Wydarzenia


Ekipa forum
Ukryte stoliki
AutorWiadomość
Ukryte stoliki [odnośnik]06.09.16 22:29
First topic message reminder :

Ukryte stoliki

Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...  W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ukryte stoliki - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ukryte stoliki [odnośnik]26.03.19 22:19
Kiedy jego mała siostrzyczka zrobiła się taka...dorosła? Michael zerkał na nią kątem oka, podziwiając jej opanowaną mimikę - widać pokerowe twarze były u Tonksów rodzinne. Czy też wyćwiczyła samokontrolę w Hogwarcie, wyzywana od szlam? Nie byli nigdy razem w Hogwarcie, skończył szkołę zanim Just ją zaczęła. Często pytał Just co słychać, ale zwykle o...dobre rzeczy. Jakoś nie rozmawiali o tych trudnych. Potem był zajęty kursem, potem pracą, potem rozjazdami...nadal rozmawiali, ale nie tak często jak kiedyś.
Żałował.
Just ani karczmarz nie mogli domyślić się jego emocji. Podobnie jak siostra, miał pokerową twarz.
-Przejmujesz się zdrowiem innych, czy własnym biznesem? - parsknął i przewrócił, dla zwiększenia efektu zastraszenia.
Karczmarz nabrał powietrze i wyłupił oczy niczym wyjęta z wody ryba, usiłując odpowiedzieć i znaleźć słowa. Aurorzy nie powiedzieli mu jak poważna jest sprawa, ale po ich zachowaniu i obecności poznał, że chodzi o coś poważnego. Nie umiał znaleźć właściwej wymówki i ewidentnie szukał słów odpowiedzi.
-Daruj sobie. - przerwał mu Mike. Mieli adres, to się liczyło. Karczmarz tolerował dealowanie narkotykami, a nie czarną magię, więc jego interes nie był już sprawą aurorów...ale Tonks niezwłocznie poinformuje o tym policję. Just obiecała, że jeśli łysy będzie kooperował to nie zajmą się sprawą dzisiaj ani osobiście. I tak miłosiernie dawali mu czas na ogarnięcie legalności własnego interesu.
Ledwo pohamował uśmiech, słysząc zdecydowanie siostry. Podobało mu się, że instynkt kazał jej sprawdzić wszystko od razu. Będzie z niej dobry auror.
Ruszył za Just pod wskazany adres, ale niestety nie znaleźli tam "Badyla." Drzwi otworzyła im jego gospodyni - mieszkanie było wynajęte. Kobiety nie mogli i nie chcieli o nic oskarżyć, ale słysząc, że są aurorami wpuściła ich do pokoju dilera. Nie znaleźli tam wielu rzeczy osobistych - Badyl ewidentnie używał pokoju tylko tymczasowo. Znaleźli i zabezpieczyli za to ślady srebrnego pyłku oraz puste torebeczki po narkotykach - zarówno mugolskiej kokainie, jak i Wróżkowym Pyle. Tyle na razie wystarczy. Nie spodziewali się, aby Badyl wrócił tu, podejrzewając aurorów na ogonie. Postanowili jednak sprawdzić to miejsce ponownie i zajść do karczmy znowu "w środę lub piątek." Jeszcze go dorwą.
Po całej akcji udali się do Munga, wyleczyć poparzenia po oberwaniu anomalią. Po wszystkim, Mike pogratulował siostrze akcji i poszedł z powrotem do Tower, napisać raport.

/zt



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Ukryte stoliki - Page 3 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]17.04.19 16:22
10.11?

Szczerze nie znosił tego miejsca. Było brudne i obrzydliwe, a zapach, który bezustannie atakował jego nozdrza, prawie przyprawiał go o mdłości. Nie dało się go zignorować - tak samo z resztą jak głośnych krzyków portowej gawiedzi, która jak co wieczór zebrała się w głównej izbie, aby wlać w siebie litry taniego, cienkiego jak popłuczyny napoju, kolorem przypominającego bardziej szczyny niż jakikolwiek porządny alkohol. Blat stolika, przy którym usiadł, lepił się nieprzyjemnie, więc Burke odpuścił sobie próby opierania się o niego. Wiele razy miał już do czynienia z podobnymi przybytkami, ba, część jego pracy polegała na tym, że musiał czasami odwiedzać takie miejsca, a jednak za każdym razem zastanawiało go to, jak człowiek mógł się tak nisko stoczyć. Mężczyzna, który właśnie w tej chwili odchylił się na krześle, by dopić resztki ze swojego kufla, po czym upadł na paskudnie brudną podłogę, nie mogąc nawet utrzymać równowagi, przypominał Burke'owi nędzną kreaturę. Ten poziom upodlenia dotknął jego samego tylko raz - nie z własnej woli, rzecz jasna. Ale nawet leżąc skulonym pod łachmanami w lodowatej celi Azkabanu, Burke wciąż posiadał więcej godności niż jegomość przy barze, który właśnie zwymiotował wszystko to, co wypił. Burke skrzywił się wyraźnie, odwracając wzrok w drugą stronę.
Wybrał miejsce na uboczu - stąd łatwo było obejmować wzrokiem cały lokal i najłatwiej wypatrzeć coś interesującego. Czy może raczej - kogoś. Mężczyzna westchnął, po raz kolejny przeczesując zgromadzone w przybytku tałatajstwo. I szczerze mówiąc, w tym momencie poczuł coś na kształt podziwu do swojej dzisiejszej informatorki. Za to, że była w stanie pracować w takich warunkach. Pijani mężczyźni zawsze opowiadali głośno o tym, o czym nie powinni, i na tym można było zarobić, ale jednak... gdy tylko Burke przekroczył próg Parszywego Pasażera, odniósł wrażenie, że brud przykleił się do jego ubrania prosto z powietrza. Pocieszał się tym, że informacje, które miał dziś dostać, są warte tego poświęcenia. W końcu udało mu się dowiedzieć czegoś o jednym z ostatnich skradzionych mu podczas pobytu w Azkabanie artefaktów. Nadal jednak nie wiedział, gdzie przebywała ta niepozorna, niewielka skrzynka - i miał szczerą nadzieję, że usłyszy odpowiedź na to pytanie w szepcie kropel deszczu.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]15.09.19 20:49
15 stycznia

Parszywy Pasażer nie był dla Willa obcy. Bywało, że wśród tych okropnych klimatów przesiedział kilka dobrych godzin, by sprawdzić czy w warunkach skrajnych uda mu się znaleźć inspirację do czerpania z kolejnych ciągów myśli, których nie spodziewałby się spotkać w żadnym innym miejscu. Czasami obcowanie z ludźmi pomagało. No, przynajmniej czasami. Cattermole gdzieś w głębi duszy był tylko kolejnym zamkniętym w swoim świecie dzieckiem, które miało swoje głupie, dziecięce marzenia. On też miał marzenie - wyjść ludziom naprzeciw z czymś, co niesamowicie ułatwi im życie. Jednak nie powinien zaczynać od sfer wysokich, ale tych przystępnych, myśląc o czymś, co zupełnie zrewolucjonizuje świat. Zmieni postrzeganie i myślenie następnych pokoleń... Tylko pytanie, co mógł stworzyć. Tutaj własnie szukał inspiracji - siedząc przy stoliku, czasami odganiając jakichś natrętnych klientów swoją niebywałą innością. Tak właśnie (chyba) zaprzyjaźnił się z barmanką. No, przynajmniej chciała poświęcić trochę czasu, żeby go posłuchać, nie sądząc jeszcze, że mężczyzna się tak odpali. A odpalił się wtedy mocno i intensywnie. Biedaczka.
Dzisiaj jednak nie przyszedł tutaj, by opowiadać o swoich wynalazkach, toku myślenia czy innych rzeczach, które nikogo tutaj nie obchodziły. Nie, dzisiaj przyszedł, o dziwo, na wezwanie. Mężczyzna o aparycji kogoś, kto kompletnie nie przypomina człowieka prawiącego się tym, co miał wykonać. Nawet klienta tego baru zupełnie nie przypominał - w białej koszuli i niewyprasowanych spodniach, z bujnymi włosami w kompletnym nieładzie. Nie dało się pomylić go z kimkolwiek innym. Skierował się najpierw do baru, gdzie spodziewał się ją spotkać - przeuroczą dziewczynę, o przesłodkim uśmiechu. Tak przesłodkim, że podejrzewał, że ta chce go gdzieś zwieść. Nie ufał nadmiernej uprzejmości.
- Phil? - Zaczepił, widząc, że ciemnowłosa czyści kufle, odwrócona do klientów plecami. Jego spokojny, niski głos brzmiał zupełnie inaczej niż kolejne wezwanie pijanego żeglarza, który zapewne poprosiłby o piwo, a następnie zdzieliłby w tyłek i cieszył się, jakby kobieta miała być tym zachwycona. Prostackie? Nie jemu oceniać. I trochę go to nie obchodziło. Wprawdzie Prorok Codzienny, teraz nielegalny, dudnił o jego nazwisku jako o bohaterskim, wcale bohaterem się nie czuł. Nadal był tak samo zamknięty i spokojny jak zawsze.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]17.09.19 1:03
Mądrze było nie ufać urokom barmanek w Parszywym. Nie były posłusznymi podnóżkami wędrującymi w podskokach do wulgarnego oprycha, kiedy ten tylko kiwnął swoim tłustym paluchem. Wydawały się często kruche i uległe, ale to tylko wygodne pozory. Tak naprawdę każda z pracujących tu dziewcząt okazywała się zdolna. Jeśli chciała przetrwać w tawernie, nie mogła być lekką kukłą możliwą do obalenia pod naporem byle awanturnika. Musiała się także oswoić, przyjąć na siebie część trudnej aury panującej śmiało w lokalu. Portowe łby, włażąc pod ten wątpliwy dach, wnosiły swoimi ubłoconymi buciorami coś więcej niż tylko zapach gnijącej ryby, coś więcej niż silny odór męskiego potu – wnosiły część tradycji, której bezpieczną przystanią stawał się właśnie Parszywy. Lokal scalał przybywające z różnych krain załogi, które potrafiły połączyć się w jednej, żarliwej pieśni lub też w ciągu tej samej nocy stoczyć bijatykę na śmierć i życie. Tu między szparami namokłych desek rozwijała się historia spisywana każdym wybitym zębem i każdą przelaną beczką rumu. Philippa i pozostali pracownicy byli jej częścią. Jeśli ktoś tego nie czuł, z pewnością nie mógł zabawić zbyt długo pod okiem zerkającej z obrazu figlarnej syreny. Obowiązki Moss nie kończyły się jedynie na szorowaniu klejących blatów i przyrządzeniu mocnych drinków. Gdy zbierała z kątów porzucone kufle, przysłuchiwała się również tym ściszonym głosom. Gdy obierała psujący się owoc przy barze, pocieszała udręczonego pijaczynę, przy okazji ciągnąc go za język. Wiele wiedziały dziewczęta pani Boyle. Te informacje same na siebie zarabiały. Pasażer istniał jako centrum całkiem intrygujących kontaktów, a  w ciemności, pod stolikiem osmolone łapska dopełniały podejrzanych transakcji. Właśnie tak wyglądały wieczory w tawernie. Teraz jednak było zbyt wcześnie, by gęsty gwar zdołał przeszkodzić jej myślom.
Układała na blacie kufle, wycierała wilgoć niespecjalnie czystą szmatą i korzystała ze spokojniejszej chwili. Musiała zrobić jak najwięcej, nim nastanie wieczór i zaleje ją znów fala błyszczących spojrzeń i niespokojnych łap. Słyszała kroki. Nie mogła ich nie słyszeć. Czujności nauczyła się jeszcze zanim dotarła do Pasażera. Obróciła się gwałtownie dość w stronę owego jegomościa. Zawiesiła na nim oko, wyłapując wszelkie elementy niepasujące do postaci.  
– Wreszcie jesteś, Cattermole – powiedziała żywo i na koniec zacmokała. Porzuciła szmatę i zrobiła krok w jego stronę, ale bar wciąż ich dzielił. Cieszyła się, że wpadł. Kuchnia działa fatalnie, dokuczliwy los postanowił sobie zakpić z nich, a tego wieczoru spodziewali się tłumów. I właśnie dlatego potrzebowała specjalisty, kogoś, kto nie bał się ciasnych przestrzeni. Kogoś, kto wiedział, skąd się właściwe brała woda w rurach. – Trzeba się zająć pewną rurą. Chcesz zajrzeć tam od razu, czy pozwolisz mi poczęstować cię czymś mocnym? – zapytała konkretnie, uznając, że akurat nie jest to najlepszy dzień na słodko-gorzkie pogaduszki. Zastukała lekko paznokciem w blat gotowa w każdej chwili przyszykować mu porządnego kielicha. Ktoś, kto pomagał tawernie, nie musiał obawiać się tradycyjnych portowych sikaczy. Niemniej sprawa była pilna, a Phils czuła już pod skórą echo nadchodzącej katastrofy. Sama jednak przy tego typu kłopotach mogła tylko załamywać ręce, ale liczyła na to, że ten typ faktycznie potrafił zaradzić.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]03.12.19 2:06
To nie powinno być dla nikogo dziwne, że właściwie sam Cattermole nie uważał, żeby jakakolwiek kobieta była tylko delikatną, słodką istotką, do chronienia i głaskania w samotne dni czy też noce. O nie, pod tymi czuprynami długich włosów, które jednym machnięciem potrafiły zwalić z nóg zazwyczaj kryła się prawdziwa harpia, która tylko czekała na złowienie kolejnego głupka. Czy to na pierścionek, założenie rodziny czy choćby głupie postawienie jej obiadu. Nie, żeby nienawidził kobiet czy coś. Skądże, uważał je za element życia, który potrafi go niezmiernie ubarwić. Traktował je jednak na dystans, biorąc w nawias każde słowo i każdy gest, które wykonywały w jego stronę, tak, by zachować bilans relacji. Jeśli dana dama chciałaby od niego czegoś to należało się mu czymś odwdzięczyć. A czym i jak to już zależy od kontekstu sytuacji.
Tutaj nie było inaczej. Przybył na wezwanie ratunkowe, ponieważ doskonale wiedział, że będzie miał z tego pewien profit. Choćby to, że od tego momentu nie będzie musiał obawiać się, że nie podadzą mu rozcieńczonego z wodą rumu, bo stawał się prawdziwym przyjacielem lokalu. A on szczerze gardził rozcieńczonym alkoholem.
Na samą Moss zerkał na wpół sceptycznie, a na wpół bardziej przyjaźnie niż zazwyczaj patrzył na innych ludzi. I nie było w tym żadnego podtekstu - przyszedł tutaj w celu naprawy problemu i nie miał zamiaru zabierać więcej niżeli trochę lepszą reputację. - Nie mógłbym Ci odmówić. - Posłał jej swój skrzywiony lekko uśmiech. Choć do Alvaro było mu daleko, to przez lata nauczył się jak działają interakcje społeczne, nawet te z płcią piękną. W dodatku Shelly zrobiła mu niezłą szkołę życia. - Biały rum, jeśli byś mogła. - mruknął i zajął miejsce przy barze, żeby nie męczyć nóg za bardzo, bo przecież po co. Nie był jakimś wielkim specjalistą od rur, ale przecież Parszywy wcale nie szukał specjalisty. Szukał człowieka, który zrobi to szybko, najlepiej bez brania jakichś wielkim albo najlepiej żadnych pieniędzy, a naprawdę niewielu czarodziejów zajmowało się naprawą jakichś instalacji. Porównując go do standardowego klienta lokalu to był mistrzem naprawiania tych okropnych rur. Kiedy dostał w końcu kielicha ze schłodzonym alkoholem, wypił go szybko, duszkiem i jedynie ocierając usta rękawem, zszedł ze swojego miejsca. - Dobra, zabierajmy się do pracy. - Nie ma co przesadzać, nie? Jak się uwali w sztok jeszcze przed całą akcją, pewnie spowoduje jeszcze gorsze szkody niż korzyści.
Szedł za Phil grzecznie, pozwalając, by pokazała mu gdzie leży problem. Jednocześnie podziwiał widoki, dyskretnie. Przypominało mu to jak dawno nie był na randce i właściwie mógłby wykorzystać trochę swoją bohaterską pozycję, żeby gdzieś się zakręcić.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]03.12.19 18:24
Połączył ich interes. Odpowiedział na wezwanie Pasażera, dobrze wiedząc, że Moss zadba o to, by jedyną zapłatą nie był biały rum. To powinien być tylko miły dodatek, przedmowa do całej opowiastki o przepychaniu bardzo zapchanych rur. Odrobina alkoholu we krwi mogłaby dodać mu mocy, rozluźnić nieco umęczone mięśnie w codziennych bojach. Merlin jeden wie, co ten chłopak robił, czym się trudnił na co dzień, ale skoro miał tak magiczne ręce i nie straszne mu były sekrety kanalizacji, to przecież nie siedział spłoszony pod jakimś schodami i nie bawił się w inteligenta zapatrzonego w nudną księgę, podniecającego się nierealnymi wizjami. W jej wyobrażeniu musiał działać, skoro nadążał za tym postępem, skoro nie straszne mu były magiczne czy tam mugolskie narzędzia. Skoro nie bał się też odpowiednio uśmiechnąć do pięknej kobiety.
Oczywiście, że nie mógł odmówić. Phils umiała ładnie poprosić, tu i tam przesunąć palcem, tutaj obniżyć głos, a tam rzucić wielkim komplementem dla niezawodnej męskości. Zwykle działało. Cattermole wyglądał na sprytniejszego od swojego brata, ale dalej był mężczyzną. Miłe przekomarzanki musiały zaowocować. W końcu stawił się tutaj, spiesząc (oby) z pomocą. W tawernie gromadziło się mnóstwo energii, sprzeczały się ze sobą różne stanowiska, dochodziło do starć gorących dusz, w tawernie sztorm przelewał się przez popękane okienka, a woda wzburzała się co rusz. Żaden strumień nie lubił, kiedy zamykało się mu drogę. Najwyraźniej tutaj problem był podobny, a gromadzące się rzeki mogły wkrótce doprowadzić do wielkich szkód. Morskie wilki przeżyłyby potworne rozczarowanie, zastając pod wrotami tabliczkę z informacją o zamknięciu. Przecież byli czarodziejami, a ten problem wydawał się nad wyraz mugolski. – Smakowity rum dla naszego bohatera – kiwnęła głową, chwytając w dłoń jedną z dokładniej wypucowanych szklanek. Zwykle jej się nie chciało aż tak dbać o szkło. Sięgnęła po odpowiednią flaszkę i przelała rum, wprawnie, z finezją. Tu niczego nie musiała dodawać, tu niczego nie musiała rozwadniać. Wyśmienity rum przypłynął z dalekich stron, a teraz mógł rozgościć się w szkle Williama. Podsunęła mu naczynie. On chciał forsy, ona chciała naprawienia problemu, ale kto powiedział, że przy tym nie wolno im  oddawać się towarzyskim wariacjom? Powinna jedynie stać z boku i podziwiać mężczyznę, który zaraz zacznie pracować? O nie, to nie w jej stylu. Z nieco miękkim, rozanielonym spojrzeniem obserwowała, jak spijał alkohol. – Bez tego nie pozwoliłabym ci zacząć, Williamie oświadczyła kokieteryjnie, a wkrótce już prowadziła go do miejsca zbrodni, dramatycznego urazu wodnych ścieżek. Widoki, owszem, były, a Moss poniekąd lubiła być podziwiana, choć oczywiście nie przez każdego. Gdy szli, na moment obróciła do tyłu głowę, spoglądając na niego trochę zaczepnie. Wciąż za nią szedł?
Wkroczyli do rozgrzanej kuchni, a tam ponad parującymi garami w kącie obnażała się przed nimi rura, długa, gruba i pulsująca z niemożności rozpłynięcia się, pęczniejąca. Zatkana, odcinająca pomieszczenie od źródła czystej wody. Musieli pozyskiwać ją z innych miejsc, a to spowalniało całą pracę tawerny. Gary przecież nie zapełniały się same. Krany nie chciały kapać, a rura milczała. – To ta – oświadczyła Moss, wskazując dłonią na winowajczynię. – Tak nam się zdaje, od dwóch dni nic, to jakiś dramat – mruknęła, zdradzając swoje niezadowolenie. – Wierzę, że będziesz umiał się nią zająć.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]13.12.19 23:07
On doskonale wiedział, że wyglądał od Steffena o wiele sprytniej, pewnie dlatego, że potrafił lepiej odsiewać słowa. Nie musiał mówić wszystkiego co myśli, ale jego brat chyba tego nie rozumiał. Brakowało mu też tej naiwności i przedziwnego rodzaju podziwu, którego kompletnie nie rozumiał. Zwłaszcza, gdy był skierowany wobec niego. On wiedział, że Prorok trochę ogłosił go jakiegoś rodzaju bohaterem, ale on tam się przypadkiem znalazł i w dodatku przez znaczą większość czasu nie wiedział co się dzieje, zaklęcia latały znikąd, a w dodatku jeszcze wypił przed całą akcją trochę whisky. Wiedział tylko tyle, że po całej akcji bolała głowa i ramię. Cóż, ale to był magnes na fajne dziewczyny. Dlatego było warto!
Zauważył, że ten rum był lepszy niż ten, który dostawał kiedyś, serwowany przez Philipę nim miała do niego jakiś biznes. Musieli nieźle ciąć koszty na jakichś nieznanych im klientach, więc kobieta jeszcze bardziej zachęciła go do pomocy. Bo wiedział, że będzie z tego jakiś profit. I może jakieś fajniejsze zakończenie wieczoru? Skoro już wyszedł z domu, może będzie okazja spędzić go z kimś na jakiejś nawet głupawej rozmowie. Ostatecznie sądził, że chociaż pewnie miała dużo do powiedzenia, to o zawiłościach numerologicznych i ich związku z tworzeniem zaklęć o podłożu mentalnym to sobie z nią nie pogada. Kiedy próbowała zagaić jakiś niewinny komplement, aż uśmiechnął się znad szklanki. Szedł za nią z wiadomych powodów. Miał co obserwować przez chwilę, ale nie jakoś specjalnie nachalnie, bo gdy się do niego odwróciła, nie miała prawa nawet zauważyć, co mogło się dziać w tej rozczochranej męskiej głowie.
Kuchnia przyjemna nie była. Naprawdę sądził, że od samego wnętrza lokalu już nie było gorszego miejsca, ale grubo się pomylił. Tutaj było znacznie gorzej. Gorąco, z garnków wkurzająco parowało. Aż zdjął z siebie marynarkę w kratę, którą nosił cały czas. Bo tak, nie ubierał się jak pan do pracy hydraulicznej, ale niech się nie czuje wyjątkowa - on się tak ubierał zawsze. Otoczył swoim analitycznym wzrokiem tę niebezpieczną rurę. No rura jak rura, wyglądała całkiem normalnie. Will zakasał rękawy niewyprasowanej koszuli. Rzadko zajmował się takimi sprawami... Ale chyba wiedział jak sobie z tym poradzić. Najpierw dotknął miejsca, które wydawało się ogniskiem całego problemu. - Jest po prostu zatkana. Stado puffków tam wrzuciliście? - Przewrócił oczami. - Jasne, przyznaję, że jestem niezły w zajmowaniu... się. Nie tylko rurami. - W towarzystwie łagodnego uśmiechu puścił jej sugestywne oczko. Odsunął się kawałek od rury i wyciągnął różdżkę. - I właściwie... Nie mam na imię William, słoneczko. - Znowu posłał jej swoje bardzo zwyczajowe spojrzenie. Takie, które często potrafiło do niego przyciągać, choć sam nie wiedział do końca czemu - bo mówiło tyle, że na pewno nie wiedziała o nim wiele, jednocześnie sugerując, że powinna się dowiedzieć, bo to niesamowicie ciekawe. Czy w rzeczywistości takie było? To już mogłaby sama ocenić. Chrząknął pod nosem, żeby pozbyć się chwilowej chrypy. - Waddiwasi. - Rzucił zaklęcie prosto w rurę. Ta niebezpiecznie zachrzęszczała, przez co poczuł aż jak mu się lekko włoski na karku jeżą. Niedobrze...
Rzeczywiście, najwyraźniej zaklęcie trochę źle zinterpretowało jakie miejsce ma odetkać, bo rura pękła z gruchotem pryskając w nich od razu niemal wodospadem lodowatej wody (na szczęście czystej, bo by to wszystko pierdolnął), ale cóż, chyba przewidział do jakąś sekundę wcześniej, bo zdążył stanąć dokładnie między nimi, pozwalając, żeby większość wody spłynęła po jego plecach. A w sumie trochę żałował, nieźle by wyglądała w całkowicie przemoczonej koszuli.
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]16.12.19 10:49
Podejrzewała, że cały problem mógł być ledwie błahostką, z którą taki specjalista poradzi sobie dość szybko, a do której zbliżyć się nie potrafiła żadna prosta barmanka. Phils nie bała się sięgnąć po jakieś techniczne wyzwanie. Sama, gdy magia już nie działała, sięgała po młotek i zwinnymi paluszkami zagłębiała się w odpowiednie miejsca – czasem działało. Brudziła sobie ręce bez większego marudzenia, bo często nie było już czasu ani funduszy na ściąganie z serca Londynu kolejnych specjalistów. Dlatego też dbała o odpowiednie znajomości. Przez lata zdołała się przekonać, że parę uprzejmych komentarzy w niedługim czasie może okazać się na wagę złota. Był tutaj, prawda? A mógłby w tej chwili pieścić się z jakąś dziewką w wannie zamiast zajmować się czyimiś pozapychanymi rurami. Pieniądz czekał, owszem, ale czasem okazywało się, że to za mało, by ściągnąć kogoś do dokowych odmętów. Ostatecznie uzyskałaby też dość łatwo pomoc od miejscowych robotników, ale bywały takie momenty, kiedy wolała jednak nie zapuszczać się w te rejony. Oni byli swoi, ona dla nich była swoja, ale niektórzy mieli zbyt bujną wyobraźnie, a gdy po kilku dniach wstępowali do Parszywego, lubiła się ona rozniecać jeszcze bardziej. Padło na Willa. To chyba dobrze. Boyle będzie musiał sypnąć groszem, jeśli chce, by jego kuchnia pracowała. Bez wody się nie da, po prostu.
O tak, atmosfera dość gorąca, w dodatku nieznośnie sucha. Z przyjemnością jednak obserwowała mężczyznę przy pracy. Mogłaby mu podać szklankę wody… No nie, jeszcze nie za bardzo mogła. Ciekawska Cristina wychyliła się z pomiędzy garnków i zacmokała na widok młodego mężczyzny oceniającego tak fachowo problem. Phils nawet na nią nie spojrzała, choć była wdzięczna, że stara hiszpanka choć przez chwilę nie gęgała jej do ucha. Pani Boyle ufała Philippie, a ta chciała mieć pewność, że problem jednak da się rozwiązać – sprawnie i ostatecznie. Za godzinę lepkie ławy w tawernie wypełnią się głodnymi wilkami morskimi, a wtedy czasu już zabraknie. – Zatkana? – podpytała zdziwiona, trochę też się nachylając w kierunku rury, jakby chciała przyjrzeć się miejscu, które dotknął. – Stawiałabym raczej na gniazdo szczurów,ale one chyba nie pływają – stwierdziła po chwili, ale bez większego grymasu. Przecież kręciło się ich trochę po piwnicach. Myślała nawet, czy by nie wynająć jakiegoś dzieciaka do wyłapania ich, ale finalnie przestała się tym przejmować. Póki szczury nie pływały w beczkach z winem, w zasadzie nikomu nie przeszkadzały. Do piwnicy przychodziła tylko obsługa, a gryzoni nie było też jakoś rażąco dużo. Uniosła jednak brwi, myśląc przez chwilę o powodach tego zaskakującego… zatkania. Komentarz Willa jednak przerwał te szczurze rozważania. Przekręciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się czarująco. – Nie wątpię… – dorzuciła z uznaniem. Potrafiła sobie wyobrazić, że kobiety doceniały tak wprawne dłonie. Nie był brzydki, wydawał się ogarnięty, żaden niedomyty pijus i, co więcej, przejawiał rozmaite talenty. O tak, mógł się podobać, ale Moss, choć zdolna do słodkich dialogów, tego dnia skupiła się jednak na wsparciu swojego eksperta i czarowała… tylko trochę. Przecież nie powinien się rozpraszać!
– Nie William? Więc cóż to za przydomek? Jak naprawdę masz na imię? A może to sekret? – podpytała natychmiast wyraźnie zainteresowana tym tajemniczym ziarnem, jakie jej właśnie podrzucił. Wcale się nie zdziwiła. Sama przecież niedawno zmieniła imię, by móc odgrodzić się od niewygodnej i przykrej przeszłości. Wraz z nowymi papierami narodziła się nowa osoba. Rozumiała więc.
Zmrużyła oczy, gdy padło słowo zaklęcia, a potem odruchowo zrobiła krok w tył, gdy tylko rura zajęczała. Właśnie tak to miało działać? Popatrzyła na majstra z nutą obawy, a chwilę później potok wody zmoczył jego wdzianko. Koszula zlepiła się z ciałkiem, w kuchni zawrzało. Gdzieś od tyłu musnęło jej uszy pogardliwe parsknięcie Cristiny. Phil poczuła na nosie kilka zimnych kropelek, gdy Will się poruszył. Nie umknęło jej uwadze, że bohatersko ją osłonił. Z czułością przesunęła spojrzeniem po mężczyźnie. – Jesteś taki mokry… – zauważyła jakże odkrywczo i cmoknęła niby zasmucona. – Chciałabyś się rozebrać i wysuszyć, czy próbujemy dalej? – zapytała na koniec trochę niepewna, bo ostatecznie nie do końca wiedziała, czy ten czar… jakkolwiek wsparł ich sprawę. Dłonią jednak przesunęła po wilgotnej piersi Willa. Może jednak powinien zdjąć koszulę? Podarowała sobie póki co komentarze na temat jego techniki. Niezły początek.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]22.12.19 22:35
Wielu ludzi z jego wykształceniem zapewne okropnie obraziłoby się za przekazanie tak niewdzięcznego zlecenia jak to tutaj. Ostatecznie w końcu był numerologiem - tej sztuki czarodziej uczy się by pokazać światu swój niewybredny kunszt w naginaniu magii - tworzeniu nowych zaklęć, świstoklików, eliksirów. W przepychaniu jakiejś głupiej rury nie było nic kreatywnego ani ciekawego. Jednak on trudnił się też majsterkowaniem i grzebanie przy żelastwie to zawsze było jego hobby. Jeśli mógł z tego skorzystać tutaj, czemu by nie spróbować? Niewielu miał znajomych, który mógł pomagać. Część z nich już dawno postanowiła oddać się niewolnictwu do końca życia. To znaczy, ożeniło się. Reszta to z kolei pracoholicy, a ostatnia część to już Ci, którym światopoglądowo było Willowi najbliżej. Choć całe dzieciństwo trzymał się wśród porządnych dzieciaków, ostatecznie okazało się, że coraz częściej przychodzą mu do głowy rzeczy typowe dla łobuza, jak to mówiła jego mamusia. Stał się mniej odpowiedzialny, bardziej ekscentryczny, więcej pił i w innym towarzystwie się obracał, ale nigdy nie miał tendencji do tego, by w końcu stoczyć się na dno. Praca połączona z pasją zawsze trzymała go wyprostowanego, sprawiając, że zupełnie zapominał o jakichś tam głupotach typu... alkohol. Ale o papierosach nigdy nie zapomni. Nie pamiętał już jaki smak ma powietrze bez nikotyny.
Uniósł lekko ramiona, odsuwając od ciała łokcie, czując jak woda zbiera się na krawędzi mankietów koszuli, aż w końcu potrząsnął nimi, porcję płynu rozpryskując odrobinę, by chociaż jego dłonie stały się nieco mniej ociekające wodą. - Kurwa. - Syknął niezadowolony. Najwyraźniej zaklęcie źle zinterpretowało miejsce, w którym powinno się odetkać. Woda nadal płynęła z rury, jednak ciśnienie pierwszego uderzenia znacznie zmalało. Will przetarł kark z niezadowoleniem, średnio lubił porażki, choć przyzwyczajał się do tego, że są częścią procesu poznawczego. Przynajmniej próbował się z tym pogodzić, ale byłoby o wiele łatwiej, gdyby po prostu się udawało. - Nie William. To nie sekret. Moje imię po prostu niekoniecznie brzmi. - Powiedział z rozbawieniem. Miał do tego dystans, ale gdyby wszyscy zwracali się do niego pełnym imieniem to chyba oszalałby w ciągu jednego dnia. - Mam na imię Willric. - Odpowiadał, podkasując rękawy swojej koszuli. Spojrzał na jej dłonie tak ładnie przesuwające się po jego koszuli, zupełnie mokrej, przez co ciasno przylegała do skóry i wydawało mu się, że mógłby poczuć jej linie papilarne. Musiał przyznać, że ze swoim sarnim urokiem mogła być naprawdę skuteczna. On nie nalezał do mężczyzn, którzy nie zauważali kobiecych gierek, co nie zmienia faktu, że często im się poddawał dla czystej gry. - Jak teraz będziesz chciała mnie rozebrać, to jestem pewien, że już tego nie skończyć. Ale podaj mi peta, moje przemokły. - powiedział, już nieco bardziej zdecydowany, a mniej skupiony na samej Phillipie. Bo mogli się bawić w podchody jak gładko szło, ale teraz ta rura próbowała go pokonać. - Arresto Momentum. - Machnął różdżką, by na chwilę spowolnić przepływ wody tak, żeby mu nie przeszkadzała. Przyjrzał się dokładniej dziurze i znalazł źródło zatoru - jakieś dziwne, czarne kłaki zajmujące całą szerokość swojego miejsca. Wsunął więc różdżkę w szczelinę i tak precyzyjnie jak umiał wystrzelił zaklęcie: - Reducto. - Wydawało się, ze nic się nie stało, jednak dało się usłyszeć, że woda w kuchni zaczęła lecieć... Tylko spowolniona. Wystarczyło już tylko rzucić Reparo na całość i sprawa załatwiona! Prawda?
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]27.12.19 20:48
Nie przyjmowała tej fontanny wody jako porażki. Technologia nawet, a może szczególnie, w obliczu magii bywała bardzo zwodnicza. Phils wyobrażała sobie, jak bardzo na przekór jego założeniom zadziało to zaklęcia. Sama woda zaś przecież trwała w wiecznej ciasnocie, a zakorkowana nie znajdowała już żadnej drogi ucieczki, a gdzieś musiała płynąć. No i popłynęła – prosto w tego wielkiego fachowca. Podłość rzeczy martwych. Will nie był z cukru, a i zapewne nie był to pierwszy razy, kiedy moczył się, walcząc z zawadiackim żywiołem. Dobrze, że strumień, choć nie taki mały, nie miał w sobie tyle mocy, aby zdemolować całą tawernę. Nagle wydał jej się śmieszny widok lokalnych piratów topiących się po łydki w pozalewanym Parszywym. Jak wielu z nich nie umiałoby w porę uciec? Czuła, że Will wie, co robi i niespecjalnie przejmowała się tym niekontrolowanym wytryskiem. Tym bardziej, że po wszystkim wciąż prezentował się dość okazale. Energia żywiołu ustała i zaraz znów będzie mógł wrócić do pracy, choć teraz nie umiała powstrzymać własnej dłoni lepiącej się do jego klatki piersiowej. – Brzmi bogato, jakbyś był jakimś dzianym typkiem urodzonym w pałacu, Willricu. A może jesteś, hm? – podpytała zaczepnie, wyobrażając sobie, że oto stoi przed nią królewicz od siedmiu boleści, któremu znudziło się życie na salonach. Czy nie tak żyła czarodziejska elita? Chociaż nikt z wielkich paniczków na pewno nie tknąłby rury. To złe wizje. Will…ric to swój chłop, żaden wymuskany pucuś. Palcem zaczepiła sobie o miejsce między dwoma guzikami koszuli i prawie dotknęła nagiego skrawka skóry. W cieple kuchni nie powinno być mu zimno – nawet jeśli stał przemoknięty w kałuży lodowatej wody. – Podoba mi się to imię – przyznała po chwili namysłu, kiedy już prawie rysowała wzory na przylepionym do jego ciała materiale. – Wydaje się, że ma jakąś historię. Jak moje – zauważyła nagle pewne powiązania. Bo czymże jest kolejna Ania i kolejny Will w morzu takich samych Annie i takich samych Willów? W ściśniętym świecie pełnym nieustannie powielających się liter można było odnaleźć niebanalne wyjątki. Philippa brzmiała inaczej. Willric przestawał być po prostu Willem. – Ale ty chyba wolisz Willa, prawda? – zapytała z nutą pewnego zawodu. Dla niej imię oznaczało punkt zmiany, dopisanie nowej przeszłości, nowej przyszłości, zerwanie z płytkim, suchym okresem, który nie znaczył nic. Ale czy na pewno?
– Gdybym chciała cię rozebrać, to nie dzieliłabym się tymi widokami z Cristiną – przyznała, robiąc krok w tył, by sięgnąć do półki, na której drzemała przykurzona paczka fajek. Pewnie należały do Penelopy, chociaż nie dałaby sobie ręki uciąć. W każdym razie leżały tutaj, czekając na zbawienną iskrę. Stara Hiszpanka zmierzyła ją ciekawskim spojrzeniem, a potem znad gara skontrolowała także postać owego majstra. Wróciła jednak do zajęć, mamrocząc pod nosem coś w swoim języku.
– Są twoje –
odparła wciskając mu paczkę w dłoń. Ognia nie potrzebował. Wokół wszystko w płomieniu się grzało, a i miał przecież różdżkę. Chyba że wolał stare, dobre sposoby od braci mugoli. – Skończ to, a potem zobaczymy – rzuciła tajemniczo, choć ze słodkiej fantazji głos wracał na drogę władczego konkretu. Sparaliżowana kuchnia chciała odrodzić się na nowo.
Założyła dłonie na ramionach i obserwowała dalsze zmagania Willa. Wyglądało na to, że niedawna katastrofa nie zdołała wytracić go z rytmu. Rzucał zaklęciami, a wkrótce woda popłynęła i z kranów. – No, no. Więc to już? – spytała, widząc, że ta tura ewidentnie należała do niego. – Co blokowało przepływ?  – Zbliżył się do rury i popatrzyła na nią zaciekawiona.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]09.01.20 2:33
Słowa Phillipy zwyczajnie go rozbawiły. Daleko mu było do paniczyka z dobrego domu, choć nie musiał narzekać na to, że w jego domu kiedykolwiek się nie przelewało. Żyli... Średnio. Zupełnie normalnie. Aż dziw brał, że taki oszołom mógł wyjść z tak porządnego domu jaki był jego rodzinny dom w Framlingham. Dzieciństwo dobrze wspominał, matka zawsze starała się dotrzymać kroku w tej przedziwnej gonitwie za magią, choć nie zawsze jej to wychodziło. Ojciec czasami nie wytrzymywał z pomysłami syna, niejednokrotnie został wytargany przez to za ucho. Nic dziwnego, że po takiej porcji doświadczeń zdecydowali się na następne dziecko dopiero po odpowiednim odchowaniu starszego syna. I tak pojawił się Steffen - znacznie grzeczniejszy z braci. Obaj jednak poszli swoimi drogami, a Will uważał rodzinę za obowiązek do odwalenia. Wiedział też, że jeśli będzie prowadził młodego za rączkę ku wielkiemu światu, nic się on nie nauczy. To było życie Steffena, jego sprawy, jego potrzeby, po co miałby się w nie specjalnie mieszać... - Niespecjalnie. Moi rodzice prowadzą szklarnię z mandragorami i innymi tego typu... roślinkami. W środkowym Suffolk. - Chciał chyba tutaj podkreślić, że nieco już odsunął się od rodziny. I rzeczywiście nigdy nie chciał żyć na ich osiągnięciach. Nie chciał dziedziczyć rodzinnej szklarni. Chciał sam dorobić się uznania dla swojego nazwiska. I miał zamiar to osiągnąć, nie było innej opcji. Kiedyś stanie się sławny... Na pewno. Osiągnął w końcu już pierwszą sprawę w tej kwestii - nie bał się magii. Nawet gdy z jej powodu miał miliony blizn, małych i dużych. - Bo ma. To drugie imię mojego dziadka. Ale żeby było zabawniej, drugie imię też jest... z podobnej kategorii. Jakby jeszcze dorzucić do mojego nazwiska coś w stylu "trzeci" brzmiałbym jak jakiś buc z wyższych sfer. Wyobrażasz to sobie? - Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy wyprostował się, odpalając jeden z papierosów (z resztą strasznie mocne były i trochę... średniej jakości) swoją różdżką. Zaciągnął się powolnie i po wypuszczeniu dymu uniósł dłoń teatralnie, przesuwając nią w powietrzu. - Willric Leobwin Cattermole III, lord niczego. - Uśmiechnął się do siebie ponownie, tym razem z lekką ironią wypisaną na twarzy, usta miał delikatnie zaciśnięte. - Tak, wolę Will. - Nie chciał też tego zostawić bez komentarza, więc cóż, zaczął opowiadać. - Miałem wrażenie kiedyś, że gdy ludzie zwracają się do mnie pełnym imieniem, traktują je jako pewną karykaturę. Zacznę się tak przedstawiać, gdy będę sławny, bogaty i szanowany. I każdy będzie wymawiał moje imię z podziwem. - Choć w jego głosie wybrzmiała nutka dystansu, mówił zdecydowanie poważnie. Ambicja to też jeden z kroków do osiągnięcia celu? Zapewne. Zawsze ciekawiło go jak trudne zadanie miała Tiara Przydziału, gdy wylądowała na jego głowie, bo z perspektywy czasu nie widział siebie tylko w tych żółtych barwach. Kiedy był młodszy zaś nie widział się zupełnie w czerwonych barwach, a jednak to właśnie tam trafił. I ojciec przegrał zakład, wszyscy stawiali na Ravenclaw... - Jakie znaczenie ma Twoje imię, Phil? - spytał. W sumie zaintrygowało go to, bo na pewno nie rzuciła tego dodatku bez powodu.
Rura wyglądała już dobrze, więc nie musiał się na niej specjalnie skupiać. Teraz to kobieta zaraz obok przyciągnęła jego uwagę na dłużej. - Pewnie jakiś kumiak włosów albo brudu. W każdym razie już nie będzie problematyczne. - Aż liczył na pochwałę za tak dobrą pracę. Rzucił jeszcze tylko, prawie że od niechcenia - Reparo. - i rura zasklepiła się jakby wypadek nigdy nie miał miejsca. I wtedy czysta woda zaczęła mieć odpowiednie ciśnienie w kranach, przez co zauważył widoczne zadowolenie kucharki, której zupełnie nie znał. Ale podejrzewał, że jest ona tą Cristiną. Zaciągnął się tryumfalnie. Kolejny sukces na koncie panie Cattermole. Wtedy gdzieś na pograniczu zalotności rzucił Philippie spojrzenie kątem oka. Nie miał wątpliwości nawet i zauważył to już na pierwszym ich spotkaniu - była absolutnie prześliczna. Jakby wyrwana z obrazka tej speluny o przykrym zapachu, choć zapewne właśnie to, że czuła się w niej jak syrena w wodzie, dodawało jej pewności, która przyciągała piwnozielone spojrzenie starszego z braci Cattermole. - Jakby problem się powtarzał, znasz mój adres. - Rzucił tak, jakby właśnie zadecydował o rozstaniu, choć ledwie jego ręka ponownie przejechała po karku. - Chcesz wyskoczyć na kawę?
Will Cattermole
Will Cattermole
Zawód : twórca amuletów, numerolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
wise man wonder
while strong man die
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7370-will-cattermole#201215 https://www.morsmordre.net/t7390-poczta-willa#201850 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f198-grimmauld-place-6-1 https://www.morsmordre.net/t7418-skrytka-bankowa-nr-1786#202870 https://www.morsmordre.net/t7389-will-cattermole#201833
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]10.01.20 20:22
Dzieciak zielarzy. Wyobraziła sobie, jak przekrzykiwał swoim szczenięcym rykiem rozwydrzone mandragory. Kilka lat później ona zapłakała bosa na jakiejś upiornej ulicy. Will Cattermole miał rodziców, miał brata, z którym mógł prowadzić wojny na śmierć i życie, kolekcjonował wspomnienia, do których się przyznawał lub nie. Nie próbowała oceniać oddzielenia się od krewnych długimi kilometrami. Życia bywały różne, rodzina mogła być marzeniem i zarazem koszmarem. Dziś Moss nie tęskniła za niewiadomymi rodzicami, a bardziej akceptowała to, że jej własną historię spisywała samotność. Samotność krwi, bo wokół zawsze kręcili się duchowi bracia i siostry. Przygarniała ich do siebie bardzo, pozwalając, aby te gałęzie rozkwitały dumnie. Wydawało jej się, że dawno przestała gardzić przeszłością. Teraźniejszość okazała się pilniejsza i potrzebowała zdecydowanie więcej uwagi. To były drobne dni i chwile, o których mogła decydować, na które miała wpływ. Tego nie mógł jej ukraść już nikt. Poza nią samą i niechcianymi błyskami zawahania.
– Chętnie bym popatrzyła, jak biegasz po ogródku w ogrodniczkach, Cattermole – stwierdziła żartobliwie, poniekąd nie chcąc dalej zagłębiać się w rodzinne tematy. Jego motywacji nie znała – ani też tym bardziej szczegółów zamkniętych między wspomnieniami mężczyzny. Był zręczny i od kwiatków wolał najpewniej paskudnie pozapychane rury. Phils uwierzyła, że tych talentów ma o wiele więcej, skoro nie bał się typowej męskiej misji. Znała takich, którzy nie nadawali się do żadnej roboty, ale do dziewki lepili się pierwsi. On wyglądał na… mądrale, ale z narzędziem w ręku zyskiwał dodatkowo. Tu w Londynie prowadził swój własny rozdział i szanowała to. Wybrała podobnie, choć chyba nie miała zbyt wielu opcji.
– Faktycznie buc – skwitowała, gwałcąc całą podniosłość tej chwili, gdy jego wysokość przemówił. Jej uniesione brwi odnalazły porozumienie z kpiącymi uśmiechami Willa. Jak dobrze, że nie był jednym z tych tępych gości, którym musiała tłumaczyć świat. Niepostrzeżenie zdradzał Philippie pewne tajemnice, otwierając usta między kolejnymi smugami dymu. – Ale świat już nie potrzebuje wypindrzonych lordów. Żaden z nich nie dotknąłby tej rury, Will. Stawiam cię ponad nimi. Gdy spustoszy nas wojna, przetrwają najsprytniejsi – powiedziała nagle z dziwnym patosem. To były nieprzydatne nikomu mądrości Philippy Moss, ale mógł wyłapać w tym pewien komplement. Wiedziała, że zaradność pozwoli ugasić każdy pożar. Ceniła tę zdolność u ludzi. Wyrzuciła z siebie postać przeklętej ofiary losu i nie godziła się na powrót tej słabej strony, tej płaczliwej, niesamodzielnej istoty pochowanej na dnie duszy. Tylko tak mogła przedrzeć się przez gówno stojące jej na drodze.
– Nie mam pojęcia, co znaczy w tych starych bajeczkach. Podoba mi się jego brzmienie. Jest takie… namiętne – nieskromnie przyznała, ostatkiem sił powstrzymując się przed ponownym wymówieniem słowa. Za każdym razem robiła to wyraźną pieszczotą. Imię uzyskało milion skrótów, ale najpiękniejsze i tak pozostawało w czystej, długie formule. Kusiło tak, jak kusiła ona. Usta Philippy ogarnął uśmiech wyraźnie zdradzający odprężenie. – Jest nową mną. Pozwoliło mi odgrodzić od siebie dwa światy – dopowiedziała, chcąc jednak obnażyć przed nim ten skrawek sekretu.
Rozmowy o zatkanych rurach pozwoliły im zejść na ziemię. Nie wiedziała, skąd w czystej wodzie nagle ten zator z kłaków, ale z pewnością po wyjściu Willa zrobi małe śledztwo w tej sprawie. Zdarzenie paraliżowało ich pracę, więc nie mogło się więcej powtórzyć. – Wiedziałam, że sobie poradzisz – pochwaliła go miękkim, miłym głosem. Zasługiwał na coś więcej niż garść galeonów i darmowe drinki do końca świata. Zjawił się szybko, sprawę załatwił perfekcyjnie. Dobrze wiedziała, że niełatwo dziś dorwać porządnego fachowca. Wokoło kręciło się całe sznury gamoni łasych na czyjąś naiwność. Czysta woda rozlewała się znów po kuchni, a spojrzenie Moss pełne było ulgi.
– Znam – potwierdziła, robiąc krok w jego stronę. – A jeśli problem będzie inny? Też mogę wpaść? Lub jeśli nie będzie go wcale… – odezwała się nagle przyjemnie czarująca. Naprawdę już chciał iść? Nie uciekł. Zamiast tego objawił inicjatywę, ale Philippa nie była tym specjalnie zaskoczona. – Chcę, ale dziś muszę tu tkwić do wieczora. Ktoś musi ogarnąć burdel – wyjaśniła. – Ale innym razem… Chętnie wypiję z tobą kawę, Willricu.


zt x2
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]26.03.20 13:27
|3 maja

Fizycznie czuję się świetnie, ale wiem, że moje zdrowie psychiczne jest wątłej kondycji. Obecnie wyobrażam je sobie jako nowo narodzonego kurczaczka, któremu w losowych miejscach na drobnym ciałku brakuje żółtego puszku i pokracznie biega po podwórku, upstrzonym niebezpieczeństwami pokroju głodnych kotów, wielkich buciorów i maszyn, gotowych maleństwo zdeptać, przemielić i przełknąć wraz z kosteczkami. Moja imaginacja zdecydowanie powinna wziąć sobie wolne, a ja - zaprzestać przyjmować substancje odurzające. Dbam o odpowiednie przerwy, lecz skoro widzę takie rzeczy...
Zgłosić się do uzdrowiciela, czy od razu do centrum leczenia uzależnień? Jakieś pomysły?
Dużo bywam poza domem, wałęsam się właściwie bez celu, na nogach robię co najmniej siedem, osiem mil dziennie i wietrzę umysł. Kopię butelki zalegające na chodnikach, niedopałki papierosów gaszę w przeznaczonych do tego miejscach, gubię kapelusze. Dość dekadencko żyje mi się, za plecami mając wojnę, kiedyś mój krok był po prostu bardziej sprężysty. Kręcę się po Londynie nieustannie jak dziecinny bączek, wracam jak bumerang w swoje miejsca. Póki nie utknę na Wyspie Wight - nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam mój dom, plażę, karłowate drzewo przy skarpie, podwodną grotę na wschód od wybrzeża i lagunę syren, która musiała zainspirować sir Jamesa Barrie, ale i ta przestrzeń ogranicza - korzystam jak mogę z tych spacerów. Henry Miller brytyjskiego pochodzenia, równie zblazowany, tyle że (już) bez syfów i z cięższą sakiewką. Co z tego, że gubię się w ślepych uliczkach, z kieszeni wypadają mi papierki po gumach do żucia i drobne monety, znacząc ścieżkę, bym ewentualnie mógł wrócić po swych śladach? Skorzystam z nich? Raczej nie, wolę pchać się w nieznane, gdzie padnę nieznany i może z poczuciem dokonania słusznego wyboru. Wciągnie mnie ulica, miasto: stolica dysponuje taką mocą, kiedyś to były karciane wieczory i panienki wijące się na kolanach, a dziś kontemplacja stukotu kół przejeżdżającej dorożki, zaglądanie w okna przytulnych restauracyjek i głaskanie za uchem czworonogów, gdy pojawi się ktoś, kto prowadzi je na smyczy.
Na szczęście, gdy tych ostatnich nie spotykam - mam swego kota. Lord Nelson lubi pieszczoty i drapanie pazurami po łydkach, skubany jest wybredny. Wzięty z odzysku, ale do dobrobytu przywyka szybko, choć nadal zdarza mu się od czasu do czasu prezentować mi martwą mysz. Udaję, że sprawia mi tym przyjemność, nie chcę zdradzić tej kici. Zabawne, ale to on przypomina mi o konieczności - nie, nie konieczności - spłacenia rachunku. Ileż tego było? Kilka knutów, sykli? Za cholerę nie mogę do tego dotrzeć, więc w przetartą sakiewkę ładuję jedną trzecią judaszowego rachunku i parę brązowych monet, wskakuję w swoje wysokie buty i jazda do portu. Pelerynę mam jakby po starszym bracie, lecz czystą, koszula niegdyś była biała, obecnie w kolorze bieli, lecz antycznej, stylówka godna morskiego amanta, co prócz gadanego, nie ma nic. Wparowuję do Parszywego raźnym krokiem i już na pierwszy rzut oka doznaję rozczarowania. Nie ma jej. Tego nie przewiduję.
Kto jest? Grubas medytujący nad miską tłustej zupy. Ktoś z taką tuszą wydaje mi się, że zjada podobną porcję na raz, beka i prosi o dokładkę. Prócz niego cherlawy, łysiejący czarodziej o aparycji szura, drobiazgowo przelicza monety, a siedząca naprzeciw niego kobiecina nerwowo zerka na barowy kontuar. Żwawa, rumiana dziewczyna myje podłogę w drugim kącie sali. Za barem stoi kobieta, której jeszcze nigdy nie widziałem - cóż, ile razy moja stopa tu stanęła?
-Mój szósty zmysł mówi mi, że pani tu rządzi - nonszalancko zwracam się do kobiety, opierając się łokciami o bar. Wcale nie dlatego, że znajduje się po drugiej stronie - kwestia tej specyficznej aury, budzącej mimowolny szacunek. Ile może mieć lat? Nie więcej niż pięćdziesiąt, choć pewnie jeszcze mniej. Zwiędnięta i zasuszona, a mi zdaje się piękna, może to barowe światło, może pospolitość samego pubu. A może faktycznie czarownica jest boginią - czy mogłaby pani przekazać Phillipie, że wpadłem uregulować rachunek za ostatnią noc? Dodatkowe budzenie. I niech będzie z naddatkiem - dodaję, wygrzebując z portmonetki monety i udając, że pozbywam się ich wcale nie tak chętnie.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Ukryte stoliki - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]28.03.20 19:53

03.05.1957 r.


Ciągle to samo. Pilnowanie baru, pilnowanie gości, pilnowanie pieniędzy, pilnowanie porządku, czyszczenie baru, czyszczenie wymiocin i innych… wydzielin tych przeklętych marynarzy. Była zmęczona, a jednak jej natura nie pozwalała aby ominęła którykolwiek z punktów zadań, które musiała wykonać każdego dnia… lub przydzielić je swoim pracownikom. Tylko karty sprawiały jej przyjemność, ale na tę chwilę nie miała żadnych klientów.
Jej spojrzenie padało na każdego klienta Parszywego. Było uważne, przenikające, surowe. Zupełnie jak gdyby ostrzegało przed robieniem jakiejkolwiek głupoty. Pech, że nikt nie traktował jej tutaj poważnie, przynajmniej dopóki do argumentów nie dołączała siła lub bolesne uroki. Dałaby wszystko, żeby doprowadzić ten zmarnowany lokal do porządku. Dałaby wszystko gdyby ktoś w końcu zaczął ją szanować i uważać za godną współwłaścicielkę tego nędznego lokalu.
Niewiele osób znajdowało się w tym momencie w barze, ale nie mogła narzekać na pustki. Było całkiem spokojnie. Jej mąż siedział na zapleczu i jak zwykle, popalał fajkę i popijał swój ulubiony rum albo czarne ale. Może zainteresowałby się własnym interesem, gdyby groziła mu szatańska pożoga… albo gdyby ktoś zaproponował ogromne pieniądze, albo gdyby sam wyczuł swoim przeklętym nosem sporą sumkę galeonów lub jakiś kosztowny przemyt. Obecnie wyjątkowo nic go nie obchodziło. Pani Boyle z kolei stała za barem i przy pomocy różdżki zmuszała naczynia do samoistnego czyszczenia.
Jej uwagę zwróciła nowa postać – młody (choć może nie tak bardzo?) czarodziej o wyjątkowo zbyt wielkiej pelerynie. Nie pamiętała jego twarzy, a to znaczyło, że albo nigdy nie sprawiał problemów, albo był zupełnie nowym klientem. Czyżby kolejny pijak? Nie, nie wyglądał na takiego. Coś jednak wzbudzało jej ostrożność. Uważnie analizowała jego sylwetkę od czubka głowy do pięt. Był zbyt czysty na tutejsze towarzystwo, a to (o ironio) śmierdziało jakimś podstępem na kilometry. Ministerstwo w nieudolnym przebraniu? Szaleniec szukający inspiracji w porcie? Czyżby jej mąż wpakował się w jakieś tarapaty lub długi? A może któreś z portowych „dzieci”? Dorothea jednak całkiem dobrze ukrywała swoje zmartwienie.
Nie uśmiechnęła się na uwagę mężczyzny, który mimo wszystko postanowił do niej podejść. Szósty zmysł czy nie – czarodziej trafił na odpowiednią osobę. Maltida jednak ani nie kiwnęła twierdząco, ani nie zaprzeczyła. W ogóle nie otworzyła swoich ust. Tym surowiej świdrowała spojrzeniem klienta. Czekała aż ten wytłumaczy jej powód dla którego tutaj przyszedł. Chciał się upić, sprowadzić kłopoty czy miał jakieś niecne plany? A może szukał taniego towarzystwa? Jego wyjaśnienie przyszło całkiem szybko. Wyraz twarzy pani Boyle jak gdyby złagodniał.
Uważnie przyglądała się wyciąganym pieniądzom i wyraźnie niezadowolona z tego ile mężczyzna wyciągnął pieniędzy postanowiła w końcu się odezwać. To było zbyt mało, szczególnie że miał kontakt z drogą jej Philippą.
Jeszcze pięć galeonów za spóźnienie – zażądała całkiem pewnie. Wyciągnięte już monety zebrała całkiem sprawnym ruchem z lady. Przeliczyła je raz jeszcze, upewniając się, że nie została oszukana (ani tym bardziej panna Moss). Pięć galeonów było kwotą, którą chciała wyciągnąć z sakiewki jegomościa w imieniu swojej ukochanej Philippy nadprogramowo. Żałowała, że wciągnęła czarownicę w ten podły interes i chciała jej to wynagrodzić, tak jak każdej dziewczynie, która miała to nieszczęście kontaktu z parszywą klientelą. Jej uwaga z kolei skupiła się na dłoniach mężczyzny, jak gdyby próbując ocenić z kim miała do czynienia. Jej klientela zazwyczaj miała brudne i zaniedbane paznokcie, a ten tutaj miał je zbyt czyste.



nectar and balm
Dorothea Boyle
Dorothea Boyle
Zawód : Szefowa Parszywego; tarocistka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.
Śniada jestem, lecz piękna.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8286-matilda-dorothea-boyle#239983 https://www.morsmordre.net/t8307-friedel https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8309-skrytka-bankowa-nr-1867#240509 https://www.morsmordre.net/t8308-d-boyle#240506
Re: Ukryte stoliki [odnośnik]28.03.20 21:43
Do mnie należą noce i wieczory, kiedy rozhuśtana lampa pryska drżącym, żółtym światłem na trzęsące się stoły i oświetla zaczerwienione gęby, raz obnażające niepełne uzębienie w uśmiechu, innym razem w grymasie wściekłości. Piwo płynie po brodach i koszuli, strzępki piany ociera się rękawem wczorajszej koszuli, trzeba diablo donośnego głosu, by prośba o dolewkę przebiła się pośród typowego barowego gwaru, przekleństw i pokrzykiwań. Jest ciasno, gęsto, ciepło, ciała rozwalone na prostych, drewnianych ławach przygarniają każdego, ludzie przesiadują tu stłoczeni, jakby bili jakiś chory rekord liczby splecionych razem członków; życie tętni swoim rytmem, piracką pieśnią wilków morskich tęskniących z lądem. Rankiem ten urok pryska - rzadko mam okazję oglądać to na własne oczy. Czasem godzina trzecia odsłania przede mną, jak ktoś rzyga prawie na progu, a nie dość trzeźwy współbiesiadnik wychodząc z pubu nieszczęśliwie w to wdeptuje, lecz tylko tyle. Nie dla mnie są zwłoki, rozbite głowy i zaschnięte wydzieliny zeskrobywane z podłogi. Zbyt delikatny jestem, ulatniam się zazwyczaj nim robi się dym. A tu proszę, niespodzianka. Zachodzę, no, powiedzmy, że z rana do Parszywego i odkrywam rutynę, która trochę mnie rozczarowuje. Nie pływam po kostki w ekskrementach, balanga najpewniej nie przeciąga się do świtu, w izbie siedzi garstka osób, a rumiana dziewczyna oddaje się mej - niegdyś - ulubionej czynności. Prawie tańczy z tym mopem, uśmiecham się pod nieistniejącym wąsem, może kiedyś porwę ją do walca czy kadryla, jeśli będzie chętna.
Generalnie: wieje nudą. I tu czuć rezygnację, a dziewczyna, która tak żmudnie walczy z klejącą podłogą na pewno wie, że starczy, że przejdzie tu tuzin gości, a drewno ponownie pokryje się warstwą błota. Kobieta za barem to stworzenie z kompletnie innej bajki. Oceniam po okładce, jeszcze zanim do mnie przemówi, ale coś w jej uważnym spojrzeniu powoduje, że się wzdrygam, jakby miał coś na sumieniu. Kłamstwo się nie liczy, to przecież pryszcz... a w dodatku nieszkodliwy.
Gram jednak chojraka, Morgan, co stawał oko w oko z morskimi potworami o dwudziestu mackach nie pęka przed byle babą, choćby ta posiadała moc zaklinania w kamień. Taka jedna już była i jak skończyła wiedzą wszyscy, zresztą on, szczęściarz, drętwieniem mięśni martwić się nie musi. Przysiadam więc sobie przy barze, uśmiechnięty i rozmowny, niezbity z tropu ani milczeniem, ani dokładnymi oględzinami. Widzę, jak taksuje mnie wzrokiem, kusi rzucenie głupawego tekstu, jak pani chce, mogę się rozebrać, ale po jej ściągniętych ustach poznaję, że to jej nie rozbawi. Pomimo specyficznej aury władzy skumulowanej w drobnej, poznaczonej siateczkami zmarszczek dłoni, kobieta ewidentnie ma dość - czy to zmęczenie światem, czy użeraniem się z jowialnymi marynarzami? Nie wiem, ale sądząc po jej minie, nie warto pytać. Podaje swoją cenę, a moja twarz się wydłuża. Morgan tyle nie ma.
-Dużo pani woła - zauważam markotnie, ważąc sakiewkę w dłoniach. Znajdę tam te pięć galeonów, ale to pewnie 5/6 całego skromnego budżetu. Starczyłoby na równie skromne jedzenie na dwa-trzy dni, a Morgan niestety zważa na swe wydatki - chyba nie chce mnie pani oskubać, jak kurczaka? Jeśli teraz zapłacę, ominie mnie obiad, a i tak widać mi wszystkie żebra - żalę się na swój zły los i niedolę, a w duchu dziękując za dobrą przemianę materii. Ze szlacheckiego tłuszczyku prędko bym się nie wyłgał.
-Naprawdę nie mam więcej - mówię i wysypuję na kontuar zawartość sakiewki, głównie sykle i knuty, jeden marny, złoty galeon. Przesuwam ku niej złote i srebrne monety, ciekaw, czy je przyjmie. Pieniądze nie śmierdzą, tak się mówi, ale ona nie może tylko robić mamony. Philippę nazwać barmanką to trochę jak dać jej w twarz, więc kim ty jesteś? I co tutaj robisz, poza kurzeniem się za kontuarem i wyduszaniem ostatnich groszy z biedaków, co pewnie na to zasługują, bo to nieroby i pijacy?


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Ukryte stoliki - Page 3 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Ukryte stoliki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach