Wydarzenia


Ekipa forum
Ptaszarnia
AutorWiadomość
Ptaszarnia [odnośnik]25.02.20 23:54
First topic message reminder :

Ptaszarnia

Pomiędzy krzewami róż bieli się ogromny biały przeszklony pawilon, wzniesiony na wzór architektury smoczego rezerwatu znajdującego się nieopodal Chateau Rose. Jest magicznie zaczarowany tak, by wewnątrz zawsze panowała ciepła temperatura. W środku zaś, prócz szmaragdowych miękkich kanap, ustawionych tak, by czarodzieje mogli zaznać pełnych komfortów, okrytych złotymi narzutami haftowanymi w szkarłatne smoki, rozrasta się bujna egzotyczna roślinność pochodząca z dalekich krajów, głównie z Nowej Gwinei. Między nimi świergoczą magocudowronki, zróżnicowane rzadkie gatunki przepięknych ptaków zamieszkujących gwinejskie niedostępne tereny górzyste - niektóre z nich zdają się zmieniać tak barwy, jak kształty, inne mają pióra tak długie i tak wiotkie, że te przypominają treny i welony, niektóre znów są tak delikatne, że wyglądają, jakby nieustannie spowijała je delikatna mgła. Ogony innych są tak gęste i tak rozległe, że przypominają jaskrawe wodospady lejących się barw, a gdy wznoszą się do lotu, zdają się pozostawiać po sobie jasną świetlną smugę. Kolejne odróżniają się dziobami tak twardymi i tak błyszczącymi, że mogłyby imitować kamienie szlachetne. Czarne pióra niektórych - zwykle ostro kontrastujące z innymi jaskrawymi kolorami - wydawały się czarniejsze od samej otchłani. Jedne bardziej nieśmiałe, skryte pośród rozłożystych liści, inne śmielsze, zaciekawione towarzystwem, magiczne rajskie ptaki wypełniają to miejsce niezwykłą urodą, co rusz zaskakując swoją oryginalnością. Pochowane na tyłach gniazda pozwalają im na spokój i ciszę, warunki jak najmocniej zbliżone do ich naturalnych zapewniają im wygody.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ptaszarnia - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ptaszarnia [odnośnik]16.08.21 22:04
Ruszyła w ślad za Mathieu spokojnym spacerem po ptaszarni, podobnie jak on zakładając dłonie za plecami i słuchając tego co ma do powiedzenia z wielką uwagą i zaciekawieniem.
-Statek i flota? - Zapytała otwierając szerzej oczy. - Ambitne plany.
W jej głosie pobrzmiewała nuta ekscytacji tym pomysłem, ale nie przerywała mu więcej tylko pozwoliła dokończyć przedstawianie całego planu. Wiedziała, że lord Rosier był człowiekiem mierzącym wysoko, to sprawiało, że był ciekawa figurą. Nie zamykał się na jedne rozwiązania, a patrzył poza schematy i potrafił zaskakiwać swoimi pomysłami.
-Można podejrzewać, że po swojej matce, odnajdziesz się na morzu. - Nie było tajemnicą, że ród Travers dysponował swoimi statkami, a Mathieu sam wspomniał, że owy marynarz był jednym z ludzi jego wuja. Nawet jeżeli ten był oschły to miał zadanie do wykonania, a jak widać Mathieu chciał się go podjąć. Chciała wiedzieć skąd w ogóle narodził się ten pomysł, ale po chwili uświadomiła sobie, że to zapewne zadania związane z bycia członkiem Rycerzy Walpurgii więc coś o czym za bardzo lord Rosier nie mógł z nią rozmawiać. -Tak szybko? - Wyrwało się jej nim zdążyła ugryźć się w język i by ukryć swoje zakłopotanie obejrzała się na jednego z rajskich ptaków, który przysiadł niedaleko nich. Pióra mieniły się srebrzyście w świetle słonecznym, a zwierzę chyba było świadome tego jaki wzbudza zachwyt bo rozprostowało skrzydła prezentując się w pełnej krasie. -Gdzie płyniecie? Znasz już plan rejsu? - Podróże były tym czego sama chciała doświadczyć. Miała możliwość zasmakowania w nich kiedy była jeszcze nastolatką, a potem dziadek, ówczesny nestor rodu nakazał jej siedzenie w Durham i zgłębianie tajników wiedzy wszelakiej, takiej, która teraz była jej przydatna. Wtedy jednak uznałą to za karę i wielką niesprawiedliwość jaka ją spotkała. Marzeń, o tym by pewnego dnia wyjechać w poszukiwaniu starych artefaktów, nigdy się nie wyzbyła i pielęgnowała je, wiedząc, że przyjdzie dzień kiedy będzie mogła je spełnić.
-Znalazłam stare zapiski traktujące o magii krwi. - Zaczęła wyjaśniać co ona odkryła. -Swego czasu artykuł naukowy napisał o tym Alphard Black, mnie udało się dotrzeć do pewnych źródeł mówiących o istnieniu artefaktów, zwanych Umowami. Umowa reguluje to, że względem członków Rodów - sygnatariuszy nie wolno stosować pierwotnej magii ofensywnej - magii krwi. Jest to zabronione, a ktokolwiek by się tego podjął - ginie. - Prastara magia, o której zapomnieli, a jakiś czas temu wspominała, że stara się pozyskać wiedzę na jej temat. -Została uznana za czarną magię i łączyła jedynie rody z dwudziestki ósemki. Jedna z teorii głosi, że posiadając czyjąś krew i odprawiając odpowiedni rytuał, można kontrolować czyjeś zachowanie, podobnie jak działa zaklęcie Imperius. Ofiara jednak nie znajduje się w przyjemnym stanie upojenia i pustki umysłu - pamięta za to krew pulsującą w żyłach i ciało próbujące stawiać opór. Warto zaznaczyć, że bycie czyimś potomkiem zalicza się jako “posiadanie czyjejś krwi”, i działa to tylko na potomków.
Podobnie jak Mathieu Prim starał się ukryć pewną część swojej natury, o której miała świadomość, że w niej istnieje, ale nie pozwalała by wychodziła na wierzch. Jednak coraz częściej się domagała uwolnienia, a sama lady Burke częściej stawała się oschła, zimna czy też bardzo zdystansowana. Nie zmieniała się drastycznie, ale pozwalała by pewna jej mroczniejsza część miała swoje pięć minut.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ptaszarnia - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ptaszarnia [odnośnik]19.08.21 23:34
Ambicji nie brakowało mu nigdy. W ostatnim czasie podjął pewne decyzje, które miały pchnąć go ku lepszemu i miał nadzieje, że plany zostaną zrealizowane. Matka opowiadała mu często o morskich wyprawach, kiedy był jeszcze dzieckiem i wprawdzie ciągnęło go ku bezkresnym falom i otwartym przestrzeniom, ale to smoki stały się jego priorytetem, a opowieści o nich bujnie działały na jego fantazję. Nie był jednak mężczyzną ograniczonym, nic go nie blokowało w dążeniu do samorozwoju, więc naturalnym było poczynanie kolejnych kroków, które pozwolą mu zwiększyć zasięg własnych możliwości. Uważał, że flota da im nowe perspektywy i szanse, przyda się w ochronie linii brzegowej hrabstwa i nie dopuści, aby ktokolwiek z tejże strony mógł ich podejść. Był wdzięczny Koronosowi nie tylko za możliwość nauki żeglarstwa pod okiem jego specjalistów, ale również za wsparcie Rosierów w ich sprawie swoimi statkami. Bycie niezależnym stawało się jednak pewnego rodzaju priorytetem.
- Nie znam planu rejsu, Fernsby nie jest zbyt wylewny. – powiedział wywracając oczami. Jeszcze będzie miał z tym młodzikiem problemy, tak podejrzewał, ale skoro Koronos uważał go za eksperta w pewnych kwestiach, Mathieu postanowił zaufać wujowi w doborze. Na pewno nie nadziałby go na minę, chociaż… kto wie co mogło się wydarzyć, kiedy czujne oczy znikną gdzieś na horyzoncie.
Stare zapiski posiadały informacje, które pozwalały im na rozwijanie się. To na ich podstawie mogli wysnuwać kolejne wnioski i zastanawiać się nad efektami takich działań, prowadzić rozważania i myśleć o tym, analizować każde aspekt. Primrose była przykładną uczennicą, edukowała się sama, zwiększając zasób wiedzy na ten temat, a on mógł powiedzieć jedno – był z niej dumny. Potrafiła dowieść swego i miała rację.
- Znam treść tych zapisków. – powiedział po dłuższej chwili, czytał, zdobywał informacje, wiedział. To jednak nic, w porównaniu do nabycia odpowiednich zdolności w trakcie realnych treningów, często opłakanych w skutkach, z bólem i cierpieniem wymalowanym na twarzy. Czarna Magia miała swoją cenę, ale o tym zdążyli się już przekonać. – Właściwie zastanawiałem się kiedyś nad tym, w jaki sposób Czarna Magia zaznajamia się z czymś ciałem, w jaki sposób jest… dostarczana bądź w którym momencie ten pierwiastek ma swój początek. – powiedział po chwili namysłu. Nie każdy mógł po nią sięgać, nie każdy mógł z niej korzystać. Niemniej jednak, wielu próbowało i podejmowało to ryzyko. Czy w duszy musiał istnieć mrok, który był jej zapalnikiem? Być może był zakorzeniony tak głęboko, że często stawał się niewidoczny.
- Magia krwi jest potężnym rodzajem magii. Dlatego tak niewielu po nią sięga. – stwierdził zastanawiając się nad tym na chwilę. – Nie planujesz zagłębiać się w ten temat aż tak, Primrose. Przynajmniej mam taką nadzieję. – dodał jeszcze, patrząc na nią z uśmiechem. Wolałby, aby ograniczyła się do najistotniejszych i koniecznych kwestii, jednak widział, że jest bardzo zainteresowana tematem.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ptaszarnia [odnośnik]20.08.21 15:27
Rejs w nieznane wydawał się atrakcyjną opcją i choć lady Burke należała do tych wyważonych i dokładnie planujących każdy swój ruch, to taka podróż zdawała się jej być niezwykle atrakcyjna. Rozumiała jednak lekką irytację Mathieu, zwłaszcza jak przebywanie na statku nie było czymś co robił codziennie i nie znał tego człowieka więc nie wiedział czego się po nim spodziewać.
-Ktoś ci zalazł za skórę. – Powiedziała z rozbawieniem w głosie, być może trochę celowo się z nim drażniąc. Rosierzy byli przypisani do smoków i do róż, ciężko było sobie wyobrazić jak kroczy po pokładzie w sztormiaku i trzymając lunetę w dłoni wypatruje odległego brzegu. Jednak Mathieu mierzył wysoko, jak zdołała się o tym już przekonać, więc zapewne posiadanie własnej floty nie będzie czymś na czym się zatrzyma. Osoba z takimi planami dodawała skrzydeł, Prim aż chciała się rozwijać i wręcz zaimponować temu mężczyźnie. Być go godna, ale czy tylko właśnie o to chodziło?
Wykonała dłuższy krok wciąż mając dłonie zaplecione na plecach, zawsze tak robiła jak zbierała myśli kłębiące się w głowie, galopujące niczym dzikie konie.
Nie zdziwiło ją to, że znał treść tych zapisków, a ciekawa była jego opinii na ten temat więc ze skupieniem słuchała.
-Ojciec mi powiedział, że osoby te są zwyczajnie zbyt słabe aby po ową magię sięgnąć. – Powiedziała po chwili namysłu i przystanęła na moment. –Jednak tu chyba nie chodzi tylko o słabość fizyczną czy psychiczną ale również słabość wyczucia magii albo… musisz kryć w sobie pewien mrok, emocje tak silne, które napędzają ową magię. – Wyraziła na głos to o czym obydwoje myśleli, ale nie mówili. Ruszyła ponownie spokojnym spacerem po ptaszarni, zmarszczyła brwi delikatnie. Podniosła głowę hardo by spojrzeć na lorda Rosiera.
-Dlaczego by nie? –To brzmiało jak wyzwanie, a ona chętnie takowe podejmowała. –Magia krwi, to starożytna wiedza, sięgająca jeszcze czasów celtów. Dziś nie praktykowana, przynajmniej nie oficjalnie, a jednak to z niej wywodzi się, prawdopodobnie czarna magią. Poznając magię krwi, poznajesz istotę czarnej magii samej w sobie.
Oczywiście, że nie zamierzała się zatrzymywać w pogoni za wiedzą. To były jej plany, a posiadała ich wiele. Artefakty i ich moc nauczyły ją wiele, tak samo jak lekcje z Mathieu, była ciekawa świata i tego jak jest skonstruowany. Chciała go zrozumieć i wejść w kręgi, które dostępne były głównie mężczyznom. Kiedy, może uda się jej spełnić marzenia o podróżach w poszukiwaniu artefaktów i kolejnych zwojów i wiedzy w nich ukrytych. Zwłaszcza teraz, kiedy stała się „uszkodzonym dobrem” po zerwanych zaręczynach z Carrowem, a po jej rękę nie ustawiały się kolejki. Lady Burke nie była atrakcyjną partią, a ona sama liczyła się ze staropanieństwem, miała zamiar ten czas bardzo dobrze wykorzystać. Niezwykle produktywnie.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ptaszarnia - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ptaszarnia [odnośnik]23.08.21 22:18
Emocje silne i napędzające do używania tego rodzaju magii mogły być zgubą. Z jednej strony sięganie po tego typu czary wymagało wewnętrznej siły i odwagi, a z drugiej niosło za sobą ogrom konsekwencji, z którymi nie każdy był w stanie się zmierzyć. Mathieu rozumiał wiele aspektów Czarnej Magii, zgłębiał wiedzę na jej temat i arkana niedostępne dla każdego. Miał możliwość podjęcia nauk, szkolenia się i samodoskonalenia, ale to ostatnie tygodnie w zasadzie otworzyły mu oczy i pozwoliły spojrzeć na to z innej perspektywy. Nikt nie wiedział co się działo w jego głowie, czasem świat tracił barwy, stawał się mętnym niczym woda przy brzegu rzeki, w której ktoś właśnie zanurzył dłonie, a w powietrzu czuć było śmierć. Czasem znów słyszał krzyk, rozdzierający ciszę, niepojęty i okrutny – krzyk kogoś, kogo sam skrzywdził, komu zadał ból, skazał na cierpienie, pozbawił życia, a czasem był to zupełnie inny dźwięk, łamanej kości… Pozwolił dostać się do własnego umysłu bytowi, którego nie pojmował. Z jednej strony doprowadzało go to do szaleństwa, a z drugiej – utorowało piękne wrota dla ciemności, która otaczała go od bardzo dawna i jedynie czekała, aż znajdzie choć jedną wąską szczelinę, aby wedrzeć się do środka.
- Czarna Magia potrafi zawrócić w głowie, Primrose. Każde zaklęcie, które udaje się rzucić jest jak otwieranie własnej duszy na nią. To niebezpiecznie, a apetyt rośnie w miarę jedzenia i w pewnym momencie hamulce przestaną istnieć… – ostrzegł ją, miał nadzieję, że zrozumie o co mu dokładnie chodziło. Była damą, Lady Burke, która nie powinna wchodzić aż tak głęboko w arkana Czarnej Magii. Chciała uzyskać szkolenie, a teraz rozprawiali o magii, która była naprawdę niebezpieczna i nieprzewidywalna, która mogła doprowadzić ją samą na skraj urwiska. Może na ten sam, na którym Mathieu balansował od pewnego czasu, kuszony głosem, aby zanurzyć się całkowicie w mroku.
- To niebezpieczne, moja droga. Nie chciałbym, abyś narażała się w ten sposób. – stanął przed nią i spojrzał jej w oczy, miał poważny wyraz twarzy, chociaż ciężko było rozgryźć co właściwie chodzi mu po głowie. – Chciałaś poznać Czarną Magię, zagłębić się w nią, ale wchodzisz tym razem na niebezpieczne, nieznane wody. – dodał jeszcze, obracając głowę lekko w bok. – Nie ryzykuj. – mruknął, chociaż brzmiało to raczej jak prośba.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ptaszarnia [odnośnik]26.08.21 19:21
Nie ryzykuj. Słowa Mathieu odbiły się w jej głowie głośno i boleśnie. Nie wykrzyczał ich, nie rozkazał jej; poprosił, co było jeszcze gorsze. Wolałaby aby uniósł się i oczekiwał, że go usłucha. Trochę też zawiodła się, kiedy stał przed nią i patrząc w bok wypowiadał te słowa.
Ona zaś podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem szukając tego na czym się skupił unikając jej oczu.
-Zgodziłeś się. - Odpowiedziała bez wyrzutu w głosie, ale nie było też w nim ciepła. Proste stwierdzenie faktu, któremu nie mógł zaprzeczyć. -Zacząłeś mnie uczyć.
Czy nie spodziewał się, że będzie drążyć i szukać większej wiedzy? Być może myślał, że pozna parę zaklęć, istotę czy też założenia Czarnej Magii i na tym poprzestanie? Musiał jednak być świadom, że był odpowiedzialny za to co oswoił, za to, że wskazał jej kierunek, w który ma patrzeć. Czyżby dzieło jakie zaczął nie spodobało się samemu twórcy? Czy był jak Pigmalion, tylko tym razem nie zachwycił się własnym dziełem?
-Nie wiem czy jestem w stanie spełnić twoją prośbę, Mathieu. - Tym razem w jej głosie zabrzmiała nuta żalu. Nie chciała stanowić dla niego zawodu, ale jednocześnie nie potrafiła odmówić sobie dostępu do wiedzy i umiejętności, które były na wyciągnięcie ręki. Dała krok w tył aby go wyminąć, stanie w miejscu nie ułatwiało tego typu rozmowy. Zdawała sobie sprawę, że ostrzega ją nie dlatego, że chce jej odmówić bo jest kobietą, ale dlatego, że zna konsekwencje i nie jeden raz sam ich doświadczył. Miała świadomość stąpania po cienkiej granicy, ale nie miała zamiaru zawracać; nawet jeżeli Mathieu miał ją kiedyś z tego powodu znienawidzić. Tu się zawahała… nie chciała tracić jego przyjaźni ani wsparcia. -Nie chcę składać obietnic dla twoje spokoju. Okłamywać też nie chcę.
Ciężko przychodziła jej ta rozmowa, ponieważ chciałaby mu powiedzieć, że nie będzie więcej szukać informacji na ten temat, że porzuci swoje marzenia naukowe i chęć poznania. Mathieu jednak mógłby nie wybaczyć kłamstwa, które szybko by wyszło na jaw.
-Jak będzie taka możliwość, napisz coś jeden list ze swojej wyprawy morskiej. - Zmieniła szybko temat, nie chcąc aby ich ostatnie słowa przed jego podróżą były wypowiedziane w ponurej atmosferze. -I oby talizman się nie przydał.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ptaszarnia - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ptaszarnia [odnośnik]29.08.21 11:07
Wyraz jego twarzy wyraźnie stężał, stał się bardziej nieprzystępny i ciężkim było odczytanie zeń jakichkolwiek emocji. Primrose poprosiła go o wdrożenie w tajniki czarnej magii ledwie kilka miesięcy temu, uważał wtedy, że Lady Burke chce podjąć naukę w celu poznawczym, dającym jej możliwość ochrony samej siebie. Podjął się tego z prostego powodu, chciał dać jej możliwości, nie spodziewał się jednak, że będzie ona chciała brnąć w to aż tak głęboko, zapuszczając się w miejsca mroczne i niedostępne. Nie taki był układ, a wypowiedziane przez nią słowa stanowiły o czymś innym. Wyprostował się, bił od niego chłód.
- Zacząłem Cię uczyć, abyś mogła zwiększyć swoje możliwości, a nie brnąć w tajniki Czarnej Magii tak dalece. – powiedział poważnych, nieco oschłym tonem. To o czym powiedziała mu kilka chwil temu, sięgała po części Czarnej Magii, po które lepiej było nie sięgać, jeśli nie było się na to odpowiednio gotowym. Nigdy nie wątpił w jej siłę czy magiczne zdolności, ale była dama, była Lady Burke, która nie powinna kierować swojego życia w tak mroczną i ciemną stronę. Gdyby tylko wiedziała jakie konsekwencje mogą przynieść jej decyzje, jej pragnienia. Gdyby wiedziała do jakiego stanu może doprowadzić Czarna Magia i poddawanie się jej. Mathieu wiedział, świadomie podjął ryzyko i poznał rzeczy, o których wolał nie wiedzieć. Część jego duszy, ta która jeszcze rok temu opierała się i pozwalała dostrzec nadzieję i światło w tunelu, dzisiaj była całkowicie przysłonięta przez mrok. Czarna Magia zmieniała, wpływała na każdy aspekt życia i jeśli Primrose tego nie pojmie, mogła bezpowrotnie stracić coś, czego tracić w żadnym razie nie powinna.
- Nie masz pojęcia do czego to może doprowadzić. – powiedział, chwytając przegub jej dłoni, jakby chciał sprowadzić ją na ziemię z tych sennych marzeń. Wiedział, że często tracił nad sobą kontrolę, czasem to co wydarzyło się nie tak dawno dawało mu się we znaki bardziej, niż sobie by tego życzył. W momencie, kiedy jego palce zacisnęły się na jej przegubie usłyszał ten dźwięk, a obraz stał się bardziej mętny, ciemny. Dźwięk trzaskającej kości, ale jego uścisk był przecież lekki, nie złamał jej niczego. Znów mieszało mu w głowie. – Nie rób tego, Primrose. Dla własnego bezpieczeństwa. – ostrzegł ją, cofając dłoń. Ze wszystkich sił starał się ukryć to, co się z nim działo. Uważał to za słabość, tak łatwo poddał się ciemności i mrokowi, zupełnie jakby był małym dzieckiem mamionym słodyczem. Wziął głęboki oddech i zamknął na moment oczy, starając się doprowadzić własny umysł do porządku i sprowadzić go na właściwe tory.
