Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Kolców
AutorWiadomość
Sala Kolców [odnośnik]24.02.19 23:32
First topic message reminder :

Sala Kolców

Sala Kolców, inaczej Komnata Wieczorna lub Sala Obrad, zamknięta jest dla gości. Pełni rolę ważniejszego, bardziej formalnego salonu, odbywają się tu zarówno spotkania towarzyskie, jak i mniejsze i większe obrady pomiędzy członkami rodziny. Stonowane, nieco ciemniejsze barwy niż w pozostałych częściach dworu, mają wyciszać domowników. Wygodne sofy oraz fotele wyposażone zostały w wyższe lub niższe podnóżki, podobnie jak trzy szezlongi, wyścielane są aksamitnymi poduszkami oraz miękkimi kocami z futer białych lisów.
Większe obrady odbywają się przy stole otoczonym krzesłami jedno wyróżniające się - o wyższym oparciu - zwyczajowo przeznaczone jest dla nestora. Ogromny miękki dywan zajmuje większą część pomieszczenia, podczas gdy wysokie zwierciadła luster potęgują wrażenie przestronności. Niekiedy przynoszone są tutaj instrumenty lub niewielkie stoliki przeznaczone na poczęstunek. Wychodzące na pachnący ogród okna przysłaniają ciężkie, przyciemnione firany. Zwłaszcza latem we wnętrzu wyraźnie wyczuwalny jest delikatny zapach róż, kiedy dobiega on nie tylko z wysokich wazonów przyozdobionych świeżo ciętymi kwiatami, ale również z ogrodów. Sufit zdobi plafon przedstawiający smoka oplecionego gałązkami kolczastej czerwonej róży, którym sala zawdzięcza swoją nazwę.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala Kolców [odnośnik]11.08.21 10:24
Evandra wprost uwielbiała spędzać czas na planowaniu, ustalaniu harmonogramów, dopasowaniu menu czy omawianiu dekoracji, jednak prawdziwą satysfakcję przynosił sądny dzień. Widok uwijającej się z obowiązkami służby oraz zebranych eleganckich gości uśmiechających się w zachwycie dawał poczucie dobrze wykonanej pracy i stanięciu na wysokości zadania.
Ustawiony na stoliku kielich nie był do końca pusty, ale czarownica już do niego nie sięgała. Przesuwała dłonią po miękkości białego, króliczego futerka, będąc dziś bardziej słuchaczem, niż wiodąc prym w dyskusji. Poprawiła materiał sukni, odsłaniając satynowe, eleganckie pantofle na niskim obcasie w jasnym, złocistym kolorze, jakie poprzetykane były błyszczącą nicią. Długa suknia o lekko rozkloszowanej spódnicy sięgającej kostek szyta z gęsto marszczonego wełnianego dżerseju, spięta została w talii pasem ze złotą klamrą. Brak gorsetu nie umniejszał smukłości kobiecej talii, Evandra już od dawna ceniła wygodę ponad sznurowane konstrukcje. Lubiła zachowywać swobodę ruchów, wszak nigdy nie wiadomo kiedy zostanie się proszoną do tańca. Jasne włosy spięte w niski kok zostały ozdobione złotym grzebieniem z różanym motywem, ten zaś idealnie pasował do pary kolczyków.
Widząc jak idzie w jej stronę, zadarła nieco brodę, śledząc każdy jego ruch. Prezentował się nienagannie, zresztą nic dziwnego, skoro był wręcz stworzony do swej roli. Podczas przyjęcia także wodziła za nim ukradkowym spojrzeniem, obserwując zachodzące zmiany na przystojnej twarzy, satysfakcję z prowadzonych poważnie rozmów, ruchy dłonią unoszące kielich do ust. Starała się nie rozpraszać, wszak jako gospodyni miała obowiązek pomówienia z każdym z gości, ale odbyte przed tygodniem spotkanie nakazywało jej patrzeć na męża w inny, zaciekawiony sposób, jakby miała poznać go na nowo.
Pokręciła tylko przecząco głową na znak, że niczego więcej nie potrzebuje. Choć w ostatnich tygodniach Evandra zaczęła dostrzegać subtelną różnicę we własnych możliwościach ilości przyjmowanego alkoholu - dopiero przy drugim kieliszku wina zaczynało lekko szumieć w jej głowie - tak podczas rodzinnego zjazdu zamierzała zachować bystrość umysłu. Jej kielich uzupełniany był na przemian wodą, co przez niektóre z krewnych uznane było za świetny pretekst do pytań o brzemienność. Zdziwiła się tylko za pierwszym razem, z każdym kolejnym wymyślając inny sposób do zmiany tematu. Najchętniej podejmowane były rozmowy o Evanie, przy którym snuto już dalekie prognozy o przyszłości chłopca, wróżąc mu sukcesy w szkole, piękną żonę oraz świetlaną karierę.
Związane z późną porą zmęczenie zagościło już na jej twarzy, niżej opadające powieki, wolniejsze, ale wciąż płynne gesty.
- Czy dzisiejszy wieczór był dla ciebie satysfakcjonujący? - Opadła na oparcie obitej aksamitem sofy, na uśmiechniętych ustach wciąż utrzymywała się uszminkowana czerwień. - Lady Ursanne przyznała, że dawno nie bawiła się tak wyśmienicie. Powinniśmy częściej wydawać przyjęcia - powiedziała, spoglądając w kierunku drzwi, za którymi przed momentem zniknęła jej rozmówczyni. Nic dziwnego, że krewniaczka tak dobrze wypowiadała się w kwestii tego wieczoru, gdy podobnie jak Octavia, cieszyła się dziś męską atencją. Zaczekała aż Tristan zajmie miejsce obok niej na sofie, jednocześnie odwracając głowę w kierunku siedzącego w fotelu Pierre. Ułożona na ramieniu głowa, przymknięte oczy, rozchylone wargi, młody czarodziej spał, najwidoczniej zmożony dodatkowym kieliszkiem wina. Nad ranem żałować będzie, że się skusił, gdy nad ranem zbudzony przez skrzata uświadomi sobie gdzie jest.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]16.08.21 21:25
Zasiadł na sofie obok, bokiem, przodem ku niej, niedbale wspierając się ramieniem o oparcie; oko mimowolnie pomknęło ku odznaczającej się pod materiałem nieuwiązanej zbrojnym gorsetem talii, by finalnie spocząć na czerwieni jej ust. Wydawała się dziś bardziej milcząca, ale wobec ostatnio dźwiganych ciężarów nie było w tym nic dziwnego. Roztaczana przez nią aura piękna nawet pomimo znużenia nieprzerwanie pozostawiała niezbite wrażenie.
- W pełni - odparł bez zawahania, unosząc szklaneczkę do ust, by upić aromatycznego alkoholu, o czym nonszalancko obrócił naczynie między palcami, było już prawie puste. Wypity subtelnie dawał o sobie znać. - Armand obiecał wnieść palącą kwestię kanału pod obrady francuskiej Komisji Magicznego Handlu, uzmysławiając zagrożenie związane z sytuacją w naszym kraju. Nie uzyska zapewne większości, ale będzie to pierwszy poczyniony krok - pod naciskiem prędzej czy później będą musieli podjąć się odpowiednich środków - oznajmił, z zadowoleniem leniwie tańczącym w ciemnych źrenicach, po prawdzie nie bacząc na to, na ile ją to interesowało. Nie wolno mu było zwolnić nawet w chwilach takich jak ta, choć zwieńczony sukcesem temat mógł już zostać odłożony na dalszy plan. Krótko przytaknął głową, ledwie skinięciem, na zadane pytanie.
- Nie tylko lady Ursanne była zachwycona. Miarą przyjęcia są ponoć nastroje gości, a tym nic dzisiaj nie brakuje - odparł, wciąż z paryskim akcentem, komnata pustoszała, kolejni krewni kierowani przez służbę udawali się do gościnnych kwater. Późna noc niosła nadmorski wiatr, który coraz mocniej uderzał w okna, zasypując szyby srebrzystymi płatkami śniegu. Płomienie świec rozświetlających pomieszczenie zatańczyły w przeciągu, nim cicho zamknęły się drzwi za wychodzącą z Sali Kolców czarownicą. - Przynajmniej w większości - dodał, wychwytując kątem oka usypiającą w fotelu sylwetkę Pierre'a, by po chwili odnaleźć znużony błękit jej oczu i pochwycić go przy sobie na dłużej. - Lecz, choć trudno w to uwierzyć, są takie pragnienia, którym nawet ty nie sprostasz. - Czego będzie nad ranem żałował bardziej - tego ostatniego wypitego kieliszka wina czy jednak tego ostatniego utraconego spojrzenia upatrzonej damy? Być może serce nie pozwoli mu dobrze wspominać tego wieczoru, ale na ten ból żadne z nich i tak nie byłoby w stanie podać mu skutecznego remedium. Nawet gdyby chciało, po prawdzie jego los interesował go bardziej w filozoficznym niżeli realistycznym sensie. Kąciki ust, też nieco zmęczone, uniosły się wyżej, gdy wspomniała o częstszym organizowaniu przyjęć. Było to pewną miarą towarzyskiej klasy. Omiótłszy pomieszczenie wzrokiem, upewniając się, że nikt już nie wymagał atencji gospodarzy, wyciągnął pakunek, papierową kopertę obwiązaną ozdobną bibułką, wewnątrz której znajdowała się zamówiona u Primrose spinka.
- Evandro - zaczął, odkładając szklaneczkę z alkoholem na pobliski stolik. Wierzył, że wykonana przez jej przyjaciółkę ozdoba trafi w jej gusta, wykonana z przetopionej rodowej biżuterii drobna złota szpilka do włosów była wartościowa przede wszystkim ze względu na swoje magiczne właściwości. Część różanych zdobień pozostała po dawnym kształcie bezcennej pamiątki po prababce - jest widoczny na jej surowym portrecie wiszącym w jednym z korytarzy - ale toporny kształt został przekuty na lżejszy i subtelniejszy, mniej rzucający się w oczy. Drobniutkie diamenty, którymi usypane były róże, mieniły się jak morskie fale w blasku letniego słońca. Nakreślone runy dało się dostrzec dopiero przy bliższej, intensywniejszej obserwacji. Szpilka miała być drobna, na tyle, by nie przykuwać nadmiernej uwagi i móc zostać dopasowaną do każdej kreacji, nie narzucając przy tym doboru biżuterii. - To nie był łatwy rok - Poprzedni też nie. Żaden nie był. - I kolejny z pewnością nie będzie prostszy. Nie, póki nie dopełnimy zwycięstwa. - Trwała wojna. Krwawa i bezlitosna. Nie skończy się szybko, nawet jeśli w tym momencie tryumfowali. Zrobi wszystko, by zwyciężyć ją dla swojego pana, ale tę drogę będą słać wyłącznie ciernie, nie spodziewał się niczego innego. - Bądź mi w tym podporą jak jesteś, trwaj jak trwasz - w pięknie. Przyjmij moje życzenia, chcę, byś zawsze miała to przy sobie. - Końcowym słowem wręczył jej podarek, wyciągając ku niej kopertę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]29.08.21 11:14
Dobrze było słyszeć o postępach w sprawie sytuacji w kraju. Długo pracowali na ten sukces i w żadnym momencie nie mogli się już wycofać, co Evandra rozumiała i nigdy nie przyszłoby jej do głowy, by się temu sprzeciwiać. Sama chętnie wzięłaby udział w kolejnych dyskusjach, przysłuchując się opiniom starszych i bardziej doświadczonych, chłonąc ich poglądy oraz sposoby na rozwiązanie problemów. Obrady za zamkniętymi drzwiami były o tyle wygodniejsze, że podczas rozmów nie trzeba było szarpać się się w tłumach biedoty, zdolnej uwierzyć w byle kłamstwa. Po ostatnich wydarzeniach na Connaught Square wahała się dłuższą chwilę czy na pewno chce znów brać udział w podobnych spędach. Niechętnie patrzyła na przepychanki, jakie gnane były pierwotnym strachem. To on zionął z oczu tych, którzy skłonni byli porzucić niewygodną prawdę na rzecz powtarzanych tłumnie bzdur. Niechęć do podobnych starć oraz tej warstwy brudu, jaka kleiła się do niej wraz z pierwszą chwilą wyjścia z powozu niegdyś okazałyby się dominujące w podjęciu decyzji o porzuceniu przyjętego planu. Evandra już zastanawiała się nad innymi ścieżkami, jakimi mogłaby ruszyć bez potrzeby udziału w podobnych zgromadzeniach, ale ambicja nie pozwalała ot tak zarzucić raz powziętych kroków. Półwila głowa miała skłonności do długich rozważań i wyciągania z nich wniosków, lecz nie zawsze była okazja do wprowadzenia ich w życie. Rzadko kiedy samo życie oferowało drugą szansę, należało po nią sięgnąć samodzielnie. - Cieszy mnie ten postęp, z każdym dniem coraz bliżej pełni sukcesu - skwitowała szczerym tonem, odpowiadając i skinieniem głowy na przedstawioną nowinkę o Armandzie; oczekiwała dalszych wieści w miarę rozwoju sytuacji.
Uśmiechnęła się z dumą, także odwracając się w jego stronę. Do twarzy było mu w rozluźnionej, nonszalanckiej pozie, nieskrywane w spojrzeniu zadowolenie udzielało się Evandrze na tyle, by resztki swojej dzisiejszej siły skupić tylko na nim.
- Szczęśliwie nie interesuje mnie spełnianie pragnień wszystkich, a tych, na których naprawdę mi zależy - odparła ściszonym tonem, nachylając się do Tristana, chcąc mieć pewność, że te słowa trafią wyłącznie do niego. Czas jaki Evandra spędziła na spełnianiu oczekiwań innych miał w jej wyobrażeniu minąć bezpowrotnie. Zbyt długo bezwiednie poddawała się cudzej woli, by nadal przybierać niewygodne dla siebie pozycje. Dzisiejszy wieczór miał być swojego rodzaju testem, sprawdzeniem na ile mogła sobie pozwolić, jednocześnie uzyskując wciąż efekt olśnienia gości. Uzyskawszy potwierdzenie, że także zgodnie z obserwacjami męża wszyscy opuścili dziś salę z satysfakcją, Evandra mogłaby pochwalić się spełnieniem i poczuciem dobrze wykonanego zadania. Mogłaby, bo przecież miała właśnie przed sobą tego, na którego zadowoleniu zależało jej dziś nie mniej, niż na swoim własnym.
Jasne brwi drgnęły z zaintrygowaniem na widok poruszenia, odruchowo podążając wzrokiem za odstawiającą szklaneczkę dłonią, dopiero wtedy powracając spojrzeniem do czerni ukochanych tęczówek. Chłonęła życzenia, prędko wyłuskując z nich ukryte pod uroczystym płaszczykiem ciepło. Napędzający przyspieszone bicie serca alkohol wywołał na Evandrowych policzkach lekki rumieniec, lecz nie uciekła speszonym wzrokiem na bok. Wrodzona, jak i kształtowana duma pozwalała przyjmować komplementy ze świadomością, że są zasłużone.
- Trwając u twego boku nie obawiam się żadnych wyzwań. - Wiele od niej wymagał, podejmowanymi przez siebie decyzjami nie zawsze ułatwiając życie. Nauczona doświadczeniem wiedziała już, że zawsze pragnął jej dobra, nawet jeśli obrane sposoby zdawały jej się czasem błędne. Dał jej wystarczająco dużo czasu, by oswoiła się w nowej roli, a słuchając deklaracji o podjętej gotowości do działania wziął ją na poważnie. Był nieustępliwy, lecz na jej własne życzenie. Z przykrością zrozumiała jak bardzo dała się ponieść swoim negatywnym myślom, jak wraz z dniem, w którym miała zacząć oficjalnie nazywać Château Rose domem, stanęła w dziwnej sprzeczności ze swoją naturą - ale przecież nie na zawsze.
Przyjęła papierową kopertę obwiązaną ozdobną bibułką, wprawnie wydobywając prezent spomiędzy dekoracyjnych warstw. Nie powstrzymała lekko zdumionego westchnienia wywołanego błyszczącymi kamieniami w otoczeniu złotych, różanych płatków. Mimo przyglądania się szpilce, dostrzeżenie tak drobnych run po kilku kieliszkach i to w półmroku migoczącym blasku świec okazało się dla Evandry wręcz niemożliwe. Wiedziała natomiast, że ukochany nigdy nie wręczał jej zwyczajnych prezentów, zwłaszcza gdy podkreślał, aby mieć je zawsze przy sobie. - Jest niezwykła, dziękuję - uśmiechnęła się w zachwycie. Od razu wsunęła złotą szpilkę w nisko upięty kok, po czym odwróciła głowę, prezentując ją Tristanowi. - Czy teraz mogę trwać w pięknie? - dopytała, gdy dla dodatkowego efektu przesunęła delikatnie dłonią od bladego karku do nagiej, pozbawionej dziś sznura pereł szyi. Zaraz po tym na powrót sięgnęła wzrokiem twarzy męża, by nachylić się do szorstkiego policzka i, korzystając z niemal pełnej prywatności, złożyć nań niespieszny pocałunek. - Także tobie życzę niezłomności i wytrwałości. Abyś nigdy nie zapomniał ani zwątpił, że będę cię we wszystkim wspierać. Inspirujesz mnie, by starać się każdego dnia. - By trwać w cierpliwości, jakiej czasem było zbyt mało, do tłumienia palącej zazdrości, której miała zamiar się wkrótce pozbyć, ale przede wszystkim do ciągłego uświadamiania sobie jakie oblicza wciąż przed nią skrywał, a jakie wciąż jeszcze wstydziła się odkryć.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]02.09.21 17:58
Zadowolenie lśniące w jego czarnych źrenicach błysnęło wyraźniejszym blaskiem, gdy dosłyszał dźwięk wypowiedzianych przez nią słów, dobiegł go przyjemny znajomy zapach jej perfum. Usta drgnęły, wyginając się w rozluźnionym alkoholem uśmiechu. Zachwycała go nieustannie: rysem profilu, kształtem ust, błękitnym spojrzeniem, królewskim wyrazem i dumą, jaką potrafiła epatować, zaszczytnie pełniąc powierzoną jej rolę. Słabość, z jaką się zmagała budził wiele wątpliwości, jednak te odchodziły w dal za każdym razem, gdy - jak dziś - widywał ją wychodzącą naprzeciw przeznaczeniu, wyniosłością nie dopuszczając do choćby jednego najlichszego uchybienia. Nawet, jeśli nie ze wszystkim sobie już radziła, jako pani tego dworu prezentowała się doskonale - pełniąc swoją rolę jak rolę życia. Była nią. Olśniewała gości elegancją, grzecznością i otwartością, tak samo olśniewała jego, pośród wszystkich róż Kentu będąc teraz tą najjaskrawiej kwitnącą. Zwyczajowo zbierała uwagę jak gwiazda polarna, przyciągając uwagę nawet wtedy, kiedy pozornie usiłowała usunąć się w cień - jej krew na to nie pozwalała. W oczach Tristana była najpiękniejszą ozdobą tego domu, niosąc swoją aurą ukojenie nawet teraz, po długim, choć satysfakcjonującym dniu. Subtelny rumieniec na jej drobnym policzku nie uszedł jego uwadze, wywołując trudne do odczytania drgnienie uśmiechu. Odruchowo sięgnął wzrokiem w kierunku śniącego czarodzieja, chcąc upewnić się, że wciąż ich nie słyszał, nim odpowiedział jej ściszonym głosem, jeszcze nim zdążyła się od niego odsunąć - chcąc zachować ją przy sobie na dłużej.
- Doprawdy? - zapytał z zaintrygowaniem, przemykając spojrzeniem po profilu jej twarzy, do niedawna pragnienia nie leżały wcale w spektrum jej zainteresowań, ale przed paroma tygodniami ich życie przybrało dość nieoczekiwany obrót. Nie próbował pojąć jej chwiejnych nastrojów wywołanych przecież jątrzącą się raną po bliskim, lecz to, jak pobudziła wtedy jego pragnienia nagłym sztormem brutalnie kontrastowało z późniejszą ciszą, której naturę zrzucał na ten sam karb. Dziś stanęła na wysokości zadania, nie pierwszy raz zaskakując go siłą. Przechylił głowę w przód, chcąc, by jego szept mógł sięgnąć tylko jej uszu: - Jaki jest smak tego pragnienia, jeśli ty jesteś pragnieniem? Jaka jest cena spełnienia? - pytał dalej, nie mogąc co prawda z tej pozycji spojrzeć jej w oczy, lecz lekki ton głosu wybrzmiewał bezwstydną otwartością. Wcześniejsza sugestia niosła oczywistość, ale ćmiący w skroniach alkohol ciągnął ku śmiałości. Zawsze bawił go ludzki wstyd. Głos wciąż wybrzmiewał cichym szeptem. Czy naprawdę jej na tym zależało? Czy wiedziała, o czym mówiła? - Czy pragnienie może osiągnąć spełnienie, jeśli pragnę sycić się nienasyconym i płonąć, ale nie spłonąć? - dopytywał dalej, wciąż zbyt lekko jak na płynące słowa. Obietnica spełnienia pragnień była odważna, nawet jeśli nie sądził, by choć w połowie zdawała sobie z tego sprawę. Francuski akcent wydawał się już zbędny, ale nie odrzucił go, może z przyzwyczajenia, a może umyślnie. Wycofał się powoli, wiodąc wzrokiem ku jej błękitnym jak morze tęczówkom. - Trwając u mego boku nie musisz się obawiać nie tylko wyzwań - sparafrazował jej słowa, przechodząc na nieznacznie głośniejsze tony, trwała okrutna wojna, ale on wierzył, że jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. - Strachy truchleją i pierzchną w cienie, kiedy się ich nie lękasz. - Nie docenił wcześniej jej odwagi, lecz uświadamiała mu to nie słowem, a każdą powziętą i dotrzymaną decyzją, każdym osądem, raz po razie wywierającymi na nim co bardziej zaskakujące wrażenie. Mógł zaufać jej bardziej już wcześniej. - Przynosisz mi dumę, teraz, wtedy - Mi i temu domowi, nieustannie oceniającym ją portretom przodków, rodzinie, którą tak trudno było przecież zadowolić. - Nieustannie i zawsze - Zaklęcie runy w przetopionej pamiątce rodzinnej, którą jej dzisiaj podarował, nie było przypadkowe, zdążyła dać dowód tego, że dziedzictwo pań tego domu winno teraz należeć do niej. Brakowało jej doświadczenia jeszcze mocniej niż jemu, lecz mimo to radziła sobie z zadziwiającą łatwością. W przeznaczeniu nie mogło być mowy o przypadkach, była córą syren.
Przeciągnął wzrokiem za bielą jej wyeksponowanej łabędziej szyi, a kąciki jego ust drgnęły nieznacznie wyżej. To nie ozdoba przyciągała jego uwagę w tym momencie najmocniej, a alabaster skóry. Nie poruszył się ni o cal, kiedy nachyliła się ku niemu, by złożyć pocałunek na jego policzku.
- Jesteś piękna, jak spienione morze latem, gdy odbija w swoim lustrze światło brzasku, jak ciepły suchy piasek niesiony wiatrem, który pachnie bryzą, jak hipnotyzujący syreni śpiew, który wiedzie na pokuszenie - dodał, znów zniżając głos do szeptu. - Do twarzy ci pośród róż - zmienił koncept nagle, odnosząc się do symboliki ozdoby. - Wyglądają, jakby od zawsze były przeznaczone tobie. - Bo były. - Bledną jako twoje tło, lecz nie ma w nich zazdrości. Oddają ci swój blask świadomie, wiedząc, że taka jest ich rola. - Będą ci usłużne, bo są tylko kwiatami, a ty panią ich różanych ogrodów. Skinął głową, przyjmując jej życzenia, które nie były przecież tylko pustymi słowami. Jeśli śmierć Francisa miała go czegokolwiek nauczyć, to właśnie tego, że nie powinien był w nią wątpić. Na ustach odmalowała się powaga. - I ty inspirujesz mnie, mon ciel étoilé - zapewnił ją w odpowiedzi. - Nie zapomnę ani nie zwątpię. - Już nie. - Zawsze byłaś mi natchnieniem, zmieniła się tylko melodia mojej poezji - Dziś była pisana krwią, ale nic nie mogło i nic nie trwało nigdy wiecznie. Świat rwał do przodu, ciągnąc za sobą tych tych, którzy potrafili za nim nadążyć, a jego obowiązkiem było pozostać zawsze na czele. Senna nocna atmosfera zdawała mu się być wyrwanym fragmentem rzeczywistości, w którym zastygli we dwoje, krzesząc iskry pobudzonego czucia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]28.09.21 23:15
Swoimi czynami zadawał jej czasem ból, zwłaszcza wtedy, gdy ograniczona niewiedzą nie wszystkie mogła sobie przetłumaczyć, zrozumieć, że kierował się jej dobrem. Potrzebowała czasu, by się przekonać i przyzwyczaić, że w tej nowej sytuacji może wciąż odnaleźć miejsce dla siebie. Niejednokrotnie okazała mu niełaskę, egoistycznie odpychając, nie chcąc do siebie dopuścić ani zaufać. Długo miotała się w zagubieniu, a przecież wystarczyło tylko zmienić nastawienie. Czasem tracił do niej cierpliwość, nic dziwnego, skoro borykał się z trudnościami, o jakich nie miała pojęcia. Czy wciąż dręczył go prastary duch? Nie dawał tego po sobie poznać, wytrwale pełniąc obowiązki i zachowując powagę wtedy, gdy trzeba było - czyli nieustannie. Na swych barkach niósł liczne trudy, nie tylko obowiązki związane z przewodzeniem rodzinie, ale i całą wojnę. Stał po prawicy Czarnego Pana, by wywalczyć dla nich wszystkich lepszą przyszłość, a Evandra starała się dotrzymać mu kroku, by czym prędzej nadgonić, być godną miana doyenne, żony pierwszego wśród Śmierciożerców. Ostatnie miesiące były dlań szczególnie trudne, nadchodzące wcale nie miały być łatwiejsze, lecz świadomość, że wkroczą w przyszłość razem, dodawała odwagi. Czy ojciec oddając mu jej rękę wiedział, że tych dwoje tak dobrze złączy się w jeden głos? Przekonał go nieustający upór Tristana, czy też wizja wzmocnionego sojuszu? Teraz nie miało to już żadnego znaczenia, a powstałe tamtego dnia wątpliwości zdawały się być nieracjonalne, zbyt emocjonalne, dziecinne. Wyzwolone w noc śmierci Francisa skrajne emocje były wyłącznie wołaniem o pomoc, brakiem zrozumienia i niechęcią względem zatajania istotnych spraw. Dalsze utrzymywanie, że byłoby lepiej, gdyby wyznał jej wszystko wcześniej, mijało się dziś z celem. Potrzebowała czasu, by wszystko sobie poukładać i zrozumieć, by samodzielnie dojść do logicznych wniosków. Gdyby dał jej rozwiązania na tacy, niczego by się nie nauczyła, wyłącznie ślepo podążając za uniesioną chorągwią, bez własnego zdania, tkwiąc w niedosycie i poczuciu skrępowania.
Nie był to pierwszy raz, gdy poruszali podobny temat i zdawać by się mogło, że w półwilim umyśle ponownie zbudzi się zwątpienie, lecz tym razem nic takiego nie nastąpiło. Tristanowego głodu nie można było nasycić, o tym także zdążyła się już przekonać ku życzliwości Francisa, Primrose, a wreszcie i Deirdre. Nie sposób było jednak odrzucić oczekiwania, mimo świadomości, że pędzić się będzie za niedoścignionym. Wierność paryskiemu akcentowi, w jakim niegdyś się zakochała, uwalniała przyjemny dreszcz, który zbiegł wzdłuż pleców wprost na dół podbrzusza. Choć była już zmęczona po całym miesiącu przygotowań do dzisiejszego przyjęcia, w tej jednej chwili zapragnęła spędzić z nim resztę nocy na obitej czerwonym aksamitem sofie, bezwstydnie przytrzymując go u swego boku, mimo porannego polowania, do którego powinien się przygotować dobrym snem.
- Podanie ceny sugeruje, że to ona będzie wynagrodzeniem. Co w przypadku, w którym pragnienie jest obustronne? - Kobiecy szept lekko muskał płatek ucha, ciepło oddechu niespiesznie gładziło delikatną skórę. - Można sycić się w nieskończoność, wciąż szukając nowych sposobów na odnalezienie spełnienia, wszak lepiej razem, niż w pojedynkę. - Wciąż jeszcze mieli przed sobą wiele zakrytych kart, czekających odkrycia. Czy będzie im dane odsłonić je przed sobą? - Wygląda więc na to, że to twój szczęśliwy dzień. Sądzę, że jesteś w stanie zaoferować mi to, czego pragnę. - Pozwoliła sobie na szerszy uśmiech, którego choć nie mógł dostrzec na jej twarzy, tak z pewnością usłyszał zmianę w tonie głosu. - Oddaj mi siebie, a płonąć będziemy tak długo, aż starczy nam sił. - Choć dziś i jutro, bo przecież wiem, że nie na zawsze. Bezpośredniość wyznania zachęcona była śmiałością czarodzieja. W jego obecności i przy udziale dodatkowego kieliszka wina, wstyd schodził na dalszy plan, nawet jeśli wciąż nie do końca wiedziała czego może od niej oczekiwać.
Wtłoczony do ciała alkohol pobudzał płynącą weń krew, na nowo wzburzając jej bieg. Podczas rozmowy z ciotkami zdążyła już nieco opaść z sił, wiążąc swoje plany z ułożeniem się do snu. Ciężar z wolna opadającej głowy dawał się we znaki, mącił umysł, zaburzał spojrzenie, dziurawił strzępki prowadzonych rozmów. Obecność Tristana skierowała myśli na inny tor, niedalekie od miękkości ciepłych pieleszy, ale i niezupełnie związane ze snem.
Jeszcze tylko przez moment nękał ją przebiegły uśmiech zaskakująco pięknej kobiety o mocnym makijażu, otoczonej mgłą ciężkich perfum. Im częściej o niej myślała, tym bardziej chciała ją poznać, obedrzeć ze skrywanych sekretów, sprawdzić czym jeszcze się zaskoczy. Tymczasem poddała się przyciąganiu czarnej toni Tristanowych tęczówek, pozwalając by wciągnęła ją pod powierzchnię i pozwoliła się zatracić, zapominając o Deirdre.
Poetycko dobranymi słowami zawsze poruszał jej serce, przypominał o wrażliwej cząstce jego duszy, która zdołała się uchować w morzu mroku, jakim sycił się na przestrzeni lat. Oddanie powinności budziły strach oraz niepewność tylko z początku, z czasem przekonując, iż wyższy cel przyświecał im obojgu. Świadomość nie zatracenia się weń bezgranicznie pozwalała utrzymywać równowagę, a także wierzyć, że skoro mimo przeciwności wciąż utrzymywali się na powierzchni, byli w stanie przetrwać wszystko.
- Nowa melodia zmienić może wszystko. Rytm, tempo, nastrój, nasze związane z nią odczucia. Wiedz jednak, że zmian także się nie obawiam. - Sięgnęła po jego dłoń, chcąc spleść ze sobą ich palce, wzrok zaś nieprzerwanie utkwiony był w hipnotycznej toni, od jakiej nie sposób się oderwać. - Dobrze nam razem w tym tańcu - stwierdziła śmiało i bez zawahania, a nawet drzemiący w fotelu gość nie był w stanie wyrwać jej teraz ze skupienia na ukochanym.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]25.11.21 10:57
Nie przyzwyczaiła go do podobnej otwartości, zamknięta w chłodzie własnego smutku odtrącała go dzień za dniem, wywołując frustrację i zniecierpliwienie, stawiała między nimi wysoki mur oziębłości widowiskowo rozkruszony przez kilkoma, może kilkunastoma tygodniami - jego gruzy przypominały tylko o frustrującej tęsknocie. Nie pojmował co prawda natury tej zmiany, ale chyba też wcale nie szukał przyczyny, ślepo podążając za szeptaną przez nią słodką melodią. Jego powieki opadły leniwie, kiedy poczuł na płatku ucha jej oddech; mocniej uderzył go odurzający zapach jej perfum i wreszcie dobiegł go jej melodyjny głos niosący słodkie słowa. Miał w sobie coś ze śpiewu ptaków, był kojący. Potrafił być.
- Niewybaczalnym grzechem byłoby próbować się temu wtedy przeciwstawiać - odparł bez zawahania, wpół teatralnie, jakby zdradzał właśnie wielką tajemnicę świata. - Ognia nie gasi się ogniem, żar, nad którym zatańczy płomień, wznieca się ku pożodze. Niech spłonie wszystko i wszyscy, nie obchodzi mnie to, chcę zapłonąć i spłonąć dziś w tobie. - Nie myślał o poranku wcale, ciężar codzienności szukał odpoczynku, tęsknota mamiła wspomnieniem tamtej jesiennej nocy. Jej bezwstydność była dla niego zaskakująca i bynajmniej nie rozczarowująca. - Zabiorę cię na ścieżkę spełnienia, na drogę ku zatraceniu - obiecał, z przekonaniem i bez najmniejszego zawahania, czy tego właśnie pragnęła, odkrywać różne smaki rozkoszy? Smaki, barwy, zapachy, kochał przecież je wszystkie, nawet rozmiłowany w migoczącym kalejdoskopie uciech trzeźwy umysł odnalazłby zapewne za tymi słowy coś więcej, ale jego otępiony był wypitym alkoholem. W tym momencie myślał tylko o odkrywczej podróży, którą mogli odbyć wspólnie, usta przy ustach, ciało przy ciele, usta przy ciele. Zmiennością nastrojów udowadniała, jak długą mogła być ta droga, subtelnie nęciła zmysły i pobudzała płomienie, które sprawiały, że wszystko inne traciło na znaczeniu. Nie ofiarował jej nigdy wierności, nie pozbył się nigdy kochanki, z którą pokonał znacznie dłuższy dystans tej drogi, ale nie znaczyło to wcale, że pragnął jej mniej. - Raz rozbudzony głód zawsze już będzie pragnął więcej, nie ma słodszej melodii od jego krzyku. Sprawdzimy wachlarz jego możliwości wspólnie, badając jego tkaninę jak płatek za płatkiem zakwitniętej róży. - Ta śmiała otwartość, zwłaszcza po tygodniach chłodu, jakim znów otuliła się po odejściu brata, była zaskakująca, ale odurzony alkoholem nie zastanawiał się nad przyczynami intrygującej zmiany. Jej słowa silniej niż ciekawość pobudzały pragnienie. Znużenie intensywnym wieczorem odchodziło w dal, a senna atmosfera cedziła się momentami chwil w marę pokusy. Lubił tę duszność. - Do utraty sił - wtrącił, nie godząc się na przyjemność odebraną przedwcześnie. - Rozkosz najpiękniej gaśnie wraz z ostatnim tchnieniem - Lecz groza w istocie skryta za tymi słowy nie wykraczała przecież poza ramy emfatycznej metafory. W tej konkretnej chwili myślał już tylko o zapachu jej skóry, wyczuwalnym pod piersią biciem serca i miękkich jedwabiach sypialnianych pościeli. - Na twój rozkaz - dodał usłużnie, wciąż szeptem, usłyszawszy, że był w stanie spełnić jej oczekiwania; stanowczy dotyk, jakim z rozleniwieniem ujął jej podbródek w tej samej chwili, przeczył obranemu tonowi - odgiął go w górę, nachylając się nad smukłą bladą szyją, w dystansie niestosownym wobec śniącego nieopodal krewniaka, lecz to właśnie jego obecność powstrzymała go przed dalej idącym gestem. Odsunął się nieznacznie, tyle tylko, by móc nacieszyć oczy widokiem jej wilego lica, przesuwając palce wzdłuż linii jej twarzy, ku jasnym włosom. Wpatrzone w niego błękitne tęczówki pochłaniały go bez reszty, wyznanie zdradzało pokładaną w nim ufność i wiarę. Zmiany były nieuchronne, bez nich czarodziej mógł tylko tkwić w stagnacji. Evandra miała w sobie mnóstwo odwagi, o jaką nigdy by jej nie podejrzewał - czy płynęła w jej żyłach razem z nadmorską zahartowaną bryzą niesioną na wietrze syreniego śpiewu, czy może pochodziła od krwi magicznych przodkiń? Miała skronie wręcz idealne, by ozdobić je koroną. Z zapatrzenia, wytrącił go nie od razu jej dotyk, palce musnęły dłoń, zacisnął je w odwzajemnionym geście, dokładnie zamykając jej drobną dłoń we własnej, w zdecydowanym uścisku. Łatwo było wypaść z jej kapryśnych łask, tym mocniej próbował zatrzymać tę chwilę - zakląć w pamięci obrazy wpatrzonych w niego błyszczących tęczówek.
- Zawsze pięknie tańczyłaś - Z gracją, jaką na parkiecie opanowało niewielu, z powabem i czarem utkanymi z istoty tego, co widział, a czego wciąż nie rozumiał, wymykała się przecież z ram tego, co oczywiste, gdzieś poza ludzką powłoką. Obserwował to z palącą zazdrością, gdy pojawiła się na salonach i znajdowała rozrywkę w ramionach innych kawalerów. - Zatańcz tej nocy ze mną najpiękniej, jak potrafisz. Jak tylko ty potrafisz, gdy oczy patrzą tylko na ciebie - poprosił, unosząc nieznacznie jej zakleszczoną dłoń - by posłużyć jej jako wsparcie, jeśli zechce powstać, mimo to nachylił się nad jej ramieniem, by szeptać dalej:
- Przetańczymy całą noc, do bladego świtu. Do nowej, bardziej intensywnej melodii. Do szybszego tempa. Do całej gamy nowych odczuć. Od pierwszych westchnień do utraty tchu. Od pierwszego rumieńca do rozpalonego ciała. - Dźwięk, który wydał Pierre, pozostał przez niego niezauważony, cicha szamotanina na jego fotelu przedłużyła zaległą między nimi ciszę, która brzmiała szumem morskich fal uderzających o klify Dover. Dopiero, gdy ucichł, Tristan znów rozchylił usta. - Chcę cię nagą, teraz. - Ton jego głosu zaskakująco szybko przeszedł z cichej prośby w gwałtowne żądanie, mocniej zaciskając dłoń na jej, nagląc ją do powstania; akcent położony na ostatnie słowo wybił się z szeptu, wybrzmiewając głośniej.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]01.12.21 13:05
Sparzył się na niej nie raz, nic więc dziwnego, że był wobec niej ostrożny, bardziej niż by sobie tego życzyła. Wybudowany wokół mur opaść miał już dawno, lecz obawa przed doszczętnym skruszeniem i brakiem odpowiedniej siły wzmagała strach przed otwarciem. Ogarnięta bojaźnią przed zdradzeniem mu własnych sekretów oraz jego reakcji na nie, trzymała je w głębokiej tajemnicy, zachowując wyłącznie dla siebie. Sytuacji wcale nie poprawiała świadomość zadanych wcześniej ran i braku empatycznej wyrozumiałości. Naciskał wtedy, gdy mu to pasowało, kiedy potrzebował odpowiedzi lub pewności, że wszystko idzie po jego myśli. Brutalnością ramion naginał świat do własnych oczekiwań, nie bacząc na otoczenie oraz wpływ, jaki na nie wywierał. Budził chęć sprzeciwu, krwawego buntu okrutnych płomieni, jakie miały go strawić, pozostawiając po sobie wreszcie namiastkę satysfakcji. Niedawno przyszło zrozumienie, że nie był wolny od słabości swojej płci, której świadomość pozwoliła Evandrze spojrzeć na męża przychylniejszym, bardziej wyrozumiałym okiem. Brak stabilności i wierności mógł doprowadzać do szaleństwa, lecz jak można być tak pysznym, by pragnąć dla siebie wszystkiego, nie dając nic w zamian? Jak obarczać go przewinieniami, na które nie ma wpływu, impulsami, których nie potrafi powstrzymać? Życie w sprzeczności z własną naturą jest najokrutniejszą z katorg, której bezwzględność poznawała długi czas na swojej skórze, a której zamierzała się wreszcie wyzbyć. Deklaracji, w których zdradzała swoją gotowość do wyjścia poza bezpieczne, znane sobie strefy padło już wiele, lecz traktowana dotychczas z pobłażliwością postanowiła przestać szukać zrozumienia. Darzyła go ograniczonym zaufaniem i nic nie wskazywało, by miało się to zmienić, ale też nic nie stało na przeszkodzie, by sięgnąć po porozumienie tam, gdzie oboje zdawali się mieć zbieżny cel.
- Usłysz więc moje spragnione wołanie i wiedz, iż ono prędko nie ucichnie - mówiła nadal szeptem, z każdym jego słowem pozwalając wieść się na dalsze pokuszenie. Czy tak też zwraca się do niej, oddanej kochanki, gotowej na niego zawsze wtedy, gdy tego zapragnie? Stęsknionej, kurczowo przywiązanej, panicznie podległej, a jednak żądnej władzy i wyraźnie zaznaczonej pozycji. Czy pieści ją błogą słodyczą i palącym pragnieniem płomiennej pożogi, malując przed nią obraz, jakiemu nie sposób się oprzeć? - Do utraty sił - zgodziła się więc na dźwięk sprzeciwu. Ostatnie tchnienie pachniało gorącą namiętnością, jak i porażającą makabrą, a jednak ich połączenie nie wezbrało w niej strachu ani chwilowego lęku. Czy kiedykolwiek wcześniej zwracali się do siebie w podobny sposób, tak otwarcie ujawniając skrywane dotąd pragnienia? Liryczny romantyzm, listy przepełnione pięknym, acz niewinnym uczuciem i ta opływająca ich słodycz, która w oczach Evandry długi czas jawiła się naiwną wizją przyszłości. Podjęte ryzyko miało się dziś opłacić, nachylając się nad jej szyją mógł wyczuć rytmicznie bijące ciepło, bezwstydnie zdradzające to, czego wciąż nie mówiła na głos. Chciała wieść nim świadomie i zdecydowanie, z zadowoleniem pławiąc się w spojrzeniu, jakiego nie potrafił od niej oderwać; z satysfakcją dostrzegając zainteresowanie, jakie jej poświęcał. Krótkim rozczarowaniem okazał się brak śladu ust, jaki wedle jej oczekiwań miał właśnie znaczyć łabędzią szyję, zamiast tego odsunął się, wywołując zniecierpliwienie i zsyłając do myśli kilka wyjątkowo szpetnych przekleństw w języku trytońskim pod adresem bezbronnego gościa. Niepozorny, skryty w cieniu gasnących świec, obdarzony błogą nieświadomością, miał być wyłącznie chwilową przeszkodą i ta właśnie myśl nasunęła półwili kolejne pytanie, chęć sprawdzenia jak daleko może się dziś posunąć.
Naglący, nieznoszący sprzeciwu ton i wymownie zaciśnięta na szczupłych palcach dłoń wywołały na jej twarzy szerszy, figlarny uśmiech, w jakim zdawała się zamknąć pewną tajemnicę, jakby żaden z okazanych dziś gestów nie pojawił się tu przypadkowo. Wyszeptywane kolejne miłosne zaklęcia nie mogły rozbudzać płonącej już wyobraźni, suto podlana alkoholem krew tętniła gorącem, któremu nie chciała się już dłużej opierać, nagliła do przejścia do czynów. Niewybaczalnym grzechem byłoby próbować się temu przeciwstawiać. Wykwitły na bladym licu rumieniec nie miał w sobie nic ze wstydu.
- Już się bałam, że nigdy nie poprosisz - wymruczała z nutą udawanego smutku, podnosząc się z miejsca, lekko wspierając na uniesionej męskiej dłoni. Przestąpiła pół kroku, już ruszając zgodnie z prośbą do tańca pod czujnym, wygłodniałym spojrzeniem, lecz wtem burgundowa spódnica z gracją zafalowała w obrocie. Nagła zmiana zdania czy zmyślny plan? - Czy wobec tego byłbyś łaskaw mi pomóc? - Stając naprzeciw niemu zwolniła swój uścisk, oswobadzając jego dłoń. Z łatwością zdjęła jeden ze złotych, satynowych pantofli, pozostawiając go na podłodze. Wciąż nie spuszczając wzroku z głębokiej czerni jego oczu, ujęła fragment swej spódnicy, podsunęła go nieco ku górze, odsłaniając smukłą łydkę obleczoną w przypiętą do pasa pończochę. Ugięła kolano, wślizgując się między udami Tristana, by finalnie oprzeć stopę na brzegu obitej aksamitem sofy i utkwić w mężu wyczekujące spojrzenie, celowo ignorując obecność Pierre, sięgając granicy przyzwoitości.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]08.12.21 19:17
Na krótko przymknął oczy, pozwalając otulić się emocjom, jej szepty pobudzały wyobraźnię, jej otwartość zaskakiwała, jak jasny grom przecinając piękno upstrzonego gwiazdami nieba znanej mu codzienności. Pozory blakły, czy musiał utrzymywać je też przy niej? Czy nie odkrył się przed nią już dostatecznie, zrzucając z siebie ciężar własnych słabości przed paroma tygodniami? Wigilijna noc zaklęła ten wieczór niepowtarzalnym czarem, gdy jej odważne piękno przyćmiło zmysły i oderwało myśli od mniej lub bardziej ważkich tematów. Nigdy wcześniej tak otwarcie nie mówiła o namiętności, czy wreszcie postanowiła porzucić dawny chłód i zadbać o płomień domowego ogniska? Nieczęsto rozmyślał o własnych błędach, nie inaczej było tym razem, nie wracał jednak do przeszłości zbyt intensywnie, gdy teraźniejszość wydawała się zdecydowanie ciekawsza i bardziej kusząca. Czuł przecież i widział wzbierające się w niej emocje, im mocniej nieobliczalne, tym silniej trafiające do niego i tym mocniej pobudzające jego wygłodniałe żądze. W swojej otwartości przypominała fantazję, tę z pragnień głęboko ukrytych i odznaczającą się w tym znużonym półśnie niematerialną trudną do pochwycenia pasją. W niczym nie zatracał się w życiu chętnie, co w świecie inspirujących doznań.
- Szaleniec, kto się zbliży i syren tych śpiewy usłyszy - wyszeptał niedbale, na jednym tchu, z napiętym oddechem, odwołując się do dzieła wielkiego poety, czyż nie tym dziś była, syreną, którą zaskakiwała mocą niepozornego głosu, gotowa doprowadzić do utraty zmysłów, na skraj otchłani szaleństwa, tak słodkiego, jak słodki był miód jej warg? Bezwstyd tej chwili usztywniał atmosferę, powietrze skrzące czuciem, którego odblask pamiętał z dnia śmierci Francisa, zdawało się go hipnotyzować własną klątwą, skutecznie poddając się jej urokowi - trudno było mu oderwać spojrzenie od jej zalotnego uśmiechu, może za zasługą przelanego alkoholu, może późnej pory, a może wyłącznie jej czaru, nie dostrzegając intencjonalności żadnego z tych gestów, zamiast tego dając się zakląć tą niewypowiedzianą tajemnicą. Wzbierała się w nim niecierpliwość, niezaspokojony głód pragnął ukojenia, gdy objawiona na jej skórze czerwień kontrastowała z wciąż odważnym kuszącym spojrzeniem. Wzmocnił ramię, zamierzając użyczyć jej większego wsparcia, śledząc wzrokiem jej gesty i grację ruchów, smukłość doskonałej sylwetki. Bez zrozumienia zadarł brodę, gdy płachta spódnicy zafalowała, zatrzymując na jej oczach pytające spojrzenie, nie mogła rozmyślić się w tej chwili.
Ale wcale się nie rozmyśliła, chwilowe zaskoczenie ustąpiło drapieżności, w momencie, w którym jego spojrzenie uchwyciło odsłoniętą łydkę; więc to tak, zamiast zaspokojenia miały trwać katorgi skazujące go na wieczne kuszenie? Jakoś słodko brzmiała ta gorycz, kocie zadowolenie przemknęło przez jego twarz, gdy poczuł jej nogę, nie tylko wstrzymanym oddechem zdradzając napięcie ciała. W źrenicach zatańczyły iskry, wygłodniałe spojrzenie zaklęte jej naturalnym czarem poddało się jej w pełni; głowa opadła o oparcie kanapy, po to tylko, by lepiej ją widzieć. Usta wygiął wilczy uśmiech. Na krótko uciekł kątem oka na Pierre'a, który nagle stał się tak mało istotny, przeźroczysty, nieważny, Tristan winien strzec honoru żony, ale przecież gość śnił pijanym snem, czy rzeczywiście stwarzał zagrożenie? Słodki zapach Evandry, ciepło jej ciała i nęcąca melodia jej głosu pozwoliły mu o nim zapomnieć i przestać poddawać tę kwestię w wątpliwość, alkohol osłabiał czujność. Odwaga, z którą wyszła naprzeciw niemu, wyciszyła inne głosy, czy mógł jej subtelne nuty wyczytać przed laty w listach, w których z łaskawością reagowała na jego determinację? Przesunął głowę nieznacznie w bok, ukrywając się przed niewygodnym gościem za jej sylwetką, gdy dłonie leniwie, z powstrzymywanym pragnieniem, pomknęły wpierw do stopy, badając skrytą pod jedwabiem kostkę, lewa przy niej pozostała, zakleszczając się w mocniejszym uścisku, prawa pomknęła wyżej, jak pająk sunąc wzdłuż skóry w raz z coraz szybciej tętniącą krwią, bezwstydnie pod materiał uniesionej spódnicy, nieprzypadkowo dotknął jej kolana, gładząc je przy zgięciu. Jego serce biło silnym taktem, oddech uciekał, kiedy dłoń wspięła się zdecydowanie wyżej, niż było to konieczne, by sięgnąć podwiązki, łapczywie - ledwie chwilę - sięgając zamiast tego wewnętrznej strony jej uda, nagiej skóry, wykraczając dalece poza granice przyzwoitości, chwilowa sztuczna obojętność na twarzy miała pomóc zamaskować ten gest.
- Czy mógłbym odmówić damie? - spytał kornie, szeptem, w dekoncentracji gubiąc staranność głosek, nie odejmując wygłodniałego spojrzenia od jej błyszczących oczu, wyzywająco. Uczynił to dopiero, gdy zerwał jedwab spod uścisku żabek, obiema dłońmi zsuwając go nieśpiesznie, wzdłuż łydki; ileż w tym było udręki, gdy materiał spódnicy przysłaniał jej ciało, zdjętą pończochę okręcił wokół palców, po chwili zawahania zwiniętą wrzucając do kieszeni własnej szaty. Tęczówki powróciły ku jej twarzy, szukając źrenic. - Zdobyłem fanta, mon ciel étoilé - szepnął poufnie, ledwie rozchylając usta, wielce niefortunnym byłoby przebudzenie się zapomnianego gościa właśnie teraz. Uniósł ku niej dłoń, muskając podbródek, gestem usiłując nakłonić ją do pochylenia się bliżej niego, podobała mu się ta gra. - Co zrobisz, aby go odzyskać? - pytał dalej, wciąż z bezwstydnym uśmiechem. Uśmiechem, który nie sięgał już oczu, z nich zionął tylko głód.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]06.01.22 10:29
Z wyraźnie malującym się na twarzy zadowoleniem chłonęła uwagę, jaką jej poświęcał. Wciąż z uśmiechem, figlarnie przebiegłym, pławiła się w spojrzeniu pełnym głodu, którego sama dziś doświadczała. Trzymała się nadal w ryzach, wahała, walczyła z łomoczącym sercem napędzającym niecierpliwość, za bardzo podobało jej się panujące napięcie, by ot tak skrócić swoje, jak i jego cierpienia. Mogłaby zanurzyć się w tej ekscytacji, czerpiąc przyjemność z samego oczekiwania, wspólnie pokonywanej drogi, ale może by tak sięgnąć łapczywie po to, czego obydwoje chcieli - tu, na obitej aksamitem sofie w otoczeniu jasnego blasku ogarków. Poczuć na sobie ciężar namiętności, zakleszczającą się na udzie dłoń, znaczącą jasną skórę czerwienią pod naciskiem silnych palców. Z kobiecej piersi wydobywał się płytki, urywany oddech wywołany duchotą tego miejsca, idącą w parze z kieliszkami przelanego alkoholu i ciasno wiązanymi strojami. Na co się zdecydować, gdy nie myśli się o jutrze, chcąc pozostać tu i teraz?
Nie uszło jej uwadze, że zerkał co rusz w kierunku śniącego gościa. Czyżby niedostatecznie zajmowała go swoją osobą? Jak w takiej chwili zachowywał resztki trzeźwości, pozwalając sobie na chwilę rozproszenia? Przecież nawet, gdyby Pierre się ocknął, zamroczony alkoholem i zmęczeniem umysł nie pozwoliłby mu uwierzyć w to, co widzi. Lekki uśmiech majaczył się gdzieś między błahym rozbawieniem a drobną irytacją. To był jeden z tych nielicznych momentów, kiedy mogła go mieć wyłącznie dla siebie, nie sposób przepuścić takiej okazji. Miała zatańczyć tak, jakby oczy patrzyły tylko na nią, zachłannie pragnęła jego uwagi poświęconej wyłącznie sobie, teraz i na zawsze.
Czując zaciskającą się wokół kostki dłoń nieświadomie wstrzymała oddech, śledząc wyczuwane, znaczone palcami miejsca. Spomiędzy warg wydarło się nawet urwane, głośniejsze westchnienie, którego brzmienie mogłoby zwrócić uwagę postronnych, gdyby tylko ci nie oddali się w objęcia Morfeusza. Sięgający w górę uda dotyk drażnił delikatnie, mrowienie rozchodziło się w zaskakująco szybkim, pulsującym rytmie, trzymając w napięciu. Słodka tortura, która miała nie posunąć się ani o krok dalej, zawisnąć w tej wpół przyzwoitej niecierpliwości. I tylko jedna, odbijająca się w myślach błagalnym echem prośba, by wcale nie przestawał.
- Odzyskać? - spytała również szeptem, nachylając się wiedziona gestem, nie chcąc jeszcze łączyć ze sobą ich ust. - Z przyjemnością oddam i drugą, ale jeśli jej nie chcesz, to od razu przejdziemy dalej. - Na te słowa radość zniknęła z półwilej twarzy, nie mamiąc już figlarnie rozbawionym uśmiechem. Oparta o miękkość sofy stopa cofa się, by ustąpić miejsca nagiemu już kolanu, to przenosi się nad męskim udem, znajdując miejsce po drugiej jego stronie. Materiał spódnicy podsunął się ku górze, bezwstydnie odsłaniając także i drugie z kolan, które powtórzyło ruchy poprzedniego; ciężar czarownicy oparł się ostrożnie, skutecznie przesłaniając Tristanowi widok na Pierre’a. Nie było już ucieczki, szans na zakamuflowanie jednoznacznych sygnałów. Szczupłe palce prędko odnalazły drogę do jego szyi; jedna wplątała się we włosy, druga, nie pozostając w tyle, wniknęła za kołnierz eleganckiej szaty, długimi paznokciami znacząc odsłonięty fragment skóry mało delikatnymi liniami. Rozwarte wargi czekały z utęsknieniem na pieszczotliwy dotyk, spąsowiały policzek musnął szorstki zarost, próżno jednak szukać w tym geście ciepłej, romantycznej czułości. Karminowe usta znalazły się w pobliżu przysłoniętego ciemnymi włosami ucha, muskając jego płatek ciepłym oddechem.
- Przyznaję, że bardzo podoba mi się ta droga ku spełnieniu, mon rêve - przysunęła swą kibić, chcąc jeszcze mocniej przylec do jego ciała - tylko wciąż daleko mi do nagości, a płonący we mnie ogień stanie się wkrótce niebezpieczny. Chcemy tak ryzykować wystrój Sali Kolców? - Oraz zgorszeniem gościa. Ostatnia szansa na podjęcie zmiany, wycofanie się do własnej samotni, bądź przynajmniej salonu obok. Gdyby zależało to wyłącznie od Evandry, nie prowadziliby już żadnych zbędnych rozmów, wszak gesty mówią same za siebie.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]16.01.22 15:47
Figlarny uśmiech ściągał jego uwagę, zbyt odurzony jej bliskością nie pojmował, z czego wynikała drapieżność, która subtelnie wkradła się w łagodność kuszącego grymasu. Szukał w nim zbudzonego łaknącego pożądania, które ciasnym splotem obezwładniło jego serce i duszę, które przejęło kontrolę nad jego ciałem, skutecznie i przyjemnie, poddawał się temu z lubością, płynął z tym, odnajdywał w tym rozkosz; ogień nabierał rozpędu na dźwięk jej głośniejszego westchnienia wyciszającego pomruki śniącego w pobliżu Pierre'a, zakrytego już całkiem nagłym ruchem jej giętkiego ciała. Otwartość jej słów mamiła obraz obietnicą coraz burzliwszej gwałtowności, zniknął jej wstyd, nie zdołał sięgnąć jej ust, kiedy odsunęła się w tył. Jego ciało naprężyło się odczuwalnie, gdy zbliżyła swoje kolano, bez zwłoki sięgając go łapczywie dłonią, w chwili, w której poczuł je po drugiej stronie swojego uda, dłoń lubieżnie wślizgnęła się pod materiał spódnicy, już nie drażniąco, nie delikatnie i nie subtelnie, a łapczywym, wygłodniałym gestem usiłował zawłaszczyć jej ciało dla siebie. Dotykał jej, jakby chciał ją zawładnąć, pochłonąć, zmiażdżyć w dłoni, kość po kości, dając upust nienasyconemu pragnieniu, uniósł podbródek nieznacznie wyżej, z grymasem rozkoszy zastygłym na ustach. Wolna dłoń odnalazła na oślep, bezbłędnie, drugie kolano, jeszcze ubrane, z którego znacznie bardziej pośpiesznym gestem niż wcześniej zerwał klamry pończochy, osuwając ich materiał niżej, aż w końcu zsunął go całkiem, niedelikatnie i w pośpiechu, szorstko, obcesowo, jej zniecierpliwienie pobudziło jego, nie pozwalało dłużej czekać. Nie widział już Pierre'a, alkohol krążył we wrzącej krwi, ale nie otumaniał tak skutecznie, jak zapach jej słodkiego ciała, jego ciężar i namiętna bliskość, zadra paznokci na piersi i w kaprysie rozchylone miękkie usta zdobione błyszczącym karminem, głośno wypuścił z piersi powietrze, nim sięgnął tych ust własnymi, łapczywie wpijając się w nie z subtelnością wzbierającej się nawałnicy; nie obchodził go wystrój tej sali, o ostatnim gościu zdążył zapomnieć, zawsze był zdania, że to rzeczywistość winna kształtować się podług jego wymagań, nie odwrotnie - a teraz jej drżące emocje w pełni skupiły na sobie jego wolę, jego myśli i jego pragnienia, niby półrzeczywista senna fantazja rozmywająca granice realności, prowadząca w kuszące mgły zepsucia i lubieżnych przyjemności. Dłoń, nie wymykając się spod materiału spódnicy ani nie wypuszczając zwiniętej już drugiej pończochy, sięgnęła wyżej, pod materiał jedwabnej bielizny, gwałtowną pieszczotą, tak daleką od romantycznych uniesień, krzesząc kolejne iskry zebranego ognia.
- Poddaj się tym płomieniom, ma fée - szepnął bezwstydnie, ledwie słyszalnie, zbliżając usta do jej ucha, gdy ześlizgnął je w końcu z jej ust, oddech się urywał, serce biło z mocą, przetaczając tę rozkosz przez cały krwioobieg, każdy fragment suszonego pragnieniem ciała. Znużenie długim dniem jedynie mocniej wpędzało go w krajobraz onirycznego marzenia, które usnuło wokół nich nierzeczywistą odurzającą mgłę, niewidoczną dla ludzkiego oka. - Daj im się ponieść, zrób, czego pragną. Nie dbam o to, co zdolne są zniszczyć, wejdę w nie i spłonę. - Otarł się bokiem twarzy wzdłuż jej szyi, do linii dekoltu, wolną dłonią naciągając materiał niżej, by równie niedelikatnie, nie zwracając uwagi na konstrukcję bielizny ani tym bardziej jej wygodę, wysunąć spod niego mlecznie jasną pierś, nie pamiętając już wcale o gościu śniącym za jej plecami. Nie miała dziś na sobie gorsetu, a prowokacyjna lekkość jej talii kusiła go cały wieczór. Wpierw zacisnął dłoń, palce, do bólu, nachylił się po chwili, szukając aksamitu jej skóry spragnionymi ustami, krew tętniła w skroniach, wyciszając dźwięki wokół, świat przestał istnieć - liczył się tylko ten, który stanął w płomieniach. Ogień był jej żywiołem, ale on się go nie lękał, od lat nosił po nim blizny. Pomarszczona odbarwiona skóra przedramienia nosiła niegasnące ślady smoczych poparzeń. - Zapłonę - mruknął chaotycznie, półprzytomnie, już nie szukając szeptem jej ucha, między jednym pocałunkiem a drugim, nie pocałunkiem stęsknionego kochanka, a łapczywą i zaborczą pieszczotą wygłodniałego. - W tobie - Odjąwszy dłoń od jej ciała, zarzucił zdjętą pończochę na jej szyję, dwukrotnie, silnym chwytam ściskając ją przy jej ciele, nacisk materiału podrażniał napiętą krtań, napiąłby się na niej boleśniej, całkiem odbierając dech, gdyby spróbowała się odsunąć, lecz już po chwili sam gwałtownie szarpnął ją za ten materiał ku sobie. Szybkim gestem odrzucił sprzączkę pasa, gotów wziąć ją tu i teraz, otumaniony jej bliskością w pełni. Pod płachtą spódnicy o wysokim stanie odnalazł jej biodro, wierząc, że nadawał prowadzenie temu tańcowi. Zatańczmy razem, Evandro, w drodze ku spełnieniu, zatańczmy jakby jutro miał się skończyć świat.
Do utraty tchu, do ostatniego tchu, do rytmu pobudzonych serc i do błysku wygłodniałych spojrzeń, oddaj mi się, ty, najpiękniejsza z pięknych, najdobrotliwsza z dobrych i najczulsza z czułych, noc się dopiero zaczyna. Księżyc oświetla niebo, a migoczące gwiazdy usłyszą twój krzyk, który słodką melodią otuli mnie do snu.

/zt x2 :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]07.09.24 16:35
| przychodzimy stąd

- Poniekąd. Będę miała w związku z tym pewną prośbę. - potwierdziła przypuszczenia Evandry spoglądając przed siebie. - Ale nie zamartwiaj się zbyt mocno, powiedzmy, że testuje jego skuteczność. Choć znów, nie dołożyłam wielu starań by szczególnie się przed nim ukryć. - przyznała stawiając kolejny, spokojny krok przed sobą. - Poza tym, zostawiłam mu sporą lekturę na wieczór - jak sądzę po treści listu domyśli się dokąd skierowałam swoje kroki. Planuje pewne przedsięwzięcie, choć oczywiście, potrzebuję najpierw jego zgody. - wyjawiła z zadowoleniem. Jeśli sprawy biegły wedle jej myśli, Manannan właśnie odnajdował pozostawiony na jej łożu list i teczkę z wyliczeniami dotyczącymi planów, które opisała i do których przygotowywała się w mijającym wcześniej czasie. Swoim zwyczajem - złość i irytację przekuwając w działanie. Na nim się skupiając, na nim opierając myśli by nie poddawać się bzdurnym rozważaniom, które jedynie przyniosłyby jej frustrację. A tej nie mogła się zbytnio poddawać - przynajmniej nie w swoim stanie. - Tym, czego chcę najmocniej jednak - pomijając wzbudzenie lekkiej irytacji w mężu - to spędzenie z tobą trochę czasu, moja droga. - przyznała spoglądając na piękną wile kroczącą u jej boku, rozciągając wargi w urokliwym uśmiechu w którym nie dało się dostrzec ni fałszu, ni wystudiowanej gry. Miały wiele lat do nadrobienia - a Melisande sądziła, że ostatnio naprawdę udało im się odnaleźć prawdziwą nic porozumienia. Poza tym, Evandra, posiadała umiejętności, których nie posiadała ona sama - i, jak w każdej z jej relacji - tą chciała posiadać, by móc z niej korzystać.
- Idealny plan. - zgodziła się rozciągając wargi w uśmiechu - było jej wszystko jedno dokąd skierują swoje kroki o ile będę mogły pomówić na osobności. Chciała prywatności nie przerywanej spojrzeniami, czy słowami kogoś z rodziny. Bez świadków czy to w postaci mieszkańców zamku, czy obrazów o których wspomniała będą mogły pozwolić sobie na całkowitą szczerość. - Ostatnie czego bym chciała to zmuszać cię teraz do nadmiernego nadwyrężenia samej siebie. - powiedziała wchodząc niewiele później do Sali Kolców. Rozejrzała się po niej, pamiętając rozmowy, które tutaj prowadziła - przeważnie oblekane powagą sytuacji. Odwróciła głowę odnajdując spojrzeniem swoją służkę, machnęła ręką pozwalając jej oddalić się na resztę wieczoru, Anitha znała zamek i resztę służby w końcu razem z nią wyszła z domu. Weszła głębiej do pomieszczenia podchodząc do jednego z siedzisk, przesuwając palcami po żłobieniach krzesła, przeszła dalej, odsuwając jedno brodą wskazując je Evandrze. Sama odsunęła kolejne ustawiając je na przeciw, zasiadając. - Zanim jednak wszystko inne, powiedz mi, moja droga, jak się czujesz? - zapytała wyciągając rękę, by ułożyć ją na chwilę na jej ramieniu. - Moje własne emocje doprowadzają mnie do szału, sądzę że nie jestem w tym odosobniona. - przyznała odchylając się by plecami odnaleźć oparcie krzesła, ręce układając na podłokietnikach.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Kolców [odnośnik]07.09.24 17:05
- Oh czyli lubicie się przekomarzać? - pozwala sobie na żartobliwy ton. - Mnie dotąd przez głowę nie przeszło, by w jakikolwiek sposób testować Tristana, choć muszę przyznać, że to intrygująca myśl. Czy to jakaś forma gry z zagadkami, po których rozwiązaniu dotrze do ciebie, by złączyć się w romantycznym, miłosnym uścisku? - sięga po drobną teatralność. - Cokolwiek zawiera się w tym planie, możesz liczyć na moją pomoc.
Po dotarciu do Sali Kolców skinieniem głowy dziękuje Melisande za podsunięte krzesło i zajmuje na nim miejsce, usadawiając się wygodnie. Kiedy lady Travers układa dłoń na jej ramieniu, pokrywa ją na moment własną, by pokazać, że docenia jej opiekuńczość.
- Początki nie są łatwe, to prawda. Nastrój jest trudny do opanowania, otoczenie nie pomaga. Jedni schodzą z drogi, drudzy próbują się przymilać i ugłaskiwać. Oba te rozwiązania potrafią doprowadzić do szału i nie sposób określić, która z reakcji najdzie cię tym razem. - A przynajmniej tak to wyglądało w jej przypadku, kiedy w pierwszych miesiącach organizm zdawał się walczyć z nowym stanem. - Mnie z czasem nieco przeszło i udało się uspokoić. Względnie - dodaje z uśmiechem, bo w jej przypadku chwiejność jest czymś naturalnym, także poza stanem brzemiennym. - A ja… - urywa jeszcze nim nawet rozpędza się z odpowiedzią, kiedy przyłapuje się na tym, że próbowała właśnie poczęstować szwagierkę powtarzanym każdemu zapewnieniem. - Różnie - wzdycha ciężko, decydując się na szczerość. Skoro mają się przed sobą otworzyć, nie powinna zagłębiać się w sztuczną grzeczność. - Są chwile, kiedy bardzo cieszę się z tego, że Estelle już wkrótce przyjdzie na świat. Nie mogę się też doczekać możliwości przejścia z jednej strony pałacu na drugą bez łapania zadyszki i kilku przystanków. - Wywraca oczami, bo jest przez to zmuszona ograniczać się do części domu i nie zapuszczać zbyt daleko, bo droga powrotna potrafi być naprawdę męcząca. Trudno przemieszczać się po ogrodach, o nocnym zejściu do kuchni po kanapkę z szynką nie wspominając. - Ale są też chwile, kiedy łapie mnie strach, kiedy wpadam w panikę w obawie przed przyszłością i tym, co zaraz nastąpi. - Na samą myśl czuje ścisk w gardle, więc tam też wędruje dłoń ozdobiona obrączką i zaręczynowym pierścionkiem z błyszczącym czerwienią kamieniem. - Wiem, że… nie będzie to łatwe. - Ładnie powiedziane, biorąc pod uwagę warunki, w jakich dziewczynka ma przyjść na świat, a które to mają zaistnieć wedle wróżby Hypatii. - Czasem odnoszę też wrażenie, że tracę rozum. Nie pomaga fakt, że mam świadomość, że wszyscy mnie stale obserwują. Wiem, że to obawa, że zapobiec chcą potencjalnym problemom, ale sprawia to, że są dni, kiedy wolę zamknąć się w swojej komnacie i nie rozmawiać z nikim przez tydzień. - Pozwala sobie na blady uśmiech, próbując obrócić to wszystko w żart, a nie przygniatać Melisande ciężarem, który naprawdę za tym wszystkim stoi.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]08.09.24 12:57
Przekomarzać? Brwi Melisande unoszą się łagodnie ku górze. Właściwie, odpowiedź na to była tylko jedna. Lubiła jego złość, irytację, a by do niej doprowadzić niejako musiała siegnąć po rzeczy, które go ruszą. Uniosła wargi w ujmującym uśmiechu.
- Nie tym razem. - powiedziała na chwilę łapiąc tęczówki Evandry nim spojrzała ponownie przed siebie. - Chce żeby mi udowodnił, że będzie w stanie mnie odnaleźć za każdym razem. Ta grę dopiero zaczynamy. - uśmiech zszedł z jej warg kiedy na krótką chwilę zburzyła go powaga. Miała pewność co do jego siły, ale przestała mieć ją co do jego lojalności, czy chęci posiadania jej właśnie. Może jednak utknęli z sobą, na nadchodzący czas - ten mogła wykorzystać poruszając się po drażniących go strunach, by w swej złości nie była sama. Choć Manannan zdawał się nie do końca pojmować jej myśli całkiem. - Choć możliwe, że wspaniałomyślnie obdarzę go jakąś nagrodą za wysiłek. - powaga odeszła zastąpiona uśmiechem kiedy wchodziła do Sali Kolców, zajmując miejsce zaraz obok Evandry. Zawołała Prymulkę by przyniosła jej sok z pomarańczy spoglądając na nestorową by i jej życzenie zostało spełnione.
- Ostatecznie możesz każdego przypalić, mnie niestety brak takiej możliwości. - zaśmiała się, wiedziała o możliwościach które skrywała jej krew. Zazdrościła jej ich. Każdej jednej. Byłoby jej z nimi łatwiej. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że nie miała ich nigdy posiąść.
- Przyszłość należeć będzie do nas, moja droga. - powiedziała ze spokojem, wyciągając ręce, żeby ująć te należące do Evandry. - Tristan nie pozwoli by stało się inaczej. - nie miała co do tego żadnych wątpliwości. - Nasze dzieci wychowają się razem i będą dla siebie wsparciem dalej. - nachyliła lekko głowę. - Gdybyś chciała kiedyś umknąć przed ich spojrzeniami Corbenic Castle zawsze powita cię z przyjemnością. - przypomniała jej łagodnie. Nie musiała spędzać czasu samotnie w komnatach. - Ja zwłaszcza, mój mąż najchętniej już nie wypuszczałby mnie z zamku. - westchnęła odnajdując plecami oparcie krzesła. Zmarszczyła brwi wydymając w niezadowoleniu usta. - Nadal nie dociera do niego, że sam był przyczyną mojej utraty przytomności ostatnio. Ale to nie łatwe, prawda? - zapytała, wracając tęczówkami do Evandry. - Nie móc się nawet porządnie zezłościć. - westchnęła, unosząc dłoń, którą ułożyła na własnym brzuchu, nadal niewielkim. Choć dzisiaj już odrobinę widoczniejszym, choć niezaznajomiony z tematem poboczny obserwujący nie dostrzegłby żadnej różnicy. - Kilka dni temu byłam niemal pewna, że dwie minut dłuższej rozmowy z lady Annabell i wydrapie jej oczy. - mruknęła pozwalając by kształtny nos zmarszczył jej się odrobinę. - Wspaniałomyślnie jednak znalazłam dla siebie zajęcia na nadchodzący czas. - przyznała rozciągając w zadowolonym uśmiechu wargi. Ale zaraz rozszerzyła mocniej oczy jakby z czegoś zdała sobie sprawę. - Wybraliście imię. To będzie dziewczynka? - zapytała przekrzywiając głowę. Pozwalając znów zejść się brwią. Skąd Evandra brała własną pewność? Nie wiedziała. Ale może nie była ona różna od tej, którą posiadała ona sama - chociaż teraz, trochę później kiedy emocje związane ze snem w niej opadły próbowała podejść do sprawy racjonalniej.
- Powiedz mi, Evandro, twój dar - jesteś w stanie oczarować kogoś na tyle, by wyznał ci skrywaną prawdę? - zapytała kiedy temat dzieci i nadchodzących spraw zdawał się za nimi całkiem, docierając w końcu do tematu, który istotnie chciała poruszyć.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Kolców [odnośnik]09.09.24 9:20
Odnaleźć za każdym razem. Wstrzymuje na chwilę powietrze, kiedy myśli momentalnie uciekają do dnia, w którym Tristan rzeczywiście musiał jej szukać. Towarzyszące jej przerażenie, złość na samą siebie, oraz poczucie niesprawiedliwego potraktowania przypominają jej się do dziś, kiedy przed oczy wyobraźni wnika sylwetka Justine Tonks. Stara się przysłuchiwać szwagierce z uwagą, lecz wyłapuje dopiero jej uśmiech, gdy ta wspomina o nagrodzie.
- Oh, nawet nie wiesz, jak bardzo potrafi to być nieznośne! - obrusza się, choć z rozbawieniem, kiedy składa u Prymulki zamówienie na szklankę wody. - Ale przyznaję, miło jest czasem zaznaczyć swoje zdanie. - O czym wie już całe Château Rose, bo skrzące się iskry można znaleźć w pałacu nie tylko w czasie, gdy oczekiwane jest przybycie małej księżniczki. Ileż to razy zasłony stawały w płomieniach i należało wymieniać je na nowe? Ile kwiatów zwiędło i skrajów mebli nadpalono? Przynajmniej cała służba stała się już niezwykle biegła w gaszeniu pożarów. Mruga kilkakrotnie, nie będąc pewną, czy się przesłyszała, czy może jest właśnie świadkiem sekretnego kodu między małżonkami.
- Jak to straciłaś przytomność? Co się stało? Mam nadzieję, że dobrze się już czujesz - w jej głosie przebija się nuta niepokoju, bo choć w istocie czarownica wydaje się wyglądać w porządku, tak podobne omdlenia mogą być niebezpieczne. - Chyba że mówisz metaforycznie - dodaje po chwili, mając nadzieję, że taka jest prawda. - Myślę, że to dlatego chcą nas zamykać po komnatach. By mieć pewność, że nikomu nie będziemy uprzykrzać życia. - Ciężkie westchnienie i wywrócenie oczu. Półwila jest wdzięczna, że otaczający ją czarodzieje mają w sobie na tyle cierpliwości, by utrzymać się w ryzach, znosząc chwiejność jej humorów. Cierpliwości, bądź innej hierarchii priorytetów, która nakazuje służbie wybrać wynagrodzenie ponad święty spokój. Wyjazd do Corbenic Castle jawi się przyjemnymi skojarzeniami, jednak to Pałac Róż jest jej domem i to tu chce być, by doczekać końca rozwiązania, nawet jeśli w międzyczasie ma kogoś (bądź siebie) doprowadzić do szewskiej pasji.
- Oh tak, nie wspominałam ci? - przejmuje się od razu, wyłapując zdziwienie szwagierki. - W noc po rytuale na festiwalu lata, Wielki Lugh zesłał mi wizję, ukazując mi przyszłość dziecka, a raczej… lawinę metafor, które w większości wciąż stanowią dla mnie zagadkę. - Nawet nie próbuje unosić wyżej kącików ust, by udawać, że jest zachwycona otrzymaną przepowiednią. Cieszy się, że dziecko przyjdzie na świat, to prawda. Zachwyca ją fakt, że dziewczę będzie piękne, mądre i waleczne. Problem polega jednak na tym, że nie chce, by zaistniała w obrazie wojna, wszechobecne cierpienie oraz żal spotkały Estelle i zmusiły do życia w trudnej rzeczywistości. Po to przecież dzisiaj walczą, aby przyszłe pokolenia nie musiały się już o nic martwić. To jedna z tych myśli, które nachodzą lady doyenne i zmuszają do ciągłego zamartwiania, bo nie jest w stanie nic zrobić, by temu zapobiec. - A ty, jakie Lugh wręczył ci błogosławieństwo? - Wychodzi na to, że mimo iż od festiwalu minęło już kilka miesięcy, tak nie miały dotąd okazji, by wymienić się spostrzeżeniami.
- Hm? - dziwi się w pierwszej chwili na zadane pytanie. Rzadko kiedy porusza z kimś temat swoich umiejętności w formie innej, niż żartobliwej, wspominając płonące przedmioty. - To zależy, jak usilnie dany pan chce tę tajemnicę dla siebie chować, ale muszę nieskromnie przyznać, że rzadko spotykam się z odmową. - Teraz to ona przechyla lekko głowę na bok i układa ręce na podłokietnikach, bębniąc cicho palcami po drewnianej ramie. - Czyj sekret zamierzamy zdobyć? - od razu przechodzi do sedna sprawy, kiedy chochliczy uśmiech zdobi jej twarz, jasno wyjawiając nastawienie doyenne w tej sprawie.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala Kolców [odnośnik]09.09.24 10:56
Lekki śmiech rozchodzi się po Sali Kolców. Cóż, przypalanie rzeczy wokół istotnie czasem musi właśnie takie być, ale znów może tylko wierzyć jej na słowo. W końcu nigdy nie miała dostać okazji, by przekonać się o tym ponownie.
- Z pewnością. - potakuje z rozbawieniem potrafiąc sobie wyobrazić płonące przedmioty w pokojach i szybko nabyte umiejętności służby w gaszeniu pomniejszych pożarów. Sięgnęła po szklankę z sokiem, zanurzając w niej wargi. Cóż, właściwie nie powinna wspominać o tym, ale komu innemu miała się poskarżyć, jeśli nie Evandrze właśnie? Ostawiła ją, unosząc rękę, żeby machnąć nią nonszalancko.
- Nic mi nie jest. - zapewniła ją od razu, westchnęła, opadając na oparcie ponownie, marszcząc nos. - Manannan wzburzył mnie do tego stopnia, że winien się cieszyć iż nie posiadam zdolności podobnych do twoich, bo przed omdleniem zdążyłabym puścić z dymem całe Corebnic Castle. A przynajmniej jedno skrzydło zamku. - wywróciła oczami zakładając mało elagancko nogę na nogę. Nie robiła tego wśród innych, pozwalając sobie na to tylko przy tym, których decydowała się ofiarować kredyt zaufania i pogląd na prawdziwą . - Nie byłam wtedy jeszcze… świadoma mojego stanu, dlatego pozwoliłam się poddać złości. - tłumaczyła dalej spoglądając na bratową. - Jestem okazem zdrowia, moja droga. Muszę tylko pilnować emocji. - zaśmiała się zaraz, odrzucając odrobinę głowę do tyłu. - Oh, proszę, Evandro. Moje niezdecydowanie na pewno wprawia w zachwyt Anithę i resztę służby. A drażliwość jest miodem na ich dusze. - mówi lekko w żartobliwej manierze. Choć trudno nie oddać Evandrze racji we własnym stwierdzeniu, może istotnie chęć by pozostawały w domu bierze się z czystej potrzeby by nie narobiły wrogów w czasie w którym rozdrażnić potrafił je nawet oddech.
Uniosła brwi wyżej w zaskoczeniu słuchając słów Evandry mierząc jej śliczną twarz spojrzeniem jakby zastanawiając się nad tym co mówiła.
- Nie jesteś wilą i jasnowidzem? Upewniam się tylko. - mruknęła marszcząc nos po zawieszonym między nimi pytaniu o błogosławieństwa. - Ja… - po raz pierwszy widocznie się zawahała - nie dzisiaj, bardziej w całej historii ich znajomości i rozmów. - …jak sądzę, zostałam nim obdarza później od ciebie. Miesiąc po wydarzeniach kończących Festiwal. - przyznała w końcu, spoglądając przed siebie, dłonie splatając na brzuchu przed sobą, marszcząc odrobinę mocniej brwi. - Ale - brwi zeszły się mocniej, wargi wykrzywiły w niezadowoleniu, a może nieprzyjemnym uczuciu wspomnienia wizji. - powiedzmy, że to co zobaczyłam było tak konkretne i dosadne, jak tylko się dało. I z jednej strony moja racjonalna strona każe mi poczekać, jeśli na świat wydam syna, będzie w końcu potwierdzeniem wszystkiego co tam zobaczyłam, czyż nie? Ta druga, mówi że działać powinnam już teraz. Trzecia pyta czy istotnie w przyszłość chcę ingerować? - na twarzy wypisaną ma wątpliwość kiedy spogląda w kierunku bratowej. - Jeśli chcesz, możemy spróbować razem rozwikłać metafory, które widziałaś w swoim śnie. - zaproponowała, może razem były w stanie dojść do jakiś wniosków. Rozwikłać zagadki postawione przed wilą.
Nie owijała się wkół tematu, badając nastrój - czy próbując niezauważalnie podejść wyżej. Wystosowała własne pytanie ze znajomą sobie pewnością. Chciała rozwiązania - satyskacjonującego. Pewnego. Ale nie miała pewności czy to, które posiadała Evandra mogło być takie. Cóż, zawsze mogło być jakimś początkiem. Z uwagą wysłuchuje padających z jej ust wyjaśnień mimowolnie zastnawiając się nad tym - jak bardzo istotnie obiekt jej uwagi chciał tą informację zachować dla siebie. Ciemne spojrzenie odwracając przed siebie. Dłonie układając na podłokietnikach podnownie. Dając sobie jeszcze chwilę, kiedy spoglądając w ciemność za oknem zastanawia się, czy naprawdę zdecydowana jest to zrobić. Ale odpowiedź może być tylko jedna. Broda mimowolnie unosi się jej wyżej, przekręca głowę, żeby spojrzeć ku bratowej. Pochyla głowę, rozciągając wargi w czymś na pozór przypominającym uśmiech, ale jest w tym coś co go wykrzywia, odnajdując się w jednym tonie z tym znajdującym się na pięknej, wilej buzi.
- Mojego męża, rzecz jasna. - padło pomiędzy nimi. Jej brwi unoszą sie wymowniej, usta wydymają w niemym pytaniu - pomożesz mi Evandro? Głowa przekrzywia odrobinę na bok, oczy mrużą. - Chcę wiedzieć z kim spędził noc trzynastego września. - wyjawia wprost, mimo palącego wnętrzu wstydu, pogardy wyginającej się w ustach, pokłosia złości w spojrzeniu. - Mam do pomówienia z tą kobietą. - oznajmiła, poza szczątkami emocji, zdaje się spokojna pogodzona ze sprawą, a może podążająca wyznaczonym planem.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Sala Kolców
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach