Wydarzenia


Ekipa forum
Most Westminster
AutorWiadomość
Most Westminster [odnośnik]10.03.12 22:14
First topic message reminder :

Most Westminster

Ten najsłynniejszy angielski most ulokowany tuż obok Pałacu Westminsterskiego łączy ze sobą kluczowe londyńskie dzielnice: Lambeth i Westminster. Tak jak większość mostów przewieszonych nad rzeką Tamizą, tak i ten służy zarówno do przemieszczania się nim pieszo, jak i obsługuje ruch samochodowy, stąd w każdej chwili panuje na nim gwar i tłok. Najstarszy w Londynie, posiadający ponad stuletnią historię pamięta kadencje kilku mugolskich premierów Anglii, a także i Ministrów Magii, wielokrotnie zresztą próbujących zatuszować przed niemagiczną społecznością wojenne zniszczenia tudzież skutki mniej lub bardziej zmyślnych zaklęć. Zbudowany ze stalowej konstrukcji z siedmioma łukami pomalowany został na zielono, tak jak pomalowane są siedzenia w Izbie Gmin, która umiejscowiona jest w samym Pałacu Westminster. Nie brak tu jednak również odwołania do Ministerstwa Magii - na niektórych z łuków umiejscowiono fioletowe pasy, tym razem nawiązujące do kolorów szat członków Wizengamotu.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Most Westminster [odnośnik]04.05.18 13:02
Nie spodziewał się, że przynależność do Rycerzy Walpurgii faktycznie będzie wiązała się z jakimiś obowiązkami. Był piratem, człowiekiem wolności, dawno przestał słuchać cudzych rozkazów. No, chyba że Koronosa. Ale nie to było najważniejsze, nie przywykł stawać na cudze wezwanie w miejscu, w którym stawać nie miał ochoty. List od Czarnego Pana nie brzmiał jednak jakby ten przyjął odmowę. W gruncie rzeczy Salazar, chociaż zupełnie nie miał ochoty się do tego przyznawać, zerwał się na nogi niemalże na baczność gotów wykonać przydzielone mu zadanie. Nie zawsze wszak był kapitanem, jako zwykły marynarz poznał bardzo dobrze hierarchię, jaka panowała na statkach. I nie było wątpliwości, że w Rycerzach Walpurgii Czarny Pan stał na jej czele. Patrząc na to w ten sposób, Travers potrafił przełknąć swoją dumę i wykonać rozkazy. Jasne zasady, nawet jeśli rygorystyczne, były mu dobrze znane. I choć nie sprawiał takiego wrażenia, gdy leżał rozpity w najpaskudniejszym z portowych pubów, doskonale radził sobie z wykonywaniem poleceń osób ponad nim. Jeśli oczywiście, zwierzchność zaakceptował. W przypadku Rycerzy Walpurgii, nie miał wyboru, zaakceptował ją za niego Koronos, a on jako posłuszny brat, akceptujący zwierzchność starszego rodzeństwa, zrobił to samo. Poznawszy nieco Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, Salazar potrafił zrozumieć, dlaczego obecnemu nestorowi rodu tak zależało, by Traversowie stali się istotnymi postaciami w świecie tworzonym przez Czarnego Pana. Dlatego, rozumiejąc hierarchię, akceptując zwierzchnictwo i rozpoznając, kto tak naprawdę jest w całym ugrupowaniu najpotężniejszy, posłusznie zjawił się na miejscu wraz z Elisabeth Parkinson. Ukłonił się lady zgodnie z zasadami szlacheckiego wychowania, które wbrew pozorom odebrał, choć zrobił to nieco niedbale. Milczeli w zasadzie przez większość drogi, co dla Salazara było stanem nieco nienaturalnym. Oglądał Tamizę, niebo, mijanych ludzi.
- Powiedz mi lady, co taka ślicznotka robi w towarzystwie tylu paskudnych czarnoksiężników? - Nie wytrzymał wreszcie zapadłej pomiędzy dwójką ciszy, zirytowany niesłyszeniem swojego głosu od tak dawna. Jego naturalny urok i błyskotliwe komplementy zwykły działać na panny (i panie) w portach. Coś mu jednak podpowiadało, że Lady Parkinson może nie być równie urzeczona.
- Tak, pewnie tak. Jedno z nas będzie musiało tu później wrócić - zauważył rozglądając się wokół i upewniając, że w okolicy nie znajdzie się nikt, kto chciałby ukraść świstoklik Czarnego Pana.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Most Westminster [odnośnik]05.05.18 15:19
Podczas podróży panowała pomiędzy nimi cisza, która w żaden sposób nie wydawała się być Elisabeth niewygodna. Za bardzo skupiła się na czekającym ich zadaniu, które pragnęła wykonać jak najlepiej. Na dodatek ten wieczór mogła nazwać swoim debiutem w szeregach Rycerzy Walpurgii, co tym bardziej budziło determinację do skupienia się na nawet najmniejszym elemencie ich poczynań. Najwyraźniej jednak milczenie nie do końca pasowało do natury lorda, który w końcu postanowił ją przerwać. Zadane przez niego pytanie wywołało w niej rozbawienie, które na chwilę odmalowało się na jej twarzy. Rzadko, a wręcz w ogóle, nie miała okazji słyszeć podobnych rzeczy. Wyjątkiem były jedynie jej kocie wyprawy w kierunku portów bądź tych mniej uczęszczanych przez arystokrację miejsc, lecz to nie ona wówczas była nazywana ślicznotką.
- Sądzę, że robię to, co lord oraz inni - wierzę w przyświecający nam cel i pragnę go osiągnąć - odpowiedziała nie patrząc jednak na towarzysza, a drogę przed siebie. Nie miała okazji poznać osobiście wszystkich członków Rycerzy, a jednak Deirdre nie omieszkała przedstawić mi ich personalia. Pojawiło się kilka nieznanych jej nazwisk, lecz duża część stanowiła osoby jej znane mniej lub więcej. Wszak wielu było arystokracją, a w tym kręgu trudno było pozostać dla kogoś nieznajomym.
Skinęła głową na jego słowa, po czym umieściła metalowy krążek z wytłoczonym wężem w wybrane przez nich miejsce.  Póki co wszystko szło dość sprawnie, choć niemądrze było chwalić dzień przed zachodem. Miała jedynie nadzieję, że nikogo nie zainteresuje świstoklik. Na szczęście mugoli nie należeli do mądrych, a ich zdolności widzenia nie sprawdzały się wobec czarodziei. Zajęci własnymi sprawami nie potrafili przeczuć nawet własnej zagłady, która zbliżała się coraz bardziej. A przynajmniej na to liczyła Elisabeth.
- Gotowe - mruknęła cicho, dając tym samym znać że jak na razie nic tu po nich. Kolejną wyznaczoną im lokacją była brzozowa alejka, gdzie czekała ich druga i jednocześnie ta bardziej wymagająca część zadania.

|ztx2


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Most Westminster [odnośnik]13.05.18 22:39
Oczekiwanie na członków misji wybierającej się do Azkabanu okazało się dosyć długie, zdążyła zapaść noc. Urozmaiciła ją tylko wizyta znajomej sowy Czarnego Pana, która dostarczyła lakoniczną notatkę z dalszymi poleceniami. Wreszcie jednak powietrze zadrgało, zrobiło się duszno, następnie zimno, a ciemność jakby się pogłębiła. Wtedy wraz z hukiem pojawiło się oślepiające światło podobne do błyskawicy, która jednak została na niebie nieco dłużej. Wyglądała jak rozdarcie, z którego po chwili zaczęła sączyć się ciemna mgła materializująca się w osobę, człowieka. Zaraz za nią wypadł, już całkiem dosłownie, kolejny człowiek i zwalił ciężko na ziemię.

Deirdre obudziło uderzenie o ziemię. Ostatnim, co pamiętała był wciągający wir w Azkabanie spowodowany anomalią. Teraz zaś nad sobą widziała nocne niebo. Panowała cisza i spokój, powietrze, choć chłodne, nie było przesączone przenikliwym zimnem więzienia, w którym była chwilę wcześniej. Ból całego ciała oznaczać mógł tylko jedno - żyła.
Tuż obok coś się poruszyło.

Salazar rozpoznać mógł Tsagairt bez większego problemu. Drugi człowiek był mu jednak całkowicie obcy. Wysoki, o szpakowatych włosach i twarzy naznaczonej zmarszczkami, wychudzony.
- Bagman! Nazywam się Bagman! Nie zabijaj! - Krzyczał wyraźnie przestraszony i oddalał się nieporadnie od Rycerzy Walpurgii. Potem umilkł gwałtownie, stanął chwiejnie na nogach i zaczął się oddalać.

| ST wyrwania złapania Bagmana wynosi 30, do rzutu doliczana jest podwojona statystyka zwinności. Jeżeli jednemu z was się uda, Bagman nie da rady się już wyrwać.
ST dociągnięcia go do świstoklika wynosi 50, do rzutu doliczana jest podwojona statystyka sprawności. Jeśli będziecie go ciągnąć oboje, wasze rzuty sumują się.
Jeżeli nie chcecie łapać Bagmana, od razu możecie chwycić świstoklik.


Świstoklik przeniesie was tutaj.

Żywotność Deirdre wraz z obrażeniami znajduje się poniżej.

Na odpis macie 48 godzin.
Każde z was ma tyle samo czasu na odpis w trakcie trwania wątku.


Punkty żywotności: 55/205; Kara: -50
osłabienie (-7);
zatrucie (-40);
stłuczenia-ramię, plecy (-30);
psychiczne (-36),
migrena (-2);
oparzenia-dłonie (-10),
osłabienie (-5),
czarna magia: (-30)
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most Westminster [odnośnik]14.05.18 0:01
Ciemność. Słodka w swej bezwładności, otulająca szczelnie niczym ciepły koc, przynosząca ukojenie obolałemu ciału. Znajdowała się gdzieś w błogim pomiędzy, nieświadoma tego, co działo się dookoła, wyzbyta zwierzęcego przerażenia, rozdygotanych nerwów i wszelkich koszmarnych dolegliwości. Zniknęły wizje dementorów a wraz z nim paraliżujący chłód Azkabanu; zniknęły obrazy martwego Tristana, perspektywa zaprzepaszczonej misji, kamienie usypujące się spod stóp, czerń trucizny, zalewająca żyły - pozostała jedynie nicość, która nigdy wcześniej nie smakowała tak cudownie.
Złudny błogostan zawieszenia został przerwany w brutalny sposób. Ocknęła się tak gwałtownie, jak budziła się każdego ranka, choć tym razem nie podrywała się do pozycji siedzącej na wygodnym łożu, a uderzała w lekko wilgotną ziemię. Natychmiast otworzyła oczy, jeszcze zanim wydała z siebie głośny jęk bólu. Otaczająca ją czerń rozjaśniła się setką gwiazd, powietrze wydawało się wręcz nieznośnie ciepłe w porównaniu z mrozem skuwającym Azkaban, a obok siebie wyczuwała jakiś ruch. Jeszcze nie potrafiła odnaleźć się w nowej przestrzeni, każdy oddech wywoływał spazm cierpienia: nie czuła się tak źle nawet po najbardziej plugawym kliencie Wenus. Nie rozżalała się nad sobą, zaledwie kilka sekund poświęcając nad zapanowanie nad własną słabością. Najwyraźniej żyła. I znajdowała się poza więzieniem. Czy to wybuch anomalii posłał ją w nieznane miejsce? Czy udało im się okiełznać anomalię? Czy misja się powiodła? Czy Tristan - przeżył? Nieporadnie spróbowała przewrócić się na brzuch i podnieść z ziemi, co wywołało kolejny, ochrypły charkot bólu, wyrywający się z prawie zlepionych krwią warg. Burke, Bagman, Rosier. Później skoncentruje się na reszcie. Znaleźć i wyciągnąć Burke'a, znaleźć i wyciągnąć Bagmana, upewnić się - nie sprawdzić, nie: musiał żyć, był potężny, był przygotowany, był silny - że Rosier nie zginął. Skupiona na trzech nazwiskach, na fundamencie ostatnich godzin, zebrała w sobie wszystkie siły i powoli uniosła się na kolana, rozglądając się dookoła. I od razu zauważając jedną z ostatnich twarzy, które chciałaby dojrzeć w dniu końca świata. Tatuaże, broda, wąs, barczysta sylwetka. Spomiędzy zaschniętych warg Deirdre wydarł się kolejny jęk, tym razem nie bólu a wściekłego niedowierzania. Los zesłał ją niemalże prosto na szowinistycznego cwaniaka. Nie miała jednak czasu ani na pytania ani na uleganie emocjom; prywatne animozje nigdy nie liczyły się w sprawach najważniejszych. Burke, Bagman, Rosier. Burke, Bagman...
Bagman.
Wrzask podnoszącego się tuż obok nieznajomego otrzeźwił ją już całkowicie. Nieporadnie wstała, chwiejąc się gwałtownie, i odwróciła się w stronę odchodzącego mężczyzny. Serce groziło nagłym wyskoczeniem z piersi. Mógł łgać, mógł też mówić prawdę i jeśli faktycznie wybuchająca w Azkabanie anomalia posłała ją tutaj wraz z Bagmanem, nie istniała opcja, by pozwoliłaby mu odejść. - Zatrzymaj go - wychrypiała tylko, nie oglądając się na Salazara, po czym sama, na tyle, na ile była w stanie, pewna, że po wykonaniu zaledwie kilku kroków runie na ziemię, ruszyła za wrzeszczącym człowiekiem, chcąc go złapać i uniemożliwić dalsze oddalenie się.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Most Westminster [odnośnik]14.05.18 0:01
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 20:10
Podgwizdywał siedząc na brzegu mostu. Żałował, że nie było z nim Capricorna, z towarzyszem życie zdawało się zawsze być ciekawsze. Kolorowa sowa na ramieniu patrząca wrogo na przechodzących ludzi nie kazała mu się nigdy tłumaczyć ze swojego zajęcia. Po jednym spojrzeniu widać było, że ma się do czynienia z pełnej krwi piratem. Tak brali go jedynie za bezdomnego. Kilku mugoli rzuciło mu nawet galeony na leżący nieopodal świstoklik. Usiadł obok, żeby nikt mu go przypadkiem nie dotknął i nie został porwany Voldemort raczy wiedzieć gdzie. Więc podgwizdywał, a na talerzu będącym świstoklikiem lądowały kolejne funty, którymi wewnętrznie gardził. Część z pewnością sobie zachowa. W olbrzymich skarbcach zamku Corbenic znajdzie się z pewnością miejsce na jeszcze kilka pamiątek. Salazar nie był pewien, czy już gdzieś mają mugolskie pieniądze, on nigdy nie interesował się nimi na tyle, by je tam przynosić, ale skoro same wpadały mu niemalże do rąk... Miał nadzieję, że ten cały Czarny Pan nie będzie miał mu tego za złe. Jakby na to nie spojrzeć, lądowały na jego świstokliku. Salazar niestety nie nosił czapek, poza swoją jedną, kapitańską, którą zwykł ubierać przed każdym rejsem, toteż nie miał, gdzie zbierać drobniaków rzucanych przez mugoli. Bawiło go ich podejście, błyskał do nich złotym zębem, zwłaszcza do kobiet, z satysfakcją patrząc jak umykają wyraźnie spłoszone. Na szczęście był nad Tamizą, mógł spoglądać w jej odmęty, gdy znudziło mu się już przyglądanie w gruncie rzeczy nudnym przechodniom. Patrzył więc wtedy w wodę co jakiś czas zerkając tylko na świstoklika i paląc papierosa. Normalnie siągnąłby po fajkę, ale zapomniał wziąć stopki, którą mógłby ubić tytoń. Nudę rozproszyło pojawienie się sowy z lakonicznym poleceniem o wyszeptaniu morsmordre. Co to było? Jakaś łacina? Nieważne, Salazarowi znudziło się siedzenie bezczynnie na moście. Nawet mugole i te ich śmieszne karoce przestały przejeżdżać mu przed nosem. Zrobiło się ciemno. A potem chłodno. A następnie znów jasno. Z jasności wynurzyła się mgła, za mgłą postać. Mgła stała się człowiekiem. Salzazar patrzył nieco zdziwiony na całą scenę z papierosem w kąciku ust, gdy wreszcie poznał kobietę, która przed chwilą wyglądała jak mgła nad Hornem. Tylko że czarna, a nie biała jak mleko.
- Nie martw się, Miu, wszystkim się zajmę - błysną zębem tym razem do śmierciożerczyni jej głośny jęk biorąc za oznakę albo wielkiego zmęczenia, albo źle wyrażonej radości na swój widok i ruszył za człowiekiem, który krzyczał, że jest Bagmanem. Spróbował go złapać. Nie wyglądał na trudny do uchwycenia cel. Chwiał się jakby ledwo co zszedł z okrętu po miesięcznym rejsie i zataczał jakby mniej więcej tyle samo spędził na piciu rumu. Któż raczy wiedzieć, co oni robili w tym całym Azkabanie?


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 20:10
The member 'Salazar Travers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 21:16
Tak jak przypuszczała, drżące nogi nie utrzymały jej wątłego skądinąd ciężaru. Zachwiała się i ponownie upadła, tym razem zatrzymując się na kolanach. Właściwie nie czuła, czy obtarła je do krwi czy też nie, ból promieniujący z obitych pleców przysłaniał całą kakofonię wrzasków sprzeciwu, wydawanych przez napięte jak postronki nerwy. To nic. Ignorowanie własnych potrzeb oraz idiotycznych tekstów mężczyzn weszło w jej krew, jednakże tej makabrycznej nocy, gdy koszmary stawały się rzeczywistością, nawyk ten zdawał się zardzewiały. A ona sama - wrażliwsza na to, co ją spotykało. Tym razem zamiast jęku, wydała z siebie ostrzegawczy warkot. - Nie mów tak do mnie - wycedziła, odnajdując w sobie zaskakująco dużo siły. Wściekłość zawsze ją mobilizowała, pozwalając nie tylko znów wstać na nogi i poprawić zakrwawioną szatę, ale i głębiej odetchnąć, uspokajając chaotyczne myśli. Bagman. Burke. Rosier. To było ważne, to było istotne - wychowaniem bezmózgiego Traversa zajmie się w przychylniejszych czasach. - Gdzie reszta? Ktoś wrócił? Jak tu się znalazłam? - spytała, siląc się na spokój i rzeczowe pytania, mogące dać jej lepszy obraz sytuacji, nie zdradzając przy tym zbyt wiele, bowiem towarzyszący im mężczyzna mógł być każdym. Zarówno mitycznym Bagmanem, jak i zwykłym więźniem, przypadkowo teleportującym się tuż obok niej. Zrównała się z Salazarem i zatrzymanym czarnoksiężnikiem, odgarniając z jego twarzy szpakowate włosy. - Udowodnij, że jesteś Bagmanem - powiedziała cicho, ale stanowczo, przyglądając się rysom nieznajomego. - Trzymaj go mocno - poleciła, kierując już swe słowa do Salazara. Jeśli faktycznie miała na tyle szczęścia, by wpaść akurat na czarnoksiężnika, na którym tak mocno zależało Czarnemu Panu, musiała się upewnić, że nie doszło do tragicznej pomyłki. Przymknęła na sekundę oczy, walcząc z kolejną falą bólu, przeszywającą jej ciało, gdy mocniej zacisnęła dłoń na drugim ramieniu Elijaha. - Spotkałeś kogoś w Azkabanie? - spytała enigmatycznie, przypominając sobie wysłanego Patronusa. Tristan spotkał Bagmana; druga grupa z nim współpracowała, musiał więc wiedzieć coś na ten temat. Nie czekając na odpowiedź, spróbowała przeciągnąć mężczyznę w stronę świstoklika, świadoma swych fizycznych ograniczeń.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 21:16
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 22:36
Bagman zgodnie z przypuszczaniami Salazara, by zdołać odkuśtykać za daleko.
- Co wyście mu w tym Azkabanie zrobili? - Zapytał Travers nieco rozbawiony spoglądając na próbującą mu pomóc w ciągnięciu mężczyzny Deirdre.
- Spokojna głowa, zaraz się dowiemy czy to on - dobry humor nie opuszczał Salazara odkąd miał do kogo wreszcie się odezwać. Siedzenie w milczeniu, zwłaszcza na lądzie nie było jego mocną stroną. Na morzu a i owszem. Mógł wyliczać przepłynięte mile, wyznaczać kursy i rozmyślać o kolejnych podróżach. Wreszcie, godzinami oglądać mógł spienione fale rzucające jego statkiem. Rzeka, choć z pewnością była wodą, nie należała do równie pasjonujących, więc Travers cieszył się, że może się do kogoś odezwać. Nawet jeśli Miu nie była zbyt rozmowna. Wyglądała kiepsko i nie chodziło tu bynajmniej o jej urodę. Była wymęczona i to nie w ten uroczy sposób, w jaki chce się oglądać pracownice Wenus.
- Nie było nikogo innego. Nie martw się, nie dam ci teraz zginąć. Idziemy - zwrócił się do kobiety pomału brnąc w kierunku świstoklika. - Jak go złapiemy mamy powiedzieć... - no właśnie, Salazar zapomniał. Wydawało mu się to informacją zbyt błahą, by przykładać do niej większą wagę. - Jakiś mors. Ale po łacinie.
Listu naturalnie nie wyrzucił. Miał go. Za pazuchą, do której teraz przyciągał Bagmana próbując dociągnąć go wbrew woli do świstoklika. Niech to kraken zeżre.
- Mam to w kieszeni na prawej piersi, możesz wyjąć, słoneczko? - Naturalnie uśmiechnął się do niej szeroko, choć na krótko, bo dźwiganie ciał nie szło mu za dobrze, gdy się uśmiechał. Zwłaszcza kiedy skubane się wyrywały.
- Jeszcze tylko kawałek, uspokój się, przecież nie planujemy cię pod kilem przeciągać - warknął wreszcie zirytowany oporem staruszka. Oczywiście Salazar nie miał pojęcia, co Bagmana czekało, ale podejrzewał, że szczury lądowe, jakimi w gruncie rzeczy są śmierciożercy, nie wpadną na coś równie wspaniałego jak podtapianie pod statkiem. Ale gdyby jednak, użyczyłby kila Morgwara bardzo chętnie.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 22:36
The member 'Salazar Travers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most Westminster [odnośnik]15.05.18 23:14
Wyśmienity humor, którym wręcz tryskał Salazar, tylko podkreślał nierzeczywistość sytuacji. Jeszcze chwilę temu walczyła o życie w zalewanym lodowatymi falami Azkabanie, otoczona przez dementorów, osłabiona i zakrwawiona, skazana na zagładę - a teraz musiała znosić niedowierzające pytania rozbawionego psidwakosyna. Naprawdę było mu do śmiechu? Nie rozumiał, w czym uczestniczył - i z kim miał do czynienia? Zęby Tsagairt zazgrzytały o siebie a twarz stężała w morderczym grymasie. Ten skończony kretyn śmiał żartować z Azkabanu, z miejsca zbudowanego w samych trzewiach piekła, wzniesionego z cegieł makabrycznych koszmarów. Na samo świeże wspomnienie robiło się jej niedobrze i wyłącznie dlatego nie zaczęła wrzeszczeć. Opanowanie nie miało tu nic do rzeczy, w ciągu ostatnich godzin przeżyła zbyt wiele, by pewnie dzierżyć w dłoni postronki rozklekotanej samokontroli. Zagryzła usta niemalże do krwi. Nie było nikogo innego. Co z Craigiem? Co - z Tristanem? Znów się zachwiała, myśli popłynęły niepowstrzymanym strumieniem paniki, o dziwo, werbalizując się w mętnej odpowiedzi Bagmana. Rzucił nazwiskami ludzi, których spotkał - Mulciber, Goyle, Rosier. Tsagairt rozluźniła nieco szczękę, świdrując czarnym spojrzeniem twarz Bagmana. A więc to on. Nie miała stuprocentowej pewności, lecz to, co powiedział, musiało jej wystarczyć. Puściła ramię mężczyzny, i tak niewiele mogła zdziałać w tym stanie.
Nawet pokiereszowanie Traversa nie wchodziło w grę. Znów posłała mu mordercze spojrzenie. - Zamknij się - wychrypiała, wzdrygając się. Mors po łacinie. Jakim cudem ten niefrasobliwy kretyn znalazł się wśród Rycerzy? A to ją uważano za zbyt słabą i głupią, by móc zasiąść z nimi przy wspólnym stole. Zawahała się sekundę, wiedziała, o jakim słowie - potężnym i symbolizującym ich moc - bełkotał wesolutki Salazar, ale kto wie, jakie informacje przemilczał. Z twarzą stężałą w wyrazie gniewu i lekkiego obrzydzenia przesunęła dłonią po klatce piersiowej mężczyzny, sprawnie wyciągając z kieszeni płaszcza zwinięty pergamin. Szybko przebiegła po nim wzrokiem. Pomoc, świstokliki, uzdrowiciele, Bagman. Schowała list do kieszeni, tym razem swojej, brudnej od krwi, szaty. Prawie zapomniała o upokarzającym słoneczku, które padło z ust Salazara, widocznie traktującego to wieczorne spotkanie jako wesołą odmianę spędu towarzyskiego. - Ostrzegam cię po raz ostatni, nie mów tak do mnie - tym razem już warknęła, wyraźnie artykułując głoski. - Trzymaj go - zastrzegła po raz trzeci, kiwając głową na Bagmana. Nie mogli go stracić, nie teraz, nie w tak głupi sposób, podczas trudnego transportu świstoklikiem. Doskonale pamiętała, co stało się, gdy ostatni raz podróżowała w ten sposób - płomienie, Perseus ginący wśród dymu, znikający Tristan i Ramsey. Wzdrygnęła się ponownie. Musiała wytrzymać jeszcze trochę. Doprowadzić tę sprawę do - względnego - końca. Gdy dotarli już tuż obok świstoklika, upewniła się, że dotkną go wszyscy razem, w tym samym momencie, po czym chwyciła przedmiot, wypowiadając znane słowo. Morsmordre, mające pociągnąć ich w nieznane.

| ztx2


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Most Westminster [odnośnik]16.05.18 8:53
Coś szarpnęło waszymi żołądkami, pociągnęło w stronę kręgosłupa, a później w przeciwną, wywracając trzewia na drugą stronę. Nieprzyjemne uczucie było jednak krótkotrwałe. Salazar wiedział dokąd prowadził świstoklik, a jednak znaleźli się zupełnie gdzie indziej.

| Świstoklik przeniósł was tutaj
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most Westminster - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most Westminster [odnośnik]13.08.18 22:36
15 lipca?

Na chwilę czas jakby zwolnił, aż w końcu całkiem się zatrzymał.
Zrobiła się roztargniona, głowę miała nabitą myślami, nie potrafiła skupić się na niczym. Co chwilę odwracała się nerwowo przez ramię, a każdą podejrzaną twarz mierzyła nieprzychylnym spojrzeniem, zgrabnie sięgając dłonią pod rozpiętą koszulę, na wszelki wypadek, dotykając nerwowo swojej różdżki. Chciała być gotowa na każdą ewentualność, choć przełykała ślinę, myśląc tylko o tym, by przeczucie było zawodne — w istocie, miała kiepską intuicję, nie potrafiła kierować się przeczuciem, te zawodziły ją na każdym kroku. Każdego dnia bezpiecznie docierała do pracy i bezpiecznie wracała do domu, choć nie było ani chwili, w której nie myślała o ludziach, którzy zginęli w płonącym Ministerstwie Magii, o przyjaciołach, którzy byli gotowi się poświęcić, by wydostać stamtąd jak najwięcej osób. A gdzieś wśród nich, wśród czarodziejów, których mijała, uśmiechniętych, pogodnych twarzy, kryli się zbrodniarze, bestie, które zrzuciły z siebie ciężar odpowiedzialności za cudzą śmierć. Niecierpliwie i z przerażeniem wyczekiwała pojawienia się kolejnego znaku na niebie.
Długa, karmazynowa spódnica zaplątała jej się pomiędzy nogami, pociągnęła ją żwawym, nerwowym gestem, wchodząc na Most Westministerski. Jeszcze nie tak dawno anomalie wywracały go na drugą stronę. Dziś to miejsce wydawało się spokojne, choć szkody powstałe po tamtym okresie wciąż były naprawiane. W ciągu dnia mugole kładli kostkę za kostką, układając popsutą ścieżkę wzdłuż chodnika, nocą czarodzieje stawali tuż przy brzegu Tamizy i naprawiali mocno naruszoną konstrukcję, która wydawała się bardziej nietrwała niż kiedykolwiek wcześniej. Miękkie trzewiki miały cienką podeszwę, czuła pod stopami kocie łby i ich nierówne krawędzie, ślizgała się po wilgotnej drodze, lecz nie zwalniała kroku. Chciała dostać się na Baker Street, wrócić do domu, zamknąć się w swoich czterech ścianach.
Odgarnęła włosy z twarzy, które opadały na nią podczas szybkiego marszu, wpatrywała się w ziemię, na moment tracąc wcześniejszą czujność. W dłoni trzymała pudełko pełne pączków, które — nie była pewna — zamierzała zabrać do domu i zjeść, nie wszystkie na raz. Pomyślała, że po drodze wstąpi do Josepha, a może odnajdzie gdzieś Benjamina i będą mogli pogrymasić na wszystko, przy butelce dobrego wina. Nie wiedziała kiedy stopa zsunęła jej się ze śliskiego kamienia, a ona zatoczyła się na ulicę, która wydawała się na pierwszy rzut oka całkiem opustoszała. Całkiem niewidoczny dla mugoli pojazd mknął jednak przez ulice Londynu, przemierzał w pośpiechu kolejne alejki i zakamarki, zbierając po drodze przechodniów. Słyszała jak nadjeżdża, kiedy leciała na ziemię, a czas zwolnił, zatrzymał się. Mogła wtedy dostrzec nawet intensywny, oślepiający blask reflektorów.
Błędny Rycerz zatrzymał się tuż przed nią, nie mogło być inaczej. Ona jednak lecąc w dół, w ostatniej chwili pogrążając się w żałosnym, karykaturalnym locie machnęła ręką, uderzając w zatrzymujący się w ostatniej chwili pojazd. Pudełko z wypiekami zostało zgnieciona, lukier oblepił jej spódnicę, kałuża, w której się częściowo znalazła zmoczyła koszulę, opryskała jej twarz i część włosów. Siedziała tak przez chwilę, oddychając nerwowo i głęboko, a właściwie łapiąc desperacko każdy oddech w płuca, patrząc tępo przed siebie, na Tamizę.
— Drań — wydukała, mrugając po raz pierwszy, po czym spojrzała po sobie, na zniszczone, mokre i pokryte cukrem ubranie, a potem na wielki autobus, który wyrósł przed nią nagle, niespodziewanie. — Co za drań!— warknęła poirytowana, powoli podnosząc się z ziemi, podpierając ręką o zderzak autobusu, który zaskrzypiał przerażająco, gdy tylko go dotknęła. Spod spodu wydobywał się jakiś biały dym.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Most Westminster - Page 8 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Most Westminster [odnośnik]10.09.18 3:14
15 VII 1956

Na chwilę czas jakby przyspieszył, a potem było już tylko gorzej.
Mógłby wznieść swe ciemnoniebieskie oczęta ku niebu, niemo pytając jakże przejmująco dlaczego, rozkładałby przy tym ręce szeroko, w wyrazie czystego nieskrępowanego niczym zrezygnowania. Mógłby też brew unieść, kpiąco rozciągnąć usta i myślami nader wstrętnymi oraz nieprzyjemnymi, złorzeczyłby na podły los i wszelkie jego pochodne, będące nader okrutnymi kobietami nierządu. Mógłby zapewne zapuścić również wąsa i wziąć się w garść, jednak wydawało się to nadto skomplikowane oraz wymagające nie tylko wysiłku, ale i chęci — tak też zdecydował się wspaniałomyślnie na mentalne wzruszenie ramion w nagłej bezradności i na całkowitą akceptację, bo kim on był, żeby mógł zareagować inaczej. No sobą był, więc to wydawało się jedynym słusznym wyjściem.
A przecież dzień nie zapowiadał się początkowo tak znowu okropnie, zaliczał się śmiało do tych umiarkowanie przyjemnych. Może bez rewelacji oraz zmieniających postrzeganie świata sytuacji, lecz z drugiej strony nie obfitował także w próby zamachu na Ernestowe życie, a to się w jego przypadku wyjątkowo ceniło. No więc tak, było miło. Naprawdę, nawet jeśli pani Fitz zwymiotowała na schodach, bo autobusem za bardzo na wertepach trzęsło. Przeprosiła za ten czyn jednak całkiem szerze, posprzątała po sobie (nie sprowadzając przy tym na nikogo czarnomagicznych zaklęć), sądząc zaś po kolorze treści żołądkowej, musiała dodatkowo gustować we włoskim żarciu — a Ernest nie potrafiłby odczuwać żalu do nikogo, kto cenił porządne pastrami. No, chyba że był szalonym wariatem podpalającym niewinnych urzędników oraz całe Ministerstwo Magii, tym samym uprzykrzając egzystencję niewinnym kierowcom, kursującym w tę i nazad, bo cholerne departamenty się rozsypały po całej Wielkiej Brytanii (z całym szacunkiem naturalnie dla ofiar oraz bliskich, bo tak bez szacunku to ani rusz). Wtedy nawet sympatia do włoskich specjałów by takowej persony nie ocaliła. Niemniej było całkiem w porządku! Serio, serio! Ludzi odkąd siadła tak do końca teleportacja oraz kominki przybywało, wezwań było co niemiara i nowy konduktor lubił się z nim zakładać, czy to, co spada z nieba to kaczka, czy czarodziej niezbyt radzący sobie na miotle. Ot, normalka. Nic nadzwyczajnego mogłoby się wydawać. Jednak coś wisiało w powietrzu, czuł to podświadomie i to nie tylko dlatego, że chłodny wiatr wplatał niewidoczne palce w i tak wystarczająco już rozwiane włosy, a on właśnie kończył swoją zmianę we względnej ciszy oraz spokoju. Co nie zdarzało się często, bowiem szacowni klienci Błędnego Rycerza lubowali się w entuzjastycznych, pojedynczo wyrwanych z gardła krzykach. Nie wiedział tak do końca, co wisiało w tym powietrzu, czy jakiś złowróżbny omen, przewrażliwienie podszyte niekończącym się znużeniem, a może to po prostu niedawny smród wymiotów nie zdążył opuścić wnętrza pojazdu. Nie potrafił jednak przegnać tego uczucia, kładącego cień na jakże względnie przyjemnym dniu. I chociaż marszczył podejrzliwie ciemne brwi, palcami wystukiwał na kierownicy nierównomiernie zasłyszaną niedawno melodię, tak nie pozwalał sobie na uzewnętrznienie swego niepokoju, nie odnajdując w tym najmniejszego sensu. Po prostu mknął między uliczkami Londynu w najlepsze, przyjmował coraz to nowszych pasażerów, wiedząc, że za kilka przecznic przyjdzie mu się rozstać z mechaniczną miłością jego życia i przybić piątkę z kierowcą, który będzie go zmieniał. Może właśnie dlatego, kiedy to czas przyspieszył znacznie, a smukła sylwetka postanowiła pojawić się na jego drodze do niewątpliwego sukcesu, wcisnął automatycznie hamulec, umysłem już będąc przy odpowiednich reakcjach, które w tym przypadku powinien wykonać. Opony zapiszczały, mechanizm trząsł się okropnie zupełnie tak, jakby autobus miał się zaraz to rozpaść i tylko brak charakterystycznego — jednakowoż całkowicie nieznanego czułym uszom pana Pranga — tąpnięcia świadczył o tym, że prawdopodobnie nikogo nie zabił. Co było całkiem miłe, zważywszy na przykre okoliczności. No więc to zaakceptował, kluczyki przekręcając i z narastającym niezadowoleniem obserwował, jak spod maski cudu na czterech kołach, wydobywa się biały dym. O Merlinie! Za co spotyka go takie szczęście?
Kobieto puchu marny! — zagrzmiał Ern, zeskakując z ostatniego schodka prosto na jezdnie, wzrokiem niemal natychmiast przylegając do niewieściej postaci. Nie obawiał się przy tym, że zaraz coś w nich rąbnie, bo mugole jakby instynktownie ich wymijali, nawet jeśli nie byli świadomi istnienia BłędnegoCzy ciebie matka nie uczyła, że na autobus to się macha, a nie pod niego wpada? — pyta ze szczerym oburzeniem ten drań wielki, niemal natychmiast zbliżając się do winowajczyni tego jakże przykrego incydentu. Dziewczyna była brudna, może lekko potłuczona i cała w lukrze, jednak całkiem żywa, dlatego też oburzenie wydawało się być całkiem na miejscu. Tylko myśl jakaś szeptała jakże złowieszczo, że to był dopiero początek i potem będzie już tylko gorzej. Może jednak to wznoszenie oczu do nieba, nie było takim głupim pomysłem.


The risk I took was calculatedBut man, I'm so bad at math...

Ernie Prang
Ernie Prang
Zawód : kierowca Błędnego Rycerza, lep na kłopoty, twoje marzenie
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't do the right thing

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nanananana Ernie!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6139-ernest-prang https://www.morsmordre.net/t6223-keto https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6224-skrytka-bankowa-nr-1526 https://www.morsmordre.net/t6225-ernest-prang

Strona 8 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next

Most Westminster
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach