Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 15 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]15.09.22 19:26
Przez dłuższą chwilę, w milczeniu, wpatrywała się w pojmanego czarodzieja. Walczył zaciekle, bronił się szalenie skutecznie, musiała mu to oddać, ba, w odróżneniu od Corneliusa nie obawiałaby się nawet nazwać siły drzemiącej w ciele przeciwnika - siły, rzecz jasna, ukradzionej prawowitym magom, siły wykarmionej przez Harolda Longbottoma, siły chwilowej, złudnej, świadczącej tylko o szaleństwie upojonych mrzonkami Zakonu samobójcach. - Tak. Dobrze dowiedzieć się, z kim współpracuje. Gdzie mieszka jego najbliższa rodzina. Być może to auror, może sporo wiedzieć, także na temat aktualnych miejsc przebywania niedobitków tej profesji - odparła powoli, niewzruszona, choć ciągle krwawiła, a pogarda, jaką odczuwała wobec rywala - a może wobec siebie samej, znów nieudolnej, znów zawodzącej własne oczekiwania? - cisnęła się na usta. Nie pozwoliła wybrzmieć jej goryczą, zajęła miejsce w fotelu, całą swą uwagę skupiając na Brownie. Doprowadzonym do stanu względnej używalności. Mericourt widziała go wyraźnie, wiedziała jednak, że powinna się spieszyć, krew ciekła z przedramienia nieustannie, łaskocząc w nadgarstek; podłokietnik fotela nasiąkał krwią, ale opanowana Śmierciożerczyni wydawała się niemal nie zauważać głębokiej rany, zadanej czarnomagicznym...ostrzem? Raczej pazurem; nie wiedziała, z czym dokładnie miała przed chwilą do czynienia, ale zamierzała zanalizować graniczne doświadczenie później, w mniej napiętych okolicznościach.
Czuła się pewniej, siedząc - i mając wsparcie w postaci Corneliusa, wprawionego w przesłuchaniach i w wykrywaniu fałszu. Ciągle przeszywały ją jednak dreszcze, gdy obserwowała go przy pracy, posługującego się legilimencją; pamiętała ból, upokorzenie, panikę i zwierzęce przerażenie, poczucie absolutnego naruszenia granic, gdy to w jej umysł wbiła się szpila okrutnej tortury - mimo upływu lat tamte wspomnienie budziło dyskomfort, wzmożony tylko ubiegłorocznym starciem z podobnie intruzywnym szaleńcem. Nie odrywała więc spojrzenia od Browna, od polityka, który mógł skrywać w sobie wiele cennych informacji. Nawet nie mrugnęła, słysząc chlupot krwi rozlewającej się z gardła mugola, tak bohatersko broniącego przed chwilą swego...przywódcy? Mentora? A może po prostu człowieka, który płacił mu za ochronę? Zapytała już o najważniejsze kwestie, nie przerywała więc Sallowowi. Czekała. W ciszy, która mogła zadziałać bardziej od krzyków czy gróźb, choć te serwowane przez towarzyszącego jej mężczyznę miały w sobie wiele klasy. Nieco zbędnej, gładkie przedstawienie się tuż po poderżnięciu gardła przyjacielowi nie popierało tezy o profesjonaliźmie polityka, lecz Brown miał niewielkie pole do manewru. Czekała go albo łagodna śmierć tuż po udzieleniu cennych informacji, lub życie długie na tyle, by obserwował, jak torturują jego bliskich.
- Przeszukaj go. Zdjęcia rodziny, zapiski, nawet chusteczki. Kto wie, gdzie może przechowywać ważne informacje - poleciła cicho do Dirka, wskazując ruchem głowy Browna; bo przecież nie mugola, ten mężczyzna zalany był krwią, kątem oka widziała drgające nogi dogorywającego człowieka; słaby spektakl, na który nie zmarnowała nawet sekundy. - Mów. Wyczerpująco. Na temat. Myśl o rodzinie. To ona jest teraz najważniejsza, dobrze o tym wiesz - ponagliła Browna niewzruszonym tonem, patrząc na niego bez mrugnięcia, bez uśmiechu, bez grymasu złości czy bólu; czekała na to, co miał do powiedzenia. Im szybciej, tym lepiej. Dla nich wszystkich. Obok nich rozlewała się krew zamordowanego mugola, płyneła warstkim strumieniem, dosięgając już leżącego nieopodal czarodzieja, stóp Deidre i kolan klęczącego polityka. Pachnące rdzą przypomnienie o losie, jaki miał spotkać bliskich mężczyzny, jeśli nie będzie współpracował.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Boczna ulica [odnośnik]16.09.22 23:59
Nieco naiwnie odpychał myśl o tym, że każde przesłuchanie legilimencją będzie się Deirdre kojarzyć z tym, czemu poddał ją kilka lat temu. Łudził się, że zostawią to za sobą, choć wiedział, że tego nie da się zostawić. Cierń zadry i zdrady tkwił w jego sercu przez kilka lat - paradoksalnie, to jej nowa pozycja i świadomość, że nie wytrzymałby z tak ambitną kobietą złagodziły urażoną dumę. Jej odebrał dumę i godność gdy pochopnie wdarł się do jej myśli, ale już dawno wyzbył się empatii dla swoich ofiar, nawet dla niej. Nawet po tym, gdy zabił kogoś samym bólem legilimencji. Talent pozwalał mu się zatracić w cudzych wspomnieniach, czuć władzę i kontrolę, jemu, jemu, jemu. Choć buszował w myślach ofiar, samemu nie myślał wcale o tych ofiarach.
Dziś zresztą przesłuchiwali tradycyjnie, póki co bez pomocy legilimencji, a Cornelius wciąż sądził, że jedynym powodem takiego rozkazu jest logistyka. Nie fakt, że Deirdre przeżyła to sama, że oglądając go nad ofiarami musi wracać wspomnieniami do nocy ich zerwania.
Skinął lekko głową, rad, że zachowają przy życiu czarodzieja. Zgodnie z poleceniem Deirdre, pozostawał przy tradycyjnym przesłuchaniu, ale podejrzewał, że polityk pęknie prędzej niż czarodziej, zdrajca. Być może legilimencja okaże się niezbędna, gdy przetransportują już jeńców do Tower i wyczerpią inne możliwości perswazji - ale na razie zobaczy, ile sypnie mugol, sam z siebie.
Porozumiewawczo zerknął na Dirka, przymykając lekko oczy i dając Doge'owi sygnał, by spełnił polecenie Deirdre. Mugol był martwy, Brown i czarodziej spętani - ochroniarz może zostawić ich samych. Dirk machnął różdżką, niewerbalnym Finite zdejmując z pomieszczenia Incarcerere, a potem zabrał się do pracy - szybko i sprawnie, dokonując podobnych przeszukań za czasów swojej pracy w magipolicji. Wtedy szukał narkotyków, zakazanych ingrediencji, czasem artefaktów -a dzisiaj zdjęć i dokumentów. Kroki Doge'a poniosły się po korytarzu, potem po schodach. Brown, widząc co się dzieje, przełknął ślinę w popłochu. Spróbował się cofnąć, ale Cornelius spojrzał na niego znacząco - i ostatecznie polityk zdecydował się pozostać w miejscu, w upokarzającej kałuży krwi swojego kompana.
-N...nie znajdziecie ich. - blefował, niepewnie. Mięsień na policzku drgał, Cornelius nie potrzebował nawet legilimencji, by przejrzeć tą fasadę. Dirk szperał już w gabinecie Browna, lada moment znajdzie listy od rodziny - Sallow jeszcze o tym nie wiedział, ale przesłuchiwany już tak.
-Znaleźliśmy ciebie. - podkreślił Sallow, mrużąc lekko oczy. -A to przecież dobra kryjówka. Tuż pod naszym nosem, zabezpieczona przez czarodzieja, w dzielnicy, w której odbyły się już... czystki. Mógłbyś się tu długo ukrywać, gdyby ktoś nie wydał ciebie. Ktoś, kto zadbał tym samym o własną rodzinę. - skłamał lekko, notes baroneta przejęli w końcu za sprawą podstępu, siły i Veritaserum.
-Shinwell... jest ostrożny. - podbródek Browna lekko się trząsł, polityk wyraźnie ze sobą walczył. Wiedział, że mugolski premier jest nie tylko przywódcą, ale i symbolem - ze jeśli wrogowie go znajdą, zniszczą coś więcej niż osobę. Ideę. -Zmienia miejsce pobytu. Nie zdradzałby tego mnie, inni przekazywali informacje i listy. Najbliżej był z Williamem Rossem, a ja dostawałem informacje i... i kontakt do niego... - zerknął nerwowo na spetryfikowanego czarodzieja. -...od tych w Londynie. Glenvil Head i Charles Hogg, oni byli z premierem bliżej, ja ... ja jestem tylko płotką, naprawdę...
-Nie jesteś płotką, Brown. W innym przypadku nie pofatygowałby się do Ciebie Rzecznik Ministerstwa z Namiestniczką Londynu. Nie jesteś z siebie dumny? - przewrócił oczyma Cornelius, który odrobił zadanie domowe. W głosie brzmiała lekka drwina, ale starannie wyważona. Nie chciał przesadzić. -Jesteś kimś, kto bardzo szybko piął się w hierarchii Izby Gmin. Moje uszanowanie. Z szacunku do naszego intelektu mów zatem dalej.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 15 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Boczna ulica [odnośnik]21.09.22 15:55
Nie poruszyła ani jednym mięśniem twarzy, palce zaciśnięte na końcach podłokietnika nie drgnęły nawet o milimetr, a przymrużone powieki zdawały się ignorować ludzką potrzebę mrugnięć. Wpatrywała się w coraz bardziej przerażonego George'a nieustannie, gotowa usłyszeć wyartykułowaną nawet bezgłośnie informację. Potrzebowali dobrych wieści, mogących nakierować ich na pozostałą dwójkę, przewodzącą mugolskiemu ruchowi oporu. A wprawny polityk, śmiało rządzący szlamowatym podwórkiem, miał je w swej otumanionej brutalnymi bodźcami głowie - i w końcu zaczął się nimi dzielić.
- Ja...proszę, proszę, powiem wszystko, zostawcie tylko m-moją rodzinę - wychrypiał piskliwym tonem Brown, ciągle zerkając z ukosa na kałużę krwi, rozlewającą się hojnie wokół pozbawionego już życia towarzysza. Podobny los miał spotkać jego kompana, kolejnego, który przebywał na szczycie terrorystycznej organizacji; mugol przełknął głośno ślinę, razem z łzami, które żłobiły ścieżki na jego pożółkłej z przerażenia twarzy. - Shinwel...Ja naprawdę nie wiem, gdzie jest. Musicie porozmawiać z Hoggiem...Tak, on był jego przyjacielem, wcześniej asystentem, na pewno wie... - bełkotał dalej, nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach; jedyny ruch, na jaki mógł sobie pozwolić. Po spięciach ramion widać było, że najchętniej odczołgałby się gdzieś w bok, z dala od krwi rozlewającej się leniwie od ciała mugolskiego ochroniarza, ale nie śmiał wykonać już żadnego gestu. Poddał się, Mericourt mogła to z powodzeniem zaobserwować, widziała znikający bunt w wielu oczach, hardość rozpływającą się w morzu łez; potrafiła rozpoznać konkretne symptomy umierającego bohaterstwa, zastąpionego lękiem o rodzinę. O bliskich. Nie o przyjaciół, tych kochał, lecz mniej niż żonę i trójkę dzieci; tak, to trójka pulchnych twarzyczek zerkała z nieruchomej fotografii, jaką właśnie podawał Deirdre Dirk; wyciągnął ją z portfela należącego do Browna. Śmierciożerczyni przyjrzała się jej beznamiętnie, nie odrzuciła jej jednak, a uważnie się jej przyjrzała, a później, stanowczym gestem schowała ją za pazuchę. George widział to - i przerażenie w jego oczach ustąpiło miejsca panice. - Mugolski ruch oporu nie jest duży, członków jest stałych...to znaczy, na stałe współpracujemy z kilkunastoma osobami...Najwyżej był Shinwell, później William, później Hogg i Head...ale to demokracja, my nie...my nie rządziliśmy, a współpracowaliśmy... - ciągnął dalej, chaotycznie. - Do rzeczy - przerwała mu Mericourt ostro, beznamiętnie, to już wiedzieli, znali te nazwiska i miejsca pobytu prawie każdego, o kim bełkotał właśnie polityk. - Hogg miał listę naszych kontaktów w domu, w sejfie, tylko to wiem. Żaden z nas nie miał wszystkich informacji, dla bezpieczeństwa.Działamy głównie w Londynie i okolicach, pomagamy przeżyć tu tym, którzy się ukrywają, organizujemy też przerzuty do innych wiosek na południu. Ale nie pomagają nam żadne rodziny, naprawdę, to my sami - zakwilił prawie, a Deirdre pierwszy raz przekrzywiła głowę w bok, na Corneliusa, chcąc upewnić się, że polityk mówi prawdę. Sallow nieśpiesznie kiwnął głową. - Spotykaliśmy się w pierwszą środę każdego miesiąca w tym starym teatrze lorda Cromwella. Kolejne spotkanie mamy w czerwcu. Proszę, nie róbcie nic moim bliskim - zapłakał ponownie, żałośnie, teraz już nie zachowywał chociaż pozornego spokoju, dygotał na całym ciele. Zdrada kompanów nie przychodziła mu łatwo. - Nic więcej nie wiem, ja...wiem tylko, że William mieszka za targiem, w Bexley, ale...to wszystko, tak, naprawdę... - jąkał dalej, a twarz Mericourt w końcu zmieniła wyraz. Pojawił się na niej grymas politowania, ba, odrazy; dowiedzieli się wystarczająco wiele, mogli zaplanować kolejne kroki, musieli skupić się na rozmowie z wspomnianym Williamem, w międzyczasie docierając do Hogga i Heada, dopiero później - wychwytując Shinleya. - Napiszesz list do swoich kompanów. Szczery. Zgodny z hasłami, które ustaliliście. Przekonasz ich, że musisz uciekać do Europy, że nie dasz rady dalej działać w konspiracji, że musisz chronić rodzinę. Dirk i Cornelius dopilnują, byś stworzył wiarygodne dzieło - poleciła po chwili ciszy, powoli podnosząc się z fotela. Bladła coraz bardziej, krew z rozciętego przedramienia kapała powoli, ale nieustępliwie. Musiała o siebie zadbać, zdobyła to, czego potrzebowała - czego potrzebowali, jako Rycerze Walpurgii. - Zajmijcie się nimi. Doprowadźcie ich do Tower. Możesz ich dodatkowo przesłuchać i zadecydować o ich losie, Corneliusie - zaoferowała Sallowowi, pewna, że ten poradzi sobie z mugolem i zdrajcą krwi; że wezwie odpowiednie służby, a potem skutecznie zadba o to, by wyciągnięto z tej pechowej dwójki resztki cennych informacji - choć wątpiła, by Brown cokolwiek ukrył - a później wykorzystała ich propagandowo. Ona otrzymała to, po co tu przyszła; kolejne nazwiska, informacje i zależności. Zignorowała płaczliwe błagania George'a, próbującego pochwycić ją za stopę; odkopnęła ją lekko i skierowała się ku drzwiom, pobladła, osłabiona i zirytowana własną niemocą, lecz mimo to zadowolona, że otrzymali informacje, mogące pomóc im dalej, w ucięciu wszystkich głów promugolskiej hydry.

| ztx2 <3


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Boczna ulica [odnośnik]10.07.24 15:05
| 26.10

Październik był pochmurny i deszczowy, co zmusiło Yanę do wygrzebania z odmętów szafy płaszcza chroniącego przed tego typu aurą. Gorące lato było już tylko wspomnieniem. Spacerując po okolicach swojego domu w Suffolk często grzęzła po kostki w błocie, rzadziej też niż w cieplejszych miesiącach latała na miotle, ponieważ w deszczu nie należało ono do zbyt przyjemnych i potem była przemoczona do suchej nitki.
W Londynie nie bywała bardzo często, ale czasem musiała. Ojciec był zajęty i zapracowany, znów miał na głowie czasochłonne zlecenie, więc to Yana, jako jego pomocnica, czasem wyprawiała się do miasta w celu uzupełnienia podstawowych zapasów niezbędnych składników, kiedy zaczynało brakować tych, które ojciec pozyskiwał od swoich znajomych handlarzy surowcami ziemskimi i alchemicznymi. Bywała też w mieście w celach towarzyskich i rozrywkowych, nie była w końcu tak aspołeczna, by tylko siedzieć w domu lub jego okolicach. Potrzebowała kontaktów, bo choć lubiła samotność, to na dłuższą metę zaczynała ją ona przytłaczać, zwłaszcza po tym, jak zabrakło Fabiana.
Choć minęły ponad dwa miesiące od Nocy Tysiąca Gwiazd, to kiedy przekroczyła granice Londynu, znów przypomniały jej się tamte wydarzenia i ucieczka przed sypiącymi się z nieba fragmentami komety. Pamiętała też jak miasto wyglądało już po wszystkim, choć ministerialne służby zapewne traktowały ten obszar priorytetowo i teraz, końcem października, ulice i budynki prezentowały się znacznie lepiej. Londyn był sercem magicznego społeczeństwa, pewnego rodzaju symbolem i co za tym szło, był ważny, tym bardziej, że to tu mieściły się najważniejsze instytucje.
Zamierzała udać się na Pokątną, ale że nie dało się teleportować bezpośrednio tam, zaś w domu brakło jej proszku Fiuu, to musiała kawałek drogi przez miasto pokonać pieszo od najbliższego punktu teleportacyjnego do Pokątnej. Był jeszcze dzień, ale musiała pamiętać o tym, że w październiku ciemniło się znacznie szybciej niż latem, więc musiała się pospieszyć, żeby ogarnąć wszystkie sprawy sprzed zmrokiem. Może nie należała do tego rodzaju panienek, które trzęsły się jak mimoza i bały się nawet własnego cienia, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że lepiej nie wałęsać się samotnie londyńskimi uliczkami po zmroku.
Pozostawało też faktem, że choć w Londynie bywała przynajmniej raz lub dwa razy w miesiącu, to nigdy tu nie mieszkała, nie znała miasta perfekcyjnie, a niektóre uliczki czasem wydawały jej się podobne. Zwłaszcza, że przed oczyszczeniem miasta i tak skrzętnie omijała jego niemagiczne części, ale teraz cały Londyn był czarodziejów, i przestrzeń do poruszania oraz poznawania znacznie się zwiększyła.
Skręciła w kolejną uliczkę, bo wydawało jej się, że to ta, która mogła poprowadzić na skróty do Dziurawego Kotła. Była we właściwej dzielnicy, od lokalu skrywającego przejście na Pokątną nie mogło ją dzielić wiele ulic, najwyżej kilka. Od dobrych paru chwil miała jednak dziwne wrażenie, że ktoś lub coś ją obserwuje. Czuła mrowienie na karku i usłyszała coś jakby kroki, więc przyspieszyła chód. Może w mieście nie było już mugoli, ale to nie znaczyło, że nie mogły się tutaj kryć inne niebezpieczne męty mogące się zainteresować samotną osobą – choć Yana zakryła swe długie, kręcone włosy kapturem, a na ubranie miała narzucony długi czarodziejski płaszcz, starała się też iść szybko i pewnie, bo niepewność zawsze mogła przyciągać niepożądane kłopoty. Nawet gdy przyspieszyła, starała się sprawiać wrażenie, jakby tak miało być. Musiała teraz tylko pokonać tę boczną uliczkę i wyjść na taką, gdzie było więcej ludzi. Na ulicy, przy której był położony Dziurawy Kocioł, na pewno będzie więcej ludzi.
Nagle jednak poczuła, jak coś podcina jej nogi, być może urok. Straciła równowagę i runęła jak długa na bruk, w ostatniej chwili wyciągając przed siebie ręce. Niewiele myśląc, od razu przetoczyła się w bok, po czym poderwała się szybko z ziemi i zaczęła uciekać, w oddali już widząc dwie biegnące za nią sylwetki, ewidentnie nie spodziewające się po niej tak szybkiej reakcji. Ale wiedziała, że musi działać szybko żeby im umknąć, kimkolwiek byli, więc skręciła w kolejną uliczkę, licząc, że to wreszcie ta, która finalnie doprowadzi ją do ulicy z Dziurawym Kotłem. Nie miała już tak dobrej kondycji jak wtedy, kiedy grała w szkolnej drużynie, choć starała się systematycznie pracować nad jej poprawą od Nocy Tysiąca Gwiazd, podczas której przekonała się, że umiejętność szybkiej ucieczki od niebezpieczeństwa jest bardzo istotna, jednak wolałaby nie musieć biec bardzo długo…
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: Boczna ulica [odnośnik]10.07.24 23:14
Londyn nie skrywał zbyt wielu tajemnic, a jednak odkąd tu wrócił poznawał jego ulice na nowo — nie tylko z powodu wszechobecnych zniszczeń, ale też porządku, który tu zapanował przez te wszystkie miesiące. Bywanie tu, a życie było czymś zupełnie innym. Przemierzał alejki uważnie spoglądając w okna kamienic — tych opuszczonych, w których potencjalnie mogli czaić się żebracy i bezdomni i tych, które pozostawały zamieszkałe przez raczej zamożniejsza część społeczeństwa. Zwykł trzymać się ścian, kroczył po chodniku nie ośmielając się samotnie przechadzać się po własnym mieście środkiem ulicy w trakcie trwającej wojny. Starał się nie rzucać w oczy, choć było to trudne i dziś już nie tylko z powodu znoszonych ubrań świadczących o tym, że nie należał do średniozamożnych londyńczyków, ale głównie przez karnację — blednącą już w listopadzie skórę, wyjątkowo ciemne kręcone włosy, ciemne oczy, egzotyczne jak na mieszkańców Anglii rysy twarzy. Może gdyby stać go było na wytworne stroje mógłby uchodzić za poważnego emigranta; strojnego Włocha, nonszalanckiego Hiszpana — w końcu ponoć stamtąd się wywodzili. A jednak nie pozostawało mu często nic innego niż godzić się z przykrą łatką, jakby jego rodzina była kimś, kogo musiał się wstydzić. Nie musiał. I nigdy tego nie robił.
Większość czasu spędzał z Marcelem lub czekając aż skończy próby, występy, posiłki i wszystkie przygotowania gdzieś w pobliżu. Niewielkie mieszkanie było w zupełności wystarczające, ale nie potrafił usiedzieć na miejscu paru chwil. Spędzenie w nim połowy dnia graniczyło z cudem, więc niezależnie od pogody wychodził, niedługo po południu, by wrócić tuż przed godziną policyjną. Dziś wracał wcześniej, włócząc się po pustych ulicach prawie bez celu, wierząc, że cisza i spokój pomogą mu poukładać sprawy, które wymagały przepracowania, poukładania, przeanalizowania. Tak nie było. Upływający czas, podobnie jak chwile spędzone w samotności nie ułatwiały mu dojścia do oczekiwanych wniosków. I czuł się z tym coraz gorzej. Jakby stał w miejscu.
Nim się zorientował, ktoś wpadł a niego, choć czknij słuchał otoczenia, słysząc szybkie kroki sugerujące bieg jednej osoby, a potem echo dwóch kolejnych gdzieś z oddali. Nie był całkiem zaskoczony spotkaniem, choć niewątpliwie zderzeniem. Chwycił dziewczynę szeroko rozpostartymi rekami, nie rozpoznając spod burzy rozsypujących się spod kaptura włosów znajomej dziewczyny.
— Nic ci nie jest? — spytał w ferworze narastających nagle emocji. Powinien ją przeprosić? Ale to nie on na nią wpadł. Uniósł głowę i spojrzeniem przeszukał otoczenie, ale nie dostrzegł jeszcze sylwetek, które musiały nabiegać z bocznej ulicy. Nie wiedział jednak czy to patrol policyjny — jemu nie chciał i nie zamierzał się stawiać, pomimo niechęci, pomimo wspomnień, pomimo rosnących w nim emocji. Nie był na tyle głupi by walczyć z policją w pojedynkę. Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w kierunku zawalonej kamienicy, przeszedł przez otwarte drzwi i popchnął ją w ciemność, samemu zatrzymując się przy przejściu — nie w świetle drzwi, gdzie byłby widoczny, ale przy ścianie od wewnątrz. Wyglądał na ulicę, wypatrując nadchodzących problemów, ale kiedy dostrzegł dwóch młodych mężczyzn, zmarszczył brwi. Cofnął się, by go nie zobaczyli i przylgnąwszy plecami do ściany spojrzał na dziewczynę, która wydała mu się znajoma. — Yana? — spytał szeptem, ledwie słyszalnie. Wątpił, by jego głos dotarł na zewnątrz. Chciał ją spytać kto to był i dlaczego ją gonił; Londyn był dość bezpiecznym miejscem, nie licząc policji, która nadużywała swoich przywilejów, ale odczekał jeszcze chwil, opierając głowę o mur za sobą.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty

strong outside a man
but inside a boy


OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Boczna ulica [odnośnik]11.07.24 0:46
Yana, która na co dzień żyła w spokojnym miejscu położonym na uboczu, nie znała realiów życia w wielkim mieście – nieważne czy w normalnych czasach, czy w takich jak obecne. Jej dom otaczało nie miasto, a raczej las, i to poruszanie po lesie było dla niej czymś bardziej swojskim i naturalnym niż miejski gąszcz. W Londynie była tylko gościem, nie znając go w taki sposób jak znali go stali mieszkańcy, dlatego też potencjalnie łatwiej mogła wpaść w tarapaty niż ci, którzy wiedzieli, których miejsc się wystrzegać. Na ogół też, chcąc odwiedzić Pokątną, używała kominka, ale pechowo akurat brakło jej w domu proszku Fiuu i nie mogła się pojawić w ogólnodostępnym kominku w Dziurawym Kotle, co oszczędziłoby jej przechodzenia przez plątaninę ulic.
Choć Londyn teoretycznie był oczyszczony i ministerialne służby dbały o porządek, to pewnie w tak rozległym mieście wciąż można było znaleźć podejrzane jednostki czyhające na samotnych przechodniów. W trudnych czasach nie brakowało różnych desperatów, nawet ludzie, którzy wcześniej nie byli źli, mogli imać się różnych sposobów, żeby przetrwać kryzys. Na jej szczęście, ci, którzy za nią podążali, najwyraźniej nie należeli do wybitnie zdolnych i doświadczonych, w przeciwnym wypadku unieruchomiliby ją skuteczniej niż rzucając zaklęcie potknięcia, i w ogóle przeprowadziliby ewentualną napaść w bardziej przemyślany sposób, tak, żeby nie dać jej możliwości ucieczki. Może po prostu jej nie docenili, zakładając, że spanikuje i w ten sposób straci cenne sekundy, ale zamiast tego, Yana od razu poderwała się i rzuciła do ucieczki. Czego chcieli? Tego nie wiedziała. Mogli chcieć po prostu ją okraść, albo… Cóż, wolała się nie zastanawiać. Biegła przed siebie, mając nadzieję, że formy jej wystarczy aby dobiec do jakiegoś bardziej uczęszczanego miejsca.
Nagle poczuła, że na kogoś wpada, kogoś podobnego wzrostu i postury, choć w pierwszej chwili nie dostrzegła twarzy, może dlatego, że ponadmiarowo bujne loki wysypały się spod jej kaptura, przysłaniając widzenie. Była też już nieco zdyszana po biegu, jej oddech był przyspieszony, podobnie jak bicie serca. W pierwszej chwili poczuła lęk, bo co, jeśli to wspólnik tamtych dwóch, którzy po prostu spłoszyli ją, by zagonić wprost w ramiona trzeciego, który miał ją złapać i przytrzymać? Ale nieznajomy, zamiast ją złapać i zaczekać na nadejście tamtych, szybko chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w bok, w stronę zrujnowanej kamienicy znajdującej się obok nich. Zrobił to na tyle szybko, że tym razem zdyszana Yana nie zdążyła już zareagować w porę i wraz z nim znalazła się w budynku pogrążonym w mroku zanim zdążyła wydusić choć słowo. Co teraz? Lewą dłonią próbowała namacać w kieszeni zarys różdżki, której nie wyciągnęła wcześniej, bo skupiła się na biegu, ale nim ją wyciągnęła, usłyszała, jak chłopak wypowiada jej imię. W półmroku nie widziała jego twarzy bardzo wyraźnie, ale wydawał się znajomy, jego głos też. Była pewna, że już go słyszała. Zmrużyła oczy, by przyjrzeć mu się wyraźniej pomimo ograniczonych warunków świetlnych, ale wyglądał dość charakterystycznie jak na brytyjskie standardy. Wtedy kiedy spotkała go poprzednim razem, też zresztą nie było zbyt jasno. A Yana też wyróżniała się z tłumu, trochę wyższa od przeciętnej kobiety i z wyjątkowo bujną grzywą gęstych, ciemnych kędziorów, które teraz, po spadnięciu kaptura, sterczały na wszystkie strony i dodawały jej paru dodatkowych centymetrów.
- James? Czy to ty? – zapytała cicho, zerkając nieco nerwowo w stronę drzwi. Miała nadzieję, że tamci tu nie wejdą, kimkolwiek byli. Może przy odrobinie szczęścia nie zdążyli zauważyć, że tu weszli… - Nie wiem co to za jedni, ale mam nadzieję, że sobie pójdą. I... Co ty tutaj robisz?
Cały czas mówiła bardzo cicho, żeby nikt stojący na zewnątrz nie mógł tego usłyszeć. Ciemne spojrzenie jej oczu, w tym marnym świetle wyglądających na niemal czarne, uważnie lustrowało jego sylwetkę i poczynania. Nie znała go prawie wcale, ale mimo to wątpiła, że współpracował z tamtymi. Gdyby był z nimi, to po prostu by ją przytrzymał i na nich zaczekał, zamiast chować się z nią w tej kamienicy. Mógł to zrobić bardzo łatwo wtedy, kiedy na niego wpadła. No i kiedyś już raz jej pomógł, tamtej feralnej sierpniowej nocy… Nie musiał, a jednak to zrobił.
Tożsamość i zamiary tamtych były jednak zagadką. Wolałaby nie musieć z nimi walczyć, bo choć znała podstawowe czary obronne, to jej umiejętności nie stały na tak wysokim poziomie, żeby zagwarantować jej zwycięstwo, a już na pewno nie przeciwko dwóm przeciwnikom. Oby dali sobie spokój i odeszli.
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: Boczna ulica [odnośnik]18.07.24 12:04
Nie mógł być pewien, czy wziął tę dziewczynę za właściwą osobę, nie widział jej zbyt dobrze, nie spędził z nią też tył czasu, by być pewnym jej w takich okolicznościach, ale nie minęło zbyt dużo czasu od nocy spadających gwiazd, a jeszcze mniej od wezwania Ministerstwa Magii, na którym ją widział. Uciekł wtedy z jej przydziału, chcąc uniknąć niewygodnych pytań na temat tego jakimi personaliami okrzyknęło go Ministerstwo Magii. Mógł się spodziewać, że prędzej czy później przyjdzie mu stawić czoło podobnej sytuacji, miał przecież znajomych w Londynie, różnym ludziom przedstawiał się w różny sposób, lecz nigdy nie sądził, że środowisko zaufanych przyjaciół i obcych ludzi pojawi się w jednym miejscu, a on będzie musiał podjąć decyzję. Yana poznała go jako Jamesa, mało kto wiedział, że w Londynie przedstawiał się inaczej, choć był wystarczająco charakterystyczny by poznać go i bez nazwiska. A jednak często słyszał, że dla Anglików oni wszyscy wyglądali tak samo i tylko to pchnęło go do podpisania się ostatecznie wciąż częściowo fałszywymi danymi.
— Tak, to ja — potwierdził cicho, patrząc na nią w ciemności przez chwilę. — Nie zrobię ci krzywdy — zapewnił ją, choć wydawało mu się to zbędne. Zaciągnął ją tutaj, by jej pomóc uciec przed czarodziejami, którzy ją ścigali, ale dopiero teraz, w tych okolicznościach pomyślał, że wciąż mogła się czuć niepewnie. — Ja... Wracałem do domu. Mieszkam w Londynie. Parę ulic stąd — wyznał zgodnie z prawdą, choć nie do końca chciał zdradzać jej dokładny adres. To nie było jego mieszkanie, Brendan Weasley mu je zaoferował, by mieli się gdzie podziać. Yana z pewnością nie mogła tego wiedzieć ani tym bardziej wywnioskować po samym adresie, ale nie chciał, by ta informacja krążyła gdzieś, gdyby ktoś ją o to spytał. Do znajomości z aurorem przed Londyńskimi służbami nigdy by się nie przyznał, nikt też by nie uwierzył, że nie zajął go jak większość bezdomnych, ale wolał nie ściągać na siebie niczyjej uwagi, unikać pytań i kłamać. To zawsze niosło ze sobą ryzyko odkrycia. — A ty? — Nie pamiętał, czy pytał skąd była, a nawet jeśli to i tak pewnie nie zapamiętałby, jakby pewne informacje, te mniej istotne, po prostu ulatywały w eter. — Myślę, że możemy już wyjść, ale chyba bezpieczniej będzie przejść bocznymi drogami. Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz — zaoferował. — Znam Londyn dość dobrze. — Poza tym wierzył, że miał większe szanse stawić czoła napastnikom niż ona, choć nie doceniał jej nic o niej nie wiedząc.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty

strong outside a man
but inside a boy


OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Boczna ulica [odnośnik]18.07.24 14:38
Tamtego dnia w ministerstwie Yanie wydawało się, że przelotnie go widziała, ale nie była tego pewna, tak samo nie wiedziała, że to on uciekł z jej przydziału. Zresztą sprawa z przydziałami okazała się później bardziej zagmatwana i pokręcona, bo później przeniesiono ją w jeszcze inne miejsce. A Yana nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, w jaki sposób James żył i że miał papiery na fałszywe nazwisko. Jako panna z dobrego domu z klasy średniej niewiele wiedziała o realiach życia uboższych warstw społeczeństwa, nigdy nie musiała kombinować i walczyć każdego dnia o przetrwanie, nie musiała też oszukiwać przy rejestracji różdżki, bo po obu stronach jej rodziny wśród bezpośrednich przodków byli sami czarodzieje czystej krwi. Prawdę mówiąc, nie mogła mieć nawet pewności, czy James było jego prawdziwym imieniem. Nic o nim nie wiedziała poza tym, co padło tamtej nocy podczas wspólnego ukrywania się. Zakładała, że po prostu był jakimś kolegą Marii, wyglądał na jej rówieśnika. Ale że w szkole rzadko zwracała uwagę na młodszych uczniów z innych domów i że minęło od tamtego czasu dobrych kilka lat, to w gwarnym i pełnym młodych czarodziejów zamczysku, poszczególne twarze często zlewały się ze sobą i nie miała pewności, czy widziała jego, czy może kogoś podobnego.
Nie znała go, ale jednak w tej krótkiej chwili, kiedy go rozpoznała i skojarzyła jego twarz z jednym z tych, z którymi ukrywała się tamtej sierpniowej nocy kiedy niebo dosłownie zaczęło spadać im na głowy, zdecydowała się mu zaufać na tyle, że nie wciągnął jej tu w złych zamiarach. W końcu tamtego dnia, w Noc Tysiąca Gwiazd, pomógł jej i nie zapomniała o tym. Zresztą teraz, gdyby naprawdę chciał jej krzywdy, mógł po prostu pozwolić tamtym ją złapać zamiast wciągać do kryjówki.
Skinęła głową, przyjmując do wiadomości jego wyjaśnienie. Nie dopytywała o dokładny adres, bo nie musiała znać szczegółów, to co powiedział było wystarczające. W Londynie mieszkało wielu czarodziejów, więc nie było w tym nic dziwnego ani niewiarygodnego, zresztą już wtedy, kiedy uciekali przez meteorytami, mogła odnieść wrażenie, że dobrze znał miasto, że musiał w nim spędzać sporo czasu, dużo więcej niż ona, która wpadała tu tylko w konkretnych sprawach. Stolica wciąż oferowała wiele rzeczy, których nie miały mniejsze miejscowości, choć jak pokazywał dzisiejszy dzień, wciąż można tu było spotkać ludzi, którzy niekoniecznie mieli dobre zamiary.
- Ja… Nie mieszkam w Londynie, ale wybierałam się na Pokątną, ojciec jest zajęty swoją pracą i poprosił mnie, żebym coś kupiła. Akurat skończył mi się w domu proszek Fiuu, więc nie mogłam pojawić się bezpośrednio w kominku Dziurawego Kotła. – zresztą sieć Fiuu wciąż potrafiła odwalać numery i wyrzucać w złym kominku, więc używanie tego środka lokomocji też nie zawsze było dobrym pomysłem. – A że w mieście nie działa teleportacja, to musiałam iść pieszo z punktu teleportacyjnego, i ci dwaj akurat musieli mnie wypatrzyć i poszli za mną, próbowali mnie złapać, ale im uciekłam… I tak wpadłam na ciebie – wyjaśniła szeptem. Miała sporo szczęścia że trafiła na takich partaczy, którzy najwyraźniej nie byli wprawieni w napaściach i liczyli na dobrą okazję, ale nie docenili Yany i pozwolili jej uciec.
Kątem oka zerknęła w stronę rozklekotanych drzwi, którymi tu weszli. Mężczyźni najwyraźniej nie byli zbyt wytrwali, bo zamiast przeszukiwać zrujnowane kamienice, po prostu oddalili się, być może szukając innego samotnego celu, który nadawałby się do okradnięcia. A przynajmniej tak to wyglądało, bo równie dobrze mogli gdzieś się ukryć i zaczaić, żeby nie było ich słychać, ale miała nadzieję, że nie.
- Pewnie znasz jakiś dobry i szybki skrót do Pokątnej? Bo mi te uliczki wciąż często się mylą, przez większość życia docierałam na Pokątną i w ogóle do Londynu z pomocą kominków lub teleportacji. – Ale rozumiała to, że w tych burzliwych czasach obłożono Londyn zaklęciami, za sprawą których niepowołane osoby nie mogły tak po prostu się tu teleportować. Na wejściach do miasta sprawdzano zarejestrowane różdżki, ale że Yana nie miała nic do ukrycia i jako czarownica czystej krwi miała nienaganne papiery, nigdy nie miała problemu z wpuszczeniem. – I… co się z wami działo po… tamtej nocy? No wiesz, kiedy już opuściliśmy podziemną kryjówkę.
Była ciekawa, tak po prostu. Kiedy przestały spadać meteoryty i było względnie bezpiecznie, rano wszyscy powychodzili z podziemnego lokalu, który dał im schronienie, i wtedy ich ścieżki się rozeszły, a losy pozostałych były jej odtąd nieznane. Chłopcy jednak wyglądali na takich, którzy zawsze spadają na cztery łapy jak kot, więc zapewne jakoś sobie poradzili.
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe

Strona 15 z 15 Previous  1 ... 9 ... 13, 14, 15

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach