Wydarzenia


Ekipa forum
Rosarium
AutorWiadomość
Rosarium [odnośnik]22.07.19 1:23
First topic message reminder :

Rosarium

Wyodrębniona reprezentacyjna część ogrodu pełni funkcję rosarium, przeróżne gatunki czerwonych róż ozdabiają rabaty oraz szklarnie, zachwycając aksamitnymi płatkami, przestrzegając ostrymi jak brzytwa kolcami i obezwładniając intensywnym kwiatowym zapachem. Rosarium mieściło się w ogrodach Chaetau Rose już przy pierwszym projekcie dworu w 1345 r. i od tamtej pory pozostało w praktycznie niezmienionym - choć znacznie powiększonym - kształcie. Dziś pomiędzy kamiennymi ścieżkami rośnie na rabatach rośnie około 300 gatunków róż, a wewnątrz szklarni - kolejne 100. Oprócz urokliwych spacerów i odpoczynku na trawie, czas można spędzać tak wewnątrz szklarni - raczej zimą z uwagi na podwyższoną temperaturę - gdzie znajdują się stoliki kawkowe wraz z krzesłami, jak i w urokliwej, obrośniętej pnącymi się różami białej altanie, wewnątrz której można przysiąść na kamiennych ławach i z której rozciąga się zachwycający widok na morze. Przy różach zwykle gnieździ się dużo zapylających owadów - zwłaszcza trzmieli i wielobarwnych motyli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rosarium - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rosarium [odnośnik]26.09.21 0:29
Towarzystwo Fantine zawsze wprowadzało ją w przyjemny nastrój. Czuła się kochana i akceptowana, bez ciągłego zaznaczania swej pozycji, o którą w innych kręgach wciąż musiała walczyć. Dzięki niej umacniała się w przekonaniu, że ma w szwagierce wsparcie i chęć zaangażowania się w codzienne życie Rosierów wcale nie malała. Uświadamiała za to, że podobnych spędzanych wspólnie chwil wciąż było za mało, dzisiejszy spacer wśród różanych krzewów miał być kolejnym krokiem do odnalezienia swojego miejsca, umocnienia w przekonaniu, że mogła czuć się Château Rose jak w domu.
- Wspomniała o tym, to prawda, lecz nigdy nie miałyśmy okazji, by plan ten wprowadzić w życie - przyznała z uśmiechem, przywołując przed oczami obraz Cedriny. Bardzo ceniła swoją teściową i nie wątpiła w posiadany przez nią talent. Na samą myśl o dyskusji na temat wyższości sztywno zarysowanych w muzyce zasad wahała się czy aby na pewno chce się w nią wdawać, obawiając się potencjalnych różnic zdań. - Na ten moment służy mi radą co do prowadzenia domu, wszak ma w tym największe doświadczenie. Wciąż mam pewne problemy z księgami i pilnowaniem finansów, nigdy wcześniej nie musiałam się nimi zajmować - westchnęła z nieukrywanym w głosie ciężarem, ale zaraz po tym uśmiechnęła się lekko, spoglądając na szwagierkę kątem oka. - W związku z nadchodzącą zimą, jak i planowanymi z Aquilą i Primrose działaniami charytatywnymi chcę zasięgnąć drugiej porady u kogoś, kto rzuciłby nowe światło na tajniki ekonomii. Każdy ma preferowane przez siebie rozwiązania i choć nie uważam, by te obecnie stosowane u nas były złe, tak lubię poznawać różne podejścia i punkty widzenia.
Poruszenie tematu finansów z Fantine mogło mijać się z celem przez wzgląd na to, że i młoda Róża dotychczas nie musiała się nimi martwić, ale będąc panną na wydaniu także będzie musiała wkrótce dojrzeć do zrozumienia, iż posiadanymi w skarbcach galeonami należało rozważnie zarządzać.
Często wspierała się naturalnymi sobie półwilimi mocami i przekonywanie innych do swoich racji przychodziło z większą łatwością, ale przekazane w matczynej krwi geny niosły za sobą konsekwencje, o których niewielu z jej otoczenia zdawało sobie sprawę. - Ależ Fantine, twój urok jest nie do odparcia - wyznała, słysząc o zazdrości. Krocząca u jej boku czarownica musiała wszak włożyć więcej wysiłku, by osiągnąć podobny efekt, a odwracające się za nią spojrzenia były dowodem na wypracowane do perfekcji gesty oraz umiejętność posługiwania się przekonującymi argumentami. Przyjęła wręczony kwiat, ostrożnie ujmując palcami ułamaną łodygę. Przesunęła palcem po wystającym kolcu, ostre zakończenie drażniło skórę, lecz nacisk był zbyt delikatny, by wyrządzić krzywdę. - Uznania nie zdobywa się jednym wydarzeniem, a wytrwałą pracą. Zapisałaś się w pamięci lady Nott i z pewnością nie przejdzie obok ciebie obojętnie, gdy zobaczy, że nie był to jednorazowy przypadek. Co to za odmiana? - spytała, mając na myśli podarowaną jesienną różę.
Niezrażona zdziwieniem pokiwała głową ze zrozumieniem, słuchając jej słów. Wybrzmiewała w nich pewność i gotowość do działania, jakiej od niej oczekiwała i wcale się nie zawiodła.
- Pytam, bo uważam, że nie ma co czekać do następnego sabatu. Pomyślałam, że może chciałabyś zaangażować się także w inne inicjatywy, przy organizacji których twoje doświadczenie okazałoby się nieocenione. - Uniosła wzrok na Fantine, wciąż obracając w dłoniach kwiat. - Na ten moment mamy zaplanowane kilka wydarzeń, by wesprzeć mieszkańców Anglii, także na terenie Kent. Przydałaby mi się twoja pomoc.



Why do I like thunderstorms? Because it shows that even nature needs to scream sometimes.
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t8766-wanda#260651 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Rosarium [odnośnik]14.10.21 17:16
Rodzina była dla Fantine wartością nadrzędną. Jeśli tylko kochała kogoś mocniej od samej siebie, to najbliższych właśnie. To jedynie na nich szczerze jej zależało, na ich dobrobycie, spokoju i szczęściu, uczyniłaby wiele, by im to zapewnić, by ich ochronić przed całym złem tego świata - jeśli by tylko potrafiła. Ten obowiązek spoczywał jednak na barkach lorda nestora, brata Fantine i męża Evandry; dzięki Tristanowi mogły mieć pewność, że to właśnie od życia dostaną. Jedynie rodzinie ufała w pełni. Nikomu innemu. Evandra dołączyła do nich całkiem niedawno, stała się już jednak ich nieodłączną częścią. Minęło tak niewiele czasu od ich zaślubin, a stała się najważniejszą kobietą Château Rose - lady doyenne. Musiała się czuć tu pewnie i dobrze, ale to nie był jedyny powód dla którego Fantine pomagała bratowej się tu odnaleźć - po prostu darzyła ją szczera sympatią, coraz silniejszą z każdym dniem, z wolna odnajdując weń kolejną siostrę.
- Jeszcze nadejdą czasy spokojne na tyle, byście mogły się tym zająć. Pani matka pewnie nie odpuści - zaśmiała się serdecznie. Fanny ulżyło, że nie dostrzegła na twarzy Evandry niezadowolenia, czy bólu. Lady Cedrina potrafiła być bardzo surowa. Dla każdego poza Tristanem, który był jej oczkiem w głowie, najukochańszym synem, odpuszczała mu wszystko. Skrzywiła się lekko za to Fantine na wspomnienie o księgach i pilnowaniu finansów. - Tego akurat szczerze ci współczuję... - wyrzekła zbolałym tonem. Ona sama nigdy nie miała głowy do liczb. Lekcje numerologii w Akademii Magii Beauxbatons były dla lady Kentu prawdziwą katorgą. - Obawiam się, że nie posłużę ci dobrą radą w tym temacie i tak będzie najlepiej, jeśli porozmawiasz z kimś, kto ma tym pojęcie - zaśmiała się; stało się przy tym coś bardzo rzadkiego - Fantine przyznała się do słabości i brakach w wiedzy. Nie lubiła tego robić, lecz nie chciała się wymądrzać o ekonomii przy szwagierce, bo kłamstwo szybko wyszłoby na jaw, a nie daj Merlinie, jeszcze zaszkodziło ich finansom, gdyby Evandra zdecydowała się jej posłuchać...
- Cóż to za akcje charytatywne? - spytała zaintrygowana.
Komplement Evandry przyjęła z promiennym uśmiechem. Owszem, uważała się za kobietę czarującą i pełną wdzięku, miała świadomość swej urody i ciężko pracowała nad tym, by zachwycać - tańcem, urokiem osobistym, pięknym słowem. Wymagało to od niej jednak zdecydowanie więcej pracy, półwilom, dzięki magicznym genom, wszystko to przychodziło z taką łatwością. Właściwie nie musiały za wiele robić, by rzucić mężczyzn na kolana - tego Evandrze zazdrościła.
- Tak myślisz? - spytała z nadzieją. Słowa lady doyenne zasiały w jej sercu wiarę, że wieści o organizowanych bankietach i przyjęciach w Smoczych Ogrodach dotarły do lady Adelaide Nott i zapisały się w jej pamięci. Liczyła, że Evandra jej o tym przypomni. - Jesienna róża - wyjaśniła. Opuszkami palców dotknęła płatków kwiatu, zachwycając się jego delikatnością. Zaraz jednak odjęła od róży spojrzenie i zawiesiła je na twarzy lady doyenne o doskonałych rysach. - Ależ oczywiście, że bym chciała. Chociaż tyle mogłabym zrobić - zgodziła się Fantine bez najmniejszego zastanowienia. Czyż to nie był ich obowiązek, kiedy lordowie z ich rodzin nadstawiali karku, by walczyć dla nich o świetlaną przyszłość? Złapała zaraz Evandrę pod ramię i poprowadziła ją w stronę pałacu. - Wracajmy, jest już chłodno, wszystko opowiesz mi przy podwieczorku.


| zt x2


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t5140-fanny-rosier https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Rosarium [odnośnik]23.10.21 9:00
21/02/1958

Unikał spędzania czasu w rodzinnym domku. Zamek Róż wydawał się mu pusty. Melisande opuściła ziemię Dover przeprowadzając się do chłodnego Corbenic Castle, który równie dobrze był mu znany. Niemniej jednak, irytacja wynikająca z konieczności przerwania spotkań z Calypso Carrow coraz bardziej dawała mu się we znaki. Nie chciał tego robić, ale jego zdaniem było to jedyne racjonalne wyjście z sytuacji, w którą się zagmatwał. Będąc lojalnym wobec rodziny nie mógł sobie pozwolić, aby wystąpić przeciwko nim. Sojusz z Carrowami nie miał najmniejszego sensu. Nienawiść między nimi troskliwie pielęgnowała przez ostatnie dziesiątki lat była głównym powodem zaprzestania spotkań z kobietą, która dawała mu pewien rodzaj światła. Skrzywdzenie jej to jedyna możliwość, jaka wchodziła w grę. Lady Carrow była uparta i na pewno nie odpuściłaby tak po prostu, a musiała… i on musiał. Nawet jeśli to małżeństwo miałoby pokazać ich wrogom, że nawet tak nienawidzące się rody są w stanie zjednoczyć się w trudnych czasach… Był pewien, że Tristan bez wysłuchiwania argumentacji odmówiłby tej propozycji. To po prostu nie miało sensu.
Po ciężkim dniu w Smoczych Ogrodach postanowił chwilę odpocząć. Nerwowa atmosfera wkradała się w jego codzienność, a to odbijało się na jakości jego postępowania wobec osób, z którymi współpracować. Podnoszenie głosu to nic, w porównaniu do chęci sięgnięcia po różdżkę, aby wyjaśnić pewne kwestie. Stan podirytowania wcale mu nie służył. Wrócił do zamku róż, musiał zaznać wytchnienia, zanim podejmie kolejne kroki. Oczyścił odzież, zaznał długiej kąpieli, przez długą chwilę obserwując kolejne blizny na swoim ciele. W ostatnim czasie pojawiało się ich coraz więcej, ale to tylko przypominało mu o walce, którą prowadził, o energii, którą wkładał, aby osiągnąć swój cel. Jedyne co mógł, podjąć działanie i pozwolić zapamiętać siebie historii. Wyszedł na korytarz, kiedy natknął się na matkę spacerującą do biblioteki Różanego Zamku. To właśnie ona poinformowała go o wizycie jego drogiej kuzynki. Mathieu wiedział gdzie jej szukać, nie była potrzebna rozległa wiedza na ten temat. Rosarium stało otworem przed nim, kiedy zauważył ciemne włosy Melisande przechadzającej się wśród róż w towarzystwie służki.
- Melisande, moja droga. – przywitał się z nią w odpowiedni sposób, uściskał i ucałował policzek. Dobrze było ją widzieć w rodzinnym domu. – Corbenic Castle Ci się znudziło? – spytał z lekkim uśmiechem. Oczywiście, że tęskniła za domem, to zupełnie naturalne i normalne. On też za nią tęsknił. Z wszystkimi członkami swojej rodziny był związany blisko, troszczył się o nich przede wszystkim. – Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – tym razem całkiem poważnie spytał, lustrując ją spojrzeniem ciemnych tęczówek. Musiał wiedzieć, że w Norfolk dbali o nią dobrze. Jeśli nie, będzie musiał poważnie porozmawiać sobie z Mannym.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t7325-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]01.11.21 13:05
Wpadła do ogrodu niczym sztormowa burza. Z pociemniałym od gniewu spojrzeniem, które wciąż mieściło w sobie iskry piorunów.Te zostawiła jednak daleko za sobą w Corbenic Castle, wraz ze źródłem jej wzburzonych rozterek. Milczała wystarczająco długo, by wezbrane emocje pękły. Najbardziej drażniące w w całej sytuacji było to, że nie była pewna, co właściwie bardziej doprowadziło ją do wybuchu. I czy bardziej denerwował ją, czy też była wdzięczna za długie milczenie męża, jego dystans, a potem konfrontacja, czy jej własny, nagromadzony jeszcze od grudnia ból, który nie znajdował właściwego ujścia. Była dumna. Pamiętała o obietnicy jaką składała, o rodzinnej misji, ale była kobietą.W dodatku Różą. Nienawidziła decyzji, które narzucono jej z góry. Niby smoczy ogień, który palił żyły za każdym razem, gdy miała ulegać.
Ukojenie, jak zawsze przynosił jej ogród. Także ten, który otrzymała w prezencie ślubnym o męża. Nie był tym, co ukochała w rodzinny, Kent, ale ofiarował przestrzeń, w której znikała na długie godziny, poświęcając się różnej linii, którą chciała na nowo odtworzyć i zaglądając do ksiąg, których kreślone starożytną ręką litery, wywoływały w niej nostalgię. I wspomnienie ciemnych oczu Alpharda, kiedy śledził jej dłonie, gdy pokazywała mu jeden z pergaminów. Zacisnęła wargi mocniej, zatrzymując się w swojej wędrówce dopiero, gdy stanęła oko w oko ze swoją matką, uprzedzonej o wizycie przez służbę. Kilka wymienionych uprzejmie słów pozwoliło jej przejść dalej. I nawet jeśli zauważyła emocje malujące blade oblicze córki, wydawała się całkowicie je zignorować. A Melisande, była jej za to wyjątkowo wdzięczna. Nieniepokojona dotarła do różanego ogrodu, w końcu zwalniając kroki. I nie zdziwiła się, gdy w pobliżu, ale wystarczająco daleko, by zachować dystans, dostrzegła służkę. Milcząco skinęła jej głową, pozwalając na cichą obecność. Interakcja, groziła reprymendą, ale służba nie byłą głupia. Wiedzieli kiedy zejść z drogi, by nie spotkać się z bolesnym ukłuciem różanym cierniem.
Drgnęła na znajomy głos i imię wypowiadane w ten charakterystyczny. Tylko najbliżsi jej sercu potrafili działać w ten sposób, uciszając bądź wzmagając różany wiatr. Westchnęła cicho, niemal bezgłośnie, odwracając twarz do kuzyna - Mathieu - odezwała się miękko, mając pełną świadomość, że targające nią uczucia, wciąż burzyły źrenice. Zacisnęła malowane czerwienią wargi, gdy otrzymała kolejne pytanie. Cóż mogła odpowiedzieć mężczyźnie, nawet tak drogiemu, który nie rozumiał co właściwe działo się z jej sercem? - Po prostu tęskniłam - nie skłamała, gładko omijając kwestię jej nowych włości. Chociaż to nie tęsknota w pierwszej kolejności przywiała ją ku domowi. Miała jednak świadomość, że Mathieu był bystry, wystarczająco by wychwycić zakamuflowaną prawdę.
- Chcesz usłyszeć prawdę, czy kilka gładkich słów, które cię uspokoją? Cóż mam ci odpowiedzieć? Czego oczekujesz? - chociaż mówiła miękko, cierpkie tony znaczyły wyznaczały inną historię odpowiedzi. Nie mogła mu opowiedzieć wszystkiego, ale nie byłaby sobą, gdyby obdarzyła go kurtuazyjną wymówką. Był rodziną. Rosierem. Niemal bratem. I mierzył się z wyzwaniami, które dla niej wciąż były tajemnicą.


Ostatnio zmieniony przez Melisande Travers dnia 29.11.21 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Melisande M. Travers
Melisande M. Travers
Zawód : Dama
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Róże są bardziej zgodne z prawdą – wiedzą, jak pokazywać kolce”.
OPCM : 0 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10633-melisande-travers-rosier#324047 https://www.morsmordre.net/t10688-ales#324219 https://www.morsmordre.net/t10681-regina-rosarum-melisande#324223 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10751-skrytka-bankowa-nr-2340#326311 https://www.morsmordre.net/t10749-melisande-travers-rosier#326288
Re: Rosarium [odnośnik]06.11.21 10:32
Wychowani w lojalności wobec rodziny i własnych obowiązków. Melisande swój spełniła biorąc ślub z Manannanem i doprowadzając do umocnienia sojuszu z Traversami. To jej poświęcenie. Oczywiście Mathieu uważał, że Manny będzie dla niej dobrym mężem, ale trud wydarzeń drugiej połowy zeszłego roku przerósł ich najśmielsze oczekiwania. Nosiła żałobę po Alphardzie, miała zostać Lady Black, przenieść się do Londynu i żyć z nim wedle pielęgnowanych przez Blacków zasad. Zaufała mu, wbrew wszystkiemu zbudowali relację, która była ważnym krokiem w postępowym świecie. Ważnym dla nich wszystkich. Została tego pozbawiona i Mathieu rozumiał, jak ciężkim była wieść o ślubie z Traversem, do którego ostatecznie doszło końcem roku. Wiedział, jak wiele musiało ją to kosztować. Sam też poświęcał wiele dla rodziny. Niemal dwa tygodnie wcześniej zrezygnował z relacji z Calypso Carrow i kiełkującego między nimi uczucia. Wiedział, że przy każdym kolejnym spotkaniu coraz bardziej jej pragnął, a to było… zakazane.
Widział w jej oczach wzburzenie. Znał oczy swojej siostry, znał jej charakter i wiedział, że nie wszystko jest w porządku. Chciałby w jakikolwiek sposób poprawić jej humor, zrobić cokolwiek, aby na czerwonych ustach pojawił się szeroki i szczęśliwy uśmiech. Ciężkim byłoby jednak tego dokonać.
- To zawsze będzie Twój dom. – powiedział cicho, a kącik jego ust drgnął. Położył dłonie na jej ramionach, jak na starszego brata przystało. A później po prostu objął ją, kiedy wypowiedziała kolejne słowa. Rodzina była, jest i będzie dla niego najważniejsza. Troszczył się o nią, o Evandrę, o Fantine. Pomimo, że były od niego młodsze, zawsze były troskliwe i traktowały go tak, jakby rzeczywiście był ich bratem.
- Słowa mnie nie uspokoję, przecież widzę, że nie jest w porządku. – powiedział cicho i dopiero wtedy odsunął się od Melisande. U niego też nie było w porządku. Chciałby spotkać się z Calypso, powiedzieć jej, że to wszystko nie prawda i uprowadzić z przeklętego Sandal Castle tutaj. Nie mógł, miał związane ręce. Podjął najrozsądniejszą decyzję. Wiedział jak zawziętą i piękną kobietą była, wiedział, że się nie podda. A jedyną opcją było złamanie jej serca, brutalnie i boleśnie. Lepiej dla niej, jeśli będzie go nienawidziła.
- Wystarczy, że powiesz co mogę zrobić, abyś choć odrobinę poczuła się lepiej. – szepnął z uśmiechem. Może będzie mógł zrobić cokolwiek, aby jej samopoczucie było choć odrobinę lepsze.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t7325-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]29.11.21 22:57
Nie była pewna, czy czas rzeczywiście goił rany. Długo przecież, ni była świadoma, czym był prawdziwy ból straty. Ale czas i rzeczywistość, na swój - dla niej wciąż niezrozumiały - sposób, podsuwały jej lekcje, z jakich korzystać w cale nie chciała. Najpierw siostra, ojciec. I Alphard. Czy wyciagnięcie z nich odpowiedniej wiedzy było tego warte? Coś niespokojnie kuło ją w piersi za każdym razem. Gniewała się. Była rozżalona. I cierpiała, raz za razem przypominając sobie, jak wiele musieli poświęcać siebie, by wypełnić płynącą w ich krwi powinność. Rozumiała to ona i rozumiał Mathieu. Nie znaczyło to jednak, że było łatwo pogodzić się z narzuconym z góry losem.
Ktoś jej powiedział - nie pamiętała nawet kto, że nie zawsze to, z czym się nie zgadzamy w pierwszej chwili, będzie takie w przyszłości. I każde wydarzenie, jakie jest ich udziałem, znajdzie swój sens. Wymaga tylko czasu. Tylko czy było warto na ten efekt czekać? Rodowa duma - potwierdzała. Uczucia, burzyły się w niezgodzie. Czy jej kuzyn czuł podobnie, odrzucając względy Calypso? A może było w tym to zupełnie inne, bardziej wpisane w męska naturę postrzeganie?
Cała gama drgań, która rozświetlała spojrzenie iskier musiała rozlać się w momencie, gdy Mathieu na nią spojrzał. Zajrzał wprost w źrenice, bez wahania zaglądając za zasłonę rzęs, a potem, ze wszystkich możliwości, jakie zakładała - słów, gestów, zachowań, wybrał to, z którym trudno było jej się dziś mierzyć. Palce najpierw ułożone na spiętych barkach, potem zaciskając się na moment, by przyciągnąć ją bliżej. I w końcu, zamykając ją w klatce objęcia, które wywołało nagły dreszcz. W pierwszych kilka sekund., nie była w stanie wydusić nic, czując jak całe napięcie kołacze się w krtani i zaciska mocniej. I jak bardzo mocno chciała pokazać swoją siłę, trzymając na uwięzi piekące w kącikach oczu łzy, tak coś głucho, słyszalnie tylko dla niej, zatrzeszczało w jej piersi, łamiąc postanowienia, które trzymała za długo - Cóż z tego, jeśli wszystko co uznaję za nie w porządku jest takie ważne? - słowa w końcu ułożyły się w zdanie, zbierając w całość nagromadzoną frustrację. Rozchyliła i zwarła ze sobą wargi, podczas gdy słona ścieżka zaznaczyła jasne policzki rozmazana linią. Dopóki nikt nie patrzył, dopóki ramie kuzyna przysłaniało jej twarz, nikt nie musiał wiedzieć, jak dopadała ją słabość. Dopiero, gdy się odsunął, dając jej wciąż osłoniętą przestrzeń, uniosła błyszczący od łez wzrok wyżej, odnajdując ten, należący do Rosiera. Krew z krwi. Ale zamiast wyniosłej w ideałach odpowiedzi, pokusiła się o inną słabość. W ciemnych źrenicach błysnęło coś nowego, wyzywającego - Opowiedz mi o nim. O Manannanie - wiedziała, że w jakiś sposób się przyjaźnili. Znali - I nie chcę, żadnych górnolotnych przymiotów, jaki jest wspaniały. Chcę wiedzieć, jaki jest w twoich oczach - ta sama słabość, która zmusiła ją do szukania w jego objęciach siły, teraz kazała jej znaleźć odpowiedzi. Wyprostowała się i uniosła głowę wyżej, ale słowa, które wypowiedziała, przeznaczone były wyłącznie dla jej kuzyna. Nikt poza nim nie miał prawa usłyszeć jej szeptu. patrzyła mu prosto w oczy. Z wyzwaniem i poszukiwaniem prawdy, która ścierała się z jego spojrzeniem - A być może, ja opowiem ci coś o Lady Calypso - zakończyło, oddychając przy tym z ulgą i w końcu pozwalając, by napięte jak smyczkowe struny mięsnie, w końcu się rozluźniły. Odrobinę.
Melisande M. Travers
Melisande M. Travers
Zawód : Dama
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Róże są bardziej zgodne z prawdą – wiedzą, jak pokazywać kolce”.
OPCM : 0 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10633-melisande-travers-rosier#324047 https://www.morsmordre.net/t10688-ales#324219 https://www.morsmordre.net/t10681-regina-rosarum-melisande#324223 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10751-skrytka-bankowa-nr-2340#326311 https://www.morsmordre.net/t10749-melisande-travers-rosier#326288
Re: Rosarium [odnośnik]20.12.21 20:52
Przed nim nie musiała ukrywać swoich prawdziwych uczuć, ani tego co wyraźnie trawiło ją od środka i męczyło tak ogromnie. Wiedział, że Melisande w ostatnich miesiącach przeszła bardzo wiele i cierpienie, ból i każda krzywda, której doznała odcisnęła na niej swoiste piętno. Nie chciał, aby cierpiała, aby ból towarzyszył jej życiu, nie chciał aby musiała ukrywać swoje emocje głęboko za woalem kłamstw i oszust. Nie musiała okłamywać jego, w końcu znał ją od kiedy byli małymi dziećmi, znał ją aż za dobrze, aby móc przejść obok tego obojętnie. Rozumiał jej ból, rozumiał złamane serce i łkającą duszę, która nie potrafiła pojąć niesprawiedliwości świata, choć wszyscy inni widzieli co innego. Zadrżała w jego ramionach, a on westchnął cicho, mając nadzieję, że ta rozmowa i sam fakt powrotu na ziemię Róż sprawią, że Melisande poczuje się odrobinę lepiej.
Nic nie mógł jej poradzić. Zawsze to co było najważniejsze upadało jako pierwsze. Słabe fundamenty, złe posadowienie prowadziło do katastrofy. Te ważne rzeczy zawsze stały na pierwszym miejscu, czasem jednak podparte były w nieodpowiedni sposób i nie miały szans trwać w nieskończoność na chybotliwym gruncie. Podniósł spojrzenie i spojrzał na kuzynkę, kiedy poprosiła go, aby opowiedział jej o Manym. Wiedział, że nie chodziło jej o wychwalanie ponad niebiosa, opisywanie osiągnięć i zdolności… Nie, to nie był cel tej rozmowy. Może łatwiej będzie jej zrozumieć, kiedy Mathieu powie co naprawdę sądzi o kuzynie. Jego oczy błysnęły, kiedy z jej ust padło imię Calypso, jednak szybko uspokoił własne emocje. Pozostawił jej wspomnienie w Londynie, szklących się oczu i bólu, który pozostawiał. Twarz Mathieu stężała, stała się poważna i stateczna.
- Opowiem Ci o Mananannie, nie oczekując w zamian niczego. – powiedział poważnie. Nie chciał poruszać tematu Calypso. Pragnął jej bardziej niże kiedykolwiek pragnął Callisty, pragnął mocniej niż Isabelli. Była jak ogień poruszający jego duszę, uśmiechał się przy niej, dobrze bawił w jej towarzystwie… Nie był jednak odpowiednim dla niej, ich rody nie miały ze sobą po drodze. Jego bujne pragnienia przyniosłyby więcej krzywdy i bólu, niż to, co musiał jej zrobić.
- Na Manny’ego zawsze mogę liczyć, bez względu na to, w jakiej sytuacji się znajdę. – mruknął, spoglądając na nią. – Różni się od nas, jest o wiele bardziej związany z morzem, a to… specyficzna kwestia. Teraz ją rozumiem, od kiedy sam udałem się w morską podróż. – dodał, przekręcając lekko głowę w bok, uśmiechnął się lekko na wspomnienie morskiej bryzy uderzającej w twarz. – Pod tą skorupą kryje się naprawdę wspaniały mężczyzna. – powiedział cicho, a później ponownie spojrzał jej głęboko w oczy. – Nikt nie oczekuje od Ciebie, że będziesz go kochać żywym uczuciem, Melisande. Daj mu jednak szansę, jest jej warty. – dopowiedział. Nie musiał rozwijać tego tematu bardziej. Manny dla niego będzie zupełnie inny niż dla niej, na pewno zyska przy bliższym poznaniu, lecz Melisande musiała dać mu szansę, tylko wtedy miało to rację bytu.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t7325-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Rosarium [odnośnik]16.03.22 20:31
Cóż miała uczynić w rozterce popadających ze sobą skrajności? Jakim cudem pogodzić dwie strony różanej duszy, które kołatały się na szali, niby odbijane od ścian szklanej kuli. Na zewnątrz ślicznej, iskrzącej, wewnątrz zalanej słonymi kroplami, powoli, nie mieszczącymi się w zarezerwowanej ku temu przestrzeni. Nie mogła pozwolić sobie na na złamanie, lecząc drobne pęknięcia, sobie tylko znanymi sposobami. I równie dobrze wiedziała, że była bardziej wrażliwa na bliskich, także, odsłaniając słabość. W jakiś sposób, znowu ambiwalentnie - będąc przepełniona złością na decyzję brata jednocześnie dumna, że postawił ją na szali tak ważnych decyzji. Była przecież Różą.
Wiedziała doskonale jaką cenę musiał płacić Alphard, by starać się o jej rękę. I przełykając gorycz wiedziała, jak wiele musiał poświecić ród Traverów, by Melisande znalazła się na ich dworze. W ten sam sposób kładło na szali przymierza i porozumienia pomiędzy arystokratami. I być może nie powinna była, ale tę samą gamę splecionych chaotycznie emocji, przekładała na kuzyna. Tego samego, który w niedługim czasie sam będzie musiał odegrać rolę nowego porozumienia, które wzmocni siłę krwi szlachetnej. Czy będzie potrafił przyjąć powierzony mu los?
Odetchnęła krótkim spazmem, gdy ciepło objęcia wypuściło jej ciało. Uległa słabości, jednocześnie opierając jej brzegi na obecności Mathieu. Wystarczająco pewnie zajrzała w równie jak jej ciemne źrenice, by uchwycić nić zrozumienia. Tak, na popychaną niezrozumiała jeszcze tęsknotą prośbę, jak i obietnicę z imieniem, które zajaśniało krótko w tęczówkach kuzyna - To nie jest obietnica kierowana oczekiwaniem - odpowiedziała krótko, szybko, jednocześnie minimalnie unosząc się na palcach, jakby chcąc rozproszyć równie prędką fasadę szlachcica. Tak łatwo przychodziło mu odsuwać słabość, z jaką ona się mierzyła? - zrobię to po prostu dla ciebie - dodała ciszej, delikatniej, opadając na pięty - jeśli tylko chcesz - ale nie tak łatwo było jej rozszyfrować tajemnice, które spychał na dno serca. To Rosierowe, potrafiło ich trzymać wiele. Każde z nich wiedziało o tym bardzo dobrze.
Podążyła spojrzeniem w kierunku, którym przesunęły się oczy kuzyna. Przez moment wydawał się w tym geście podobny do jej męża, w tych ulotnych chwilach gdy znajdował się w zamku, a nie gnał gdzieś na statek. I kiedy nie wiedział, że patrzyła - Na czym polega ta różnica, skoro rozumiesz? - na język, mimowolnie spływało mało pochlebne słowo o byciu nieokrzesanym, jak jeszcze dawno temu go nazwała. Wydawało się jednak, ze Mathieu mówił o czymś jeszcze. O czymś, czego jeszcze nie rozumiało, chociaż - przyznać się musiała - fascynowało. I "nieokrzesany", zmieniało się w "nieokiełznany". Żywy. A może była to po prostu męska, tak żywa natura?
Wydęła usta, a mało dystyngowany uśmiech zakradł się w kąciki warg, uśmiech zaprawiony mieszanką goryczy i złości - Mam tę skorupę rozbić, żeby się dostać do tego "wspaniałego mężczyzny"? - powstrzymała prychnięcie, zaciskając w końcu usta - do tego potrzeba dwojga - uniosła głowę, tym razem samej wędrując spojrzeniem w bok, gdzieś ponad ramię arystokraty - jak mam to zrobić sama? Masz rację, różni się od nas. Woli swoje morze niż moje towarzystwo - wyprostowała się, gdy wzrok natrafił na zamknięty w zimowym uśpieniu, różany pąk - musiałbym stać się samym sztormem, żeby poświecił mi więcej uwagi - pokręciła głową, a dłoń sięgnęła do rozplecionego z upięcia, pasma włosów. Przymknęła powieki - Przejdźmy się dalej, proszę - oderwała się od myśli, tym razem uważniej przyglądając się kuzynowi. Tak bardzo pochłaniała ją własna złość, że niemal potknęła się o własny egoizm. O najbliższych dbała. I nie chciała, by jej problemy przysłoniły te, które ścigały rodzinę.
Melisande M. Travers
Melisande M. Travers
Zawód : Dama
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Róże są bardziej zgodne z prawdą – wiedzą, jak pokazywać kolce”.
OPCM : 0 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10633-melisande-travers-rosier#324047 https://www.morsmordre.net/t10688-ales#324219 https://www.morsmordre.net/t10681-regina-rosarum-melisande#324223 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10751-skrytka-bankowa-nr-2340#326311 https://www.morsmordre.net/t10749-melisande-travers-rosier#326288
Re: Rosarium [odnośnik]20.03.22 10:13
Nie miała wyboru, musiała przyjąć swój los i zmierzyć się z nim. Była piękną Rożą, była silną kobietę, która dopełniała swego obowiązku wobec rodziny, ta powinność była w ostatnich miesiącach jedną z istotnych decyzji w dążeniu do umocnienia sojuszy. Wierzył, że w roli Lady Travers spełni się bardzo dobrze i choć bunt młodego serca nie pozwalał jej jeszcze na pełne zaakceptowanie sytuacji, w której się znalazła był niemal pewien, że pewnego dnia będzie jej bliżej do morskich przygód Traversów niż do Różanych ogrodów. Zawsze w sercu pozostanie Różą, ale jest dumną reprezentantką rodu Travers, a kto jak kto, ale Melisande na pewno poradzi sobie z wszelkimi przeciwnościami losu.
Spojrzał na nią, z lekkim uśmiechem. Nie chciał, aby opowiadała mu o Lady Calypso Carrow. Podjął decyzję w tym temacie i zaczynał być jej coraz bardziej pewien. Zakazany owoc smakował najlepiej, a Calypso właśnie nim była. Problem Mathieu polegał na tym, że przez wiele lat nie potrafił zaakceptować własnego charakteru, a tym bardziej mroku we własnym sercu. Wątpił, że Calypso zaakceptowałaby kogoś, kto bez mrugnięcia okiem skazał zdrajców na śmierć i patrzył jak ich krew brudzi bruk Warowni w Dover. Patrząc na postępowania całego rodu Carrow w trakcie ostatnich tygodni, a raczej brak konsekwentnych i mocnych decyzji… wątpił, aby jakakolwiek relacja z nią była dla niego przyszłościowa. Zbyt długo walczyli o swoją pozycję i siłę własnego rodu, aby zaprzepaścić to nietrafioną decyzją małżonki. Co z tego, że była uroczą kobietą, niebywale piękną i sprawiała, że czuł się przy niej inaczej… To niewiele zmieniało. Potrzebował silnej kobiety u swego boku, pewnej i takiej, która nie cofnie się, nie zawaha. Kącik ust powoli osunął się na dół, a jego twarz – choć nadal łagodna – stała się bardziej poważna. – Nie chce o niej mówić, Melisande. Podjąłem już decyzję. – powiedział spokojnie. Dokładnie tak jak Melisande, musiał mieć na uwadze dobro rodu, jako najważniejszy priorytet.
- Nie dostrzegałem tego, dopóki sam nie wypłynąłem w morze. Ta wolność, którą czujesz, jakby troski zostawały gdzieś daleko za Tobą, a liczyło się tylko to, co dzieje się teraz. Nasze życie zawsze podporządkowane było pewnym zasadom. Smoki, alchemia, róże… Dla niego świat jest otwarty, kiedy stoi na swoim statku i płynie w dal… Wolność jest zawsze kusząca. – powiedział spokojnie, chcąc podkreślić swoje własne rozważania na ten temat. Oni również podróżowali, ale do miejsc, które były im znane, czasem poddali się i znaleźli w nowym miejscu, ale to nie to samo co podróż statkiem, wiatr uderzający drobinkami wody w twarz, niezwykłe miejsca, o innej kulturze i sposobie bycia.
- Daj mu czas, Melisande… – powiedział spokojnie. Dla Traversa stałe przebywanie na lądzie nie było dobrym rozwiązaniem. Wiedział, że Manannan zatęskni za morzem, a to prawdopodobnie skomplikuje ich sytuacje. Przed nimi bardzo trudny czas, początki takiej relacji były niebywale trudne, ale wierzył, że im się uda. – Poza tym, moja droga… Jesteś sztormem, wyjątkową kobietą, którą Manny doceni z całą pewnością. – powiedział, biorąc pod ramię Melisande i prowadząc dalej. Spacer po różanych ogrodach z pewnością będzie dla niej niemałym wytchnieniem. – Spróbuj poznać morze… a wtedy poznasz jego. – dodał ciszej, puszczając jej oczko. Miał nadzieję, że Melisande będzie szczęśliwa, ale przed nimi jeszcze długa droga. Teraz mógł wesprzeć ją dobrym słowem i obecnością. Mogła wrócić do Chateau Rose kiedy chciała, była ich siostrą, była im bliska i cieszył się, że te kilka chwil mogą spędzić wspólnie.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t7325-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Rosarium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach