Wydarzenia


Ekipa forum
Tajny Bunkier
AutorWiadomość
Tajny Bunkier [odnośnik]16.11.18 0:29
First topic message reminder :

Tajny Bunkier

Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.

Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tajny Bunkier [odnośnik]22.02.19 9:32
Nie spodziewał się, że przytknięcie różdżki do pergaminu przyniesie jakiś efekt, dlatego widząc jaśniejącą na nietypowej mapie linię, uniósł wyżej brwi; skoro atrament reagował na bezpośredni kontakt z palisandrowym drewnem, musiał sam być przesycony magią - a wiec autorami schematu nie mogli być mugole. Więc kto - Gudensig? Czy Clint, nawet po śmierci mamiący ich kłamstwami? Nie miał czasu, żeby się nad tym zastanawiać, zresztą - nie miało to już znaczenia, żadnego z czarodziejów nie było już w pobliżu; jeden był martwy, drugi najprawdopodobniej miał wkrótce podzielić jego los, pogrzebany na zawsze w podziemnym bunkrze, który stał się jego więzieniem. Pozostawało mu jedynie mieć nadzieję, że tchórzliwy metamorfomag będzie ostatnią ofiarą ogarniętych szaleństwem mugoli. - J jak Joshua, idźcie w jego korytarz! - krzyknął, wystarczająco głośno, by usłyszeli go wszyscy czarodzieje; jeżeli mieli jeszcze jakieś wątpliwości, to te właśnie się rozmywały, rozpływając się wraz z trawioną niebieskawym płomieniem mapą. Odrzucił jej resztki, rozglądając się dookoła, żeby upewnić się, że wszyscy bezpiecznie opuścili laboratorium - ale zanim zdążył ruszyć ponownie w stronę korytarza, który przed chwilą potraktował go niezbyt przyjemnym uderzeniem w twarz, zakręciło mu się w głowie, a usta wypełnił znajomy już, paskudny posmak. Stanowcze i przepełnione przerażeniem nie obiło się o jego czaszkę, choć nie od razu zrozumiał, dlaczego; widok białej mgły dotarł do niego dopiero później, odruchowo zakrył usta rękawem szaty - ale było za późno; przed oczami mu pociemniało, jego ręce i nogi stały się nagle nieznośnie ciężkie, a on sam osunął się w nicość, wracając w straszną, pozbawioną nadziei pustkę.
Nie wiedział, jak długo przebywał w miękkich objęciach nieświadomości - wydawało mu się, że zaledwie kilka sekund, ale równie dobrze mogło minąć kilka godzin. Z próżni wyrwał go żar, parzący, duszący - za którym podążył gwałtowny, mokry od krwi kaszel, zmuszający go do przetoczenia się na bok: na trawę, której nie powinno tutaj być, teraz zroszoną wydostającymi się z jego płuc, szkarłatnymi kroplami. Otarł usta, zmuszając zdezorientowane ciało do ruchu i instynktownie rozglądając się dookoła; wciąż znajdował się przy wejściu do labiryntu, tym razem nikt go więc nie przetransportował - ale gdzie byli pozostali? Odwrócił się, przenosząc wzrok na wybitą przez deprimo wyrwę, dostrzegając przez nią wnętrze laboratorium - wraz z porozrzucanymi na posadzce ciałami.
Coś przewróciło mu się w żołądku, do gardła podeszła mu żółć - to się nie mogło dziać naprawdę. Zacisnął na ułamek sekundy powieki, starając się - tak, jak przy buchającym gorącem włazie piętro niżej - odegnać od siebie halucynacje, ale gdy ponownie otworzył oczy, ogień szalał dalej, mentalnie wpychając go we wspomnienia, do których nigdy nie chciał już wracać. Nic z tego, po raz kolejny znalazł się w Peru, na trawionym przez pożogę pustkowiu; brakowało tylko sunącego po podłodze cienia rozłożystych skrzydeł rozwścieczonego żmijozęba.
Wyrwał się z sekundowego bezruchu, przebiegając przez próg, prosto do laboratorium, ledwie rejestrując, że szyba, która powinna być rozbita, znów wydawała się nienaruszona. Nie mógł pozwolić sobie na marnowanie czasu na bitwę z własnymi urojeniami, zastanawianie się nad tym, co było prawdą, a co ułudą, prędzej czy później wpędziłoby go w szaleństwo; bo czy wytworem jego wyobraźni była wcześniejsza walka, czy niewiadomego pochodzenia pożar? Ucieczka z celi, czy rozmowa z mugolami? Nie miał pojęcia, i nie miał zamiaru ryzykować popełnieniem błędu w interpretacji, bo w tej samej chwili jego wzrok padł na jeszcze jedną sylwetkę, której początkowo nie zauważył - a może zauważyć nie chciał, instynktownie wypierając ze świadomości obezwładniającą obawę, że ocknął się za późno. - Kurwa - wyrwało mu się, cicho, chropowato; miał wrażenie, że jego struny głosowe i płuca, podrażnione dymem i krwawym kaszlem, wyścielone były papierem ściernym. Sięgnął dłonią za pazuchę, chcąc wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni różdżkę - ale jego palce zacisnęły się na pustce. - Nie. - Lodowaty strach wypełnił jego klatkę piersiową, stanowiąc drastyczny kontrast dla palącego gorąca płomieni; czy różdżka wypadła mu przed labiryntem? Był pewien, że nie widział jej nigdzie w trawie, nie było jej też na jasnej posadzce; tuż obok niego coś trzasnęło, przypominając mu, że nie miał czasu. Zaklął raz jeszcze, szpetnie, bez zawahania rzucając się w stronę leżącego bez życia Bena i chwytając go pod ramiona, żeby wyciągnąć go z płonącego pokoju - do zamykającego się nieubłagalnie wejścia do zielonego korytarza. Starał się nie patrzeć na pozostałych, na otwarte oczy Freda, na rękę Samuela zaciśniętą na ramieniu Jackie; chciał ich uratować - ale nie mógł, jeżeli spróbuje, zginą wszyscy. - Jaimie, byłbym niesamowicie wdzięczny, gdybyś łaskawie się ocknął - wydyszał, siłując się z bezwładnym ciałem, Wright nie należał do osób najdrobniejszych - ale zaraz potem ponownie zamilkł, przerażony własną, wibrująca między głoskami paniką.

| łapię Bena i - jeżeli mi się udało - ciągnę go do korytarza oznaczonego literą J




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]22.02.19 9:32
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 85
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]22.02.19 17:08
Wzrok Rookwood beznamiętnie prześlizgnął się po walczących o ocalenie mugoli Eda i Jackie; bardziej interesowało ją, czy pies okaże jej posłuszeństwo. Przybiegł, nie tak przyjazny i posłuszny jak ten, nad którym zapanował Percival, może jednak zdołają je jakkolwiek wykorzystać? Czy były w stanie wywęszyć te całe... Miny?
Wierzyła, że uda im się je ominąć, że idąc konsekwentnie do góry - zdołają wyjść na powierzchnie. Promień zaklęcia utworzył przejście w suficie, a Sigrun uśmiechnęła się chytrze. Chciała bez zastanowienia rzucić Ascendio, które pociągnęłoby ją do góry, wyciągnęło z labiryntu, nie zamierzała wszak grać według zasadach mugoli, lecz dym, na podobieństwo zdarzeń z polany, zwęził jej drogi oddechowe. Chciała rzucić Bąblogłowę, przecież znała ten dym, ale nie mogła. Coś ją powstrzymywało. Słabła.
Paskudna woń zgnilizny ją ocuciła, zmusiła do rozchylenia ciężkich powiek; wnętrznościami targnęły mdłości. Zerwawszy się na nogi rozejrzała się wokół siebie - nie było nikogo. Najgorsze jednak, że zniknęła jej różdżka. Znowu, do cholery?! Jakim cudem znowu udała im się po raz wtóry ta pieprzona sztuczka, przecież powinni byli się zorientować, że wpuszczają dym, nie byli bezmózgimi gumochłonami. Miała ochotę zawyć z wściekłości. Bez różdżki czuła się jak bez ręki.
Coś szklanego pękło, a Sigrun poczuła narastające przygnębienie. Nie musiała długo czekać na rozwianie wątpliwości: to dementor wychynął z wyrwy. Poczuła strach, ale nie cofnęła się. Wiedziała już jak działał ten gaz. To nie jest prawdziwe, powtarzała sobie w myślach. To nie jest prawda, powtarzała to jak mantrę. Mugole znaleźli sposób, aby wymieszać jej w głowie, ale nie da im się.
Odnalazła spojrzeniem pozostałych. Samuel, Jackie, Ed i Percival byli jej całkowicie obojętni, lepiej, by tu zdechli. Bez różdżek byli bezużyteczni. Zerknęła na Craiga - Śmierciożerca, wybrany przez Czarnego Pana, był utalentowanym czarodziejem i poradzi sobie, posiadł talent przemiany we mgłę. Miał większe szanse, by stąd zbiec, niż ona.
Wytatuowane ciało było znajome, znała te blizny i szerokie ramiona; rozchyliła lekko usta zdezorientowana, powtarzając sobie w myślach jak mantrę: to nie jest prawdziwe. Zorientowali się już, że trujący gaz miesza im w głowach. Mugole może i posiedli wiedzę jak stworzyć taką miksturę, ale nigdy nie zdołaliby zwabić dementora pod ziemię. Czy w ogóle mogli go zobaczyć? Niemagiczni nie widzieli tych istot. Zamrugała kilkukrotnie, by strząść z powiek fałszywe obrazy. Nie będzie marionetką w rękach zawszonych mugoli. Musi znaleźć różdżkę i zrobić z nimi porządek.
Odwróciła się od Caelana, który nie mógł być Caelanem, mając wciąż pamięci słowa Percivala, by podążać ścieżką Joshuy, że to ona doprowadzi ich do wyjścia. Pozostawiła za sobą nieprawdziwe, jak sądziła, obrazy i biegiem ruszyła ścieżką oznaczoną literą "J".


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]23.02.19 19:50
Gdy wraz z Jackie przeciągnąłem mugola do bezpiecznego pomieszczenia, zobaczyłem Percivala pochylającego się nad pergaminem; przesuwał po jego powierzchni końcem różdżki, aż do momentu, gdy świstek rozjarzył się świetlistą literą "J". Nie do końca wiedziałem jak poradzić sobie z nieprzytomnym mugolem - byłem gotów dźwigac go na własnych plecach, kiedy jednak skierowałem się do drzwi, które wskazał pergamin, ostatnią rzeczą jaką pamiętałem, był dym ulatniający się spomiędzy krzewów. Unosiłem różdżkę. Wypowiadałem zaklęcie - bezskutecznie.
A może mi się to przyśniło?
Znów leżałem na ziemi. W naturalnym odruchu przeczesałem poły swojej szaty, lecz nie znalazłem ródżki, ani żadnej innej rzeczy, którą miałem przy sobie. Nienaturalna, głucha cisza skłaniała do refleksji; rozejrzałem się, szybko orientując się, że znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu - tylko zgoła innym. Światło wydobywające się zza drzwi drażniło źrenice pryzwyczajone do mroku; po gruzie, ktróry jeszcze przed chwilą - na pewno? - leciał nam na głowy, nie było śladu. Szybko uświadomiłem sobie, że źródłem blasku był pełny księżyc. Księżyc świecący nad pokojem. Kilka metrów pod ziemią.
Byłem pewien, że obudziłem się we własnym koszmarze.
Zgarbiona, wilczo-ludzka sylwetka przechadzała się dumnie wokół swoich ofiar, w których bezbłędnie rozpoznałem swoich tiwarzyszy. Także Gundesinga - który przecież uciekł. Ograniczałem swoje ruchy do obracania głową; realny czy nie, wilkołak mógł nadal wyrzącić mi krzywdę. Martwi przyjaciele, a także jej skulone i zakrwawione ciało; wydawało mi się, że widziałem już gdzieś poodobne obrazy. W podobnym koszmarze, na wpół realnym, na wpół nie - podczas próby. Wtedy jednak czułem się bezpieczniej. Towarzystwo srebrnego lisa niosło ukojenie i nadzieję, teraz jednak oaczała mnie wyłącznie pustka.
Kolejnym obcym elementem okazała się myślodsiewnia. Na pewno nie widziałem jej w pomieszczeniu wcześniej. Ostrożnie, tak bezszelesnie jak tylko potrafiłem, zacząłem przesuwać się w jej kierunku, bardzo powoli podnosząc się z kolan. Nawet po tak długim czasie rozłąki, złudnych nadziejach i pustce w sercu trudno było przejść obojętnie wobec Seliny-nie-Seliny. Część mnie chciała jej nienawidzić. A druga nie potrafiła bez niej żyć. Pracowałem miesiącami nad tym, by pozbyć się tego uczucia. Odciąć jak zakażoną kończynę. Wyrwać ze swojego ciała, zaleczyć, zapomnieć. Bezskutecznie. Doświadczenia wyniesione z próby nakazywały mi raczej pozostawić Lovegood własnemu losowi. Zasługiwała przecież na niego. Silna i niezależna kobieta, którą była, nigdy nie prosiła mnie o pomoc.
A pomimo tego zawsze ją otrzymywała.
Paradoksalnie, była moją zgubą.
Delikatnie wsunąłem dłonie pod jej okaleczone ciało - i teraz byłem już pewien, że znajdowałem się we śnie. Bo tylko tam mogłem jeszcze nosić Lovegood w ramionach. Nie wiedziałem, dokąd iść - widziałem tylko myślodsiewnię, postanowiłem więc podejść do kamiennej misy i zanurzyć się w niej. Razem z Seliną?

NIE WIERZĘ, ŻE TO ROBIĘ: ratuję Szelę, zanurzam się w myślodsiewni


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Tajny Bunkier - Page 20 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]23.02.19 19:50
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 34
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]23.02.19 21:33
Powietrze wokół niego zdawało się nieustannie drżeć, odwrotnie w proporcjach do ciszy, która otulała przestrzeń, w której się znaleźli. Tylko ich własne głosy przerywały co jakiś czas milczenie i być może nieuchwytny szelest rozrastającego się żywopłotu. Jego własny głos oraz wypowiedziana inkantacja, dotarły do niego dziwnie stłumione, ostatecznie spotykając się z fiaskiem. Zaklęcie skumulowało się w dłoni, błysnęło lekko mocą, by zgasnąć, nim ujawniło się w pełni. Widział jednak, że mugol nie został pozostawiony sam sobie.
Odwrócił spojrzenie w stronę Blake'a, który różdżką rysował po mapie niewidzialną linię, która błysnęła światłem. Finału nie zdążył zaobserwować, bo uwagę przyciągnęło coś innego. Mgła. Być może ta sama, którą dostrzegał pod wpływem Prawdy. Do namysłu nie było zbyt wiele. Zdążył unieść różdżkę, zaciskając palce na ciepłym od magii drewnie, kreśląc w myślach kolejne formuły. Zanim jednak zdecydował się na jedną, cała rzeczywistość otoczył nieprzenikniony niebyt. zawroty głowy stały się nieprzyjemnie obezwładniające, zmuszając ciało do słabości. Gdzieś w oddali słyszał głos Percivala, który dźwięczał jeszcze przez jakiś w jego umyśle, niby dzwon.
Zapach, który dotarł jego nozdrzy, wciągał go we wspomnienie zbyt odległe, by mógł pozwolić sobie na jego powrót. Fantomowy, bo kobiecy głos odbił się echem w jego uszach, chociaż zniknął, gdy tylko uchylił ciężkie powieki. Początkowo nie rozpoznawał otoczenia. Podniósł wzrok ku górze, dostrzegając sunące, niby po niebie, smugi chmur. Zmarszczył brwi, ale uderzająca go woń i świergot gdzieś w oddali, odciągał go od dudniących alarmująco myśli. Co na gryzące bahanki się działo znowu, gdzie był?
Podniósł się na łokciu najpierw do siadu, potem odzyskując równowagę. Był sam. Kompletnie, a to, co obserwował nie kojarzył z niczym rzeczywistym. Z niczym, co pamiętał. Czy na pewno?
Czuł w dłoni fantomowe ciepło po mocy, z której korzystał i po różdżce, której mu brakowało. Obrócił się w miejscu, ale zniknęło wszystko, co pamiętał - że miał. Więzienie. Bunkier. Szaleni mugole. Żywopłot. ten ostatni wydawał się jedynym realnym łącznikiem z rzeczywistością, o której pamiętał. I chociaż powinien bez namysłu podążyć najbardziej racjonalną decyzją i wyborem jednej z odnóg labiryntu, niewidzialna siła pchnęła nogi na usłaną płatkami ścieżkę. Czuł się wręcz idiotycznie, ale z tyłu głowy słyszał niewyraźny głos, który nie pozwolił mu zmienić decyzji, nim nie zrozumiał, co znajdowało się u krańca niezwykłej, malującej się czernią kwiatów - ścieżki.
Oplecione czernią płyty kryły groby. Imiona rysowane w kamieniu. A ciała, które wystawiono na pokaz, wykręciły w żołądku gigantyczne salto. Zacisnął wargi, gdy ciemne ślepia przesuwały się po nieruchomych sylwetkach, na dłużej zatrzymując się przy ciele Tonks. Nie widział znajomego błękitu kryjącego się pod powiekami. Czy wciąż żyła? Mugole rzeczywiście ja pochwycili? Niemożliwe. To nie mogła być prawda.
Ale to leząca obok sylwetka czarnowłosej kobiety wywołała w nim przeraźliwy wręcz ból. ten, który dawno temu naznaczył go niezmywalnym piętnem, przez lata blaknąć, ale nigdy nie umierając. Przecież pamiętał jej śmierć. Pamiętał krew spływająca mu przez palce, gdy w jej oczach gasło światło. Zacisnął dłonie w pięści, ryjąc paznokciami wnętrze dłoni, ale odwrócił wzrok gwałtownie, odnajdując inne ciało, tak samo nieruchome. Prawda i fałsz splatały się i świadomość, ze znajduje się w kolejnej, sennej wizji uderzyła go silniej. Za plecami miał wyjście. pamiętał o tym. Pamiętać tez musiał - kim był. Gwardzistą i musiał myśleć jak on, odrzucając precz chaotycznie rozedrgane emocje - To wszystko kłamstwo - mówił do siebie, a może do nieruchomych i pozostawianych przez siebie ciał. Nim się jednak wycofał, wysunął rękę przed siebie, odnajdując ciało towarzyszącego mu przeciecz w tej piekielnej historii - gwardzisty. Jeśli ktoś miał jeszcze przeżyć, był to Fox. jeden z najlepszych wśród ich zakonnych zastępów. I to jego zdecydował się uratować. A przynajmniej - spróbować - Mobilicorpus - na spierzchnięte usta popłynęła formuła zaklęcia. Skupił się na mocy, która miała pociągnąć za nim nieruchoma postać Fredericka. Niezależnie jednak od efektu, odwrócił się i podążył w stronę coraz bardziej ciasnego przejścia w labiryncie i ścieżki, wyznaczonej przez literę J. Wybór był oczywisty. Prawda?...


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]23.02.19 21:33
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 68

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Tajny Bunkier - Page 20 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]24.02.19 15:48
Bardzo pilnie obserwował to, co robił Percival. Jego uwaga rozproszyła się tylko na chwilę, kiedy dostrzegł, co udało się zrobić Sigrun - w tym momencie w jego oczach zabłysło coś na kształt nadziei. Jeśli drzwi się uformowały, może mogli w jakiś sposób obejść ten durny labirynt a także rozsiane po nim miny - swoją drogą, co za durna nazwa, to nawet nie brzmiało specjalnie groźnie. Zanim jednak Burke zdążył powiedzieć choć słowo, jego uwaga znów skupiła się na Percivalu, któremu to papier nagle wybuchł w rękach błękitnym płomieniem. Litera J, tak jak podejrzewali, to była prawidłowa odpowiedź. Ale może jednak te drzwi...?
Ponownie nie dane było mu nawet otworzyć ust, bo w chwilę potem zrobiło mu się zwyczajne słabo. Zdążył tylko zakląć w myślach, czy to znów był ten pieprzony gaz? Mugole naprawdę zachodzili mu za skórę coraz bardziej! Zapadł w ciemność, ciskając w umyśle każdym ze znanych sobie przekleństw.
Pobudka nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim Burke otworzył oczy, wiedział, że coś jest nie tak. Przez chwilę jeszcze łudził się, że może po prostu ponownie wylądował w celi - w celi w bunkrze, razem z innymi czarodziejami, przywiązany do ściany. Powtórka z rozgrywki, owszem, ale przynajmniej wiedział, że sprawcami tej sytuacji byli brudni mugole, którzy w końcu wystraszą się, jeśli  się do nich zbliżyć.
Niestety, uczucie które go ogarnęło, było dużo bardziej przerażające. Dużo zimniejsze i obezwładniające. Burke nie musiał się nawet specjalnie rozglądać, znał tę atmosferę. Doświadczał jej przez ponad dwa miesiące, dzień w dzień bojąc się o własne życie, kuląc w rogu i pragnąc stać się niewidzialnym. Mierzył się z własnymi koszmarami, z potworami, które wypełzały z jego umysłu, kiedy oni przebywali obok. To jednak nie była cela w Azkabanie - tę rozpoznałby wszędzie. Napędzany lodowatym przerażeniem i adrenaliną zerwał się natychmiast z podłogi, rozglądając się w panice. To wciąż przypominało trochę labirynt. Odruchowo natychmiast chciał sięgnąć po różdżkę, jednak jego ręce natrafiły na pustkę. Gdy to do niego dotarło, zamarł w niemym przerażeniu. Oni się zbliżali, a on nie miał nawet różdżki?! Do tego był zupełnie sam! Rozejrzał się spanikowany po podłodze, a gdy nie dostrzegł nigdzie znajomego kawałka magicznego drewna, ruszył w kierunku pokoju, który wcześniej opuścili - może jakimś cudem zostawił ją tam?
Jednak zamiast różdżki, jego oczom ukazał się widok niczym z horroru. Żołądek zaciążył niczym bryła lodu, a jedynym, co Burke był w tym momencie usłyszeć, był przeraźliwie głośny szum własnej krwi napędzanej adrenaliną. Zamarł, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie logicznej myśli - tymczasem dementor pochylał się coraz niżej nad Edgarem. Tytanicznym wysiłkiem było dla niego zaciśnięcie pięści i wbicie paznokci w skórę - poczuł pod opuszkami krew, a iskra bólu pozwoliła mu nieco otrzeźwieć. I chociaż wszystko co widział - dementor, Edgar, inni uwięzieni, między nimi Sigrun - wydawało się takie realne, Burke odnalazł w tej sytuacji element, który nie pasował do całej układanki. Mugole - te parszywe ścierwa, zaraza niech wytępi to parszywe bydło - nie mogli tu ściągnąć dementora. Nie widzieli ich. A poza tym, pomieszczenie to różniło się tak bardzo, a jednocześnie było tak podobne do tego, w którym padł nieprzytomny. To nie mgło być prawdziwe.
- Na pierdoloną włócznię Gudrøda, nie nabiorę się na te sztuczki! - wrzask wyrażający pogardę do mugoli miał jednocześnie pomóc mu oderwać wzrok od małej świetlistej kulki, umykającej z ust Edgara i zbliżającej się niebezpiecznie blisko do przerażającej dziury w twarzy dementora. I udało mu się, finalnie oderwał się od framugi, a potem wciąż napędzany adrenaliną, pognał w ciemny, roślinny korytarz oznaczony jaśniejącą słabo literą J.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]26.02.19 1:10
Ściany były na tyle blisko, że jej zmęczony umysł w szybkim tempie wysnuł dziwną wizję zwiastującą szereg zdarzeń, które nie mogły doprowadzić do niczego dobrego. Myśli o tym, że musi się skupić, przestały mieć już cokolwiek do powiedzenia – instynkt przejmował kontrolę nad jej ciałem. Kazał jej odejmować wszystkie możliwe ruchy, żeby przeżyć. Każda komórka jej ciała bała się o to, czy uda jej się przejść przez to z kilkoma oddechami, które zagwarantują jej powrót do domu. Tam też prowadził jej umysł, do miejsca zakotwiczenia. Nagle zatęskniła za pledem pachnącym rumiankiem, za dźwiękami Czajkowskiego, za gwiżdżącym czajnikiem. Za wszystkimi drobiazgami, na które nigdy nie zwracała uwagi.
Powtarzała je w myślach jak mantrę, kiedy pomagała Foxowi przenieść mugola z dala od miażdżącego mechanizmu, chociaż usłyszała gdzieś głęboko w sobie pytanie – po co? Po co, skoro nie przeprowadzą go przez labirynt? Po co, skoro zaraz zginie? Ale była uparta. Jak zawsze.
Dotarcie do zielonego żywopłotu było dopiero początkiem – końca? – i zamiast ulgi, przyniosło jeszcze więcej niepewności i obaw. Żarzący się blask od palącej się mapy dostrzegła, kiedy udało jej się podejść bliżej. Nie widziała, co zrobił z nią trzymający ją Percival, ale ten blask nie kojarzył jej się z niczym dobrym. Ścieżka Joshuy. Spojrzała na Foxa i Sama, szukając w ich oczach odpowiedzi na trawiące jej umysł pytania, potem znów spojrzała w stronę krzewów porastających korytarze-pułapki. Chciała przez niego przebiec, na oślep, na łeb, na szyję. Już miała wrócić się do mugola i naiwnie mieć nadzieję, że jeśli pociągną go w dwójkę, to dadzą radę, ale coś przykuło jej wzrok. Jasna mgła, gęsta niemal jak burzowe chmury, zaczęła wyciągać w ich kierunku swoje pazury.
Mgła!
Ale to już nie miało znaczenia. Nozdrza zareagowały nagłym wciągnięciem powietrza, jakby przygotowywały się na ostatni oddech. A potem znowu nadeszła ciemność.
Obudziły ją mięśnie, które za wszelką cenę próbowały wydusić z jej płuc zalegającą tam smołę – musiała ją wykaszleć, wypluć na ziemię wszystko, co się tam gromadziło. Przez gorzki, metaliczny smak ścierpł jej język, a usta wydawały jej się opuchnięte i zesztywniałe. Zacisnęła palce na trawie, żeby się podnieść, instynktownie szukała pozycji, z której miałaby możliwość szybkiej reakcji. Leżąc plackiem nie była do tego zdolna. Zaraz… trawa. W jednej chwili wszystko do niej wróciło. Labirynt, płonąca mapa, miażdżące ściany labiryntu. Teraz wszystko było… inaczej.
Zauważyła ciała – Sam, ten od czarnej mgły, kobieta. Gdzie pozostali? Nie musiała długo szukać.
Między zaciskającymi się gałęziami dostrzegła scenę. Obraz, którego nie chciała widzieć. Rozpoznanie twarzy było trudne, cienie pochylających się krzaków zaczynały majaczyć przed jej oczami. Ale tę jedną poznała. Ojciec. Znowu tu był. Nie wiedziała, czy żył, czy może jego klatka piersiowa już nie unosiła się w oddechu. Wychwyciła tylko koszmarne rany i krew niemal wszędzie.
A nad nim stał wilkołak. Jej największy strach. Strach przed potworem, za którego sama się uważała – bo zmieniała się z roku na rok, została zaprogramowana, żeby pozbywać się czarnej magii. Została nauczona, jak radzić sobie z największymi potworami chodzącymi po tej ziemi. Spojrzała w otchłań.
A teraz otchłań patrzyła na nią.
Poczuła, jak po jej całym ciele przebiegają dreszcze, jak skronie zaczynają w przerażeniu wypluwać z siebie krople potu. Instynkt znów pchał ją do przodu. Wydostań się stąd. Do góry. Idź do góry. Szybko. Teraz.
Coś jednak mówiło jej, że jeśli zostawi tam ojca – zrobi to po raz kolejny. Różdżka.
Dłoń powędrowała do kieszeni, do podartego płaszcza. Nigdzie jej nie było. Zaklęła jękliwie, zdzierając z siebie wierzchnią część szaty i zostając w samej koszuli. Było jej za ciężko, nie mogła oddychać. Rzuciła płaszcz na kobietę w głupim odruchu – jeśli wilkołak jej nie zobaczy, nie pożre jej. Cholera.
I wtedy znów dostrzegła migotliwy blask, błękitny i jasny. Myślodsiewnia. Ona cały czas tam stała. Znak?
Chrzanić to. Nie mogła wpaść w łapy tego stwora. Nie teraz, kiedy najwyraźniej tylko ona żyła – jeśli nie tylko ona, to miała największe szanse na przeżycie. Pobiegła w stronę pokoju, gdzie stała kamienna misa, ale zanim przekroczyła jego próg, postanowiła zabrać stąd Samuela. Chwyciła go za ramię, mamrocząc w pośpiechu coś, co miałoby go zmusić do odzyskania przytomności, i, oglądając się w panice za siebie, zaczęła go ciągnąć w stronę myślodsiewni.
No dalej, Sam! – w głowie błysnęły jej wspomnienia z ministerialnej pożogi. Zawsze w tyle, nigdy nie nauczyła się ratować tak, jak powinna była to robić. Ale z uporem maniaka zarzuciła sobie jego rękę na swoje ramiona i z drżeniem mięśni przeniosła go pod ścianę, gdzie posadziła ostrożnie. Słyszała swój oddech, nadawał rytm strachowi, zabierał cały rozsądek i decyzyjność. Dopadła w końcu do myślodsiewni i zanurzyła się w niej.
Licząc na cholerny cud.

| ratuję Sama, bo czemu nie, i nurkuję w myślodsiewni!



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Tajny Bunkier - Page 20 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]26.02.19 1:10
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]26.02.19 19:05
Percival
Adrenalina buzująca w tym ciele zapędziła Cię wprost do pokoju targanego płomieniami, udekorowanego językami ognia, które nie tylko dosięgały twych przyjaciół, towarzyszów niedoli, ale i Ciebie. Wpierw poczułeś jeszcze większą ilość kłębiącego się w twych płucach dymu, coraz trudniej było Ci złapać oddech, później spotkał Cię buch żaru, niesamowitego gorąca, gdy tylko przekroczyłeś wyrwę i ruszyłeś przed siebie. Trzask palonego drewna doszedł tych uszu, widziałeś, że ciało Bena skąpane było w płomieniach, jednak nie odsunąłeś się, podjąłeś ryzykowną próbę wyciągnięcia go z ramion śmierci. Chwyciwszy go pod ramionami poczułeś ból, choć z pewnością zmniejszony był on na skutek adrenaliny, ale i tak pieczenie było trudne do wytrzymania. Mogłeś odnieść wrażenie, że twoja skóra płonie, a towarzyszący temu swąd tylko Cię w tym upewniał. Wytargałeś wysokie, muskularne ciało z laboratorium i jeśli tylko spojrzałeś w kierunku wejścia do labiryntu mogłeś mieć pewność, że pozostały Ci sekundy, a czas mijał nieubłagalnie. Ben nie zareagował na twoje słowa, jego twarz wciąż pozostawała nieruchoma – sprawiająca wrażenie pozbawionej życia.
-Nie zostawiaj mnie.- usłyszałeś momentalnie zachrypnięty głos i jeśli tylko byś spojrzał w tamtą stronę mógłbyś dostrzec Samuela, który wyciągnął dłoń w twoją stronę. -Proszę, uratuj choć Jackie.- dodał i zaraz po tym ręka opadła, a jego powieki mimowolnie zamknęły się.
W ostatniej chwili przekroczyłeś granicę drogi o symbolu „J” i byłeś świadkiem jak żywopłot zakleszczył się uniemożliwiając powrót do wyrwy. Stopy Bena oplotły się gałązkami, jednak mocniejsze szarpnięcie uwolniło go z sideł nieustępliwych odrośli. Właściwie od razu mogłeś zrozumieć, że nie był to koniec twych problemów, bowiem nie tylko wejście do odpowiedniej ścieżki okazało się mieć paskudne plany – wszystkie wewnętrzne ściany labiryntu niemiłosiernie przysuwały się ku sobie, działając identycznie jak mechanizm w laboratorium, kiedy walczyłeś z Anthonym. Wiedziałeś, że pozostało Ci przyspieszyć, iść i nie patrzeć przed siebie, ponieważ nie miałeś na to czasu. Ścieżka, którą gnałeś, miała pewien plus – była jedną, konkretną drogą bez mylących zakrętów i ślepych zaułków, więc nie mogłeś się pomylić.
- Uważasz się za cywilizowanego czarodzieja, Nott?- usłyszałeś momentalnie, choć czarodziej którego ratowałeś pozostawał nieprzytomny. -Po tym wszystkim, co zrobiłeś - i co zamierzasz robić? Jak najbrutalniej zabić mugola? Jak wyrżnąć najszybciej niewinnych obywateli, pracujących w Ministerstwie Magii? Jak ściągnąć na siebie wieczne potępienie? No tak, lepiej czynnie przyczyniać się do eksterminacji niewinnych ludzi. Cały Percival.- głos atakował twą głowę, sprawiał wrażenie jakoby penetrował twój umysł wbijając kolejne szpile. Po chwili mogłeś być świadkiem śmiechu, paskudnego, przepełnionego ironią śmiechu, gdy gałęzie oplotły twe ramiona i zaczęły wspinać się ku twarzy. Czułeś, że unieruchamiały Cię coraz konsekwentniej, wiedziałeś, że dzielił Cię tylko moment od stanięcia w miejscu, od kompletnego odcięcia nóg i możliwości swobodnego poruszania się. Nie myliłeś się, cierpienie nie trwało długo, zabrakło Ci oddechu, a potem nastała ciemność.

Sigrun
Rookwood wyraźnie słyszała słowa Percivala, który wskazał odpowiedni korytarz i mimo makabrycznego widoku nie potrzebowała wiele na podjęcie swej decyzji. Gdy tylko ruszyła w stronę symbolu „J” jej uszu doszedł głos, należał on do Craiga, człowieka będącego bliżej Czarnego Pana, śmierciożercy, któremu ona winna w takiej sytuacji udzielić pomocy – ryzykując nawet własnym życiem. Widziała, że był pozbawiony różdżki, kompletnie bezbronny i świadomie postanowiła pozostawić go na pewną śmierć. -Dowiedzą się. Wszyscy będą wiedzieć, że mnie tu zostawiłaś. Ukażą Cię. Jak możesz służyć Czarnemu Panu, skoro ignorujesz ustaloną przez niego hierarchię.- wysyczał, choć Sigrun mogła mieć świadomość, że szept grasował tylko i wyłącznie w jej umyśle.
Przekroczywszy wejście te od razu zaślepiło się uniemożliwiając powrót do wyrwy. Wybrana droga labiryntu była wąska, właściwie z każdą chwilą robiła się coraz węższa i bez większego trudu mogłaś to zaobserwować – nawet w biegu. Nie musiałaś wybierać zakrętów, bowiem jeśli takowy się pojawił to tylko w jednym kierunku, zatem pozostawało Ci walczyć jedynie z czasem.
-Nadużyłaś mojej gościnności, Rookwood. Moim obowiązkiem było nie zostawić cię na pewną śmierć, skoro już przybyłaś akurat do mnie.- tak bardzo znajoma Ci barwa głosu rozbrzmiała w tej głowie. -Teraz żałuje, ty nawet nie zawahałaś się, aby wydać na mnie wyrok.- ton zdawał się coraz bardziej niski, przesiąknięty surowym i krytycznym podejściem do sprawy.
Widziałaś już koniec labiryntu, ostatnia prosta tej potwornej, klaustrofobicznej ścieżki. -Mamo nie zostawiaj mnie tutaj! Mamo! słyszałaś kolejny dźwięczny głos w swej głowie, byłaś pewna, że to ten sam, który dobiegł twych uszu w celi. Biegłaś ile sił w nogach i gdy tylko przekroczyłaś wyjście…

Frederick
Wiedziałeś, że twoi przyjaciele byli martwi, a zakrwawiona paszcza wilkołaka tylko Cię w tym utwierdzała. Mimo to postanowiłeś zabrać stąd ciało autorki skierowanego do Ciebie listu, zdecydowałeś się podjąć ryzyko niżeli ratować własną skórę i to był twój błąd, który wkrótce mógł Cię wiele kosztować.
Wizja zanurzenia się w myślodsiewni zapewniała Ci więcej czasu, dlatego udało Ci się pochwycić Selinę we własne ramiona i zbliżyć do misy. Labirynt zamknął się – mogłeś być przekonany, że twych uszu dobiegł głośny szelest liści, a po chwili wszystko ucichło i już tylko dosłyszalne było echo lekkich tupnięć krwiożerczej istoty.
-Ratuj żywych, Fredericku.- usłyszałeś szept Jackie, ale na reakcję było już za późno, bowiem zdążyłeś przymknąć powieki przełamując taflę magicznej wody wspomnień.
Znalazłeś się w doskonale znanym sobie miejscu – Elfim szlaku. Spostrzegłeś siebie oraz Selinę, której nacięcie na nadgarstku przywołało Testrala, na którego grzbiecie wspólnie wzbiliście się w powietrze. Po chwili obraz rozmył się, by ponownie scalić małymi cząsteczkami w tło przedstawiające należące do Ciebie poddasze. Ujrzałeś te same dwie, uśmiechnięte twarze. - Mam nadzieję, że masz tego więcej, bo inaczej cała ta droga była sporym poświęceniem jak dla pojedynczej butelki skrzaciego wina.- słowa dziewczyny dobiegły twych uszu, zatańczyły w nich umacniając wrażenie namacalności wspomnienia. Mogłeś odnieść wrażenie, że ponownie tam byłeś, że znów mogłeś doświadczyć tego, co tamtej, pamiętnej nocy.
-Należysz do mnie.- usłyszałeś, a zaraz po tym ponownie wszystko rozproszyło się w powietrzu i nim zorientowałeś się, co właśnie się wydarzyło, byłeś już w samym środku ciemnego lasu. Stałeś tuż obok mężczyzny, którego dłoń skupiona była w okolicach gardła zwierzęcia – lisa. -W takim razie pewnie niedługo się spotkamy.- szepnął gładząc go jeszcze po czubku głowy i bez zawahania uwolnił posokę, która zaczęła spływać wprost do misy. On odwrócił głowę, nie był w stanie na to patrzeć, ten człowiek był Tobą.
Po chwili wszystko znikło, a ty pozostałeś zupełnie sam w czarnej, nieprzeniknionej otchłani.


Samuel

Emocje buzujące w tym ciele, drażniące zabliźnioną ranę, przegrały z racjonalnym podejściem gwardzisty, którego przeznaczeniem była służba. Zignorowałeś sygnały, zagłuszyłeś ból i podjąłeś słuszną decyzję, aby uwolnić Fredericka, który przecież był jednym z najlepszych towarzyszów broni. Miałeś szansę, władałeś bezcenną, niesamowicie silną umiejętnością, ale mimo to Twój dobry zamiar zmienił się w nieudaną próbę wyciągnięcia aurora z dołu. Zaklęcie powiodło się, Fox uniósł się kilka centymetrów nad ziemią, jednak było to zbyt mało, aby pokonać około dwumetrową wysokość. Na nic poszły twoje wysiłki, zmarnowałeś jedynie czas, którego i tak miałeś zbyt mało.
Przekroczywszy ścieżkę oznaczoną symbolem „J” dostrzegłeś jak wejście do takowej szczelnie zaślepiło się gałęziami uniemożliwiając chociażby zerknięcie jednym okiem na to, co działo się przed nią. Poczułeś momentalny chłód, czujnym wzrokiem spostrzegłeś leniwie opadające, czarne płatki róż, które jakoby pragnęły „usłać Ci sobą” dalszą drogę. Czułeś je na czubku głowy, barkach, delikatnie ocierały się też o twoje przedramiona. Były wszędzie.
- Zamknąłeś mnie, Skamander.  Zamknąłeś jak kanarka w klatce, jak pieprzoną księżniczkę z wieży.- twoich uszu dobiegł tak znajomy głos. -I pozostawiłeś na pewną śmierć.- dodał, choć już wtedy mogłeś czuć, że takowy echem odbijał się jedynie w twojej głowie. Nie był prawdziwy. Odmęty wspomnień atakowały bezlitośnie, wbijały szpile chcąc na nowo zobaczyć krew w zabliźnionych już ranach, jednak pierwszy raz byłeś w stanie odróżnić obłęd od rzeczywistości. Mogłeś zacząć się bronić – przed samym sobą.
Czarne niczym węgiel płatki róż, którymi nieustannie usłane były kolejne fragmenty labiryntu, momentalnie zaczęły żarzyć się, a finalnie jeden podmuch wiatru rozproszył je w powietrzu. Mgła, towarzysząca Ci większość nocy, rozmyła się, a Ty…

Craig
Namacalny koszmar stał się twoim więzieniem. Wiedziałeś, że nie może być to Azkaban, tak samo jak byłeś świadom abstrakcji, która wdarła się w mury mugolskiego bunkra kreując twe najskrytsze obawy w jawny, namacalny obraz. Dementor trzymał nestora rodu Burke, twego kuzyna i autora listu, ale Ty nie podjąłeś się ryzyka, aby pomóc komukolwiek – pragnąłeś jedyne uciec, znaleźć się jak najdalej tych wydarzeń. Zdążyłeś.
Przekraczając wejście ścieżki oznaczonej literą „J” chłód minął, a przejście zaścieliło się bujnymi gałęziami uniemożliwiając powrót. Pobiegłeś przed siebie mijając kolejne zakręty, nie widząc żadnych ślepych zaułków. Nie słyszałeś żadnego huku, wciąż żyłeś i to było dowodem na trafne rozwiązanie zagadki przez Percivala, mimo że wyznaczona na mapie droga miała swe źródło w jego intuicji. Nie mogłeś wiedzieć, jak ta zachowa się w przypadku wybrania innej gwiazdy, a mimo to w pewnym sensie mu zaufałeś, choć wiedziałeś, że był zdrajcą.
-Pozostawiłeś mnie na pewną śmierć, własnego kuzyna.- usłyszałeś doskonale znajomy głos Edgara, który zaatakował twój umysł. Nie mogłeś go uciszyć, nie byłeś w stanie w żaden sposób zagłuszyć. -Ja byłbym gotów oddać za Ciebie życie, a ty stchórzyłeś.- ostatnie słowo zostało wypowiedziane z mocniejszym naciskiem i po chwili padło po raz drugi, trzeci i kolejny.
- Oczywiście, dobro rodziny jest dla mnie najważniejsze.- kolejne stwierdzenie odbiło się echem w twoim umyśle i na moment, dosłownie krótką chwilę labirynt zmienił się w ruiny Stonehenge, gdzie wszystkie najbliższe Ci osoby skupiły się w pobliżu świstoklika. Nie było wśród nich Edgara.
Mgła wydostała się spode żywopłotu i choć dobiegłeś praktycznie do samego końca widząc już rozścielającą się za wyjściem zieleń znów upadłeś objęty ramionami kłębiącego się dymu.

Jackie

Od dziecka uczono Cię jak pozbyć się strachu, jak ukoić go i pokonać tłumiąc w sobie resztki człowieczego lęku. Był on w końcu nieodłącznym elementem wszystkich ludzi, ale ojciec nakazywał Ci otoczyć się murem, zamknąć skorupę pozostawiając niewrażliwym i nieugiętym, pokazującym emocje tylko względem niego. Widziałaś go, obserwowałaś jego poszarpane, zakrwawione ciało i zrobiłaś to czego uczył Cię od dawna – liczyli się żywi, nie Ci co już odeszli. Moment zawahania sprawił, że twych uszu doszedł jedynie dźwięk zasklepianego wyjścia, ostatniej możliwości wydostania się z tego koszmaru; donośny szelest liści, ocierające się o siebie gałęzie i finalna mrożąca krew w żyłach cisza. Labirynt zamknął się, na zawsze.
Próba przeciągnięcia ciała Samuela okazała się nieudana. Byłaś zbyt ranna i nie pomogło nawet silne zaklęcie aurora, które pulsowało w Twoich żyłach potężną energią.  Podsunęłaś go zaledwie kawałek, kilka centymetrów, choć kosztowało Cię to wiele sił – był zbyt ciężki, a bezwładne ciało jeszcze bardziej przypominało niesamowicie trudny do okiełznania głaz.
Zbliżywszy się do myślodsiewni, którą znalazłaś jako pierwsza, ponownie ujrzałaś jej blask, niebieskie strużki światła mieszające się ze światłem bijącym od księżyca. Powierzchnia znajdującej się w niej wody poruszyła się nieznacznie, choć dostrzegalnie i zanurzywszy się w niej ostatnie co mogłaś usłyszeć to dobrze znajomy Ci głos okraszony dziwnym spokojem. - Kocham Cię i przepraszam, Jacqueline. Jackie. Córeczko. Córciu. Córuś.- zaraz po tym świat się rozmył oddalając się od Ciebie falą powracających wspomnień.
Znalazłaś się w domu, po którym krzątała się ciotka Sara, a mała dziewczynka, znajdująca się nieopodal, trzymała w dłoni szydełko i próbowała haftować. Po chwili przedmiot zniknął, a zamiast niego pojawił się malinowy lizak i  znikąd „wyrósł” przed dzieckiem ojciec. Obraz zmienił się w dym i zaraz po tym przerodził w nowe tło – pokoju. Znów ujrzałaś tą samą buźkę, która wsłuchiwała się w domową awanturę, widziałaś w posiniaczonej twarzy pewną zawziętość, kiedy kolejne prośby mężczyzny, jej brata, spełzły na niczym i musiał pogodzić się z następnym ciosem ojca. Ponownie wszystko znikło.
Jaskrawe barwy scaliły się w całość. Dostrzegłaś swe lustrzane odbicie, które nieudolnie próbowało zasnąć, ale kotłujące się w głowie myśli to uniemożliwiały. Patrzyłaś z boku jak przewraca się z jednej strony na drugą, jak otwiera i zamyka oczy nie potrafiąc zaznać choć chwili spokoju.
Kolejna scena nie była łatwiejsza. Huk mierzonego policzka rozniósł się echem po pomieszczeniu. Widziałaś siebie, widziałaś zdenerwowanego ojca. Ponownie ogarnęła Cię mgła, rozmazując wspomnienie.
Znalazłaś się w teatrze. Spostrzegłaś martwe ciało mężczyzny, którego łokieć przewiązany był błękitną chustą; wpatrywał się w Ciebie czarnymi, martwymi oczami wisząc na żyrandolu. -Natychmiast przestań. Jeśli już musisz, zajmij się Restem. Zasłużył na godny spoczynek.- stwierdził Twój ojciec opanowanym tonem. Scena rozgrywała się obok Ciebie, a mimo to mogłaś odczuć, jakbyś znów była w samym jej sercu – rozdartym na najmniejsze kawałeczki. Po tym nie było już nic, ciemność, smutek, samotność i mgła, nawracający, kłębiący się dym.


Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]14.01.21 20:18
Tajny bunkier

Pilnie strzeżony obiekt wciąż znajduje się w rękach mugoli, a każdy przechodzeń, który zabłąka się w jego okolicę, jest momentalnie atakowany przez strażników. Miejsce wydaje się nieistotne dla Waszej sprawy, jednak jest dość ważne z uwagi na swoją trudną dostępność oraz nieznane większemu gronu położenie. W jego wnętrzu znajduje się podobno czarodziej o wielkiej mocy mogący wesprzeć Waszą sprawę, o ile go uwolnicie.



poziom I
Etap I
Postać rozpatruje wszelkie zabezpieczenia pozostawione przez poprzednią grupę (najpierw pułapki oraz klątwy, później ew. strażników pozostawionych przez przeciwną organizację). Jeżeli grupa jest pierwszą, która zdobywa dany teren, należy pominąć ten etap.

Etap II
Ścieżka pokojowa
Ścieżka pokojowa jest niemożliwa.

Ścieżka wojenna
Zakon Feniksa/Rycerze Walpurgii: Bunkier można przejąć tylko siłą. Nie będzie to jednak takie proste. Gdy tylko pojawiacie się na wojskowym terenie, zostajecie zaatakowani przez patrol żołnierzy - w Waszą stronę oddają serię strzałów; nie interesują ich Wasze zamiary. By dostać się do wnętrza tajemniczego miejsca, musicie ich pokonać. Postaci nieposiadające mugoloznastwa dadzą się zaskoczyć i otrzymają na start -40 PŻ.

Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za żołnierza A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za żołnierza B.

Żołnierz A (zwinność 15, sprawność 25, żywotność 80) zawsze będzie atakował za -60 PŻ dopóki nie zostanie rozbrojony i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Rozbrojony będzie atakował za -40 PŻ i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja.
Żołnierz B (zwinność 20, sprawność 20, żywotność 80) zawsze będzie atakował za -60 PŻ dopóki nie zostanie rozbrojony i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Rozbrojony będzie atakował za -40 PŻ i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja.

Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.

Etap III
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.

Etap IV
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]07.02.21 19:36
stąd

Widziałem… Ale nigdy z niej nie korzystałem – wzruszyłem ramionami, bo pewnie Steffen wolałby usłyszeć inną odpowiedź. Widywałem dawną broń w muzeach, do których często chodziłem z ojcem – obaj zachwycaliśmy się pięknie grawerowanymi rękojeściami mieczy i szabli. Widywałem ją też u dziadków w domu (ulubiona stara dubeltówka 32 cale na króliki), ale nigdy nie ciągnęło mnie do wyjęcia jej z kufra i oddania strzału. Pamiętam też mugolskie wojsko, które chodziło po Londynie w latach 30, kiedy chodziłem z Florence do niemagicznej szkoły. Broń, czy tego chciałem czy nie, była obecna w moim życiu, ale gdzieś na drugim, czy nawet trzecim planie. Nie wiedziałem o niej za wiele.
Możemy spróbować pogadać, ale nie wiem czy nam zaufają… Czarodzieje wyrządzili im wiele złego – westchnąłem, samemu trochę się dziwiąc, jak stanąłem obok tej całej sytuacji. Nie byłem mugolem, “nie wiem czy oni nam zaufają”, ale nie byłem też czarodziejem, “to oni wyrządzili im krzywdę”, nie my.
Hmm… Kumbria przede wszystkim jest znana z licznych jezior – z przyjemnością zacząłem swoją skróconą opowieść, kiedy szliśmy w stronę bunkrów. Przyciszyłem trochę głos, bojąc się, że mogą nas usłyszeć niepowołane osoby, choć pewnie niepotrzebnie – i tak byliśmy widoczni. – Fawley’ów odwiedzało wielu artystów, szukających natchnienia… Wiesz, czytałem kiedyś, że kelpie, które tutaj żyją, atakowały mugoli, dlatego Fawley’owie wymyślili jak nałożyć im magiczne wędzidła. A teraz… Jakoś już się nimi nie przejmują – westchnąłem i zamilkłem na moment, bo nie miałem pojęcia, dlaczego Fawley’owie dołączyli do tej wojny, ani dlaczego którykolwiek z rodów postawił na politykę antymugolską. – Nie wiem, Steff, ja już nie rozumiem tej wojny – odparłem i zamilkłem, bo właśnie doszliśmy na miejsce. Spostrzegłem mugolskich żołnierzy z bronią, dokładnie takich, o jakich chwilę wcześniej rozmawialiśmy. Nie zdążyłem nawet zacząć tych pokojowych prób rozmowy, bo od razu wystrzelili w naszą stronę. – Uważaj! – Ostrzegłem jedynie Steffena, po czym uniosłem różdżkę i rzuciłem – Protego – mając nadzieję, że naboje nie przebiją się przez magiczną tarczę.

1. Protego, 2. Żołnierz A


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]07.02.21 19:36
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28, 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tajny Bunkier - Page 20 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tajny Bunkier [odnośnik]07.02.21 23:22
-Ja też nie... - westchnął Steffen, myśląc sobie, że mama chyba by go zabiła gdyby wiedziała, że świadomie wybiera się w okolice ludzi z bronią palną. Może i była przykładną żoną czarodzieja, ale na jakimś poziomie nadal chyba nie wierzyła, że różdżki są równie groźne jak pistolety. Pewnie dlatego, że tatko używał różdżki głównie do zaklęcia Orchideus albo jakiegoś malowniczego Flagrate z okazji ich rocznicy albo do wspomagania porostu roślin. Rodzice nie mieszkali w Londynie, a teraz byli za granicą. Na szczęście mama nie miała okazji się przekonać, do czego naprawdę można używać różdżek w niecnych celach.
-No tak, ale przecież... nie my. - bąknął z nieśmiałym idealizmem. -Powiemy im, że jesteśmy po ich stronie. Ba, powiem im nawet, że mój wujek też był żołnierzem! - nie był, Steff nie znał nawet rodzeństwa swojej mamy, ale to nic. Umiał przekonująco kłamać nawet w oczy szlachcianek na wernisażach lub w operze, powinien sobie poradzić z żołnierzami... chyba?
-Żeby ich zeżarły te kelpie. Myślisz, że mogłyby? Się zbuntować? - warknął pod nosem, powstrzymując się od rzucania bardziej soczystych przekleństw w stronę Fawleyów. Pieprzeni arystokraci, antymugolscy politycy, ludzie pełni uprzedzeń.
Nie wiedział jeszcze, że żołnierze są równie pełni uprzedzeń.
-Florean! - sapnął, słysząc odgłos wystrzałów. Instynktownie podniósł różdżkę, równocześnie z towarzyszem.
-Protego! - krzyknął. -Nie strzelajcie, proszę! Jesteśmy po waszej stronie, chcemy tylko porozmawiać! - poprosił, drąc się ile sił w płucach. Szkoda, że nie rzucił wcześniej Sonorusa. Na ścieżce pojawili się żołnierze z bronią, ale wydawali się całkowicie głusi na jego słowa. Pozostawało mu liczyć, że tarcza zmaterializuje się przed nim na czas i zdąży odbić te pociski.
Confundus, na te bronie powinien zadziałać - przypomniał sobie od razu, licząc, że i Florean dojdzie do tego wniosku. Ostatnio rozwalił Confundusem aparat jakiegoś dziennikarza w Londynie, przeklęty reporter Walczącego Maga. Miał nadzieję, że zaklęcie nie rozwali mugolskiej broni na zawsze, ale nie miał wyboru. Może wtedy uda się im... porozmawiać.

idziemy do szafki
rzut na Protego


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 20 z 21 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21  Next

Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach