Wydarzenia


Ekipa forum
Niebieski las
AutorWiadomość
Niebieski las [odnośnik]04.12.16 0:48
First topic message reminder :

Niebieski las

Niebieski las jest stosunkowo niewielkim, lecz wyjątkowo malowniczym zakątkiem ulokowanym gdzieś na południu Anglii. Wiosną jego dno porastają tysiące niebieskich dzwonków, skąd też wzięła się potoczna nazwa tego lasu. Miejsce to jest bardzo ciche i rzadko uczęszczane, wydaje się idealną lokacją dla artystów poszukujących inspiracji i spokoju, jednakże nie tylko artystyczne dusze znajdą tutaj coś dla siebie – w lesie, oprócz wszechobecnych dzwonków, można znaleźć także inne rośliny, w tym również zioła przydatne do warzenia eliksirów. Z tego powodu miejsce często przyciąga alchemików i zielarzy, którzy odwiedzają las poszukując ingrediencji. Najlepszą porą na zbiory jest wiosna i lato, lecz i w inne pory roku można znaleźć tutaj coś interesującego lub przynajmniej spędzić miły dzień na łonie natury.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Niebieski las [odnośnik]02.05.21 13:07
Derbyshire przewinęło się przez liczne podróże, jakie odbywała jego rodzina zanim na dobre osiedlili się w Peak District. Czasami, jeżeli pozwalał czas, dzień, nastrój, wracał na przystanki swojego dzieciństwa, odkrywając kawałek po kawałku własną młodość i niewinność. Jego matka - teraz ociężała kobieta trapiona demencją - zwykła kiedyś mówić, że wspomnienia nosimy ze sobą po to, aby móc naprawdę poczuć przeszłość, gdy na naszej drodze znajdzie się znów ten sam dom, skwer, ta sama osoba. Czuliśmy dlatego, że pamiętamy, prawda, lecz czasami musieliśmy też poczuć, żeby sobie przypomnieć.
Nic nie stało na drodze, by raz jeszcze odwiedził niebieski las, w którym kiedyś organizowali z siostrą bitwy na śnieżki i szukali pod gałązkami bylin norek elfów leśnych. Właściwie był to okres ich zimowego snu, teraz wiedział, że jako dzieci nie powinni ich wyciągać na siłę, bo mogło im to zaszkodzić.
Cierpliwy czarodziej powinien zaczaić się niedaleko i poczekać, aż pojedyncza sztuka wyjdzie sama; zaspane i zmarznięte elfy były dużo chętniejsze do współpracy, można je było potrzymać i dokładnie obejrzeć, a także - jeżeli miało się serce - nakarmić i dać im do łap trochę waty, żeby wracając do norek upchały sobie wygodne posłanie.
Pamiętał o tym doskonale, więc wybierając się na grudniowy spacer wypchał kieszenie watą, martwymi owadami i kulkami jarzębiny. Nie tylko odbędzie podróż ścieżką wspomnień, ale też naprawi błędy z dzieciństwa. Nie miał na to południe innych planów, nie spodziewał się, że los może skrywać dla niego coś więcej.
A jednak kawałek wgłąb lasu, między drzewami, stała do niego tyłem jakaś kobieta. Mogła być zielarką albo mieszkanką okolicznych wsi, lecz jej złociste włosy przykuły jego uwagę; przez dłuższą chwilę obserwował ją z uśmiechem, lubił blondynki. Podchodząc bliżej, nie próbował maskować chrzęstu szronu pod podeszwami, nie miał bowiem na celu nieznajomej przestraszyć. I tak odwróciła się do niego z wyciągniętą różdżką - słusznie - a on pokojowo uniósł dłonie okryte rękawiczkami bez palców, by dać sygnał, że nie ma złych zamiarów. Przesunął wzrokiem po jej nogach, talii i włosach, a potem zatrzymał się na twarzy.
Jego uśmiech zanikł, ściągnął brwi z niedowierzaniem.
- Lucy? To ty? - zapytał nieco niemądrze, ale zaraz się poprawił. - Oczywiście, że ty. Ale spotkanie. Co robisz tutaj sama? - Powoli opuścił dłonie. Jeszcze nie wyszedł z szoku, ale instynktownie starał się zwrócić rozmowę na neutralny ton. Na razie, dopóki nie wiedział, co do cholery jasnej działo się z nią przez cały ten czas. - Powiedziałbym, że nic się nie zmieniłaś, ale za każdym razem, gdy cię widzę, jesteś trochę piękniejsza - Uśmiechnął się półgębkiem, wtykając ręce do kieszeni. Nie wiedział jak się zachować, nie spodziewał się tego. Z nerwów miętosił w palcach kulki białej waty.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Niebieski las [odnośnik]05.05.21 22:51
Powinna przestać szukać samotności. Za każdym razem, gdy wkraczała gdzieś z myślą o odosobnieniu los płatał jej figla i ściągał jej na głowę towarzystwo. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby takie spotkania nie rozpoczynały się od malutkiego zawału serca. Nigdy nie wiedziała kogo spotka na swojej drodze, nigdy też nie zakładała z góry, że może to być zwykły przechodzień. W końcu wybierała miejsca odludne, pozbawione ludzkiej ingerencji, ciche i często po prostu zapomniane. Doświadczenie podpowiadało jej jednak, że więcej samotności mogłaby doświadczyć w tłumie ludzi, bo wtedy niczym nie byłaby zaskoczona. Obracając się z różdżką w kierunku zbliżających się kroków miała szczerą nadzieje, że to nie jej kolejny wymysł. W ostatnim czasie ciężko było jej odróżnić prawdę od fikcji. Przez to i pewnie nie tylko przez to stała się cholernie rozchwiana. Może nawet w pewnym stopniu niebezpieczna. Szczerze miała nadzieje, że koszmary zostawiła już za sobą, a Jessa, której ciało – jakkolwiek to brzmi – dzierżyła w swojej kieszeni odnalazła wreszcie spokój. Odnalazła go i pozwoliła Lucindzie obrać podobną ścieżkę. Dźwięk kroków stawał się jednak bardziej natarczywy i już wiedziała, że to nie jej omamy. Dziwne jak człowiek jest się w stanie przyzwyczaić do własnych wariactw, rozpoznawać je i oddawać im namiastkę świadomości. Kiedy mężczyzna wyłonił się z gęstwiny pokrytych szronem drzew i krzewów, Lucinda nie opuściła różdżki. Potrzebowała dłuższej chwili by zrozumieć skąd tak dobrze zna jego twarz.
Powroty do przeszłości nigdy nie były łatwe. Raczej nie zdarzało jej się zapominać o ludziach, którzy stanowili spory rozdział jej życia. O Elricu Lovegoodzie nawet nie sposób było zapomnieć, ale to historia tak skomplikowana, że próba przedstawienia jej nawet Lucindę rozkładała na łopatki. A jednak po tym wszystkim co przeszła, po tym jak wiele osób w swoim życiu straciła, nawet nie myślała, że dane jej będzie usłyszeć ten głos ponownie. Nie zastanawiała się nad tym, nie szukała go wspomnieniami. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Przerażona tym jak bardzo zmieniła ją wojna opuściła różdżkę. Kiedyś ludzie byli dla niej przecież najważniejsi. – Panie Lovegood – zaczęła kiwając głową z lekkim uśmiechem. Ruszyła w jego stronę chowając różdżkę do kieszeni płaszcza, ale jej samej nie puszczając. Potrafiła wyciągać wnioski i uczyć się na błędach. Świat się zmienił i ludzie także. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na kolejną naiwność nawet jeśli w tych dwóch zdaniach oddał samego siebie. – Tyle lat minęło, że zastanawiam się czy wciąż pamiętam twoje imię – dodała z przekąsem i wzruszyła ramionami w obronnym geście. Lucinda nie musiała martwić się o to, że jej słowa źle zabrzmią, że może go nimi urazić. Znał ją. Może i minęło kilka lat, a jej przybyło kilka małych zmarszczek, ale osobowość, która się przebijała była nieprzerwanie ta sama. Gdy mężczyzna zapytał o to co tutaj robi i to w dodatku sama jedynie machnęła ręką zbywając temat. Nie można mówić o samotności spotykając na swojej drodze starego przyjaciela. – Cieszę się, że cię widzę, Ellie. Nie spodziewałam się… - czego właściwie? Wiedziała, że ich znajomość zakończyła się w mało pokojowych nastrojach, ale od tamtej pory minęło wiele czasu. Stare niesnaski zostały pogrzebane, a przynajmniej taką miała nadzieje.
Blondynka roześmiała się słysząc padający z ust mężczyzny komplement. – Dziękuję, chociaż moje złośliwe lustra prawią coś innego. Może powinnam się ich pozbyć. Jak się miewasz? – zapytała kładąc mu dłoń na ramieniu. - Gdzie się podziewałeś? – była ostrożna, zaskoczona i całkowicie zbita z tropu. Czuła się tak jakby dzieliła ich przepaść, a przecież wcześniej stali na stabilnym gruncie. O co mogła zapytać? Co powiedzieć? W głowie pojawiały jej się pytania, które zwykle ignorowała. Miała wyrzuty sumienia, żałowała czy zwyczajnie wchodziła na kolejny poziom szaleństwa?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Niebieski las [odnośnik]06.05.21 22:21
Zastały ich czasy nieufności i strachu, czasy wyciągniętych różdżek, uszu wyczulonych na najlżejszy podejrzany dźwięk w samotności, oczu szukających zdrady. Czasy nienawiści, ubóstwa. Czasy pogardy. Rzeczywistość była zaprzeczeniem wszystkich wartości i tradycji, jakimi Elric nasiąkł za młodu, krzywym zwierciadłem świata, który wyobrażał sobie w marzeniach; co z tego, że odbył wszystkie te podróże, osiągnął sukcesy, miał przyjaciół, jeżeli wiedza i doświadczenie traciły znaczenie w kontraście z czystością krwi, a po ukochanym człowieku każdego dnia mogła pozostać tylko parafka w gazecie? A to jeżeli miał szczęście, bo o większości zbrodni przecież w ogóle się nie mówiło. Najlepiej było nie mówić o niczym, tylko o tym, co wzniosłe, nawet jeżeli ta wzniosłość wisiała gdzieś kilka cali nad ziemią i nigdy naprawdę jej nie dotykała. Skłamałby, gdyby powiedział, że się tym nie przejmował, że nie obracał się przez ramię w lesie, nie szukał dróg ucieczki. A gazety, które w Peak District dało się dostać w każdej formie - je przeglądał codziennie, żeby upewnić się, że nikt znajomy nie zaginął ani nie wyzionął ducha. Z ostatnich stron Walczącego Maga każdego ranka spoglądały na niego portrety poszukiwanych zdrajców, a wśród nich jego przyjaciele, koledzy, znajome. No i ona. Do dzisiaj pamiętał jak zareagował, gdy zobaczył ją tam po raz pierwszy. Odwrócił się do Johna w Gnieździe i zapytał - Pięć tysięcy? Za Selwyna? Jest warta przynajmniej pięćdziesiąt!
Koniec końców, wszystko się przecież układało w całość. Ona została buntowniczką, on nie miał odwagi.  Ona stała na pierwszym froncie, gdzieś tam, w sekretnych miejscach, a on - on po prostu próbował pomagać tam, gdzie był i mieszkał, udając, że nie przytłacza go strach. A teraz los skrzyżował ich drogi i jeśli Elric nauczył się czegokolwiek o losie przez te wszystkie lata śnienia przyszłości w szarych koszmarach, to tego, że nic nie działo się przypadkiem. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo się o nią martwił, dopóki nie stanęła przed nim pięknie cała i zdrowa.
- Panno... Selwyn? - odparował nieco ciszej, zdając sobie sprawę, że wydziedziczona musiała znaleźć sobie nowe nazwisko. Nie było go na plakatach, ale to dobrze; nowe imię było jej własnością, tak jak nowe życie, którym nikt już nie mógł kierować z góry. - Och, nie udawaj. Prędzej uwierzę, że zapomniałaś jak odróżnić ehwaz od eihwaz - Wiedział o runach tyle co nic, ale niektóre charakterystyczne anegdoty, jakimi wymieniali się przed laty, czerpiąc radość ze snucia planów o podbijaniu świata przez podróże, wyjątkowo zapadły mu w pamięć. Dostrzegł moment zawahania, jaki przemknął się cieniem przez jej twarz, gdy wspominała ich... rozstanie? Nigdy nie byli parą, to była tylko przyjaźń pełna uczuć, która musiała skończyć się dla ich dobra. Byli przecież z innych światów; i żadne nie zamierzało rezygnować z planów. - Ja też się nie spodziewałem - Zbliżył się o krok, a wtedy z kieszeni wypadły mu kawałki szarej waty. Z cichym śmiechem zażenowania schylił się, żeby je pozbierać. - To dla elfów - wyjaśnił niczym oczywistość, a potem zamarł, czując dłoń na ramieniu. No ale tak, to przecież była Lucy. - Zdecydowanie powinnaś - potwierdził bez wahania, a słysząc pytanie westchnął głęboko i objął ją ramionami, przyciągając do mocnego uścisku. Po tylu latach, tylu tragediach, wciąż żywi... byli pieprzonymi szczęściarzami i nie zamierzał pozwolić, by dalej rozdzielała ich ta głupia przepaść skrępowania. - Jak każdy teraz, źle, ale stabilnie. - odpowiedział, kiedy już ją puścił. - Praktycznie mieszkam w Peak District, pracuję w smoczym rezerwacie, jestem smokologiem i naukowcem. Trzymam się jednego miejsca, wyobrażasz to sobie? Bo ja nie... - Parsknął pod nosem. - Trudno teraz o wyprawy, prawda? - Obawiał się tego, co może usłyszeć, ale im dłużej będzie zwlekał, tym ciężej będzie zapytać: - A ty? Walczysz, prawda? - wyobraził ją sobie naprzeciw jakiegoś śmierciożercy, potężną i pewną siebie, i miał ochotę osłonić ją ramionami. Jasna cholera.
[bylobrzydkobedzieladnie]



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Niebieski las [odnośnik]10.05.21 21:31
Zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że jej życie składa się z wielu nieprzewidywalnych chwil. Zaskakujących spotkań, mrożących krew w żyłach historii, dobrych i złych chwil. Wierzyła, że nie jest w tym osamotniona. Jeszcze kilka lat wcześniej rozpaczała nad kolejnymi wielkimi zmianami. Była nad wyraz emocjonalna, zastanawiała się nad tym dlaczego jej życie zmierza w tak silnie pokręconym kierunku i nie chce zwolnić. Na jej szczęście wiele się zmieniło. Przestała skupiać się na przeszłości i przyszłości. Teraźniejszość była dla niej najważniejsza. Nie tylko wojna, w której brała czynny udział, ale też to kim była i co nią kierowało. Nie oznaczało to kontroli, której pragnęła, a jedynie wykreowaną samoświadomość. Kiedyś usłyszała, że żadna droga nie jest tak długa i kręta jak ta, która ma zaprowadzić do poznania samego siebie. Dopiero teraz potrafiła pojąć słuszność tego stwierdzenia. Nie nauczyły ją tego podróże i poznawanie nowych kultur. Nauczył ją tego ból, którego doświadczyła i cierpienie, którego była świadkiem. Spotkanie z dawnym przyjacielem było dla niej zaskoczeniem, ale to zwykle ma miejsce, kiedy dzieje się coś czego całkowicie się nie spodziewamy. Prócz zaskoczenia czuła też szczęście, a uśmiech mimowolnie wypłynął jej na usta, gdy usłyszała jego słowa. Wiedziała, że niczego sobie w życiu nie obiecywali, wiedziała, że w tamtym momencie życia podjęła najsłuszniejszą decyzję, bo musiała przejść przez to wszystko by stać się tym kim jest teraz. Musiała być i altruistką i egoistką jednocześnie by zrozumieć kim jest naprawdę. Blondynka pokręciła głową i obdarzyła mężczyznę wymownym spojrzeniem. - To by oznaczało, że umieram – odparła unosząc kącik ust w uśmiechu. Na szczęście runy wciąż mogła recytować przez sen i choć wielu dodawało przed słowem panna słowo stara, to demencja nie rozwijała się tak prężnie.
Kiedy zbliżył się do niej o krok, a z jego kieszeni wypadł kawałek waty, Lucinda mimowolnie uniosła brew w pytającym geście. – Dla elfów? – zapytała zaskoczona, ale też rozbawiona. Zapomniała już, że te szczegóły zawsze ją tak rozczulały. Kawałki waty dla elfów, kora korników dla nieśmiałków i glony dla druzgotek żyjących w jeziorze przy Zamku. Ona nigdy nie interesowała się magicznymi stworzeniami. Wymagało to wielkiego zaangażowania, a ona w szkole wolała skupiać się na innych rzeczach. Marzyła o podróżach, marzyła o wielkim świecie. Finalnie jej się to udało, ale miała wrażenie jakby to wszystko działo się w innym życiu i dotyczyło kogoś innego.  – Twoje kieszenie wciąż są pełne niespodzianek. Knut na szczęście i sykl na poprawę humoru też się znajdzie? – zażartowała, choć tak naprawdę była szczerze ciekawa historii o elfach. Coś jej podpowiadało, że szybko przyjdzie jej ją poznać.
Czarownica odwzajemniła uścisk mężczyzny całkowicie się już rozluźniając. Przestała trzymać gardę, wyciągnęła rękę z kieszeni płaszcza i odpuściła sobie pilnowanie różdżki. Jeszcze chwile wcześniej marzyła o samotności, ale to spotkanie mogło być o wiele ciekawsze niż cisza rozgrywana w jej myślach znowu i znowu i znowu. - Peak District? – powtórzyła za nim nie tak zaskoczona jego profesją jak faktem, że właściwie mijali się w przedbiegach. – Dziwne, że dopiero teraz na siebie wpadamy. Chociaż w Peak District nie było mnie już trochę. Od dawna tam jesteś? Jest tam bezpiecznie? – zapytała ze szczerą ciekawością, bo nie wiedzieć czemu myślała, że dzielą ich kontynenty. Może wcale tak nie było? – Wiele rzeczy jest mi aktualnie ciężko sobie wyobrazić. Podróżowanie nie znajduje się nawet w zasięgu moich marzeń, chociaż właściwie te małe krajoznawcze… - zaśmiała się rozglądając po otoczeniu. Nigdy nie przykładała zbytniej uwagi do historii własnego kraju. Czuła się wolna dopiero, gdy opuszczała granice. Teraz nadrabiała wszelkie zaległości.
Walczysz, prawda? To pytanie lekko zbiło ją z tropu. Chyba nigdy nikt jej podobnego nie zadał. Nigdy tak bezpośrednio, nigdy tak prostolinijnie. To był fakt, któremu zaprzeczyć nie mogła, a jednak przez chwile się nad tym zastanowiła. W końcu skinęła głową, bo przecież jej tożsamość nie była tajemnicą. – Opowiedz o elfach – zarządziła kończąc tym samym temat wojny, a na jej ustach pojawił się lekko zakłopotany uśmiech. Jeśli chciał wiedzieć więcej… cóż był to grząski grunt. Przynajmniej na razie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Niebieski las [odnośnik]13.05.21 18:40
Zanim rozpętała się wojna i każda niezapowiedziana wizyta stała się okazją na areszt, przesłuchanie, a nawet śmierć, Elric zwykł cieszyć się niespodziankami i traktować każdą jedną jak paczkę od losu - niezależnie od tego, czy wynik był dobry, czy nie, jak przystało na niepoprawnego optymistę szukał w problemach nauczki. Podróże do nieznanych krain lub w gęste tereny leśne były przyjemnością same w sobie, fakt, ale bardziej niż widoków szukał w nich życia. Człowieka, z którym mógłby porozmawiać, istoty wystarczająco przystosowanej do ludzkiej obecności, aby wyjść z ukrycia. Teraz nie dało się już zaufać przypadkowo napotkanemu, mówienie o sobie zbyt wiele przynosiło pecha. Dlatego mógł tylko dziękować przeznaczeniu, że wysłuchało jego pragnienia powrotu do przeszłości i sprowadziło na ścieżkę prowadzącą do niej. Wiedział, że się zmieniła; że pod wieloma względami nie jest tą samą kobietą, przyjaciółką, jaką znał przed laty. Mogła być bardziej niebezpieczna, obierać cele, które nie zawsze potrafił zrozumieć. Ale nie obawiał się jej - ufał swojemu instynktowi, a on podpowiadał, że po raz pierwszy od dawna nie musi przybierać żadnej pozy ani dławić się gorzką ostrożnością.
- Myślisz? - Uśmiechnął się z sympatią, gdy zauważył, że w oczach Lucy błysnęło rozbawienie. - Bo mi się wydaje, że na łożu śmierci ostatnią wolę zapiszesz runami. - Pokręcił głową, ale wcale się nie wyśmiewał; jak nikt inny rozumiał silnie ukierunkowaną pasję. W szkole zanudzali się nawzajem szczegółami ze specjalistycznych książek, lecz dzięki wzajemnej cierpliwości zawsze mieli kogoś, z kim dało się porozmawiać.
Wepchnął do kieszeni zbyt wiele zwitków waty, owoców jarzębiny i chrząszczy, podszedł do spaceru entuzjastycznie i liczył na to, że uda mu się znaleźć jak najwięcej zimujących elfów. Trochę niezręcznie byłoby się tłumaczyć z takich drobiazgów, gdyby było się kimś innym niż Lovegoodem - Ellie jednak wstydził się tylko tego, co naprawdę haniebne, wypadki zdarzały się każdemu, a już zwłaszcza czarodziejom, których rdzenie różdżek były wykonane z łusek popiełka.
- Jestem przekonany, że znalazłby się i złoty galeon na kufel miodu. Choć... - wyciągnął dłoń z kieszeni i rozłożył, prezentując trzy czerwone jagody i skrawki krawieckich nici - No dobrze, zostańmy przy syklu. - Parsknął lekko i rozluźnił ramiona, ponieważ ona też nie rozglądała się już tak uważnie, nie trzymała rąk w zasięgu sięgnięcia po różdżkę. - Elfy w zimie odpoczywają i kopią norki pod gałęziami krzewów. Zwykle niechętnie przystają na dotyk czarodzieja, ale kiedy są senne i zmarznięte pozwalają się trzymać do woli. To samo w sobie może wydawać się okrutne, ale jest doskonałą okazją, żeby wręczyć im kłęby waty i pożywienie. Przy odpowiednim podejściu przyjmą je i zachomikują w gnieździe. A to pomoże im przetrwać - opowiedział lekkim tonem, rozglądając się po okolicznych drzewach oraz rosnących pod nimi krzakach. Elfy nie wybierały sobie byle jakiej rośliny na sen zimowy, powinni znaleźć taką, która ma gęste gałęzie, ale dużo wolnej przestrzeni przy glebie.
Zwrócił na nią zaskoczone spojrzenie dopiero wtedy, gdy wspomniała o rezerwacie.
- Przychodziłaś do Peak District? - zapytał powoli i w okolicy gardła zakuło go nieprzyjemne poczucie odrzucenia; dlaczego żaden z przyjaciół nie wspomniał o tym, że Lucinda ich odwiedzała? Z drugiej strony, nigdy się przecież tą relacją nie chwalił... ich drogi się rozeszły i nie było czego poruszać. - Od lat, mówiąc szczerze. Jak na te czasy, to jest stabilnie, mamy swoje zabezpieczenia i żaden ministerialny tłuk jeszcze ich nie zinfiltrował... - Urwał i skinął głową, gdy wspomniała o podróżach. Ciężko było marzyć o wyjeździe wiedząc, że zostawia się za sobą płonące miasta.
Najtrudniejszy temat był dopiero przed nimi; czekał cierpliwie, aż wyjdzie z szoku i zacznie swoją opowieść w takim tempie i z tyloma szczegółami, ile uzna za słuszne. Okazało się jednak, że nie zamierza mówić nic, że wystarczy gest, krótki i ostateczny. Tak było, tak jest. Powinien drążyć, żądać odpowiedzi? A jakie miał do nich prawo? Otóż to, żadnego. Nie zamierzał na nią naciskać, nie podczas pierwszego od dawna spotkania.
- Może zamiast rozmowy... pomożesz mi ich poszukać? - zasugerował spokojnie, długim spojrzeniem sygnalizując, że rozumiał. To, co o tym myślał, nie było w tym momencie tak istotne. - Spróbujmy najpierw tu, przy tej krzewince. Wygląda zachęcająco. - Podszedł bliżej rośliny i bez wahania uklęknął na jedno kolano. Potem odwrócił się w stronę Lucy i wyciągnął do niej rękę jak książę, zapraszając do wspólnej przygody.

rzut na elfy
1. nie znaleźliśmy nor elfów pod tym krzewem
2. znaleźliśmy nory i wydobywa się z nich ciche brzęczenie
3. znaleźliśmy nory, ale kiedy pochyliliśmy się bliżej, podirytowany elf wyleciał i zderzył się z nosem Lucy
[bylobrzydkobedzieladnie]



This is my
home
and you can't
frighten me


Ostatnio zmieniony przez Elric Lovegood dnia 13.05.21 18:42, w całości zmieniany 1 raz
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Niebieski las [odnośnik]13.05.21 18:40
The member 'Elric Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Niebieski las [odnośnik]26.05.21 23:13
Lucinda zawsze była typem narzekającej w duchu. Zawsze było jej jakoś wstyd głośno mówić o swoich niepowodzeniach i żalach. Wiedziała, że takie podejście nie jest zdrowe dla nikogo, ale przyglądając się ludzkim tragediom nie miała w sobie wystarczająco odwagi by postawić siebie na piedestale. Tak było kiedy zaledwie odrosła od ziemi i tak też jest teraz. Może to wpajane przez lata przekonanie, że powinna czuć się lepiej od innych, powinna być lepsza, bo jej krew mieni się błękitem? A może zwyczajny brak pewności siebie, który w pewnym momencie wyzwolony spod jej wpływu urósł do rangi ułomności? Nie bała się w taki sposób o sobie myśleć. Ostatnimi czasy zrobiła spore postępy w zrozumieniu samej siebie, a żeby do tego doszło potrzebowała zatrzymać się przy samym dnie psychicznej świadomości. Mimo wszystko nie traciła czasu na nadmierne narzekanie. Nawet to duchowe. Teraz, gdy świat stał w płomieniach starała się cieszyć z każdej pozytywnej rzeczy mającej miejsce w jej życiu. Nawet przekorny i wciąż upiorny los nie przeszkadzał jej już tak bardzo. Nie zrzucała na niego winy za wszelkie tragedie świata, nawet czasem dziękowała za to co udało jej się dostać w rekompensacie. To spotkanie też na pewno zapisze się w jej myślach jako to pozytywne. Powroty do przeszłości bywały ciężkie, ale czy tak naprawdę mogli nazwać to powrotem? Zmieniło się przecież niemal wszystko. Oni też wydawali się być już całkowicie odmienieni. Twarz, dłonie, barwa głosu… wszystko uległo zmianie. Witali się wspomnieniami choć powinni zacząć od ponownego zapoznania.
Blondynka wzruszyła ramionami słysząc słowa mężczyzny, a na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech. Było ziarenko prawdy w tym co powiedział. Jedynie ziarenko, bo czasem gdy próbowała sobie przypomnieć ten zapał, samozaparcie i nieustanne parcie do celu po trupach czuła pustkę. Brakowało jej tego szaleństwa w życiu. Ktoś trzeci powiedziałby, że nie ma nic bardziej szalonego niż pierwsza linia frontu i ryzykowanie własnym życie. Ryzyko było jej znajome, front się zmienił, a jej iskra zmieniła się w płomień, którego tak bardzo starała się unikać. Nie była już przecież Selwynem, to nie jej dziedzictwo.
- Eh… - zaczęła kręcąc głową z udawaną rezygnacją. – Tak to właśnie z wami jest, najpierw obietnice, a potem.. – nie skończyła jedynie wzruszając ramionami. Chyba nie chciała wchodzić na grząski grunt rozmów o tematyce damsko-męskiej, ale czuła się nadzwyczaj dobrze prowadząc z nim tą wymianę zdań. Przez ostatnie miesiące wiele miała podobnych spotkań. Przeszłość dobijała się do niej pięściami i nie miała zamiaru odpuścić, a ona jakimś cudem zaangażowała się w tę grę. Dziwne. W ogóle do niej nie podobne.
Słuchając opowieści o elfach była w niemałym szoku. Nie dlatego, że zajął się czymś tak z pozoru jedynie trywialnym. Pasowało to do niego idealnie, a stworzenia były często o milion razy lepsze niż ludzie. Szok przyszedł w momencie, gdy uzmysłowiła sobie jak bardzo ludzie potrafią być samolubni. Rozpętując wojny, wybijając się dla idei. Czasem wystarczyło mieć jedynie trochę dobroci w sobie. – Nie jestem tym wcale zaskoczona – zaczęła unosząc kącik ust w pewnym uśmiechu. – Tym, że cię spotykam właśnie w takiej otoczce. Niektóre rzeczy na szczęście się nie zmieniają, prawda? – choć było to pytanie jedynie retoryczne, to czuła, że zna na nie odpowiedz. Na dłuższą chwile utkwiła spojrzenie na jego twarzy. Była ciekawa co w życiu przeżył, jak potoczyły się jego losy, gdy rozeszły się ich drogi? Nigdy tak naprawdę nie zastanawiała się nad tym czy żałuje podjętych wtedy decyzji. Może jej życie potoczyłoby się w całkowicie inny sposób. Może. Nigdy nie będzie miała szansy tego sprawdzić.
- Zdarzało mi się. Jest tam kilka dobrze znajomych mi twarzy. Dziwne, że nigdy na siebie finalnie nie wpadliśmy, ale kto wie, może właśnie zapisane nam było, żebym przyłapała cię na przemycaniu kilogramów waty. – dodała ze wzruszeniem ramion, a dłonie ukryła w kieszeniach, bo choć chłód otrzeźwiał jej nadwyrężony umysł, to jednak dłonie przypominały już kostki lodu.
Była mu wdzięczna za to, że postanowił nie ciągnąć tematu wojny. Chyba nie miała siły mierzyć się z kolejnymi wyjaśnieniami. Przyzwyczaiła się już do tego, że ludzie nie rozumieją podejmowanych przez nią decyzji. Nie wymagała tego od nikogo, każdy był inny. Wiedziała jednak, że to rodziło konflikty, których naprawdę wolałaby dziś uniknąć. Szczególnie teraz gdy znaleźli się w tej samej przestrzeni pierwszy raz od wielu, wielu lat.
Na ich nieszczęście pierwszy krzaczek okazał się być pusty. Lucinda chętnie przyjęła dłoń mężczyzny, ale gdy ruszyli do kolejnego krzaczka ponownie schowała ją do kieszeni. – Nigdy nie lubiłam zimy – wiedział o tym. To była chyba jedyna rzecz, na którą narzekała jawnie, a nie w duchu. – Kojarzy mi się ze stagnacją, zaspami, które należy pokonać, a finalnie sprawia, że krajobraz staje się jeszcze bardziej ponury. Dawniej, gdy zaczynała się w Londynie zima, pakowałam kuferek, manuskrypty i zanim pierwszy płatek śniegu opadł na ziemię już mnie tu nie było. – zaśmiała się na wspomnienie swojej nieopisanej chęci ucieczki przed wszystkim co niewygodne. Już przestała uciekać. – Co myślisz o tym wszystkim? O wojnie, o stronach? – zapytała chcąc wiedzieć, do której strony się skłania. Miała nadzieje, że nie jest częścią żadnego konfliktu, ale jednak niejednokrotnie powtarzała, że ten co nie robi nic robi wszystko dla przeciwników. Zawsze liczyła się z jego zdaniem. Czemu miałoby się to teraz zmienić?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Niebieski las [odnośnik]01.06.21 17:31
Choć w jego rodzinie dziedzictwo szlachetnej krwi nigdy się nie pojawiło, byli ludźmi niesłychanie przywiązanymi do swoich tradycji, ideałów, do rodu. Tak wychowywali swoje dzieci i temu starali się dawać wiarę, że w każdej ciemności płonęła świeca dostrzegalna z setek mil, każda tragedia miała wyższy cel zapisany w gwiazdach, a pożar był podwaliną pod nowy las. Wbijali sobie nawzajem do głowy te okruchy szaleństwa wynikające z przeszłości, w której nadrzędną rolę odgrywała empatia i dobroć - jak w nazwisku, które gdzieś przecież musiało mieć swoje korzenie. Pamiętał o dzieciństwie, o słowach dziadka, gdy jeszcze żył, o siostrze i nawet w najczarniejszych momentach utrzymywał pozory optymizmu. Cholernie trudna sprawa, zwłaszcza kiedy jest się młodym, uzależnionym od eliksirów mężczyzną albo doświadczonym smokologiem, obserwującym swoich braci jak jedni po drugim odchodzą na wojnę.
Pieprzone czasy, pieprzone Ministerstwo.
Teraz nie potrafił już w pełni uwierzyć w dobre intencje, dopóki nie zobaczył ich wyciągniętych na dłoni, a nawet wtedy potrzebował zwykle drugiego upewnienia. Skupiał się na pracy, na dniach, które mógł spędzać z bliskimi, na pozornie przypadkowych okazjach, które czasami podrzucał mu los, w opozycji do wszystkich koszmarów, prześladujących go nocami. Tak się złożyło, że spotkanie z Lucindą nie było jedynie przypadkową okazją - było czymś o wiele więcej. Dawało nadzieję, że przypadki nie istnieją, że za tym wszystkim przebija się ustalony wzór, który pozwala dawnym przyjaciołom przeciąć ścieżki wtedy, gdy oboje najbardziej tego potrzebują. Musiało tak być. Nie zamierzał wierzyć, że to nie ma znaczenia.
- Ale, Lucy, ja niczego nie obiecałem, ja tylko założyłem obiecującą możliwość... i starałem się uczynić ją prawdopodobną... z przeciętnym skutkiem - Starał się ubrać słowa w możliwie akademicki ton, ale dostrzegalny ruch kącików warg sprawił, że przegrał z kretesem. Mógł co najwyżej uznać własną porażkę z pomocą niedbałego wzruszenia ramionami. No jak przegrać, to tylko z nią. Nie byłby to pierwszy raz i, Merlinie, miał nadzieję, że nie ostatni.
Skrócona opowieść o elfach pochłonęła go w pełni, choć nawet nie uszczknął fragmentu tego, co uważał w ich gatunku za naprawdę interesujące. Nie były może stworzeniami najbardziej wyjątkowymi, niebezpiecznymi, nawet nie użytkowymi, ale niech go szlag, jeżeli jeszcze raz zignoruje coś tylko dlatego, że wydawało się niepozorne. Czuł się swobodnie w swoim ulubionym temacie, ale pytanie Lucindy - podszyte nutą zaskakującej powagi - na moment wybiło go z tropu i sprawiło, że utkwił spojrzenie w jej ciepłych oczach. Milczenie, które zapadło, byłoby niekomfortowe, gdyby byli dziesięć lat młodsi i nie mieli za sobą tych wszystkich doświadczeń. Teraz wiedział, i ona wiedziała, że potrzebują tylko chwili, aby zebrać myśli.
- Na szczęście, tak, masz rację. - Westchnął wreszcie, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok, w dal, bo intensywność udeptywała sobie drogę do miejsc, wspomnień, do których nie chciał powracać teraz. - Nie wiem, jak wiele ty się zmieniłaś, ale widzę, że uśmiech wciąż masz tak samo czarujący - Spróbował zażartować, ale marnie mu to wyszło; frywolność uleciała gdzieś z czasem, przygnieciona realizmem drepczących za nimi koszmarów. Mógł tylko uchwycić się tu i teraz jak spadający człowiek liny i liczyć na to, że Lucinda nie dostrzeże jego zawahania. - Znajome twarze, mówisz? Z pewnością znajome też dla mnie... być może powinniśmy wymienić się imionami wspólnych przyjaciół? - Był ciekaw, czy chodzi o to, o co myślał, że chodzi.
Żeby jednak wejść w szczegóły i wytłumaczyć się z tej nienaiwnej ciekawości, musieliby znów zejść na sprawy wojenne, a tego przecież nie chciała. Choć niewypowiedziane pytania obijały mu się o myśli, uszanował jej decyzję raz i nie zamierzał teraz tego zmieniać. O wiele lepiej byłoby, gdyby próbowaliby spojrzeć, jak pięknie wędrowały cienie nagich gałęzi na pokrywie śniegowej, jak powietrze pachniało świeżymi ogórkami z ogródka.
- Zawsze byłaś ciepłolubem - zauważył z lekkim rozbawieniem, gdy przykucnęli przy krzewie, gdzie, miał nadzieję, uda im się odnaleźć elfie gniazda. - W Hogwarcie chodziłaś zimą opatulona w dziesięć warstw i narzekałaś na zielarstwo i opiekę. Ja też nie lubiłem zimy i często wyjeżdżałem, ale tylko dlatego, że nie znałem jeszcze gatunków, które można spotkać tylko w mrozie - Z cieniem uśmiechu zaczął gmerać w śniegu. Nie poszczęściło im się, pustka i cisza pod krzewem zwiastowały dłuższy spacer; gniazda, jeżeli były, to zwykle umiejscowione blisko siebie. Lepki puch przesypywał mu się przez palce, gdy w ciszy wysłuchiwał pytania Lucy. Zmarszczył brwi, nie rozumiał. Przecież nie chciała rozmawiać o wojnie? - Myślę, że brakuje nam sprawiedliwości. Że jest gorzej niż kiedykolwiek było. - Przyznał cicho, bez wstydu spoglądając jej w oczy, aby wyznać prawdę. - Nie obrałem strony, na razie nie. Jak zawsze próbuję zachować neutralność i znaleźć złoty środek, ale... nie widać go. Nie widać żadnego środka. Gdybym miał kogoś wesprzeć... - Nachylił się do niej lekko. Wyglądała tak poważnie, skupiona, zmartwiona i blada. - Wsparłbym was. - Przez chwilę niczego nie mówili, aż wreszcie Ellie parsknął niewesoło. - Sama chciałaś rozmawiać o czym innym, Lucy. Potrafisz? Potrafisz rozmawiać o czym innym? - Nie czekał, aż odpowie, tylko uniósł rękę z wcześniej przygotowaną grudką śniegu i wrzucił jej niewielką ilość za kołnierz.
Zawsze była ciepłolubem.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Niebieski las [odnośnik]14.06.21 13:32
Czasami po prostu zapominała jak rozmowa z kimś może być beztroska. Jak relacja może być zwyczajna biorąc pod uwagę same superlatywy tego słowa. Mało było osób w jej otoczeniu, które nie angażowały się w konflikt. Ostatnio rozmawiała w taki sposób tylko z Rineheartem, ale to też uległo zmianie wraz z jego przynależnością do Zakonu. Nie było tak, że widziała w tym coś złego. Potrzebowali sojuszników, a ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak ważna w tym konflikcie będzie jego różdżka, ale brakowało jej rozmów nieformalnych. Spotkań bez klejącego się oddechu wojny na karku. Zapomniała, że w ogóle takie spotkania mogą mieć miejsce i było to w pewnym sensie pocieszające. Na ten jeden moment, na chwile, bo gdy każdy pójdzie w swoją stronę te wszystkie złe myśli wrócą. Kto wie czy właściwie będzie im dane spotkać się ponownie? Kto wie czy wojna nie zaskoczy ją po raz kolejny?
Uśmiechnęła się szeroko słysząc jak mężczyzna plącze się we własnych słowach. – Tylko żartuje – odparła, a gdy wzruszył ramionami, ona zrobiła to samo. Dziwnie było patrzeć na niego po tylu latach. Wiedziała jak to brzmi, ale nie czuła się już jak dwudziestoośmiolatka. Wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że żyje na tym świecie już nazbyt długo. Widziała i doświadczyła o wiele więcej niżeli mógłby wskazywać na to jej wiek. To była przykra rzeczywistość, ale może to doświadczenie nauczyło ją wystarczająco? Miała wrażenie, że wszystko inne wydarzyło się w całkowicie innym życiu. Czy on czuł podobnie?
Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu elfich norek. Właściwie to nawet nie wiedziała czego szukać, ale nie była przyzwyczajona do nic nie robienia kiedy ktoś inny w skupieniu czymś się zajmuje. Przypatrywała się miejscom, które jej kojarzyły się z idealnym miejscem odpłynięcia w zimowy sen. Gdzie bym poszła, gdybym była elfem? Odpowiedź mężczyzny przyszła po jakimś czasie i rozumiała, że musiał w jakimś stopniu przekalkulować to o co go zapytała. Gdy wspomniał o czarującym uśmiechu roześmiała się chociaż na jej policzku pojawił się delikatny rumieniec. Nigdy nie potrafiła przyjmować komplementów, nigdy ich nie lubiła. Wbrew wszystkiemu nie potrafiła w nie wierzyć i właśnie to doprowadzało ją często do eskalowania własnych niepewności. – Cóż… gdyby uśmiechem można było wygrać wojnę. –dodała łapiąc się po raz kolejny na tym, że w jej głowie wciąż pozostaje jeden temat. – Zmieniłam się. Pewnie nawet bardzo. A ty? Czujesz się inny? – nie wiedziała dlaczego właściwie go o to pyta. Może próbuje poznać nową wersje jego samego? Może chce sprawdzić, gdzie zaprowadziło go życie, bo czuła, że Peak District jest jedynie końcem całej opowieści?
- Nie jest was tam chyba aż tak wielu co? Pewnie moje znajome twarze są tak samo znajome tobie? – odparła nie chcąc teraz zdradzać żadnych nazwisk. Nie chodziło o to, że mu nie ufała, ale o sobie mogła powiedzieć wszystko, ale wchodząc w temat innych nazwisk robiło jej się słabo. Obecne czasy nie sprzyjały obgadywaniu dawnych znajomych z dawnymi znajomymi. Tym bardziej, że większość była częścią jej rebelianckiego świata.
Nie bez powodu zapytała go o stronę, po której mógłby się opowiedzieć. Chciała pozwolić sobie na to by czuć się przy tym spotkaniu beztrosko. Przy tym i przy kolejnych jeśli te w ogóle miałyby mieć miejsce. Musiała się upewnić, że dalej tkwią po tej samej stronie barykady nawet jeśli to ona raz za razem unosiła różdżkę. – Cieszę się – zaczęła po chwili namysłu. – Będę jednak egoistką i postaram się odwieść cię od tego pomysłu – sojusznicy byli potrzebni zawsze, nikt samotnie wojny nie wygrywa, ale dla niej czasem była to misja, nad którą należy dobrze się zastanowić. Bo nie ma już wyjścia z tej sytuacji.
Kiedy zapytał się wprost czy jeszcze potrafi rozmawiać o czymś innymi niż wojna zatrzymała się. To było ważne pytanie, a jego analiza sprawiła, że blondynka poczuła ukłucie bólu w okolicy serca. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć coś zimnego, lodowatego spłynęło po jej karku aż po same plecy. Lucinda zaczęła skakać dookoła i pokrzykiwać. Dopiero jak śnieg się roztopił, a mróz zastąpiła wilgoć spojrzała na mężczyznę karcącym wzrokiem. – Toś ty taki? – zapytała z udawaną złością i schyliła się by uformować śnieżkę z całkiem pokaźnej grudy śniegu. – To powiedz jak smakuje to – odparła i rzuciła śnieżką prosto w twarz mężczyzny.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Niebieski las [odnośnik]15.06.21 14:18
Przykro było Elrickowi patrzeć na to, jak wyraźnie przytłaczała Lucindę rzeczywistość, w której przyszło im żyć. Jeszcze ciężej zaakceptować, że niezależnie od wszystkich chęci nie mógł jej pomóc - że na dobrą sprawę wcale jego pomocy nie potrzebowała. Z tej dziewczyny była twarda sztuka, od zawsze przecież szła na opór wszystkim, sięgając po wyzwania nieprzystające lady, chłonąc niebezpieczeństwo jak gąbka. Nie miał wątpliwości, że w walce radzi sobie doskonale, lepiej niż on, że nie ugnie się przed niczym, skoro już opowiedziała się po jednej ze stron. Tym jednak, co tak widocznie ją przytłaczało, był w jego mniemaniu brak swobody i wyboru. Wojna postawiła ją w miejscu, w którym musiała czynić to, co uważała za słuszne, poświęcić temu wszystkie siły, skupienie. Dopiero pod tą nieprzepuszczalną zbroją skrywała się jego przyjaciółka, czarownica o niepowtarzalnej wyobraźni, z błyskiem w oku, który pociągał spostrzegawczych i rozumnych - nie tych, którzy w kobietach widzieli jedynie kukły o złotych włosach, nabite na pal i wystawione na pokaz.
A co on mógł w tej sytuacji powiedzieć o sobie? W jakim miejscu znalazł się z powodu wojny? Czy znacznie się zmienił? Te wszystkie pytania odbijały się echem od drzew nawet wtedy, gdy nie mówili nic, błądząc po wydeptanych w śniegu ścieżkach w poszukiwaniu elfich gniazd. Zaczepne uśmiechy i lekki tint różu na policzkach Lucindy rzucały mu wyzwanie. Co uczyniły z nim te upływające lata? Czy fakt, że na dłuższą metę nie zrezygnował dla walki z niczego istotnego, był powodem do dumy czy wstydu? Jego rodzina była wszak bezpieczna, z rezerwatu stworzyli ostoję. Bohater, czy tchórz?
Może jednak miał coś z egoisty.
Im dłużej milczeli, tym bardziej obawiał się tych pytań, ale wiedział, że nadejdą.
- Nie. Nie wiem. Nie bardzo. - Pokręcił głową, pochylając czoło ze wstydem. Wąski szlak dziurek w śniegu przykuł jego uwagę, ale jeszcze nie dał tego po sobie poznać. - Każdy się zmienia, musielibyśmy umrzeć, żeby ciągle pozostawać tacy sami. Zastanawia mnie tylko, czy ja zmieniłem się wystarczająco? - Włożył ręce do kieszeni i spojrzał na niebo. Nie umknęło mu, jak zgrabnie wykręciła się od pytania, sam też skarcił się lekko w duchu za jego niepokojące brzmienie. Tak blisko, a tak daleko. Stali po jednej stronie, ale w różnych światach. - Zapewne tak jest. Moja ekipa rozrasta się, a nie kurczy. - Uśmiechnął się ponuro, wspominając mimo wszystko jednostki, które zdążyły ponieść śmierć w wyniku własnych działań bądź nieszczęśliwego wypadku. Może jednak nie powinni teraz podejmować tego tematu.
Uklęknęli niedaleko krzewu, ale od samego początku Elric wiedział, że nie znajdą pod nim gniazd. Podirytowało go to, szukał bowiem sposobu na to, aby rozrzedzić ciężką atmosferę i sprowokować Lucy do okazania czegoś więcej niż tylko nadludzkiej powagi. Spojrzał na nią z bliska, przechylając głowę, gdy zdecydowała się oznajmić coś, czego nie oczekiwał.
- Tak mówisz? A to ciekawe. - Nie musiał dodawać, że go zaskoczyła, mogła to dostrzec jak na wyciągniętej dłoni.
Skorzystał być może z dziecinnego sposobu rozchmurzenia się i zrzucenia z ramion odrobiny ciężaru, ale spontaniczną decyzję błyskawicznie nagrodził mu widok podskakującej i popiskującej Lucy. Nie mógł się powstrzymać - pokładł się ze śmiechu, opierając czoło na pięści i odsłaniając wszystkie białe zęby. Spodziewał się kontry, ale nie zdążył w porę wyciągnąć różdżki i skończył z ośnieżonymi brwiami i kroplami zimnej wody spływającymi pod płaszcz.
- Nawet nie wiesz, co uczyniłaś - zapowiedział z udawaną powagą, gdy już otarł twarz. Chciałby powstrzymać usta przed uśmiechem, ale widok komicznie rozjuszonej dziewczyny przywoływał dobre wspomnienia. - Albalis! - rzucił, bo skoro już rozpoczęli pojedynek, równie dobrze mogli go nieco podkoloryzować.
[bylobrzydkobedzieladnie]



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Niebieski las [odnośnik]01.07.21 22:55
Naprawdę chciałaby być czasem dawną sobą. Uśmiechającą się od ucha do ucha łamaczką klątw. Teraz jej problemy z tamtego okresu wydawały się być po prostu błahe ,choć przecież wcale takie nie były. Nie wiedziała jednak co mogłaby zrobić by poczuć się ponownie tak wolna. Ludzie podejmowali w życiu różne decyzje, a te prowadziły do różnych konsekwencji. Wychodziła z założenia, że człowiek uczy się na tym co nowe, nabiera doświadczeń, których nikt im nie odbierze. Czasem jednak chciałaby ich mieć trochę mniej. Nie uczestniczyć we wszystkim, zwolnić by zastanowić się nad tym dokąd właściwie zmierza. Finalnie dochodziła do wniosku, że i tak nie ma to żadnego znaczenia. Bez względu na to co sobie zaplanuje, jakie kroki ku temu podejmie i tak nie może podejmować decyzji sama. Nie teraz, gdy jej świat został zamknięty w kuli pełnej ciemnozielonych zaklęć rozpraszających się po niebie.
Lovegood przypominał jej o czasach, w których było jej o wiele lżej. Choć zmieniło się wszystko, choć otoczenie wokół nich podpowiadało jej o tym co się działo przez ten cały czas, to jednak widziała wciąż korzenie ich znajomości i to wbrew wszystkiemu przynosiło ulgę. Świat był przepełniony przypadkami, przeznaczenie pukało do jej drzwi raz za razem, ale ona już nie potrafiła otwierać ich bez spoglądania przez dziurkę od klucza. Wiara uleciała. Chciałaby kiedyś to zmienić choć nie wiedziała czy będzie to jeszcze kiedykolwiek możliwe.
- Wystarczająco? – zapytała unosząc brew w pytającym geście. – A kiedy jest wystarczająco? – dodała kręcąc głową, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Chyba jako ludzie nigdy nie powinni traktować się w takich kategoriach, ale rozumiała to całkowicie. Sama często zastanawiała się nad tym czy jest wystarczająca, czy kroki, które podejmuje są odpowiednie. Trochę to absurdalne. Żyją z ryzkiem, a wciąż bezpiecznie, zastanawiając się nad tym czy na pewno są wystarczający.
Wzruszyła ramionami widząc zdziwienie malujące się na jego twarzy. Myślał inaczej? Sądził, że była w stanie poświęcić wszystkich w drodze do zwycięstwa? Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie zawsze gra jest warta świeczki, że ludzie muszą żyć swoim życiem, czerpać z tego życia jak najwięcej. Nie chciałaby, żeby musiał żyć jej życiem. Nie dlatego, że było złe, ale dlatego, że miał wciąż szansę na to by się wycofać. – Dziwisz się, że chce być egoistką? – zapytała i wiedziała, że jej pytanie ma podwójne dno. Była egoistką lata temu, myślała o sobie, teraz egoizm przybrałby inną formę, ale czy tak naprawdę nie dotyczył tego samego? Nie chciała by pomyślał, że te słowa są równoznaczne z tym, że znów chce go od siebie odepchnąć. Tak naprawdę nie myślała o tym czy ich ścieżki ponownie się spotkają, ale to wcale nie znaczyło, że tego nie chce.
Zaśmiała się głośno kiedy rzucona przez nią śnieżka dotarła do celu. Musiał wiedzieć, że swoim atakiem spowoduje lawinę, prawdziwą wojnę. Nie pozostawała dłużna. Nigdy. Słysząc jednak inkantacje padającą z jego ust uniosła różdżkę by wyczarować tarczę przed sobą. Nie zdążyła jednak bo kolorowe śnieżki dopadły ją w najmniej odpowiednim momencie. Z tego wszystkiego aż usiadła na ziemi. – Darujemy sobie elfy i od razu przejdziemy do kufla miodu? – zapytała niby z rezygnacją, a gdy mężczyzna zrobił krok w jej stronę wyciągnęła różdżkę i posłała w stronę mężczyzny to samo zaklęcie. - Albalis!


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Niebieski las [odnośnik]11.07.21 14:58
Kiedy było wystarczająco? Wtedy, kiedy miał na koncie rozliczne osiągnięcia, które mógł wyciągnąć na wierzch jak z sakwy, gdy wymagała tego sytuacja? Gdy uratował kilka istnień, gdy spełniał marzenia, a może wręcz przeciwnie - wtedy, kiedy się ich wyrzekał na cel wyższego dobra? A jeżeli istniało wyższe dobro, to czym właściwie było i w jakich sprawach mógł ośmielać się twierdzić, że naprawdę jest jego orędownikiem? Pytania zawieszone w pustce mnożyły się bez końca, a chociaż na każde znał odpowiedź - subiektywną, mieszczącą się w granicach jego własnego ja, jego sumienia - nie chciał wypowiadać ich głośno. Z obawy o to, że to, co wystarczające dla niego, nie będzie wystarczające dla wszystkich. Dla niej. Że sam zawiedzie się sobą, bo przecież na to zawsze istniała szansa, nie ważne, jak mocno starał się jej uniknąć.
- Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi. - rzucił wreszcie z pozorną lekkością, wyciągając z kieszeni jagodę cisu i z zamyśleniem przesuwając ją między palcami. - Chcę myśleć, że mimo wszystkiego, co się dzieje, ja zmieniam się na lepsze, a nie na gorsze. Bo zmienić się trzeba, nie wrócimy do przeszłości. - Spochmurniał, odrzucił od siebie czerwoną kulkę, trafiając w zaspę śniegu. - Chociaż, jeżeli chcesz zmienić temat, to wystarczająco wystarczającym byłoby dla mnie, gdybym zmężniał. Co o tym myślisz? - Uśmiechnął się kącikiem ust, obchodząc Lucy i na moment muskając dłonią jej łokieć. Jakby chciał ją złapać, ale nie złapał.
Klęcząc niedaleko krzewów, opuścił głowę i parsknął śmiechem, gdy wyciągała od niego wytłumaczenie każdej reakcji, każdego słowa. Nie pamiętał, by była dawniej aż tak dociekliwa, ale być może w tym wszystkim kryło się coś, co było dla niej ważne. Powinien być zaszczycony, ale wcale się tak nie czuł. Był wyjątkowy we własnych oczach, w jej nie musiał, prawdopodobnie nie był. A ona nie była egoistką.
- Nie jesteś - mruknął, udając, że przygląda się z oddali kolejnym krzewom, potencjalnym kryjówkom elfów. - Egoistką, znaczy się. Co nie znaczy, że nie możesz o siebie zadbać. Powinnaś nawet, to nie jest egoizm. - Wreszcie odnalazł jej wzrok, piękne zielone oczy. Poważny. - Zastanawiam się tylko, co ja mam do twojego egoizmu? Nie chcesz mnie przy sobie? Nie chcesz tej przyjaźni? - Od samego początku wiedział, że będzie musiał zapytać, a jednak słowa smakowały gorzko. - Potrafię o siebie zadbać, nie musisz robić tego za mnie. - Wątpił, żeby to przyjęła, w niektórych sprawach bywała uparta jak osioł.
Wielkim szczęściem było rozpoczęcie bitwy na śnieżki; każda trudna rozmowa musiała skończyć się katharsis, żeby nie zatruwać myśli jadem. Jeżeli nawet rozejdą się i znów nie zobaczą wiele miesięcy, chciał zapamiętać ją taką - rozbawioną i zdeterminowaną. Szeroki uśmiech, tak rzadki dzisiaj.
- Uznaję to za zaproszenie! - obwieścił, gdy kolorowe śnieżki rozbiły się o jego pierś, ramiona i różdżkę, zostawiając na białej ziemi wielobarwne plamy. Teraz dopiero zrobiło się jak w bajce. - Pozwolisz postawić sobie kufel miodu? Do wioski nie jest daleko... - Nie chciał okazać, że się waha, zwykle tego nie robił. Zwykle też jednak nieszczególnie obawiał się odmowy.
Jak się okazało wkrótce, nie musiał.

/zt x2 :pwease:

[bylobrzydkobedzieladnie]



This is my
home
and you can't
frighten me


Ostatnio zmieniony przez Elric Lovegood dnia 27.07.21 20:02, w całości zmieniany 2 razy
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Niebieski las [odnośnik]23.07.21 14:26
Niebieski las

Położony na ziemiach rodu Greengrass las charakteryzuje się nie tylko niesamowitym kolorem - jest również miejscem pełnym rzadkich ingrediencji przydatnych do tworzenia eliksirów. W trakcie panującej wojny i ograniczonego dostępu do składników doskonale zdajecie sobie sprawę, jak istotne będzie opanowanie tej małej części terenu i zapewnienie swoim alchemikom prowiantu. Jednak nie tylko Was przyciąga ów myśl.

Lokacja pozostaje pod kontrolą Zakonu Feniksa.



poziom I
Etap I
Możliwe jest rzucenie carpiene w szafce zniknięć i ustosunkowanie się do rzutu już w pisanym poście (a zatem przekazanie informacji o wykrytych pułapkach drugiej postaci w tym samym poście, w którym carpiene zostało rzucone).

Udane carpiene z mocą 75 oczek pozwala dostrzec Strach na gremliny i Cave inimicum, udane Carpiene z mocą 85 oczek pozwala dostrzec Oczobłysk i Cicho-sza. Po rozpoznaniu pułapek można przejść do ich przełamywania zgodnie z obowiązującą mechaniką. W pierwszej kolejności należy ściągnąć Cicho-szę.

Aktywacja oczobłysku oślepia postaci wkraczające na ten teren na trzy tury. W przypadku czarowania w sytuacji pozbawionej widoczności (całkowite pozbawienie zmysłu wzroku, całkowita ciemność, niewidzialny przeciwnik, który w jakiś sposób zdradza się obecnością, np. dźwiękiem kroku lub promieniem rzuconego zaklęcia) postać otrzymuje karę -80 do rzutu. Karę tę niweluje bonus przysługujący z biegłości spostrzegawczości.

Aktywacja cave inimicum informuje Keata o pojawieniu się w okolicy nieprzyjaciół (Rycerze zobowiązani są o tym powiadomić gracza prywatną drogą). Jeśli ten podejmie działanie, czas oczekiwania na atak po zakończeniu II etapu wydłuża się o 24 godziny. Niepoinformowanie gracza o ataku oznacza niepowodzenie.
Cave Inimicum nie obejmuje mieszkających w pobliżu, związanych z Zakonem i zielarzy.

Aktywacja stracha na gremliny uniemożliwia podjęcie jakiejkolwiek innej akcji obu postaciom do momentu pozbycia się bogina (zaklęcie riddiculus).

Aktywacja Cicho-szy sprawia, że wszystkie postaci przekraczające roślinne wejście ku zapomnianemu torowi tracą słuch.



Etap II
Ścieżka pokojowa
WYKLUCZONA

Ścieżka wojenna
Rycerze Walpurgii: Las można przejąć tylko siłą. Nie będzie to jednak takie proste. Gdy przybywacie na miejsce, wśród niebieskich dzwoneczków dostrzegacie dwójkę czarownic z gorliwością coś zbierających. Niestety nie wydają się przyjaźnie nastawione. Przestrzeżone przez Zakon Feniksa wiedzą już, że stanowicie zagrożenie i atakują bez większego zastanowienia.

Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za czarownicę A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za czarownicę B.

Czarownica A (OPCM 20, uroki 20, żywotność 70) będzie atakowała kolejno zaklęciami: Aeris, Ignitio, Caeruleusio oraz broniła się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Czarownica B (OPCM 15, transmutacja 25, żywotność 80) będzie atakowała kolejno zaklęciami: Impedimenta, Duna, Deserpes (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć) oraz broniła się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.

Rolę buntowników broniących tego terenu może przejąć również dowolny Zakonnik przy pomocy lusterka; wówczas walczy z Rycerzami bez udziału mistrza gry, zgodnie ze statystykami rozpisanymi poniżej, ale bez ograniczeń co do kolejności oraz wyboru wykonywanych akcji.

Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.

Etap III
Aby przejść do etapu III, należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.

Etap IV
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.


Gra w tej lokacji jest dozwolona.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niebieski las - Page 23 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Niebieski las [odnośnik]28.08.21 21:40
02.02.1958

Derbyshire było kolejnym istotnym punktem, w którym powinni podjąć działania. Zdecydowanie podejmowane kroki miały dać im szansę rozwoju w przyszłości, jednocześnie zaznaczać ich obecność i działalność w kolejnych hrabstwach Anglii. Świat musiał zrozumieć, że w końcu każdy ugnie się i dostosuje do działania. Nie było ani miejsca, ani czasu na słabość. Świat pogrążony w wojnie, która zabierała swoje ofiary, a im pozostało jedynie walczyć i dążyć do osiągnięcia stawianych sobie celów. Dlatego wraz z dwójką kompanów postanowili sprawdzić jedno z miejsc, które znajdowało się na terenach Derbyshire i w razie konieczności zapanować nad tym terenem. Nie mogli pozwolić zakonowi na śmielsze działania, a ich bunt musiał być tłumiony.
Znaleźli się w pobliżu niebieskiego lasu. Wiele zależało od tego, w jaki sposób podejdą do działania i jakie kroki podejmą. Mathieu miał ze sobą różdżkę, talizman, dwie fiolki eliksirów. Na wszelki wypadek, jeśli coś poszłoby nie po ich myśli. Kiedy zbliżali się do miejsca, do którego zmierzali zacisnął palce na różdżce. Wypowiedział zaklęcie Carpiene, starając się skupić na wypowiadanej inkantacji i na efektach, które mógł dostrzec. Poczuł coś, jednak było niczym w porównaniu z tym, w jaki sposób wykrywał zabezpieczenia ostatnim razem. Były niczym drobna mgiełka, której nie potrafił w żaden sposób rozpoznać. Wiedział, że to zaklęcie nie było sukcesem i rozmyło się szybciej niż mógł się tego spodziewać. - Teren jest zabezpieczony. Nie udało się nic rozpoznać... - szepnął cicho, być może jego towarzysze  będą w stanie zdziałać coś więcej w tej kwestii i podjąć działania. Nie przepadał za takimi momentami, frustracja narastała. W ostatnich tygodniach ciężko znosił własne porażki, targany skrajnymi emocjami, nie potrafiąc do końca rozpoznać natury własnego problemu. Chyba nadal walczył z tym, co zostało wpisane do jego życia, co stało się jego integralną częścią, a im bardziej się temu opierał, tym bardziej wdawało mu się we znaki. To jak odczuwanie zmęczenia i walka z nim, ale nie potrafił tak zwyczajnie przyjąć tego do wiadomości i zaprzestać walki. Musieli przejąć to miejsce, choćby miało ich to kosztować więcej niż sobie wyobrażali. Był skłonny do wszelkich poświęceń i zawsze walczył do końca.

Ekwipunek
- Różdżka
- Talizman (+17 do żywotności)
- Dwie fiolki eliksirów - przekazane mg

+ Połowicznie udane Carpiene



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death


Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 20.09.21 23:10, w całości zmieniany 1 raz
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Niebieski las [odnośnik]29.08.21 20:55
Przejmowanie istotnych punktów nieustannie pozostawało naszym priorytetem i liczyłem, że ten miesiąc w końcu przyniesie mi upragniony sukces. Niepowodzenia w dziurawym kotle wzbudzały we mnie złość, ogromny gniew, którego nie byłem w stanie poskromić. Jak mogliśmy dać plamę i to dwa razy? Byliśmy tam silną, zwartą grupą, a mimo to musieliśmy odejść godząc się z porażką. Zamordowanie właścicieli niewiele by nam dało; musieliśmy ich przesłuchać, dowiedzieć się z kim współpracują, dlatego wyniesienie ich ciał nie przyniosłoby nic poza satysfakcją. Spalenie przybytku też nie wchodziło w grę, albowiem pożar z pewnością rozniósłby się dalej. Londyn był znacznie zniszczony przez wojnę, nie mogliśmy pozwolić, aby mieszkańcy płacili coraz wyższą cenę. Mogłoby to wpłynąć na nastroje, które przez wszechobecny brak dostępu do podstawowych produktów i tak były chwiejne.
Wyłoniłem się z kłębów czarnej mgły tuż na skraju Niebieskiego Lasu licząc, że sprzymierzeńcy już czekają tudzież zjawią się w przeciągu kilku chwil. Szanowaliśmy swój czas, zdawaliśmy sobie sprawę z jego wartości, dlatego unikaliśmy zbędnych poślizgów. -Gotowi?- spytałem retorycznie dostrzegając Ritę oraz Mathieu, a następnie ruszyłem wzdłuż linii drzew rozglądając się w poszukiwaniu śladów czyjejś obecności. Zwykle wolałem dmuchać na zimne, nie pakowałem się na nieznane tereny bez wcześniejszego ich zbadania – rzecz jasna powierzchownego – albowiem wówczas każdą nieprawidłowość można było uznać za zagrożenie. Liczne pułapki, przekleństwa, skryci rebelianci oczekujący na swój moment, to już była codzienność.
Zaklęcie Rosiera nie przyniosło nam za wielu informacji, jednakże wieść, iż cokolwiek wyczuł wzmogła moją czujność. -Carpiene- wypowiedziałem pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej, bowiem musieliśmy znać charakter zabezpieczeń przed przystąpieniem do ich ściągania. Promień pomknął z wężowego drewna, objął nikłą, pulsującą mgiełką zajęte pułapkami miejsca wprawiając w drżenie magiczne drobinki. -Strach na gremliny, cave inimicum, oczobłysk i cicho-sza- podzieliłem się nową wiedzą. -Ostatnią należy zdjąć jako pierwszą. Jest niebezpieczna i może narobić nam problemów- odparłem zerkając w kierunku swych towarzyszy.

| Ekwipunek we wsiąkiewce, rzut na opętanie




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 23 z 25 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24, 25  Next

Niebieski las
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach