Wydarzenia


Ekipa forum
Wzniesienie
AutorWiadomość
Wzniesienie [odnośnik]11.11.15 21:32
First topic message reminder :

Wzniesienie

Skromna polana nieopodal plaży mieści się na niewysokim wzniesieniu, z którego roztacza się widok na falujące, bijące wilgocią morze. Upstrzona polnymi kwiatami za dnia jest mało uczęszczana. Nocą jest doskonałym punktem widokowym na niebo, brak koron drzew w promieniu przynajmniej kilkuset metrów pozwala podziwiać księżyc oraz gwiazdy. Początkiem sierpnia, podczas festiwalu lata, można zaobserwować sunące komety.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzniesienie [odnośnik]25.06.18 0:00
Był poniekąd zmęczony już pytaniami, ale był sobą, dlatego ukazanie jakiejkolwiek emocji, która nie spodobałaby się rozmówcy, była niemożliwością. Być może była to naiwność, a być może chodziło o coś zupełnie innego. Tak czy inaczej Jayden nigdy nie pozwalał sobie na zbywanie ludzkiej ciekawości. Był typem człowieka, który zapracowałby się na śmierć, gdyby miało to chociaż odrobinę pomóc komuś w zrozumieniu świata lub ukochanej profesora - astronomii. Chciał, by każdy mógł dostrzec jej piękno, ale nigdy nie uznałby tej dziedziny nauki za romantyczną. Nie dlatego, że był aż tak twardo stąpającym po ziemi człowiekiem; każdy wszak kto nawet delikatnie przystanął koło mężczyzny, mógł stwierdzić bez ogródek, że Vane nie był realistą. Wręcz przeciwnie. Typowy marzyciel, który wędrował non stop wśród gwiazd, równocześnie nie odrywając się ciałem od ziemi stanowił ciekawe zjawisko. Być może dlatego że tak rzadko spotykane. Nie oznaczało to jednak że miało się to równać z odkryciem sekretów znanych pod pojęciem duszy romantycznej. Bo tej profesor nie miał za grosz, a jeśli mówił o silnej emocji, jaką była miłość to zdecydowanie nie w tak trywialnych kategoriach. Zatrzymał się więc, słysząc słowa słuchaczki wykładu, zastanawiając się, czym chciała się z nim podzielić i skąd ów drobna obiekcja, którą zamierzała mu wyjawić. Czekał na meritum cierpliwie, a gdy zrozumiał w czym rzecz, jego twarz złagodniała nabierając wyrazu, który miał zarezerwowany dla wyjątkowo zestresowanych lub bezczelnych uczniów. Miał w sobie sporo ciepła i poniekąd zrozumienia. Chociaż w tym przypadku tego drugiego nie było prawie wcale.
- Odrzucenie romantyzmu? Zadowolenie gawiedzi? Droga pani, gdybym chciał kogoś zadowalać, zmieniłbym zawód lub uciekł z cyrkiem - odparł szczerze rozbawiony przytykiem. Kobiety i ich niepoprawne poczucie romantyzmu... Co one w tym widziały? Zamiast skupiać się na pięknie dnia codziennego wolały snuć niesamowite wizje i historie, które nie miały prawa się ziścić. A może to polegało na czymś innym? Kiedyś Evey starała się mu to wytłumaczyć, ale w połowie zdania przestał jej słuchać, rozmyślając za to o nowym teleskopie, który właśnie płynął do niego aż z Indii. Wspaniały przedmiot... A jaki dokładny. - Życzenie przy spadającej gwieździe? - powtórzył za kobietą, czując jak szeroki uśmiech pobłażliwości powoli powiększał się na jego ustach. - Tego uczono pani w szkole? - spytał, kręcąc głową i wyjmując z kieszeni paczuszkę strzelających żelków. - Równie dobrze można czekać na dostanie w głowę meteorytem. Na pewno lord Prewett poprosiłby kuglarzy o rozrywkę lub bajarza. A propos... Podobno będą tutaj te opowieści. Jutro? Pojutrze? - Wzruszył ramionami, przenosząc spojrzenie na gości zmierzających w stronę jarmarku.  Jeszcze tam nie był, a na pewno na straganach było pełno ciekawych przedmiotów. Stoły musiały uginać się pod ich ciężarem... Możliwości zdobycia czegoś unikatowego omamiły umysł Jaydena, odrywając go od tej rozmowy na pewien moment. Zamyślił się, a gdy zdał sobie sprawę, że wciąż stał na wzgórzu, otrząsnął się i spojrzał na nieznajomą obok, która stała nieco blisko jak na jego gust. - Droga pani. Astronomia nie jest przedmiotem do wprowadzania w błąd i bynajmniej nie ma romantyzmu w umierającej gwieździe, a jedynie oczekiwanie na narodziny nowej. Jeśli ów cud natury ma zostać przysłonięty powszechnym romantyzmem, to proszę się nie dziwić, że go pani na moim wykładzie nie uraczyła. Jeśli jednak ciekawią panią androny, wróżby są jutro - odpowiedział, po czym skłonił delikatnie głową w kierunku kobiety, uśmiechając się ciepło i ruszył w dół wzniesienia.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 04.08.19 17:23, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Wzniesienie [odnośnik]25.06.18 16:32
Kiedy Rowan trzepocze rzęsami to sobie znowu przypominam dlaczego jesteśmy tu dzisiaj razem - wystarczyło spojrzeć w te przecudne ślepia by utonąć w nich na wieki wieków i nawet się tym jakoś specjalnie nie przejmować. Już czuję na ustach słodycz jej pełnych warg, nawet mrużę delikatnie oczy i wtedy miast na miękkie, dziewczęce usteczka trafiam na gorycz jej ostrego obcasa. Ból jest chwilowy, ale przejmujący i właściwie ledwie powstrzymuję się przed krzykiem, szczególnie, że to się przecież miało skończyć zupełnie inaczej. Zaciskam wargi w wąską kreskę, czując delikatnie pieczenie gałek ocznych, jednak tylko się obruszam, bo jakoś niespecjalnie mi się uśmiecha zwracanie na siebie uwagi wszystkich zgromadzonych na wzniesieniu. To wieczór profesora Vane'a i niech się na niego gapią. Albo na kogokolwiek innego, jak kto uważa w sumie.
- Cieszę się, że ci się podobają. - cedzę przez zęby i nawet się staram niemrawo uśmiechnąć, przez co wyglądam jak kompletny baran, albo jakbym dostał zatwardzenia - Wybacz to DROBNE spóźnienie, pewne... ważne sprawy mnie zatrzymały, ale nie będę cię zanudzać. - macham ręką, w nadziei, że nie będzie naciskać na żadne tłumaczenia, bo by raczej nie była zadowolona, że oddawałem się hazardowi jeszcze kilka minut wstecz, ale hej! ja chciałem zarobić na naszą randkę! Tyle, że kobiety nigdy nie rozumiały takich rzeczy.
- Co on tam gada w ogóle? - zerkam w kierunku prowadzącego to całe spotkanie akurat w momencie, w którym rozprawia o meteorytach i się nieznacznie krzywię, bo w gruncie rzeczy miałem nadzieję na jakieś tezy co to dodadzą trochę romantyczności temu wydarzeniu, a tymczasem... - Ech, cały nastrój spłonął właśnie w atmosferze... - unoszę wzrok ku niebu i kręcę delikatnie głową, ale uśmiecham się lekko pod nosem - Profesor Vane chyba musiał niedawno dostać jakiegoś kosza, skoro postanowił zabić we wszystkich słuchaczach tę ostatnią iskrę romantyczności. - śmieję się, mówiąc szeptem do mojej towarzyszki, bo nie chcę żeby mnie ktoś usłyszał - jeszcze by ludzie pomyśleli, że wiem coś na ten temat i masz babo placek. Tak właśnie tworzą się plotki, a ja właściwie znałem profesora Vane'a tylko z nazwiska, bo chociaż to może być zadziwiające, posiadałem nawet podstawową wiedzę z astronomii. Ciała niebieskie wydawały się iście fascynujące, chociaż to kobiece wygrywały w przedbiegach, gdyby by kazano wybierać.
- Wiesz, ja też się trochę znam na gwiazdach, wiem na przykład, że dzisiaj wszystkie ukryły się w twoich oczach. - mówię i puszczam do Rowan oczko, obdarzając ją czarującym uśmiechem. Jak nadal będzie się dąsać o to spóźnienie, to ja już nie wiem!!




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Wzniesienie [odnośnik]26.06.18 22:04
Chłód wieczoru nie przeszkadzał jej w zajęciu wolnego skrawka polany na wzniesieniu. Miękki, odporny na wilgoć koc, znalazł się pod jej nogami. Usiadła na ziemi, podkulając nogi, wcześniej zsuwając skórzane botki ze stóp. Nie była jednak naiwna, by wierzyć, że wytrzyma boso cały wykład. Otuliła się brzegiem drugiego, równie miękkiego koca, który rozłożyła wokół siebie. Ułożyła dłonie pod brodą i dla wygody oparła je na kolanach.
Wbrew pozorom, nie było wielkich tłumów. Wiele par, które tuliły się do siebie, bardziej interesowały się własnymi, szeptanymi słowami, niż głoszona wypowiedzią astronoma. Inara za to słuchała z uwagą, co jakiś czas marszcząc brwi lub przechylając głowę na bok, starając się wyłapać gasnące na wietrze słowa. Temat wcale nie był prosty w przekazie i mogłaby tylko pogratulować profesorowi takich umiejętności. Alchemiczka wolała nie popisywać się retorycznymi umiejętnościami. Wolała indywidualne rozmowy.
Nie skupiała się zbytnio na otaczających ją sylwetkach. Migały jej znajome oblicza, rozpoznawała przyciszone głosy, ale nie interweniowała towarzysko. Przyszła na miejsce zamyślona, może odetchnąć nocnym powietrzem, może ...potęsknić. A może po prostu posłuchać mądrych słów nauki, z którą nie zawsze miała okazję się spotkać w znamienitszym gronie. Przymykała więc oczy, by w skupieniu  odebrać płynące do niej wyrazy. Niebo kryło w końcu tak wiele tajemnic, więcej niż ludzkie oko było w stanie dostrzec. Fakt, że jedną z najbardziej magicznych ingrediencji, były odłamki spadających gwiazd, potwierdzało kreślone przez prowadzącego wykład. Nawet, jeśli zagłębiał się w tajniki śladu, pochodzenia i tworów meteorytowych, nie oderwał nic z mocy, którą z siebie emanowała każda z gwiazd. Uśmiechnęła się nawet rozbrajająco, gdy Vane skończył mówić, ale nim jej dłoń uniosła się zapraszając go na chwilę rozmowy, otoczył go wianuszek ciekawskich.
Drgnęła, gdy usłyszała swoje imię. Uśmiech nadal błąkał się na malowanych czerwienią wargach Inary, gdy szukała właścicielki głosu. Rozpoznała drobną sylwetkę Cressidy i zaprosiła do siebie, przesuwając się na kocu i wskazując miejsce na cieplejszej niż wilgotna od nocy ziemia - Lady Fawley - zatrzymała wzrok na jasnym obliczu młodziutkiej kobiety. Żony i matki. Nie umiała do końca pojąć, czemu ktokolwiek chciał tak szybko oddać mężczyźnie tak uroczy kwiat, ale rzeczywistość szlachetnych kobiet nigdy nie była prosta. Inara mogła jedynie cieszyć się, że zdążyła uszczknąć wolności, nim... trafiła na kogoś, z kim tę wolność mogła dzielić - Dziękuję za troskę, moja droga, ale niepotrzebnie się martwisz - kiwnęła lekko głową, podsuwając dodatkowo miękki koc. Wysunęła palce spod materiału i ułożyła je po bokach - Tylko niektóre? - zaśmiała sie cicho - Jestem całkiem biegła w przedstawianej przez Profesora dziedzinie, ale słuchając wykładu miałam wrażenie, że opuściłam zbyt wiele rozdziałów w nauce - odetchnęła cicho, wydmuchując ciepłe powietrze przez nos - ale może winą jest wąska specjalizacja, którą się trudnię - spojrzała na towarzyszkę - Wyobrażasz sobie, że patrząc teraz na jedną z spadających gwiazd - Inara podążyła wzrokiem za niknącym blaskiem, który przeciął ciemne niebo - że realnie, widzimy tylko jej echo? Samej gwiazdy już tam nie ma - mimowolnie wysunęła bladą dłoń, by palcem nakreślić podniebną linię lotu upadającego odłamka.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wzniesienie - Page 6 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Wzniesienie [odnośnik]27.06.18 17:38
Cressida naprawdę żałowała że zaniedbała wpojoną w dzieciństwie wiedzę. Zawsze jednak pociągała ją sztuka, a niebo zdawało się dużo bardziej interesujące z artystycznego niż naukowego punktu widzenia. Lubiła patrzeć w gwiazdy i zachwycać się ich odległym pięknem, ale z czasem bardziej szczegółowa wiedza o tajnikach astronomii uległa u niej zatarciu, ponieważ na co dzień nie miała okazji użytkować jej w bardziej praktyczny sposób, jak pewnie robili to alchemicy, dla których istotne było znanie szczegółowego układu gwiazd, który podobno miał wpływ na jakość warzonych eliksirów.
Nie zdziwiło ją wiec zobaczenie Inary, alchemiczki. Woląc spędzić wieczór w towarzystwie kogoś, kogo znała a z kim dawno nie miała okazji rozmawiać, postanowiła się do niej dosiąść, by wysłuchać wykładu w jej towarzystwie. Z chęcią skorzystała z koca, który był znacznie milszą, cieplejszą i suchszą alternatywą niż wilgotna trawa.
Uśmiechnęła się do niej lekko. Dość zaskakujące mogło wydawać się to, że Cressida, która pod koniec sierpnia miała ukończyć dopiero dwadzieścia lat, była już żoną i matką, ale jej ojciec, Leander Flint, jako konserwatywny tradycjonalista nie wyobrażał sobie zbyt długiego odwlekania obowiązku. Szybko wyraził zgodę na aranżowane zaręczyny wysunięte ze strony Fawleyów, choć pozostawało faktem, że nie podobała mu się strona, w którą Fawleyowie zaczęli niepokojąco zbaczać w poprzednich miesiącach, już po ślubie, czego Leander nie przewidział, oddając im rękę najmłodszej córki. A Cressida, obawiając się, że kolejna propozycja małżeństwa może nigdy nie nadejść (wiara w siebie nie była jej mocną stroną) przyjęła oświadczyny Williama, panicznie bojąc się zawiedzenia swojej rodziny. Została w końcu wychowana w duchu tradycji i przygotowana do tego, że jej główną życiową rolą będzie zostanie czyjąś żoną i matką.
Inara otrzymała zaskakująco dużo czasu, wychodząc za mąż później niż większość dam, ale teraz była już zapewne dumną i szczęśliwą lady Nott, i może wkrótce i ona pozna cud noszenia w sobie nowego życia. Tak przynajmniej wyobrażała to sobie Cressida, wierząc, że małżeństwo i macierzyństwo to najlepsze, co może spotkać kobietę.
Ucieszyła się z wieści, że wszystko dobrze.
- Cieszę się. W tych... niespokojnych czasach trudno się nie martwić, więc tym bardziej cieszy mnie, że wszystko w porządku. Mam też nadzieję... że dobrze się czujesz jako lady Nott – rzekła, spoglądając na nią ukradkiem. – No dobrze, większość – przyznała po chwili, wciąż lekko zawstydzona tym, jak wiele pozapominała. – Przez ostatnie lata spoglądając w niebo raczej nie zastanawiałam się nad naukowymi aspektami, kontemplowałam jedynie piękno jasnych punktów migoczących na granatowym tle w te wieczory, kiedy nie było ono zasnute chmurami. Ty jako alchemiczka pewnie patrzysz na niebo pod zupełnie innym kątem niż ja, malarka. A ten wykład... to było dość niecodzienne spojrzenie, tak mi się wydaje. I pewnie rozwiało złudzenia niektórych panien, ale cóż... Dla mnie spadające gwiazdy nadal mają w sobie coś urokliwego i magicznego.
Zamyśliła się, zadzierając głowę do góry, by spojrzeć w niebo, próbując dostrzec gwiazdy, także te spadające. A kiedy wychwyciła jasną smugę w ułamku sekund przecinającą niebo, lekko rozchyliła usta w wyrazie niemego zachwytu. To był piękny widok. I mimo wszystko romantyczny, jeśli zapomnieć o tym, co opowiadał profesor Vane o prawdziwej naturze tych światełek, wcale nie będących gwiazdami a meteorami, choć wciąż myślała o nich jako o „spadających gwiazdach”.
- Więc gdzie jest? – zapytała z ciekawością. – Czy to właśnie te gwiazdy, które spadają na ziemię, i które później sprzedają na festiwalowym jarmarku? Czy to prawda, że można z nich robić eliksiry?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Wzniesienie [odnośnik]29.06.18 13:46
Obserwowała go uważnie, nie powstrzymując uniesienia brwi i próbując się nie uśmiechnąć na widok dorosłego człowieka, zjadającego żelki i próbującego udzielić jej reprymendy, bo tak właśnie interpretowała padające słowa. Nie zraziła się jednak, kurczowo trzymając się wysnutego już wcześniej wniosku: najwidoczniej nie zrozumiał zamysłu wykładu, który chociaż w minimalnym stopniu powinien posiadać pewne baśniowe elementy; odrobinę finezji i polotu, nie suche fakty, których zapewne część osób nawet nie przyswoiła – wystarczyło się tylko rozejrzeć i odrzucić egocentryzm. Zaczynała podejrzewać, że prowadzone przez profesora lekcje wyglądają w podobny sposób – i nagle zaczęła rozumieć dlaczego duża część osób wprost nie cierpiała tego przedmiotu, odrzucając jego sens oraz przydatność. Nie powiedziała tego jednak na głos, nie mając zamiaru w żaden sposób go prowokować, chociaż chęć niewielkiej prowokacji, wbicia szpilki i wymuszenia na nim odrzucenia spokoju była niezwykle kusząca.
Jest pan strasznie zgorzkniały – rzuciła, kiedy tylko zaczął się oddalać. Sama wcale nie zamierzała ruszać się ze swojego miejsca, ani tym bardziej za nim biec; był zgorzkniały, tak podejrzewała, lecz zawsze mogła się mylić – mylenie się jednak było w jej przypadku rzadkością. Była lekkoduchem, potrafiła więc rozpoznać osobę o podobnym usposobieniu do swojego, a mężczyzna, który na początku bujał w obłokach, by teraz niekulturalnie odwrócić się plecami raczej nie mógł być podobną do niej duszą. Cóż. – Romantyzm nie dotyczy jedynie zakochania dwóch osób – dziwiła się, że wykształcona osoba nie posiadała tej wiedzy, odbiegającej może rzeczywiście od nauczanych w szkole rzeczy, sprowadzając romantyzm tylko do dwóch zakochanych osób, w uproszczonej i wyolbrzymionej definicji; a ideały? marzenia? wybieganie poza wpojony, monotonny racjonalizm? oglądanie cudów natury i fascynacja żywiołem, którego nie da się poskromić? – Ale skoro według pana romantyzm sprowadza się tylko do uczucia pomiędzy ludźmi, to najwidoczniej musi pan poszukać miłości, żeby to zrozumieć i dostrzec nawet w cudzie natury – dodała; zresztą, wcale nie było tak, że zakochane osoby widziały tylko swoją drugą połówkę i nie skupiały się na pięknie dnia codziennego; zakochane osoby wbrew pozorom dostrzegały więcej, czuły więcej i czerpały więcej przyjemności nawet z prymitywnych czynności, jakimi był chociażby spacer, czy chwila zadumy nad naturą. Nie odezwała się więcej; wzruszyła ramionami na koniec, uśmiechając się promiennie.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Wzniesienie [odnośnik]02.07.18 16:13
Nie rozumiała ciągoty mężczyzn do dalekich podróży, żądzy przygód. Znacznie ciekawsze przygody można było wszak przeżyć tu, na miejscu, czyż ich pięknej Anglii czegokolwiek brakowało? W ramach kaprysu na wyciągniecie ręki była także nie mniej urokliwa Francja, z której wywodziła się rodzina Fantine, w której spędziła tyle lat, ucząc się w Akademii Magii Beauxbatons; serce tęskniło za tym miejscem, lecz czuła sę przywiązana także do Dover. Jakie widoki mogły przebić urodę białych klifów, błękitu uderzających weń fal i połaci różanych ogrodów? Najpewniej żadne. Z pewnością żadne. Wysłuchała jednak słów lorda Notta ciekawością.
- Może opowie mi pan cóż to za przygody trzymały pana tyle lat poza granicami kraju? - zagadnęła z nienaganną uprzejmością; z niewielkiej torebeczki wyciągnęła wachlarz. Zapadła noc, lecz sierpień zaskoczył ich skwarem lejącym się z nieba. W ciasnym gorsecie nagle zrobiło się jej duszno. - Niewątpliwie mają swój urok - zgodziła się Fantine, wachlując leniwie. Skandynawię oglądała dotychczas jedynie na obrazach i fotografiach; gdyby tylko sobie tego zażyczyła, najpewniej zorganizowano by dla niej podróż, lecz nie miała na to ochoty. Na północy było z pewnością za zimno jak na jej wyrafinowane gusta. Od mrozu najpewniej nos przybrałby karminową barwą i nie prezentowałaby się tak olśniewająco jakby sobie tego życzyła. Czerwcowe mrozy i tak dały się Fantine we znaki, przede wszystkim psując plany na rozpoczęcie letniego sezonu towarzyskiego; w szafach wisiało tyle sukien przygotowanych na czerwiec! Nic to jednak, odbijała sobie to teraz, każdego dnia festiwalu zamierzając pokazać się w inszej kreacji.
W istocie wśród obiektów jej zainteresowań próżno było szukać magicznych artefaktów, czy klątw; to nie były pasje dla młodej damy, nie powinien mieć jej więc tego za złe. Na całe szczęście umiłowała sobie zajęcia, które przystawały lady - alchemię i malarstwo darzyła szczerą miłością, a ponadto była w obu dziedzinach utalentowana. Eliksiry nieodłącznie wiązały się z astronomią, dlatego słowa o gwiazdach nad Górami Skandynawskimi wzbudziły w Fanny ciekawość. Zerknęła na lorda Eddarda wyczekująco z uśmiechem, błąkającym się w kąciku ust.
- Czy rozpoznał pan konkretne gwiazdozbiory? - pociągnęła go podchwytliwie za język; ciekawiło ją, czy miał jakiekolwiek pojęcie o ciałach niebieskich i ich ułożeniu na niebie. Tę wiedzę z łatwością mogła zweryfikować, bo i pojęcie miała z pewnością większe, niż zazwyczaj miały kobiety z tytułem lady.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Wzniesienie [odnośnik]12.07.18 18:34
5 sierpnia
Poprzedni dzień Festiwalu Lata nie był dla niej tak spokojnym przeżyciem, jak sądziła, dlatego dzisiaj liczyła na możliwość odetchnięcia, w związku z czym początkowo planowała spędzić ten dzień samotnie, ale kiedy Lupus wyszedł do niej z propozycją dotrzymania jej towarzystwa, nie odmówiła. Nie sądziła, by on, podobnie jak jej brat albo inne arystokratki, chciał poruszać temat małżeństwa czy jej pracy, jako że swoją dezaprobatę wyraził dawno temu. Z Morgothem nie poruszała tego tematu w tym wydźwięku, przynajmniej do pewnego czasu. Teoretycznie była przygotowana na tę rozmowę, ale nie zmieniało to faktu, iż trudno było jej się z tym w rzeczywistości zmierzyć. Praca, którą wykonywała w Świętym Mungu stanowiła istotną część jej życia, w związku z tym nikogo nie powinno dziwić to, że nie chciała z niej zrezygnować. Zdawała sobie sprawę z tego, że wielu nie podoba się jej obecność w szpitalu, ale dawno temu przestała się tym przejmować, wiedząc, że czas, który tutaj ma, jest ograniczony. Jednakże świadomość tego, iż ten moment nastąpi, nie umniejszała żalu, który odczuwała, bo chociaż nie zamierzała się sprzeciwiać bratu i kłócić z nim, to jednak w tej sprawie uległa mu z trudem. Nie chciała tego ukrywać, przy czym nie chodziło jej o zrobienie z siebie męczennika, tylko o to, aby Morgoth wiedział, że Leia rezygnuje z czegoś, co jest dla niej naprawdę ważne, chociaż pewnie zdawał sobie sprawę z tego już wcześniej. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze małżeństwo, czyli z jednej strony kolejna rzecz, na którą była przygotowana, ale z drugiej strony coś, czego wolałaby uniknąć. Gdyby miała być ze sobą całkowicie szczera, powiedziałaby, że boi się tego małżeństwa, niezależnie od tego, kto miałby zostać jej mężem. Nigdy nie potrafiła sobie siebie wyobrazić w roli dobrej żony czy też matki, nie mówiąc o tym, że nawet nieszczególnie aspirowała do takiego miana, choć wiedziała, że powinna, aby jej rodzina była z niej dumna. Czy jeżeli zostanie obiecana komuś, kogo nie będzie w stanie znieść, to czy będzie w stanie zachować pozory tego, że wszystko jest w porządku? Czy będzie chciała w ogóle te pozory zachować, by nie sprawiać problemów rodzicom i bratu? A jeśli zdecyduje się na poradzenie sobie z tym na własną rękę, to czy rzeczywiście będzie w stanie to zrobić? Miała w sobie teraz mnóstwo sprzeczności i dziwnie poszarpanych myśli, dlatego właśnie potrzebowała chwili, by móc się uspokoić i chociaż spróbować jakoś to pozbierać. Musiała być pewna tego, co myśli i czuje, ponieważ nachodziły kolejne ciężkie dni.
Nigdy nie znała się zbyt dobrze na gwiazdach, co jednak nie oznaczało, że nie potrafiła docenić ich piękna. Gdy pogoda na to pozwalała, lubiła się w nie wpatrywać, mimo że nie była w stanie znaleźć kolejnych gwiazdozbiorów albo ocenić czy obiekt, który widzi, to spadająca gwiazda, czy może coś zupełnie innego. Teraz też się w nie wpatrywała, może nie rozumiejąc sensu, ale doceniając, że świeciły właśnie tutaj, pozwalając jej na ich podziwianie. Pozwoliła sobie na chwilę milczenia, nie czując się w tej ciszy niekomfortowo, wręcz przeciwnie. Z natury Leia nie była szczególnie towarzyską osobą, ale w tym momencie cieszyła się, że nie jest sama, tak jak początkowo planowała. Co prawda nie mogłaby powiedzieć Lupusowi o wszystkich swoich wątpliwościach, ale przynajmniej miała w tej chwili poczucie, że gdzieś obok znajduje się ramię, na którym w razie wypadku będzie mogła się wesprzeć, nie podając powodu, dla którego tego potrzebuje. — Nic nie wiem o astronomii — przyznała w końcu, gdy w końcu doszła do wniosku, że pozbierała się na tyle, aby móc rozmawiać i poświęcić się temu w stu procentach. W każdym razie miała nadzieję, że Lupus nie spojrzy teraz na nią spod byka, bo przecież to ona zaproponowała, żeby poszli obejrzeć gwiazdy i może liczył na to, że nie przyjdą tutaj dla samego siedzenia, a jednak to właśnie się stało.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wzniesienie - Page 6 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley
Re: Wzniesienie [odnośnik]17.07.18 16:13
Nigdy nie poświęcano mu wiele uwagi, przynajmniej w porównaniu z pierworodnym Juliusem; można powiedzieć, że jak na szlacheckie standardy otrzymał wiele swobody. Dlatego jego nieposkromiona wyobraźnia latami pchała go w objęcia przygody. W ten sposób poczuł całkowitą wolność, namiastkę tego, czego posmakował podczas licznych ucieczek spod niezbyt czujnego oka guwernera. W ten sposób dziecięce marzenia o odkryciu tego, co dotychczas było nieznane. Nie w głowie była mu kariera biurowa, w marzeniach sennych widział wysokie i strome zbocza gór, niemalże czuł, jak mroźne powietrze kuje jego policzki. Sprowadzenie lorda Notta do Anglii i zmuszenie do pozostania w kraju na dłużej było, jak zamknięcie smoka w klatce - pozornie spokojny w końcu zaatakuje, domagając się wolności. Na razie trwał w stanie uśpienia, spokojnie przyjmując na swe barki obowiązki wobec rodu; posłusznie wypełniał wolę nestora, znajdując ujście dla swojej energii w inny sposób. - Poszukiwanie nowych magicznych artefaktów, one trzymały mnie z dala od rodzinnych stron. Każda wyprawa jest inna, za każdym razem podążamy jedynie za poszlakami, ale nie chciałbym zanudzać panienki zbyt długimi opowieściami- chociaż uwielbiał swoją pracę i to co się za nią kryło, to nie zwykł mówić o sobie i swoich dokonaniach, nie w obecności lady, której zainteresowania dalekie były od niebezpiecznych wypraw, prowadzących do jeszcze niebezpieczniejszych artefaktów. Merlin świadkiem, ile razy Eddard otarł się o śmierć; po tych mrożących krew w żyłach momentach, został jedynie ślad na jego ciele w postaci blizny, która już zawsze będzie przypominała mu chwilę grozy i jednocześnie wolności.
Czym były dla niego ciała niebieskie? Jedynie punkcikami na niebie, które widział każdej nocy, gdy przemierzał bezlitosne tereny Gór Skandynawskich, lub towarzyszami podczas nocnego spacery po posiadłościach Nottinghamshire. Nie kierował się nimi niczym mapą, nie potrafił rozpoznać żadnego gwiazdozbioru. Wydawały się jedynie odległym światłem nad jego głową, które warto było podziwiać i dawało poczucie wolności. Jednakże astronomia nie była jego mocną stroną - wiedza zdobyta w Hogwarcie wyparowała prawie bezpowrotnie. - Zapewne wiele tracę, jednakże astronomia nigdy nie leżała w kręgu moich ścisłych zainteresowań; chociaż piękne, nie widzę w nich żadnych wzorów i układów. Zechciałaby lady rzucić nieco światła na tę dziedzinę nauki? - nikt tak pięknie nie potrafi przyznać się do niewiedzy, jak Nott. Wszakże, lepiej przyznać się do niewiedzy, niż potem skompromitować się i to jeszcze w oczach kobiety.
Eddard Nott
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6094-eddard-nott https://www.morsmordre.net/t6134-icarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6135-eddard-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]20.07.18 10:45
Nie do końca wiedziałem co powinienem czuć. To znaczy, jako Black nie powinienem posiadać żadnych emocji i ojciec na pewno posłałby w moją stronę mrożące spojrzenie gdyby tylko wiedział jakie rewolucje czaiły się za pozornie spokojną twarzą najmłodszego syna. Nie umiałem jeszcze uporać się ze sferą uczuciową i choć rzadko opuszczała ona moje oczy, to prawda pozostawała niezmienna; nie byłem żadnym manekinem pozbawionym człowieczeństwa, co inni starali się mi wmówić. Sztorm powoli cichnął, wzburzone fale przeszłości wygładzały się jakby dotknięte magicznym glisseo, ale burza nadal szalała. Uderzała mnie piorunem nieustannie, przez co moim jedynym pragnieniem był brak myśli. A naprawdę miałem o czym myśleć. Najpierw zerwane zaręczyny, które już tak naprawdę przebolałem; potem starcie na wiankach z Walburgą, co jakby miało przypieczętować mój los. Choć odznaczałem się pracoholizmem, nigdy nie sądziłem, że zostanę zakałą rodziny tak jak siostra. Żywot starego kawalera nie wydawał mi się w żadnym razie chlubny. Może niepotrzebnie się martwiłem, w końcu znałem swoją wartość, ale czas uciekał, a na horyzoncie nie pojawiała się żadna inna alternatywa. Minęło zbyt mało czasu? Dla Polluxa Blacka coś takiego nawet nie istniało, bo nigdy nie kierował się dobrem dzieci, a korzystną transakcją ekonomiczną oraz polityczną. Matka już coś przebąkiwała o tym, bym się nie martwił, bo wraz z tatą trzymają rękę na pulsie. Widziałem jej spokojniejszą twarz, wygładzone rysy oraz ciepło bijące z oczu. Nigdy nie pozbyła się rodowej niechęci do Parkinsonów i mogłem się założyć, że w momencie przerwania posłowia odetchnęła z prawdziwą ulgą. Powtarzała zresztą jak nakręcona, że znajdą mi lepszą partię, co mówiło samo za siebie. Tak naprawdę bardziej niż swoim stanem cywilnym martwiłem się tym, co działo się wokół mnie. Wczorajsze zaręczyny Alpharda i Aurelii uderzyły we mnie dosłownie gromem z jasnego nieba, wzbudzając niczym nieuzasadnioną agresję. Niby sprawa była przesądzona już dawno, ale błazeńskie wyczyny brata tylko dolały oliwy do ognia. Podsyciły moją niechęć, wręcz wrogość w stosunku do związku jaki miał mieć miejsce. Pod moim dachem, para świergoczących gołąbeczków. Było mi niedobrze od samego wyobrażenia koszmaru jaki mnie czekał. Żałowałem, że nie byłem kobietą, która wraz z mężem opuści rodzinną posiadłość. Zostałem skazany na wieczne więzienie w klatce rodowych powinności.
Byłem wściekły. I tylko łagodna propozycja Lei zdołała przywrócić naturalny bieg zdarzeniom oraz wyciszyć to, co szalało w mojej duszy. Może oczy faktycznie iskrzyły w kontraście do beznamiętnego spojrzenia jakim raczyłem wszystkich na co dzień, ale na twarzy nie pojawił się ani jeden grymas, a krzyk lub złośliwość nie opuściła moich ust. Kiedyś, na samym początku, lady Yaxley podnosiła mi ciśnienie swoją bytnością na szpitalnych korytarzach, a później salach. Ceniłem ją równie mocno co Morgotha, więc zawód jaki obrała odebrałem jako nóż w plecy; tak, dużo poważniej niż można byłoby przypuszczać. Z czasem doceniłem jej obecność gdzieś w pobliżu, dzięki temu mogłem się uspokoić kiedy coś nie szło po mojej myśli. Życie na nowo wskoczyło na właściwe tory, przynajmniej do czasu, w którym kobietę zmogła tajemnicza choroba. Byłem niemal pewien, że złapała coś paskudnego od szlamiastych pacjentów, ale nie zamierzałem nikogo dobijać moimi spostrzeżeniami. Przemilczałem niewygodny temat, tak jak ten dotyczący powrotu Lei do Świętego Munga. Choć ciekawił mnie on bardzo, zdusiłem w sobie potrzebę zadania być może niewygodnego pytania.
Udostępniłem czarownicy swoje ramię, trochę mało uważnie stąpając po łące, bo głównie wpatrywałem się w niebo. Starałem się przypomnieć sobie wiedzę z czasów guwernera, ale na razie nie mogłem odnaleźć zakopanych w okowach umysłu informacji. – Ja też – odpowiedziałem spokojnie. Wiedziałem, że komu jak komu, ale jej mogłem się zwierzyć z posiadanych ułomności. Choć nie lubiłem przyznawać się do własnych słabości, to romantyczny nastrój gwieździstej nocy udzielił mi się niemal od razu. Aż delikatnie zabrałem ramię kiedy dotarliśmy do najlepszego punktu widokowego i odpiąłem pelerynę, układając ją starannie na trawie. Nie będziemy przecież cały czas stać, a nie wypadało, by kobieta siedziała na ziemi bez żadnej ochrony dla jej kreacji. Ruchem głowy zachęciłem lady Yaxley do zajęcia miejsca. – Koniecznie muszę sobie przypomnieć, bo trochę wstyd nie wiedzieć nic o astronomii będąc w rodzie Blacków – dodałem nieco żartobliwie. – Myślisz, że po śmierci mamy szansę stać się gwiazdozbiorem jak to opowiadano w mitach? – zadałem nagle iście filozoficzne pytanie. Nie wiem co mnie podkusiło, może powinniśmy milczeć i chłonąć atmosferę panującą na wzniesieniu, ale wolałem rozmowę. Przynajmniej nie musiałem wtedy myśleć o karykaturze swojego życia.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wzniesienie [odnośnik]24.07.18 23:59
Z racji tego, że Leia w trakcie swojego dwudziestojednoletniego życia zdążyła ubrudzić się niejednokrotnie, lekko zniszczona suknia nie stanowiła dla niej żadnego problemu. Była jednak wdzięczna Lupusowi za to, że postanowił użyczyć jej swojego odzienia, gdyż dzięki temu siedzenie na ziemi okazało się być o wiele bardziej przystępne niż gdyby mieli to robić bez dodatkowego materiału, tworzącego dodatkową barierę między nimi a podłożem. Stanie przez taką ilość czasu mogłoby rzeczywiście okazać się kłopotliwe, tym bardziej, że Leia wciąż nie była w pełni swoich sił. Przyznawała to z trudem, ale wciąż nie ufała w pełni swojemu organizmowi, który nadal potrafił zawieść ją w najmniej oczekiwanych momentach. Na to niekoniecznie była przygotowana, głównie dlatego, że mocno chciała wierzyć w to, iż wszystko jest z nią w porządku i może korzystać z życia w taki sam sposób, jak to było przed chorobą. Zdrowy rozsądek i doświadczenie, które nabyła, pracując w Świętym Mungu, podpowiadały jej coś zupełnie innego, ale i tak uparcie pragnęła zmienić rzeczywistość, powtarzając wszystkim wokół, że tamte miesiące pozostawiła daleko za sobą. Nie była to oczywiście kwestia tego, że była w stanie się od tego tak po prostu odciąć, bo w medycynie to nigdy nie działało w ten sposób. Wszelkie skutki uboczne miały efekt długoterminowy, a wszystko to, co utraciło się podczas choroby, trzeba było odzyskiwać sukcesywnie. W jej przypadku była to chociażby waga, która znacznie zmalała, przez co patrząc na siebie w lustrze, widziała coś zupełnie innego niż wcześniej. Ani trochę jej się to nie podobało, kiedy zamiast tkanki, o wiele bardziej rzucały jej się w oczy kości, ale z drugiej strony wiedziała także, że nie może teraz się przejadać, bo to również nie wróży dobrze. W związku z tym musiała przygotować się na powolne zmiany, przy czym jednocześnie starała się nie patrzeć w lustro, aby nie oglądać tego, co jej się w sobie nie podobało. O ile wiele niedoskonałości w swoim wyglądzie była w stanie znieść, tak niekoniecznie te rzeczy, które były jasną oznaką jej bezsilności i właśnie na nie nie mogła skierować swojego wzroku przez dłuższy czas. Wciąż miała przecież w głowie obraz osoby, którą była przed tym, jak została przykuta do łóżka na tyle miesięcy.
Co prawda nigdy nie obawiała się spojrzenia Lupusa, ale nie oznaczało to, że nie życzyła sobie, by spojrzał na nią bardziej przychylnym okiem. Byli przecież rodziną i nie miał tutaj znaczenia fakt, że dosyć daleką, ponieważ Lei zależało na tym, aby utrzymywać dobre stosunki ze swoimi bliskimi. Wychodziła z założenia, że ostatecznie to właśnie ci ludzie są jej podporą, a nie wszyscy ci ludzie, których spotkała podczas swojej drogi życiowej, będąc w Hogwarcie czy chociażby pracując w szpitalu. Z drugiej strony nie równało się to dla niej z zabieganiem o jego sympatię, ponieważ nigdy niczego nie lubiła robić na siłę i okazało się, że ta cierpliwość się jej opłaciła, ponieważ z czasem przestała dostrzegać rozczarowanie w oczach Blacka. Cieszyło ją to, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że ich relacje prawdopodobnie nigdy nie będą wyglądać w taki sam sposób, jak na przykład te jej i Alpharda, ponieważ nie byłaby sobie w stanie wyobrazić takiego scenariusza, w którym Lupus popiera jej chęci do aspirowania na takie samo stanowisko, jak on sam. Teraz jednak nie musiał się tym przejmować, ponieważ Leia nie sądziła, by kiedykolwiek miała wrócić na korytarze Świętego Munga w sprawie pracy, co najwyżej jako pacjentka.
Właściwie masz rację. Nigdy nie zastanawiałeś się, jak wygląda twój gwiazdozbiór? — spytała, wracając spojrzeniem do gwiazd, jakby tym samym chciała dojrzeć rozkład gwiazd, o którym przed chwilą wspomniała. Jednakże tak jak wspomniała, nie znała się na astronomii na tyle dobrze, by móc go zobaczyć, więc właściwie nawet nie próbowała, wiedząc, że skończyłoby się to niewątpliwą porażką. — Istnieje taka teoria? — uniosła wysoko brwi, lekko zaskoczona tym faktem, ponieważ nigdy wcześniej o niej nie słyszała, a lubiła określać siebie jako osobę oczytaną. Postanowiła to jednak zepchnąć na dalszy plan w tym momencie. — Nie wydaje mi się, aby tak było. Rzadko też myślę o tym, co się stanie z nami po śmierci, ponieważ wolę skupić na tym, co dzieje się teraz — wyjaśniła, jako że należała do tych osób, które nie miały zbyt wiele czasu na umawianie kolejnych spotkań w swoim kalendarzu. Ciągle miała z tyłu głowy fakt, iż w którymś momencie ta sielanka się skończy, dlatego starała się wykorzystać swoje cenne minuty, spędzone na pilnej nauce w Świętym Mungu. — Ale teraz chyba będę miała więcej czasu, żeby zastanawiać się nad takimi rzeczami — dodała, mówiąc to bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. Następnie wzięła głęboki wdech, chcąc tym samym odgonić te myśli od siebie. — A ty wierzysz w tę teorię? — spytała, mając nadzieję, że dzięki temu odciągnie uwagę Lupusa od tego, co powiedziała wcześniej. Nie chciała, by wyciągnął pochopne wnioski albo zaczął pytać, co miała przez to na myśli, ponieważ był to dla niej trudny temat.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wzniesienie - Page 6 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley
Re: Wzniesienie [odnośnik]25.07.18 15:12
To było pewne. Niczym odwieczna prawda przekazywana szeptem z ust do ust, niepodważalna i przy tym tak naturalna, iż przy jej braku świat z pewnością nie byłby już nigdy taki sam. Tak pewne i oczywiste, iż nieświadomość istnienia tejże niespisanej zasady, zakrawała wręcz o śmieszność. Kobiety nie powinny czekać. Nie powinny zostać pozostawione same, z niepewnymi sercami tchnącymi obawą, iż oto okrutnie zeń zażartowano i na pośmiewisko wystawiono. To na nie się czekało, z nadzieją oraz wiarą, iż każdy starannie przygotowany element garderoby został zadedykowany spotkaniu, partnerowi którego oniemiałe spojrzenie przyjdzie kreślić trasy po ciele niewieścim, w myślach zaś mąż takowy będzie tworzyć peany pochwalne oraz prawdziwie gorszące obrazy, które nie ziszczą się prawdopodobnie nigdy. Z pewnością nie na pierwszej randce, o ile randką dane spotkanie można było nazwać.
Słodki aromat dociera do nozdrzy, miękkość płatków ociera się o nagą skórę ramion i choć nie może być do końca pewna, cóż za kwiecie czai się w podarowanym bukiecie, tak mimowolnie się rozluźnia. Przywiązanie do natury sprawia, iż niemal każda roślina zdaje się być czymś znajomym, czymś, co może łączyć z domem. Nie oznacza to jednak, że gniew wrzący dotąd w żyłach przygasł całkowicie. Póki co ukrył się głęboko, gotowy pożogą zmieść z powierzchni ziemi Bojczukową osobę, jeśli tylko dana będzie mu szansa. Red mimo wszystko pozostawała nadal stworą nader kapryśną, tak też obcowanie z nią potrafiło być zarówno niebywałą przyjemnością, jak i podłą udręką.
Twoje ważne sprawy cuchną piwem — zauważa cicho, a głos jej pozbawiony jest o dziwo urazy, wyrzutu czy też cierpkich tonów. Być może jeśli dobrze się wsłuchać, dane mu będzie wyróżnić nieznaczne rozczarowanie. Lecz oto czerń tęczówek uważnie przesuwa się po twarzy osobnika, któremu do niedawna jeszcze śmiercią okrutną groziła — Oby też nie kosztowały cię przypadkowym pobiciem — dodaje zaraz, spojrzeniem wracając ku prowadzącemu wykład. Pobieżne oględziny jednak wykazały, że Johnatan nie spotkał się ostatnio z żadną sympatyczną pięścią, tak też wypadek po drodze mogła sobie między bajki włożyć. Wzdycha zaraz, z niechęcią zauważając, jak miły nastrój festiwalu uchodzi zeń nader prędko. Tak przecież nie powinno być!
Fakty nie zwykły przemycać w sobie romantyzmu, podobnie jak nauka nie skupia się na miłosnych aspektach i sądząc po zaangażowaniu profesora, można śmiało stwierdzić, iż jest on człowiekiem nauki a o szybsze bicie serca, przyprawić go może głównie prawda, potwierdzona przez szereg mądrych głów — uznała, pozwalając by kącik pełnych ust, drgnął delikatnie. Nie znała Jaydena, mogła się posiłkować jedynie swoimi obserwacjami, jednak jego oschłość pod względem klimatu wydarzenia oraz używanie trudnych słów wobec gawiedzi, nieprzyzwyczajonej do naukowych kwestii potwierdzała jedno — ludzie odporni na uroki życia ludzkiego istnieli i mieli się całkiem dobrze. Wtem słyszy komplement od strony Johna i musi twarz choć częściowo w kwiatach skryć, dzięki czemu może stłumić lekkie parsknięcie.
Och, pochlebca — odpowiada jednak z wdziękiem oraz uśmiechem ładnym — Więc, skoro się znasz na gwiazdach, co możesz mi opowiedzieć o magii tkwiącej w ich spadaniu profesorze Bojczuk? — pyta jakże poważnie panienka Sprout, choć ciemne ślepia tchną szczerym rozbawieniem.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout
Re: Wzniesienie [odnośnik]29.07.18 12:01
Lord Corentin doczekał się ze swą małżonką, Cedriną krwi Crouch, czwórki latorośli; pierworodnego syna, Tristana, oraz trzech córek - Marianne, Melisande i Fantine. Była najmłodsza ze wszystkich, lecz nigdy nie odniosła wrażenia, że poświęcano jej mniej uwagi, niż starszemu rodzeństwu - inaczej najpewniej głośno by się jej domagała jako, ze uwielbiała być w centrum zainteresowania. To naturalne, że ojciec, jeśli mógł, najwięcej czasu spędzał ze swym synem, a wychowanie córek pozostawił małżonce. Cedrina dbał, aby każda z jej Róż kwitła najpiękniej i najbardziej przykładnie. Nie pozostawiła im swobody, to mogłoby je zepsuć w nienależyty sposób, a każda miała być doskonale przygotowana do poruszania się na magicznych salonach, aby godnie reprezentować swą rodzinę. Lekcje etykiety, tańca balowego, literatury, heraldyki, malarstwa... Nawet jeśli w głowie Fanny zrodziłaby się myśl o pracy zawodowej, nie miałby czasu się się nad tym głębiej zastanowić - wciąż miała inne, bardziej istotne zajęcia. Na całe szczęście wychowana została jednak przykładnie i nie miewała podobnych myśli; gardziła prawdziwą pracą i na myśl o sobie pracującej wzdrygała się z niesmakiem. Służenie rezerwatowi umiejętnościami alchemicznymi było po prostu jej obowiązkiem wobec rodu.
- Z pewnością nie są nudne - odrzekła Fantine, obdarzając Notta łaskawym uśmiechem; nie ciągnęło jej do przygód, lecz lubiła interesujące opowieści. Zwłaszcza takie, w których szlachetni lordowie wykazywali się odwagą, talentem i męskością. Miała nadzieję, że lord Eddard miał w zanadrzu kilka takich historii - i że nie były one podkoloryzowane, choć o tym nigdy by się nie dowiedziała. - Na pewno spotkało pana wiele niebezpiecznych przygód, czyż nie? Niech lord opowie - zamierzała pociągnąć go za język, skoro zaczął już temat; nie chciała się nudzić. Uśmiechnęła się przy tym tak czarująco i słodko, że trudno było jej odmówić.
Fantine uniosła spojrzenie na niebo. Zawsze ją zachwycało.
- Szkoda - westchnęła z żalem Fantine, choć tak po prawdzie to wcale go nie odczuwała. Lord Nott nie miał pojęcia o ciałach niebieskich, a ona owszem - i to całkiem spore jak na damę. Mogła więc ująć go nie tylko swym czarem, ale i wiedzą. - Proszę spojrzeć tam - gestem wskazała konkretne miejsce na nieboskłonie, które znaczyły teraz świetliste smugi spalających się w atmosferze meteorytów. - To gwiazdozbiór Delfina. Wiąże się z nim pewna piękna legenda o miłości władcy mórz do Amfitryty, córki starego morskiego wróżbity Nereusa. Posejdon zakochał się w niej, gdy tańczyła z siostrmi u brzegu wyspy Nankos. Oczarowany jej pięknością, zapragnął ją zabrać do siebie, lecz Amfitryta ukryła się u tytana Atlasa. Posejdon długo jej poszukiwał, lecz nie mógł odnaleźć. Kryjówkę Amfitryty wskazał mu więc delfin, za co został umieszczony przez Posejdona na niebie, bo dzięki temu mógł uprowadzić piękność i ożenić się z nią - westchnęła lekko, z zachwytem, kończąc swą opowieść, którą zapamiętała z księgi traktującej o legendach związanych właśnie z gwiezdnymi konstelacjami.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Wzniesienie [odnośnik]31.07.18 15:05
Puszczam mimo uszu wzmiankę o piwie, bo co jej miałem powiedzieć? Że jakiś leszcz mnie zalał browarem? I tak by nie uwierzyła, chociaż to akurat była prawda! Cóż za ironia losu!
- Czy to groźba? - pytam, uśmiechając się przy tym szczerze, bo jak groźba to ja chyba nawet na to przystanę. Nie jest tajemnicą, że zawsze mi się podobały furiatki.
- Hmm... - marszczę lekko brwi - Coś w tym jest. - kiwam głową, nie ciągnąc dalej tematu prowadzącego, bo i nie po to tu przyszedłem żeby się gapić na Vane'a, tylko spędzić ten jakże romantyczny wieczór z przemiłą damą, którą miałem aktualnie pod ręką.
- A wiesz, że tak się składa, że coś mogę ci o tej magii opowiedzieć? - co prawda zero w tej opowieści prawdy, zero faktów i wszystko zmyśliłem na poczekaniu, ale coś tam mi już świta pod kopułą, więc chrząkam jeszcze zanim zacznę - To było w czasach, kiedy światem rządziło jeszcze wielu bogów, kiedy mieszkali oni wśród ludzi i właśnie wśród nich mieli swoich podwładnych. Mieli też swojego malarza - prawdziwy talent, przysięgam! Wszyscy zachwycali się jego kunsztem, warsztatem i całą zresztą osobą... Wszyscy oprócz jednej kobiety, której nieszczęśliwie oddał swoje serce. Ona jednak wcale go nie chciała, ba! Odtrącała za każdym razem gdy okazywał jej względy, odrzucała wszelkie prezenty i komplementy, ale mimo tego wcale nie mógł o niej zapomnieć. Nie mógł i nie chciał... Więc postanowił podarować jej coś wyjątkowego - zawarł więc pakt z Nyks, boginią nocy, która co dzień rozciągała nad światem granatowy, pusty całun. I tego wieczora pomknęła swym rydwanem na zachód, zostawiając za sobą jeno ciemność, którą wkrótce miały rozświetlić dłonie zdolnego malarza. Spędził wiele godzin na zapełnianiu nieba drobnymi plamkami gwiazd i wstęgami galaktyk, a kiedy skończył, zaczęły one spadać w poszukiwaniu damy jego serca. Zobaczyła ten przedziwny deszcz i wiedziała czyja to sprawka, opuściła swoją kryjówkę, tę jedną noc spędzając z dzielnym malarzem. Samej Nyks bardzo spodobało się jego dzieło, postanowiła więc zachować gwiazdy na nocnym niebie, a raz do roku, właśnie w tę sierpniową noc, na pamiątkę tamtego wydarzenia, daje im spadać, by przyświecały kochankom i pomagały im znaleźć drogę w ramiona umiłowanych. Mówi się, że jak pomyślisz życzenie to się spełni, owszem, spełni się, tylko musisz pamiętać by w swojej prośbie zwrócić się bezpośrednio do Nyks, bo tylko ona może jej wysłuchać. - kiwam głową i w ogóle żywo przy tym gestykuluję, to pokazując na niebo, to wspierając dłoń na sercu, to w inny sposób machając łapami, a kiedy kończę milknę na moment, zwracając oczy w kierunku nieba - O spójrz! - wskazuję jedną z gwiazd, która mknie właśnie gdzieś w przestrzeni, zostawiając za sobą ognisty ślad - Pomyśl życzenie, tylko pamiętaj, żeby mówić do Nyks. - przestrzegam moją towarzyszkę, unosząc jeden palec.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Wzniesienie [odnośnik]02.08.18 15:13
Pamiętałem, że Leia była raczej z gatunku kobiet, które pozwalały sobie na więcej względem swej opinii. Yaxleyowie w ogóle wydawali mi się ludźmi czynu, którzy nierzadko nawet ubrudzili sobie ręce ciężką pracą. Niwecząc w ten sposób typowe pojmowanie przez społeczeństwo osób z arystokracji, ale odkąd nasze rodziny stały się sobie bliskie, przestało mnie to dziwić. W dzieciństwie często zazdrościłem im możliwości biegania po lasach czy bagnach oraz wspinania się na drzewa; ojciec chyba prędzej by mnie zabił niż pozwoliłby zszargać idealny wizerunek typowego Blacka. Od zawsze konserwatywni do przesady, zatwardziałe mieszczuchy, sztywni oraz poważni; perfekcyjni. Nie każdy z nas wpasowywał się ściśle w te ramy, może jedynie poza Cygnusem, wzorem cnót wszelakich. Ale ani Alphard, ani nawet ja nie byliśmy jego idealną kalką. Lubiłem czasem spacery na świeżym powietrzu i choć zazdrość przeszłości minęła bezpowrotnie, to dokładnie tak samo podchodziłem do spraw pracy oraz tej dzikości targanej na przykład Flintami. Nie zdecydowałbym się na szaleństwa na łonie natury, o ile propozycja nie zostałaby podszyta polowaniem. Wtedy pozwalano szlachcicom na więcej, a brutalność była wręcz pożądana. Na co dzień pozostawałem ułożony, o niemalże nienagannej prezencji i nie w głowie był mi brud czy ciężka fizyczność. Praca w szpitalu wyglądała jednak nieco inaczej; była prawdziwą mordęgą podczas stażu, ale po zostaniu pełnoprawnym uzdrowicielem sam dobierałem sobie warunki leczenia, więc nie musiałem angażować wszystkich swoich zasobów siłowych, by być jednym z najlepszych magomedyków; oczywiście, że tak siebie postrzegałem, jako dumny Black nie mogłem inaczej. W ogóle my, szlachcice lubimy myśleć o sobie w samych superlatywach i jednostki odbiegające od egocentryzmu zdawały się bardzo rzadko.
Niestety nawet tak niewielka w ciężką pracę kariera nie była przeznaczona dla kobiet. Z tego powodu z wielkim trudem przyszło mi pogodzenie się z profesją Lei i choć z czasem doceniłem jej obecność wśród szpitalnych murów, to nie pogniewałbym się gdyby jednak postanowiła spasować. Szczególnie teraz, po ciężkiej, nieznanej chorobie. Wystawiane się w takim stanie na wszelkie wirusy oraz bakterie czy grzyby nie było najlepszym pomysłem. Niestety nie byłem ani jej mężem, ani bratem, ani ojcem, więc oprócz przyjacielskiej porady nie mogłem ofiarować młodej uzdrowicielce zupełnie nic. Postanowiłem jednak pozostać taktowny i nie wspominać o tym podczas naszego spotkania. Domyślałem się, że to może być świeża rana a i sami rodzice mogą być niechętni powrotowi córki do Świętego Munga. Wydawało mi się, że towarzysząca mi dzisiejszego wieczora kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajdowała i nie zdołała tego jeszcze przeboleć. Nie dziwiłem się; Leia ocknęła się ledwie parę dni temu ze stanu długiej hibernacji. Musiała sobie wszystko poukładać, tak przynajmniej mi się wydawało. Na tyle, na ile ją znałem.
Chciałbym jej pomóc, ze wszystkim, ale w tej jednej sprawie nie mogłem. Godziła ona w moje przekonania, których trudno jest się wyrzec po tylu latach życia. Miałem tylko nadzieję, że lady Yaxley zrozumie w czym tkwił problem. Najlepiej było nie poruszać drażliwego tematu, choć na pewno gdyby czarownica chciała się po prostu wygadać, to nie miałbym nic przeciwko. Wyjątkowo powstrzymałbym się od dawania złotych rad.
Zadarłem lekko głowę patrząc w gwieździste niebo. Uśmiechnąłem się lekko.
- Akurat wiem jak wygląda mój gwiazdozbiór – powiedziałem z delikatnym rozbawieniem. – Co więcej, pamiętam nawet, że najbardziej widoczny jest w czerwcu, więc teraz nie będziemy mieć ku temu okazji – dodałem spokojnie. – Niestety nie wiem nic o innych gwiazdozbiorach, choć powinienem. Czytałem o nich kiedyś, ale zapomniałem w pogoni po wiedzę anatomiczną – wyjaśniłem jeszcze, by nie było żadnych wątpliwości. Przeniosłem wzrok na siedzącą obok kobietę. Przy niej czułem się dziwnie zrelaksowany; dziwnie w porównaniu do targających mną uczuciami gdzieś w środku. – Nie, to nie jest teoria – odpowiedziałem zamyślony, trochę wręcz oderwany od rzeczywistości swoim filozoficznym pytaniem. – Kiedyś jak czytałem mity, to właśnie ten motyw często się pojawiał. W zamian za zasługi zostawało się gwiazdozbiorem – sprecyzowałem, znów zerkając na sklepienie. – Byłem ciekaw co o tym sądzisz, czy to w ogóle możliwe – wyjaśniłem jeszcze, w międzyczasie uważnie analizując odpowiedź Lei. Były mądre oraz słuszne; ja również nie przejmowałem się śmiercią. Nie mogłem. Nie, kiedy próbowałem wydrzeć swoich pacjentów z rąk kostuchy. Naturalniej przychodziło mi wieszczyć cudzą zagładę niż swoją własną. – To dobry pomysł – przytakuję jeszcze. Tak odnośnie życia dniem teraźniejszym. To na pewno zdrowsze. – Ale nie myślisz w ogóle o przyszłości? – Nie mogłem się powstrzymać przed tym pytaniem, które od razu cisnęło się na usta. – Bierzesz urlop? – spytałem neutralnie. Niby niechętnie, całkowicie niezaciekawiony, choć prawda była odwrotna. I tak spodziewałem się raczej dłuższej przerwy od leczenia spowodowanej stanem zdrowia, a nie całkowitą rezygnacją. – Wiesz, myślę, że mogło w tym tkwić ziarno prawdy, ale raczej też nie uznawałbym tego za pewnik – odpowiedziałem na koniec. Nie dałem się zwieść na manowce, niestety i pytanie padło.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wzniesienie [odnośnik]14.08.18 0:00
Decydując się na zostanie Uzdrowicielem, Leia zdawała sobie sprawę z tego, na co powinna się przygotować. Nie wyobrażała sobie jednak, aby miała z tego zrezygnować, chyba że rodzice kategorycznie zabroniliby jej pójścia na staż. Wtedy interesującą ją wiedzę zdobyłaby pewnie w inny sposób, ale teoria to było jedno, a praktyka to drugie. Tylko w Świętym Mungu mogła zdobyć to, co w tym zawodzie naprawdę się liczyło, dlatego właśnie spróbowała, mimo że liczyła się ze z tym, jak jej rodzina i reszta arystokracji będzie na to patrzeć. Wiedziała, że nie może się na nich oglądać, jeżeli chce wykorzystać czas spędzony w szpitalu najlepiej, jak tylko jest to możliwe, dlatego postanowiła się uzbroić. Ignorowanie komentarzy innych ludzi na ten temat wcale nie było dla niej tak łatwe, jak wielu mogło sądzić, ale udawało jej się to głównie dlatego, że skupiała się na swojej pracy, której na co dzień miała mnóstwo. Jej część tworzyła sobie sama swoją nadgorliwością, ale z racji świadomości ograniczonego czasu, jaki miała, wcale na to nie narzekała, mimo że niejednokrotnie czuła się wycieńczona po powrocie do domu. Pot i podkrążone oczy nie przystawał szlachciance, ale Leia nigdy nie czuła się zgorszona z tego powodu, wręcz przeciwnie. Często właśnie wtedy, gdy jej fryzura nie wyglądała idealnie i musiała się ubrudzić, miała poczucie, że żyje, choć w każdej chwili w jej pobliżu swoje życie mógł stracić ktoś inny. Albo je otrzymać. Myśl tym, że w tej atmosferze choroby i śmierci mogło pojawić się nowe istnienie, zawsze sprawiało, że Leia czuła się lepiej. Wzmacniała się w niej wtedy nadzieia, dlatego zastanawiała się, jak będzie to wyglądało, gdy drzwi szpitala się przed nią zamkną. Stanowiły one dla niej swego rodzaju okno na świat, ponieważ dzięki temu miejscu słyszała o rzeczach, o których nie dyskutowano w jej domu rodzinnym albo w towarzystwie, w związku z czym obawiała się, że będzie wiedziała jeszcze mniej, a przecież należała do tych osób, które nie lubiły nie wiedzieć. Obawiała się, że nie znalazłby się wtedy nikt, kto udzieliłby jej odpowiedzi na nurtujące ją pytania, bo przecież była damą i jej potrzeba wiedzy, i zorientowania w sytuacji nie miała w takiej sytuacji żadnego znaczenia.
Może byłoby jej łatwiej, gdyby się zezłościła - na swoją rodzinę, na resztę towarzystwa, na tych, którzy nieustannie patrzyli na nią z potępieniem, gdy po prostu robiła to, od czym od dłuższego czasu marzyła, ale zdawała sobie sprawę z tego, że krzyk niczego nie zmieni. Miała świadomość swoich obowiązków już od dzieciństwa i już wtedy wiedziała, że nie ma takiej siły, która sprawi, że zostanie od nich odsunięta. Traktowała je więc z szacunkiem, tłumiąc w sobie te myśli, które kazały jej wyrwać się z tych więzów, zmuszających ją do rezygnowania z rzeczy, na które miała ochotę. Jednakże życie nie sprowadzało się przecież do wybierania tego, co łatwe i przyjemne, dlatego Leia nie postanowiła podążyć tą ścieżką. Nie sądziła nawet, by była szczęśliwa, wybierając ją, jako że rodzina była niezwykle istotnym czynnikiem w jej życiu i bez niej nie byłaby tą samą osobą. Nie chciała przeżywać kolejnych dni bez świadomości, że może porozmawiać ze swoją matką, ojcem albo bliskim sercu bratem i jeżeli było to oznaką słabości, to niech tak będzie.
O, naprawdę? Jestem zaskoczona! — odpowiedziała, kładąc rękę w okolicach i wzdychając, jakby rzeczywiście ta informacja zbiła ją z nóg. Nigdy nie była szczególnie dobrą aktorką, dlatego nic dziwnego, że po chwili odwzajemniła uśmiech Lupusa, dając mu tym samym znać, że tylko sobie z niego żartowała. — W takim razie pokażesz mi go za rok. Obiecuję do tego czasu nic na jego temat nie szukać, aby móc westchnąc z zachwytu — obiecała szczerze, choć oczywiście dotrzymanie tej obietnicy wcale nie było dla Lei takie trudne, ponieważ w kolejce czekał na nią szereg książek, które chciała przeczytać. Niejednokrotnie były to przepasłe tomiszcza, które dotyczyły nie tylko anatomii, ale także innych dziedzin, jakie zapracowały sobie na miejsce w zakresie zainteresowań Lei. Na astronomię pewnie któregoś dnia również przyjdzie pora, ale jeszcze nie teraz. — Rozumiem, ale jestem osobą, która wierzy głównie w to, co jest w stanie potwierdzić faktami. Nie mówię jednak, że to absolutnie niemożliwe — udzieliła swojej ostatecznej odpowiedzi, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby dodać. Nigdy się nad tym nie zastanawiała, ponieważ nigdy wcześniej o takim stwierdzeniu nie słyszała, ale już teraz mogła powiedzieć, że głębiej się temu przyjrzy. Bardzo łatwo było w niej zasiać ziarno ciekawości. — Myślę, oczywiście, że myślę. Jeżeli działam, to zazwyczaj posiadając plan, więc... — westchnęła, gestykulując rękoma, jakby właśnie dzięki temu Lupus miał domyślić tego, co chciała później powiedziec. Niestety, temat przyszłości nie był tym, który obecnie poruszała z przyjemnością. — Może czasami nawet za dużo — dodała, nie chcąc, by jej poprzednie słowa zawisły w powietrzu bez żadnej kontynuuacji. Przestała się jednak tym przejmować, gdy tylko mężczyzna zapytał o jej domniemany urlop. Leia natychmiast poczuła, jak traci głos, dlatego przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, gdy ona zbierała w sobie siły, aby mu odpowiedzieć. — Nie, to raczej inne obowiązki, sam rozumiesz — odpowiedziała, w tym samym momencie przenosząc spojrzenie na Lupusa, chcąc dowiedzieć się czy rzeczywiście rozumiał. Oczywiście nie był w stanie do końca postawić się w jej sytuacji, ale na pewno wiedział, jakie obowiązki stały przed każdą arystokratką w jej wieku.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wzniesienie - Page 6 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley

Strona 6 z 14 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 10 ... 14  Next

Wzniesienie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach