Wydarzenia


Ekipa forum
Polana
AutorWiadomość
Polana [odnośnik]10.03.12 23:11
First topic message reminder :

Polana

Sporej wielkości polanka otoczona kilkunastoma starymi kasztanami. Jest to w miarę bezpieczne miejsce usytuowane niezbyt blisko groźnego matecznika. Upodobali je sobie zwłaszcza podrzędni opryszkowie, choć zdarzają się i groźniejsi bandyci zamieszkujący podziemny, opustoszały bunkier z czasów wojny zakończonej jeszcze nie tak dawno temu. Oni wszyscy są doskonale świadomi obecności zbiegów - szlam, charłaków - na leśnych terenach. Spokój i cisza wprowadza tylko pozornie pewien rodzaj błogiej, spokojnej, niemalże sielskiej atmosfery, tak bardzo kontrastującej z plugawą rzeczywistością. W powietrzu unoszą się liczne pyłki kwiatowe, które utrudniają ukrywanie się wszelakim alergikom.
Miejsce to najpiękniej wygląda jasną nocą, oświetlone blaskiem bijącym od rozgwieżdżonego nieba. Jeśli wierzyć plotkom rozpowszechnianym przez najstarszych ze zbirów, czasem - z rzadka, oczywiście - przebiegają tędy pojedyncze okazy dzikich jednorożców. Na nich zapewne też czyhają; świadomi ceny za ich krew, włosie, czy błyszczące, twarde jak skała rogi. Za ile lat te stworzenia staną się tylko legendą?

Tańce na polanie

Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.

Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.



Degustacja win i innych trunków

Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.

Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.

Wina:

Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.

Koktajle:

Deser z niespodzianką

Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.

1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 19 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Polana [odnośnik]18.07.23 19:52
cardan

5 sierpnia

Nie mogło jej tu zabraknąć.
Ot, chociażby ze względu na pracę ― jako przykładna pracownica Ministerstwa Magii powinna pokazać się gdzieś w tłumach, wypić jeden czy dwa koktajle i zamienić parę słów ze współpracownikami. Jako równie przykładna ― choć zdecydowanie bardziej lojalna ― rebeliantka powinna zakręcić się wokół tego czy tamtego, posłuchać plotek, informacji; może nawet zmanipulować jakiegoś delikwenta tak, że sam streści jej swój życiorys, wskaże najważniejsze osiągnięcia i odda kluczyk do Gringotta. W końcu zaś: powinna się tu pojawić przez wzgląd na Igora, na rolę przykładnej wdowy, którą wciąż starała się utrzymać. Choć wspomnienie zmarłego męża kłuło niewyobrażalnie za każdym razem, kiedy przypomniała sobie co jej robił, tak nie mogła powstrzymać uśmiechu pełnego ponurej satysfakcji, gdy jego nazwisko po raz kolejny okazywało się swego rodzaju tarczą; ochroną, którą wykorzystywała na każdy możliwy sposób.
Na polanie zdążyła już spotkać paru znajomych, przeprowadziła kilka niezobowiązujących rozmów o świetnej organizacji festiwalu, o przepięknych kreacjach z Cynobrowego Świergotnika i Domu Modu Parkinson, o tym, jak cudownie wygląda Londyn pozbawiony szlamu i mugolskiego brudu, o wspaniałej przemowie namiestniczki. Niespieszno było jej pomiędzy tańczące pary, choć tęsknie zerkała raz po raz w tamtą stronę; taniec, przyciąganie uwagi i spojrzeń ― to był zdecydowanie jej żywioł. Wprawiona w dobry humor obiecała sobie, że prędzej czy później tam trafi, znajdzie sobie godnego towarzysza. Ale jeszcze nie teraz.
Nie teraz.
Pochłonięta kolejną rozmową nawet nie zauważyła, że jeden z duchów przeszłości postanowił zmaterializować się dziś w Londynie i przyciągnąć za sobą echo minionych dni. Natura szpiega, lekka paranoja i przeczulenie na punkcie zawodu, pozwalały jej poczuć, kiedy czyjeś spojrzenie kleiło jej się do pleców. Nie spodziewała się tego nieprzyjemnego uczucia tu i teraz; w Londynie grała ostrożnie, a każdy ruch i każde słowo było zaplanowane i wyćwiczone, przykrywka z kolei utrzymana nienagannie i ze smakiem.
Jeszcze dziwniejsze niż nienaturalne wrażenie bycia obserwowaną było nagłe pojawienie się dziewczyny z kielichami. Nieustannie krążyła gdzieś w pobliżu, częstowała winem ― jakiś czas temu nawet podeszła do niej i towarzyszącego jej Goyle’a, ale wtedy nie zdecydowała się na poczęstowanie trunkiem. Teraz też nie miała takiego zamiaru, ale wtem ― niespodzianka ― padły z ust dziewczyny słowa, których się nie spodziewała. Z lekko uniesionymi brwiami przyjęła wątpliwy prezent i z ciekawości przyjrzała się malunkowi zdobiącemu kielich. Czasami wszystko rozbijało się o szczegóły, może obrazek miał jakieś znaczenie? Morrigan w towarzystwie kruków i krwi. Osobliwe połączenie, to na pewno ― czy z przesłaniem? Może pod barwą czerwonej ochry kryła się groźba?
W stronę darczyńcy obejrzała się nieśpiesznie, żeby nie powiedzieć: leniwie. Najpierw krótkie spojrzenie rzucone przez ramię ― błysk rozpoznania w zielonych oczach ― potem uprzejme wymiganie się od dalszej części rozmowy z Goyle’m ― kolejne spojrzenie; długie i znaczące, przeciągnięte przez całą sylwetkę intruza ― w końcu: wargi złożone w uśmiechu trudnym do interpretacji.
Intruz uniósł kielich, ale gest pozostał nieodwzajemniony; Adda zakołysała swoim, spuściła wzrok, oglądając kołyszącą się taflę burgundzkiej czerwieni ― zatrute?... ― i przywołała z pamięci tamten niechlubny epizod w Indiach. Zrobiła co musiała; okolica była trudna, cel nieprzewidywalny, musiała mieć dupochron. Szkoda tylko, że jej naprędce zbajerowany goryl postanowił gwizdnąć już i tak skradzioną komuś różdżkę i zniknąć gdzieś w kłębach dymu, pozostawiając ją całkiem samą i skazując tym samym na przymus następujących po sobie szalonych improwizacji. Sama nie była pewna, czy ostatecznie miała mu to za złe.
Krótki rozrachunek, sprawdzenie talii własnych kart i wniosek: poprzednia iluzja właśnie runęła z trzaskiem, francuska szlama nie miałaby wstępu do Londynu. Kim powinna stać się dla niego tym razem? Opcji miała kilka i żadna nie była oczywista.
Ruszyła w jego stronę, krok miała miękki i koci; dopasowana, elegancka sukienka ładnie opływała sylwetkę, choć nie odkrywała zbyt wiele, pozostawiając sporo do interpretacji we własnej wyobraźni. Jasne włosy upięła wysoko; jedno z falowanych pasm wymknęło się spod jarzma spinki i raz po raz łaskotało szyję.
Tęskniłeś? ― spytała złudnie miłym tonem, kiedy znalazła się tuż obok. Prezentował się lepiej niż zapamiętała; błękitne oczy błyszczały enigmatycznie w skąpym świetle ognisk, a schludny i elegancki ubiór zdradzał, że być może i on nie był z nią do końca szczery. Jak jej się wtedy przedstawił?... Pamięć ją zawiodła, szczegół umknął, choć była pewna, że byle łachmaniarza z indyjskiego zadupia nie byłoby stać na szatę takiej jakości.
Uśmiechnęła się, spojrzała na niego spod rzęs.
Ja za tobą nie ― przyznała bez ogródek, z lekką dozą złośliwości i mrugnęła wesoło, prezentując typową dla siebie swobodę. Swobodę, której przy poprzednim spotkaniu nie uświadczył; wtedy grała onieśmieloną jego zachowaniem, umiejętnie zbajerowaną i doskonale niedomyślną.
Powiedz mi ― odezwała się znowu po krótkiej, zręcznie wymierzonej pauzie i uniosła dłoń, płynnym gestem zdjęła mu siwy pyłek osiadły na ramieniu ― zawsze jesteś taki niemiły i porzucasz niewiasty w opałach…?

tu rzuciłam na wino i wypadło 2


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Polana [odnośnik]22.07.23 4:11
Do ustalenia

Odpoczynek od pracy był równie istotny co sama praca - zresztą, był człowiekiem ceniącym sobie własne wygody, więc nigdy nie odmówiłby odrobiny relaksu, choć wciąż nie do końca był przekonany do obchodów odbywających się nie tylko w Londynie, ale i na terenie Anglii. Zjawił się tutaj prawdopodobnie bardziej ze względu na figurę, która była odpowiedzialna za obchody w samym Londynie. Nie chciał znaleźć się po złej stronie madame Mericourt, próbując znaleźć balans pomiędzy znajdywaniem się w cieniu, a zdobywaniu przychylności tych, którzy czuli się dobrze, kiedy spojrzenia czarodziejów znajdywały się właśnie na nich. Warto było odwiedzić tereny wydarzenia, nawet jeśli zaledwie na moment - musiał w końcu pilnować się, aby wiedzieć co dokładnie miało miejsce w Londynie. Bycie na bieżąco z tym co było uznawane za sukcesy ministerstwa, aby wiedzieć również o tym, co było uznawane za porażki - żeby odpowiednio dobierać słowa i tematy podczas rozmów, aby nie zwrócić na siebie uwagi i nie zaburzyć delikatnej harmonii, którą próbował stworzyć. W końcu nikt nie zadba o jego wygodę tak jak on sam to robił.
Przyglądał się mijanym twarzom, często wymienił kilka uprzejmości z niektórymi z czarodziejów, których rozpoznał - zapytał o zdrowie, o rodzinę, czasem wymienili się krótkimi uwagami na temat tego co działo się w samym mieście czy o ogólnym bezpieczeństwie w Anglii. Kobiety starał się skomplementować, kiedy z mężczyznami wymieniał się uwagami. Choć przyszedł sam na obchody, wcale nie brakowało mu towarzystwa - potrafił się odnaleźć bez niego, potrafił znaleźć sobie towarzystwo i na takowe właśnie zwrócił ponownie uwagę, kiedy dostrzegł znajomą twarz czarownicy - i to nie twarz, którą choć ponownie spotkał w Anglii, znał jedynie z wysp brytyjskich.
Sięgając do jednej z tac po koktajl, bo w końcu nie wypadało zjawiać się z pustymi rękami podczas podobnych wydarzeń, drugą sięgnął po jedno z win, kierując swój krok w stronę rozpoznanej czarownicy.
- Valerie Sallow - wypowiedział z uśmiechem, wyciągając w jej stronę dłoń z koktajlem, kiedy znalazł się już na odpowiedniej odległości. - Trudno powiedzieć, abym nie spodziewał się tutaj twojej obecności, prędzej nie spodziewałem się na ciebie wpaść osobiście - przyznał z uśmiechem, mimowolnie rozglądając się również i za jej mężem, aby móc przywitać się z Corneliusem. W końcu wszystko było kwestią utrzymywania pozorów i dobrych relacji z tymi, którzy posiadali wpływy - a czy Valeria również nie rozumiała tego doskonale? Tym bardziej, że zdawała się wpasowywać w angielskie społeczeństwo tak dobrze jak kiedy prezentowała się u boku ojca jego szkolnego kolegi. Z jednej strony trudno było powiedzieć, aby Oyvind otwarcie myślał czy posiadał opinię na temat tej czarownicy - odnośnie jej doborów mężów, odnośnie jej zachowań. Nie spędził z nią na tyle czasu - znał w końcu wyłącznie pozory, które nie wydawały się budzić ogólnego oburzenia czy niechęci, choć nawet po tych pozorach mógł być pewny, że w kwestii szukania odpowiedniego miejsca dla siebie, mógł znaleźć z Valerie wspólny grunt porozumienia. Potrafiła w końcu występować publicznie, zachować się tak, aby zdobyć uwielbienie mas i sprawić odpowiednie wrażenie, a właśnie to było istotnymi umiejętnościami kogoś znajdującego się w sferach, które mogły przynosić znaczne korzyści. Nawet jeśli sam nie przepadał za byciem w centrum uwagi, doceniał przecież tych potrafiących się w podobnej sytuacji odnaleźć - byli przecież dla niego potrzebni, tak aby zabierać wszystkie spojrzenia i odwracać niechcianą uwagę.
- Muzyka z pewnością brzmi zupełnie inaczej tutaj, na otwartej przestrzeni, niż w operze, choć wciąż nie jestem przekonany czy jednak w budynku nie można cieszyć się bardziej z występów. A jak tobie się podoba występ? - zadał pytanie, samemu w końcu nie znając się na muzyce - nie tak, jakby mógł. Jego zainteresowanie w kwestii sztuki stanowczo kierowało się w stronę rysunku i malarstwa. Z pewnością chętnie dopytałby o to, gdzie znajdywał się pan Sallow, jednak był pewny że znajdując się przy Valerie, prędzej czy później dowie się, gdzie dokładnie przebywa w tej chwili Cornelius, albo on sam też znajdzie się przy małżonce. W końcu wspólna wizyta wciąż świeżego małżeństwa mogła stanowić tylko i wyłącznie dobrą prasę dla nich - rodzinnie spędzony festiwal lata na terenach Londynu, organizowany przez Ministerstwo Magii. - Właściwie nie mieliśmy chyba okazji porozmawiać już od dawna, nie licząc twojego wesela, choć wtedy miałaś na głowie dużo ważniejsze sprawy i większą liczbę gości... Jak odnajdujesz się w Anglii? Mniemam, że sam kraj traktuje cię dobrze, pomimo wojny, skoro zostałaś tutaj u boku Corneliusa?


I den skal Fienderne falde

Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11114-oyvind-borgin#342285 https://www.morsmordre.net/t11189-frode https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11191-skrytka-bankowa-nr-2433#344452 https://www.morsmordre.net/t11190-oyvind-borgin#344451
Re: Polana [odnośnik]23.07.23 18:17
Obchody Brón Trogain w Londynie były czymś, czego bardzo jej brakowało. W Niemczech nie istniała tradycja celebrowania podobnego święta miłości, zatem ostatnia podobna okazja do hucznego, letniego świętowania miała miejsce niemal dekadę temu, gdy jeszcze jako panna odwiedzała z rodziną Weymouth. Dziś podobna wizyta była nie do pomyślenia — obchody organizowane przez terrorystów nie mogły równać się z tym, co dla praworządnych czarodziei przygotowywała stolica. Nie sądziła tak wyłącznie przez propagandę, którą zdążyła nasiąknąć dzięki towarzystwu męża. Wierzyła w to szczerze, że cały wysiłek, który podejmowali czarodzieje, był wysiłkiem wymierzonym w osiągnięcie wiekopomnego celu. Zapewnienie bezpieczeństwa kolejnym pokoleniom czarodziejów — w tym jej dzieciom — warte było przelania krwi, w szczególności już brudnej. Nie wszystkim metody działań podejmowanych przez Rycerzy Walpurgii przypadały do gustu, lecz Valerie była zdania, że krytykować może dopiero ten, kto sam podjął się działań o lepszym skutku.
Zamierzała więc korzystać ze skutków dotychczasowych zabiegów. Ze spokoju Waltham Forest, przedłużającego się wypoczynku w rodzinnym namiocie, luksusie, który nie byłby w ich zasięgu, gdyby nie wojenne działania męża i rosnąca wraz z nimi jego pozycja. Korzystała z towarzystwa elity, socjety, oddawała się rozmowom z wielkim zaangażowaniem, choć nie zawsze bywały one, dla niej osobiście oczywiście, szczególnie ciekawe. Istotne było pokazanie rozmówcy, że się go za takiego uważa, no i oczywiście słuchanie, słuchanie przede wszystkim. Gdy czuli się bezpiecznie, ludzie rozplątywali swe języki, chętniej zdradzali się z detalami, które umykały zestresownym umysłom. I z tego mądra kobieta powinna korzystać.
Nie spodziewała się jednak dojrzeć kogoś, kogo ostatnim razem w istocie rzeczy widziała na swoim ślubie. Właściwie nie było w tym nic dziwnego — drogi śpiewaczki i pracującego na Nokturnie czarodzieja nie miały jak przeciąć się wcześniej. Niemniej jednak, wspólna przeszłość mająca korzenie na kontynencie, zaplątana o postać Otto Kruegera sprawiała, że chociażby dla swojego spokoju Valerie nie mogła odpuścić temu spotkaniu.
Ledwo powstrzymała się przed ułożeniem dłoni na brzuchu w obronnym geście. Franz, Otto, nigdy nie byłam i nigdy nie będę w a s z a, grzmiała w myślach. Bo była madame Sallow, a jeżeli nie, to dalej Valerie Vanity. Nikt i nic nie mogło wtrącić ją ponownie w ten sam koszmar. Pierwsze małżeństwo może niemal złamało jej skrzydła, ale jednocześnie wyostrzyło pazury.
Dlatego też w mgnieniu oka napięte momentalnie mięśnie twarzy rozluźniły się, a ona sama przeprosiła grupę czarownic, z którymi wcześniej rozmawiała, aby wyjść na spotkanie Oyvindowi.
— Oyvind Borgin — odpowiedziała mu na przywitanie odrobinę zaczepnie, przyjmując puchar z rogu reema, w którym znajdował się jakiś płyn. Słaba woń alkoholu zakręciła się w powietrzu, ale nie wydawało się, by koktajl miał w sobie więcej alkoholu niż rozdawane na polanie wino. Nikt nie mógł zresztą jeszcze wiedzieć o jej stanie, dlatego też nie chciała odmawiać tego szczególnego poczęstunku. — Przyznam ci szczerze, że sama nie spodziewałam się cię tutaj spotkać. Czyżby jednak atmosfera święta miłości i płodności dotarła aż na Nokturn? — spytała, przechylając głowę w bok, do swego prawego ramienia. Nie widziała na palcu Oyvinda obrączki, zaś na jej ślub z Corneliusem zjawił się w towarzystwie Deirdre. Z Namiestniczką odbyła jednak na tyle osobistą rozmowę, że doszła już do przekonania, że w sercu madame Mericourt znajduje się wyłącznie miejsce na jednego mężczyznę, Bastiena, którego wspomnienie zdawała się pielęgnować tym mocniej, im więcej czasu minęło od jego śmierci. Oznaczało to nie mniej, ni więcej, że Valerie uznała Oyvinda za samotnego mężczyznę, a tacy zwykli unikać podobnych okazji, nie mając niczego do świętowania.
Ale czyżby coś w przeciągu dwóch miesięcy mogło się zmienić? Jeżeli tak, była zaintrygowana.
— Las zupełnie inaczej odbiera i oddaje dźwięki. Otwarta przestrzeń nie może równać się z akustyką opery, ale tutaj o wiele istotniejsze jest czuciezniżyła głos do szeptu, aby nie przeszkadzać w słuchaniu tradycyjnych dźwięków celtyckiej muzyki. Sama uwielbiała jej brzmienie od pierwszego dnia festiwalu, z radością odkrywając, że dźwięki te szczególnie wpływają na jej wyobraźnię, otwierając kolejną bramę do inspiracji. Nie miała jednakże czasu zasiąść przy pianinie lub piórze i pergaminie, aby przelać swe myśli na papier, nadać im materialną formę. Ale i to wreszcie musiało nastąpić. — Zdziwi cię, jeżeli przyznam, że tradycyjna muzyka celtycka ma swą szczególną magię? To coś zupełnie innego niż Brahms, czy Czajkowski. Ale z muzyką, drogi Oyvindzie, jest jak z kuchnią. Traci ten, który trzyma się wyłącznie tego, co znane, nie poszerzając swej palety — dlatego, choć sama posiadała sporą wiedzę na temat muzyki, uwielbiała ją poszerzać. Opera często sięgała po inspiracje ludowe, nadając im nowy wymiar, tworząc coś zupełnie nowego, innowacyjnego. I tak teraz planowała postępować sama Valerie, gotowa stworzyć coś na pograniczu światów — tego, w którym żyli ich przodkowie i tego, który budowali oni sami, jej teraźniejsi. Muzyka, wszelkie pieśni były idealnym nośnikiem myśli, czy ideałów, a skoro i tak była zaangażowaną politycznie artystką, nie miała nawet powodów do powstrzymywania się przed kolejnym krokiem w tym kierunku.
— Anglia jest moim domem, teraz też domem mojej rodziny — odpowiedziała na jego pytanie, nurzając usta w koktajlu, by samej krawędzi rogu reema. Była ciekawa, cóż takiego przyniósł jej Borgin, nie sądząc nawet, że podobna śmiałość w przyjmowaniu prezentów wpłynęła nieprzyjemnie na jej byłą już podopieczną, pannę Multon. — A gdzie jest lepiej, jak nie w domu? — uśmiechnęła się przy tym rozkosznie, zagarniając kosmyk jasnych włosów za ucho. — Zresztą, powiedz mi, Oyvindzie, jak czarodziej naznaczony emigracją do czarownicy—emigrantki. Dla ciebie też Anglia stała się domem na stałe, czyż nie?

| koktajl numer 9[bylobrzydkobedzieladnie]




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Polana [odnośnik]24.07.23 7:21
Na podniebieniu swoje nuty wygrywał jeszcze lekki posmak wanilii; szybko zamienił się w gorycz, kiedy dotarło do niego, że oto przeszłość w swojej pełnej, kłamliwej krasie, stoi właśnie przed nim. Inna niż sobie zapamiętał, choć w gruncie rzeczy przecież ta sama; powinien wtedy przejrzeć przez te wszystkie kłamstwa i w każdych warunkach pewnie tak właśnie by było, bo oszust zawsze rozpozna oszusta. Wola przeżycia okazała się wtedy jednak silniejsza niż rozsądek, a ułuda wolności i perspektywa powrotu do domu pokryły zgniliznę grubą warstwą lukru.
Nic co robił przez wszystkie te długie miesiące w Indiach nie było doń podobne; wyglądał wtedy inaczej, zachowywał się inaczej i właściwie gdyby tylko potrafił się karmić złudzeniami, może wyparłby to wszystko z pamięci. Wspomnienia zakotwiczyły się jednak głęboko w skórze; uczyniły z niego hybrydę dawnego Cardana i jakiegoś oszusta, który zajął jego miejsce i z powodzeniem udawał, że nic się nie zmieniło. Pojawienie się tutaj Ady - o ile w ogóle tak się nazywała - było jak posypanie głębokich ran solą i okraszenie sokiem z cytryny; gdyby miał do tego wszystkiego tequilę, niechybnie zrobiłby sobie drinka, bo zdecydowanie tego w tej chwili potrzebował. Przez głowę przemaszerowały kawalkady myśli; przez chwilę myślał, że ma zwidy i nie byłoby to nic dziwnego. Skoro śniła mu się nocami, równie dobrze mogła stać się marą również na jawie; narkotyczna atmosfera polany sprzyjała przywidzeniom. Z każdym jej krokiem skierowanym w jego stronę wiedział jednak, że to przykra rzeczywistość, która właśnie zmierza w tym kierunku, miarowo i nieuchronnie.
Może powinien był ją zignorować; zniknąć w tłumie i udawać, że niczego i nikogo nie widział. Zapomnieć o tym, zalać kilkoma kielichami wina i ruszyć w tany z jakąś ładną dziewczyną. Tak byłoby bezpieczniej, łatwiej, być może również zwyczajnie mądrzej. Dotarło do niego jak zaskakująco luksusowo dotąd żył, będąc w swojej głowie jedyną osobą, która była świadkiem swojego zniknięcia i tego, co działo się w jego trakcie. Obecnie stracił ten luksus; terror tego odkrycia nie odmalował się jednak na jego - wciąż wyjątkowo zadowolonej z siebie - twarzy.
Cała sytuacja stała się nagle niezwykle problematyczna; co on właściwie zrobił? Szlamy którą miała wszak być, z pewnością by tu nie wpuszczono, bez względu na to, jak bardzo starano się załagodzić obyczaje kruchym zawieszeniem broni. Kim więc właściwie była?
Nagle irracjonalnie poirytowany, że w ogóle się nad tym zastanawia, z rachitycznym uśmiechem obserwował, jak podchodzi; zupełnie jakby z samych tylko ruchów ciała zamierzał wyczytać, kim właściwie była, bo z pewnością nie tą, za którą się podawała.
Zabawne. Zupełnie jak on sam.
– Cóż za zaskakująca szczerość z Twojej strony – odparł, prychając cichym śmiechem, tylko pozornie łagodzącym wybrzmiały przytyk. Nie łudził się nigdy, że przyjdzie mu zapomnieć o tych nieszczęsnych Indiach, ale mimo to jej obecność drażniła dodatkowo; koszmary wypełzły na jawę, a choć zachowywała się zupełnie inaczej, niż w nocnych marach, nieprzyjemne uczucie oblazło go jak mrówki.
Rzadko przyłapywano go na kłamstwie, dlatego teraz czuł się jak dziecko, które ktoś złapał na kradzieży ciastka przed obiadem. Nie podobało mu się to, mówiąc krótko; sytuacji nie osładzał nawet fakt, że ją również na tym złapał. Miał zbyt wiele do stracenia, czego Ada mogła w jego mniemaniu nie rozumieć, a właśnie dodatkowo sam się podłożył, zamiast iść w zaparte, że właściwie to zupełnie jej nie pamięta. Było za późno na ogranie tej partii taką akurat kartą; zgubiła go jego własna ciekawość, zatem musiał zrobić coś innego. Wyrzucać sobie własną głupotę będzie potem, a uczyni to z pewnością.
– Nie wiem o czym mówisz – podchwycił jej spojrzenie, odsłaniając w czarująco niewinnym uśmiechu równe zęby. W każdych innych warunkach być może nawet pogratulowałby jej cudownego przedstawienia, naprawdę, byłby niemal pod wrażeniem całego tego aktu. Ciągnął go w tej chwili dalej, bo choć mięśnie karku spięły mu się nienaturalnie, nikt nie mógł tego dostrzec. Omal nie wzdrygnął się pod jej dotykiem, ale nie cofnął się; odnotował w pamięci, że chyba powinien dobrze pilnować kieszeni.
– Cudowny występ. Biłbym brawo, ale mam zajęte ręce, Ado – dodał nieco ciszej, wciąż pozornie rozbawiony, skoro już i tak się zbliżyła. Położył melodyjny nacisk na jej imię; słowo, które smakowało goryczą. Słowo, które najpewniej było kolejnym kłamstwem. Właściwie chciało mu się śmiać; ostatni bastion rozsądku chyba właśnie runął, bo oto zdał sobie sprawę, że jego mdlące wyrzuty sumienia związane z tą kobietą były całkowicie niepotrzebne. Poruszył ręką uzbrojoną w kielich z Dagdą, a bordowy trunek zakręcił się niczym wir morski; upił łyk, nie spuszczając wzroku z jej spojrzenia.
– Nie smakuje Ci? – Zapytał, brodą wskazując na trzymany przez nią kielich. – Morrigan pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Poetyckie, czyż nie? – Dodał retorycznie, tocząc wzrokiem po otoczeniu ponad głową Ady. Z zewnątrz to musiało wyglądać na miłą rozmowę dwójki znajomych. Nieco kłamliwych, najwyraźniej, bo przecież miał nazywać się Caius i być czarodziejem półkrwi z Londynu; nie wyglądał już na kogoś takiego.


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Polana [odnośnik]25.07.23 12:11
Wcale nie czułam się rozczarowana. Z każdym kolejnym słowem zanikały pytania pozostające bez odpowiedzi, ścierało się ryzyko towarzyskiego… niedopasowania. Cóż, nie sądziłam, że podtrzymując tę rozmowę, stawiałam na złą kartę. Oczekiwałam więcej, oczekiwałam, że tym razem nie miałam do czynienia z aurą do szpiku kości przewidywalną i miałką. On był inny, on nie karmił się żarłocznie tym, co dawała mieszkańcom festiwalowa pora. On zdawał się wyciągać szyję po więcej, niż chichot rumianego dziewczęcia i deszcz kolorowych kwiatów. Dobrze wiec dla mnie. Półśrodki i brak ambicji zawsze działały odpychająco. Lubiłam rozwiązania totalne lub żadne. Mógł ujrzeć we mnie głód i zaintrygowanie, albo zupełne znużenie – na razie jednak wstrzymywałam się z oczywistością, trzymając własne zainteresowanie na krótkiej smyczy. – Tym lepiej – odparłam soczyście, wcale nie okazując zawodu. Wręcz przeciwnie. Obydwoje z mniej lub bardziej zbliżonych powodów stawiliśmy się tutaj, ale raczej staliśmy z boku niż faktycznie dzieliliśmy letnią radość wraz z czarodziejami. Na sędziwego nie wyglądał, więc może było w nim powagi więcej, niż mogłabym sądzić na pierwszy rzut oka. Ta myśl cieszyła, chętniej kierowała spojrzenia ku niemu, chętniej wyciągała palce po jeszcze jedną magiczną dolewkę. – Przyznam, że trudno mi wyobrazić sobie ciebie w tańcu. Z wiankiem – dodałam po przedłużającej się pauzie, nieco prowokująco. Nie sądziłam, że po moich słowach zdecyduje się przywdziać koronę z kwiatów i powyginać biodra, ale musiałam przyznać, że byłoby to dość kuriozalne widowisko. Następujące chwilę później potwierdzenie, zgasiło część tych miernych fantazji. Skoro nie był… nie da mi tego, czym zalewali nachalnie wszyscy wokół. Co w takim razie mógł dać? Co wycisnąć mogłam dla siebie z tego nieoczekiwanego towarzysza?
- Ach, tak – skwitowałam, lekko kręcąc szkłem ulokowanym w dłoni. Znaczący ton podpowiadał mu, że istotnie wiedziałam, co takiego miał na myśli. Miałam stać się wyłowioną w morzu nijakości rozrywką. Tej, której pożądał, tej, którą wybrał dla siebie właśnie teraz. Promień słońca kąśliwie załaskotał moją twarz, kiedy wznosiłam ją wyzywająco ku niemu. Czaił się na mnie, a ja nie pozostawałam dłużna. Wypowiedź zdawała się odwoływać do tego, co już się dokonało. Był jednak pewien, że… naprawdę ją odnalazł? Nie nawykłam do podawania się komukolwiek na tacy. Prędzej to ja zgarniałam profity dla siebie. Odmawiać sobie również nie lubiłam. Za plecami rechot młodzieży zdawał się nasilać. Muzyka zagłuszała nasze słowa, niemal zachęcając, by do rozmówcy jeszcze bardziej się zbliżyć i zadbać o dozę… intymności. Ponownie upiłam łyk napoju, wierząc, że zdoła on zmyć kwaśny smak tych śmiechów.  Prawdę mówiąc, rozluźniałam się w miarę upływu czasu, a alkohol w tych okolicznościach pozostawał dobrym pomagierem.
- Jeszcze nie zaczęłam łamać ci serca – przyznałam, gasząc niejako żar tych rozpaczliwych szeptów. Wzniesiona głowa, mocna poza i wreszcie oczy wwiercające się nachalnie w każdą jego myśl. Lecz wcale nie po to, by je odsłonić, a być może po to, by zniszczyć, zanim w jego chłopięcej duszy zagra coś, co nie było mu przeznaczone. Zbliżał się, łamał dystans, próbował pochwycić jeszcze więcej mnie. Lecz ja nie byłam należna komukolwiek. Przemilczałam rzucone w ciasną przestrzeń między nami pytanie. Przeczuwałam, że zahaczona długim pazurem duma zacznie się iskrzyć. Dlaczego więc nie spróbować wkraść się jeszcze głębiej? W aurze letniej miłości obraz naszego zbliżenia zdawał się zamazywać. Nie interesowało mnie jednak łakome, pożądliwe otoczenie tłoczące się gdzieś w centrum wydarzeń. Interesował mnie on i świeża energia przemycana w tym bliskim mi ciele. Wonny, męski, majestatyczny. Wymagający. Myślałam przez chwilę, drażniąc go dotykiem palców rozszerzających się z każdym pociągnięciem ręki w dół, po jego ciele, po jego nerwach.
Rozważałam kolejny krok długo, zapewne drażniąc jego myśli. Nie po to, bym potrzebowała dokonać w duchu głębokiej kalkulacji i przewidzieć konsekwencje. Prędzej po to, by oczekiwanie silniej rozbiło pragnienie wybijające się szybciej pod żebrami. Pragnęłam wolności, pragnęłam przyjemności, którą tak chętnie oferował. I z tych emocji absolutnie nikomu nie musiałam się tłumaczyć. W ciasnym korytarzu między naszymi sylwetkami mój palec obrysował elegancki guzik od jego spodni, a potem dłonie zupełnie niezainteresowane opadły. – Nie traćmy zatem czasu – rzuciłam sucho, bez śladu namiętności, która jawnie próbowała się miedzy nami zagnieździć. Obróciłam się i odeszłam, nie pozwalając sobie na żadne tęskne spojrzenie za siebie. Należało znaleźć właściwe miejsce. Wiedziałam, że nieznajomy wiernie podąży za mną. Przecież pragnął zupełnie rozebrać mnie z tej… tajemnicy. Nie mógł jednak wiedzieć, że nagość wcale nie uczyni mnie prawdziwie dostępną. Na to nie zasłużył.


zt x2


Ostatnio zmieniony przez Irina Macnair dnia 20.08.23 21:42, w całości zmieniany 1 raz
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Polana [odnośnik]31.07.23 20:50
Prawda? ― podłapała, umiejętnie kryjąc niepokój wywołany wspomnieniem pod maską lekkiego znudzenia i arogancji. Odwróciła od niego spojrzenie, powiodła nim dalej; gdzieś pomiędzy rozmawiających lordów, gdzieś pomiędzy niewysokie, elegancko przystrzyżone krzewy, w stronę parkietu wabiącego nietuzinkową paletą kolorów i szelestem zwiewnych sukien. ― Szczerość to towar deficytowy, zwłaszcza w naszym przypadku ― dodała, spoglądając na niego spod oka; wciąż z nieugaszoną iskrą niezdrowej ciekawości, wciąż łowiąc każde jego słowo z uwagą i wciąż stąpając ostrożnie pośród mglistych kształtów przywołanej przeszłości i ogromu niewiadomych.
Kim jesteś, Caiusie, i dlaczego mącisz mój spokój?
Gdyby tylko znała jego myśli ― uznałaby za zabawne jak bardzo są zbieżne w niektórych aspektach.
Nie wiesz? ― Przyłożyła dłoń do serca w geście pełnym dramatyzmu, jakby jego słowa ugodziły ją do żywego. ― Przypomnieć ci?... ― Aksamitny pomruk uleciał spomiędzy warg i splótł się z gwarem rozmów, utonął, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Był iluzją, złudzeniem? A może słowa faktycznie padły? Trudno było ocenić; rytm muzyki przyśpieszył, dym zgęstniał, światło komety wyglądającej zza chmury oblało polanę pomarańczowym blaskiem pełnym niepokoju.
Skłoniła się wdzięcznie, niby aktorka wielkiej sceny; należne jej brawa nie wybrzmiały, ale nagrodą pocieszenia była melodia jego głosu, miękki nacisk położony na jej imię. Uśmiechnęła się nieznacznie, niewymuszenie, nim znów złapała spojrzenie błękitnych oczu.
Fakt, że jeszcze nie uciekłeś przed przeszłością jest chyba lepszy niż brawa. ― Przechyliła lekko głowę, pozwoliła jasnemu kosmykowi zasłonić oko. ― Swój do swego ciągnie ― orzekła dość prosto, enigmatycznie i dopiero wtedy odgarnęła kosmyk za ucho, musnęła opuszkami długi, srebrny kolczyk.
Nie przypominał tamtego Caiusa z Indii. Już pomijając jakość szaty i sposób wysławiania ― przybierał nawet inne pozy, wydawało jej się, że są o wiele bardziej władcze, pewne siebie, niż tamtego jegomościa w porcie. Ile tak naprawdę zmyślił? Choć w sumie zdecydowanie ciekawszym sekretem był powód dla którego w ogóle zmyślał. Kim był? Dlaczego ukrył przed nią tyle faktów? Przecież tam, na końcu świata, szanse na ponowne spotkanie były praktycznie zerowe. Ona sama popełniła nieco frywolny błąd i podała mu personalia całkiem prawdziwe, ale czy w tych dziwnych okolicznościach, w obliczu odkrycia całego stosu kłamstw mniejszych i większych ― brał je jeszcze na poważnie?
Czy i jego imię było jedynym prawdziwym elementem układanki? A może również było nic nie warte, nieprawdziwe? Ciekawiło ją to. Ciekawiło ją to ile prawdziwego czarodzieja udało jej się poznać, a ile z tego było tylko grą pozorów, zgrabnym oszustwem uszytym na miarę indyjskiej okazji.
Zmrużyła lekko oczy, zakołysała ponownie kielichem. Imię. Chciałaby poznać jego imię.
Na pytanie nie odpowiedziała od razu, wpierw poświęcając ułamek uwagi wirującej w naczyniu czerwieni, ostatecznie odrzucając paranoiczne obawy dotyczące trucizny. Uniosła kielich i pociągnęła lekki łyk; wino rozlało się na języku przynosząc za sobą cierpki, wytrawny posmak przełamany intensywnym aromatem suszonych jagód.
Całkiem interesujące.
Mam słabość do słodkiego wina, wytrawne pozostawia po sobie zbyt gorzką nutę ― odparła całkiem szczerze, nie widząc powodu by uciekać się do kolejnego kłamstwa i uniosła kielich nieco wyżej, przyjrzała się malunkowi. ― Adekwatne ― stwierdziła ― choć zdaje się, że o wiele bardziej do tematyki święta nawiązuje twój Dagda; obfitość, płodność, czyż nie są to główne motywy Brón Trogain?
Urwała na dłuższy moment, zdawać by się mogło, że odpłynęła gdzieś myślami.
Zagrajmy w grę ― zaproponowała nagle, ożywiając się przy tym wyraźnie. W zielonych oczach mignęła niebezpieczna iskra, przyjęta poza zdawała się niewymuszenie elegancka, ale i pełna przyjemnego napięcia, jakby rola drapieżnika i ofiary została właśnie zdefiniowana.
Miała plan.
Nie miała żadnego planu.
Dwa kłamstwa, jedna prawda. ― Propozycja padła wraz z przyjemnym dla oka uśmiechem. ― Bez ujawnienia, które jest którym.

|zt, idę tutaj


When you're not looking
I'm someone else



Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 06.01.24 23:06, w całości zmieniany 1 raz
Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Polana [odnośnik]22.08.23 9:36
Uśmiechnął się jedynie pod nosem na balansujące na granicy arogancji, retoryczne pytanie. Owszem, szczerość była towarem deficytowym, bardzo zresztą cennym. W jego kręgach niemal niedostępnym; lawirowali bowiem wszyscy w świecie kłamstw i kłamstewek. Piękne słowa, puste gesty malujące piękny obraz na – w gruncie rzeczy – parszywym płótnie kryjącym się pod spodem. Teatralność całego tego przedstawienia zakrawała już na banał, ale oni wciąż brnęli w słodycz pozorów. I jeśli miałby podać choć jeden powód, dla którego miesiące spędzone w Indiach były owocne, byłoby to chociaż chwilowe zanurzenie się w prawdziwej surowości tego świata; tam nikt nie był uprzejmy i nie próbował nic zyskać kłamstwem. Liczyła się jedynie prymitywność siły; potem pojawiła się Ada i wszystko poszło w łeb.
– Naszym? Wzrusza mnie niezmiernie, że jest jakieś my. Tak naprawdę ów my było znacznie więcej, niż chciałby kiedykolwiek przyznać. Uśmiechnął się, trochę tylko ironicznie, wzrokiem tocząc po twarzy Adriany; niby znanej, a jednak całkiem obcej. Od oczu po usta i z powrotem; nie powinien patrzeć w przeszłość, bo przecież nie w tamtym kierunku zmierzał, a jednak właśnie to robił, z pełną świadomością popełnionych grzechów.
Efemeryczne dźwięki muzyki, gwar rozmów i śmiechów wymieszane z wypitym winem sprawiły, że cała sytuacja nabrała charakteru sennej mary. Mógł się nawet zacząć zastanawiać, czy spomiędzy przyciętych skrupulatnie na tę okazję krzewów, nie wychyli się macka krakena; zupełnie jak w każdym z jego koszmarów. Przypomnieć ci? wybrzmiało tak cicho, że nie był pewien, czy właściwie je usłyszał. Przyłapał się na powolnym traceniu kontroli nad sytuacją, więc nie zamierzał nawet dać się porwać pokusie odpowiedzi na tę zaczepkę. Bo przecież pamiętał każde słowo i gest; pamiętał fakturę jej skóry pod swoją ręką, naznaczoną miesiącami bijatyk i wiązania lin. Słodkie obietnice, których nie zamierzał wypełnić, bo przecież nie był już żadnym Caiusem. Wreszcie, pamiętał też co zrobił na sam koniec, gdy duma i honor przegrały bitwę z wolą przeżycia.
Może powinien poczuć się lepiej sam ze sobą; nabrali się nawzajem i jak się okazało, byli raptem dwoma stronami tego samego medalu. Tylko czy czuł się lepiej?
Zadecyduje, gdy wytrzeźwieje.
– Cieszę się, że dostarczyłem ci tej wątpliwej rozrywki – rzucił półtonem, odwracając od niej w końcu wzrok i kierując go gdzieś ponad jej głową. – Najwyraźniej, skoro tu jesteś – dodał jeszcze, nieco ciszej, wracając do Adriany błękitnym spojrzeniem. Na ustach wciąż majaczył nieco ironiczny uśmiech, którego nie zmyło nawet wino z trzymanego przezeń kielicha. Nie, nie uciekł przed przeszłością; trzymał ją kurczowo ze sobą, bo stała się przecież nieodłączną częścią jego tożsamości. Była niechciana; a jednak coś usilnie powstrzymywało go przed tym, by dać jej odejść. Czuł co musi zrobić, by się z tym uporać, ale było jeszcze za wcześnie na walkę z demonami; na miejscu mieli wystarczająco dużo kłopotów.
Tymczasem jeden z nich stał właśnie naprzeciwko niego.
– Zabawne, to zupełnie jak z ludźmi – prychnął cichym śmiechem, pozbawionym wesołości, co kłóciło się z rzekomą, wspomnianą zabawnością. Gorycz, cierpkość, słodycz. Jaki posmak on pozostawił po sobie? Pewnych rzeczy lepiej chyba nie wiedzieć; być może skruszyłoby to jego i tak nadszarpnięte ego.
Ponownie poruszył kielichem; trunek niezbyt mu smakował i gdyby nie grzeczność, prawdopodobnie wzbogaciłby nim glebę lasu. Niestrudzenie ściskał jednak tę nieszczęsną czarę, jakby była ostatnią  rzeczą trzymającą go w ryzach.
– Najwyraźniej mam szczęście. Szkoda, że tylko do wina. Dlatego też choć moja wiara w siebie jest niezachwiana, stawiam na siebie jedynie cudze pieniądze – odparł, błyskając zębami w uśmiechu.  Na wspomnienie gry i on ożywił się nieco, choć miał wrażenie, że igra z ogniem. Nie tak powinien to rozegrać, powinien wszak rozwiązać ten impas raz na zawsze. Czym jednak? Łapówką, kolejnym stekiem bzdur, na które i tak się nie nabierze? Równie dobrze mógł skoczyć do Tamizy z kamieniem u szyi; zbliżył się zatem o pół kroku, balansując zręcznie na granicy przyzwoitości, których nigdy nie przekraczał.
Popełniał błąd; mogli jednak grać w jej grę, ale na jego zasadach.
– Rozumiem, że zadaniem oponenta jest odgadnąć, które jest które? – Dopytał, przeczesując z nagłą swobodą jasne włosy, które i tak były już w nieładzie. Zdążyły trochę odrosnąć  i nabrać dawnego blasku. – Dobrze zatem. Jestem wyśmienitym jeźdźcem, kapitanem, który powrócił z martwych, albo wybitnym alchemikiem – wymienił. Czy mogło jej to coś podpowiedzieć? Wszystko zależało od tego, jak dalece była skłonna połączyć fakty. Właściwie byłaby to również wskazówka dla niego; jej krew z pewnością nie była tak brudna, jak twierdziła, a gdyby skojarzyła jego zaginięcie z tożsamością, znaczyłoby to, że znajduje się niebezpiecznie blisko jego kręgów znajomości. To z kolei byłoby ryzykowne. Sama ta rozmowa była jednak ryzykowna, a brnął w nią niestrudzenie, nie wiedząc po co.
– Twoja kolej.


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Polana [odnośnik]03.09.23 6:47
do Valerie

- Och, broń Merlinie przed tym, nie miało to miejsca - odpowiedział łagodnym, bardziej żartobliwym tonem na słowa Valerie o połączeniu Nokturnu i święta miłości. Kiedy patrzył na to z dzisiejszej perspektywy, był coraz pewniejszy, że również jego żona pasowała nijak do miejsca, w którym żyli. Bardziej do twarzy byłoby jej na dzisiejszym święcie, bliżej natury i sztuki. Bliżej tego, co kochała - a czego było tak niewiele w mieście. Nie pasowała nigdy do samego Londynu. - Ale warto wspierać działania Ministerstwa i docenić to co jest organizowane, prawda? Z pewnością obchody będą jeszcze długo na ustach czarodziejów, warto wiedzieć o czym jest mowa - przyznał, nie ukrywając powodu, dla którego się znalazł w tym miejscu. Nie pasował do niego. Był kimś kto szukał wygód, kto najlepiej odnajdywał się w mieście - im brudniejszym, tym lepiej, a przecież ciężko było podejmować argument z tym, że Londyn był paskudny, choć o wiele bardziej znośny, od kiedy był pozbawiony mugoli i innych niesmacznych osób, mogących czuć do tych robali jakąkolwiek sympatię. Nawet wszędobylskie mewy nie przeszkadzały mu tak jak dawna obecność wszystkich pozbawionych magicznego talentu.
Słuchanie o sztuce było pasją, którą odkrył później w życiu - dopiero w małżeństwie, które miało być szczęśliwe, a które w rzeczywistości było zbudowane na obrzydliwym kłamstwie. A jednak pasję do malarstwa przyjął od swojej żony, pamiętając to w jaki sposób potrafiła opowiadać godzinami na temat tego, co widzieli - choć sam nigdy nie dostrzegał tej głębi i znaczeń, o których ona się rozpowiadała. Nie posiadał również tutaj na polanie tego czucia, o którym opowiadała Valerie. Może brakowało w nim pasji do czystego piękna pochodzącego z natury? Choć potrafił doceniać widoki, które nie były naturalne dla miejskiego krajobrazu. Potrafił...
- Tak, i nie - przyznał, bo choć nie spodziewał się spotkać tutaj Valerie, jednocześnie nie mógł zaprzeczyć, że to miejsce doskonale do niej pasowało jako do śpiewaczki i kogoś, kto kochał muzykę. - Trudno jest mi wyobrazić sobie ciebie tutaj... A jednocześnie nie widzę bardziej odpowiedniego miejsca, w którym można by było cię spotkać. Może niedługo sama zaprezentujesz nam występy na świeżym powietrzu zamiast opery? Z pewnością w mniejszych miasteczkach, szczególnie już po wojnie, czarodzieje docenią podobne pokrzepienie - przyznał, nie będąc samemu pewnym czy wspominając o końcu wojny wyobrażał to sobie bliżej, czy jednak dalej. Stawka, o którą toczyła się walka, w końcu była ważna dla przyszłości czarodziejskiego świata. Pytaniem było jak wiele lat miało minąć zanim wszystko stanie się w końcu faktem dokonanym, i czy będą mogli cieszyć się efektami działań z przestrzeni ostatnich lat. W końcu wojna nie sprzyjała wygodzie, o którą tak dbał i którą cenił sobie Oyvind. To był jeden z niewielu minusów aktualnej sytuacji.
Sam nie był pewny, gdzie dokładnie znajdywał się jego dom. W końcu nie wychowywał się w pełni w Norwegii - ale miał momenty, kiedy tęsknił za górami i chłodnym pięknem kraju, z którego kiedyś jego przodkowie musieli uciekać, bo ktoś nie zrozumiał ich rodzinnej sztuki. Jednocześnie, kiedy znajdywał się w samej Norwegii, tęsknił za angielskimi deszczami i chłodem, łapał się na myśleniu o widoku uciążliwych mew, nawet jeśli nienawidził tego ptactwa, podobnie zresztą do pozostałych zwierząt, choć zdawało się że te ptaki mogły mieć wyjątkowe miejsce wśród nieszczęsnej nienawiści.
- Anglia zawsze była moim domem. Nawet jeśli dom na Nokturnie nie wydaje się być dobrym domem, moje mieszkanie należało kiedyś do mojego dziadka. Był naprawdę niezwykłym czarodziejem. Czasem żałuję, że nie zdołał dożyć naszych dni wojny, i czystości Londynu. Jestem pewny, że byłby szczęśliwy - przyznał, mówiąc spokojnie, jakby warzył wszystkie słowa - jakby wciąż sam się zastanawiał nad tym, gdzie w rzeczywistości był jego dom? Norwegia, za którą tęsknił? Dom jego nieżyjącej żony, w którym przez powiązania między rodzinami, również spędził mnóstwo czasu za dziecka, również uznawał za miejsce, do którego mógł wracać. Mury szkoły, która budziła mieszane uczucia w wielu brytyjskich czarodziejach...
- W samym Durmstrangu również nie czułem się nigdy obcy, nawet jeśli szkolne lata były dla mnie wymagające, nie mogę powiedzieć, abym nie tęsknił za Norwegią, kiedy na czas wakacji wracałem do Anglii - przyznał, przez wszystkie lata nie mogąc się zdecydować, gdzie czuł się lepiej. W domu, w Anglii? Czy w Norwegii, nawet jeśli były to bardziej odwiedziny kraju, z którego wywodziła się jego rodzina?
- Choć z pewnością cieszy, że mogłaś odnaleźć dom w Anglii. Możemy mieć nadzieję, że w przyszłości więcej utalentowanych czarodziejów z odpowiednich rodzin znajdzie tutaj dom.


I den skal Fienderne falde

Dalens sønner i skjiul ei krøb
Oyvind Borgin
Oyvind Borgin
Zawód : Pracownik Borgin and Burkes, specjalista od run nordyckich
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Hide away the proof that I had loved you
Never see the truth, that final breakthrough
OPCM : 7
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 9 +2
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11114-oyvind-borgin#342285 https://www.morsmordre.net/t11189-frode https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11191-skrytka-bankowa-nr-2433#344452 https://www.morsmordre.net/t11190-oyvind-borgin#344451
Re: Polana [odnośnik]18.09.23 20:56
10.08.

Dla Notta ten festiwal mógłby trwać w nieskończoność. Dawno nie było tylu możliwości do spotykania nowych ludzi, zacieśniania nieformalnych relacji z innymi, i... popadania w dekadencję, kiedy ciotka nie patrzyła. A trzeba przyznać, że należała do dam, które oczy mają wszędzie. A może nie "należała do", ale była jednak jedyną w swoim rodzaju i wyjątkową dyktatorką tego, co wypada, a co nie. Nick wychodził z przekonania, że takich kobiet już nie było i trudno będzie znaleźć kiedyś zastępczynię dla jego ciotki. Ktoś jednak będzie musiał dbać o kultywowanie rodzinnych wartości. Gdy zaczęło już się ściemniać pojawił się na polanie zwiedziony nie tylko dźwiękami muzyki, ale i obietnicą dobrego wina. Gdy tylko dojrzał tańczące pary na jego ustach pojawił się uśmieszek, a oczy mu zabłyszczały, gdy tylko dojrzał pierwszą pannę bez towarzysza. Nie byłby sobą, gdyby nie zaczął zagadywać do nieznajomych kusząc je niewymuszonymi komplementami. Bawił się bardzo dobrze i widać było, że jest w swoim żywiole. Zabawianie dam, które aktualnie nie miały partnera do tańca pozwalało na rozpoczynanie rozmowy, która w rzeczywistości była grą. W dodatku jego ulubioną. Ale nie był tutaj dzisiaj w towarzystwie damy i nawet nie planował tego towarzystwa a jakiś sposób sobie zapewniać. Chociaż... Przyglądanie się tańczącym w rytm celtyckiej muzyki kobietom było naprawdę dobrym pomysłem na spędzenie tego wieczoru. Usiadł więc na ławie z brzegu stołu rozglądając się za dziewczynami roznoszącymi wino. Szybko jedna z nich do niego podeszła. Posłał jej czarujący uśmiech i zaczął przyglądać się zdobieniom kielicha.
– [b] Ten, albo ten... a może zdam się na los. Niech Pani mi wybierze [b] – powiedział spoglądając kelnerce w oczy i unosząc jedną brew. Gdy podała mu kielich uśmiechnął się i wyciągnął rękę w jej kierunku, żeby założyć jej za ucho opadający kosmyk włosów. Zamoczył usta w alkoholu nie odwracając wzroku od dziewczyny, która poszła podać wino kolejnemu gościowi festiwalu. Był w tym momencie trochę w swoim świecie.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Polana [odnośnik]18.09.23 20:56
The member 'Nicholas Nott' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 19 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]30.09.23 23:20
10.08

Doby Festiwalu splatały się w jeden ciąg, w mieszankę pracy i zabawy. Cornelius dawno nie spał w namiocie (przynajmniej luksusowym) zamiast w domu, a świąt w poprzednich latach, w Weymouth, nie obchodził z podobnym zaangażowaniem. Udawał, że wciąż się doskonale bawi, ale za dnia wciąż miał oczy dookoła głowy - czuł się odpowiedzialny za organizację Brón Trogain, za nowe tradycje w oczyszczonym Londynie. Dział propagandy zaangażował się w przygotowania do Festiwalu gdy tylko ogłoszono zawieszenie broni i, szczerze mówiąc, nie mieli zbyt wiele czasu. Miesiąc na organizację całego przedsięwzięcia! Wciąż z niepokojem doglądał, czy wszystko wygląda olśniewająco, wciąż uśmiechał się do współpracowników i zagranicznych dygnitarzy (żałując, że nie zna lepiej języków obcych), wciąż notował w notesie albo w głowie pochwały, które wygłosi pod adresem Festiwalu Walczący Mag. Dzisiaj od rana był na wysokich obrotach, najpierw oglądając organizacji sadzenia sadzonek z Ministrem, potem pozując do zdjęć z własną rodziną, a potem niespodziewanie dla samego siebie opiekując się Cordelią Malfoy i spełniając jej zachcianki. Dopiero wieczorem pozwolił sobie na chwilę odpoczynku, próbując zostawić za sobą pracę wraz z zachodem słońca, choć nie do końca się to udawało.
Nie szukał towarzystwa żony, chcąc znaleźć dla siebie chwilę całkowitego wytchnienia - bez uśmiechów do dalszych znajomych, bez tańców. Wystarczyłaby mu chwila samotności wraz z kieliszkiem wina, ale udając się po drinki dostrzegł dawnego znajomego - nawet przyjaciela, choć przyjaźń z arystokratami zawsze była obarczona jakiegoś rodzaju nierównością. Uśmiechnął się, podchodząc do Nicholasa. Jego obecność go nie krępowała i w jego obecności zdoła odpocząć. Rozumieli się, tak jak mogą się rozumieć Nott z propagatorem przyjęć, a zarazem nie rywalizowali na polu zawodowym i znali się zbyt długo, by Cornelius musiał uważać na każde słowo.
-Sir Nott. - wydawał się zamyślony, czy to może piękna kelnerka przykuła jego uwagę? Sallow zlustrował ją wzrokiem, a potem pstryknął palcami na inną i samemu wybrał kieliszek, choć nieco na oślep. -Jak się bawisz na Brón Trogain? - niedawno rozmawiali o organizacji Festiwalu, teraz z nieskrywaną dumą (choć czasem i stresem) mógł doglądać efekty działań Ministerstwa. -Widziałeś już Wiklinowego Maga? - dziś nie miał zamiaru oglądać tej atrakcji po raz kolejny, ale samemu był jej pomysłodawcą - i szczerze ją lubił. -Albo niewiklinowe czarodziejki, przykuwające twoją uwagę? - zażartował, odprowadzając wzrokiem śliczną kelnerkę.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 19 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Polana [odnośnik]08.10.23 13:14
1 sierpnia

Spencer okazał się być jeszcze lepszym źródłem informacji, niż początkowo sądziła. Skurczybyk szybko doszedł do siebie, szpital opuścił o własnych siłach, na mocnych nogach, choć w rys sylwetki wkradł się wcześniej niewidziany ciężar, skutki odniesionych obrażeń. Magomedyk zalecił mu ostatecznie rehabilitację, o czym opowiedział jej nieco skwaszonym tonem, nie do końca zadowolony i wyczekujący powrotu do pełni swoich obowiązków. Na niewesoły humor znajomego zdołała jednak szybko wpłynąć, czarem i uśmiechem odpędzając troski związane ze zdrowiem, a rozmową przy obiecanej kawie pokierowała tak, by udzielił jej kolejnych paru informacji na temat komendanta. Jedną z nich był fakt, że Arnold Montague okazał się być podekscytowany wizją degustacji zagranicznych win, które miały pojawić się na londyńskim Festiwalu. W rozmowie wypłynął również fakt uczestnictwa komendanta w upamiętnieniu poległych; nic oficjalnego, nic specjalnie szumnego. Ale trop był.
Mając do wyboru złapanie czarodzieja na terenie kamienicy w której wynajmował pokój, przy ogniskach lub przy degustacji wina ― zdecydowała się na to ostatnie. Pierwsze warunki były całkiem neutralne i sprzyjające, przy drugich obawiała się, że nastrój spotkania powędruje w zdecydowanie nie ten rejon, który był jej potrzebny. Degustacja win z kolei ― poza samym faktem rozrywkowym ― jawiła się jej jako najlepszy wybór; liczyła na dobry nastrój komendanta, liczyła też i na to, że alkohol nieco go rozluźni, uczyni podatniejszym na jej uśmiechy i subtelną woń perfum.
W okolicach polany pojawiła się późnym wieczorem, kiedy cały festiwal nabrał barw i życia, po uprzednim przemówieniu namiestniczki. Żałowała trochę, że nie zdołała na nie dotrzeć, wysłuchać słów tej jedynej, słusznej strony i ich spojrzenia na Festiwal ― bądź co bądź, londyńskie dzieło, choć urządzone z rozmachem, było jedynie kopią pierwotnego pomysłu. Organizatorzy zapewne znaleźli zgrabne obejście i wyjaśnienie, ale jako osoba posługująca się kłamstwami i wybiegami na co dzień ― była niezwykle ciekawa tego, jakiej narracji użyto i z jakim zaangażowaniem namiestniczka wygłosiła mowę. Udałoby jej się dostrzec w postaci pani Mericourt cień skazy wskazujący na tkane na bieżąco kłamstwo? A może kłamała równie dobrze, jak ona sama?
Odpowiedzi na te pytania musiały jednak zaczekać, bo oświetlona magicznymi światełkami dróżka wiodąca przez zagajnik właśnie się skończyła, wpuszczając ją na polanę skąpaną w srebrnym blasku gwiazd, przełamanym niepokojącym oranżem sączącym się z górującej na niebie komety. Adda poświęciła jej krótkie, przelotne spojrzenie, a zaraz potem przeciągnęła wzrokiem po zebranych czarodziejach i czarownicach. Część z nich oddawała się zabawie, kołysała na środku polany w rytm muzyki; furkotały spódnice, szeleściły modne szaty, błysk zdobnych bransolet i tiar przełamywał półmrok, wabił wzrok. Wokół dostrzegła ludzi pozbijanych w mniejsze lub większe grupki; część z nich dyskutowała wesoło i zawzięcie, część prawiła o sprawach tylko sobie znanych tonem ściszonym i konspiracyjnym. Byli znawcy wina, koneserzy modowych nowości, hodowcy, przedstawiciele socjety, znajomi z Ministerstwa i szeroko pojętego Londynu. Na wstępie skinęła głową paru znajomym i już-już miała do nich podejść, przywitać się i rozeznać w sytuacji, kiedy los wręcz oświetlił jej drogę do samego komendanta. Tłum przerzedł nieco, nastąpiło lekkie przetasowanie w parach wybierających się w tany i wtedy go dostrzegła ― wysoka, smukła sylwetka, nienagannie wyprasowany i schludny mundur, charakterystyczne odznaczenie i równie charakterystyczna, elegancka laska. Akurat skończył z kimś rozmawiać ― towarzyszący mu czarodziej rozmył się w tłumie, nie dostrzegła dokąd odszedł. Liczyło się tylko to, że nadarzyła się okazja, na którą powtórnie przyszłoby jej zapewne nieco poczekać.
Pokonała dzielącą ich odległość miękkim, kocim krokiem, w międzyczasie musnęła palcami upięte włosy, przeciągnęła dłonią po materiale ciemnej, eleganckiej sukienki, jakby chcąc się upewnić, że starannie wypracowany przed lustrem wygląd nie uległ zmianie przez ostatnią godzinę.
Ciekawe, czy już coś wypił. I jeśli tak ― to ile.
Co za niespodzianka ― zagadnęła pogodnie, gdy znalazła się tuż obok. ― Adriana Chernov, być może pamięta pan mojego męża, Igora ― dodała prędko, chcąc naprowadzić komendanta na swój trop porządnej wdowy po oddanym magipolicjancie, lojalnej pracownicy Ministerstwa Magii. Nie wykluczała też jednak możliwości, że przypomniał ją sobie od razu, więc nie narzucała się w tej kwestii dalej. Zamiast tego przywołała jeden ze swoich uśmiechów: miły dla oka, uprzejmy, nienachalny. W zielonym oku mignęła iskra zainteresowania i szczerej sympatii, trudno było jednak orzec jej źródło.
Nie sądziłam, że spotkam pana akurat w tej części Festiwalu. ― Skinęła głową w bok, w stronę pląsających par. ― Tańczy pan? ― Gdzieś z boku mignęła jedna z dziewczyn roznoszących alkohole; na jej tacy dostrzegła parę kunsztownie zdobionych kielichów. Wino. ― Czy może coś innego przyciągnęło uwagę komendanta?
Idealnie odmierzona chwila ciszy, kolejny uśmiech, nieco szerszy i śmielszy niż ten ostatni.
Pozwoli pan, że zajmę chwilę? Zawsze miałam słabość do stróżów prawa, a biorąc pod uwagę sprzyjające, festiwalowe okoliczności, nie mogłam sobie odmówić chwili rozmowy z czarodziejem takiej klasy.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Polana [odnośnik]12.10.23 21:03
Tegoroczny Festiwal można było uznać za wyjątkowy. W końcu pierwszy raz od dłuższego czasu miało miejsce zawieszenie broni i można było zająć się działalnością towarzyską oraz zapewnianiem rozrywki czarodziejom. Nick kręcił się po atrakcjach festiwalu regularnie, w końcu jak na Notta przystało uwielbiał takie imprezy i wśród czarodziejów czuł się jak ryba w wodzie. Słabość do pięknych pań już była jego osobistą cechą, nie zaś przymiotem wyniesionym z domu. Ale nienaganne maniery i umiejętność prowadzenia rozmowy o niczym jak najbardziej pomagały mu w tych drobnych przyjemnościach. Odwrócił wzrok od kelnerek dopiero, kiedy usłyszał znajomy głos. Odruchowo uśmiechnął się wyciągając rękę na powitanie. W Ministerstwie czekałby na to aż Sallow wyciągnie rękę jako pierwszy – od zawsze traktował Rzecznika Ministra Magii jak swojego mentora. Ale tutaj sytuacja była inna. Nie byli na stopie służbowej, więc uważał, że nazwisko daje mu pewne przywileje i wyciągnięcie ręki jako pierwszy nie jest oznaką braku szacunku.
Panie Sallow – odpowiedział na powitanie i w tym momencie idealnie wyuczony uśmiech zmienił się na ten szczery. Naprawdę cieszył się z towarzystwa. Podrywać kelnerki będzie mógł innym razem... albo może za chwilę. Wiedział, że powinien przejmować się reputacją, ale skoro i tak był kobieciarzem, w dodatku samotnym – szkodliwość publicznego podrywania kelnerek wydawała się znikoma. – Jak widać wybornie... – powiedział odwracając wzrok od przyjaciela i znów zerkając na kelnerkę – Wiesz może kto zatrudniał te kelnerki? Ta blondynka wygląda na naprawdę... miłą – upił kolejny łyk wina. Może i Cornelius liczył na bardziej konkretną odpowiedź, ale ewidentnie jego dzisiejszy nastrój prowadził go w jedną stronę. – Jesteś teraz w pracy czy szukasz partnerki do tańca? – zapytał zakładając, że jednak sprowadza go praca. W końcu pewnie przyszedłby z żoną, gdyby był tutaj po to, żeby się pokazać. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że Sallow mógł tu przyjść dla czystej przyjemności. – Tak, pozwoliłem sobie towarzyszyć Twojej żonie przy Wiklinowym Magu. Chyba nie była tak silnie przekonana jak ja, że ofiary z Prewettów byłyby bardziej odpowiednie dla bogów – uśmiechnął się zadowolony z własnego żartu. Pomysł palenia Prewettów wydawał mu się naprawdę godnym rozważenia. – Ale niewiklinowymi czarodziejkami jeszcze nie nacieszyłem oczu – odpowiedział znów zerkając na blondynkę i upijając łyk wina. – Ale dobre wino smakuje lepiej w dobrym towarzystwie – odwrócił się znów do przyjaciela dając mu znak, że jak najbardziej nie przeszkadza. – A rzeczywiście ktoś się postarał nie tylko przy wyborze kelnerek
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Polana [odnośnik]13.10.23 23:54
dla Adriany

Komendanta magicznej policji wypatrzeć było nietrudno – bo chociaż parne powietrze zmusiło go do zrezygnowania z przywdziania pełnego munduru, to oficjalnym strojem wciąż odbiegał od większości bawiących się na polanie czarodziejów. Jasną, uszytą na miarę koszulę włożoną miał w spodnie z ciemnego materiału, przy mankietach błyszczały srebrne przypinki z symbolem magicznej policji, a na piersi migotała wypolerowana starannie odznaka – zbierając światło z płonących niedaleko ognisk. W dłoni dzierżył czarną laskę, nie podpierał się jednak o nią; stał wyprostowany, tłumacząc coś swojemu rozmówcy, nim ten nie skinął głową w jego kierunku, żegnając się – i znikając w tłumie na chwilę przed tym, jak w zasięgu słuchu Arnolda Montague znalazła się Adriana.

Spoglądając na profil komendanta, niemal od razu mogłaś dostrzec, że wyglądał na zrelaksowanego; ostre zazwyczaj rysy twarzy miał rozluźnione, a jasne tęczówki przemykały po okolicy bez zwyczajowej czujności, choć wciąż było w nich coś przenikliwego. Był gładko ogolony, a upstrzone siwiejącymi pasmami włosy miał starannie zaczesane do tyłu. Nie wyglądał na pijanego ani wstawionego; trzymał się pewnie, a kiedy się odezwałaś, od razu zwrócił się w twoją stronę – choć początkowo w jego spojrzeniu próżno było szukać zrozumienia. Nie sprawiał też jednak wrażenia zagubionego, przesunął wzrokiem po twojej twarzy spokojnie, brwi ściągnęły się na moment do środka – ale zawieszone w przestrzeni nazwisko musiało połączyć się z właściwym wspomnieniem. Lewy kącik ust mężczyzny drgnął lekko. – Ach tak, oczywiście – odezwał się, przenosząc na ciebie pełnię uwagi. Skłonił uprzejmie głowę. – Pamiętam Igora. Wielka strata, mógł zajść daleko – stwierdził. Trudno ci było ocenić, czy naprawdę tak uważał – czy były to słowa, które kierował do każdej wdowy po funkcjonariuszu magicznej policji. Zmrużył nieznacznie oczy; przez moment wydawało się, że próbuje sobie coś przypomnieć. – Pracuje pani pod Bletchleyem? – zapytał, przywołując nazwisko szefa Wiedźmiej Straży. Jego ton brzmiał kurtuazyjnie, w głosie pobrzmiewała ciekawość; w spojrzeniu błysnęło jednak coś nieodgadnionego.
Zapytany o taniec, uśmiechnął się; uśmiech wyglądał na szczery. – Och, nie – zaprzeczył, kręcąc głową. – Uwielbiam taniec tak długo, jak długo mogę oglądać go z oddali – przyznał, zerkając w stronę wirujących na trawie par. – W przeciwieństwie do moich córek – dodał; podążając za jego wzrokiem, mogłaś dostrzec dwie młode, kilkunastoletnie dziewczęta o jasnych jak słoma włosach, które – trzymając się pod ramię – kręciły się wesoło dookoła w rytm celtyckiej muzyki. – Oczywiście – przystał na twoją prośbę od razu, odrywając wzrok od dziewczynek; jeśli komplement mile połechtał jego ego, nie dał tego po sobie poznać. – Pod warunkiem, że zachowa pani mój sekret w tajemnicy – dodał konspiracyjnie, nachylając się trochę w twoim kierunku. Wyciągnął dłoń, przywołując do was dziewczę niosące drewnianą tacę, na której spoczywało co najmniej kilka rzeźbionych kielichów. – Słyszałem, że mają tu wspaniałe wina. Skusi się pani? – zapytał. Ubrana w jasną sukienkę dziewczyna zatrzymała się przed wami, przesuwając pytające spojrzenie pomiędzy tobą, a Arnoldem Montague; wyglądało jednak na to, że komendant pozostawił wybór trunku tobie.

Adriano, jeśli zdecydujesz się na sięgnięcie po wino, rzucasz kością k10.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 19 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]16.10.23 18:56
Nawet jeśli była to tylko kurtuazyjna uwaga bez tła ― ucieszyła ją. Nie widocznie, na jej wargach wciąż gościł ten sam uśmiech uderzający w uprzejmy ton, w oczach tliło się zainteresowanie, ale w głębi ducha cieszyło ją to, że istnieje szansa na niepamięć. Że jego osiągnięcia, którymi tak bardzo lubił się przechwalać w domu i przed rodziną, mogą zostać zamiecione pod dywan lub w istocie okażą się nie aż tak znaczące, tym samym gwarantując Igorowi zapomnienie. Doskonale wiedziała, że to ubodłoby go do żywego, a ona chciała ― tak bardzo chciała ― zranić go nawet po śmierci. Odegrać się. Odegrać się za wszystko do czego się przyczynił.
To jednak był temat poboczny; ukłucie złośliwej radości było szybkie i równie szybko rozmyło się między kolejnymi myślami.
Uśmiech delikatnie się poszerzył, Adda skinęła głową.
W rzeczy samej ― odparła swobodnie, w pierwszym odruchu pochopnie sądząc, że będą teraz grali w uprzejmości, ale nie. W jasnych oczach komendanta coś mignęło; zbyt szybko by móc to zinterpretować, na tyle zauważalnie, by się tym zainteresować. ― Czyżby dotarły do pana jakieś pochlebstwa na mój temat? ― spytała, uderzając w rozbawiony, lekki ton półżartu.
Przesunęła spojrzeniem w stronę tańczących dziewcząt o sekundę za późno by móc nazwać to przypadkiem i o sekundę za wcześnie, by uznać to za nietakt.
W takim razie w tej materii zdecydowanie bliżej mi do nich ― odparła z rozmarzonym westchnieniem i przewróciła zabawnie oczami, jak ktoś, kto stoi na pograniczu dwóch światów; tego będącego domem młodych dusz, jak i tego w którym goszczą te dostojnie dojrzałe. ― Do uwielbienia tańca tak z pozycji obserwatora, jak i czynnej uczestniczki.
Jeszcze moment śledziła ruchy dziewczyn wzrokiem, odnajdując w tym obrazku coś rozkosznie beztroskiego i niewinnego, rozlewającego się ciepłem po ciele. Miło było na nie popatrzeć, tak po prostu.
Natychmiast wróciła wzrokiem do komendanta, gdy ten napomknął o sekretach. Jej uśmiech momentalnie nabrał charakterystycznych, drapieżnych nut, iskra zainteresowania wróciła na swoje miejsce, na nowo wyzłacając zielone oczy.
Pański sekret będzie ze mną bezpieczny ― odparła; cień niewypowiedzianej sugestii dotyczącej dowolnej ilości sekretów przemknął po jej wargach, jakby przeznaczony tylko dla nieznacznie pochylonego w jej stronę komendanta, i zaraz rozmył się w ogólnej uprzejmości.
Obiło mi się o uszy, że importowane? ― zagadnęła niezobowiązująco. ― I tak, bardzo chętnie ― dodała, sięgając po pierwszy kielich, który przykuł jej uwagę. Nie analizowała zbytnio zdobień, nie zastanawiała się nad zawartością; chciała poczuć zaskoczenie. ― Choć muszę przyznać, że o winach wiem raczej niewiele… ― uniosła kielich nieco wyżej i subtelnie zaciągnęła się zapachem, usiłując nazwać woń wybijającą się ponad taflę cierpkości ― …czy dobrze wyczuwam tutaj owocową nutę? ― Zerknęła w stronę tacy, szukajac spojrzeniem tego samego zdobienia, by zaproponować komendantowi dołączenie do degustacji, choć po prawdzie była skłonna nawet się z nim podzielić swoją ― dość tymczasową ― własnością pełną tajemniczego trunku.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913

Strona 19 z 22 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20, 21, 22  Next

Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach