Wydarzenia


Ekipa forum
Ołtarz światła
AutorWiadomość
Ołtarz światła [odnośnik]22.07.19 9:54
First topic message reminder :

Ołtarz Światła

Na tyłach oazy, w mglistej dolinie, gdzie przestrzeń zdaje się cichsza i chłodniejsza niż wszędzie indziej, znajduje się głaz - podobny do kamiennego stołu obryty jest runami, których nie są w stanie rozpoznać nawet najbardziej obeznani w temacie czarodzieje. Prawdopodobnie jest pozostałością Azkabanu - lub czegoś, czym Azkaban był wcześniej. Pośrodku głazu ustawiono zaklęty przez Harolda Longbottoma lampion, który jarzy się jasnym, błękitnawym światłem - dotknięcie przyjemnie rozgrzanej ściany lampionu wywoła wybuch płomieni, z których utworzy się ognisty portal - wejście w niego nie poparzy, a porwie czarodzieja jak sieć Fiuu i wyrzuci na odludnych terenach Irlandii. Przez ciszę, poza szumem pobliskiego morza, można usłyszeć subtelną melodię pieśni feniksa.

Rzuć kością k100:
1-84: nic się nie dzieje.
85-100 (każdy posiadany poziom szczęścia obniża ten przedział o 5 punktów): na jednej z pobliskich żerdzi dostrzegasz feniksa, to Fawkes, ptak należący niegdyś do Dumbledore'a - przygląda Ci się z zainteresowaniem i jest tak blisko, że możesz go dotknąć, przygładzić jego pióra. Epatuje od niego kojący spokój, otacza pozytywna aura wypełniona nadzieją i dobrem. Chwilę później wzbija się w powietrze i odlatuje, nieprzerwanie nucąc swoją pieśń.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ołtarz światła [odnośnik]29.01.20 13:34
Uśmiechnął się blado. Nie chciał zastanawiać się nad uzdrowicielami, a na pewno nie chciał przypominać sobie tego, że właściwie powinien bardziej regularnie zażywać eliksiry uspakajające. Strach było pomyśleć co tak właściwie przeżywał Bertie, który miał poważniejsze obrażenia na swoim „koncie”. Z tego powodu Macmillan próbował skupić się na instrukcjach dawanych przez towarzysza. Chwycił kolejny gwóźdź i zaczął ustawiać go w miarę równolegle, przynajmniej na tyle na ile potrafił wycenić odległość. Następnie zaczął trochę niezdarnie, trochę zbyt delikatnie przybijać gwóźdź, mając nadzieję, że tym razem zrobił to dobrze.
W ten sposób? – zapytał dla pewności, przyglądając się na wpół wbitemu gwoździowi.
Wolał także pominąć kwestię Rii. Za bardzo się o nią martwił i może lepiej było wiedzieć znacznie mniej niż powinien. Mimo wszystko nigdy mu o tym nic nie powiedziała, więc zakładał, że chciała przekonać samą siebie i innych, że uderzenie pioruna było niczym. Słowa jednak mimo wszystko nie potrafiły zniknąć mu z głowy, a przy tym i fakt, że mimo wszystko Weasleyówna zataiła to wydarzenie. Tak samo jak to, co działo się przed Nowym Rokiem, a o czym dowiedział się dopiero na spotkaniu. Mimo wszystko ufał swojej narzeczonej i miał nadzieję, że ta nie zamierzała niczego więcej zatajać byleby tylko on się nie martwił.
Nawiałem z domu? – powtórzył niepewnie za Bertiem. Nie rozumiał tego sformułowania, ale to szybko zostało wyjaśnione. Macmillan był wyraźnie zaskoczony tym, kto został towarzyszem czarodzieja w ucieczce z domu. – Ollivander? – Powtarzał dalej, wciąż nie dowierzając w to, co usłyszał. Nie wiedział, że Ollivanderowie mieli wśród swoich członków „buntowników”. Zaśmiał się także na stwierdzenie Botta dotyczące bufonów. Było to całkiem możliwe, szczególnie w środowisku Zakonu, w którym z kolei było kilku szlachciców. I tu Bertie miał rację, bufonów zapewne tutaj nie było. – Raczej nie – przytaknął.
Był w ogóle wdzięczny, że sam Bertie zdawał się go akceptować w organizacji. Raczej nie zdawał się być osobą oceniającą; był bardzo sympatyczny i skory do pomocy przy... teoretycznie trywialnych rzeczach, jak na przykład wbijanie gwoździ. Macmillan kolejny raz z kolei sprawdził czy aby dobrze wbija gwoździe i czy czasem nie wbił ich zbyt wiele... przy czym w tym momencie właśnie zamachnął się młotkiem i uderzył się prosto w kciuk. Syknął przeraźliwie i zaklął w obcym języku, co było jego nawyką. Zaraz jednak przeprosił za swoje zachowanie i zaczął wymachiwać dłonią, mając nadzieję, że ból w ten sposób szybciej przejdzie.
Uch... – jęknął, trochę się uspokajając. W zamian za to próbował się skupić na tym, co miał mu do powiedzenia czarodziej o swoich podróżach. – Masz motor? – Zapytał ponownie zdziwiony. – Działa? Nie psuje się od magii? – Anthony widział w swoim życiu motor kilkukrotnie, ale nigdy nie odważył się usiąść na tej wyjątkowo dziwacznej, mugolskiej maszynie. – Widziałem jak niektórzy jeżdżą na motorze. Zawsze się bałem tego dziwnego dźwięku na początku.
Dalej jednak nie dziwił się skąd Bertie wziął motor i jak nauczył się jeździć. Wychowywanie się w okolicy z mugolami musiało być ciekawe. Na pewno zobaczył wiele interesujących rzeczy. Bawienie się z mugolskimi dziećmi... to musiało być coś!
Mają super rzeczy. Ta wielka maszyna z ruchomymi obrazkami, prawie jak magia, ale bez magii! I ten!... Jak się nazywał... telefon! Mieć taki telefon na całe Puddlemere... jeju, jakby to przyśpieszyło komunikację! Bez czekania dniami na odpowiedź! – Wyraźnie się zainteresował wynalazkami mugoli. Zapomniał przy tym o bólu, który niedawno poczuł, ale jednocześnie przestał przybijać kolejne gwoździe. – Chociaż... może ktoś w ten sposób by nas podsłuchiwał... te rzeczy, które wymyślają mogą jednak czasem okazać się niebezpieczne. Sowy to jednak bardzo przyjemne towarzyszki. – Dodał trochę bardziej ponuro. Wizja podsłuchiwania kogoś przy pomocy magii przez telefon mogłaby okazać się codziennością, jeżeli telefon trafiłby do użytku czarodziejów.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ołtarz światła [odnośnik]06.02.20 17:24
Spojrzał na przybitego gwoździa, utkwionego po samą główkę w drewnie jak należy i wzruszył ramionami.
- Tak. Jak widać wielkiej filozofii w tym nie ma. - uśmiechnął się przyjaźnie, nie chcąc by MacMillan nadmiernie się stresował. Ostatecznie dadzą radę, tego mogli być pewni. Wbijał kolejne gwoździe, przytrzymywał belki i po chwili kolejna ściana była już obita i w sumie to zbliżali się do końca w całkiem niezłym tempie. Jeszcze chwila, a do ich wioski dołączy jeszcze jeden krzywy domek.
- Taaak. W sumie to ciekaw jestem co z Tito. Dawno go nie widziałem, a jakiś czas temu dopiero co wrócił z zsyłki z Francji. - przyznał. Będzie musiał napisać do przyjaciela, jakoś nienaturalnie mu było z tym, że ten nie wpadał i w sumie to Bertie zaczynał podejrzewać, że znów władował się po prostu w rodzinne tarapaty. Czy raczej rodzinne - szlacheckie - tarapaty znów dorwały jego.
Na chwilę zamilkł, bo nawet skupił się na pracy, a z zamyślenia wyrwał go sam Anthony. Spojrzał w jego kierunku.
- Gratuluję, zdobywasz pierwszy punkt ofermy. Pierwszy raz ktoś zdobył go przede mną. - stwierdził i znów zsunął się niżej (ciągle bowiem siedział na miotle i wykańczał górę budynku. - Wszystko okej? - podleciał trochę bliżej żeby się upewnić czy szlachcicowy palec nie spuchł jakoś strasznie albo nie oblewa się krwią. Zdaje się jednak, że tym razem będzie bez większych uszczerbków na zdrowiu - na szczęście.
- Mhm, mam. I radzi sobie całkiem nieźle. Mam też samochód. - wzruszył zaraz ramionami, znów wzlatując ku górze. - Oba latają. O czym nie paplaj, ale gdybyś potrzebował przetransportować większą grupę ludzi bez użycia wykrywalnej magii, jestem do usług. - nie krył takich rzeczy przed Zakonnikami, bo i wiedział że tego typu rzeczy mogą któregoś razu okazać się użyteczne. W czasie anomalii to był w sumie jego główny środek transportu, a gdyby nie mieć świstoklika, znów samochód wydaje się być najlepszym wyjściem dla osoby która nie zna się na teleportacji łącznej.
- No, hałasuje całkiem nieźle, ale w sumie jak jesteś za kierownicą to nie robi takiego wrażenia. - uśmiechnął się ponownie. - Mhm. Jak lusterko dwukierunkowe, tylko na więcej osób. Ułatwiłoby życie niesamowicie, aż dziwne że jeszcze czegoś podobnego nie mamy. - przyznał. Na pewno dałoby się coś wymyślić, jakoś to zrobić. Wiele rzeczy jakie patentował Bott było z resztą inspirowane mugolskimi wynalazkami.
- Sowę też można przechwycić. Ale no, fajnie mieć pierzastego kumpla. - przyznał. Lubił Jerry'ego nawet jeśli ten czasem gubił drogę czy znikał na całe noce. - Nie ma co popadać w paranoję. - w końcu cofnął się na miotle, żeby móc z odległości obserwować efekt.
- Moim zdaniem udało nam się genialnie. - stwierdził, patrząc na ich wspólne dzieło z zadowoleniem.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ołtarz światła [odnośnik]15.02.20 13:16
Być może w przybijaniu gwoździ nie było jakiejś szczególnej filozofii… dla kogoś kto robił to stosunkowo często. Dla Anthony’ego było to jednak coś nowego; coś czego nie robił codziennie i właściwie coś, co inni robili za niego, a i tu powinno pojawić się pytanie czy czasem skrzaty lub inne osoby nie używały przy tym magii. Nawet podróż na „surowy” Wschód i przebywanie wśród mugoli niewiele zmieniło w tej kwestii (tj. kwestii poznawania pracy przy młotku). Przecież tam i tak korzystał z magii, o ile tylko mógł, a jeżeli nie mógł – zdawał się właściwie na dobrą łaskę ludzi, których spotykał podczas swojej podróży.
Raczej nie – stwierdził mimo wszystko. Wbijanie gwoździ nie było aż tak trudne jak myślał, ale bał się pomyśleć jak biedni mugole musieli męczyć się z tego typu zadaniami w swoim życiu. A i bał się pomyśleć jak ich praca będzie wyglądać po tym jak to on, Anthony, wziął się za pomoc przy niej. Wiedział jedynie, że na pewno uda im się minimalnie wspomóc wybudowanie Oazy.
Na dźwięk pseudonimu trochę wydał się zaskoczony. Kojarzył skądś tę ksywkę. Kiedy podróżował po Jugosławii ludzie cały czas wspominali o jakimś Tito, który był dla nich niczym prawdziwy Minister Magii, lord Longbottom. Stąd też wzięło się zdziwienie Anthony’ego, który nie zrozumiał, że chodziło o lorda Ollivandera, z którym Bott się kolegował. I to nie zrozumiał tego, nawet jeżeli w danej chwili mówili przecież właśnie o nim (o Ollivanderze). Zagubienie jednak, dla Macmillana, przychodzi czasem bardzo szybko, tak więc nagłym rozmyślaniom nie było końca w głowie blondyna. A sam dźwięk pseudonimu i wcześniejsza rozmowa o podróżach zapewne wspomogła jego dezorientację. Tak też rozmyślał nad wieloma rzeczami w danej chwili, a wśród tych myśli pytał samego siebie: jakim cudem ktoś tak ważny (jak mu się wydawało) mógł trafić do „zsyłki” do Francji? Jak Bertie poznał tego mugola? Przecież mówił, że nie był na Bałkanach. JAK?
Znasz tego Tito, który jest jak nasz Minister Magii lord Longbottom? Skąd? Jak? Naprawdę widziałeś go na żywe oczy? Widziałem go tylko na zdjęciach. – Pytał wyraźnie zainteresowany i podekscytowany. – Kiedy byłem w Jugosławii to wszyscy traktowali go niczym… jakby to powiedzieli mugole… em… jak bóstwo? Tak to oni mówią?
Wciąż nie potrafił uwierzyć w to, co powiedział Bott. I wciąż nie potrafił zrozumieć, że jednak chodziło o Ollivandera. Jednak uderzenie młotkiem w palec szybko zmieniło jego uwagę na swoją dłoń. Machał ręką jak oszalały, mając nadzieję że w ten sposób ból szybciej przejdzie. Zaśmiał się jednak na tytuł, który przyznał mu Bertie.
Tak, w porządku. Zaraz przejdzie – westchnął. – Dobrze, że Rii tu nie ma, bo pewnie by zmieniła swoje zdanie o ślubie – wymamrotał cicho. Gdyby Weasleyowie dowiedzieli się, że nie radził sobie z takimi sprawami, pewnie by go wyśmiali. Ale nie zamierzał się poddawać, a dalej przybijać gwoździe.
Ból z kolei minął tak szybko, jak szybko pojawił się temat motoru… i samochodu. Entuzjazm na twarzy Macmillana ponownie powrócił. Ile by dał, żeby móc spróbować jazdy na czymś takim!
Nie zamierzam! – przysiągł natychmiast. – Ale… przewieziesz mnie kiedyś na tym motorze? Uwielbiam takie mugolskie wynalazki pomieszane z naszą magią. Na pewno przyda się to, gdyby przyszło nam ewakuować kogoś.
A potem spojrzał na to, co stworzyli i stwierdził, że chyba im dobrze poszło. Może poza tymi deskami, które on sam przybijał. Tu zdawało się, że gwoździe były trochę… zbyt krzywe. Ale i tak się starał! I jak na kogoś, kto nigdy nie przybijał gwoździ, na pewno poszło mu dobrze.
Myślę, że jest w porządku… Ale… teraz idziemy na whisky. Zasłużyliśmy – dodał, klepiąc Bertiego po plecach, a z kieszeni wyciągnął piersiówkę bezdenną.  – Domowa, bardzo dobra.

|zt x2?


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ołtarz światła [odnośnik]17.05.20 18:04

16 czerwca


Tutaj przydawała się każda para rąk. Chodź mała wyspa powoli zaczynała coraz bardziej przypominać niewielką wieś, wciąż wielu ludzi musiało mieszkać w maleńkich chatkach, czasami nawet nie do końca przystosowanymi do zamieszkania - kawałek koca i goła podłoga była na porządku dziennym. I chodź wszyscy dawali z siebie wszystko, dostawy były coraz trudniejsze w zorganizowaniu. Z każdym dniem korzenie Ministerstwa sięgały coraz głębiej, na razie zajmując tylko Londyn, jednak to zapewne tylko kwestia czasu. Kolejne kilka kocy, jakieś jedzenie. Wydatków właściwie ciągle tylko przybywało. Ludzi również. Widziała gdzieś niedaleko kilku zupełnie nowych sojuszników, którzy angażowali się w życie nowej społeczności. Pytanie tylko jak długo będą mogli się chować... To nie będzie trwało wiecznie. Chodź może to tylko ją nawiedzały czarne myśli. Każdego dnia coraz gorsze.
Mogłyby odejść gdzieś daleko. Choć na chwilę dać jej spokój.
Wydawałoby się, że straszniejszych widoków już nie uraczy. Po wyprawie, która zmieniła to miejsce, tak właśnie sądziła. Wizje przepełnione czarną magią były tak trudne do odróżnienia od rzeczywistości, zupełnie jakby się z nią scalały. Kolejnie - Londyn, niemal w popiołach, wydawało się, że gorzej być nie mogło. Myliła się. Zawsze mogło.
Jeden, drugi, trzeci krok. Trzy następne w stronę źródła. W wyznaczone miejsce wbiła kołeczek. Tu będzie dobrze. Należało zaczynać robić miejsca na kolejne chaty. I naprawdę aż można było zazdrościć tym, któremu trafi się to miejsce. Miało przyjemną aurę - nawet bez dachu po prostu czuło się tutaj atmosferę bezpieczeństwa, takiego domowego bezpieczeństwa. I apropo bezpieczeństwa, będzie trzeba zabezpieczyć też przejście, które wyrzuca ludzi w Irlandii, mogłoby być to problematyczne. Może wystarczą jakieś deski? Lub taśma?
Wysłała kilka osób, które jej pomagały po więcej kołków i desek. Gdy zaś na tę chwilę została w swoim towarzystwie, przymknęła oczy delikatnie. Szum wiatru, zapach bryzy, delikatna melodia drzew wypełniała okolicę. Kto by pomyślał, że niedawno było to jedno z najstraszniejszych miejsc w Wielkiej Brytanii. Czasami przywołując te myśli tonęła w wyobrażeniu, jakoby światło naprawdę kiedyś miało w jakiś mistyczny sposób wskazać im kierunek do lepszego jutra. Jednak im więcej lat przybywało tym mniej zawierzała w ręce przeznaczenia, a zamiast tego przychodziło zrozumienie, że to jej postępowanie może wszystko zmienić...
Cicha melodia na chwilę przyciągnęła jej spojrzenie w kierunku zupełnie innym niż ołtarz. Zamiast tego spojrzała w zupełnie przeciwną stronę.
I nie wiedziała jeszcze jaka reakcja będzie tą właściwą.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem


Ostatnio zmieniony przez Marcella Figg dnia 16.08.20 23:10, w całości zmieniany 1 raz
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Ołtarz światła [odnośnik]17.05.20 18:04
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 88
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]31.05.20 15:53
Wciąż trudno było mu uwierzyć, że Oaza w ogóle istniała; jeszcze trudniej – że powstała na gruzach Azkabanu, miejsca zbudowanego z ludzkich porażek, o którym w przeszłości niejednokrotnie słyszał, choć nigdy nie potrafił sobie do końca wyobrazić okropieństw, czających się na zamieszkałej przez dementorów wyspie. Dzisiaj przechadzał się pomiędzy pozbawionymi ścian szkieletami powstających dopiero budynków, i więzienie było ostatnim skojarzeniem, które przychodziło mu na myśl, gdy obserwował grupy nieznanych mu ludzi pracujących zgodnie ramię w ramię, żeby przekształcić otaczające ich pustkowie w miasteczko. Choć wiedział, że niektórzy z nich nie mieli innego wyjścia, zmuszeni do ucieczki przed przetaczającą się przez Wielką Brytanię wojenną zawieruchą, to w drżącym od dobrej energii powietrzu nie wyczuwał wcale poczucia bezsilności; widział za to nadzieję – bo skoro miejsce na wskroś przesiąknięte złem można było zamienić w bezpieczną przystań, to być może dało się w ten sposób naprawić też całą resztę.
Uparty krok po upartym kroku.
W okolice ołtarza trafił przez przypadek; mimo że przez ostatnie dni niemal nie opuszczał Oazy, pomagając wszędzie tam, gdzie tylko mógł się przydać (i powoli zaczynając rozważać przeprowadzkę do jednej z wybudowanych ostatnio chat), to wyspa wciąż pozostawała dla niego w większości nieodkryta, a on sam gubił się wśród jej licznych grot i krętych ścieżek. Na tej prowadzącej do pokrytego runami głazu, w pobliżu którego podobno znajdował się prowadzący do Irlandii portal, był do tej pory tylko raz, dlatego nie rozpoznał jej natychmiast, przez kilka minut schodząc w dół, w mglistą dolinę. Cichą i chłodną; zorientował się, że prawdopodobnie nogi zaniosły go zupełnie gdzieś indziej dopiero, gdy szmer głosów pracujących ludzi ucichł zupełnie, a jego samego otuliła cisza – przerywana jedynie odgłosem jego własnych kroków. Zatrzymał się wreszcie, ostatecznie decydując się zawrócić – ale zanim zdążyłby to zrobić, jego spojrzenie zahaczyło o samotną, oddaloną zaledwie o kilka metrów sylwetkę, i tam już pozostało, podczas gdy jego usta rozchyliły się lekko w wyrazie zaskoczenia – przemieszanego z mozaiką setki innych emocji.
To nie tak, że nie spodziewał się jej tutaj spotkać. Chociaż był w Anglii dopiero od paru tygodni, to nie spędził tego czasu ukryty pod kamieniem; wiedział już, czym Zakon Feniksa zajmował się przez ostatnie miesiące, i zdawał sobie sprawę z faktu, że Marcella zasiliła jego szeregi, żeby walczyć o słuszną sprawę. Przez chwilę sprzeczał się nawet sam ze sobą, zastanawiając się, czy nie powinien się do niej odezwać, napisać – wciąż miał w pamięci krótki i przeraźliwie niezręczny list, który wysłał po śmierci jej ojca, i nie podobało mu się, że była to ostatnia rzecz, jaką od niego usłyszała – ale od momentu, w którym ich ścieżki się rozeszły, wydarzyło się tak wiele, że nie miał już pojęcia, którędy powinien przekroczyć ziejącą między nimi wyrwę. Teraz żałował, że jednak nie spróbował.
Wyciągnął dłonie z kieszeni. – Marcy – odezwał się cicho, milknąc zaraz potem; tak, jakby czekał na przytaknięcie – mimo żę przecież wiedział, że to była ona; nie zmieniła się tak bardzo – choć miał wrażenie, że odrobinę inaczej nosiła włosy, a jej rysy były jakby ostrzejsze; a może była to jedynie gra błękitnawego, padającego z boku światła. Obudzone echem przeszłości emocje zakotłowały się gdzieś za jego mostkiem, ale chwilowo je zignorował, uśmiechając się – szczerze, bez przymusu – przede wszystkim ciesząc się, że ją widział. Całą, zdrową. – D-d-dobrze cię widzieć – przyznał, robiąc kilka kroków do przodu, przekraczając dzielący ich dystans – choć jedynie ten fizyczny – przez moment gorączkowo rozważając, czy mógł objąć ją na powitanie; od kłopotliwego dylematu uwolnił go jednak inny widok – niezwykły, pojawiający się tuż ponad jej ramieniem. Uniósł wyżej brwi, odrywając spojrzenie od twarzy Marcelli i zamiast tego zatrzymując je na najprawdziwszym feniksie, który postanowił przysiąść na żerdzi za jej plecami. Przystanął, nie chcąc go spłoszyć, choć ten wcale nie wydawał się ich bać. – Spójrz – powiedział, głową wskazując przed siebie. To pewnie obecność feniksa sprawiła, że jakoś niespokojniej zabiło mu serce.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Ołtarz światła [odnośnik]01.06.20 23:20
To trzeba było zobaczyć na własne oczy. Miała tę przyjemność, by naprawdę doświadczyć tej mocy, która obmyła wyspę Azkabanu z jej strasznego dziedzictwa. Nigdy nie doświadczyła wcześniej czegoś równie... elektryzującego. Pamiętała jak mały, błyszczący błękitem rudzik rozmył się w kumulację białej magii. Nigdy wcześniej nie zasypiała, mając przed oczami tylko przenikającą światłem biel. Straszne i wspaniałe. Zmieniło to miejsce w najbardziej unikatowe jakie dotąd znała. Bezpieczne schronienie dla tych, którzy go potrzebowali. I choć nocą z kwietnia na marzec przybyło tu wielu nowych czarodziejów, szukających namiastki bezpieczeństwa w tych trudnych czasach, nadal spodziewali się więcej osób. Ona miała w rękach to, co najlepiej nadawało się do rozbudowy tego miejsca. Galeony, zdobyte w sposób dosyć dyskusyjny, ale czy w tych czasach nie było tak, że cel uświęca środki.
Chciała, by to miejsce nabierało kolorów. By było pełne ludzi, którzy mogli się schronić. Ostatnie wydarzenia pokazywały jej tylko, że naprawdę było to potrzebne - więc pracowała ciężej, dłużej, trudniej niż kiedykolwiek wcześniej, uzupełniając pustkę czasu, którą pozostawiła po sobie dawna kariera. Zawsze była człowiekiem czynu - więdła, gdy nie wiedziała co robić. Więc robiła.
Spodziewała się, że w końcu ktoś tu zawita. Nowi osadnicy ciągle eksplorowali nieodkryte miejsca. Niektórzy mieli zadania, by poszukiwać nowych terenów pod przyszłe chaty. Na razie każde, które nadawało się choć trochę było odpowiednie. Nie mieli jak narzekać. Było to naprawę niepotrzebne. Zignorowała kroki, sądząc, że zarówno ona, jak i nowa osoba, kręcąca się w okolicy, po prostu zajmą się swoimi sprawami. Aż do momentu wypowiedzianego słowa, które zawisło gdzieś za nią, powodując nagłą serię łaskoczących w okolicy kręgosłupa dreszczy. Tak znajomy głos, przez chwilę wywołał mrowienie w palcach, gdy już przewędrował przez całe ciało. Czy to mogła być prawda? Czy naprawdę tak ponownie się spotkają?
Pamiętała list, który dostała. Wylądował w najgłębszej szufladzie starej komody. W tamtym momencie był zbyt bolesny, by o nim wspominać, a na koniec został ponuro zapomniany. Udekorowało go kilka zaschniętych łez, rozmywających błękitny atrament. Odległe wspomnienia nadal wywoływały ból. Nadal sprawiały, że czuła się jak dziecko, którego ręka została przedwcześnie opuszczona przez rodzica. Odwróciła się w końcu, spoglądając wprost na jego twarz. Nie powinna być zaskoczona. Wiedziała jak głęboką przyjaźń miał z niektórymi osobami, które nadal były częścią Zakonu Feniksa. Mimo to, nadal wolałaby, by ten moment był bardziej kontrolowany - gdyby tak było, pewnie pod piersią serce nie zatrzepotałoby tak mocno, gdy wyłapała to morskie spojrzenie, które spoglądało na nią z dawnym ciepłem. - Billy... - Słowa jakoś dziwnie ugrzęzły w gardle. Nie oddała uśmiechu, jej oczy były pełne zmartwienia i cichego bólu. Uderzyły ją wspomnienia dawnego szczęścia. Przypomniały, że są tylko odległymi wspomnieniami. Nie zmienił się ani trochę, mogła mu tego pozazdrościć. Wciąż wyglądał jakby ledwo opuścił Hogwart, choć wiedziała, że w sercu ich obojga wiele się zmieniła.
Odwróciła się, marszcząc lekko brwi. Trochę oślepiło ją słońce, bijące między pobliskimi drzewami, jednak nawet w jego blask zanikł za dostojnym ciałem skąpanego w szkarłacie ptaka. Znajome pióra, łagodne uczucie gdzieś w żołądku. - Witaj, przyjacielu. - powiedziała, zaraz po wykonaniu kilku spokojnych kroków w stronę feniksa. Ten wydawał się jej bardzo przychylny - może pamiętał, jak z pomocą fletu przywołała jego pieśń. Gdy pochyli głowę miała wrażenie, że się jej ukłonił - wtedy pozwoliła sobie, by przesunąć palcami po szorstkich piórach. I wystarczył ten delikatny kontakt. Serce uspokoiło się, w głowie nie szumiało emocjami. Wzięła oddech tak, jakby był jej pierwszym w życiu. To wydarzenie na chwilę zupełnie ją pochłonęło, jakby zapomniała, że nie jest tutaj sama. I chwilę później ptak rozłożył swe skrzydła i uniósł się w powietrze - tuż nad jej głową, unosząc niesforną grzywkę na wietrze.
I skupiła się w końcu na nowym-starym rozmówcy. Chowając stare emocje w kieszeń, podobnie jak swoje dłonie. Pozwoliła chwili ciszy speszyć ich ponownie. Słońce grzało twarze delikatnie, gdzieś niedaleko można było usłyszeć szum morza. - Powinnam się spodziewać, że w końcu się tu spotkamy. To nie sprawia, że jest mniej... nerwowo.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Ołtarz światła [odnośnik]17.10.20 21:49
Nie chciał, żeby tak to wyglądało – by towarzysząca ich spotkaniom (temu i kolejnym, miało ich przecież być wiele; walczyli o tę samą sprawę) atmosfera utkana była z urywanych spojrzeń, milczącej niezręczności i niewypowiedzianych słów – choć skłamałby mówiąc, że się tego nie spodziewał. Ich rozstanie nie należało w końcu do tych spokojnych, łagodnych, przepełnionych wzajemnym zrozumieniem, stanowiąc raczej przykry finał długich miesięcy sprzeczek i stopniowego oddalania się od siebie – po którym rany zagoiły się brzydko, nierówno, pozostawiając blizny wciąż wrażliwe, od czasu do czasu odzywające się rwącym, fantomowym bólem.
Być może właśnie to on sprawiał, że stąpali wokół siebie ostrożnie; że Marcella nie przywitała go uśmiechem, ani tym odmalowującym się na ustach, ani sięgającym oczu – i że odwróciła się od niego zaraz potem, na dłuższą chwilę skupiając uwagę na feniksie. Przyglądał się jej w milczeniu, gdy wyciągała dłoń, żeby go pogłaskać – w międzyczasie zastanawiając się gorączkowo nad słowami, które powinny rozbrzmieć jako następne. Przepraszam? Czy tego od niego oczekiwała? Uniósł spojrzenie, nie potrafiąc nie podążyć wzrokiem za rozpościerającym skrzydła ptakiem, podrywającym się do lotu, żeby następnie poszybować nad ich głowami i zniknąć – pozostawiając po sobie jakiś nieokreślony spokój, ale i również sentyment, wkradający się podstępnie pod jego skórę. Wydawało mu się, że byłoby mu znacznie łatwiej, gdyby ta rozmowa odbyła się lata temu – kiedy wspomnienia wciąż były jeszcze świeże, a ich krawędzi nie załagodził czas, odbierając ostrość detalom i emocjom. W tamtej chwili, gdy stał na krawędzi polany, nie potrafił przypomnieć sobie głównie tych negatywnych; choć wiedział, że istniał więcej niż jeden powód, dla którego to, co budowali razem z Marcellą, ostatecznie się rozpadło, to tamten żal i tamta gorycz gdzieś mu umknęły, wysunęły się spomiędzy palców, wydając się dziwnie błahymi – być może wobec upływających miesięcy, a może ze względu na wszystko to, co nastąpiło później.
Wypuścił powoli powietrze z płuc, kiedy wreszcie się odezwała, ogarnięty dosyć niespodziewanym zakłopotaniem; do tej pory miał wrażenie, że nie czuł zdenerwowania, ale gdy Marcy o nim wspomniała, zorientował się nagle, że nie ma co zrobić z rękami. – Mógłbym ci p-p-pomóc? – zapytał, zamiast wepchnąć dłoń do kieszeni wykonując nią bliżej nieokreślony gest, wskazujący na teren dookoła nich; nie miał pojęcia, czym właściwie była zajęta, kiedy się tu pojawił, ale podejrzewał, że pracowała – w Oazie aktualnie trudno było spotkać ludzi, którzy tego nie robili, snując się bezczynnie. Zbyt wiele pozostawało do zrobienia, a zbyt mało było rąk do pracy; choć obecnie mieli środek lata, to tak daleko na północy na ogół trwało ono krótko – lada moment mogąc się przekształcić w chłodną jesień i jeszcze surowszą zimę, kiedy to trudno będzie wyobrazić sobie wzniesienie nowej chaty, czy nawet dłuższe przebywanie na zewnątrz. Do tego czasu wszystkie schronienia powinny mieć dachy i działające kominki; i powinno być ich jak najwięcej. – Wytyczałaś teren pod n-n-nowe chaty? – odezwał się po chwili, gdy jego wzrok natrafił na jeden z wystających z ziemi, drewnianych kołków; podszedł do niego prawie odruchowo, chcąc zająć się czymkolwiek, co uratowałoby ich przed spędzeniem kolejnej minuty na wpatrywaniu się w siebie w przesiąkniętej niezręcznością ciszy; nie mógł tego znieść – nie tylko dlatego, że zwyczajnie sobie z tym nie radził; nigdy nie sądził, że to właśnie oni znajdą się w tym miejscu, w punkcie, gdzie trudno im było choćby ze sobą porozmawiać.
Przykucnął przy najbliższym z kołków, wyciągając w jego stronę rękę i sprawdzając, czy dobrze trzymał się w skalistym podłożu – choć był w stanie już na oko stwierdzić, że tak właśnie było. – Denerwujesz się na m-m-mnie, czy przeze mnie? – zapytał, pozornie bez związku, choć w rzeczywistości odnosił się do jej wcześniejszych słów – w pierwszym momencie zignorowanych, ale nie zapomnianych; zwyczajnie zawieszonych w powietrzu przez dłuższą chwilę, której potrzebował do odnalezienia własnych.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Ołtarz światła [odnośnik]12.11.20 22:02
Te wszystkie dawne sploty, kiedyś nie pomyślałaby, że mogą stać się tak odległe. Czuła się, jakby wtedy wiodła zupełnie inne życie, jako inna osoba. Wiele mogła powiedzieć patrząc znów w te morskie oczy. Zawsze przypominały jej płytkie wody, w których odbija się światło. Odbicie błękitnego nieba wraz z roślinnością z samego dnia mieszały się idealnie. Takie kolory można było dostrzec tylko z lotu, powolnego, niskiego lotu nad oceanem.
Słodkie były dawne czasy. Pamiętała, jak lubiła wtedy zwyczajny bieg z samego rana, ból ramion po treningu na stadionie, wspólne liczenie siniaków i ramię, o które można oprzeć głowę, gdy wieczorem w salonie wypełnionym zapachem wosku ze świec i gorącej czekolady. Umysł potrafi oszukiwać, ostatecznie stara się, byśmy pamiętali tylko te miłe chwile, dopiero później, po dłuższym spojrzeniu wracając do tych gorszych, smutniejszych. Choć w jej przypadku nie były one przepełnione smutkiem, choć miały w sobie jego część. Były raczej wstydliwe. Jak czerwona, brzydka plama. Jak Śmierć. Taką, która przepowie ci wróżka, gdy spytasz ją o swoją przyszłość, zupełnie inna od tej prawdziwej. Dlatego dzisiaj, wiedziała to, byli innymi osobami. Kiedyś byli młodzi… Nie, nadal byli. Ale wtedy byli szaleni, pełni nadziei, a dzisiaj… Było tyle na głowie. Tyle rozterek przeżyli.
Kiedyś nie chciała, żeby ją taką widział. Chudszą, bledszą, bez uśmiechu, nawet jeśli siliła się na niego, tak, by go nie speszyć. I by nie czuł wyrzutów sumienia. Tak musiało się stać.
Coś się kończy, coś się zaczyna.
- Nawet powinieneś. - Zauważyła. Skoro tutaj był, nie sądziła, że w kategorii gościa. Śmiała nawet wyjść z teorią, że jeśli zajmą się czymś, będzie łatwiej przejść przez tę chwilę niezręczności. Podobne uczucie towarzyszyło jej na prywatkach, na których nie znała prawie nikogo - głupio było pierwszemu sięgnąć po kawałek ciasta, jak i przełamać pierwsze lody i zostać tym pajacem, który jako pierwszy podejmuje próbę rozluźnienia towarzystwa. I opowiada słaby żart, z którego nikt się nie śmieje. Na szczęście później jest z górki. - Tak, dokładnie. - Kiwnęła głową lekko, przymykając przy tym wzrok, by na chwilę skupić się na czymś innym niż jego oczach, które przykuły uwagę jako pierwsze. Czy się wgapiła? Zapewne odrobinkę. Na tyle, by poczuć soczystą niezręczność, ale nie wypłoszyć siebie samej na tyle, by stwierdzić, że czas uciekać. A mogłaby uciec. To byłoby do niej podobne.
Uniosła różdżkę, wskazując na niewielki stosik palików. Jeden z nich uniósł się powolnie, ciągnąc się jak cień za czarownicą, gdy postanowiła odsunąć się i wrócić do bardzo precyzyjnego mierzenia kolejnej działki z pomocą własnych kroków… Na szczęście ludzie w oazie nie kłócili się o każde pół metra swojej chatki. Trzydzieści sekund. Mniej więcej tyle wyliczyła, gdy jej wzrok znów zwrócił w jego stronę. Na całe szczęście, możnaby powiedzieć. Palik, który sprawdzał wprawdzie wbity odpowiednio, ale najwyraźniej narzędzia uznały, że przyda się poprawka. - Uważaj! - Ruszyła szybkim krokiem, szybko łapiąc za rączkę zaczarowanego młotka, służącego do tego, by te paliki wbijać. Nie, żeby próbujące go zatrzymać (z naciskiem na próbujące) dłonie w czymkolwiek przeszkadzały, młotek nadal uderzał palik niebezpiecznie blisko Williama. Dopiero gdy machnęła różdżką, przywołując niewerbalną inkantację, wszystkie narzędzia, które się za nią sunęły, opadły. Wtedy odetchnęła cicho. Metalowa część młotka opadła od razu na palik, wbijając go mocniej w ziemię. Należał do tych potężniejszych - kamienna gleba wymagała specjalnego traktowania. Marcella znów przesunęła spojrzenie na mężczyznę. Ułożyła dłoń na szyi, w namiastce niepewności. Gdyby dodać jej kilka lub kilkanaście centymetrów włosów, można byłoby dostrzec w niej tę niepewną dziewczynę z tamtych dni, gdy zobaczyła go ponownie po szkolnej rozłące, w barwach brązu i czerwieni. - Co to za pytanie… - Odsunęła za ucho kosmyk włosów. - [b]Oczywiście, że przez Ciebie. - Nie czuła żalu. Nie winiła go za nic co stało się w przeszłości. Winiła siebie. Zawsze siebie. Gdy patrzyła w przeszłość poza słodkimi chwilami widziała swoje błędy. Swoje krzyki, swoją frustrację, przez pryzmat czasu wydającą się dziecinną i błahą. Odsunęła się o kilka kroków. Speszenie było do zniesienia, ale poczucie winy… Ono miało w niej korzenie głębokie, czasami tak silnie, że uderzało w najczulsze punkty.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Ołtarz światła [odnośnik]26.12.20 21:27
Nie był na nią zły. Ani teraz, ani wtedy, gdy wypełniona marzeniami bańka, w której przez jakiś czas żyli, finalnie pękła – zbyt krucha, by przetrwać zderzenie z szarą rzeczywistością. Jeśli już kogoś obwiniał, to siebie: o egoizm, który nim w tamtym okresie kierował; o to, że nie potrafił dać jej oparcia, odłożyć na bok własnych potrzeb; o to, że być może nie zrobił wystarczająco – że poddał się zbyt szybko, walczył za mało zaciekle; że pozwolił, by to, co wspólnie budowali, rozpadło się na jego oczach, ciągnąc za sobą w przepaść nie tylko to, co mogłoby się wydarzyć – ale też wszystko, co mieli wcześniej: przyjaźń, zrozumienie, zaufanie; rzeczy, które zwykł brać za pewnik, a które okazały się równie łatwe do pogrzebania, co sportowa kariera. Nie do końca potrafił to zrozumieć – to, że teraźniejszość tak po prostu mogła stać się przeszłością; przez jakiś czas nawet liczył na to, że nie musiała, że przynajmniej część tej relacji dało się uratować, ale gdy jego list pozostał bez odpowiedzi, chyba po prostu się poddał – a resztę podyktowało życie, wpychając go w scenariusze, których do tamtej pory nawet sobie nie wyobrażał. Ojcostwo, anomalie, wojna – zagubił się na jakiś czas w tym chaosie, uciekł przed nim, na próżno szukając spokoju i ukojenia za granicą – a gdy wrócił, wszystko już było inne. A przede wszystkim – on sam był inny.
Chciał wierzyć, że trochę mądrzejszy.
Przyglądał jej się przez chwilę, jak krokami odmierzała odległość, kreśliła niewidzialne linie, mające stanowić granicę kolejnej działki – czyjąś strefę bezpieczeństwa, schronienie, ratunek; miał nadzieję, że to właśnie tu robili – i że każdy wzniesiony budynek sprawiał jakąś różnicę. – Powiesz mi, jak to zap-p-planowałaś? – Zatoczył ręką krąg, wskazując na przestrzeń, na której się znajdowali; nie chciał popsuć jej wizji, pewnie jakąś już miała – potrzebował więc wskazówek, by wiedzieć, od czego powinien zacząć. – Razem uwiniemy się z tym szybciej. – Nie do końca tak planował spędzenie tego popołudnia, ale właściwie – w którymś momencie zapomniał już, dlaczego się tu pojawił; może nie było to istotne, skoro już był, to mógł pomóc – jeśli czegoś w Oazie ciągle było za mało, to były to ręce do pomocy.
Nie rozglądał się wokół siebie zbyt uważnie, i prawdopodobnie dlatego nie zauważył mknącego w jego stronę młotka; usłyszał ostrzeżenie w ostatniej chwili, by się zatrzymać, odsunąć – zerknął więc na Marcellę z wdzięcznością, akurat w chwili, by skrzyżować z nią wzrok – przepełniony niezręcznością, zdenerwowaniem; nie umknęła mu dłoń wędrująca bezwiednie do karku, znał ten gest. – Dlaczego? – zapytał, dlaczego wprawiał ją w zdenerwowanie? Zmarszczył brwi, spoglądając na nią uważnie, na chwilę zapominając o palikach. Nie mogli pracować w ten sposób, skacząc wokół siebie wzajemnie; nieistotne, które z nich zaczęło usypywać tę górę zawstydzenia pomiędzy nimi, trzeba było ją uprzątnąć. – Chcesz, żebym z-zo-zostawił cię samą? – zapytał, zastanawiając się, czy tego właśnie chciała – czy jego obecność była dla niej na tyle nieznośna, że wolała by sobie poszedł. Nie miałby jej tego za złe, choć miał nadzieję, że to nie o to chodziło. Nie chciał być jej wrogiem; w świecie, w których mieli ich tak wielu, szukanie ich pośród przyjaciół wydawało się wyjątkowo niewłaściwe. – Nie cofnę tego, co się stało, M-ma-marcy – odezwał się po chwili, prostując się, szukając spojrzeniem jej twarzy; miał dość uciekania – męczyło go, sprawiało, że tkwił w miejscu – podczas gdy wszystko dookoła niego pędziło do przodu. – Nie potrafię. A nawet gdybym p-p-potrafił – zawahał się, opuszczając na moment spojrzenie w dół, kopiąc butem niewidzialny kamyk – dużo się zmieniło. – Nie był pewien, czy o tym wiedziała; że w jego życiu było teraz dziecko; że Amelii udało się na zawsze zmienić sposób, w jaki patrzył na świat. Że nie był już beztroskim graczem Quidditcha, człowiekiem, którego znała wtedy; prawdopodobnie nie. – Spieprzyłem. Wiem o tym. I nie p-p-proszę cię o wybaczenie, ale miałem nadzieję – nie wiem, chyba na to, że będziemy w st-t-tanie chociaż normalnie ze sobą p-p-porozmawiać – dodał, znów podnosząc na nią wzrok. Tęskniłem za tobą, chciał powiedzieć, ale zamiast tego po prostu wzruszył ramionami, uśmiechając się przepraszająco; nie miał pojęcia, jakich słów powinien użyć, kiedyś nie potrzebowali ich wcale; później z kolei wszystkie wydawały się złe.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Ołtarz światła [odnośnik]12.08.22 21:48
| stąd

Nie patrzył na nią. Nie potrafił. Chwycił ją mocno czując pod swymi dłońmi jak śliska jest jej skóra. Spalona skóra. Starał się nie oddychać, a jeśli już to ustami. Serce dalej łomotało mu w piersi obijając się o żebra. Cały był zlany zimnym potem, a żołądek podszedł mu do gardła. Poprawił chwyt zanim unieśli ją powoli do góry. Zacisnął zęby czując ból ręki, nie było jednak aż tak źle. Jak przewidywał pani Lucy była leciutka, a w trójkę uniesienie jej nie stanowiło większego problemu. Uniósł wzrok do góry, aby móc znów spojrzeć na nadchodzącą falę. Teraz jeszcze bardziej większą niż wcześniej. Była bliżej. Wstrzymał oddech widząc jak się załamuje i spada na ziemie. Steff. Zdążył już tam dobiec? Nic mu nie było? Żałował, że nie mógł pobiec tam z nim. Pomóc. Nie mogli jednak tak po prostu zostawić tu panią Lucy. Potrzebowali pomocy. Nie mogła przecież nie żyć, prawda? Ktoś musiał potrafić jej jakoś pomóc, uzdrowić. Pierwsze co przyszło mu do głowy to szpital. Tam przecież na pewno ktoś był, ale z tą falą... Nie wiedzieli ile mieli czasu. Ludzie pewnie też już zaczęli uciekać z wioski gdzieś gdzie jest wyżej, może do portalu. Billy kazał im iść właśnie tam, więc tak też zrobią.
Prowadzeni przez Aidana z łąki udali się do doliny. Ostrożnie, ale na tyle sprawnie, że droga nie zajęła im dużo czasu. - Hej! Czy jest tu ktoś?! Potrzebujemy pomocy! - Zawołał dostrzegając z daleka głaz. Ktoś musiał tu być. Musiał. Ktoś musiał im pomóc. Proszę, proszę, proszę.... - Pod ołtarz. - Niemal wyszeptał kierując się z mężczyznami bliżej czegoś na kształt kamiennego stołu. Nie położyli jej na nim, a przed nim nie chcąc niczego zruszyć. Nie powinni jeszcze dotykać lampionu. Nie mógł przecież zostawić tak tutaj reszty. Fala, szczelina, Merlina sam jeszcze wiedział co... Też chciał pomóc. - Dziękuję. - Zwrócił się do mężczyzn spoglądając na nich przelotnie, aby w końcu w pełni móc przyglądnąć się pani Lucy. Nie wyglądała w ogóle jak ona. Poparzenia, zniszczone ubranie, osmalone ciało, przypalone włosy... Przełknął ślinę i zacisnął dłoń w pięść. Nie widział nawet momentu kiedy uderzył ją piorun. Wszystko działo się tak szybko. Może gdyby trzymali się w grupie to by się nie wydarzyło? Może uchroniłoby ją rzucone przez niego Caelum? Był wtedy jednak za daleko. Nie pomyślał... Ukląkł obok kobiety pochylając się nad nią, aby spróbować wyczuć, czy w ogóle oddychała, bo co innego mógł zrobić? Tylko modlić się o cud.

Rzut na cud (Faweks) ;__;


The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
Aidan Moore
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9575-aidan-moore#291411 https://www.morsmordre.net/t9693-bazyl#294574 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9923-skrytka-bankowa-nr-2197#299908 https://www.morsmordre.net/t9696-aidan-moore#294585
Re: Ołtarz światła [odnośnik]12.08.22 21:48
The member 'Aidan Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]06.09.22 23:29
Przy ołtarzu światła gromadzili się ludzie, ale wydawali się spokojniejsi niż ci na wybrzeżu i wcześniej w wiosce. Wokół ołtarza znajdowały się grupki osób raczej przypominających ludzi, którzy na coś czekali niż tych, którzy planowali stąd uciec. Mieszkańcy oazy, głównie kobiety z dziećmi i starcy, siedzieli na ziemi, próbując zająć czymś najmłodszych, pomagali sobie wzajemnie. Wśród nich kursowała uzdrowicielka ze szpitala polowego, która doglądała wszystkich i zaklęciami uspokajającymi pomagała tym, którzy bali się najbardziej. Rozmowy dorosłych ucichły, kiedy pod ołtarzem znaleźli się zakonnicy. Z przejęciem wstawali i przyglądali się powracającym czarodziejom, wyglądając sobie przez ramiona, jakby każdy chciał ich zobaczyć i to w jakim stanie powrócili. Tym, którzy zmierzali od strony Oazy mogło się zdawać, że wiedzieli więcej i byli ciekawi tego, co mieli do powiedzenia, czekali w ciszy. Tłum rozstąpił się, robiąc czarodziejom drogę do ołtarza światła, do głazu z błyszczącym lampionem. Tam, gdzie niektórzy spodziewali się ujrzeć Harolda Longbottoma była tylko kupka popiołu. A w popiele jedno pomarańczowe pióro.
— I? — spytał z tłumu pierwszą nadchodzącą osobę.
— Udało się? Jesteśmy bezpieczni? — spytał ktoś inny.

Czas na odpis mija 8 września o godz: 22:00. Do tematu mogą dołączyć dowolni zakonnicy, także ci, którzy dotąd nie brali udziału w rozgrywce - dołączając przed powrotem zakonników, jeśli zdąż napisać przed nimi posty lub w trakcie, gdy zaczną się schodzić. Możecie napisać w tej turze tyle postów ile potrzebujecie.
Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]07.09.22 2:01
Mógł zwyczajnie odetchnąć z ulgą, gdy Florean zdołał się uwolnić z zagrażającej mu piaskowej pułapki. Utrata towarzysza broni byłaby dotkliwa dla niego oraz jego kompanów. Zdawał sobie sprawę z tego, że jako walczący w słusznej sprawie musieli być gotowi ponieść najwyższą ofiarę. Nie zawsze będzie możliwe cofnięcie czasu. Nie zawsze przyjdzie ratunek w ostatniej chwili. Po prawdzie wciąż nie interesowało go, czym były ci wszyscy nieumarli. Za to najbardziej interesowało go zupełne pozbycie się ich. Innym też na tym powinno zależeć. Na szczęście większość osób zgromadzonych na wybrzeżu rzuciła się im do pomocy.
Odruchowo wzdrygnął się słysząc krzyk tego mężczyzny. Potrzebował pomocy? Choć jedynie mógłby ugasić jego szatę, podobnie jak stojące obok tego czarodzieja. Żaden z niego uzdrowiciel. Polegając na Aurorze zdołał poznać formuły zaklęć uzdrawiających, jednak nie odważyłby się ich użyć. Docenił to, że nowoprzybyli czarodzieje postanowili spalić tych kilka umarlaków. Zarówno Steffen, jak i Aidan spisali się na medal. Udało się jego kuzynowi sprawić, by piach pochłonął ożywieńców. Razem ze swoim młodszym bratem osiągnął równie zadowalający efekt, grzebiąc w piachu skute lodem ciała zmarłych więźniów Azkabanu.
Volans w jakimś stopniu podzielał radość tych ludzi, choć sam wolałby ją okazywać mając pewność, że to już koniec. Koniec oznaczał możliwość opuszczenia tego przeklętego wybrzeża, powrotu do domu i spędzenia czasu z rodziną. To było jego celem. Dobrze wiedział, że to nie przyjdzie tak łatwo. Choć w grupie towarzyszy było mu znacznie raźniej walczyć wraz z innymi. Widział, że to przynosi pożądane efekty w związku z tym wałem szkwałowym. Wyczekiwał nadejścia tego trzęsienia ziemi i fali. Nic takiego nie miało miejsca. Widok uspokajającego się morza oraz otaczająca ich cisza z każdą chwilą były tym, czego potrzebował do odzyskania części spokoju ducha. Do odzyskania pełnego spokoju potrzebował wiedzieć, czy z jego drugim bratem było wszystko w porządku.
Sytuacja wydaje się opanowana i myślę, że na razie możecie opuścić swoje różdżki. Ci z was, którzy chcą wrócić do swoich bliskich, powinni to zrobić. Upewnijcie się, że są bezpieczni. Sam muszę odnaleźć brata — Zwrócił się do tych wszystkich zgromadzonych na wybrzeżu ludzi, którzy wykazali się wielką odwagą i determinacją w godzinie próby. Bez nich nie opanowaliby tak patowej sytuacji. Walczyli dla swoich bliskich. Na najmłodszego brata miał w sumie oko, ale chodziło mu o Williama. — Aidan, idziesz ze mną? — Dopytał blondyna. Powinni razem odszukać Billy'ego i upewnić się czy wszystko z nim w porządku. Zamierzał udać się na ołtarz światła, licząc na to, że tam dostrzeże twarz drugiego pod względem wieku brata.
Gdy dotarł na miejsce, dostrzegł wokół ołtarza tłum złożony z kobiet, dzieci i starszych. Wszystkich siedzących na ziemi. Spostrzegł także uzdrowicielkę. Jeśli William tu będzie to razem z innymi Zakonnikami. Nie zaskoczyło go to, że tłum się rozstępuje umożliwiając im dojrzenie tego głazu z błyszczącym lampionem. Zaskoczyła go nieobecność Harolda Longbottoma. Tak samo, jak widok kupki popiołu z jednym pomarańczowym piórem.
Na wybrzeżu sytuacja wydaje się opanowana — Zapewnił kilka osób w zasięgu swojego wzroku. Nie mógł jednak poręczyć za innych sojuszników. — Co to znaczy? — Pytając wskazał na ten stosik popiołu. Nie zamierzał snuć bezpodstawnych domysłów co do losów przywódcy Zakonu ani zakładać najgorszego. Mógłby jedynie określić do jakiego magicznego stworzenia należy do pióro.
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Ołtarz światła [odnośnik]07.09.22 8:51
Starałem się być osobą pełną wiary, kiedy razem z pozostałymi czarodziejami próbowałem zatrzymać tragedię nadchodzącą ze strony morza, ale prawda była taka, że się bałem. Przeraźliwie się bałem, że znowu nam nie wyjdzie, i nic już nie cofnie czasu. Druga szansa była błogosławieństwem, ale trzecia chyba nie miała racji bytu. Na szczęście daliśmy radę – ilość rzucanych zaklęć była na tyle duża, że udało się zapobiec tragedii. Patrzyłem przez chwilę na coraz spokojniejszą taflę oceanu, oczekując nawrotu fali. Spojrzałem na swoich towarzyszy: na Steffena, Volansa i Aidena. Czy widzieli to samo, co ja, czy to znowu działanie wizji? W końcu jednak zrozumiałem, że naprawdę się udało. – Dziękuję. Bez was nie dalibyśmy rady – dodałem do słów Volansa, samemu również opuszczając różdżkę. Ale jeszcze jej nie schowałem, wolałem mieć ją w pogotowiu.
Stanąłem obok Steffena, kiedy zmęczeni ruszyliśmy w stronę ołtarza światła. – To chyba było bardziej ekscytujące od Gringotta, co? – Klepnąłem go przyjacielsko po plecach, pomału czując, że nasza walka faktycznie dobiegła końca, choć mięśnie wciąż były spięte, a głowa czujna. – Ale gdybym miał wybierać, chyba jednak wolałbym smoka – dodałem, siląc się na kiepski żart, a myśli zaraz zawędrowały do nieobecnej Marceli, do wizji jej śmierci, do Bertiego, do Florence. Zmarkotniałem, wzrok odwracając gdzieś na swoje sfatygowane buty. W tej chwili marzyłem o odpoczynku, najlepiej z dala od Oazy. Co wkrótce miało być możliwe. – Wiesz co, dzisiaj rano, przed tym wszystkim, dostałem list od lorda... – zacząłem, ale zaraz machnąłem ręką, zauważając na horyzoncie ołtarz i ludzi zebranych wokół. – Nieważne, to nie moment na pogawędki – stwierdziłem, choć poranny list od lorda Longbottoma dalej nie dawał mi spokoju, i musiałem w końcu komuś o nim opowiedzieć.
Tak, wygląda na to, że jesteśmy bezpieczni – dodałem, nawet jeżeli nie byłem pewny, czy to prawda. Chciałem uspokoić tych ludzi, wiele twarzy kojarzyłem z Oazy. Nie od razu zwróciłem uwagę na kupkę popiołu, rozglądając się za swoim psem. Chciałem wierzyć, że Norvel nie wpadł do żadnej szczeliny, że skulił się gdzieś w naszej chatce i czeka aż wrócę. – Hmm? – Dopiero pytanie Volansa nakierowało mnie na popiół i pojedyncze piórko na nim. – Coś tu spłonęło – wzruszyłem ramionami, nie znając się wystarczająco dobrze na magicznych stworzeniach, żeby wyciągać z tego dalekosiężne wnioski.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła - Page 3 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Ołtarz światła
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach