Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet Francisa Lestrange
AutorWiadomość
Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]11.01.20 8:46

Gabinet Francisa Lestrange

★★★★
Jedna z najbardziej stonowanych komnat w całym Wenus, choć niemniej urządzana ze wykwintnie i ze smakiem. Umeblowanie jak na gabinet jest dość nietypowe, pomieszczenie bowiem bardziej przypomina elegancki salonik niż miejsce pracy. Kanapy z miękkim obiciem, wygodne podnóżki, wysiedziane fotele aż proszą się, aby na nich legnąć i zażyć chwili ożywczego odpoczynku. Jest tak nie bez powodu - Francis w istocie rzadko tu pracuje, petentów przeważnie przyjmuje w którejś z głównych sal, a gabinet wykorzystuje do celów relaksacyjnych i regeneracji straconej energii.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Francisa Lestrange Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]14.01.20 2:22
19 lutego?

Tak eleganckie miejsca nie były do końca jej bajką. Pewnie skłamałaby okropnie, gdyby chciała powiedzieć, że nigdy w jej myśli nie pojawiały się myśli, że byłoby naprawdę... miło, tak przejść się na elegancką kolację w miłym towarzystwie, wystroić się elegancko, poważnie, pytać wszystkie koleżanki o opinię, by wiedziały, że udawała się w miejsca, do który zazwyczaj nie zagląda. Szyk, elegancja i uprzejme, łagodne zachowanie, wszystko wydaje się idealne. Tylko pytanie czy jej wysublimowany gust nie zaprowadziłby jej bardziej w stronę randki w szkockim barze niż eleganckiej kolacji w otoczeniu ładnie uśmiechniętych, elegancko ubranych kelnerów. Kierując się w stronę baru nie miała jednak planów na zorganizowanie takowej, a myśl była jedynie przelotnym spostrzeżeniem i chwilowym zawahaniem nad wyglądem przyszłości. Nie, dzisiaj przyprowadziła ją tutaj praca. Bo kto by pomyślał, że ta elegancka, śliczna otoczka jest właściwie tylko otoczką, a już sama wizyta mogła budzić pewne kontrowersje i plotki. Widziała je, rodzące się w oczach kelnera, gdy przedstawiła się grzecznie, pokazała legitymację oraz poprosiła o spotkanie z zarządcą tego lokalu. Bo już samo podejrzenie o nie do końca odpowiednie zachowanie może położyć się ciemnym cieniem po lokalu o tak krystalicznej renomie. Jednocześnie pojawiła się w światku ludzi, którzy spoglądali na nią i oceniali odruchowo, acz niepewnie. Spojrzenie, które znała zbyt dobrze, z roli trybiku niepasującego do całej reszty, bo przecież w policji pracują silni, wysocy mięśniacy. Przemogła już zmagania z tym we własnym biurze i czasem sama reagowała na nie dystansem i śmiechem, najtrudniej było jednak gdy pojawiał się gagatek. Śmiałek, który wyskakiwał do niej przy rozganianiu bójki w barze, wyczuwając najsłabsze ogniwo. I czasami z pomocą, czasami bez, traktowany był szybkim zaklęciem Espostas, często nie wiedząc co do końca się dzieje.
Do gabinetu weszła krokiem pewnym, a zawahanie pojawiło się pod koniec pierwszego kroku, gdy uderzył ją elegancki splendor. Czego innego mogła się spodziewać, gdy usłyszała, że czeka ją spotkanie z lordem Lestrange? Momentalnie poczuła się malutka. Dodać też należy, że sprawy takie jak ta, choć potencjalnie proste, były często utrapieniem i największym wyzwaniem, ponieważ nie lubiła papierkowej roboty. - Lordzie Lestrange. - Dygnęła grzecznie. - Nazywam się Marcella Figg z posterunku magicznej policji. Zapewne obsługa już uprzedziła o mojej obecności. Chciałabym zadać panu kilka pytań. - Budowała grzecznie dystans odpowiednim nazewnictwem. Wypowiadała wszystkie słowa bardzo starannie, jednak słowa nadal oddalały się z każdym kolejnym od myśli choćby, że jej akcent jest angielski.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]14.01.20 20:28
Zima jest mi mocno nie w smak. Interesy kręcą się wówczas co prawda najlepiej, przeszywający chłód, prędko zachodzące słońce i ta wszechobecna nuda to moi najlepsi wspólnicy, ale osobiście... Doskwiera mi to równie mocno jak zbłąkanym duszyczkom, lecącym na złamanie karku w wyrozumiałe ramiona moich dziewcząt, gotowych natychmiast ukoić każdą bolączkę. Zagrzebuję się w łóżku i nie wychodzę z niego do południa, skrzaty mają absolutny zakaz choćby szturchnięcia mnie jednym ze swych długich paluchów. Mówię wam, gdybym mógł, przespałbym po prostu te kilka miesięcy. Bez żadnej straty dla społeczeństwa. Gramolę się z pościeli niechętnie, biorę prysznic, zęby myję byle jak, śniadanie(?) zjem w Wenus, niech ten dzień w końcu trąci przyjemnością. Medytacja nad tostami i kawą przynosi ulgę, a przynajmniej dostarcza mi na tyle energii, by faktycznie wziąć się za robotę. Jestem mistrzem snucia się z kąta w kąt i udawania, że poszukuję zajęcia (nigdy go nie znajduję), ale wzrok Borgii to dostateczne ostrzeżenie. Oczywiście nie boję się jej, po prostu nie mam ochoty na kłótnie i szukanie tysiąca wymówek. Wypada na wierzch za to pewien istotny problem: moje mięśnie są turbospięte, plecy bolą, więc zanim cokolwiek w obejściu zrobię, najpierw udam się na masaż. W takich warunkach, to się przecież nie da. Komfort u nas jest zawsze na pierwszym miejscu.
- Wyżej, kochana - mruczę, nie pamiętam imienia blondynki, która zajmuje się moją przypadłością. A robi to jak anioł! Zastanowię się nad obowiązkowym szkoleniem z podstaw anatomicznej wiedzy dla każdej pracującej dziewczyny, magiczne ręce to ładny slogan, a pewnie przyciągnie też sporo amatorów ręcznych robótek. Blondyneczka dostaje ode mnie galeona ekstra, a ja oddalam się prawie w podskokach do swego gabinetu. Jak tak dalej pójdzie, będę musiał zostać do jedenastej, żeby wyrobić normę i przekazać Giovannie kosztorys na przyszły miesiąc. Nie wiem po kim dziedziczę zdolność do brania sobie na głowę więcej, niż aktualnie mogę zrobić, ale czuję się w tej dziedzinie prawdziwym ekspertem. Rozwalam się na jednej z kanap, by ze skupieniem przestudiować zwój pergaminu, lecz coś nieustannie mi przeszkadza, gniecie i odciąga mą uwagę od tego świstka. Zmieniam pozycję, w międzyczasie przegryzam winogrono - świeże owoce to coś, bez czego obejść się nie mogę - i raz jeszcze próbuję się wczytać w te diabelskie tabelki. A one jak na złość, tańczą mi przed oczami i robią takie wygibasy, o których nawet mi się nie śniło, a uwierzcie, widziałem tu wiele. Poruszające się cyferki to niezawodny znak, że czas na przerwę, a tu proszę, nagle pojawia się goniec z jakże ciekawą wieścią. Aż chichoczę pod nosem, taki jestem pewny siebie. Ziewam, przeciągam się, wciągam koszulę w spodnie, coby prezentować się należycie przed przedstawicielem władzy. Czuję respekt.
Pukanie brzmi dziarsko, więc nie zwlekam z odpowiedzią. Ciekawi mnie, z kim będę mieć do czynienia. Ha! Kobieta! Tego się nie spodziewam, muszę prędko zamaskować swój uśmiech. Panna Figg zastaje mnie w dość nietypowej pozycji, bo leżę wyciągnięty na kanapie, a moja głowa wychyla się za oparcie, więc początkowo mam przyjemność oglądać ją do góry nogami. Reflektuję się, że to jest niegrzeczne i prędko podrywam się na nogi, by się przywitać.
-Francis Lestrange. A to jest Bruno - przedstawiam siebie i wyimaginowanego przyjaciela, który ma towarzyszyć nam już do końca spotkania - to dziwne. Bruno twierdzi, że kontrolę mamy umówioną na ostatni piątek przyszłego miesiąca - mówię z zadumą, zerkając na Bruna i czekając, czy pustka przyciągnie też wzrok Marcelli.
-Ale to nic nie szkodzi, nic nie szkodzi - zapewniam, wykonując zapraszający gest - proszę się rozgościć. Napije się pani czegoś? - proponuję kurtuazyjnie, samemu rozsiadając się na sofie i racząc czerwonym winogronem. Sok cieknie mi po brodzie, ścieram go palcami.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]24.01.20 1:27
Co najbardziej na świecie lubiła? Prostotę. Ten przyjemny moment, kiedy w ludziach dostrzegała ludzi, ludzi błądzących, którzy potrafią pochylić głowę, wykazać się zrozumieniem, wszyscy pracujemy, wszyscy chcemy jakoś żyć, jakoś sobie radzić, nieważne jak wielką skrytkę w Gringotcie akurat mamy. I jakby nie zalatywało to nepotyzmem, takie osoby każdy policjant traktował pobłażliwiej. Głupi wybryk po zbyt dużej ilości alkoholu, jak w ten wieczór, gdy dwóch czarodziejów sprawiło, że wszystko w barze lewitowało, po krótkich przeprosinach i obietnicy szybkiej naprawy sytuacji, a można było liczyć nawet na brak mandatu. Ona też nie miała jakoś specjalnie dużo czasu, były bardziej naglące sprawy niż papierologia drogiej restauracji, z resztą, takie sprawy to zawsze walka z wiatrakami, zazwyczaj właściciele dawali w łapę swoim ekonomistom i wszystko wracało do szybkiej normy. A cały świat udawał, że o tym nie wie i nic się nie stało. Dzień jak co dzień, dzień po dniu...
Już pierwsze spojrzenie jednak sprawiło, że wiedziała, że... Lekko nie będzie. Choć przynajmniej w atmosferze wypełniającej to miejsce nie wyczuła niepotrzebnego spięcia. Chyba dzisiejsza poranna kawa miała jakiś lepszy smak niż zwykle, bo jak nigdy zaczęła szukać pozytywów w negatywnym pierwszym wrażeniu. Choć może po prostu się wyspała? Epitety od razu pojawiły się w tej rudoblond głowie - dziwak. Między innymi. Może trzeba będzie popytać czy osoby ze stwierdzonymi zaburzeniami powinny w ogóle prowadzić jakiekolwiek lokale? Nawet jeśli składanie wniosku o sprawdzenie tego będzie kolejnym popisem Don Kichota, bo samo nazwisko w dzisiejszej Anglii dawało lordowi niemal nietykalność. Przynajmniej póki nie popełnił przestępstwa pierwszego stopnia z jakimiś czterema tuzinami dowodów. Rzeczywiście, gdy przedstawił swojego przyjaciela, przeniosła spojrzenie na zupełnie pusty fragment kanapy na chwilę. Chyba wobec takich osób trzeba być delikatnym, prawda? A może to jakiś ukryty duch chowający się za sofą? - Przyjemność po mojej stronie. - powiedziała łagodnym tonem, po chwili jednak chrząknęła pod nosem. - Chciałabym jednak poprosić, byśmy mogli zostać... sami. W dokumentach, które otrzymałam widnieje, że jedynymi osobami upoważnionymi do rozmów o kwestiach podatkowych są... - Wyciągnęła ze skórzanej teczki kilka papierów i przeczytała, by dokładnie sprawdzić nazwiska - Pan, lord Francis Lestrange, oraz panna Giovanna Borgia... - Nazwisko współwłaścicielki tego lokalu brzmiało jak karykatura, gdy wypowiadała je ze swoim ciężkim akcentem, w dodatku chyba nawet nie przeczytała go poprawnie. Z resztą jego nazwisko również nabierało zupełnie innego, nowego i bardzo chrapliwego wymiaru. - Bardzo dziękuję za gościnność, jednak zależy mi, by sprawa przebiegła szybko. Ufam, że nie jestem w tej intencji osamotniona.
Tak, ale nie tylko w kwestii szybkiego przejścia do ważniejszych spraw, ale również dlatego, że towarzyszyło jej uczucie bycia zupełnie nie na miejscu wśród wszystkich bogatych zdobień, ze swoim dresscode'm odpowiadającym kobiecie z bardziej mugolskich sfer, która w dodatku w kwestii mody zatrzymała się jakoś przynajmniej dwadzieścia lat wcześniej.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]24.01.20 17:23
Gałganem nazywała mnie w dzieciństwie ciotka starej daty, ba, chyba najstarszej nawet na całej wyspie Wight. Ta, która sama może była Leokadią albo Josephiną, albo nosiła inne, równie niedorzeczne imię, wskazująca zarówno na podeszły wiek, jak i na dziarską surowość. Miała całkiem białe włosy i więcej ikry od mojego starego, a on przecież nie z tych mężczyzn, co to nie potrafią okazać charakteru. No i ciotka Imogena poznaje się na mnie najszybciej, a jej diagnoza zdaje się najtrafniejsza. Po nicponiu zostają tylko wzmianki w szkolnych aktach i ewentualnie żenujące anegdoty przytaczane przy rodzinnym stole, za to z gałgaństwa się nie wyrasta. Ciotka umarła jakieś dziesięć lat temu. Nie miała szans, żeby stać się najbardziej podejrzliwym świadkiem mego sukcesu. Ani najlepszych numerów. Wenus gra pod moje dyktando, nie zawsze rozsądnie, ale toczy się to jakoś kołem, zupełnie jak fortuna. Na rzeczy są oczywiście kurpierzy o magicznych palcach, ale pssst. To tajemnica. Nie jestem już z tych Lestrange'ów, co cienko przędą, gdzieś tam z tego gałgaństwa udziergałem sobie wcale wygodny kokon, w którym mi dobrze. I o słodki Salazarze, tak niesamowicie raduje mnie ta młodziutka kobieta o płonącej głowie i szorstkim akcencie, że aż mam ochotę podskoczyć z ekscytacji. Oczywiście do głowy wcale mi nie przychodzi, że moja zabawa kosztem funkcjonariusza może skończyć się jakąś grubszą avanti albo zatrzymaniem na dołku na regulaminowe dwadzieścia cztery godziny. Przywykłem, że ludzie traktują mnie dobrze a nawet uprzejmie, ci z sektoru usług i ci z służby publicznej także. Wrodzony czar albo niefrasobliwość tak wielka, że ktokolwiek spojrzy, widzi dorosłego bobasa i robi mu się mnie szkoda. Naprawdę wiele mogę (i to robię) sobie zarzucić, ale zapatrzonym w siebie dupkiem nie jestem (staram się nie być), więc realnie oceniam siebie jako płotkę w socjalnym oceanie. Coś tam niby kuję szacunek, ale w dużej mierze bliżej mi do Adonisa-celebryty, niż do Hefajstosa. Pewnie dlatego spotkanie z inną śmiertelniczką przychodzi mi naturalnie, a ja sam płonę faktycznym zapałem, by wziąć się do pracy i uporządkować to, co uporządkowania wymaga. Najpierw jednak muszę głęboko zmarszczyć brwi i mocno się zamyślić. Bruzdy na moim czole rysują się kilkoma poziomymi kreskami, a z mojej klatki piersiowej dobywa się ciężkie westchnięcie.
-Najmocniej panią przepraszam - wypluwam z siebie potok słów, patrząc w oczy kobiety ze szczerą skruchą, jednocześnie przetrzepując wewnętrzne kieszeni marynarki w poszukiwaniu... - mam! - ogłaszam triumfalnie, wymachując przed nosem Marcelli czarnym kartonikiem, na którym pysznią się eleganckie, złote litery - przysięgam, że to jedyne niedopatrzenie, pani funkcjonariusz. Bruno dołączył do nas niedawno. Jak już wspomniałem, spodziewaliśmy się kontroli za miesiąc, z notariuszem jesteśmy umówieni zaraz po weekendzie, ale zdążyliśmy wydrukować nowe wizytówki. Proszę tylko zerknąć - mówię i podaję jej kartonik, na którym oczywiście widnieją tylko dwa nazwiska - Bruno Hmpfhf - czytam głośno przez ramię Marcelli, w ostatniej chwili braknie mi inwencji, żeby wymyślić nazwisko, więc mruczę coś niewyraźnie, na zewnątrz będąc najbardziej pewną wersją siebie.
-Naturalnie, naturalnie. Nie będziemy czynić żadnych przeszkód, prawda Bruno? - kiwam gorliwie głową, a skoro już formalności mamy za sobą, kładę się na kanapie, którą przed chwilą musiałem opuścić - co więcej, będziemy zaszczyceni, mogąc ułatwić pani pracę. Czego potrzeba? Życzy sobie pani zobaczyć pozwolenie na sprzedaż alkoholu? Umowy pracowników? Pomieszczenia socjalne? - wymieniam jednym tchem, nie do końca styka mi, czego się tyczy ta kontrola. Jasne, że mamy tu pełno prochów, ale chyba rudowłose słoneczko nie będzie zaglądać do szafek i mysich dziur? Skoro to tylko rutyna?
-Proszę poczęstować się winogronem. Nalegam, są pyszne - dodaję, oblizując usta.
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]06.02.20 19:41
Gdyby tylko czuła choć trochę chęci. Naprawdę mogłaby wtedy cokolwiek zrobić w sprawie niezrównoważenia pana Lestrange, ale naprawdę, nie chciało jej się. Zwyczajnie i po ludzku. Z resztą sprawa i tak nie była na tyle delikatna, by miała się tym specjalnie przejmować. To nie jakaś sprawa o zabójstwo, więc stwierdziła, że zwyczajnie odpuści i spróbuje zignorować wszystkie przeszkody, by jak najszybciej się stąd zmyć i napić się czarnej, gorzkiej kawy. O tak, kawusia była tym co było jej dzisiaj potrzebne. Nie siedzenie w jakimś gabinecie bogatego gościa, w którym czuła się przynajmniej nie na miejscu, bo też się specjalnie elegancko nie ubrała. Bo po co? Do pracy miała wyglądać wygodnie i tyle. Tylko tyle było jej potrzebne. Westchnęła tylko bez spięcia i zdenerwowania, raczej spokojnie. Zwłaszcza, że mężczyzna podchodził do niej raczej lekceważąco. Jeszcze się jej nie zdarzyło, żeby oskarżony kładł się przy niej w tak nonszalancki sposób. Nie siadał. Kładł. Czuła się nieco lekceważona, ale to sprawiało tylko że jeszcze bardziej chciała opuścić to pomieszczenie. Tak szybko jak się da.
- W takim razie niech panu będzie. - To nie było w żadnym stopniu przyznanie racji i niech wyczuje to najlepiej jak może. To było pójście mu na rękę, a nie wiara. To był akt akceptacji swojego losu. Beznadziejnego losu. Marcella podeszła do stojącej przy kanapie lady i ułożyła na niej kilka papierów. - Chodzi o sprawę z powiększania lokalu sprzed kilku lat. Specjalista od pomiarów wielkości zaznaczył, że pański lokal ma powiększyć się o dwieście metrów kwadratowych w magicznym powiększeniu i zatrudniał pan ku temu specjalistę od magicznych powierzchni płaskich. Ostatecznie w papierach zapisane zostało, że lokal powiększył się o sto osiemdziesiąt cztery i pół metrów kwadratowych powierzchni, co dawało całkowitą powierzchnię pana lokalu na poziomie ośmiuset czterdziestu siedmiu i ośmiu dziesiątych metra kwadratowego, przy czym lokal niepowiększony magicznie miał wielkość dwustu pięciu i dwóch dziesiątych metra kwadratowego. W papierach zaś różnica w magicznym metrażu lokalu po powiększeniu widnieje liczba: sześćset siedemdziesiąt i pół, gdy faktyczną różnicą jest sześćset siedemdziesiąt dwa i sześć dziesiątych. Zapewne jako doskonały zarządca wie pan, że od metrażu sześćset siedemdziesiąt jeden odprowadzany jest inny podatek za nieruchomość niż za nieruchomość mniejszą i zwiększa się on o pięć procent, a pańskie wpłaty podatkowe są na poziomie podatku za mniejszą nieruchomość. Ponieważ powiększenie lokalu miało miejsce trzy lata i trzy miesiące temu, przychodzę do pana z wyrównaniem podatkowym. - Musiała aż zaczerpnąć powietrza po tym pozbawionym jakichkolwiek uczuć bardzo oficjalnym słowotoku. - Oto kwota wyrównania. - Podsunęła mu pod nos podbity pieczęcią Ministerstwa Magii papier wzywający do zapłaty na dziesięć tysięcy pięćset dwadzieścia sześć galeonów dwadzieścia siedem sykli i pięć knutów. - Jakieś pytania? - Uśmiechnęła się łagodnie na zakończenie.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]08.02.20 13:44
No i po zawodach. Rzednie mi mina i to dość solidnie, bo takie obrotu sprawy się nie spodziewam. Paniusia gra okropnie regulaminowo, więc nic zarzucić jej nie mogę - prócz bycia, niestety, straszliwą nudziarą. Nie podejmuje wyzwania, nie dopytuje się o Bruna, mnie nie wyzywa od wariatów. Co to ma niby być? Krzyżuję ramiona niczym nadąsane dziecko i spoglądam na nią spode łba. Niech widzi, że obecna sytuacja mi również się nie podoba. Że w swoim niezadowoleniu nie jest jedyna. Pewnie psioczy, że to akurat na nią padło użeranie się z nadzianym pajacem, ale o mnie już nie pomyśli. Jak męczę się dopinając urzędowe sprawy na ostatni guzik ze sztywną służbistką. W Wenus guziki się raczej rozpina. Czemu ja mam robić inaczej?
Niech zaciera ręce, ale to jeszcze nie koniec. Chowam w rękawie kilka asów, także tych znaczonych. Zabezpieczanie losu mija się z celem, ale ciężar choćby wyimaginowanej przewagi w kieszeni bywa krzepiący. Wkurzony przegryzam winogrono, a ono, jakby wyczuwając moją złość, pęka bardzo gwałtownie, a sok aż kapie mi po brodzie. Takie malusi owoc, a w środku tyle nektaru - muszę to zapamiętać, bo zdaje mi się to wymownym znakiem od Matki Natury. A ona przecież hojna nie jest w swoich wskazówkach, przynajmniej nie dla mnie, o aurze zamkniętej i nieczułej na subtelności wszechświata. Może to znak, bym tej panienki na straty nie spisywał? Że gdyby ją odpowiednio ścisnąć, rozpłynęłaby mi się, rozpuściła, a nasza pogawędka nabrałaby znamion znośnej albo nawet ekscytującej?
Gdy Marcella się odwraca, niepostrzeżenie szarpię za róg obrusa, sciągając ze stołu wszystko, łącznie z zastawą. Rozlega się donośny brzdęk, kryształy się tłuką, owoce sypią, woda i wino barwią panele. Trzeba to szybko posprzątać, bo zrobią się brzydkie wypukłości, myślę, ale na głos to już robię porządny raban.
-Bruno! Mówiłem ci, że tak nie wolno - przybieram protekcjonalny ton i strofuję mego drogiego przyjaciela - jak ty się zachowujesz? I to przy gościu? - jęczę, spoglądając surowo w przestrzeń, w jakiej mniej więcej powinien znajdować się Bruno.
-Pani wybaczy - wzdycham, teatralnie wskazując na pobojowisko - jest strasznie niesforny - tłumaczę się za Bruna i pięknie udaję wstyd tym, co zaszło - czy pani spódnica jest cała? - martwię się całkiem serio, bo zrobienie draki to jedno, a poplamienie ulubionego fragmentu garderoby - drugie.
-To jeszcze szczeniak - wzdycham zrezygnowany i symuluję gest drapania za uchem - ale taki jest papuśny, że nie można się na niego długo gniewać, prawda? - pytam, bardziej zwracając się do wymyślonego psa niż do Marcelli.
-Chłoszczyść - mówię stanowczo, celując w plamy na podłodze, które natychmiast wysychają i nawet nie zostawiają klejących śladów. Resztą zajmie się już ktoś inny, nie jest to sprawa nagląca. Głupio mi tylko z powodu zmarnowanego jedzenia, pięć sekund dawno minęło, więc do buzi tego nie włożę. Biorąc pod uwagę, jakie inne rzecz tam trzymałem, to dziwne, ale, plis, nie oceniajcie mnie.
-Ale, ale. Wróćmy już do ważnych rzeczy - reflektuję się - Bruno już nie będzie rojbrował, prawda Bruno? - przybieram surowy ton głosu, niezbyt pasujący do mego rozanielonego uśmiechu, gdy czochram tego słodkiego czworonoga. Ożesz ty, omal zapominam, że go tam wcale nie ma.
No i mam, czego chciałem: Marcella zaczyna mówić. I mówi, mówi, mówi. A ja gubię się gdzieś po czterech słowach z tego wywodu, tempo tej matmy mnie przeraża, ale nie mogę przecież dać tego po sobie poznać. Kiwam więc głową z mądrym (albo średnio mądrym) wyrazem twarzy, by choć sprawiać wrażenie skupionego. Automatycznie wyciągam rękę po świstek papieru, na którym jak byk stoi wypisana spora suma do zapłaty. Zaczynam się rozglądać w poszukiwaniu pióra, jakby, wyjebka, co mam nie podpisać? Niedopatrzenie to niedopatrzenie, moja wina, moja wina, moja bardzo wielka...
Ale zaraz, co?
-Właściwie, to tak - mówię, odsuwając od siebie to pismo - od kiedy policja zajmuje się ściąganiem zaległych podatków? Ministerstwo nie ma już komorników na etacie? Coś mi tu śmierdzi i uprzedzając sugestie: to nie Bruno. Byliśmy niedawno na spacerze - odpowiadam, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem i unosząc dumnie brodę. A niech to, jednak jest zabawnie.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]21.02.20 21:26
Jeśli Francis sądził, że psioczyła w głowie, że ma niesamowicie trudne zadanie, to rację miał jedynie pół na pół. Właściwie trochę była niezadowolona, że nie wyszło ładnie, gładko i profesjonalnie, ale miało to swoje plusy. Trafiała na lepszych gagatków - rzucających bluzgami, zaklęciami, wyrywającymi się, krzyczącymi, atakującymi, w porównaniu z takimi on był zwyczajnie spokojnym facetem, który llubił sobie wysunąć jakieś nagłe argumenty, ale nie takie nie do zbicia. Takie przeciętne. Przeciętny lord Lestrange, co za niedorzeczność wszechświata. No pewnie do czasu. Coś odwalić w końcu musiał.
Odruchowo przystąpiła do tyłu, kiedy niemal cała zastawa ze stołu zgrabnie przetoczyła się na podłogę, jej zawartość ją zaplamiła, a nawet część poleciała na jej spódnicę, ale na szczęście tak tylko trochę. Od razu zaczęła się trochę otrzepywać, zupełnie odruchowo, jednak chciała zrobić dobrą minę do złej gry. O nie, on nie wyprowadzi jej z równowagi. Nie ma mowy. - Tylko troszeczkę, jedno zaklęcie to wszystko załatwi, proszę się nie przejmować, lordzie Lestrange. - Nagle stała się to wielka bitwa na fałszywą uprzejmość. Słodki uśmiech Marcelli wystrzelił w stroną Francisa. Każdy mógłby się zdenerwować. Powinna przewrócić oczami, twierdzą, że nie wytrzyma z tak strasznym dzieckiem. I chciała, bardzo chciała, ale powstrzymała się. Niech ma ją za sztywną, nudną, cokolwiek, chciała to szybko zakończyć i iść w spanko. Albo do innej równie nudnej sprawy.
Kiedy zaś trafiło ją pytanie, przez chwilę wyglądała na skonfundowaną. Może rzeczywiście ten głupkowaty styl był tylko przykrywką, a ma do czynienia po prostu ze znudzonym biznesmenem? Nie wiedział jednak jeszcze jakie asy w rękawie ma policjantka. Z resztą - miał stuprocentową rację. - Och tak, moja nieopatrzność. Wspaniale, że pan pyta! - powiedziała po czym ze swojej brązowej aktówki wyciągnęła kolejny świstek papieru. Tego nie przestudiowała aż tak dobrze, więc musiała włożyć na nos swoje okulary, z resztą, takie w ogromnych, cienkich oprawkach, które nadawały jej wygląd bardziej komika niż poważnego urzędnika i chrząknęła pod nosem. - Pan komornik nazwiskiem Floyd był u pana przez ostatni rok wielokrotnie i nie byłoby mnie tutaj gdyby nie stracił cierpliwości. Proszę spojrzeć na datę wystawienia wezwania zapłaty. - powiedziała i wskazała mu odpowiednie miejsce, gdzie rzeczywiście była data ze stycznia 56 roku. - Komornik wniósł sprawę karną, zostało to wysłane sową, która również została przez pana zignorowana. A jak mówi raport. - Ponownie chrząknęła i złapała za kopię raportu niejakiego pana Floyda. - Lord Lestrange nieustannie odsyła do mnie kelnera, który nieustannie używa jednej wymówki - że lord jest zajęty szkoleniem pracowników. - Zerknęła kątem oka na mężczyznę. - Mam nadzieję, że rozumie pan powagę sytuacji i że jeśli nie finansuje pan swojego długu, zostanie pan zamknięty w Tower of London w ciągu najbliższych trzech dni.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]21.02.20 22:54
Grabię sobie często, ale zawsze uważam, żeby nie przesadzić. Podstawowy środek ostrożności, rozpędzać się tak, by móc wyhamować. Nie wystartuje to w konkursie na żadną regionalną mądrość, chociaż niesie faktyczny morał, czyli: korzystaj z umiarem. Jeśli chodzi o bliskie spotkania trzeciego stopnia z przedstawicielami władzy reprezentowanej poprzez odznakę, czuję się absolutnie zielony. Wiedzę na ten temat czerpię głównie z tanich sensacji, komiksów i opowiadań marynarskich druhów, na które jednak należy nałożyć solidną poprawkę, żeby oddzielić z nich fakty od bujd na resorach. Notka uprzedzająca mnie o kontroli sprawia, że spodziewam się najazdu, niuchania po kątach, wywiadu środowiskowego, a nawet parterowania i błysku kajdanek. Inaczej: liczę, że tak właśnie się wydarzy. Ja jestem grzecznym chłopcem (względnie) i nigdy nie byłem nawet blisko aresztowania. Może poza podróżowaniem przemytniczym statkiem, ale jako, że myłem tam podłogi, raczej wzięliby po uwagę znikomość mego udziału. Nic nie mam do policji. Jak widzę JP nabazgrane na murze to odwracam wzrok, żeby nie patrzeć. Taki ze mnie porządniś.
I teraz zrujnuję sobie reputację, przez przypuszczenie bezpośredniego uwagę na rzeczową funkcjonariuszkę. Brudzę ją. Brukam. Pewnie jej kumple przyjdą po mnie wieczorem, żeby spuścić mi wpierdol. Będę musiał chodzić wszędzie z Dymitrijem przez następny miesiąc. Oh, boi, ależ się wkręcam.
-Naprawdę nie chciałem - przepraszam raz jeszcze, nie chcę, by tkwił w niej choć cień wątpliwości. Trochę mi głupio, że dla własnej rozrywki paskudzę jej ubranie, a w efekcie pewnie też dzień i jakoś tak robię się trochę osowiały i braknie mi animuszu. Głupio wychodzi, no. Ale też nie mogę wycofać się z podkulonym ogonem, akurat, gdy rozpoczyna się obława na moje argumenty, pojawiają się nowe tropy, a wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią o tym, że ruda lisiczka nie wciska mi żadnego kitu o tym hajsie, który niby jestem winien. Przysuwam się bliżej, żywo zainteresowany i analizuję świstek przez jej ramię, wodząc wzrokiem za dziewczęcym palcem wskazującym, który rytmicznie pada na najważniejsze punkty. Wytłuszczone słowa brzmią: zaległość, wyzwanie, odwlekanie. Bla, bla, bla. Tylko że, jak żyję, niczego takiego sobie nie przypominam. Ok, może i w styczniu miałem słabszy miesiąc, ale nie przetripowałem całego roku!
-Ale momencik - zatrzymuję Marcellę, marszcząc czoło i oddychając ciężko, jak po długim i wycieńczającym biegu - że niby ja odsyłałem tego Floyda do kelnera, żeby ten mu powiedział, że jestem zajęty? Sam nie mogłem mu tego powiedzieć? Skoro już z nim rozmawiałem? Teoretycznie? - dociekam, bo aktualnie czuję się nieswojo, że w moim lokalu zadziały się jakieś dziwne machlojki. Nalewam sobie wina i to nalewam go hojnie. Nie mogę zebrać myśli, a co mi to ułatwi, jeśli nie alkohol? Jeśli nie alkohol - to nic nie da się zrobić.
-Hmm... A na ile byście mnie tam zamknęli? Nigdy nie byłem w Tower - przyznaję prostolinijnie i zaczynam rozważać dobrowolne poddanie się tego rodzaju karze. Jak mi się nie spodoba to pewnie starczy jeden rozpaczliwy list do starego albo do nestora i za obietnicę dobrego sprawowania wyciągną mnie za uszy z kłopotów. Ale ze mnie dupek, no aż sam się czasami zadziwiam.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]22.02.20 17:57
No ładna spódnica i do końca dnia nie będzie taka ładna, mógł się kompletnie wstydzić, że zbrukał kobietę w taki sposób. Gorsze niż najgorsze przewały, które dzieją się za portretem pięknej Wenus. Właściwie to nawet Marcy trochę się zastanawiała gdzie uciekła ta cała powierzchnia, o której było w papierach, bo lokal na aż tak wielki nie wyglądał, choć zdecydowanie był wielki. A powierzchnię miał jak trzy mieszkania w kamienicy. Albo i więcej. Jej na takie nigdy nie będzie stać, biedak kompletny.
Skoro chciał się bawić, to naprawdę mogła bawić się razem z nim. Uśmiechnęła się teraz przesłodko, patrząc na mężczyznę z taką lekką przekorą. Widać było, że choć na początku trochę się spięła, to widziała, że sam lord Lestrange też nie chce jakiejś specjalnej bitwy z uciekaniem przez okno, wyrywaniem się czy innymi ekscesami. - Przecież to nie pan, to Bruno. - Bawmy się. A bieda Figg i tak miała też dziurę w swetrze, ale akurat tam gdzie nie było widać, więc co ona się będzie jakąś plamą przejmować.
No cóż, cała sytuacja zapewne była zbiegiem okoliczności, pechem czy innym tripem, ale co poradzić, komornik zawsze przychodzi wtedy, kiedy go nie potrzebujemy lub zwyczajnie nie oczekujemy. Łatwiej by było, gdyby przychodził zapowiedziany, prawda? Ale wtedy pewnie połowa petentów by nie otwierała drzwi. O ile tylko połowa.
- Co mam panu powiedzieć. Nie wiem. - Przyznała po ludzku. Wyrocznią nie była. - Nie było mnie przy tym, nie wiem co pan Floyd miał na myśli, ja przyszłam tylko pana poinformować, ponieważ listy nie działały. Jestem pewna, że to pomyłka i na pewno jest pan chętny do współpracy z nami. - Widziała jak pan zaczyna trochę sięgać po jakieś mocniejsze trunki i och jak dobrze go rozumiała. Trudna sytuacja wymaga konwencjonalnych rozwiązań. - Nie ja o tym decyduję. Tower nie jest miłym miejscem, zapewniam i zazwyczaj ludzie z pana statusem tam nie przychodzą. Byłoby naprawdę przykro gdyby trafił pan do celi z... dilerem lub... złodziejem. Prawda? - Wiedziała, że to się nie stanie, ale postraszyć można. Raczej nie mieszali różnych stopni przestępstw. - W każdym razie jeśli nie zapłaci pan długu, przejdzie on na pańską rodzinę. - Nie wykreci się podróżą do Tower, o nie. A cos czuła, że Lestrange mogą się zdenerwować, gdy dostaną pismo o wielkim długu jednego z nich.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]22.02.20 21:28
Mam skłonności do przesady i dramaturgii, owszem. To pewnie przez to, że moja mamita ma w sobie wilą krew i choć ja nie mogę odziedziczyć jej uroku, to kapryśność i egzaltacja przechodzą na mnie zupełnym mimochodem, jak magiczne wszy przeskakujące z jednego psidwaka na drugiego. Obrzydliwa analogia, ale tak to sobie właśnie wyobrażam. U Wandzi każda z tych cech rysuje się tak z dziesięć razy mocniej, a mi trafiają się ochłapy. Ale to dobrze, bo już z nimi ciężko ze mną wytrzymać. Nie jestem łatwy we współżyciu i biedna panna Marcella może się o tym przekonać na własnej, bladej skórze. Hmm... Sam piję wino, a ona tymczasem siedzi o suchym pysku w poplamionej spódnicy. Może i na to znam radę?
-Szkockiej? Może? - proponuję na ostatek, modląc się, by nie uznała, że właśnie cisnę z niej bekę w challengu pod tytułem "Spróbuj nie wyprowadzić z równowagi funkcjonariuszki magicznej policji". Albo że jestem rasistą. Albo obie te rzeczy na raz.
-A ja jestem za niego odpowiedzialny. Jeśli raz mu podaruję, pomyśli, że to zabawa - naprostowuję i grożę palcem niewidzialnemu szczeniakowi. Boże jakie to słodkie i puchate. Chyba muszę zwierzaka, bo oszaleję, jak dalej będę gadać do siebie. Mam trzydzieści lat i zaczynam spełniać dziecięce marzenia. Zrobię sobie listę i będę je odhaczać. Lubię odhaczać.
-No dobra - wzdycham i macham ręką, żeby dała mi te dokumenty, to jeszcze raz je przejrzę. Nie dzwoni nic, absolutnie w żadnym kościele i dlatego ostrożnie podchodzę do machnięcia parafki w wyznaczonym miejscu na dole. Niby pieczęcie wyglądają na urzędowe, pismo brzmi wystarczająco poważnie, ale takie sprawki zawsze sprawdzamy z podwójną ostrożnością. To jest najpierw ja sprawdzam, a po mnie Giovanna, bo mi sporadycznie zdarzają się fakapy w cyferkach. Robienie dużych pieniędzy kojarzy się przeciętnym płatnikom z równie dużymi oszustwami, ale naprawdę nie opłaca mi się kombinować. Prostytucja na Wyspach co prawda nie pośle ani mych dziewcząt, ani nas, jako zarządców za kratki, lecz obracanie narkotykami, owszem. A wróżkowy pył ważymy w kilogramach.
-Dobra - powtarzam, bo chyba już wpadam na opcję, która może połaskocze obie strony - to dużo hajsu - mówię i patrzę znacząco na Marcellę. Biorę łyka wina i odstawiam kieliszek na stolik przede mną - zrobimy tak, że ureguluję wszystkie kwestie dotyczące przyszłych opłat, aby od następnego miesiąca napływały prawidłowo. Zaległą kwotę wpłacę na rzecz Munga albo dowolnej wybranej przez ciebie organizacji charytatywnej, sierocińca albo jakiegoś zoo, a ty znikniesz ten problem. Stoi? - pytam i wyciągam do niej dłoń, by przypieczętować ofertę. Może się wydurniam i wyląduję w Tower za oszustwa podatkowe I za próbę przekupstwa funkcjonariusza, ale uważam, że Ministerstwo nie potrzebuje mojej kasy. A chuj im w dupę.
-Nah - bagatelizuję - znam nie takich hultajów - mówię, odgarniając sobie włosy z czoła. Szemraną ekipą mnie nie zniechęci, sikaniem do kubła też nie, błagam, byłem na statku i nic nie zaskoczyło mnie bardziej, niż zakaz lania do wody. Wiadra się nie spodziewałem. Gorzej z kwestią przechodzącego długu, ale liczę, że już go rozwiązałem. No, nie bądź taka i zgódź się. Marcelka.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]25.02.20 19:47
Pokręciła głową od razu. - Chętnie, ale niestety jestem w pracy. - No szkoda trochę, bo szkockiej nie powinno się odmawiać i pewnie wyczuł po jej ciężkim akcencie, że taki właśnie alkohol preferowała. Trudno się nie zorientować, swoją ojczyznę kochała nawet bardziej niż miotełki. A miotełki kochała bardzo. Kiwneła lekko głową. Nie znała się na pieskach w sumie, więc nie będzie go edukować, a na wyimaginowanych psach to już w ogóle się nie znała. Chociaż kiedyś miała wyimaginowanego przyjaciela, to było to jakieś piętnaście lat temu... A może więcej? Już nie pamiętała... Lord Lestrange zdecydowanie miał w sobie coś z dziecka lub po prostu udawał.
A później stało się coś, czego się nie spodziewała. Najpierw odezwała się w niej wewnętrzna służbistka, chcąca od razu zaprzeczyć, bo przecież nie mogła tak łatwo oddać pieniędzy należących do Ministerstwa. Po chwili jednak pomyślała dłużej. Przecież Ministerstwo teraz jest zabawką tego dupka Malfoya. Wprawdzie nie on bezpośrednio dostanie te środki, ale... Nadal jest miejsce, gdzie przydałyby się bardziej. Odetchnęła cichutko i w końcu usiadła obok Francisa, spoglądając na swoje kolana. Trochę nie wierzyła, że właśnie to robiła.
- Nie spodziewałam się takiego dobrotliwego aktu z pana strony. - powiedziała w końcu i założyła włosy za ucho. Ona przecież też była niezwykle dobrą czarownicą. - Jest takie jedno miejsce. Nazywa się Oaza. To... Szkocki przytułek. Dla samotnych, porzuconych czarownic i starców bez rodzin. Pieniądze na pewno wywołałyby u nich uśmiech. Pomagam im tam... Przywożąc koce, prowiant. Nie mają wiele. - Właściwie to nie było to nawet wielkie kłamstwo! Zgadzała się kompletna większość informacji. - Jeśli chce pan przekazać te pieniądze na nich, zadbam o to, by nigdy więcej nikt nie nękał pana z powodu tych płatności... - Przyznała. No wprawdzie nie miała mocy odwłoływania jakichś podań, ale miała dość mocy, by spalić wszystkie dowody, że taka sytuacja w ogóle zaistniała. - Ale to będzie wymagało pańskiej dyskrecji. Niejmniej doceniam akty dobroci... Mogłabym się za to odwdzięczyć, posyłając tę sprawę w zapomnienie.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]25.02.20 21:25
Instynktownie zerkam na nadgarstek, na którym czasem noszę zegarek. Tym razem go nie ma, więc wyglądam za okno, żeby sprawdzić położenie słońca i na jego podstawie określić godzinę, po czym przypominam sobie, że przecież tego nie potrafię. To jedna z tych umiejętności, której zazdrościłem starym marynarskim wygom. Raz popatrzyli w niebo i wiedzieli, kiedy kucharz zawoła na obiad. Mieli mnie tego nauczyć, ale wtedy mój tatko wkroczył do akcji. Żałosne. Godzina, godzina. Hm. Strzelam, że to późne popołudnie - już po herbacie. Z tego dalej wnioskuję, że to jej przypuszczalnie ostatnia sprawa na dziś. Jak dobrze, że już dochodzimy do porozumienia!
-Chyba już po pracy - zauważam, z szelmowskim uśmiechem wyjmując jej z dłoni świstek z wezwaniem do zapłaty. Elegancko składam go na pół i równie elegancko przedzieram. Drący się papier wydaje fantastyczne dźwięki, niezmiernie satysfakcjonującego porozumienia. Kupa hajsu w plecy, ale właściwie nie czuję się stratny. Tylko nie wiem, co powiem Giovannie. Że przepiłem? Nie kupi przecież tego, a głowy nie dam pod jej gilotynę, czy to nie ja faktycznie zwaliłem przy powiększaniu metrażu Wenus. Postanawiam milczeć, a nuż się uda i przeoczy te kilka patoli. Luki w budżecie i tak mieć nie będziemy. A jeśli, to pewnie uda mi się ją po kryjomu pokryć kasą podebraną z rodzinnego skarbca. Zrobię tak, że nikt się nie dowie.
-Na zdrowie! - tym razem oferuję jej już szklankę, a nie suche słowa, bo w końcu mamy co oblewać. Dil się dokonuje, wraz z uściskiem ręki i wszelkim wymaganym ku temu formalnością niewerbalnym. Co do werbalnych, moja zgoda też pada. I to bardzo entuzjastycznie.
-Po mnie się lepiej nie spodziewać - odpowiadam, już całkiem uchachany, bo działa i winko i to, że trochę ją kiwam tutaj. A to, co mówię - szczera prawda. Lepiej się nie spodziewać, ani lepiej, ani gorzej, bo zwykle koncertowo zawalam te oczekiwania.
-Oaza? - powtarzam, bo jednak pierwsze słyszę. Ale też żaden ze mnie filantrop, nie śledzę newsów, ani organizacji w obecnym czasie wyrastających jak mandragory po deszczu - świetnie. Niech będzie. Nie mam absolutnie żadnych obiekcji - mówię z zadowoleniem wypisanym na twarzy. Mej uwadze umyka, że Marcella coś kręci i więcej patrzy na poplamioną spódniczkę, niż na mnie - wstawię panience dwa czeki na pięć tysięcy galeonów każdy. Rozsądniej nie realizować obu na raz - sugeruję lekko, bo kto wie, gobliny bywają upierdliwe i jeszcze będą mnie wzywać i ciągać po oddziałach Grringotta na jakichś szkockich pipidówach.
-Na pewno kiedyś tam zajrzę. Staruszkowie są strasznie słodcy - dodaję z przekonaniem, bo faktycznie rozczulają mnie pary siwe jak gołąbki gruchające sobie w herbaciarniach na Pokątnej. Szlachta starzeje się godnie, a plebs - sympatycznie. Z dwojga złego ja jednak wolałbym drugą opcję.
-Do widzenia - na odchodne ściskam dłoń Marcelli, a gdy drzwi się za nią zamykają, z miłym uczuciem dobrze wykonanego obowiązku opadam na sofę na popołudniową drzemkę.

ztx2

call me sponsor Zakonu Feniksa awsome


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]01.03.20 22:18
| 12 kwietnia 1957

Znalezienie właściwej, życiowej drogi to najważniejsza kwestia każdej egystencji. Shannon od dziecka przygotowywana była do przejęcia rodzinnego interesu, zajęcia się farmą roślin, którą prowadził jej ojciec. To zajęcie dziedziczone z pokolenia na pokolenie, farma była czymś co łączyło i dzieliło pokolenia. Z jednej strony, czarnowłosa dziewczyna wychowana była wśród niezliczonych roślin o magicznych właściwościach, a z drugiej... to jedyne życie jakie zdążyła poznać. Z jakiegoś powodu jej wybujały charakter nie pozwalał jej pozostać jedynie na tym, chciała poznać życie, czerpać je garściami, zanim wróci na rodzinną farmę. Mogła sobie pozwolić na tak wiele, jednocześnie nie chciała korzystać z oferowanych przez rodziców pieniędzy. Musiała dać sobie radę sama.
Pierwsza praca była za barem. Zabawne, w warzeniu eliksirów radziła sobie całkiem nieźle, więc z mieszaniem alkoholi też szło jej rewelacyjnie. Do tego wprawnie radziła sobie z bajerowaniem klientów, miała urok, melodyjny głos, potrafiła zakręcić się jak trzeba. Tyle, że praca w dokach pokazała jej fragment całkiem ciekawego świata, którego tematu nie mogła tam rozwinąć. Nieraz słyszała o miejscu o wiele bardziej ciekawym, bardziej ekscytującym i mającym wiele do zaoferowania. Restauracja o niezwykłej renomie, która ściągała do siebie wysoce urodzonych Lordów. I nie tylko. Wiele ciekawostek. Rozmaite życie. Coś, co zdecydowanie interesowało piękną dziewczynę. Nie liczyła na szczęście w miłości, na wspaniałe małżeństwo... nie liczyła na nic. Chciała przeżyć swoje życie jak należy.
Dlatego trafiła pod gabinet Francisa Lestrange. Zarządzał Wenus, był właścicielem przybytku, więc właśnie z nim umówiła się na rozmowę kwalifikacyjną. Obrała sobie za cel stanięcia za barem w tym miejscu, choćby nie wiadomo za jaką cenę. To dawało dużo więcej możliwości niż zapyziałe doki. Ubrała się stosownie do okazji, odsłoniła nieco prezentując swoje wdzięki, wszak stojąc za barem, musiała przyciągać wzrok klientów, aby trzęśli sakiewkami i zostawiali pieniądze. Musiała zrobić dobre wrażenie, więc naprawdę się starała. Chwilę przed wejściem poprawiła włosy, ułożył drobną torebkę przewieszoną przez ramię, poprawiła bluzkę i zastukała w drzwi, gotowa do przeprowadzenie rozmowy z szanownym Lordem.


Shannon Lyon

Shannon Lyon
Shannon Lyon
Zawód : Szukam szczęścia
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And hand in hand, on the edge of the sand,
They danced by the light of the moon.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8050-shannon-lyon https://www.morsmordre.net/t8179-figa#235301 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8180-skrytka-bankowa-nr-1959#235302
Re: Gabinet Francisa Lestrange [odnośnik]02.03.20 12:42
Eliot czytany do poduszki wprawia mnie w zakłopotanie, bo raz, że zupełnie typa nie rozumiem, dwa, że stresuję się bardzo czasem przyszłym. Coś wisi w powietrzu, kotłuje się i nadyma, pokrywając Londyn nieprzyjemną mgłą komplikacji. Nie pachnie to za dobrze, ani to woń mokrych kamieni, ani cynamonowych ślimaków. Zmieniam płaszcz na lżejszy, marząc, by wkrótce odchudzić również głowę ciężką od ponurych myśli, ale na to nie ma przecież skutecznej diety. Mogę oczywiście upić się jak prosię, lecz to pomoże na chwilę, a potem będę mieć kaca i do słuchania od starych. No i chyba sam jednak dojrzewam, bo serio przestaje mnie to racjować w stopniu najmniejszym.
Prócz wątpliwości mam jednak pewność względnego przemknięcia bokiem, niemrawe pocieszenie z gatunku inicjatywy leniwych pieszczot, nigdy nie prowadzących do czegoś więcej. I tak oddycham lżej, choć z płuc mi się kurzy, a oczy mam jakieś mętne, bo zaspane. Choć na wyspie Wight wraz z kwietniem powróciło słońce, odpuszczam poranne przebieżki po plaży. Chyba wmówię sobie, że na ich końcu coś na mnie czeka. Potrzebuję sensu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a jego brak z wcześniejszego drobnego kłucia wzmaga się już do bólu potężnej migreny. Wątpię, by uzdrowiciel potrafił zająć się mym problemem, to rzecz tak bardzo moja, że fizycznie czuję, jakbym dźwigał ją na plecach.
Ciszej niż zwykle zaszywam się w Wenus, gdzie właściwie prawie śpię, chowając się przed wszystkimi. Potrzebuję odskoczni, coraz częściej siłując się z pokusą napisania do Caelana i pogonienia go z wyjazdem. Morze jest w takim samym stopniu łaskawe, jak i surowe - wiem, że zimny prysznic dobrze mi zrobi. Otrzeźwi, spłucze co trzeba, może sprawi, że nabiorę dystansu i będę mógł podjąć jakąś decyzję. Oby dobrą. Oby słuszną. Oby lepszą niż zazwyczaj.
Obecne dni podkreślają ten rozstrój, jakby wszystko dookoła pękało na pół, a później nieporadnie kleiło się na czarodziejską taśmę. Ruch raz jest wzmożony i muszę stałych klientów odsyłać z kwitkiem, a raz dziewczęta całe dni leżą w wannie. To dziwne, niepokojące, jak wiele zmian obserwuję zamknięty w czterech ścianach ekskluzywnego burdelu. Co zobaczę, jeśli wyjdę na ulicę?
Nagle rozlega się donośne pukanie, a mój zmęczony wzrok przesuwa się na masywne drzwi gabinetu. Marszczę brwi, usiłując skojarzyć fakty - Ginnie nie puka, po prostu wparowuje, a tutki robią to inaczej, zupełnie po swojemu. Coś musiało wylecieć mi z głowy, jakiś szampan z inwestorem albo coś równie durnego. Niechętnie dźwigam się z kanapy, żeby gościa przywitać nieco bardziej godnie i siadam na krześle za dostojnym biurkiem zawalonym stosem poważnie wyglądających przedmiotów - gotowych do wysłania listów, pieczęci, wśród których walają się też muszelki i drobne kamyczki. Mam w sobie coś z wampira, który zawsze musi mieć przy sobie trochę swojej ziemi.
-Proszę - mówię, tuszując jak tylko mogę zmęczenie w mym głosie. Drzwi uchylają się i do gabinetu wchodzi dziewczyna, na oko trochę młodsza od Borgii. Nie znam jej - ale coś tam mi dzwoni, że ktoś ostatnio aplikował o pracę. Listownie i po angielsku - to dość rzadkie.
-Francis Lestrange - wstaję z krzesła i podaję jej rękę, gestem zapraszając, by usiadła naprzeciwko - napijesz się czegoś, madame...? - tu robię krótką pauzę, by zdradziła swą godność. Mamy czas. Dużo czasu. Ostatnio nigdzie się nie śpieszę. Mówią, że czas to galeony, ale przecież mi nigdy na nich nie zależało.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Francisa Lestrange 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Gabinet Francisa Lestrange
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach