Wydarzenia


Ekipa forum
Szarodrzewo z Nuneaton
AutorWiadomość
Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]17.07.17 1:50
First topic message reminder :

Szarodrzewo z Nuneaton

Szarodrzewo z głębi lasów pod Nuneaton to jedno z najstarszych magicznych drzew w Anglii, a może i całej Europy: ponoć zawsze, gdy zbliżali się do niego drwale lub myśliwi, jego gałęzie ożywały i straszyły mugoli, którzy chcieli się do niego dostać – w ten sposób przetrwało już ponad 1600 lat. Ma sześć metrów średnicy i jest wysoki na czterdzieści, a jego kora przypomina kolorem angielską szarugę. W dotyku wydaje się szorstka, a przyłożona do niej dłoń delikatnie piecze. Sękate gałęzie rozchodzą się na wszystkie strony, niepostrzeżenie zamieniając się ze sobą miejscami, kiedy wiatr delikatnie kołysze wiecznie zaschniętymi burymi liśćmi. Dawno temu angielscy druidzi wsłuchiwali się w ten szelest, odnajdując w jego dźwiękach odpowiedzi na dręczące ich problemy.
Dziś czarodziejska młodzież za test męskości uznaje wdrapanie się na jego szczyt, gdzie można ułamać jedyne kwitnące gałązki szarodrzewa - od dołu tego nie widać, lecz ponoć mają przepiękną, bladobłękitną barwę i płatki delikatniejsze od jedwabiu stanowiące niepowtarzalny okaz dla każdego zielarza. Zasuszone bywają składnikami perfum - słyną z wyrazistego zapachu, który każdemu czarodziejowi wydaje się inny, powiązany z jego ukrytymi pragnieniami i kojarzące się z najpiękniejszymi wspomnieniami.

k100: ST wspięcia się na szczyt wynosi 70, do rzutu dodaje się podwojoną statystykę zwinności lub sprawności.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]26.12.22 20:39
- Z tą uroczą, reprezentacyjną jasnowłosą półwilą, z którą celebrowałeś odznaczenia? - odpowiedziała niemal natychmiast, bez kpiny czy nagany, szczerze wybierając tą racjonalniejszą z opcji. Kierowała się rozumem, nie sercem, to wskazywałoby na przyjaciółkę, ale ostatnio wiele zmieniło się pomiędzy nią a Mulciberem. O szczegółach nie miała pojęcia, zajęta swoim życiem i narastającymi problemami, którymi nie mogła - i nie chciała, by nie dodawać uzdrowicielce dodatkowych ciężarów - podzielić się z Cassandrą. Chciała dla niej jak najlepiej, tak samo, jak dla Ramseya, nieważne, czy ich wspólna przyszłość miała być właśnie tym lepszym rozwiązaniem. Oszałamiająca piękność spotkana na ceremonii wręczenia orderdów wydawała się ślicznym dopełnieniem wizerunku nowego namiestnika, przedmiotem mogącym jeszcze bardziej umocnić jego pozycję i zaskarbić mu sympatię tłumu. O ile w ogóle na tym mu kiedykolwiek zależało. Miał jednak rację, nie przyszli tutaj, by plotkować o zaślubinach i dzieciach, nawet jeśli wyznanie dotyczące przyjaźni w pewien sposób ją...może nie wzruszyło, ale dotknęło. W ten całkiem przyjemny, akceptowalny sposób. - Cóż za miłe wyznanie. Nie spodziewałam się - skwitowała tylko pozornie beznamiętnie, uśmiechnęła się przecież lekko, ukradkiem, lecz gdy temat urywanej rozmowy powrócił do dzieci, spoważniała, kręcąc tylko szybko głową. - To nie czas na takie rozmowy. Zresztą, czyż mężczyzn nie zanudza temat potomstwa? - pozwoliła sobie na ostatni łagodnie ironiczny komentarz do poglądów Mulcibera, nie chciała wyjść na słabą i zagubioną, ciągle skupioną na bliźniętach, pojawiła się tu przecież po to, by wyrwać się z matczyno-pracowniczego kieratu, a finalnie sama poruszała kwestię niepokojów związanych z Myssleine i Marcusem. - To dobrze, że czuję w nich zło, to wszak synonim siły i wielkości, ale...nie lubię rzeczy, nad którymi w pełni nie panuję - dorzuciła ciszej, tak, jakby jednak nie mogła się powstrzymać przed podzieleniem się z przyjacielem ciężarem tej troski. Paranoicznej, zbędnej, wstydliwej. Nieprzystającej do tak przyjemnego spotkania, spowitego oparami krwi i kurzu. A także półmroku; zeszła do piwnicy zwinnie i szybko, tuż za Ramseyem, na ostatnich metrach przyjmując jego ramię. Wsparła się o nie lekko, nie unosiła się dumą, nie było nic chwalebnego w wywróceniu się w ciemności, puściła jego dłoń dopiero, gdy pewnie stanęła na nogach, wytężając wzrok, by w pełni docenić widowisko. Drapieżne stwory utkane z cienia i zła siały zniszczenie, sprowadzony przez nią wąż atakował jednego z mężczyzn chwiejących się tuż za rudym mężczyzną, który z głośnym jękiem opadał na kolana, spętany kolejną udaną klątwą Mulcibera. Byli młodzi, Deirdre widziała ich twarze, dwie przeszyte na wskroś przerażeniem, jedną agonalnym bólem. Przesunęła się w bok, w prawo, by móc śmiało wymierzyć różdżkę w niższego z dwójki pozostałych buntowników. - Vulnerario - wychrypiała, chcąc rozciąć mu gardło, rozpłatać je na dwoje. - Ictusosio - dodała sekundę później, przesuwając zitanowe drewno ku drugiemu, wyższemu mężczyźnie. Wypowiedziała klątwę pewnie, mocno - i w tej samej chwili, w której wyższy czarodziej wypowiadał własną. Lamino, rozniosło się po pomieszczeniu, zapowiadając próbę krwawego rewanżu. Wszystko działo się nagle, w krwawym chaosie, w półmroku, w półcieniach, przerywanych tylko blaskiem zaklęć.

1. vulnerario dei w nizszego, k10, k8

2. Ictusosio w wyższego, k10, k8

3. lamino wyższego w Dei, uroki 30


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t1045-panienka-lekkich-obyczajow-zaprasza#6178 https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]26.12.22 20:39
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 78

--------------------------------

#2 'k10' : 10

--------------------------------

#3 'k8' : 1, 8, 8, 2, 5, 7, 1, 7, 5, 7, 5

--------------------------------

#4 'Cienie' :
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 JBymtxI

--------------------------------

#5 'k100' : 73

--------------------------------

#6 'k10' : 1

--------------------------------

#7 'k8' : 1, 6, 8, 6, 3, 6, 6, 1, 6, 7, 6

--------------------------------

#8 'k100' : 60

--------------------------------

#9 'Cienie' :
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 PfWDt0F
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]28.12.22 7:08
Bryzgająca na boki krew spływająca na ściany budynku, który był miejscem schadzek przeklętych ludzi Longbottoma, zaczęła wydzielać metaliczny zapach — i ten niczym perfuma wsiąkał w ubrania, osadzał się na skórze. Z dwójką na górze poradzili sobie łatwo, choć własna krew wsiąkała w ubrania, sącząc się ze świeżych ran. To one zakotwiczały go najsilniej w rzeczywistości. I wiedział, że uleczy je konkretna uzdrowicielka. Słysząc pytanie Deirdre spojrzał na nią tuż przed błyskiem jej własnych zaklęć. Salome była reprezentacyjna, nie miał żadnych wątpliwości. Zniewalająca, młoda, niedoświadczona. Czy była świadoma swoich możliwości? Czy mogła ukrywać tak dobrze wyrachowanie? Nie. Miała w sobie niestrutą niczym niewinność, to on dokonał wyboru, jeszcze na długo przed tym, gdy został namiestnikiem. Była jak miękka glina, z której mógł ulepić to, na co miał ochotę.
— Nie — odpowiedział, odejmując od niej spojrzenie w końcu. Cassandra mówiła, że Dei jest jej bliska, ale nie wie wszystkiego. Dziś też nie znała prawdy, ale to była kwestia czasu. Tak jak życie tych ludzi. Silne zaklęcie pomknęło w kierunku mężczyzny, ale zdołał osłonić się tarczą. Zdeterminowany, zdesperowany zareagował prędko. Wyczarowany przez Deirdre wąż działał, atakując jednego z nich, a cienie wokół siały zamęt, atakując rudego, wywoływały przerażenie, ale też zwiększały pragnienie przeżycia. Szala przechylała się na korzyść Rycerzy, ale przecież właśnie tego się spodziewał, tego oczekiwał i nie brał pod uwagę porażki. Sączące się rany po lamino były przykrą niespodzianką, zawodem — nie brał takiej opcji pod uwagę, był zniesmaczony sobą i zbyt późną reakcją.
Wzrok powrócił do egzotycznej czarownicy. Krew kontrastowała z bladością jej skóry tak samo jak czerń, którą przywdziewała. Zrozumiał jej komentarz i chęć odejścia od tematu — tak kuriozalnego w tych okolicznościach., Niezrażony jej wyznaniem, nie patrząc już na nią, a na cienie, które przywołała swoją magią, bezgrzywe, upiorne lwy, które przed nimi jeszcze ruszyły do podziemi, do piwnicy, odpowiedział:
— Ale możesz — panować nad nimi. Dziećmi. — Nawet jeśli nie bezpośrednio.— Ojcowie robili to przez wychowanie. Surowe, brutalne. Tego doświadczył ze strony czarodzieja, który go wychował. Był oporny, buntował się, dostawał za niepokorność sowitą karę. Matki w jego wyobrażeniach miały być subtelniejsze, mądrzejsze — jak kobiety wnikające do podświadomości, kreując w męskich fantazjach właściwe wyobrażenia zakorzeniać odpowiednie postawy i warunki, które definiowały rzeczywistość. Skoncentrował całą swoją uwagę na lewach, które wywołały przerażenie, liniach, które w nim samym wzbudzały przyjemny dreszcz podniecenia. Chciał nad nimi zapanować, przejąć nad nimi kontrolę, choć na chwilę. Pragnął je mieć po swojej stronie. I kiedy poczuł to — tę więź; dostrzegł kątem oka kolejne, pojawiające się masy, wyłaniające z mknących zaklęć Deirdre. Oblepiły ich przeciwników, powoli, sącząc się od tyłu, jak kochanka, zamykająca ramiona na plecach ukochanego. Patrząc na cieniste lwy, czując łączącą ich zgodę, rozkazał:
— Zabijcie ich .
Zakładał, że będzie już po wszystkim, ale nim zorientowali się w sytuacji — podjęli walkę.
– Protego maxima – wyrecytował, chcąc zbudować przed Deirdre tarczę, nim sięgną ją lecące w jej kierunku sztylety, ale skoncentrowany na cieniach zareagował zbyt późno. Błękitna mgła nie zdążyła się uformować, wiedział, że jest za późno.—Cordcordis— rzucił od razu celując prosto w niego. Żałosnego śmiałka, który zdecydował się zaatakować śmierciożerczynię. Miał inne plany. Chciał ich pojmać żywcem, skazać dla przestrogi. Ale przestroga będą ich ciała wbite na pal — cienie nie mogły pozostać głodne, musiały nakarmić się nimi.
Z fascynacją doświadczał uprzywilejowania — mroczne cienie ich nie atakowały, czyniły potężnymi, stawały się ich dodatkową bronią. Los przeciwników był już przesądzony. Ranni od zaklęć, atakowani czarnomagicznym wężem, cienistymi stworami, a w końcu samą upiorną mgłą nie mieli szans. Bezgrzywe lwy rzuciły się do ataku, ale oni nie mogli się bronić z każdej strony — odsłonięci przed czarnoksiężnikami byli już banalnym celem.
Spojrzał na Deirdre, jeszcze podczas całego zamętu, w akompaniamencie krzyku i błysków ostatnich zaklęć.
— W porządku? — spytał krótko, pobieżnie przemykając po niej wzrokiem. Nie koncentrował się na niej wcześniej. Zaraz potem zwrócił uwagę na ciała przed nimi. Wziął kilka głębszych wdechów, patrząc na cienie. W końcu wokół nastała cisza, tak dosadna, że mógł usłyszeć świst wypuszczanego przez siebie cicho powietrza. — Zróbmy z nich drogowskazy — zaproponował, spoglądając na siebie. Palcem prawej dłoni rozchylić fragment czarnego materiału, który przylgnął mokry do skóry. Opuszek zabawił się szkarłatem, a rana po lamino zapiekła. Nie skrzywił się jednak, chociaż ból przeszył jego ciało — zamiast tego westchnął, jakby z rozgoryczeniem. W końcu pozwolił to sobie zrobić.
Skierował różdżkę na jedno z ciał, niewerbalnie rzuconym zaklęciem spróbował je podnieść.

| rzut na protego



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Świat smakuje jak machora
a machora jak ten świat,
kiedy przyjdzie na mnie pora
sam wyostrzę czarny bat.
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 57 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 The-sandman
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t2283-sorry-not-sorry https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]28.12.22 7:08
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 70

--------------------------------

#2 'k6' : 4

--------------------------------

#3 'k6' : 1

--------------------------------

#4 'k100' : 84
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]28.12.22 7:08
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'Cienie' :
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 JBymtxI
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]29.12.22 15:42
A więc nie Salome. Nie prześliczna rzeźba, archetyp idealnej czarownicy, uwieszony u boku namiestnika. Nie magiczne piękno wystawiane na propagandową sprzedaż. Nie dziewczyna, która ledwie stawiała pierwsze kroki w dorosłym świecie - a przynajmniej na takową wyglądała, wiek igrał z wiecznie czarującymi półwilami - i nie ktoś, kto tak grzecznie i ślicznie uśmiechałby się do reporterów Czarownicy. Kto więc miał zastąpić złotowłosą ślicznotkę? Odpowiedź wydawała się oczywista, lecz Deirdre ani nie wypowiedziała jej imienia na głos ani też nie drążyła tematu. Było to w danym momencie zbędne, na ślub otrzymała nieoficjalne zaproszenie, a Mulciber, szczerze bądź nie, potwierdził łączącą ich silnie przyjaźń. To wystarczało, z nawiązką. I tak nie spodziewała się tak czułej rozmowy oraz rodzicielskich rad. Nie przyjmowała ich od byle kogo - a ile od kogokolwiek - ale Ramsey mógł pochwalić się wyjątkowym talentem do wychowania najmłodszych, czego wielokrotnie dowiódł w zaciszu Gwiezdnego Proroka, gdzie ich poniekąd wspólne potomstwo osiągało powoli pełnię swego potencjału. - Wydają się odporne na Imperiusa - westchnęła teatralnie na sugestię panowania nad bliźniętami. Może żartowała, może nie; podejrzewała, że Śmierciożerca miał coś innego na myśli, nie drążyła jednak kwestii wychowawczych, dziś chciała zasmakować krwi i przyczynić się do oczyszczenia choć części ziem podlegających drogiemu przyjacielowi. Kiedyś podobne atrakcje należały do codzienności, z czasem ich chronologia uległa rozpadowi; im ważniejsi się stawali, im większy szacunek budził Mroczny Znak, im bardziej skomplikowana odpowiedzialność spadała na ich barki, tym mniej mieli czasu na podobne przyjemności.
Tym bardziej cieszyła ją wspólna celebracja. Krwawa, chatyczna, mroczna. Z uwagą śledziła rozmyte skoki czarnych lwów, ich kły zatapiane w ciałach, zniszczenie, jakie wokół siebie rozsiewały. Akompaniament wrzasków bólu, chlupotu krwi rozlewającej się z głębokich ran, wężowych syków i trzasku łamanej kości wydawał się odbijać echem od ścian piwnicy; dźwięki rozkoszne, wywołujące na bladej twarzy Deirdre uśmiech. Swobodny, całkowicie szczery, tak rzadko możliwy do okazania w pełnej krasie piękna. - Protego - wychrypiała w ślad za rycerską próbą obrony przez Ramseya, jej tarcza okazała się mocniejsza, chroniąc ją przed ostatnim podrygiem szlamiej nienawiści. Skóra Śmierciożerczyni pozostała nietknięta, przynajmniej przez buntowników, czarna magia sięgnęła bowiem po to, co jej należne. Potworny ból zaatakował jej głowę nagle, syknęła, przykładając lewą dłoń do skroni, nie przestała się jednak uśmiechać. Ani wtedy, gdy jej oczy zaszły łzami wywołanymi paroksyzmem cierpienia, tętniącego w skroni, ani wtedy, gdy gęsta, intensywnie czerwona krew buchnęła z jej nosa. Słabość na moment wyłączyła ją z walki, ta jednak i tak zakończyła się mocnymi klątwami Mulcibera. Gdy Deirdre ponownie się wyprostowała, oddychając głębiej, nieco ochryple, wokół nich panowała już cisza. Spowita w czarnej mgle, ponownie buzującej w piwnicy; nie robiła im jednak krzywdy, a otulała ich niemal w czułym objęciu.
- Tak - odpowiedziała, gdy chaos pojedynku ustąpił śmiertelnemu wręcz spokojowi. Machnęła powoli różdżką, niby od niechcenia, odwołując wijącego się w kałuży krwi węża. - A ty? - spojrzała na jego bok a później na zakrwawione końce palców. Powstrzymała irracjonalną, prymitywną chęć chwycenia go za nadgarstek i zlizania lepkiej cieczy z męskiej dłoni; Tristan miał rację, musiała panować nad niskimi instynktami, nawet wśród przyjaciół. - Tacy młodzi, a już zmanipulowani szaleństwem szlamu. Przykry obrazek - westchnęła, obracając się ku leżącym na podłodze zwłokom. Otarła rękawem sukni własną krew zlepiającą wargi, a językiem przesunęła po zębach. Czubek buta dotknął jednego z mężczyzn; młodych, silnych, a już chorych, otumanionych złowrogą ideologią. Pomysł z użyciem bezwładnych ciał jako wskazówki spodobał się jej, zerknęła szybko przez ramię na Ramseya i podążyła jego śladem, chcąc unieść rudego młodzieńca niczym zepsutą lalkę, marionetkę, gotową do wystąpienia w ich spektaklu.

1. zaklęcie unoszące
2. obrażenia od cm dla dei za poprzedni post


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t1045-panienka-lekkich-obyczajow-zaprasza#6178 https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]29.12.22 15:42
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 17

--------------------------------

#2 'k6' : 3, 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]30.12.22 21:58
Tańczące wokół nich cienie otoczyły dogorywających zwolenników Longbottoma, ostatecznie zawisając w powietrzu bezczynnie, unikając przy tym krzywdzenia śmierciożerców. Obserwował je uważnie, jakby mógł w ten sposób poznać ich naturę, zaobserwować cechy, które pomogłyby wykorzystać je w przyszłości. Mordercze lwy wyssały życie z czarodziejów, masakrując przy tym ich ciała, dziko podążając za metalicznym zapachem krwi z poniesionych ran. To była nierówna walka, jak większość — o ich potędze i sile mieli snuć opowieści i przekazywać dalej, niczym legendy o wszechmocnych czarnoksiężnikach. Tego się spodziewał po ludziach, którzy obserwowali ich wyczyny, o czarodziejach, którzy o podobnych rzeczach nawet nie śnili. Ale to, co osiągnęli miało cenę, którą czasem musili uiścić. Dostrzegł na trupiobladej twarzy Deirdre burgund świeżej krwi sączącej się po wszystkim. Nie spodziewał się innej odpowiedzi, ale zapytać musiał.
— Wyliże się— odpowiedział krótko, rozcierając własną posokę między palcem wskazującym, a kciukiem. Krew dostała się pod paznokcie i tam zapewne zaschnie niedługo, stając się niezbitym dowodem dla udziału w tej wojnie. Dotąd dla wielu anonimowy, nieznany, kojarzony przez naukowe grono kojarzył się z papierkową robotą i pracą badawczą; ci, którzy go spotkali na swej drodze rzadko wychodzili z tego żywi. Teraz splamione krwią dłonie były śladem i wiadomością dla wszystkich — był tu i nie zamierzał się stąd ruszać.
Przeniósł wzrok na ciała, a po chwili już wykonał ruch nadgarstkiem w calu podniesienia ciała. Wymagało to uwagi i koncentracji, ciało było ciężkie — z podniesionych zwłok krew zaczęła kapać gęsto.
— Młodzi ludzie często szukają środowiska, które pozwoli im na rozładowane instynktów i pragnień. Rebelia wydaje się idealna. Nikt nie zważa na cenę, liczy się bunt i jak najgłośniejszy protest.— Ci mądrzejsi mieli szansę to przetrwać okres buntu. Przeżyć i doczekać lepszego czasu. Dojrzałości i przemyśleń, które nadejdą w pewnym wieku. Jednak patrzył na zwłoki tych młodzieńców bez cienia zawodu, spodziewając się takich ludzi. Młodych, chłonnych i naiwnych, poszukujących swojej drogi. Zbłądzili, a za to ponieśli najwyższą karę. Nie będzie im dane naprawić własnych błędów. Nie brali jeńców na tej wojnie i nie mieli litości dla wrogów.
Nie spuszczając z wzroku ciała, wspiął się z powrotem do wnętrza budynku, na piętro. Trzymał je na muszce, dłonią sterując kierunkiem, w którym bezwładna sylwetka unosiła się, pozostawiając za sobą krwawy ślad. Masakra tutaj będzie przestrogą. Jeśli zostawią drzwi otwarte ciałami zajmą się zwierzęta, rozdzielą mięso od kości, a przy odrobinie szczęścia zajmą się i jednym i drugim.
Wyszedł na dwór, porzucając wreszcie ciało jednego z chłopców. Upadło w trawę, brudząc krwią rodzące się do życia, świeże źdźbła. Musiał odnaleźć właściwe miejsce, odpowiednie drzewo, gałąź. Ułamana brzoza wydawała się nadawać do tego. Szpiczasty, cienki pień nie wystawał ponad inne, ale znajdując się przy drodze, z przodu, mogła pozostać widoczna, szczególnie z dodatkową ozdobą.
— Znalazłaś coś interesującego w środku?— spytał jeszcze kobietę, powoli kierując się w stronę wejścia do budynku. Rana po lamino mu doskwierała, subtelnym i niezauważalnym (tak sądził) ruchem wsunął dłoń na bok, przy przycisnąć otwartą dłoń do rany i na moment powstrzymać krwawienie. Nie miał zbyt wiele czasu — zwłoka go osłabi, potrzebował zbawiennych dłoni Cassandry. Wrócił jednak do środka, by przejrzeć wszystko to, co zostawili po sobie zamordowani ludzie. Rzucił okiem na popiołu w kominku. Kucnął przy nim, palcami wydobywając niemalże doszczętnie spalony fragment Proroka Codziennego — rozpoznał go po stopce, obok znalazł też fragment nagłówka i datę, ale nic więcej nie udało mu się znaleźć. W kominku musiały spłonąć nie tylko gazety, ale pewnie też listy. Na stole znajdowało się pióro i całkiem osuszona fiolka z atramentem. Ptasie odchody na parapecie wskazywały obecność sów, żadne inne ptaki nie przysiadły w takich miejscach tak ochoczo, wiedząc, że w środku czaili się ludzie. Niechętnie odsunął pokrytymi krwią palcami kilka skrzynek z pustymi butelkami po piwie, a kiedy drgnęły odnalazł między nimi zmięta kartkę. Jedyna interesująca rzecz, której nie zdążyli się pozbyć. Z jej treści wynikało, że to miejsce było jednym z kilku, które pełniło rolę stróżówki — bojówkarze, czy zapaleni fanatycy Harolda Longbottoma zmieniali się okresowo, przeczesując tereny w poszukiwaniu ludzi potrzebujących pomocy — ale przede wszystkim, ich zadaniem było dopilnowanie transportów. Mugolskiej broni dla ludzi, którzy wciąż ukrywali się w hrabstwie, a nawet na obrzeżach opuszczonego przez nich Warwick, żywności i medykamentów. Kilka wyjątkowo kreatywnych nazw niewiele mu mówiło, ale kojarzył już dobrze topografię hrabstwa, znał wypisane miejscowości. Potrafił także zlokalizować inne istotne punkty, które budziły zainteresowanie tych ludzi. Kopalnie, ratusze, fabryki i katedry. Zmiął kartkę i ukrył ją w wewnętrznej kieszeni szaty. Z wyraźną niechęcią i znacznie lepiej skrywanym bólem przy kucaniu pozwolił sobie na przeszukanie zamordowanych. Nieobrzydzony ich stanem sprawdził kieszenie i biżuterię, szukając charakterystycznych symboli. U żadnego nie znalazł jednak niczego wartego uwagi. Piwnica, poza hektolitrami świeżej krwi skrywała rownież drewniane skrzynie. Nie otwierał ich — były zabite gwoździami. Założył, że miały być zgodnie z notatką przekazane innym. Niezależnie od tego, co znajdowało się w środku, zostaną zniszczone.
Wrócił na miejsce, po rudowłosego czarodzieja, skierował ku niemu różdżkę, by niewerbalnym zaklęciem podnieść jego zwłoki i przenieść je wyżej, w powietrzu nad ułamanymi gałęziami. Nigdy nie doceniał sztuki, ale w tym było coś z tworzenia — doświadczał tego po raz kolejny. Precyzja w każdym ruchu, każdy detal — odpowiednie uformowanie ciała, jego wyraz twarzy, poza. Nabił je na ułamaną gałąź. Zaciskając palce mocniej na różdżce, która zadrżała, gdy ciało spotkało opór w postaci drzewa, pociągnął nadgarstek niżej, nie szarpiąc nim jednak. Pomiędzy nogami tego chłopa znalazł się ułamany, szpiczasto zakończony pień brzozy, który wbił się miękko w ciało. Krew spłynęła wartką strugą po korze. Wciąż był ciepły, delikatny — naruszone wnętrzności, począwszy od genitaliów, przez jelita i żołądek zrobiły miejsce drewnu. Nic nie czuł, był martwy — o tym nie będzie jednak wiedział nikt, kto się tu znajdzie. Wyglądał przecież tak, jakby nabito go na pal żywcem. O to właśnie mu chodziło — o imitację cierpienia, tortur, męki na jaką został skazany. Zwolnił uścisk patrząc przez chwilę na wiszące przy leśniczówce zwłoki. Ścieżka krwi ciągnąca się od jej wnętrza była jasną informacją o tym, że w drewnianym budynku mogło czaić się więcej.
— Nim zgniją rozdziobią ich kruki lub wrony — zawyrokował i rozejrzał się wokół. Nikt nie wyszedł stąd żywy, nikt nie został poinformowany. Kiedy zjawia się tu kolejni sympatycy Longbottoma właśnie na to trafią — na przestrogę, na groźbę. I liczył, że zasieje ona lęk w rebeliantach tak jak wszystkich postronnych, którzy tu trafią. Droga biegła tuż obok, Wiszące na drzewie ciało będzie widać z daleka. To było jednak zbyt mało. Wyciągnął różdżkę i tuż przed ociekającym krwią ciałem machnął nią, kreśląc w powietrzu ogniste litery. Zakon Feniksa zostanie zniszczony. Zwolennicy Longbottoma zginą. Nie potrzebował plotek, dorabianych historii. Przekaz miał być jasny, czytelny. Za sprawką Flagrate ognisty napis połyskiwał z daleka. Nim zniknie, zobaczy go odpowiednia ilość osób, a wieść poniesie się dalej.
— Zechcesz zniszczyć ten budynek?— spytał jeszcze z rozbawieniem na Deirdre. Nie będą już go potrzebować. Nie będą z niego korzystać. — A może masz ochotę na spacer po Warwick? — spytał nonszalancko, schowawszy różdżkę. Naciągnął cienki płaszcz na zraniony bok i przeniósł wzrok na Deirdre.


| rzut

| zt2



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Świat smakuje jak machora
a machora jak ten świat,
kiedy przyjdzie na mnie pora
sam wyostrzę czarny bat.
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 57 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Szarodrzewo z Nuneaton - Page 9 The-sandman
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t2283-sorry-not-sorry https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Szarodrzewo z Nuneaton [odnośnik]23.04.23 9:13
29 lipca 1958 r.

Przerwałam naciąganie wysokich łowieckich butów i podniosłam wyżej głowę. Z ulgą odkryłam, że zza poszarpanych czernią zasłon nie wychylało się słońce. Ponure, przygaszone niebo w środku dnia kusiło. To musiał być odpowiedni dzień. Opuściłam głowę, kontynuując wciskanie materiału spodni pod skórzany materiał. Zawsze pamiętałam o kompletnym stroju, dostosowanym do zajęcia, nieczęsto też różnym do poszczególnych zadań łowieckich. Choć ja poszukiwałam w ubraniu praktycznych zalet, moja kuzynka dbała o to, bym nawet samotnie, pośrodku gęstego lasu wyglądała porządnie i wcale nie skromnie. Choć z początku z dystansem i wyraźną wątpliwością przyjmowałam bardziej strojne wcielenia uniformu, teraz, po czasie, zaczynałam jednak doceniać bardziej schludny wizerunek. Zupełnie jakbym nie szła na mordercze spotkanie z dzikim stworzeniem. Wierzchni, lekki żakiet spięłam na wszelkie możliwe sposoby, nie dając ciału żadnego wytchnienia. Zawsze kryłam każdy możliwy kawałek skóry. Przed słońcem i przed światem. Odpowiednio dopasowana tkanina sprawiała, że ciało nie przegrzewało się. Zaś ja nie lubiłam pogodnemu niebu dawać się uwodzić. Wolałam być przygotowana na każdą porę i każde zdarzenie – nawet spędzenie w lesie całej nocy. Gdy tylko zanurzałam się w drzewne labirynty, czas zaczynał płynąć inaczej. Czas przestawał mieć znaczenie. Skupiona na otoczeniu, wrażliwa na wszelkie znaki czające się w piasku i pod kamieniami przestawałam obserwować przesuwający się nad głową promień. Pora nie miała znaczenia. Liczył się efekt, a więc trumf polującego, który przecież nie mógł zgubić śladów i tym samym powrócić z pustymi rękami. Tym razem również zamierzałam zrealizować zlecenie od początku do końca.
Mieszkająca w chacie na obrzeżach Warwick stara wiedźma potrzebowała najzwyklejszego zwierzęcia, ale zdobytego w bardzo specyficzny sposób. Snuła mętną, nocną opowieść o grozie, gałęziach oplatających się wokół łydek śmiałków i bestiach czających się na poczciwych mieszkańców okolicznych wiosek. To miał być stary jeleń. Zamierzała odprawić jakiś niewiadomy rytuał z użyciem kawałków jego ciała. Nie zadawałam pytań, nie próbowałam pojąć, co takiego zamierzała uczynić. Zwierzę miało zostać upolowane dzień przed pełnią księżyca, strzał skierowany miał być prosto w jego szyję. Ponadto starucha podarowała mi czarodziejskie zioła, którymi nakryć miałam ranę, gdy tylko upewnię się, że serce jelenia przestało bić. Nie wiedziałam, co za roślinność przysłużyć się miała tej misji, ani jakie dodatkowe efekty mogła wywołać na ciele martwego stworzenia. Wytyczne utrudniały nieco zadanie, ale nie czyniły go niemożliwym do wykonania. Nim opuściłam starą chatę, kobieta chwyciła moją dłoń i w jej wnętrzu nakreśliła niewidzialny znak, którego nie umiałam rozszyfrować. Zachowywała się dziwnie, pod nosem napomknęła, że odebrać życie jeleniowi może wyłącznie kobieta. Kolejnych słów nie byłam w stanie zrozumieć. Wygłoszone zostały przez jej zasuszone, blade usta niedbale i cicho. Stały się zagadką, o pojęcie której nawet nie zamierzałam walczyć. Wyszłam z wątpliwościami, chociaż przekazany mi zadatek sprawiał, że całe przedsięwzięcie wydawało się dość wiarygodne, mimo zupełnie kuriozalnych szczegółów.
Teraz, kilka dni później, w pełni ubrana i prawie gotowa do wyruszenia w las, ładowałam ostatnie bełty do torby. Upewniłam się, że wszystkie były dobrze przygotowane, odpowiednio ostre i zarazem lekkie. Dwa z nich precyzyjnie miały objąć szyję właściciela czterech kopyt. Przez ramię przerzuciłam pas od kuszy i opuściłam pokój. Korytarze Niedźwiedziej Jamy odprowadziły mnie do drogi, żegnając bez wzruszenia. Gdy wreszcie trzasnęły bramy, nie oglądałam się za siebie. Wyruszyłam dobrze poznaną już trasą w stronę lasu, który również z tygodnia na tydzień stawał się bardziej swój. Im głębiej wchodziłam między drzewa, tym większym zadowoleniem wypełniały się myśli. Wdychałam intensywny zapach roślinności, napawałam się cienistymi drogami. Wiedziałam dobrze, że żaden jeleń nie wyjdzie mi na spotkanie. Wędrówka będzie długa, a poszukiwania tropu mogły przeciągać się w nieskończoność, ale mnie nigdy to nie zniechęcało. Szłam, szeroko otwierając oczy dla każdego alarmującego elementu w tej leśnej przestrzeni. Bliski był mi dotyk drzew, szelest traw wokół łydek i pajęcza mgiełka splątana w nagich gałęziach. Po pewnym czasie musiałam jednak opuścić wyraźnie spojrzenie i poszukać charakterystycznych odcisków racic w podłożu. Wędrowałam więc powoli, po drodze rozglądałam się bacznie, wciąż przystając i co jakiś czas kucając, by bliżej zaznajomić się ze śladami odznaczającymi się w ziemi. Oceniałam przy okazji teren pod kątem upodobań zwierząt. Wiedziałam, że kieruję się na zachód, gdzie były widywane. W hrabstwie nie brakowało lasów atrakcyjnych dla łowców. Te tereny dość prędko zdobyły moją sympatię. Miały być domem, nie mogły być więc pozbawione przestrzeni, którą ceniłam najbardziej. Bez lasów czułabym się tutaj zbyt obco, ogołocona ze skarbów, pozbawiona zmysłów, zamknięta w przestrzeni bez wyzwań. Tutaj, w cieniu drzew niespodzianki i wyzwania czaiły się z równą mocą, jak ja czaiłam na stworzenia.
Wreszcie udało mi się coś złapać, krew w żyłach zaczęła płynąć szybciej, oczy otworzyły się szerzej. Charakterystyczne wgniecenie różniło się od tych, które udało mi się przyuważyć wcześniej. Natychmiast podążyłam spojrzeniem dalej. W promieniu kilkudziesięciu centymetrów znajdowały się kolejne, tym razem nieco głębsze odciski kopyt. Nieosłonięte resztkami roślinności, nierozmazane przez czas wskazywały, że mogłam znajdować się blisko. Szłam więc ostrożnie, dokładnie analizując przebieg drogi. Pamiętałam wciąż o wskazówkach wiedźmy. Nie lubiłam, gdy ktoś narzucał mi łowiecką metodę. Lubiłam wędrować swoimi szlakami i strzelać na swój sposób. Tym razem jednak zgodziłam się, doświadczając ponownie, że angielscy magowie posiadali przedziwne preferencje. Z tyłu głowy miałam postać Heather, która również wykorzystywała zwierzęta w swoich mistycznych rytuałach. Wiedziałam dobrze, że moim zadaniem nie było analizowanie ich pracy. Miałam dostarczyć stworzenie i to też zamierzałam uczynić. Po lesie poruszałam się bez strachu, ale byłam też nauczona, by niczego nie lekceważyć. Śpiew ptaków krył cichy szelest, który mogłam po sobie pozostawić. Musiałam za każdym razem płynnie wtopić się w ten krajobraz, stać się jego nierozerwalną częścią. Tylko tak mogłam zbliżyć dość blisko do zwierzyny.
Wtem jednak charakterystyczna plama kolorów jak strzała przemknęła w oddali, pocięta przez wieczne drzewa, moich i jej sprzymierzeńców. Zmrużyłam oczy i odruchowo ścisnęłam pas od kuszy ulokowany stabilnie na klatce piersiowej. Zrobiłam kilka dużych kroków. Jeleń znajdował się gdzieś blisko. Jeżeli okaże się wystarczająco wiekowy, to zadanie miałam niemal wykonane. Weszłam w bardziej gęste skupisko roślinności. Odgarnęłam gałęzie mniejszych drzew i przez chwilę trwałam w ukryciu. Obserwowałam miejsce, w którym widziałam go po raz ostatni. Spokojnie przyjmowałam upływający czas. Miałam go wiele. Polowania nigdy nie były sprawą szybką. Tym bardziej, gdy otrzymywałam tak szczegółowe wytyczne. Wreszcie jeleń wyłonił się. Szedł powoli, dostojnie, rozglądał się. Przyczajona za roślinną zasłoną czekałam, aż ustawi się we właściwym miejscu. W między czasie ostrożnie zdjęłam z pleców kuszę i przesunęłam się, by znaleźć dobre miejsce do oddania strzałów. Umieściłam bełt w kuszy i uniosłam broń wyżej. Wciąż patrzyłam, był ostrożny i majestatyczny, miał piękną szyję. Miał zaraz zginąć, by zaspokoić tajemnicze obrządki staruchy. Zatrzymał się wreszcie i popatrzył w bok, eksponując idealnie tę część ciała, na której mi zależało. Przez chwilę celowałam, by wybrać idealne miejsce i idealny czas. Wreszcie strzała pomknęła ze świstem, ale zwierzę nie zdążyło się obronić. Bełt wbił się boleśnie, wydzierając resztki przeraźliwych odgłosów z pyska. Natychmiast dopełniłam dzieła, umieszczając kolejną strzałę zaraz obok tej pierwszej. Okaleczone stworzenie padło ciężko na trawę, znacząc jej zieleń krwistymi strużkami. Wyszłam z ukrycia i podeszłam bliżej, wciąż trzymając w rękach czarodziejską kuszę. Upewniłam się, że odeszło, pierś zamarła, powieki opadły. Jeleń należał do mnie. Odczekałam chwilę, a potem wprawnie wyrwałam z jego ciała obydwa bełty. Pamiętałam, o co prosiła zleceniodawczyni. Z torby wygrzebałam wilgotne lekko ziele i przyłożyłam je do ran. Później szmatą zabezpieczyłam położenie roślin. Teraz wystarczyło tylko wyjąć różdżkę i zabrać go do starej chaty, gdzie czekała na mnie reszta zapłaty.


zt
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t11436-varya-mulciber#353431 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Szarodrzewo z Nuneaton
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach