Wydarzenia


Ekipa forum
Pomost widokowy
AutorWiadomość
Pomost widokowy [odnośnik]13.01.20 20:05

Pomost widokowy

Jeden z głównych punktów widokowych w Peak District usytuowany jest na kamiennym pomoście, łączącym dwa sąsiednie wzgórza i przecinającym w poprzek szeroką, rzeczną dolinę. Dzięki swojemu położeniu, jest to najwygodniejszy sposób przedostania się z zabudowań administracyjnych do starej oranżerii, a nałożone na niego zaklęcia ochronne sprawiają, że jest w pełni bezpieczny dla odwiedzających rezerwat gości: rozciągnięte dookoła bariery czynią czarodziejów przebywających na pomoście niewidocznymi dla smoków, które w tej okolicy pojawiają się wyjątkowo często.

Po wejściu na pomost można wykonać rzut kością k6, a następnie zinterpretować wynik rzutu zgodnie z poniższą rozpiską:

1 - nic się nie dzieje; w okolicy nie widać żadnego smoka;
2 - słyszysz głośny łopot skrzydeł: para trójogonów edalskich przelatuje tuż nad pomostem, po czym znika w oddali;
3 - zarośla na brzegu zaczynają szeleścić i się poruszać; jeżeli chwilę zaczekasz, dostrzeżesz dorosłego trójogona, który wyjdzie spomiędzy drzew, kierując się do wodopoju;
4 - tuż pod pomostem pojawiają się dwa młode trójogony, które zaczynają bawić się w płytkiej wodzie przy brzegu;
5  - ciszę przerywa donośny, smoczy ryk - nie dostrzegasz jednak żadnego smoka;
6 - w okolicy pojawia się trójogon edalski i przysiada na krawędzi kamiennego pomostu, kilka metrów przed tobą; nie widzi cię ani nie słyszy, możesz przejść obok niego bez obaw - lub zaczekać, aż odleci.

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomost widokowy Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomost widokowy [odnośnik]20.11.20 15:36
2 VII

Na zajęcia praktyczne dotarł spóźniony, nie pierwszy zresztą raz, a prowadzący je smoczy opiekun z początku zupełnie zignorował jego przybycie, by po chwili, gdy grupa zajęła się powierzonym im zadaniem, podejść do Burroughsa, po cichu oznajmiając mu, że będzie musiał przyjść na jutrzejsze ćwiczenia z drugą grupą, bo każdy poza nim dostał już swoje zadanie. Wszelkie próby nakłonienia tego konkretnego opiekuna nie miałyby żadnego sensu, był już na Keata na tyle cięty, że ten wiedział, iż nie ma co nawet próbować. Zerknął więc tylko w stronę rozłupanych smoczych skorup; niemalże skórzanej faktury jaja w kolorze zielonym chyba jeszcze nigdy nie widział, bez wątpienia nie zajmowano się dzisiaj trójogonami. Analizę zakończył na tym spostrzeżeniu; ociągając się ruszył w końcu w stronę wyjścia z pomieszczenia w oranżerii, zastawiając się, czym tak właściwie powinien więc zająć się przez najbliższe trzy godziny, zanim będzie mógł wybrać się z grupą w teren. Już z innym opiekunem.
- Jak ty masz na imię? - w pobliżu kafeterii dosłownie znikąd pojawiła się tuż przy nim kobieta, którą widywał czasem w administracji. Założyła pasmo siwych włosów za ucho, przy okazji wzięła też trzy głębokie wdechy i opadła, skrajnie wyczerpana, na jedno z krzeseł, suto zdobione finezyjnymi wzorami. Burroughs zerknął niepewnie przez ramię, szukając wzrokiem kogokolwiek, kto mógłby mu pomóc, gdyby starsza pani straciła przytomność. A wyglądała tak, jakby zaraz miała to zrobić. - Keaton, jestem tu na stażu... wszystko w porządku? - po coś go zaczepiła. A jego imienia raczej nie potrzebowała, żeby oznajmić mu, iż mdleje. Właściwie samego mdlenia też nie musiała jakoś szczególnie anonsować. - A, faktycznie... że jesteś na stażu to przecież wiem, myślisz, że kto wypełnia te wszystkie wasze papiery? - mruknęła nieco zniecierpliwiona, wachlując się zawzięcie obiema rękami. - Upiec się można w tej oranżerii... a makijaż to chyba cały mi już spłynął - tkwił nieco osłupiały, nie do końca wiedząc, co się właśnie dzieje, ale na szczęście dla niego nie wypaplał, że i owszem, te takie czarne kreski na oczach zrobiły się jakby pofalowane w niektórych miejscach, choć w innych wciąż były proste. No i jakaś czarna strużka spływa jej z kącika prawego oka, po policzku. - Gdzie wszyscy wyparowali akurat teraz, kiedy są potrzebni? - dodała jeszcze, ale potem znowu zaczerpnęła powietrza; orle spojrzenie osiadło na Keacie, a pracownica administracji wyglądała tak, jakby właśnie ze sobą walczyła. Chyba niekoniecznie widziała go jako tego, kto miałby w ramach zastępstwa (przypadku...) zająć się funkcją reprezentatywną. Ostatecznie jednak westchnęła ciężko, poddając się. - Musisz mi wystarczyć, cokolwiek nie powinieneś teraz robić, ja potrzebuję cię bardziej, zaraz będziemy tu mieli wizytatorów ze Stanów, cud, że w ogóle się do nas pofatygowali w wiadomej sytuacji - tutaj nastąpiła kilkuminutowa tyrada na temat tego, jak wojna wpływa na opiekę nad smokami i działalność smokologów. O dziwo, produkując te wszystkie słowa, wcale nie wyglądała tak, jakby wyczerpywało ją trajkotanie. A w międzyczasie sięgnęła po lusterko z torebki i chwilę później poskromiła kreski na oczach. Pozazdrościć podzielności uwagi. - Lord Greengrass spotka się z delegatem, a ja będę im towarzyszyć, ale potrzebuję kogoś, kto oprowadzi po rezerwacie drugiego jegomościa, syna pana Millera, który chce się tutaj rozejrzeć; oczywiście mam na myśli pokazanie mu wyłącznie tych zabezpieczonych miejsc. To wprawdzie doświadczony smokolog, ale nie możemy ryzykować. Zajmiesz się tym, oprowadzisz go, odpowiesz na jego pytania, a potem przejdziecie do budynków administracyjnych, gdzie będziemy na niego czekać. Jakieś pytania? - czy właściwie miał wybór? Niechlujnie pokręcił głową, zaprzeczając; w gruncie rzeczy wolał to niż zabranie się za porządkowanie klatki po smoczycy, odseparowanej na dwa tygodnie ze względów zdrowotnych. Jej zrzucone, nadgnite łuski wciąż czekały na posprzątanie.
Gdy zjawili się goście w towarzystwie głównego zarządcy rezerwatu, stał gdzieś z boku, czekając, aż delegacja ruszy przodem, a panna Graffin podejdzie do niego wraz z na oko trzydziestoletnim mężczyzną o typowo amerykańskiej urodzie. Firmowy uśmiech, włosy zaczesane gładko do tyłu, śmiałe spojrzenie i ten rodzaj entuzjazmu, który Burroughsowi wydawał się po prostu sztuczny. Przedstawiono ich sobie, a gdy tylko zostali sami, Keaton pozwolił, by gość pozachwycał się emfatycznie absolutnie wszystkim, co tylko ich otaczało, począwszy od smoka lecącego gdzieś w oddali, za szklaną osłoną bezpiecznej przestrzeni oranżerii, a skończywszy na okazałym kwiatku nieopodal nich, który ponoć przypominał wyglądem jeden z tych, który Amerykanin miał w swoim domu. Doprawdy, niesamowite.
Zaczęli od zbioru ksiąg, pośród których Miller spędził dobrą godzinę; co prawda nie wyglądał na entuzjastę literatury naukowej, ale pozory jednak czasem mylą. A może po prostu chciał sprawić dobre wrażenie; Keaton snuł się gdzieś z boku, łypiąc na mężczyznę, który cytował mu co ciekawsze - jego zdaniem - fragmenty, lecz Burroughs odpłynął gdzieś myślami w tym momencie, w którym tamten zaczął się rozwodzić na temat leodrakonów i tego, jaki był powód tego, iż w procesie ewolucji z ich czaszek zniknął charakterystyczny grzebień, tworzący długą, zakrzywioną tubę, co do której funkcji sprzeczano się w środowisku smokologów po dziś dzień. Keaton nic na ten temat nie wiedział, wtrącał więc tylko elokwentne mhm i aha, dając się popisać wiedzą przybyszowi zza wielkiej wody. I choć smoki były dla Burroughsa czymś najbardziej fascynującym na świecie, to jednak akurat dzisiaj nie miał najmniejszej ochoty perorować na temat przodków ogniomiotów, które żyły wieki temu. Na domiar złego temat ten zdawał się nie mieć końca. Miller zaczął rozprawiać o tym, że twór grzebieniopodobny (naprawdę użył takiego określenia) najpewniej ułatwiał wzrokowe rozpoznawanie osobników innych gatunków smoków, a ponadto działał jak najlepsza komora rezonansowa, dzięki czemu żadne inne smokowate nie mogły się poszczycić wydawaniem tak donośnych dźwięków. Keat przebąknął coś o przeniesieniu się na pomost widokowy, kiedy zaczął się monolog o tym, jak nieszczęsny grzebień wpływał na termoregulację ogniomiotów. Na szczęście Miller niemniej ochoczo przystanął na to, żeby zostawić już stare tomiszcza; Burroughs odpowiedział na każde jedno pytanie, które zostało mu zadane, a było ich naprawdę sporo. W międzyczasie trochę też wybadał, czemu właściwie zawdzięczają tę wizytę. Amerykanina nie trzeba było długo ciągnąć za język; tonem wizjonera zaczął roztaczać obraz pionierskiego projektu, który za pieniądze jego rodziny powstać ma w Stanach już za dwa lata. Specyficzny rezerwat, w którym zgromadzą po jednym okazie każdego z żyjących wciąż gatunków smoków. Każdego jednego.
Centrum badań naukowych. Wszystko na najwyższym poziomie. Choć tego już nie dopowiedział, najpewniej przymierzano się do zakupu jednego z trójogonów. Skoro dwójka założycieli pofatygowała się osobiście do Wielkiej Brytanii, pomimo sytuacji, w jakiej na arenie międzynarodowej znajdują się aktualnie Brytyjczycy, Millerzy musieli być poważnie zainteresowani transakcją. Pytanie tylko, czy Greengrassowie w ogóle coś takiego rozważą. Podjęcie gości to jedno, ale sprzedaż smoka, będącego dziedzictwem ich szanowanego rodu?
To już jednak nie była jego sprawa.
Przystanęli na pomoście, dokładnie na samym środku, a Burroughs zaczął opowiadać o tym, co znajduje się w tym momencie przed ich oczami; i dokąd sięga terytorium rezerwatu. Podniósł głos, zagłuszany nieco przez szmer rzeki, jednak gdy powietrze przeciął potężny ryk smoka, zamilknął, pozwalając, by gość poczuł te same emocje, które w Keacie za każdym razem wyzwalał ten właśnie odgłos. Mógłby go słyszeć i milion razy, nigdy jednak dźwięk ten nie stanie się dla niego po prostu obojętny.
Gdzieś nieopodal nich kryła się istota, która swym niebezpiecznym pięknem deklasowała każde inne stworzenie.
Czasem słowa były zbędne, pozwolił więc, by natura opowiedziała o sobie sama.
On, natomiast, jeszcze nie wiedział, że dzień, w którym tereny rezerwatu witają delegację ze Stanów, jest też dniem jego pożegnania z tym miejscem. Że stoi na pomoście po raz ostatni, i że powinien starać się usilnie zapamiętać, z najdrobniejszymi szczegółami, roztaczający się przed nim widok.
Bo wracać będzie do niego wyłącznie w przepełnionych tęsknotą snach.


| zt



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Pomost widokowy [odnośnik]23.01.21 11:23
| 15.10

W życiu Eunice działo się coraz więcej, coraz dziwniejsze zdarzenia zataczały wokół niej duszący okrąg, a ona nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Ilekroć usiłowała poukładać wszystkie naglące sprawy, te zaczynały wyrywać się spod wszelkiej kontroli zostawiając czarownicę w jeszcze większym skonfundowaniu. Na domiar złego czas tykał, Greengrass z kolei odnosiła wrażenie, że oddala się od pierwotnego planu jak to tylko możliwe. Upływ cennych sekund nie działał korzystnie, wielkimi oczami spoglądała na mijające dni kalendarza - i po raz pierwszy od dawien dawna bała się. Przeraźliwie, do szpiku kości, choć skrupulatnie zagłuszała wyrzuty sumienia książkami. Monotematycznie; smoki, inne magiczne stworzenia, smoki, smoki i smoki. Krążyła wokół najważniejszych zagadnień, szukała rozwiązań, czepiała się każdej, nawet najdrobniejszej poszlaki wiedząc, że to między innymi właśnie od niej zależało życie jednego mieszkańca rezerwatu. Czuła na sobie ogromną presję, gdy bezowocne tygodnie poszukiwań spełzały na niczym - aż wreszcie nadeszła nadzieja, gdy smok zdawał się powoli powracać do sił. Spędziła wiele dni ze wzrokiem wpatrzonym w jego ogromne cielsko, tylko nieznacznie targanym słabymi, świszczącymi oddechami. Obiecała, że pomoże; walka natomiast daleka była od skończonej.
Czuła więc narastającą bezradność, gdy te walki daleko wykraczały poza Peak District, a wręcz obejmowały już cały kraj. Nie mogła wprost uwierzyć jak do tego doszło, jak można tak po prostu obalić wybranego przez ludzi ministra i jak można tak po prostu skrzywdzić drugiego człowieka. Czuła jednocześnie dumę z wyboru lorda nestora jak i strach przed tym, co może ich spotkać. Jak długo pozostaną bezpieczni w własnych murach posiadłości? Ponure wnioski nawiedzały umysł Nice, ale przy tym odmówiła życia w nieustannym poczuciu zagrożenia - smoki potrzebowały pomocy, tak samo jak złapane w środku zawieruchy dzieci. Kobieta poczuła potrzebę ofiarowania swym młodszym krewnym choćby namiastkę normalności.
Z tego powodu zjawiła się osobiście w Puddlemere, żeby stamtąd odeskortować Heatha prosto do rezerwatu. Kiedyś pewnie zrobiliby kilka przystanków na ulubione łakocie, ale teraz taki plan wycieczki okazał się niemożliwy. Eunice postanowiła więc, że postara się umilić chłopcu czas najlepiej jak potrafi - choć musiała przyznać, że nie posiadała dużego doświadczenia w obchodzeniu się z dziećmi. Pomimo licznych siostrzeńców i bratanków, większość z nich była na tyle mała, że mogła do nich mówić o kapuście z grochem i nie zrozumieliby z tego ani słowa. Nie mniej na twarzy pojawił się przyjazny uśmiech, gdy prowadziła młodego Macmillana w stronę pomostu. Gdzieś daleko za nimi snuła się przyzwoitka, o której Greengrass wydawała się nie pamiętać, gdy poświęcała uwagę swemu krewnemu. - Zmierzamy właśnie do pomostu widokowego, chętnie odwiedzanego przez trójogony - mówiła z wyczuwalnym w głosie podekscytowaniem. - To miejsce było umiłowanym przez Alesgoodów, naszych przodków. Wydaje nam się, że smoki wyczuwają ich ślad magiczny i dlatego chętnie tędy przelatują. Choć oczywiście może to być po prostu związane z faktem, że w pobliżu wody łatwiej znaleźć pożywienie - zaśmiała się. Ludzie zwykle lubili dopisywać poetyckie znaczenia najprostszych rzeczy. Sama zresztą miała identyczne tendencje. - Domyślam się, że to nie pierwszy raz jak nas odwiedzasz? - spytała idącego obok rozmówcy chcąc wybadać, co wie, a czego nie.


don't deny your fire my dear, just be who you are andburn

Eunice Greengrass
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7748-eunice-greengrass https://www.morsmordre.net/t7847-zmijozab https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t7858-skrytka-nr-1856 https://www.morsmordre.net/t7857-eunice-greengrass
Re: Pomost widokowy [odnośnik]02.05.21 10:54
elric & jayden10 października
Zgodnie z ustaleniami przybył do Peak District wczesnym rankiem, zdając sobie sprawę z faktu wzmożonej pracy kadry w ciągu dnia. Nie zamierzał przeszkadzać swoją obecnością ani odrywać pracowników od typowych zadań, dlatego też wybrał chwilę przed świtem, wiedząc, iż była to najlepsza pora - gdy smoki jeszcze spały, a ludzie powoli zaczynali się krzątać, przygotowując się do rozpoczęcia dnia. Pojawiał się wszak co jakiś czas na ziemiach Greengrassów, gdy był jeszcze stażystą w Wieży Astrologów - niespecjalnie ku potrzebom jednego z wielkich rodów szlacheckich, lecz poprzez zadanie mu powierzone. Zapisywał wówczas rozkład nieba na tym terenie, obliczając powierzchnię magicznego oporu, którą wykonywał w rytach numerologicznych, by później nałożyć je na astronomiczne mapy przeznaczone dla danego urywka nieboskłonu. Brzmiało to skomplikowanie, ale dla kogoś tak ceniącego sobie umysł jak Jayden, to zadanie było jednym z tych wspanialszych. Można było więc powiedzieć, że znał ten skrawek nieba lepiej niż ktokolwiek. Czego dokładnie oczekiwał od niego Elric - nie wiedział, lecz zgodnie ze słowami spisanymi w krótkim liście do przyjaciela, profesor nie wątpił w interesujący aspekt zlecenia. Co prawda jego ostatnia wizyta w rezerwacie wiązała się z dziwnymi wspomnieniami - zarówno spotkania, jak i atmosfery podczas niego trwającej - to Vane niekoniecznie miał ochotę o tym myśleć. Definitywnie wolał nie zaprzątać sobie głowy młodymi arystokratkami, które nawykłe do spełniania każdego życzenia od zaraz, bawiły się rozmówcami wedle własnej woli. Jak mogłeś nie zauważyć? Obiecał sobie zapomnieć. Wiedział wszak, że gdyby poświęcił zbitkowi słów więcej czasu, doszedłby do wniosku, do którego dochodzić nie chciał. Na szczęście zaraz przy wejściu do rezerwatu usłyszał znajomy głos, a Darius z typową dla siebie ochotą, zaczął swój szczebioczący monolog, przyjemnie odciągając uwagę profesora od niechcianych zmartwień. Elric już na ciebie czeka. Mam cię do niego przyprowadzić, oznajmił w pewnym momencie opiekun smoków i ramię w ramię z kolegą z rocznika, Jayden udał się w odpowiednią ze stron. Co jakiś czas potakiwał lub odpowiadał na zadane przez drugiego czarodzieja pytania, jednak w dużej mierze po prostu milczał, obserwując okolicę oraz pozwalając Dariusowi mówić. O ile Hogwart jeszcze spał, tak w Peak District wszystko budziło się powoli do życia. Łącznie z roślinami, które przy świcie słońca dopiero otwierały swoje wieka - jesień zdążyła wymrozić większość pięknych kwiatów, lecz poszczególne pąki jeszcze się nie poddały, przywołując astronomowi tęskne wspomnienie żony. Być może dlatego pomyślał sobie o tym, że dobrze byłoby zacząć przygotowywać dom na zimę - w tym również spiżarkę. Czy poprzez to dotarli w rozmowie z opiekunem smoków do zalegających w zapasach Vane'a eliksirach? Być może, ale nie miało to większego znaczenia. Istotne było to, iż Jay obiecał Dariusowi, że wkrótce pojawi się ze środkiem wspomagającym smoki - który zrobił parę miesięcy wcześniej dla przećwiczenia swoich zdolności alchemika. Cieszył się, że był w stanie pozbyć się czegoś, co dla niego samego nie miało żadnej wartości, lecz druga osoba mogła to spokojnie wykorzystać. Nic tu się nie zmarnuje. Przytaknął więc zadowolony, umawiając się wstępnie na kolejne odwiedziny w rezerwacie, nie mając pojęcia, jak miały się one skończyć. Na ten moment jednak Jayden pozostawał błogo nieświadomy, zbliżając się już do odpowiedniego miejsca spotkania z Lovegoodem. Dość szybko dostrzegł stojącą sylwetkę w połowie wielkiego mostu, rozpoznając w niej Elrica. Kto inny wszak wpatrywałby się w dal w takim zamyśleniu? Tęsknocie za odległymi krajami i podróżami? W końcu Jayden nie musiał widzieć twarzy przyjaciela, żeby znać jego myśli. W Hogwarcie wspólnie wszak rozprawiali o planach udania się na koniec świata - Lovegood jako odkrywca nowych, magicznych stworzeń, Vane jako łowca meteorytów. Jak widać, ich marzenia spełniły się jedynie po części, ale astronom wcale tego nie żałował. Nie żałował, że został w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Że przyszło mu doświadczyć tego wszystkiego. Że przyszło mu poznać tych wszystkich ludzi. Po pożegnaniu z Dariusem Jayden ruszył ku Elricowi, przypominając sobie o ich ostatniej naukowej dywagacji - czego dotyczyła? Chyba już zapomniał. Musiał spytać o to przyjaciela.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomost widokowy [odnośnik]02.05.21 10:54
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością


#1 'k6' : 3

--------------------------------

#2 'Zdarzenia' :
Pomost widokowy HKr1sh8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomost widokowy Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomost widokowy [odnośnik]07.05.21 13:30
Wojna była jak choroba, krok po kroku odbierając wszystko, do czego niegdyś zdrowe społeczeństwo było tak przywiązane. Zaczynało się od stolicy, a potem rozchodziło coraz dalej, aż w końcu wszyscy ugrzęźli w bagnie biedy, brakujących dostaw i policyjnego nadzoru. Nie mógł nawet w spokoju korespondować z dawnymi przyjaciółmi bez obaw o to, że jego sowa zostanie po drodze odstrzelona albo zatrzymana. A był tylko zwykłym obywatelem, który chciał się dowiedzieć, czy bliscy mu ludzie są cali i zdrowi, czy może się z nimi spotkać, czy jeszcze nie spotkała ich rzeź. Tragedia. Jakby tego było mało, w rezerwacie kończyły się zapasy kawy, wkrótce będą mogli pić tylko samodzielnie przyrządzane napary z liści brzozy, czy innego zielska.
Światełkami w tunelu były pojedyncze dni, w czasie których udało mu się zorganizować spotkanie ze starym przyjacielem, odwiedzić rodzinę albo pomóc potrzebującym czarodziejom w miasteczku, w którym mieszkał. Początkiem października zebrał się wreszcie, aby sprawdzić, jak trzymał się Jayden - stęsknił się za rozmową z kimś, kto równie zapalczywie pasjonował się odkrywaniem, był też przy okazji ciekawy, czy szkoła również miała problemy z zaopatrzeniem - nigdy nie sądził, że dożyje czasów, w których uczniowie Hogwartu zaczną głodować, ale cholera wie. Jedną to rodzinę widział w Somerset, która ledwo co miała włożyć do garnka?
Nie kręcił się przy głównej bramie, wiedział, że Darius zdoła znaleźć go na pomoście widokowym; Jay miał w Peak District wielu znajomych i przyjaciół, dał mu więc okazję przywitać się z każdym, kto wczesnym rankiem siedział jeszcze w administracji. Elric nie lubił przesiadywać pod dachem, rwało go do błoni, lasów i wzgórz, a z kamiennego mostu miał doskonały widok na sporą część rezerwatu. Wpatrując się w strzelistą wieżę na jednym z pagórków, zamyślił się na tyle, że nie od razu spostrzegł, że nie jest już zupełnie sam. Odwrócił się akurat w momencie, w którym Jayden pojawił się przy jego boku.
- Jay, witaj, stary druhu - uśmiechnął się szczerze, przyciągając przyjaciela do braterskiego uścisku. - Dobrze cię widzieć. Mam wrażenie, jakby upłynęły wieki. - W obecnych czasach każdy miesiąc przynosił zmiany na miarę dziesięciolecia. - Trzymasz się? W Hogwarcie wszystko w porządku? - Umyślnie unikał tematu Pomony. Nie chciał psuć ich pierwszego od tygodni spotkania, nie zamierzał wyrywać się przed szereg; jeżeli Jayden zechce poruszyć tę sprawę, powinien zrobić to pierwszy.
Kątem oka Elric zauważył poruszające się zarośla w dolinie; z lasu na potężnych łapach wygramolił się smok, ospale zbliżając do wodopoju. Skinął głową w tamtym kierunku, zadowolony, że chociaż tutaj dało się jeszcze odnaleźć trochę normalności.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pomost widokowy [odnośnik]08.05.21 13:04
Chyba tak to właśnie miało wyglądać dla nich wszystkich - życie w niewiadomej co do dnia nie tylko jutrzejszego, lecz wciąż aktualnego. Wciąż trwającego. Mogli próbować temu zaprzeczać, lecz prawda była inna. Widoczna i im prędzej się ją dostrzegało, tym rzeczywistość nabierała prawdziwszych barw. Niezakamuflowanych, skrytych. Okrutniejszych, jednak kto wolał żyć w nawet najwspanialszej fikcji, nie będąc w stanie tak naprawdę chociażby złapać oddechu? Jayden sam doskonale wiedział, jakim szokiem było wypłynięcie na powierzchnię realiów i zrozumienie, iż cały ten czas znajdował się w niepojętej bańce czegoś, co w żadnym aspekcie nie przypominało właściwego odbicia świata. Marna podróbka. Substytut. Chciał widzieć jedynie dobro, pozytywne aspekty, gdy tak naprawdę niszczyły one naturę - a czy nie oznaczało to, iż był wówczas hipokrytą? Jako naukowiec, jako badacz, jako dociekliwy, wyprzedzający innych modernista winien był tym bardziej dążyć do prawdy. Nieważne jak strasznej. Jednak nie tylko po to potrzebował wybudzenia, otwarcia oczu. Potrzebował jej, aby doświadczać. Aby rozumieć. Aby bronić i walczyć o swoje przekonania. Potrzebował niestety do tego okrutnej tragedii, w której życie straciły dwie bliskie mu kuzynki, aby przejrzeć. Aby zacząć wybudzać się i rozumieć. Aby widzieć innych. Aby dostrzec - tak bliską mu od kilku dobrych lat, a wciąż niezauważoną. Żałował swojej ślepoty? Oczywiście, że żałował. Żałował wielu rzeczy - zrobionych i nigdy niewykonanych. Tych związanych z żoną najmocniej. Szczególnie z nią związanych...
Pojawienie się w Peak District wytrąciło go jednak odrobinę z tego marazmu, chociaż nie był w stanie przestać myśleć całkowicie. Próbował przenieść uwagę na przyjaciela, którego już wkrótce miał spotkać i który był też powodem wizyty astronoma w rezerwacie. Pamiętał, że ostatnio widział się z Elriciem przed jedną z wypraw Lovegooda. Kiedy dokładnie? Nie potrafił sprecyzować konkretnej daty, lecz ich kontakt wciąż był żywy i przepływał drogą korespondencji, którą prowadzili jeszcze od czasów szkolnych. Potrafili obarczać swoich ptasich posłańców sporą ilością zapisanego pergaminu, gdzie śledzili losy świata i roztrzygali naukowe spory. Czy miały one zrewolucjonizować społeczeństwo? Jayden nie był całkowicie pewien, szczególnie gdy jako nastolatkowie mieli teorię tyczącą się wszystkiego - nawet koloru włosów czy długości życia przeciętnego czarodzieja. Może i były to dywagacje niekiedy dalekie od prawdy, to niosły w sobie wartość przyjaźni, pasji i chęci poznania zagadek dnia codziennego. To zostało im przez te wszystkie lata i Vane liczył na to, iż będą to robić do śmierci. W stosunku do przyjaciela nie martwił się za bardzo racjami kawy, wiedząc, że była to niesamowicie ekluzywna zachcianka, na którą nie chciał trawić zbędnych pieniędzy. Odkąd w Upper Cottage zapanował remont, a Vane został ojcem trójki małych urwisów, wydatki szły na coś zupełnie innego. Tak samo zresztą jak każda wolna chwila, którą jeszcze posiadał.
- Cześć - rzucił krótko, odnajdując dziwną pociechę w tym krótkim uścisku i pozwalając sobie na delikatny, ale szczery uśmiech od długiego czasu. Dobrze było zobaczyć znajomą twarz. Która nie należała do żadnej z kobiet. Te w swojej delikatności ukrywanej za twardymi spojrzeniami nie potrafiły zrozumieć męskiego spojrzenia. Nawet jeśli twierdziły, że jest inaczej. - Ciebie też. Naprawdę - odparł, oddając uścisk i pozwalając sobie na przyjrzenie się Elricowi. Czy zauważył jakieś różnice? Może miał gęstszy zarost i przyszło mu kilka zadrapań w widocznych miejscach, ale Lovegood chyba skradł jakiś sekret wiecznej młodości - Jaydenowi zdawało się, że wciąż widział przed sobą tego samego nastolatka, którego do niego podesłał profesor numerologii. Na pytanie o samopoczucie machnął ręką. - Spytaj mnie o to za pół roku - rzucił nieco krzywo, ale na szczęście towarzysz zagadnął o kolejną kwestię. - A Hogwart... Cóż. Ciężko. Przydałoby się na to oddzielne spotkanie - przyznał astronom, drapiąc się z tyłu głowy, jakby szukał pewnego rozładowania tematu. To nie tak, że nie ufał Elricowi w tej sprawie. Tak naprawdę z chęcią porozmawiałby o tym z czarodziejem, jednak na to też powinien znaleźć się odpowiedni czas. Aktualnie mieli zajmować się czymś innym. I poniekąd to właśnie się stało - stojacy obok czarodziej niewerbalnie przekazał Jaydenowi, gdzie powinien był ulokować aktualnie swoją uwagę i jak się okazało, było warto zamilknąć. Jayden widywał już smoki - z bliska i z daleka, ale nigdy nie przestały go fascynować. Miały w sobie coś hipnotyzującego i tajemniczego. W połączeniu z niebezpieczeństwem, jakiego były ucieleśnieniem, miały w sobie siłę nie do oparcia się. Nic więc dziwnego, że w dziwnym amoku po prostu obserwował ogromne stworzenie, które wyłoniło się na chwilę z zarośli i zdążyło do wody. Blask łusek zarysowywał się w porannych promieniach słońca, odbijając światło i mieniąc się na kolory, o których istnieniu ludzkość nie miała pojęcia. Ile trwało to zawieszenie - nie miał pojęcia. Domyślał się jednak, dlaczego Elric tak bardzo kochał tę pracę. - Co to za zadanie? - spytał w końcu, z trudem odrywając spojrzenie od smoka, by przenieść je na przyjaciela. To wszystko mogło ich pochłonąć na całe godziny, a przecież musieli zająć się swoimi sprawunkami.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomost widokowy [odnośnik]11.05.21 16:35
Nie poszukiwał przyjaciół aktywnie, ale relacje, które nawiązywał przypadkiem w czasie długiej drogi, jaką przebył na świecie, miały w zwyczaju okazywać się trwałe, pełne głębi i ważne. Był Krukonem, więc z natury nie ekstrawertyczny, ale charakter badacza podsuwał mu wiele okazji do interesujących rozmów; a wiele z nich, jeżeli powtarzane regularnie, prędzej czy później kończyły się więzią. Czasem nie rozumiał, jak inni znoszą jego dziwaczne pomysły w połączeniu ze specyficznym poczuciem humoru - coś z tego jednak musiało przyciągać dobrych ludzi, bo za swoich przyjaciół byłby skłonny oddać życie. Nie tylko dlatego, że odznaczał się lojalnością - oni na to po prostu zasługiwali, każdy jeden wnosił do świata jakiś promień światła, jakąś gwiazdę, której zniknięcie byłoby niepowetowaną stratą. I taką gwiazdą była też Pomona, serdeczna i ciepła kobieta; wciąż pamiętał, jak Jayden zwierzył mu się z długo skrywanej miłości, z sekretnego ślubu i dzieci. Jakie diabły doprowadziły do tak tragicznego końca wspaniałej duszy? Ta niesprawiedliwość prześladowała go tak jak sny; długie, szare i pełne obrazów, lubiących powracać w najmniej sprzyjających momentach.
- Spytam - odpowiedział krótko na szorstkie stwierdzenie przyjaciela, gdy ten wreszcie przyszedł i odwzajemnił braterski uścisk. Poniewczasie zdał sobie sprawę z własnej gafy, ale dał niezręcznej chwili ulecieć, zaciskając dłonie na barierce pomostu i przyglądając się niebu. Czyste i chłodne jak stalowa blaszka. - Jeszcze przyjdzie czas na takie, dawno nie byliśmy razem w pubie - przyznał, bo chociaż nie należeli do koneserów alkoholu, każdy potrzebował czasem odrobiny rozluźnienia. - Wybacz, że wypytuję, wiem, że to nie wywiad, ale dawno się nie widzieliśmy. Dzieci rosną zdrowe? - Uśmiechnął się lekko. Los był szczodry, gdy obdarzał Jaydena taką gromadą pociech.
W przedłużających się minutach ciszy obserwowali Trójogona Edalskiego - o ile dobrze widział z tej odległości, charakterystyczna nierówność na grzbiecie podpowiadała mu, że jest to Daryl - który bez zbytniego przejmowania się bliskością pomostu i ludzi pochylił się nad opalizującym wodopojem. Większość ich smoków nie stroniła od obecności czarodziei, mieli tylko parę sztuk wyjątkowo wstydliwych bestii.
- Przybyło nam ostatnio smoków i potrzebujemy położyć podwaliny pod kolejne leże. Rzecz w tym, że smoki nie będą czuć się bezpiecznie i składać jaj byle gdzie. We w pełni naturalnym środowisku wybierają miejsca o odpowiednim wysyceniu magią, co może mieć związek z położeniem gwiazd na tej szerokości geograficznej, na której się znajdujemy - Przyłożył dłoń do brody. - Smoczy instynkt nie jest jeszcze w pełni poznany, ale na pewno nie złożą jaj w miejscu, które nie znajduje się, kolokwialnie mówiąc, pod dobrą gwiazdą. - Uśmiechnął się zachęcająco. - Dlatego będziemy potrzebować twojej pomocy.
[bylobrzydkobedzieladnie]



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pomost widokowy [odnośnik]16.05.21 17:06
Dla Jaydena czasy wymagające wsparcia od przyjaciół były czasem rozpadu dawnych, chciałoby się powiedzieć wiecznych znajomości. Współdzielił dom z Roselyn, z którą znał się tyle lat, a aktualnie byli dla siebie niczym obcy ludzie. Omijali się, próbowali nie wpaść jedno na drugie w ciągu dnia. Gdy wszak już się tak zdarzyło, ich rozmowy były jedynie krótką wymianą urwanych słów. Informacji. Komunikatów, które nie znaczyły nic w połączeniu z godzinami rozmów, jakie potrafili prowadzić. Aktualnie nie było między nimi ciepła. Był dystans. Nie było otwarcia. Było zamknięcie. A przecież od czasów Hogwartu byli nierozłączni... Od dziewiętnastu lat trwali przy sobie bez względu na wszystko. Pomimo wzlotów i upadków stając się jeszcze silniejsi przy każdej porażce. Bo trwali. Wszystko jednak zaczęło się rozpadać, gdy pojawiły się tajemnice. I nie takie, które posiadał każdy człowiek, dla siebie. Drobne, niewinne. Vane widział, jak cierpiała na nich ich przyjaźń, gdy uzdrowicielka odsuwała się od niego i zbywała. Zamykała się, nie chcąc dotykać pewnego obszaru swojego życia. Zajęło mu to niemal cały rok, by zrozumieć. A gdy zrozumiał, nie był w stanie z nią rozmawiać. Nigdy nie spodziewał się, że cokolwiek podobnego się wydarzy. Że jakaś organizacja będzie w stanie ich rozdzielić, rozbić to, co budowali prawie dwie dekady. Stało się jednak inaczej. A później Zakon Feniksa rozbił jego małżeństwo. Za ten Zakon została zamordowana. Ona. Jego żona. Matka jego synów. Przyniesiona przez Moore'a, którego znał od dzieciństwa. William przyniósł ją, a Jayden jej nie poznał. Nie poznał ukochanej kobiety. Tak zrujnowana, wymęczona, niepodobna do siebie była. Zakon... Miał odebrać w przyszłości również Maeve. A astronom tęsknił. Tęsknił za Pomoną. Za Roselyn. Za Billym. Za zaufaniem, które nie sposób było odzyskać. Za wspomnieniami. Za przyszłością, którą mogli mieć. Za normalnością. Po prostu... Za nimi. Za brakiem poczucia zawodu względem osób, które podobno znał...
- Ostatnim razem to chyba próbowałeś zaimponować jakiejś dziewczynie i wypiłeś odrobinę za dużo. To było jakieś sto lat temu - odetchnął, a nikłe wspomnienie odbiło się w delikatnym uniesieniu kącika ust przez profesora. W końcu to naprawdę było dawno temu... Nawet nie mógł sobie przypomnieć dokładnie kiedy po prostu siedział, nie martwiąc się o następne sekundy. I nie chodziło o upojenie się, by zapomnieć - z Elriciem nigdy nie pili do dna. Nie znaczyło to jednak, że nawet jedna szklanka nie mogła zaburzyć im koordynacji... Czy byliby w stanie przysiąść gdzieś na skraju i po prostu spróbować odpuścić? Chociaż na chwilę? Jayden szczerze w to wątpił, wiedząc, iż posiadał aktualnie zupełnie inne obowiązki. Jego dzieci stanowiły centrum aktualnego życia. A skoro o dzieciach mowa... - Tak. Nawet nie wiem, jakim cudem. To jedyne co trzyma mnie przy życiu - odparł i chociaż jego słowa nie były obłożone powagą, Lovegood mógł wiedzieć, że skrywały w sobie okrutną prawdę. Jay mógł ukrywać swoje emocje przed innymi, lecz na pewno nie przed długoletnim przyjacielem, któremu wystarczyło jedno spojrzenie, aby rozszyfrować uczucia profesora.
Szybko jednak ich uwaga i spojrzenia przeniosły się na majestatyczne stworzenie, a wraz z tym również i temat rozmowy uległ zmianie. - Pracowałem nad tym - potwierdził Jayden, skinąwszy głową. - Nie sądziłem jednak, że może łączyć się ze smokami. Z tego co mówisz, chodzi o teorię przepuszczalności. Żeby osiągnąć zamierzony cel, muszę obliczyć dokładne położenie punktów — szerokość i długość geograficzną, a także uwzględnić położenie wobec przepływu magii. Ułożenie gwiazd jest na tym etapie bardzo istotne. Jednak będę musiał zrobić to w nocy. Bo teraz...- przerwał, wnosząc oczy ku niebu. - Nadszedł dzień. Raczej słaba pora na obserwację gwiazd - rzucił, uśmiechając się nikło. - Ilu nowych miejsc potrzebujecie? - W zależności od potrzeb Vane musiał wiedzieć, na jaką skalę i jak długo miał szukać teoretycznych i praktycznych punktów.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomost widokowy [odnośnik]30.05.21 13:43
Nie wiedział w pełni, co doprowadziło do śmierci żony Jaydena, rozpadu jego rodziny, małżeństwa, w dużej części także i życia. Miał jedynie okruchy informacji, tu i tam przekazywane szeptem przez członków smoczej ekipy, o których wiedział, że angażują się silniej w tę wojnę, nawet jeżeli ze względów bezpieczeństwa nie mógł i nie chciał dopytywać o więcej. Jedyne, czego mógł być pewien, to że los, który spotkał Pomonę, był gorszy od samej śmierci - choćby pragnął, nie zdołałby zapobiec wizji, która była mglista, niejasna i nieumiejscowiona w czasie i przestrzeni. Nigdy nie powiedział nikomu o tym, że zobaczył tę kobietę zanim ją poznał, że w szarym śnie pochylała się nad nią zjawa złożona z mroku i cierpienia.
Czy mu to ciążyło? Owszem, jak każda niechciana wizja, lecz wciąż uważał, że zapewnił przyjacielowi spokój na kilka pogodniejszych miesięcy; nie wiedział wszak kiedy, ani w jakich okolicznościach miało dojść do nieuchronnego, dzięki niewiedzy Vane'owie nie żyli w ciągłym strachu. A w każdym razie nie większym niż ten, który wynikał z wychowywania dzieci w czasach wojny.
- Sto lat temu, ta... - Roześmiał się lekko pod nosem, postukując paznokciami w barierkę mostu. - Wiesz, że od tamtego czasu chyba ani razu się nie porobiłem? Nie na poważnie. Czasami w rezerwacie wypijemy kufel lub dwa, ale to nie to samo... niebezpiecznie jest się teraz upijać. Nie idzie znaleźć spokojnego dnia. - Jayden musiał to rozumieć. Nawet jeżeli znaleźliby dogodny bar, wolny wieczór i pieniądze na kilka kolejek, wciąż nie byłoby to to samo, co przed laty, gdy wciąż byli młodzi i pełni złudzeń. Zbyt wiele ran otwierało się na nowo z przypadkowym słowem, spojrzeniem. Zbyt wiele odpowiedzialności wisiało nad głową, problemów ingerowało w płonną codzienność. Niby wiedzieli, że za starością szło zrozumienie i gorycz, ale czy spodziewali się, że znajdą się kiedyś w miejscu, w którym byli teraz?
- Cieszę się, że wszystko z nimi w porządku. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, czegokolwiek... - podkreślił, podnosząc wzrok i patrząc na przyjaciela z powagą. Sam nie miał dzieci i nie mógł zrozumieć, ile potrzebowały uwagi oraz troski, ale jeżeli będzie mógł zrobić cokolwiek, by ulżyć samotnemu ojcu; podejmie się tego. - Jeszcze się chciałem spytać, czy Hogwart jest... taki, jak to sugerują gazety? - szepnął, a mięśnie jego szczęki napięły się, kiedy zacisnął zęby.
Wędrujący brzegiem rzeki smok jakby wyczuł jego podirytowanie, zadarł rogaty łeb i wydał z siebie przeciągły ryk, od którego zadrżały deski pod ich stopami.
- Teorię przepuszczalności? - podchwycił, gdy tylko słowa wybrzmiały w powietrzu, a potem uniósł wymownie brew, prosząc o więcej informacji; sam był badaczem, lubił słuchać wszystkiego co innowacyjne, rozwinięte i ważne, zwłaszcza, gdy opowiadał ktoś równie inteligentny co hogwarcki profesor. - Masz rację, musimy zaczekać do wieczora, ale do tej pory możemy już rozpisać plan działania. Potrzebujemy przynajmniej trzech nowych lęgowisk. Jeżeli chcesz map rezerwatu, wszystko już przygotowałem - Wyciągnął rękę, proponując Jaydenowi spacer na drugą stronę pomostu.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pomost widokowy [odnośnik]03.06.21 13:28
Prawda o tym, co stało się tak naprawdę w podziemiach Tower of London, miała pozostać niewypowiedziana. Prawda o tym, że dementory były jedną częścią, drugą było uduszenie, znana była jedynie kilku osobom, ale o tym Jayden nigdy dowiedzieć się nie miał. Nie bez przyczyny jednak nieufność wobec Zakonu Feniksa rosła w mężczyźnie z dnia na dzień, by eskalować do patrzenia na ludzi związanych z ów organizacją w taki sam sposób, w jaki patrzył na zwolenników drugiej strony. A przecież to nie tak, że nie bolała go owa świadomość. Jego żona była ich częścią. Jego przyjaciółka była. Jego przyjaciel. Wkrótce miał przekonać się, że również w tych szeregach miała stać Maeve, łamiąc mu tym samym serce. Ale nie zamierzał akceptować ich wyboru - oni dokonali własnego, innego i oznaczało to rozejście się ścieżek. To nie tak, że miał im odmówić pomocy, gdy jej potrzebowali, ale w tym momencie nie byli w stanie pogodzić podstawowych wartości. Dlatego też się od nich odciął.
- Można powiedzieć, że dostałeś lekcję - odparł Jay, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela i patrząc na niego z wyrozumiałością. Vane unikał alkoholu, chociaż nie oznaczało, że nie pił go wcale. Świadomość tłumienia własnych zmysłów była dla niego nie do zaakceptowania i nie do przejścia, dlatego nigdy nie widział potrzeby łaknienia robienia tego z premedytacją. - Dzięki - dodał już ciszej, gdy towarzysz zaoferował wsparcie w związku z aktualną sytuacją profesora. Jayden jednak wolał zdecydowanie skupić się na czymś innym, dlatego podłapał temat związany ze szkołą. - A co takiego piszą? - spytał, nie zanurzając się w żadnej pisaninie prócz tych naukowych. Nie chciał słuchać przekłamań jednej, jak i drugiej strony. Zresztą Prorok Codzienny był nielegalny, a odkąd prawda o losie Pomony wyszła na jaw, astronom nie śledził żadnego czasopisma, nie znajdując w nich wartości.
- Świetnie. Mapy na pewno się przydadzą - przytaknął, nie kryjąc wcale zadowolenia z przygotowania przyjaciela. To ułatwiało im pracę. - Powiem ci, co należy zrobić, a później wrócę koło północy. Nie mogę tu zostać cały dzień - mam inne obowiązki - wyjaśnił, nie kończąc, o które obowiązki mu chodziło. Nie musiał dodawać raczej, że chciał też wrócić do swoich dzieci. Gdy przeszli do odpowiednio przygotowanego miejsca, gdzie znajdowały się mapy, o których wspominał Elric, Jayden sięgnął do swojej torby, wyjmując nie tylko swoje własne plansze, lecz też dwie kanapki z sałatą, pomidorem, serem pleśniowym oraz kilka kabanosów. - Mam zapas. Częstuj się - zaoferował Lovegoodowi, praktycznie wciskając samodzielnie zrobione jedzenie przyjacielowi, a gdy sam zagryzł suszonym mięsem, wskazał w odpowiednie miejsca. - Teoria przepuszczalności ma w głównym założeniu istnienie konkretnych słupów. Żebyśmy osiągnęli zamierzony cel, musimy obliczyć dokładne położenie punktów — szerokość i długość geograficzną, a także uwzględnimy położenie wobec przepływu magii. Ułożenie gwiazd jest na tym etapie bardzo istotne. - Zamilkł na moment, biorąc odpowiedni przyrząd służący kartografii. - Wpierw musimy zawęzić zakres poszukiwań i odnaleźć fragment nieba, przez który najlepiej przepływa magia - mówił, powoli pokazując, jak miał się za to zabrać. - Dane współrzędne różnią się od siebie na mapach ziemi i nieba, jednak wystarczy je skorygować, dodając tranzyt Wenus. Jak na przykład w ten sposób - dodał, po czym przeniósł obliczenia na papier i pokazał je smoczemu opiekunowi. - To jednak jedynie teoria. Muszę to robić też na żywo, dlatego właśnie muszę poczekać do nocy. Przy okazji... Zaznaczysz tereny, gdzie te legowiska nie mogą powstać? - Nie chciał wyznaczać najlepszych miejsc przepuszczalnych magicznie, które były niebezpieczne dla smoków. To musiało być tam, gdzie nic im nie groziło ani nie było zbyt blisko ludzi.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomost widokowy [odnośnik]12.06.21 17:57
Elric pozostawał neutralny, ponieważ nie obieranie żadnej ze stron integralnie wiązało się z jego lovegoodowską naturą. Stał obok, wykonując swoją pracę najlepiej jak potrafił i pomagając tym, którzy pomocy naprawdę potrzebowali - swoje opinie w większości trzymał dla siebie i najbliższych, wychodząc z założenia, że jak każdy inny człowiek może się mylić i niekoniecznie powinien czynić z nich fundament swojej rzeczywistości. Nie oznaczało to, że nie miał poczucia sprawiedliwości, och skądże. Jeżeli ktoś chciał z nim na ten temat porozmawiać, bez obaw - w zależności, rzecz jasna, od miejsca, w którym się znajdowali - wspominał o tym, że nie zgadza się z poczynaniami rządu i zdecydowanie optowałby za jego dymisją. Z tym, że było to niemożliwe. Wojna domowa zbierała i miała zbierać krwawe żniwo, ponieważ ludzie nie odnajdywali wspólnego języka tam, gdzie ścinały się światopoglądy. Elric wierzył w to, że na życie zasługuje każdy. Jayden doskonale o tym wiedział, wiedział, że gdzieś tam we wnętrzu jest ostrożnym idealistą.
A nie uczestniczył w zaciętej walce dobra i zła, ponieważ wiedział, że idealizm ten nigdy nie ma szansy zwyciężyć. Świat nie działał w ten sposób. To zawsze byli albo ci albo tamci albo żadni - nigdy wszyscy.
Zastanawiał się, w jaki sposób odpowiedzieć na pytanie, głupio zaskoczony, że Jayden sam własnego wniosku nie wysnuł - zapomniał już chyba, że przyjaciel nie dawał łapać się na proste sztuczki konwersacyjne, które miały odkryć prawdę o tym, o czym naprawdę myślał rozmówca.
- Że bieda dotyka też was, brakuje podstawowego zaopatrzenia? - zasugerował spokojnie, tonem pytania, ponieważ każda informacja, jaką otrzymał, była informacją z drugiej ręki; nie od kogoś, kto faktycznie w Hogwarcie przebywał.- Że nauczyciele się buntują? Nasiliła się segregacja? - To wszystko byłoby jedynie smutnym odbiciem obecnych czasów.
Rozmawiając, podjęli marsz w kierunku najbliższej wieży obserwacyjnej, w której to na najniższym piętrze znajdowało się skromne, utylitarne biuro. Na nadszarpniętym zębem czasu stoliku Elric zdążył już rozłożyć wszystkie mapy, jakie znalazł, nie tylko dotyczące stricte ukształtowania terenu, ale też charakterystyki tuneli i jaskiń podziemnych, grot górskich oraz położenia obecnych gniazd lęgowych. Znaczną część kolekcji stanowiły mapy nieba. Usiedli na wysłużonych krzesłach, a Lovegood ochoczo przyjął zaoferowany prowiant, bo jeżeli Jayden coś o nim na sto procent wiedział, to to, że nigdy nie odmawiał jedzenia.
- Dziękuję, wyglądają znacznie lepiej niż to, co sam sobie przygotowałem. - Wzruszył ramieniem, wgryzając się w kanapkę. Nie mówił z pełnymi ustami, więc czekał, aż skończy żuć. Nie był grubiański. - To co mówisz jest fascynujące, ale jeżeli to tylko teoria... - przerwał, podpierając brodę na pięści. - Dlaczego tylko tranzyt Wenus? Czy to wystarczy? - Nie znał się na astronomii tak, jak jego przyjaciel, dlatego chętnie zadawał pytania. - Oczywiście, wszystko zaznaczę. Smocze lęgowiska nigdy nie mogą znajdować się zbyt blisko granic rezerwatu, na mapie to jest ta gruba, bordowa linia. - Przesunął miękką częścią pióra po najbliższym pergaminie -  Dobrze też omijać szlaki turystyczne, ludzie lubią oglądać smoki, ale jedynie opiekunowie powinni wiedzieć, gdzie znajdują się lęgowiska, inaczej zestresowane stworzenia nie będą chciały składać jaj.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pomost widokowy [odnośnik]13.06.21 17:11
Polityczne upodobania i nastawienie wobec trwającego konfliktu zależały od każdego z osobna. Było ich też tyle, ile ludzi, jednak Jayden nie uważał, że określone z zachowań powinny być akceptowalne. Dopuszczalne i praktykowane. Etyka była wszak jedna - to moralność zależała od każdego z osobna. Ludzkość, dla wspólnego dobra, harmonii, bezpieczeństwa i zrozumienia powinna kierować się zasadami etycznymi, które w swojej prostocie nie były niczym więcej nad regułami natury. Nikomu nie służyła aktualna wojna, jeśli nie złaknionym władzy maniakom. Nie. Nie mieli ku temu prawa, gdyż nie byli lepsi od reszty świata - ich idea była więc chora i zepsuta już u podstaw. Oczywiście, że powinni byli spotkać się z linczem od strony społeczeństwa, ale nie w sposób, jaki robili to buntownicy. Vane nie uważał się za człowieka neutralnego, bo chociaż nie wpasowywał się w żadną ze stron konfliktu opisywanych przez media, trwał przy prawdzie, etyce, słuszności i bezpieczeństwie, jakie musiał zapewniać najmłodszym. Urodzeni biedni czy bogaci, piękni czy brzydcy - młodzi czarodzieje przede wszystkim mieli zdawać sobie sprawę z równości. To, co działo się w tym momencie, było dziesięcioleciami braku odpowiedniego systemu edukacji, dopuszczaniem się zaniedbań i marnotrawstwem potencjału. Ludzie ślepo podążali za propagandą, zamiast podejmować decyzje samodzielnie. Nie. Nie twierdził, że mógł ich uwolnić, bo to już nie miało racji bytu. Jedyne co mógł robić to skupić się na młodych i wchodzić z nimi w polemikę, zmuszać ich do rozciągania własnych umysłów, do sięgania tam, gdzie dostrzegali sami własne zaprogramowanie poprzez rodziny i otoczenie. A czy były to ich własne decyzje, własne przemyślenia, własne ja? Tego właśnie musieli się dowiedzieć.
- Nic z tych rzeczy. Gazety kłamią. Hogwart wciąż jest dobrze zaopatrzony. Ministerstwo chociaż z tego się wywiązuje dobrze - odparł, uśmiechając się krzywo, bo bez względu na to, jak traktowano Hogwart profesor znajdował się w całkowitej opozycji co do reszty działań ich rządu. Na pytanie o zachowanie kadry nauczycieli wyraźnie zmarszczył brwi, a marsowy wyraz pojawił się na twarzy mężczyzny. - Nie mogę mówić za innych jedynie za siebie - skomentował jedynie, lecz to ostatnia poruszona przez przyjaciela kwestia mocno go trąciła. Jak zawsze przyjmował mocno ofensywną postawę, gdy w grę wchodzili jego uczniowie. - To tylko dzieci, Elric. Te pochodzące z rodzin mugolskich lub im sprzyjających nie są w stanie zacząć czy kontynuować nauki. Dzieci z rodzin o konserwatywnych poglądach są więc aktualnie naturalną większością. To wszystko - ukrócił temat, bo nie chciał w tym momencie się pochylać poważniej nad problematyką szkoły. Nie chodziło wcale o to, że unikał zagadnienia - gdyby byli gdzie indziej, gdyby nie mieli na sobie karbu zadania, mogliby porozmawiać. Teraz mijało się to z celem.
Znajdując się już w odpowiednim miejscu, mogli całkowicie poświęcić się celowi wizyty Jaydena w rezerwacie Trójogonów Edalskich. Mając przed sobą mapy, mógł operować o wiele sprawniej i szybciej. - Co jest nie tak z teorią? Jeszcze nie upadła - odparł ze zmarszczonymi brwiami, ale zaraz złagodniał, bo przecież nie był to wyrzut. Trochę chciał się poprzekomarzać z przyjacielem, chcąc zsunąć z ich ramion powagę wcześniejszej dyskusji, ale zaraz też wrócił do omawianego tematu, nie zamierzając się już rozpraszać. Słuchał słów Elrica z uwagą, przytakując przy każdej ze wskazówek, o których mówił opiekun smoków. Gdy padło pytanie, nie kazał mężczyźnie długo czekać. - Bo Wenus jako jedyna planeta w Układzie Słonecznym kręci się w przeciwnym kierunku niż inne. Skutkuje to więc odmiennym oddziaływaniem grawitacyjnym na Ziemię. Oraz względnym nachyleniem orbit Wenus i Ziemi. Do tego Wenus znajduje się pomiędzy Ziemią a Słońcem, które stanowi centrum całego Układu. Są to czynniki, które muszę brać pod uwagę - wyjaśnił, obserwując towarzysza przez dobrą chwilę, gdy rysował piórem po mapie. - Czyli mówimy mniej więcej o tym terenie? - spytał, machnąwszy różdżką nad rozkładem rezerwatu, by podświetlić dany obszar, który ich interesował. - Jeśli to wszystko, wiem już jak pracować. Na danym fragmencie nieba będę usuwać paralaksę, czyli niezgodności różnych obrazów tego samego obiektu obserwowanych z różnych kierunków. Innymi słowy, będę naprawiać błąd patrzenia z ziemi, a tego, jak jest naprawdę na niebie. Dzięki temu dostanę trafne miejsce, z którego będzie napływać magia. Następnie przeniosę je na mapę ziemi z uwzględnieniem wcześniejszych obliczeń. I w sumie... Tyle. Trochę obliczeń, trochę obserwacji. Nic przesadnie ciężkiego - mruknął do siebie, sumując wszystko, co miał zrobić. Część z zadania mógł spokojnie zrobić w domu, operując jedynie z mapami i obliczeniami, ale resztę równań do dokończenia musiał przeprowadzić już w rezerwacie w godzinach nocnych. Przez moment panowała cisza, w której profesor pozwolił sobie na chwilę zadumy nad czekającym go zadaniem. W końcu jednak otrząsnął się i spojrzał z uśmiechem na Elrica. - Mam nadzieję, że stać was na moją pomoc.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pomost widokowy [odnośnik]15.06.21 13:16
| 11 października?

Rześkie, październikowe, zmyte deszczem powietrze uderzyło go w twarz, kiedy po pokonaniu ostatniego stromego podejścia, wydostał się spomiędzy porastających wzgórza drzew, trafiając prosto na otwartą przestrzeń widokowego pomostu. Gdzieś po drugiej stronie wysokiej konstrukcji, ukryte za kolejnym wzniesieniem, znajdowało się Gniazdo, w którym miał spotkać się ze ściągniętym przez Ronję magizoologiem – ale choć miał wrażenie, że czas go naglił, nie ruszył od razu w stronę zabudowań, zamiast tego zwalniając kroku i odruchowo, prawie instynktownie podchodząc do zabezpieczającej, kamiennej balustrady. Tęsknił za tym miejscem; mimo że pozornie nie opuścił kraju na długo, na zaledwie parę tygodni pozostawiając za sobą ogarnięte wojną Wyspy Brytyjskie, to nie potrafił odpędzić od siebie wrażenia, że odkrywał Peak District na nowo, gołym okiem dostrzegając zmiany, które na co dzień mu umykały – jak fakt, że gdzieś pomiędzy jego wyjazdem a powrotem, korony porastających wzgórza drzew zdążyły zmienić barwy, a mieszkające w smoczym zagajniku smoczęta zaczęły już niemrawo rozkładać patykowate skrzydła. Było w tym coś kojącego – w świadomości, że chociaż wszędzie indziej świat zdawał się stawać na głowie, a niepodważalne niegdyś zasady i prawa upadały jedno po drugim, topiąc się w fali uprzedzeń i wzajemnej nienawiści, to tutaj, za barierą zbudowaną z ochronnych zaklęć, starych murów i nieprzebytej przyrody, życie wciąż toczyło się właściwie – nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo krucha była utkana z nadziei przyszłość tego rządzonego przez smoki skrawka terenu. Wiedział, że nie zostawią ich w spokoju długo; że żyjące na wzgórzach trójogony były zbyt cenne, a panujący nad Peak District Greengrassowie nakreślili swoje stanowisko zbyt jasno, by pozostało to bez odpowiedzi – ale spoglądając na rozciągającą się tuż pod jego stopami dolinę rzeki, wiedział też, że nie pozwoli żeby przemaszerowali nią ludzie Malfoya.
Ludzie, w których szeregach sam kiedyś walczył.
Zacisnął mocniej palce na barierce, czując rozpływającą się na języku gorycz i prawie bezwiednie przenosząc spojrzenie dalej na wschód; z tej odległości nie był w stanie tego zobaczyć – nawet przy przejrzystym, oczyszczonym niedawną ulewą powietrzu – ale nie musiał widzieć, żeby wiedzieć, że to właśnie tam rozciągały się wiecznie zielone lasy Nottinghamshire. Oderwał lewą dłoń od poręczy, wiedziony starym przyzwyczajeniem instynktownie chcąc sięgnąć do rodowego sygnetu, obrócić nim dwa razy niczym szczęśliwym amuletem, ale jego palce natrafiły na pustkę. Westchnął bezgłośnie, opuszczając rękę i robiąc krok do tyłu, odwracając się, żeby wreszcie ruszyć w stronę administracyjnych zabudowań – i dopiero wtedy dostrzegając, że od jakiegoś już czasu nie był na widokowym pomoście sam.
Kobieca sylwetka zamajaczyła mu przed oczami kilkadziesiąt metrów dalej, drobna i na tle szarości burzowego nieba prawie niewidoczna – w pierwszym momencie niemal zupełnie zlała mu się z pniami porastających sąsiednie wzgórze drzew. Zauważył ją dopiero po chwili, wyłapując jasne kosmyki włosów i zwróconą profilem twarz. Zmrużył oczy, z tej odległości nie będąc w stanie wyłapać delikatnych rysów ani uchwycić jej spojrzenia, ale nie potrzebował tego, by mieć pewność, że kimkolwiek była – nie należała ani do stałych pracowników rezerwatu, ani odbywających staż kursantów. Dlaczego wpuszczono ją tutaj bez towarzystwa któregoś z opiekunów?
Percival ruszył w jej stronę, ignorując przebijające się na powierzchnię świadomości ukłucie niepokoju. Nie starał się poruszać cicho, nie odnajdując ku temu powodu; zdradzając się łopotem targanej przez wiatr, wzmocnionej peleryny i ciężkością niosących się echem kroków. – Przepraszam? – zawołał, gdy znalazł się mniej więcej w połowie drogi – jeszcze nie wiedząc, dlaczego uleciała z niego nagle część pewności siebie, a serce załomotało zdecydowanie szybciej niż powinno po krótkim i niezbyt wymagającym spacerze. Zepchnął te ostrzegawcze sygnały na bok, nie potrafiąc – a może nie chcąc – uwierzyć w nieprawdopodobieństwo scenariusza, którego stawał się uczestnikiem. – To część dostępna tylko dla pracowników, czy ktoś paniątu przyprowadził?, chciał zapytać, ale nim ukształtowane w myślach pytanie w pełni uformowałoby się na ustach, jasnowłosa czarownica odwróciła się w jego stronę, jego myśli rozpierzchły się na boki, pozostawiając po sobie pustkę – a on poczuł się tak, jakby w trakcie zbiegania ze schodów spod nóg zniknęły mu nagle stopnie.
Zatrzymał się w miejscu, metr, może półtora od Constantii, zastanawiając się, czy to był jeden z tych snów, które rozgrywały się w scenerii pozornie znanej, ale po przebudzeniu okazywały się zupełnie pozbawione sensu. Jej obecność tutaj go nie miała – i przez tutaj rozumiał nie tyle rezerwat, co ten konkretny punkt w czasie i przestrzeni, otoczony wydarzeniami, których nie miała prawa być częścią. W jego umyśle, przedzielonym na pół przez wyraźną (choć ostatnio zacierającą się coraz bardziej) granicę pomiędzy pogrzebaną w kamiennych ruinach przeszłością a teraźniejszością, Constantia należała niepodzielne do tej pierwszej, nawet jeżeli przez nieskończenie długi czas po jej zniknięciu musiał prawie dzień w dzień powstrzymywać się przed sięgnięciem po pióro i atrament. Później przestał – przygnieciony najpierw wstydem związanym ze wszystkim tym, co zrobił, a później wiedziony przezornością, związaną z faktem, że podczas gdy za jego głowę wyznaczono nagrodę, wymiana z nim jakiejkolwiek korespondencji zwyczajnie nie byłaby bezpieczna. Zresztą – wątpił, by po takim czasie w ogóle doczekał się odpowiedzi, Constantia ruszyła dalej – zostawiła go za sobą, tak samo, jak zostawiła za sobą Anglię i wszystkie plany, na kreśleniu których kiedyś się przyłapywał. Czasami go to nawet cieszyło: gdy myślał o tym, że znajdowała się daleko, bezpieczna od wojennej zawieruchy i od konfliktu zbudowanego na wszystkim tym, od czego tak bardzo starała się uciec.
Co więc robiła tutaj? – Co tu robisz? – wyrwało mu się, z jakiegoś powodu spośród wszystkich pytań, które zaczęły jedno po drugim pojawiać się w jego głowie, wypełniając chwilową pustkę, to wydało mu się najważniejsze, nawet jeśli podszyte było egoizmem. Przełknął ślinę, wyciągając rękę i zaciskając ją na barierce; szukając wygodniejszej pozycji – albo oparcia, stabilnego punktu, którego mógłby się uchwycić, nim porwie go fala wspomnień, grożących przedarciem się przez starannie zbudowaną tamę.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pomost widokowy [odnośnik]15.06.21 13:16
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomost widokowy Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Pomost widokowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach