Rosarium
Strona 4 z 4 •
1, 2, 3, 4

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Rosarium
Wyodrębniona reprezentacyjna część ogrodu pełni funkcję rosarium, przeróżne gatunki czerwonych róż ozdabiają rabaty oraz szklarnie, zachwycając aksamitnymi płatkami, przestrzegając ostrymi jak brzytwa kolcami i obezwładniając intensywnym kwiatowym zapachem. Rosarium mieściło się w ogrodach Chaetau Rose już przy pierwszym projekcie dworu w 1345 r. i od tamtej pory pozostało w praktycznie niezmienionym - choć znacznie powiększonym - kształcie. Dziś pomiędzy kamiennymi ścieżkami rośnie na rabatach rośnie około 300 gatunków róż, a wewnątrz szklarni - kolejne 100. Oprócz urokliwych spacerów i odpoczynku na trawie, czas można spędzać tak wewnątrz szklarni - raczej zimą z uwagi na podwyższoną temperaturę - gdzie znajdują się stoliki kawkowe wraz z krzesłami, jak i w urokliwej, obrośniętej pnącymi się różami białej altanie, wewnątrz której można przysiąść na kamiennych ławach i z której rozciąga się zachwycający widok na morze. Przy różach zwykle gnieździ się dużo zapylających owadów - zwłaszcza trzmieli i wielobarwnych motyli.
Corinne zdecydowanie nie była postępowa, nie lubiła też kontrowersji i starała się ich nie wzbudzać. Lubiła wyróżniać się spośród rówieśnic urodą, ale w kwestii ubioru wolała trzymać się sprawdzonych, konserwatywnych rozwiązań. Próżno było w jej garderobie szukać nowoczesnych krojów czy jakiejkolwiek sukni, która odkrywałaby łydki, ale największą zgrozę i tak budziły w niej kobiety w spodniach, które jawiły jej się jako wyłącznie męski element garderoby i bardzo źle świadczyły o kobiecie, która się na nie decydowała. Corinne nie chciała, by ktokolwiek choćby pomyślał, że mogła mieć jakiekolwiek feministyczne skłonności.
- Rozumiem, że jest zajęty. Jako mężczyzna ma wiele obowiązków, z których nie musi zwierzać się żonie. – Zwłaszcza, że nawet się nie znali. Jej pan ojciec także nie spowiadał się matce ze wszystkiego, co robił. Żona miała być posłuszna i na niego czekać. – Poczekam jeszcze kilka dni, a później… Czy to dobry pomysł, abym sama zainicjowała rozmowę i odwiedziła go, gdy będzie w posiadłości? Naprawdę chciałabym go lepiej poznać. Nie chcę, żebyśmy byli sobie obcy lub pałali do siebie niechęcią. – Naprawdę chciała przynajmniej podjąć próbę znalezienia nici porozumienia. Nie chciała zamykać się w komnatach jak nadąsana pannica, której nic nie obchodzi, a zależało jej, żeby między nią a jej mężem powstały jakieś relacje, nawet jeśli nigdy się nie pokochają, to chciała, żeby przynajmniej żyli ze sobą w zgodzie i potrafili rozmawiać. – Zawieszenie broni? – podchwyciła kolejny temat wspomniany przez Evandrę. – Czy to oznacza, że… mugole i ich miłośnicy aktualnie nam nie zagrażają? – Młódka nie znała się na polityce, nie znała prawdziwego obrazu sytuacji w świecie, ale czystokrwista propaganda trafiała i do niej. Rzecz jasna informacje które docierały do jej uszu były przefiltrowane, oszczędzano jej rzeczy przykrych, mogących ją zbytnio zmartwić lub nieodpowiednich dla kobiecych uszu, ale z tego, co wiedziała, wyłaniał się obraz mówiący o tym, że to właśnie mugole, szlamy oraz miłujący ich zdrajcy czarodziejskiej rasy stali za problemami ostatnich miesięcy, i że w swojej nienawiści do czystokrwistych i zazdrości wobec tych, którzy urodzili się lepiej i mieli więcej, pragnęli sprowadzić wszystkich do swojego poziomu. Bała się tego, za bardzo kochała swoje wygodne, dostatnie życie i uważała, że czystokrwiste pochodzenie czyni ją kimś lepszym i ważniejszym. Nie wiedziała też, że zagrożenie naprawdę mogło być realne i że Evandra już się o tym przekonała.
- Więc mieliście szczęście, że mogliście się poznać przed zaręczynami i ślubem – odezwała się, myśląc że tak w istocie jest lepiej, wyjść za kogoś, kogo się zna. Jej to nie było dane, ale zawsze mogło być gorzej, więc i tak nie mogła narzekać. – Myślisz, że jest szansa, że ja i Mathieu też kiedyś… będziemy się kochać? Albo przynajmniej lubić? – zapytała po chwili, choć na ten moment ta myśl wydawała jej się dziwaczna i abstrakcyjna. Ale nie niemożliwa, prawda? Przecież pewnego dnia, może za kilka miesięcy lub lat, mogli się w sobie zakochać. Evandra najwyraźniej była przykładem, że odnalezienie miłości w aranżowanym małżeństwie było możliwe. Wystarczyło, żeby obie strony tego chciały. – Nie znam go, ale chcę dać temu szansę. Nie tylko dlatego, że to mój obowiązek jako żony, ale po prostu… Chcę, żebyśmy nie byli tylko parą obcych ludzi których połączyły ze sobą rodziny. – Zdecydowała się na szczerość, ale najzwyczajniej w świecie chciała się z kimś podzielić rozterkami, porozmawiać, może usłyszeć jakąś radę. Chętnie poznałaby też więcej szczegółów z historii relacji Evandry i jej męża, ale była tu krótko i nie chciała uchodzić za zbyt wścibską, zbyt wtrącającą się w sprawy, które bądź co bądź były dość intymne. Z biegiem czasu, kiedy poznają się z Evandrą bliżej i będą spędzać ze sobą więcej czasu, na pewno dowiedzą się o sobie wzajemnie wielu rzeczy. Teraz powstrzymała się od bardziej dociekliwych pytań.
- Nie chcę się od nich oddzielać, zapominać o swoich korzeniach – zapewniła. Nie zamierzała zapominać o tym, kim była przed ślubem ani odcinać się od bliskich. Mogła zmienić nazwisko i miejsce zamieszkania, ale z krwi zawsze pozostanie Avery. Nie zapominała o tym, choć wiedziała, że musi angażować się w życie nowej rodziny i że w towarzystwie będzie występować jako Rosier. – Zamierzam wkrótce ich odwiedzić. Brat zawsze był mi bardzo bliski i chcę, by wciąż był obecny w moim życiu. – Było jej wręcz dziwnie być tak daleko od niego, w Ludlow zawsze spędzali razem mnóstwo czasu, kiedy nie byli zajęci obowiązkami przypisanymi swoim płciom. Brat zawsze był osobą, której ufała i mogła na nim polegać. Jej ślub nie mógł wymazać tej bliskości. Nie zamierzała też odcinać się od rodziców. Pan ojciec co prawda nigdy nie miał dla niej wiele czasu poza tym, co niezbędne, ale matka na pewno ucieszy się z jej wizyty. Dzieci były jej największą życiową radością i szczęściem. Ale na pewno Corinne miało być dziwnie pojawić się w Ludlow już nie jako mieszkanka, a jako gość. – Z pewnością czeka mnie wiele rozmów z lady Diane, wydaje się naprawdę… miła – przyznała. Nie zamierzała unikać matki swego męża, zwłaszcza że ta wydawała się życzliwa i zaciekawiona jej osobą. Corinne wydawało się, że miały szansę się polubić, a to dobrze wróżyło na przyszłość. Mimo różnicy pokoleń jej doświadczenia też na pewno były cenne i warte poznania.
Przyglądała się uważnie mijanym różom, a także temu, co robiła z nimi Evandra. Starała się powtarzać jej gesty i zapamiętać poszczególne czynności, co przychodziło jej o tyle łatwiej, że znała już podstawy pielęgnacji roślin. Wiedziała też, że musiała uważać na kolce, a także na delikatność młodych łodyg oraz pąków, dlatego unikała bezpośredniego dotykania jeszcze nierozwiniętych kwiatów oraz czubków rosnących pędów.
- Mam nadzieję, że nie zawiodę Mathieu ani nikogo innego w tym względzie, i że za rok o tej porze będę już dumną matką – rzekła, gdy rozmowa zeszła na temat dzieci. Oby udało jej się szybko zajść w ciążę, mimo młodego wieku zdawała sobie sprawę z tego, w jakim celu zawierano małżeństwa: dla przedłużenia rodu. Żona była po to, by rodzić mężowi dzieci i zapewnić ciągłość jego linii. Jej samej mogło to także zapewnić lepszą pozycję na dworze męża, zwłaszcza gdyby powiła syna. Choć w skrytości serduszka pragnęła mieć także córkę, która stałaby jej się tak bliska, jak ona była dla swojej matki, ale zdawała sobie sprawę, że oczekiwano od niej przede wszystkim męskiego potomka, co najmniej jednego. Zostanie matką było jej obowiązkiem, ale… chciała tego. Nie zamierzała uchylać się od macierzyństwa, choć pewnie początki będą ciężkie, strach budziła też wizja samego porodu. Wiedziała, że na mężatki niezdolne do powicia potomstwa bardzo źle patrzono. Były chybioną inwestycją. – Chętnie poznam działalność Smoczych Ogrodów, chciałabym je odwiedzić i poznać, w sposób stosowny dla kobiety – zapewniła. Wiadomo, że jako dama nie będzie bezpośrednio zajmować się smokami, ale zapewne były w rezerwacie miejsca, gdzie można było bezpiecznie podziwiać smoki i poznawać dziedzictwo Rosierów. – Oczywiście, chętnie pomogę, choć nie śmiałabym nazywać się prawdziwą zielarką. Nie posiadam takiej wiedzy, jak moja matka i ród jej pochodzenia, ale na miarę tego, co wiem, mogę spróbować pomóc – zapewniła. Nie była profesjonalistką, raczej amatorką, ale coś tam wiedziała, o to czego nie wiedziała zawsze mogła zapytać matki lub kogoś z jej krewnych. – Co będzie znajdować się w serpentarium? – spytała z zaciekawieniem. – Mogę spróbować pomóc w tym przyjęciu, choć jeszcze nie mam doświadczenia w organizacji tego typu wydarzeń. – Była młoda, u Averych zajmowały się tym starsze od niej damy, a ona większość ostatnich lat spędzała w szkole, dopiero rok temu ją skończyła. No i każdy wiedział, że zostanie młodo wydana za mąż, więc nie wdrażano jej w wiele rzeczy, choć naturalnie uświetniała niektóre uroczystości swoim talentem muzycznym. – Kiedy się odbędzie? – Nawet się ucieszyła na wzmiankę o jakimś wydarzeniu towarzyskim. Avery nie byli specjalnie towarzyscy i rzadko organizowali większe przyjęcia poza ślubami członków rodu czy innymi ważnymi dla rodziny uroczystościami, ale Corinne zawsze była bardziej salonowa niż większość jej panieńskiego rodu, i lubiła poznawać nowych ludzi, a także dobrze się bawić w pięknym otoczeniu. Poza tym możliwość zaangażowania się w to, a nie tylko przyjścia na gotowe, zapewniłaby jej poczucie, że faktycznie jest częścią tej rodziny, miałaby pewną sprawczość, poczucie że ktoś chce jej udziału, a nie tylko obecności, a także mogłaby dołożyć swoją cegiełkę do tego, co robili inni Rosierowie. To było miłe, że Evandra liczyła na jej pomoc i brała pod uwagę jej zdanie.
- Rozumiem, że jest zajęty. Jako mężczyzna ma wiele obowiązków, z których nie musi zwierzać się żonie. – Zwłaszcza, że nawet się nie znali. Jej pan ojciec także nie spowiadał się matce ze wszystkiego, co robił. Żona miała być posłuszna i na niego czekać. – Poczekam jeszcze kilka dni, a później… Czy to dobry pomysł, abym sama zainicjowała rozmowę i odwiedziła go, gdy będzie w posiadłości? Naprawdę chciałabym go lepiej poznać. Nie chcę, żebyśmy byli sobie obcy lub pałali do siebie niechęcią. – Naprawdę chciała przynajmniej podjąć próbę znalezienia nici porozumienia. Nie chciała zamykać się w komnatach jak nadąsana pannica, której nic nie obchodzi, a zależało jej, żeby między nią a jej mężem powstały jakieś relacje, nawet jeśli nigdy się nie pokochają, to chciała, żeby przynajmniej żyli ze sobą w zgodzie i potrafili rozmawiać. – Zawieszenie broni? – podchwyciła kolejny temat wspomniany przez Evandrę. – Czy to oznacza, że… mugole i ich miłośnicy aktualnie nam nie zagrażają? – Młódka nie znała się na polityce, nie znała prawdziwego obrazu sytuacji w świecie, ale czystokrwista propaganda trafiała i do niej. Rzecz jasna informacje które docierały do jej uszu były przefiltrowane, oszczędzano jej rzeczy przykrych, mogących ją zbytnio zmartwić lub nieodpowiednich dla kobiecych uszu, ale z tego, co wiedziała, wyłaniał się obraz mówiący o tym, że to właśnie mugole, szlamy oraz miłujący ich zdrajcy czarodziejskiej rasy stali za problemami ostatnich miesięcy, i że w swojej nienawiści do czystokrwistych i zazdrości wobec tych, którzy urodzili się lepiej i mieli więcej, pragnęli sprowadzić wszystkich do swojego poziomu. Bała się tego, za bardzo kochała swoje wygodne, dostatnie życie i uważała, że czystokrwiste pochodzenie czyni ją kimś lepszym i ważniejszym. Nie wiedziała też, że zagrożenie naprawdę mogło być realne i że Evandra już się o tym przekonała.
- Więc mieliście szczęście, że mogliście się poznać przed zaręczynami i ślubem – odezwała się, myśląc że tak w istocie jest lepiej, wyjść za kogoś, kogo się zna. Jej to nie było dane, ale zawsze mogło być gorzej, więc i tak nie mogła narzekać. – Myślisz, że jest szansa, że ja i Mathieu też kiedyś… będziemy się kochać? Albo przynajmniej lubić? – zapytała po chwili, choć na ten moment ta myśl wydawała jej się dziwaczna i abstrakcyjna. Ale nie niemożliwa, prawda? Przecież pewnego dnia, może za kilka miesięcy lub lat, mogli się w sobie zakochać. Evandra najwyraźniej była przykładem, że odnalezienie miłości w aranżowanym małżeństwie było możliwe. Wystarczyło, żeby obie strony tego chciały. – Nie znam go, ale chcę dać temu szansę. Nie tylko dlatego, że to mój obowiązek jako żony, ale po prostu… Chcę, żebyśmy nie byli tylko parą obcych ludzi których połączyły ze sobą rodziny. – Zdecydowała się na szczerość, ale najzwyczajniej w świecie chciała się z kimś podzielić rozterkami, porozmawiać, może usłyszeć jakąś radę. Chętnie poznałaby też więcej szczegółów z historii relacji Evandry i jej męża, ale była tu krótko i nie chciała uchodzić za zbyt wścibską, zbyt wtrącającą się w sprawy, które bądź co bądź były dość intymne. Z biegiem czasu, kiedy poznają się z Evandrą bliżej i będą spędzać ze sobą więcej czasu, na pewno dowiedzą się o sobie wzajemnie wielu rzeczy. Teraz powstrzymała się od bardziej dociekliwych pytań.
- Nie chcę się od nich oddzielać, zapominać o swoich korzeniach – zapewniła. Nie zamierzała zapominać o tym, kim była przed ślubem ani odcinać się od bliskich. Mogła zmienić nazwisko i miejsce zamieszkania, ale z krwi zawsze pozostanie Avery. Nie zapominała o tym, choć wiedziała, że musi angażować się w życie nowej rodziny i że w towarzystwie będzie występować jako Rosier. – Zamierzam wkrótce ich odwiedzić. Brat zawsze był mi bardzo bliski i chcę, by wciąż był obecny w moim życiu. – Było jej wręcz dziwnie być tak daleko od niego, w Ludlow zawsze spędzali razem mnóstwo czasu, kiedy nie byli zajęci obowiązkami przypisanymi swoim płciom. Brat zawsze był osobą, której ufała i mogła na nim polegać. Jej ślub nie mógł wymazać tej bliskości. Nie zamierzała też odcinać się od rodziców. Pan ojciec co prawda nigdy nie miał dla niej wiele czasu poza tym, co niezbędne, ale matka na pewno ucieszy się z jej wizyty. Dzieci były jej największą życiową radością i szczęściem. Ale na pewno Corinne miało być dziwnie pojawić się w Ludlow już nie jako mieszkanka, a jako gość. – Z pewnością czeka mnie wiele rozmów z lady Diane, wydaje się naprawdę… miła – przyznała. Nie zamierzała unikać matki swego męża, zwłaszcza że ta wydawała się życzliwa i zaciekawiona jej osobą. Corinne wydawało się, że miały szansę się polubić, a to dobrze wróżyło na przyszłość. Mimo różnicy pokoleń jej doświadczenia też na pewno były cenne i warte poznania.
Przyglądała się uważnie mijanym różom, a także temu, co robiła z nimi Evandra. Starała się powtarzać jej gesty i zapamiętać poszczególne czynności, co przychodziło jej o tyle łatwiej, że znała już podstawy pielęgnacji roślin. Wiedziała też, że musiała uważać na kolce, a także na delikatność młodych łodyg oraz pąków, dlatego unikała bezpośredniego dotykania jeszcze nierozwiniętych kwiatów oraz czubków rosnących pędów.
- Mam nadzieję, że nie zawiodę Mathieu ani nikogo innego w tym względzie, i że za rok o tej porze będę już dumną matką – rzekła, gdy rozmowa zeszła na temat dzieci. Oby udało jej się szybko zajść w ciążę, mimo młodego wieku zdawała sobie sprawę z tego, w jakim celu zawierano małżeństwa: dla przedłużenia rodu. Żona była po to, by rodzić mężowi dzieci i zapewnić ciągłość jego linii. Jej samej mogło to także zapewnić lepszą pozycję na dworze męża, zwłaszcza gdyby powiła syna. Choć w skrytości serduszka pragnęła mieć także córkę, która stałaby jej się tak bliska, jak ona była dla swojej matki, ale zdawała sobie sprawę, że oczekiwano od niej przede wszystkim męskiego potomka, co najmniej jednego. Zostanie matką było jej obowiązkiem, ale… chciała tego. Nie zamierzała uchylać się od macierzyństwa, choć pewnie początki będą ciężkie, strach budziła też wizja samego porodu. Wiedziała, że na mężatki niezdolne do powicia potomstwa bardzo źle patrzono. Były chybioną inwestycją. – Chętnie poznam działalność Smoczych Ogrodów, chciałabym je odwiedzić i poznać, w sposób stosowny dla kobiety – zapewniła. Wiadomo, że jako dama nie będzie bezpośrednio zajmować się smokami, ale zapewne były w rezerwacie miejsca, gdzie można było bezpiecznie podziwiać smoki i poznawać dziedzictwo Rosierów. – Oczywiście, chętnie pomogę, choć nie śmiałabym nazywać się prawdziwą zielarką. Nie posiadam takiej wiedzy, jak moja matka i ród jej pochodzenia, ale na miarę tego, co wiem, mogę spróbować pomóc – zapewniła. Nie była profesjonalistką, raczej amatorką, ale coś tam wiedziała, o to czego nie wiedziała zawsze mogła zapytać matki lub kogoś z jej krewnych. – Co będzie znajdować się w serpentarium? – spytała z zaciekawieniem. – Mogę spróbować pomóc w tym przyjęciu, choć jeszcze nie mam doświadczenia w organizacji tego typu wydarzeń. – Była młoda, u Averych zajmowały się tym starsze od niej damy, a ona większość ostatnich lat spędzała w szkole, dopiero rok temu ją skończyła. No i każdy wiedział, że zostanie młodo wydana za mąż, więc nie wdrażano jej w wiele rzeczy, choć naturalnie uświetniała niektóre uroczystości swoim talentem muzycznym. – Kiedy się odbędzie? – Nawet się ucieszyła na wzmiankę o jakimś wydarzeniu towarzyskim. Avery nie byli specjalnie towarzyscy i rzadko organizowali większe przyjęcia poza ślubami członków rodu czy innymi ważnymi dla rodziny uroczystościami, ale Corinne zawsze była bardziej salonowa niż większość jej panieńskiego rodu, i lubiła poznawać nowych ludzi, a także dobrze się bawić w pięknym otoczeniu. Poza tym możliwość zaangażowania się w to, a nie tylko przyjścia na gotowe, zapewniłaby jej poczucie, że faktycznie jest częścią tej rodziny, miałaby pewną sprawczość, poczucie że ktoś chce jej udziału, a nie tylko obecności, a także mogłaby dołożyć swoją cegiełkę do tego, co robili inni Rosierowie. To było miłe, że Evandra liczyła na jej pomoc i brała pod uwagę jej zdanie.
Spogląda nań pobłażliwie, doskonale rozumiejąc rozważania młodej lady. Lękliwe wątpliwości są naturalne, sama utożsamia się z nimi przez długi czas, bo mimo wysokiego poczucia własnej wartości, w obliczu relacji z mężem całe życiowe doświadczenie lubi brać w łeb.
- Trudno jest zrazić do siebie Mathieu. Bywa co prawda mrukliwy, jednak wynika to z jego usposobienia, nie zaś rzeczywistego nastawienia wobec kogoś - stara się podkreślić zalety szwagra i namalować w optymistycznych barwach. Jeszcze tego by brakowało, aby młoda Róża niechętnie pokazywała swoje płatki.
- Zgadza się. To umowa, w ramach której obie ze stron decydują się na powstrzymanie od działań wojennych. W dalszym ciągu nie polecam jednak zawieruszać się na ich terenach. Nie mamy pewności czy ci ludzie mają w sobie na tyle przyzwoitości, by zasady uszanować. - Traktuje młodą czarownicę słowami przestrogi, woląc, aby była świadoma otaczającej ją rzeczywistości, nawet jeśli w subtelnej, okrojonej wersji. Wątpi w to, aby Corinne pragnęła wyrwać się z pałacu wprost na hrabstwa zajęte przez wroga, jeśli chce odwiedzić znajomych, musi zaczekać na ostateczne zakończenie konfliktu.
- Oczywiście, że tak - odpowiada ciepło, starając się podnieść ją na duchu. - Do miłości należy dojrzeć, a następnie też ją wytrwale pielęgnować. Cierpliwość popłaca, droga Corinne, radzę się w nią uzbroić - chętnie dzieli się złotymi radami. Z zadowoleniem przyjmuje słowa dziewczyny, zarówno o chęci zbliżenia się do teściowej, jak i zostania rodzinną chlubą dzięki potomstwu. W Château Rose nie ma obecnie zbyt wielu dzieci, co należy czym prędzej zmienić. Dziś półwila ubolewa, że z racji swojego zdrowia, nie jest w stanie dać rodowi więcej dzieci, szczerze wierzy w pomyślne narodziny drugiej ze swych pociech. Jeszcze przed rokiem oddycha z ulgą, że wraz z nadejściem pierworodnego dopełnia swych obowiązków i nie musi się nimi więcej przejmować; teraz żałuje, że nie może się bardziej przyczynić.
- Czy jest konkretny powód, dla którego podkreślasz, że działania, w jakie chcesz się zaangażować, mają być stosowne dla kobiety? - pyta z zaciekawieniem, nim przejdzie do odpowiedzi. - Skąd myśl, że pozwolę, byś oddała się niegodnej pracy? - Nie dostrzegła tego wcześniej, widząc zakłopotany wzrok Corinne na widok krótkiej sukni Evandry, wyłapuje to teraz, interpretując dobór słów czarownicy. Czy to może być prawda, aby młoda lady nie uważała jej za wzór do naśladowania, miała ją za niegodną miana doyenne? Podobne sugestie nie mogą mieć miejsca teraz, ani w przyszłości.
- W serpentarium znajdą się gatunki węży, jakie otrzymaliśmy podczas rozdania orderów od Ministra Magii wraz z Wyspą Żmij. Będziemy dobierać rośliny pod nowy teren, aby po przeniesieniu nie doznały szoku. Zależy nam na tym, aby czuły się tak, jak w środowisku naturalnym. Potrzebna będzie analiza, jak i kreatywne podejście do kompozycji - rzuca więcej światła na szczegóły. - Chciałabym, aby w przyszłości Smocze Ogrody stały się miejscem chętnie odwiedzanym przez całą czarodziejską społeczność. Niech gromadzą się u nas tłumnie, aby obejrzeć magiczne stworzenia, dokształcić się, dowiedzieć o nich czegoś ciekawego. Przestrzeń musi więc być atrakcyjna wizualnie dla odwiedzających, to także będzie wymagać uważnej, kobiecej ręki. - Wprawdzie to zadanie może wykonać każdy, kto ma choć odrobinę wyczucia i zmysłu estetycznego, jednak Evandra wymaga, aby lady Rosier były zaangażowane w życie pałacu, także od strony finansowej, jaką Smocze Ogrody niewątpliwie są. Kanapowe kobietki, salonowe ozdoby - te określenia mają na zawsze już zniknąć z ich słownika, przestać się kojarzyć z arystokratkami. Są wedle lady doyenne obraźliwe i niesłuszne, więc zrobi wszystko, aby zmienić ich usposobienie, jednak w spokojny i postępowy, acz nierewolucyjny sposób. - Świętować będziemy z końcem września, wkrótce należy rozesłać zaproszenia. Doświadczenie trudno zdobyć w sposób inny, niż działanie. Trzymanie się na uboczu niczego nie ułatwia, trzeba odważnie. - Jakby na potwierdzenie swoich słów wskazuje otwartą dłonią na jedno z różanych pnączy. - Przywiąż ten pęd, stale mi ucieka.
- Trudno jest zrazić do siebie Mathieu. Bywa co prawda mrukliwy, jednak wynika to z jego usposobienia, nie zaś rzeczywistego nastawienia wobec kogoś - stara się podkreślić zalety szwagra i namalować w optymistycznych barwach. Jeszcze tego by brakowało, aby młoda Róża niechętnie pokazywała swoje płatki.
- Zgadza się. To umowa, w ramach której obie ze stron decydują się na powstrzymanie od działań wojennych. W dalszym ciągu nie polecam jednak zawieruszać się na ich terenach. Nie mamy pewności czy ci ludzie mają w sobie na tyle przyzwoitości, by zasady uszanować. - Traktuje młodą czarownicę słowami przestrogi, woląc, aby była świadoma otaczającej ją rzeczywistości, nawet jeśli w subtelnej, okrojonej wersji. Wątpi w to, aby Corinne pragnęła wyrwać się z pałacu wprost na hrabstwa zajęte przez wroga, jeśli chce odwiedzić znajomych, musi zaczekać na ostateczne zakończenie konfliktu.
- Oczywiście, że tak - odpowiada ciepło, starając się podnieść ją na duchu. - Do miłości należy dojrzeć, a następnie też ją wytrwale pielęgnować. Cierpliwość popłaca, droga Corinne, radzę się w nią uzbroić - chętnie dzieli się złotymi radami. Z zadowoleniem przyjmuje słowa dziewczyny, zarówno o chęci zbliżenia się do teściowej, jak i zostania rodzinną chlubą dzięki potomstwu. W Château Rose nie ma obecnie zbyt wielu dzieci, co należy czym prędzej zmienić. Dziś półwila ubolewa, że z racji swojego zdrowia, nie jest w stanie dać rodowi więcej dzieci, szczerze wierzy w pomyślne narodziny drugiej ze swych pociech. Jeszcze przed rokiem oddycha z ulgą, że wraz z nadejściem pierworodnego dopełnia swych obowiązków i nie musi się nimi więcej przejmować; teraz żałuje, że nie może się bardziej przyczynić.
- Czy jest konkretny powód, dla którego podkreślasz, że działania, w jakie chcesz się zaangażować, mają być stosowne dla kobiety? - pyta z zaciekawieniem, nim przejdzie do odpowiedzi. - Skąd myśl, że pozwolę, byś oddała się niegodnej pracy? - Nie dostrzegła tego wcześniej, widząc zakłopotany wzrok Corinne na widok krótkiej sukni Evandry, wyłapuje to teraz, interpretując dobór słów czarownicy. Czy to może być prawda, aby młoda lady nie uważała jej za wzór do naśladowania, miała ją za niegodną miana doyenne? Podobne sugestie nie mogą mieć miejsca teraz, ani w przyszłości.
- W serpentarium znajdą się gatunki węży, jakie otrzymaliśmy podczas rozdania orderów od Ministra Magii wraz z Wyspą Żmij. Będziemy dobierać rośliny pod nowy teren, aby po przeniesieniu nie doznały szoku. Zależy nam na tym, aby czuły się tak, jak w środowisku naturalnym. Potrzebna będzie analiza, jak i kreatywne podejście do kompozycji - rzuca więcej światła na szczegóły. - Chciałabym, aby w przyszłości Smocze Ogrody stały się miejscem chętnie odwiedzanym przez całą czarodziejską społeczność. Niech gromadzą się u nas tłumnie, aby obejrzeć magiczne stworzenia, dokształcić się, dowiedzieć o nich czegoś ciekawego. Przestrzeń musi więc być atrakcyjna wizualnie dla odwiedzających, to także będzie wymagać uważnej, kobiecej ręki. - Wprawdzie to zadanie może wykonać każdy, kto ma choć odrobinę wyczucia i zmysłu estetycznego, jednak Evandra wymaga, aby lady Rosier były zaangażowane w życie pałacu, także od strony finansowej, jaką Smocze Ogrody niewątpliwie są. Kanapowe kobietki, salonowe ozdoby - te określenia mają na zawsze już zniknąć z ich słownika, przestać się kojarzyć z arystokratkami. Są wedle lady doyenne obraźliwe i niesłuszne, więc zrobi wszystko, aby zmienić ich usposobienie, jednak w spokojny i postępowy, acz nierewolucyjny sposób. - Świętować będziemy z końcem września, wkrótce należy rozesłać zaproszenia. Doświadczenie trudno zdobyć w sposób inny, niż działanie. Trzymanie się na uboczu niczego nie ułatwia, trzeba odważnie. - Jakby na potwierdzenie swoich słów wskazuje otwartą dłonią na jedno z różanych pnączy. - Przywiąż ten pęd, stale mi ucieka.

show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Corinne dopiero poznawała członków nowej rodziny, w tym męża. Trudno jej było go rozgryźć i wiedziała, że trochę to potrwa, nim uda jej się do niego dotrzeć i go poznać. Ale z drugiej strony, lepsze to niż związek z totalnym nudziarzem. Przynajmniej miała jeszcze wiele kart do odkrycia i raczej nie zanosiło się na to, aby miała się tutaj nudzić.
- No cóż, mamy miesiące, a nawet lata, żeby się poznawać – zgodziła się. Może z czasem Mathieu zmieni nastawienie i stanie się bardziej przystępny? Słyszała, że niektórzy mężczyźni niekoniecznie garnęli się do ożenku, że czuli się, jakby ich wolność była ograniczana; może jej mąż należał właśnie do tej kategorii. Evandra miała rację, musiała po prostu być cierpliwa, a może pewnego dnia zostanie nagrodzona. Może spotka ją ta mityczna miłość? Nie skreślała swojego małżonka, była gotowa poczekać, aż ją do siebie dopuści.
- Nie zamierzam zawieruszać się na ich terenach, tym bardziej, że nie miałabym nawet po co tego robić. Nie mam przyjaciół wśród rodów, które plują na Skorowidz i zapominają o tradycjach – zapewniła. Nie ufała szlamolubom, poza tym nie miała przyjaciół wśród szlamolubnych rodów, wątpiła też w to, by miała takowych Evandra. W Hogwarcie Corrie starannie dobierała sobie towarzystwo i kolegowała się tylko z osobami z konserwatywnych rodzin szlachetnych bądź czystokrwistych, choć rzecz jasna tych drugich traktowała z większą rezerwą. – Myślę, że nikomu, kto zdradza swoją krew i brata się z… mugolakami, nie można ufać. – Ani trochę nie ufała zdrajcom krwi. Byli równie źli jak szlamy. Ale miała nadzieję, że uszanują zasady i zapewnią czarodziejskiemu światu spokój. Och, tak bardzo chciała, żeby wszystko wróciło jak najszybciej do normy!
Corinne miała to szczęście, że urodziła się wolna od genetycznych schorzeń, i miała nadzieję, że uda jej się możliwie szybko powić potomstwo, które umocni jej pozycję na dworze męża, a także zapewni radość. W końcu wtedy miałaby małą istotkę, którą mogłaby kochać i która kochałaby ją. Nie tylko musiała, ale i chciała wypełnić obowiązek wobec rodu, choć zdawała sobie sprawę, że wiązało się to z koniecznością bliskości z Mathieu, a noc poślubną wspominała jako drętwą i bardzo niezręczną, żadne z nich nie czuło się komfortowo.
Corinne absolutnie nie miała zamiaru podważyć pozycji Evandry jako godnej lady doyenne ani podać w wątpliwość jej reputacji; była to raczej zwyczajna chęć zapewnienia, że jej reputacja jest bez zarzutu. W końcu wiele młodych dziewcząt błądziło i zapominało o przyrodzonych im rolach, poza tym Avery w niektórych kręgach byli uważany za gburów, i zwyczajnie nie chciała, żeby Evandra czy ktokolwiek inny choćby pomyślał, że jako, bądź co bądź wychowana w rodzie hodowców trolli dziewczyna może mieć jakiekolwiek ciągotki do męskich zajęć czy do brudzenia sobie rąk fizyczną pracą. Nie chciała być przez nikogo stawiana w jednym szeregu z tymi dziewczętami, które zapominały do czego są stworzone i marzyły o karierze bądź uchylały się od małżeństwa i macierzyństwa. Oczywiście, że chciała rezerwat poznać i zobaczyć, ale zdecydowanie nie marzyła jej się praca męskim wzorem. Ale przecież Evandrze w tym względzie nie można było absolutnie nic zarzucić; była dumną żoną i matką, nie hańbiła się prawdziwą, męską pracą, a także była piękna i utalentowana artystycznie. Nietypowe modowe zachcianki zapewne były spowodowane tym, że bardzo swobodnie czuła się w domowym zaciszu. Corinne była tu nowa, więc z pewnością nie ryzykowałaby nadmiernym folgowaniem sobie, tym bardziej że dopiero budowała swoją reputację wśród członków nowej rodziny, i zdawała sobie sprawę, że Rosierowie jeszcze jej nie znali. Jej pan ojciec zawierając ślubny kontrakt z pewnością podkreślił jej cnoty i konserwatywne wartości, w których ją wychował, ale pewnie każdy ojciec starał się jak najlepiej przedstawić córkę jako materiał na żonę, także ojcowie dziewcząt o nieodpowiednich sympatiach. Reputacja była więc dla Corinne czymś, co musiała pielęgnować, zwłaszcza jeśli chciała zdobyć zaufanie nowej rodziny.
- To nie tak, że wątpię w stosowność zajęć, które mogłabyś mi powierzyć – zaczęła po chwili namysłu, nie chcąc, by Evandra myślała, że wątpiła w jej intencje. – Chciałam po prostu zapewnić, że w przeciwieństwie do niektórych dziewcząt, jakie spotkałam w Hogwarcie, nie posiadam żadnych... męskich ciągot. Znam swoje miejsce i kobiece obowiązki, dlatego chciałam podkreślić to, że jestem wolna od niestosownych pragnień.
W Hogwarcie nie raz pytano ją, czy też zajmuje się trollami, ale zawsze starannie zapewniała, że oczywiście nie, bo rodowe dziedzictwo Averych było pielęgnowane przez mężczyzn z rodu. Szanowała spuściznę przodków, ale nigdy nie ciągnęło jej do obcowania z tymi nieokrzesanymi i niebezpiecznymi istotami, i Rosierowie nie musieli się obawiać, że będzie chciała bezpośrednio obcować ze smokami, których opieka również jawiła się jej jako domena wyłącznie męska, a im, kobietom, pozostawała głównie wiedza teoretyczna i podziwianie z odległości.
- Odnośnie tych roślin, kiedy będę gościć w rodzinnym domu, z pewnością porozmawiam z moją matką, na pewno wciąż posiada jakieś księgi i zielniki zabrane z rodzinnego domu, być może w nich znalazłyby się wzmianki o odpowiednich gatunkach roślin. – W końcu wiedza Corinne, dotycząca przede wszystkim roślin kwiatowych, tutaj mogła nie wystarczyć, ale jej matka oraz jej krewni wiedzieli więcej niż młoda dama, więc Corrie mogła z tego skorzystać. Było to coś, co wymagało dłuższego namysłu i z pewnością nie miała tak wielkiego zaawansowania, by już teraz od ręki sypać konkretnymi propozycjami. – Może też będzie wiedzieć, ona lub jej panieński ród, skąd je sprowadzić, zwłaszcza jeśli miałyby to być rośliny przeznaczone do szklarni, a nie na zewnątrz. – W końcu w warunkach szklarniowych można było uprawiać nawet dość egzotyczne gatunki, które nie poradziłyby sobie pod gołym niebem. Węże zawsze kojarzyły jej się przede wszystkim z egzotyką, stąd skojarzenie ze środowiskiem raczej szklarniowym niż zewnętrznym. Raczej wątpiła, żeby gady były puszczone samopas na zewnątrz, gdzie mogłyby pouciekać lub kogoś zaatakować. – To dobry pomysł, żeby pokazać czarodziejom piękno i wspaniałość świata magicznych stworzeń. – W końcu czarodziejskie zwierzęta były ważnym elementem magicznego świata, i należało zadbać, by cywilizacja mugoli nie zniszczyła ich doszczętnie, aby mogły przetrwać dla przyszłych pokoleń.
Corinne nie widziała niczego uwłaczającego w byciu salonową ozdobą. Lubiła lekkie, wygodne i dostatnie życie obfitujące w luksusy i wielką ilość wolnego czasu. Zdecydowanie wolała być salonową ozdobą z wyższych sfer niż kobietą z ludu zmuszoną do ciężkiego, pełnego obowiązków żywota. Życie pełne trudów i pracy budziło w niej przerażenie, dlatego cieszyła się, że urodziła się w wysokim rodzie i nie musiała zakosztować egzystencji zwykłej czarownicy, która nie miała służby na każde zawołanie i wszystko musiała robić sama. Za swoje wygodne życie musiała zapłacić cenę, jaką był brak wolności oraz zostanie sprzedaną w aranżowane małżeństwo z zupełnie obcym mężczyzną, ale uważała, że było warto i nigdy nie zamieniłaby się z kobietą nieszlachetną.
- Kto zostanie zaproszony? Tylko krewni Rosierów? – zapytała, ciekawa czy jej rodzice i brat też zostaną zaproszeni, czy nie. To miało być jej pierwsze takie święto w nowym rodzie, więc jeszcze nie wiedziała, jak Rosierowie celebrują ten dzień, ich obyczajowość różniła się od obyczajowości Averych dość znacznie z tego, co mogła do tej pory zaobserwować. Nawet ich preferencje kulinarne pod wieloma względami się różniły, Corinne musiała przywyknąć do większej ilości francuskich dań, podczas gdy Avery preferowali zwierzynę występującą na rodowych terenach. - Wciąż muszę poznać wiele tutejszych tradycji i obyczajów...
Ostrożnie chwyciła i podwiązała wskazany pęd, starannie unikając kolców, i już po chwili różana gałązka pewnie spoczywała przy podporze. Była niemal pewna, że polubi opiekę nad różami, i że za jakiś czas zacznie dostrzegać wiele subtelnych zmian w rozwoju znajdujących się tu roślin.
- No cóż, mamy miesiące, a nawet lata, żeby się poznawać – zgodziła się. Może z czasem Mathieu zmieni nastawienie i stanie się bardziej przystępny? Słyszała, że niektórzy mężczyźni niekoniecznie garnęli się do ożenku, że czuli się, jakby ich wolność była ograniczana; może jej mąż należał właśnie do tej kategorii. Evandra miała rację, musiała po prostu być cierpliwa, a może pewnego dnia zostanie nagrodzona. Może spotka ją ta mityczna miłość? Nie skreślała swojego małżonka, była gotowa poczekać, aż ją do siebie dopuści.
- Nie zamierzam zawieruszać się na ich terenach, tym bardziej, że nie miałabym nawet po co tego robić. Nie mam przyjaciół wśród rodów, które plują na Skorowidz i zapominają o tradycjach – zapewniła. Nie ufała szlamolubom, poza tym nie miała przyjaciół wśród szlamolubnych rodów, wątpiła też w to, by miała takowych Evandra. W Hogwarcie Corrie starannie dobierała sobie towarzystwo i kolegowała się tylko z osobami z konserwatywnych rodzin szlachetnych bądź czystokrwistych, choć rzecz jasna tych drugich traktowała z większą rezerwą. – Myślę, że nikomu, kto zdradza swoją krew i brata się z… mugolakami, nie można ufać. – Ani trochę nie ufała zdrajcom krwi. Byli równie źli jak szlamy. Ale miała nadzieję, że uszanują zasady i zapewnią czarodziejskiemu światu spokój. Och, tak bardzo chciała, żeby wszystko wróciło jak najszybciej do normy!
Corinne miała to szczęście, że urodziła się wolna od genetycznych schorzeń, i miała nadzieję, że uda jej się możliwie szybko powić potomstwo, które umocni jej pozycję na dworze męża, a także zapewni radość. W końcu wtedy miałaby małą istotkę, którą mogłaby kochać i która kochałaby ją. Nie tylko musiała, ale i chciała wypełnić obowiązek wobec rodu, choć zdawała sobie sprawę, że wiązało się to z koniecznością bliskości z Mathieu, a noc poślubną wspominała jako drętwą i bardzo niezręczną, żadne z nich nie czuło się komfortowo.
Corinne absolutnie nie miała zamiaru podważyć pozycji Evandry jako godnej lady doyenne ani podać w wątpliwość jej reputacji; była to raczej zwyczajna chęć zapewnienia, że jej reputacja jest bez zarzutu. W końcu wiele młodych dziewcząt błądziło i zapominało o przyrodzonych im rolach, poza tym Avery w niektórych kręgach byli uważany za gburów, i zwyczajnie nie chciała, żeby Evandra czy ktokolwiek inny choćby pomyślał, że jako, bądź co bądź wychowana w rodzie hodowców trolli dziewczyna może mieć jakiekolwiek ciągotki do męskich zajęć czy do brudzenia sobie rąk fizyczną pracą. Nie chciała być przez nikogo stawiana w jednym szeregu z tymi dziewczętami, które zapominały do czego są stworzone i marzyły o karierze bądź uchylały się od małżeństwa i macierzyństwa. Oczywiście, że chciała rezerwat poznać i zobaczyć, ale zdecydowanie nie marzyła jej się praca męskim wzorem. Ale przecież Evandrze w tym względzie nie można było absolutnie nic zarzucić; była dumną żoną i matką, nie hańbiła się prawdziwą, męską pracą, a także była piękna i utalentowana artystycznie. Nietypowe modowe zachcianki zapewne były spowodowane tym, że bardzo swobodnie czuła się w domowym zaciszu. Corinne była tu nowa, więc z pewnością nie ryzykowałaby nadmiernym folgowaniem sobie, tym bardziej że dopiero budowała swoją reputację wśród członków nowej rodziny, i zdawała sobie sprawę, że Rosierowie jeszcze jej nie znali. Jej pan ojciec zawierając ślubny kontrakt z pewnością podkreślił jej cnoty i konserwatywne wartości, w których ją wychował, ale pewnie każdy ojciec starał się jak najlepiej przedstawić córkę jako materiał na żonę, także ojcowie dziewcząt o nieodpowiednich sympatiach. Reputacja była więc dla Corinne czymś, co musiała pielęgnować, zwłaszcza jeśli chciała zdobyć zaufanie nowej rodziny.
- To nie tak, że wątpię w stosowność zajęć, które mogłabyś mi powierzyć – zaczęła po chwili namysłu, nie chcąc, by Evandra myślała, że wątpiła w jej intencje. – Chciałam po prostu zapewnić, że w przeciwieństwie do niektórych dziewcząt, jakie spotkałam w Hogwarcie, nie posiadam żadnych... męskich ciągot. Znam swoje miejsce i kobiece obowiązki, dlatego chciałam podkreślić to, że jestem wolna od niestosownych pragnień.
W Hogwarcie nie raz pytano ją, czy też zajmuje się trollami, ale zawsze starannie zapewniała, że oczywiście nie, bo rodowe dziedzictwo Averych było pielęgnowane przez mężczyzn z rodu. Szanowała spuściznę przodków, ale nigdy nie ciągnęło jej do obcowania z tymi nieokrzesanymi i niebezpiecznymi istotami, i Rosierowie nie musieli się obawiać, że będzie chciała bezpośrednio obcować ze smokami, których opieka również jawiła się jej jako domena wyłącznie męska, a im, kobietom, pozostawała głównie wiedza teoretyczna i podziwianie z odległości.
- Odnośnie tych roślin, kiedy będę gościć w rodzinnym domu, z pewnością porozmawiam z moją matką, na pewno wciąż posiada jakieś księgi i zielniki zabrane z rodzinnego domu, być może w nich znalazłyby się wzmianki o odpowiednich gatunkach roślin. – W końcu wiedza Corinne, dotycząca przede wszystkim roślin kwiatowych, tutaj mogła nie wystarczyć, ale jej matka oraz jej krewni wiedzieli więcej niż młoda dama, więc Corrie mogła z tego skorzystać. Było to coś, co wymagało dłuższego namysłu i z pewnością nie miała tak wielkiego zaawansowania, by już teraz od ręki sypać konkretnymi propozycjami. – Może też będzie wiedzieć, ona lub jej panieński ród, skąd je sprowadzić, zwłaszcza jeśli miałyby to być rośliny przeznaczone do szklarni, a nie na zewnątrz. – W końcu w warunkach szklarniowych można było uprawiać nawet dość egzotyczne gatunki, które nie poradziłyby sobie pod gołym niebem. Węże zawsze kojarzyły jej się przede wszystkim z egzotyką, stąd skojarzenie ze środowiskiem raczej szklarniowym niż zewnętrznym. Raczej wątpiła, żeby gady były puszczone samopas na zewnątrz, gdzie mogłyby pouciekać lub kogoś zaatakować. – To dobry pomysł, żeby pokazać czarodziejom piękno i wspaniałość świata magicznych stworzeń. – W końcu czarodziejskie zwierzęta były ważnym elementem magicznego świata, i należało zadbać, by cywilizacja mugoli nie zniszczyła ich doszczętnie, aby mogły przetrwać dla przyszłych pokoleń.
Corinne nie widziała niczego uwłaczającego w byciu salonową ozdobą. Lubiła lekkie, wygodne i dostatnie życie obfitujące w luksusy i wielką ilość wolnego czasu. Zdecydowanie wolała być salonową ozdobą z wyższych sfer niż kobietą z ludu zmuszoną do ciężkiego, pełnego obowiązków żywota. Życie pełne trudów i pracy budziło w niej przerażenie, dlatego cieszyła się, że urodziła się w wysokim rodzie i nie musiała zakosztować egzystencji zwykłej czarownicy, która nie miała służby na każde zawołanie i wszystko musiała robić sama. Za swoje wygodne życie musiała zapłacić cenę, jaką był brak wolności oraz zostanie sprzedaną w aranżowane małżeństwo z zupełnie obcym mężczyzną, ale uważała, że było warto i nigdy nie zamieniłaby się z kobietą nieszlachetną.
- Kto zostanie zaproszony? Tylko krewni Rosierów? – zapytała, ciekawa czy jej rodzice i brat też zostaną zaproszeni, czy nie. To miało być jej pierwsze takie święto w nowym rodzie, więc jeszcze nie wiedziała, jak Rosierowie celebrują ten dzień, ich obyczajowość różniła się od obyczajowości Averych dość znacznie z tego, co mogła do tej pory zaobserwować. Nawet ich preferencje kulinarne pod wieloma względami się różniły, Corinne musiała przywyknąć do większej ilości francuskich dań, podczas gdy Avery preferowali zwierzynę występującą na rodowych terenach. - Wciąż muszę poznać wiele tutejszych tradycji i obyczajów...
Ostrożnie chwyciła i podwiązała wskazany pęd, starannie unikając kolców, i już po chwili różana gałązka pewnie spoczywała przy podporze. Była niemal pewna, że polubi opiekę nad różami, i że za jakiś czas zacznie dostrzegać wiele subtelnych zmian w rozwoju znajdujących się tu roślin.
Unosi brwi, słysząc po raz pierwszy w głosie Corinne coś więcej, nad wyuczone uprzejmości. Dziewczyna zajmuje stanowisko w kwestii niemagicznych, wyrażając się o nich niepochlebnie i jest gotowa go bronić. Czy to dlatego, że jest przekonana, iż Evandra myśli podobnie, czy będzie w stanie je powtórzyć w momencie, w którym przyjdzie jej spotkać się z rebeliantami, chętnymi do skrócenia ją o głowę? Oby nigdy nie musiały się o tym przekonywać.
- Widzę, że cechuje cię zdrowy rozsądek, to dobrze - kiwa głową z uznaniem. - Ci, którzy nie szanują czystości krwi, nie zasługują na miano czarodziejów, choć należy pamiętać, że krew szlachetna nadal nią jest. O tradycjach należy przypominać. - Zagubiona arystokracja potrzebuje pomocy, by przejrzeć wreszcie na oczy. Evandra nadal nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak usilnie wyrzekają się swoich, przekreślając te wszystkie lata pracy na rzecz czarodziejskiej społeczności. Czy tak bardzo spodobało im się życie w cieniu, pod butem mugoli? A może tak długo tkwili zanurzeni w szlamie, że nie potrafią już dzisiaj stworzyć innego, normalnego, pozbawionego strachu życia? Należało nieść światło, pokazać im wszystkim, że można sięgnąć wreszcie po to, co zostało im przed laty odebrane i na nowo się odbudować.
- W porządku. - Nie będzie jej tłumaczyć na początku życia w Château Rose, że od lady Rosier wymaga się, by nie obawiały się czasem ubrudzić rąk. - Lady powinny być wszechstronne, nie zaś ograniczające się do tańca czy salonowych pogawędek. Do tego jednak jeszcze dojdziemy, masz nieco czasu - ucina temat, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Męskie ciągoty Evandra rozumie jako skłonność ku cechom, jakie w towarzystwie nie są dobrze postrzegane, jak choćby ulubione przez Primrose spodnie, czy skojarzona przez Corinne praca z trollami. Nie tego od niej wymaga, ale męstwo jak najbardziej jest wymagane. Rzeczywistość się zmienia, tradycje ulegają transformacji i choć niektóre, najbardziej zatwardziałe w swych poglądach kręgi nadal nie dostrzegają potrzeby rozwoju, ten jest nieuchronny. Czy noworoczny sabat nie odbył się już przy otwartych drzwiach, zapraszając na salony także tych, którzy nie cechują się szlachetnie czystą krwią? Czy przed trzema miesiącami ziem nie otrzymali Rycerze Walpurgii, zasłużeni w walce o przyszłość czarodziejskiej społeczności, a jednak pozbawieni błękitu? Zmiany wprowadzane są małym, acz zdecydowanymi krokami. Wystarczy poparcie Ministra Magii oraz lady Nott, a wszyscy wiedzą, co powinni myśleć i jak reagować.
- Wspaniale, napisz więc proszę list do matki. Im prędzej dowiemy się, które z roślin należy wprowadzić do serpentarium, tym lepiej. Zdążymy zasadzić je bądź zasiać w szklarniach, dzięki czemu do października zdążą wzrosnąć na tyle, by umieścić je w środowisku węży. - Ściąga brwi, jakby zastanawiała się nad czymś usilnie. Wybranie Corinne na następną Różę było dobrym posunięciem, nie tylko ze względu na podtrzymanie sojuszu, ale jest też ona cennym nabytkiem z uwagi na dalsze powiązania rodzinne. - Cieszę się, że to dostrzegasz. Ten cel przyświeca mi od pewnego już czasu i chciałabym, aby inni także zrozumieli, jak istotne jest szerzenie świadomości, że smoki, jak i inne stworzenia, wymagają docenienia. - Także dlatego, aby podkreślić wyższość Smoczych Ogrodów nad innymi rezerwatami. Powinni być pierwsi, najgłośniej zaznaczając swoje stanowisko i chętniej otwierając się innych.
- Jak najbardziej możesz zaprosić swoich bliskich, to przyjęcie rodzinne. Zależało mi na tym, aby było kameralne, lecz jeśli będziesz mieć propozycje, jak je uświetnić, wezmę twoje pomysły pod uwagę. - Jest otwarta na kreatywność młodej lady, chce dać jej pole do popisu i sprawdzić jak radzi sobie na różnych polach.
- Doskonale, świetnie sobie radzisz - chwali ją, widząc, jak dobrze radzi sobie z kwiatami. - Chodź, przejdziemy do ptaszarni. Widziałaś kiedyś magicudowronki? - pyta z szerokim uśmiechem i wyciąga rękę ku Corinne, by ta ujęła ją pod ramię i aby wspólnie podążyły w kierunku ukrytej w samym sercu ogrodów ptaszarni.
- Widzę, że cechuje cię zdrowy rozsądek, to dobrze - kiwa głową z uznaniem. - Ci, którzy nie szanują czystości krwi, nie zasługują na miano czarodziejów, choć należy pamiętać, że krew szlachetna nadal nią jest. O tradycjach należy przypominać. - Zagubiona arystokracja potrzebuje pomocy, by przejrzeć wreszcie na oczy. Evandra nadal nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak usilnie wyrzekają się swoich, przekreślając te wszystkie lata pracy na rzecz czarodziejskiej społeczności. Czy tak bardzo spodobało im się życie w cieniu, pod butem mugoli? A może tak długo tkwili zanurzeni w szlamie, że nie potrafią już dzisiaj stworzyć innego, normalnego, pozbawionego strachu życia? Należało nieść światło, pokazać im wszystkim, że można sięgnąć wreszcie po to, co zostało im przed laty odebrane i na nowo się odbudować.
- W porządku. - Nie będzie jej tłumaczyć na początku życia w Château Rose, że od lady Rosier wymaga się, by nie obawiały się czasem ubrudzić rąk. - Lady powinny być wszechstronne, nie zaś ograniczające się do tańca czy salonowych pogawędek. Do tego jednak jeszcze dojdziemy, masz nieco czasu - ucina temat, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Męskie ciągoty Evandra rozumie jako skłonność ku cechom, jakie w towarzystwie nie są dobrze postrzegane, jak choćby ulubione przez Primrose spodnie, czy skojarzona przez Corinne praca z trollami. Nie tego od niej wymaga, ale męstwo jak najbardziej jest wymagane. Rzeczywistość się zmienia, tradycje ulegają transformacji i choć niektóre, najbardziej zatwardziałe w swych poglądach kręgi nadal nie dostrzegają potrzeby rozwoju, ten jest nieuchronny. Czy noworoczny sabat nie odbył się już przy otwartych drzwiach, zapraszając na salony także tych, którzy nie cechują się szlachetnie czystą krwią? Czy przed trzema miesiącami ziem nie otrzymali Rycerze Walpurgii, zasłużeni w walce o przyszłość czarodziejskiej społeczności, a jednak pozbawieni błękitu? Zmiany wprowadzane są małym, acz zdecydowanymi krokami. Wystarczy poparcie Ministra Magii oraz lady Nott, a wszyscy wiedzą, co powinni myśleć i jak reagować.
- Wspaniale, napisz więc proszę list do matki. Im prędzej dowiemy się, które z roślin należy wprowadzić do serpentarium, tym lepiej. Zdążymy zasadzić je bądź zasiać w szklarniach, dzięki czemu do października zdążą wzrosnąć na tyle, by umieścić je w środowisku węży. - Ściąga brwi, jakby zastanawiała się nad czymś usilnie. Wybranie Corinne na następną Różę było dobrym posunięciem, nie tylko ze względu na podtrzymanie sojuszu, ale jest też ona cennym nabytkiem z uwagi na dalsze powiązania rodzinne. - Cieszę się, że to dostrzegasz. Ten cel przyświeca mi od pewnego już czasu i chciałabym, aby inni także zrozumieli, jak istotne jest szerzenie świadomości, że smoki, jak i inne stworzenia, wymagają docenienia. - Także dlatego, aby podkreślić wyższość Smoczych Ogrodów nad innymi rezerwatami. Powinni być pierwsi, najgłośniej zaznaczając swoje stanowisko i chętniej otwierając się innych.
- Jak najbardziej możesz zaprosić swoich bliskich, to przyjęcie rodzinne. Zależało mi na tym, aby było kameralne, lecz jeśli będziesz mieć propozycje, jak je uświetnić, wezmę twoje pomysły pod uwagę. - Jest otwarta na kreatywność młodej lady, chce dać jej pole do popisu i sprawdzić jak radzi sobie na różnych polach.
- Doskonale, świetnie sobie radzisz - chwali ją, widząc, jak dobrze radzi sobie z kwiatami. - Chodź, przejdziemy do ptaszarni. Widziałaś kiedyś magicudowronki? - pyta z szerokim uśmiechem i wyciąga rękę ku Corinne, by ta ujęła ją pod ramię i aby wspólnie podążyły w kierunku ukrytej w samym sercu ogrodów ptaszarni.

show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Corinne nienawidziła szlam, mugoli i zdrajców, i poglądy te wyniosła z rodzinnego domu, a nauka w Hogwarcie tylko utwierdziła ją w ich słuszności, w tym, że owe jednostki były w zasadzie podludźmi, i w dodatku wielu z nich było strasznie bezczelnych, zwłaszcza ci z Gryffindoru. Była przekonana, że Evandra, jako lady z konserwatywnego rodu, na pewno myśli podobnie, przecież pewnie uczono ją podobnych wartości. Nie miała pojęcia, że Evandra przeżyła własną traumę zafundowaną przez szlamę, ani że jej brat był zdrajcą.
- Oczywiście, że chciałabym, aby błądzące rody się nawróciły i przypomniały sobie, jak ważne są tradycje. Każdy błądzący ród wyznający niepoprawne poglądy jest ogromną stratą dla naszego świata – zgodziła się. Krew szlachetna była wartościowa, żal byłoby jej zmarnować, dla tych rodów istniała pewnie ścieżka powrotu, choć Corinne chyba nie potrafiłaby im zaufać. No, ale wolałaby, żeby podążyli ścieżką na przykład Selwynów, odcięli zgniłe gałęzie i wrócili na łono świata czystej krwi. Także nie potrafiła pojąć, jak można było mieć wszystko, przywileje i bogactwa, i odrzucić to dla ideologii równości, dla bratania się ze szlamem. Jak można było też odrzucić własne rodziny, własne korzenie? Corinne, bez względu na to, jak bardzo nieszczęśliwa byłaby w małżeństwie, nigdy nie zdecydowałaby się na zdradę ani odwrócenie się od rodziny. Rodzina była świętością.
- Wszechstronne? – zdziwiła się. Sama zdecydowanie była typową ozdobą salonową, miała talenty artystyczne ale to wpisywało się w stereotypowy obraz lady, dbała też o swój wygląd i potrafiła tańczyć, i przecież w zasadzie tak powinno to działać, miała być ozdobą swego męża i nowego rodu, przyszłą matką dzieci Mathieu. Nigdy nie była wybitną uczennicą w Hogwarcie, a raczej przeciętną, nie wyrosła na znakomitą czarownicę, nie należała też do intelektualistów. Nie musiała, bo do wychodzenia za mąż, rodzenia dzieci i błyszczenia na salonach nie było to potrzebne. Była tradycjonalistką, jej poglądy były bardzo konserwatywne, i to nie tylko na kwestie czystości krwi. Także obyczajowo była bardzo staroświecka, bo uważała że kobieta ma wychodzić za mąż i rodzić dzieci, w wolnym czasie co najwyżej realizować się artystycznie i towarzysko (rzecz jasna tylko w odpowiednim towarzystwie), a nie myśleć o bzdurach pokroju kariery, i nawet po jej ubiorze było widać konserwatyzm. Wychowała się wśród Averych, miała matkę z Flintów, oba te rody były dość zatwardziałe i zdecydowanie mało postępowe, plus cechowała się radykalizmem młodych i jej świat był dość czarno-biały.
- Oczywiście, napiszę do niej i poproszę, by skontaktowała się ze swoją rodziną – przytaknęła; matka i jej rodzina mogli zdziałać więcej niż młoda dama, mieli większe doświadczenie, a rodzina matki pewnie i dobre dojścia do pozyskania roślin. W końcu samo ich wybranie to dopiero połowa sukcesu, należało jeszcze sprawić, żeby namacalnie pojawiły się u nich i były gotowe do zasadzenia. Corinne mogła poczytać o nich w książkach, ale nie sprawi, że nagle się tu zmaterializują, do tego potrzebowała pomocy. Zawsze żyła w dobrych relacjach z matką, poznała też jej krewnych, bo nie raz była do nich zabierana przez rodzicielkę, i nie miała wątpliwości co do ich wiedzy.
- Bardzo bym się ucieszyła, mogąc zaprosić rodziców i brata – powiedziała, przyglądając się najbliższemu krzewowi róży, który roztaczał wokół siebie wyjątkowo miłą woń; jego kwiaty musiały rozkwitnąć wczoraj lub nawet dzisiaj rano. – Muszę nad tym pomyśleć. Może… Mogłabym uświetnić je swoją grą na fortepianie? – zaproponowała; nigdy nie grywała dla gawiedzi jak niżej urodzone kobiety, ale zdarzało jej się grywać na uroczystościach rodzinnych. Talenty artystyczne lady miały w końcu przede wszystkim cieszyć jej bliskich. Może nie była wirtuozem, ale coś tam potrafiła i mogła zagrać dla Rosierów i ich gości. – Bardzo chętnie je zobaczę, bo nigdy nie miałam ku temu okazji – ucieszyła się na propozycję Evandry. Do róż na pewno zdążą wrócić i to nie raz, spędzi tu, w rosarium, jeszcze z pewnością wiele chwil, doskonaląc swoje umiejętności i wiedzę w zakresie pielęgnacji róż. – A po drodze możesz mi opowiedzieć, jak do tej pory wyglądały różne uroczystości u Rosierów… - Ujęła starszą lady pod rękę i razem z nią podążyła ku ptaszarni.
| zt. x 2
- Oczywiście, że chciałabym, aby błądzące rody się nawróciły i przypomniały sobie, jak ważne są tradycje. Każdy błądzący ród wyznający niepoprawne poglądy jest ogromną stratą dla naszego świata – zgodziła się. Krew szlachetna była wartościowa, żal byłoby jej zmarnować, dla tych rodów istniała pewnie ścieżka powrotu, choć Corinne chyba nie potrafiłaby im zaufać. No, ale wolałaby, żeby podążyli ścieżką na przykład Selwynów, odcięli zgniłe gałęzie i wrócili na łono świata czystej krwi. Także nie potrafiła pojąć, jak można było mieć wszystko, przywileje i bogactwa, i odrzucić to dla ideologii równości, dla bratania się ze szlamem. Jak można było też odrzucić własne rodziny, własne korzenie? Corinne, bez względu na to, jak bardzo nieszczęśliwa byłaby w małżeństwie, nigdy nie zdecydowałaby się na zdradę ani odwrócenie się od rodziny. Rodzina była świętością.
- Wszechstronne? – zdziwiła się. Sama zdecydowanie była typową ozdobą salonową, miała talenty artystyczne ale to wpisywało się w stereotypowy obraz lady, dbała też o swój wygląd i potrafiła tańczyć, i przecież w zasadzie tak powinno to działać, miała być ozdobą swego męża i nowego rodu, przyszłą matką dzieci Mathieu. Nigdy nie była wybitną uczennicą w Hogwarcie, a raczej przeciętną, nie wyrosła na znakomitą czarownicę, nie należała też do intelektualistów. Nie musiała, bo do wychodzenia za mąż, rodzenia dzieci i błyszczenia na salonach nie było to potrzebne. Była tradycjonalistką, jej poglądy były bardzo konserwatywne, i to nie tylko na kwestie czystości krwi. Także obyczajowo była bardzo staroświecka, bo uważała że kobieta ma wychodzić za mąż i rodzić dzieci, w wolnym czasie co najwyżej realizować się artystycznie i towarzysko (rzecz jasna tylko w odpowiednim towarzystwie), a nie myśleć o bzdurach pokroju kariery, i nawet po jej ubiorze było widać konserwatyzm. Wychowała się wśród Averych, miała matkę z Flintów, oba te rody były dość zatwardziałe i zdecydowanie mało postępowe, plus cechowała się radykalizmem młodych i jej świat był dość czarno-biały.
- Oczywiście, napiszę do niej i poproszę, by skontaktowała się ze swoją rodziną – przytaknęła; matka i jej rodzina mogli zdziałać więcej niż młoda dama, mieli większe doświadczenie, a rodzina matki pewnie i dobre dojścia do pozyskania roślin. W końcu samo ich wybranie to dopiero połowa sukcesu, należało jeszcze sprawić, żeby namacalnie pojawiły się u nich i były gotowe do zasadzenia. Corinne mogła poczytać o nich w książkach, ale nie sprawi, że nagle się tu zmaterializują, do tego potrzebowała pomocy. Zawsze żyła w dobrych relacjach z matką, poznała też jej krewnych, bo nie raz była do nich zabierana przez rodzicielkę, i nie miała wątpliwości co do ich wiedzy.
- Bardzo bym się ucieszyła, mogąc zaprosić rodziców i brata – powiedziała, przyglądając się najbliższemu krzewowi róży, który roztaczał wokół siebie wyjątkowo miłą woń; jego kwiaty musiały rozkwitnąć wczoraj lub nawet dzisiaj rano. – Muszę nad tym pomyśleć. Może… Mogłabym uświetnić je swoją grą na fortepianie? – zaproponowała; nigdy nie grywała dla gawiedzi jak niżej urodzone kobiety, ale zdarzało jej się grywać na uroczystościach rodzinnych. Talenty artystyczne lady miały w końcu przede wszystkim cieszyć jej bliskich. Może nie była wirtuozem, ale coś tam potrafiła i mogła zagrać dla Rosierów i ich gości. – Bardzo chętnie je zobaczę, bo nigdy nie miałam ku temu okazji – ucieszyła się na propozycję Evandry. Do róż na pewno zdążą wrócić i to nie raz, spędzi tu, w rosarium, jeszcze z pewnością wiele chwil, doskonaląc swoje umiejętności i wiedzę w zakresie pielęgnacji róż. – A po drodze możesz mi opowiedzieć, jak do tej pory wyglądały różne uroczystości u Rosierów… - Ujęła starszą lady pod rękę i razem z nią podążyła ku ptaszarni.
| zt. x 2
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Rosarium
Szybka odpowiedź