Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Norfolk
Pub "Pod Czarnym Kocurem", Cromer
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pub "Pod Czarnym Kocurem"
Jedna z tawern znajdujących się na terenie portu. To tutaj spędzają czas marynarze ze stacjonujących w porcie statków, oczekując na dalszą podróż. Pub jest przestronny, panuje w nim przyjemny półmrok rozpraszany ciepłym blaskiem świec. Nazwa odnosi się do uroczej Sally, właścicielki tego przybytku dbającej o czystość oraz minimalne maniery gości, będącej animagiem przybierającym postać właśnie czarnego kota. Powiada się, że gdy chce się kogoś znaleźć, swe kroki powinien skierować właśnie do niepozornej Sally, będącej też znakomitą kucharką.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:37, w całości zmieniany 1 raz
Każde z nich toczyło swoje własne bitwy, chociaż Thalia od swoich przeważnie uciekała. Głównie dlatego, że robiła to całe życie, w walce przeciwko wszystkim przeciwnościom losu sprawiała, że w wypadku większych i groźniejszych sytuacji wolała o wiele częściej znikać z pola widzenia. Łatwiej było, kiedy nikt na tobie nie polegał, oraz nikt nie wymagał od ciebie czegoś, czego nie byłeś w stanie dać. Dziwaczne to, mniej lub bardziej, ale jej logika nigdy nie była prosta. Nie wyniosła wartości z sierocińca, a ostatecznie też sama nie do końca rozumiała, że lepiej wychodziło, kiedy nie starała się zadowolić tych, na których jej zależało, nad wszystkim aby zadowolić ich na siłę. Dopiero ostatnimi latami upewniała się, że wpuszczanie ludzi do swojego życia wcale nie było aż tak problematyczne, a ona mogła zaufać.
Ale kiedy wróciła do kraju, gotowa się jakoś odnaleźć, rozpoczęła się wojna i każdy z jej przyjaciół poszedł własną drogą. Oznaczało to też rozdzielanie się pomiędzy wszystkich, jednocześnie też próbując utrzymać swoje zasady w mniejszym bądź większym porządku, co sprawiało, że znów gubiła się w życiu i miała ochotę zrobić jak dawniej – po prostu uciec. Niby dojrzała, ale widać było, że nie do końca i miała szczerą nadzieję, że wydorośleje też do roli rodzica, w której kiedyś chciałaby się widzieć, ale też wiedziała, że długa droga do tego. Teraz też siedziała w tym miejscu, rozważając wszystko, z ciężarem tak wielu rzeczy, które działy się w ostatnim miesiącu. I spoglądała na Vane’a, zastanawiając się, jakie myśli krążą po jego głowie. Czy bardzo się zmienił od szkolnych czasów pod względem psychicznym, czy jednak trwał jednako, nieprzerwanie? Na ile obecna sytuacja go dotknęła? Nie pytała o to, czując, że nie otrzyma odpowiedzi, rozważania jednak kłębiły się pod rudą czupryną, jak zawsze.
Czemu Thalia?
- Bo nie Lavinia. – Odpowiedź była równie skromna, ale nie spotykali się aby omawiać jej życie dzisiaj, a chociaż w innym wypadku być może by mu powiedziała, pub nie był dobrym miejscem na opowiadanie o swoim życiu, oraz to, czemu wydawało jej się, że to najlepszy sposób, aby jednak odciąć się od przeszłości, w ten czy inny sposób, bo zajęłoby to trochę. – Brzmi aż tak źle?
Pytanie w sumie było z jednej strony szczerym zainteresowaniem, z drugiej nie wydawało się, aby nawet na negatywną odpowiedź miałaby się jakkolwiek zmartwić. Za to rozmawiać mieli już na poważnie o kalendarzu, co do którego…cóż, musiała przyznać, że nie wiedziała, czy kierowała się w dobrym kierunku z tym rozważaniem, ale jeżeli nie, miała szczerą nadzieję, że teraz przynajmniej nie wyjdzie na kompletnego idiotę. Nauka nigdy nie była jej mocną stroną i poza handlem i ekonomią, o wiele lepiej uczyła się przez praktykę. Wyprostowała się, ściągając nieco ramiona aby ulżyć sobie w bólu stagnacji w jednym miejscu.
- Z tego co rozumiem, mowa o tym, że księżyc zbliżając się i oddalając od ziemi w swoim cyklu podróży dookoła planety wpływa własnym przyciąganiem na wody ziemskie, z tego też powodu mamy przypływy i odpływy, co sprawia, że niektóre miejsca są łatwiej dostępne do osiągnięcia w konkretnych terminach, a niekoniecznie, jak chcą wierzyć niektórzy żeglarze, ponieważ dzień jest szczęśliwy. Dlatego też robi się kalendarze, by dopasować do nich wypływy i odpływy, ale też aby lepiej zaplanować trasę. Ile z tego pomyliłam? – Pytające spojrzenie posłała w jego kierunku, ostrożnie już zdejmując czapkę aby pozwolić włosom (i uszom) odtajać nieco w cieple.
Na krótką odpowiedź skinęła ostrożnie głową, wiedząc lepiej niż gorzej, że nie wypada, aby teraz nagle ciągnąć temat którego ktoś niekoniecznie chce rozwijać. Jeżeli coś innego miałoby się pojawić, teraz zaś czekała na odpowiedź odnośnie kalendarza. Jeżeli nie czuł się na siłach aby to z nią omawiać, zawsze pozostawał kontakt już bezpośrednio z Hansem.
Ale kiedy wróciła do kraju, gotowa się jakoś odnaleźć, rozpoczęła się wojna i każdy z jej przyjaciół poszedł własną drogą. Oznaczało to też rozdzielanie się pomiędzy wszystkich, jednocześnie też próbując utrzymać swoje zasady w mniejszym bądź większym porządku, co sprawiało, że znów gubiła się w życiu i miała ochotę zrobić jak dawniej – po prostu uciec. Niby dojrzała, ale widać było, że nie do końca i miała szczerą nadzieję, że wydorośleje też do roli rodzica, w której kiedyś chciałaby się widzieć, ale też wiedziała, że długa droga do tego. Teraz też siedziała w tym miejscu, rozważając wszystko, z ciężarem tak wielu rzeczy, które działy się w ostatnim miesiącu. I spoglądała na Vane’a, zastanawiając się, jakie myśli krążą po jego głowie. Czy bardzo się zmienił od szkolnych czasów pod względem psychicznym, czy jednak trwał jednako, nieprzerwanie? Na ile obecna sytuacja go dotknęła? Nie pytała o to, czując, że nie otrzyma odpowiedzi, rozważania jednak kłębiły się pod rudą czupryną, jak zawsze.
Czemu Thalia?
- Bo nie Lavinia. – Odpowiedź była równie skromna, ale nie spotykali się aby omawiać jej życie dzisiaj, a chociaż w innym wypadku być może by mu powiedziała, pub nie był dobrym miejscem na opowiadanie o swoim życiu, oraz to, czemu wydawało jej się, że to najlepszy sposób, aby jednak odciąć się od przeszłości, w ten czy inny sposób, bo zajęłoby to trochę. – Brzmi aż tak źle?
Pytanie w sumie było z jednej strony szczerym zainteresowaniem, z drugiej nie wydawało się, aby nawet na negatywną odpowiedź miałaby się jakkolwiek zmartwić. Za to rozmawiać mieli już na poważnie o kalendarzu, co do którego…cóż, musiała przyznać, że nie wiedziała, czy kierowała się w dobrym kierunku z tym rozważaniem, ale jeżeli nie, miała szczerą nadzieję, że teraz przynajmniej nie wyjdzie na kompletnego idiotę. Nauka nigdy nie była jej mocną stroną i poza handlem i ekonomią, o wiele lepiej uczyła się przez praktykę. Wyprostowała się, ściągając nieco ramiona aby ulżyć sobie w bólu stagnacji w jednym miejscu.
- Z tego co rozumiem, mowa o tym, że księżyc zbliżając się i oddalając od ziemi w swoim cyklu podróży dookoła planety wpływa własnym przyciąganiem na wody ziemskie, z tego też powodu mamy przypływy i odpływy, co sprawia, że niektóre miejsca są łatwiej dostępne do osiągnięcia w konkretnych terminach, a niekoniecznie, jak chcą wierzyć niektórzy żeglarze, ponieważ dzień jest szczęśliwy. Dlatego też robi się kalendarze, by dopasować do nich wypływy i odpływy, ale też aby lepiej zaplanować trasę. Ile z tego pomyliłam? – Pytające spojrzenie posłała w jego kierunku, ostrożnie już zdejmując czapkę aby pozwolić włosom (i uszom) odtajać nieco w cieple.
Na krótką odpowiedź skinęła ostrożnie głową, wiedząc lepiej niż gorzej, że nie wypada, aby teraz nagle ciągnąć temat którego ktoś niekoniecznie chce rozwijać. Jeżeli coś innego miałoby się pojawić, teraz zaś czekała na odpowiedź odnośnie kalendarza. Jeżeli nie czuł się na siłach aby to z nią omawiać, zawsze pozostawał kontakt już bezpośrednio z Hansem.
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
« Wierzyciele mają lepszą pamięć niż dłużnicy »
Wojna nie była niczym nowym w życiu profesora. Jako dziecko musiał nasłuchiwać o strachu i niewiadomej związanej z dziejącym się w Europie mugolskim konflikcie, w którym ginęli zarówno mugole, jak i czarodzieje. Strach o rodziców w Londynie był żywy, odkąd tylko pamiętał. Gdy skończył szkołę, do Anglii przyszła Wielka Wojna Czarodziejów. Później do Hogwartu przyszedł Grindelwald, a teraz... Teraz działo się to, wszystko na nowo. Ludzie ginęli, część znikała, by nigdy nie mieć właściwego końca, dzieci wydawały swoich rodziców władzy. Sam bezpośrednio stał się również ofiarą tego, co panowało na wyspach i nikt nie mógł powiedzieć o tym, że nie była to sprawa personalna. Atak był wymierzony nie w samego człowieka, lecz w wolność jednostki. W świadomość oraz równowagę, o jaką mogli walczyć — wszyscy, jako ludzie. Nie zaś niewolni narzuconego im systemu. Europa patrzyła z dziwnym wahaniem na to, co działo się w Wielkiej Brytanii i — chociaż konferencja dotyczyła astronomii, nie zabrakło w niej rozmów o polityce — nie wiedziała, co tak naprawdę było prawdą. Szwajcaria potwierdziła jedynie obawy profesora, iż żadne państwo nie miało tak naprawdę pojęcia, co się działo w Anglii. Ciągnący się do granic możliwości utylitaryzm, którym tłumaczono sobie masowe mordy, nikomu nie przeszedł przez myśl. Szerzący się terroryzm, wojna. Nie wygląda pan, profesorze, na człowieka wojny, mówili mu, kręcąc głowami. Ale czy trzeba było wyglądać, by potwierdzić horror własnego kraju? Nie. Nie potrafił tego pojąć, tym bardziej rozumiejąc fakt, iż Brytyjczycy musieli sami się uratować — wszak nikt nie miał przyjść im z pomocą. Skinął głową, słuchając jej, gdy pobieżnie wspominała o tym, jak rozumiała podstawy powstawania przypływu oraz odpływu. - W tym wszystkim chodzi o coś więcej - zauważył, po tym jak skończyła wyjaśniać. Jeśli jej kapitan naprawdę zlecił jej zapoznanie się z kalendarzem, Jayden musiał jej objaśnić wszystko w ten sam sposób, w jaki zrobił to na spotkaniu z mężczyzną. - Chociaż nie przeprowadzono prawdziwych badań na ten temat, wszyscy wiemy, że księżyc wpływa na aktywność pływową, a, jak dobrze wiemy, Ziemię pokrywa około siedemdziesiąt procent wody. Idąc dalej za takowym myśleniem, Księżyc ma bezpośredni wpływ na wszystkie istoty — wystarczy spojrzeć do książek dotyczących zielarstwa, anatomii, magicznych stworzeń czy opisujących budowę poszczególnych istot. Eliksirów również. A dlaczego? W większości to, co żywe zbudowane jest w przeważającej mierze z wody. Obrót Ziemi i wywołana tym zmiana położenia Księżyca i Słońca względem danego miejsca na powierzchni Ziemi wywołuje różnice w przyspieszeniu grawitacyjnym w tym miejscu określanym jako siła pływowa. Siła ta jest główną przyczyną zmian poziomu oceanu określanych jako pływy. Te same siły pływowe występują na praktycznie każdym ciele niebieskim. Są one odpowiedzialne za ciepło wewnętrzne, które tworzy aktywność wulkaniczną na Io, jednym z księżyców Jowisza, oraz za rozrywanie gwiazd, które znalazły się zbyt blisko czarnych dziur. Ale to nieco inna teoria. Sęk w tym, że łączy się ono również silnie z naszym Księżycem. Jak na razie wszystko zrozumiałe? - spytał, przerywając w końcu i patrząc na czarownicę. Zaczynali od jedynie suchych faktów, ale potrzebowała jako takiej podstawy, by wiedzieć i pojąć to, co miało przyjść dalej.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie śmiałaby wmawiać komuś, że się do czegoś nie nadaje albo że się na czymś nie zna. Byłoby to zdecydowanie już mocnym przejawem hipokryzji, kiedy sama zjawiała się w miejscach, gdzie kobiety nie były mile widziane. Z tym aspektem wciąż miała sporo problemów, wciąż jednak było to dość dziwaczne – osiem lat podawania się za mężczyznę sprawiło, że chociaż obecnie podawała się za siebie, nie potrafiła zapomnieć, jak wiele lepiej była traktowana w momencie, kiedy myślano, że była mężczyzną i jak szybko ludzie odsuwali się ze względu na płeć. No dobrze, mieli prawo, zwłaszcza że w jakiś sposób ich oszukiwała, ale później? Mimo to, nie umiała wypominać, że ktoś nie powinien czegoś robić, a zwłaszcza nie zamierzała udowadniać Jaydenowi, że o czymś nie wie.
Ludzie za granicą mieli swoje zdanie, ale Thalia bardzo dobrze wiedziała po ostatnich kontaktach, że cokolwiek by się nie działo, każdy wolał trzymać się swojego podwórka. W wielu wypadkach, dopóki to nie dotyczyło kogoś bezpośrednio, zajmował się tym raczej oszczędnie – a co dopiero mowa o całych krajach, które miałyby się jakkolwiek interesować angażowaniem się w cudzą wojnę. Cóż, ktoś mógłby, skoro na szali tutaj było życie wielu ludzi, ale wparować do żadnego gabinetu Ministra Magii nie zamierzała. Walczenie z biurokracją nie było jej celem – miała sprowadzać towary do kraju albo z kraju. Czasem mniej legalnie, ale o tym to już nie musieli wiedzieć wszyscy.
Warto było jednak skupić się na rzeczywistych rozważaniach w kwestii pracy – swojej, Jaydena, Hansa…ten ostatni mógł mieć do niej cierpliwość, ale jeżeli zaczęłaby się boczyć w kwestii pracy, zostałaby z niczym, a w tych czasach lepiej było mieć jakiś dach nad głową, zwłaszcza jeżeli nigdy nie zainwestowało się w mieszkanie.
Słuchała uważnie wszystkiego, co jej właśnie opowiadał, zastanawiając się, czy powinno wspomnieć, że jej wiedza o astronomii była bardziej niż podstawowa. Nie umiała tego wyjaśniać tak dobrze, jakby chciała – znaczy w ogóle nie umiała wyjaśniać większości kwestii. Łatwo jej było zwątpić we własną wiedzę, zwłaszcza przy kimś, kto miał w niej znacznie większe doświadczenie. Teraz jednak też nie do końca wiedziała, co miałaby powiedzieć, ale nie przerywała. Być może to było ważne w dalszej perspektywie, być może to też miało całkowite znaczenie, a być może był to wstęp do tego, czego właśnie nie rozumiała. Spokojnie więc czekała, na ciąg dalszy, kiedy zaś zatrzymał się, upewniając się, czy aby na pewno podążała, pokiwała głową, ostrożnie spoglądając za kelnerką. Miała nadzieję, że jednak uda jej się skorzystać z oferty, przynajmniej jakieś herbaty. Było tu o wiele cieplej niż na zewnątrz, ochota jednak na napój wydawała się nie odpuszczać.
- Wszystko zrozumiałe. Co dalej się robi w kwestii kalendarza?
Ludzie za granicą mieli swoje zdanie, ale Thalia bardzo dobrze wiedziała po ostatnich kontaktach, że cokolwiek by się nie działo, każdy wolał trzymać się swojego podwórka. W wielu wypadkach, dopóki to nie dotyczyło kogoś bezpośrednio, zajmował się tym raczej oszczędnie – a co dopiero mowa o całych krajach, które miałyby się jakkolwiek interesować angażowaniem się w cudzą wojnę. Cóż, ktoś mógłby, skoro na szali tutaj było życie wielu ludzi, ale wparować do żadnego gabinetu Ministra Magii nie zamierzała. Walczenie z biurokracją nie było jej celem – miała sprowadzać towary do kraju albo z kraju. Czasem mniej legalnie, ale o tym to już nie musieli wiedzieć wszyscy.
Warto było jednak skupić się na rzeczywistych rozważaniach w kwestii pracy – swojej, Jaydena, Hansa…ten ostatni mógł mieć do niej cierpliwość, ale jeżeli zaczęłaby się boczyć w kwestii pracy, zostałaby z niczym, a w tych czasach lepiej było mieć jakiś dach nad głową, zwłaszcza jeżeli nigdy nie zainwestowało się w mieszkanie.
Słuchała uważnie wszystkiego, co jej właśnie opowiadał, zastanawiając się, czy powinno wspomnieć, że jej wiedza o astronomii była bardziej niż podstawowa. Nie umiała tego wyjaśniać tak dobrze, jakby chciała – znaczy w ogóle nie umiała wyjaśniać większości kwestii. Łatwo jej było zwątpić we własną wiedzę, zwłaszcza przy kimś, kto miał w niej znacznie większe doświadczenie. Teraz jednak też nie do końca wiedziała, co miałaby powiedzieć, ale nie przerywała. Być może to było ważne w dalszej perspektywie, być może to też miało całkowite znaczenie, a być może był to wstęp do tego, czego właśnie nie rozumiała. Spokojnie więc czekała, na ciąg dalszy, kiedy zaś zatrzymał się, upewniając się, czy aby na pewno podążała, pokiwała głową, ostrożnie spoglądając za kelnerką. Miała nadzieję, że jednak uda jej się skorzystać z oferty, przynajmniej jakieś herbaty. Było tu o wiele cieplej niż na zewnątrz, ochota jednak na napój wydawała się nie odpuszczać.
- Wszystko zrozumiałe. Co dalej się robi w kwestii kalendarza?
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
« Wierzyciele mają lepszą pamięć niż dłużnicy »
Nigdy nie oceniał ze względu na płeć. Przebywając z młodymi czarodziejami i czarownicami dostrzegał zaciętość oraz intelekt obu stron. Tego, jak dziewczynki potrafiły być równie zawzięte oraz nieustraszone, jak ich męscy rówieśnicy. Dorastając również w obecności wielu wspaniałych kobiet, Jayden dostrzegał ich silny wpływ na jego życie i na pewno różnił się drastycznie od własnej wersji, w której nie posiadałby damskiego towarzystwa. Męskie towarzystwo potrafiło deprawować, znieczulać, odbierając pewne ważne spektrum patrzenia na rzeczywistość. Nigdy nie chciałby odbierać sobie obecności kobiet. Fakt, iż jego najbliższa przyjaciółka była kobietą, mówił sam za siebie. Podobnie jak miejsce, w którym aktualnie się znajdował oraz to, iż jego dom był schronieniem dla czwórki przedstawicielek płci przeciwnej. Czy więc czuł się inaczej przy spotkaniu z Thalią ze względu na jej płeć? Absolutnie. Mogła go zadziwić, gdyż nie widywało się zbyt wielu kobiet zajmujących się pływaniem na statkach, jednak była to jedyna kwestia, jaka mogła go zaskoczyć. Gdy odpowiedziała mu, że rozumiała, poczuł, iż zmierzali w dobre miejsce. - No, właśnie... Teraz zaczyna się odrobinę trudniej. Dzięki szczegółowym danym na temat pozycji Księżyca i Słońca można przewidzieć dokładny czas wystąpienia maksymalnych i minimalnych pływów w większości miejsc na naszej planecie. Co już oczywiście wiesz ze swojego doświadczenia - zauważył, przerywając, gdy przy ich stoliku pojawiła się kelnerka. Jayden odczekał, pozwalając Thalii zamówić pierwszej, następnie sam poprosił o ciepły kompot, dowiadując się, że herbata była ziołową mieszanką nieznanego pochodzenia. Wolał nie ryzykować, zważywszy, iż — z całym szacunkiem — pub Pod Czarnym Kocurem nie był wykwintną restauracją dbającą o zdrowie swoich klientów. Gdy ponownie zostali sami, powziął przerwany temat. - Zmiana wysokości pływów jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. Względne położenie Ziemi, Słońca i Księżyca determinuje wystąpienie pływów syzygijnych i kwadraturowych, jednak ich wysokość zależy również od odległości tych ciał od Ziemi. Siły pływowe są większe, gdy odległości Księżyca i Słońca są mniejsze. Zarówno orbita Księżyca wokół Ziemi, jak i orbita Ziemi wokół Słońca są eliptyczne, więc pływy syzygijne są wyjątkowo wysokie, jeśli występują, gdy Księżyc znajduje się w perygeum, a Ziemia znajduje się jednocześnie w peryhelium. Z drugiej strony, pływy syzygijne są stosunkowo niskie, jeśli występują, gdy Księżyc znajduje się w apogeum, a Ziemia znajduje się jednocześnie w aphelium - urwał na chwilę, kontrolując skupienie swojej słuchaczki. - Musisz się nauczyć teraz to obliczać w zależności od położenia geograficznego statku. Właśnie od tego jest kalendarz. - Gdy skończył mówić, wstał i wziął swoje krzesło, by postawić je bliżej Thalii. Musiała widzieć, co robił, jak robił, a następnie sama powtórzyć ten ruch. Nie przejmował się bliższym dystansem — nie było wszak w tym nic niewłaściwego. Omawiali sprawy zawodowe, a ona musiała go słyszeć w tym harmidrze. Niewerbalnie zerknął na nią, a później na trzymany w jej dłoni ołówek. Gdyby wiedział, że miał dziś coś liczyć, wziąłby swoje rzeczy. Tak musiał radzić sobie inaczej. - Wpierw nastąpi porównanie sił pływowych - zaczął, przejmując od niej narzędzie. - Czyli: porównaj siłę grawitacyjną Księżyca wywieraną na ciała o masie jednego kilograma, znajdujące się po bliższej i dalszej Księżycowi stronie Ziemi. Powtórz te obliczenia w przypadku Słońca, a następnie porównaj wyniki. Obliczenia potwierdzą, że siły pływowe wywierane przez Księżyc są około dwukrotnie razy większe od sił pływowych wywieranych przez Słońce. Następnie dołóż to do danych geograficznych. Jak to rozwiązać? Skorzystamy z prawa powszechnego ciążenia. Musimy w tym celu znać masy Słońca i Księżyca, ich odległości od Ziemi oraz wartość promienia Ziemi. Te dane astronomiczne wypisałem na początku kalendarza, bo one pozostają niezmienne. Podstawiając wartości masy Księżyca i jego średniej odległości od Ziemi, otrzymujemy to - urwał, rozpisując całe równanie. Nie spiesząc się, tłumacząc i powtarzając wszystko kilkukrotnie, aby żaden detal nie uciekł. Nie chciał zostawiać Thalii z większym pytaniem na twarzy niż to było konieczne. - W mianowniku użyjemy znaku minus dla bliższej Księżycowi strony Ziemi oraz znaku plus dla strony, znajdującej się dalej od Księżyca. Siła grawitacyjna Księżyca jest prawie o siedem wyższa po bliższej mu stronie Ziemi, ale obydwie siły – dla położenia bliższego i dalszego – są znacznie mniejsze od siły grawitacji samej Ziemi, działającej na ciało o masie jednego. Niemniej ta niewielka różnica siły grawitacji Księżyca powoduje powstanie pływów. - Zakończył, rozpisując już finalne rozwiązanie i przyjmując hipotetycznie ich własne położenie. - Dzięki temu poznasz różnicę pływów w konkretnym miejscu w konkretnym czasie.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cieszyła się, że niektórzy ludzie rozumieli, jak wyglądała sytuacja i że nie było co tworzyć sztucznych podziałów ze względu na płeć – te uprzejme momenty były jednak tym bardziej męczące, kiedy potem trzeba było powrócić do codzienności i pozostawić te wyjątki za sobą. Wrócić do nieprzychylnego środowiska które widziało w tobie człowieka bez rodzinnego wsparcia, bez perspektyw czy pieniędzy, bez czegokolwiek tak właściwie. Miło było mieć od tego odskocznię, ale rzeczywistość wydawała się tym bardziej boleć i czuła się czasem samotna w tej walce o udowadnianie, kim tak naprawdę jest. Korciło odpuścić momentami i po prostu osiąść w miejscu,
Nigdy nie poświęcała się dokładnie obliczeniom, a przynajmniej nie takim odnośnie samych pływów. Cieszyła się więc, że miała koło siebie kogoś, kto potrafił jej uwagę zwrócić na to, jak wykonywać takie rzeczy, aby potem też, gdyby coś się stało, sama również mogła w tym pomagać. Prowadziła dodatkowe działania teraz i nawet najdrobniejszy szczegół mógł czasem ratować życie. Sama zamówiła herbatę, nie martwiąc się nad tym, jaką zawartość miały zioła. Cóż, w końcu nie mogło być aż tak źle, prawda? Przynajmniej jeżeli szklanka była czysta, można było to już osądzić jako sukces. Rozumiała też, że musiało to teraz dotyczyć pływów ich rodzajów w zależności od tego, gdzie obecnie znajdował się księżyc. Pozwalała sobie spokojnie na notowanie wszystkich informacji, tak aby potem móc przeczytać to na spokojnie, gdyby jeszcze raz potrzebowała coś zrozumieć. A na pewno będzie potrzebowała przeczytać to jeszcze na spokojnie, niekoniecznie w pubie, gdzie co chwila ktoś podnosił głos.
Przez moment nie do końca zrozumiała jego intencje, siedząc w zaskoczeniu, dopiero po chwili podając mu ołówek i podsuwając fragment papieru, pochylając się lekko, przeszkodzono jedynie przez kelnerkę, która podała im napoje, chociaż póki co odstawiła swój kubek gdzieś na bok, tak aby nie przeszkadzał czy aby w przypływie kolejnych działań nie szturchnęła go przypadkiem, rozlewając go po okolicy. Nie potrzebowali jeszcze katastrofy w postaci rozmokniętych papierów, mokrych rękawów i gorączkowego sprzątania.
Spojrzenie błękitnych oczu śledziło uważnie kreślone przez niego informacje, wyłapując ostrożnie wszystko to, co miało być przydatne – czyli w dalszej perspektywie raczej wszystko – dopiero pod koniec odchylając się, pocierając nieco zastygłe ramiona i kark, które przez pewien czas skupiły się na siedzeniu w jednej pozycji.
- Dziękuję, to było naprawdę obszerne wyjaśnienie. – Skinęła głową, usatysfakcjonowana, że mogła się dowiedzieć czegoś nowego, a już zdecydowanie czegoś, co miało odwzorowanie w praktycznych dziedzinach świata. Miła odmiana po jej szkolnym wzdychaniu do jakiejkolwiek wiedzy, przewracaniu oczyma i kładzeniu się na stoliku, odmawiając chociaż spojrzenia na notatki z przedmiotów, które jej wcale nie porywały.
- W takim razie już na spokojnie uzupełnię wszystko…czy w razie wątpliwości mogę odezwać się listownie, aby rozwiąż problemy, gdyby takowe się pojawiły? – Oczywiście to wszystko zależało od tego, czy kiedy i jak będzie mieć chwilę i chęci, aby się temu poświęcić. W razie czego przekaże to komuś innemu, bez problemu, ale skoro już omawiała to z Jaydenem, niż rozdrabniać się na rozmowie z kolejnym specjalistą, który też pewnie będzie chciał wyjaśnić jej to od początku.
Nigdy nie poświęcała się dokładnie obliczeniom, a przynajmniej nie takim odnośnie samych pływów. Cieszyła się więc, że miała koło siebie kogoś, kto potrafił jej uwagę zwrócić na to, jak wykonywać takie rzeczy, aby potem też, gdyby coś się stało, sama również mogła w tym pomagać. Prowadziła dodatkowe działania teraz i nawet najdrobniejszy szczegół mógł czasem ratować życie. Sama zamówiła herbatę, nie martwiąc się nad tym, jaką zawartość miały zioła. Cóż, w końcu nie mogło być aż tak źle, prawda? Przynajmniej jeżeli szklanka była czysta, można było to już osądzić jako sukces. Rozumiała też, że musiało to teraz dotyczyć pływów ich rodzajów w zależności od tego, gdzie obecnie znajdował się księżyc. Pozwalała sobie spokojnie na notowanie wszystkich informacji, tak aby potem móc przeczytać to na spokojnie, gdyby jeszcze raz potrzebowała coś zrozumieć. A na pewno będzie potrzebowała przeczytać to jeszcze na spokojnie, niekoniecznie w pubie, gdzie co chwila ktoś podnosił głos.
Przez moment nie do końca zrozumiała jego intencje, siedząc w zaskoczeniu, dopiero po chwili podając mu ołówek i podsuwając fragment papieru, pochylając się lekko, przeszkodzono jedynie przez kelnerkę, która podała im napoje, chociaż póki co odstawiła swój kubek gdzieś na bok, tak aby nie przeszkadzał czy aby w przypływie kolejnych działań nie szturchnęła go przypadkiem, rozlewając go po okolicy. Nie potrzebowali jeszcze katastrofy w postaci rozmokniętych papierów, mokrych rękawów i gorączkowego sprzątania.
Spojrzenie błękitnych oczu śledziło uważnie kreślone przez niego informacje, wyłapując ostrożnie wszystko to, co miało być przydatne – czyli w dalszej perspektywie raczej wszystko – dopiero pod koniec odchylając się, pocierając nieco zastygłe ramiona i kark, które przez pewien czas skupiły się na siedzeniu w jednej pozycji.
- Dziękuję, to było naprawdę obszerne wyjaśnienie. – Skinęła głową, usatysfakcjonowana, że mogła się dowiedzieć czegoś nowego, a już zdecydowanie czegoś, co miało odwzorowanie w praktycznych dziedzinach świata. Miła odmiana po jej szkolnym wzdychaniu do jakiejkolwiek wiedzy, przewracaniu oczyma i kładzeniu się na stoliku, odmawiając chociaż spojrzenia na notatki z przedmiotów, które jej wcale nie porywały.
- W takim razie już na spokojnie uzupełnię wszystko…czy w razie wątpliwości mogę odezwać się listownie, aby rozwiąż problemy, gdyby takowe się pojawiły? – Oczywiście to wszystko zależało od tego, czy kiedy i jak będzie mieć chwilę i chęci, aby się temu poświęcić. W razie czego przekaże to komuś innemu, bez problemu, ale skoro już omawiała to z Jaydenem, niż rozdrabniać się na rozmowie z kolejnym specjalistą, który też pewnie będzie chciał wyjaśnić jej to od początku.
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
« Wierzyciele mają lepszą pamięć niż dłużnicy »
Gdy przyszło jego zamówienie, nie spojrzał na nie nawet. Nie zamierzał go pić. Po pierwsze dlatego, że zamówił z samej grzeczności, a po drugie gdy już zaczęli rozmawiać, a on pozwolił sobie na ekscytację obliczeniami. Lub właściwie zafascynowania się swoją ukochaną nauką. Nie można było mu odmówić pasji oraz zaangażowania, chociaż Lavinia — tudzież Thalia — zapewne miała to szczęście, iż mężczyzna był ograniczony czasem. Nie mógł poświęcić na wyjaśnienia zbyt obszernej chwili, dlatego też starał się wszystko zawęzić do absolutnego minimum. Niestety w tych czasach właśnie tego też oczekiwano — prędkości, nie zaś wartości. Jako nauczyciel dostrzegał często rosnącą frustrację swoich coraz bardziej zniecierpliwionych uczniów, którzy podjudzani przez środowisko, w którym się wychowywali, żądali niemożliwego. Vane zawsze powtarzał im, że nie muszą przebywać na jego zajęciach, jednak to nie on ponosił odpowiedzialność za fakt braku zaliczenia przedmiotu, jeśli nie byli w stanie utrzymać odpowiedniej oceny. Pospieszanie, ubytki w opanowaniu nie zawsze były dobrą strategią. A na pewno nie w przypadku edukacji bądź nauki. Obie musiały dać sobie przestrzeń do rozwoju i właśnie do tego dążył Jayden. Nawet w tak prozaicznej sprawie jak wyjaśnianie procesu odbywającego się w zakamarkach kalendarza księżycowego. - Nie ma problemu - skwitoł, gdy zakończone zostały podstawowe wyjaśnienia. - Wiem, że to spory materiał, jak na tak krótki czas... Warto przećwiczyć sobie kilka razy z różnymi geograficznymi rozróżnieniami, by weszło już w nawyk i nie sprawiało problemów. Spisałem też tu obok krok po kroku, jak obliczać. Mam nadzieję, że ta pomoc, te obliczenia, które aktualnie liczyliśmy, cię poprowadzą i nie będzie ci to sprawiać większych problemów. I tak. Oczywiście. W przypadku wątpliwości — proszę się nie krępować i pisać. - Sięgnął do kieszeni, by wyciągnął odpowiednią liczbę monet za zamówiony kompot oraz herbatę i położył je na stole. - Na mój koszt. Posiedziałbym dłużej, ale niestety czas mnie goni - zauważył, wstając oraz pochylając się, by wziąć swoje cenne zamówienie i machnięciem różdżką, zmniejszyć je jeszcze silniej, by znalazło się bezpiecznie na dnie jego torby. Dopiero gdy zamknął skórzane klapy, przeniósł uwagę z powrotem na swoją towarzyszkę i uśmiechnął się delikatnie. To było prędkie spotkanie, ale nie chciał przebywać w pubie Pod Czarnym Kocurem dłużej, niż było to konieczne. Tego dnia to on wszak przygotowywał obiad dla wesołej gromadki z Theach Fáel. Dwa pieczone króliki w marchewce normalnie nie nasyciłyby czterech czarownic i jednego mężczyzny, jednak Jayden wyjątkowo nie był głodny. Nie, jeśli miałby zabierać cokolwiek z ust swoich bliskich. - Pomyślnych wiatrów. - Skłonił się jeszcze na pożegnanie, zanim skierował się ku wyjściu i rozmył się w płatkach padającego śniegu.
zt x2
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
19 lutego przed zachodem słońca
Nie spodziewał się żadnych listów, więc kiedy ptak Thali pojawił się na jego parapecie był lekko zaskoczony. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdy tylko przeczytał list od razu wyszedł z domu. Po drodze chwycił jeszcze z szafy stary, ciemny płaszcz, którego już nie nosił, bo wyglądał jak psu z gardła plus był porwany w kilku miejscach oraz stary wychłechtany kapelusz. Wyszedł poza teren ich domostwa, po czym teleportował się do Cromer. Wylądował przed miasteczkiem, ale to nie stanowiło dla niego problemu. Narzucił na siebie stary płaszcz, pod spodem miał swoją skórzaną kurtkę, roztrzepał włosy i nakrył je kapeluszem. Dodatkowo wysmarował sobie odzienie wierzchnie błotem i teraz prezentował się jak bezdomny albo jakiś pijaczyna. Co prawda nie waliło od niego alkoholem, ale to dało się załatwić.
Skierował się do portu. Kiedy w końcu się tam znalazł, zlokalizowanie „Królowej Sztormu” zajęło mu chwilę. O dziwo zacumowanych było sporo statków, ale to jednak „Królowa Sztormu” najbardziej rzucała się w oczy. Był to jeden z największych okrętów i pomimo że już się ściemniało, Tonks zauważył, że był to dość bogaty statek, świadczyły o tym ozdoby na burtach i dziobie. Gdyby nie list Thalii zastanawiałby się pewnie z czego słynie załoga tegoż okrętu. Wiedział jednak, że handel ludźmi jest bardzo dochodowym interesem, miał z tym styczność kiedy pracował w Wiedźmiej Straży i działał w portach.
Miał szczęście, udało mu się znaleźć na ziemi na wpół wypitą butelkę jakiegoś alkoholu. Raz dwa natarł resztką swój płaszcz, a także wziął kilka łyków, po czym skierował się w stronę statku. Nie zbliżał się do niego jednak za bardzo. Usiadł na ziemi opierając się o skrzynki stojące jakieś pięćdziesiąt metrów od statku i opuścił kapelusz tak by nie było widać jego twarzy, ale on mógł wszystko obserwować. Nie zwracał na siebie specjalnie uwagi, w porcie było wielu bezdomnych i żebraków, którzy chcieli coś ugryźć dzięki przebywających tu marynarzy.
Gabriel jednak skupił się na swoim celu. Obserwował pokład „Królowej Sztormu”, dokładnie wszystko analizując i zapamiętując. Co jakiś czas udawał, że pije z butelki by zapewnić wiarygodność swojej przykrywce.
Kiedy zapadła ciemność, załoga powoli zaczęła opuszczać pokład, schodząc na ląd.
- Ha Bill dzisiaj ty zostajesz, spokojnie nie będziesz sam. Harry i Rorry zostają z tobą. - zaśmiał się wielki, barczysty mężczyzna bez dwóch zębów na przedzie i z wielką blizną na twarzy.
Tonks skupił się na nim na chwilę, ale potem ponownie spojrzał na pokład. Zostawiali tylko trzy osoby na straży tak dużego statku? Albo byli tak głupi, albo tak pewni siebie, że nic im tutaj nie grozi, nikt nie zagraża. Moment później przekonał się, że czuli się tu jak pan i władca, kiedy osiłek przechodząc obok niego zamachnął się i sprzedał mu kopniaka w bok.
- Do roboty byś się wziął łachudro! - warknął i splunął na niego.
Gabriel zgiął się w pół i jęknął. Owszem, bolało jak diabli, dostał w żebra, ale nie na tyle by się od razu pokładać po ziemi. Przedstawienie jednak musiało trwać dalej.
- Wybacz panie… - jęknął zmieniając trochę swój głos by brzmieć na starszego, ale nie ruszył się z ziemi.
Odczekał chwilę, aż cała grupa odejdzie kawałek dalej i w końcu podniósł się do poprzedniej pozycji siedzącej rozmasowując obolały bok. Chciał jeszcze chwilę posiedzieć tu i poobserwować statek, zobaczyć w jaki sposób poruszają się ci co zostają na pokładzie. Wiedział, że chwila mu zejdzie, a chciał jeszcze zajrzeć do pubu, do którego udała się załoga. Nie mieli tu za dużego wyboru, więc Gabriel był przekonany, że skierują się prosto do pubu „Pod Czarnym Kocurem”. Spędził więc pod statkiem jeszcze dobre półtora godziny. Opłaciło mu się to, bo raz, że odkrył, że marynarze robią obchody do pół godziny i każdy z nich trwa średnio 15 minut. Zaczynali od pokładu, obchodząc go całego, ale nie zaglądając pod płachty czy nie wyglądając zza burtę. Pod osłoną ciemności i bardzo słabego oświetlenia w porcie udało mu się podejść na tyle blisko statku, że za pomocą udanego Oculusa, oko wleciało przed otwarty bulaj do środka. Dzięki niemu udało mu się poznać trasę patrolu pod pokładem. Na dole się rozdzielali i każdy patrolował inną cześć, jeden dziób, drugi rufę, a trzeci skierował się na środkową cześć pokładu, Gabriel domyślał się, że to tam pewnie znajdują się wspomniane przez Thalię w liście osoby. Nie zagłębiał się w to jednak, bo ni eto było dzisiaj jego pracą. Kiedy już upewnił się, że faktycznie każdy patrol wygląda tam samo, postanowił skierować się do pubu, by poznać zwyczaje załogi.
Po drodze schował płaszcz, bo przecież jak go wypierze to może mu się jeszcze przydać, tak samo kapelusz. Poprawił włosy by wyglądały jako taki, po czym poprawiając ubrania wszedł do „Pod Czarnym Kocurem”. Od razu uderzyło w niego wiele czynników, ciepłe powietrze pomieszane z zapachem alkoholu, wonią papierosów i smrodem potu. Tak, typowy obrazek w portowym pubie. Tonks nie miał problemu ze znalezieniem załogi „Królowej Sztormu”, nie trudno było wypatrzeć tego wielkiego osiłka, który go skopał przy statku. Blondyn jednak nie zbliżał się do nich, nie za bardzo w każdym razie. Zamówił sobie piwo i usiadł przy barze, gdzie odpalił papierosa i niby nic wytężył słuch. Marynarze siedzieli raptem dwa stoliki dalej, ale byli na tyle głośni, że słyszał ich bez problemu.
Biedne kelnerki biegały w tą i z powrotem, cały czas przynosząc im piwa i rum, nie pili Ognistej ani innego alkoholu, tylko piwo i rum. Tonks śmiał się w duchu, że to takie typowe. Ilekroć w przeszłości zadawał się z marynarzami, przemytnikami czy nawet piratami, zawsze pili tylko piwo i rum. W pewnym momencie odwrócił się by poprosić kogoś o papierosa i dzięki temu zobaczył, że grają w karty i siłują się na ręce, wszystko oczywiście na pieniądze. Hazard tez był w porcie popularny i to nie tylko w tym, w każdym tak naprawdę. Obserwował to wszystko przez chwilkę, a potem na nowo odwrócił się przodem do baru by nie dać po sobie nic poznać.
- Głośna ekipa, co? - zaśmiał się zwracając się do barmana.
- Taaa, ale płacą, więc ich nie wyrzucam. Pojutrze wypływają z tego co wiem, mówili coś o Francji. Szkoda, stracę dobrych klientów. - odparł mężczyzna za barem przecierając szklanicę ścierką.
- Faajnie, zawsze chciałem pływać, ale jakoś nigdy nie miałem okazji. - westchnął kiwając głową i upijając łyk piwa – Ej, a może by mnie przyjęli? - uśmiechnął się szeroko.
- No z tym kolego to nie do mnie. - barman pokręcił głową z rozbawieniem – To wesoła ekipa, więc możesz do nich uderzać. O, ten tam, to ich kapitan jego pytaj. - wskazał na mężczyznę, który schodził właśnie z piętra.
Gabriel odwrócił się i przyjrzał się kapitanowi. Był wysokim, postawnym facetem, z długimi, ciemnymi włosami i pokaźnym zarostem. Przez głowę przeszła mu myśl, że wygląda jak Czarnobrody, ale zostawił to dla siebie.
- Wygląda na groźnego typa.
- Ponoć jest groźny. Ale płaci, więc ja się nie pytam jaka jest prawda. - barman wzruszył ramionami, po czym podszedł do kolejnego klienta.
Gabs zaciągnął się papierosem i na spokojnie obserwował kapitana, jak ten podchodzi do stolika swojej załogi.
- O kapitan! Jak świetnie, że pan jest! Zapraszamy na partyjkę, jak ta ta laseczka? Dobra była? - zaśmiał się osiłek.
- Jasne, że była dobra, jak codziennie. Dobra Gary posuń się, kapitan wam pokaże jak się gra łachudry. - zaśmiał się „Czarnobrody” przysiadając się do gromadki.
- No tak, pewnie będzie za panem tęsknić. - zaśmiał się Gary tasując karty.
- Trudno. Za tą dostawę dostaniemy tyle pieniędzy, że każdy z nas będzie mógł taką mieć. Lafayet potwierdził odbiór i kwotę jaką nam zapłaci. - kapitan uśmiechnął się pod nosem, po czym zamówił u kelnerki kufel piwa, po czym siarczyście klapnął ją w tyłek.
Tonks na nowo odwrócił się do baru i zapamiętał dokładnie wszystko to co usłyszał. Nie opuścił pubu dopóki nie zrobili tego marynarze. Musiał wiedzieć co robią, jak i o której wychodzą. Liczył też, że może usłyszy jeszcze coś ciekawego. Przez resztę wieczoru padło jeszcze kilka haseł typu „towar”, „dobry interes”, „jak dobrze pójdzie to będziemy się tym zajmować”, „nikt nie będzie płakał po mugolach”, ale nic więcej co mogłoby Gabrielowi w czymś pomóc. Był jednak zadowolony, bo udało mu się zdobyć potrzebne informacje i będzie mógł na spokojnie przekazać je Thalii.
W efekcie końcowym do domu wrócił około 4 nad ranem, ale nie kładł się, od razu usiadł do listu do Wellers, musiał zdać jej raport.
zt
rzut na Oculus
Nie spodziewał się żadnych listów, więc kiedy ptak Thali pojawił się na jego parapecie był lekko zaskoczony. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdy tylko przeczytał list od razu wyszedł z domu. Po drodze chwycił jeszcze z szafy stary, ciemny płaszcz, którego już nie nosił, bo wyglądał jak psu z gardła plus był porwany w kilku miejscach oraz stary wychłechtany kapelusz. Wyszedł poza teren ich domostwa, po czym teleportował się do Cromer. Wylądował przed miasteczkiem, ale to nie stanowiło dla niego problemu. Narzucił na siebie stary płaszcz, pod spodem miał swoją skórzaną kurtkę, roztrzepał włosy i nakrył je kapeluszem. Dodatkowo wysmarował sobie odzienie wierzchnie błotem i teraz prezentował się jak bezdomny albo jakiś pijaczyna. Co prawda nie waliło od niego alkoholem, ale to dało się załatwić.
Skierował się do portu. Kiedy w końcu się tam znalazł, zlokalizowanie „Królowej Sztormu” zajęło mu chwilę. O dziwo zacumowanych było sporo statków, ale to jednak „Królowa Sztormu” najbardziej rzucała się w oczy. Był to jeden z największych okrętów i pomimo że już się ściemniało, Tonks zauważył, że był to dość bogaty statek, świadczyły o tym ozdoby na burtach i dziobie. Gdyby nie list Thalii zastanawiałby się pewnie z czego słynie załoga tegoż okrętu. Wiedział jednak, że handel ludźmi jest bardzo dochodowym interesem, miał z tym styczność kiedy pracował w Wiedźmiej Straży i działał w portach.
Miał szczęście, udało mu się znaleźć na ziemi na wpół wypitą butelkę jakiegoś alkoholu. Raz dwa natarł resztką swój płaszcz, a także wziął kilka łyków, po czym skierował się w stronę statku. Nie zbliżał się do niego jednak za bardzo. Usiadł na ziemi opierając się o skrzynki stojące jakieś pięćdziesiąt metrów od statku i opuścił kapelusz tak by nie było widać jego twarzy, ale on mógł wszystko obserwować. Nie zwracał na siebie specjalnie uwagi, w porcie było wielu bezdomnych i żebraków, którzy chcieli coś ugryźć dzięki przebywających tu marynarzy.
Gabriel jednak skupił się na swoim celu. Obserwował pokład „Królowej Sztormu”, dokładnie wszystko analizując i zapamiętując. Co jakiś czas udawał, że pije z butelki by zapewnić wiarygodność swojej przykrywce.
Kiedy zapadła ciemność, załoga powoli zaczęła opuszczać pokład, schodząc na ląd.
- Ha Bill dzisiaj ty zostajesz, spokojnie nie będziesz sam. Harry i Rorry zostają z tobą. - zaśmiał się wielki, barczysty mężczyzna bez dwóch zębów na przedzie i z wielką blizną na twarzy.
Tonks skupił się na nim na chwilę, ale potem ponownie spojrzał na pokład. Zostawiali tylko trzy osoby na straży tak dużego statku? Albo byli tak głupi, albo tak pewni siebie, że nic im tutaj nie grozi, nikt nie zagraża. Moment później przekonał się, że czuli się tu jak pan i władca, kiedy osiłek przechodząc obok niego zamachnął się i sprzedał mu kopniaka w bok.
- Do roboty byś się wziął łachudro! - warknął i splunął na niego.
Gabriel zgiął się w pół i jęknął. Owszem, bolało jak diabli, dostał w żebra, ale nie na tyle by się od razu pokładać po ziemi. Przedstawienie jednak musiało trwać dalej.
- Wybacz panie… - jęknął zmieniając trochę swój głos by brzmieć na starszego, ale nie ruszył się z ziemi.
Odczekał chwilę, aż cała grupa odejdzie kawałek dalej i w końcu podniósł się do poprzedniej pozycji siedzącej rozmasowując obolały bok. Chciał jeszcze chwilę posiedzieć tu i poobserwować statek, zobaczyć w jaki sposób poruszają się ci co zostają na pokładzie. Wiedział, że chwila mu zejdzie, a chciał jeszcze zajrzeć do pubu, do którego udała się załoga. Nie mieli tu za dużego wyboru, więc Gabriel był przekonany, że skierują się prosto do pubu „Pod Czarnym Kocurem”. Spędził więc pod statkiem jeszcze dobre półtora godziny. Opłaciło mu się to, bo raz, że odkrył, że marynarze robią obchody do pół godziny i każdy z nich trwa średnio 15 minut. Zaczynali od pokładu, obchodząc go całego, ale nie zaglądając pod płachty czy nie wyglądając zza burtę. Pod osłoną ciemności i bardzo słabego oświetlenia w porcie udało mu się podejść na tyle blisko statku, że za pomocą udanego Oculusa, oko wleciało przed otwarty bulaj do środka. Dzięki niemu udało mu się poznać trasę patrolu pod pokładem. Na dole się rozdzielali i każdy patrolował inną cześć, jeden dziób, drugi rufę, a trzeci skierował się na środkową cześć pokładu, Gabriel domyślał się, że to tam pewnie znajdują się wspomniane przez Thalię w liście osoby. Nie zagłębiał się w to jednak, bo ni eto było dzisiaj jego pracą. Kiedy już upewnił się, że faktycznie każdy patrol wygląda tam samo, postanowił skierować się do pubu, by poznać zwyczaje załogi.
Po drodze schował płaszcz, bo przecież jak go wypierze to może mu się jeszcze przydać, tak samo kapelusz. Poprawił włosy by wyglądały jako taki, po czym poprawiając ubrania wszedł do „Pod Czarnym Kocurem”. Od razu uderzyło w niego wiele czynników, ciepłe powietrze pomieszane z zapachem alkoholu, wonią papierosów i smrodem potu. Tak, typowy obrazek w portowym pubie. Tonks nie miał problemu ze znalezieniem załogi „Królowej Sztormu”, nie trudno było wypatrzeć tego wielkiego osiłka, który go skopał przy statku. Blondyn jednak nie zbliżał się do nich, nie za bardzo w każdym razie. Zamówił sobie piwo i usiadł przy barze, gdzie odpalił papierosa i niby nic wytężył słuch. Marynarze siedzieli raptem dwa stoliki dalej, ale byli na tyle głośni, że słyszał ich bez problemu.
Biedne kelnerki biegały w tą i z powrotem, cały czas przynosząc im piwa i rum, nie pili Ognistej ani innego alkoholu, tylko piwo i rum. Tonks śmiał się w duchu, że to takie typowe. Ilekroć w przeszłości zadawał się z marynarzami, przemytnikami czy nawet piratami, zawsze pili tylko piwo i rum. W pewnym momencie odwrócił się by poprosić kogoś o papierosa i dzięki temu zobaczył, że grają w karty i siłują się na ręce, wszystko oczywiście na pieniądze. Hazard tez był w porcie popularny i to nie tylko w tym, w każdym tak naprawdę. Obserwował to wszystko przez chwilkę, a potem na nowo odwrócił się przodem do baru by nie dać po sobie nic poznać.
- Głośna ekipa, co? - zaśmiał się zwracając się do barmana.
- Taaa, ale płacą, więc ich nie wyrzucam. Pojutrze wypływają z tego co wiem, mówili coś o Francji. Szkoda, stracę dobrych klientów. - odparł mężczyzna za barem przecierając szklanicę ścierką.
- Faajnie, zawsze chciałem pływać, ale jakoś nigdy nie miałem okazji. - westchnął kiwając głową i upijając łyk piwa – Ej, a może by mnie przyjęli? - uśmiechnął się szeroko.
- No z tym kolego to nie do mnie. - barman pokręcił głową z rozbawieniem – To wesoła ekipa, więc możesz do nich uderzać. O, ten tam, to ich kapitan jego pytaj. - wskazał na mężczyznę, który schodził właśnie z piętra.
Gabriel odwrócił się i przyjrzał się kapitanowi. Był wysokim, postawnym facetem, z długimi, ciemnymi włosami i pokaźnym zarostem. Przez głowę przeszła mu myśl, że wygląda jak Czarnobrody, ale zostawił to dla siebie.
- Wygląda na groźnego typa.
- Ponoć jest groźny. Ale płaci, więc ja się nie pytam jaka jest prawda. - barman wzruszył ramionami, po czym podszedł do kolejnego klienta.
Gabs zaciągnął się papierosem i na spokojnie obserwował kapitana, jak ten podchodzi do stolika swojej załogi.
- O kapitan! Jak świetnie, że pan jest! Zapraszamy na partyjkę, jak ta ta laseczka? Dobra była? - zaśmiał się osiłek.
- Jasne, że była dobra, jak codziennie. Dobra Gary posuń się, kapitan wam pokaże jak się gra łachudry. - zaśmiał się „Czarnobrody” przysiadając się do gromadki.
- No tak, pewnie będzie za panem tęsknić. - zaśmiał się Gary tasując karty.
- Trudno. Za tą dostawę dostaniemy tyle pieniędzy, że każdy z nas będzie mógł taką mieć. Lafayet potwierdził odbiór i kwotę jaką nam zapłaci. - kapitan uśmiechnął się pod nosem, po czym zamówił u kelnerki kufel piwa, po czym siarczyście klapnął ją w tyłek.
Tonks na nowo odwrócił się do baru i zapamiętał dokładnie wszystko to co usłyszał. Nie opuścił pubu dopóki nie zrobili tego marynarze. Musiał wiedzieć co robią, jak i o której wychodzą. Liczył też, że może usłyszy jeszcze coś ciekawego. Przez resztę wieczoru padło jeszcze kilka haseł typu „towar”, „dobry interes”, „jak dobrze pójdzie to będziemy się tym zajmować”, „nikt nie będzie płakał po mugolach”, ale nic więcej co mogłoby Gabrielowi w czymś pomóc. Był jednak zadowolony, bo udało mu się zdobyć potrzebne informacje i będzie mógł na spokojnie przekazać je Thalii.
W efekcie końcowym do domu wrócił około 4 nad ranem, ale nie kładł się, od razu usiadł do listu do Wellers, musiał zdać jej raport.
zt
rzut na Oculus
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pub "Pod Czarnym Kocurem", Cromer
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Norfolk