Sala uczt
Uroczysta kolacja
Sala uczt jak zwykle zachwycała elegancją i wytwornym wystrojem. Kandelabry przystrojone były igliwiem i aromatyczną żurawiną. Punktualnie o godzinie 20 wydano uroczystą kolację składającą się z wielu dań do wyboru. Kelnerzy wkraczali na salę jednocześnie, a tuż przy nich lewitowały tace z zakrytymi daniami dla zachowania idealnej temperatury. Do posiłków serwowano odpowiednie wino, na życzenie także inne alkohole. Tegoroczny bal wyróżniał się formą - nie sposób było nie dostrzec, że rozplanowany co do godziny wieczór wynikał z kryzysu z jakim borykała się Wielka Brytania, lecz pomimo uszczuplenia liczby dań i jednoczesnej uroczystej kolacji na próżno było szukać niedociągnięć i wpadek. Wszystko jak zawsze było przygotowane z pietyzmem i na najwyższym poziomie.
Sala zapełniona była okrągłymi stołami okrytymi białymi obrusami, z pięknym złotym haftem u podstawy, tuż nad ziemią. Zielone obicia krzeseł kontrastowały z porcelanową zastawą i złotymi sztućcami. Przy każdym miejscu stały kryształowe kieliszki, a także karafki i popielniczki. Na środku w wysokich wazonach znajdowały się świeże kwiaty w różnych odcieniach bieli, beżu, a także zieleni i popielu. Przy każdym ze stolików znajdowała się wizytówka z imieniem i nazwiskiem zaproszonego gościa.
Tristan Rosier, Irina Macnair, Sigrun Rookwood, Idun Avery, Imogen Yaxley, Wilhelm Avery
Stół nr 2:
Ramsey Mulciber, Harland Parkinson, Hypathia Crouch, Lucinda Macnair, Tarone Shacklebolt, Vivienne Avery
Stół nr 3:
Fearghas Travers, Deirdre Mericourt, Tatiana Dolohov, Primrose Burke, Gawain Nott
Stół nr 4:
Melisande Travers, Blaise Selwyn, Igor Karkaroff, Harlan Avery, Armand Malfoy, Yana Blythe
Stół nr 5:
Cassandra Vabaltsky, Manannan Travers, Corinne Rosier, Xavier Burke, Persenet Shafiq, Mildred Crabbe
Stół nr 6:
Drew Macnair, Evandra Rosier, Magdalene Selwyn, Leonhard Rowle, Bartemius Crouch
Stół nr 7:
Colette Rosier, Ignotus Mulciber, Antonia Borgin, Efrem Yaxley, Valerie Sallow, Ursula Fawley
Stół nr 8:
Cedrina Rosier, Elvira Multon, Varya Mulciber, Bradford Parkinson, Mitch Macnair, Lucius Malfoy
Stoły od nr 9 do 18
Czarny Pan, Minister Magii, Adelaide Nott i wszyscy pozostali przedstawiciele arystokracji
Escargots de Bourgogne
Ślimaki po burgundzku z masłem ziołowym
Quiche Lorraine
Placek lotaryński
Pissaladière
Placek z ciasta chlebowego z karmelizowaną cebulą, czarnymi oliwkami i anchois
Ratatouille
Gulasz warzywny z cukinii, bakłażana, pomidorów, papryki i cebuli.
Leek flamiche
Tarta porowa na francuskim cieście
Soupe à l’Oignon
Francuska zupa cebulowa
Consomméd e gibier
klarowny bulion z dziczyzny
Bisque
krem z krewetek na bulionie rybnym
Bouillabaisse
Prowansalska zupa rybna z krabami i langustą
Duck à l'Orange
Kaczka w pomarańczach
Coq au Vin
Kogut z Brese duszony w burgundzkim winie
Boeuf Bourguignon
Wołowina po burgundzku
Blanquette de Veau
Cielęcina po francusku
Sole Meunière
Sola Dover na klarowanym maśle
Chocolate Soufflés
Suflet czekoladowy z karmelizowaną maliną
Crème Brûlée
Zapiekany deser śmietankowy z żółtkami
Cherry Clafoutis
Francuskie ciasto z wiśniami
Mille-feuille
Słodkie ciastko z kremem pâtissière
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.11.24 18:12, w całości zmieniany 3 razy
Widząc reakcję Sig uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Czuł, że uniesie się honorem, w końcu to było w jej naturze, z resztą sam prawdopodobnie zareagowałby podobnie. Przegrana była dla nim czymś więcej jak ujmą na dumie; nienawidził ich, nierzadko nie potrafił się z nimi pogodzić i wtem nader wiele czasu spędzał nad analizą własnych błędów. Czasem wyjątkowo pomagało szczęście i to ono winne było sporej ilości niepowodzeń – szczególnie kiedy Londynem rządziły anomalie. -Wiele droga lady, lecz może nie wracajmy do tego, bo poleje się więcej jak dobre wino.- zaśmiał się pod nosem i uniósł szkło w geście toastu. Dogryzali sobie nieustannie i tym razem to on trzymał asa w rękawie. -Fakt, poddałabyś się szybciej.- zwieńczył temat w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Każdy papieros jest dobry po kilku głębszych, ale rozumiem wymagania. Nie wychodzimy spoza ram pewnych standardów.- rzucił skinąwszy głową, a na jego wargach nieustannie malował się szyderczy uśmiech.
Słysząc jej kolejne słowa dziewczyny zasmucił się teatralnie – mogła mówić, co chciała i tak znał prawdę. Czy ktokolwiek z nich w ogóle wierzył w przyjaźń? Liczyła się tylko i wyłącznie lojalność, bowiem więzi okraszone uczuciami były poza nimi. Śmiało można było wysunąć wniosek, iż obydwoje do relacji międzyludzkich nie podchodzili zbyt tradycyjnie – w tej kwestii naprawdę byli zgodni.
-Auć. Drugi raz już dziś.- pokręcił głową nie tracąc dobrego nastroju, po czym odłożył na stół opróżnione szkło. -Mimo wszystko prowadź lady, ciekaw jestem jak potoczy się noc.- dodał, choć właściwie i tak nie dała mu skończyć, bowiem ruszyła przed siebie w kierunku wyjścia. Nie zwlekając postanowił dotrzymać jej towarzystwa.
/zt x2
W Sali Uczt ustawiono wzdłuż długich stołów rzędy obitych ciemną zielenią krzesła, współgrające z kruczymi obrusami, sięgającymi posadzki. Na stołach ustawiono elegancką zastawę, talerze z białej porcelany o złotych obrzeżach i z tegoż kruszcu wymyślne sztućce, oraz kryształowe kieliszki. Wyjątkowym dodatkiem zdawały się sznury drobnych pereł spinające rubinowe serwety, które rozsypywały się i znikały w momencie ich zdjęcia. W niskich, nieprzesłaniających widoku na siedzącego naprzeciw rozmówcy wazonach, tkwiły kwietne bukieciki o zimowej oprawie gałązek iglastych oraz smukłe kandelabry. Nieco wyżej ponad stołami wylewitowano eleganckie stroiki subtelnie ozdobione o delikatnym, orzeźwiającym aromacie gałązek drzew z lasów Nottów oraz kwiatów, podobno wybranych osobiście przez same driady rezydujące na terenie lwiego rodu.
Sala uczt zapełniła się gośćmi tuż po oficjalnym rozpoczęciu Sabatu. Wszyscy tu obecni mieli zachwycać nienaganną prezencją i etykietą, a w zamian zostać nagrodzeni nie tylko przepięknym wystrojem sali, który zapierał dech w piersi już po przekroczeniu wielkich, ręcznie zdobionych drzwi. Trud nienagannego zachowania miał również rekompensować dobór wspaniałych alkoholi sprowadzonych do Hampton Court specjalnie na tę okazję, a przede wszystkim widok uginających się od przepysznych dań stołów. Gospodyni dzisiejszego spotkania zadbała o najdrobniejszy detal. Na bogato zdobionych talerzach znalazły się przysmaki kuchni śródziemnomorskiej. Goście mieli okazję spróbować idealnie wypieczonego sandacza z cytryną, czarną soczewicą, mieszanką sałat i sosem z trawą żubrową, czy też prosicutto e melone, czyli świeżego melona zwiniętego w szynkę parmeńską, posypanego makiem, którego smak bardzo długo pozostanie w ich pamięci. Wytrawny smak potraw przełamany świeżością warzyw zachwycał, pobudzał zmysły, zachęcał do skosztowania. Zwieńczeniem tej dostojności były przygotowane z niesamowitą starannością desery, w formie ciast, czy też kremów. Aspekt śródziemnomorski wybrzmiewał tu w pełni. Na środku sali uczt znajdowało się prawdziwe oliwne drzewo. Gałęzie drzewa uginały się od ilości dojrzałych owoców, zachęcając gości do spróbowania. Lewitujące tace, które zastępowały obsługę miały bardzo wyczulone zmysły. Pojawiały się zawsze wtedy, gdy były potrzebne. Nikt nie pozostawał zbyt długo z pustym kieliszkiem bądź talerzem. Dostępne w menu przez cały wieczór posiłki, zostały przygotowane przez najlepszych cuisinierów. Dzięki gronu degustatorów oraz wyjątkowo czujnemu oku lady Adalaidy Nott i lady doyenne Evandry Rosier udało się opracować iście królewski jadłospis. Przez całą noc kosztować można było wszystkie dania z karty. Do toastów i w trakcie przyjęcia kelnerzy roznosili szampan Prosecco, zaś do kolacji podano wino chianti i Bonarda. Po daniu głównym serwowane były limoncello, vino liquoroso, toujour pour oraz whisky i brandy. Dostępne były także napoje orzeźwiające jak spritzer cytrusowy z rozmarynem i sok morelowy z limonką. Dodatkowo na każdym stole znaleźć można było patery z figami, gruszkami, brzoskwiniami i winogronami, a także sery Pecorino Romano, Gorgonzola Dolce i Ubriaco di Raboso.
Miały delikatnie pobudzać apetyt, nie pozostawiając uczucia nasycenia, wyostrzać kubki smakowe. Modne amuse-guele, czyli niewielkie dania, podawane były z wykałaczką lub widelczykiem. Dla gości menu przekąsek dostępne było przez cały wieczór.
- Arancini, małe, zapiekane kulki ryżowe z nadzieniem z Ragù z serem Caciocavallo, czerwonego wina, zielonego groszku i mielonej baraniny
- Mule w sosie z sera pleśniowego i białego wina, śmietanką z chrupiącą bagietką
- Focaccia z gorgonzolą i gruszką na cieście z wędzoną papryką i orzechami włoskimi i miodem
- Carpaccio z polędwicy wołowej, z marynowaną dynią, ciemnymi oliwkami, kaparami, parmezanem i rukolą
- Kalmary krótko grillowane z czosnkiem, natką pietruszki, posypane płatkami chilli
- Krewetki śródziemnomorskie smażone na maśle z dodatkiem białego wina i solą morską
- Ciabatta z oliwą czosnkową, serem ricotta ze świeżymi figami i miodem
- Prosicutto e melone, świeży melon zwinięty w szynkę parmeńską, posypany makiem
- Sałata z pastrami, pestkami granatu i ogórkiem z sosem owocowym
- Ziemniaki smażone po sycylijsku z czarnymi tostowanymi oliwkami i tartym serem Pecorino Romano
- Koper włoski smażony z filetami anchois z serem owczym Isola Sarda i rozmarynem
- Pełnoziarnista piadina z łososiem z serkiem mascarpone i zielonym ogórkiem
Podawane w głębokich talerzach lub bulionówkach, stanowiły część kolacyjną. Serwowane pomiędzy zimnymi a gorącymi przystawkami, stanowiły idealny wstęp do dań głównych. Zupy prezentowane były w różnych formach podania. Z kleksem jogurtu, posypane świeżymi ziołami, lub z brzegiem naczynia obtoczonym w tartym parmezanie.
- Gazpacho z truskawkami, selerem naciowym i bagietką
- Carabaccia z orzechami i cynamonem, bagietką i parmezanem
- Stracciatella alla Romana z parmezanem i natką pietruszki
- Minestrone z pancettą, pieczoną dynią i czerwonym winem
- Krem z pomidorów z mascarpone bazyliowym, orzeszkami pini, oliwą szczypiorkową
- Krem z czerwonych warzyw, z mozzarellą i pestkami słonecznika
- Rosół z ravioli z szarpaną wołowiną, oliwą szczypiorkową, parmezanem
- Krem z białych szparagów z mlekiem kokosowym, wędzonym łososiem i grzanką
Przygotowane z największą starannością dania główne nie przerażają wielkością porcji. Zapachy świeżych i doskonale doprawionych potraw kusiły, a niezwykle ozdobna i kolorowa forma podania, zachęcała do skosztowania. Podawane na płaskich okrągłych talerzach wraz z odpowiednimi sztućcami, miały nasycić obecnych gości.
- Labraks pieczony w pomidorach na białym winie z kaparami, ziemniaki gratin, mieszanka sałat
- Sandacz pieczony z cytryną, czarna soczewica, mieszanka sałat, sos z trawą żubrową
- Żebra wołowe pieczone z rozmarynem, tymiankiem i szałwią, sałata z koprem włoskim
- Rib eye stek sezonowany, pieczone warzywa korzenne, salsa pomidorowa, mieszanka sałat z grzankami ziołowymi i parmezanem, masło truflowe
- Ossobuco alla milanese na białym winie ze skórką pomarańczy, risotto szafranowe z gremolatą
Serwowane na paterach, zdawały się dodatkowo pobudzać apetyt, nawet tych gości, którzy zdążyli już rozkoszować się daniem głównym i zupą. Różnorodność deserów zdawała się odbiegać od wojennych czasów, w jakich przyszło dziś się bawić, ale patissier wykazał się kunsztem i starannością, pozwalając gościom oderwać się od rzeczywistości.
- Beza z kremem mascarpone i pestkami granatu
- Zabaglione na małmazji z kremem z marakui, bitą smietaną i biszkoptem
- Tiramissu ze śliwkami i płatkami migdałowymi
- Crostata, tarta owocowa z kremem ricotta i konfiturą wiśniową
- Semifreddo, deser lodowy z malinami, limoncello i Creme fraiche
- Bônet, czekoladowy krem z orzechami laskowymi
- Sbrisolona, kruche ciasto z polentą i blanszowanymi migdałami
- Czekolada nasączona rumem z dodatkiem papryczki chili, bitą śmietaną i skórką pomarańczy
Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.
Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.
- Wybór kieliszka:
- 1. Goblin
Ten koktajl z soku jabłkowego, szampana oraz rozpuszczonego marcepanu podaje się w wysokim kieliszku, którego rant zamoczony w wódce obsypano cukrem. Smak jabłek delikatnie przebija się przez bąbelki i już jeden łyk wystarcza, by magiczny napój zadziałał, obdarzając Cię skrzekliwym głosem. Odnosisz wrażenie, jakby twój wzrost rzeczywiście pasował do standardów goblinów.
2. Wróżka
Migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Celestyna
Już pierwszy łyk zaskakuje cię unikalnym połączeniem cytrusów oraz słodkiego wina doprawionego mocnym aromatem pieczonych kasztanów. Dopada cię błogi, piosenkarski nastrój godny samej Celestyny Warbeck, która nagle staje się twoją idolką. Nie możesz oprzeć się chęci zanucenia jej najlepszych hitów do spółki z tanecznym krokiem piosenkarki, zyskując także nieco z jej pięknego głosu.
4. Troll
Gorzkiej woni unoszącej się znad kryształowego kielicha towarzyszy równie identyczny smak absyntu. Na dnie unosi się kilka listków piołunu, które jedynie podbijają kwaskowatość. Język piecze niemal do samego końca, kiedy spływa na Ciebie nuta słodkiego, nierozpuszczonego w pełni cukru, a głos brzmi bardziej charcząco, jakby coś w gardle utrudniało Ci mówienie.
5. Eteryczna formuła
Charakterystyczny biały dym unosi się znad kieliszka niczym z wrzącego kociołka. Delikatne szkło jest ciepłe, a jego zawartość smakuje doskonałym i jedynym w swoim rodzaju szampanem zmieszanym z sokiem żurawinowym oraz sokiem z cytrusów.
Raptem kilka niewielkich łyków, które pomieścił w sobie smukły kieliszek, wprowadziło cię w głębokie przemyślenia, iście eteryczne tyrady o czasie, przestrzeni, nieskończonym ogromie kosmosu, którego fragmentu dostrzegasz w suficie wysoko ponad tobą. Twój ton głosu brzmi wzniośle, iście filozoficznie.
6. Błazen
Mieszanka ciemnego ale oraz whiskey skropiona dodatkiem słodkiego koziego mleka budzi w tobie rozbawienie. Każdy kolejny łyk przybliża Cię do śmielszych chichotów, które jesteś w stanie powstrzymać z niemałym trudem. Wesoła atmosfera wieczoru udziela Ci się znacznie szybciej niż pozostałym gościom.
7. Oddech smoka
Tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
8. Kapitan
Mieszanka najlepszego rumu bogata w sok z najlepszych cytrusów z dodatkiem imbiru zaostrzającego smak. Raptem kilka łyków wystarcza, by Twój głos obniżył swoją barwę i stał się przyzwoicie melodyjny, a przy tym dostatecznie przekonujący i pewny siebie dla słuchacza.
9. Trzecie oko
Biała zawartość kieliszka jest nieco mętna, gęsta. Smakuje egzotycznym mlekiem kokosowym, białą czekoladą oraz wytrawnym winem. Każdy łyk sprawia, że odsuwasz się nieco od otaczającej Ciebie rzeczywistości. Chwilami odnosisz wrażenie, jakby sprawy doczesne nie miały najmniejszego znaczenia, a jedyny interesujący zbieg wydarzeń znajduje się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
10. Mantra
Ziołowy zapach amaro pozostawia po sobie gorzki posmak na języku, który przełamuje mus z kandyzowanych owoców. Od pierwszego łyku wiesz, że Twoje słowa stają się nieco cichsze, a krzyk jest wręcz nieosiągalny. Towarzyszy Ci błogi spokój, opanowanie. Nawet największa awantura nie jest w stanie wykrzesać z Ciebie upustu przygaszonych emocji.
11. Creme de la creme
Likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
12. Gorący kociołek
Smak ginu z tonikiem jest znany każdemu, kto choć raz pojawił się na przyjęciu z dobrze zaopatrzonym barem. Gorycz ciągnie się wzdłuż języka, powoli, niemalże boleśnie wypalana przez gin. Twoje gardło po wypiciu kilku łyków nienaturalnie ściska się, a głos powoli wybrzmiewa niższe tony. W miarę upływu czasu staje się także coraz bardziej zachrypnięty, jakby Twoje ciało trawiła choroba albo, co gorsza, wspólny wieczór spędzony przy wyśpiewywaniu największych hitów Celestyny Warbeck.
13. Błękitna Laguna
Przyjemne połączenie wódki, pomarańczowego likieru Blue Curracao oraz lekko gazowanej wody cytrynowej podawane w wysokim kieliszku z plastrem cytryny umieszczonym na jego brzegu. Ogarnia Cię błogość i lekkość, jakbyś unosił się na przejrzystych wodach błękitnej laguny. Barwa głosu zmienia się na wysoką, aczkolwiek jasną o średniej sile dźwięków. Przypominają Ci się wizyty w operze, gdzie najwspanialsze diwy wyśpiewują swoje arie, a teraz czujesz, że możesz być jedną z nich i zachwycić towarzyszy ariettą najwyższej klasy.
14. Królowa Śniegu
Intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
15. Grzywa aetonana
Alkohol w kieliszku jest gęsty i mleczny, spieniony u góry. Jest słodki: wśród aksamitnego jak grzywa aetonana mleka wyczuwasz orzechowy likier i rozgrzewające nuty kawy i czekolady. Przyjemne uczucie rozlewa się za twoim mostkiem, zaś twój głos zyskuje niższe, lecz lekkie i ciepłe brzmienie, od którego słuchania nie można się oderwać.
16. Erato
Kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
17. Egzaltacja
Najwyższej jakości burbon oraz mocny earl grey stanowią połączenie znane przez każdego, szanującego się Brytyjczyka; podobno. Smak alkoholu podsyca rozpuszczony miód, którego gęsta struktura pozostaje wyczuwalna na języku. Ciebie zaś ogarnia nieprzerwane deklamowanie każdego słowa. Nadajesz mu barwę, dodatkowe emocje. Napotykasz trudność w oparciu się poczuciu przemawiania o wydarzeniach ważnych, istotnych, a przede wszystkim wygranej wojnie o czystość krwi.
18. Burleska
Słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
19. Pożoga
Intensywna czerwień soku malinowego w efektowny sposób łączy się z kolorem soku pomarańczowego, a ostrości dodaje czysta wódka zawierająca w sobie drobinki brokatu. Przyjemnie chłodzony kruszonym lodem drink podawany jest w szkle sprawiającym wrażenie płonącego. Skład wzbogacono o składnik wywołujący intensywne, silne wzruszenie, które wraz z ostatnią kroplą drinka przemienia się w niewyobrażalny zachwyt.
20. Łyk niewinności
Z pozoru lekkie wino niosące posmak prawdziwego Toujour Pur skrywa w sobie niewielką ilość pikanterii dość mocno palącej w gardło. Szybko ogarnia Cię poczucie młodzieńczej niewinności, chęć cofnięcia się z powrotem do szkolnej ławy i płatania figli. Poczucie zabawy towarzyszy Ci w każdym kroku. Twój głos przyjmuje barwę o kilka tonów wyższą.
Zignorował słabą pyskówkę, przywykł do Multon pod tym względem. Kiedy obijała piłeczkę, najwyraźniej nie mając nic lepszego w zanadrzu, aby odgryźć się celniej. Widział, że była zirytowała, może wściekła? Średnio go to interesowało, raczej nie chciał dociekać na siłę. Nie był jej niańką, ich znajomość również nie była dość zażyła, a wypaczona w sposób, który pasował obu stroną i nie wymagała zbyt dużo. Zwłaszcza sztuczna troska nie miała racji bytu i nie działała na żadnym poziomie.
Zerknął na jej dłoń, gdy chwyt był coraz mocniejszy, a paznokcie bez wątpienia naznaczyły skórę. Wyraźnie zdradzała podenerwowanie, ale najwyraźniej nie zamierzała dzielić się powodami parszywego humoru.- Jak chcesz.- odparł tym samym, upewniając w swym podejściu.
Zignorował kelnera, który wyglądał, jakby chciał uciec z daleka od nich. Pewnie dobrze robił, bo to blond dziewczę, wydawało się docierać do granicy, po której wybuchnie i sam średnio chciał być w pobliżu, by znosić jej humorki. Branie odpowiedzialności za czyjeś wysoki znajdowało się na szarym końcu listy rzeczy, które mógłby zrobić. Dał się pociągnąć nieco w dół, pochylając lekko w jej stronę.
- Jeśli musisz.- rzucił niechętnie. Nie miał pojęcia, co chciała powiedzieć i może ta nieświadomość działała na kobiecą korzyść. Jednak kiedy usłyszał pytanie, wyprostował się powoli. Błękitne tęczówki zdradziły złość, rozdrażnienie, jakiego nie próbował ukryć. Być może w tej jednej chwili wyglądali podobnie, chociaż powody były zdecydowanie inne. Nie chciał tracić humoru przez Multon, rezygnować z jakiejkolwiek zabawy, bo ta miotała się bezsensownie i próbowała go wkurzyć.
- Nigdy, ale patrząc na Ciebie, prędzej zastanawiałbym się, gdzie popełniłem błąd, że znalazłaś się obok. Akurat Ty ze wszystkich milszych możliwości.- odparł tuż przy jej uchu, jeszcze raz pochylając się ku dziewczynie.
Wyszedł za nią, bo reszta rozsądku nieprzysłonięta złością, utrzymała go w ryzach. Nie zamierzał schodzić do jej poziomu, zachowującej się jak obrażone dziecko, które próbowało odreagować i nie kryło się z tym. Od jakiegoś czasu potrafił zapanować nad odruchami, impulsywnością będącą najbardziej typową dla niego cechą, wypracowaną przez lata.
Zmierzył ją wzrokiem, lecz w niebieskich tęczówkach nie było ani krzty zainteresowania.
- Damą? Ukrycie się za maską i ubranie kiecki, nie czyni z ciebie damy, gdy plujesz jadem na lewo i prawo.- możliwe, że był okrutny w tym, ale zasłużyła. Podchodząc do niej, nie robił tego z wielkiej sympatii, wykraczającej poza ich znajomość czy chęci spędzenia czasu z piękną kobietą, bo w drugim przypadku szukałby gdzieś indziej. Nie wpisywała się w jego gust, pod żadnym względem i najwyraźniej dzisiejszy wieczór nie był tym, w którym powinni spędzić obok siebie dłużej niż te kilka minut.
Zatrzymał się przed wejściem do sali uczt, zabierając ramię spod jej ręki. Wpuścił ją pierwszą, chociaż zamierzał za moment ulotnić się stąd. Upewnił się, że są w środku sami, a przynajmniej bez gości sabatu.- Nie obchodzi mnie, co cię ugryzło dziś, ale pamiętaj, że nie jestem kimś, kto będzie znosił twoje humorki. Nie podszedłem do ciebie, bo musiałem i tak samo nie muszę stać obok, byś sobie odreagowała.- ton miał ostry, ale mówił na tyle cicho, aby słowa dotarły jedynie do niej.
Ma barwę nocy…
Krok wstecz to krok wstecz
- Musielibyśmy być pijani. I naćpani. I zmęczeni i kompletnie szaleni. - mamrotała nieco bezmyślnie, nie pozwalając mu zabrać dłoni, niezdarnie i ponuro próbując odzyskać kontrolę nad sobą, aby nie poczynić więcej błędów, nie zostać znów samą.
Jakimś cudem nie odszedł i podążył za nią, gdy wyciągnęła go z sali balowej, w której wciąż trwał spektakl przygotowany przez cyrkowców. Na jego miejscu być może nie byłaby tak samo cierpliwa, w obecnej sytuacji nie była jednak zdolna porównywać się do niego i doznawać jakichkolwiek refleksji. Słodki alkohol nieznanego pochodzenia, który wzięła z tacki jednego z kelnerów, mocno uderzał jej do głowy, wprawiając w histeryczne rozbawienie. Nuciła pod nosem piosenki, które dawno temu słyszała w barach, nie zastanawiała się nawet nad ich słowami, przyspieszając kroku, aby dorównać rytmowi durnych melodii. Stała się na powrót poważna dopiero, gdy Cillian zwrócił się do niej z przyganą.
- Przed nikim się nie ukrywam - szepnęła natarczywie, kłamiąc mu w żywe oczy. - Nie przesadzaj, nie jesteś na tyle wrażliwy, żeby miała cię dotknąć jakaś durna odzywka. Ja... - Urwała, popychając ramieniem drzwi prowadzące do jednej z sal; nie zwróciła uwagi na to jakiej, dopóki nie poczuła zapachu jedzenia. - To nie chodzi o ciebie. W ogóle nie chodzi o ciebie. - Za moment wyplątał się z jej uścisku, odsunął się kilka kroków, zdystansował, przypomniał jej o tym, jak roztrzęsiona była i jak bardzo traciła kontrolę. - Masz rację, nie musisz tu być. Możesz odejść, kiedy masz ochotę, nie mogę ci rozkazywać. - Zacisnęła zęby, odetchnęła przez nos i odwróciła wzrok, uparcie unosząc wysoko brodę, choć czuła się tak, jakby za chwilę miała rozstąpić się pod nią ziemia. Czy była w stanie to wydusić? Czy było jeszcze cokolwiek, czego by nie zrobiła, aby tylko zagłuszyć ciernie obrastające jej płuca, utrudniające mówienie? - Mogę jednak poprosić. Czy jak poproszę, to zostaniesz? - Odwróciła się tak, jakby chciała na niego spojrzeć, ale nie była w stanie; ostatecznie zawiesiła wzrok na stole za jego plecami, bezmyślnie obserwując rozłożone nań przystawki. - Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. To tylko... - urwała i warknęła sama do siebie. - To nie ma znaczenia. Zostań chociaż na chwilę, zjedz ze mną. - Miała wrażenie, że prędzej zwymiotuje niż przełknie którekolwiek z wystawnych dań, ale jedzenie było pierwszym, co przyszło jej na myśl. - Cillian, kurwa - zniżyła ton, by nikt ich nie usłyszał, zbliżyła się do niego blisko, bardzo blisko, naruszając osobistą przestrzeń, spoglądając na niego z dołu, opierając dłoń na jego ramieniu. - Przepraszam. Czy to wystarczy? - Jej by nie wystarczyło.
Ale to, jak wiele innych rzeczy, nie miało najmniejszego znaczenia.
The only difference between a kiss and a bite
is how deep the teeth go.
Both can kill.
- Nie, to nie miałoby miejsca w żadnym przypadku.- odparł poważnie, dopowiadając do tego, co wypowiedział wcześniej. Nie tknąłby jej z wielu powodów, a najważniejszym była nijaka uroda, która nie przemawiała do niego. Nie interesowały go blondynki, gdy od zawsze uważał je za zbyt bezbarwne wizualnie. Nie wiedział, dlaczego poszedł za Elvirą, co takiego w jej zachowaniu jeszcze zatrzymało go obok. Powinien machnąć na nią ręką, odwrócić się i sprawdzić, co oferowało to miejsce dla kogoś tak niechętnego, jak on. Zamiast tego był obok, słuchał, jak nieumiejętnie próbowała się wytłumaczyć.
- Domyślam się, że to nie o mnie chodzi.- przecież to było oczywiste, ktoś zagrał jej na nerwach jeszcze zanim zdążył podejść. Miotała się jak wściekła, dlatego wodził wzrokiem za jej sylwetką, chociaż spojrzenie nadal miał niechętne. Coraz bardziej znudzone niż nerwowe, ostrzegające, że zaraz zerwie się ostatnia nić, która zatrzymywała go w miejscu. Pomijając, że powinna pamiętać, jak niemądrze było go prowokować i denerwować.
- Zaskakujące, że dotarło to do ciebie.- rzucił pogardliwie, kiedy sama stwierdziła, że nie może mu rozkazywać. Faktycznie, nie mogła, bo takowe próby spełzłyby na niczym.- Możesz spróbować.- nie musiała go prosić, wystarczyło, żeby przestała zachowywać się w podobny sposób.- I przy okazji powiedz, kto cię tak wkurzył.- dodał, gdzieś na skraju świadomości, jeszcze tliła się ciekawość.
Obserwował ją nadal, gdy wyrzucała z siebie kolejne słowa. Miotała się, kombinowała, ale jeśli przypuszczała, że był kompanem, który ją wesprze... to grubo się pomyliła. Błękitne tęczówki z uwagą zawisły na twarzy dziewczyny, kiedy stanęła tuż przy nim.
- Kiepskie przeprosiny.- stwierdził jedynie, odsuwając się od niej, by podejść do stołu. Nie miał chęci niczego próbować, rozdrażnienie nadal siedziało gdzieś w trzewiach.- Nie robisz tego zbyt często, co? – zerknął na nią z ukosa. Może i trochę się pastwił, ale wcale się tym nie przejmował. Mógł sobie na to pozwolić i pozwalał jak cholera.
Ma barwę nocy…
Krok wstecz to krok wstecz
Na razie jednak, póki emocje były wyłącznie emocjami, a cierpienie cierpieniem, podążała za prostymi dystraktorami, wykorzystując wszystko, co miała pod ręką.
- Widzę, że jestem dla ciebie tak atrakcyjna jak ty dla mnie - odpowiedziała krótko i chłodno. Cillian był jej przyjacielem, ale po prawdzie chętniej ofiarowałaby mu pięść w zęby niż pocałunek. Mniemała, że sprawiłoby to więcej satysfakcji im obojgu. - Przynajmniej nie muszę się obawiać, że rzucisz się na mnie z łapami po paru drinkach. Musiałabym ci je obciąć, a z doświadczenia wiem, że lepiej mieć ręce niż nie mieć - burknęła, otulając się ramionami, gdy zamknęły się za nimi drzwi sali uczt.
Przedramiona miała teraz obustronnie szczupłe, blade i piękne, okryte aksamitnymi rękawiczkami, które raz jeden założyła nie po to, by cokolwiek ukrywać. Nie czuła już żalu o te tygodnie spędzone na wstydzie i bólu, nie uznawała tego za swój słaby punkt, lecz doświadczenie, które w jakimś stopniu uczyniło ją silniejszą. Okrutne efekty klątwy pamiętała jak przez mgłę, sama obracała ją w żart, bo rzeczywistość ujmowana sarkazmem miała w sobie mniej cierpkiego niesmaku.
- Proszę, zostań ze mną i zjedzmy - powiedziała tak bezbarwnie, jak była w stanie, dając Cillianowi do zrozumienia, że recytuje formułkę, która w normalnych okolicznościach pewnie nie przeszłaby jej przez usta. Nie zwykła się prosić, nie była szczera. Ale znając ją tyle miesięcy, powinien docenić, że próbuje. - Powiem ci w ramach zadośćuczynienia za doznaną krzywdę - Odrobina sarkazmu nikogo jeszcze nie zabiła. - Ale jeżeli zaczniesz się śmiać, to tu i teraz wyzywam cię na pojedynek. Broń Merlinie na Sabacie, ale po nowym roku. To sprawiedliwe, bo walka to trening, a nuż uda mi się rozciąć ci twarz. Albo tobie mi. - Machnęła ręką, przełknęła ślinę i zaczęła przechadzać się wzdłuż stołów, muskając złote obrusy opuszkami palców. Ozłocone pyłkiem blond włosy chwytały światło świec, skryte za maską oczy wyrażały znudzenie, w którym gdzieś głęboko chowały się jeszcze ślady płomienia, dogasającej wściekłości, pozostawiającej po sobie pustkę i nienawiść. - Zdenerwowała mnie kobieta. Szlachcianka. - Dziwka. - Bo uczepiła się kogoś, do kogo zbliżać się nie powinna - Zmarszczyła brwi, słyszała szum krwi w uszach, ale gdy uniosła brodę, by spojrzeć Cillianowi wyzywająco w oczy w poszukiwaniu oznak rozbawienia, wyglądała nienaturalnie spokojnie i obco. Wreszcie. - Trafiłeś na niewłaściwy moment... - Sięgnęła do srebrnej patery, na której leżały przystawki; wahała się jedynie przez ułamek sekundy, zanim złapała dwa placki z gruszką i serem, jeden podsuwając Cillianowi prawie pod sam nos. Okazję do przysunięcia się bliżej wykorzystała na powolny szept. - Planowałam rozkoszne morderstwo - Odsunęła się znów i ugryzła tę całą przystawkę. Smakowała mdło, ale dzięki magii przynajmniej szkarłatna szminka pozostała nietknięta. - Już mi przeszło - skłamała gładko, nie dodając, że morderstwo uznała za zbyt prostackie. Proste. I szybkie.
Placek z gruszką i serem to w języku Elviry Focaccio z gorgonzolą i gruszką na cieście z wędzoną papryką i orzechami włoskimi i miodem
The only difference between a kiss and a bite
is how deep the teeth go.
Both can kill.
Uroczysta kolacja
Sala uczt jak zwykle zachwycała elegancją i wytwornym wystrojem. Kandelabry przystrojone były igliwiem i aromatyczną żurawiną. Punktualnie o godzinie 20 wydano uroczystą kolację składającą się z wielu dań do wyboru. Kelnerzy wkraczali na salę jednocześnie, a tuż przy nich lewitowały tace z zakrytymi daniami dla zachowania idealnej temperatury. Do posiłków serwowano odpowiednie wino, na życzenie także inne alkohole. Tegoroczny bal wyróżniał się formą - nie sposób było nie dostrzec, że rozplanowany co do godziny wieczór wynikał z kryzysu z jakim borykała się Wielka Brytania, lecz pomimo uszczuplenia liczby dań i jednoczesnej uroczystej kolacji na próżno było szukać niedociągnięć i wpadek. Wszystko jak zawsze było przygotowane z pietyzmem i na najwyższym poziomie.
Sala zapełniona była okrągłymi stołami okrytymi białymi obrusami, z pięknym złotym haftem u podstawy, tuż nad ziemią. Zielone obicia krzeseł kontrastowały z porcelanową zastawą i złotymi sztućcami. Przy każdym miejscu stały kryształowe kieliszki, a także karafki i popielniczki. Na środku w wysokich wazonach znajdowały się świeże kwiaty w różnych odcieniach bieli, beżu, a także zieleni i popielu. Przy każdym ze stolików znajdowała się wizytówka z imieniem i nazwiskiem zaproszonego gościa.
Tristan Rosier, Irina Macnair, Sigrun Rookwood, Idun Avery, Imogen Yaxley
Stół nr 2:
Ramsey Mulciber, Harland Parkinson, Hypathia Crouch, Lucinda Macnair, Tarone Shacklebolt, Vivienne Avery
Stół nr 3:
Fearghas Travers, Deirdre Mericourt, Tatiana Dolohov, Primrose Burke, Gawain Nott
Stół nr 4:
Melisande Travers, Blaise Selwyn, Igor Karkaroff, Harlan Avery, Armand Malfoy, Yana Blythe
Stół nr 5:
Cassandra Vabaltsky, Manannan Travers, Corinne Rosier, Xavier Burke, Persenet Shafiq, Mildred Crabbe
Stół nr 6:
Drew Macnair, Evandra Rosier, Magdalene Selwyn, Leonhard Rowle, Bartemius Crouch
Stół nr 7:
Colette Rosier, Ignotus Mulciber, Antonia Borgin, Efrem Yaxley, Valerie Sallow, Ursula Fawley
Stół nr 8:
Cedrina Rosier, Elvira Multon, Varya Mulciber, Bradford Parkinson, Mitch Macnair, Lucius Malfoy
Stoły od nr 9 do 18
Czarny Pan, Minister Magii, Adelaide Nott i wszyscy pozostali przedstawiciele arystokracji
Escargots de Bourgogne
Ślimaki po burgundzku z masłem ziołowym
Quiche Lorraine
Placek lotaryński
Pissaladière
Placek z ciasta chlebowego z karmelizowaną cebulą, czarnymi oliwkami i anchois
Ratatouille
Gulasz warzywny z cukinii, bakłażana, pomidorów, papryki i cebuli.
Leek flamiche
Tarta porowa na francuskim cieście
Soupe à l’Oignon
Francuska zupa cebulowa
Consomméd e gibier
klarowny bulion z dziczyzny
Bisque
krem z krewetek na bulionie rybnym
Bouillabaisse
Prowansalska zupa rybna z krabami i langustą
Duck à l'Orange
Kaczka w pomarańczach
Coq au Vin
Kogut z Brese duszony w burgundzkim winie
Boeuf Bourguignon
Wołowina po burgundzku
Blanquette de Veau
Cielęcina po francusku
Sole Meunière
Sola Dover na klarowanym maśle
Chocolate Soufflés
Suflet czekoladowy z karmelizowaną maliną
Crème Brûlée
Zapiekany deser śmietankowy z żółtkami
Cherry Clafoutis
Francuskie ciasto z wiśniami
Mille-feuille
Słodkie ciastko z kremem pâtissière
Pod Hampton Court podjeżdżały powody zaprzęgnięte w dostaje rumaki, aetonany i testrale. Goście z całego kraju zjeżdżali się, by uczcić obchody Nowego Roku na corocznym wystawnym balu organizowanym przez lady Adelaide Nott. Dwór był pięknie oświetlony, lewitujące świece wytyczały ścieżkę powozom pod same drzwi, gdzie goście mogli po kilku krokach znaleźć się w środku. Przy drzwiach obsługa w eleganckich czarnobiałych szatach wypytywała o personalia gości i odznaczała je na przygotowanej przy gospodynię liście tak, aby żaden przypadkowy czarodziej nie znalazł się na przyjęciu. Każdy kto znał lady Nott wiedział, że do swoich bali przywiązywała ogromną wagę i musiały być w stu procentach zgodne z jej założeniami. W wystawnym holu, prócz obsługi gotowej odebrać od każdego wierzchnie odzienie wszystkich witała wyjątkowo wysoka, strojna i połyskująca choinka nawiązująca wciąż do minionych świąt, a tuż za nią znajdowały się lewitujące ramy, w których znajdowała się rozpiska stołów z usadzeniem gości, a to, być może ku zaskoczeniu wszystkich wydawało się na pierwszy rzut oka zupełnie przypadkowe. Nikt jednak nie mógłby uwierzyć, że to przypadek kierował wizytówkami. Lady Nott bardzo dobrze przemyślała swoje wybory.
Tristan Rosier, Irina Macnair, Sigrun Rookwood, Idun Avery, Imogen Yaxley
Stół nr 2:
Ramsey Mulciber, Harland Parkinson, Hypathia Crouch, Lucinda Macnair, Tarone Shacklebolt,Vivienne Avery
Stół nr 3:
Fearghas Travers, Deirdre Mericourt, Tatiana Dolohov, Primrose Burke, Gawain Nott
Stół nr 4:
Melisande Travers, Blaise Selwyn, Igor Karkaroff, Harlan Avery, Armand Malfoy, Yana Blythe
Stół nr 5:
Cassandra Vabaltsky, Manannan Travers, Corinne Rosier, Xavier Burke, Persenet Shafiq, Mildred Crabbe
Stół nr 6:
Drew Macnair, Evandra Rosier, Magdalene Selwyn, Leonhard Rowle, Bartemius Crouch
Stół nr 7:
Colette Rosier, Ignotus Mulciber, Antonia Borgin, Efrem Yaxley, Valerie Sallow, Ursula Fawley
Stół nr 8:
Cedrina Rosier, Elvira Multon, Varya Mulciber, Bradford Parkinson, Mitch Macnair, Lucius Malfoy
Stoły od nr 9 do 18
Czarny Pan, Minister Magii, Adelaide Nott i wszyscy pozostali przedstawiciele arystokracji
Punktualnie o godzinie 20:00 światło na sali uczt pociemniało. Sklepienie rozjaśniło się tysiącem gwiazd delikatnie falującym do złudzenia przypominającym noce niebo, a po sali poniosła się cicha, delikatna muzyka, z której wybił się męski, melodyjny głos:
— Witajcie na dworze królowej Fey. Królowa postanowiła wyprawić na swoim dworze ślub pięknej Izoldy. Na zabawę zaprosiła bogów, istoty, bohaterów i magów, którzy swoją obecnością uświetnić mieli przyjęcie. Wśród gości znalazło się także dwóch kandydatów o rękę panny młodej – król Marek i rycerz Tristan. Podczas trwającej zabawy ich zadaniem będzie oświadczenie się Izoldzie. W krainie Fey nic jednak nie jest takie proste. Ich wybranka jest już bowiem w posiadaniu odpowiedniego pierścionka. Jej mężem zostanie zaś ten z mężczyzn, który prawidłowo odgadnie nie tylko kolor, ale i kamień oraz metal wykorzystany do stworzenia magicznej obrączki. Zaklęta ona jest tak, by różniła się w zależności od tego, kto pierwszy na nią spojrzy, odkrywając w ten sposób, co tkwi w duszy obserwatora. Żeby jednak nie było im zbyt trudno, każdy z pretendentów do tytułu pana młodego będzie mógł skorzystać z pomocy pozostałych gości, których udało mu się na zabawę wprowadzić. Królowa Fey niezadowolona z ingerencji w stworzoną zabawę, postanowiła pokrzyżować plany zalotników. Dzięki magii skutecznie ukryła tożsamość każdego z gości przed sobą nawzajem, w tym także przed Tristanem i Markiem. A w zemście, obiecała, że stronnictwo przegranego nie tylko nie doświadczy zabawy na ślubie, ale zostanie stracone. Zwycięstwo swojego kandydata stało się więc kwestią życia i śmierci… Drodzy goście, księżniczka Izolda.
Na środku sali pojawiła się długo wyczekiwana gospodyni. Sklepienie balowej sali, który przypominało gwiazdy znów pojaśniało. Światło spływało z góry na jasną, wystawną suknię balową czarownicy, na której ramionach spoczywała długa czerwona peleryna z futrzanym kołnierzem spięta złotą, połyskującą broszą. Na głowie lady Nott lśniła piękna tiara, jasno symbolizując wszystkim zgromadzonym, jaką rolę dziś odgrywała.
— Drodzy goście. Niezmiernie miło mi was powitać na moim dworze w tak zacnym gronie— rozejrzała się po wszystkim, uśmiechając z zadowoleniem. Lady kochała błyszczeć i brylować w towarzystwie. Kochała też teatr. — Widzę wśród was magów, bohaterów i bogów, których obecność uświetni dzisiejszy wieczór. Pozwólcie więc, że przestawię wam dwóch wyjątkowych czarodziejów. — Odwróciła się delikatnie w kierunku drzwi do sali balowej, z której wyłonił się minister magii, Cronus Malfoy. Ubrany był jak na rycerza przystało w szaty raczej ciemnej barwy, szarej i grafitowej, lecz niektóre z elementów miało jaśniejszy odcień, dając strojowi większą trójwymiarowość dzięki różnym odcieniom i teksturom. Z pleców zwisała srebrzysta peleryna sięgającą ziemi, która falowała lekko i zwiewnie podczas każdego jego kroku. Minister włosy miał związane w kucyk, splecione rzemieniem na wojskową modłę. — Sir Tristan. Waleczny rycerz o niezwykłych umiejętnościach. A także moi drodzy, Marcus. Legendarny władca i król.— Tuż za lordem Malfoyem dumie wszedł Czarny Pan. Posępny jak zwykle, o przenikliwym spojrzeniu. Jego głowę zdobiła sporej wielkości, złota i wysadzana drogimi kamieniami korona, strojne i dostojne szaty wytłaczane na piersi i wyszywane złotą nicią okrywała ciężka atłasowa peleryna wykończona miękkim, białym futrzastym kołnierzem, jak na króla przystało. — Życzymy wam szampańskiej zabawy.— Uśmiechnęła się promiennie i biorąc pod rękę obu czarodziejów we trójkę udali się do swojego stolika.
Nie minęło kilka chwil, gdy na salę wkroczyli kelnerzy — a lewitujące dania przykryte półmiskami tuż za nimi — podchodząc do wszystkich stolików jednocześnie. Po usłyszeniu preferencji z menu od każdego z gości wyprostowali się, a następnie odpowiednie dania wylądowały przy każdym z gości, dokładnie w jednej i tj samej chwili. Kelnerzy wznieśli półmiski odkrywając przy gośćmi przystawki będące zapowiedzią wybornej kolacji rozpoczynającej ten niezwykły wieczór.
Mistrzowie Gry nie dają terminu na przybycie i rozpoczęcie zabawy, możecie zrobić to w dogodnym dla was momencie. Pamiętajcie jednak, że im wcześniej rozpoczniecie tym większe będziecie mieć szansę na realizacje swoich zadań i przypodobanie się głowom swoich stronnictw. O dalszych etapach zabawy dowiecie się z tematu z wydarzeniem.
Wydarzenie nie zagraża życiu i zdrowiu postaci. W razie pytań i wątpliwości zapraszamy do kontaktu PW.
Gdyby mnie ktoś zapytał, zaprzeczyłbym, iż jest to zwykły pomarańcz, celowałbym bardziej w barwną rudość, która przypominała płomienną grzywę lwa... i nie tylko, choć akurat to mogło być wyłącznie moim sugestywnym skojarzeniem wywołanym niedawnym spotkaniem. Kołnierzyk pod szyją pozostawiał rozpięty, jawny dowód buntu typowego dla młodych duchem wagabundów, żołdaków, żeglarzy i włóczęgów, ale dzisiaj nie miało to znaczenia. Dzisiaj każdy strój mógł nie tylko naginać schematy, miał je wręcz łamać.
Ciemne spodnie i starannie dobrane, lekko błyszczące buty z nieco wyższymi, wojskowymi cholewami dopełniały całości, sprawiając, że prezentowałem się niczym obrazek wyjęty z katalogu najlepszych czarodziejskich krawców. Zrezygnowałem z klasycznej szaty, wybierając swobodę ruchów nad hołdowanie tradycji. Podczas licznych tańców, w których zamierzałem wziąć udział, od Straussa, przez Prokofieva i Brahmsa, poły powiewającej dookoła szaty tylko by mi przeszkadzały.
Oczami chłonąłem otoczenie, doceniałem kunszt i precyzję, z jaką jego ciotka przygotowała ten wieczór. Powietrze wypełniała muzyka, delikatna, lecz sugestywna, która niemal zmuszała stopy do tańczenia. Stanąłem na moment przy jednej z kolumn, nieco z boku od głównego wiru towarzyskiego. Mój wzrok bacznie przesuwał się po zgromadzonych, jako że była to scena, która zawsze budziła we mnie mieszane uczucia – oszałamiająco piękne debiutantki w misternych sukniach niczym z bajki, traktowane jak rzadkie, egzotyczne towary na wystawie, i kawalerowie mający uosabiać obietnicę idealnego życia. Każdy uśmiech, każdy gest wydawał się ważony i mierzony pod kątem opłacalności. Matrymonialny rynek. Byłem przekonany, że nawet najlepsze zamiary nie mogą ukryć faktu, że wszystko to sprowadzało się do handlu przyszłością, reputacją i ambicjami.
Niezmienne reguły tej gry budziły we mnie pewną melancholię, lecz jednocześnie fascynowały, bo nadal nie rozumiałem do końca świata, w który mnie wrzucono. Był to bowiem świat, którego częścią stałem się z chwilą narodzenia, choć coraz częściej zastanawiałem się, czy rzeczywiście jest to miejsce, w którym pragnąłem zostać; alchemiczna pracownia wydawała się o wiele spokojniejsza i nikt w niej nie próbował mnie wyswatać. W tej chwili jednak postanowiłem pozostawić refleksje na później. Bal dopiero się zaczynał, a ja zamierzałem w pełni wykorzystać okazję, by dokładnie przyjrzeć się wszystkim zagraniom na tej magicznej szachownicy, nawet jeśli w oczach ciotki byłem kolejnym z pionków.
Spięcie wymogów formalności z jego osobistym podejściem do życia zdawało się nieomal zadaniem ponad siły. Wszakże każde przekroczenie strefy własnego komfortu przyjmował z niechęcią, jakby bronił twierdzy swoich przekonań przed najdrobniejszym zakłóceniem. Tym razem jednak musiał poddać się wyzwaniu, a wybór stroju stał się niemal deklaracją — cichą, lecz wyrazistą. Szata nie tyle stworzona z ciężkiej tkaniny, ile z samej esencji lodu i cienia. Ciemna jak głębiny najczarniejszej toni, w dolnych partiach przechodziła subtelnie w srebrzystą biel, otulona poświatą księżyca. Zdawała się emanować chłodem, nie tylko wizualnym, niemal odczuwalnym, jakby przynosiła ze sobą powiew mroźnego powietrza. Krój inspirowany ceremonialnymi mundurami dawnych saskich generałów, został dopasowany w górnej części, z elegancko podkreślonymi ramionami i wysmuklonym korpusem, asymetryczny, z jednym ramieniem osłoniętym pledem zwieńczonym futrem białego lisa syberyjskiego. Dwurzędowe zapięcie ozdobiono srebrnymi guzikami, biegnącymi wzdłuż torsu. Był jak cień przeszłości i zwiastun czegoś nieuchwytnego, tajemniczy w swym lodowym majestacie.
Pod szatą kryła się perłowa koszula o subtelnym połysku, której kołnierzyk zdobiły wzory zamarzniętych płatków śniegu, harmonizująca z dopasowanymi spodniami w kolorze bieli, subtelnie zdobionymi liniami przypominającymi pęknięcia lodu. Uzupełnieniem stroju były wysokie, czarne buty o eleganckim połysku, srebrna brosza spinająca opatulający ramię materiał i obrączka widniejąca na stałym miejscu wraz z rodzinnym sygnetem. Granat kołnierza zdawał się przechodzić na skórę odsłoniętej szyi, barwiąc widoczne jej części różnorakim odcieniem błękitu.
Dumnie i wyniośle stawiał dziś kroki, jakby każdy odmierzał rytm zakorzenionej w nim etykiety, której ramy nauczył się nosić niczym zbroję. Przywykł do surowej dyscypliny wychowania, która nakazywała mu perfekcyjnie wypełniać każde polecenie etykiety — z gracją, bez chwili wahania. Tego wieczoru miał być nie tylko widzem spektaklu wytworności, ale jednym z jego najjaśniejszych aktorów, głosem w szepczących kuluarach, cieniem przesuwającym się z gracją między kolejnymi grupami gości. Celem było wszystko i nic jednocześnie. Gaszenie plotek tam, gdzie mogły wyrządzić szkody, lecz jednocześnie subtelne podsycanie tych, które mogły przynieść korzyść. Rozmowy prowadzone z chłodną elegancją, słowa osadzone na odpowiednim miejscu, każda nuta głosu odpowiednio dobrana. Być zarzewiem innych rozmów, rozniecać ciekawość i napędzać subtelny chaos towarzyskiej rywalizacji. Najzwyczajniej być, przetrwać, bawić się i skorzystać z inności dotychczasowego życia.
Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Wkomponowywać miała się w obraną jej rolę, ale także w rolę, którą otrzymała sprzed kilku tygodni. Ceremonia była skromna, co było na miejscu patrząc na sytuację hrabstw Yaxley'ów, toteż pojawienie się tu razem, było ukazaniem się - na powrót — wszystkim wokół jako nowej jedności, nowej roli. Nie czuła się z tym tak dobrze, jak mogłaby sądzić przed laty, a jednocześnie zdawała się pasować. Nie spoglądała na ludzi, głowę dzierżąc odpowiednio wysoko, aby łabędzia szyja eksponowała dumnie uniesioną brodę. Reprezentowała nie tylko siebie, ale i jego, a choć daleko im było do miłości aż po grób, to prozaiczny fakt szacunku był wystarczająco dużym motywatorem do chęci postarania się.
Dłoń znajdowała się w zgięciu męskiego ramienia, odnajdując w nim godne oparcie, którego potrzebowała w momencie narastającego stresu. Nie ukazywała tego — pierś w dekolcie w serek nie zaczerwieniła się, jak miała w zwyczaju, a policzki pozostawały odpowiednio chłodne, pasujące do chłodu pozostającego w oczach. Nie promieniała uśmiechem, a srebrzyste włosy pozostawały w luźnym koku, przyozdobione spinkami w kształtach misternych, wykonanych ze srebra i pereł gałęzi, ogołoconych jednak z liści, jak gdyby perły rozkwitnąć miały pobladłymi kwiatami. Na krótki moment spojrzała na profil męża, kiedy przemówienie lady Nott przeminęło z pierwszym podmuchem zapachu potraw, a ona sama znalazła się przy wybranym jej stoliku. Oderwanie od małżonka, choć nie był jej w emocjonalnym mniemaniu najbliższym, było głębokim zaskoczeniem. Pozostawała bez rodziny, jak na poprzednich balach, ale i bez niego, a nowa rola i nowe wymagania budowały w lady Yaxley jeszcze większy niepokój. Finalnie jednak cały teatr domysłów, nonszalancji i powielania tradycji protoplastów czas było zacząć, a doniosłość sabatu wbiła się w trzewia, nakazując kobiecie splecenie palców na wysokości przepony i poprawienie ramion, by w dumnym wyprostowaniu i wyuczonej pewności siebie, pozostawać na sabacie w kilku rolach, których dialogów nie zdołała się jeszcze nauczyć.
| mam ze sobą: runa szczególnej krwi w pierścieniu (+4 do rzutów na k100, +2 do rzutów k10 na genetykę), elegancki szal (+6 do tańca, +1 do kokieterii, +4 do perswazji, kłamstwa i kokieterii, bardzo zwraca uwagę, olśniewa, podkreśla charyzmę, tuszuje braki w niewiedzy, zwracając uwagę na aparycję),
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
Na salę uczt weszła, oczywiście, w towarzystwie brata. Jasne włosy spięte miała dziś po raz pierwszy — bo i pierwszy raz uznano ją za dorosłą. Misterne upięcie nad karkiem składało się z kilku warkoczy splecionych ze sobą i utrzymanymi w miejscu przy pomocy spinek w kształcie białych kwiatów tropikalnej glorii porannej. Oddzieleniem spiętej części włosów do tej puszczonej wolno (wszak była niezamężną panną) zajęła się specjalna ozdoba, która przedstawiała srebrne, wznoszące się po obu stronach jej głowy winorośle tejże samej rośliny, grubsze najbliżej włosów, tak aby w miejscu ich styku, na planu okręgu, gałązki stały się najcieńszymi. Poniżej, uszy zdobiły proste, srebrne kolczyki zdobione niewielkimi, choć lśniącymi, czystymi kryształami, stanowiące komplet z większym kamieniem, który z kolei pełnił rolę pierwszoplanową w naszyjniku, w którego skład wchodziły także dwa sznury pereł, swobodnie obejmujące szyję damy.
Niewiele zostało miejsca na skórę, bo ledwie centymetr pod kamieniem naszyjnika zaczynał się dekolt sukni. Sama suknia złożona została z kilku warstw o różnych teksturach, aby nadać jej świeżości, lekkości, a jednocześnie tak, aby nadawała się do świętowania w cieple sal Hampton Court. Dwie zewnętrzne warstwy stworzone zostały z opalizującego na kolory błękitu i różu jedwabiu w ten sposób, aby każda zmiana kąta spadania światła odzwierciedlała się w kolorze materiału. Srebrne nicie użyte zostały do ozdobnych obszyć sukni, w tym po linii dekoltu oraz rękawów w kształcie pionowej bufki, sięgającej do połowy ramienia. Na dłoniach Hypatii znajdowały się rękawiczki ze srebrnej koronki, których materiał na górze wzmocniony został na tyle, aby być ozdobionym dwoma (po jednej na jedną rękę) broszkami wykonanych z masy perłowej w kształcie gałązek wierzby z bazi kotkami, których rolę pełniły kamienie księżycowe. Jasnoróżowe pantofelki nie były widoczne, chyba, że zmuszona byłaby do wykonania bardzo długiego kroku.
— Och, Barty, będziesz mnie widzieć ze swojego stolika? — spytała ściszonym głosem, niedługo później pozwalając sobie na krótki, słodki chichot. Po prawdzie znała odpowiedź, jeżeli będzie chciał, to dostrzeże mnie z każdego miejsca na ziemi. Jej wzrok tylko na dłużej zatrzymał się przy liście gości dwóch stolików — 2 i 3, dzięki czemu jej uśmiech na moment powiększył się, a w oczach błysnęły pierwsze iskry zadowolenia. — Nie odpowiadaj. Znam odpowiedź — wtrąciła, a nim brat zdążył wypowiedzieć jakąś kontrę, krokiem pełnym elegancji ruszyła do przeznaczonego jej stołu, aby stamtąd przywitać gospodynię oraz dwóch pretendentów do jej ręki.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones
wine-dark and wanting.
Myślałem o Elvirze przez całą drogę do rezydencji Nottów. O tym, jak nasza relacja wymykała się spod kontroli przez całe lata. O tym, jak postanowiłem w końcu popłynąć z nurtem, zamiast na siłę walczyć z rzeką. O tym, że Sabat to miejsce pełne spojrzeń, oceniających i śledzących każdy ruch, a przecież nasze najmniejsze uchybienie mogłoby wywołać plotki albo coś znacznie gorszego. Próbowałem sobie wmówić, że to nie problem, że wystarczy, byśmy trzymali się z daleka od siebie, unikali rozmów w miejscach, gdzie każdy mógłby ich zobaczyć. Ale skoro sama myśl o niej wywoływała u mnie błogi wyraz twarzy i głupkowate spojrzenie... to będzie bardzo trudna noc.
Jedna, długa noc, pomyślałem, zapinając ostatni guzik kamizelki, gdy wchodziłem do środka.
Miałem na na sobie lekki, jednorzędowy i ciemnozielony płaszcz ozdobiony wyszyciami ze złotej nici. Subtelnymi złotymi haftami, które tworzyły symetryczne wzory roślinne na kształt połączonych w jedno łodyg roślin charakterystycznych dla klimatu brytyjskiego, ozdobionych bogato liśćmi na kołnierzu i froncie, nadając ubraniu dystyngowanego charakteru. Pod rozchylonym płaszczem ukryłem dwurzędową kamizelkę w kolorze o pół tonu jaśniejszym i o złotych, błyszczących bogactwem guzikach, gdzie do trzeciego od góry przypiąłem złoty łańcuszek od znajdującego się w ukrytej kieszeni kamizelki zegarka. Całości dopełnia biała koszula o regencyjnym kroju, pod której kołnierzem przywiązałem pasujący do całości stylizacji fular.
Oczywiście miałem również spodnie, także zielone jak przykazywały nasze rodowe barwy, ale to akurat na tyle nudny element garderoby, że nie poświęciłem mu zbyt wiele czasu; założyłem te, które Bradford zostawił w głównej pracowni. Wiadomo, że o wiele ciekawszym jest to, co pod spodem, ale odkryć tę tajemnicę mojego stroju będą mogły jedynie wybrane osoby i miałem szczerą nadzieję, że nie znajdzie się wśród nich lady Nott. Jeszcze przed samym wyjściem zdecydowałem się na nieco masywniejszy, szeroki pas wykonany z ciemnobrązowej skóry o solidnym, ale eleganckim wyglądzie. Przypiąłem do niego wykonaną z połyskującego złota, a jakże, zawieszkę w kształcie słońca, z drugiej strony zaś krótki miecz o prostym ostrzu; taki, który idealnie pasował do delikatnej elfiej powłoki.
Ogólnie rzecz biorąc czułem się bardzo zielony i bardzo Parkinsonowy.
Wyglądałem bez zarzutu, elegancko i władczo, ale pod tą maską kryło się mnóstwo wątpliwości. Sabat miał być miejscem, gdzie mogłem brylować, zjednywać sobie sojuszników i pokazywać, że panuję nad wszystkim; gdzie mogłem do woli adorować i podziwiać, prawić komplementy i rzucać uśmiechem do każdej damy bez obaw bycia opacznie zrozumianym. Słowem, mogłem być sobą w swoim najlepszym, najwspanialszym wydaniu miłośnika kobiet. Tylko że dziś najważniejszym wyzwaniem nie była polityka ani szlacheckie intrygi, ani łamanie serc i niedokończone pocałunki pod jemiołą. Największym wyzwaniem było unikanie tej, której obecność czułem nawet wtedy, gdy nie było jej w pobliżu.
To ja, tylko przystojniejszy
Nabiera głębokiego tchu, nim wkroczy do Sali Uczt, u boku swojej najdroższej maman, z dłońmi oplatającymi przedramię zachwycającej Cedriny nie czuła się aż tak niepewnie, aż tak przytłoczona, choć wzrok mimowolnie ciągnął w kierunku szerokich ramion Tristana oraz przepięknej Evandry, na której widok pozwoliła sobie westchnąć przeciągle, tylko odrobinę zła, że urok półwili wprawi każdego w zasłużone oszołomienie. Wybaczyła jej to, nie miała serca boczyć się na nikogo w zasadzie, zbyt przejęta tym, co miało miejsce. Stąpała lekko, nie zdradzając tej płochości, na wargi przywołując najsłodszy ze swoich uśmiechów. Wiotką sylwetkę oplatała suknia szyta przez najlepszych francuskich krawców, blady błękit zimowego nieba na gorsecie zdobiły drobne diamenty skrzące się w odpowiednim świetle, mające przywodzić na myśl śnieg, na który padają promienie słońca, obszywały one wzory przypominające malunki pozostawione przez szron osadzający się na oknie. Błękit przechodził zaraz w biel płynnie na nowo wpadając w błękit zewnętrznej warstwy spódnicy, który gładko wpadał w odcień ciemnego niebieskiego na wysokości kolan dziewczęcia. Zewnętrzna warstwa spódnicy rozszerzała się w literę "a", a jej krańce wyszyto srebrną nicią w kwiecie asfodelu, spod niej natomiast wyglądała biel spódnicy wewnętrznej obszytej podobnie jak gorset szronowymi wzorami. Suknia nie miała w sobie nic z ciężkości, jej lekkość szczególnie podkreślały rękawy wykonane z delikatnego tiulu przyzdobionego drobnymi diamentami. Materiał całego stroju zaklęto tak, aby subtelnie się poruszał jakby młodziutką lady owiewała delikatna bryza, co tylko miało dodawać wrażenia zwiewności arystokratce, a także zapewnić to, że nikt przypadkiem nie nadepnie na rąbek sukienki (do serca wzięła sobie rady najdroższej Melisande, lękając się szczerze tych wszystkich zazdrośników). Ciemne włosy, czesane szczotką z włosia jednorożca aż całe sto siedem razy (dodatkowe siedem dla pewności, że pozostaną gładkie i mięciutkie) były rozpuszczone, układając się w falach przyzdobione zostały ozdobą na głowę wykonaną z białego złota, na cienkich łańcuszkach mieniły się perły, diamenty oraz blade szafiry mające imitować sople lodu, a swoista tiara na czole jedynie podkreślała urok rysów twarzy lady Rosier. Nie koniec był jednak tych wszystkich dodatków, bo nawet makijaż miał podkreślać jej przynależność do przydzielonego na bileciku dworu. Długie rzęsy zostały przyciemnione, jednak te na dolnej powiece wybielono odpowiednim tuszem, pod którym starannie przyklejono malutkie przepołowione perełki. Szafirowe kolczyki również wykonane były na wzór sopelków lodu, a jedyną ozdobą na smukłych palcach jak raz pozbawionych rękawiczek — był ciężki, nieprzypadkowo nieco za duży stalowy sygnet, którego grawer miał kluczowe znaczenie dla jej przebrania, a który dojrzeć mogła jedynie osoba, która to zbliżyła się do niej wystarczająco blisko, a jeśli to zrobi, tak przy okazji wyczuje woń magicznych perfum. Aromat lilii oraz chłodnego, zimowego poranka podkreślona przez swoistą ziemistość, która nie kojarzyła się z jakimś brudem, a czymś przyjemnym, niemal nostalgicznym. Spod rąbków sukni czasem wyłaniały się błękitne pantofelki, na których również wyszyto kwiaty asfodelu.
— Comme c'est beau ici, maman1 — zdobędzie się na zauroczony szept, podziwiając wnętrze sali. I dłoń zaciśnie mocniej, jednak nie boleśnie, nie silnie, na matczynym ramieniu w przejęciu, ostrożnie, bo przecież jej rodzicielka była równie delikatna, nawet jeśli nikt lady Cedriny Rosier nie ośmieliłby się podobnie określić, kiedy to męski głos zapowiedział głównych bohaterów dzisiejszego przedstawienia. Lady Nott prezentowała się niezwykle uroczo, natomiast Minister Magii oraz sam Atramentowy Pan byli imponujący na tyle, że początkowo nie ośmieliła się nawet w pełni podziwiać ich przebrań — Naprawdę ktoś zginie? — pyta cichuteńko, w przejęciu, kątem oka zerkając w stronę Corinne, bo przecież ona już debiutowała i wiedziała, co prawdą było a fikcją. Colette jednak postanawia być dzielna, wysłuchać wszystkiego uważnie, nawet jeśli z niechęcią rozstaje się ze swoją pani matką, jako że każdego członka rodziny rozsadzono przy zupełnie innych stolikach. Och! Jakże się cieszy, że jej kochana Misia ten wyjątkowy czas spędzi z nią!
| 1. Jak tu pięknie, mamo.
Ponieważ graczka jest opisową bułą, tak przedstawia wam swoją wizualizację stroju Lettie. Suknia oraz jej kolorystyka inspirowana jest tym strojem, naturalnie ze stosownym dekoltem! Rękawy ukradłam stąd, makijaż oczu o tutaj. A ozdoba na głowie prezentuje się tak i tak. Jeśli ktoś chciałby dojrzeć grawer sygnetu, tak albo może rzucić kostką na spostrzegawczość, albo napisać bezpośrednio do mnie drogą prywatną, jako że jest to bardzo istotna część kostiumu. Buziaczki dla wszystkich i bawmy się dobrze!
Izi elmo di senhor.
Słowa te były niczym szelest wiatru, który wkradł się do świadomości Tarone'a, przerywając jego głębokie zamyślenie. Ambasador wstrzymał oddech, patrząc przez chwilę w przestrzeń przed sobą, próbując przywrócić myśli do rzeczywistości, która, w tym momencie, wydawała się być równie nierealna jak zjawiska, które tak dobrze znał ze swojej pracy. To nie był zwykły dzień w jego karierze dyplomatycznej. Był to moment, w którym magię, politykę i odległe od niego jak dotąd wpływy zderzyły się ze sobą w sposób, który miał ponownie zacisnąć na nim swoje szpony. Te, o jakich zdążył już zapomnieć. A może wcale nie zapomniał, lecz w naiwności sądził, iż bytowanie na drugim końcu świata sprawi, iż jego egzystencja zostanie niezauważona? Teraz, myśląc o tym, widział w sobie głupca, lecz w gorących objęciach Maputo rzeczywistość wyglądała inaczej. Rzeczywistość nie znała dalekiej wyspy zwanej Anglią.
Anglią, która upomniała się o syna. Syna, który nigdy nie był jej.
Kiedy w końcu oderwał wzrok od nieistniejącej rysy malującego się przed nim lustra, dostrzegł eunucha, który kłaniał się głęboko przed nim. Nie za wysoka, smukła postać Persa była niemalże eteryczna, gdy zbliżył się, a jego łysina odbijała miękkie światło zachodzącego słońca, jakie wędrowało po sali. Ubrany w szaty, które mimo swojej prostoty, podkreślały prestiż jego pozycji, trzymał w dłoniach przedmiot, który od razu przyciągnął uwagę Tarone'a. Była to maska, o której wiedział, że była czymś więcej niż tylko dziwaczną ozdobą na tę jedną noc. Miała białą, gładką powierzchnię, a jej wykończenia przywodziły na myśl stare, zapomniane rytuały. Z jednej strony, z niepokojącą precyzją wydetalizowana, odbijała chłodne, niemal nadprzyrodzone światło, a z drugiej – pozostawała zmodyfikowaną magicznie czaszką nundu dostosowaną pod właściciela. Ostre, białe krawędzie i nieoszlifowane kontury twarzy tej większości Wyspiarzy nieznanej, ale rozpoznawalnej w mitologiach bestii, były niczym subtelne ostrza, które zdolne były przeciąć rzeczywistość. Wyglądała jak połączenie dzikiej mocy i śmierci, co nadawało jej niezwykłej, przerażającej estetyki — tak bliskiej mitologii afrykańskiej. Wszak pomimo wielobarwności codzienności świat duchowy oraz spirytystyczny trzymały się wyjątkowego okrucieństwa zacierającego infantylne radości wędrującego ulicami obcego. Dla niego nigdy nieuchwytnego.
Wzrok ambasadora po raz kolejny przesunął się po części nieoczywistego dla zachodniego społeczeństwa elementu stroju. Nieważne, jak wiele wytworów magicznego kowalstwa i rzeźbiarzy widział — ten wciąż go zachwycał. Rogi, które wychodziły z podstawy maski, były czymś, co Tarone od razu rozpoznał jako rogi re'ema – magicznego stworzenia, o którym mówiono, iż mogło łączyć siłę natury z siłą magii w najczystszej formie. Tego samego, którego upolował w Japonii podczas jednej z wypraw dyplomatycznych. Sam fakt, że maska, która spoczywała w dłoniach eunucha, zawierała elementy tego zwierzęcia, jednoznacznie świadczył, iż była czymś więcej niż tylko ozdobą. Była wkroczeniem z sacrum w profanum. Była podkreśleniem roli, która tego wieczoru miała umożliwić Shackleboltowi przekraczanie linii życia i śmierci.
Wzrok Tarone’a przesunął się po sylwetce eunucha, wychwytując subtelne szczegóły jego postawy. Z jednej strony biły z niej szacunek i oddanie, niemal przesadzone w swojej pokorze, a z drugiej – delikatna nuta obawy. Była to obawa, którą mężczyzna rozpoznał od razu. Była to ta sama emocja, którą widywał wielokrotnie w oczach tych, którzy znajdowali się w jego orbicie wpływów. Eunuch, jak i inni, wiedział, że Tarone nie pytał innych o zdanie. Nie musiał. Przypominało to moment, gdy opuszczali Mozambik — nikt z zebranych pod jego dachem nie chciał tego robić. W tamtym świecie, wśród upalnych dni i wibrujących nocą dżungli, Shacklebolt zbudował swoje życie na własnych zasadach. Brytania, zimna i surowa, była miejscem, które w jego oczach symbolizowało ograniczenie, konieczność dostosowania się do norm, które były mu obce. A jednak, gdy przyszła chwila decyzji, nikt nie śmiał kwestionować jego rozkazów. Ruszyli za nim w milczeniu, tak jak on sam nie kwestionował losu, który zmusił go do powrotu. Przybył do Anglii z jasno określonym celem – zawarcia małżeństwa, które w oczach świata miało być sojuszem idealnym. Miał wziąć za żonę kobietę wybraną nie przez siebie, lecz przez okoliczności, które narzucały swoją wolę. Ślub miał być transakcją, mostem między jego światami, a nie miejscem zakorzenienia. Plan był prosty: zawrzeć umowę, a potem wrócić. Wrócić do Mozambiku, do miejsca, które choć niełatwe, dawało mu wolność od duszących tradycji i surowych zasad Brytanii. A jednak coś w nim podpowiadało, że zapomnienie o Anglii i jej zwyczajach nie będzie takie proste. Cień tej ziemi, jej wpływ na jego życie, zdawały się sięgać dalej, niżby chciał przyznać.
Eunuch, wciąż trzymający maskę w dłoniach, spojrzał na Tarone'a oczami, które zdawały się być puste i zimne, jakby nie należały do niego. Ale w tym spojrzeniu nie było niczego zwykłego. To były oczy kogoś, kto znał zarówno nieznane tajemnice świata, jak i sposób, w jaki te tajemnice wpływają na rzeczywistość. Ambasador czuł, jakby całe pomieszczenie zatonęło w mroku, który nie miał nic wspólnego z fizycznym otoczeniem, a raczej z siłą, która wkrótce miała rozwinąć się w jego umyśle. Wiedział, że jego rola, której się podjął, nie kończyła się na prostych rozmowach z dyplomatami czy wymianie uprzedzeń. Jego zadanie polegało na znalezieniu równowagi między potężnymi interesami, które nie zawsze były jednoznaczne i zrozumiałe. Czuł ciężar odpowiedzialności, jakby cała ta scena była tylko preludium do czegoś, co miało nadciągnąć i nie dało się tego zatrzymać.
Przejął od służącego maskę i zanim ją założył, przerwał gęste milczenie. - Następnym razem mów po francusku - rozkazał, dostrzegając kątem oka korne uniżenie eunucha, a wkrótce świat przybrał barwy cieni. Tych, które postrzegać mógł pan życia i śmierci. Na szerokich ramionach osiadł płaszcz przypominający czarne skrzydła hipogryfa tudzież wielkiego ptaka, a naramienniki z zielonego złota splatały się z potężną klamrą na piersi. Prezentował zmianę, jaka wyłaniała się z krajobrazu wraz z roztopami — niezbyt piękną, brudną, lecz nieustępliwą.
Meandrując niespiesznie w tłumie licznych gości, żałował, że nie dane było mu się spóźnić. Zabawa, która miała miejsce, posiadała jednak jedną zaletę — anonimowość. I zamierzał ją w pełni wykorzystać, dziękując w duchu, że nie był ani Tristanem, ani Markiem. Tegoroczna Izolda nie była ani piękna, ani godna pojedynku. Liczył więc, że szybko znajdzie sposobność, by móc zaplątać się w ciszy labiryntu, pozostawiając kochanków poza swoją władzą.
| ART KONCEPCYJNY
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5