Wydarzenia


Ekipa forum
Zagajnik
AutorWiadomość
Zagajnik [odnośnik]24.10.15 23:25
First topic message reminder :

Zagajnik

Nieopodal gęstej kniei, gdzie można spotkać niezwykłej urody kwiaty i magiczne stworzenia znajduje się niewielki zagajnik z wciąż młodymi, zaledwie kilkuletnimi drzewami, głównie brzozami i jesionami. Nie jest gęsty, więc nie ma mowy o zgubieniu się pomiędzy pniami. W jego centralnej części znajduje się niewielka polana otoczona przez krzaki dzikiej róży i jeżyny, które można zbierać o tej porze roku, by nacieszyć się ich smakiem.  


Arena

Nieodłącznym elementem święta Lughnasadh pozostawała wszechstronna rywalizacja sportowa. Na Arenie czarodzieje zmagali się z różnego rodzaju fizycznymi konkurencjami, uprawiane były zapasy, w których prym wiódł jeden z potężnie zbudowanych lordów Macmillanów, przygotowywano aetonany na tradycyjny wyścig pod Durdle Door, urządzono sparingi Quidditcha, popisywano się męstwem i fizyczną sprawnością. W zdrowym ciele zdrowy duch, dało się słyszeć co jakiś czas z ust naganiaczy widowni. Na nieco chwiejnych drewnianych trybunach mogło się zmieścić kilkadziesiąt czarodziejów - był z nich doskonały widok na większość odbywających się na Arenie dyscyplin. Udeptane, wysuszone magią błoto stanowiło stabilne, miękkie i bezpieczne podłoże dla zmagań.

Aby przystąpić do jakichkolwiek zmagań wystarczy zgłosić taki zamiar jednemu z czarodziejów pilnujących w pobliżu porządku. Należy wówczas napisać posta, w którym postać deklaruje taką chęć jeszcze bez jakiegokolwiek rzutu kością (aby możliwe było zawarcie zakładu przez jakiegokolwiek gracza).


Wyścigi
Wyścigi:

Wspinaczka
Wspinaczka:

Zapasy kornwalijskie
Zapasy kornwalijskie:

Siłowanie na rękę
Siłowanie na rękę:


Zakłady
Przy Arenie nieprzerwanie kręci się cwaniakowany półgoblin w połatanym cylindrze, który chętnie przyjmuje zakłady na każdego przystępującego do zmagań zawodnika. Pykając pachnącą ziołami fajkę inkasuje kolejne monety, z uśmieszkiem śledząc kolejne zmagania. Czasem można go znaleźć opartego biodrem o zagrodę lub ścianę trybun, innym razem przesiadywał na jednej z pobliskich ław, przecierając leniwie nieco wyszczerbionego na krańcach monokla. Do pasa przytroczonych miał kilka sakiewek, można było tylko podejrzewać, że wypełnione były złotem.

Aby postawić kwotę na konkretnego zawodnika należy napisać w temacie posta w momencie, w którym przystępuje on do zmagań (sam napisze wiadomość, w której deklaruje przystąpienie do zmagań). Można założyć pieniądze zarówno na jego wygraną, jak i przegraną. W przypadku trafienia końcowego wyniku postać zyskuje dwukrotność założonej kwoty. W przypadku postawienia na niewłaściwy wynik postać traci swoje pieniądze.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 26 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zagajnik [odnośnik]10.01.19 18:10
Lubował się w zagadkach. Mniejszych lub większych, bardziej wymagających lub mniej. Każde bawiły tak samo - i przede wszystkim uczyły. Wiedzy, sprytu oraz wielu innych cennych przymiotów. Kobiety były chodzącymi tajemnicami. Trudne do rozszyfrowania, ponieważ mężczyźni byli całkiem inaczej skonstruowani. Jednakże nie przeszkadzało to w zagłębianiu się w strukturę płci przeciwnej. Nie Louvelowi, któremu głód wiedzy od zawsze ciążył na duszy. Już w Durmstrangu uwielbiał rywalizację na tym polu - niekiedy mocno rozeźlony na wieść, że ktoś mógłby być lepszy od niego. W czymkolwiek. Niestety smutnym faktem było wiele nieodkrytych przezeń dziedzin nauki, dlatego Rowle powinien liczyć się z tym, że zawsze natrafi na jakiś temat, o którym nie miał bladego pojęcia. Smoki nie stanowiły jeszcze poważnego problemu, lecz anatomia już tak. Nigdy się na niej nie znał. Nie pojmował fascynacji flakami, krwią oraz babrania się we wnętrznościach - ludzkich lub zwierzęcych - dlatego prawdopodobnie nie nadawał się ani na uzdrowiciela, ani na alchemika. Widząc włókna z serca albo jelita wkładane do kotła chyba wzdrygnąłby się zniesmaczony. Mimo to doceniał wszystkich, którzy nie brzydzili się podobnych rzeczy; świat potrzebował zarówno medyków jak i twórców eliksirów, więc Lou mógł się jedynie cieszyć, że nie musi tych rzeczy robić osobiście.
Nie pasowało mu to również do Melisande, ponieważ początkowo założył, że tym się właśnie zajmowała. Tkankami, ingrediencjami oraz innymi paskudztwami jakie badało się w laboratoriach. Dość mylnie podszedł do swoich wyobrażeń - dobrze, że czarownica postanowiła naprostować błędny tok jego rozumowania. Słuchał ją z nieustającą ciekawością, ba, wręcz ta narastała w miarę poznawania większej ilości szczegółów. Były interesujące.
- To naprawdę fascynujące - powiedział to wreszcie na głos. Kiwnąwszy z uznaniem głową zamyślił się na krótką chwilę. - Profil albionów wyjątkowo do ciebie pasuje, lady Rosier - zauważył nie tyle z uprzejmością, co faktycznym stanem rzeczy. Kobieta posiadała ogromną, imponującą wiedzę, a poznał ledwie kroplę w morzu jej możliwości. - Tak z czystej ciekawości, nie brakuje lady chęci, żeby samej ugłaskać jakiś okaz z rezerwatu? - spytał dość prostolinijnie, bowiem Louvela zawsze ciekawiła adrenalina oraz ryzyko. Jednakże ono nie przystoiło damom, dlatego prawdopodobnie nie powinien zadawać tego pytania. Wątpił też w prawdziwość otrzymanej odpowiedzi, dlatego szybko skoncentrował się na wywróżonych kształtach wosku.
- Jest w tym wiele racji. W takim razie życzę mu samych sukcesów - skomentował jeszcze wieści o nowym dyplomacie i uśmiechnął się przy tym znacząco. Nie potrzebowała jego zapewnień ani podnoszenia na duchu, wszakże znała swoją wartość. Dostrzegał w niej moc wraz z pewnością siebie. Pomógł jej jedynie wstać - ciężkim to było zadaniem po siedzeniu tak nisko, niemalże na ziemi. - Nie da się ukryć, że są… bardziej materialne niż duchy - zaczął, podając Melisande swoje ramię. - Co więcej, stoją po przeciwstawnych stronach. Smoki niszczą gorącem, zjawy lodowatym zimnem. Jednakże mają cechę wspólną: są nieprzewidywalne - stwierdził z pewną dozą obawy. Właśnie wychodzili z zagajnika, zaś Rowle odetchnął z ulgą nie musząc dłużej siedzieć w miejscu. Lubił ruch. Poprowadził więc towarzyszkę po Weymouth opowiadając nieco więcej o swej pracy - na koniec zgodnie z obietnicą dostarczył ją do przyjaciółki. Całą i zdrową. Lou wrócił do Beeston.

zt


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Zagajnik [odnośnik]17.01.19 12:12
Pomimo oczywistej łagodności, wdzięki oraz eteryczności Elodie, byłem pewien, że poradzi sobie z trudami zmiany życia. Zmiany dość drastycznej, bo nie dość, że wyszarpanej tak wcześnie, to jeszcze dodanej w progi rodziny, o jakiej na pewno nigdy nie marzyła. Dotąd wrogiej, teraz już tylko przerażającej wrażliwe serce damy; w siedzibie z ponurymi korytarzami, ciemnymi pokojami oraz posępnym otoczeniu. Wierzyłem jednak, że lady Parkinson zdoła rozświetlić wszelki mrok swym blaskiem, tak jak ja w swej skromności pozwalam wszelkim niewiastom radować się z roztaczanego przeze mnie światła. Adaptacja na pewno będzie początkowo trudna, ale nie niewykonalna. Nie dla kogoś, kto swym urokiem potrafi zaczarować nawet najzacieklejsze serca, a nie posiada w sobie kropli genów wili. Z pewnością powiedziałbym drogiej przyjaciółce, by porzuciła troski oraz nieprzyjemne myśli, bo wierzę w nią i jej siłę schronioną pod słodkim pięknem aparycji. Przynajmniej znała już swoją przyszłość, mogła się na nią należycie przygotować, poukładać sobie pewne sprawy i spojrzeć na nie z odpowiedniej perspektywy. Niepewność potrafiła zabijać cząstki duszy, o czym wiedziałem doskonale, choć nie myślałem o tym za często. W ferworze obowiązków oraz interesujących zmian zachodzących w społeczeństwie i sztuce trudno było odnaleźć dostatecznie dużo czasu na niemal filozoficzne dysputy w swej głowie. Z chęcią nawet dołożyłbym do zajęć sprawę piśmienniczego talentu lady Harchy, ale niestety nie wiedząc o tym jakże mrocznym sekrecie nie mogłem podesłać swego silnego ramienia do pomocy. Bazując jedynie na tym, co wiedziałem i czego chciałbym się dowiedzieć pragnąłbym spotkania w lepszych, intymniejszych okolicznościach. Niestety na razie tkwiliśmy w zagajniku i choć bardzo wiarygodne poznanie przyszłości naszej dwójki było dość interesujące, to chyba cała ta otoczka nie była warta naszego wysiłku. Wysiłku znoszenia okrutnych dekoracji, przykrych ubiorów, nonsensu znajdujących się tu niektórych osób. Od razu było widać kto należał do niższych warstw społecznych; ze zgrozą musiałem przyznać, że tych ludzi było zdecydowanie więcej niż zakładałem na początku. Czułem się trochę winny, że Elodie była wystawiona na ich karygodne działania, a ja nie mogłem jej przed tym ochronić. Królowa modowych prawideł powinna lśnić w należnej jej oprawie, choć niedługo nawet to nie będzie jej dane. Nie dlatego, że ród Burke był złym rodem, a dlatego, że mógłby nie docenić wspaniałości lady Parkinson, co wywoływało wewnętrzny sprzeciw. O którym nie ośmieliłbym się mówić, przynajmniej nie tutaj.
- Wybacz moja droga, po prostu niesmak był tak ogromny, że nie zdołałem się powstrzymać – odpowiedziałem pokornie, może nawet odrobinę smutno. Starałem się nie wodzić spojrzeniem po bezwstydnie obnażonych czarownicach oraz tych, co wyglądali jakby pierwszy raz wyszli z domu do ludzi. Powinienem przewidzieć, że tak właśnie będzie kiedy tu przyjdziemy i zaniechać tej rozrywki, ale chęć potowarzyszenia przyjaciółce tego wieczora okazała się silniejsza niż wszystko inne. Tak jak wizja, że uda nam się miło spędzić czas w miejscu, do którego lgnęło także mnóstwo osób z arystokracji. Szkoda, że byli tak mało widoczni.
- Muszę przyznać, że nie widziałem, by ktoś przelewał wosk tak zgrabnie jak ty. Masz do tego naturalny dryg – przyznałem szczerze. – Jak zresztą do wielu rzeczy – dodałem kiwając głową. Nie byłem przejęty wróżbą ani wcześniej, ani teraz. Tak błahe sprawy nie poruszały mojego serca, choć byłem wrażliwy na piękno. Jak każdy Lestrange zresztą. I na pewno każdy Parkinson. Uśmiechnąłem się do swoich myśli nie wiedząc jak mocno na sercu Elodie osiadło serce z wosku, ale nawet jeśli zżerała mnie ciekawość, to musiałem ją powściągnąć i zostawić na bardziej sprzyjające rozmowie okoliczności. To nie tak, że dopuszczałem do siebie myśl inną niż umiłowanie lady Harchy w stronę lorda Flatfusa, skąd. Ale jednak… jednak cień wątpliwości pozostał!
- Racja – westchnąłem. – Żałuję, że nie mogę tego uczynić. Musiałbym ciągle podróżować, co na pewno nie spodobałoby się nestorowi. Jak się ożenić kiedy by mnie ciągle nie było? Straszna sprawa – stwierdziłem z udawanym smutkiem. Choć musiałem przyznać, że wizja bycia światłem dla każdej jednej niewiasty w kraju była niezwykle miła, mógłbym spełnić się w tej roli. – Mówisz, że to odkupienie win, łapówka czy zadośćuczynienie? – spytałem, ale nie podjąłem się próby rozglądania tak jak Parkinsonówna. – Myślisz, że w takim razie jesteśmy dostatecznie ukontentowani i już nigdy nie poruszymy festiwalowych tematów w negatywnym świetle? – dopytałem od razu, przy czym spróbowałem zetrzeć z twarzy wyraz rozbawienia jaki się na niej pojawił wraz z roztoczoną przed chwilą wizją. – Myślę, że ktoś na pewno się skusi. Jednak to dość plebejska zabawa, nawet jeśli bardzo niebezpieczna. Dlatego śmiem sądzić, że to będą lordowie… o dość niskich ideałach – odpowiedziałem cicho, nie chcąc tak na głos szerzyć zgorszenia. – Choć kto wie, może przyjdzie nam się zdziwić? – zastanowiłem się już na głos. – A co, masz życzenie obejrzeć zmagania agresywnych samców próbujących pokonać kukłę strzelającą ogniem? – spytałem z zainteresowaniem, choć jedna brew powędrowała ku górze.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Zagajnik [odnośnik]26.01.19 16:54
Uniósł lekko brew, słysząc, że narzeczony Marine miał w swoim rodowodzie Blacków – cóż za biedny młody lord! Choć nie cieszył go ten stan rzeczy, musiał przełknąć gorzką pigułkę, świadom, że lord Yaxley z pewnością nie był jedynym arystokratą spokrewnionym z Blackami. Macki odwiecznych wrogów Crouchów sięgały niestety daleko.
Mimo to nie odpowiedział lady Lestrange od razu, tknięty nagłą – i nieprzyjemną - myślą, że w żyłach dzieci jego chrześnicy będzie płynęła krew Blacków.
Choć przynajmniej nie Weasleyów.
- Mogę cię zapewnić, że to nie będzie stanowiło przeszkody, moja droga – odpowiedział wreszcie, uśmiechając się lekko do Marine. - Oczywiście tak długo, jak w Yaxley’s Hall nie będzie jednocześnie przebywał żaden Black – dodał już nieco ciszej, a jego uśmiech momentalnie przygasł. Wolał jednak nie kontynuować tematu, wiedząc, że w tej sytuacji nie wypadało mu wygłaszać niepochlebnych komentarzy na temat dalekich krewnych pana młodego, choć Marine bez wątpienia musiała być świadoma konfliktu pomiędzy Blackami a Crouchami.
Idąc w jej ślady, sięgnął po woskową figurkę, przez moment obracając ją w dłoni. Nadal wątpił, aby miała ona odcisnąć jakiekolwiek piętno na jego przyszłości, ale mimo wszystko postanowił schować ją do kieszeni szaty, by nie sprawić Marine przykrości kruszeniem woskowej rozgwiazdy na drobne kawałki, co zamierzał później uczynić.
- Myślę, że w pierwszej kolejności przeczytam o twojej wspaniałej uroczystości zaślubin z lordem Yaxleyem. Dopiero później o wyczynach w operze – zaśmiał się krótko, choć oskarżenie o nielegalne posiadanie smoczego jaja było absolutnie ostatnią rzeczy, o jakiej chciałby przeczytać. - Wyspa Wight straci jeden ze swych syrenich głosów, lecz Fenland bez wątpienia rozbrzmi pięknymi pieśniami.
To mówiąc, ujął Marine z powrotem pod ramię i ruszył z nią w stronę wyjścia z zagajnika. Po drodze kiwał z szacunkiem głową znajomym twarzom, a gdy znaleźli się poza drzewami, jego spojrzenie podążyło ku jarmarkowym stoiskom, w które wpatrywała się lady Lestrange.
Jej sugestia zdecydowanie przypadła mu do gustu. Kobiety uwielbiały błyskotki, a te miały niebywałą moc łagodzenia ich temperamentu, choć w przypadku Madeline nie pomogłaby nawet góra złota. Ale cóż za narzeczony nie obdarowywał swojej ukochanej piękną biżuterią?
- Doskonały pomysł - powiedział, udając się wraz z Marine do najbliższego straganu, gdzie na delikatnym materiale błyszczały rozmaite ozdoby z kryształów o wszystkich odcieniach fioletu.
Jeden z nich, masywny i o ciemnej, śliwkowej barwie, natychmiast przyciągnął jego spojrzenie, lecz Amadeus nie potrafił powiedzieć, czy kryształ spodobałby się Madeline. Lady Slughorn była nieprzewidywalna; choć obdarował ją w przeszłości licznymi prezentami, nigdy nie był pewien, co tak naprawdę o nich sądziła.
- Myślisz, że przypadłby do gustu lady Slughorn? – zapytał swoją towarzyszkę, wskazując masywny kryształ. Kobiece dylematy dotyczące biżuterii były mu zupełnie obce, dlatego liczył na to, Marine – jako kuzynka Madeline – będzie potrafiła mu doradzić. - Czy może wolałaby coś delikatniejszego?
Amadeus Crouch
Amadeus Crouch
Zawód : znawca prawa, dyplomata, poliglota po godzinach
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony

I had a taste for you, once

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6411-amadeus-crouch https://www.morsmordre.net/t6576-romulus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6577-skrytka-bankowa-nr-1610#167556 https://www.morsmordre.net/t6575-amadeus-crouch#167554
Re: Zagajnik [odnośnik]30.01.19 22:51
Moje usta wygięły się szerzej. Uszczęśliwianie tej kobiety i mnie samemu dawało ułamek zachwytu nad myślą, że czasem niewiele trzeba było by rozpromienić czyjąś twarz. Tak łatwo o tym zapominano. Sam nie byłem bez winy. Postrzegałem świat w barwach angielskiej szarugi, a przecież i w tym świecie potrafił tlić się ciepły płomień rodzący się od niewielkiej iskry. Dajmy na to - zwyczajna dobroduszna uwaga wystarczyła by uradować płomiennowłosa niewiastę. Nic nie traciłem, a ona zyskiwała. Tak myślałem, nie zdając sobie sprawy z tego, że być może krzywdziłem ją podsycając jej krzywe wyobrażenie miłości, relacji między mężczyzną, a kobietą. Jednak gdybym wiedział czy na pewno zachowałbym się inaczej? Sam w końcu żyłem w ułudzie na którą byłem skazany przez krew Baudelaire'ów, francuskie korzenie i umiłowanie poezji. Pasmo przeżytych tragedii wcale nie wyrwało mnie ze szponów tego wszystkiego ku rzeczywistości. Prawdopodobnie byliśmy oboje siebie warci.
Zapisałem w pamięci jej imię. Maślany połysk zaszklił jej się na oku. Było to pocieszny obrazek jeżeli dodało się do niego całą miękką (dosłownie) osobę panny Irinii. Pasował jej. W przeciwieństwie do jej mało zgrabnej zachęty do flirtu. Nie skomentowałem tego, nie wytknąłem i nie obruszyłem się nie chcąc jej robić przykrości. Wydawała się dobrze bawić. Zamierzałem to podtrzymać. Z godnie z zapowiedzią pomogłem jej w przelaniu wosku przez klucz doskonale zdając sobie sprawę z tego, że była to wymówka. Pulchne palce były miękkie. Ostrożnie, lecz stanowczo zamknąłem je wokół końcówki klucza - Będzie pani brała może więc udział w konkursie kulinarnym za kilka dni? Z przyjemnością bym pani pokibicował - zapowiedziałem szczerze zastanawiając się czy te skrzące się maślane oczy mogły by pałać zawiścią kobiety rywalizującej o tytuł festiwalowej kuchmistrzyni - Zastanawiam się, panno Spinnet, czy była by pani skora po przelaniu wosku oddać mi taniec przy ognisku. Myślę że w okolicy trudno byłoby mi odnaleźć bardziej żywiołową duszę od pani - podpytałem prowadząc jej dłonie, a gdy obie były w idealnym ułożeniu, zawiesiłem je zsuwając z nich własne czekając aż nadgarstek przechyli czarkę z płynnym woskiem.


Opowiedz mi o śmierci, o śnie, który tam prowadzi,
O wypoczynku wiecznym,
Gdzie nie wie się nic o miłości i nienawiści,
ani o zadowoleniu smutnym.

Laurent Baudelaire
Laurent Baudelaire
Zawód : Właściciel antykwariatu, artysta
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A gdy czasem, tonący w leniwej niemocy,
Na ziemię łzę ukradkiem zroni w cieniach nocy,
Poeta, nieprzyjaciel snu, dusza marząca,

Zaraz w dłoń swoją zbierze tę bladą łzę żalu,
O odbłyskach tęczowych jak odłam opalu,
I w sercu swym umieści, z dala oczu słońca
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6341-budowa https://www.morsmordre.net/t6376-pan-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f187-dzielnica-portowa-thames-path-7 https://www.morsmordre.net/t6557-skrytka-bankowa-nr-1591#167298 https://www.morsmordre.net/t6398-laurent-baudelaire#162760
Re: Zagajnik [odnośnik]10.02.19 14:48
Nawet jej niezainteresowanie polityką kuzynki były świadome relacji, jaka łączyła rody Black i Crouch; tylko prawdziwie naiwny laik mógłby wyprzeć się takiej wiedzy, a to na pewno nie byłoby dla niego korzystne na przyszłość. Szlachcianki i damy, choć niedopuszczane do wielkiej polityki, musiały odbyć swoją lekcję historii, musiały mieć pojęcie o zależnościach pomiędzy rodami, pomiędzy sympatiami i antypatiami, winny zważać na nie i iść przez życie tak, by swoim zachowaniem nie naruszyć sojuszy ani nie spowodować pogłębienia wrogości. Marine była więc świadoma głębokiej nienawiści, jaką jej ojciec chrzestny darzył kuzynów jej przyszłego męża, a jednocześnie jej pozycja nie pozwalała na poczynienie jakichkolwiek kroków w którąkolwiek ze stron. Obrączka miała nałożyć na nią obowiązek milczenia w tej kwestii, odwracania spojrzenia i udawania, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Na szczęście w zagajniku nie musiała jeszcze wykazywać się ignorancją.
Mogła więc rozprawiać z Amadeuszem na temat innych rodów, na temat nadchodzących zaślubin i przyszłej potencjalnej pozycji jej męża, lecz po wróżbach nie miała już serca męczyć mężczyzny bardziej. Zauważyła, że chowa woskową figurkę do kieszeni płaszcza i nawet jeśli miał ją zniszczyć tuż po rozstaniu, w chwili obecnej ten gest znaczył dla niej naprawdę wiele. Sama także zachowała swoją, a choć nie była już w stanie dłużej forsować swojej wizji, po cichu wciąż uznawała, że pod jednym z kątów orzeł przypomina smoka.
Zmiana tematu przyniosła odrobinę orzeźwienia, a Marine poczuła się wyjątkowo przydatna w kwestii wyboru błyskotki dla swojej drogiej kuzynki. Przyglądając się błyskotkom na straganach, dopytywała o znaczenie każdego z kamieni szlachetnych. Dopiero, gdy właściciel jednego ze stoisk zwrócił uwagę czarownicy na  minerał wspomagający warzenie eliksirów, lady Lestrange zwróciła się do swojego towarzysza.
- Sądzę, że droga do jej serca wiedzie przez piękne i praktyczne prezenty – oznajmiła, wskazując mieniący się fioletem kryształ – Zwyczajnych błyskotek zapewne ma już tyle, że szkatułki się nie domykają.
Wędrowali jeszcze kilka chwil, wybierając drobiazgi, lecz w końcu nadszedł moment, w którym przyszło im się pożegnać. Marine podziękowała lordowi Crouch za przemiłe towarzystwo i dołączyła do rodziny, lecz jeszcze przez moment odprowadzała mężczyznę wzrokiem. Dopiero, gdy zniknął jej z oczu, mogła skupić się na innych osobach.

| zt x 2
fluffy



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Zagajnik - Page 26 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Zagajnik [odnośnik]16.02.19 22:06
Irina

Och, jakże on czarująco i jednocześnie enigmatycznie się uśmiechał! Tak urokliwie, że Irinie miękły kolana. Była jakaś tajemnica w tym uśmiechu. Sekret, który zapragnęła odkryć - i zachować jedynie dla siebie. Och, no dobrze, może nie tylko dla siebie. Nie potrafiłaby się powstrzymać przed tym, by nie pochwalić się przed matką i czarownicą taką zdobyczą. Zazdrośnice. Czasami dogryzały Rudowłosej, że jest starą panną, a teraz mogłaby im odszczeknąć, że po prostu czekała na kogoś odpowiedniego, na kogoś jej godnego, przecież nie mogła się związać z byle kim. Nie chodziło o to, że nikt jej dotąd za żonę pojąć nie zechciał - to ona tą żonę być nie chciała. Przynajmniej dopóki nie spotkała Laurenta Baudelaire. Jego uśmiech, szarmanckość i miłe słowa sprawiały, że Irina Spinnet czuła się tak, jakby wychyliła fiolkę Amortencji.
Ciekawe, czy potrafiłaby ją uwarzyć, gdyby coś poszło nie tak i trzeba by ją dolać Laurentowi do kielicha z francuskim winem... ?
Ach, jakież to było wspaniałe uczucie, gdy czarodziej znalazł się blisko! Tuż za nią. Czuła ciepło jego ciała, jego oddech na własnej skórze (trochę ubarwiała to we własnej wyobraźni i wmawiała sobie więcej, niż było w rzeczywistości). Ujął w swe ręce jej dłonie, a Irina niemal zadrżała pod wpływem tego delikatnego, lecz zdecydowanego ruchu. Tak właśnie powinien dotykać mężczyzna kobiety.
- Ależ oczywiście! - odpowiedziała po chwili, bo w głowie snuła już marzenia o bardziej ustronnym miejscu, w którym Laurent mógłby zrobić lepszy użytek ze swych dłoni. Oczy Iriny rozbłysły, gdy zdradził, że chętnie by jej kibicował.
Sprawa będzie zdecydowanie prostsza, niż początkowo sądziła. Każda kobieta wiedziała wszak, że droga do serca mężczyzny wiodła przez żołądek. - Byłabym zaszczycona pańskim wsparciem... W zamian mogę zaoferować jedynie obiad. Co pan lubi? - zaszczebiotała Irina, trzepocząc zalotnie rzęsami. Do tego zaprosił ją do tańca... Och, czy ten dzień mógł ułożyć się lepiej? Z pewnością nie. - Z najwyższą rozkoszą z panem zatańczę, panie Baudelaire.
Serce Iriny biło już szybko, chciało wyrwać się z piersi niczym niespokojny motyl, może właśnie dlatego wosk, który spłynął na taflę wody w misie w momencie zastygnięcia przybrał formę serca... ? Nie mógł to być przypadek. Irina zerknęła triumfalnie na Laurenta, znacząco, z figlarnym uśmiechem.
- Zatrzymam je - stwierdziła podekscytowana i kilka chwil później ostrożnie wyjęła woskowe serce i wsunęła do kieszeni.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Zagajnik - Page 26 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zagajnik [odnośnik]20.02.19 14:15
Nie miałem pojęcia jak dalekie i niebezpieczne wybiegi zaczęła czynić w swych myślach Irina. Przez głowę mi nie przeszło, że być może, gdyby zabłyszczała faktyczną determinacją to mógłbym skończyć jako niewolnik amortencji. Zamiast tego cieszyłem się z tego, że mogłem ją zabawić. Być może żal mi się zrobiło jej nieporadnego flirtu, którego nie skomentowałem nijak na głos. Tak jak każdego innego jej wyzywającego gestu. Wytykanie błędów w zachowaniu kobiety nie było czymś co mieściło się w moich kompetencjach. Było to nie tylko niegrzeczne co biorąc pod uwagę atmosferę festiwalu Lata - bezduszne. Starałem się więc prowadzić rozmowę niezobowiązująco, a jednocześnie tak by kobieta nie poczuła się urażona świadomie pozwalając się zamknąć we wnykach tego wieczoru. Nie takich znów złych bo będących w posiadaniu zauroczonej kobiety.
- To bardzo miłe, co pani mówi, jednak to nie żaden zaszczyt - nie chciał by wznosiła go na piedestał chwały bo wiedział, że nie było wcale ku temu powodów - jednak jeżeli ta wizja tak panią cieszy to wydaje mi się, że klamka już zapadła. Mi również będzie przyjemnie móc wesprzeć znajomą twarz w nadchodzących konkurencjach. Nie mam zbyt wielu przyjaciół z którymi mógłbym świętować Festiwal dlatego może po konkurencji, jeżeli będzie sposobność to wspólnie moglibyśmy zjeść przyrządzone przez panią potrawy - wyznałem szczerze zdając sobie sprawę, że ten rodzaj samotności całkiem bardzo mi przeszkadzał. Czułem się jak bezosobowy cień w tłumie. Przylegnięcie do Iriny nie było złe. Jaskrawe, pstrokate - owszem. Ale nie złe.
Uśmiechnąłem się uprzejmie z grzeczności gdy pochwaliła się swoją wróżbą. Nie miałem serca by łamać jej własne tym, że kogokolwiek dotyczyła jej wróżba nie byłem to ja. Nie było we mnie miłości, która potrafiłbym ofiarować komukolwiek. Mogłem jedynie pisać o minionych lata temu zakochaniu. Nie mówiąc nic więcej podałem jej dłoń prowadząc w stronę ogniska.

| zt x2


Opowiedz mi o śmierci, o śnie, który tam prowadzi,
O wypoczynku wiecznym,
Gdzie nie wie się nic o miłości i nienawiści,
ani o zadowoleniu smutnym.

Laurent Baudelaire
Laurent Baudelaire
Zawód : Właściciel antykwariatu, artysta
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A gdy czasem, tonący w leniwej niemocy,
Na ziemię łzę ukradkiem zroni w cieniach nocy,
Poeta, nieprzyjaciel snu, dusza marząca,

Zaraz w dłoń swoją zbierze tę bladą łzę żalu,
O odbłyskach tęczowych jak odłam opalu,
I w sercu swym umieści, z dala oczu słońca
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6341-budowa https://www.morsmordre.net/t6376-pan-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f187-dzielnica-portowa-thames-path-7 https://www.morsmordre.net/t6557-skrytka-bankowa-nr-1591#167298 https://www.morsmordre.net/t6398-laurent-baudelaire#162760
Re: Zagajnik [odnośnik]03.04.19 21:40
- Widzisz, kochasz stworzenia które łatwo kochać. Na prawdę kocha się zwierzęta, kiedy ta miłość bywa ciężka. - stwierdziła tonem znawcy i naukowca, choć uśmiechnęła się przy tym lekko. Nie mogła oceniać swoich bliskich przez to jakie mają zainteresowania i czy cenią sobie trolle, czy nie. Od fascynacji sekwencją bekania miała innych znajomych, osoby z którymi wymieniała się stosownymi książkami i które zachęciły ją do tworzenia podręcznika. Pomonę miała od wszystkiego innego - i za wszystko inne ją ceniła.
- Chyba lubię to ryzyko. - stwierdziła po chwili namysłu, po czym zerknęła znów na Pomonę. Trudno było to wyjaśnić. Zawsze pociągało ją to co niestosowne i chyba nic już na to nie poradzi. - Trolle są niebezpieczne, ale to tym ciekawiej jest z nimi obcować, być obok, próbować zrozumieć ich zwyczaje, rozmowy, tendencje, badać ich świadomość. - dodała jeszcze, choć nie sądziła by Pomona przyznała jej rację - no chyba, że żeby już jej Julia dała spokój. Nic już nie poradzą, Pomona jest skończoną trollofobką tak jak Julka jest koszmarną trollofanką.
- Nie skończę jak ona.
Dodała, choć nie miała pojęcia, skąd u niej ta pewność. Nie była silną czarownicą, ani fizycznie ani jeśli chodzi o magiczne talenty. Jedynie transmutacja była jej mocną stroną, to jednak wcale nie zawsze wystarcza, prawda?
- Czemu nie. Zawsze kochałam ten fragment świąt. Choć obecnie dzieciaki prześcigują mnie i zawsze chcą wkładać gwiazdę. Wykopały mnie z tej roli. - dodała, ponownie się jednak uśmiechając bo mimo że sama nie miała marzeń o dzieciach, miło było patrzeć jak Archie podnosi córeczkę żeby założyła gwiazdę na choinkę tak jak ją kiedyś podnosił ojciec. Lub magicznie unosił, kiedy choinka była wielka.
Uśmiechnęła się lekko na to porównanie. Tak, oboje byli szalenie dojrzali, siebie warci, jednak co poradzić - w tym momencie życia właśnie to dawało jej nadzieję.
- Obiecuję pilnować żebyś nie zobaczyła zbyt wielu rzeczy zdrożnych lub makabrycznych. - zapewniła, unosząc prawą dłoń. - A teraz chodźmy, może na jarmark?
Zaproponowała, prowadząc przyjaciółkę znów ku większemu tłumowi.

zt x 2


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Zagajnik [odnośnik]16.08.19 0:27
Przyjdzie jeszcze ten czas, gdy złączą wspólnie swe wypielęgnowane dłonie i troska zrosi gładkie czoła, choć tylko na chwilę, by nie pozostawić za sobą brzydkiego śladu zmarszczek. Ich spojrzenia przenikną malowniczą nostalgią, spoczną na sobie w strapieniu i wyznania pełne psychicznego bólu — nikt bowiem fizycznie cierpieć nie zamierzał, toż to by było nazbyt okrutne — wypłyną spomiędzy ich srebrnych ust. Znajdą w sobie oparcie, tak jak miało to miejsce przez lata minione oraz te z pewnością nadchodzące. Wszelkie obawy, lęki oraz zakłopotanie, skryte za uniesionym dumnie podbródkiem zostaną obnażone, lecz nie będzie w tym nic złego, albowiem byli jedną duszą w dwóch ciałach i cechowali się wzajemną wyrozumiałością. Wyrozumiałością, której nie dzierżyli dla osób mniej wyjątkowych niż oni, cechujących się znikomym blaskiem, lichą elegancją w porównaniu do tej jakże urokliwej i niezaprzeczalnie skromnej pary. Teraz jednak powinni swe cenne myśli poświęcić przyjemnościom, pielęgnować zadowolenie, o jakie ciężko w podobnym otoczeniu. Gorszące zachowanie gawiedzi, najwyraźniej nienawykłej do zabaw w szerszym, przyzwoitszym gronie, było doprawdy przykre, lecz smutek koiła obecność charyzmatycznego arystokraty, którego ironiczne drgnięcie wąskich warg wystarczyło, by Ellie nie czuła się tak potwornie wyobcowana oraz samotna. Najmilszy lord był ulgą dla oczu narażonych na prowizoryczne i tanie elementy wystroju, a także kreacje przyprawiające kształtny nosek o parokrotne zmarszczenie. Jeśli zostaną jej na nim jakieś bruzdy, oskarży Prewettów o szkody moralne, ten zamach na wszystko, co modne.
Najmilszy Flavienie, doskonale wiesz, iż jestem w stanie wybaczyć ci niemalże wszystko — mówi miękko, wplatając słodycz w posyłany mu uśmiech. Płochliwe serce ścisnęło się boleśnie, gdy młodziutka panienka pomyślała o tym, jak niekomfortowo musi się czuć towarzysz. Byli niczym najcenniejsze kwiaty pośród łąk, lecz jak delikatne płatki mogły być należycie doceniane, gdy zewsząd otaczały ich chwasty? Wynagrodzę mu to — decyduje, lord Lestrange poświęcił się dla niej tak niezwykle, niczym prawdziwy bohater z opowieści. Nie zapomni mu tej dobroci — Nie patrz tak na mnie mój drogi, kolor peridot w obecnym sezonie jesiennym będzie drogą bezpowrotną — oświadczyła pewnie, choć w orzechu spojrzenia gościły rozbawione iskry. Łagodność duszy raz jeszcze ostudziła gorące wody niezadowolenia oprawione szczyptą próżności, nakazując zwrócić wzrok ku milszym aspektom — surowa opinia została wydana, mogli więc skupić uwagę na czymś innym. Na przyszłości z pozoru łatwej, uroczej i świetlanej, zamkniętej w woskowych figurach, niewzruszonych emocjami, obowiązkami oraz doświadczeniami, z jakimi takowa mogła się wiązać.
Pochlebca — kwituje skromnie blondyneczka, oczęta kierując pokornie na misę z wodą, acz przekora nakazuje ponownie wyjść na spotkanie niebieskim tęczówkom. Uwielbiała słyszeć komplementy niczym każda młódka, choć rozmowa z Flavienem cieszyła ją bardziej niż najbardziej kwieciste pochlebstwa. Trochę bardziej — Cóż, w takim przypadku twym obowiązkiem będzie oświetlać ścieżkę wspólnego życia, tak by żaden mrok nie ośmielił się musnąć wybranki twojego serca i żaden znaczny smutek nie zagłuszył ciepła od was bijącego. To dosyć ładna wizja, nie uważasz? — pyta ostrożnie perełka, wiedząc, jak bardzo wrażliwym tematem potrafi być stan kawalerski. Nie tylko on, artystka wciąż dzierży wspomnienia tych wszystkich panien, niecierpliwie wyczekujących liścików do szanownych ojców, gdzie ubiegano się o ich rączki oraz ból związany z ich rozczarowaniem, kiedy rok po roku paluszki zmuszone są nosić tylko rodowe pierścionki. U panów musi to wyglądać inaczej, chociaż ciężar obowiązków osiada na ich ramionach, tak mogą wziąć znacznie głębszy wdech w prowadzonym żywocie i myśl, iż muszą porzucić niektóre jego elementy, musi być niezwykle przykra. Ustatkowanie się jest niestety obowiązkiem każdego szlachcica, nawet jeśli nie było się na to gotowym ani teraz, ani nigdy — A może po prostu pocieszenie? — zastanawia się, nieco zawstydzona tak bezpośrednią krytyką, na jaką sobie pozwoliła. Była mimo wszystko gościem na ziemiach Dorset, wyjątkowo zaniedbanym co prawda, lecz wciąż gościem — Myślę, że teraz powinniśmy patrzeć już tylko w przyszłość, która z pewnością będzie jaśniejsza — odpowiada, skrywając różane usteczka za opuszkami. Zaraz jednak marszczy jasne brwi, poddając się zastanowieniu. Chociaż wiele słyszała o Wiklinowym Magu oraz niebezpieczeństwie z nim związanym, tak perspektywa wspinania się na jakiekolwiek wzgórze oraz ryzyko pobrudzenia sukienki nie wydawała się aż tak kusząca. Żadne rozdziały pisanych powieści nie były warte plam powstałych od trawy.
Hmmm... — mruczy cichutko lady, uderzając paluszkiem wskazującym o gładki policzek — Mam życzenie powrócić na plażę, gdzie pośród ustawionych altan wyczekują moje najdroższe kuzynki, lady Crouch. To wyjątkowo urodziwe, młodziutkie damy, jestem pewna, iż rozmowa z nimi będzie czystą przyjemnością, na którą się oczywiście skusisz? — zapytuje Ellie z troską, chwytając za leżący obok wachlarzyk. Miała nadzieję, iż obecność ślicznych krewniaczek poprawi humor przyjacielowi, który w istocie będzie miał niezaprzeczalną szansę zabłysnąć swoim ujmującym usposobieniem.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Zagajnik [odnośnik]27.10.21 16:34
|Przychodzimy stąd

Cichy trzask i poczuł jak zapada się w zaspę prawie po sam pas.
-Zaraza - Mruknął gniewnie pod nosem czując jak śnieg wdziera się zza kurtkę. Tyle było z utrzymania ciepła. Miał nadzieję, że za chwilę Lucinda do niego dołączy i będą mogli ruszyć dalej, ale najpierw musiał się wygrzebać z zaspy śnieżnej. Chwilę mu to zajęło, a kiedy stanął na stabilnym podłożu wyglądał niczym bałwan, więc rozpoczął otrzepywanie ubrania. Upewnił się, że ma przy sobie różdżkę, lornetkę, aparat oraz różdżkę. Poprawił plecak i wyciągnął mapę. Wokół nich panowała cisza przerywana jedynie odgłosami wieczornymi lasu, szelest wiatru, uderzenie połaci śniegu w zmarznięty grunt, przemykanie zwierząt pomiędzy drzewami.
-Jesteśmy tu… - Wskazał na mapie, którą również ze sobą zabrał. -Zgodnie z rysunkiem mamy ten kawałek do przejścia. Wobec tego powinniśmy iść… -Rozejrzał się po okolicy.-..W tamtym kierunku. - Wskazał prześwit między drzewami. -Na pewno będą przestraszeni, nie wiem czy będą mieli ze sobą jakąś broń, ale warto być czujnym. To mugole, broń palna, noże… wszystko co im uratuje życie.
Zwrócił się jeszcze do Lucindy składając mapę i chowając ją do plecaka. Ruszył powoli w stronę prześwitu, a śnieg nie ułatwiał tej podróży. Stawiał kolejne kroki upewniając się, że znów nie zapadnie się po pas w jakieś zaspie. Z czasem droga była już łatwiejsza, a śnieg między drzewami już nie tak miękki i puszysty lecz bardziej zmrożony, widoczne były również ślady nie tylko zwierząt ale również ludzi, gdzieniegdzie przysypane czy całkowicie rozkopane więc nie mogli się nimi sugerować na początek. Przy dokładniejszym rozglądaniu się mogli dostrzec, że co jakiś czas na drzewach lub gałązkach wisi tego samego koloru kawałek materiału zawiązany na supeł.
-Myślisz, że dawali sobie jakieś znaki? - To było pierwsze co pomyślał Herbert widząc owe oznaczenia. Czyżby uciekinierzy oznaczali drogę do obozu? Byłoby to niezwykle głupie z ich strony, ponieważ mogło naprowadzić na ich ślad szmalcowników.


A bad idea?There is no such thing as a bad idea. Only poorly executed awesome ones


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Zagajnik [odnośnik]29.10.21 15:18
Zawsze starała się być dobrze przygotowana na tego typu sytuacje. Taką myśl wyniosła z domu, ale nie ze szlacheckiego wychowania, a z opowiadań wuja, który finalnie zainspirował ją do podróży i przygód. Nie była silną kobietą, dość niska, szczupła, nie wyćwiczyła odpowiednio mięśni chociaż często zdarzało się, że musiała uciekać, wspinać się, pokonywać pieszo wiele kilometrów. Wszystko wiązało się z jej chorobą, która w ostatnim czasie jednak trochę ustąpiła. Skłamałaby mówiąc, że jej sprawność i zwinność nie poprawiły się od początku wojny. Nie były jednak one wciąż powalające. Dlatego zawsze starała się być gotowa. Na zmieniającą się pogodę, na możliwość ucieczki, na atak choroby, na konieczność pokonywania długich dystansów. Śmiała się w duchu z samozaparcia, ale to był jej sposób na życie. Na funkcjonowanie w tym pokręconym świecie.
Kiedy teleportowali się do miejsca, w którym rozpoczynała się ich wędrówka do Lucindy dotarła świadomość, że to będzie naprawdę długa i ciężka droga. Pora roku nie pomagała im w pokonywaniu dystansu, ale to chyba motywowało ją jeszcze bardziej. Mugole? W takich warunkach? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Czarodziejom było trudno radzić sobie z okrutną zimą, a przecież mieli magię w zanadrzu. Nie pozostawali całkowicie sami. Nie znała się na mugolach, ale potrafiła sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś odbiera jej możliwość czarowania. Miała nadzieje, że udało im się to przetrwać, miała nadzieje, że wciąż żyją.
Lucinda utkwiła spojrzenie na mapie i starała się jak najlepiej zapamiętać trasę. Zawsze tak robiła, bo ciągłe zatrzymywanie się na rozdrożach było męczące. Spowalniało drogę, a już w szczególności, gdy trasę miały pokonywać dwie, a nie jedna osoba. Czarownica skinęła głową i trzymając wciąż różdżkę w pogotowiu ruszyła w stronę, którą wskazał jej mężczyzna. – Prawdopodobnie dojdziemy do jakiejś ścieżki, albo polany… - dodała mając w pamięci drogę, którą muszą pokonać. Nie było żadnych rozwidleń, mapa nie pokazywała zbyt wiele, a to raczej w tak gęstych lasach się nie zdarzało.
- Wziąłeś może coś należącego do mężczyzny? Nie wiem czy będą skorzy nam uwierzyć na słowo. Musimy przekonać ich od razu, że nie stanowimy zagrożenia. Ludzie w takich sytuacjach robią wiele rzeczy impulsywnie, już to widziałam. – dodała. Lucinda też pragnęła na nowo ufać ludziom, ale wiedziała, że to się nie wydarzy. Odbudowanie tego co już stracone nie będzie możliwe. Pozbyła się naiwności i choć była za to wdzięczna to czasem jednak żałowała, że tak jest. Wiara w ludzi często była jedynym co jej pozostało,
Kiedy mężczyzna dostrzegł kawałek sznurka zawiązanego na gałęzi Lucinda zmrużyła oczy. Zrobiła kilka kroków i na kolejnym drzewie znalazła kolejny kawałek. – Dziwne – powiedziała głośno choć bardziej do siebie. – Może liczyli, że znajdą to tylko ci, którzy wiedzą czego szukać. Nie można być aż tak nieroztropnym. – zaczęła. Z drugiej strony mężczyzna, który został przyłapany razem z dziećmi na Farmie Greyów także nie zachowywał się nazbyt ostrożnie. Nie mogła przecież winić za to ludzi. Każdy miał swój sposób na życie. Nie każdy był myśliwym, tropicielem, poszukiwaczem. Ludzie nie musieli znać się na takich rzeczach, a wyobraźnia czyni cuda. – [b]Pójdźmy dalej i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi.[b] – mruknęła mocniej ściskając różdżkę w dłoni. Wolała być gotowa.
Im dłużej szli za powtarzającymi się kawałkami sznurka tym coraz mocniej czuła, że nie są sami. Nie było to uczucie wskazujące na to, że ktoś ich obserwuje, ale rosnący niepokój. Blondynka uniosła różdżkę i rzuciła – Homenum Revelio – musiała to sprawdzić.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 26 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zagajnik [odnośnik]29.10.21 19:07
Ostrożność Lucindy nie była nieuzasadniona; przeczucie doświadczonej wojowniczki zwykle nie myliło jej, gdy przychodziło do rozpoznawania zagrożenia. Czasem też okazywało się łutem szczęścia. Stanowczo wyszeptane Homenum Revelio sprawiło, że widziany oczami Lucindy zagajnik rozświetlił się dziesiątkami figur o kształtach przysypiających na drzewach ptaków, czmychających między gałęziami wiewiórek i skulonych w swoich zimowych norach jeży. W całej gamie zwierząt ciężko było rozpoznać ludzkie sylwetki, być może na tym etapie nie było ich jeszcze wcale - zanim jednak mogłaby przyznać Herbertowi, że są sami, jej uwagę przykuł szybko poruszający się kształt pod ich stopami. Zwierzę o kształcie zbliżonym do kreta drążyło nadzwyczaj energicznie, a jego świetlista sylwetka kawałek dalej pojawiła się nad ziemią, w miejscu skrytym przed oczami jej towarzysza Herberta z powodu rosnących tam gęstych krzewów. Jeżeli Lucinda zdecydowałaby się podejść i zbadać tajemnicze zwierzę, ujrzałaby małego niuchacza, ściskającego w pazurkach jeden złoty galeon.

Interwencja Mistrza Gry w związku z wyrzuceniem krytycznego sukcesu. Lucinda, jeżeli zdecydujesz się zajrzeć pod krzewy, znajdziesz niuchacza, którego możesz oszołomić zaklęciem Confundus (ST 30), by pozwolił ci wziąć się na ręce i zabrać do domu. Razem z niuchaczem znajdziesz złotego galeona i będziesz mogła wpisać sobie do skrzynki 5 PM. Jeżeli nie uda ci się oszołomić niuchacza za pierwszym razem, zakopie się w ziemi i ucieknie. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 26 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zagajnik [odnośnik]31.10.21 18:50
Wędrówka przez zaspy śnieżne była dość męcząca i zabierała im sporo czasu, ale gdyby znaleźli się przy obozie uchodźców za pomocą mioteł lub teleportacji mogli wzbudzić niepotrzebną panikę, ale przecież tego właśnie chcieli uniknąć.
Patrzył teraz jednak na kawałki materiału związane na gałęziach drzew i zastanawiał się czy rzeczywiście ktoś był na tyle naiwny uznając, że nikt się tymi oznaczeniami nie zainteresuje?
-Mam jedynie mapę oraz zdjęcie żony od Baxtera. - Mężczyzna uciekając nie wziął wiele, praktycznie nic. Trwała czystka, kto wtedy martwi się ubraniami czy innymi bibelotami kiedy należy ratować ludzkie życie; swoje i dzieci. Wypatrywał kolejny sznureczków idąc właśnie za nimi; nie wiedząc co ich spotka na samym końcu. Mimo wszystko, zgodnie z mapą, kierowały się one w stronę miejsca gdzie miał być obóz. Wiele wskazywało właśnie na to, że idą we właściwym kierunku, a sznurki wyznaczały właściwą drogę. Co za głupota! Podali siebie wręcz na tacy. Równie dobrze mogli wysłać imienne zaproszenie do szmalcowników. Inna sprawa, że właśnie wpadli w pułapkę zastawioną na uciekinierów przez popleczników samozwańczego lorda i szli w otwartą paszczę lwa, równie nieświadomie jak uchodźcy przed nimi. Musieli jednak to sprawdzić, a Grey nie miał zamiaru teraz zawracać i rezygnować z misji. Złożył obietnicę Baxterowi i zamierzał jej dotrzymać. Nagłe zatrzymanie się Lucindy zmusiły go zachowania większej czujności.
-Zauważyłaś coś? - Zapytał rozglądając się czujnie i również wyciągając swoją różdżkę gotowy do działania, choć nie wiedział skąd spodziewać się potencjalnego ataku. Rzucone zaklęcie zawibrowało w powietrzu, aż przeszły go ciarki nie zobaczył jednak żadnej poświaty wskazującej, że w okolicy znajduje się człowiek. To go trochę uspokoiło więc zaczął rozglądać się za kolejnymi sznurkami nie świadom tego, że Lucinda mogła właśnie natrafić na małego niuchacza. Dostrzegł za to w śniegu ślady innego człowieka, widać, że jakiś czas temu przechodziła tędy jakaś osoba, choć co dziwne, były one dość głębokie i mocno rozkopane, jakby tymi samymi śladami chodził w jedną i w drugą stronę. Ponownie jego czujność została zaalarmowana.
-Oj! - Zawołał w stronę Lucindy, nie chcą wymawiać jej imienia na wypadek gdyby ktoś był w okolicy i ich obserwował. - Spójrz. - Wskazał ślady, a następnie kolejny znacznik w postaci kawałka materiału na gałęzi obok śladów.


A bad idea?There is no such thing as a bad idea. Only poorly executed awesome ones


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Zagajnik [odnośnik]02.11.21 9:08
Poprawnie rzucone zaklęcie dało jej delikatny pogląd na sytuację. Byli tu sami. Prawie sami. Szelest w krzakach ją zaalarmował, ale wiedziała, że nie mają do czynienia z żadnym człowiekiem. Podświetlone sylwetki należały do mieszkańców lasu, a one choć czasem niebezpieczne nie były tym czego szukali. Wiedziona instynktem podeszła do jednego z krzaków chcąc dostrzec co kryje się po gałęziami. Dopiero gdy się schyliła jej oczom ukazał się mały niuchacz. Blondynka nie miała zbyt dużej wiedzy z zakresu ONMS, ale te chochliki znała doskonale. Niejednokrotnie galeonów z jej sakiewki ubywało, bo jakiś zaplątał się w jej wyposażeniu podczas podróży. – Cześć maluchu – powiedziała szeptem, żeby go nie wystarczyć. – Głuptas z ciebie. Zamarzniesz tu. – dodała. Nie chciała go tu zostawiać, poruszając się po śniegu praktycznie całkowicie znikał pod warstwą grubego puchu. Może i nie była to część jej misji, ale Lucinda była człowiekiem i ważne były dla niej wszystkie istoty. Nawet takie małe chochliki. – Confundus – rzuciła, a kiedy niuchacz znieruchomiał czarownica schowała go do przedniej kieszeni swojej szaty. Wolała mieć pewność, że ten przeżyje. Może nawet odnajdzie drogę do domu. Tu na pewno nie było warunków do tego by przeżyć.
Zaalarmowana głosem mężczyzny podeszła bliżej. Dlaczego się na to zdecydowali? Może nie mieli tak wielkiej wiedzy z zakresu ukrywania się, może postanowili zostawić sobie szansę na powrót, ale było milion innych sposób na to, żeby zapamiętać trasę. Podali się jak na tacy? Naprawdę nie chciało jej się w to wierzyć. Czarownica odwróciła się i skierowała różdżkę w stronę śniegu. - Vestitio – rzuciła na ich ślady. – My nie możemy sobie pozwolić na takie poczucie bezpieczeństwa – właśnie tak to oceniała. Ktoś przerażony, uciekający, nie myśli o drodze powrotnej tylko o ukryciu się raz a dobrze. To wszystko wyglądało bardzo dziwnie, ale czy ona miała jakąkolwiek wiedzę o mugolach? Mogła jedynie próbować ich zrozumieć.
Czarownica zaczęła się cofać kiedy ślady ich butów znikały pod odpowiednią inkantacją. Śnieg po którym stąpali był zbity delikatną warstwą lodu. Dopiero przy większy nacisku but zatapiał się w białym puchu. Cofając się poczuła, że podłoże się zmienia. To uczucie kiedy idziesz w ciemności po schodach i jesteś przekonany, że przed tobą jest jeszcze jeden stopień, a jednak lądujesz na płaski. Lucinda nie zdążyła się zastanowić nad tym skąd taka zmiana podłoża, bo gdy postawiła drugą stopę grunt pod nią się zawalił. Czarownica próbowała się złapać czegoś, ale wykopany dół był śliski, a krawędzie za mocno zaokrąglone. Blondynka zsunęła się po skarpie wstrzymując oddech. Przerażał ją fakt, że gdyby była sama i nie miałaby różdżki właściwie nie miałaby szansy na wyjście z tego dołu. Zanim jednak zdążyła podnieść głos do swojego towarzysza została zaatakowana przez ogromną fałdę śniegu. Widocznie pułapka była przygotowana tak by finalnie naruszyć niestabilną powierzchnię śnieżną i wywołać małą lawinę, która raz na zawsze pozbędzie się intruza.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 26 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Zagajnik [odnośnik]02.11.21 17:25
Należało być ostrożnym, zwłaszcza, że teraz był niemal pewien iż na coś natrafili, lub na kogoś. Ruszył powoli za Lucindą mając różdżkę w pogotowiu, gotów zareagować natychmiast gdyby zaszła taka potrzeba. Śnieg niczego nie ułatwiał zasłaniając to co zwykle było wskazówką w wędrówkach: kamienie milowe, oznakowania drzew, wydeptane ścieżki, miejsca ogniskowe. Teraz musieli zdać się na poczucie kierunku i własny spryt. Kiedy rozglądał się na boki wydawało mu się, że widzi ruch między drzewami, ale nim zdążył rzucić zaklęcie usłyszał jak ziemia usuwa się spod nóg Lucindy.
-Zaraza! - Rzucił się w jej stronę ale kobieta w mgnieniu oka zniknęła pod warstwa puchu. Przeraził się nie nażarty, ponieważ śmierć pod lawina nie należała do najszybszych, wychłodzenie organizmu, brak powietrza to jedne z możliwości. -Aqua siccum! - Wyrzucił z siebie biegnąc prawie się przewracając w śniegu, a kiedy stanął na krawędzi zapadliny znów wypowiedział zaklęcie.-Aqua siccum! - Tym razem się udało i śnieg wokół zaczął powoli odparowywać, ukazując coraz bardziej dziurę, ale Grey nie miał możliwości sprawdzenia czy z Lucindą wszystko w porządku, ponieważ spory kamień przeleciał mu tuż obok głowy i upadł głucho w zaspie śnieżnej. -Co do cholery?
-Ha! Mam was! - Zza drzewa wprost na Greya wybiegł dość rosły mężczyzna, który niczym rozsierdzony tur rzucił się na niego powalając na ziemię nim botanik zdążył zareagować. Napastnik wymierzył w nos czarodzieja solidny cos, który sprawił, że z poleciała z niego krew, a Grey zaklął szpetnie. Szarpnął się mocniej chcąc zrzucić napastnika z siebie, trafił kolanem w kość ogonową przeciwnika, a ten zakrzyknął zaskoczony luzując swój uchwyt, to wykorzystał botanik zrzucając z siebie mężczyznę. Zerwał się gwałtownie z ziemi, a różdżka gdzieś zniknęła w śniegu, nie miał jednak czasu aby jej szukać, pozostały mu pięści i umiejętność walki. Zerknął jeszcze w stronę zapadliny licząc, że dojrzy jasną głowę Lucindy, ale zaraz zrobił unik przed kolejną pięścią, która poleciła w jego stronę. Nie pozostał jedna bierny i nurkując wymierzy cios prosto w bok przeciwnika, ten nie zdążył uskoczyć i wciągnął gwałtownie powietrze do płuc. Po chwili walczący znów się zwarli w walce, tratując wokół siebie cały śnieg. Grey uniósł pięści na wysokość twarzy by blokować ewentualne uderzenia, ale przeciwnik tym razem uderzył stopą w jego kolano, co sprawiło, że botanik padł na ziemię, nie pozostawał dłużny i podciął nogi  napastnikowi, który runął jak długi. W tym momencie Herbert porwał z ziemi najbliższy patyk i stanął nad leżącym.
-Ani się rusz! - Zawołał do niego czując jak krew z nosa zalewa mu usta i brodę. Leżący podniósł do góry dłonie w geście oznaczającym kapitulację. Miał brudne ubranie, podobnie jak Grey, od walki, potargane włosy, był młody i skupiony na patyku, który trzymał botanik. Nie był gotów jednak sprawdzić czy to prawdziwa różdżka. Oddychał ciężko. -Lucinda! - Zawołał w stronę kobiety.

em:46/50


A bad idea?There is no such thing as a bad idea. Only poorly executed awesome ones


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578

Strona 26 z 30 Previous  1 ... 14 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30  Next

Zagajnik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach