Wydarzenia


Ekipa forum
Brick Lane Market
AutorWiadomość
Brick Lane Market [odnośnik]17.07.17 1:39
First topic message reminder :

Brick Lane Market

Targowisko na Brick Lane słynie z tego, że można znaleźć na nim dosłownie wszystko. Mieszczą się tu nie tylko stoiska z antykami lub starymi książkami, ale najróżniejszej maści handlarze i kupcy, którzy nie są dość majętni by posiadać własne sklepy. Brick Lane znana jest jeszcze z innego powodu: przylegające do niej kamienice zamieszkiwane są tłumnie przez rodziny pochodzące z Bangladeszu, które osiadły w Londynie po podziale kraju w 1947 roku. Razem z nimi na Brick Lane zagościły niewielkie budki serwujące curry, z których dania serwowane przez jedne są wyśmienite, a drugie zagrażające żołądkom klientów.
W jednym z zaułków Brick Lane Market znajduje się osłonięty kolorowymi płachtami materiału przybytek, którym zarządza mówiący łamaną angielszczyzną, siwiejący już Bengalczyk. W jego namiocie znaleźć można... magiczne lampy. Istnieje pogłoska, jakoby jedna z nich miała stanowić dom magicznego dżina, który spełnia życzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:13, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brick Lane Market [odnośnik]06.08.18 16:40
Samuel wyprzedzał wielu aurorów, często nawet starszych od niego. Był po prostu bardzo silnym czarodziejem. Anthony miał jednak inne talenty, które w tych czasach mogły okazać się bardzo cenne. Sophia też nie mogła narzekać na brak umiejętności. Bardzo dobrze radziła sobie w pojedynkach, i w tym roku tylko Samuel zdołał ją pokonać. Udzielił jej jednak cennej lekcji, którą wykorzystała później, pokazał, że czasem warto podejmować ryzyko i przekraczać własne granice, bo wcześniej wahała się przed używaniem tych najsilniejszych zaklęć. Nigdy go za to nie obwiniała i nie oczekiwała ulgowego traktowania, lekcję doceniła i przyswoiła, a po obrażeniach zadanych przez Sama dawno nie było śladu. Cieszyła się, że nie potraktował ją pobłażliwie ze względu na płeć, a zrobił to, co zrobiłby z każdym innym przeciwnikiem. Sophia pojmowała, że nadchodziła wojna i nie było już miejsca na wahanie, że musiała być pewna siebie i swoich umiejętności.
Sophia pragnęła działać i walczyć ze złem – a to uosabiały anomalie. Leżał jej na sercu los tych, którzy cierpieli, niewinnych czarodziejów i mugoli, i chciała im pomóc. Była to też kwestia dumy, chęć próbowania do skutku, póki się nie uda. Czyż nie tak nauczyła się większości tego, co dziś umiała? Próbując tak długo i uparcie, aż wyszło? Uporu jej nie brakowało.
Może też powinna podchodzić do tego z równym chłodem, bez emocji. Zawsze była jednak osobą emocjonalną i charakterną, co czasem pakowało ją w tarapaty. Anthony też z pewnością mógł to zauważyć, byli jak ogień i woda. On spokojny, ona uparta i gniewna. Po tragedii rodzinnej nie pozwoliła sobie jednak na wpadnięcie w apatię i marazm, wewnętrzny ogień pchał ją do przodu, motywował do tego, by się rozwijać, być lepszą, działać.
- Pewnie by mi się to przydało, umieć zapanować nad emocjami i oddzielić je od tego, co robię, nie pozwolić, by przejęły nade mną władanie – odezwała się, kiedy już czekali na jedzenie. – Chętnie więc przyjmę kilka lekcji, jak powinnam robić to lepiej.
Później nadeszło jedzenie. Sophia skinęła głową; teraz oboje byli zmęczeni, potrzebowała się najeść do syta, a potem wrócić do domu i przespać. Dziś miała wolne, więc, choć nie powiedziała tego Anthony’emu, po zażyciu wypoczynku miała zamiar podjąć kolejną próbę. Po upadku należało w końcu wstać i spróbować raz jeszcze. Zjadła więc całą swoją porcję ze smakiem i przepiła piwem; skoro miała wolne, to nie musiała robić sobie wyrzutów z powodu takiego luzu. A potem pożegnali się i wróciła do domu.

| zt.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Brick Lane Market [odnośnik]01.04.19 23:48
stąd

Spieszył się jak mógł, serce waliło mu w piersi jak oszalałe i myślał tylko o tym, by dotrzeć do celu. Zlany był cały zimnym potem, myślał szybko co robić, a przede wszystkim biegł. W jednej chwili jednak otoczyła go szarańcza, nie był w stanie dotrzeć do celu tak jak sobie zaplanował, na szczęście jednak Brendan ruszył w kierunku magicznej cieczy, czy raczej miejsca z którego najpewniej się ona wydzielała - i po chwili zniknął mu z oczu. Bertie ruszył więc w kierunku kamienic mieszkalnych, które zdawały się być źródłem szarańczy. Strzepywał z siebie pojedyncze okazy kiedy te siadały mu na rękach czy ramionach, dłoń mocno zaciskał na swojej różdżce i rozglądał się, wyczuwając wyraźnie, że jest coraz bliżej. Im bliżej, tym bardziej też było niestabilnie, grunt usuwał mu się co rusz spod stóp, materiał kruszył jak spróchniałe drewno, szarańcza była widocznie w stanie wyniszczyć wszystko. Uważał, a jednak potknął się w chwili, kiedy kawałek asfaltu doslownie skruszył mu się pod stopą. Ustał jednak na nogach i w sumie to był to idealny moment, żeby się zorientować, bo sekundę później przed nim zjawiła się o wiele większa wyrwa.
Kiedy fragment ulicy dosłownie zapadł się przed nim, Bertie musiał odskoczyć żeby nie zlecieć razem z nim. Wyrwa odcięła mu drogę do celu.
Cofając się jeszcze odrobinkę Bertie w pierwszej chwili zamierzał rozpędzić się i spróbowałć przeskoczyć przepaść, zdecydowanie bardziej ufał jednak swojej magii niż sile czy zwinności. Ilekroć spoglądał w dół, czuł że przeskoczenie przepaści może być ponad jego siły, zamiast tego skierował więc różdżkę przed siebie z zamiarem wykorzystania jej do przebycia tej wyrwy. To może być zdecydowanie lepsze rozwiązanie.
- Ascendio. - wypowiedział, zaciskając palce na różdżce znacznie mocniej i oczekując na charakterystyczne szarpnięcie związane z wystrzeleniem różdżki wraz z nim we wskazanym kierunku. Musi się tam dostać, musi zrobić co tylko w jego mocy, żeby zatrzymać tę cholerną anomalię.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Brick Lane Market [odnośnik]01.04.19 23:48
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 2

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Brick Lane Market - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brick Lane Market [odnośnik]02.04.19 0:30
|170 PŻ, -10 do kostki


Różdżka posłuchała, zaklęcie okazało się jednak zbyt słabe. Bertie poczuł charakterystyczne szarpnięcie, jego stopy oderwały się od podłoża, pęd z jakim wyrwał się magiczny przedmiot był jednak zdecydowanie słabszy, niż zazwyczaj. Bertie w panice zaciskał dłoń mocniej, nic więcej nie mógł jednak zrobić, zleciał w dół, boleśnie się przy tym obijając. Zacisnął jednak zęby, podnosząc się jak najszybciej. Był przerażony myślą o tym, jak wiele czasu straci przez ten wypadek, złapał jednak za kawałki gruzu i wspinał się ku górze, choć wszystko za co chwytał niebezpiecznie kruszyło mu się pod palcami, ulatywało spod butów. W końcu jednak dotarł na górę. Natychmiast ruszył dalej, byle szybciej, anomalia zdążyła bowiem rozszaleć się jeszcze bardziej.
Olbrzymia gromada owadów tworzyła coś jak chmury zasłaniające niebo. Były przerażające. Było ciemno, nie jednak na tyle by Bertie nie dostrzegł, że kolejne gromady owadów co rusz opadają na ziemię i atakują ludzi jeśli tylko dostrzegą kogoś. Widział zwłoki człowieka, zwłoki z szeroko rozdziawionymi ustami, pustymi oczodołami, coś skręciło go w środku, od razu odwrócił wzrok starając się nie dekoncentrować. Musi działać, musi coś zrobić, zanim kolejne osoby padną ofiarą tej chorej szarańczy. Uniósł różdżkę ku górze, celując w olbrzymią chmarę owadów.
- Commotio - wypowiedział najpierw chcąc porazić szarańczę prądem w nadziei, że ten rozejdzie się między nimi jak najsilniej, osłabi, czy zabije ich jak najwięcej, przeszkodzi w kolejnych atakach. Nie przerywał jednak na tym, od razu potem poruszył różdżką ponownie, tym razem chcąc owady zamrozić. Niech zdychają w mrozie, niech spadną i przestaną być dla ludzi zagrożeniem. Może i ten grad nie będzie przyjemny, jednak na pewno będzie dużą ulgą.
- Caeruleusio - mówił wyraźnie, bez krzyków choć w jego głosie dało się wyczuć silny upów, gest różdżki wykonując energicznie, choć bardzo precyzyjnie, jak miał w nawyku. Musi się udać, musi dać sobie radę - powtarzał to sobie jak mantrę.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Brick Lane Market [odnośnik]02.04.19 0:30
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 83

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Brick Lane Market - Page 2 V9fdhK2

--------------------------------

#3 'k100' : 93

--------------------------------

#4 'Anomalie - CZ' :
Brick Lane Market - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brick Lane Market [odnośnik]02.04.19 0:51
Udało się. Oba zaklęcia okazały się silne, wpierw olbrzymie wyładowanie przypominając piorun poraziło chmarę owadów, na ziemię upadła część z nich, tworząc obleśny, makabryczny owadzi deszcz. Kolejne zaklęcie zmroziło silniejsze okazy które wciąż unosiły się w powietrzu, część w grupie, część pojedynczo opadła na ziemię, roztrzaskując się i zdychając do reszty. Do Bertiego znów dotarło słońce przebijające się spomiędzy deszczowych chmur, kilka owadów odbiło się od jego peleryny, a choć chyba było już bezpiecznie, i tak przechodziły go dreszcze, a wzrok wciąż uciekał mu do martwego, wyniszczonego ciała. Rozglądał się uważnie. Krzyki dobiegały z miejsca w które ostatecznie ruszył Brendan, Bott mógł już tylko liczyć że udało mu się wykonać zadanie. Tutaj nie spodziewał się znaleźć nikogo żywego. Dookoła widział kilka ciał, nikt się jednak nie ruszał, a te jedne zwłoki, które wciąż jakby za sprawą jakiegoś przyciągania ściągały na siebie wzrok Bertiego dawały mu jasno do zrozumienia że zbyt bliskiego spotkania z tymi owadami po prostu nie dało się przeżyć. Ruszył więc w drugą stronę, chcąc odnaleźć Brendana i - jeśli okaże się to konieczne - pomóc mu. Obrał jednak inną trasę, nie chcąc ponownie skakać przez wyrwę która już raz go pokonała, jednak kiedy mijał inną rozpadlinę, kontem oka dostrzegł ruch. Jakaś kobieta leżała, poruszając się słabo, nerwowo i z wyraźnym bólem. Najpewniej zleciała w chwili, kiedy podłoże się załamało, miała jednak więcej niż on pecha, musiała się połamać. Choć sądząc po innych osobach w okolicy - miała właściwie sporo szczęścia.
- Proszę poczekać, zaraz panią stamtąd wyciągnę. - odezwał się widząc, że jej pełne paniki ruchy nie pomagają.
- Owady... trzeba uciekać, one są wszędzie, ci ludzie, one...
Mamrotała, a Bertie cholernie żałował że nie wie nic o magii leczniczej, bo bardzo chętnie zaserwowałby jej moc uspokajającego zaklęcia. A potem rzuciłby je na siebie, bo cholera sam wciąż był rozedrgany. Zaraz jednak zszedł na dół, by pomóc jej się wydostać, a później odprowadzić do szpitala, by tam opatrzono jej rany.


zt.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Brick Lane Market [odnośnik]04.04.19 1:38
Odłączenie się od towarzysza i samotne stawienie czoła rozszalałej pladze szarańczy było odważnym ruchem, który wymagał olbrzymiej pewności wobec swoich umiejętności i zaufania do dzierżonej w dłoni różdżki – martwi na skutek ataku nie pozostawiali wobec tego złudzeń. Pomimo bolesnego upadku byłeś jednak gotów i dwoma przemyślanymi zaklęciami zlikwidowałeś znaczną większość owadów. Ponadto mogłeś zauważyć, że stało się coś czego nie planowałeś; tuż po wypowiedzianej inkantacji twym oczom ukazała się krótka seria piorunów połączona z ogłuszającymi grzmotami, które skutecznie przepłoszyły pozostałe przy życiu szarańcze. Anomalie niezwykle rzadko działały na korzyść czarodzieja, więc miałeś wyjątkowe szczęście.
Tylko i wyłącznie dzięki Tobie ranna kobieta trafiła w odpowiednie ręce. Wiedziała, że zawdzięczała Ci życie, dlatego pragnęła czym prędzej odwdzięczyć się.
Służby szybko uporały się z oczyszczeniem brukowanych uliczek, a plaga zdawała się na dobre opuścić ów okolicę. Mieszkańcy nie znali twej tożsamości, ale ochrzcili Cię mianem bohatera.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brick Lane Market [odnośnik]18.07.19 21:42
| 28 grudnia

To nie były najlepsze święta, jakie Gwen przeżyła.
Po spaleniu kuchni wydała właściwie wszystkie oszczędności na remont, który trwał jeszcze w Wigilię – nie mogła więc mówić o spokoju ducha. Wprawdzie została zaproszona na przyjęcie do Rudery, ale nie miała na to ani czasu, ani szczególnej ochoty. To po prostu był zły czas na grupowe, radosne spotkania.
Ostatecznie więc Gwen spędziła ten czas samotnie, rozdzielając chwile między spacery z Betty, samotne tworzenie i spacery do pobliskiej katedry. W dalszym ciągu nie potrafiła zdecydować, czy w jej odczuciu wiara ma jakikolwiek sens, ale w tej chwili msza święta przynosiła jej spokój ducha. Kojarzyła się z domem, z rodziną, z czymś ciepłym i dobrym, a tego Gwen właśnie brakowało. To była namiastka dawnych świąt, spędzanych we wspólnym londyńskim mieszkaniu.
Kilka dni po świętach Gwen zapięła Betty na smycz i wybrała się z nią na spacer. Nie była w najlepszym nastroju. Nostalgia połączona z brzydką pogodą wprawiały ją w melancholijny nastrój i nawet skacząca radośnie wokół jej nóg psina nie były w stanie rozweselić panny Grey.
Szła tam, gdzie poniosły ją nogi. Nawet nie zauważyła, kiedy dotarła na targowisko. Betty zaczęła zaczepiać idących obok ludzi, a Gwen nie miała nawet nastroju, by jej tego zabraniać. Szła przed siebie, owinięta płaszczem, myśląc tylko o tym, by jej podopieczna zaznała odrobiny ruchu. W innym przypadku nie spacerowałaby przecież przy takiej aurze.
I wtedy coś się zmieniło.
Przystanęła pośrodku targu, unosząc głowę w górę. Nie była z resztą jedyna, wiele osób wokół zrobiło dokładnie to samo. Na niebie pojawiło się przejaśnienie. Po raz pierwszy od wielu, wielu tygodni. Gwen nie pamiętała, kiedy ostatnio niebo było tak jasne, jak tego dnia. Wciąż było zachmurzone, jednak chmury były jaśniejsze niż zazwyczaj.
A chwilę później lunął deszcz śniegu i gradu.
Gwen skryła się pod najbliższym dachem, chowając Betty za własnymi nogami. Nie pozwalała jej wyjść: pieskowi mogłaby stać się krzywda. Grad, który spadał z nieba, był jednak inny od tego, który malarka zazwyczaj widziała. Marszcząc brwi, wyciągnęła dłoń i pochwyciła jeden kawałek lodu. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, gdy zorientowała się, że… to właściwie nie jest po prostu zamrożona woda. W tym krysztale było chyba coś więcej.
Przekrzywiła głowę i zastanowiła się przez chwilę nad tym, co ma zrobić z kryształem, aby ostatecznie schować go za pazuchę kurtki. Tak na pamiątkę.

| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Brick Lane Market [odnośnik]11.09.19 22:27
6 stycznia, 1957 r.

Małe obłoczki pary wydobywały się z jej ust, gdy wędrując po targowisku, łapała oddech. Mróz szczypał w policzki jak ciocia próbująca je wytarmosić. O tej porze roku na dworze bywało często zimno, co Clementine nieco przeszkadzało. Wolała zdecydowanie lato i wiosnę, ale były też dobre strony – teraz bezkarnie mogła do woli pić gorącą czekoladę! I do tego jeszcze jakieś smaczne ciasto… Zima nie była tak zła, jakby się zastanowić. Choć łażenie wszędzie w grubym płaszczu bywało naprawdę denerwujące.
Tego dnia miała zamiar zrobić lekkie rozeznanie na targu. Okoliczni handlarze czasem miewali jakieś niecodzienne składniki do gotowania zostawione gdzieś na boku, ale zwykle musiała o nie pytać. Poza tym ciężko odmówić sobie po prostu zwykłego chodzenia pomiędzy straganami, kiedy lampy i inne starocie połyskiwały tak pięknie!
Podobno w jednych z tych lamp siedziały nawet dżiny! Brzmiało to jak zwykłe banialuki, ale w coś jednak trzeba wierzyć, prawda? Chodząc od stoiska do stoiska, nie kupowała żadnej z nich, ale oglądała je z równym zaciekawieniem co ci, którzy wierzyli legendom.
Kroczyła w tę, i we w tę, aż w końcu przypadkowo na kogoś wpadła. Podniosła głowę, szykując się do nerwowych przeprosin:
Aj! P-przepraszam, nie chciałam…!
Mówiła prawdę. Zagapiła się przez chwilkę, wpatrując w różnej maści towary, aż nie zauważyła, że ktoś przed nią stoi. Zresztą, to było targowisko (i to bardzo popularne), tu każdy na każdego wpadał i się przepychał, nie można jej było winić, że na kogoś poleciała!
Um, jeżeli sobie pan życzy to mogę się jakoś zrekompensować… – zaproponowała nieporadnie. Co innego miała zrobić? Ktoś, kto przed nią stał tyłem, ewidentnie miał męską fryzurę, więc zdawało jej się, że to nie może być kobieta. Z tym że jedni mężczyźni to chodzące fajerwerki, drudzy przyjmą przeprosiny ot tak, a trzeci wyciągną z jakiegoś biedaka ostatnie pieniądze… Nie wiedziała, na kogo trafiła. Miała jedynie nadzieję, że nie złapie jej za fraki i nie zacznie jej grozić, to by było odrobinkę niefortunne!

[bylobrzydkobedzieladnie]


Oh my darling ClementineYou were lost and gone forever
Dreadful sorrow, Clementine

Clementine Thorne
Clementine Thorne
Zawód : ~ Czekoladniczka ~
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Do you ever feel like a misfit?
Everything inside you is
Dark and twisted
Oh, but it's okay to be different
'Cause baby, so am I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Brick Lane Market - Page 2 Cc393f0d121afc37a102a60f503e5d7c
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7407-clementine-thorne https://www.morsmordre.net/t7474-truman https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f284-sevenoaks-riverhill-road-13 https://www.morsmordre.net/t7477-skrytka-bankowa-nr-1812 https://www.morsmordre.net/t7476-clementine-thorne
Re: Brick Lane Market [odnośnik]12.09.19 12:45
Mróz był rzeczywiście dotkliwy, jednak wydawało się, iż Coina niespecjalnie on dotyka. Mężczyzna ubrany był niecodziennie - jak na arystokratę i to jeszcze czarodzieja, ale pozwalały mu na to okoliczności - Brick Lane Market był targowiskiem, nie jakimś domem mody, poza tym znajdował się na świeżym powietrzu. A Coinneachowi nigdy jakoś nie było po drodze z garniturami i frakami - większość czasu spędzał wciśnięty w strój do Quidditcha i ochraniacze, albo tak jak dzisiaj, w jeansach, białym t-shircie i watowanej skórzanej kurtce z kożuchem - jeszcze bardziej poszerzającym jego i tak rozbudowane barki. Styl niegrzecznego chłopca - jak to nabijał się z niego Joe. Macmillan tylko wzruszał na to ramionami - było mu wygodnie, bywalcem salonów nie był, więc w czym problem? Poza tym śmiesznie było oglądać małego Heatha topiącego się w jego kurtkach, które z powodzeniem mogły pięciolatkowi służyć za płaszcz. Do kostek.
I właśnie za sprawą swojego synka znalazł się tu, a nie gdzie indziej. Do głowy wpadł mu pewien pomysł, do którego wykonania potrzebował kilku przedmiotów. A najbardziej... farb, albo barwników z których mógłby je zrobić. W końcu mały Macmillan ostatnio naprawdę dużo czasu spędzał nad szkicownikiem, zwłaszcza, że pogoda nie dopisywała na lot miotłą. W sensie, dobrze, pogoda zawsze była i d e a l n a na lot miotłą, ale może niekoniecznie dla pięciolatka.
Chciał sprawić mu mały prezent, jak na zapatrzonego w swoje dziecko ojca przystało.
Właśnie przechodził między straganami, szukając czegoś, co przykułoby jego uwagę. I przykuło. Coś co obiło mu się o plecy.
Zmarszczywszy brwi, obrócił się w tył i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to burza rudych włosów - w pierwszej chwili miał wrażenie, że jakimś cudem wpadła na niego Gwendolyn, przez co automatycznie wyszczerzył kły w uśmiechu.
Jednak w moment zorientował się, że to nie niebieskooka malarka - i nauczycielka jego syna - choć uśmiech nie zniknął. Przekształcił się jednak z szerokiego, na nieco pobłażliwy, zwłaszcza słysząc słowa do niego skierowane.
Clemetine — zaśmiał się cicho, przywołując znane sobie imię czarownicy i przekrzywiając delikatnie głowę. — Myślałem, że już odpuściliśmy sobie tytuły.
Młodą Throne znał całkiem od niedawna - rzecz jasna przez osobę swojego syna. Z rozbawieniem zauważył, że większość osób z którymi ostatnio się zadawał poznawał głównie przez Heatha.
Jeśli bardzo chcesz mi zrekompensować ten wypadek, to możesz pomóc mi w poszukiwaniu farb dla Heatha — podsunął, proponując swoje ramię rudowłosej.


– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść?– Co wtedy?
- Nic wielkiego. Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.



Coinneach Macmillan
Coinneach Macmillan
Zawód : Pałkarz Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
A man can be des­troyed, but not de­feated.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzina: najnowszy sport ekstremalny.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7783-coinneach-macmillan https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7860-skrytka-bankowa-nr-1869#221030 https://www.morsmordre.net/t7872-coinneach-macmillan#221867
Re: Brick Lane Market [odnośnik]13.09.19 20:13
Rozszerzyła oczy w osłupieniu. On? TUTAJ? Nie umiała w to uwierzyć.
Nie spodziewała się w takim miejscu wielu osób, ale ojca Heatha najbardziej. Poznali się dość niedawno, kiedy Heath wpadł kłopoty wywołane czkawką teleportacyjną. Clementine postanowiła mu wówczas pomóc i zabrała go do domu. Tam pani Thorne – a mama Clem – opatrzyła go i odpowiednio go ugościła. Nigdy nie lubiła co prawda obcych, ale cóż… to było jeszcze dziecko, a dziecka się nie poczęstuje obiadem?
To pan…! – zapiszczała. Tylko tyle była zdolna teraz z siebie wydusić. – Co pan tutaj robi? Heath zdrowy?
Popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Przyszedł pooglądać, przewietrzyć się, a może z kimś spotkać? Było mnóstwo różnych powodów, by przebywać na bazarze. Miała jedynie nadzieję, że nie stało się nic złego, w związku z czym mężczyzna się tu pojawił.
Eech, no tak przepraszam. – odpowiedziała z zażenowaniem. Dodawała zwykle „pan” lub „pani” z przyzwyczajenia. Może i od dziecka mieszkała w lesie, ale matka od zawsze dbała o jej dobre wychowanie. Kto wie, może gdyby ojciec nie zmarł, teraz byłaby żoną jakiegoś pięknie wysławiającego się urzędnika?
Westchnęła, wypuszczając głośno powietrze. Domyślała się, że niespecjalnie się gniewa. Ale i tak miło było słyszeć, że jest się gdzieś chcianym. Tak po prostu, prozaicznie. Że jest jeszcze coś, w czym jest przydatna i może coś zdziałać. Szkoda że nie mogła powiedzieć tego samego o coraz bardziej opłakiwanej przez nią cukierni.
Chętnie! – Ujęła go pod ramię i ruszyła z nim przed siebie. – Heath miał na myśli może coś konkretnego?
Zapytała bardziej z ciekawości, nie znała się na malarstwie. Jako szkrab wolała biegać boso po lesie niż odbijać ślady łapek wszędzie, gdzie się dało. No i woda, to było dopiero coś! Nie licząc gry na pianinie i tańca nie należała do szczególnie artystycznych duszyczek. Wolała ruch, który pozwalał jej realizować się w tym, że nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu i wyżyć, przeznaczając na coś pożytecznego całą jej energię. Taka była jej natura – żywiołowa i pełna nieprzewidzianych zdarzeń, ale bardzo ją lubiła.


Oh my darling ClementineYou were lost and gone forever
Dreadful sorrow, Clementine

Clementine Thorne
Clementine Thorne
Zawód : ~ Czekoladniczka ~
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Do you ever feel like a misfit?
Everything inside you is
Dark and twisted
Oh, but it's okay to be different
'Cause baby, so am I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Brick Lane Market - Page 2 Cc393f0d121afc37a102a60f503e5d7c
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7407-clementine-thorne https://www.morsmordre.net/t7474-truman https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f284-sevenoaks-riverhill-road-13 https://www.morsmordre.net/t7477-skrytka-bankowa-nr-1812 https://www.morsmordre.net/t7476-clementine-thorne
Re: Brick Lane Market [odnośnik]25.02.20 21:55
14 lutego

Targowisko na Brick Lane budziło skojarzenia złotowłosej czarownicy tylko z jednym miesiącem. Czerwiec ubiegłego roku był miesiącem pełnym zaskoczeń, dziwnych zwrotów akcji i spotkań, których wolałaby nie odbywać. Czerwiec ubiegłego roku obfitował również w pewne pozytywy, które dostrzegała dopiero teraz. Chociaż poprzysięgła sobie wtedy, że jej noga nigdy więcej nie postanie w miejscu pełnym odmienności, do której nie była przyzwyczajona poprzez nieco restrykcyjne wychowanie, z perspektywy czasu zauważyła, że dla wielu osób ona sama w sobie była po prostu inna, odmienna. I nie chodziło nawet o fakt, że była czarownicą a w równoległym świecie zdolność do rzucania uroków była czymś niesamowitym, bo to interesowało ją najmniej, ale i w swoim magicznym świecie stanowiła przecież istotę rzadką, utożsamianą ze zgubą i zawodnym pięknem, taką, z której powstawały drogocenne ingrediencje i jeszcze droższe używki głównie dla osób, którym służyła swoimi projektami i krawieckim kunsztem; istotę, którą się kochało lub nienawidziło i nie było nic pomiędzy, a nawet najbardziej neutralne relacje z czasem przechylały szalę na którąś ze stron. Kiedy spacerowała po uboczu, oglądając tak jak tamtego pamiętnego dnia wszystkie rozmaitości leżące na stoiskach, czuła jak wzbiera weń niedawno poznane uczucie haczące między obrzydzeniem a niezrozumieniem. Nigdy jednak nie była szczególnie zadowolona ze swojego daru, który zaledwie w wieku osiemnastu lat przerodził się w przekleństwo, potem z czasem pokazując, że od tamtego nieszczęsnego incydentu niewiele się zmieniło. Wciąż musiała się zakrywać, by nie ściągać niepotrzebnej uwagi a teraz musiała podwoić czujność, gdy zaogniony konflikt wojenny uprawniał już chyba do wszystkiego i pozbawiał skrupułów. Z podobnym zresztą podejściem nie spotkała się nigdy we Francji, do której kiedyś kazano jej wracać, bo tutaj była obcym, i chociaż wróciła ze swojego kraju niedawno – rozważając pozostanie na stałe – wiedziała, że nie może zostawić ani wujostwa ani babci, którym zawdzięczała zbyt wiele. Schorowany wuj, uparta starowinka zamieszkująca w Hogsmeade sama i ciotka, która nie miała sił do żadnego z nich; wiedziała, że długo nie wybaczyłaby sobie, gdyby tak po prostu zniknęła, choć znikanie miała opanowane do perfekcji.
Lawirując od dłuższej chwili pomiędzy prymitywnymi stoiskami i przerzedzającym się z minuty na minutę tłumem, minęła wreszcie budkę z curry, na skojarzenie i widok której uśmiechnęła się mimowolnie, ciepło, a potem zdołała dotrzeć do magicznych lamp. Nie wierzyła w legendę jakoby lampa, ukształtowana bardziej na kształt zdeformowanego dzbana, miała być miejscem zamieszkania dżina, ale sama w sobie opowieść sprzedawcy była na tyle interesująca (na ile zrozumiała ją z łamanej angielszczyzny), że pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku, uraczenie się gorącą herbatą i później w efekcie zakup jednej z najbardziej misternie wykonanych lamp. Szanowała wytwarzane przez innych dzieła i wspierała je, jeśli mogła. Zatracając poczucie czasu nie spostrzegła, że na zewnątrz zrobiło się dość ponuro i nieprzyjemnie, a w dodatku dość śnieżnie, ani też, że dzisiejszy dzień dla wielu osób miał szczególne znaczenie, o czym przypomniał jej istotnie siwiejący Bengalczyk. Nie odpowiedziała jednak na pytanie dlaczego walentynki spędza tutaj słuchając opowieści starca, nie zaś ze swoim wybrankiem serca; zamiast tego uśmiechnęła się uprzejmie i zniknęła wkrótce za najbliższym rogiem, tylko po to, by wezwać Błędnego Rycerza. Źle w ostatnim czasie znosiła inne formy przemieszczania się.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brick Lane Market - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brick Lane Market [odnośnik]29.02.20 22:13
Powietrze przesycone było aromatem gorącej czekolady, potu wżartego w parzyste siedzenia ślizgające się nieco po podłodze oraz słonych łez płynących strumieniami, wokół których czuł się nie tyle niekomfortowo, co wyjątkowo niekomfortowo i nawet wybijany rytm piosenki płynącej z magicznego odbiornika, na kierownicy, nie był w stanie przegonić ciemnych chmur wijących się nad jego głową. Bo ogólnie oraz szczegółowo rzecz biorąc, Ernest Prang był cieniasem. Cieniasem konkretnie niepodważalnym i do kwadratu, nad którym nawet najbardziej wyrozumiałe i znaczone łagodnością ręce, gotowe były się zarówno załamać, jak i zdzielić go w ten pusty — acz niezwykle czarujący oraz charyzmatyczny — łeb. Albowiem tylko cienias pozwoliłby na przejęcie zmiany w takim dniu, gdzie dramaty oraz radości rozgrywały się na tyłach autobusu i tylko skuteczne naciskanie pedału odpowiadającego za prędkość, a także mocniejsze szarpnięcia na zakrętach nie zezwoliły potencjalnym szybkim numerkom być szybszym od Błędnego Rycerza. Skromność zdawała się zanikać wraz z mdłym zapachem róż oraz świecącymi błyskotkami, otwierającymi drzwi nie tylko — jeśli wiesz, o co chodzi, Ernie nie wiedział, ale podejrzewał, więc uznał podobne podejrzenia za rzecz niepodważalną i oczywistą — do mieszkań i normalnie nie przeszkadzałoby mu to wcale, biorąc pod uwagę fakt, iż nie przeszkadzało mu praktycznie nic, gdyby nie był takim cieniasem. I totalnie miękką fają, która daje się złapać na ckliwą historię o rocznicach, żonach, dzieciach oraz placku cytrynowym. Nie przejąłby się, ale placek cytrynowy. Taki z kruszonką. Zignorować taki to grzech, a siostra Constance mówiła, że grzechem jest grzeszyć, a piekło czeka na każdego. Nie miał pojęcia, jak podobna myśl może odnosić się do placka cytrynowego, ale na pewno oznaczało to, że jest miękką fają. Nie spędzał przecież walentynek w barze, z papierosem zawadiacko wystającym z kącika ust, ze spojrzeniem ciemnoniebieskich oczu enigmatycznie wpatrujących się w dal, meandry myśli nie oscylowały wokół zawartości kanapek, które to przyjdzie mu przygotować dla stale rozrastającej się ekipy w Ruderze (od liczby ilu osób dom przemienia się w melinę?) a schrypnięty, przyjemny dla ucha głos nie będzie sączył do umysłów samotnych dam słodkich głupotek, kiedy presja oraz brak perspektyw na odpowiedniejszego partnera, pchną je w jego ramiona. Nie, zamiast tego tkwił w cudownej maszynie jego życia, odwożąc jak ostatni frajer pasażerów na wyczekiwane randki, ignorując zaciekawiony wzrok niemo oceniający jego obecność w tymże pojeździe i tak trochę miał ochotę umrzeć bardziej niż zwykle. Ale nie mógł, bo pani Higgins wiozła ze sobą nowiutką miotłę, którą jak to opowiadała, karmiąc go ciasteczkami domowej roboty, że najprawdopodobniej zdzieli nią swego męża i to była naprawdę duża miotła, więc Ernie pędził, coby starowinka nie zirytowała się nadto.
Jesteśmy na miejscu pani Higgins, pasy nigdy zapięte można odpiąć. A miłość rośnie wokół nas, proszę pozdrowić pana Higginsa, niech wie w ostatnich chwilach swego życia, że ktoś totalnie posyła mu uniesiony kciuk — zawołał całkiem wesoło, posyłając kobiecie uśmiech oraz jednoznaczne poruszanie brwiami, za co oberwał zaczarowaną paczką ciasteczek uderzającą go centralnie w czoło przy dobrodusznym śmiechu. Jak niegrzecznie. Rozcierając owe czoło, westchnął przeciągle, pozostało mu w zasadzie przestawienie Błędnego na nocną zmianę i jeśli słodka Morgana oraz jej równie słodkie walory osobowościowe pozwolą, będzie mógł się zmyć i nadrobić te wszystkie urokliwe głupotki, które dziewczęta powinny już dawno od niego usłyszeć. Mogłem wziąć gitarę, kretyn, wzdycha z zawodem, już różdżkę chcąc wyciągnąć, lecz w tej samej sekundzie pojawiło się kolejne powiadomienie i jęk przeszył wnętrze autobusu, ale nie taki, na jaki ktokolwiek mógłby liczyć. Pociągnął za wajchę, przewrócił oczami majestatycznie i pędził już w zawrotnej prędkości poprzez Anglię, znajdując się raptem na ulicach Londynu. Może w porcie spotkałby Bojczuka, jego brata z innej matki, drugiej połówki jabłka do jego pomarańczy, ale on coś kręcił z jakąś rudą, a rude są złe, więc lepiej się trzymać od niego z daleka. Ich mistyczna więź braterstwa na pewno da Jonathanowi znak, że walentynki idą w porządeczku. Wcale nie lamersko, bo Ernie nie był cieniasem.
Witamy w Błędnym Rycerzu, w którym zamku królewicz czeka? — pyta jakże grzecznie Prang, łokciem dźgając starego Kermita, coby się przebudził i może tak za bilecik policzył. Dopiero po tym geście spojrzał na swą nową pasażerkę, na delikatne rysy twarzy, ujmujące oczy, jasne pukle, myślą jedną podsumowując wszystko, czego teraz doświadczał. Przejebane.


The risk I took was calculatedBut man, I'm so bad at math...

Ernie Prang
Ernie Prang
Zawód : kierowca Błędnego Rycerza, lep na kłopoty, twoje marzenie
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't do the right thing

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nanananana Ernie!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6139-ernest-prang https://www.morsmordre.net/t6223-keto https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6224-skrytka-bankowa-nr-1526 https://www.morsmordre.net/t6225-ernest-prang
Re: Brick Lane Market [odnośnik]01.03.20 0:57
Chwila oczekiwania dłużyła się na tyle, że Francuzka straciła rachubę i nie miała pojęcia ile tak naprawdę czasu tkwiła na ulicy wystawiając się na śnieg, wiatr i zimno odznaczające się na jasnej twarzy zaróżowionymi śladami, aż do momentu zjawienia się wezwanego środku transportu. Postępując krok w stronę autobusu, z początku w ogóle nie zrozumiała zadanego przez kierowcę pytania. Zmarznięta i skupiona na zaprzątającej głowę, pojedynczej jak upierdliwa mucha myśli, niemal potknęła się na stopniu, a dopiero potem – po dłuższej chwili – dotarł do niej sens słów Erniego. Wstrzymała powietrze w płucach, zaraz po tym uśmiechnęła się ponuro, chociaż w jej przypadku ponuro wcale nie wyglądało tak źle, jak miało wyglądać.
W żadnym, wyrwał serce i uciekł po cichu jak złodziej – palnęła jeszcze szybciej niż pomyślała, kiedy jednak zorientowała się, że naprawdę powiedziała to na głos, zacisnęła zażenowana usta w wąską kreskę. W głębi duszy śmieszył ją ten przewrotny dobór słów, ironia losu, że jej serce faktycznie można było wyrwać i ukraść, a potem sprzedać za niemałą sumę, podczas gdy ona od długiego czasu odnosiła wrażenie, że wewnątrz nie posiadała prawdziwego serca, lecz obcy, nic nie znaczący i nieczuły podrób. Czasami zastanawiała się po którym z rodziców odziedziczyła wypaczenie emocjonalne lub w którym momencie ono nadeszło, ale kiedy podejmowała próby odnalezienia tego zwrotu w życiu, zapuszczała się zdecydowanie za daleko, w rejon wspomnień, których wolałaby nie pamiętać.
Poproszę na przedmieścia, Lavender Hill – przerwała krótki moment niezręcznej ciszy, wskazując cel podróży a potem zajęła wolne miejsce w pobliżu chłopaka. Chociaż rzadko kiedy pozwalała sobie na rozmowy z nieznajomymi, podczas tej podróży miała do wyboru konwersację z osobą, która wyglądała na przyjaźnie nastawioną i z wyglądu normalną, bądź słuchanie chrapiącej i gadającej przez sen zbieraniny podejrzanych ludzi. W tym przypadku decyzja była prosta; z wyborem pierwszym czuła się bezpieczniej a chłopak, który wyglądał mniej więcej na jej wiek, wydawał się być w porządku.
Nie powinieneś spędzać wieczoru w innym miejscu, niż autobus? – odbiła pytanie, pocierając dłońmi ramiona jedynie dla krótkotrwałego rozgrzania się. Nie chciała więcej słuchać o swoim potencjalnym królewiczu, dlatego w mało sprytny sposób postanowiła skupić uwagę na chłopaku, chociaż jego mina nie wykazywała szczególnego zadowolenia – wyczuła to już w chwili, gdy pierwszy raz zdjęła kaptur z głowy ukazując twarz i spuszczając wilą aurę ze smyczy. Sądziła zresztą, że już niewiele ją zaskoczy, lecz życie wciąż pokazywało w jakim błędzie żyła, podsuwając coraz to nowsze, ciekawsze reakcje na krew płynącą w jej żyłach. – I z inną osobą? – dodała, próbując przyjąć wygodniejszą pozycję i opierając ciążącą głowę o chłodną poręcz.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brick Lane Market - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brick Lane Market [odnośnik]03.03.20 0:20
Był zawsze na czas, nawet wtedy, gdy nie było go wcale, a droga zdawała się daleka. Jednak wierzył głęboko, choć wiara jego należała do nader płytkich, przypominających wklęśnięcie kałuż, iż spóźnić się jeszcze nigdy nie spóźnił, albowiem los ma zawsze swoje plany i wie, kiedy go udupić. Więc się nie spóźniał, w swej niezmierzonej uprzejmości podarował urokliwej wili, ulotne chwile samotności, w których mogła odnaleźć równowagę, zapanować nad tkliwością myśli, do jakich nienawykła. Tym samym mogła przygotować również swą niezwykłą łaskawość oraz zdolność do przebaczenia podobnym łapserdakom, kiedy widowiskowo próbę utrzymania emocji w ryzach, ogólnie rzecz biorąc, spierdolił. Z serduszkiem grubym na końcu. Ale to nie jego wina, on nie miał tu być, miał wirować w tańcu razem z jakąś panną, która tonąc w ciemnoniebieskich tęczówkach, zapominała, że stać ją na więcej. Jednak tkwił on w swej glorii i chwale, z chmurną zmarszczką między brwiami, uniesionym kącikiem ust w zawadiackim uśmiechu i zadziwiającą łagodnością w oczach, która sięgnęła Solene w momencie, gdy zdecydowała się mu odpowiedzieć.
Cóż, podobno królewicze to bardzo przereklamowana sprawa, zadziera nosa to to i jeszcze każe po sobie sprzątać, bo nikt paniska nie nauczył dbać o siebie samego. Samo utrapienie, ale taki zwykły człek, żebrak może, taki to każdy gest doceni. Kwestia niepatrzenia w górę, a pod nogi — rzekł z wdziękiem, acz subtelnością buchorożca, którego ktoś klepnął w nieodpowiednim miejscu na zadzie. Swoją drogą, czy jest odpowiednie miejsce na zadzie, do klepania buchorożców? Susanne by wiedziała, ona się totalnie znała na podobnych rzeczach. Zdecydowanie musi ją o to kiedyś zapytać. Odchrząknął, zastanawiając się, jak bardzo niezręcznym powinien być w tym momencie. To nie jest tak, iż obawiał się kobiety, której uroda zapewne nie jednego przyprawiała o szybsze bicie serca, tylko jego zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze. Gdyby miał powiedzieć, co ceni w życiu najbardziej, to powiedziałby, że ludzi.
Lavender Hill, jasne. Zaraz ruszymy, tylko mój drogi i jakże przytomny bileter o niesamowitym poczuciu obowiązku i pasji do pracy, przestawi tę drogą maszynę mojego życia na tryb nocny. Trwa moment, ale za to siedzenia miększe. I czystsze, Merlin raczy wiedzieć, co tu się oby nie wydarzyło — odzywa się pogodnie, klepiąc starszego człowieka z siłą, która mogłaby go połamać na pół, lecz to nie żadna sztuka, bo facet był z lekka zasuszony i wychudzony. Mówili, że ma stalowe nerwy, ale nerwy żołądkowi nierówne — Gorąca czekolada na koszt tego uroczego środka transportu, niewygody to paskudna rzecz — dodał grzecznie, odwracając się w stronę francuzki w zainteresowaniu, sięgając po papierosa zatkniętego za uchem — Mogę? — pyta się, bo nie wypada tak bezczelnie kopcić przy kobiecie.
Powinienem, lecz tak jak u mego towarzysza niedoli, obowiązek jest silniejszy niźli przyjemności, ktoś musi opitych miłością i przejedzonych niezdrową ilością truskawek podwieźć do domu. Albo do innych równie interesujących miejsc — kiedy tak papla bezmyślnie, choć niezaprzeczalnie ujmująco, spojrzeniem sięga staruszka, który wzbudza w nim dawno zagrzebane pokłady religijności. I Ernie modli się, naprawdę modli się do buddy jezuska, żeby czarodziej nie podpalił Błędnego, bo nie o takich gorących walentynkach myślał — Osoba wydaje się całkiem odpowiednia, otoczenie? Nie bardzo — śmieje się, rozluźniony i spokojny. Ciężar godzin za kierownicą osiada na ramionach, ale ta ulotna chwila bezruchu w towarzystwie półwili, której jasne włosy otulające skronie aż prosiły się, by zanurzyć weń palce, wydawała się całkiem w porządku.


The risk I took was calculatedBut man, I'm so bad at math...

Ernie Prang
Ernie Prang
Zawód : kierowca Błędnego Rycerza, lep na kłopoty, twoje marzenie
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't do the right thing

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nanananana Ernie!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6139-ernest-prang https://www.morsmordre.net/t6223-keto https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6224-skrytka-bankowa-nr-1526 https://www.morsmordre.net/t6225-ernest-prang

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Brick Lane Market
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach