak kojąco odganiało wrażenie prześlizgu batu po nagich plecach, prąc natychmiast do najczulszych fragmentów złamanego jestestwa. Pozostawało zadowolenie, kiełkujące z miejsca niedawnych krwawień, przyjemność samej obecności kogoś niezaprzeczalnie związanego ze szczęściem, które jeszcze przed laty posiadała. Kim był, jakie zwierzchnictwo podarowało mu moc kontrolowania jej euforii, gdy samą smugą obecności rozbudził irracjonalny śmiech, a chwilę później rozbawiony uśmiech idący za jego słowami. I to właśnie ubóstwiała, tę bystrość, tę grę słów idącą tak płynnie, że potrafiła się w niej zatopić i oddać bezgranicznie, niczym w tonie morza otaczającego rodowy przybytek.
Deifikowała go jeszcze przed laty, każdy niesiony ton, każde spojrzenie posłane zza trybun stadionu, każde uniesienie kącików ust nadające jej własnej twarzy rysunek roziskrzonego zachwytu. Z maniakalnym wprost zaparciem, a może naiwnym, dziewczęcym marzeniem wyobrażała sobie, że to właśnie z nim zatańczy na sabacie, a jego głos otuli na powrót zszargane nerwy. Do ostatnich momentów, do otwarcia wrót sali balowej, wertowała niczym mantrę, niczym manifestację tenże scenariusz, rysując oczyma wyobraźni najmniejszy szczegół. Nieudolnie, gdy w niechęci - obrzydzeniu - kontaktu z ludźmi, spoglądała na szeregi wirujących wokół par.  I nabierała rozgoryczenia, jakże współdzielonego, a serce pokrywała skorupa z kamienia, który tylko najwybitniejszy rzeźbiarz potrafiłby ociosać z załamań lat szkwałów i posuchy. Uczyła się nienawidzić, sięgać po własny dar w poszukiwaniu upragnionego bezpieczeństwa, owijając wokół palców nicie kontroli nad sytuacją, którą zatraciła nie wtedy i nie tak, jak mogłaby tego chcieć.
Żadnej więcej jesieni bez wizji wspólnej zimy. — Odparła wymijająco, a jednocześnie niosąc przekaz podprogowy, niemalże wyryty w skrytej pod poświatą pogłębiających się odczuć tęczówce. Będzie jesień, będzie zima i na powrót wiosna i lato, będzie gdy zostaniesz.
Młoda cielesność drżała niezmiennie w rytm nadany przesuwanym po weń spojrzeniu, tak wtedy jak i teraz gdy odważył się na więcej, a serce w gonitwie rozpętało sztorm dawno spowitego spokojem zatoki ciała. Bliskość odczuła silniej niż ledwie w nocy, która oddalała się wraz z każdą sekundą, bo oto nastał dzień i odebrał wszystko to, co zaplanowała z jednym ruchem ciała spływającego nad jej własne. Pierwszy moment sparaliżowania zabolał chęcią ucieczki, pierwotnym lękiem, instynktem samozachowawczym skrzywdzonej zwierzyny; ale ta druga chwila, ledwie sekundę później, kryła się lekkim rozchyleniem warg, a zaróżowienie skryło policzki i dekolt w geście zawstydzenia. Zabrakło jej tchu, a usilnie poszukiwanie życiodajnego tworu unosiło klatkę tym wyżej, im bardziej go pragnęła. Przyszedł, zabrał wszystko, co było ledwie parę chwil wcześniej i nadał temu barwę nieistotności, przypominając o godnym zardzewienia, a jednak lśniącym metalicznym blaskiem uczuciu. Przyszedł i mówił słowa, które przepłynęły dreszczem wzdłuż kobiecych pleców, powodując zaciśnięcie ust w cienką kreskę i zmarszczenie brwi spoczywających nad gwałtownie zamkniętymi powiekami. Palce odnalazły nerwowo jego twarz, palcem wskazującym zakrywając pełne wargi, których kształt była gotowa odrysować co do milimetra pod niesioną w tym momencie ciemnością ocząt. Moi mon rêve mon envie, comme j'en crève, comme j'en ris.
Shhh. Nie możemy. —  Rozluźniła usta z grabieżczego uścisku, nieświadoma uzyskiwanego tymże efektu. Gdy powieki zawtórowały wolności, na powrót odnalazła ciepły odcień tęczówek, a zapadłszy się w nim, ukazała całą gamę otrzymanych od Erosa pragnień, które taflą niewypowiedzianej tęsknoty jawiły się na chłodnej zieleni. A uśmiech wykwitł na jej twarz z geście bezbronności wobec tego, czym raczył ich świat. Niemożność stanowiła spuściznę niesionych obowiązków, wymagań, którym tak usilnie - niegdyś - starali się sprostać, by teraz przesuwać szalę zwycięstwa w kierunku chęci i ambicji, wykraczających daleko poza stawiany na ruinach człowieczeństwa świat. Blada skóra niezmiennie oscylowała wokół zaróżowienia, serce unosiło wolną od materiału klatkę w drapieżczym wprost rytmie. Rdzawe płomienie obejmowały jego sylwetkę, nadawały wrażenia wyniosłości w nonszalanckiej pozycji godnej oddanego uciechom bóstwa.
Ja też tego chciałam. — Szept przerwał wzajemną kontemplację. Wyrwał się niespodziewany, niekontrolowany wprost, ale tak usilnie potrzebowała mu to powiedzieć, gdy parząca bliskość ustąpiła miejsca wspólnemu kształtowaniu świata oddanych batalii tęczówek. Bród wydawał się sięgać coraz dalej, palce odnalazły materiał rękawa sukni, nasuwając go w przepełnionym stresem geście. Nie oderwawszy spojrzenia od męskiej twarzy, zaczerpnęła głębszy oddech, aksamitnym głosem otaczając go tym, czego pragnął.
I chcę teraz, choć wiem, że nie powinnam. — Hańbić go swoją osobą, mamić zwodniczym urokiem, przybliżać do pragnień tkwiących w jej głowie. Bo w całym tym spektaklu rozgrywanym pośród leśnej gęstwiny, choć to ona niosła miano niewinnej, to w akcie drugim tejże sceny, to również ona nie zasługiwała na niego. Rozsądek podpowiadał tragiczny w skutkach ukłon wobec koniecznego ukrzyżowania, karę za poniesioną rozpustę, ale tuż po voilà nie odeszła ze sceny. Pozostała na niej, roszcząc sobie główną rolę i obsadzając w niej go. Chcę być kochana, bo sama nie umiem kochać swych konturów.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Szmaragdowy Zakątek - Page 11 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]24.10.23 22:50
| dla Imogen

Usta ledwie tknięte zapobiegawczym ruchem jej palca zdawały się płonąć żywym ogniem. Jedno jej upomnienie było skuteczniejsze od wszystkich myśli kotłujących się w głowie podczas bitwy rozsądku z marzeniami, które nigdy jeszcze nie były na wyciągnięcie ręki. Nic tu dziś nie mogą, nie tylko z powodu długiej litanii konwenansów, co jej nakazywały być damą, a jego obligowały do bycia dżentelmenem; ze wszystkich powodów do zachowania poprawnego dystansu najważniejszym był ten, że troszczył się o nią, to jej odczucia stawiając na piedestale. To było nieodpowiedzialne z jego strony, że dopuścił w ogóle do zaistnienia tak dwuznacznej sytuacji. Moment zapomnienia był krótki, ale znikome to usprawiedliwienie, gdy na szali leżała jej reputacja. Był zbyt bliski naprzeć na jej ciało własnym i choć nie było to jego intencją, to jednak nie mógł udawać, że podobne ryzyko nie istniało. Pragnął jej, nie chciał tej prawdzie stawić czoła, lecz los zmusił go do tego, strącone na dno duszy emocje znów powołując do życia z pomocą błogiej atmosfery festiwalu miłości. Sprawcą zdarzeń był ten mistyczny las, było nim duszne kadzidło, nawet miękkie poduszki wyłożone na grubych dywanach miały swój udział w jego zrywie ku namiętności.
Zachwycało go jej zawstydzenie, ten rumieniec pokrywający skórę, szybszy oddech drażniący suche wargi i unoszący pierś, nerwowe drgnięcie całego ciała, lecz najpiękniejszy element stanowiła roziskrzona zieleń oczu, w których skryła pragnienia, nie mogąc jawnie ich z nim dzielić. Musiał sobie na to zasłużyć, nie mógł sprawić kolejnego zawodu, co udowodnić mógł trwaniem przy jej boku w pełnej gotowości do okazania pełnego wsparcia na każdym kroku. Otrzeźwił go na dobre dopiero dyskomfort wywołany myślą, że pomimo porywu serca nic nie może jej przyrzec. Witanie i żegnanie z nią kolejnych pór roku było ledwie marzeniem, kiedy powinno być realnym cyklem jego życia. Będą dzielić wszystkie dni i noce, na pewno okaże się godzien.
Ciężko było się odsunąć pomimo stojących za tym racjonalnych pobudek. Tak naprawdę wciąż niepoprawnie leżał obok, ale różniło się to znacząco od nieprzyzwoitego górowania nad nią z dzikim głodem w oczach. Mogła wystraszyć się i uciec, tym razem jednak została, dając mu szansę na naprawienie młodzieńczego błędu.
Złamała pieczęć, którą nieświadomie pozostawiła na jego sercu przed laty, tym samym nie pozwalając mu o sobie zapomnieć. Poczuł się pogodzony z przeszłością, kiedy mógł na nowo uwierzyć, że zauroczenie wcale nie zaćmiło jego osądu. Wtedy widział świat prawdziwym, wszystkie jej słowa i gesty były podszyte uczuciem, tym samym uczuciem, którym sam ją darzył. Jeśli chciała tej bliskości – zapewne wówczas w delikatniejszej postaci, gdy wyobrażenia o sferze intymności dyktowało nastoletnie nieopierzenie – to w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Gorzka konkluzja pozostawała niezmienna, musiał gdzieś popełnić błąd, zasłużyć sobie czymś na okrutne odrzucenie. Czy roztrząsanie tego i doszukiwanie się powodu porażki miało jakikolwiek sens? Teraz był szczęśliwy, ponieważ była obok, spoglądała na niego, wyjawiała swój sekret o wzajemnym przywiązaniu, którego nie zmąciła rozłąka. Jeśli następnego dnia wycofa się z tych słów, jeśli orzeknie, że z jej strony była to chwila zapomnienia wywołana błogą atmosferą święta, to on pozwoli ten jeden raz zdeptać swoją dumę, ale nie odpuści, nie da temu szczęściu przeminąć.
Sięgnął po jej dłoń, po raz pierwszy splatając ich palce razem, z dumą spoglądając na swoje dzieło. Nie było w tym dotyku nic zdrożnego, choć etykieta twierdzić mogła inaczej. Chciał przepędzić od niej cień zmartwienia, kulistymi ruchami kciuka masując fragment gładkiej skóry.
Już samo to, że chcesz, wystarcza mi w zupełności – zapewnił ją bez zająknięcia, odnajdując ponownie szmaragdowe spojrzenie, aby sama mogła oszacować prawdziwość jego słów. – Nie zamierzam wywierać na tobie presji, nigdy nie będę nachalny, masz moje słowo. Nie zmarnuję danej mi szansy, jesteś dla mnie zbyt ważna.
Próbował odnaleźć na jej twarzy zrozumienie, wyczytać poszczególne emocje, nie wiedząc jakie w niej wywołał. Dopiero co doszło do ich pojednania, może wzmożona wylewność nie była wskazana. Czuł się zażenowany, o wyśnionych pocałunkach było mówić łatwiej niźli nazwać uczucia. Zawsze zgrabnie przemykał pomiędzy niedopowiedzeniami, definiowanie się było znacznie trudniejsze. Jednak w powietrzu wisiało coś, co skłaniało go do otwartości.
Tęsknię za tobą – wyznał ostrożnie, bo uznał, że powinna to wiedzieć, odsłaniał przed nią skrawek duszy. – Za widokiem twojej zaczytanej twarzy, kiedy jakaś książka szczególnie cię zainteresuje. Za twoim głosem, nawet jeśli nie wiem co do mnie mówisz. Nawet za twoim karcącym spojrzeniem tęsknię, kiedy za bardzo się popisuję, ale i tak mi to potem wybaczasz. I jeszcze za twoją troskliwością. Pamiętasz jak na mnie krzyczałaś, jak dałem się wyciągnąć na trening podczas tamtej strasznej wichury? Złościłaś się, ale i tak dopilnowałaś żebym trafił do skrzydła szpitalnego.
Na samo wspomnienie uśmiechnął się błogo, gdy głowę złożył na jednej z poduszek, cały czas badając jej mimikę. Być może źle czynił powołując się na wspólne wspomnienia, ale to właśnie w nich kryły się emocje, które do nic powróciły ze zdwojoną siłą.
Chciałbym się dowiedzieć co teraz lubisz czytywać i w jakim języku. Od tego chciałbym zacząć, nigdzie mi się nie spieszy.
Mamy czas, to dopiero początek.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : 6 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]25.10.23 2:56
| dla Sophosa

Było w tym coś szalonego, nagłego, niezrozumiałego, a jednocześnie tak niewyobrażalnie kuszącego, że tak samo jak przed laty, nie potrafiła odmówić sobie pokusy w najsłodszej postaci. Jego samego mogła nazwać szaleńcem, kiedy wypowiadał kolejne słowa i przepełniał tym, co półwile dumy uwielbiają najbardziej - absolutnym oddaniem. Ale poza tą powierzchowną aurą, było w niej coś jeszcze, czego nie potrafiła określić mianem bardziej górnolotnym, niż aspektem człowieczeństwa, które on zauważał w niej bardziej niż ktokolwiek inny, w szeleście kartek i wystukiwanym rytmie niskich obcasików. Nic nie było takim samym, gdy zniknął, a mury Hogwartu skryły się w chłodzie wrażenia nie tylko samotności, co wypowiedzianej z pełnym zrozumieniem tęsknoty. Tchórzyła, gdy wracała do bezpiecznej przystani własnych myśli, odcinając się od możliwości naprawy tego, co sama uczyniła nadto pokomplikowanym. Podziwiała więc ten jego zryw szczerości; gest przepełzający od koniuszków palców po całym obszarze wątłych pleców, spotęgował zaczerwienienie policzków, ale nic sobie z tego nie robiła, widząc czułość przepełniającą dumne spojrzenie i delikatność, jaką obdarzał ją w tym kruchym czynie. Rozpływała się w tym, pozwalając by otumaniony i rozleniwiony, niczym w słodkim grymasie kot, umysł odbierał te bodźcie i po prostu się nimi napawał. Nie rozważała nic więcej, nie wnikała w przeszłość i przyszłość - nie analizowała słów babki, nie skłaniała się ku przeżyciom poprzedniego wieczora - po prostu tu była, ofiarowując mu całą siebie w niebotycznym długu nieobecności wtedy, gdy zapewne powinna przy nim być.
Kciuk wykonywał kolejne okrążenie, tak samo, jak przed laty.  Teraz delikatność kobiecej skóry napawał spokojem, wtedy dziewczęcy kciuk rozmasowywał obolałą skroń, próbując utrzymać trzeźwość umysłu, gdy w szeptach znanych tylko ścianom dormitorium, wertowała z nim kolejne zagadnienia przed egzaminami. Dotąd nie pamiętała kiedy zasnęła, a skryta pod warstwą chłopięcej szaty improwizującej koc, rozbudziła się nad ranem, zauważając go śpiącego tuż obok. Ten sam, wtedy chłopięcy a teraz już skryty pod drobną dozą dorosłości, kciuk odgarnął jej włosy z twarzy, gdy naburmuszona skryła się w jednej z bibliotecznych alejek, unikając rozmowy z opiekunem domu. Nigdy nie przyznała się, że to ze wściekłości na przechwałki Harper, podpaliła jej włosy, właściwie niecelowo, bowiem ogień zagościł wtedy na jej dłoniach po raz pierwszy, ale rezultat był satysfakcjonujący - nie mogła się z nim spotkać w takim stanie.
Po dziś dzień nie była gotowa określić, kim był gdy podszepty mówiły o ich zażyłości; nigdy nie nazwała tej relacji, nie określiła go żadnym mianem, choć pełnił, dopóty był obok, najważniejszą rolę w rozkwicie młodzieńczych emocji. I teraz z przymrużonymi powiekami, w powracającymi na łany ciała falami przyjemności, dalej nie potrafiła go nazwać, poza głęboką świadomością, że rościł sobie miejsce tuż obok niej już od niemalże dekady. Niemo wspominała to i uspokajała się, niczym oddana w trans doskonale znanego mu rytuału złagodzenia półwilich nerwów, a on mówił. Mówił dalej, mówił tak, jak uwielbiała, a jego słowa były zbyt ważne, by odpuściła choćby na sekundę. Zdołała zauważyć nawet zmianę w głosie, który zniżył się o jeszcze ton, wybrzmiewał gardłowo, kojąco w całym spektaklu różnobarwnych dźwięków. I to ten głos miała przytaczać, ten miał wymawiać na powrót jej imię.
Wierzę. — Choć gorzkie wspomnienia malowały burzliwe barwy, to nigdy jej nie skrzywdził. Nie on, mimo ujmowania własnym czynom, nie zrobił nic poza tym co mógł i godzien był zrobić, co zaaprobowałaby, gdyby wydarzyło się wcześniej. Na jasnym licu malowała się pewność, błysk w tęczówkach zdradzał przekorną pewność siebie, zwykle oddaloną od innych osób niż ona sama w sobie, a jednak obdarzyła go nią bez zawahania. Nigdy jej bowiem nie zwiódł, nawet gdy byli ledwie dziećmi zgubionymi na szkolnych korytarzach, a infantylność nakazywała zabawę spływającym po plecach warkoczem. Wspomnienia prostodusznych próśb i młodocianych zawiłości nie przysłaniały jednak tego, co było teraz.
Spotkali się jako dorośli, a on wraz z akceptacją jej granic, wykazał się tym, co od niego oczekiwała - dojrzałością. Nie żyła na tym świecie ledwie chwili, by nie pojmować prowokowanych w mężczyznach emocji, tym bardziej powzięcie wodzy, które szargały również jej własnym organizmem, było dla niej świadectwem ponad inne dowody. Nie odmawiała sobie obserwacji, swoistego badania, w którym prym wiodły zmiany zachodzące na męskiej twarzy. Zgadywała figury i liczby, składała w zrozumiałe ciągi kwitnących przed nią zagadek. Najidealniejszy był teraz, jak zresztą za każdym razem, wyzbyty masek i ułudy. Swój i jej jednocześnie. Taki dokładnie jej.
Oczy zeszkliły się, ale nie pozwoliła sobie oderwać spojrzenia. Tęsknię wybrzmiewało niczym mantra, odbijając się od granic umysłu. Cóż za dziwna gra sprawiła, że czuła się w taki sposób? Pojedyncza łza wzruszenia nakarmiła rozgorączkowane lico, usta drżały w uśmiechu, starając się ze wszystkich możliwych sił, by powstrzymać dalszy objaw słabości w kobiecym umyśle. Dłoń zacisnęła się silniej na tej większej, nadającej jej otuliny bliskości. Instynktownie, w swoistej odpowiedzi - ja również. Próbowała utrzymać się na powierzchni powagi, ale rozgorączkowanie skóry i smak wspomnień potęgowały cisnące się pod powiekami strugi łez.
Nadal uważam, że było to wyjątkowo bezmyślne. —  Krótki śmiech napiął barki, wyrzeźbił strukturę obojczyków i pozostawił zdenerwowane zaczerwienienie dekoltu. Zakatarzenie było najmniejszym problemem w tej całej scenerii, a ona musiała z nim walczyć, by pozostał na kozetce i przeczekał najgorszy etap w samopoczuciu. Ze zdwojoną wprost siłą uderzyło w nią to, że w tymże akcje nastoletniej prozy, to ona nad nim górowała, w irracjonalnej obawie, że zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Kolano oparło się o brzeg łóżka, dłonie zacisnęły na ramionach, przetrzymując go w zuchwałym, ale i drażniącym się geście w pozycji leżącej. A wraz z tym wspomnieniem, łzy skrywały się w poświacie oczu, opuszki palców przypominały o cieple bijącym od jego skóry. Nie pamiętała, co jej wtedy powiedział, a co obrosło na dziewczęcych policzkach rumieńcami zawstydzenia, ale doskonale zapamiętała co mówił teraz, a co odebrało jej oddech i wpoiło olbrzymie pokłady przywiązania, które najwidoczniej przeczekało w letargu ostatnie lata rozłąki. Jestem obok.
Norweskie legendy i tanie, niemieckie romanse. — Odpowiedziała na wpół poważnie, porzucając okruszki rozbawienia w zmarszczonym nosie i krótkim pokręceniu głową. Nie chciała pozostać winną, wykorzystując zmianę tematu by w całym przesiąknięciu wonią kadzidła, przesunąć się na ramię, bezceremonialnie opierając głowę na ręce, w jednoczesnym geście rozluźniając uścisk ich dłoni, by powrócił on ze zdojoną siłą, gdy splotła z nim drugą dłoń wyzbytą jakiejkolwiek biżuterii. Łokieć osiadł na dolinie rysujących się kształtów ciała, swawolnie oparta głowa wtórowałą jego pozycji sprzed chwili, podkreślając swą niepoprawnością, idący za bliskością ciał apetyt.
A czym zajmuje się lord, poza sprawowaniem opieki nad kasynem?
Wiedziała.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Szmaragdowy Zakątek - Page 11 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]25.10.23 12:56
| dla Manannana

Snucie założeń na mój temat przychodzi ci nad wyraz lekko.
Lady Burke.


Choć jej wyraz twarzy pozostawał niezmiennie stały, myśli zaczęły pędzić przed siebie - a emocje, chociaż dopiero co ukojone, zdawały się zapłonąć na nowo gorącym ogniem, który Margaret na co dzień chowała głęboko w sobie, nie dając płomieniom cienia szansy, by mogły liznąć powierzchni; zdawało się, jednak, że pożoga zaraz przygasła; młoda lady Burke mogła jedynie przypuszczać, że miało to coś wspólnego z ciężkim zapachem kadzidła, który rozpylała wokół nich stara wiedźma; przez moment obserwowała ją jedynie, gdy ta stawiała kolejne kroki przed siebie, aż w końcu z powrotem zwróciła swój wzrok na strumień.
Tafla wody pomagała utrzymać nerwy na wodzy; wiedziała, że pogorszyłaby jedynie swoją sytuację, gdyby pozwoliła sobie spojrzeć na stojącego obok niej lorda. Spędziła zbyt dużo czasu nad tym, by umieć ukryć przed nim swoje emocje - a i tak nie mogła przestać zastanawiać się, czy nie robiła tego na próżno. Czy Manannan i tak był w stanie przejrzeć ją na wskroś? Zbyt dobrze pamiętała jeszcze wyrazistość jego wzroku, gdy spędzali razem czasu; zawsze miała wrażenie, że przebija ją nim na wskroś, dostrzegając wszystko, co pragnęła ukryć - niczym ćma do światła, tak i ona nie była w stanie nie czuć przyciągania w stronę mężczyzny; pragnęła wszystkiego, co mógł jej dać.
Czemu musiało się okazać, że wszystko, co jej dał, miał odebrać z taką gwałtownością?
Czy i on czuł się tak targany emocjami, jak gdyby stali w najgorszym sztormie na tak kruchym statku? Tego akurat się nie bała; tego właśnie chciała. Sprawić, by jego myśli grawitowały w jej kierunku w każdej drobince czasu, którą spędzał na jawie; najbardziej przerażała ją możliwość, że w swoim rozdarciu była całkiem odosobniona.
Co jeśli Manannan nie czuł już nic?
Rozsądek podpowiadał jej, że tak byłoby lepiej; wtedy mogliby oboje ruszyć do przodu. Nie byliby skazani na wieczne domysły i przypuszczenia; nie musieliby już nic wtedy o sobie zakładać i, być może, mogliby rzucić się w pogoń za tym, co naprawdę przyniosłoby im szczęście. A jednak jakaś głęboko skrywana część zielonookiej czuła radość na myśl, że oboje podzielali swój stan. I choć kłębiła się w niej masa myśli, żadnej z nich nie mogła wypowiedzieć na głos.
Obawiam się, że snucie założeń to jedyny wybór, który mi pozostawiłeś, lordzie Travers ― wbrew swoim wcześniejszym postanowieniom, Margaret w końcu skierowała swój wzrok ku mężczyźnie, obdarzając go kolejnym chłodnym uśmiechem; jej słowom brakowało ironii czy złośliwości; obdarła je ze wszystkich emocji, starannie chowając je w swoim sercu, by móc potem, we własnej komnacie, godzinami je studiować i wypominać sobie przeszłość.
I choć rozsądek również podpowiadał, że odejście; że powrót do towarzystwa brata i dalszy udział w festiwalu byłby najmądrzejszym wyborem, to nie mogła się zmusić, by ruszyć się z miejsca. Czy była to zwykła tęsknota za niedoszłym narzeczonym? Czy to jednak zgubny wpływ kadzidła, które tak umiejętnie zdawało się koić wszelką złość, jaka jeszcze parę chwil temu się w niej kłębiła? Nie wiedziała.
Nie chciała wiedzieć.
Zdaje się, że wszyscy potrzebowaliśmy trochę... Radości. Ufam, że w Londynie uda się wydać jeszcze wiele festiwali oraz zabaw, które wesprą naszego ducha ― w jej głosie brakowało jednak przekonania; wszak czasy były co najmniej niepewnie; tak niestabilne, jak w tej chwili czuła się Margaret. ― Och, bawię się wyśmienicie, doprawdy. Nie mogłoby być lepiej, lordzie Travers.
Na jego słowa odpowiedziała wpierw milczeniem, po prostu wpatrując się w jego twarz. Czy jego poszanowanie wobec niej spadło na tyle, by nie umiał nawet ukryć wybrzmiewającego w jej głosie fałszu? W jej oczach pojawiło się urażenie i niemy wyrzut; prędko jednak zniknął, ponownie zastąpiony tak typowym dla rodu Burke chłodem. Jeżeli chciał udawać, to kimże ona była, by mu w tym przeszkodzić?
To niezmiernie miłe z twojej strony, jednak jestem tam, gdzie chciałam się znaleźć. Zapewniam cię, że moje towarzystwo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, gdzie jestem. Za to pozwolę wyrazić sobie niepokój czy aby twojemu nie brak twojej obecności. I ty również znacznie oddaliłeś się od głównych ognisk, nieprawdaż?
Jej serce przepełniło się bólem, gdy przez woń kadzideł przebił się tak znajomy zapach mężczyzny. Musiała stąd iść. Czemu nie mogła się ruszyć?
Czy powinnam się martwić, że to może ty potrzebujesz pomocy w znalezieniu drogi powrotnej?


d   e   a   t   h

I'm all yours, but you're all mine
let's dance together, you and I
cause I'm not trapped with you, you see
you're the one who's trapped with me

Margaret Burke
Margaret Burke
Zawód : początkująca nakładaczka klątw
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Wiem, że słów na pewno mi zabraknie;
więc będzie łatwiej, gdy mnie nie odnajdziesz.
OPCM : X

UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11917-margaret-burke https://www.morsmordre.net/t11922-hestia#368416 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t11923-skrytka-bankowa-nr-2588#368417 https://www.morsmordre.net/t11924-margaret-burke#368419
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]25.10.23 20:03
dla tati

Zamęczyłem się tobą na śmierć. Potargałem duszę jak wiecheć.
Tyle razy już mogłem cię mieć. Tyle razy musiałem zaniechać.
Przepaliłaś mi trzewia, jak głód. Udławiłem się tobą, jak kością.
Całą duszę mam ― jeden wrzód. Czas, bym go rozciął.
Po dniach daremnych prób na próżno wyjścia szukam,
żeby znów ci się tarzać u stóp, ty suko.


Zimno szkolnych murów nie przeszkadzało mu niegdyś w wodzeniu za nią oczami, również wtedy, gdy należała do innego; niedostateczna znajomość brytyjskiej mowy nie blokowała banalnego porywu ciał, instynktownego wyniku znużenia kurtuazyjną formułą, choć również natenczas przyrzeczona była obcemu. Wiedział o tym aż za dobrze, narzekała bowiem na dręczącą świadomość tragedię nieobecności; wiedział o tym aż za dobrze, dostrzegał wszakże błysk zaręczynowego pierścionka, gdy łączyli dłonie w jedności lubieżnych procederów. Jednorazowe uniesienie, pragnął myśleć o niej lekceważąco, ilekroć rozliczał się w samotni z zastałego bezeceństwa; to nic nie znaczy, dodawał zaraz, naiwnie przekonany, że nie zawita już więcej w wąskim progu spowitego w mrok mieszkania. Ale trwało to przecież dłużej, istniało bardziej, z każdym kolejnym spojrzeniem nasycając rozrzedzającą krew siłą pożądania; wreszcie, działo się to także mocniej, bo po wszystkim zerkał na nią z nienormalnym uwielbieniem, karmiąc się nie tylko szlachetnością rysów twarzy, nie tylko spójnością kształtów sylwetki, ale też zajmującym potokiem słów. Bo miała wiele do powiedzenia, bo błyszczała zręcznością ripost i ironicznym żartem, bo, tak po prostu, chciało się jej słuchać. Zdawała się być kompletem jego fantazji, swoistym snem na jawie, satysfakcjonująco cieszącym ducha wyczekującego jej od lat młodzieńca. Dobra w łóżku, biegła w konwersacji, najpewniej też życiowo zaradna; wyjątkowo śliczna, nader inteligentna, równie charakterna. Czegóż więcej mógłby żądać? Wierności? Nie jemu, nie temu Karkaroffowi, przyrzekać miała lojalność. Uległości? Jej brak wybrzmiewał odświeżającym doświadczenia echem, nie śmiałby zatem okradać jej z intrygującej płomienności, której to ― niejako machinalnie ― zgodził się zawczasu służalczo podporządkować. Obietnicy? Że stęskniona przyjdzie doń z deklaracją?; że woleć go będzie od tamtego? Nie oczekiwał niczego, nie chciał niczego, byleby tylko była, gdzieś obok, niedaleko, właśnie dla niego. Oboje dorośli już dawno temu, oboje mierzyć się musieli z goryczą majaczącej na horyzoncie dojrzałości; zastygła w powietrzu więź przypominała jednak naiwną beztroskę, szczenięcą wiarę w widmo, które nigdy nie miało się zmaterializować. Zjawę romansu, który przestał nim być w chwili, gdy dywagował o niej zupełnie na serio. Aż do momentu, gdy nagle znudziła się swoją zabawką, porzuciwszy go bez słowa pożegnania; aż do nocy, która była ostatnią ich wspólną, dzieloną w konwencjonalnym dlań bezwstydzie, powlekaną ostatkami bynajmniej niemelancholijnych westchnień i fragmentami szczerych uśmiechów, później już nigdy sobie nieprzekazywanych. To właśnie, zupełnie żałosne odejście, denerwowało najbardziej; to właśnie, całkiem nieoczekiwane uczucie uzależnienia, wygryzało w pamięci bezkresną przestrzeń goryczy. Bo pozwolił jej, bez przesadnego zastanowienia czy głębszej myśli, zawładnąć sobą do cna, zdominować, zdeptać, upokorzyć. Teraz zbierać miała tego pokłosie, teraz mierzyć się musiała z buntem niewiele dla niej znaczącego kochanka, który zawalczyć chciał chyba o powrót osobistej godności. Bez skutku, wszakże nawet teraz miała go za niemądrego chłopca, lekceważąco znosząc cierpkość męskich oświadczeń.
Tak bardzo jej nie żal.
To, że szmacisz się z kim popadnie ― wycedził bez zawahania, z dziwaczną pretensją w głosie, doszczętnie pewien tego stwierdzenia i pewien też tego, że zaraz po nim znalazła sobie kolejną kukiełkę do zabaw, następnego umilającego czas towarzysza. Taka już była teraz, w narzeczeństwie, taka sama będzie zatem na pewno po ślubie; bez rumieńca niepewności, z obrączką na serdecznym palcu, pozwalać sobie będzie na wszystko, z nieskrywaną przyjemnością śmiało łaknąc zawsze ponadto, co oferowała monogamiczna wierność. Sam nie był w tym względzie przesadnie oszczędny, ciesząc się przywilejem kawalerskiej wolności; sam z premedytacją dołożył cegiełkę do zbrodniczej zdrady, niespecjalnie zważając na konsekwencje podejmowanych decyzji. Hipokryzja wylewała się więc strumieniami z jego krytyki, ale ona nie zamierzała mu chyba jej wytykać; w istocie nieprzejęta była chyba jego miałkim wyrazem niezadowolenia.
Och, od kiedy to na nowo zacząłem cię interesować? ― odbił retorycznie, już zaraz zaciskając wargi w niekontrolowanym przypływie frustracji. Planów, przynajmniej konkretnych, wcale nie było, ale nie musiała o tym wiedzieć; czekającego nań, zastępczego dziewczęcia z sarnimi oczami, wcale nie było, ale wolałby sądzić, że tak właśnie będzie. ― W zasadzie, nieistotne ― dodał po chwili, na wzór za nią, samym to wzrokiem świdrując w całości kobiecą posturę. Nie myśl, że rozpamiętuję, tęsknię, śnię, chciałoby się dodać, kiedy tylko prowokująco gadała i ostro podjudzała dotykiem; miewałem lepsze od ciebie, chciałby się okłamywać, gdy tak nieczule ignorowała go w tej zwadzie. Sterczał jednak cicho, statecznie, w pozornej lekkości, choć statura drżała narastającym napięciem. Ale ostatnich jej słów nie mógł przemilczeć; wieńczącej kłótnię koncepcji nie mógł zostawić bez odpowiedzi. Ujął ją mocno za oba nadgarstki, ścisnąwszy je bez zastanowienia w afekcie gniewu, już niebawem konstatując inaczej, na przekór:
Byłabyś moja... gdybym tylko tego chciał. ― I tak puścił ją wolno, sczeznąc w fałszu, który od dzisiaj zapragnął sobie wmawiać.
Nie chcę, nie chcę, i już nigdy nie będę chciał.

| ztx2 <3
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 13 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
по пътя към никъде
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]29.10.23 0:52
| dla Imogen

Dała wiarę jego słowom, akceptacją nadała im realności, tchnęła nową moc w wypowiedziane zapewnienia. Z jej przyzwoleniem mógł dokonać wiele, bez niego miał związane ręce. Dobrowolnie poddawał się tylko jej woli i to stanowiło największe świadectwo o jej wyjątkowości, mogła śmiało przewodzić jego duszy, zesłać w otchłań smutku lub wnieść na wyżyny radości. Wyciągnął lekcję z przeszłości; sparzył się raz, przez zgubną pewność siebie stracił ją na lata. Maska uprzejmego uśmiechu była dumnie noszoną tarczą, którą przykrywał rysy słabości mogące zaburzyć obraz jego osoby jako permanentnej całości. Czasem dobrze jest się bać, strach czyni ostrożnym i pomaga uniknąć zranienia, a jego przerażała wizja zostania ograbionym z pozorów doskonałości. Jeszcze godzinę temu zachowawczą postawę brał za idealną strategię, teraz żałował tego zmarnowanego czasu. Mógł wcześniej podjąć to ryzyko i spróbować pomówić z nią podczas wspólnego pierwszego sabatu, kiedy jasna zieleń sukni podkreślała kolor oczu i nieskazitelną gładkość skóry. Uparcie uwagę zajmował gestami i słowami innych debiutantek, choć spojrzenie co chwila lgnęło do niej. Tak trudno było pogodzić się z faktem, że to inni kawalerowie i – o zgrozo – wdowcy próbowali roztaczać nad nią wątpliwą opiekę.
Prześladowało go wrażenie, że właśnie tak musiało się stać, czas oczekiwania musiał być wystarczająco długi, aby pojął wielką wartość jej obecności w swoim życiu. Teraźniejsza chwila była zabarwiona tęsknotą, o głębokim odcieniu tego uczucia decydował ciemniejszy ton czającej się w nim desperacji. Okoliczności zintensyfikowały wrażenia, zmuszając go do wyrazistszych reakcji, o jakie nawet sam się nie podejrzewał. Inaczej wyobrażał sobie ich spotkanie po latach, gdy tak wytrwale uciekał nawet od okazji do wymiany sztywnych formułek grzecznościowych, miał być należycie poważny, zakrawać w tym o wyniosłość, aby tylko nie dać poznać po sobie emocji. W głębi duszy wiedział, że postanowienia spełzną na niczym, ale wciąż trudno było mu pojąć jak wszystkie jego maski mogły opaść w mgnieniu oka. Czy całkiem zanikł u niego instynkt samozachowawczy?
Nie chciał doprowadzić jej do łez, ale takie właśnie podjął ryzyko, kiedy zaczął odwoływać się do wspólnej przeszłości. Przywołać mógł więcej niż kilka wspomnień, nie mógł mieć pewności czy pomiędzy szczęśliwymi nie pojawi się jedno niewygodne, co na nowo rozbudzi dawne rozterki. Kilka kwestii nie rozstrzygnęli do tej pory, Sophos ledwie potrafił nazwać własną tęsknotę, zachowując dla siebie wiążące słowa, którymi mógłby ją wystraszyć czy wprawić w zakłopotanie. Szkolne lata nie definiowały ich całkowicie, żadne z nich nie zatrzymało się w miejscu, pomimo posiadania fundamentów wzajemnej wiedzy o sobie musieli odświeżyć dawne informacje i zyskać całkiem nowe. Zdołała poznać dwa nowe języki, obok rosyjskiego stał już norweski wraz z niemieckim, oba na poziomie rozumienia literatury, to mogło budzić podziw. Chęć zdobywania wiedzy wcale w niej nie zgasła. Jak bardzo się zmieniła? Czy wciąż w podobny sposób marszczyła brwi w przejawie frustracji? Jeszcze tyle przed nim do odkrycia.
Opadła na jego ramię, jasna i ciepła, nie zostawiając śladu po chłodnej postawie, którą raczyła obcych. Tym zwiewnym ruchem wyznała mu wiele: wciąż mu ufała, nadal go chciała, nie zamierzała uciec. Przyjął słodki ciężar, próbując na nowo zapoznać się z uściskiem ich dłoni, dokładnie czując jak delikatny z początku splot staje się ciaśniejszy. Za tym dotykiem kryła się metafora, jakby węzeł zrozumienia między nimi musiał zostać przedstawiony w fizycznej formie.
Połechtała jego ego, gdy zdradziła bycia zainteresowaną jego losem, choć od dawna nie zamienili ze sobą słowa. Nie był jej obojętny, to znaczyło wszystko, przesłoniło cały świat w zrywie emocjonalności. Gdyby jej nie spotkał, jego dusza byłaby spokojniejsza, lecz zarazem nie poznałby nigdy subtelnych drżeń jej strun, w ruch wprawianych przy akompaniamencie szybszych uderzeń serca. Wprowadziła do jego świata barwy i aromaty, z jej pomocą pragnął poznać także nowe kształty. Obiecał sobie być cierpliwym, panować nad zachłannością, do ich relacji podejść również z należytym rozsądkiem, aby żadne z nich nie poczuło się nigdy zawiedzione wspólnymi wyborami. Spośród salonowych plotek zdołał wyciągnąć kilka lekcji, a jedną z nich była brutalna prawda o tym, że nawet najbardziej gorące uczucie może zgasnąć. Ważnym aspektem było to ile taki płomień może po drodze spalić i jak szybko traci na swej mocy. Musiał mieć w sobie coś z romantyka, bo marzył o ogniu wiecznym, taki bez niszczycielskich zapędów, przy którym duszę można ogrzać w pokoju.
Cały czas się uczę jak prowadzić kasyno, jeszcze długa droga przede mną. Mogłabyś kiedyś przekonać się jak mi idzie.
Brakowało mu doświadczenia w tej materii, był jeszcze trzymany z boku, na przykład nie roztrząsał kwestii związanych z dłużnikami. Szczerze lubił hazardowe królestwo stworzone przez jego dziadka i przejęte przez ojca, ludzie przekraczający progi kasyna tak różnorodnie reagowali na własne sukcesy i porażki. Akceptacja towarzysząca ekstazie, zaprzeczenie wywołane rozpaczą. Każdy chce być zwycięzcą, Sophos również pragnął nim być. Być może to właśnie ta ambicja nie pozwoliła mu nigdy zapomnieć o Imogen, bo była jego pierwszym zauroczeniem, tym samym nieświadomie uczynił ją swoją słabością i wielkim marzeniem.
Dużo rzeźbię – wyjawił niby swobodnie, lecz zdradził po sobie cień nerwowości, gdy mocniej ujął jej dłoń. Nigdy nie krył swojego zamiłowania do sztuki, doceniał jej głęboki przekaz niezależnie od formy, jednak twórcze zapędy zachowywał dla siebie. – Prawdopodobnie nigdy nie uda mi się stworzyć czegoś wybitnego, ale nie potrafię przestać próbować.
Wierzył, że Imogen jest w stanie zrozumieć jego upór w tej kwestii, choć nie potrafiłby określić źródła silnie zakorzenionego w nim przekonania. Jeśli jednak jego wysiłki uzna za nierozsądne? Niegdyś pozbawiona była tendencji do wydawania szybkich osądów, oby i to okazało się w niej niezmienne. Wsparł policzek o jej głowę, próbując dyskretnie zaciągnąć się zapachem jasnych kosmyków. Znajomy odgłos długiej szaty ciągnącej się po leśnej ściółce nie był w stanie naruszyć ich bliskości, Sophos nie drgnął w swoim uporze. Co jeśli jednak w pobliżu był ktoś jeszcze poza tajemniczą szeptuchą?
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : 6 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]29.10.23 19:47
| dla Sophosa

Wypełniały ją uczucia o tyle niezrozumiałe, co pchane całą podduszającą atmosferą festiwalu. Sławetne - jakże często powtarzane, powielane w całej kreacji Imogen - pragnienie bezpieczeństwa zakrawa o irracjonalność w momencie, w którym sięgnęła po bliskość mężczyzny, swoiste skoncentrowanie wszelkich możliwych obaw. Ale właśnie w tym, w tej zrodzonej naturalnymi powódkami konkurencji, a może raczej świadomości wypełniających innych emocji, odnalazła możliwą szansę na przetrwanie. Czy na powrót był jej celem, wokół którego rozstawiła sidła bolesnego przywiązania? Być może, umysł działał poza zmysłami, nieświadomie dla duszy pchając ciało w objęcia bliskości, która otumaniając, miała oddać go pod jej całkowitą sprawczość. Aby zawładnąć całością, powinna oddać fragment siebie - tak też oddawała, kawałek po kawałku, ogołacając się z pozorów wstydliwości. W istocie bowiem niewiele miała do stracenia - najświętsza czystość była stawiana na szali zastanowienia, gdy zazdrość wtrącała osąd wobec półwili w głębokie zniechęcenie.
Wydawała się pogodzona z jego odejściem, cierpienie zaćmiło pierwsze lata rozłąki, kolejnym nadała wrażenia nieistotności - każde wspomnienie, sen czy wyobrażenie określała mianem słabości, krótkiego zrywu tęsknoty nie tyle za nim, co za doświadczanym w jego obecności szczęściem. Ale był kimś więcej, na ile zdawał sobie sprawę ze swojej wyjątkowości? Jeszcze kilka dni temu dałaby sobie odciąć drobną dłoń w imię przekonania, że był wmówionym wprost zauroczeniem - pierwszym chłopcem, który zawrócił w głowie świeżyny, którego bliskość poznała. Racjonalizowała jego obecność, emocje, które wzbudzał.
Pojawił się jednak, a wzbudzona tą obecnością euforia była niekontrolowaną reakcją spod pazuchy przemyślenia. Pachniał podobnie, słodyczą skóry i nutą gorzkości wody kolońskiej, a perfekcyjne zarysowanie żuchwy wprawiała ją w otumanienie tym, że zamiast obrazu nastolatka klarował się obraz młodego mężczyzny, co działało tylko na jego korzyść. Byli w wieku, w którym wymagano od nich swoistej dojrzałości - nie interesowały ją podchody, gra w kotka i myszkę, a deklaracje (niekiedy także opłacalności), którymi mógł ukazać swoje zaangażowanie. Nie oczekiwała tego jednak teraz, nie na pierwszym spotkaniu w duchu rozluźnienia zmysłów i granic - ale w przyszłości, w ogólnym rozrachunku. To, jakie słowa skierował do niej przed ledwie chwilą, absolutnie ją zadowalalo, wprowadzało wprost w poczucie, że na tym nie koniec; w rozluźnieniu kajdan odnajdą początek do tego, by wrócić - ale do czego? Czy mieli podłoże, które mogli sowicie podlać zaangażowaniem, aby uzyskać zielony dywan, prowadzący ich do wyimaginowanych wersji przyszłości? Nie od tego powinni zacząć, gdy kadź opadnie i odsłoni rozsądek?
Nie tylko bym mogła, ale również chciałabym się o tym przekonać. — Odparła łagodnie, wprawiając powietrze wokół w drżenie zapewnień. W otulinie kojącej bliskości nie było nacechowania sensualnością, raczej swoistym przywiązaniem. Niczym dziecię tulące się do matki, przyjaciele podnoszący z kolan słabości, małżeństwa widzące w sobie integralną część własnego żywota. A ona wplotła się w jego bliskość, by zdradzić to, czego nie potrafiła słowami - by skryć się w objęciach troski i tęsknoty, napoić sowicie przed kolejną rozłąką. Czy spoczną na czczym gadaniu?
Stworzenie czegoś wybitnego w oczach innych jest wartością dodaną do własnej satysfakcji, Sophosie. — Zaczęła łagodnie, przymykając oczy w geście oddania się tej chwili. Spokojny szum drzew zaczął wplatać się w bicie jego serca, chłód przebijającego się przez koc gruntu wplatał w rozgrzane ciało. Wzrokiem oplotła koszulę opinającą sie na ramieniu, leniwie rozpięte guziki nadające mu nonszalancji. Zawsze wiedział jak, był perfekcyjnym aktorem sztuki własnego życia, dopasowując pomniejsze elementy w geniusz całości. Ale teraz, gdy palce zacisnęły się mocniej na dłoni półwili, a oddech otaczał poświatę miękkich włosów - teraz był prawdziwy, niczym świeża glina możliwa do dalszego kreowania dłońmi kapryśnej stwórczyni. Wzbierały się w niej słowa, które nie pozwoliły otworzyć oczu, a wprowadzały niepokój w bijące gwałtownie szybciej serce. Dolna warga trafiła pomiędzy wargi, delikatny ruch głowy odnalazł bliskość materiału, którego faktura pchnęła rozognione obawy w nurt słów.
Ja też tęskniłam, Sophosie. Ale nie miałam odwagi, by naprawić swój błąd. — Gdy otwarcie przyznała się do ciążących emocji, pojedyncze krople na powrót zagościły na półwilim licu. Nie interesowało ją nic wokół, tylko on i świadomość rozszarpanego przezeń serca, które z każdym uderzeniem krwawiło tym mocniej, im młodsi byli. Cierpiało nadal, czyż nie? Świadomość ograniczeń, niemocy, niepewność, którą wobec siebie musieli mieć, bo stali się wszakże innymi osobami, obcymi sobie pomimo wielu, wspólnych lat.
Żałuję tego że... - Czego Imogen, czego żałujesz? Miałaś wybór? pozwoliłam sobie cię wtedy zranić. Spójrz na mnie, błagam. — Przesunąwszy głowę, spojrzeniem oplatała najmniejszy skrawek jego twarzy, zatapiając ostatnie nuty powątpienia w czeluściach ciekłego złota goszczącego pośród załamań jego tęczówki. Był piękny; taki, jakim go zapamiętała, jakim wyobrażała sobie w każdej chwili młodzieńczej słabości.
I jeśli tylko tego chcesz, to i ja chcę ujrzeć każdą twoją rzeźbę, by każdą móc się zachwycić. Chcę każdego tańca, w którym mnie poprowadzisz, każdego pocałunku, którym odbierzesz mi zmysły. Tylko błagam... — Nerwowy ruch podniósł jej ciało do oparcia się na łokciu, zezwalając ostatnim łzom na rozświetlenie półwilej twarzy. — Pozwól mi zapomnieć o tym, co się wtedy stało. Nie chciałam cię krzywdzić, nie chciałam, byś tkwił przy mnie, gdy sama nie potrafiłam być ze sobą. — Pragnęła tylko, by był teraz obok i sycił ją bliskością siebie samego, bez okruszków obłudy. Słowa te, nie były bowiem przejawem miłości, która nie wyryła się jeszcze w młodych umysłach, nie były nawet słowami zauroczenia - były tęsknotą i bólem, pragnieniem odnalezienia brzegu, na którym bezpiecznie opuści rozdarte na wpół żagle. Był ostoją, wyspą pośród oceanu wspomnień, jedynym gwarantem szczęścia sprzed lat. Był tym lądem, na który miała zarzucić kotwicę, zamiast oddawać się w toń nieznanych wód. Był tylko, i aż, przyjacielem. Tylko i aż osobą, której mimo kłamstw, masek i fałszu mogła zaufać.
Ale czy on mógł zaufać jej?


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Szmaragdowy Zakątek - Page 11 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]01.11.23 19:42
dei

Nie słuchał, przeinaczał? Powtarzał jej słowa, szukał ich konsekwencji, przyczyn, przeciągał strunę jej wytrzymałości całkowicie umyślnie, manipulując jej wątłą wytrzymałością; chciał, by odnalazła z powrotem swoje miejsce w szeregu, swoje miejsce u niego, od którego ostatnio tak często uciekała. Dawno już nie była tak pyskata, jak odważna jak teraz - co się zmieniło, Deirdre, czy uwierzyłaś, że naprawdę dzierżysz teraz władzę? Gotów był o nią zawalczyć, nakazał jej przecież nie robić nic bez jego zgody, czy nie zamierzała go usłuchać? Czy nie zamierzała oddać w jego ręce decyzji, samej pławiąc się w nagrodach, które za jego sprawą otrzymała? Wreszcie, czy powinien zacząć żałować, że pomógł jej dojść tak daleko? Wyhodował żmiję, żmiję, która zamiast okazać wdzięczność, zaczęła go kąsać. Nie zamierzał dać się pokąsać, nie zamierzał znosić jej wybryków, ale tu, przy ognisku, cóż zrobić mógł więcej? Wiedziała, że między ludźmi jej nie uderzy - czy to dlatego była tak odważna? Ty, zawsze ty, szeptała bezczelnie, a on wyobrażał sobie, jak chwyta jej szczękę, bezczelnie szczebioczącą równie bezczelne słowa i ściska boleśnie, jak chwyta gardło, aż głos w nim grzęźnie, była hałaśliwa jak mała suka, szczebiocząca u bram płotu, wiedząc, że jest za nim bezpieczna. W końcu z jej ust spłynęły kolejne zaprzeczenia, nie był jednak pewien, czy przeczyła jemu, czy samej sobie. Finalne przeprosiny, umilkła, odpuściła. Dostrzegł ślady łez w mroku, nie robiły na nim wrażenia. Był zły. Nie przestał być zły tylko dlatego, że umilkła. Poczuł dotyk jej dłoni na jego skroniach, nie powinna. Nie powinna go tutaj dotykać. Jej nagła zmiana nastroju nie sprawiła, że jego nastrój uległ zmianie. Była męcząca, on był zmęczony. Był zły, że dał się wyciągnąć z namiotu, omamić jej sztuczkami. Był zły, że w ogóle się tutaj znalazł. Był zły, że wciąż tu był. Był zły na nią - jej nieposłuszeństwo, jej bezczelność, jej zadziorność. Im bardziej otwarta na nią była jej żona, tym więcej domagała się Deirdre, czy poczuła się zbyt pewnie? Czy nie powinien strącić jej z pantałyku, odsunąć od swojej rodziny mocniej? Być może to ta łaska, przywilej faworyty pozwolił jej sądzić, że wziąwszy palec może odgryźć całą rękę. Musiał to przemyśleć, co robił źle, dlatego ta smycz okazała się zbyt długa, a obroża za mało ciasna, co sprawiło, że nagle rozbestwiła się tak mocno. Oczyszczający katharsis nie nadszedł, nie miał z której strony. Pozostał żal i gniew, pozostała przykra niechęć, mentalne zmęczenie. Zastanawiał się - czy Deirdre wciąż służyła jego rozrywce, czy służyć przestawała? Wciąż nie odpowiedziała na jego pytanie wprost. Została przy nim, lecz nie przyznała, że wyrzeka się tej złudnej wolności. Kochała go dalej, miał wrażenie, czuł w jej dotyku. Lecz cóż mu z tego, gdy nie mógł tego poczuć?
Przesunął się na bok, wstał, wymijając ją, a potem płomienie ognia, w których konały rzucane do nich zioła. Mimo późnej pory odszedł w nocne ciemności, kierując się na teren festiwalu, za ogniem, bynajmniej nie do wspólnego namiotu. Bez słowa. Nie odwracając się za siebie.


/zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 11 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]02.11.23 16:08
| dla Imogen

Snuł plany, mimowolnie rozważał już szczegółowo kwestie związane z ugoszczeniem jej w kasynie, aby nie poczuła się znudzona. To była całkiem ekscytująca wizja odsłonięcia przed nią jednego ze skrawków jego obecnej postaci. Czym mogłaby się zrewanżować w zamian? W jakie miejsce mogłaby go poprowadzić, aby pokazać mu kim się stała? Bardzo chciał nadrobić stracony czas, zarazem wiedział, że to nie nastąpi z dnia na dzień. Ona też musiała się z nim zapoznać i niezwykle schlebiała mu tym, że w ogóle zechciała wejść drugi raz do tej samej rzeki, która nosiła jego imię.
Moja sztuka musi być wybitna w moich oczach – odparł miękko, choć w brązowych tęczówkach na ułamek sekundy zagościła twardość przekonania, że zawierzyć musi w tym konkretnym przypadku własnemu osądowi. Gusta innych bywały wątpliwe, zyskanie uznania ze strony prawdziwych mistrzów czasem utrudniała drzemiąca w nich zawiść o talent młodych lub lęk przed utratą ugruntowanej pozycji. Tworzył dla siebie, w szale sprawczości kierując się aspiracjami popędzanymi egocentryczną naturą. Imogen rzekła wręcz uniwersalną prawdę, pierwotny sens twórczości zawsze leży w satysfakcji artysty, on zaś jako rzeźbiarz szukał spełnienia w sobie przede wszystkim. Na iskrzących od przepychu salonach poklask innych był wyznacznikiem sukcesu, w zaciszu artystycznej pracowni ta zasada gasła. Bronił się przed obleczeniem swoich dzieł całunami pustych pochlebstw podyktowanymi chęcią zyskania jego przychylności z racji noszonego nazwiska. Sztuka nie była całym jego światem, nie musiał na każdym kroku udowadniać swojej wartości posągowymi kształtami, kiedy inni artyści wręcz gwałtem wyrywali sobie z rąk kolejne szanse na objęcie całych ich żyć godnym mecenatem. Dzieła nie definiowały go w całości, nie musiał walczyć o zdobycie zainteresowania publiki.
I ku niej wiódł go podobny egoizm, słodka myśl, że może być przez nią wybrany nie tylko z powodu chłodnych kalkulacji znajdujących fundament w jego dumnym nazwisku. Wcale nie zamierzał uciekać od dziedzictwa, zrzucać ciężaru obowiązków i rezygnować z nadanych mu przywilejów, po prostu chciał być dla niej kimś jeszcze poza lordem z rodu Bulstrode. W tych rzadkich chwilach ograniczonych ledwie do ich dwojga chciał być dla niej Sophosem – tylko i Sophosem – nawet jeśli narażał się tym na odkrycie kilku rys na gładkim licu pozornej doskonałości. Głęboki ślad w nim zostawiła właśnie ona, nie był w stanie tego ukryć, a ona była boleśnie świadoma tego faktu. Znieruchomiał na wieść o jej tęsknocie, trwał w bezpiecznym bezruchu podczas wspomnienia o błędzie i krzywdzie. To było takie dawne, dalekie, już zamglone przez teraźniejszą chwilę bliskości, na którą wspólnie się zgodzili. Dotyk w delikatnej formie ograniczał się do zasygnalizowania czułości, cokolwiek ponad to mogło ich zgubić, gdy rozlewające się pomiędzy nimi emocje już i tak plątały myśli.
Usłuchał jej żądania, ostrożnie zmienił ułożenie ciała i spojrzał wprost na nią. Poprowadził go instynkt, dłoń przysunął do jej policzka, próbując tym gestem dodać jej otuchy i zapewnić o tym, że już nie ma w nim żalu, dawno zaprzestał orzekać o jej winie, za pewnik biorąc popełnione przez siebie błędy. Dlaczego miała się tym nadal zadręczać? Może jego umysł był zbyt otumaniony euforią ponownego spotkania po latach, ale nie pojmował bólu kryjącego się na dnie zielonych oczu. Sam wcześniej powołał się na wspólne wspomnienia, niby tylko na te błogie, ale przypadkiem przywołał i to najgorsze. Czy był dla niej wyrzutem sumienia? Nie chciał, aby to jedno zdarzenie kładło cień na ich relacji, dopiero odbudowywanej, znów dość świeżej.
Byliśmy dziećmi.
Tym jednym zdaniem rozgrzeszył ją ze wszystkiego co tkwiło w przeszłości i sam spróbował usprawiedliwić siebie ze ślepego uporu. Nie tylko ona mogła naprawić błąd, on również wolał w nim trwać, za bardzo bojąc się o własną dumę. Powinny nią kierować już tylko jej własne pragnienia. Chciał być jej pragnieniem.
Koniec ze smutkiem, marzył by być również powodem jej szczęścia, choć wiedział, że nigdy nie stanie się jedynym. Nie zamknie jej w szczelnej klatce zachłannych ramion, w jej swobodzie kryła się ambicja, a za próbę zduszenia takowej szybko zepchnęłaby go w czeluść rozpaczy. Mimo to pozwalał sobie widzieć ją przy swoim boku, czy mogła go za to winić? Jeśli pokazywała mu swoje łzy, musiało łączyć ich to wyobrażenie o wspólnej przyszłości. Będą mieli dla siebie wszystkie pory dnia, dni tygodnia, kolejne miesiące, pory roku, lata, dekady.
Wciąż jesteśmy młodzi – oznajmił z ostrożnym uśmiechem, nie mogąc obiecać wprost ile jeszcze mają przed sobą czasu i ile to wspólnych chwil znajdzie ich po drodze, ale wciąż stali na linii startu, mogli przekroczyć ją razem, do przodu przeć w tym samym tempie. Mogą tyle osiągnąć, możliwości mają nieograniczone. – Gdybym scałował teraz każdą twoją łzę, mógłbym zrzucić to na młodzieńczą brawurę, ale nie zrobię tego. Zasłużę sobie na każdy taniec, każdy pocałunek, na każde twoje przychylne słowo. Odkryjemy siebie na nowo, a jeśli poczujesz się zagubiona, rozwieję wszystkie twoje wątpliwości. Dojrzałem na tyle, aby nie popełniać już szczeniackich błędów, sama zobaczysz.
Kciukiem pogładził ujmowany subtelnie policzek, ten jednak zdradziecko przesunął się do pełnych ust, zdradzając ukryte zamiary niby odsunięte na skraj umysłu młodego lorda. Miał wrażenie, że gruba warstwa po gęstym kadzidle osiadła na ich ciałach i nie pozbędą się jej zbyt szybko, tak jak wielogodzinna kąpiel nie zdoła przegnać marzeń o cielesności. Podniósł się do siadu, odrobinę odsunął, ale nie potrafił jeszcze zabrać od niej gorącego spojrzenia jak uczynił z dłonią.
Kiedy spotkamy się następnym razem, nie będziemy patrzeć wstecz.
Chociaż proponował otwarcie nowego rozdziału bez pamiętliwego odwoływania się do zapisanych wcześniej kart wspólnej historii, to wciąż pozostawał jej oddany, nie mogąc tak całkiem przekreślić dawnych wspomnień i uczuć. Może była tylko snem, jednym z wielu, umysł podsuwał jej piękny obraz, kiedy w rzeczywistości lgnął do poduszek? A może rozłożone dywany też były imaginacją stęsknionego umysłu i tarzał się po leśnej ściółce? Upewni się, kiedy spotka ją raz jeszcze, w jej spojrzeniu dojrzy prawdę stojącą za tym cudownym zdarzeniem.
Panienko, pora wracać! – Kobiecy głos zaczął nawoływać gdzieś z oddali i mogło chodzić o inną panienkę, ale i tak wstydliwy rumieniec zdążył wpełznąć na jego twarz. Jeśli ją sobie cenił, powinien już pójść, kierować się przyzwoitością. Pospiesznie ujął jasną dłoń, niezgodnie z etykietą uniósł ją zamiast pochylić się nad nią, a pożegnalny pocałunek złożył na nadgarstku. Gdyby miał trzymać się sztywno zasad, nie nastałby żaden gest, nie padłoby ani jedno słowo. Wstał i zgrabnie zagarnął przy tym książkę leżącą obok Imogen, ostatni raz łapiąc jej roziskrzone spojrzenie. Lekki wolumin miał stanowić pamiątkę, pretekst, pstryczek w nos.
Tak bardzo chciałbym-
Panienko!
Nie dam ci od siebie odpocząć podczas tego festiwalu – zagroził na odchodne.
Tak bardzo nie chciał zostawiać jej samej, mógł zaproponować odprowadzenie, aby w pełni bezpiecznie opuściła las. Działał chaotycznie, nielogicznie, jak dzieciak ze szkolnych lat, wystraszony wizją złapania na gorącym uczynku. Szybkim krokiem znów ruszył w las, musząc zniknąć przed przybyciem kolejnej pary oczu i ust gotowych ponieść plotki dalej.

| z tematu x 2
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : 6 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]13.11.23 22:13
1 sierpnia, dla Rigela

I pomyśleć, że jeszcze dziś musiał zajrzeć właśnie tutaj…
Poranne oględziny zwłok wcale nie wprawiły Bennetta w dobry nastrój, ale gdy krewna każe. to krewny idzie szukać. Był lojalny, nie mógł ot tak sobie, zignorować prośby członka rodziny, a z dwojga złego, wolał samodzielnie wybrać się na dopiero zaczynający się, londyński festiwal. Wszak to nie miejsce dla młodej, półkrwistej pannicy, która nie tylko pewnie nie znalazłaby tego, czego szukała, ale i przy okazji pewnie wpadłaby w nieliche tarapaty, gdyby powiedziała o słowo za dużo. Bennett mógł nie poczuć jeszcze wojny na własnej skórze, jednak wiedział o konflikcie wystarczająco, aby wiedzieć, że wybierając się w takie miejsce, należy zachować ostrożność.
Na szczęście swoje doświadczenie miał; bez większych problemów znalazł wskazanego mężczyznę, wsunął mu liścik do kieszeni i wymknął się, przez nikogo nie zauważony. Robił to z pewną niechęcią, wiedząc, że zaufani ludzie nie przebywali obecnie akurat w tym miejscu, zwłaszcza jeśli należało ukradkiem przekazywać im list, ale Roger nauczył się, że czasem już lepiej nie wnikać.
Zmęczony po całym dniu, nie był już jednak tak uważny, jak wcześniej. Szedł przed siebie, mając zamiar tylko wydostać się z tłumu i teleportować do domu, gdzie czekało na niego duszne miejskie powietrze i tak upragnione, puste łóżko.
Pech jednak chodził Bennettowi tego dnia po piętach. Najpierw potknął się o czyjeś nogi i aby złapać równowagę, niemal trafił do ogniska. Nad nim, zupełnie niekontrolowanie, wziął głęboki oddech, uniósł brwi i zaśmiał się gwałtownie, czując nagły przypływ wesołości. Zatkał natychmiast usta dłonią, nie wiedząc, co dokładnie się dzieje, po czym spojrzał na stojących po drugiej stronie płomienia młodych mężczyzn.
Ej, panowie, widział kiedyś któryś z panów uciekające przed trupem kurczaki? — spytał z akcentem, który zdecydowanie nie pochodził z Brytanii, nim zdążył się zreflektować. Może i nie był przy pełni zmysłów, ale przynajmniej pamiętał, aby nie wychodzić z roli, którą sobie na to wyjście obmyślił. Co prawda nie planował się w ogóle do kogokolwiek bez potrzeby odzywać, ale ta historia w tym momencie była silniejsza od całej jego woli. Przyszła mu na myśl, nagle i niespodziewanie i po prostu potrzebowała ujścia. Już, teraz.



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]16.11.23 13:39
do Rogera

Rigel nie oczekiwał, że na chwilę zapomni o tym, jak bardzo czuł się niekomfortowo, przychodząc w to miejsce. Chciał jedynie pojawić się na chwilę, zadośćuczynić tradycjom najszybciej, jak tylko się da, po czym uciec się do domu, zamknąć się w pracowni — jedynym miejscu, gdzie czuł się dobrze. Od kiedy na ścianie jasnego, wypełnionego regałami z książkami i kolorowymi buteleczkami pomieszczenia zawisł jego portret, wykonany przez ślepego artystę, mimo iż przedstawiał coś, czego Black wolał nie wiedzieć i o tym nie myśleć — czuł się tu spokojniej. Wszelkie efekty uboczne jego stanu dało się znosić o wiele łatwiej.
Teraz, wdychając dym z kadzidła, czuł się nawet lepiej. Jak gdyby ktoś zdjął z jego barków niewyobrażalny ciężar, a ciało stało się lekkie, jak ptasie pióro… jak również i głowa, która na co dzień musiała mierzyć się z przerażającymi wizjami, obrzydliwymi myślami. Teraz zagościła w niej podobna lekkość i wesołość, zupełnie, jak w dni, kiedy sięgał po nielegalne substancje, by choć na chwilę poczuć ulgę.
Coś ciężkiego nagle wylądowało tuż koło nogi arystokraty, przerywając falę pytań, jaką Black raczył swojego towarzysza. Ciemnowłosy mężczyzna nie był tym, czego mógł się spodziewać teraz i o tej godzinie. Rigel nachylił się nad nieznajomym, przyglądając się z nieukrywanym zaciekawieniem. Złapał się nawet na myśli, że byłoby bardzo miło, gdyby mężczyźni częściej padali mu do stóp, chociaż ten "okaz" raczej nie był w jego typie.
-Czy to jest jakaś zagadka, proszę pana? - przekrzywił delikatnie głowę, przypominając tym samym ptaka, wpatrującego się w jakąś błyskotkę. - Czy chodzi o jakąś grę na festiwalu?
Szczucie kurczaków inferiusami nie należało do typowych atrakcji z okazji obchodów Brón Trogain, jednak patrząc na ogólne tendencje i podejścia do magii, nie zdziwiłby się, gdyby ktoś w końcu wpadł na taki pomysł.
-Muszę przyznać, że nigdy czegoś podobnego nie widziałem - odparł, po czym dodał z nieukrywaną fascynacją: - Dlaczego zwłoki w ogóle miałby to robić?
Jest przecież wiele innych ciekawszych zajęć, jakie można robić, będąc takimi zwłokami. Pływać, nie bojąc się utonięcia. Spacerować po górach nawet w najgorszą pogodę, nie czując chłodu.
-Proszę wybaczyć za to bezpośrednie pytanie, ale z jakiego hrabstwa pan przybywa? Ma pan bardzo... intrygujący akcent.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]16.11.23 21:18
Roger już po chwili złapał równowagę, stojąc jednak wciąż nieco koślawo. Te ogniska naprawdę jakoś dziwnie pachniały, a w powietrzu unosiło się coś… nietypowego.
Dopiero po wypowiedzianych słowach dotarło do niego, jakby z opóźnieniem, że tak, myślał o takim rozwiązaniu, by wcielić się w kogoś, kto nie pochodzi z Brytanii. Wówczas jednak zorientował się, że wywoła to najpewniej lawinę pytań, a jeśli przypadkiem trafi na kogoś, kto pasjonuje się dokumentami (doskonale wiedział, że w Ministerstwie takich szaleńców nie brakuje) to mogłoby się skończyć dla niego, cóż, nie najlepiej. Wszak zwłaszcza w czasie wojny wszystkie osoby przybywające zza granicy były kontrolowane bardziej, niż za pokojowych czasów. Dlatego wraz z rozmową, jego akcent zaczął naturalnie przechodzić w typowy, brytyjski i niewyróżniający się; każdemu wszak zdąży się czasem coś dziwnie powiedzieć, prawda?
Żadna zagadka, proszę pana — powiedział, sam nie wiedząc czemu szczerząc się, jak głupi do szczura. Mimo swoich przemyśleń zaczynał mieć naprawdę wyborny nastrój i ochotę na dłuższą konwersację. Miał już wracać, ale chwila dłużej nad przyjemnym, ciepłym ogniskiem nie zaszkodzi, prawda? Stanął już nieco pewniej na swoich nogach, odzyskując prostą posturę. — Nie, nie, żaden festiwal. Niech sobie pan tylko wyobrazi. Wielkie połacie ziemi, pełne zagród z kurczakami — prawa ręka Bennetta gestykulowała, podkreślając jeszcze bardziej wielką przestrzeń. — a w jednej z obór czarnoksiężnik, który hoduje inferiusy dla dobra nauki. Tyle że pewnego dnia uciekły. No po prostu spierdoliły, wpadając prosto do jednej z zagród. Tego, widziałem na zdjęciu, ktoś pstryknął, w gazecie z sześć lat temu było — dodał, niby od niechcenia, orientując się, że być może lepiej jednak nie przyznawać się do tego, że sam pomagał za tymi pierdolonymi trupami ganiać, a potem jeszcze przyszpilił czarnoksiężnika, który po prawdzie okazał się dwudziestoletnim synem bogatego farmera, któremu trochę za bardzo nudziło się w życiu. — Ludzie bywają kreatywni, nie sądzi pan? W… cóż, często całkiem okrutny sposób, ale czy to nie intrygujące, co dzieje się czasem w naszych głowach? Nie wiem, czemu ganiały, no ganiały, opisane nie było… — Westchnął.
Tak szczerze mówiąc, chyba nie miały po prostu innego wyjścia, jeśli miały ochotę gdziekolwiek uciec. W niektórych rejonach Arkansas nie dało się przejść ulicą, aby nie wdepnąć w kurze odchody, a uciekinierki z ferm często zakładały gniazda przy polnych drogach.
A no… no w sumie to stąd — powiedział, wzruszając ramionami. — Spod Londynu, ale matka imigrowała tutaj jeszcze w latach dwudziestych. Przepraszam, gdy się eee… podekscytuje, to trochę przejmuje jej akcent — skłamał, całkiem naturalnie w jego mniemaniu. — A pan? Stąd?



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]27.11.23 14:48
Zerknął kątem oka na Blaise'a, żałując, że nie może poznać jego myśli. Znaczy, w teorii by mógł, ale nie sięgał do głów swoich sojuszników, może nawet przyjaciół - a nie wypadało spytać wprost o to, czy obawiał się wojny.
-A jak nastroje w Essex? - zagaił, ciekaw co sądzi Blaise o sytuacji w hrabstwie Selywnów. Wiedział swoje z Ministerstwa, ale z perspektywy lorda - zwłaszcza tego, który powrócił do kraju niedawno - sytuacja wygląda pewnie inaczej.
Wychwycił kąśliwość w głosie Blaise'a i uśmiechnął się krzywo.
-Carpe diem, Blaise. Wierzę, że z każdego momentu jesteśmy w stanie stworzyć ten najlepszy. - stwierdził nieco sentymentalnie, świadom, że arystokraci mogą mieć na to inną perspektywę. Rodzili się w przywileju, chaos zagrażał stabilności ich świata i im majątkom. Nikt nie mówił tego głośno, ale jak Crouchowie i Blackowie mogli zapatrywać się na nową namiestnik Londynu, jak sąsiedzi - w tym Selwynowie - podchodzili do nowych władz w Suffolk? On, nie mając tak wiele, szukał z kolei sposobu na to, by wyciągnąć z wojny jak najwięcej, widząc chaos jako możliwość do wspięcia się wyżej po drabinie społecznej. Już się zresztą przekonał o tym, że każda decyzja związana z wojną zdawała się opłacalna: dzialalność dla Rycerzy przyniosła mu przywileje i medale oraz uznanie rodziny.
Przy ogniskach jego dobry humor tylko się wzmożył, szczególnie, że Blaise zrzucił maskę grzeczności wobec mugoli. Samemu do niedawna nie nazywał ich szlamami z równą nonszalancją, kierowany durnymi sentymentami i jeszcze durniejszą dyplomacją w Ministerstwie pod rządami Longbottoma, ale teraz maski mogły opaść. A widziany przy ogniskach duch rozzłościł go na tyle, by tym chętniej nazwać ich szczurami:
-Zobaczysz, Londyn jest o wiele piękniejszy i cichszy bez tych pasożytów. I bezpieczny od miesięcy. - pochwalił nową, oczyszczoną stolicę.
-Zaszył się w tym swoim Somerset, ale szkoda, że nie widziałem go wtedy w Londynie. - prychnął z rozbawieniem, gdy zaczęli wspominać Bezksiężycową Noc i Abbotta. -Może rzuciłby te swoje znikacze naprzeciwko naszej brygadzie uderzeniowej. - parsknął serdecznym śmiechem, odprężony dymem i winem, zostawiając przykre wspomnienia za sobą. Wygodniej było myśleć o nielubianym lordzie niż o tym, że tamtej nocy martwił się o matkę swojego bękarta. Wziął głęboki wdech i dostrzegł śliczną dziewczynę, która nie mogła oderwać wzroku od Blaise'a.
-Powiesz jej, że jesteś lordem, czy księciem z bajki? - zachęcił cicho, dopijając wino. -Muszę wrócić do namiotu żony, zanim dopadną mnie tu pokusy. - zamruczał, bezczelnie przesuwając wzrokiem po figurze młódki. Naprawdę śliczna - może Blaise będzie się dobrze bawił? -Dobrze było cię widzieć. Dobrze, że wróciłeś. - pożegnał się.

/zt rolling



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 11 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]27.11.23 17:31
do Rogera

Czarodziej wbił zaciekawiony wzrok w nieznajomego, a raczej w jego rękę, którą to energicznie poruszał, zupełnie jakby próbował namalować obrazki do swojej opowieści, która była nad wyraz niezwykła. Trzymanie inferiusów, tak po prostu pośród wiejskich krajobrazów: pól, uroczych domków, niewielkich kurników, pełnych ptactwa. I pośród tego sielskiego życia — było przerażające laboratorium pełne żywych trupów, na dodatek słabo zabezpieczone.
-No kto by pomyślał! Że też to zdjęcie w gazecie musiało mnie ominąć! - Rigel niezadowolony zmarszczył nos. Musiał tego zwyczajnie nie zauważyć, zajęty czytaniem kolumn poświęconych nowinkom technicznym oraz nauce. Te głośne nagłówki zawsze go odstraszały, jednak teraz wiele by dał, by na chwile cofnąć czas i przyjrzeć się szalonemu trupowi w stadzie kur.
-Oczywiście, że ludzie potrafią być kreatywni - przytaknął. - Muszę Panu powiedzieć, iż swego czasu bardzo interesowałem się różnymi zagadnieniami, dotyczącymi ludzkiego umysłu. To naprawdę fascynujące.
Tu Black wyraźnie się ożywił, gdyż zupełnie przypadkiem rozmowa zeszła na to, czemu poświęcił już parę lat grzebania w różnych książkach. I temu, co w przyszłości, miał nadzieję, że stanie się jego pracą — Sala Mózgów w Departamencie Tajemnic.
-Otóż dużo naszych pragnień, wiele reakcji na różne sytuacje życiowe, ma swe podłoże w tym, czego się boimy. Nauka również się z tym mierzy, gdyż badając coś, opisując to, pozbywamy się przeraźliwej niewiadomej i możemy zapanować nad zjawiskiem. Również nasza chęć posiadania przyjaciół tego dotyczy — widmo samotności łączy się z bardzo głębokim poczuciem strachu, że poza grupą zginiemy w zderzeniu z okrutnym światem i przyrodą. I tu dochodzimy do najstraszliwszego strachu, czyli zgrozy w obliczu naszej śmiertelności. Ta potrafi popychać ludzi do przekraczania wielu granic.
Black zastanowił się na chwilę, rytmicznie uderzając palcem o podbródek.
-Możliwe, że właśnie ten strach popchnął tamtego nekromantę-amatora do tego typu badań? A jest coś, czego Pan się boi?
Takie rozmowy zawsze powodowały, że arystokracie okropnie chciało się palić, gdyż kolorowy papierosowy dym pasował do ciekawych rozważań jak ulał. Nie myśląc ani chwili dłużej wyciągnął z kieszeni papierośnicę i wyciągnął ją otwarta w stronę swojego nowego, ciekawego towarzysza.
-Proszę się częstować. - Wyszczerzył do niego zęby w szerokim uśmiechu. - Ja jestem z Londynu. Aczkolwiek moja matka pochodzi z Leicestershire, dlatego też czasem również używam słownictwa z jej stron. Wiele rzeczy słyszymy w dzieciństwie i je zapamiętujemy, a później nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

|zużywam 10g tytoniu bardzo dobrej jakości


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647

Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

Szmaragdowy Zakątek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach