
Serce lasu
Mimo setek dyrektorskich, policyjnych oraz prokuratorskich zakazów, nakazów, pouczeń, listów i odzewów, w okolicy wciąż znajdują się mugole, którzy w poważaniu mają owe przestrogi, spragnieni łyku adrenaliny. Przepis ostrzegający przejezdnych przed pobytem w lesie głupim nie jest; ma swoje podstawy w logice. Nikt, kto ma w głowie choć kroplę rozumu, nie odważy się zajść tak daleko: ku samemu matecznikowi, gdzie kryją się niebezpieczeństwa, jakich wielu nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić.
Olbrzymie, szerokie korony wysokich drzew kryją niebo, skutecznie blokując napływ światła, tak za dnia, jak i w nocy, pogrążając okolice w złowrogiej ciemności. Panuje tutaj niewyobrażalna wręcz cisza, a powtarzane przez leśnika legendy, traktują o straszliwych, krwiożerczych bestiach z piekła rodem; wilkach, jaszczurach, potwornie długich wężach, monstrualnie wielkich pająkach...
Równie niemądre zwiedzanie tych lasów wydaje się czarodziejom, choć trudno ukryć; jest to dobre miejsce dla mugolaków, charłaków i innych brudnej krwi, którzy poszukują schronienia.

Waltham Forest wypełnił się gwarem, muzyką i śpiewem. W samym jego środku uczestnicy święta Brón Trogain mogą bawić się do białego rana. Każdego wieczoru gościom przygrywają grajkowie wykonując przy pomocy celtyckich instrumentów aranżacje współczesnych, rytmicznych szlagierów i choć początkowo na na miękkiej trawie, przebierają pojedyncze pary, już po północy leśny parkiet między drzewami pełen jest żądnych rozrywki czarodziejów.
Lista przebojów Kotła - dołączając do tańców współczesnych na parkiecie, jedna postać z pary może rzucić kością k15 na wybór piosenki:
1: "Incendio w moje serce"
2: "Miłość miłość w Warwickshire"
3: "Mugolskie świnie"
4: "Dziewczyna goblina"
5: "Pocałunek półwili"
6: "Ona czuje galeony"
7: "Świstoklik z napisem dom"
8: "Ministra brygada" (znane również pod tytułem "Auuuuu - Wilkołak w Londynie!")
9: "Kocham cię jak psidwak"
10: "Mniej słów, więcej magii"
11: "Rozpalmy różdżkami Anglii blask"
12: "Jesteś moim pufkiem"
13: "Skocz, krocz i kręć"
14: "Wyrwałem ją z mugolskich rąk"
15: "Niuchacza szał, zaklęć błysk"
Przy drewnianych ławach zbytych tuż obok podestu gra się w czarodziejskiego pokera lub gargulki. Kilku śmiałków już pierwszego dnia festiwalu bliżej godzin porannych zawiesiło na jednym z drzew tablicę do darta, skrzętnie ukrywając ją zaklęciami kamuflującymi przed służbami porządkowymi. Każdy chętny może dołączyć się do zabawy.
Nieopodal ław ustawiono kilka mis ze złotymi jabłkami, które należy wyłowić za pomocą ust i zębów. Każdy gość może podjąć się próby wyłowienia jednego jabłka dziennie. Owoce są jedynie magiczne pozłacane, ale jeden - wyjątkowa nagroda - jest wykonany z prawdziwego kruszcu i zmiękczony zaklęciem w taki sposób, że do czasu wyłowienia wydaje się zwyczajnym jabłkiem.
Złote jabłka - na wyłowienie ustami złotego jabłka należy poświęcić jedną turę (post) w wątku, próby można podjąć się raz w trakcie Festiwalu Lata. Podczas wyławiania jabłka należy rzucić kością k100.
1-99 - brak efektu
100 - wyłowiłeś/aś prawdziwe złote jabłko! Możesz zalinkować post w temacie komponenty magiczne aby do Twojego ekwipunku dopisano komponent złoto; albo spieniężyć jabłko w Banku Gringotta za 100 PM (zalinkuj post w skrytce).
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania złotego jabłka o 1 oczko (99 dla poziomu I, 98 dla poziomu II, 97 dla poziomu III).
Żona gajowego, pasjonatka rękodzieła artystycznego, przygotowała zabawę w ciuciu-wiedźmę, w którą można zagrać każdego wczesnego wieczora przed rozpoczęciem tańców na jednym z podestów. Zasady znają wszyscy — wystarczy z zasłoniętymi oczyma uderzać kijem w pustą kukłę w kształcie trójrękiego mugola ze świńskim ogonem. W tym czasie, rozgrzewają się grajkowie, codziennie na rozpoczęcie grając nowy hit "Mugolskie Świnie", który tak opisuje anatomię niemagicznych. Czarodzieje mali i duzi z upodobaniem ustawiają się w kolejce by wyładować się na ubranej w dżinsy i flanelową koszulę kukle. Po rozwaleniu mugola, wypadają z niego owinięte w kolorowe papierki Fasolki Wszystkich Smaków. Co noc pojawia się nowy "mugol" o równie interesującej anatomii, zaprojektowany przez Elisabeth Wilkes.
Ciuciu-wiedźma - każda postać może podjąć się rzutu na sprawność (do rzutu dodaje się podwojoną sprawność), stosując się do mechaniki celowania na oślep.
W przypadku czarowania w sytuacji pozbawionej widoczności (całkowite pozbawienie zmysłu wzroku, całkowita ciemność, niewidzialny przeciwnik, który w jakiś sposób zdradza się obecnością, np. dźwiękiem kroku lub promieniem rzuconego zaklęcia) postać otrzymuje karę -80 do rzutu. Karę tę niweluje bonus przysługujący z biegłości spostrzegawczości (+30 czyli łącznie -50 za poziom II, +60 czyli łącznie -20 za poziom III, +100 czyli łącznie +20 za poziom IV).
ST 40 - kukła od razu rozpada się na kawałki, wypadają z niej Fasolki Wszystkich Smaków, których smak można losować zgodnie z mechaniką. Fasolek nie można ze sobą zabrać w kieszeniach (po drodze zjedzą je dzieci, które dojrzały zdobycz) ale na miejscu można je jeść bez ograniczeń.
ST 25 - mocny i udany cios, ST uderzenia mugola dla kolejnej postaci w wątku spada o 15
ST 15 - lekki i udany cios
poniżej 15 - cios chybiony
W kukłę można uderzać do skutku w trakcie jednego wątku, z uwzględnieniem czasu oczekiwania w kolejce.
[bylobrzydkobedzieladnie]
– Przyznam się, że tylko te najpiękniejsze – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem. Jako, że rozmowa była coraz śmielsza, sam też sobie poczynał coraz śmielej. A kolejny niewymuszony komplement powinien zadziałać na jego korzyść – tak przynajmniej podpowiadało mu doświadczenie oraz intuicja, na których zwykle polegał w takich sytuacjach. I raczej go nie zawodziło to podejście.
– Ależ to tylko od zachcianki damy zależy, czy będzie chciała usłyszeć inne historie – również zmrużył oczy nie dając zbić się z tropu. Podobało mu się, że Lady Malfoy jest coraz bardziej śmiała i chętnie bawi się tą rozmową przypominającą pewien rodzaj towarzyskiej gry. Gdyby mu tylko przytakiwała rozmowa nie byłaby tak przyjemna.
– Cieszę się, że zgadzamy się w tej kwestii, M'Lady – odpowiedział wyraźnie zadowolony. Tak instytucja więzienia modowego powinna powstać jak najszybciej, jeśli chcemy budować ten piękny idealny świat, o którym tak wyraziście opowiadały współczesne propagandowe media. – Podejrzewam, że podała mu któryś z miłosnych eliksirów. Może i nie była to amortencja, bo dość szybko się opamiętał, ale z pewnością w zwykłych okolicznościach tak szanowany członek socjety uważniej dobrałby partnerkę. Sprawa na szczęście przycichła, ciotka Adalaida o to zadbała. Przecież nie jesteśmy Prewettai, żeby nasze bankiety obfitowały od skandali, nieprawdaż? – wykrzywił się lekko i nawet pomylił krok w tańcu na samo wspomnienie o Prewettach. Wieszać na nich koty mógłby przez cały wieczór. Jak w ogóle mogli uzurpować sobie prawo do tego, żeby konkurować z Nottami o miano najlepszych gospodarzy.
Był trochę zbyty z tropu, gdy usłyszał o tym, że Sabat "uczynił z niej kobietę". Postanowił zapamiętać to określenie, ale nie zadawać w tym momencie pytań, co tak naprawdę się tam wydarzyło. W końcu nie znali się jeszcze na tyle.
– Taniec jest z pewnością pierwszą z atrakcji. Cieszę się, że spodobało się Pani na parkiecie, Panno Malfoy – odpowiedział znów łagodnie się uśmiechając i wspomnianjąc swój pierwszy Sabat. Wyglądało to trochę inaczej. Lubił tańczyć, ale wtedy wolał się jeszcze trzymać z kolegami niż prosić kolejne damy do tańca. Skłonił się lekko słysząc komplementy.
– Pani słowa to miód na moje uszy, Panno Malfoy. To aż dziwne, że ktoś spoza naszego rodu tak wyśmienicie potrafi sprecyzować naszą rodową misję. Jestem pod wrażeniem – uśmiechnął się przekierowując komplement powrotem na Lady Malfoy, która zdecydowanie wiedział jak najlepiej połechtać ego Notta. Już po kilku zwrotach był praktycznie owinięty w okół jej smukłego palca.
– Zdecydowanie był to bardzo dobry pomysł. Połączenie Tradycji z Nowoczesnością, w końcu zaczynamy w pewien sposób nowy rozdział świętowania Festiwalu Lata. To fascynujące, że możemy wziąć w tym udział, chociaż... – nachylił się trochę bliżej, żeby szepnąć w jej stronę: – Zdecydowanie wolę sale balowe niż środek lasu, ale proszę nikomu nie mówić
– Ma Pani rację, Panno Malfoy, teraz ważne są działania dla naszego wspólnego dobra. To szczególny czas w historii świata – przez chwilę się zastanowił nad tym, co on właściwie robi poza mówieniem, że popiera ich wspólną sprawę. Ale widocznie dama jednak nie miała go za rycerza w miękkich pantoflach i nie miał zamiaru wyprowadzać jej z tego przekonania.



Zdawało się, że kobiece spojrzenie zelżało po deklaracji spoglądania na niego jak na młokosa, lecz prawda była całkiem inna. Obie strony mogły coś ugrać w dyskusji sięgając po kartę jego wieku. Dał jej doskonałą okazję do zachwiania jego dumną postawą i skorzystała z niej szybko, bez zwątpienia czy cienia litości. Jeśli rzeczywiście w przeszłości pozostawałby oczarowany nią do szaleństwa, takim prostym przytykiem złamałaby mu serce. Wszystko jednak było precyzyjną grą.
– To naturalny odruch cieszyć się pięknem, z tego powodu wielu zachwyca się sztuką w każdej postaci, niezależnie od tego jak głębokie ma wobec niej zrozumienie – odparł drobny atak ze spokojem i pokorą, pozwalając jej wysnuć scenariusz, że może być w jej obecności onieśmielony. Na pewno był ostrożny, od początku wolał mieć wysokie mniemanie o jej inteligencji niż popełnić błąd w postaci niedoszacowania jej w tym aspekcie. – Czy może być coś bardziej zapierającego dech w piersi niż naturalne piękno damy? Tylko głupiec potępi mnie za posiadanie na tyle dobrego wzroku, aby dojrzeć twój urok, który wszak nie ogranicza się do pięknych strojów i bogatej biżuterii.
Komplement stanowił dobrze wyważony element dyskusji, nie był nachalny czy wymuszony. Nieraz pochlebstwo było mu tarczą, po którą sięgał w naturalnym odruchu. Wierzył, że odpowiada jej bycie obiektem uwagi, również jego, jeśli pozostawało to w dobrym smaku. Podszedłby do Melisande w każdych okolicznościach, choć obecnie czuł większą potrzebę utrzymania z nią dobrych relacji niż przed dwoma tygodniami. Ich rozmowy zawsze były intrygujące, lecz teraz w duszy niósł konkretną intencję, w jego mniemaniu wykiełkowaną ze szczerego pragnienia serca. Wizja bliskości pewnej jasnowłosej postaci zmieniła wszystko, a on musiał uważać w jakim kierunku stawia kroki, aby nie zejść z obranej ścieżki. Na końcu drogi była Imogen; chciał uczynić wszystko co w jego mocy, aby droga była prosta i wolna od wszelkich przeszkód.
Niezależnie od tego jak i kiedy zakończy się rozejm, a także dalszy rozwój wojny, zamierzał starać się o jej rękę po zakończeniu festiwalu. Zaczął już kilka dni temu od pomówienia z matką, ta z kolei wysłuchała go cierpliwie, nie dając jednak żadnej rady ani wytycznych, lecz złożyła obietnicę, że pomoże mu znaleźć zrozumienie u ojca. Układał w głowie listę własnych pobudek, gotów odegnać wszelkie wątpliwości rodzicieli. Tym bardziej musiał mieć po swojej stronie silnych sojuszników z zewnątrz. Jeśli Melisande poświadczy za niego przed mężem, czy nie okaże się to ogromnym argumentem przemawiającym na jego korzyść? Miała prawo wziąć udział w ewentualnej debacie, nawet jeśli poprzez usta małżonka. Potencjalny ożenek z Imogen miał rację bytu, mógł on nie tylko umocnić sojusz z Traversami, ale również dać podwaliny do ocieplenia relacji z Rosierami, z których się wywodziła. Historia jasno świadczyła, że chłodne stosunki z różanym rodem są konsekwencją przyjaźni z Blackami. Czasy się zmieniły, wytoczona szlamolubom i mugolom wojna wniosła na piedestały nowych bohaterów, nikogo więc nie zdziwi, jeśli pewne więzi zostaną poluzowane, a nowe zawarte. Tristan jako nestor wykazywał ku temu tendencję, skoro dał przyzwolenie na narzeczeństwo Melisande i Alpharda.
Przez ostatnie dni dokonywał wielu kalkulacji. Sophos również znał swoją wartość, nie był najstarszym synem, więc ciężar obowiązków nie mógł go przygnieść, zaś nestorski tytuł w jego rodzie zawsze będzie trzymał sir Dagonet jako odwieczny element spójności wszystkich krewnych. Jeszcze nie osiągnął nic własnymi wysiłkami, ale miał ku temu szanse. Wpływy jego rodu sięgały nie tylko trzech hrabstw pozostających pod pieczą Bulstrode’ów, ale również Londynu, gdzie prowadzili interesy. Stale rozwijał swoje ekonomiczne zdolności, dzięki nim mógł pomnażać rodowy majątek, jak również swój osobisty. Pieniądze potrafiły kreować rzeczywistość, burzyć przestarzałe mury, stawiać nowe, decydować o cudzych losach, nawet kończyć żywoty.
Nie wierzył, aby mógł kiedykolwiek zdobyć pełne zaufanie Melisande, ale przynajmniej nie odbierała go jako nudnego czy pozbawionego kultury. Tak przynajmniej sądził, skoro wyrażała chęć prowadzenia z nim niezobowiązujących rozmów. Wystarczy, że powie o nim kilka pozytywnych zdań, bo doskonale rozumiał, że nigdy nie nadstawi za niego karku, kiedy stanowił dla niej raptem parę chwil rozrywki. Ponownie szacowała jego wartość, skorzystała z możliwości podważenia tego ile kryje się w nim chęci sięgania po swoje.
– Wówczas nie miałem wystarczająco odwagi, aby stanąć w szranki. Zdążyło minąć kilka lat od naszego pierwszego tańca, dorosłem i zmądrzałem. Mam nadzieję, że w przyszłości pokażę się z lepszej strony tobie oraz kolejnej lady Bulstrode – wypowiedź mogła uznać za jedną z tych o dyplomatycznej płynności, lecz w jego brązowym spojrzeniu kryła się moc pragnienia stania się najlepsza wersją samego siebie. Nuta powagi wkradła się do głosu i wyprostowała jego sylwetkę mocniej. Udowodni, że nie ma w nim grama tchórzostwa. – Dziękuję za cenną radę, postaram się zachować odpowiedni stosunek do porażek, aby nie pozwalać już nigdy takowym zaistnieć.
Już był bliski uwierzyć, że żaden straszny atak na jego osobę nie nastąpi, ale padła sugestia choroby. Nad wyraz precyzyjny cios, wymierzony prosto w czuły punkt, o którym wiedzy nie mogła posiąść z żadnego źródła – sprawa jego zdrowia nigdy nie opuściła murów Gerrards Cross. W coś innego celowała, dlatego nie objęły go sidła trwogi. Gdyby nie posiadał pośród swych atutów całego rzędu masek budowanych na kłamliwych uśmiechach, prawdopodobnie któryś mięsień jego twarzy drgnąłby zdradziecko. Zachował opanowanie, wciąż miał pełną kontrolę nad własną reakcją, nie dając skruszyć fasady, którą wspierał młodzieńczą buńczucznością pasującą do okazji. – Uznam, że w taki oto sposób życzysz mi zdrowia – odparł bez zająknięcia, dalej racząc ją uśmiechem. – W kwiecie wieku każdy winien na różne sposoby kwitnąć. Pąk najpiękniejszego kwiatu może zostać ucięty, jeśli nie rozwinie się godnie.
Przyjęła jego ramię, prowadził ją do jednej z ław z zachowaniem wszelkich manier, choć jedno czy dwa spojrzenia w tym czasie skupiły się na nich, rzecz jasna szukając potknięcia. – Jakiego niekorzystnego obrotu spraw się obawiasz, milady? – spytał wręcz niewinnie, teatralnie szerzej otwierając oczy z powodu zarzutu co zawisł między nimi, choć nie zmącił on jego kroków. – Nie martw się, nie zamierzam ograbić cię z majątku przy pierwszej grze, to niegodne dżentelmena – dodał śmiało, choć wiedział, że strata materialna była niczym wobec wizji nadszarpniętej reputacji.
Pozostawił ją przy jednej stronie stołu, sam usiadł po drugiej. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki pudełko z kartami i zgrabnie wyciągnął całą talię, rozkładając je płynnym ruchem w długiej linii na blacie, a potem kolejnym zgrabnym gestem ponownie zagarniając do kupy. Długie palce lorda ewidentnie miały doświadczenie w tasowaniu kart. Jeszcze jedno przetasowanie i zaraz na stole rozłożył cztery asy, a pod nim linię kart w kolorze pik.
– Gier karcianych nie można się nauczyć inaczej niż poprzez praktykę. W pokerze gra się talią złożoną z pięćdziesięciu dwóch kart, od dwójki do asa, trzynaście kart w każdym z czterech kolorów. Kolory mają swoje starszeństwo, w porządku malejącym pik, kier, karo, trefl – w trakcie wymieniania kolorów wskazywał kolory z kolejnych asów, aby Melisande mogła przyjrzeć się znakom na kartach. – Pośród kart także panuje zasada starszeństwa, mamy cztery figury, czyli as, król, dama, walet, od dziesiątki do dwójki – wskazał dłuższy ciąg kart, które wcześniej ułożył zgodnie ze starszeństwem. – Poker ma wiele odmian, zawsze polecam zacząć od pięciokartowego dobieranego, aby zapoznać się z układami kart. W tym wariancie gracze dobierają po pięć kart i wymieniają według własnego uznania te niepasujące, maksymalnie może wymienić cztery karty na nowe z talii. Najmocniejszym układem jest poker królewski, złożony z asa, króla, damy, waleta i dziesiątki w tym samym kolorze. Drugim najmocniejszym układem jest poker, inaczej strit w kolorze, czyli pięć kart w tym samym kolorze, przykładowo od waleta do siódemki.
Oderwał wzrok od kart i spojrzał na nią, na jej twarzy szukając oznak zrozumienia i choćby minimalnego zaciekawienia. Zapewne tylko zdoła wytłumaczyć podstawowe zasady, może zagrają raz czy dwa, póki lady Travers nie poczuje się znudzona lub zmęczona tematem.

and the time comes when we cannot remove them without
removing some of our own skin


Nazwał ją najpiękniejszą - skłamałaby, twierdząc, że poruszło ją to do głębi, przywykła do takich komplementów, w końcu cóż innego mogłoby ucieszyć damę? Do tego taką, z którą nie łączyła kawalera dłuższa relacja? Nicholas nie miał przecież pojęcia, że stoi przed nim nie tylko istota niezwykle urodziwa, ale i utalentowana; artystka, poetka i miłośniczka sztuki. Na bardziej kameralne pochlebstwa przyjdzie jeszcze czas, Cordelia czuła w głębi serca, że jeszcze się spotkają i że ich drogi przetną się niejeden raz. Nie tylko ze względu na pokrewieństwo oraz dojrzałość lady Malfoy, która dopiero od kilku miesięcy poruszała się na salonach samodzielnie, jako czarownica dorosła.
- Intrygujące historie to moja słabość - odparła więc lekko, jasno dając do zrozumienia, że chętnie wysłuchałaby kolejnych opowiastek z bankietów organizowanych przez Nottów. Zwłaszcza takich zawierających sekrety zza kulis, im bardziej pikantne, tym lepiej. Wierzyła, że gdy poznają się z Nicholasem lepiej, ten zaufa jej na tyle, by zdradzić nieco więcej - szanowała jego dyskrecję, nie szastał imionami i detalami na prawo i lewo, mimo to potrafiąc ją szczerze zainteresować. Uśmiechała się do niego promiennie, nie reagując nerwowością, gdy pochylał się nad nią niżej, bliżej, by szepnąć kilka słów przeznaczonych tylko dla jej ucha.
- Lady Adelaide jest niezwykle wspaniałomyślna. Podziwiam ją za to- skomentowała honorowe zachowanie cioci Nott; ona sama na pewno nie wykazałaby się taką łaskawością. Upojony eliksirem miłosnym czy nie, Yaxley sprowadził na szlachtę dziennikarskie zagrożenie, wciągając na salony byle pismaka, łaknącego sensacji. Doprawdy, okropne; dziennikarzyna powinna trafić do modowego więzienia - Parkinsonowie przyklasnęliby temu pomysłowi - a sam arystokrata...Cóż, może nie na banicję, błękitna krew wynosiła go ponad takie kary, ale z pewnością powinien ponieść konsekwencje swej lekkomyślności. Choćby stając się obiektem plotek. Z imienia i nazwiska. Cordelia zapisała w kajeciku umysłu, by skonsultować z Imogen, któż z rodu z bagien mógł paść ofiarą drapieżnej właścicielki ostrego pióra. Na chwilę skupiła się na potencjalnych nazwiskach, lecz nie zmyliła kroku, tańczyła dalej wprawnie i miękko, umiejętnie, nie patrząc nawet pod nogi omijając gęstsze kępy traw, by w żaden sposób nie zakłócić tańca. Kolejne wypowiedzi przyjmowała uprzejmym skinięciem głowy, nie chciała wyjść na jazgoczącą przekupkę, wystarczająco długo prowadziła rozmowę, by teraz móc oddać jej stery Nottowi. Zaśmiała się perliście i potaknęła dopiero, gdy wyznał słabość wobec sal balowych, zgadzała się z nim w stu procentach. - Mam podobną opinię. Taniec tutaj to wyzwanie. Do tego ten mrok i brak stabilnego podłoża - nie mogłam założyć ulubionej kreacji, bo jej dół po pięciu krokach stałby się zielony i wymięty - wyznała szeptem, ucieszona, że nie tylko ona uznaje ten powrót do korzeni za mocno niewygodny. Rozumiała całą idę Brón Tragain, popierała ją w każdym calu, wyuczona odpowiednich formułek przez starszego brata, ale nie mogła się doczekać nadejścia jesieni i zimy. To wtedy sale balowe wielkich posiadłości otwierały się przed gośćmi, a galerie sztuk, opery i balety wypełniały się artystycznymi nowościami. Magiczny świat wracał do życia, rozluźnionego i rozproszonego przez okres lata. To nic, że razem z końcem sierpniowych upałów miała nadejść - powrócić - wojna, Cordelia pozostawała tego błogo nieświadoma, na własnej skórze nie odczuwając przecież żadnych niedogodności. Oprócz przymusowego zesłania do Francji, oczywiście, wierzyła jednak, że ono się nie powtórzy, nie mogła pozwolić sobie na tak długą nieobecność na salonach. - A nam przyszło grać w tych czasach główne role. To takie wspaniałe. I wiąże się z niezwykłą odpowiedzialnością, zwłaszcza dla lordów. Brał lord udział w potyczkach z mugolami i terrorystami? - podsumowała jego wypowiedź poważnie, z emfazą, dodając ciekawe pytanie. Nie rozumiała, na czym konkretnie polegała ta wojna, chciała dać mu więc okazję do pochwalenia się swym bohaterstwem. Ostatnie miłe wrażenie, które pragnęła po sobie pozostawić, zanim muzyka dobiegła końca, a ona dygnęła idealnie, co do cala, dziękując za wspólny taniec. - Zabawa z lordem to prawdziwa przyjemność, obowiązki jednak wzywają - zerknęła przez ramię, przyzwoitka spoglądała na nią nieco niecierpliwie, obok niej zaś kręciło się dwóch kawalerów, zapewne czekających na sposobność do zatańczenia z córką Ministra, by wspomóc swe kariery. Cordelia westchnęła lekko, lecz nie mogła przecież przedłużyć tej przyjemnej konwersacji o jeszcze jeden utwór. - Licze, że niedługo się zobaczymy ponownie, sir. W bardziej sprzyjających konwersacji okolicznościach - uśmiechnęła się do Nicholasa raz jeszcze, po czym puściła jego dłoń, niechętnie, przedłużając dotyk rękawiczki i skóry na tyle, na ile mogła, nie wychodząc na niemoralną. Nie obejrzała się jednak przez ramię, gdy odchodziła, to byłoby za wiele, szła jednak dumnie, ukontentowana i oczarowana zainteresowaniem lorda: zdecydowanie ten wieczór mogła uznać za więcej niż udany.