- Z tej drogi nie ma… powrotu. Primrose. – wypowiedział cicho. Jego wyprawa nie miała znaczenia, bardziej obawiał się o to jakie decyzje podejmie Lady Burke. Nie chciał, aby zanurzała się w otchłani cieni, mroki, który mógł bezpowrotnie zmienić jej życie i nigdy nie oddać tego, co miała do tej pory.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ptaszarnia [odnośnik]29.08.21 16:28
Zwiększanie możliwości łączyło się z brnięciem głębiej w temat, to było dla niej oczywiste tak samo jak oddychanie. Zacisnęła mocniej szczęki czując jak wzbiera w niej gniew pomieszany z rozczarowaniem jego słowami.
-Jestem Burke. - Odpowiedziała z dumą i hardością w głosie zadzierając brodę do góry w geście pełnym odwagi i uporu. Dla niej bycie lady Burke wiązało się z obowiązkami jakie wynikały z jej urodzenia ale również obcowanie z artefaktami. Mrok i czarna magia były jej towarzyszem od kiedy tylko pamiętała, zawsze obok, gdzieś w tle nigdy bezpośrednio w niej, ale od jakiegoś czasu sięgała dłonią w jego stronę od czasu do czasu odsłaniając ciężką kurtynę utajnionej wiedzy. -Jako Burke mam styczność z artefaktami i czarną magią każdego dnia. Już jako dziecko odczułam efekt przekleństwa na własnej skórze, a ojciec nie pozwolił by ktoś z braci czy kuzynów pomógł mi ją rozwikłać. Musiałam dojść do tego sama.
Myślał, że ma do czynienia z jedną z dam, które ćwiczą zaklęcia, a potem wracają do zajęć typowo kobiecych i roztaczają czułą opiekę nad ogniskiem domowym? Była czarownicą, nosiła dumne miano Burke, a ci nie ulegali, byli chłodni, zdystansowani i rządni wiedzy oraz poznania; czy tego nie wiedział? Nie miał świadomości, a może stworzył sobie obraz Primrose inny niż ten, który był w rzeczywistości?
Drgnęła kiedy poczuł jak palce mężczyzny oplatają jej przegub i powstrzymują ją przed ruszeniem dalej. Dostrzegła jak ciemne oczy zaczyna skrywać mrok, choć nie wiedziała, że tkwi on w Mathieu już od jakiegoś czasu, ale nie była ślepa. Sama będąc kiedyś pod działaniami czarnej magii, obcując z nią potrafiła dostrzec pewne sygnały.
-Nie jest to dla mnie dziecięcą igraszką… - Odparła głucho cofając się od razu jak tylko ją puścił. -Zabawą, oderwaniem się od codzienności.
Spojrzała w bok kiedy wypowiadał kolejną prośbę, taką którą chciała spełnić, pragnęła tego, ale nie mogła. Jeżeli by to zrobiła okłamała by jego i siebie. Rozdarta, boleśnie niczym rana zadana ostrym nożem wolała aby znał prawdę i ją skreślił niż żył w przeświadczeniu, że wypełni jego prośbę.
-Już za późno, Mathieu. - Powiedziała równie cicho, robiąc kolejny krok w tył powoli podnosząc szaro zielone spojrzenie, za którym czaiło się coś więcej. -Przekroczyłam już pewną granicę. Przykro mi…
Ostatnie słowa wręcz wyszeptała bojąc się, że pełen głos się załamie, ona się złamie i ulegnie jego prośbie. Szybko skierowała się do wyjścia z Ptaszarni bojąc się, że zaraz się rozpadnie na kawałki niczym rozbita waza i nie będzie potrafiła zebrać wszystkich części, albo robiąc to skaleczy się, a takie rany wcale nie goją się szybko.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ptaszarnia - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ptaszarnia [odnośnik]29.08.21 17:42
Mieś styczność z Czarną Magią, a sięgać poza granice pewnego pojmowania, wyciągać ręce po coś, co nie bez powodu zostało uznane za niewłaściwe to dwie różne kwestie. Mogła być Lady Burke i mieć styczność z Czarną Magią w życiu codziennym, ale nie musiała zagłębiać się w niej, zanurzać w otchłani, sięgać do samego dna czary, którą wypełniała. To jak stąpanie po kruchym lodzie, a każdy krok mógł być ostatnim. Chciała się uczyć, ale nie mówiła o sięganiu w nią aż tak dogłębnie. Nie chciał, aby to robiła. Mimo wszystko przez ten czas w pewnym sensie zbliżyli się do siebie, treningom towarzyszyły rozmowy, spotkania stały się częstsze i zwyczajnie chciał ją uchronić przed zgubnymi konsekwencjami jej decyzji. Była jednak zbyt pewna swego, zbyt zapatrzona w to kim jest i w jaki sposób reprezentuje własne nazwisko. Nie chodziło wszak o to, że Rosier chciał ją ograniczać. Ostrzegał, zanim znajdzie się w punkcie, w którym on sam teraz był. Bez odwrotu, bez możliwości powrotu.
- Rozwijanie się, a wkraczanie w to tak głęboko to dwa różne pojęcia, Primrose. – podniósł głos, może nieco zbyt ostro. Czy to właśnie on powinien jej to tłumaczyć? A może powinna przejrzeć na oczy sama, powinno dotrzeć do niej, że rodzina chciała ją tym sposobem chronić, bo znali konsekwencje. Wiedział, że Czarna Magia potrafiła mamić swoimi tajemnicami, kusić niezliczoną ilością możliwości, nęcić potęgą… Nie każdy jednak powinien wchodzić w nią tak głęboko, zatracać się… tak jak zrobił to on.
- Nie przekroczyłaś jej jeszcze, Primrose. I nie decyduj się na ten krok. – powiedział, kiedy zaczęła się od niego oddalać. Zacisnął mocniej palce splecionych za plecami dłoni. Jego oczy ciemniały z każdą chwilą, w której wzbierały w nim nerwy. Nie powinna była tego robić, on nie powinien zgadzać się na te nauki. Najwyraźniej jednak problem sam się rozwiązał, w momencie kiedy Lady Burke odwróciła się do niego plecami i ruszyła do wyjścia. Nie zamierzał jej zatrzymywać, nie zamierzał przekonywać. Była dorosłą kobietą, która podejmowała własne decyzje, a on nie miał nad nią żadnej siły sprawczej, nie zamierzał jej zmuszać, ani przekonywać.
Drzwi Ptaszarni zamknęły się za nią, a on stał jeszcze przez chwilę. Przymykał oczy, próbując uspokoić gonitwę myśli, która zapanowała w jego własnej głowie. W końcu jednak ruszył w stronę swoich komnat, nie tak miało przebiec to spotkanie, nie tak miało wyglądać…

ZT x 2



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Ptaszarnia [odnośnik]01.01.22 18:04
10.02

Nie wiedziała, czego się spodziewać.
Chateau Rose przytłaczało, wniatało w marmurową posadzkę, ścierało na pył żebra, zamykając w objęciach zamkowych korytarzy, robiąc takie samo piorunujące wrażenie jak za pierwszym razem, gdy przemykała bocznymi korytarzami ku sali obrad, gdzie spotkała się z Tristanem w gronie Śmierciożerców. Już wtedy czuła gniew - mroczne niezadowolenie? - tego monumentalnego budynku, tak, jakby pojawiła się w miejscu zakazanym, bluźnierczo obraziła dom nestora sama swą obecnością łamiąc przedwieczne prawa bytności wśród czarodziejów czystszych, godnych, bardziej brytyjskich, szczycących się wydestylowaną kwią o błękitnym poblasku. Wędrówka do Sali Kolców na stałe wyryła się w jej pamięci, pamiętała podekscytowanie towarzyszące przekraczaniu progu posiadłości, rosnące z każdym krokiem, tak jakby wchodziła na wyższy poziom, na podest zwycięzców, na scenę, na której miałaby otrzymać laur. Niezasłużony, bogata architektura podkreślała niepasującą fizjonomię Deirdre, obcą, egzotyczną, zbyt krzywą, niedopasowaną do symetrycznej kolumnady i srogich spojrzeń bladolicych arystokratów, spoglądających z ciemnych obrazów, podświetlonych złotymi kandelabrami. Aura Chateau Rose miała w sobie coś namacalnego, osiadającego na ramionach ołowianym ciężarem. Zaproszenie wystosowane przez samą lady doyenne wcale go nie zmniejszało, intensyfikowało tylko paranoję; miała wrażenie, że nawet witający ją u progu posiadłości lokaj wie, co tak naprawdę łączy tajemniczą wiedźmę z panem na tych włościach. Starała się ignorować intuicję, skupić się nie tyle na zaufaniu - bo Evandrze nie ufała - ale na błysku, lśniącym w błętkich oczach półwili, gdy żegnały się po raz ostatni. Nie zaprosiła ją tutaj przecież po to, by ją otruć lub skonfrontować z Tristanem; nie, to nie mogło być możliwe. Mimo to nie chowała różdżki w kieszeni, trzymała ją skrytą w rękawie długiego płaszcza, spowijającego całą sylwetkę od stóp do głów. Tak czuła się bardziej dyskretnie, bezpieczna, anonimowa, przyglądając się pięknie posiadłości i korytarzy z półcienia kaptura. Służba oczekiwała ją, prowadząc poza reprezentacyjnymi korytarzami w bok, na zewnątrz, wśród półmartwych, otulonych śnieżnymi kopcami róż. Tuż za pełnym krzewów ogrodem górowała rozświetlona w zimowej szarości kopuła, rozciągająca się półkokrągiem nad ogołoconymi z liścmi drzewami niczym słońce nad horyzontem. To najwidoczniej tam, w imponującym ogrodzie zimowym, miała spotkać się z Evandrą, by...właśnie, by co? Porozmawiać? O czym? O repertuarze La Fantasmagorii - czy o mężczyźnie, od którego obydwie stały się zależne? By nawiązać sojusz, czy rozpocząć prawdziwą wojnę, pierwszą bitwę po pełnych specyficznego napięcia przygotowaniach, skropionych używkami? Deirdre nie była w stanie przygotować się do tego spotkania, przewidzieć ruchów przeciwniczki, zaplanować dróg ewakuacji, a mimo to stawiła się tutaj, gotowa na kolejną konfrontację z Evandrą. Tym razem na jej ziemi, jej gruncie, jej bogactwie, które przytłaczało ją mocniej z każdym krokiem.
Gdy służący podprowadził Mericourt do drzwi ptaszarni, śmiało przekroczyła próg, od razu robiąc kilka kroków wewnątrz pawilonu. Zatrzymała się jednak szybciej niż sądziła, powoli zsuwając z głowy kaptur drogiego płaszcza, z wyraźnie zauważalnym zdumieniem przyglądając się rozkwitającej pod ochronnym parasolem szkła naturze. Nasyconej setkami barw, oszalałej z zieleni, przetykanej odświeżającymi kolorami ciężkich od nektaru kwiatów; Deirdre rzadko bywała w publicznych palmiarniach, a nigdy wcześniej nie miała do czynienia z prywatnym ogrodem zaklętym w zupełnie innym świecie. Na zewnątrz sypał śnieg, mróz szczypał w podkreślone kości policzkowe, a zaledwie kilka metrów dalej czarownicę zalało nienaturalne ciepło. Płatki śniegu roztopiły się od razu, sunąc powoli kroplami po rozpuszczonych włosach, niknąc w futrzanym kołnierzu, który nagle wydał się zupełnie nie na miejscu. Do parnego wnętrza pasowała lekka, biała sukienka - taki upał znosiła tylko na plaży tuż za Białą Willą, gdzie odpoczywała, często razem z Tristanem. W nozdrza fantomowo uderzył ją zapach jego lekko spoconej, słonej od wody skóry, słodki aromat owoców, skrzącą się na języku wibrację wina, ostrość dzielonych w nadmorskiej altanie pocałunków. Na kilka sekund pozwoliła sobie skryć się w tych wspomnieniach, w parnych popołudniach ubiegłego lata, lecz szybko powróciła do ptaszarni, przyciągnięta blaskiem bijącym od wyłaniającej się zza zielonych, roślinnych kurtyn sylwetki. Podkreślającej tylko niesamowitość tego prywatnego raju.
- Lady doyenne, dziękuję za zaproszenie. To zaszczyt przekroczyć progi Chateau Rose - powitała Evandrę z szacunkiem, powoli ściągając z przemarzniętych dłoni skórzane rękawiczki. Zyskiwała na czasie, otrząsała się z wrażenia, jakie zrobiła na niej ptaszarnia - i sama Evandra, jasna jak słońce, oślepiająca jak skwarne lato, cała będąca blaskiem, promieniem, aurą, czymś eterycznym, dobrym i jasnym. Ciemna sylwetka Deirdre wyłamywała się z tego utopijnego świata, brzmiała jak fałszywa nuta w doskonałej symfonii - lub jak zdradziecki gadzi syk wśród ptasiego trelu, odbijającego się od dachu szklarni. - Nigdy tu jeszcze nie byłam. Przepiękne miejsce. Aż ciężko uwierzyć, że sekundę temu drżałam z przejmującego chłodu- dodała jeszcze, śmiało spoglądając w błętkitne oczy Evandry, ciekawa, czy ta zastanawia się, czy Deirdre kiedykolwiek tu była: mówiąc o ptaszarni, Chateau Rose, a może o małżeńskiej sypialni nestorstwa?


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ptaszarnia [odnośnik]22.01.22 11:45
Od ich ostatniej rozmowy minęło już parę tygodni, a myśli Evandry wciąż niesfornie uciekały do czarownicy o niezwykłej urodzie. Nadal pamiętała blask kruczoczarnych włosów, spływających kaskadą po bladym ramieniu i to hipnotyczne spojrzenie przywodzące na myśl mroczną, bezkresną otchłań, jakie coraz częściej nawiedzało ją w snach. Nie był to jednak koszmar, od jakiego chciała uciec. Przebudzona z rozpalonym na policzkach rumieńcem mocno zaciskała powieki, byleby wrócić do urwanego snu. Oczekiwanie na kolejne przypadkowe spotkanie mijało się jednak z celem, stojąc w sprzeczności z podjętymi zmianami i chęcią brania przyszłości we własne ręce. Zbyt długo czekała, poddając się naciskom innych, teraz miała kształtować ją wedle własnej woli. Bez wahania nakreśliła kilka słów na pergaminie i wysłała zaproszenie, będąc też pewną, że madame Mericourt jej nie odmówi. Nie była ślepa na reakcje, jakie wzbudzała, nawet wpół trzeźwo dostrzegając zainteresowanie malujące się na twarzy westalki La Fantasmagorie.
Jasnowłosa sylwetka zajmująca miejsce na szmaragdowej kanapie idealnie wkomponowała się w otoczenie, sprawiając wrażenie skrupulatnie przygotowanego elementu, będącego częścią obrazu romantycznego artysty. Długa suknia o barwie ciepłego beżu rozlewała się kaskadą na miękkości zielonego obicia poduch, spod dolnego brzegu spódnicy wyłaniały się czubki jasnych pantofli przetykanych złotą nicią. Bluzka, miast być o długich rękawach i zapinana pod szyję wedle zwyczaju starszych, konserwatywnych przedstawicielek szlachetnych rodów, została stworzona na współczesną modłę. Dekolt inspirowany był amerykańskim, jak i hiszpańskim stylem, głęboko wycięty, odsłaniający bladą, nieskalaną niczym skórę, a jednak mało wulgarny, ozdobiony przy brzegu siatką drobnych tłoczeń z różanym motywem. Spotkanie z lady Odettą w Domu Mody Parkinsonów to kilka godzin przymierzania sukien o różnym kroju, próba znalezienia rozwiązań, jakie wprowadziłyby w garderobie doyenne powiew świeżości. Chęć przypodobania się starszyźnie schodziła z wolna na dalszy plan, usilne próby dopasowania się do panujących standardów mijały się z celem, wszak wraz z mężem świadczyć mieli o podtrzymaniu tradycji, przy jednoczesnym wprowadzeniu czarodziejskiej społeczności do nowego świata. Upięcie blond włosów także uległo zmianie; w miejscu niskiego koka pojawiły się złote fale, zgarnięte na lewą stronę odsłaniały tylko jeden z perłowych kolczyków.
Nie od razu podniosła się z miejsca, zbyt pogrążona w myślach, by usłyszeć dźwięk naciskanej klamki i uchylanych drzwi. Z nieobecnym wzrokiem utkwionym w długi, jaskrawy welon siedzącego na jednej z wyższych gałęzi magocudowronka odwróciła się dopiero, gdy do narastającego stukotu obcasów dołączył głos spodziewanej czarownicy. Evandra odwróciła w jej stronę jasne lico i przybierając szeroki uśmiech w powitaniu wstała z miękkich poduch, wyciągając ręce do uścisku, by ująć nimi chłodnie dłonie czarownicy.
Oczywiście, że zastanawiała się już czy Deirdre bywała w Château Rose pod nieobecność Evandry, choć nawet gdyby były tu obie, pałac był tak wielki, że ze spokojem mogły się rozminąć. Od tamtej rozmowy w Zielonej Wróżce zaczęła także wyobrażać sobie, jak mogłoby wyglądać ich przypadkowe spotkanie w tych korytarzach. Czy wpadłaby w złość, domyślając się już powodu takiej potencjalnej wizyty madame Mericourt, próbowałaby zachować pozory, pochwalić się elegancją i umiejętnością utrzymania etykiety oraz zimnej krwi w podobnej sytuacji? Była tak ciekawa konfrontacji, że nie mogła sobie odmówić zaproszenia czarownicy to swoich skromnych progów, by poznać ją jeszcze lepiej. Jak ta będzie się zachowywać w nieznanym sobie otoczeniu, czy zaskoczy ją czymś nowym, czego w zupełności się nie spodziewała? Z każdym spotkaniem intrygowała jeszcze bardziej, kusiła szczątkowo, niby-od-niechcenia podrzucanymi informacjami, tylko zaostrzając Evandrowy apetyt na wniknięcie do świata, jaki zdawał się być na wyciągnięcie ręki.
- Dziękuję, że odpowiedziałaś na moje zaproszenie, madame. Ptaszarnia jest jednym z moich ulubionych miejsc w pałacu. Trel ptaków w połączeniu z dźwiękami harfy jest prawdziwie relaksujący. - Wskazała dłonią na stojący nieopodal instrument. Stalowa, zdobiona morskimi motywami harfa została tu przeniesiona z pokoju muzycznego, zaczarowana, by umilać spędzającym w ptaszarni czas mozartowską kompozycją. To do niej sięgała Evandra, gdy potrzebowała przelać gdzieś emocje, jakich nie sposób nazwać. Zza drzwi saloniku coraz częściej można było usłyszeć jej własne, improwizowane melodie, niż dzieła znanych twórców. - Na rozgrzanie mogę zaproponować herbatę z naszych róż, chyba że wolisz coś mocniejszego. - Jasna brew półwili drgnęła lekko, tylko podkreślając sugestywność propozycji. - Wino, brandy, whisky? - Wśród Rosierowych zapasów znajdowała się także Zielona Wróżka, której niezwykła moc pozwoliła ostatnio czarownicom nieco przełamać dzielące je różnice, zdające się być nie do pokonania, ale czy byłaby odpowiednia także i na dzisiejsze spotkanie?
- Choć potrafię dostrzec piękno każdej z pór roku, tak nie mogę już doczekać się wiosny, kiedy przejażdżki konne nie będą związane z przedzieraniem się przez śnieżne zaspy. Czujesz się swobodnie w siodle, madame? - zapytała tonem neutralnej pogawędki, na powrót zajmując miejsce na szmaragdowej kanapie, jednocześnie dzieląc się wrażeniami z porannej przejażdżki. Kierując się wskazówkami Primrose, porzuciła długie spódnice i damskie siodło, jakie mocno utrudniały naukę jazdy początkującym, a mimo to opięte bryczesy oraz wysokie obuwie nie chroniły przed każdą z atmosferycznych przeszkód. Od kiedy zdecydowała się zadbać o swoje zdrowie i sprawność fizyczną, coraz częściej przemierzała konno tereny Kent, nie mogąc się już doczekać, kiedy po odwilży przyjdzie okazja na zanurzenie się w morskich falach.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Ptaszarnia [odnośnik]22.01.22 21:53
Gdy jej spojrzenie po raz pierwszy natrafiło na sylwetkę Evandry, musiała zmrużyć oczy, bo blask jaki bił od półwili, ciągle wywoływał to samo zdziwienie pomieszane z zachwytem. Cała była jasnością, beżowa suknia opinała sylwetkę akcentując filigranowy czar, jasna koszula podkreślała wąską talię, a bogato zdobiony dekolt, wyhaftowany tak cienką, że niemalże niemożliwą koronką, przyciągał uwagę różanym wzorem. Tak, tylko tym, niczym więcej, nie skupiała się przecież na szlachetnie bladej skórze odcinającej się alabastrem nawet od jasnobeżowych materiałów ani na subtelnej linii skrytych pod ubraniem - czy miała na sobie gorset? jak właściwie wyglądała bielizna lady doyenne? co nosiły pod niedorzecznie drogimi kreacjami arystokratki? i na Merlina, dlaczego właśnie teraz o tym myślała, zaprzątając głowę czymś tak nieistotnym? Powieki Deirdre zatrzepotały a z rzęs spłynęły ostatnie płatki śniegu, roztapiające się pod wpływem wysokiej temperatury ptaszarni. Gorąc przytłaczał ją na równi z ogromem posiadłości, którą przed momentem opuściła, by trafić z deszczu pod rynnę - a raczej z mroźnego królestwa w samo epicentrum upału, malującego rumieńce na policzkach i szyi, dalej okrytej futrzanym kołnierzem. Twarz czarnowłosej czarownicy nieco się za nim kryła, ale oczy powróciły do normalnego wyrazu, a plecy pozostały nienaturalnie wręcz wyprostowane. - Czyli lubisz egzotykę, tak? - przerwała pierwsze uprzejmości, machając zdjętymi rękawiczkami w stronę wyjątkowo barwnego ptaka. Deirdre nie miała najmniejszego pojęcia o magicznym ptactwie, lecz na pewno podobne cuda nie występowały na drzewach Anglii. Cóż, widocznie Evandra miała z Tristanem wiele wspólnego, także upodobanie do relaksu w skwarnej bliskości orientalnych cudów natury. - Mów mi Deirdre - przypomniała jej niemalże na tym samym wydechu, całe to lawirowanie pomiędzy eleganckimi zwrotami, choć dawało pewien bufor bezpieczeństwa, mogły zostawić na salony lub miejsca względnie publiczne. Tutaj, w zaciszu najpilniej strzeżonej posiadłości w Kent, w miejscu niezwykle dyskretnym, osłoniętym przed światem pióropuszami egzotycznych liści i barwnymi ogonami ptactwa mogły pozwolić sobie na swobodę. A także przyjemności, choćby te muzyczne. - Zagrasz dla mnie dzisiaj? - zapytała wprost, omijając harfę lekkim łukiem.. Nieco przerażał ją ten instrument, z bliska był znacznie większy i bardziej skomplikowany niż oglądany na scenie. Robił wrażenie - i paradoksalnie pasował do eterycznej Evandry. - Czy to tylko totem, metaforyczny prztyczek w nos, mający na celu mnie zawstydzić? Podkreślić, jak utalentowana jesteś - w odróżnieniu ode mnie? - spytała szczerze, bez płaczliwej pretensji, dość bezpardonowo, powoli rozpinając guziki płaszcza. Pot zaczynał ściekać jej po plecach, nie mogła dłużej chować się za tarczą warstwy ubioru; zamaszystym ruchem zdjęła z siebie wierzchnią warstwę, przerzucając ją przez jedną z ławek, lecz nie odczuła wielkiej ulgi. W porównaniu z lekko ubraną półwilą wyglądała w upalnej kuli śnieżnej absurdalnie. Wysokie skórzane botki sięgały do połowy łydki, schowanej za czarną, obcisłą suknią o długich rękawach i grubym materiale, opinającym ją aż do końca szyi. Zabudowana suknia zapięta była na równy rząd złotych guzików, zapiętych do ostatniego miejsca tuż pod brodą. Orientalny odcień skóry czarownicy widoczny był tylko na dłoniach o długich, nieco zbyt kościstych palcach, ozdobionych obrączką z onyksem, i na twarzy, dodatkowo zarumienionej z gorąca. I odrobinę z zdenerwowania, skutecznie ukrytego pod fizjologią ciała. Wiedziała, że Evandra wspaniale gra na harfie; taka zdolna, taka uduchowiona, o perfekcyjnych manierach, żywcem wyjęta z mokrego, romantycznego snu każdego arystokraty, pragnącego mieć u swego boku anioła - im bliżej półwili się znajdowała, tym bardziej ją to mierziło. I tym mocniej pragnęła zedrzeć tą pozłotkę, przyglądając się temu, co skrywa się za fasadą baśniowej perfekcji. Nawet jeśli miało być to tylko picie alkoholu o zbyt wczesnej porze.
- Wino. Wytrawne. Już po dwunastej, więc chyba nam wypada? - zapytała tylko z poszanowania zasad savoir vivru. Zdecydowanie nie chciała posilać się herbatką, potrzebowała rozluźnienia, bo wbrew słowom Evandry oraz rozkosznej aurze popołudnia spędzonego wśrod muzyki, ptactwa i zbawiennego ciepła, wcale nie czuła się zrelaksowana. Alkohol mógł pomóc. - Już zdążyłam zapomnieć, jak zimno jest na zewnątrz. Magia to wspaniała rzecz - dorzuciła jeszcze gwoli odpowiedzi, nie potrzebowała rozgrzania, sam widok lady doyenne w domowym wydaniu zalał ją gorącem, nie wspominając już o szalonej temperaturze szklarni. - Nikt nie będzie nam tutaj przeszkadzał, prawda? - dodała jeszcze pozornie obojętnym tonem, gestem zatrzymując Evandrę wpół ewentualnego zawołania służby lub samodzielnego podejścia do widocznego z boku szezlongu barku, zastawionego butelkami, dzbankami oraz talerzykami. - Zajmę się tym - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu, podchodząc do finezyjnie wykutego z żelaza mebla, od razu przystępując do wybierania butelki. Czuła się lepiej działając, przejmowała stery nad rozmową i całą sytuacją, nie dając zepchnąć się do goszczonej defensywy; instynktownie szukała ratunku w dominacji. Tak robiła to w La Fantasmagorii, występując w roli gospodyni, tak też postępowała w Zielonej Wróżce, podkreślając wprawę stałej bywalczyni - nawet tutaj, w Kent, wśród róż, próbowała rozpaczliwie pochwycić wodze, choćby w kwestii rządzenia w aspekcie sommelierskim. - To wydaje się odpowiednie. Cenisz te same alkohole, co Tristan? - kontynuowała swobodnie rozmowę, decydując się na najdrożej wyglądające wino. Pomimo częstego zaglądania do piwniczki sir Corenitna w Białej Willi nie znała się na trunkach, lecz ich etykiety i roczniki co nieco zaczynały już jej przekazywać. Sama wolała kiedyś magiczne laudanum, ale ziołowy alkohol należał już do zamkniętej przeszłości. Za bardzo kojarzył się z samotnością, zagubieniem i próbą utopienia beznadziei w pozornie leczniczym napoju. Teraz czuła się lepiej, miała inne rozrywki, nie tylko spacerowanie po jaskini lwa, czyli ptaszarni półwili - a choćby wspomniane przez damę jeździectwo.
- Czy to pytanie miało mnie sprowokować? - spytała od razu, dość ostro, zerkając przez ramię na Evandrę, czujnie, badawczo, marszcząc brwi. Naprawdę postanowiła zapytać ją o umiejętność ujeżdżania? Próbowała odczytać z jej pogodnej twarzy intencję stojącą za poruszeniem tematyki jeździectwa, lecz nie potrafiła wyczuć, czy była to kpiąca manipulacja, mająca wytrącić Deirdre z równowagi, czy kierowana niewinnością próba nawiązania rozmowy i poprowadzenia jej na neutralnym gruncie. - Nie nazwałabym się mistrzynią jeździectwa, ale sporo trenuję, kiedy tylko mam taką okazję- odpowiedziała w końcu, nadając swojemu głosu tego samego dwuznacznego brzmienia, znów odwracając sie w stronę stolika, by kontynuować nalewanie wina do kieliszków. Robiła to z zaskakującą wprawą, nikt nigdy jej w tym nie wyręczał, a przez długie miesiące - lata? - własnoręcznie zajmowała się pojeniem klientów Wenus. Na przeróżne sposoby. Tristan lubił bawić się tą konwencją dalej, upokarzać ją, przy prawie każdej okazji oczekując usłużenia - to wspomnienie ją ukłuło i zastanowiło. Czy teraz intuicyjnie podążała tą samą ścieżką, wpadając w toksyczną spiralę nawyków? Może wcale nie chciała okazać władczości, może jedynie udawała ją przed samą sobą, tak naprawdę grzecznie wykonując oczekiwane przez arystokratkę obowiązki służki? Odstawiła butelkę z winem na stolik głośniej niż zamierzała, zaciskając na moment usta. Nie chciała czuć się gorsza, a ta emocja wypełniała ją coraz częściej, razem z niezrozumiałą i wybuchową mieszanką irytacji i podniecenia. Brak całkowitej kontroli popychał ją więc w stronę skrajności, także werbalnych. - Tristan pomógł mi pojąć podstawy jeździectwa. To doskonały nauczyciel. Szybko pojęłam najważniejsze elementy - powiedział, że mam wrodzony talent do dosiadania wierzchowca i że dobrze przyjmuję pozycję w siodle - kontynuowała swobodnie, nieco naginając prawdę, przesuwając metaforycznie opuszką palca po ostrzu noża. Odwzajemniała - nieświadomą? - prowokację, popychała granicę dalej. Tym razem śmiało spoglądając Evandrze w twarz, bo zdążyła ująć w dłonie dwa kielichy (niezgodnie z zasadami savoir vivru napełnione zdecydowanie zbyt wysoko) i ruszyła ku jasnowłosej, podając szlachciance jedno z naczyń. Zastanawiając się, czy czerwona ciecz zaraz nie znajdzie się na jej własnej sukni lub twarzy: tak w ramach komentarza dotyczącego umiejętności jeździeckich.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ptaszarnia [odnośnik]08.02.22 11:54
Powiodła spojrzeniem w kierunku kolorowego ptaka. Choć przywykła do ich urody, tak wciąż nie potrafiła wyjść z podziwu jak zjawiskowymi były stworzeniami. - Potrafię docenić piękno, zarówno klasyczne, jak i egzotyczne - odparła lekkim tonem, nie czując jeszcze żadnych podtekstów, którymi madame Mericourt miała zamiar wyprowadzić ją dziś z równowagi. Ton głosu Deirdre niejako szedł w parze z jej słowami. To nie sympatia przez nią przemawiała, ale też nie czysta złośliwość. Poszukiwanie granicy, na ile może sobie pozwolić, wytoczenie ataku, jeszcze nim zdołała zdradzić prawdziwy cel wystosowanego do madame Mericourt zaproszenia. Evandra przechyliła lekko głowę, z fascynacją słuchając tej słabo maskowanej niepewności. Skąd w niej tyle jadu i dlaczego akurat teraz? Doyenne nie chciała myśleć, że się pomyliła w ocenie, w Deirdre musiało kryć się coś więcej, niż tylko zazdrosne kocię. Miała ją za kobietę, która nie potrzebuje podkreślać swojej wartości byle bzdurnymi komentarzami, jakimi teraz ją raczyła. A może to tylko część pewnej gry, których zasad jeszcze nie do końca znała? Wyszła z przekonania, iż z nią może być szczera - ostrożna, ale nadal szczera. Tymczasem zaserwowane jej podejrzenia nie umniejszały wielkości Evandry, a jednocześnie podsuwały wątpliwości związane z kompleksami Deirdre.
Nie odpowiedziała od razu, obserwując jak ta pozbywa się płaszcza, którego zdjęcie odkrywa kolejne zaskoczenie. Ciasno opinająca ciało suknia, mocno zabudowana w każdym calu, jakże różna była od kreacji, w jakich zwykle widywała orientalną piękność. Prezentowany strój w żadnym wypadku nie odbierał jej urody, podkreślał jednak dystans, jaki nagle narastał między dwiema czarownicami, ledwie przeciskając się między cząstkami panującego w ptaszarni dusznego ciepła. Skinęła wyłącznie niemo głową, pozwalając sobie oglądać wystawiany na wyłączność spektakl. Założyła nawet jedną nogę na drugą, a z różanych warg nie schodził uśmiech.
- Ta zasada dotyczy gentlemanów, nie dam. - Niepisany regulamin został stworzony, by utrzymać mężczyzn w ryzach. Znani byli oni ze swych skłonności do przesady, za to panie, jako słabsza i niewinna płeć, nie były posądzane o hulaszczy tryb życia. Tłumaczyć się można było gorszym samopoczuciem, melancholią czy histerią, a tym argumentom nikt się nie przeciwstawiał. Odprawiona służba dostała już polecenie, by im nie przeszkadzać. Był to jeden z niewątpliwych plusów młodego nestorstwa, którzy nie wymagali ciągłej asysty podczas wszystkich spotkań i dawał pracownikom pałacu odrobinę oddechu. Na oszczędny ruch dłonią przyprowadzający gościa służący skłonił się nisko i opuścił ptaszarnię. - Zdecydowanie nie. Preferuję słodkie, acz świeże smaki, szampany i lekkie wino. - Pominęła już fakt, że starała się stronić od wszelkiego rodzaju alkoholu, którego moc zwykle prędko zaczynała krążyć w jej organizmie, skutkując delikatnym szumem w głowie i skłonnością do kokieterii. Także i Evandrze magiczne laudanum nie było obce, przyjmowała je z rzadka, lecz bez wyrzutów sumienia. Zszargane nerwy domagały się ukojenia, a niewiele było w świecie sposobów, które przyniosłyby oczekiwany skutek.
Nagły ostry ton ją zaskoczył, jasne brwi natychmiast poszybowały ku górze i tylko na moment uśmiech na jej twarzy pobladł nieznacznie. W głowie doyenne już pojawiły się liczne domysły oraz przypuszczenia względem powodów nieprzysiadywalnego nastroju madame Mericourt. Sądziła jednak, że czarownica potrafi trzymać swe nerwy na wodzy, wylewanie ich na gospodynię było zwyczajnym nietaktem, ale najwidoczniej Deirdre zdecydowała się porzucić wszelkie maniery wraz z przekroczeniem progu ptaszarni.
- To miłe, że Tristan znalazł dla ciebie czas, mnie nie zaszczycił taką przyjemnością. Gratuluję talentu - wyznała niezrażona, ponownie nie sięgając do dwuznaczności, choć jej rozmówczyni mogła odebrać to dwojako. - Lekcji udzieliła mi przyjaciółka, lady Primrose Burke. Pisała mi, że rozmawiałyście. Kwestie wernisażu i spotkania poetyckiego? - Podnosiła ten temat z neutralnością, lecz przecież sama namawiała szlachciankę do poznania Deirdre, by i ona miała szansę wyrobić sobie zdanie. W swoim ostatnim liście panna Burke wychwalała czarownicę, z wolna pozbywając się doń uprzedzeń. Wysunęła nawet śmiały wniosek, jakoby Evandra mogła z nią dojść nie tylko do porozumienia, lecz jeśli będzie trzeba wykorzystać do tego wszelkie pokłady cierpliwości, raczej z tego nie skorzysta.
- To dość zuchwałe zakładać, że będę cię zabawiać grą na harfie, kiedy widzę, że jawnym celem twojej wizyty jest ubliżanie mi - stwierdziła, na powrót wprowadzając na twarz nikły, rozbawiony uśmiech. Przyjęła kielich, niemal od razu upijając zeń łyk, jakby w obawie, że przy odrobinie nieuwagi jego zawartość rzeczywiście znajdzie się poza naczyniem. Nie wskazała czarownicy miejsca obok, wszak już teraz czuła się jak u siebie. - Zastanawiam się tylko po co w ogóle się fatygowałaś. Proszę, weź butelkę i wyjdź, we własnym towarzystwie będzie ci lepiej smakować. Chyba że po drodze wolisz wstąpić do komnaty Tristana, z pewnością ucieszy się z odwiedzin. - Suchość tonu wzbogacona o uniesione brwi i wyczekujące spojrzenie wbite w zaczerwienioną od gorąca - a może złości? - twarz. Na podobne sprzeczki była przygotowana dwa miesiące wcześniej, dziś wcale nie uważała Deirdre za rywalkę, nie sposób im było się ze sobą mierzyć, a jeśli chciała teatrzyku, to pomyliła towarzystwa. - Poprzednio mówiłaś, że nie chcesz mieć we mnie wroga. Sama przysiadłaś się do mnie w lokalu w Londynie, sądziłam, że i ty chcesz mnie poznać, tymczasem… - Zacmokała rozczarowana, kręcąc głową z udawaną dezaprobatą. - Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Czyżbyś nie przywykła do sympatii? - zapytała żywo ciekawa odpowiedzi. Błękitne tęczówki wodziły za sylwetką czarownicy w poszukiwaniu gestów zdradzających prawdziwe intencje. Jak bardzo się dziś pilnowała i jaki plan zamierzała zrealizować?



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Ptaszarnia [odnośnik]08.02.22 15:17
Niemalże dosłownie czula drżenie powietrza wypełniającego szklaną kopułę, napięcie rosnące z każdą sekundą, tak jakby jej każdy kolejny wydech napełniał sowicie czarę goryczy, grożąc przelaniem. Krople jadu właściwie już i tak skapywały po metaforycznych brzegach, sączyły się na postument, parowały razem z nerwowością i mocnym zapachem opium, otaczającym Deirdre niemalże burzową chmurą. Wiedziała, że wprawne oko jest w stanie wyczuć emocjonalne rozedrganie, bo choć pozostawała wyprostowana, dumna i władcza, to ton głosu oraz poruszana niefrasobliwie tematyka sugerowały dość jasno jeśli nie niepewność, to inne uczucia. Nienawiść? Nie, były na to za płytkie, raczej żenującą zazdrość, poczucie zagrożenia, braku stabilności, goryczy; cały ten prymitywny chaos, który chciała stłamsić pod obcasem wysokiego buta. Bez powodzenia, łagodny komentarz Evandry, nawet ten dotyczący uwielbienia dla egzotycznego piękna, wywoływał w niej podejrzliwość; zerknęła na nią z ukosa, ponad ściąganym płaszczem, nie komentując tej wypowiedzi - dla ich wspólnego bezpieczeństwa.
Znajdowały się tutaj same, bez przyzwoitek, opiekunek, ciotek, matek i kuzynek. Czy lady Rosier wiedziała, z kim miała do czynienia? Widziała przecież Mroczny Znak na jej przedramieniu, mogła połączyć fakty, nie była - niestety - tak głupia, za jaką miała ją dawniej Deirdre, a mimo to zdecydowała się na spotkanie tylko we dwie, kameralne, niemal intymne, w dusznych objęciach dalekiej egzotyki, stworzonej tutaj dla szlacheckiego kaprysu. Mericourt nie uznała jednak tego za lekkomyślne, widziała już, na co było stać półwilę i co tak naprawdę stanowiło o sile tej tajemniczej magii, płynącej w jej żyłach; pamiętała zapach palonej skóry, zniszczoną suknię wyrzucaną do kosza i wściekłość jątrzącą się w błękitnych oczach arystokratki. Dziś nie widziała w nich podobnie złowrogiego blasku, przynajmniej na razie. Znów w milczeniu przyjęła odpowiedź dotyczącą wina, wybierając przekornie to, które smakowałoby im - wytrawne, ciężkie w swej wykwintności i splendorze.
- Nie poświęca mi wiele czasu - odparła od razu, wchodząc Evandrze w słowo, prawie niegrzecznie, a w jej tonie można było wyczuć irytację pomieszaną z żalem. Zagryzła wargi; nie, nie zamierzała skarżyć się żonie swego kochanka na to, że ten nie spędza z nią wystarczająco wielu nocy. Dłoń nalewająca wino nieco zadrżała, ale opanowała ją, z powodzeniem kończąc misję służki polewającej trunku lady doyenne. Powstrzymała się od wypiciem własnego kielicha jednym haustem, zacisnęła tylko palce na nóżkach naczyń, niosąc je ku jasnowłosej damie. Pełna klasy w każdym calu, spokojna, zdziwiona i...rozbawiona? Mericourt nie pojmowała, jakim cudem półwila jest w stanie się opanować, z godnością zbywać milczeniem jej dwuznaczne pytania, będące tylko poddenerwowaną odpowiedzią na zakamuflowany atak. Dei na sekundę zmrużyła oczy, z góry patrząc na zrelaksowaną czarownicę, czujnie, drapieżnie, sceptycznie - czyżby naprawdę pytała o jeździectwo bez złych intencji? Nieistotne, chwilowo zmieniła temat na łagodniejszy, pozwalając nieco uspokoić szybko bijące serce ciemnowłosej kobiety. - Tak. To wspaniała czarownica, niezwykle utalentowana, z politycznym zacięciem, świadoma swojej pozycji i siły, ale szanująca szlacheckie możliwości damy. Cieszę się, że będę mogła z nią współpracować i jestem pewna, że jej nadzieje pokładane w La Fantasmagorii zostaną spełnione - odpowiedziała w końcu prawie tak, jak wcześniej, profesjonalnie, ze spokojem; widać było, że w kwestiach pracy czuje się pewnie i stabilnie: i że komplementowanie innej czarownicy przynosi jej zadowolenie, nie będąc przyczyną zazdrości. - Przyjaźnicie się. Jak blisko? - zapytała prawie na tym samym wydechu, szczerze zaciekawiona, co łączyło różne, na pierwszy rzut oka, damy. Burke'owie wydawali się cisi, wycofani, dalecy od wystawnego brylowania na salonach, co innego charakteryzowało Rosierów i Lestrange'ów. Najważniejszą kwestią wydawało się jednak to, ile Primrose wie. Zapewne nic, zdradzenie informacji o niewiernym mężu może nie było czymś rzadkim, większość szlachciców posiadała kochanki, lecz damy rzadko o tym informowały. Evandra była jednak inna, nie tylko ze względu na swoją niesamowitą urodę. Roztaczała wokół siebie pełen spokoju majestat, spoglądała na nią wyniośle nawet z pozycji niższej, siedzącej, a lekki, tajemniczy uśmiech rozjaśniał jej niedorzecznie piękną twarz. Kontrastując z celnymi uwagami; z obnażeniem Deirdre z masek i dwuznaczności, z postawieniem jej przed lustrem niezbyt wygodnej, brzydkiej wręcz prawdy: przeżerała ją zazdrość i lęk, a lady Rosier zdołała je dostrzec, wydobyć na powierzchnię, postawić w świetle reflektorów, wzmagając tylko uczucie dyskomfortu.
Deirdre zacisnęła dłoń na swoim kieliszku, bez mrugnięcia okiem przypatrując się wypijającej łyk alkoholu kobiecie. Czy ją nienawidziła? Nie, tak byłoby łatwiej, przekląć ją na wieki, pozbawić człowieczeństwa, uznać za wroga; niestety uczucia, które w niej budziła nie były tak jednoznaczne. - Czym ci ubliżyłam? - zapytała więc wprost, niezadowolona z takiego obrotu rozmowy, czując się jak przyłapana na gorącym uczynku złodziejka, jak uczennica wyciągnięta przed ławkę po tym, jak przyłapano ją na ściąganiu. Nigdy tego nie robiła, zawsze przestrzegała zasad - i zapewne dlatego nie potrafiła odpowiednio zareagować, stojąc naprzeciwko zdradzanej żony. To nie ją winiła za tą całą sytuację - i to nie jej się obawiała.
- Jest tutaj? - spytała szybko, nieprzemyślawszy wypowiedzianych słów, a w jej głosie zadrżał prawdziwy lęk, gdy dotarło do niej, że Rosier może znajdować się kilka jardów od nich, spoglądać na nie z gabinetu, lub przypadkiem wyłonić się zza gęstych liści. Nerwowo zerknęła przez ramię, nie mogła się powstrzymać; spotkania z Evandrą były jedynym sekretem, który ciągle przed nim utrzymywała, samej nie znając powodu, dla którego traktuje relację z półwilą jako coś wyjątkowego, tajemniczego, należącego tylko do nich dwóch. Zagryzła wargę, prawie do krwi, po czym przycisnęła usta do kielicha, wypijając nieprzepisowo duży haust alkoholu. Pozwalajacego zrzucić z siebie woalkę dwuznaczności.
- Przestań być taka wspaniałomyślna. Przede mną nie musisz udawać - powiedziała w końcu szczerze, czując, że powoli pękają ostatnie tamy, puszczają napięte postronki, utrzymujące jej zachowanie w względnych ryzach. - Ja tego nie robię - dorzuciła, zajmując miejsce obok niej, blisko, nie korzystając z całej dostępnej powierzchni ławki. - Zaprosiłaś mnie tu po to, żeby upokorzyć. Pokazać, jak wiele posiadasz. Jak bardzo on należy do ciebie. Jak władasz tym całym hrabstwem i nosisz to, co dla niego najcenniejsze - wyrzuciła z siebie, nie patrząc jednak na Evandrę. Wzrok utkwiła w bajecznie barwnym ptaku wiszącym na gałęzi naprzeciwko; jego długi czerwony ogon przypominał strugę krwi, jasną i brutalną na zielonym tle. Przymknęła oczy, czując ciepło bijące od ciała półwili, siedzącej tuż obok; ich uda się stykały, ramiona także; czerń i biel zderzająca się w paroksyzmach szczerości. - Powinnaś mnie stąd wyrzucić. Postawić mu ultimatum. Zrobić wszystko, by mnie upokorzyć. Wyrzucić z Fantasmagorii. Zniszczyć mi życie. Nie robisz tego. Dlaczego? - zawiesiła głos, odwracając głowę nagle w jej stronę, tak blisko, że czuła ciepły oddech czarownicy na swoich ustach. Oddech słodki i spokojny, odurzający, kuszący; na moment zakręciło się jej w głowie, a błękitne oczy wydawały się hipnotyzować, przyciągać, kusić swym morskim blaskiem. Musiała się otrząsnąć z tego czaru - i odsunąć, nie wiedziała, kiedy wolną dłoń zacisnęła mocno na nadgarstku Evy, jakby zamierzała siłą wymusić wypowiedzenie prawdy i intencji. Gdy to spostrzegła, puściła ją jak oparzona, wstając z ławki. - Nalałam ci złego wina - rzuciła na powrót beznamiętnie, odbierając niemalże siłą kielich półwili, z trudem powstrzymując drżenie, gdy opuszki ich palców się spotkały. Znów podeszła do baru, tym razem sięgając po wino słodkie, musujące, takie, które zaspokoiłoby pragnienie arystokratki. Dotychczasową zawartość naczynia wylała niekulturalnie do pozłacanego pojemnika na lód, po czym napełniła kielich Evy do pełna, robiąc to nieznośnie powoli. Potrzebowała dystansu, czuła, że cała płonie: z irytacji, zazdrości i z lęku - o to, czym tak naprawdę są te wszystkie uczucia, jaką podstawową emocję przykrywają i co może się z nią wiązać.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ptaszarnia [odnośnik]08.02.22 21:45
Mimo kilku prób poznania Deirdre wciąż nie wiedziała kogo ma przed sobą. Wcześniej jawiła się jako dostojna, oddana sztuce czarownica, nieczęsto wzbudzała wątpliwości Evandry. Półwila czasem zastanawiała się, czy to z powodu braku własnej uważności czy też madame Mericourt odznaczała się tak wysokimi umiejętnościami aktorskimi, by nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. Tajemnica ta miała kiedyś doczekać się odkrycia, lecz lady Rosier, mimo rzadkiego odznaczania się cierpliwością i mocnej predyspozycji do popadania w skrajności, lubiła dawkować sobie przyjemność, czerpiąc ją z przysłowiowej drogi. Czy dziś mogła jednoznacznie stwierdzić, iż niechęć, jaka targała nią podczas tamtego spotkania w gabinecie w La Fantasmagorii było prawdziwą nienawiścią? Z tej perspektywy wysuwała wyłącznie jeden wniosek, zaintrygowanie postacią Deirdre Mericourt wcale nie gasło. Widziała tkwiący na jej ręce Mroczny Znak, nie otrzymywało się go dla ozdoby. W odczuciu Evandry może i budził on pewien niepokój, ale zdecydowanie nie wiązał się on ze strachem, a ekscytacją. Kameralne spotkanie tylko podkreślało wyjątkowość chwili, intymność, do jakiej dążyła, by móc na powrót poczuć to, co czarownica w niej wzbudzała samą swoją obecnością.
Łatwość w zachowaniu równowagi wynikała z kilku powodów i jednym z nich było z pewnością przyzwyczajenie. Lubiła przebywać w męskim towarzystwie, obserwować ich rytuał stroszenia piór, podkreślania własnej wartości celem zdominowania rozmówców. W wykonaniu każdej osoby wyglądał on nieco inaczej, lecz wciąż zgoła podobnie. Deirdre wydawała się inna. Bezpośrednia, bardziej drapieżna, nieprzewidywalna. Jej taniec obserwowało się z czystą przyjemnością i kusiło, by podpuścić ją nieco bardziej, by zobaczyć na co ją stać, tyle że Evandra miała na nią inny plan.
- Blisko. Znamy się od czasów Hogwartu - przyznała szczerze beztroskim tonem, bo choć nie zamierzała zdradzać, że to Primrose wyznała jej tajemnicę romansu, to nie było potrzeby ją okłamywać. Nie w tej kwestii. - Zaangażowanie i umiejętności lady Burke są godne pochwały. Cieszę się, że znalazłyście porozumienie, także i ona wypowiadała się o tobie bardzo pochlebnie. - Pominęła fakt, że sama poleciła Primrose spotkanie z Deirdre, bardziej w obawie, że ta znów opacznie zrozumie jej słowa i uzna, jakoby Evandra chciała tym ugrać lepsze traktowanie dla przyjaciółki.
- Może, czy to istotne? - zapytała, lekko ściągając jasne brwi, odruchowo wiodąc też spojrzeniem w kierunku przejścia. Tristan przyzwyczaił ją do szczątkowych informacji na temat swego aktualnego pobytu. Równie dobrze mógł palić cygaro z innymi nestorami, snując wojenne plany, mógł być w rezerwacie i ciężko pracować przy smokach, albo i przyszpilać do ściany uroczą, jasnowłosą czarownicę, zbyt onieśmieloną jego zainteresowaniem, by być w stanie mu odmówić. Bywały dni, gdy tęskniła za jego obecnością, tkwiąc samotnie we własnym łożu, obawiając się uchylić drzwi do jego komnat, gdyby okazało się, że wcale go tam nie ma. Czy nie taki był już los nestorskiego małżeństwa? Państwo Rosier kroczyło przez życie razem, lecz nie przeszkadzało im to korzystać z niego także i osobno.
”Przede mną nie musisz udawać”, znów się zdziwiła, gubiąc spojrzenie Deirdre, które pognało w innym kierunku. Evandra westchnęła ledwie zauważalnie, nie wiedząc już w jaki sposób z nią rozmawiać, kiedy szczerość bierze za kłamstwo. Zastanowienie prędko odeszło w niepamięć; gwałtownie zmniejszony dystans zmusił ją do wstrzymania oddechu, lecz było już za późno. Ciężar zapachu opium wdarł się do płuc, wywołując nagły zawrót głowy. Wyłapywała co drugie słowo z litanii o oskarżycielskim tonie, z trudem łapiąc rezon i przywołując oddech do porządku. Nie broniła się przed niespodziewanym dotykiem i zaciskającą na nadgarstku dłonią. Trwało to ledwie kilka uderzeń serca, ale przy odrobinie skupienia Deirdre mogła wyczuć jego przyspieszone bicie.
- A czy tego właśnie chcesz? Bym cię upokorzyła, wyrzuciła z baletu, zniszczyła życie? - zapytała, odnajdując głos w gardle, kiedy czarownica uwolniła je z dusznego zawieszenia, odbierając kielich. Wytrawny smak wina wyjątkowo jej dziś nie przeszkadzał, lecz nie chodziło wyłącznie o alkohol. Podniosła się z miejsca, biorąc głębszy oddech i zadzierając lekko brodę, choć stojąca doń plecami czarownica nie mogła jej dostrzec, zbyt uporczywie wpatrzona w butelki z winem. - Przecież dokładnie tego się spodziewasz. Gdzie w tym zabawa, efekt zaskoczenia, pogoń za nieznanym? - Chciała szczerości oraz prawdy, musiała się więc pogodzić z tym, że nie pasuje ona do płonnych wyobrażeń. Kilka kroków, jakie dzieliło ją od Deirdre, przestąpiła niemal bezszelestnie, zatrzymując się tuż obok, by móc spojrzeć na zaczerwienione lico. - Nie bywam zazdrosna, nie o mężczyznę, którego nigdy nie będę mieć na własność. - Ton półwili zmienił się, pozbywając dotychczas błąkającego weń rozbawienia; poważny głos nie był jednak ostry. - Skazałabym się tym na porażkę. Tak jak i on skazuje siebie, zakładając, że moje myśli krążą wyłącznie wokół niego. - Po jaką bezpośredniość miała sięgnąć, by stojąca obok czarownica zrozumiała jej intencje? - Złościsz się, bo sądzisz, że mam nad tobą przewagę. Chcesz, bym się otworzyła i bez udawania mówiła, czego pragnę? - Kotłujące się w piersi serce nie zwalniało tempa i nic nie wskazywało, że się to zmieni. Schyliła się i sięgnęła po swój nieprzyzwoicie przelany kielich. - Chcę ciebie. - Proste wyznanie przesycone nienazwanymi emocjami mogło skrywać w sobie wszystko - i takim też było. Wciąż nie znała Deirdre, co świadczyło wyłącznie o tym, że spodziewać się może po niej wszystkiego. To elektryzująca niepewność popychała w jej stronę, związując w dole brzucha supeł. Narażała się na śmieszność oraz złość, a mimo to głos Evandry pozbawiony był drżenia. Bez odrywania wzroku od hipnotycznie czarnych oczu, upiła niewielki łyk. Różane usta wygięły się w delikatny łuk, kiedy słodycz przyjemnie rozlała się po przełyku.
[bylobrzydkobedzieladnie]



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed


Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 10.02.22 20:25, w całości zmieniany 1 raz
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Ptaszarnia [odnośnik]10.02.22 20:07
- Przywykłam do komlementów, ale dobrze wiedzieć, że moja sympatia została odwzajemniona. Lady Burke wygląda na wiedźmę, która nie obdarza swą sympatią byle kogo - skwitowała krótko, w zdawkości wypowiedzi chcąc ukryć zadowolenie, pierwszą pozytywną, pełną satysfakcjonującego spokoju emocję, która wypełniła ją odkąd przekroczyła próg ptaszarni. Chciałaby się na tym skupić, poprowadzić rozmowę gładko, delikatnie, bez wysiłku przytrzymując przy twarzy maskę absolutnego opanowania, ale nie potrafiła tego zrobić. Nie tutaj, na obcym, wrogim gruncie. Nie w przytłaczającej bogactwem namiastce egzotyki. Nie w domu Tristana. I na pewno nie przy Evandrze, swobodnej, pozbawionej sztywnego gorsetu - czy dosłownie także? - oczekiwań osób postronnych, zerkających na nią w magicznym balecie czy Zielonej Wróżce. Kontekst gry aktorskiej Deirdre rozmył się, została wepchnięta pod wodospad prawdy i zachowywała się jak otrząsające się z lodowatej wody kocię, zdezorientowane, szukające winnego, drapiące nieudolnie na oślep. Ledwie pochwyciła się obiektywnie uprzejmego tematu, a znów zsuwała się w emocjonalne bagno, żałując, że zapytała o obecność lorda nestora.
- Nie mam przed nim żadnych sekretów - odparła pozornie bez związku z pytaniem, z wzrokiem dalej utkwionym gdzieś poza główną atrakcją, jaką bez wątpienia stanowiła jasna sylwetka półwili. Mówiła szczerze, Tristan wydarł z niej każdą tajemnicę, obnażył najwstydliwsze wspomnienia, dokonał wiwisekcji uczuć, a spotkania z Evandrą były jedynym, co zachowała tylko dla siebie. Dla nich. Czy postępowała słusznie? Czas na te rozważania minął, straciła szansę przybiegnięcia do niego z informacją, że ukochana małżonka wie; nie chciała tego robić, ani wtedy, ani teraz. I obawiała się jego reakcji, choć podskórnie przewidywała, że nie uznałby tego za ważną wieść, zbyt arogancki i pewny siebie, by rozpatrywać konfrontację kochanki i żony w kategorii zagrożenia. Nie dla niego samego; prychnęła cicho, zarówno do swych myśli, jak i do wypowiedzi półwili. Melodyjny głos docierał zza jej pleców, mamił, prowokował, drażnił, nie odwróciła się jednak, prawie do bólu zaciskając dłoń na słodkim winie.
- A ty tego nie chcesz? - odbiła piłeczkę krótkim warknięciem, przypominającym ostrzegawczy pomruk wielkiego kota, który zaczyna prawdziwe polowanie, porzucając łagodną zabawę ze schowanymi pazurami na rzecz krwawego rozprawienia się z tym, kto go rozdrażnił. - Więc się mną bawisz, tak? Okazujesz łaskę i sympatię, by potem mi to wszystko odebrać? Jaki masz w tym cel? W zaproszeniu mnie - tutaj? - wyartykułowała serię pytań tonem drżącym na krawędzi złośliwości i desperacji; zniesmaczyło ją brzmienie tej drugiej, lekko wykrzywiła zabarwione karmazynem wargi. Nikomu innemu nie udawało się wytrącić Deirdre z równowagi tak skutecznie - nikomu innemu oprócz Tristana; widocznie małżonków łączyło znacznie więcej niż sądziła. Dzieliło: podejście do siebie nawzajem, mijali się, Rosier śmiało stawiał żonę na piedestale, wielbił ją, wracał do niej, tylko do niej, zawsze - a ona  wto wątpiła. Mericourt znów uśmiechnęła się, lekko, krzywo, na wpół smutno. - Masz go na własność. Zawsze będziesz miała. Zawsze będziesz pierwszą i jedyną - powtórzyła nieustępliwie, z czymś w rodzaju powoli kiełkującej odrazy. Nie do niej, a do samej siebie; przecież o tym wiedziała, od zawsze, a mimo to pozwoliła sobie uwierzyć w głupie bajki, w dyktowane pożądaniem obietnice, w niewypowiedziane plany. - Złoszczę się? Nie widziałaś mnie wściekłej i obyś nigdy nie zobaczyła - prawie odwarknęła niskim, wibrującym tonem, chcąc porzucić ten drażliwy temat, uciec od prawdy, którą Evandra wypowiadała z taką łatwością. Miała rację, lecz tego nigdy by jej nie przyznała. Gorycz znów ścisnęła serce, zalała ciało gorącem, dłonie zacisnęły się w pięści, lecz nie znalazły różdżki, a szyjkę butelki z drogim winem. Zapewne trzasnęłaby nim o podłogę w żałosnym akcie złości zazdrosnego dziecka, ale kolejne słowa Evandry zadziałały na nią otrzeźwiająco. Odwróciła się przez ramię, zdziwiona, nie tylko tym, co właśnie jej przekazała, ale również tym, jak blisko się znalazła, bezszelestnie niwecząc narzucony rozsądkiem dystans. - Zdradzasz go? - spytała z niedowierzaniem, nagle zupełnie pozbawiona złości, raczej zszokowana i wystraszona. To było niewyobrażalne, głupsze nawet od jej osobistych porywów serca; miała szlachciankę za mądrzejszą, za świadomą tego, z kim związała swe całe życie. To, o czym mówiła zakrawało na szaleństwo. Odziedziczyła je w genach po przodkach, tak, to było wyjaśnieniem, ale nie niwelowało zdumienia i cienia zgrozy wypisanego w ciemnych oczach Dei. Wpatrywała się w półwilę z bliska, mrugając powoli, próbując przetrawić dwuznaczną informację, lecz zanim zdołała zareagować w konkretny sposób, słowa wypowiedziane przez szlachciankę wykrzywiły obraz rzeczywistości jeszcze bardziej, wypaczyły go, przekręciły w kierunku, którego spodziewała się nawet mniej niż wyznania zadurzenia w kimś innym niż Tristan. Chcę ciebie.
Zaśmiała się, głucho, cicho, odsłaniając w uśmiechu nieco zbyt ostre kły, a jej orientalne rysy tylko się wyostrzyły. Czy się przesłyszała? Zastukała paznokciami o butelkę, którą jednak odłożyła, śledząc naczynie Evandry wędrujące do jej ust, przed momentem skalanych wyznaniem z kategorii tych skrajnie niedorzecznych. I niemożliwych w pierwszej, odruchowej interpretacji, jaka przyszła do zdemoralizowanego umysłu byłej kurtyzany. Perlisty chichot zakończył się szybko, gwałtownie, gdy robiła krok w stronę szlachcianki. - Mnie. Chcesz mnie - upokorzyć? - powtórzyła z kpiącym uśmiechem, skośne oczy pozostały chłodne, prowokujące, a spojrzenie błyszczało sprzecznymi intencjami. Bała się tego, że takie było prawdziwe pragnienie Evandry, czy wręcz przeciwnie, chciałaby rozpocząć z nią walkę, bo tylko w agresji, fizycznej czy też nie, mogła odnaleźć jakąkolwiek przewagę? - A może - urwała, w teatralnym olśnieniu, jakby właśnie znalazła odpowiedź na najbardziej nurtujące ją pytanie - może chcesz mnie naśladować? Skopiować to, kim jestem? Sprawdzić, co mu się we mnie podoba? - ciągnęła ciszej, tonem na powrót zmysłowym, zbliżającym się do szeptu, drżącego między ich twarzami, gdy pochylała się ku niej, nie chcąc, by ich rozmowa dotarła do kogokolwiek innego. Złapała ją za rękę, ponownie, nie dając po sobie poznać rozkojarzenia jej gładkością  ciepłem, przyciągnęła ją ku sobie, a potem, zaciskając z całych sił palce na jej drobnym nadgarstku, przesunęła delikatną dłonią Evandry - tą obdarowaną obrączką, wyjątkowym darem, budzącym w nej tak potworną zazdrość - po swoim policzku, szyi, dekolcie przesłoniętym materiałem, wyraźnej krągłości piersi przechodzącej w wąską talię, tak, jakby chciała spełnić jej pragnienie. Czuła pod cienką skórą przyśpieszony puls kobiety, kruche kostki, gorąc skóry, przenikający przez gruby materiał sukni - i czuła żar, bijący od niej, od obrączki z zaklętą duszą Tristana, od półwilej aury, od zakazanego, nienawidzonego owocu. Zatrzymała jej dłoń na swoim biodrze, przesunęła ją na podbrzusze, a w kocich oczach zalśniło coś po raz pierwszy mogącego wzbudzić w Evandrze prawdziwy lęk. Zazdrość, zdenerwowanie i zagubienie zostały zastąpione iskrzącą satysfakcją, złowróżebną i w pewien sposób sadystyczną, straceńczą, szaleńczą. Zacisnęła palce jeszcze mocniej, zapewne aż do bólu, przyciskając je do własnego ciała, pochylając się ku półwili tak blisko, że mogła dostrzec z osobna każdą długą, złotą rzęsę skrywającą błękitne oczy.
- Tego chcesz? - spytała cicho, gardłowo, ostatni raz mierząc ją ostrym spojrzeniem z bolesnego bliska, z odległości kilku cali, ciągle przytrzymująć jej dłoń przy sobie. Już nie drżała, umknął stres; przekroczyła ostatnią granicę, nie istniała droga powrotu, czego więc mogła się obawiać? Wezwania straży, przywołania Tristana, postawienia przed sądem za niemoralne prowadzenie się i przemoc wobec lady doyenne? Jeśli tak, finalne chwile spędzi przynajmniej usatysfakcjonowana odzyskaną kontrolą. To ją kochała przecież najbardziej.

| zapomniane locus


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins


Ostatnio zmieniony przez Deirdre Mericourt dnia 10.02.22 20:29, w całości zmieniany 1 raz
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Ptaszarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach