Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa
AutorWiadomość
Sala bankietowa [odnośnik]08.08.17 18:33
First topic message reminder :

Sala bankietowa

★★★★
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala bankietowa [odnośnik]24.05.18 18:49
Gdy tak słuchał napływających relacji, sporów, sprzeczek i dociekania co było powodem niepowodzenia konkretnych etapów poszczególnych misji, Burke czuł zwyczajnie lodowaty gniew oraz wstyd. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, czuł się winny, że nie pomógł w którejś z tych wypraw. Że dał się obezwładnić, pojmać i zamknąć w przeklętym więzieniu, pełnym zjaw, gotowych odebrać mu w każdej chwili duszę. Że nie było go tutaj, gdy Rycerze potrzebowali każdej różdżki, która tylko mogła przysłużyć się sprawie i wypełnianiu woli Czarnego Pana. Uspokajanie anomalii, odbudowa Białej Wywerny, elektrownia, fabryka... w każdej z tych spraw mógł usiłować coś zrobić. Nie twierdził, że jednym zaklęciem dałby radę zmienić bieg wszystkich zdarzeń, ale być może, gdyby był obecny na misji obok Percivala, coś dałoby się zrobić. Głupie to było myślenie, ale pozwalało zagłuszyć strach, który wciąż lęgł się w jego sercu, pamiątkę po uwięzieniu. Motywowało także do działania, bo bez motywacji i determinacji Śmierciożercy, Craig najpewniej zaszyłby się we własnym łóżku, zakazałby nawet lekkiego uchylania zasłon pod karą śmierci i trząsłby się jak opuszczone dziecko ze strachu przez kolejne miesiące. Możliwe że oszalałby doszczętnie. Dlatego musiał się na czymś skupić.
Ożywił się znacznie w chwili, kiedy głos zabrał Black. Rzecz jasna był już z tym planem zaznajomiony, choć obaj zgodzili się, że nie zostaną podjęte żadne kroki, póki pomysł Cygnusa nie uzyska poparcia reszty szlachciców spośród Rycerzy Walpurgii. Craig nie wątpił w to, że zgodzą się pomóc - część z nich ruszyła na rozkaz Czarnego Pana do Azkabanu, czymże więc było skreślenie kilku słów na pergaminie, wyrażających oburzenie w związku z niedopuszczalną i jakże rażącą pomyłką, przez którą zbrukano imię jednego z arystokratów?
Podobnie jak Quentin, Craig skinął z podziękowaniem każdemu kto wyraził chęć pomocy. Wierzył, że wystarczyły listy od przedstawicieli tych kilku rodów znajdujących się obecnie na sali. Samo wspomnienie któregoś z nazwisk Burke, Rosier, Nott, Rowle, Black lub Yaxley już budziło przecież w pospólstwie lęk lub chociaż uzasadniony niepokój. Nie bardzo wiedział, czy może liczyć na Traversa, który to bardziej interesował się sprawami w tej chwili najmniej istotnymi... ale nawet jeśli nie, nie była to wielka strata. Craig miał zamiar zwrócić się z podobną prośbą jeszcze do co najmniej jednego zaprzyjaźnionego rodu - nawet jeśli żaden z jego członków nie był świadom istnienia ich skromnej organizacji, oraz faktu, że Craig do niej należy.
- Gdy tylko nasz plan się powiedzie i zdobędę różdżkę, - tę, którą dostał w Azkabanie, by móc się bronić choć w minimalnym stopniu, już dawno przełamał na pół. Była brudna, a poza tym nie słuchała. Ciążyła mu w dłoni, gdy tylko próbował rzucić nią najprostsze zaklęcie, miał wrażenie że trzyma w ręce obrzydliwego robaka - podejmę się prób poskromienia anomalii. Wspomogę także twoje badania, kuzynie.
Zaskoczyło go, gdy usłyszał, ile słów na raz wypowiedział Quentin. Chyba nigdy nie słyszał jego głosu aż tak długo. Craig aż zerknął z ukosa na siedzącego obok Burke'a, zastanawiając się, czy z nim wszystko w porządku. Cała reszta jego osoby wydaje się być jednak w porządku, więc ponownie zwrócił się w kierunku stołu i reszty zgromadzonych.
- Domyślam się więc, że ktoś musi wybrać się do Rhysanda w odwiedziny - rzucił kąśliwym tonem. Teraz nie pojawił się na spotkaniu, czort go jeden wie, co jeszcze nieobecny rycerz mógłby zrobić. Niby był Crouchem, nie należał więc do sympatyków mugoli... ale kto wie, zdarzały się już przecież przypadki gdy szlachcice odrzucali swoją krew i tradycje kultywowane od pokoleń przez ich rody. - Nie chcemy chyba powtórki z Russellem... - niemal wypluł to nazwisko.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Sala bankietowa [odnośnik]24.05.18 20:30
- Tak, auorzy. Użyli zaklęcia Petrificusa - przytaknęła Tristanowi, lekko się krzywiąc na wspomnienie upadku; jeśli tylko wtedy nie dosięgnęłoby jej to zaklęcie, miałaby szansę uciec, do Azkabanu wyrusyć inaczej, a dziś cieszyć się posadą w Ministerstwie. Zwróciła spojrzenie na lorda Rowle, wracając wspomnieniami na Picadilly Circus. - Rudy bez ręki, prawdopodobnie to on - wyrzekła ostrożnie; nie mogła mieć pewności, osobiście nie znała Weasleya, aby rzucać takimi osądami.
Zastanowiła się chwilę nad słowami Śmierciożerców; rzeczywiście wszystkie dokumenty spłonęły, a raczej raporty, bo procesu przecież nie miała, najprawdopodobniej oczekiwałaby nań w Azkabanie. Nie było raportów, nie było sprawy - a jeśli mieliby jej szukać, po Anglii krązyłby już list gończy. Sprawa własnego bezpieczeństa odeszła teraz na dalszy plan.
- Próbowałam z Ignotusem na Alei Theodusa Traversa i nieszczęsnym Picadilly Circus noc przed Azkabanem. Z całą pewnością odwiedzę inne miejsca  - powiedziała bez wahania, spoglądając na Rosiera i tłumacząc się z własnych podejść do anomalii i zapewniając o tym, że nie zamierza spocząć na laurach i zaprzestań prób ujarzmienia magii,aby spełnić rozkaz ich Pana. Fiolka eliksiru z pewnością by jej w tym pomogła.
Wymianie zdań na temat skrytek, igrediencji i eliksirów przysłuchiwała się w milczeniu, paląc papierosa; nie znała się na alchemii, jednakze musiala przyznac, że usprawnienie procesu przekazywania składników było niezbędne. Wiele z tych, które były dla ich alchemików niezbędne, było bardzo trudno dostępnych. Rycerze Walpurgii gromadziło tak wielu czarodziejów, że wspólnymi siłami z pewnością je zdobęda - jeśli nie złotem lordów, to dłońmi zielarzy, czy łowców takich jak ona. Codzienne wizyty u alchemika były jednak zdecydowanie zbyt uciążliwe dla każdej strony, dlatego skrytka byłaby dobrym rozwiązaniem; jeśli tylko miałaby co do niej włożyć (bądź wiedziała czego powinna szukać), uczyniłaby to, dla dobra ich sprawy. Eliksir niezłomności uratował jej w Azabanie życie.
Jeszcze dwa tygodnie temu na uwagę Traversa o byciu ozdobą parsknęłaby głośno śmiechem, dzisiaj jedynym objawem rozbawienie było głośniejsze wypuszczenie powietrza. Wytatuowany lord zdawł się mieć poczucie humoru, doceniała to, być może w przyszłości wspólnie rozkręcą to towarzystwo. Wybierać się na koniec z świata z nim nie miała zamiaru, choć na jego wspomnienie zerknęła przelotnie na siedzącego obok Caelana.
Spoglądała to na Goshawk, to na eteryczną półwile, oczekując z ich strony wyjaśnień, chociażby słowa usprawiedliwienia; budziły w niej pogardę i wstręt. Dawały powody mężczyznom, by wszystkie kobiety w ich organizacji uważać za słabsze, niegodne zaufania i powierzonych im zadań. Zacisnęła palce mocniej na nóże kielicha, unosząc go do ust, by napić się wybornego trunku i stłumić irytację. Uniosła brew, gdy półwila opuściła pomieszczenie, niczym skarcona uczennica. Złapała spojrzenie Eir, w jej oczach malowało się nieme pytanie: co tu się właśnie stało?
Nieproszony gość zniknął, lecz nie tak jak powinien, dlatego kiedy ucichły głosy, odezwała się głośno, powracając do tematu. - Skoro panna Blythe, jak mniemam, nie pojawi się już tu więcej, czy nie powinniśmy mieć pewności, że będzie... cicho? Permanentnie?
W mniemaniu Sigrun po dołączeniu do Rycerzy Walpurgii nie było odwrotu z tej ścieżki; może i głupiutka blondyneczka nie wiedziała wiele, lecz była obecna na ostatnim spotkaniu, znała ich twarze i nazwiska, a ponieważ dała już pokaz swej durnoty - nie było powodu, aby wierzyć, ze zachowa milczenie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, sama mogła ją odwiedzić.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala bankietowa [odnośnik]24.05.18 20:48
Atmosfera zdawała się robić coraz gęstsza, kiedy kolejne niewygodne pytania i spojrzenia wymagające odpowiedzi padały na wybrane z obecnych osób. Macnair od samego początku wiedział, iż będą musieli zmierzyć się z konsekwencjami popełnionych błędów, nawet jeśli nie przyniosły one nic więcej jak przedłużenie misji. Powinni wystrzegać się podobnych uchybień, unikać jak ognia dziecięcych przeszkód, o które z reguły najprościej było się przewrócić.
Temat eksperymentów zajął jego uwagę, wiedział iż mógł się przydać nawet jeśli do jednostki badawczej nie należał, gdyż wiedza na temat starożytnych run nie ograniczała się jedynie do nakładania klątw. -Jeżeli runy okazałyby się niezbędne w badaniach służę pomocą, Quentinie.- stwierdził zgodnie z prawdą zwieszając na nim na moment spojrzenie. Nie znał się na alchemii, jednakże wychodził z założenia, iż tak mroczna sztuka musiała mieć związek z pismem, którego zaklinanie dawało wyjątkową moc.
Na pytanie Rosiera nie odpowiedział od razu. Powodem tego nie był fakt, iż nie znał odpowiedzi – choć miał wobec niej wątpliwości – ale próba odnalezienia we wspomnieniach jakichkolwiek szczegółów mogących przynieść więcej sensownych argumentów. -Niestety nie mogę być tego pewnym. Duch pojawiał się w chwili, gdy komuś działa się krzywda, jednak z takową spotykamy się na co dzień, a tylko w podziemiach elektrowni był skory nam się ukazać. Być może mamy do czynienia z klątwą wyjątkowo zaawansowaną i wielopoziomową, co wcale by mnie nie zaskoczyło z uwagi na możliwości nakładającego ją czarodzieja. Kraken był spętany potężną magią.- zamyślił się na moment układając w głowie wszystkie fakty. -Jeśli skory był ją nałożyć na miejsce, czyli owe lochy gdzie upiór nam się pokazał, to nie powinno nic nam grozić. Jeśli jednak to prochy kobiety są istotne i podobnie jak nam udało się im wydostać na powierzchnię, to możemy liczyć na niezapowiedziane odwiedziny.- zwieńczył temat sądząc, iż nie ma potrzeby jego kontynuowania. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się finalnie w elektrowni i tylko przypuszczenia mogłyby zbudować ich względne plany, a takowy fundament nie był pożądany. -Planuję poskromić anomalię już dziś. Nie wyobrażam sobie kolejnej porażki.- dodał odnosząc się do kwestii ujarzmiania szaleństw magii po czym posłał Apo wymowne spojrzenie.
Uwaga Salazara wywołała na jego wargach kpiący uśmiech, cóż może i jego humor nie był nader lotny, ale trafiający w gusta szatyna. Na kolejne słowa Yaxleya upił łyk wina, bowiem choć nie miał informacji w owej sprawie, to był poszukiwaczem, artefakty były jego żywiołem i profesją. Każdego dnia wertował księgi, szukał tropów i sprawdzał znalezione byle tylko wyciągnąć z nich jak najwięcej łupów. Wiedział, że potężny przedmiot o jakim mowa był o wiele trudniejszym celem, ale nie wyobrażał sobie przyglądać się bezczynnie. Skoro jego umiejętności mogły pomóc sprawie, to był na to gotów.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sala bankietowa [odnośnik]24.05.18 23:20
Także Lyanna zwróciła uwagę na nagłe poruszenie, gdy do sali weszła spóźniona Blythe. Zabini przesunęła po niej spojrzeniem, zastanawiając się, jak półwila usprawiedliwi swoje spóźnienie i to, że zawaliła misję, w której wzięła udział. Była pewna, że kobieta jakoś się usprawiedliwi, ale zamiast tego dała się tak po prostu wyprosić i wyszła. Lyanna nie odezwała się; sama jeszcze nie zrobiła dla organizacji zbyt wiele, była w niej nowa, więc raczej nie była odpowiednią osobą, by oceniać głośno postępowanie innych. Nie wiedziała przecież, co tam się działo i jak sama by wypadła, bo kto wie, może wypadłaby równie źle jak Blythe?
Niemniej jednak jako kobieta poczuła zażenowanie; zachowanie Blythe i Goshawk niewątpliwie świadczyło nie najlepiej nie tylko o nich samych, ale też o kobietach w ogóle, nie wspominając o czarownicy która dała się zabić mugolowi, o zgrozo. Słysząc o niej na moment musnęła palcami swoje ramię w miejscu, gdzie miała bliznę po wypadku z dzieciństwa, który w przeciwieństwie do tamtej przeżyła, a blizna przypominała jej, jak uwłaczającym uczuciem jest strach przed mugolami, nie chciała się ich bać nigdy więcej. Teraz już nie była dzieckiem, jak wtedy. Była dorosłą kobietą, wytrwale szkolącą się w magii. Wierzyła, że teraz nie dałaby się tak łatwo podejść byle mugolowi z jego metalową różdżką.
Tak czy inaczej były mniejszością w tym gronie zdominowanym przez mężczyzn, w dużej części silnych, wpływowych i obeznanych z czarną magią. One też musiały być silne, by nie dać się zdominować i zepchnąć na margines, jako te słabe i bezużyteczne. Lyanna nie chciała być słaba i bezużyteczna, wystarczyło, że za taką całe życie uważał ją ojciec. Bezużyteczna, gorsza, o skalanej krwi – tym dla niego była.
Kiedy Blythe wyszła słuchała dalej, zastanawiając się nad zasłyszanymi informacjami i nad tym, co mogłaby sama zrobić. Podrzucenie alchemikom ingrediencji nie powinno stanowić problemu, z anomaliami też mogła się zmierzyć, gdyby wspomógł ją ktoś bieglejszy w czarnej magii, bo swoje umiejętności w jej zakresie oceniała... No cóż, miernie. Ale na pewno nie miała zamiaru przyznać się do tego publicznie, i przy wszystkich prosić o wsparcie, więc milczała, zamierzając po spotkaniu zwrócić się do kogoś, kogo znała, a z kim wspólnymi siłami mogła pokonać moc anomalii. Ta ciekawiła ją sama w sobie, potężna magia która od paru miesięcy wpływała na ich świat i komplikowała używanie czarów, która zabiła jej ojca i wielu innych.
- Również spróbuję zmierzyć się z jakąś anomalią w nadchodzącym czasie – odezwała się w końcu, cichym i wyważonym głosem, nie zamierzając jednak przyznać głośno, jak początkująca wciąż była w czarnej magii. Nie mogła też przez całe spotkanie milczeć, w końcu musiała zabrać głos.
Ale chciała się z nią zmierzyć i być przydatną dla sprawy. Oby użyteczniejszą niż Blythe, która zapewne przekona się, że rycerzy nie można było tak po prostu opuścić. To spotkanie i sroga ocena niepowodzeń mogły dla Lyanny jako nowej w tych szeregach stanowić przestrogę. Być przydatną, nie zawodzić, wystrzegać się porażek.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 11:11
Napięcie na dzisiejszym spotkaniu można było odczuć już po kilku wymianach spojrzeń między członkami organizacji. Nie dziwiło ją w to w żadnym wypadku. W tym miesiącu mieli wiele misji do wykonania. Były to przede wszystkim zadania wielkiej wagi i każdy musiał dać dosłownie z siebie wszystko. Sam fakt, że ktoś nie podjął się zadania kiedy było to konieczne, albo zrobił coś co do niego nie należało… potrafiło zirytować. Czuła, że ostrzał, który miał dzisiaj miejsce nie skończy się w tym miejscu, a będzie miał przełożenie na wszystkie ich działania w najbliższym czasie. Oczywiście Borgin była za wyciąganiem wniosków i niwelowaniem tych rzeczy, które oddalały ich od upragnionego celu. Każdy z nich doskonale wiedział jak znaczące były ich działania. Misje, które dał im Czarny Pan w tym miesiącu miały wielką wagę i od powodzenia jednej zależało powodzenie kolejnej. Wsłuchała się tylko w opowiadania będąc nadal w szoku, że niektórzy bez problemu wycofywali się z działań, które mieli do wykonania. Myślami jeszcze raz wróciła do zdawać się mogło pogrzebanego ducha w ruinach elektrowni. Jeżeli ktoś znał kogoś kto mógłby im odpowiedzieć na te jak widać znaczące pytania to powinien to zrobić. Borgin nie lubiła niespodzianek. Była typem człowieka, który wszystko lubił sobie zaplanować. Kiedy działo się coś czego nie mogła wcześniej przewidzieć… działała w gniewie. W niektórych sytuacjach było to pomocne, w większości jednak potrzebny był stoicki spokój. - Postaram się coś znaleźć na ten temat. - zaczęła polegając na swoim uwielbieniu do wiedzy i nauki. - Ale na pewno odpowiedzi kogoś doświadczonego w tym temacie będą nieocenione. - dodała. Kiedy w drzwiach pojawiła się Yv, Antonia tylko przejechała wzrokiem po kobiecie nie rozumiejąc kompletnie co się wydarzyło. Dlaczego kobieta nie była już mile widzianym gościem w progach ich organizacji? Kobieta musiała zrobić coś co nie zadowoliło Czarnego Pana. Rekcja na to wszystko mogła być tylko jedna. - Jeżeli moje umiejętności magii leczniczej mogłyby jakoś pomóc chociażby w zajęciu się sinicą to także chętnie pomogę. - dodała jeszcze. O naprawach anomalii nie wspomniała. Mogła się tym zająć, oczywiście, że mogła. Anomalie jednak w ostatnim czasie dały jej mocno w kość. Nie piekliła się by znowu się z nimi spotkać.



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f467-city-of-london-smiertelny-nokturn-20-13 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 11:41
Byłem członkiem Rycerzy Walpurgii od bardzo niedawna, w dodatku na samej dole hierarchicznej drabiny, dlatego nie odzywałem się na żaden niedotyczący mnie temat. Nie komentowałem ani spraw dowództwa na misjach, ani nie zadawałem też pytań, bo nie było to moją rolą. Jednostkę miałem wspomagać umiejętnościami leczniczymi oraz badaniami, za które musiałem się wreszcie zabrać, ale to wiedziałem zarówno ja jak i wszyscy zgromadzeni w sali. Nie dodałem zatem nic więcej odnośnie zapewnień, bo nie było to potrzebne.
Wchodzącej Yvette skinąłem uprzejmie głową na powitanie, bo tak wypadało; jednak jej pobyt wśród zgromadzonych nie potrwał długo. Nie doczekaliśmy się wytłumaczenia powodu jej spóźnienia, miałem więc tylko nadzieję, że wina nie skupi się na mnie, bo tamtej nocy naprawdę zrobiłem wszystko, co mogłem, by wyleczyć jej obrażenia. Nie chciałem jednak poruszać tego tematu widząc zdenerwowanie jakie wywołała w innych ta sytuacja.
Z zaciekawieniem przysłuchiwałem się każdym kolejnym padającym słowom. Smoki, krakeny, duchy, to wszystko było niezwykle interesującą, ale jednocześnie niesamowicie niebezpieczną mieszanką. Tak naprawdę to byłem zdziwiony, że aż tylu czarodziejom udało się wyjść z tych misji żywo. Niektórzy wyglądali naprawdę marnie kiedy znaleźli się u mnie w gabinecie, ale i tak spodziewałem się dużo większych problemów na tym polu. Ja nie spisałbym się równie dobrze; już nawet nie chodziło o mój brak umiejętności władania czarną magią, ale ogólne zdolności pojedynkowe. Z tymi miałem do czynienia jedynie w Hogwarcie, bo nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Od zawsze wolałem stać po drugiej stronie barykady.
Z rozmyślań wyrwało mnie pytanie Tristana skierowane bezpośrednio do mnie. Uniosłem wzrok na jego twarz. Trochę się obawiałem powodu poruszanego przez niego tematu, ale nie mogłem unikać odpowiedzi.
- Będzie to eliksir, który po wypiciu wzmocni czarodzieja na tyle, że przez jakiś czas zadawane mu przez wroga obrażenia cięte będą się natychmiastowo goić – powiedziałem więc zgodnie z prawdą. Przy okazji zerkając sugerująco na siedzących dookoła stołu alchemików. Nie znałem się na miksturach, mój wkład w niniejsze badanie polegał na działce typowo anatomicznej oraz leczniczej, samym procesem warzenia musiał się niestety zająć ktoś inny. Uznałem, że niestety sięgnięcie po lecznicze zaklęcie mogłoby być zbyt ryzykowne jeśli chodziło o anomalie, wszelkie wywary na chwilę obecną stanowiły dużo bezpieczniejszą alternatywę.
- Jeśli chodzi o kwestię stricte medyczną, to na pewno przydadzą się antidota na niepowszechne trucizny. Czarna magia dość wnikliwie zatruwa organizm. Także w starciu z niebezpiecznymi stworzeniami mikstury te okazywały się niezwykle przydatne – zacząłem komentować temat listy niezbędnych eliksirów. – Na pewno potrzebujemy też składników na przyszłe eliksiry odtworzenia. Wszelkie pasty na oparzenia, odmrożenia, rany cięte czy stłuczenia również będą w cenie, szczególnie z powodu nieprzewidywalności magii. Reszta wywarów uzdrawiających to już bardziej kwestia indywidualna – dokończyłem. Ciężko ocenić czy potrzebowaliśmy coś na rany rozszczepieniowe lub inne, podobne; przykładowo komplikacje po nieudanej teleportacji stanowiły raczej margines, nie były one popularnym obrażeniem z jakim borykali się członkowie organizacji, ale nie mogliśmy wykluczyć jego występowania w przyszłości.
Nie dodałem nic odnośnie oczyszczenia Craiga ze stawianych zarzutów; głos zabrał Cygnus. Był najstarszy z działających w organizacji Blacków, w dodatku dołączył do niej dużo wcześniej niż ja, więc to on był naszym przedstawicielem w tej sprawie. Przytaknąłem mu jednak, tak dla formalności. O Bagmanie niczego nie wiedziałem, tak jak nie pchałem się na misje, bo moim zadaniem było uzdrawianie. Choć oczywiście mogłem kogoś wspomóc podczas naprawy anomalii, jeśli ktoś wyraziłby taką potrzebę. Uważałem jednak, że mój brak umiejętności ofensywnych oraz defensywnych stanowiłby dużą przeszkodę podczas ewentualnego starcia z nieproszonymi gośćmi.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 12:15
Cieszył się w duchu, że niewygodny temat krakena został zakończony - przynajmniej do czasu. Na razie po prostu wsłuchiwał się w padające przez stół pytania oraz tłumaczenia, udzielane przez powołane do tego osoby. Poza jedną. Cyneric zerknął na milczącą Goshawk, lecz nie powiedział nic. Tak jak nie powiedział nic odnośnie wyproszenia spóźnionej kobiety - wyjście z La Fantasmagorie zajęło jej zdecydowanie mniej czasu niż przybycie na spotkanie, może powinna zamienić w tym względzie proporcje? Popierał kuzyna - tak jak on uważał, że w ich organizacji nie było miejsca na osoby lekceważące ich sprawę. Rozumiał jeszcze strach przed misjami oraz anomaliami lecz zwykła nieumiejętność obsługi zegara zakrawała na kpinę z idei Czarnego Pana. Na to żadne z nich nie mogło pozwolić, bez względu na posiadany w Rycerzach staż.
Yaxley szybko zapomniał o tym incydencie, skoncentrowany nie tylko na relacji z Albury, lecz również na temacie elektrowni. Do tego momentu sprawa z duchem wydawała mu się mętna - skąd taka zjawa mogłaby wiedzieć, gdzie ich znaleźć? I jak przemierzała całą Anglię przeskakując z hrabstwa na hrabstwo? I przede wszystkim - dlaczego do tej pory nie odczuli żadnych skutków bycia przeklętymi? Mężczyzna znał się na magicznych stworzeniach, jednakże sedno działania niematerialnych istot pozagrobowych jawiło się w samych znakach zapytania – nie znał zwyczajów duchów, ich możliwości. Skoro Drew i inni podjęli temat dyskutując odnośnie skutków ubocznych danego słowa, które złamali - dlaczego? - Cyneric zaczął się denerwować. Ich ród już dość wycierpiał, nie potrzebowali dodatkowych problemów z zawiedzionym widziadłem. Rosalie powinna teraz odpoczywać, nie zaś przejmować się jakąś klątwą, która mogła ich dosięgnąć. Zmarszczył czoło oraz dyskretnie zerknął na Morgotha; będą musieli później porozmawiać.
- Ciężko powiedzieć czy kraken przeżył - odpowiedział mętnie najpierw na jedno pytanie, w duchu pozostając niezadowolonym z powrotu do tego tematu. W gruncie rzeczy zależało do od wielu czynników - czy woda tam pozostała, czy anomalia go zraniła - Yaxley nie pamiętał niczego od momentu podjęcia próby ujarzmienia anomalii - lecz wiedział tylko, że było to potężne stworzenie. Miało szansę.
- Jego jad, który notabene używał do obrony oraz ataku, był niezwykle toksyczny. Gdyby nie antidotum od Valerija nasza przygoda mogłaby się skończyć naprawdę źle, sądzę zatem, że jak najbardziej nadawałby się jako broń - odpowiedział na pytanie Rosiera, bowiem było ono jedynym, o którym miał chociażby mgliste pojęcie. Cała reszta pozostawała dlań niewiadomą, a zwykł nie zabierać głosu kiedy nie miał nic do powiedzenia. - Ja także zabiorę się za naprawę anomalii - złożył deklarację, ponieważ wiedział, że nie mógł tak po prostu siedzieć bezczynnie. Ostatnim razem wybrał się do jednej lokacji z Morgothem, lecz nie posiadał umiejętności, żeby wspomóc kuzyna i szybko stamtąd uciekli. Wierzył, że tym razem mu się powiedzie. Zerknął zresztą na niego, chociaż w oczach starszego Yaxley'a widniało raczej pytanie dotyczące jego zadania. Nie mógł mu powiedzieć?



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 12:44
Wstyd było mu się przyznać przed samym sobą, lecz nie do końca słuchał każdego jednego, kto zabierał głos. Myślami odpływał na statek nieprzyjemnych chwil w Azkabanie i zdarzało mu się tracić kontakt z rzeczywistością. Kulił się w sobie, nawet nie odnotowując, że kobieta, na którą przed chwilą zwrócił uwagę, opuściła ich spotkanie tak jak nakazał jej to Yaxley. Nie angażował się ani w rozmowy o krakenach, ani duchach - nie znał się ani na magicznych stworzeniach, ani na pośmiertnych istotach - ani w sprawy identyfikacyjne - nie należał do arystokratycznego grona, nawet jakby wysmarował najpiękniejszy list zaprzeczający na świecie, nikt nie wziąłby go na poważnie. Drew posiadał odeń większą wiedzę na temat run, zatem i klątw, zdał się więc na jego opinię. Szczególnie, że był uczestnikiem przepraw przez mugolską elektrownię - czymkolwiek była - i wiedział o co chodziło z tamtą zjawą.
Wreszcie nie wypowiadał się na temat eliksirów, ingrediencji czy skrytek, ponieważ także i one nie leżały w jego kręgu zainteresowań. Wszystkie składniki jakie zdobywał od razu oddawał Eir, lub wręcz sama je sobie zabierała - jak dla niego ta skrytka była warta tyle co zeszłoroczny śnieg. Miał na uwadze, że reszta nie miała takiego komfortu jak on i jakoś wymieniać się informacjami oraz produktami musieli, lecz to już musieli uzgodnić między sobą, jego głos i tak niczego nie wniósłby do dyskusji. Pokiwał natomiast głową - do samego siebie - na wzmiankę o eliksirach potrzebnych do odtwarzania organów. Tak, bez wątpienia się przydadzą.
Ożywił się dopiero w momencie, w którym ponownie zabrał głos Morgoth. Artefakty, czarna różdżka - niewiele trzeba było słów, żeby wzniecić w Cadanie ogień zainteresowania. Nawet wtedy, kiedy psychicznie drżał z zimna, kiedy wrócił ledwie żywy i kiedy miał dziurę zamiast nosa. Z tym chyba trzeba było się urodzić.
Wyprostował się na krześle i cała jego postawa mówiła ja, ja, wybierz mnie, panie!, lecz powstrzymał się przed zaproponowaniem swojej kandydatury. Z jednej strony mógłby - może nie mieliby mu za złe zaangażowania, pomimo tego, że to nie on miał o tym decydować? Jednakże nie był pewien jak odbiorą jego słowa. Za dużo dylematów.
- Bagman mieszkał w pomieszczeniu pełnym ksiąg - zaczął. Specjalnie podkreślił istotę mieszkania - więźniowie nie mieli mieszkań, tylko cele potrzebne do jałowej egzystencji; Burke i Rookwood mogli się o tym boleśnie przekonać. - Ramsey rzucił nań klątwę imperiusa, na pewno udaną, mimo to mężczyzna oparł się urokowi. Musi mieć zatem niezwykle silny umysł, co rozumiałoby się samo przez się, skoro tyle lat tkwił w Azkabanie i nie zwariował - kontynuował zbieranie informacji do kupy. - Wolumin z runami, jaki dostaliśmy, był niezwykle starannie opisany. Zapisał chyba każdy znak, jaki został w więzieniu wyryty, chociaż większość stała pod znakiem zapytania. Sądzę, że jego wiedza naukowa jest naprawdę olbrzymia. Sam rozpracował działanie kotwic anomalii, przekonał dementorów do współpracy. Zresztą, dusza chłopca, którą ostatecznie zniszczyliśmy… dziecko prawdopodobnie to właśnie od Bagmana nauczyło się znajomości runicznego pisma oraz rytuałów, do których znajomość run jest bezcenna. Nie będzie z nim łatwo - zakończył, chcąc rzucić przynajmniej mgliste światło na osobę mężczyzny, po którego wysłał ich Pan.


make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die

larynx depopulo
and I know you're not my friend




Cadan Goyle
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5368-cadan-goyle#121340 https://www.morsmordre.net/t5383-poczta-cadana#121562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f219-dzielnica-portowa-orchard-place-4 https://www.morsmordre.net/t5384-skrytka-nr-1336#121565 https://www.morsmordre.net/t5385-cadan-goyle#121566
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 17:53
Wtargnięcie czarownicy zakłóciło spokój, jak na ironię, bardziej niepokojący niż satysfakcjonujący. Rycerze powinni być żwawsi, bardziej skorzy do rozmów, wygłaszania propozycji prowadzenia dyskusji, wszak tematów, które powinni omówić było od groma, oni zaś, jak na upartego, poza przytaknięciami nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Nie skupiał wzroku na Yvette, której osoba nie była w tej chwili warta poruszenia, jakie wywołała przybyciem - nieproszona, niechciana, niewtajemniczona w aktualnie toczące się sprawy Rycerzy. Nie poświęcił jej ani chwili, czekając jedynie aż zajmie miejsce - które po chwili, zgodnie z wolą Morgotha i pewnie milczącą zgodą ich wszystkich, opuściła. O wiele bardziej był zainteresowany bieżącymi sprawami niż całym tym krótkim zajściem, pozostali zaś zareagowali, jak wygłodniałe sępy, które ożywiły się na widok padliny.
Kiedy Tristan postanowił rozwiać jego wątpliwości, lekkim ruchem dłoni zakomunikował, że nie zamierza kontynuować. Odpowiedzi na pytania zadane przez Ignotusa mu wystarczą.
— Jeśli skrytka ma służyć nam wszystkim, nie widzę potrzeby by zawierała ograniczenia dotyczące wyciągania z niej ingrediencji. Nie sądzę, by ktokolwiek ze zgromadzonych tutaj odważyłby się nas okradać z zapasów. — Każdy wie, co by go spotkało.— Za to w skrytce powinny znajdować się również efekty pracy alchemików, które będą dla każdego z nas łatwo dostępne. W każdej chwili— Nie wyobrażał sobie wypisywania listów do Valerija z żądaniem o przesłanie niezbędnych fiolek przed misją. Upił łyk wina, w drugiej dłoni trzymając papierosa, którego biały dymek unosił się w powietrzu. Nie mógł w żaden sposób wesprzeć oczyszczenia Craiga z zarzutów, lecz mógł zająć się sprawą dwóch czarownic z ich grona.
— Dotrę do Fenwick i każę jej dowiedzieć się czegoś o raportach na temat Goshawk i Rookwood, dla pewności. A jeśli coś się zachowało — zniszczyć. Wciąż znajduje się pod imperiusem — odpowiedział Tristanowi. Nie wyglądała na taką, która byłaby w stanie go złamać, to była wyjątkowo silna klątwa, choć rzucona z zadziwiającą łatwością.
Przygana dotycząca anomalii go nie dotyczyła, dlatego też nie odniósł się do niej w żaden sposób, a jedynie rozejrzał po zgromadzonych twarzach. Wypełnił swój obowiązek należycie, z sukcesem ujarzmił anomalie i zagwarantował Rycerzom Walpurgii pożytek z byłego źródła. Inni jednak zawodzili. Starania były daremne, jeśli nie przynosiły żadnych efektów, ale wciąż mieli szansę się zrekompensować. Wiedzieli już z czym się mierzą.
Czarodziej pozbawiony ręki — ostatnio sporo się o nim mówiło, pojawił się już w opowieści Magnusa sprzed miesiąca, powinien być łatwo rozpoznany, bowiem było w nim coś charakterystycznego. Brendan Weasley, bo niewątpliwie o niego chodziło, wkraczał im w drogę dość często. To źle wróżyło na przyszłość. Poznał jego upór i determinację, kiedy próbował odnaleźć Mię. Podrapał się po brodzie, ćmiąc papierosa. Usłyszawszy o Wrighcie, odruchowo spojrzał na Apollinare. Nie grzeszący inteligencją osiłek nie wyglądał mu na mistrza w dziedzinie magii ochronnej, a jednak stawiał opór i to wyjątkowo skutecznie. Zastanawiające. Osoby, które pojawiały się przy źródłach anomalii, były istotnym tematem, nie wydawały się wcale przypadkowe. Tym razem nie mógł się nie zgodzić z Magnusem, a później ze swoim ojcem, który znów zabrał głos.
— Czarodzieje, których spotkaliśmy w prosektorium zaatakowali nas od razu, bez ostrzeżenia, bez negocjacji — nie żalił się, komentował.— Byli przygotowani na to, że ktoś mógł ich uprzedzić i gotowi do walki. — Potraktowali ich jak wrogów, choć niczego o nich nie wiedzieli, nie byli też świadkami żadnych zbrodni, których mogli się wystraszyć, by zareagować instynktownie.— Nie wyglądali na przypadkowe osoby, które postanowiły spróbować swoich sił. — Ostatecznie zostali powstrzymani i unicestwieni.— Nie zdradzili jednak skąd posiadali wiedzę o sposobie ujarzmienia. — Zgadzał się, co do tego, że podczas kolejnego starcia należało wrogów osłabić, a później sprowadzić w bezpieczne miejsce. I przepytać, bardzo dokładnie. — Dzięki Quentinowi jestem w posiadaniu veritaserum. Sądzę, że to może być jeden z eliksirów, który pomoże rozwiązać języki naszym przyszłym gościom. Jeśli trafimy na członka Zakonu Feniksa, prawdopodobnie nie będzie mógł lub chciał zdradzić żadnej tajemnicy. Pamiętamy, co się działo, gdy próbowali.— Płonący pierścień Katyi, Megary, umiejętności przełamywania silnych klątw, utraty pamięci. Musieli postępować sprytnie. — Będzie nam potrzebne wszystko, co rozjaśni umysł i wzmocni ochronę. Marynowana narośl ze szczuroszczeta, o ile pamiętam, powinna się przydać.
Z przyjemnością wymierzyłby Rhysandowi i Yvette karę za zlekceważenie sprawy, ale decyzja należała do Czarnego Pana, a po nim, do Tristana, który jako jedyny dziś mógł zadecydować w ich sprawie. Dlatego milczał cierpliwie, czekając na jego reakcję. Propozycje, które padły nie były konieczne, Rosier z pewnością doskonale wiedział, co robić, a oni powinni zająć się tematami, które padły, nie zaś rozszarpywaniem padliny. Nie odezwał się również w kwestii powierzonych przez Czarnego Pana zadań. Wiedział, co powinien zrobić.
Jego spojrzenie napotkało wzrok Eir. Doskonale wiedział, co chciała mu przekazać, dlatego przeniósł go na Cygnusa, który najlepiej wiedział, co stało się z Ministrem Magii, który pojawił się z Mulciberem po opuszczeniu Azkabanu.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sala bankietowa - Page 14 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 18:30
Uważnie słuchała tego, co Percival miał do powiedzenia. Nie wtrącała się, bo też nie miała nic do dodania. Zgrabnie ujął wszystko to, czego ona nie ujęła. Przeniosła na niego swój wzrok skupiając na nim swoją uwagę. Od początku byli w kiepskiej pozycji, mieli sobie poradzić, a ona miała podejmować decyzje. Podejmowała je, na tyle na tyle była w stanie. W końcu wymiękła, to prawda. Ale i Percival sobie za długo nie po dowodził. Pytania jakie zostały skierowane w jej stronę początkowo ją zmroziły. Nie potrafiła zebrać myśli, nie potrafiła na nie logicznie odpowiedzieć, ale prędzej czy później musiała. Okazało się, że później, wcale nie poprawiając swojej sytuacji.
- Miał mapę, rozszyfrował działanie kominków. Zaufałam mu, oddałam prowadzenie nad grupą ponieważ sama nie czułam się na siłach, aby je podejmować. Kierowało mną dobro naszej grupy i chęć dotarcia do anomalii. Jeżeli mielibyśmy uzyskać to dzięki temu, że stery przejął Nott, to byłam w stanie oddać mu prowadzenie - odpowiedziała na tyle spokojnie na ile była w stanie. - Nie uważam, abym wprowadziła chaos i nie, nie uważam, abym zachowała się słusznie. Ale w tamtym momencie nie widziałam lepszego wyjścia z sytuacji. Decyzja musiała zostać podjęta i zadecydowałam, że racjonalniejszą, w tamtym momencie, podejmie Percival.
Nie czuła się akurat w tym przypadku winna. Może i Czarny Pan zlecił to jej, ale czy głównym celem nie było dotarcie do anomalii i poskromienie jej?
Pozostała także sprawa Isli, o którą wypytał Rosier. I jemu należały się jej wyjaśnienia. Dlatego, skoro już zaczęła mówić, to zdecydowała się od razu także odpowiedzieć i na tę kwestię. Skierowała swoje spojrzenie na niego.
- Gdy rozległ się huk i mugol zaatakował nas ze swojej broni Isla nie była w zasięgu mojego wzroku. Nie słychać było żadnego krzyku ani odgłosu upadku. Było ciemno, nie korzystaliśmy z lumos, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Jak najszybciej udaliśmy się w głąb lasu, aby nie narażać się na kolejne spotkania z mugolami, mocno by nas to spowolniło. Zauważyliśmy, że jej nie ma dopiero gdy dotarliśmy do terenu posiadłości Bryat’a - wyjaśniła.
Być może byli w stanie dostrzec jej zniknięcie wcześniej i być może mogła na to jakoś zaradzić. Tu faktycznie ponieśli ogromną porażkę nie zauważając faktu jej zniknięcia. Niestety czasu nie cofną, a dopytywanie o to czy mogła coś zrobić także niczego nie zmieni. Takie miała zdanie na ten temat.
- Udało nam się w pewnym momencie spotkać z Rhysandem, również nie wiedzieliśmy co stało się z Percivalem. Nie wiedzieliśmy czy utknął w którymś z pomieszczeń czy dotarł dalej. Gdy zeszliśmy do piwnicy oprócz sporej ilości wody, nie dostrzegliśmy nic co mogło świadczyć o jego obecności na dole. Woda mogła tam po prostu być, to absolutnie nie musiało oznaczać, że Nott już zaczął coś robić. Dlatego podjęliśmy decyzję, aby udać się do różnych korytarzy i każe zacząć działać mając nadzieję, że uda nam się dotrzeć do anomalii. - Odpowiedziała na słowa mężczyzny. - Co do Rhysanda, to również nie widziałam go od tamtego momentu i nie wiem dlaczego się tu dzisiaj nie pojawił.
To, że poniosą konsekwencje swojej porażki to wiedziała i można powiedzieć, że psychicznie się na to przygotowała… o ile można na coś takiego się przygotować. Nie miała nic więcej do powiedzenia, dlatego umilkła i słuchając innych wypowiedzi.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 19:23
-Potrzebuję listy.- Głos zachrypł nieprzyjemnie od długiego nieużywania; skrzywił się, niezadowolony, i odchrząknął, zanim odezwał się ponownie.- Listy potrzebnych ingrediencji. Zapasy mojej apteki pozostają do dyspozycji Czarnego Pana.
Nie lubił trwonić słów, dlatego z łatwością uznał za zbędne dalsze tłumaczenia. Istnienie jego apteki i wysoka- najwyższa, bezkonkurencyjna, doskonała- jakość kryjących się na dębowych półkach produktów w jego mniemaniu pozostawało jasnym dla tych, którzy mieli w jego oczach znaczenie. Na ignorantów nie zamierzał natomiast trwonić swojego czasu, który postanowił przeznaczyć raczej na skupienie się na najważniejszym, wspólnym celu.
-Najpowszechniejsze jestem w stanie dostarczyć bezzwłocznie, te bardziej unikatowe pozostają kwestią kilku dni.- Chłodny raport zakończył oschłym skinieniem głowy, spojrzeniem szybko przebiegając po twarzach tych, których alchemiczne zdolności były mu znane lub po których pełnienia tej profesji mógł się spodziewać. Istniał specyficzny pierwiastek, który nauczył się rozpoznawać przez lata pracy; chłodne skupienie, bezlitosna precyzja, pewien rodzaj skwapliwego skupienia, trwale odciśnięty w bladych twarzach alchemików, przywykłych raczej do zaciemnionych piwnic niż do przebywania w dziennym blasku słońca. Mimowolnie pomyślał o Hawthornie- genialny umysł zamknięty w tym niezgrabnym jakby i wciąż chłopięcym ciele, rachityczna sylwetka, uciekające spojrzenie. Mylący całokształt pozostający wygodnym kamuflażem; niezauważony i ignorowany mógł w końcu rozwijać się najsprawniej.
Pojawienie się na sali dziwnej, eterycznej kobiety powitał lekkim, kpiącym uniesieniem brwi. Więc to musiała być ta Blythe, o której wspominali. Wszelka niechęć stała się nagle zrozumiałą; nie ingerował jednak, nie zabrał głosu, witając i żegnając ją ciszą, jedynie krótko odprowadziwszy wzrokiem, kiedy na polecenie Yaxleya pokornie opuściła pomieszczenie. To nie było miejsce dla niej. Nie było miejsca dla nich wszystkich- dla kobiet, słabych, ułomnych, zbyt namiętnych, zbyt lekkomyślnych. W końcu wszystkie miały skończyć jak ona. Odarte z eterycznej aury tajemnicy i blasku urody, o które tak pieczołowicie dbały, poturbowane, zranione, złamane w kontakcie z bezlitosnym światem- pękały. Złamane stawały się natomiast bezużyteczne; a tego, co bezużyteczne, należało się pozbyć. Najlepiej jak najszybciej.
Z chłodnej obojętności wyrwał go dopiero dźwięk imienia Rhysanda. Minęły już dni, w których on i Crouch pozostawali niemalże nierozłączni- nie niepokoił się więc, nie dostrzegając go po przekroczeniu progu sali. Jego dalsze spóźnienie i absencja na spotkaniu pozostawały już jednak znacznie trudniejszymi do zignorowania. Szczególnie, że zauważył je nie tylko on.
-Zajmę się sprawą Croucha- Oznajmił cicho, stanowczo, chłodno, z nadzieją, iż miało to stanowić puentę przewijającej się przez salę dyskusji. Nie był pewien, który z możliwych scenariuszy wydawał mu się mniej sprzyjającym- ten, w którym Rhysanda odnaleźć miał na jednym z licznych korytarzy Munga, czy ten, w którym odwiedzić miał go w jego własnym mieszkaniu, bezmyślnie lekceważącego śmiertelnie poważną kwestię spotkania.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 20:01
Rycerze Walpurgii to zbieranina najróżniejszych osób. W samym tym pomieszczeniu spokojnie można wskazać czarodziejów, którzy mają na sumieniu nie jedną duszę. Wielu z nich darło między sobą koty za dawnych lat, dzisiaj natomiast pracując nad jednym i tym samym celem. Spotkania również były niezwykłe. W sali bankietowej obecnie jest wiele silnych charakterów, które mają do niektórych spraw odmienne zdania. Właśnie w taki sposób Cygnus odbierał Rycerzy. Z wieloma z nich nie dogadywał się cóż, najlepiej? Możemy spokojnie tak to nazwać. Ponadto panowała tutaj hierarchia, a pomimo to każdy członek miał możliwość wypowiedzenia swojego zdania, nawet jeśli nie miało żadnego, strategicznego znaczenia w danej sprawie. Wystarczyło po prostu wstać i zabrać głos, wtem wszyscy wsłuchiwali się w Twoje słowa.
Blacka również to nie ominęło. Poczuł momentalnie spojrzenia zgromadzonych tutaj osób. To jak mu się przypatrują, jak natężają swoje uszy, aby dokładnie wyłapać jego słowa. Podjął się jednego z wyzwań, które zostały tutaj zaproponowane. Nie zgłaszał się do walki, przynajmniej na obecną chwilę. Wybrał najprawdopodobniej nieco spokojniejszą opcję, w duchu ciesząc się z reakcji rycerzy. Świetnie, że szlachcice przystanęli na drobną propozycję i otrzyma od każdego z nich listy, specjalnie przygotowane, aby udobruchać sędziego. Na przedstawicieli rodu Burke nawet nie musiał się przypatrywać, ich udział w przedsięwzięciu był jasny już od samego początku.
- Dziękuję. Listy proszę przesłać bezpośrednio do mnie, na Grimmauld Place 12.
Ukłonił się nieznacznie w geście właśnie podziękowania, po czym spokojnie zajął z powrotem swoje miejsce. Przyglądał się teraz reszcie, dopóki jego spojrzenie nie spotkało się z tym należącym do Ramsey'a. Kiwnął głową, że zrozumiał o co się rozchodzi. Uniósł otwartą prawą dłoń, wykonując gest mówiący, żeby zaczekali z tym jeszcze chwilę. Black nie chciał jeszcze ujawniać dokładnie co się stało w prosektorium, ani na czym obecnie stoją w tej sprawie. Dał sobie jeszcze chwilę czasu na dokładne przemyślenie tego co powiedzieć, tego co jest istotne, a co nie i jak będzie dobrze ubrać to wszystko w słowa. Jak widać - nie jest w gorącej wodzie kąpany i nie wyskakuje ze wszystkim od razu. Powoli się rozkręcał i odkrywał karty licząc na to, że młody Mulciber przystanie na propozycję zaczekania jeszcze tych paru minut.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 20:59
Wiódł wzrokiem za opuszczającą pomieszczenie piękną wilą Yaxlwyowi posyłając jedynie niechętne spojrzenie. Skoro mogła tu siedzieć Miu, zajmująca się zapewne głównie rozładowywaniem napiętej atmosfery w męskim towarzystwie, jedna wila nie zrobiłaby różnicy. Jej obecność mogłaby zadziałać jedynie kojąco, skoro Deirdre wyraźnie sobie ze swoim zadaniem nie radziła. Nie było jednak sensu sprzeczać się ze zdecydowanym postawić na swoim Morgothem, szczególnie, że kobieta wyszła zanim Salazar zdążył chociażby podać jej namiary statku, na którym może na niego poczekać. Doprawdy, marnotrawstwo.
- Traversowie z chęcią wspomogą lorda Burke'a - ożywił się nieco odrywając od rozmyślań o blondwłosej piękności i dołączając się do wyrażających chęć pomocy szlachciców. Po to był w Rycerzach, przynajmniej tak mu się wydawało, że między innymi w tym celu Koronos uznał, że to dobry pomysł wysyłać na te nudne jak flaki z olejem spotkania swojego nieokrzesanego, młodszego brata. Salazar po niezwykłym popisie elokwencji sięgnął po siódmy już kieliszek wina i z pełnym dumy uśmiechem na twarzy wychylił go do dna rozwalając się na wygodnym fotelu jeszcze bardziej. Przymknął oczy, gdy zaczęli rozmawiać o jakiejś skrytce. Pierdoły, Traversowie mają cały skarbiec! Pełen drogocennych przedmiotów, o jakich tym nudziarzom nawet się nie śniło. Salazar zobaczył oczami wyobraźni całkiem wyraźnie pokój pełen przywiezionych skarbów zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością, na kilka chwil zapadając w drzemkę. Zbudził się z niej jednak, gdy znów odezwał się Black. Czy oni naprawdę przez całą tę drzemkę nie doszli jeszcze do niczego? Salazar skrzywił się z niesmakiem na myśl o tym, jak było nudno. Większość siedziała bez ruchu i słowa i kiwała kornie głowami, głos zabierali tylko wywołani do tablicy albo nudziarze, którzy dyskutowali na zupełnie nieistotne tematy. Travers uznał, że to dość marnowania jego cennego czasu, w którym mógłby już przecież leżeć pijany między pięknymi kobietami w Wenus.
- To jest tak - zabrał głos ponownie po wypiciu kolejnych dwóch, niemałych kieliszków wina. - Ja mogę przywieźć te składniki do eliksirów zza morza. Albo i z morza. Albo spod morza. Taki kraken na przykład to głównie w morzach - uśmiechnął się błyskając ponownie złotym zębem. - Jak kraken nie żyje to tym lepiej, powieszę go sobie nad łóżkiem. Chce ktoś mackę? - Rozejrzał się po zgromadzonych przy stole twarzach. - To co, idzie ktoś ze mną? - Wreszcie jakaś przygoda.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Sala bankietowa [odnośnik]25.05.18 23:07
Poruszył się niespokojnie na krześle, kiedy został poruszony temat starożytnych run i czarnej różdżki. Od wielu lat interesował się Insygniami Śmierci - nie sądził, że kiedyś usłyszy o tym na zebraniu. Mimo wszystko nieszczególnie go to zdziwiło; Czarny Pan był odpowiednią osobą do posiadania tych niezwykle drogocennych przedmiotów. Nie mógł jednak ukryć, że sam marzył o odnalezieniu któregokolwiek z nich - niekoniecznie o ich posiadaniu - tak więc z ogromną chęcią wziąłby udział w poszukiwaniach. - Również mogę pomóc przy starożytnych runach - odpowiedział po słowach Drew. Szanował jego umiejętności, ale podejrzewał, że Quentin i tak skorzysta z jego usług. W końcu byli braćmi, mieszkali w tym samym miejscu, niepotrzebne było fatygowanie osoby trzeciej. - I służę wszelką pomocą przy poszukiwaniu czarnej różdżki. Interesowałem się niegdyś tym tematem - dodał, przenosząc wzrok na Morgotha, już nie wspominając o tym ile lat spędził na rozszyfrowywaniu starych woluminów poświęconych temu tematowi, ale chyba wyjątkowo było po nim widać, że ten temat nie jest mu obojętny. Nic jednak nie dodał - nie miał w zwyczaju mówić więcej niż to koniecznie, idealnie wpisując się w stereotyp swojej rodziny. Słuchał więc dalej, obserwując zebranych rycerzy, i lekko dziwiąc się jak taka mieszanina kompletnie różniących się od siebie ludzi mogła tak ze sobą współpracować. - Współpracuję z Cassandrą przy badaniach nad sinicą - dodał, kiedy z niewiadomych względów ten temat nagle wyszedł na jaw. W zasadzie je finansował, zapewniał potrzebne przyrządy i ingrediencje, ale był świadom, że bez jego pieniędzy te badania szybko nie ruszyłyby z miejsca. Miał w planach wkrótce umówić się z nią na spotkanie - był ciekaw czy zdążyła już dojść do jakichkolwiek wniosków. Interesował go ten temat, szczególnie od momentu, w którym sam poczuł na swojej skórze pierwsze objawy tej nieprzyjemnej choroby. - Też mam w planach zająć się którąś z anomalii - dodał, zerkając przelotnie na Magnusa - może i tym razem spróbowaliby wspólnie ją okiełznać. Na chwilę obecną tyle mógł zaproponować - nie znał się na eliksirach czy ingrediencjach, ten temat zawsze pozostawiał młodszemu rodzeństwu.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Sala bankietowa [odnośnik]26.05.18 3:03
Cztery fiolki, które miał przy sobie, zgodnie z obietnicą postawił na stole, przesuwając kolejno w kierunku Sauveterre'a, Percivala, Sigrun i Drew. Nie podobało mu się, że zdołał od nich wyciągnąć zapewnienia dopiero po obietnicy ofiarowania eliksiru, które wszak z pewnością otrzymaliby od alchemików. Ale pozwoliło to przynajmniej częściowo oszacować siły, jakie mieli, by zmierzyć się z tą mocą.
- Potrzeba eliksirów dla Lyanny, Cynerika i Edgara - dopowiedział, zatrzymując wzrok na młodej runistce, miał tylko cztery fiolki - a ona odezwała się jako piąta. Później - wzrok przeniósł na Yaxleya i Burke'a, choć tak naprawdę myślami wciąż tkwił przy opowieści Francuza. Benjamin, znał to imię aż nazbyt dobrze, znał też siłę jego charakteru i wewnętrzny ogień. - Wright nie jest typem człowieka, który dla zabawy pomaga służbom Ministerstwa - musiał mieć w tym swój cel, głębszy cel, który czas najwyższy było odsłonić. - Czas zapolować na tych ludzi - wypowiedział swoje myśli na głos niemal bezwiednie, tym razem unosząc spojrzenie ku śmierciożercom. - I dowiedzieć się prawdy. - Dywagacjami nic nie osiągną, musieli rozwiać swoje wątpliwości u źródła. Jeśli gdzieś czaił się wróg, należało go poznać, nim to wróg pozna ich pierwszy. O ryżym bezrękim wiedział niewiele - wyłączył się tedy z dyskusji na jego temat.
Skinął głową Magnusowi, wiedza Rowle'a była znacznie większa niż kogokolwiek, kto siedział przy tym stole; nie potrzebowali arystokraty po swojej stronie, ale uzyskane od niego informacje mogły okazać się przydatne. Przeniósł spojrzenie na Ignotusa, przez moment zastanawiając się nad jego słowy.
- Tylko, jeżeli wciąż ich szukają - Podstawienie służbom trupów było dobrym pomysłem, ale bywało też tak, że nie doceniali umiejętności śledczych. Gdyby zorientowali się w tym fortelu mogliby jedynie otrzymać niewygodne przypomnienie o poszukiwanych twarzach. Nie mogli wiedzieć, czy poza nimi z Azkabanu zbiegł ktoś jeszcze, ale wydawało się, że zanim zorientują się, że stracili akurat Rookwood, mogły minąć długie lata. Jeśli zaś pożar strawił jej dokumenty, do tego czasu o niej po prostu zapomną. Potrzebowali informacji, których na ten moment nie posiadali. W milczeniu już przytaknął Ramseyowi, aurorka z całą pewnością będzie w stanie rozwiać wątpliwości - a w razie czego mieli przygotowany plan b.
- Czarny Pan nie ma zwyczaju składać propozycji - odparł na pytanie Ignotusa, prześlizgiwanie się obok meritum po raz kolejny wydawało mu się nużące, jednak loża szyderców Mulciberów nie zamierzała odpuszczać - wierzył, że jest sobie w stanie z tym poradzić. - A to jest propozycja, nie rozkaz - skonkretyzował, bo przecież również on rozkaz wydać po prostu mógł - nie zamierzał. Nie podjął jednak szczegółów, przenosząc spojrzenie na Morgotha - oddając mu w tej kwestii głos, na część z pytań Ignotusa odpowiedzi już przecież padły, ale w chaosie Mulciber mógł ich nie dosłyszeć. - Zadając pytanie wprost, czy mamy jeszcze inne potrzeby? Wspominałem o Czuwającym Strażniku, Lupus o antidotach, eliksirach odtworzenia, pastach na oparzenia, odmrożenia, rany cięte i stłuczenia, do tego narośl ze szczuroszczeta wspomniana przez Ramseya - Zamiast dywagować na temat tego, kiedy będzie dogodny moment na dyskusję, należało ją podjąć, skoro ten moment nadszedł właśnie teraz. Byli tutaj wszyscy, alchemicy i uzdrowiciele. - - Rycerze będą potrzebować informacji, jakich ingrediencji do tych eliksirów potrzeba - przypomniał również, bo i sam na tajemnej sztuce eliksirowarstwa nie znał się zanadto - i wymienić stosownych bez przygotowania nie potrafił, powtórzył też słowa Zabiniego, by nie rozpierzchły się w tłumie. Jego apteka mogła znacznie wspomóc sprawę, podobnie jak statek Traversa. Skinął głową Queninowi, dziękując za zabrany głos - bo właśnie głos ekspertów, którzy na temacie znali się najlepiej, wydawał się ważny. - Macie koncept na organizację? - zwrócił się bezpośrednio do alchemika, chcąc się upewnić, że będą potrafili to zrobić.
- Doskonale - przytaknął na deklaracje pomocy, zarówno rycerzy, którzy zdecydowali się zabawić z anomaliami, jak i Antonii, Edgara i Lupusa, którzy zadeklarowała swoją pomoc gdzie indziej. Odznaczali się różnymi zdolnościami i różnymi umiejętnościami, każdy kładł swoją cegłę tam, gdzie potrafił. - Brzmi intrygująco - zwrócił się do Lupusa - jak długo będzie w stanie działać? - Podobny wywar mógł ich wzmocnić w stopniu znacznym. Dość, by warto było zwrócić na niego uwagę.
Wysłuchał słów Cadana - w milczeniu, bez wyrazu i posępny, bardzo niechętnie wracał myślami do tych zdarzeń, do strasznego Azkabanu, którego demony wszak okiełznał - wszedł tam i stamtąd wyszedł, jako jeden z nielicznych czarodziejów w historii. Jeśli potrafili zrobić to, tym bardziej potrafili zmusić Bagmana do współpracy - choć jeszcze nie miał pomysłu, jak to zrobić; kwestia run i nakładania klątw była mu obca, choć przy stole w tej dziedzinie siedziało mnóstwo specjalistów.
- Słuszna uwaga - przytaknął Ramseyowi, podobnie jak on nie sądził, by ktokolwiek, nawet gdyby zamierzał, to odważyłby się okraść zapasy sługów Czarnego Pana, bez wątpienia byłby złodziejem bardzo krótko, bo wkrótce stałby się trupem. Tymczasem, podczas gdy on sam problemów ze zdobyciem eliksirów nie miał, znacznie większe posiadali ci, którzy potrzebowali ich bardziej niż on. Podobnie, nie uważał, żeby klucz był potrzebny. - Uważam, że swobodny dostęp do eliksirów powinni mieć zwłaszcza najmłodsi rycerze - nie wiekiem, a stażem, ci znajdujący się między nami krótko, krótko chłonący wiedzę, słabsi - Jeśli nasi alchemicy pozwolą zrealizować ten plan, należałoby wśród nich rozpowszechnić wiedzę o nich - Tutaj zwracał się już do wszystkich, byli zamkniętym kręgiem mało kto dołączał do nich, nie mając przewodnika, który nie mógłby go o tym powiadomić.
- Zawiodłaś - streścił wynurzenia Marianny, zawiodła jako przywódca, zawiodła jako ktoś, komu Czarny Pan powierzył prowadzenie. - Więcej tego zapewne nie zrobisz - Nie dlatego, że wierzył, że potrafiła uczyć się na błędach a dlatego, że Czarny Pan nie przebaczał i nie zapominał. - Poszukasz ciała tej kobiety - zadecydował, bo musieli się upewnić, czy Isla rzeczywiście martwa - jeśli odstąpiła od zadania i zdradziła, musieli się przed tym zabezpieczyć. Dziwiło go, że uzdrowicielka tak łatwo szafowała opiniami odnośnie jej stanu, kiedy dostrzegła jej zaginięcie po dłuższym czasie.
Skinął głową także Blackowi, przyglądając się jego twarzy przez dłuższą chwilę. Rycerze Walpurgii rośli w siłę, ich dyplomatyczne zasoby przybierały na znaczeniu - mimo osobistych animozji do tej rodziny, dobrze było ich mieć po właściwej stronie.
- Upewnisz się, że wciąż jest po naszej stronie, nic więcej - skierował swoje słowa do Zabiniego, wizyta u Croucha była konieczna, ale taka, jaka pojawiała się w myślach części zgromadzonych rycerzy. Nie dziwił się ostrożności Craiga, już raz jeden z nich wbił mu sztylet prosto w plecy, odsyłając do samego Azkabanu. - Ja chcę mackę - zwrócił się do Salazara, swojego wuja, zamierzając uciąć jego beztroskie komentarze. - Przyniesiesz ją na następne spotkanie dla naszych badaczy, razem z fiolką czernidła, żeby mogli przyjrzeć się właściwościom trucizny. - Nie pytał, nie prosił, wydawanie dyspozycji przychodziło mu z naturalną łatwością. - Sprawdzimy wasze podejrzenia. - Jakiekolwiek by nie były, brudna robota powinna skutecznie wyładować energię Salazara przed kolejnym spotkaniem. - Osiągnęliśmy sukces, ale to dopiero jedna z pierwszych zwycięskich bitew - ozwał się w końcu, zamykając temat przeszłych wydarzeń; generalnie dopięli swego, mieli Bagmana, mieli obłaskawionych dementorów, grupa w elektrowni poradziła sobie bez przeszkód, w drugiej grupie - Percival zrobił, co mógł, w pojedynkę - w pewien sposób jego determinacja zasługiwała na podziw. - Wolą Czarnego Pana jest przejęcie większej mocy anomalii. Powinniśmy skupić na tym swoje siły teraz. - Nie osiadać na laurach, nie pławić się w zwycięstwie, a działać. Deklaracje jednoznacznie oznaczały, że rycerze działać chcieli, pozostało jedynie zamienić tę wolę w czyn. O tych, którzy nie podołali zadaniu, miał zadecydować Czarny Pan, nie oni. Tak Sigrun domagająca się sprawiedliwości wobec Yvette, jak Craig nie bez powodu obawiający się zdrady kolejnego rycerza - jak wreszcie sama Marianna, wszyscy oni musieli uzbroić się w cierpliwość - nie wypowiedział jednak ani słowa, przenosząc spojrzenie na Morgotha.
Drgnął, lekko, słysząc poruszoną kwestię czarnej różdżki.
- Wiesz, gdzie może znajdować się artefakt, Edgarze? - zwrócił się bezpośrednio do czarodzieja - jako jedyny odniósł się do tematu, mógł więc posiadać jedyny trop. - Pewne... wydarzenia sugerują, że Grindelwald mógł udać się w kierunku Islandii. Popłyniemy tam i to sprawdzimy. - Przeciągnął spojrzenie ponownie ku wujowi. Miał nadzieję, że tego dnia będzie przynajmniej trzeźwy.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 14 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 14 z 24 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 24  Next

Sala bankietowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach