Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Zapomniane schody
Strona 5 z 5 •
1, 2, 3, 4, 5

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Zapomniane schody
Schody prowadzące donikąd są prawdopodobnie ostatnią spuścizną Longbottomów na terenie hrabstwa Durham. Burke’owie nigdy nie dowiedzieli się, co miało powstać w tym miejscu, więc zapomnieli o ledwo rozpoczętej budowli. Przez lata, las dookoła nich zdążył bujnie rozkwitnąć i otoczyć zielonym, zacisznym korytarzem kamienne schody, urywające się tuż nad wyciętym niedawno w plątaninie zdrewniałych korzeni okrągłym oknem, wpuszczającym nieco światła do kryjówki.
Do świata męskiej dominacji od lat byłam przyzwyczajona, nie bolał i nie raził w oczy. Były trzpiotki, które potrafiły się w nim obracać, świecąc cyckami, mrużąc rzęsy i posyłając słodkie uśmiechy, ludziom takim jak Burke. Mnie, jak zawsze zresztą, interesowała praktyczna część istnienia, nie bez powodu nie bałam się ani tamtych ludzi, ani tego co miało nas spotkać. Nienawiść była w moim sercu większa, niżeli strach. Kiwnęłam głową gdy odpowiedział życzeniami. Surrealistyczną była ta scenka, ale prawidłową. Wolałam trzymać się za jego plecami. Jego znali, mnie nie. On miał tu posłuch, ja nie. Miał też rację. Właściciel posesji był albo wyjątkowo głupi, albo wyjątkowo mocny i odważny. Mieliśmy się o tym dopiero przekonać. A więc wywabiamy, dobrze. Część uroków lepiej sprawdzała się, gdy nie była zamknięta w czterech ścianach brudnych izb, poza tym... Nie byłam pewnam czy lordowska mość nie brzydziłaby się wstąpić do takiego miejsca, a to był moment, w którym ukuło mnie, że moje nie wygląda wcale lepiej. Ale takie już było życie. Ktoś musiał mieć zacieki na ścianach, aby żyć w pałacu, mógł ktoś. Małżeństwo, które mieszkało w tym domostwie, wyszło na próg, nieco zdziwione widokiem gościa. Ściskałam w dłoni różdżkę, gotowa, aby zaatakować, obserwując oczy szlamolubnych ofiar, które dzisiaj miały ponieść konsekwencje swoich czynów. Usiłowali kłamać z tą miłością do rodu Burke, czy tonący brzytwy się chwytał. W ich dłoniach widniała drewniana broń, gotowa bronić się i atakować. Czas jakby zwolnił, gdy lord nie odpowiedział, a jego ręka powoli powędrowała w górę, dając sygnał do ataku. Nasza dwójka na ich dwójkę. Układ wydawał się fair. Na pewno nie byli tak zaprawieni jak my, ale przynajmniej mogło być zabawnie. Do eksperymentów mieliśmy zachować mugoli, co było swoją drogą ciekawym rozwiązaniem, które na pewno spodobałoby się Augustusowi, ale to były szlamoluby. Nie oszczędzać ich. Uniosłam różdżkę wyżej. Niechaj poniosą konsekwencje swoich działań.
idziemy do szafki
idziemy do szafki



dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Ostatni czar przeciął powietrze. Burke obserwował jak kobieta bezradnie próbuje jeszcze unieść tarczę. Czarnomagiczna klątwa przebiła się przez nią jak przez papier - zaklęcie ugodziło kobietę, która rzężąc i dławiąc się krwią, padła na ziemię. Zawsze lubił to zaklęcie. Było niezwykle praktyczne no i do tego potężne. Potrafiło wyeliminować przeciwnika z walki już na samym jej początku. Co też z resztą próbował zrobić, ale magia dopiero po pewnym czasie zaczęła być mu posłuszna. Westchnął cicho - wciąż był osłabiony po nieudanych zaklęciach. Czarna magia była bardzo wybredną kochanką. Potrafiła uczynić z człowieka prawdziwy wrak. Ale gdy już ukazywała swoje wdzięki, nic nie czyniło człowieka bardziej szczęśliwym i potężnym.
Nie chował różdżki do kieszeni. Zerknął przelotnie na Runcorn, nie wyglądała, jakby ta walka jakoś specjalnie ją sponiewierała. Dał jej więc znak, aby ruszyć naprzód. Musieli jeszcze przeszukać dom szlamolubów, nie spodziewał się znaleźć tam wiele, ale niedopatrzeniem byłoby pominąć ten krok. Mieszkająca tu dwójka i tak nie popisała się intelektem, być może przechowywali w swoim domu jakieś ważne informacje. Na przykład o tym, gdzie gromadzą się im podobni wielbiciele szlamu.
- Szybkie przeszukanie i idziemy dalej. Przy dobrych wiatrach chłopcy powinni już być w połowie roboty - rzucił. Zabawili tutaj chwilę, ale też wioseczka nie liczyła wielu mieszkańców. Nieco ponad tuzin. I prawie wszystko to mugole.
Bezceremonialnie przekroczył ciała martwych czarodziejów, nie poświęcając im nawet jednego spojrzenia. Dwójka zapewne nie doczeka się nawet pogrzebu, jako że nie będzie miał ich kto pochować. Z resztą i tak planował spalić tę budę. Powinni być wdzięczni, to zakrawało niemal o pożegnanie godne królów. Troche go obrzydziła ta myśl, niemniej, przecież nie zamierzał ich ruszać tylko po to, by zrobić im na złość i wystawić ciała padlinożercom. A przykład musieli dać. Głośny i wyraźny. Widoczny z daleka. Brud i zgnilizna nie są mile widziane w Durham.
- No proszę, proszę - mruknął, przegrzebując się przez papiery porozrzucane po stole w jednym z pokoi. Wyglądało to trochę jak gabinet, chociaż nie był do końca pewny. Wszystkie meble były tak zwyczajne i przestarzałe. Nie patyczkował się, przeglądał pobieżnie zeszyty, wyrzucał zawartość szuflad na podłogę, zajrzał nawet do szafek starej komody stojącej w rogu. To tam właśnie znalazł skrawek pergaminu. Zapisano na nim ledwie kilka słów, ale dla Burke'a było to cenne znalezisko. - "Złoty Dąb". - mruknął, przyglądając się karteczce jeszcze chwilę. Potem schował ją do kieszeni. Dzięki swoim informatorom oraz kontaktom znał już nazwę tego miejsca, lokacja ta miała stać się celem kolejnej akcji. Aż do tej pory nie miał jednak stuprocentowej pewności, że była aż tak istotna. Było to niestety jedyne wartościowe znalezisko w domku. Burke zarządził więc opuszczenie rudery, a następnie uniósł różdżkę - Spalić do gołej ziemi.
Nie chował różdżki do kieszeni. Zerknął przelotnie na Runcorn, nie wyglądała, jakby ta walka jakoś specjalnie ją sponiewierała. Dał jej więc znak, aby ruszyć naprzód. Musieli jeszcze przeszukać dom szlamolubów, nie spodziewał się znaleźć tam wiele, ale niedopatrzeniem byłoby pominąć ten krok. Mieszkająca tu dwójka i tak nie popisała się intelektem, być może przechowywali w swoim domu jakieś ważne informacje. Na przykład o tym, gdzie gromadzą się im podobni wielbiciele szlamu.
- Szybkie przeszukanie i idziemy dalej. Przy dobrych wiatrach chłopcy powinni już być w połowie roboty - rzucił. Zabawili tutaj chwilę, ale też wioseczka nie liczyła wielu mieszkańców. Nieco ponad tuzin. I prawie wszystko to mugole.
Bezceremonialnie przekroczył ciała martwych czarodziejów, nie poświęcając im nawet jednego spojrzenia. Dwójka zapewne nie doczeka się nawet pogrzebu, jako że nie będzie miał ich kto pochować. Z resztą i tak planował spalić tę budę. Powinni być wdzięczni, to zakrawało niemal o pożegnanie godne królów. Troche go obrzydziła ta myśl, niemniej, przecież nie zamierzał ich ruszać tylko po to, by zrobić im na złość i wystawić ciała padlinożercom. A przykład musieli dać. Głośny i wyraźny. Widoczny z daleka. Brud i zgnilizna nie są mile widziane w Durham.
- No proszę, proszę - mruknął, przegrzebując się przez papiery porozrzucane po stole w jednym z pokoi. Wyglądało to trochę jak gabinet, chociaż nie był do końca pewny. Wszystkie meble były tak zwyczajne i przestarzałe. Nie patyczkował się, przeglądał pobieżnie zeszyty, wyrzucał zawartość szuflad na podłogę, zajrzał nawet do szafek starej komody stojącej w rogu. To tam właśnie znalazł skrawek pergaminu. Zapisano na nim ledwie kilka słów, ale dla Burke'a było to cenne znalezisko. - "Złoty Dąb". - mruknął, przyglądając się karteczce jeszcze chwilę. Potem schował ją do kieszeni. Dzięki swoim informatorom oraz kontaktom znał już nazwę tego miejsca, lokacja ta miała stać się celem kolejnej akcji. Aż do tej pory nie miał jednak stuprocentowej pewności, że była aż tak istotna. Było to niestety jedyne wartościowe znalezisko w domku. Burke zarządził więc opuszczenie rudery, a następnie uniósł różdżkę - Spalić do gołej ziemi.

monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke

Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni


Obserwowałam, jak zaklęcie uderza w kobietę, która mniej niż minutę wcześniej straciła swojego męża. Tak to już bywało, czasem można było odprawiać taniec w słońcu, a czasem leżało się w błocie przed własnym domem, plując krwią i błagając, aby koniec był bliski. Ku jej wielkiemu szczęściu i łaskawości naszej, koniec nadszedł teraz. Ciało zadrgało jeszcze, upadając i zjeżdżając po ostatnim schodku kilka centymetrów w dół. Nie wiedziałam, co takiego czuje teraz lord Burke, zapewne dumę, przecież chodziło o jego tereny. Właściwie, czy dla niego Durham nie było jak takie podwórko przy domu? Oczywiście, miało ono znacznie większy metraż, nieporównywalnie większy..., ale jednak. Jakby mi koło domu pałętało się robactwo, to zapewne wolałabym, aby ktoś wyplewił je z grządek. Na szczęście, mój ogród porastały chaszcze, a ja byłam pewna, że jedyne co tam żyje, to gnomy, a nie szlamoluby czy mugole. Wpuściłam go przodem, gdy zarządził przesłuchanie. Dom nie był zbyt bogaty, chociaż akurat to było najmniej interesujące. Mieliśmy spalić ten obiekt, więc nie przejmowałam się śladami. Wyrzuciłam kilka szuflad na ziemię, obserwując czy wysypują się z nich papiery, rozerwałam obicia kanap, aby sprawdzić, czy nic tam nie ukryli, a nawet, zbadałam każdą część sufitu. Stałam w głównej izbie, a wzrokiem próbowałam objąć jak najwięcej terenu. - Dissendium - wypowiedziałam czar, który miał na celu sprawdzenie ukrytych przejść, ale nic się nie stało, chociaż ja byłam pewna, że zadziałał. Byli więc zwykłymi czarodziejami, którzy źle ulokowali swoje uczucia. Zamiast wspierać system, postawili na dbanie o robactwo i ogrodowe gnomy. - Jest czysto - powiedziałam wychodząc z głównej izby do lorda, który ewidentnie coś znalazł. W takim razie mogliśmy już iść, ruszyć dalej i zobaczyć co się stanie. Nieważne, która była godzina, pracy było co niemiara. Na stojącym w rogu pokoju fortepianie dostrzegłam zdjęcie w prostej drewnianej ramce. Małżeństwo, które teraz gryzło piach, z dwójką młodszych od nich bachorów. Jedno miało na oko może 15 lat, a drugie 11, pewnie teraz są w Hogwarcie. Ktoś przekaże im nowinę i oby one swoją przyszłość wybrały dobrze. Wyszłam z domu, poprawiając ciasny kucyk i rozejrzałam się dookoła. Kilka domów już płonęło, plac wyglądał niczym pobojowisko, a za kilka godzin przypadkowy turysta, który będzie tędy przechodzić, uzna, że rozegrała się w tym miejscu więcej niż rzeź, że była to zaplanowana egzekucja. Poczekałam, aż Burke opuści domostwo i kiwnie głową, że już czas. - Ignitio - wypowiedziałam, ale magia mnie nie usłuchała. - Ignatio... - wycedziłam jeszcze raz, usilnie zachowując spokój, gdy pięść ognia mknęła w kierunku stropu. Spalony szybko się wali, a tak zajmie nie reszta tego miejsca. Zakadzone pomieszczenie i tak już nie nadawało się do życia. W pewnym stopniu nasi towarzysze mieli nawet szczęście. Zmarli spokojnie, niemal we własnym domu. A teraz spłoną. Razem. Powinni się jeszcze złapać za rękę, gdyby trupy potrafiły to robić. Podeszli do nas ludzie, który wcześniej wypatrywali we mnie damulki z salonów, a na łańcuchu prowadzili kilkoro mugoli. Nie obdarzyłam ich spojrzeniem. Ani ich, ani ich ofiar. Kusiło mnie, aby zabrać jednego dla Augutusa. On chyba lubił takich wykorzystywać do jakichś badań. Nie był to jednak najlepszy moment, musieliśmy rozeznać się w sytuacji.
1. k3 - jeśli k1 to jeden mugol uciekł
2. k3 - jeśli k1 to jeden z ludzi Craiga został zabity
1. k3 - jeśli k1 to jeden mugol uciekł
2. k3 - jeśli k1 to jeden z ludzi Craiga został zabity



dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
W ciszy i skupieniu obserwował jak ogień powoli zaczyna trawić wnętrze domu. Jak wiele rzeczy we wszechświecie, płomień był fascynującym zjawiskiem. Sprawiał jednocześnie, że ludzie czuli się bezpiecznie, dawał ciepło i światło. Pozwalał odgonić mrok i koszmary, a także ugotować ciepłą, pożywną strawę. Ogień był jednak także żywiołem niezwykle nieprzewidywalnym. Wystarczyła jedna iskra padająca na podatne podłoże - a na raz rozszaleć się mógł prawdziwy pożar, piekielne płomienie pożerały wtedy wszystko na swojej drodze, byle tylko przetrwać jak najdłużej. To, co pozostawało po przejściu pożogi, było zwykle pustą skorupą. Cieniem dawnego siebie. Ogień dawał życie i je zabierał. Ciała małżeństwa porzucone na progu budynku miały wkrótce zamienić się w stertę zwęglonych kości. Nie do rozpoznania, zapomniane i porzucone.
Burke spoglądał na ogień jeszcze przez chwilę. Czy dzisiejsza akcja była dla niego niczym wyrywanie chwastów z ogrodu? Trochę tak. Właśnie taki mieli przecież cel - wyplewienie robactwa. Z ludźmi było jednak dużo gorzej niż z karaluchami. Nawet jeśli mogli przekazywać sobie informacje, ostrzegać przed niebezpieczeństwem i namawiać do ucieczki, zawsze znalazł się ktoś, kto próbował się stawiać. Ktoś, kto usiłował przeciwstawić się nieuchronnemu. Jak ta dwójka głupców na przykład.
Gdy ruszyli dalej, ku sercu wioseczki, zostali właściwie otoczeni przez płomienie. Domy mugoli płonęły jak pochodnie - choć były to pożary znajdujące się cały czas pod kontrolą jego ludzi. Burke zamierzał w końcu tylko wyplenić szlam, nie zaś spalić cały okoliczny las. To byłoby zwyczajne bestialstwo i zbrodnia przeciwko naturze. Ulżyło mu, gdy dostrzegł, że cała trójka jego podwładnych żyje i ma się dobrze. Na ubraniach mieli krew, a jeden z nich utykał na prawą nogę - nie wyglądało to jednak na nic bardzo poważnego. Powinien się szybko wylizać. Craig powoli podszedł do każdego z mężczyzn, ściskając mu dłoń - była to forma gratulacji za dobrze wykonaną robotę. Z uwagą spojrzał na grupkę mugoli, których mieli ze sobą. Było ich dwunastu, zarówno dorośli jak i dzieci. Spętanych jak bydło, którym byli w rzeczywistości. Musieli być przerażeni - to raczej nie było ich pierwsze spotkanie z magią, nigdy do tej poty jednak nie ucierpieli z jej powodu tak bardzo. Słyszał płacz, szloch wręcz, oraz jęki bólu. Nie potrzebowali ich aż tylu.
- Rita - odezwał się nagle. Dłonią odzianą w rękawiczkę, złapał za ramię jednego ze schwytanych mężczyzn. Popchnął go przed szereg. Niemal natychmiast wśród pozostałych mugoli rozległo się głośniejsze zawodzenie - Morda - warknął w ich kierunku Burke, następnie ponownie zwracając się do Runcorn - Pokaż mi swoje najsilniejsze zaklęcia - widział już ją co prawda w akcji, teraz jednak miał chwilę, aby poobserwować ją na spokojnie. Poza tym, musieli tu odstawić mały teatrzyk. A widownia musiała wszystko dokładnie zapamiętać - by móc następnie opowiedzieć o tym wydarzeniu dalej.
Burke spoglądał na ogień jeszcze przez chwilę. Czy dzisiejsza akcja była dla niego niczym wyrywanie chwastów z ogrodu? Trochę tak. Właśnie taki mieli przecież cel - wyplewienie robactwa. Z ludźmi było jednak dużo gorzej niż z karaluchami. Nawet jeśli mogli przekazywać sobie informacje, ostrzegać przed niebezpieczeństwem i namawiać do ucieczki, zawsze znalazł się ktoś, kto próbował się stawiać. Ktoś, kto usiłował przeciwstawić się nieuchronnemu. Jak ta dwójka głupców na przykład.
Gdy ruszyli dalej, ku sercu wioseczki, zostali właściwie otoczeni przez płomienie. Domy mugoli płonęły jak pochodnie - choć były to pożary znajdujące się cały czas pod kontrolą jego ludzi. Burke zamierzał w końcu tylko wyplenić szlam, nie zaś spalić cały okoliczny las. To byłoby zwyczajne bestialstwo i zbrodnia przeciwko naturze. Ulżyło mu, gdy dostrzegł, że cała trójka jego podwładnych żyje i ma się dobrze. Na ubraniach mieli krew, a jeden z nich utykał na prawą nogę - nie wyglądało to jednak na nic bardzo poważnego. Powinien się szybko wylizać. Craig powoli podszedł do każdego z mężczyzn, ściskając mu dłoń - była to forma gratulacji za dobrze wykonaną robotę. Z uwagą spojrzał na grupkę mugoli, których mieli ze sobą. Było ich dwunastu, zarówno dorośli jak i dzieci. Spętanych jak bydło, którym byli w rzeczywistości. Musieli być przerażeni - to raczej nie było ich pierwsze spotkanie z magią, nigdy do tej poty jednak nie ucierpieli z jej powodu tak bardzo. Słyszał płacz, szloch wręcz, oraz jęki bólu. Nie potrzebowali ich aż tylu.
- Rita - odezwał się nagle. Dłonią odzianą w rękawiczkę, złapał za ramię jednego ze schwytanych mężczyzn. Popchnął go przed szereg. Niemal natychmiast wśród pozostałych mugoli rozległo się głośniejsze zawodzenie - Morda - warknął w ich kierunku Burke, następnie ponownie zwracając się do Runcorn - Pokaż mi swoje najsilniejsze zaklęcia - widział już ją co prawda w akcji, teraz jednak miał chwilę, aby poobserwować ją na spokojnie. Poza tym, musieli tu odstawić mały teatrzyk. A widownia musiała wszystko dokładnie zapamiętać - by móc następnie opowiedzieć o tym wydarzeniu dalej.

monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke

Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni


Wszystko obok płonęło. Każdy dom zamieszkały przez mugola stał w płomieniach, raz na zawsze odpowiadając im na pytanie, czy mieli prawo do życia? Dla mnie to nie było takie oczywiste. Nie sądziłam, żeby mordowanie ich po kolei jak stali, miało jakikolwiek sens. Ta akcja miała być jednak pokazem siły, objaśnieniem kto tak naprawdę przejął kontrolę nad światem. Ustawieni w rzędzie przy ludziach Burka mugole wydawali się być bardziej przerażeni, niż przed egzaminami. Zresztą, nie ma się co dziwić, co mądrzejszy na pewno rozumiał, że ich żywot nie potrwa zbyt długo. Dwunastu mugoli, dorosłych i dzieci, spętanych i szlochających, tak jakby to miało cokolwiek zmienić. Gdy więc usłyszałam swoje imię, wpatrzona w ten piękny obrazek, wyprostowałam nieco plecy. Dostałam swojego własnego, a moje zęby odsłonięte w uśmiechu zacisnęły się mocniej. Od dziecka lubiłam przecież trenować, czy to quidditcha, czy to w Klubie Pojedynków w szkole, zawsze świetnie odnajdywałam się w miejscach, w których moja moc mogła rozwijać się, a ja poznawać nowe jej aspekty. Lord Burke położył jednak na mnie presję, o czym zapewne doskonale wiedział. Stałam tam przed kilkoma mężczyznami, którzy wcześniej upatrywali we mnie jedynie ładną buźkę i miałam popisać się najmocniejszymi czarami. - Lamino - wypowiedziałam pierwszą inkantację pod nosem, ale ta nie zadziałała. Powtórzenie jej również nie przyniosło rezultatu. Musiałam mocniej się skupić. - Lamino - wycedziłam dokładniej, a z mojej różdżki wystrzeliły ostrza, które popędziły w jego stronę. Nie był to idealny czar, coś było ze mną dziwnie nie tak, czyżby zmęczenie przejmowało kontrolę nad ciałem? Jedno ostrze wbiło się w ramię mugola, drugie w jego policzek, a trzecie prosto w brzuch. Też mi popisówka... Musiałam to zrobić po swojemu. Ruszyłam w stronę zwijającego się teraz w pół mężczyzny, którego krzyk rozdzierał mi bębenki w uszach i szarpnęłam go za ramię, aby pociągnąć go bliżej siebie i popchnąć na ziemię. Był niemal bezwładny i opadł tam na błoto, niczym kupa mięsa. Stałam więc nad nim i celowałam w jego twarz. Ktoś z tłumu zawodził mocniej, dziecko płakało i ryczało. - Ignitio - magia nawet się nie uformowała. Czy to żart? - IGNITIO - tak. Ogień formował się przy różdżce i już leciał w jego twarz, mając doszczętnie pozbawić go włosów i powiek. Sztylety i ogień. To brzmi jak tytuł jakiejś wątpliwej jakości sztuki wystawianej na deskach teatru. Nie podniosłam wzroku, obserwowałam ze zmrużonymi brwiami, jak cierpi, jakie piski z siebie wydaje, gdy świeże rany mieszały się z błotem, a przekonanie, że nic mu nie grozi, dawno zastąpił ból.
połowiczne lamino - 23pż, ignitio za +100 - 35pż
razem 58 pż, uznaję więc, że mugol ledwo co zipie i umiera
połowiczne lamino - 23pż, ignitio za +100 - 35pż
razem 58 pż, uznaję więc, że mugol ledwo co zipie i umiera



dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Mężczyzna, którego Burke wyłowił z tłumu i rzucił na pastwę sojuszniczki rycerzy zaczął szlochać głośniej i zawodzić. Spętane ręce składały się w błagalny gest, przerażone oczy spoglądały na kobietę z błaganiem. Co jakiś czas jego spojrzenie wracało do innych, nadal pozostających w szeregu. Był już cały posiniaczony, ubranie miał brudne i poszarpane, a policzek zdobiło niewielkie rozcięcie. Któryś z chłopaków musiał stracić cierpliwość, wlokąc ich wszystkich tutaj. Burke doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przekazując go Ricie, wywrze jednocześnie na niej ogromną presję. Istotnie, w poczynania kobiety wpatrywały się aż cztery pary oczu. Obyło się bez ofiar śmiertelnych, każdy z ludzi Burke'a zyskał jednak jakieś drobne rany. Mugole nie byli skorzy do bezwolnego i posłusznego marszu za swoimi oprawcami - dość niewdzięczne było to bydło.
W ciszy i skupieniu obserwował wszystkie zaklęcia - zarówno te udane oraz nie. Nie wypowiedział ani słowa, nie oceniał głośno, nie pochwalił ani nie potępił. Nie był to najlepszy popis, koniec końców jednak efekt został osiągnięty. Mugol wykrwawił się, nie mogąc jednocześnie złapać oddechu po tym, jak urok Runcorn spalił mu twarz. Wrzaski w końcu ucichły - przynajmniej te mężczyzny. Za ich plecami nadal stała grupka mugoli, zawodzących i wyjących w niebogłosy. Szczególnie głośno szlochała jedna z kobiet. Craig oceniłby ją jako żonę lub siostrę zabitego. Po krótkiej chwili namysłu Burke podrapał się po brodzie, po czym powoli podszedł do więźniów. Wszyscy, jak jeden mąż, skurczyli się w sobie, szlochy nagle ucichły, z całego kłębowiska ciał widział najwyraźniej błyszczące przerażeniem oczy. Śmierciożerca postał tak nad nimi jeszcze chwilę - delektując się tą chwilą. Bo tak to właśnie powinno wyglądać. Szlam czołgał się w błocie i zginał kark przed tymi, w żyłach których płynęła czysta magia. Pan oraz bezwartościowe szkodniki. Chociaż nie, przecież dało się znaleźć dla nich zastosowanie...
Craig złapał za rękę mugolkę, która szlochała najgłośniej po zabitym przez Ritę mężczyźnie. Wydała z siebie jeden, przepełniony czystym przerażeniem okrzyk - a potem zamilkła i zesztywniała, jakby zamienił jej ciało w kamień zaklęciem. Trzymał z resztą w ręku różdżkę, ale użył jej do uwolnienia kobiety z kajdan. - Biegnij, sarenko. Opowiedz wszystkim o tym, co tu widziałaś. - powiedział spokojnym głosem i niemal pieszczotliwym gestem odgarnął jej kosmyk włosów z brudnej od błota i krwi twarzy. Odepchnął ją potem od siebie. Nie pobiegła od razu. Patrzyła oczami pełnymi niedowierzania - nie spodziewała się, że puści ją wolno. Burke skrzywił się widząc jej ociąganie. Wykonał więc jeden gwałtowny krok w jej stronę, chcąc ją nastraszyć - niczym zwierzę - Powiedziałem: BIEGNIJ.
Tym razem posłuchała.
W ciszy i skupieniu obserwował wszystkie zaklęcia - zarówno te udane oraz nie. Nie wypowiedział ani słowa, nie oceniał głośno, nie pochwalił ani nie potępił. Nie był to najlepszy popis, koniec końców jednak efekt został osiągnięty. Mugol wykrwawił się, nie mogąc jednocześnie złapać oddechu po tym, jak urok Runcorn spalił mu twarz. Wrzaski w końcu ucichły - przynajmniej te mężczyzny. Za ich plecami nadal stała grupka mugoli, zawodzących i wyjących w niebogłosy. Szczególnie głośno szlochała jedna z kobiet. Craig oceniłby ją jako żonę lub siostrę zabitego. Po krótkiej chwili namysłu Burke podrapał się po brodzie, po czym powoli podszedł do więźniów. Wszyscy, jak jeden mąż, skurczyli się w sobie, szlochy nagle ucichły, z całego kłębowiska ciał widział najwyraźniej błyszczące przerażeniem oczy. Śmierciożerca postał tak nad nimi jeszcze chwilę - delektując się tą chwilą. Bo tak to właśnie powinno wyglądać. Szlam czołgał się w błocie i zginał kark przed tymi, w żyłach których płynęła czysta magia. Pan oraz bezwartościowe szkodniki. Chociaż nie, przecież dało się znaleźć dla nich zastosowanie...
Craig złapał za rękę mugolkę, która szlochała najgłośniej po zabitym przez Ritę mężczyźnie. Wydała z siebie jeden, przepełniony czystym przerażeniem okrzyk - a potem zamilkła i zesztywniała, jakby zamienił jej ciało w kamień zaklęciem. Trzymał z resztą w ręku różdżkę, ale użył jej do uwolnienia kobiety z kajdan. - Biegnij, sarenko. Opowiedz wszystkim o tym, co tu widziałaś. - powiedział spokojnym głosem i niemal pieszczotliwym gestem odgarnął jej kosmyk włosów z brudnej od błota i krwi twarzy. Odepchnął ją potem od siebie. Nie pobiegła od razu. Patrzyła oczami pełnymi niedowierzania - nie spodziewała się, że puści ją wolno. Burke skrzywił się widząc jej ociąganie. Wykonał więc jeden gwałtowny krok w jej stronę, chcąc ją nastraszyć - niczym zwierzę - Powiedziałem: BIEGNIJ.
Tym razem posłuchała.

monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke

Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni


Nie chciałam zapaść się pod ziemię, bo to zupełnie nie był podobny wymiar. Właściwie, jakby to ująć... Wstyd był mi uczuciem obcym. Zaklęcia wyszły i poharatały mordę tego mugola, a więc efekt został osiągnięty. Nie wpatrywałam się w oczy Burka, ani żadnego innego mężczyzny w tej okolicy, słuchając jedynie zawodzenia kobiety z tyłu. Różdżka nie słuchała mnie dzisiaj, tak jak powinna, a ja chciałam przecież użyć własnej mocy, aby doprowadzić go do skraju. Tak też się stało, spalony, pocięty leżał tam, oddychał miarowo i już nie krzyczał, już za bardzo go bolało. Czy chciałam zaryzykować jeszcze raz, ponownie ruszyć własną mocą, zemścić się na nim, ale... Ale właściwie za co? Za to, że był w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie? Bo urodził się po złej stronie i nie doświadczył tego, co my doświadczaliśmy? Nie, to nie była zemsta. To była zwykła przyjemność. - Deprimo - skupiłam się i wypowiedziałam zaklęcie, wskazując wprost w jego głowę. Z mojej różdżki wydobył się potężny wiatr, który pochwycił w swe objęcia bezwładnego i związanego mężczyznę, a następnie rzucił go niedaleko dalej o glebę, tak, że ten głową uderzył w kamień. Umierał, zwierzyna miała o wiele mniejszą wytrzymałość niż czarodziej, musieli zdawać sobie z tego sprawę... Chociaż właściwie nie, nie musieli. To wszystko, co robiłam, podchodziło już pod znęcanie się, gdy po raz kolejny uniosłam na niego różdżkę. - Everte Stati - wypowiedziałam, a mugolem po raz kolejny huknęło, tym razem poleciał prosto na drzewo, gdzie zatrzymał się na nim, po czym powoli spłynął w dół. Bezwładnie, martwo... Szloch kobiety z tłumu, to jej zawodzenie i łkanie. Aż chce się rzec "och, zamknij się". Burke widać zauważył ją, wyciągnął do siebie, a mi przyszło jedynie obserwować co stanie się potem. Po ludziach spodziewałam się już wszystkiego. Mógł ją tam swobodnie rozebrać i zgwałcić na środku tej polany, pozwalający wszystkim patrzeć, mógł wbić sztylet prosto w szyję, albo rzucić śmiertelną klątwę. Złapać za włosy i rzucić nią o ziemię, a potem połamać wszystkie kończyny. Mógł zrobić wiele, a tymczasem... puścił ją wolno. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyśmienite wręcz zagranie. Mugolka pognała do przodu, a ja jeszcze odprowadziłam ją wzrokiem. Nie obejrzała się za siebie ani razu, widać truchło tego, którego przed chwilą dobiłam, nie wyglądało na tak interesujące. Pozostali nieco się obruszyli, przekonani, że zaraz też zostaną uwolnieni, jeden nawet rozpłakał się za szczęścia... Nic bardziej mylnego. Ludzie Burka już do nich zmierzali, każdy dzierżąc różdżkę w dłoni, każdy mierząc nienawistnym spojrzeniem, gotowym rozszarpać te biedne ciała na kawałki. Mieli ich jednak oszczędzić... Taka była wola lordów tej ziemi. Ja podeszłam jeszcze do człowieka, u którego boku dzisiaj walczyłam. - Wie lord gdzie mnie szukać - powiedziałam spokojnie, na chwilę przed odlotem stąd, gdy jatka była już skończona.
deprimo -22pż, everte stati - 25pż
razem 0/100 - npc martwy
zt x2
deprimo -22pż, everte stati - 25pż
razem 0/100 - npc martwy
zt x2



dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Zapomniane schody
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham