Wydarzenia


Ekipa forum
Serce lasu
AutorWiadomość
Serce lasu [odnośnik]10.03.12 23:11
First topic message reminder :

Serce lasu

Poprzez chaszcze, wysokie krzewy i olbrzymie, prastare drzewa - któż ma odwagę przebrnąć ku samemu sercu lasu? Któż ma szczęście przebrnąć tak daleko?
Mimo setek dyrektorskich, policyjnych oraz prokuratorskich zakazów, nakazów, pouczeń, listów i odzewów, w okolicy wciąż znajdują się mugole, którzy w poważaniu mają owe przestrogi, spragnieni łyku adrenaliny. Przepis ostrzegający przejezdnych przed pobytem w lesie głupim nie jest; ma swoje podstawy w logice. Nikt, kto ma w głowie choć kroplę rozumu, nie odważy się zajść tak daleko: ku samemu matecznikowi, gdzie kryją się niebezpieczeństwa, jakich wielu nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić.
Olbrzymie, szerokie korony wysokich drzew kryją niebo, skutecznie blokując napływ światła, tak za dnia, jak i w nocy, pogrążając okolice w złowrogiej ciemności. Panuje tutaj niewyobrażalna wręcz cisza, a powtarzane przez leśnika legendy, traktują o straszliwych, krwiożerczych bestiach z piekła rodem; wilkach, jaszczurach, potwornie długich wężach, monstrualnie wielkich pająkach...
Równie niemądre zwiedzanie tych lasów wydaje się czarodziejom, choć trudno ukryć; jest to dobre miejsce dla mugolaków, charłaków i innych brudnej krwi, którzy poszukują schronienia.

Tańce i zabawy

Waltham Forest wypełnił się gwarem, muzyką i śpiewem. W samym jego środku uczestnicy święta Brón Trogain mogą bawić się do białego rana. Każdego wieczoru gościom przygrywają grajkowie wykonując przy pomocy celtyckich instrumentów aranżacje współczesnych, rytmicznych szlagierów i choć początkowo na na miękkiej trawie, przebierają pojedyncze pary, już po północy leśny parkiet między drzewami pełen jest żądnych rozrywki czarodziejów.

Lista przebojów Kotła - dołączając do tańców współczesnych na parkiecie, jedna postać z pary może rzucić kością k15 na wybór piosenki:

1: "Incendio w moje serce"
2: "Miłość miłość w Warwickshire"
3: "Mugolskie świnie"
4: "Dziewczyna goblina"
5: "Pocałunek półwili"
6: "Ona czuje galeony"
7: "Świstoklik z napisem dom"
8: "Ministra brygada" (znane również pod tytułem "Auuuuu - Wilkołak w Londynie!")
9: "Kocham cię jak psidwak"
10: "Mniej słów, więcej magii"
11: "Rozpalmy różdżkami Anglii blask"
12: "Jesteś moim pufkiem"
13: "Skocz, krocz i kręć"
14: "Wyrwałem ją z mugolskich rąk"
15: "Niuchacza szał, zaklęć błysk"

Gry i zabawy

Przy drewnianych ławach zbytych tuż obok podestu gra się w czarodziejskiego pokera lub gargulki. Kilku śmiałków już pierwszego dnia festiwalu bliżej godzin porannych zawiesiło na jednym z drzew tablicę do darta, skrzętnie ukrywając ją zaklęciami kamuflującymi przed służbami porządkowymi. Każdy chętny może dołączyć się do zabawy.

Nieopodal ław ustawiono kilka mis ze złotymi jabłkami, które należy wyłowić za pomocą ust i zębów. Każdy gość może podjąć się próby wyłowienia jednego jabłka dziennie. Owoce są jedynie magiczne pozłacane, ale jeden - wyjątkowa nagroda - jest wykonany z prawdziwego kruszcu i zmiękczony zaklęciem w taki sposób, że do czasu wyłowienia wydaje się zwyczajnym jabłkiem.

Złote jabłka - na wyłowienie ustami złotego jabłka należy poświęcić jedną turę (post) w wątku, próby można podjąć się raz w trakcie Festiwalu Lata. Podczas wyławiania jabłka należy rzucić kością k100.

1-99 - brak efektu
100 - wyłowiłeś/aś prawdziwe złote jabłko! Możesz zalinkować post w temacie komponenty magiczne aby do Twojego ekwipunku dopisano komponent złoto; albo spieniężyć jabłko w Banku Gringotta za 100 PM (zalinkuj post w skrytce).
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania złotego jabłka o 1 oczko (99 dla poziomu I, 98 dla poziomu II, 97 dla poziomu III).

Ciuciu-wiedźma

Żona gajowego, pasjonatka rękodzieła artystycznego, przygotowała zabawę w ciuciu-wiedźmę, w którą można zagrać każdego wczesnego wieczora przed rozpoczęciem tańców na jednym z podestów. Zasady znają wszyscy — wystarczy z zasłoniętymi oczyma uderzać kijem w pustą kukłę w kształcie trójrękiego mugola ze świńskim ogonem. W tym czasie, rozgrzewają się grajkowie, codziennie na rozpoczęcie grając nowy hit "Mugolskie Świnie", który tak opisuje anatomię niemagicznych. Czarodzieje mali i duzi z upodobaniem ustawiają się w kolejce by wyładować się na ubranej w dżinsy i flanelową koszulę kukle. Po rozwaleniu mugola, wypadają z niego owinięte w kolorowe papierki Fasolki Wszystkich Smaków. Co noc pojawia się nowy "mugol" o równie interesującej anatomii, zaprojektowany przez Elisabeth Wilkes.

Ciuciu-wiedźma - każda postać może podjąć się rzutu na sprawność (do rzutu dodaje się podwojoną sprawność), stosując się do mechaniki celowania na oślep.
W przypadku czarowania w sytuacji pozbawionej widoczności (całkowite pozbawienie zmysłu wzroku, całkowita ciemność, niewidzialny przeciwnik, który w jakiś sposób zdradza się obecnością, np. dźwiękiem kroku lub promieniem rzuconego zaklęcia) postać otrzymuje karę -80 do rzutu. Karę tę niweluje bonus przysługujący z biegłości spostrzegawczości (+30 czyli łącznie -50 za poziom II, +60 czyli łącznie -20 za poziom III, +100 czyli łącznie +20 za poziom IV).


ST 40 - kukła od razu rozpada się na kawałki, wypadają z niej Fasolki Wszystkich Smaków, których smak można losować zgodnie z mechaniką. Fasolek nie można ze sobą zabrać w kieszeniach (po drodze zjedzą je dzieci, które dojrzały zdobycz) ale na miejscu można je jeść bez ograniczeń.
ST 25 - mocny i udany cios, ST uderzenia mugola dla kolejnej postaci w wątku spada o 15
ST 15 - lekki i udany cios
poniżej 15 - cios chybiony
W kukłę można uderzać do skutku w trakcie jednego wątku, z uwzględnieniem czasu oczekiwania w kolejce.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Serce lasu - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Serce lasu [odnośnik]06.08.23 21:39
- Za umiejętność samodzielnego myślenia? - zapytała usłużnie rozciągając wargi w łagodnym uśmiechu. Pokręciła przecząco głową. - Nie sądzę. - orzekła po krótkiej chwili zgodnie z prawdą. - Ale - podjęła zaraz odwracając spojrzenie przekrzywiając głowę, spoglądając na tańczące pary, przesuwając po nich spojrzeniem. - gdybyś mógł wybrać, nagrodę za ten heroiczny czyn którego się podjąłeś, ze wszystkiego, co świat ma do zaoferowania. Co byś wybrał? - zapytała, wracając onyksowym spojrzeniem do mężczyzny, zawieszając je na nim, przesuwając po jego twarzy w oczekiwaniu na odpowiedź. Pozwalając by jej oczy zmrużyły się trochę. Wargi, niezmiennie owijał nienaganny, łagodny uśmiech. Wypite wino zabarwiły odrobinę policzki Melisande różem. Spojrzenie nie straciło jednak na wyrazistości. A myśl, posiadała względnie czystą. Sztuki konwersacji uczyła się zarówno od dyplomaty z ich rezerwatu jak i od własnego brata. A - dokładnie tak jak mu mówiła - był mówcą wyborowym. Manannan zresztą, był równie inteligentny, trafnymi odpowiedziami czasem doprowadzał ją do irytacji. Zaśmiałaby się, gdyby usłyszała myśl Macnaira. Nie została wybrana, tylko ofiarowana jako podwalina zawiązanego sojuszu. Żadne z nich nie miała wiele do powiedzenia w tej sprawie - ale ostatnio, małżeństwo w istocie zaczynało jej się podobać.
- Muszę w takim razie zapamiętać, że jesteś ważnym elementem każdego przyjęcia. - zgodziła się w drugim dnie własnej wypowiedzi ukrywając lekką uszczypliwość. Wszak, w ich świecie - jej świecie, tym by pustka nigdy nie zawitała do jej kieliszka zajmowała się służba. Dopasowywała się do tonu, tema, sposobu w jaki się wypowiada. Rozciągnęła mocniej wargi na niewypowiedziany werbalnie toast, pozwalając by jej głowa pochyliła się w jego oddaniu. Poprawiła palce na własnym naczyniu, unosząc go, by zanurzyć w nim wargi. Padające nad stołem pytanie uniosło jej brwi. Odsunęła tęczówki, marszcząc je lekko w zastanowieniu.
- Anomalie - zaczęła, wzdychając, odchylając plecy łagodnie, unosząc wino raz jeszcze, odsunęła je, wskazując na niego palcem. Wino odrobinę zaszumiało jej w głowie, a porzucenie określonych ram, sprawiło, że zachowywała się - choć nadal przeważnie w standardach - chwilami bardziej nieformalnie. - nie przyniosły tylko strat. - stwierdziła oczywistość. - Słyszałam od Ramseya, że istniała możliwość by nad nimi zapanować i wykorzystać na własną korzyść. Wzmocnić dane miejsce, odpowiednio ukierunkować. Oh, co za fascynujące zjawisko, siła zdolna wskrzesić coś sprzed tysięcy lat. - zwróciła spojrzenie ku Drew, coś się w nim zalśniło. - Podarowała nam smoka. - jej wargi rozciągnęły się w zadowoleniu. - Z pewnością o tym słyszałeś. - informacja o Wyspiarzu Rybojadzie obiegła cały świat, to był fenomen na skalę światową. Ostatni, żyjący przedstawiciel tego gatunku znajdował się u nich. Nawet ci nie zaznajomieni z tematem musieli coś usłyszeć. Byli gospodarzami konferencji w tym temacie. - Choć jego zdobycie nie należało do prostych. Razem ze smokologiem z naszego rezerwatu, na podstawie otrzymanych informacji ustaliliśmy, że ożywiając jego szczątki, anomalia jednocześnie dokonała pewnej formy depersonalizacji. - uniosła znów kielich. Jej oczy rozszerzyły się na chwilę, a głową pokręciła jakby w zaprzeczeniu, niedowierzaniu i rozbawieniu mocą magii z którą przyszło się jej spotkać. - Znaleźliśmy sposób, by cofnąć niechciany efekt. W takim stanie nie moglibyśmy się nią zająć i trudno było przewidzieć, co by się stało ze smokiem, wraz z wygaśnięciem anomalii. Określiliśmy co należy zrobić i jak tego dokonać. A dzięki mnie, znajduje się dzisiaj w rezerwacie. - pochwaliła się z zadowoleniem. Zrobiła więcej, niż to. Ostatecznie, znalazła się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. W chwili, kiedy Morgotha zmogła choroba. Tylko ona mogła tego dokonać i gdy juz myślała, że nie będzie w stanie różdżka w końcu jej usłuchała. Nachyliła się ku Drew jakby zbierała się do zdradzenia tajemnicy. - Ale o tym, dziś więcej nie powiem. Ktoś inny dostał monopol na pierwszeństwo by usłyszeć całość tej historii. - uniosła odrobinę jedną z brwi ku górze się prostując. Opuściła dłoń na stół, pozwoliła, by smukłe palce wystukały na nich rytm grającej melodii. - Teraz, swoje spojrzenie kieruję w ku równie interesującym tematom. - orzekła, tajemniczy uśmiech, wykrzywił jej wargi, spojrzenie przesunęło się po jednostkach wokół.
Zaśmiała się lekko, odrzucając głowę, zasłaniając malinowe wargi wolną dłonią na padające stwierdzenie. Pokręciła z rozbawieniem głową.
- Przyjaciele nie skarżą się na monotonność padających mądrości? - zapytała nie przestając się uśmiechać. Wróciła spojrzeniem do swojego rozmówcy kiedy przypisał jedną z padających myśli do niej. Jej wargi mimowolnie uniosły się wyżej. Oczy jednak zmrużyły. - Nie wiem o czym mówisz. - skłamała gładko - widocznie wiedziała. Nie zamierzała jednak na głos się z nim zgadzać. - Zależy. - nie zgodziła się z nim znów, jednak nie rozwinęła własnej myśli. Troska w istocie, przeważnie, nie była niczym złym. Ale wynikała z czegoś, albo po coś. Potrafiła też w swojej wykrzywionej wersji przynieść więcej szkody, niż pożytku. Kąciki jej ust dźwignęły się bardziej, kiedy przyznał jej rację. Przesunęła kawałek w jego stronę własne naczynie, kiedy sięgnął po wino.
Mięsień na policzku drgnął, kiedy imię Ignotusa wypadło między nich. Nie zaburzył jednak utrzymanego na wargach uśmiechu. Wpatrywała się w niego, pozwalając by jedną z jej brwi uniosła się wyżej. A grymas wykrzywiający jej usta zmienił się łagodnie. Teraz sugerując, że doskonale wiedział, że nie o niego pytała. Że zrozumiała, że właśnie ją zbywał.
- Bynajmniej. - zaprzeczyła spokojnie. Na pozór, wewnętrznie poczuła irytację - nie dostała tego, czego chciała. Jej dłoń nadal pozostawała zawieszona nad tą jego. Zadarła brode wyżej, mrużąc odrobinę oczy. Opuszczając w końcu rękę, pozwalając by pomógł jej podnieść się z zajętego miejsca. Zaśmiała się na oczywiste, padające kłamstwo. Wargi nadal składały się na uśmiech, ale coś w nim było innego. Mimowolnie, nieświadomie, zadzierała prawą stronę górnej wargi. Widziała, że wie. - Nie dziś. - powtórzyła po nim mrużąc oczy, mierząc go ciemnym spojrzeniem. - Kiedy będzie więc odpowiednie i gdzie? - zapytała. - Twoje niewiele z pewnością wystarczy. Zamierzam zebrać więcej danych. - zapowiedziała uprzejmie przekrzywiając odrobinę głowę. Uniosła sugestywnie brwi. Nie odpuściła, nie porzuciła tematu. Nie ruszyła się z miejsca, postawą mówiąc, że na razie nie zamierza. Przestąpiła z nogi na nogę, zadarła odrobinę brodę, wydęła łagodnie usta. Pertraktacje trwały, jeszcze nikt się nie ugiął. Nikt nie ruszył z obranego stanowiska i miejsca.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Serce lasu [odnośnik]18.09.23 20:28
Zaśmiałem się pod nosem na kąśliwą odpowiedź i już chciałem coś powiedzieć, kiedy wtrąciła magiczne ale. Oparłem brodę na dłoni wyjątkowo zainteresowany nadchodzącymi propozycjami, ale szybko okazało się, że zamiast nich padło kolejne pytanie. -Wszystko co oferuje świat?- szelmowski uśmiech zawitał na mojej twarzy, brwi wyraźnie drgnęły. -Wybrałbym najstarszą beczkę ognistej- odparłem mijając się z prawdą. Lubowałem się w alkoholu, ale mając tak szeroki wachlarz wyboru nawet bym o nim nie pomyślał, bo istniało wiele innych rzeczy, które pragnąłem bardziej. Trunki były tylko miłym dodatkiem, przyzwyczaiłem się do ich średniej lub nierzadko niskiej jakości, dlatego ostatnie co bym uczynił, to zmarnowanie podobnej szansy na wybitną whisky. Zapewne wyłapała blef – nieszczególnie się z nim kryłem, bowiem ironiczny uśmieszek błądził po moich wargach. Uniosłem kielich, który wolno obróciłem w dłoni, by finalnie upić jego zawartości.
-Podobnie jak służba?- uniosłem pytająco brew nie kryjąc ironii. Doskonale wiedziałem, że szlachta wysługiwała się nią nawet w najbardziej błahych czynnościach, a w końcu dbanie o pełny kielich do takowych należało. -Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie tylko w tym celu byłbym ważnym elementem- zaśmiałem się pod nosem i upiłem trunku, po czym ponownie powędrowałem wzrokiem w kierunku parkietu. Czarodziejom coraz trudniej było zachować równowagę – panowie wkładali wiele sił w utrzymaniu pań w trakcie dość nietypowych ruchów tanecznych, co wyglądało z boku dość komicznie. Nie negowałem tego, sam z pewnością po kilku głębszych zachowywałem się podobnie. Kto wie, może nawet nie odstępowałem ich na krok będąc w pełni trzeźwy.
-Anomalie- powtórzyłem pod nosem zaintrygowany słowami dziewczyny. Zatrzymałem spojrzenie na wysokości jej tęczówek i z zainteresowaniem oczekiwałem na rozwinięcie tego tematu. Te były już przeszłością, ale za to jak bujną i trapiącą. Przyniosły korzyści, ale brak wiedzy dotyczącej pełnego ich poskromienia, przejęcia drzemiącej w nich siły zajmował najbardziej tęgie umysły. Sam wielokrotnie zastanawiałem się nad ich naturą, nad potęgą jaka przeszła nam obok nosa. Czyż podobnie nie było wówczas z cieniami? Kamieniami skrytymi za materiałami koszul? Igraliśmy z mocą, której w pełni nie rozumieliśmy, otworzyliśmy przez wieki zapieczętowane źródło i choć względnie udało nam się uporać z konsekwencjami, to wciąż istniało ryzyko, że była to jedynie cisza przed burzą. -Tak było- odparłem zgodnie z prawdą wszak sam podejmowałem się tego zadania. Z pomocą mojej różdżki wiele miejsc zostało opanowanych, ale tak naprawdę nigdy nie przyszło mi zrozumieć opracowanego schematu. Czarny Pan dał nam jasne wytyczne, a my po prostu skrupulatnie się nimi kierowaliśmy. -Miałaś z jakąś bezpośrednią styczność?- spytałem. Wątpiłem, aby ktokolwiek pozwolił jej zbliżyć się do szalejącego źródła, aczkolwiek nie wykluczałem tej możliwości. -Jedna o mało mnie nie zabiła- zaśmiałem się pod nosem mając w pamięci misję z Ramseyem, kiedy to obudziłem się dopiero po siedmiu dniach. Nie miałem zielonego pojęcia co się wydarzyło, a tym bardziej jak do tego doszło. Odcięło mi nogi, umysł odmówił posłuszeństwa. W Mungu nie przestawali się dziwić, że po tym zajściu w ogóle udało mi się otworzyć oczy – podobno rokowania były nędzne, żeby nie powiedzieć żadne.
Wsłuchiwałem się w jej słowa kiwając głową w ramach niemego podziwu. Musiała mieć w sobie pokłady odwagi albo wiary we własne doświadczenie, skoro udało jej się ujarzmić smoka. Nie miałem w tym temacie właściwie żadnej wiedzy, nic również o tym nie słyszałem, ale nie wychylałem się za bardzo. Jeszcze uznałaby mnie za ignoranta.
-Już liczyłem na jakieś pikantne szczegóły. Długa jest kolejka? Mam się już ustawić?- uniosłem pytająco brew, a w kącikach ust pojawił się kpiący uśmiech. Nie był to żaden przytyk – po prostu byłem ciekaw detali, którymi dziewczyna najwyraźniej nie chciała się podzielić. Czyżby to był mały pstryczek w nos za moje zbycie kwestii wydłużonych cieni w trakcie ceremonii? Udowodniła już, że potrafiła rozgrywać towarzyskie karty i umiejętnie obracać słowa rozmówcy przeciw niemu. -Jakim konkretnie? Poza mną rzecz jasna- zażartowałem, po czym upiłem łyk czerwonego wina.
-Do wszystkiego można się przyzwyczaić- wzruszyłem lekko ramionami. -Choć może z tego powodu często udają, że mnie słuchają?- kontynuowałem farsę z wyraźnym rozbawieniem. Nie musiałem przed nią nikogo udawać, nie sięgałem po wybujałe grzeczności i wyszukane komplementy. Spotkaliśmy się w miejscu dalekim od salonów, choć uginające się pod ilością jedzenia oraz alkoholu stoły mogły przypominać bal, na którym zjawić się mogły tylko wysoko postawione osoby.
-Zależy od sytuacji, czy od jej rodzaju?- spytałem. -A może jednak skryta za wspomnianą troską kontrola? Ładnie ubranymi w słowo zakazami można o wiele więcej osiągnąć- zaśmiałem się pod nosem będąc niejednokrotnie już świadkiem podobnego kłamstwa. Nie idź tam, nie rób tego, nie kontaktuj się z tamtym – o wiele lepiej brzmiało zrzucenie tego na karb troski. Sam nigdy nic nikomu nie zabraniałem, nie byłem zwolennikiem ograniczeń czy uczenia zdrowego rozsądku. Nierzadko o wiele lepiej było się sparzyć i wejść w posiadanie pewnej wiedzy – na niczym nie uczyło się lepiej jak na własnych błędach.
Wiedziałem, że prędko nie odpuści. Przyglądałem się mimice jej twarzy, gdy dość wyraźnie zaznaczyłem granice poruszonego tematu. Właściwie od samego początku dawałem jej do zrozumienia, iż nie zamierzałem go kontynuować, a tym bardziej wchodzić w szczegóły. -Kiedy zmieni się monopol na pierwszeństwo- puściłem jej lekko oczko, po czym dość sugestywnie skierowałem wzrok na parkiet. Zamierzała mi tam towarzyszyć, czy jednak za wszelką cenę dopiąć swego i zakończyć negocjacje z pozytywnym – rzecz jasna dla siebie – rezultatem?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Serce lasu [odnośnik]22.09.23 16:05
Wargi Melisande rozciągał nienachalny uśmiech. Miała dobry nastrój - ostatnio naprawdę go miała, nie doszukując się jakoś szczególnie powodów, choć jeden był dość oczywisty, by nie mogła go nie zauważyć. Spotkanie Drew było jej na rękę - i tak chciała z nim porozmawiać.
- Wszystko. - potwierdziła z rozbawieniem krążącym wokół malinowych warg. Ale otrzymana odpowiedź uniosła jej brwi. - Okropne marnotractwo. - orzekła, nie sądząc, by odpowiedź miała cokolwiek wspólnego z prawdą - nie próbowała jednak też wydrzeć jej na siłę. Nie potrzebowała jej.
Kolejne pytanie - szukające potwierdzenia w skrytej formie jej wypowiedzi rozciągnęło jej wargi w niemal porozumiewawczym geście. Brwi łagodnie uniosły się na chwilę, dźwignęła też brodę.
- Wszystko okaże się na następnym przyjęciu, czyż nie? - zawiesiła między nimi lekkie pytanie. Nie potwierdzając ani nie zaprzeczając, pozwalając by jej oczy zmrużyły się lekko.
Nie potrzebowała potwierdzenia w kwestii anomalii - a może raczej prawdziwości słów Ramseya. Nie okłamał jej - tego jednego była pewna. Niektórych rzeczy mógł nie powiedzieć, przemilczeć, ale wszystko co zawsze jej ofiarowywał nie było fałszem.
- Z jej częścią. - odpowiedziała, żeby zaśmiać się dźwięcznie, odrzucając głowę do tyłu, zasłaniając usta palcami. – Żałuje, że nie miałam okazji, na więcej. - ale rozgoryczenia trudno było w niej szukać. Żałowała, że nie mogła znaleźć się bliżej nich. Ale wtedy nie była jeszcze gotowa by wprowadzić ją bardziej i całkiem. Nie mogła też się narazić w sposób, który zagroził by później możliwości intratnego sojuszu. Teraz - miała zdecydowanie więcej możliwości. Może nawet przekonałaby Manannana by zabrał ją na miejsce jakiejś. - Oh? - wypadało z ust Melisande w ramach łagodnego zaskoczenia i subtelnego wskazania, by powiedział więcej zanim sama zaczęła opowiadać, nie przestając się uśmiechać.
- Nie. - odpowiedziała kręcąc łagodnie głową. - Ledwie jedna osoba. - dodała odnośnie długości kolejki, niezmiennie rozciągając usta w uśmiechu. Tym razem nie rozgrywała kart, zwyczajnie, szła za dziwnego rodzaju postanowieniem, którego wcześniej nie popełniła i nie podejmowała. Może zdradzając ta historię teraz, Drew, ugrałaby więcej - ale z jakiś powodów, chciała by całość jako pierwszy poznał jej mąż (a może, by nikt wcześniej nie usłyszał od tamtego momentu całości) - miała mu ją opowiedzieć, dokładnie tak jak obiecała i słowa tego zmierzała dotrzymać.
Kolejne stwierdzenie odrzuciło jej głowę do tyłu, kiedy zaśmiała się na nieskromne słowa. Uniosła rękę palce układając pod brodą, pozwalając im tam zatańczyć w postanowieniu, dobrze wykalkulowanym rozmyślaniu, kiedy zmrużała oczy rozciągając łagodnie usta. - Dama nie zdradza wszystkich swoich sekretów, panie Macnair. - odpowiedziała mu, pochylając lekko głowę, trudno było nie dostrzec rozbawienia i zadowolenia, które jej towarzyszyły, dodając uroku. - Przynajmniej, nie za darmo. - uniosła wymownie brwi, prostując się na powrót, sięgając po stojące na stoliku wino. To, zaczynało powoli krążyć w krwioobiegu. Wypicie go tyle nie było rozsądne, policzki zaszły jej rumieńcami. Ale myśl miała jeszcze jasną. Drew musiał już zrozumieć, że Melisande działa na zasadzie wymian i transakcji - przynajmniej, jeśli szło coś więcej, niż niewinne pogaduszki. Powiedziała mu już dziś dostatecznie dużo; o tym co myślała, czego dokonała - co jeszcze potrafiła było na wymianę. Nigdy za darmo. - Jeśli dorzucisz jeszcze kilka aforyzmów istnieje szansa, że znów uda ci się zwrócić ich uwagę. - poradziła usłużnie, przekrzywiając łagodnie głowę na bok
- Od jednego i drugiego. - przyznała bez ociągania. - Czasem opiera się tylko na jednym. - dodała odwracając na chwilę spojrzenie. Wiedziała, kto otaczał ją troską - potrafiła też wyczuć, kiedy jest nieszczera albo idzie za nią coś więcej. Matka uwielbiała kontrolę, cienka zmarszczka przecięła jej czoło na krótką chwilę, ale byłabym niesprawiedliwa nie przyznając, że i ona z niej korzystała. Że kiedy wszystko było jak zaplanowała, mogła kontrolować sytuację przygotowana na nią. A kiedy Manannan jej ją oddawał kiedy byli sami, całkowicie odchodziła od zmysłów. - Uczucia, zależności, powinności, wszystko można odpowiednio odwrócić i wykorzystać - jeśli wie się jak. A kiedy znasz kogoś dostatecznie długo, potrafisz określić schematy którymi działa. - postawiła wniosek - bo już nie tezę, spojrzeniem wodząc za parami na parkiecie. - Słowem wiele można osiągnąć. Choć czasem słowo, bez siły nie ma większej mocy sprawczej. - dodała, niejako zgadzając się z nim, co potwierdziła krótkim skinieniem głowy. - Zakaz zawsze będzie zakazem, nawet jeśli nazwiesz to troską. - dodała, unosząc rękę z winem. Ale chwilę później wraz z wymijającymi odpowiedziami jej uśmiech zmienił się odrobinę. Prawie niewidocznie - a może to nie uśmiech, a spojrzenie, nabrało innego wyrazu. Wiedziała po co idzie i czego chce. Swoich działań rzadko kiedy podejmowała się pochopnie.
- Dobrze więc. - wypowiedziała przesuwając wzrok na parkiet, potem sunąc nim wokół a kiedy wzrok padł na znajomą sylwetkę jej uśmiech pogłębił się z zadowoleniem. - Zadbam więc o to bezzwłocznie. - zapowiedziała puszczając jego dłoń, choć ani myślała dziś opowiadać mężowi o smoku - na niego, miała już konkretny plan. Przekrzywiła głowę, odsuwając się o krok. - Powróćmy do naszych pertraktacji w dogodnym dla ciebie czasie. Teraz - zastanowiła się w lekkim rozbawieniu, wykonując kilka niespiesznych pełnych gracji kroków tyłem naprzód w kierunku zmierzającego w ich stronę Manannana. W jakiś sposób to było nawet ciekawe spotkanie. - myślę, że zatańczę z mężem. - jej uśmiech pogłębił się. - Do zobaczenia, Drew. - dygnęła przed nim nadając gestowi teatralności, po kilku kolejnych odwracając się na pięcie, by zrobić dokładnie to, co zapowiedziała. Nie odwracając się w stronę mężczyzny nawet raz kiedy pokonywała drogę w kierunku Manannana, świadoma, że za kilka chwil skończą prawdopodobnie przy jednym stole. Kilka, bo najpierw - jak powiedziała - zamierzała zatańczyć. Swoją szansę na taniec z nią, Drew Macnair dzisiaj poddał.

| zt  lady


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Serce lasu [odnośnik]13.10.23 12:54
8 sierpnia 1958

Festiwal Lata trwał w najlepsze i nawet Nick musiał przyznać, że była to jedna z najlepszych imprez na jakich ostatnio był. Najbardziej podobało mu się to, że bywać w towarzystwie można było właściwie każdego wieczora. Ba! Nie tylko można było ale wręcz wypadało. Przecież nie robił tego wyłącznie dla przyjemności. Gwar Waltham Forest przyprawiał go o bardzo dobry nastrój.  Gdy tylko pojawił się wśród bawiących się czarodziejów chwycił kieliszek czerwonego wina i zaczął przyglądać się tańczącym parom chcąc wyłapać znajome twarze, a może nawet jakąś ładną czarownicę, z którą mógłby spędzić ten wieczór. Uwielbiał towarzystwo młodych szlachcianek, ale nie gardził też pannami z dobrych, ale nie szlachetnych rodzin. Takie często zwracały na niego uwagę, gdy tylko wypowiedział swoje nazwisko. Jednak tego wieczoru nie miał zamiaru zadowalać się byle kim. W sercu lasu zaczynało pojawiać się coraz więcej czarodziejów i czarownic, ale jemu udało się wypatrzeć prawdziwy kwiat. Oczy mu się zaświeciły, gdy zauważył filigranową sylwetkę Lady Cordelii Malfoy. Mimo że nie widział nigdzie w jej okolicy jej Pana Ojca, wiedział że przy kontaktach z akurat tą młodą damą nie powinien pozwalać sobie na zbyt wiele. To było nieopłacalne zarówno dla niego jak i dla niej. W końcu w tym towarzystwie zdecydowanie nie była anonimowa i nie tylko jego oczy spoglądały w jej stronę. Odstawił niedopity kieliszek wina, poprawił kołnierzyk swojej szaty i ruszył w jej stronę ze swoim firmowym zawadiackim uśmieszkiem. Największym problemem przy tej interakcji było to, że nie byli sobie przedstawieni. Miał jednak zamiar urokiem osobistym nadrobić ten widoczny nietakt.
Proszę mi wybaczyć impertynencję, ale Pani urok, M'Lady jest silniejszy niż dobre maniery wpojone mi przez drogą ciotkę. Nicholas z Rodu Nott – przedstawił się i skłonił na powitanie trochę niżej niż byłoby to wymagane w tej sytuacji, ciągle wręcz bezczelnie patrząc jej prosto w oczy. Skoro już podszedł bez zaproszenia, do damy, której nie został przedstawiony, to dalej chciał być aż za bardzo pewny siebie i zobaczyć jej reakcję na tę postawę. – Jeśli uczyniałabyś mi, M'Lady ten zaszczyt i poświęciła mi kolejny taniec, byłbym Pani dłużnikiem – zapytał prostując się. Liczył, że jest to pytanie retoryczne, ale może jednak... Starał się być jak najbardziej pewny swego.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Serce lasu [odnośnik]17.10.23 15:52
Cóż to był za festiwal, cóż to była za noc! Cordelia nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś takiego - celebracji radosnej, intensywnej, trwającej tak wiele dni, zrzeszającej nie tylko szlachtę, ale i cały kalejdoskop dobrze urodzonych ludzi, zebranych w jednym, przepięknym miejscu, by oddawać cześć magicznej miłości i dobrobytowi. Bywała na festiwalu lata w Weymouth jako dziecko i panienka, lecz zanim zadebiutowała na Sabacie, jej zabawa kończyła się o zmroku, kiedy to odsyłano ją do domu. Działo się to też na skażonych obecnie ziemiach, zdołała więc zapomnieć o wypełniającym ją niemal co roku podobnym zachwycie. Młodość miała swoje zalety; wszystko wydawało się nowe, a przez to piękne i fascynujące.
Miała kilka zastrzeżeń, jasne, że tak. Pewniej czuła się jednak na marmurowych posadzkach - srebrzyste pantofelki, które miała tego wieczoru na stopach, zbyt łatwo zapadały się w trawę. Dym z ogniska czasem szczypał ją w oczy, a jego ciepło rysowało na jej nieskazitelnie bladej cerze wyraźne rumieńce. Do tego brakowało silniejszego oświetlenia, by wszyscy mogli dojrzeć jak piękna była nawet w głębi mroku. To ostatnie dokuczało jej najbardziej, specjalne więc podążała blisko głównego ogniska, by upewnić się, że jak najwięcej ludzi dostrzeże jej piękno i skromność. Długa, jasnoróżowa sukienka z powłóczystego materiału nie była przecież balowa: miała prostszy krój niż zwykłe kreacje córki Ministra, ale wykonano ją z drogiego materiału, obsypując skrzącym się pyłkiem. Krótkie rękawy nie odsłaniały zbyt wiele nagiej skóry dzięki długim, koronkowym rękawiczkom: zupełne nie sprawdzającym się w czasie upału, lecz chętnie ponosiła tę cenę. Podwyższoną tylko przez gorsecik ściskający ją w pasie. Oddychało się jej coraz trudniej, ale świadomość, że posiada najwęższą talię przy tym ognisku, ba, na całym festiwalu, pełnym swobodniej ubranych czarownic - dodatkowo odsłaniających nie tylko kostki, ale i czasem łydki - polepszała jej i tak wybitny humor.
Wyglądała ślicznie. Potrzebowała jednak chwili, by poprawić srebrzyste włosy, pofalowane i pospinane gdzieniegdzie srebrzystymi spinkami z prawdziwymi białymi kwiatkami - tańczyła już od dłuższego czasu, porywana raz po raz przez kolejnych arystokratów, czuła się też zmęczona, podziękowawszy lordowi Avery’emu za ostatni taniec odwróciła się i ruszyła w stronę ciotki Leokadii, jej towarzyszce, gotowa chwilę odpocząć. Szybko jednak zorientowała się, że nie będzie jej to dane, kątem oka zauważyła bowiem przystojnego mężczyznę, idącego w jej kierunku. Pięknego mężczyznę o śmiałym uśmiechu i błyszczących, lekko zmrużonych oczach. Nie musiał się jej przedstawiać, wiedziała, kim jest; mijali się na uroczystościach szlacheckich, Cordelia znała też wszystkich pięknych kawalerów, ale nigdy nie mieli sposobności by odpowiednio się poznać. Teraz też taka się nie nadarzała, nie miała obok siebie ojca ani brata, a on - innego towarzysza, znajdowali się jednak w specyficznych okolicznościach. Festiwal Lata, swobodniejsze obyczaje, radość i celebracja odległa od bankietów, saloników, sal balowych i pogawędek przy herbatce.
Przystanęła i splotła dłonie na podołku, świadoma, że ciocia Leokadia bacznie się jej przygląda. Znajdowała się kilka kroków dalej, to dobrze; mogła czuwać nad bezpieczeństwem podopiecznej, a jednocześnie nie wtrącać się przesadnie. Merlin czuwał nad Nicholasem, który podszedł do niej akurat teraz! Cordelia zarumieniła się jeszcze bardziej, widząc głęboki ukłon - a przede wszystkim czując na sobie jego intensywne spojrzenie. Cóż za szarmancki czarodziej! Nieco śmiały, ale tacy przecież byli wszyscy dżentelmeni na kartach romantycznych powieści, które podczytywała z wypiekami na twarzy.
Perfekcyjnie dygnęła w odpowiedzi na powitanie, po czym wyprostowała się i powróciła do wyprostowanej pozycji. - Lordzie Nott, to zaszczyt poznać lorda osobiście - odpowiedziała zadziwiająco spokojnie, z ogładą, bez chichotów i drżenia głosu. - Przyznam, że jestem już zmęczona, adoratorzy nie dają mi spokoju - zawiesiła głos, chcąc nieco wybić go z tej śmiałości, nie umiała jednak trzymać go zbyt długo niepewności. - ale…dla lorda zrobię wyjątek. Jeden taniec. Za jedną opowieść - zaryzykowała, unosząc lekko jedną brew, kokieteryjnie i prowokacyjnie - jak na nią. Stawiała pierwsze kroki w dorosłym życiu, nie miała doświadczenia w salonowych podchodach, ale wiele się nauczyła obserwując siostry. Lub Imogen. - Opowieść z salonów Nottów- uściśliła, śmiejąc się krótko, perliście, cicho. Taniec z wspaniałym mężczyzną i pasjonująca historyjka z posiadłości najbardziej rozrywkowego rodu: ten wieczór naprawdę stał się jeszcze lepszy. Zerknęła przez ramię, upewniając się, że ciotka Leokadia zgadza się na kolejny taniec - ta kiwnęła głową, nic więc nie stało na przeszkodzie, by ująć dłoń lorda Notta i podążyć za nim na środek leśnego parkietu.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Serce lasu [odnośnik]18.10.23 20:04
Było pięknie, w okół brzmiała muzyka, a na parkiecie zjawiało się coraz więcej czarodziejów, którzy wirowali w tańcu do aranżacji popularnych utworów. Jakby nikt nie pamiętał, że są w trakcie wojny i tak naprawdę to pozorne szczęście może zaraz się rozprysnąć i każdy z nich będzie musiał zająć się chronieniem własnych interesów, a często też wspieraniem którejś ze stron. Może i wydawało się, że wojna jest wygrana, ale rozluźnienie mogłoby jeszcze przesądzić o jej środkach. Ale to nie były myśli na dzisiaj. Dlatego też Nick starał się odgonić od siebie myśl o dysonansie znajdował przyglądając się tańczącym parom. Wczucie w atmosferę zabawy nigdy nie sprawiało mu kłopotu, a po dopiciu kieliszka wina naprawdę zaczęło mu się tu podobać, chociaż... był totalnym mieszczuchem, który nie potrafił się zachwycać pięknem przyrody. Znaczy potrafił wypowiadać piękne słowa na jej temat, ale nie czuł żadnego przyjemnego dreszczu emocji spoglądając na łono przyrody. Zdecydowanie wolał podziwiać kunsztownie wykonane ornamenty sal balowych niż las... Ale w Festiwalu Lata było coś wyjątkowego, dzięki czemu nie skupiał się na tym, że znajduje się w środku lasu, a na samej atmosferze tego miejsca. I oczywiście na możliwości podejścia do Lady Malfoy. Gdyby to był sabat... Nie odważyłby się na samodzielne przedstawianie się pod czujnym okiem Lady Adelaidy. Tym bardziej, że Cordelia była córką samego Ministra Magii i wieloletniego przyjaciela ich rodziny. Stosunki Nottów z Malfoyami od lat były pozytywne. Nie mógł tego zepsuć drobnym nietaktem. Wiedział, że nie musi się przedstawiać. W końcu nie raz mijali się na przyjęciach, ale może nie zwracał na nią aż takiej uwagi. W końcu była jeszcze taka młoda. Oczy mu zabłyszczały, kiedy zaczął spodziewać się odmowy. Jej odpowiedź w ogóle go nie zniechęciła, a wręcz przeciwnie. Potraktował to jako wyzwanie. W końcu co to za wyczyn zwrócić na siebie uwagę panny, której kolana miękną po pierwszym komplemencie? Po tej reakcji Lady Malfoy zdecydowanie spodobała mu się jeszcze bardziej.
Skłamałbym mówiąc, że dziwię się tym adoratorom. Gdybym nie wiedział, sądziłbym, żeś Pani ma w sobie krew willi – uśmiechnął się odpuszczając nieco kontakt wzrokowy. Nie chciał, by sytuacja zamiast intrygująca stała się zwyczajnie niekomfortowa. – Ale zdecydowanie nie chcę dołączać do tego grona adoratorów – rzucił wyciągając rękę w jej stronę, żeby jednak zaprowadzić Pannę Malfoy na parkiet. – To z pewnością straszni nudziarze, skoro wolałaś Pani stać tu sama – dodał konspiracyjnym szeptem. Może i powinien zdawać sobie sprawę z tego, że ktoś w jej pobliżu jest, ale nigdzie nie wypatrywał potencjalnego ochroniarza, czy właście ciotki Leokadii. W końcu nie miał zamiaru w żaden sposób jej uchybić, a tym bardziej zrobić krzywdy.
Świetna z Pani negocjatorka – odpowiedział z zawadiackim uśmiechem – Wszelkie opowieści są do Pani dyspozycji – dodał przygotowując się już do tańca. Uwielbiał tańczyć. Tym bardziej z piękną partnerką.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Serce lasu [odnośnik]21.10.23 9:10
Nicholas Nott nie mógł trafić lepiej - komplement dotyczący krwi willi sprawił, że pod Cordelią niemal dosłownie ugięły się kolana. Szczęśliwie znajdowali się na trawie, krótkie zachwianie można było więc rozsądnie uznać za lekką utratę równowagi, częstą na tak niestabilnym terenie. Szybko się opanowała, lecz jej serce zaczęło bić znacznie szybciej. Wila, tak, była równie piękna, co Imogen i Evandra razem wzięte - i nie potrzebowała do tego genów jakichś dzikusek, którym wyrastały pióra, pazury i ogony! Nott dotknął ją do głębi i sprawł, że oczy blondynki zalśniły poruszeniem. Zadowolonym, czułym i kokieteryjnym. Zaśmiała się ponownie, krótko, perliście - mężczyźni lubili przecież pogodne kobiety, a nie te wiecznie z nosem na kwintę - po czym odgarnęła z czoła kosmyk jasnych włosów, jakby chcąc niezbyt subtelnie podkreślić ich kolor. Faktycznie - bliski barwie wilii.
- Przesadza lord, ale dziękuję za komplement. Wielu dżentelmenów mi to mówi - odparła dumnie, acz z sympatią, nie chciała go przecież odstraszyć, lecz zgrywanie niedostępnej stanowiło podstawę dobrej damsko-męskiej konwersacji. Kłamała, owszem, lecz było to kłamstwo w dobrej wierze. - Panno - poprawiła go lekko, zarumieniona, nie chcąc zakładać, że uznaje ją za panią tego wieczoru, panią jego tańca, czy - o Merlinie - jego serca. Romantyczne, ale zdecydowanie zbyt prędkie. Nie dziwiło jej to jednak a schlebiało, Nicholas emanował pewnością siebie, swobodą, niemal nonszalancją. Wiedziała, że miał już swoje lata, że był wdowcem, prezentował się jednak nienagannie, tryskał żywiołowością, a komplementy prawił jak stary wyga. Reszta pozostawała tajemnicą, intrygującą i niemal dopraszającą się o zgłębienie. Z uśmiechem przyjęła jego dłoń i pozwoliła przeprowadzić się przez tłum; czuła się przy nim bezpiecznie, chciana i zaopiekowana, a śmiałość Notta tylko łechtała jej ego, nie powodując niepokoju. - Stałam tu zaledwie ułamki sekund, sir, ale ma lord rację - niektórzy byli niezwykle...monotonni - odparła również szeptem, dalej cała w uśmiechach. Jak do tej pory najciekawszym dżentelmenem, proszącym ją o taniec, był właśnie Nicholas Nott. Z tak bliska potrafiła już ocenić, że miał bardzo ładne oczy. Ciepłe, skupione, lekko zmrużone. Ciekawe jej, naprawdę, szczerze, nie z grzeczności! Albo tak przynajmniej sobie wmawiała, dając mu poprowadzić się wraz z pierwszymi taktami muzyki. Tańczyła świetnie, płynnie, doskonale panując nad ciałem; lata praktyki pozwoliły jej poruszać się razem z rytmem nawet na trudnym, trawiastym terenie, z taką samą lekkością, z jaką robiła to na balowych salach. - Ciężko wybrać jedną historię, ale niech lord opowie mi o najciekawszym bankiecie, którego lord był świadkiem. O nocy, która najbardziej zapadła w pamięć - zażyczyła sobie, uśmiechając się wyczekująco do Nicholasa, podnosząc na niego wzrok raz po raz, z doskonale wyważoną dozą nieśmiałości i kokieterii.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Serce lasu [odnośnik]28.10.23 11:10
Właściwie dla Nicholasa była nawet piękniejsza niż wille – nie dlatego, że nie działał na niego ich ponadnaturalny urok, ale dlatego że młoda Malfoyówna miała za sobą coś więcej niż tylko ponadprzeciętną urodę, której nie można było jej odmówić. Przecież byłby idiotą, gdyby patrząc na tę piękną istotkę widział tylko piękny biały kwiat. Wiedział, że stoi za nią cały ród Malfoyów, którzy aktualnie znaczyli bardzo dużo w polityce. A, że niedawno raczył nawet nie zauważyć uroku willi Imogen mogło to działać tylko na jego korzyść. Wykorzystanie okazji, żeby w niezobowiązujący, jak na arystokrację, sposób poznać córkę Ministra, zdawało się być najlepszym co zrobił w czasie tegorocznego Festiwalu lata. Zakładając oczywiście, że nie okaże się, że spektakularnie zrazi młodą damę do siebie. Ale porażki nie zakładał, w końcu akurat kontakty towarzyskie to było coś w czym był rzeczywiście bardzo dobry. Uśmiechnął się szczerze słysząc jej łagodny śmiech. Była w tym wszystkim taka... delikatna a zarazem szlachetna.
Nie śmiałbym przesadzać, Lady Malfoy, ale jeśli moje słowa nie są Ci miłe a jedynie nudnie powielają to, co już tyle razy słyszałaś, M'Lady już milknę – po raz kolejny spojrzał jej prosto w oczy chcąc wybadać reakcję. Był pewien, że dziewczyna tylko kokietuje, chociaż spodziewał się, że nie jest pierwszym ani ostatnim, który częstuje ją taką liczbą komplementów. Z pewnością miała tłumy adoratorów. Była młoda, przepiękną, dobrze wychowana i w dodatku była córką Ministra. Nikt by się jej nie oparł.
Monotonia to zbrodnia, która powinna być surowo karana. Szczególnie w towarzystwie damy – odpowiedział z pełną powagą starając się wyjść na zdecydowanie nie monotonnego. Może i dla niektórych bujanie się od imprezy do imprezy i degustowanie wina wydawało się monotonne, ale Nick był święcie przekonany, że takie imprezowanie w jego towarzystwie nie może być nudne. Gdy zaczęli tańczyć uśmiechnął się widząc te precyzyjne ruchy pełne gracji. Wiedział, że ma przy sobie arystokratkę najwyższej kategorii. Oderwał od niej wzrok dopiero, gdy została zamówiona opowieść. Zmrużył bardziej oczy i popatrzył przez chwilę w bok. Można było zauważyć, że pojawiła się w jego głowie pewna myśl, od której posmutniał, ale szybko ją odgonił. Wracanie myślami do przeszłości i poszukiwanie odpowiedniej historii nie było tak proste. Chociaż trzeba było zdecydować jak najszybciej, żeby Lady Malfoy się nie zanudziła w oczekiwaniu.
Żyjąc wśród Nottów to tych bankietów było dużo i nie o wszystkich wypada opowiadać damie – odpowiedział uśmiechając się zawadiacko. No tak, dla niego najciekawszymi z pewnością były te bankiety, kiedy miał 17 lat i chował się przed ciotką, żeby nie skrytykowała jego zachowania. – Ale jeśli mam zdecydować się na jeden wieczór... Hmmm.... – w tym momencie już ostentacyjnie udawał, że się zastanawia. – Ale proszę mnie nie wydać, że o tym opowiadam – dodał konspiracyjnym szeptem. – To było na Sabacie. Kilka lat temu. Chyba wybaczysz mi, M'Lady, że Sabaty uznaję za najlepsze przyjęcia. Wszystko wyglądało jak zwykle. Znaczy ostatnio było trochę inaczej, ale wtedy ciotka zadbała o prawie idealną listę gości, wiadomo wypada zaprosić takich Prewettów, co nieco obniża prestiż wydarzenia – tylko wspominając to nazwisko wykrzywił twarz w grymasie. – Dekoracje, atrakcje, przekąski... bardzo dobry kwartet smyczkowy. Naprawdę muzyka była wybitna tamtego roku... – urwał, bo już chciał wspomnieć też o pięknych partnerkach do tańca. – Oczy jednak skierowane były na Lorda Yaxleya... i jego partnerkę. To były czasy, kiedy nikt spoza ścisłej 28 nie dostawał zaproszeń na Sabat – w jego głosie można było wyczytać, że wolałby, żeby tak pozostało. Nie ukrywał tego zbytnio. W końcu rozmawiał z damą, która byłaby jedną z pierwszych zaproszonych osób przy takich kryteriach doboru listy gości. – Ciotka nie była zadowolona. Delikatnie mówiąc, tym bardziej, że owa dama nie była ubrana... standardowo dla tego typu wydarzeń. Ale też nie chciała robić zbędnego skandalu. Dlatego trzeba było wybadać sprawę kim jest owa dama. Plotek było wiele, ale rzecz jasna dżentelmenowi nie wypada ich powtarzać. Ale okazało się, że nie była to ani willa, która go uwiodła, ani jego kochanka, ani jego nieślubna córka tylko redaktorka Czarownicy podszywająca się pod damę, z którą przyjaźnił się ów Lord – szepnął jakby sprzedawał świeżą ploteczkę a nie taką sprzed co najmniej 10 lat. – Na szczęście skandal udało się zatuszować i nie rozpuściła żadnych informacji dalej, ale próby rozwiązania tego problemu były tak absorbujące, że nawet nie zdążyłem zatańczyć tylu tańców ile bym chciał – widać było, że lubił taniec i rzeczywiście to było dla niego coś bolesnego.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Serce lasu [odnośnik]29.10.23 17:47
Na usta cisnęło się jej szybciutkie zaprzeczenie - nie, proszę mówić, sir, ma lord taki piękny głos! - ale powstrzymała je. Zgrywaj niedostępną i wyniosłą, dawaj jednak nadzieję. Kuś i obiecuj, ale nie wprost. Tego uczyły ją siostry i tego pewnie uczyłaby ją matka, gdyby udało się jej dożyć dojrzałości córki. Cordelia brała sobie słowa bardziej doświadczonych dam do serca, chociaż zgrywanie tajemniczej przychodziło jej z trudem. Uśmiechnęła się tylko lekko, wieloznacznie, swobodnym gestem odgarniając za ucho kosmyk srebrzystych włosów, by skoncentrować wzrok dżentelmena w odpowiednim kierunku. Na aksamitną skórę szyi, odsłoniętą na kilka sekund - i na przepiękne, drogie kolczyki, w odcieniu idealnie komplementującym jej błękitne oczy.
- Zgadzam się z tobą, sir. Tym bardziej cieszę się więc, że uratował mnie lord przed okrucieństwem monotonnego towarzystwa - znów zaśmiała się króciutko, mając nadzieję, że nie Nott nie uzna jej za chichoczącą trzpiotkę. Naprawdę ją bawił. A co ważniejsze, do tej pory ani razu nie wspomniał o jej ojcu, co wyróżniało go wśród innych kawalerów, uwielbiających więc dopytywać o zdrowie i nastrój Cronusa Malfoya. Rozumiała troskę magicznego społeczeństwa o ojcowską figurę Ministra, ale na Merlina, niektórzy zdecydowanie w niej przesadzali.
Szczęśliwie los postawił na jej drodze arystokratę skupionego na niej - a nie na jej rodzinie. Gdy zaczęli tańczyć, z uznaniem przyjęła sposób, w jaki Nicholas prowadził ją przez muzykę. Zdecydowanie, ale i opiekuńczo, dopasowywał krok do trudniejszych warunków posadzki, a kiedy muskał ją dłonią w talii, czuła, że na jej policzki wstępują jeszcze silniejsze rumieńce. Tak skupiła się na ich powstrzymaniu, że nie dostrzegła chwilowego zamyślenia, widocznego na twarzy Nicholasa - i dobrze, w innym wypadku zamartwiałaby się, że stała się przyczyną jego chwilowego smutku.
- Naprawdę? - oczy się jej zaświeciły, gdy wspomniał o bankietach, o których nie należało opowiadać paniom. Wiedziała, że miał rację i nie powinna czuć ciekawości, by o nich słuchać, ale nie mogła ukryć ciekawości. - Oczywiście, mi może lord zaufać, wszystkie tajemnice są u mnie bezpieczne - zapewniła poufale i obiektywnie - absolutnie niezgodnie z prawdą. Sama jednak wierzyła we własną dyskrecję, dzieliła się przecież informacjami wyłącznie niezbędnymi i tylko z najbliższymi, czyż nie?
Słuchała go jak oczarowana, chichocząc, gdy wspomniał o Prewettach. - Dobrze, że w końcu pokazali swoją prawdziwą twarz - wtrąciła cicho, nigdy nie przepadała za ryżą rodziną, z zadowoleniem przyjmowała więc ich postępującą degradację. Nie skupiała się jednak na rudawych szlamolubach, z zadowoleniem niemal spijając z ust Nicholasa dalszą część historii. Pasjonującej i prawdziwie intrygującej; gdyby nie wykonywali tanecznej figury, na pewno uniosłaby do ust dłoń w rękawiczce, słysząc finał opowiastki. - Co miała na sobie owa udawana dama? - wiadomo, najpierw musiała skrytykować jej strój, potem zachowanie, należało zachować rozsądną kolejność. - Spodziewałabym się takiego działania po każdym rodzie, ale lord Yaxley? Chociaż kto wie, jeśli ktoś długo przebywa na bagnach wśród trolli, może wykazać skrajną naiwność. Chyba, że specjalnie zaprosił dziennikarkę? - nagła myśl przyszła jej do głowy, a jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Pozwoliła zakręcić się wokół własnej osi raz jeszcze, co pozwoliło na lekkie załagodzenie podekscytowania; ciągle jednak wpatrywała się w Nicholasa jak w wyjątkowy uroczy obrazek jednorożca przekraczającego górski strumień po magicznym, tęczowym moście.
- To wspaniale, że wspierał lord rodzinę w łagodzeniu tego problemu. Bez wątpienia jest lord zaradny i wykazuje się sprytem - to niezbędne w tak rozwiązywaniu tak wrażliwych spraw - pochwaliła go lekko, szczerze, nie był to miałki komplement dotyczący jego tanecznych zdolności, chociaż i te były godne pochwały. - Zazdroszczę lordowi tylu Sabatów i bankietów; tyle pięknych wspomnień, tyle okazji do doskonałej zabawy - i to zabawy zaplanowanej przez własną rodzinę - rozmarzyła się, Nottowie należeli do jednego z jej ulubionych rodów, zaraz po Rosierach i Parkinsonach. No i może Fawleyach. I Blackach…Właściwie mogłaby spokojnie wymienić cały skorowidz czystej krwi, ale w tym momencie skupiała się wyłącznie na towarzyszącym jej Nottcie. - Chociaż teraz to pewnie nie to samo. Wiem, jaka tragedia dotknęła lorda, ale wierzę, że zdołał już lord otrząsnąć się po stracie i powrócić do czerpania z życia pełnymi garściami - dorzuciła łagodniej, z wyczuciem; nie znała szczegółów, wiedziała tylko, że Nicholas był wdowcem, lecz reszta pozostawała nieodgadniona. Liczyła tylko w duchu, że od śmierci małżonki minęło wystarczająco wiele czasu, by nie popełniła faux pas wspominając o niej - Nott nie nosił jednak żałoby, wierzyła więc, że odezwała się odpowiednio. Chcąc podkreślić swoją dojrzałość - wcale nie po to, by wybadać grunt potrzebny do plotek.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Serce lasu [odnośnik]30.10.23 10:29
Jej podejście do rozmowy tak naprawdę coraz bardziej zachęcało go do kolejnych starań. Zdecydowanie była dla niego wyzwaniem, mimo że już od lat zajmował się głownie byciem bawidamkiem na przyjęciach. To w końcu wychodziło mu najlepiej. To salony były jego ulubioną areną walki i nie uważał, żeby gry społeczne były mniej groźne niż walka z różdżką w dłoni. Czasami wręcz przeciwnie. Nick przyglądał się Cordelii chcąc zauważyć każdą zmianę jej nastawienia. Chciał wyłapać, do jakiego stopnia jest to kokieteria, a do jakiego stopnia rzeczywiście dziewczyna czerpie przyjemność z ich wspólnej rozmowy. Na szczęście akurat za nudziarza to trudno byłoby go mieć. Gdyby nie był na tyle sprytny i ambitny (bo z jakiegoś powodu w dzieciństwie trafił do Slytherinu), albo może gdyby nie był na tyle tchórzliwy, pewnie dużo częściej popadałby w jakieś tarapaty, tylko dlatego żeby się nie nudzić. Oczy mu zabłyszczały, gdy mimowolnie wrócił uwagę na alabastrową szyję Lady Malfoy. Jeśli chciała zwrócić jego uwagę na swoją delikatną kobiecą urodę to zdecydowanie robiła to dobrze.
Mam nadzieję, że zawsze będę w pobliżu, gdy będzie Panna potrzebować ratunku – uśmiechnął się nie precyzując czy chodzi tylko o sytuacje towarzyskie. W końcu, gdyby miało jej się coś stać też rzuciłby się na ratunek. I to nie tylko dlatego że jest córką Ministra. Co by nie mówić Nott miał szacunek do dam, z którymi się spotykał. A tym bardziej do młodych panien zaraz po debiucie towarzyskim.
Może innym razem – odpowiedział szeptem dość tajemniczo widząc, że wspomnienie, że nie o wszystkim można opowiadać damie zadziałało dokładnie tak, jak chciał żeby zadziałało. Przecież nie będzie ujawniał nagle wszystkich swoich tajemnic. Tym bardziej, że niektóre z nich mogłyby odstraszyć młodą pannę. A może wręcz przeciwnie... Na pewno nie były to odpowiednie opowieści na pierwsze spotkanie.
Oczywiście nie omieszkał najpierw skomentować stroju damy, o której opowiadał grymasem na twarzy: – Może i nie jestem największym znawcą mody – powiedział Nott ubrany w szatę z nowej kolekcji Parkinsonów, który nie raz z dumą mówił, że jego matka pochodziła właśnie z rodu zajmującego się modą – Ale strój prędzej przeszedł by na przyjęciu koktajlowym niż na balu. Proszę sobie wyobrazić minę ciotki Adelaidy – trudno było określić, czy bardziej był oburzony tym strojem, czy rozbawiony przypominają sobie oburzenie ciotki. – Podawała się z francuską arystokratkę... Chociaż uważam, że jej akcent pozostawiał wiele od życzenia. Jej niewątpliwy urok osobisty z pewnością umożliwił w ogóle tę pomyłkę, ale strój zdradzał brak obycia na salonach. Zdecydowanie – Nick w ogóle nie wiedział jak tak bardzo można nieprzestrzegań zasad, którymi należy kierować się przy wyborze ubioru na tego typu przyjęcia. Totalny absurd!
Schlebia mi Pani, Panno Malfoy – odpowiedział uśmiechając się. Widać było, że miło połechtała jego ego i jest dumny jak paw, że usłyszał słowa pochwały. – Spełnianie obowiązków względem rodziny to nie tylko odpowiedzialność, ale i zaszczyt – dodał chociaż do najbardziej chętnym do spełniania wszystkich obowiązków to on nie był i nie było to sekretem. W końcu do tej pory nie miał męskiego potomka, którego od niego wymagano.
Och, jeszcze wiele Sabatów i przyjęć przed Panną. I mam nadzieję, że na kolejnym zaszczyci mnie Pani tańcem, tak jak dzisiaj. Organizacja tych przyjęć to nasze rodzinne dziedzictwo i nie mogę zaprzeczyć, że napawa nas dumą bycie gospodarzem Sabatu. Dbamy o to, żeby ta Tradycja nie tylko przetrwała, ale ciągle odgrywała tak kluczową rolę w naszej społeczności. – zareklamowanie własnej rodziny także wydawało się obowiązkiem w tym momencie. W końcu był dumny ze swojego pochodzenia.
Dziękuję za troskę, M'Lady. Rzeczywiście ostanie miesiące, a może bardziej lata były ciężkie i na pewno bardzo mnie zmieniły. Ale nie można nosić żałoby do końca życia. Tym bardziej w takich trudnych czasach, gdy trzeba wspierać swoją rodzinę i jej poglądy – odpowiedział starając się jakoś wybrnąć z dość krępującego tematu.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Serce lasu [odnośnik]31.10.23 9:18
Czuła się wspaniale. Adorowana, zabawiana, a przede wszystkim - obdarzana wyjątkowym rodzajem atencji, słodko-czułej, pełnej uznania dla jej osoby, lecz także zaufania. Sam krewny znanej Adelaidy Nott zdradzał jej sekrety Sabatów! Abraxas się mylił, Cordelia potrafiła zachowywać tajemnice oraz nawiązywać głębokie relacje polityczne z innymi rodzinami Skorowidzu; niech no tylko starszy brat się dowie...Ta myśl przemknęła przez głowę Malfoyówny na krótko, udowodnienie czegoś surowemu bratu przestało stać się priorytetem, zastąpione przez pragnienie zabawy. I korzystania z uroków Nicholasa Notta, który sprawił, że bawiła się wręcz fenomenalnie.
- Dziękuję za propozycję. Lubi lord ratować damy w opałach? - uśmiechnęła się lekko prowokacyjnie, próbując wybadać grunt zainteresowań dżentelmena. Nie była aż tak naiwna, wiedziała, że w życiu szlachcica, zwłaszcza przystojnego i z dobrą renomą, pojawia się wiele panien, z którymi ten rozmawia, tańczy i które obsypuje kwiatami, tak przecież wypadało, ale w skrytości dziecięcego ducha miała nadzieję, że Nicholas posiadł doświadczenie w rozbawianiu dam z książek a nie z praktyki. - A więc będzie następne spotkanie. Urocze, sir, nawet nie dał lord damie zadecydować... - zmrużyła oczy, dalej z tym lekko kocim uśmiechem. Serce biło jej głośno i nerwowo, chciała brzmieć kokieteryjnie i nieco prowokująco, ale bała się, czy nie przekracza granicy. To był pierwszy taki dorosły flirt z dojrzałym mężczyzną; pogawędkami z nudziarzami bądź rówieśnikami nie stresowały jej aż tak. Chciała dobrze wypaść - i chciała, by i Nicholas dobrze wspominał ich wspólny taniec. Oraz zaufanie, jakim ją obdarzył.
- Sukienka koktajlowa na balu? - Cordelia aż wstrzymała oddech, przykładając na moment dłoń do piersi, gdy Nott wspomniał o kreacji zdradzieckiej reporterki - mimo tego nie zmyliła kroku tańca ani się nie zachwiała. - Za taki występek powinno się iść do więzienia! - westchnęła dramatycznie, szybko się jednak rozpogadzając. - Biedna lady Adelaide, takie trudne doświadczenie. Chociaż oczywiście całe upokorzenie i wstyd spadają na barki lorda, który przyprowadził ze sobą to paskudne dziewczę - wygłosiła karcąco, odbierając całą sytuację osobiście. - Czy mogła go zaślepić miłość do tej kobiety? I dlatego zabrał ją ze sobą na bal? - dopytała ponownie, zaintrygowana nie tylko możliwością zyskania kolejnej pikantnej plotki, ale także do posłuchania romantycznej historii. Utrzymanej w konwencji horroru, to jasne, ale mimo wszystko: Cordelia uwielbiała podobne opowiastki o miłości, nawet te z niekoniecznie mądrym morałem.
- Wiem, nie mogę się doczekać tego nadchodzącego. Za mną dopiero jeden, debiutancki. Wspaniałe przeżycie, uczyniło ze mnie prawdziwą kobietę! - zaczęła opowiadać z emfazą, nieświadoma dwuznaczności wyznania, a roziskrzone oczy błyszczały jeszcze bardziej niż przed momentem. - Aczkolwiek byłam tak przejęta, że nie mogłam w pełni cieszyć się balem. Nie schodziłam też z parkietu, więc nie zdołałam zapoznac się z wszystkimi atrakcjami i porozmawiać z każdym, z kim bym zechciała. Lecz jak słusznie lord mówi - wszystko przede mną - uśmiechnęła się promiennie, jasna odpowiedź, że i z Nicholasem planuje zatańczyć podczas kolejnej imprezy u Adelaide. - Ród Nottów jest bliski memu sercu - i sercu mojego ojca. Pielęgnowanie piękna magicznej tradycji to nie tylko toczenie wojen, ale także celebracja, spajanie arystokracji, dbanie o to, by historia szlachty nie została zapomniana. A nikt nie czyni tak wiele w tej kwestii, jak Nottowie - zadeklamowała melodyjnie, formułka brzmiała trochę na wyuczoną, ale taka nie była. Wiedziała, jak wielka siłę mają pokojowe działania; choćby ten Festiwal, odebrany ryżym Prewettom. I chociaż w tym przypadku tradycja była łamana, to uczyniono to w dobrej wierze. Z spektakularnym skutkiem. - Podoba się lordowi londyński festiwal? Według mnie - to cudowne, że lasy magicznej stolicy stały się ponownie miejscem tego święta - dodała poważnie, Abraxas mówił jej coś o historii Brón Tragain, o tym, że to wcale nie zmiana a powrót, ale oglądała wtedy materiały do uszycia nowej sukienki i nie do końca skupiała się na tym, co mówił. Temat festiwalu poruszyła także po to, nakierować rozmowę z Nicholasem na inne, pogodniejsze tory. Z melancholijnej odpowiedzi lorda wynikało, że od śmierci małżonki minęło kilka lat raczej niż miesięcy, dobrze, nie popełniła więc żadnego faux pas. - Oczywiście. Pielęgnować pamięć i miłość trzeba zawsze, lecz zwłaszcza, gdy jest się młodym, trzeba żyć dalej. Cieszyć się każdym tchnieniem podwójnie. I czynić wszystko, by wspomóc dobrą stronę tej wojny - podsumowała pogodnie i spokojniej niż do tej pory, bez teatralnych wzruszeń czy okrągłych słów. Wierzyła w to, co mówiła. I w to, że kto jak kto, ale Nicholas potrafi zostawić za sobą smutek bardzo skutecznie.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Serce lasu [odnośnik]02.11.23 19:00
Life is not always a matter of holding good cards, but sometimes, playing a poor hand well.
11 VIII

Kolejny raz trafił w miejsce gwarne, jego uwagę przyciągnęła muzyka, potem wtórujące jej nieskrępowane niczym śmiechy. W samym sercu lasu dominowała ludzka obecność, jednak odwiecznego cyklu natury nie mogło zaburzyć jedno huczne święto. Ledwie dotarł do matecznika, wokół rozgrywały się różne zabawy, kolejny dzień zmagań wielu panów, z rzadka panien, znakomita większość była pochłonięta wyłowieniem dla siebie prawdziwych zwycięzców. Jakby wokół nie było żadnej już obłudy, masek pozorów, tylko sama rozrywka stojąca w szczerości z pragnieniami. Wcale nie dziwił się tłumom ciągnącym do Londynu na czas festiwalu, wszyscy potrzebowali uciec od zmartwień, bo i każdego coś trapiło. Wśród bawiących się można było wyodrębnić grupę, która oddawała się własnej zadumie w tłumie, przy nieco bardziej oddalonych ogniskach upamiętniano zmarłych.
Przez upały w ostatnich dniach zrezygnował z noszenia krawata, tym razem nie zapomniał jednak o marynarce i dziękował za to siwej brodzie Merlina, ponieważ kątem oka dostrzegł lady Travers. To zapewne z odczuwalnego respektu poprawił mankiety koszuli, upewnił się koniuszkami palców o położeniu srebrnych spinek, następnie skierował się w jej stronę, nie mogąc się doczekać potyczek słownych, na początek sam zainicjuje jedną.
To, co zowiem różą, pod inną nazwą również by pachniało – rzekł melodyjnie, nie kryjąc się z żartobliwym tonem, na który zwykł sięgać w jej obecności już w przeszłości. Dawno miał już skierować w jej stronę ten cytat, wcale nie brakło ku temu okazji, a jednak z grzeczności wstrzymywał długo ten komentarz, aby utwierdzić się w przekonaniu, że zostanie w pełni odebrany jako komplement, którym miał być. W szlacheckich kręgach położenie świeżo upieczonej mężatki może być chybotliwe, choć w jej przypadku sprawa powinna być bardzo klarowna – jako siostra nestora potężnego rodu Rosier miała prawo żądać należnego jej szacunku i poczucia bezpieczeństwa. Co najwyżej jego wątpliwość mógł budzić jej nastrój, a wszystko przez skomplikowaną sferę uczuciową. Pomimo żałoby po wcześniejszym narzeczonym jej zamążpójścia nie można było odkładać, pozycja brata czyniła z niej nad wyraz smakowity kąsek, a wybranie Traversów było dobrym ruchem pod względem strategicznym. Kryzys wywołany przez wojnę znacząco podniósł wagę transportu morskiego, hrabstwo Kent mogło rozwinąć się w tej dziedzinie z racji zapewnionego dostępu do morza. Nie sądził, aby specjalnie zaniedbywano tak duże możliwości, aczkolwiek różany ród mógł skorzystać z mnogości żeglarskich doświadczeń Traversów. Dobre relacje z rodem Lestrange zapewniał węzeł małżeński Tristana, jeszcze tylko do układanki dorzucić sojusz z rodem Shackleboltów i można dać początek blokadom morskim, co odetną statkom wypływającym z hrabstw Półwyspu Kornwalijskiego prostą drogę do Europy.
Racjonalne pobudki były oczywiste, co jednak z ewentualną możliwością zapałania uczuciem do Blacka? Jeśli jakikolwiek płomień zapłonął, musiał szybko zgasnąć, okres narzeczeństwa był nader krótki, ono też było zresztą podyktowane w większej mierze polityką. Jednakże było coś intrygującego w koncepcji pojednania dwóch zwaśnionych rodów, wręcz coś iście romantycznego. Dobrze jej było z nazwiskiem Travers, wciąż lśniła swym zwyczajowym blaskiem, dumnie i żywo. Odnosił wrażenie, że pomimo jakichkolwiek przeciwności nikomu nie da się okiełznać, prędzej to ona oczaruje małżonka i stopniowo przejmie ster, stojąc za szerszymi barkami i szeptem podpowiadając gdzie, jak i kiedy ma ruszyć.
Lady Travers – dołączył oficjalne powitanie, pełne uprzejmości, na dobre przystając obok Melisande. Prezentowała się jak zwykle nienagannie, choć może z racji letniej pogody i otaczającej ich leśnej zieleni sprawiała także wrażenie większej przystępności. – Naprawdę nie wiem z jakim to uczuciem przychodzi mi stwierdzić, że wyglądasz kwitnąco. Czyżby to szczypta zazdrości z mojej strony, czy może cała garść szczerego życzenia pomyślności?
Nigdy nie bał się zacząć z nią rozmowy, choć jemu przypadło nosić nazwisko Bulstrode, zaś jej z urodzenia to brzmiące Rosier. Przyszło mu żyć w przekonaniu, że rodowe waśnie nie muszą być podtrzymywane przez potomków równie gorliwie co przez przodków, choć warto mieć je na uwadze przy dzieleniu się własnymi opiniami. Znajomość była zresztą pouczająca; Melisande podziwiał za zgrabność z jaką poruszała się nie tylko na parkiecie, lecz w ogóle na salonach. Co prawda nie zdarzyło mu się poprosić ją nigdy o poradę, to jednak obserwując ją podczas pierwszego sabatu zdołał przyswoić sobie kilka nauk. Na dodatek prosząc ją tamtej nocy do tańca uratował swoje palce przed poważnymi kontuzjami – jeszcze jeden atak ze strony nerwowo poruszającej się debiutantki, a skończyłoby się amputacją.
Rzecz jasna nie połączył ich nierozerwalny węzeł przyjaźni po grób, jednak żywili wobec siebie ten cień sympatii, który pozwalał prowadzić pogawędki podszyte chęcią uzyskania ciekawych informacji.
Z boku rozległa się większa wrzawa. Uniesieniem brwi skwitował nieudaną próbę wyłowienia zębami złotego jabłka, jakiej podjął się kolejny śmiałek. Powoli zaczynał rozumieć dlaczego przystanęła odrobinę z boku, śmiesznie było spoglądać na te wyczyny czarodziejów ośmielonych festiwalową atmosferą gęsto okropioną alkoholem. Rywalizacja była zacięta i wcale pierwszych skrzypiec nie grał złoty owoc, od niego ważniejsze zdawały się wybuchy dziewczęcej wesołości, po takich kawalerowie stawali się jeszcze gorliwsi.
Jego wzrok powędrował w stronę drewnianych ław, tam przyuważył ludzi rozdających karty. Robiono zakłady czy grano dla samej zabawy?
Grywasz w pokera?
Szlachetnie urodzonej damie nie wypadało grywać, a jednak spytał o to bez ogródek, zaciekawiony tym, czy małżonek zapoznał już z zasadami tej karcianej gry. Przynależała do innego już rodu, nauka pokera mogła przybliżyć jej ducha nowej familii.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : 6 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Serce lasu [odnośnik]03.11.23 23:46
Pogodny nastrój zdawał się wędrować z nią jak dobry towarzysz. Jak zawsze - od zawsze - ale tylko Melisande wiedziała, że w ostatnim czasie, nie musiała o to specjalnie dbać, ani się starać. Jej wnętrze wypełniało niespotykane wcześniej uczucie. Zadowolenie, mieszające się z jeszcze nieznajomo smakującą euforią, która rozchodziła się po komórkach i fragmentach ciała.
Stała samotnie - w miejscu które nie było ani zacienione, ani nie pozwalało na nieprawdziwy wniosek że poszukiwała miejsca w którym mogłaby się ukryć przed spojrzeniem kogokolwiek - ale na samotną nie wyglądała. Jakby jej obecność w jakimś miejscu, niosła cel sam w sobie. Przyciągnęła kilka spojrzeń, ale te nie obeszły jej ani trochę, splecione na piersi dłonie, obleczone w rodowe srebra układały się swobodnie, a ciemne spojrzenie wędrowało po kolejnych jednostkach i skupiskach ludzi, głowa poruszała się mniej - dalej sięgał wzrok. Dostrzegła go, jeszcze zanim ruszył w jej kierunku, choć nie skrzyżowali ze sobą tęczówek, kiedy zajęły go krótkie przygotowania. Odwróciła skupienie, przenosząc je na drugą stronę, choć mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, unosząc łagodnie brodę. Kiedy zburzył przestrzeń, przystając obok, nie drgnęła od razu. Wypowiadane słowa najpierw przyciągnęły onyksowe spojrzenie, które zawisło na znajomej twarzy, dopiero chwilę później przekręciła głowę. Kąciki malinowych warg uniosły się razem z brwiami - wyglądała na rozbawioną - kiedy krzyżowała z nim w końcu spojrzenia. Zaraz jednak zmrużyła odrobinę oczy, przeciągając rozciągającą się cieszę z premedytacją jakby bezlitośnie poddawała osądowi zdanie, które ku niej wysunął.
- Nie jestem pewna - wypuściła odciągając w końcu tęczówki. Jedna z jej dłoni odsunęła się od splecenia na pierwsi i powędrowała pod brodę by w charakterystycznym geście pozwolić im tam zatańczyć. Odchyliła trochę plecy wysuwając naprzód biodra. Wypowiadając słowa nie odnosiła się do wypowiedzianego cytatu i po tonie z pewnością był w stanie stwierdzić, że jeszcze nie skończyła mówić. Choć pewna była - tego, do czego się odnosił - bo jeśli obstawiała dobrze ( a rzadko stawiała na złe karty) odnosił się do faktu że pozostała sobą, mimo zmiany która nadeszła. Oh, ale czyż nie wystawił się niczym młodzik sięgając właśnie do tego poematu? - czy cytowanie ku mnie słów z poematu o nieszczęśliwej miłości jest odpowiednio odważnym wyznaniem czy też szalonym krokiem. - spojrzała na niego wymownie, pomiędzy słowami w samym spojrzeniu sugerując niejako za za swoimi słowami właśnie to ku niej kieruje. - Nie mogę zdecydować - przyznała z rozbawieniem, które świeciło jedynie w oczach, twarz prezentowała niemal niewinną uprzejmość - może winnam poradzić się męża… - dumała dalej, zerkając na niego jedynie pobieżnie. Pozornie bardziej zainteresowana poławianymi jabłkami; przekrzywiła lekko głowę oglądając zmagania. Opuściła rękę, palcami oplatając ramię w tym samym miejscu co wcześniej.
- Lordzie Bulstrode. - pochyliła lekko głowę w powitaniu oblekając usta uśmiechem spod którego wydzierał się jego niemal lisi urok. Odwróciła tęczówki, nie rozplątując jednak splecionych na piersi dłoni. Suknię miała mniej formalną. W kolorze niemal letniego nieba z dołączonymi, przewiewnymi rękawami. Na palcach znajdowały się pierścienie. Nadgarstek zdobiła skromna bransoletka splatające dwie róże - prezent od brata. Naszyjniki były odważniejsze. Anitha spięła dziś jej włosy wyżej, puszczając kilka kosmyków w wdzięcznych falach wokół twarzy. W ciemne kosmyki wpinając połyskujące srebrem i szafirem spinki. Wspaniałomyślnie doceniła go za odwagę, którą się wykazał kiedy podczas swojego pierwszego sabatu to ją poprosił do tańca. Ale może to jego właśnie winna winić, za własny brak roztropności początkowo przegrywając i wpadając w pułapkę zastawioną przez Blacka. Sophos zdawał się bardziej otwarty, choć nikt słuchający ich z boku, prawdopodobnie (przynajmniej wtedy) nie posądził ich o cień sympatii.
- Zazdrości? - podchwyciła unosząc na krótką chwilę brwi wraz z przekrzywieniem głowy, nie spojrzała ku niemu tęczówki przesuwając pośród tłumu, pozostając jednak w miejscu w którym stała. Rozplotła dłonie, unosząc jedną z nich przesuwając ciemny kosmyk za ucho, jej brwi zeszły się leciutko. Zaraz jednak uśmiechnęła się, splatając ręce za plecami. - Co powiesz, sir, na tezę, że obojgu po trochę? - zapytała z trudnym do przypasowania zadowoleniem, przekręcając odrobinę ciało w jego stronę i unosząc tęczówki ku twarzy, odchylając plecy. - Poradzę ci jednak, byś gorycz tego co nie trafiło ku tobie zostawił za sobą. - oh, skromności nie miała w ogóle. Uważała się nie tyle za lepszą - co najlepszą - co mogło przydarzyć się mężczyźnie. Słowa jednak wypowiedziała na tyle falujące pomiędzy, że mógł je odebrać jako to, że nie należała do niego - jak i to, że nigdy nie dorówna jej własnej urodzie. Jej broda uniosła się jeszcze trochę, a różane wargi rozciągał uśmiech. Jej ciało zafalowało, kiedy przestąpiła z nogi na nogę. Zwiewna tkanina sukienki poruszyła się - choć to akurat nie było zamierzonym działaniem a nieświadomym krokiem. - Łatwiej patrzy się ku możliwościom, kiedy nie rozpatruje się nierealnych marzeń. - orzekła ze spokojem i zadowoleniem nie opuszczającym jej nawet na trochę. - Jeśli zaś próbowałeś zaimponować mi komplementem, liczyłabym na coś bardziej - zawiesiła głos, odsuwając od jego twarzy tęczówki w zastanowieniu - orzeźwiającego. Niemniej - powróciła do niego tęczówkami. - dziękuję, lordzie. Ty również prezentujesz się kwitnąco. - odpowiedziała usłużnie, pochylając lekko głowę. Odwróciła tęczówki zawieszając ja na prowodyrach głośniejszej wrzawy. - Słyszałam, że biedna lady Crouch nadal wodzi tęsknym spojrzeniem za tobą. - rzuciła w ramach luźnej informacji splatając dłonie przed sobą. Padające pytanie w końcu odwróciło jej tęczówki skupiając je znów na Sophosie. Jej brwi uniosły się najpierw w uprzejmym zaskoczeniu, by później przesunęła wzrok do stołów przy którym wiedziała, że grali mężczyźni. Co prawda liczyła, że spotka dzisiaj Drew - chciała z nim pomówić, ale widocznie jej plany powinny ulec zmianie. Pamiętała rozmowę z Evandrą i wspomnienie kart. Przez chwilę się zastanawiała. Miała co prawda poprosić o to Manannana, ale czy skorzystanie z nadarzającej się okazji teraz, miałoby być złe?
- Niestety nie dane było mi poznać zasad. - orzekła wprost, rzucając między słowami niemal nienachalne oczekiwanie na konkretną propozycję.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Serce lasu [odnośnik]05.11.23 2:05
Rozbawianie szlachetnych dam wcale mu nie przeszkadzało, a ujrzenie w ciemnych oczach Melisande żywych iskier było efektem, na który się w pełni godził. Choć spojrzała na niego z przymrużeniem oka, odmawiając mu tym samym dojrzałości, on sam lubił wykorzystywać kartę młodzieńczego okrzesania, póki jeszcze ją po swojej stronie miał. Sądził, że dobrze wie gdzie leży granica dobrego smaku i nie przekraczał jej nigdy, nawet jeśli złudnie okoliczności mogły temu sprzyjać. Wielokrotnie był naocznym świadkiem tego jak łatwo reputację zszargać, a jak ciężko potem jest ją odbudować.
I jak tu jej nie lubić? Przez niewinną próbę pochwalenia się wiedzą o literaturze przeistoczyła go w szczeniaka i uczyniła to w tak zgrabny sposób, że nie tylko nie mógł jej nic zarzucić, ale przede wszystkim nie miał jej tego za złe. Zmiana nazwiska nie wywołała w niej żadnych drastycznych zmian, wciąż pozostawała urzekająca jak zawsze. Dobór sukni był adekwatny do atmosfery festiwalu i letniej pogody, a błękitna barwa sukni pasowała do niej równie dobrze co niegdyś różne odcienie czerwieni przywodzącej na myśl różane ogrody. Już została owiana morską bryzą, ale nie wyzbyła się wyuczonych kolców, świadczyła o tym choćby bransoleta zdobiąca jej dłoń. Wszystkie te szczegóły podkreślały siłę jej charakteru. Czy to jego wina, że cenił sobie wyraziste osobowości bez względu na nazwisko? Większe znaczenie i tak miała słuszność poglądów poszczególnych rodów.
Czy nie możemy tego zrzucić na karb mojego jeszcze młodego wieku? – wyraził swą małą prośbę bez prawdziwej powagi, choć wzmianka o mężu nieco go otrzeźwiła, nawet jeśli tylko na krótką chwilę. Manannan sprawiał wrażenie człowieka skorego dać w pysk każdemu kto w jakikolwiek sposób odważy się zszargać reputację jego rodu. Niezależnie od tego jaka zażyłość łączyła go z żoną – w to Sophos wcale nie zamierzał wnikać, ale nie chciał być tym co wywoła zazdrość lorda Traversa – zapewne stanie w obronie jej honoru. Pogróżka mogła być łatwo uznana za ledwie przytyk, jednak nie mógł podejść do niej całkowicie niedbale, kiedy szczególnie zależało mu na dobrych relacjach z kapitanem Szalonej Selmy. Był on nie tylko mężem Melisande, ale również starszym bratem Imogen, dlatego nie chciał ściągnąć na siebie jego złości. – Całą winę za mój niezgrabny wybór cytatu ponosi twoje piękno. To zaszczyt mieć małżonkę, która pozbawia tchu rzeszę innych mężczyzn – spróbował zgrabnie wybrnąć z zarzutów, jakie mogłaby ku niemu skierować. Znał jej stan cywilny, sądził, że wcale nie przekreśla on możliwości do konwersowania mniej czy bardziej kąśliwie. Nie śmiałby uczynić w jej stronę żadnego nachalnego gestu, w przeszłości ani razu nie skalał jej dobrego imienia. Skoro wcześniej pozwalali sobie na takie słowne potyczki, czemu rezygnować z nich teraz? – Jeśli kiedykolwiek ktoś rzekł, że pozostał niewzruszony na twój urok, pierwszy zarzucę jegomościowi kłamstwo.
Spoglądał wprost na nią, nie maskując żadnego ze swoich uśmiechów, jakie życzył sobie skierować w jej stronę nie tylko z uprzejmości. Zdrowy rozsądek nakazywał jednak od czasu do czasu zerknąć na zmagania mężczyzn próbujących wyłowić złote jabłko, innym razem spoglądał w stronę muzykantów wykonujących bardziej przystępne dla gawiedzi utwory. Nie było możliwości zaprosić do walca, ale na całe szczęście mogła ich zająć interesująca rozmowa, w której dotrzymywali sobie kroku.
Czy podejrzewała, że uronił łzy w dniu jej ślubu? Naprawdę nie mógł się powstrzymać, zaśmiał się serdecznie, zgarniając z kącika oka urojoną łzę przed nią. Cenił sobie koloryt niedopowiedzeń i szanował jej świadomość własnej wartości, to pozwalało prowadzić im te niezobowiązujące przepychanki, gdzie nie trzeba było szukać śladów niechęci. Oczywistym było, że nie odsłaniali przed sobą dusz, po prostu robili to, co lubili, czyli żonglowali słowami, obserwując gdzie te ostatecznie padną i czemu dadzą początek. – Za wszystko będę winić los, co zadecydował za mnie, czyniąc mnie zbyt młodym, abym pomimo przeciwności mógł należycie zawalczyć o tak wspaniałą damę. Inny stał się szczęśliwcem, uznaję swą porażkę. – obserwowanie jej mimiki po takiej właśnie deklaracji było nad wyraz absorbujące, zwyczajnie lubił widzieć jak rysy twarzy u innych układają emocje, nawet te wyuczone. – A może to jednak szczęście w tym nieszczęściu? Jestem skory stwierdzić, że sprytna żona może jeszcze mieć wpływ na odpowiednie ułożenie męża.
Nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił sobie na drobną sugestię. Siostra nestora oddana za żonę być może przyszłemu nestorowi, nigdy nie wiadomo jak życie się potoczy i co życie przyniesie, jednak Sophos wiedział, było w nim zakorzenione przeczucie, że Melisande to arystokratka z aspiracjami.
Rzeczywiście kilka rzeczy rozkwitło we mnie w ostatnim czasie, cieszę się, że zauważyłaś, madame. Jednak jednym z powodów mojego rozkwitu na pewno nie jest lady Crouch – poczuł potrzebę sprostowania tej kwestii, wszak nigdy nie zmuszał żadnej panny do wodzenia za nim wzrokiem, czasem aż zbyt jednoznacznym, co mogło budzić plotki. Dobrze jednak, że Bulstrode’ów łączyły napięte stosunki z rodem Crouch, to z pewnością powstrzymywało innych od głoszenia daleko idących tez o ewentualnym zawiązaniu węzła małżeńskiego. Takich plotek nie potrzebował, musiał teraz szczególnie mieć się na baczności, aby nie dać okazji do zasiania kłamliwych ziaren, z których jeszcze wykiełkuje niesmaczny skandal. Rozmowa z zamężną damą nie da zaistnieć podobnym insynuacjom.
Założył, że możliwość poznania podstaw karcianej gry może ją zainteresować i nie mylił się. Już w dzieciństwie zapoznawano go z charakterystyką innych rodów, aby mógł mieć pojęcie co i kogo może interesować z racji pochodzenia. Melisande stała się poniekąd częścią żeglarskiej świty, pośród której poker nie był niczym zdrożonym, dla mężczyzn przynajmniej. Jako żona kapitana statku miała prawo być ciekawa podstaw pokera.
Pozwól mi zatem być częścią twojego pierwszego razu z kartami.
Nie miał nawet szansy skraść jej pierwszego tańca, sprawiła to ledwie czteroletnia różnica wieku, bo kiedy ona cieszyła się z atmosfery pierwszego sabatu, on wciąż tkwił w szkolnych murach, pochłonięty rzecz jasna swoją edukacją. Los spłatał zatem figla, ale nie użalał się, gdyby Melisande nie zyskała ogromu doświadczenia w poruszaniu się wśród towarzyskiej elity kilka lat przed nim, ich znajomość ukształtowałaby się inaczej, może nawet nie byłoby im dane mówić ze sobą w obecnej chwili.
Zaproponował jej swoje ramię, aby mogli przejść do jednej z wolnych ław, przy której nikt inny nie będzie im przeszkadzał. Mnogość figur, wagi kolorów, starszeństwa układów kart oraz kilka rodzajów zagrań czyniła materiał do nauki dość obszernym. Ostatecznie wszystkiego gracze uczą się w trakcie rozgrywek.
Sophos Bulstrode
Sophos Bulstrode
Zawód : asystent zarządcy kasyna Elizjum
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
we all wear masks
and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin
OPCM : 6 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
life is the most exciting bet
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11929-sophos-bulstrode https://www.morsmordre.net/t11944-pygmalion#369278 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f377-hertfordshire-gerrards-cross-bulstrode-park https://www.morsmordre.net/t11945-skrytka-bankowa-nr-2592#369279 https://www.morsmordre.net/t11942-s-bulstrode#369247
Re: Serce lasu [odnośnik]06.11.23 22:55
Niejako, milcząco, doceniła młodego Bulestrode’a i powinien być za to wyróżnienie wdzięczy. Pozwalała mu pozostawać przy sobie dłużej - głownie na tyle na ile miała ochotę, czasem kończąc rozmowę, kiedy jej odejście stanowiło swoistego rodzaju zakończenie aktu i odpowiedni współgrało z resztą odgrywanego teatru. Niczym aktor, na scenie desek dokładnie przygotowanych, choć bez żadnego suflera, skoro podpowiedzieć w trakcie spektaklu. Dobrze czuła się na salonach, bo lubiła obserwować - a z obserwacji, wyciągać wnioski. Wiedziała kiedy powiedzieć komplement i kogo danego dnia swoją jednostką zainteresować. Kogo unikać a kogo eksplorować dla potencjalnej korzyści. Ostatecznie, wszyscy dla siebie właśnie nimi byli. Bulstrode z początku był żadną - ledwie rozrywką, która zyskała chwilę jej przychylności kiedy odważył się jako debiutant stanąć przed nią i bez lęku w oczach wystosował zaproszenie. Pamiętał jak dziś szmer, który poniósł się wokół, ale wpływający na usta uśmiech nawet nie drgnął. Niech więc będzie, niech pokaże czy dotrzyma jej kroku.
Nawet jej nie nudził - a to było osiągnięciem równym odznaczeń samego Ministra. Mężczyźni w krwi mieli potrzebę zaznaczenia własnej dominacji, ale niektórzy z nich byli tak głupi, że nawet nie zauważali kiedy kpiła z nich w całym dialogu jedynie zapadając się w nim dalej - czasem kończąc go z pewnością gratulowali sobie w myślach świetnej rozmowy. Nie zależało jej żeby uznali ja głupcy. Zależało jej żeby uznali ją ci, na opinii których naprawdę jej zależało.
Czy Shopos się do nich zaliczał? Skałaby mówiąc, że tak. Ale wspaniałomyślnie, pod pierzyną z uszczypliwości ofiarowała mu odrobinę sympatii, bo nie sprawiał że w myślach zaczynała tworzyć plany ku nadchodzącym dniom marząc o końcu konwersacji.
- Jeśli tego sobie życzysz, sir - jej wargi wydęły się lekko w rozbawieniu, kiedy pochylała głowę uznając niejako wypowiedzianą przez niego prośbę. - mogę patrzeć ku tobie jak na młodzieńca, który swój debiut miał ledwie kilka chwil temu. - zgodziła się usłużnie. Wszak - chętnie spełni jego życzenie, była przecież wspaniałomyślną kobietą. Bawiło ją to i odbijało się to w jej ciemnych tęczówkach. Nigdy nie wahała się sięgać po sylwetkę brata, teraz mogła jeszcze dobrać całkowicie nowe karty, jako lady Travers. Co prawda, teraz było to niczym więcej, jak łagodnym przytykiem, rozbrzmiewającą pomiędzy słowami groźbą, której nie miała zamiaru spełnić. Z faktu bycia siostrą nestora nie korzystała w sytuacjach trywialnych, z tego, że należała do Manannana przy młodym lordzie mogła sobie pozwolić, choć i przeznaczeniem tej roli nie zamierzała szafować bez potrzeby. Kolejne jego słowa sprawiły, że odrzuciła głowę w tył, żeby zaśmiać się lekko. - Więc - zaczęła na krótką chwilę zawieszając pauzę między słowami. - na moje barki pragniesz złożyć własne porażki? Czy może przyznajesz, że ciężko ci logiczne myśli zebrać bo dech w piersi ci zamiera gdy tylko ku mnie zerkasz? - zadała drugie z pytań ze swobodą korzystając ze słów które wypowiedział i bez skrupułów obracając je przeciw niemu. Nie drgnęła jej nawet powieka, kiedy robiąc to rzuciła mu krótkie, niemal pobłażliwe spojrzenie. I nawet nawet ostatnie ze słów, które wypowiedział ku niej nie sprawiło, że szedł jej z ust. Lubiła komplementy - te dziś padające z jego ust były kontentujące. Ale gra, toczyła się przecież o coś innego. Uniosła brodę, odsuwając od jego twarzy tęczówki. Szach i mat - Sophosie. Każda kolejna próba wybrnięcia - odpowiedzi na postawione przez nię pytania, zepchnąć powinna go niżej. Tego w jaki sposób to robić, nauczyła się przecież od Tristana. Choć nie zakładała że nie będzie w stanie jej zaskoczyć. Gdyby w przeszłości mu się to nie udało, nie pozwoliłaby mu dziś spędzić obok siebie więcej niż minuty.
- Należycie? - złapała go za kolejne słówko. - Proszę wybaczyć, sir. Ale byś mógł sprawę na karb losu i własnego wieku rzucić wpierw musiałbyś działań któryś się podjąć i w istocie przeciwnościom jakimkolwiek stawić czoło. Oddanie walki nie równakie jest z przegraną - bo by przegrać do owej wpierw trzeba stanąć, chyba zgodzisz się ze mną? - zapytała, choć było to jedynie retoryczne pytanie. I z pewnością zdawał sobie z tego sprawę. Z jej twarzy nie schodził łagodny uśmiech - nadal specjalnie ubrany w lekką pobłażliwość. Pomiędzy słowami naigrywała się z niego dzisiaj - nie robiła tego często, sam jednak wcześniej na młody wiek chciał zrzucić wszystko, więc jak i nie znającego życia młokosa łaskawie go traktowała. Nie skomentowała tego, że inny stał się szczęśliwcem, to była prawda, której nie trzeba było tłumaczyć, ani podkreślać. Kolejne słowa dżentelmena obok ściągnęły ciemne spojrzenie Melisande. Jej brwi uniosły się trochę w niewerbalnym zaciekawieniu, kiedy z warg nie znikał uśmieszek. Kącik jej ust drgnął. - To ta obawa zaprzątała ci głowę? - zapytała niewinnie, udając, że nie wie doskonale co sugeruje. Splotła na piersi ponownie dłonie, wracając tęczówkami przed siebie. - Szukanie szczęścia w porażce nigdy nie jest dobre. Ją zawsze wytkną ci ci, co nie życzą ci dobrze - zdawać by się mogło, że powinieneś, lordzie, znać prawdy najprostsze. - wypadło z jej warg miękko, swobodnie, choć słowa przecież niosły w sobie prawdę. Nie tak dawno temu, jej własny brat przypominał jej właśnie o tym. Nie skomentowała w żaden otwarty sposób odniesienia - czy może insynuacji - że miałaby kierować własnym mężem. Sophos nie musiał wiedzieć, ani co planowała. A Manannana nie dało się ułożyć - tego jednego była pewna. Nie był młodą rozleniwioną panienką, ani wyrostkiem, który ledwo wyszedł spod ręki ojca. Był silnym mężczyznom wychowanym przez morze - w o wiele trudniejszych warunkach niż dorastała spora większość angielskiej socjety. Czy sądziła, że jest w stanie na niego wpłynąć? Tak. Czy zamierzała to robić? Tylko wtedy kiedy uzna, że zszedł z ścieżki, którą powinien podążać. Potrzebowała go skupionego i silnego, bo był jej własną siłą. A tą, zamierzała pielęgnować nie osłabić.
- Nie jestem pewna czy bezpiecznym jest pytanie cóż takiego rozkwitło w tobie - liczę, że nie trapią cię problemy ze zdrowiem. - dodała przyjmując na twarz odrobinę strapioną minę - ileż razy słyszała o różnych chorobach objawiających się nieciekawymi naroślami na skórze? Przyczyny były różne i choć zdawała sobie sprawę, że Sophos nie to nie miał na myśli, nie umiała sobie odmówić, by nie dźgnąć go i w tym miejscu. Kącik jej ust drgnął mimowolnie.
Śmiała propozycja i wysunięte ku niej ramię sprawiły, że z twarzy Sophosa przesunęła je na zaproponowaną podporę, dając sobie tym samym czas na podjęcie decyzji. Przekrzywiła lekko głowę w końcu zbliżając się, żeby pozwolić się zaprowadzić do stołu.
- Zdajesz sobie sprawę, Sophosie, że jeśli sprawy przyjmą dla mnie niekorzystny obrót, bez oporów winę zrzucę na twoje barki? - zapytała spacerowym tonem, sprawdzając, czy utrzyma swoją propozycję z wiedzą, że bez skrupułów była gotowa jego obwinić za całą sprawę. Wszak, jedynie przyjęła padając propozycję, czyż nie?


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 11 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12, 13  Next

Serce lasu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach