Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]03.05.15 1:58
First topic message reminder :

Pokój dzienny

W centralnej części salonu znajdują się miękkie, obite aksamitem kanapy, fotele oraz krzesła, w większości przyozdobione narzutami wykonanymi z futer białych lisów oraz eleganckimi poduszeczkami haftowanymi we francuskie wzory. Salon połączony jest z niewielką biblioteczką, piętrzące się regały zawierają perły światowej literatury, z naciskiem na poezję, jak również wiele ksiąg z zakresu różnych sztuk magicznych, od uroków, przez transmutację, na traktatach alchemicznych skończywszy. Pośród nich na półkach znajduje się wiele pamiątek po przodkach, w tym popiersie Alarica Rosiera, wyjątkowo uzdolnionego czarnoksiężnika. Nad kominkiem, w którym poza cieplejszymi dniami nieustannie żarzy się ogień, wisi portret pięknej hrabiny Mahaut, protoplastki rodu oraz trucicielki francuskich królów. Za dnia pokój rozświetla obszerne okno, delikatnie przysłonięte ciężkimi kotarami, barwy krwistego szkarłatu, zza których tańczą eteryczne białe firanki, a nocą - rozłożysty kryształowy żyrandol o zdobieniach w kształcie róż. Pokój jest jasny, przestronny, najwięcej światła wpuszczają dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do różanych ogrodów. Jasną posadzkę zdobią obszerne donice z roślinami dekoracyjnymi, a kremowe ściany wymalowano w zdobienia francuskiej korony.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój dzienny [odnośnik]29.09.17 21:32
Doceniał ten wyjątek - Elisabeth była powściągliwa w wyrażaniu sądów i emocji, powściągliwa w wyrazach, które on rozpatrywał zawsze w kategoriach grzecznościowej konieczności. Ich sens nie miał większego znaczenia, kurtuazją i obowiązkiem było tak składać wyrazy żalu w jednych sytuacjach, w innych - radości - jak je przyjmować. Elisabeth wyłamywała się z ram arystokratycznych obowiązków nie tylko politycznymi dążeniami ale również tym, że zdawała się tę kurtuazję rozumieć i całkiem słusznie potępiać. W szlacheckich kręgach Tristan nie znał zbyt wielu ludzi, którzy mieli zwyczaj mówić to, co faktycznie myśleli - i sam bynajmniej do nich nie narzekał, bez trudu odnajdując się w odwiecznej salonowej grze fałszu i ułudy. Nawet ją lubił. Dlatego - uprzejmie skinął głową, tak, znał odpowiedź na to pytanie - ale chciał ją usłyszeć z jej ust. Zdane na temat ministerstwa od zawsze miał takie samo, tęskniąc za historycznym okresem, w którym to arystokracja dzierżyła berło, nie prosty lud wybierany w śmiesznych wyborach. Traktował to jako czasową farsę, żart, który zakończy się w momencie, w którym czarodzieje wreszcie otworzą oczy. Nie rozumiał potrzeby Elisabeth do odnajdywania swojej ścieżki kariery w politycznym bagnie, ale poniekąd imponowały mu jej samodzielne aspiracje. Była silną i mądrą kobietą, a takie w jego oczach lśniły najjaskrawszym blaskiem.
- Co masz na myśli? - Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się wprost jej ciemnym tęczówkom; ministerialne przemeblowania były mu całkowicie obce, oczywiście, orientował się w świecie, wiedział, że departament, w którym pracowała miał zostać usunięty - i wiedział też, że aktualnie wrócił na swoje miejsce, nie spodziewał się porzucenia przez niej długo pielęgnowanej - i wywalczanej - pasji. I, właściwie, jego pytanie mogło odnosić się do obydwóch kwestii, jeśli nie burza, to sprowadzały ją kwestie znacznie istotniejsze, takie, odnośnie których informacjami nie chciał ani nawet nie mógł szafować bezmyślnie. Jej słowa jedynie potwierdziły jego obawy, brak zaskoczenia na jego twarzy mógł być wystarczająco znamienny; jego bystra kuzynka się nie myliła. W istocie cenił sobie wiedzę, o znakach: wiedział zadziwiająco wiele. Poczuł, że swędzi go lewe przedramię, na którego skórze, pod płachtą eleganckiej szaty, skrywał się tajemniczy tatuaż. Upił łyk wina, być mniej z chęci, być może bardziej -  z zamiaru przeciągnięcia własnej odpowiedzi, kiedy między nimi zastygła już cisza przecinana jedynie coraz silniejszymi uderzeniami gradu w dworskie okna.
- Wąż wysuwający się spomiędzy szczęk szmaragdowej czaszki - uzupełnił jej wypowiedź, nie pozostawało wątpliwościom, że miała na myśli Mroczny Znak. Morsmordre. Jego spojrzenie nabierało intensywności, kiedy usilnie zastanawiał się, w którym właściwie kierunku powinien pchnąć tę rozmowę. - Widzisz, Elisabeth, świat coraz mocniej zapomina o tradycji, z której się narodził. Zalewany jest szlamem, z którego... coraz trudniej jest się otrząsnąć. - Mugole. Coraz więcej mugoli, każdy to widział - ona też, z pewnością. - Nasz świat wymaga... oczyszczenia - z brudu, nieczystości, niemagiczności. - Znak pojawia się nad miejscami, które są tego manifestem, z pewnością zdołałaś to zauważyć. - Przyglądał się jej twarzy z zastanowieniem, była zbyt mądra i zbyt spostrzegawcza, by tego nie wiedzieć. - Istnieją ludzie, którzy wierzą, że to odległe marzenie można przeobrazić w realny czyn i wyplewić zło, na nowo stawiając fundamenty świata, na który przyjdą nasze dzieci. Czystego, świeżego i wolnego od mugolskiej zarazy. - Obrócił w dłoni kielich z winem, wciąż w cichym zamyśleniu. - Ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, Elisabeth. Nie obawiasz się tym interesować? - Kuzynka zaskakiwała go swoją stanowczością nie pierwszy raz, ale teraz jej zainteresowanie budziło znacznie poważniejszą konsternację.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Pokój dzienny [odnośnik]26.11.17 17:41
Upiła łyk wina, by nieco odciągnąć w czasie moment odpowiedzi. Wahała się. Nie do końca była pewna tego, czy rzeczywiście chciała się z nim podzielić swoimi zamiarami. I nie było w tym ani odrobiny nieufności. Nie. Wątpliwości spowodowane były faktem, iż do tej pory nikomu nie zwierzyła się ze swoich zamiarów związanych z odejściem z Ministerstwa. Wolała postawić wszystkich przed faktem dokonanym dla swojego własnego komfortu i swego rodzaju spokoju ducha. Teraz jednak czuła, że pomimo wszystko powinna zdobyć się na ten wyjątek, głównie przez wzgląd na własne cele, które przyprowadziły ją do Château Rose.
- Jedynie to, iż nie zamierzam dłużej pracować w Ministerstwie - odpowiedziała w końcu, a przez jej wypowiedź przebijało zdecydowanie. Wielokrotnie analizowała sprawę opuszczenia Ministerstwa by być pewną, iż nie jest kierowana wyłącznie swoją dumą. Była już wystarczająco pewna swojej decyzji, by nie widzieć od niej odwrotu. Już dawno straciła szacunek do instytucji rządzącej ich światem i nie miała zamiaru dłużej być jej częścią. Pozostawała jedynie kwestia alternatywnego zajęcia, bowiem jednego była pewna - nie lubiła bezczynności. Musiała mieć stałe zajęcie, lecz i tą kwestię powoli rozwiązywała. Nie był to jednak czas odpowiedni na myślenie o sprawach zawodowych, toteż skupiła swoją uwagę na kuzynie, cierpliwie czekając na odpowiedź. Już pierwsze jego słowa nieznacznie uniosły prawy kącik jej ust. Wiedziała, iż trafiła w dobre miejsce. Ani przez chwilę w to nie wątpiła. Chłonęła z uwagą jego słowa, czując jak jej serce zaczyna szybciej bić. Wszystkie stwierdzenia, które przed nią stawiał, były jej tak bliskie. Musiał o tym wiedzieć. Znał jej poglądy.
Gdy skończył pozwoliła by w pomieszczeniu zapanowała chwila ciszy. Podczas jej trwania nie zastanawiała się jednak nad odpowiedzią, bo już od początku wiedziała co powinna powiedzieć. Potrzebowała jednak chwili, by móc nieco uspokoić nagłe emocje, które nią zawładnęły. Poruszony przez niego temat był bardzo bliski, a kwestia szlamu rozprzestrzeniającego się po całym świecie wywoływał u niej silną pasję. Musiała zachować spokój, choć już pierwsze jej słowa zdradzały nienawiść, którą obudziło wspomnienie mugoli.
- Nie straszne mi piekło jeśli istnieje możliwość wyplewienia zarazy jaką są mugole i szlamy - odpowiedziała pewnie z powagą w głosie. - Może proszę o zbyt wiele, ale jeśli jest możliwość pozbycia się z tego świata brudnej krwi, to powiedz mi o tym.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Pokój dzienny [odnośnik]04.12.17 14:28
Jej zdecydowanie nie powinno go właściwie dziwić, Elisabeth więcej niż raz udowodniła, że doskonale wie, czego chce od życia. Nie inaczej było i tym razem - nie dostrzegł w jej oczach najmniejszego zawahania - po ostatnich potknięciach Ministerstwa jej decyzja nie wydawała się zresztą niczym dziwnym. Politycy wykazali się jedynie nieudolnością i pozwolili doprowadzić do tego, co działo się w tym momencie - i co nie było niczym odpowiednim. Tak naprawdę pochwalał tę decyzję - nie sądził jednak, żeby Elisabeth jego ocena w szczególny sposób interesowała, potrafiła przecież sama decydować.
- I co dalej? - Nie mógł jej jednak odmówić talentu, drygu do odnajdywania się w politycznych intrygach, prezencji, która pomagała zjednywać jej sobie ludzi. Znali się, kiedy dopiero marzyła o ministerialnej posadzie, zmiana tej decyzji musiała ją mimo wszystko wiele kosztować - i ciekaw był jej dalszej drogi. Nie to było jednak sednem sprawy, z którą się u niego zjawiła - obserwował entuzjazm, coraz wyraźniej odznaczający się na jej twarzy, emocje, które błysnęły w ciemnych oczach. Elisabeth od zawsze była nie tylko zdecydowana ale i - może przede wszystkim - bardzo ambitna. Cenił u niej te cechy, nawet jeśli czasem podchodził do nich nieco lekceważąco przez wzgląd na jej słabszą płeć. U boku Czarnego Pana stawało jednak coraz więcej kobiet - silnych jak siedząca przed nim lady Parkinson. Czy mógł mieć jednak pewność, czy sobie poradzi? Zapewniała go, że piekło nie było jej straszne: czy wystarczająco skutecznie, by to on wziął za to odpowiedzialność? Odpowiedzialność lężącą wszak po obu stronach  - Czarny Pan miał być zadowolony, a jej rodzina - spokojna. Powaga drżąca w jej głosie i przebijająca się przez głoski pasja podpowiadały, że dziewczyna sobie poradzi.
- Jeśli w to wejdziesz, nie będzie już odwrotu - zastrzegł, patrząc jej prosto w oczy - to nie była zabawa, to nie była posada w Ministerstwie, to była wojna. A na wojnie zdrajców i dezerterów karze się okrutnie. Elisabeth była dość mądra, żeby to rozumieć, Tristan o tym wiedział - ale jednocześnie jego obowiązkiem było ją przed tym przestrzec. - Powinnaś to przemyśleć - stwierdził, wspierając się na oparciu siedziska. Jego wzrok mógł się wydać przez moment nieobecny, kiedy rozważał za i przeciw zwieńczenia tej sytuacji pomyślnie dla kuzynki. Nie bał się o jej poglądy ani zasady, wywodziła się z pradawnych rodów, które jasno popierała. Ale wciąż - była jego młodszą kuzynką, której nie chciał przeobrażać w żołnierza. - Kiedy już to zrobisz - podjął więc po krótkiej chwili ciszy, ponownie unosząc ku niej spojrzenie - wyślij list do Deirdre Tsagairt - jego kochanka była bez wątpienia najsilniejszą kobietą pośród rycerzy walpurgii; jeśli ktoś miał prawo oceniać przydatność Elisabeth, to właśnie ona wydawała się do tego najodpowiedniejsza. - Twoja sowa ją znajdzie. Powiedz jej, że to ja cię przysłałem. - Więcej wiedzieć nie musi, nie zrobi tego, jeśli będzie miała wątpliwości - wiedząc wszak, że to również sprawdzian dla niej.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Pokój dzienny [odnośnik]29.12.17 16:54
Oprócz dużego zainteresowania polityką, Elisabeth od zawsze przejawiała ogromną dozę sympatii względem historii. Kobieta wychodziła z założenia, iż z przeszłości można się wiele nauczyć, toteż już od najmłodszych lat z przyjemnością pochłaniała kolejne treści traktujące o jej przodkach i ważnych wydarzeniach, mających ogromny wpływ na teraźniejszość. W dalszym ciągu odnajdywała przyjemność w poznawaniu nowych informacji na temat czasów, które już minęły. Nic dziwnego zatem, iż brała tą pasję pod uwagę przy wyborze nowego zawodu. Do tego dochodziła jej znajomość języków, co mogłoby skutkować naprawdę ciekawym zajęciem. W dalszym ciągu nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji.
- Zajmę się czymś nowym - odpowiedziała, delikatnie wzruszając ramionami. - Nie jestem jednak w stanie powiedzieć Ci, czym konkretnie. W dalszym ciągu nieco się waham.
Podobne stwierdzenia dziwnie brzmiały w jej ustach, choć z drugiej strony nie powinno być nic dziwnego w tym, iż chce być pewna swoich decyzji. Po wielkim zawodzie jakim była praca w Ministerstwie, chciała sobie darować podobnych przykrości. Po dłuższym zastanowieniu nie mogła jednak powiedzieć, że żałuje pracy w Ministerstwie. To doświadczenie jednak wiele ją nauczyło i ukształtowało jej pogląd na samą instytucję. Na dodatek udowodniła, że daleko jej do cichej, haftującej przy kominku szlachcianki. Miała swoje ambicje, a słuchając słów kuzyna miała wrażenie, iż jest blisko spełnienia jednej z nich. Jedyne co nie podobało jej się, to wrażenie jakie sprawiał jej rozmówca - jakby się wahał, jakby nie był pewny, czy powinien sprawić, że stanie się częścią tak ważnej sprawy. A przecież chyba nie raz jasno dawała mu do zrozumienia, iż jest gotowa wiele zrobić dla oczyszczenia świata. Nie potrafiła zatem zrozumieć tego wahania, a jednak postanowiła to przemilczeć. Wolała zachować spokój, bowiem nagły wyraz oburzenia mógłby stać się punktem przeciw zdradzeniu jej tajemnicy.
Nagle przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu pomieszany z zaskoczeniem, gdy z ust kuzyna padło tak dobrze znane jej nazwisko. Nie spodziewała się je jeszcze usłyszeć, a przynajmniej nie przy takiej okazji.
- Tak zrobię Tristanie - odpowiedziała w końcu, posyłając mu uśmiech. - Dziękuję Ci.
W ostatnich dwóch słowach nie było ani odrobiny wymuszenia, były wyrazem szczerej wdzięczności. Może nie dowiedziała się aż tyle, ile by sobie tego życzyła, lecz i tak potrafiła docenić ofiarowaną jej wiedzę. Zwłaszcza, że ta wydawała się być zapowiedzią nowego etapu w jej życiu, który mógłby przynieść o wiele więcej, niż kilkuletni staż w Ministerstwie.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Pokój dzienny [odnośnik]25.01.18 1:13
Skinął głową, Elisabeth wciąż była młoda, a rodowy majątek - podobnie jak wymagania rodziny - bynajmniej nie ponaglały jej do odnalezienia dla siebie nowej profesji, pełnienie posługi za pieniądze, czy to dla innych czarodziejów, czy dla szeroko rozumianego społeczeństwa pod postacią pracy w Ministerstwie Magii, było dla niego zjawiskiem nie tyle obcym, co niezrozumiałym. Fakt, że lady Parkinson była kobietą, nie miał w tym tak naprawdę nic do rzeczy: ujmą dla stanu szlacheckiego było służyć innym. Miał nadzieję, że - gdziekolwiek Elisabeth skieruje swoje kroki - tym razem przysłuży się jedynie sobie - lub swojemu nazwisku. Ministerstwo było tworem równie żałosnym, co bezprawnym i nieporadnym; nigdy nie uznawał jego kompetencji, od zawsze wierząc w sprawiedliwy podział władzy inspirowany jedynie wagą nazwiska: z których ostało się dwadzieścia siedem wyjątkowych, w tym oni dwoje. Uniósł lekko brew, zaciekawiony wahaniem, ale znał Elisabeth dość dobrze, by zrozumieć, że jej milczenie było ostateczne -i że nie przekona jej do głębszych wyznań. Nie chciała ich - szanował to.
- Nie zapomnij przesłać mi wiadomości, kiedy nabierzesz już pewności - odparł jedynie, z wciąż lekko uniesionym kącikiem ust. Co do istoty sprawy, ugrupowania zrzeszających ludzi nazywanych Rycerzami Walpurgii, nie miał wciąż pewności; w Elisabeth tliło się wiele chęci, ale Tristan nie wiedział wiele o jej umiejętnościach. I nie zamierzał ich oceniać, z premedytacją zostawiając to zadanie Deirdre, to ona przetarła kobietom szlaki ku łaskom Czarnego Pana, to ona mogła dostrzec jej potencjał. Tristan zwykł lekceważyć płeć piękną w wielu kwestiach - a nie zamierzał potraktować kuzynki niesprawiedliwie. Gdyby jego matka nie wyparła się rodu Crouch przed paroma miesiącami, być może poczułby wyrzuty sumienia, że naraża ją na niebezpieczeństwo. Ale Rosierów i Crouchów na skutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń nie łączyło już nic. Ale Deirdre go nie zawiedzie: dobrze sprawdzi, czy Elisabeth naprawdę zasługuje na łaski ich pana. Bałaby się zawieść podwójnie. Nagły uśmiech, który objawił się na twarzy kuzynki, pozostał dla niego enigmą, edukacja poza granicami kraju sprawiała, że często zapominał, jak wąska była sieć powiązań pomiędzy czarodziejami - były przecież rówieśniczkami. Nie skojarzył, że może łączyć je również praca, w tamtych latach nie znał Deirdre. Na dłużej zatrzymał spojrzenie na jej twarzy - zastanawiając się, czy aby na pewno wiedziała, za co mu dziękowała. Czas pokaże. A póki co: czas nadszedł.
Dostrzegłszy, że kuzynka gotuje się do wyjścia, wstał, zgodnie z dobrą manierą odprowadzając ją do kominka; uprzednio kurtuazyjnie pomagając przywdziać jej płaszcz.
- Uważaj na siebie, Elisabeth - poprosił na pożegnanie, bez krztyny rozbawienia; martwił się o nią. - I przemyśl swoją decyzję na zimno, pochopność przyjacielem złego.

/zt x2 :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Pokój dzienny [odnośnik]10.10.18 20:08
20 lipca?

Milczące duchy towarzyszyły mu od wielu dni. Spoglądały mu na ręce przez jego ramię, głaskały go po włosach, szeptały do ucha rzeczy tak okropne, że nawet on nie chciał ich słuchać. Choć nie mógł ich poczuć, był przekonany, że mają zimne dłonie, lepkie macki, które kleją mu się do skóry, wysysają z niego energię razem z potem, który gromadził się na karku i skroniach. Nie posiadające własnego ciała pijawki, demony wyrwane gdzieś z jego wnętrza, echo wspomnień zlepionych na kształt nieistniejących postaci, złożone z chwil i momentów, które chciał zakopać głęboko w podświadomości. Gdy zasypiał, dręczyły go koszmary — bezwzględne, potworne. Budził się jeszcze bardziej zmęczony, odurzony lękiem, który nie miał racjonalnego uzasadnienia, bzdurnymi wyobrażeniami, które krążyły wokół Azkabanu i czasu — niezbyt długiego — który tam spędził. Zdawało mu się, że każdy dzień i każda chwila krążą wokół kościstych szponów dementorów, które jak cienie kroczyły za nim każdego dnia we własnych myślach.
Na prośbę Fantine nie odkładał tej wizyty zbyt długo. Pozbierał się szybko, ale pomimo nienagannej postawy i płynnego kroku, równie szybko zapadał się w sobie, tracił wewnętrzną siłę. Chorowicie blada skóra czyniła oczy jeszcze jaśniejszymi, a twarz wydawała się bardziej zapadnięta, oparta na wystających kościach. Tylko włosy — gładko ułożone na bok, schludny ciemny strój i tak samo brzmiący, silny głos zachowywały pozory dobrej formy. Skrzatka, która otworzyła mu drzwi zmierzyła go wzrokiem w milczeniu, lecz bez zbędnego komentarza, jak na dobrego skrzata przystało, zniknęła, aby poinformować panią o wizycie gościa. A gość rozgościł się, dobrze znając drogę, którą miał przebyć do pomieszczenia, w którym mogła przyjąć przyjaciela. Wolnym krokiem ruszył w stronę pokoju dziennego. Z rękami założonymi na plecach powoli kroczył przed siebie, wsłuchując się w ciche odgłosy różanego dworu.
Nie usłyszał jej kroków. Stąpała cicho, jak baletnica, kiedy przeglądał na grzbietach wykaligrafowane tytuły tomów, które znał. Biblioteka była okazała, ale to nie wszystkie zbiory jakie można było znaleźć w Chateau Rose. Sięgnął po jedną z ksiąg, w której zaraz po otwarciu natrafił na traktat historyczny. Zmarszczył brwi, bo jej tytuł był znajomy. Bardzo dobrze znajomy. Palcami dotknął starego pergaminu. Lubił jego zapach, fakturę pod palcami. Litery zostały nakreślone z niebywałą precyzją, a on niemalże wyczuwał woń atramentu wsiąkającego w papier, choć była to bardzo stara księga. Tak pachniała nauka i dyscyplina, jaką pamiętał z dzieciństwa. Wychowanie według Rosiera. Właśnie z tym zapachem mu się kojarzyło — i piekącym bólem dłoni od kija.
— Fantine — odwrócił się w jej kierunku gwałtownie, zdawszy sobie sprawę z jej obecności. Zatrzasnął w dłoni księgę i odłożył ja na miejsce, aby podejść do dziewczyny. — Dobrze wyglądasz. Lato ci służy — przyznał, oglądając ją uważnie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój dzienny - Page 4 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój dzienny [odnośnik]21.10.18 14:56
Przybył pan Ramsey Mulciber, czeka na panienkę w pokoju dziennym, milady. Ciche, pokorne słowa Prymulki, którym towarzyszył głęboki ukłon, wyrwał Fantine z zamyślenia. Zaledwie kilka godzin wcześnie wróciła z rezerwatu, zmęczona i śpiąca; nie zamierzała jednak położyć się wcześniej. Oczekiwała wizyty przyjaciela rodziny, a i na sen nie miała ochoty. Od kilku tygodni nie potrafiła w nim wypocząć; albo zasnąć nie mogła wcale, albo nawiedzały ją nocą senne mary, pełne czerwonych oczu i przerażającej kakofonii wrzasków. Minęło zbyt mało czasu, aby mogła zapomnieć o tym, co miało miejsce na bezimiennej wyspie nieopodal wybrzeża Dover - a dziś miała zamiar powrócić do nich znów. Rozdrapać tę ranę, która dopiero zaczynała się goić. Przebrana w złotą suknię, ze splecionymi w finezyjny warkocz włosami, spędzała wieczór we własnych komnatach, przy lampce francuskiego wina i z powieścią Damaris Grace. Odcienie magii okazały się zaskakująco przyjemną lekturą; odkładała książkę z żalem, cieszyła się jednak na to spotkanie. Ostatni raz widziała Mulcibera w maju, w dniu pogrzebu sir Corentina.
Kroczyła cicho z wdziękiem, a stukot pantofelków wyciszał miękki, jasny dywan. Przekroczywszy próg zatrzymała się, splatając przed sobą dłonie, Nie zauważył jej, jeszcze nie, co przyjęła z lekkim zdziwieniem. Zazwyczaj nie udawało się jej go zaskoczyć, był zbyt czujny, zdawał się mieć oczy dookoła głowy, jakby nigdy nie pozwalał sobie na rozproszenie myśli, jak gdyby zawsze i wszędzie pozostawał skupiony.
- Dobry wieczór, Ramsey - odezwała się w końcu, łagodnie, nie tak pewnie jak zazwyczaj, oznajmiając jednocześnie swoją obecność. Uchwyciwszy spojrzenie jego oczu, przywodzących jej na myśl zimną stal, uśmiechnęła się lekko, lecz był to uśmiech blady i słaby, niepodobny do właściwych jej, promiennych uśmiechów. - Dziękuję, mój drogi - odparła Fantine, rada z tego komplementu; poczuła się nieco lepiej, zapomniała, że cienie pod oczyma musiała przykryć warstwą pudru. - Chciałabym móc powiedzieć o tobie to samo - zbliżyła się do Mulcibera i przelotnym gestem musnęła blady policzek; wyglądał na chorego, wyraźnie schudł. Zawsze zapewniał, że nie ma powodu, by się o niego martwić, lecz teraz w oczach Fantine pojawiła się wyraźna troska. - Prymulka przyniesie ci herbaty z miodem - zadecydowała; skrzatka, należąca do starszego brata, pojawiła się znikąd, przywołana przez te słowa. Skłoniła się nisko i zniknęła, by za kilka chwil powrócić ze srebrną tacą i dwoma filiżankami.
- Usiądźmy, dobrze? - gestem wskazała miękkie, obite jasnym jedwabiem fotele, stojące przy eleganckim, kawowym stoliczku; sama zajęła jeden z nich. Wygładziła materiał złotej spódnicy, aby układała się należycie, nawet w takiej chwili dbała o takie detale. - Nie wiem, czy doszły cię słuchy o tym, co miało miejsce w Dover z końcem czerwca... - zaczęła po chwili, z wyraźnym zawahaniem. - Uwaga wszystkich skupiła się na pożarze Ministerstwa...
A stało się coś dużo gorszego, doprawdy.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Pokój dzienny [odnośnik]22.10.18 14:29
Zamyślił się, zadumał we wspomnieniach, które nie były warte tej drobnej chwili nieuwagi, ale kiedy już zaszczyciła go obecnością te bezwartościowe myśli uleciały w eter. Całe szczęście. Od razu dostrzegł w jej oczach smutek i zmęczenie. Zdawało mu się, że kiedy widział ją po raz ostatni wyglądała podobnie. Czy wciąż nie otrząsnęła się z tragedii? Pogrążona w żałobie i wewnętrznych cierpieniach. Ukryta ze słabym uśmiechem, który miał utrzymywać ją w grzecznej, nienagannej postawie lady Château Rose. Matowym spojrzeniem umęczonego ducha, który pragnął ponad wszystko uwolnić się od ziemskiej niedoli. Nie zmienił jednak zdania, nie skrytykował jej, bo wątpił, by właśnie to chciała od niego usłyszeć — o tym jak słabo wygląda, jak kiepsko się trzyma. Lato, lato było gorące i burzliwe. Nie mógłby jej powitać w inny sposób.
Ona zaś uraczyła go szczerością, troską i delikatnością. Pozwolił jej dotknąć swej twarzy w ten czuły sposób, lecz zaraz po tym krótkim geście odsunął się od niej naturalnie, odkładając wolumin na swoje miejsce. Analizowanie jego stanu nie powinno jej spędzać snu z powiek, nie miało wielkiego znaczenia. Jako lady miała inne zmartwienia. Nie mógł jej powiedzieć prawdy, nawet jeśli podobne symptomy ujrzałaby u swego własnego brata. A on, od czasu ostatniego spotkania nie miał od niego żadnych wieści, podobnie jak i on nie szukał niczyjego kontaktu.
— Wszystko w porządku, Fantine, to tylko praca — stwierdził gładko, bez trudu przywodząc na usta najbardziej prozaiczną wymówkę świata. — Jak miewa się twój brat? — Na propozycję herbaty z miodem westchnął cicho. Nie musiała się o niego martwić, patrzeć na niego w ten dziwny sposób, z troską, zainteresowaniem. Był już duży i samodzielny. Nie wypadało, Fantine. — Wino, moja droga, byłoby lepsze.— Wypowiedział te słowa jednak za późno. Ledwie usiadł tuż obok niej, a na tacy pojawiły się już filiżanki wypełnione po brzegi. Przyjemny, słodki aromat wypełnił pomieszczenie, a zapach miodu zadziałał kojąco. Dopadł go szybko, wypełnił nos i obezwładnił na moment. Rozluźnił spięte mięśnie, zaciśnięte trzewia, wywołał przyjemne uczucie, rozchodzące się z wolna po ciele.
— Nie — odpowiedział nieco rozleniwionym tonem, podnosząc na nią wzrok. Nie wiedział, co wydarzyło się w Dover. Ostatnie dni, tygodnie był zagubiony we wszystkim, co robił.— Byłem zbyt zaabsorbowany tym co się stało, a później zajęty pracą — zabezpieczaniem tego, co pozostało po Departamencie Tajemnic, wyciąganiem i przenoszeniem artefaktów, archiwów do Hogwarckich lochów. — Opowiedz mi o tym — zaproponował z umiarkowanym zainteresowaniem, opierając łokieć na fotelu, przechylając się na jedną stronę, by palcami móc swobodnie drapać się po brodzie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój dzienny - Page 4 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój dzienny [odnośnik]25.10.18 17:14
Nie życzyła sobie słyszeć prawdy i dobrze, że zachował ją dla siebie. To mogłoby Fantine wprawić jedynie w irytację, bo miała przecież oczy i co dzień spoglądała w lustro; widziała prawdę i starała się ją ukryć przed światem. Od innych pragnęła usłyszeć, że starania te przynoszą efekty. Żyła w świecie kłamstw, szafowała nimi umiejętnie i i je czasami wolała usłyszeć. Słodkie i przyjemne, prawda bywała zbyt gorzka.
Pokiwała głową ze wciąż zmartwioną, z pozornym zrozumieniem, jak gdyby mogła i potrafiła zrozumieć jak ciężka może być praca i jak mocno człowiekowi może dać w kość. Nie rozumiała oczywiście, nigdy nie była zmuszona do podjęcia prawdziwej pracy. Jednocześnie nie poddawała słów Ramseya w wątpliwość, bo dlaczegóż miałaby mu nie wierzyć? Ani nie dostrzegała powodów dla których mógłby ją okłamywać, ani nie starała się dociec prawdy. - Dobrze - skłamała gładko po krótkiej chwili zawahania. Zabrzmiała pewnie, została nauczona kłamstwa i ubarwiania rzeczywistości, która teraz malowała się w bledszych, nieprzyjemnych barwach - w ostatnich tygodniach niewiele czasu spędzała z Tristanem. Zadra pomiędzy nimi wciąż się pogłębiała, pomimo starań z jej strony i nie wiedziała jak to naprawić; niewiele czasu spędzali sobą, jeszcze mniej rozmawiali i nie wiedziała, czy w istocie ma się dobrze. Wiedziała jedynie, że także nie wyglądał najlepiej - i nie chciałby, aby komukolwiek o tym mówiła. - Jest zajęty rezerwatem. Widziałeś już Wyspiarkę na własne oczy? - spytała lekko, spychając rozmowę na inne tory. Nie wiedziała, czy starszy brat w istocie poświęca tyle czasu smoczycy, która dotąd zdawała się żyć już tylko w legendach, czy też innym sprawom - nie wtajemniczał jej już w nie, a i Fantine przestała zadawać pytania.
- Jak sobie życzysz - odparła, znacząco patrząc na Prymulkę, która w milczeniu przyjęła polecenie. Wino rzeczywiście byłoby lepsze, biorąc pod uwagę to, co zamierzała mu opowiedzieć. Ujęła w dłoń filiżankę i upiła nieco słodkiej herbaty, a fala przyjemnego ciepła rozeszła się po ciele - było jej to potrzebne, bo na samą myśl o tamtej nocy przechodziły ją zimne dreszcze.
- Dwudziestego czwartego czerwca odpowiedziałam na zaproszenie na wernisaż od pani Fancourt. Wiem, że nie powinnam była tego robić, wuj już uświadomił mi, że było to wyjątkowo niemądre - uniosła dłoń w geście, który miał powstrzymać ewentualne przygany ze strony Niewymownego. - Na miejscu oprócz mnie pojawiło się kilka innych osób, jednakże zanim zorientowałam się, że każde z nas zostało sprowadzone tam podstępem - było już za późno. Była tam też twoja kuzynka, Mia, dlatego napisałam - gdy zaczęła opowieść o tamtej nocy uśmiech zniknął z różanych ust, a spojrzenie stało się matowe - i pełne lęku. - Wciąż nie wiem dlaczego wybrano akurat mnie... Nas. Miały tam miejsce... naprawdę przerażające okropności. Tak się bałam - urwała na chwilę, bo jej głos zaczął drżeć pod wpływem emocji; była nieświadoma tego, że to co spotkało tej samej nocy Mulcibera było najpewniej po stokroć gorsze - a i z tą wiedzą byłaby bardziej przejęta własną niedolą.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Pokój dzienny [odnośnik]05.11.18 10:56
Od dziecka uczona odpowiadać na nieszczere komplementy uśmiechem, uczona kłamstw, unikania narzekania i użalania się nad wyimaginowaną niedolą bez większego trudu odparła mu nieprawdą na zadane pytanie. Lekkie zawahanie zdradziło niepewność, ale i bez niej wiedziałby, że go oszukuje jak dziecko, obawiające się powiedzenia najdziwniejszej prawdy. Nie podważył jednak jej słów, by jej nie ośmieszać, nie burzyć zaufania jakie pomiędzy nimi istniało. Pozwalał jej wierzyć, że słuchał jej uważnie i ślepo. Patrzył na nią, ciskając w nią spojrzeniem lodowych sztyletów, szeroko otwartych, nie opadających ani na chwilę powiek z twarzą pozbawioną mimiki, jak u spetryfikowanego. [i]Dobrze[.i]. Tristan był silny, o wiele silniejszy i wytrwalszy od niego. Jego organizm mógł wiele znieść, a umysł podtrzymać stabilność, która zgrabnie oszukiwała otoczenie. Ale i dobrze wiedział, co miało miejsce w Azkabanie, co jemu samemu spędzało sen z powiek.
— Nie, nie miałem okazji — odpowiedział po chwili lekkim tonem, bez wyrażania zbędnego żalu z tego powodu. Smoki były niezwykłe, ale nie fascynowały go już jak dawniej. Ich potęga przestała wydawać mu się legendarną historią, której nie mogliby nigdy posiąść. Byli w jej zasięgu, wyciągali po nią ręce. Czarny Pan oferował im wiele więcej.
Zerknął na Prymulkę tylko przelotnie, patrząc jak znika mu z oczu na moment, by po chwili ugościć go kielichem czerwonego wina. Nim po niego sięgnął podniósł wzrok na Fantine, która jakby w zdenerwowaniu zajęła się filiżanką herbaty z miodem, której odmówił. W ciszy, nie wywołując nerwowego zniecierpliwienia śledził jej ruchy, dając jej tyle czasu ile potrzebowała, by przejść do sedna sprawy. Wydawała się szukać spokoju w wywarze, zajmowała nim ręce, które mogły w każdej chwili zdradzić się niepokojącym drżeniem. Nie patrzyła na niego, rozpoczynając swój monolog, ale i nie próbował ściągnąć jej oczu ku sobie intensywnym spojrzeniem. Nieruchomo, niczym marmurowy posąg siedział w fotelu, oddychając powoli, wsłuchując się w dźwięczność jej słodkiego głosu, który pieścił uszy. Nie przerwał jej, choć założywszy przyganę od razu go uprzedziła. Nie zamierzał oceniać jej czynów. Od krytykowania jej działań był Tristan, podobnie jak dawania rad i wydawania rozkazów. Był tu, aby ją wysłuchać, wszak miała mu coś ważnego do powiedzenia.
Wspomnienie Mii nie wywołało w nim niczego. Nie w pierwszej chwili. Chłodno podchodził do jej imienia, jak i wizerunku, spychając w otchłań wspomnienia, które do niedawna lekkomyślnie uznawał za istotne. Czuł się zdradzony — nie zamierzał jej tego wybaczyć. Powinien ją za to ukarać śmiercią, odwlekał ten moment w nieskończoność, poszukując stabilności w burzącym wszystko wyobrażeniu osoby, którą znał — przynajmniej jak sądził, że znał. Nie znał jej wcale. Ulokował w niej wszystkie swoje słabości, sądząc, że przemianuje je w jej siłę, uczyni z nią potężną czarownicę. Pomylił się, bardzo dotkliwie. Ale dziś, teraz — był spokojny, słysząc jej imię.
Dostrzegł zmianę w jej wyrazie twarzy, w pięknych oczach. Ta historia nie miała skończyć się dobrze. I podświadomie wiedział, w którą stronę zmierza. Spuścił wzrok na kielich, którego wypełnienie przywodziło na myśl jeszcze ciepłą ludzką krew.
— Co tam się wydarzyło?— spytał, czując, że pauza w jej historii potrzebuje cichego potwierdzenia, że wciąż jej słucha i jest ciekaw tego, co tam nastąpiło. Potrzebowała zachęty, a więc ofiarował ją, czując muśnięcie lodowatych palców śmierci na swoim karku.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój dzienny - Page 4 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój dzienny [odnośnik]03.12.18 19:24
Zdziwiła się nieco na wieść, że Mulciber nie miał jeszcze okazji, by na własne oczy ujrzeć rybojadkę; zawsze sądziła, ze łączy go z Tristanem silna więź, przyjaźń, a znając naturę swego brata, przypuszczała, że będzie szczycił się tą wyprawą - miał ku temu wyraźne powody, był powodem do dumy dla całej rodziny.
- Wielka szkoda! Mam nadzieję, że to się niebawem zmieni. Jest piękna. Wspaniała. Niezapomniany widok - odpowiedziała Fantine; nie mogła pochwalić się tak rozległą wiedzą o smoczej naturze i ich historii jak starsza siostra, a już zwłaszcza Tristan, nie oznaczało to jednak wcale, że te niezwykłe stworzenia nie budziły w niej fascynacji - miłowała je tak jak każdy Rosier powinien. Rezerwat był ich dziedzictwem, a ostatnie tygodnie spędzone w nim lepiej jej to uświadomiły, pomogły docenić piękno albionów czarnookich, a także wyspiarki. Obiecała sobie, że uchwyci jej czar na płótnie, lecz to musiało jeszcze chwilę zaczekać. Nie czuła się na siłach, nie wysypiała się, w nagłych, nieprzewidzianych momentach drżały jej dłonie, nie mogła utrzymać pędzla; to, co przeżyła na bezimiennej wyspie odcisnęło na Fantine wyraźne piętno.
Nie chciała do tego wszystkiego wracać, starała się bolesne wspomnienia wyprzeć z pamięci, jednakże przez wzgląd na szacunek i zaufanie jakimi darzyła Ramseya, czuła, że była mu winna tę opowieść; sama czuła się silnie związana ze swoją rodziną i była święcie przekonana, że on także. Nie domyślała się prawdy - i chyba nawet nie chciała jej znać. Wolała poruszać się po własnej rzeczywistości, ignorując niewygodne fakty, nie zadając pytań, które mogłyby zburzyć jej idealne wyobrażenia o niej. Stwarzała iluzję i w niej żyła - to było wygodne.
- Na wyspie był tylko jeden dom. Weszliśmy do niego, wszystko wydawało się.. W porządku. Stół był nakryty, jakby na nas czekał. Pojawiła się skrzatka, Rozetka, aby nas powitać. Zażądałam od niej odpowiedzi, ale nie potrafiła mi ich udzielić. Nagle zrobiło się zupełnie ciemno, rozległy się wrzaski... Straszne, przerażające wrzaski, krwawiły mi uszy... Naprawdę krwawiły. To był tak przerażające... - dłonie Fantine zaczęły drżeć, starała się to ukryć, ściskając w dłoniach ręcznie malowaną filiżankę. - A potem pojawiła się ona... Maureen Fancourt. Wyglądała jak upiór. Jak szyszymora. Miała zieloną skórę i czerwone oczy... Och, te oczy były najgorsze. Jak u węża, albo gorzej - przerwała na moment, bo głos jej zadrżał, na wspomnienie tego spojrzenia, które prześladowało ją we śnie. - Działo się tam dużo naprawdę strasznych rzeczy... Udało mi się znaleźć żywą sowę. Wysłałam do wuja list z prośbą o pomoc, aby mnie odnalazł, ale zanim to się stało... Maureen chciała nas tam uwięzić. Na zawsze. Rozetka opowiedziała mi tę historię. To była bardzo zła kobieta... Uwięził ją tam własny ojciec, a ona zemściła się, więżąc tam wszystkich domowników. Na dom nałożono zaklęcie Horatio - tu wyraźnie się zawahała; nie była pewna tych słów, nie znała się dość dobrze na numerologii i wciąż chyba nie do końca rozumiała działanie tamtej klątwy, amuletu i zaklęcia. - Gdy zniszczyliśmy amulet przestało działać. Dom odkrył przed nami swoje prawdziwe oblicze. Wyglądał na niezamieszkany od dziesiątek lat... Zaczął się walić. Sądzę, że zadziałała tam także anomalia...
Wiele pominęła w tej historii. Półolbrzyma Ogdena, nieodgadnioną tajemnicę fiolek z eliksirami, Rozetkę, która uratowała jej życie. Sednem było jednak co innego. Fantine przeciągała ten moment, który uważała za najgorszy - przynajmniej dla Mulcibera.
- Mia poświęciła życie, aby nas tam uratować - wydusiła z siebie w końcu; była za to krewnej Ramseya wdzięczna.
W głębi ducha jednak egoistyczna natura Fantine radowała się, że to ona wyszła stamtąd żywa, że to nie ona tam zginęła.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Pokój dzienny [odnośnik]04.12.18 16:47
Nijak zareagował na jej zdziwienie, malujące się z każdą chwilą coraz bardziej. Nie podzielał tych samych uczuć, nie był zdumiony ani trochę. Ale myślenie Fantine nie wykraczało poza rezerwat i salony. Nie mogła mieć pojęcia o tym, co łączyło ich dwóch, jak silnie wiązał ich Mroczny Znak na przedramieniu i w jaki sposób konstruował, a potem definiował ich znajomość. Zastanawiał się, czy powinen być zakłopotany, czy właśnie to powinno teraz nastąpić, aby mogła jakoś zręcznie wybrnąć z tego tematu, ale i bez tego poradziła sobie śpiewająco. Pomimo tego, co widział w jej oczach i bladości jej skóry, starała się. Bardzo starała. I choć bardzo chciał jej starania docenić, udając, że niczego nie dostrzega, nie przygląda się jej nieco zbyt długo, niestosownie, sam nie starał się. Znali się zbyt dobrze. On wiedział, że go okłamywała, nie trzymała się wcale. Była rozchwiana, niestabilna, a jej wewnętrzna wrażliwość zraniona. Ona musiała wiedzieć, że wiedział, co próbuje przed nim schować. Nic jednak nie mówił, pozwalając jej opowiedzieć całą historię według narzucanego przez nią tempa. Nie dopytywał, nie ponaglał, nie rozpraszał jej mimiką. I nie patrzył na nią wcale. Wzrok miał skierowany w ziemię, gdzieś przed siebie, tylko słuchał jak streszcza mu przeżycia z tamtego dnia. Dla niej dramatyczne, wywołujące pewnie senne koszmary, wprowadzające nieustannie w stan niepokoju. Poszukiwała utraconego poczucia bezpieczeństwa. Nie mógł jej pomóc. Dlatego cierpliwie czekał, aż dotrze do finału, który... wbrew oczekiwaniom, wcale go nie zaskoczył.
Kiedy to w końcu powiedziała, podniósł na nią wzrok na moment. Ale nie chciał napotkać jej spojrzenia, w którym ujrzałaby całą prawdę o nim. Bo kiedy obwieściła mu, co się stało — choć podejrzewał to już wcześniej — nie poczuł nic. Nie czuł kompletnie nic. Nawet rozczarowania sposobem, w jaki zginęła. I nie była to żadna walka godna zapamiętania. Był to nic nieznaczący dla niego, bezsensowny akt poświęcenia. Nagle wydało mu się to do niej podobne. Podobne do jej brata, za którym tak rozpaczliwie tęskniła, do którego chciała się upodobnić, upamiętniając jego krótki żywot i któremu chciała wynagrodzić to wszystko, co według niej poszło źle, gdy jeszcze żył. Prawda była taka, że nie czuł nawet tego. Nie zrobiło to na nim wrażenia, choć jeszcze przed chwilą był pewien, że ta opowieść wzbudzi w nim poczucie pustki. Uczucie, którego się obawiał, nie chcąc by nadeszło, kiedy podjęła decyzję o tym, by wybrać heroiczną walkę z podobnymi jemu, zamiast rodziny; jego. Nie odczuł straty. Mógł być z siebie zadowolony, to wszystko.
Ale Fantine nie wiedziała i dla niej to, co czuł było niewiadomą. Nie mogła mieć pojęcia, że nie czuł zbyt wiele i nawet to nie wywołało w nim choćby krzty wzruszenia, a on nie zamierzał burzyć swojej kreacji w jej niewinnych, pięknych oczach. Dlatego nie uniósł na nią wzroku ponownie. Pochylił się, by wesprzeć łokcie na udach i przygryzł policzek od środka. Pokiwał głową, na znak, że do niego dotarło. Był aktorem, a Fantine widzem jednego z wielu jego wystąpień.
— Najważniejsze, że jesteś cała i tobie nic się nie stało — powiedział w końcu, wciąż patrząc w ziemię. Zamilkł na chwilę, próbując oczyścić głowę. Zbyt wiele myśli go ostatnio nękało, zbyt wiele brudu wyrwał z głębin Azkaban. To on spędzał mu sen z powiek i to on wywoływał ciągły, rosnący niepokój. — Nie czujesz się za dobrze — podjął w końcu, przekierowując temat na nią. —Obyś nie musiała do tego więcej wracać myślami, Fantine. Tu jesteś bezpieczna. Nic ci nie grozi.
SIęgnął po kielich z winem, popatrzył w niego, dostrzegając słabe, rozedrgane odbicie. Upił kilka większych łyków — było dobre, wręcz doskonałe. Ale niczego innego nie mógł spodziewać się po spiżarniach Château Rose. Wytrawne trunki zawsze były najwłaściwsze. O odpowiedniej mocy, smaku i przede wszystkim - o odpowiednim zapachowym bukiecie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój dzienny - Page 4 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój dzienny [odnośnik]04.12.18 17:32
Prawda o więzi pomiędzy starszym bratem, a Ramseyem najpewniej by nią wstrząsnęła; mogłaby tego nie zrozumieć, choć posłuszeństwo wobec innego człowieka nie było jej obce - winna była je ojcu, Tristanowi i nestorowi rodu - jednakże istota Mrocznego Znaku i służby Czarnemu Panu na ten moment najpewniej przekraczało jej pojecie. Nie była głupia, ale jej świat był ograniczony, a horyzont wąski - choć lubiła myśleć, że jest inaczej, że jest kobietą światłą, oczytaną i bystrą. Nie zadawała jednak pytań, bo sądziła, że zna prawdę, a nawet jeśli teraz poczuła w wątpliwości - to ostatnie zadry, które oddzieliły ją od Tristana nauczyły Fantine, by nie wsadzać nosa w jego sprawy.
Doskonale wiedziała, że Ramsey widział więcej, niż inni, że jej kłamstwa, choć wyuczone, gładkie i piękne, nie mydlą wszystkich oczu, choć świadomość o niedoskonałości tego talentu Fantine wadziła - i motywowała do większych starań. Czasami jednak po prostu nie widziała potrzeby, by ukryć swe prawdziwe uczucia za wszelką cenę - nie przed tymi, którym ufała. Kłamała, bo tak wypadało. Pytania Jak się czujesz? Czy wszystko w porządku? nie padały po to, aby odpowiadać na nie prawdą.
Czasami jedynie poruszała się niespokojnie pod wpływem tego spojrzenia. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przenika ją na wskroś i widzi więcej, niż chciałaby, by tak było - to było niepokojące, sprawiało dyskomfort. Może jego ukrytym talentem było rzucanie zaklęcia Abspectus na cudzą duszę.
Sądziła, że ta straszna wiadomość - ach, jakże źle się czuła w roli posłańca z przykrymi wieściami! - mocniej nim wstrząśnie, zaraz zorientowała się jednak, że może mierzy go własną miarą; sama była tym wszystkim roztrzęsiona, dowiedziawszy się o stracie kolejnego członka rodziny najpewniej zalały by się łzami, ale on był przecież inny. Zimny, spokojny, ze stalowym spojrzeniem szarych oczu niezdradzających emocji. Sądziła po prostu, że wszystko to, cały żal i smutek, dusi w sobie. Cóż, każdy radzi sobie z żałobą na swój własny sposób; zadawanie pytań, jątrzenie rany uznała za nietaktowne. Uwierzyła w to przedstawienie jak zawsze. Od lat ignorowała podszepty z tyłu głowy, że to mogła być gra - nie wierzyła w nie i nie chciała wierzyć. Podświadomie wolała żyć z własnym wyobrażeniem o Mulciberze. Prawda była niewygodna - nie chciała jej poznawać. Tak było lepiej dla nich obojga.
Wyciągnęła jedynie dłoń, gdy się pochylił i pogładziła jego ramię w krótkim, pełnym troski geście.
- Naprawdę bardzo mi przykro - wyrzekła cicho; współczuła mu tej straty, szczerze współczuła.
Żałowała, że tak się stało, że Ramsey stracił krewną, że w ogóle do tego wszystkiego doszło, ale gdyby tylko podarował jej zmieniacz czasu, gdyby mogła cofnąć się do momentu, w którym jedno z nich musiało się poświecić - nie uczyniłaby tego. Jeśli ktoś musiał tam zginąć, dobrze, że zginęła Mia, a nie ona. Własne życie, dobro, wygoda były dla niej najważniejsze; czegóż innego można było jednak spodziewać się po kobiecie wychowanej w przekonaniu o jej wyjątkowości i wyższości nad resztą społeczeństwa? Nie wypowiedziałaby tego na głos, ale Fantine cieszyła się, że to ona przeżyła.
- Wiem - przytaknęła, nie wracając do tego tematu; przypuszczała, że nie chce już o tym rozmawiać, że musi przetrawić tę stratę na swój własny sposób, przeboleć ją w samotności - nigdy nie był przecież skory do zwierzeń, właściwie niewiele jej mówił o sobie, jeśli sama nie pytała. To Fantine zwykle mówiła, odpowiadał jej jednak ten układ - lubiła, gdy słuchano tego co ma do powiedzenia, gdy poświęcano jej uwagę. - Chcę o tym zapomnieć. Gdybym tylko znała zaufanego legilimentę, który mógłby wymazać te wspomnienia... Poprosiłabym o to bez wahania - wyznała mu cicho; nie sięgnęła po herbatę, lecz po wino, choć filiżanka wciąż w połowie była pewna.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Pokój dzienny [odnośnik]06.12.18 17:49
Pamiętał dobrze ten czas, w którym siadała na ziemi, a wokół wszędzie były rozpalone świece. Ich woń unosiła się w całym jego mieszkaniu. Przeganiała zapach tytoniu na zewnątrz przez otwarte wszędzie okna, upychała zapach starego pergaminu i naznaczonych czasem woluminów z powrotem w pułki, na których je umieścił. W siadzie skrzyżnym wertowała jedną z jego ksiąg, próbując pojąć inkantacje opisaną na jednej z wielu wymiętych i zużytych stron. A on siedział kilka kroków od niej, wsparty plecami o regał z książkami, z przymkniętymi oczami i zadartą w stronę sufitu głową. Uczył ją wielu rzeczy. Przekazywał jej tajniki czarnej magii, zdradzał jej sekrety, pokazywał jak jej używać; każde słowo, intonację, ruch nadgarstka. Potrafiła się dobrze uczyć. Miała w sobie potwornie wielki zapał. Była chętna do tego, by szybko zagłębiać się w to coraz bardziej, ale czasem kazał jej się zatrzymać. Ta dziedzina magii nie wybaczała błędów, a mogły być bardzo dotkliwe. Mia zawsze była pojętna. Widział w niej szansę na poparcie dla jego własnych idei, dla spraw, którym się oddawał. I wierzył, że mogli tak iść naprzód, ramię w ramię. Ale po śmierci jej brata coś się zmieniło. Ona się zmieniła i zaczęła go zawodzić na każdym kroku. Bezskutecznie próbował jej wybić z głowy głupoty, radząc i grożąc, ostatecznie stawiając przed nią ultimatum, które miało zamknąć szereg niewygodnych spraw na dobre. Dokonała wyboru. Ku jego szczeremu zaskoczeniu, złego, fatalnego w swoich skutkach. Powstała przeciw niemu, godząc się na łapanie podobnych jemu. Dziś go to nie dziwiło. Wtedy nim wstrząsnęło. Cóż to była za zdrada, pomyślał. Tyle mógł jej dać. Przywiązał się do niej, jak do psa, którego karmił, a on któregoś dnia go ugryzł i zerwał się z łańcucha. Niewdzięcznicę spotkała zasłużona kara. Ale jej śmierć nie wywołała w nim uczucia tryumfu. Mógł jedynie westchnąć nad tym. Głupcy umierają, powtarzał to równie często, co zaklęcia czarne i okrutne w swoich skutkach. Umierali jego krewni, jeden za drugim. Zabici, zamordowani. Umierali. I nie było już po nich nawet śladu. Po żadnym z jego braci — Vasylu, który niczym ponurak snuł się po świecie bez celu, kłapiąc paszczą i śliniąc się jak dzika bestia, Grahamie, którego mógłby obwiniać o nieudolność, gdyby wciąż o nim myślał. O nim, swojej lepszej wersji, gorszej połowie. Mulciberowie umierali. Odchodzili. Przeżył ich wszystkich. I nie zamierzał jeszcze się poddawać.
Westchnął znów i pochylił głowę. Głowę, która pękała mu — nie od żałoby, której nie przechodził ani razu, a od myśli, wspomnień, braku snów — dręczących go na jawie demonów wyniesionych z zimnego więzienia. Dementorzy deptali mu po piętach, sunęli za nim jak mroczne cienie. Nikt ich nie widział, ale czuł ich doskonale. Tuż za sobą. Nawet teraz. Schował na moment twarz w dłoniach i przetarł palcami oczy. Był zmęczony wszystkim, co się wydarzyło i wciąż nie doszedł do siebie. Słabł, zamiast odzyskiwać siły.
– Przeczuwałem to — mruknął, czując na sobie jej spojrzenie, jej lekką, delikatną dłoń. Ciepły, subtelny dotyk palców, spod których na płótnach tworzyły się cuda. Kiedy na nią spojrzał w końcu, piła wino, a herbata stała i stygła niechciana. Zmierzył ją wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na trzymanym przez nią kielichu, by po krótkiej ocenie wznieść je na jej dziewczęcą, delikatną buzię — zachwycającą, jak każda róża z ogrodu Rosierów. — Nie masz pojęcia co mówisz — zrugał ją, lecz głos miał spokojny, nieco chrapliwy. — Nie chciałabyś tak cierpieć. Nie chciałabyś, by wdzierał ci się do głowy, jakby ktoś wbijał ci w środek czoła rozżeżony pręt i wiercił nim dziurę do oporu. By rozrywał tkanki i komórki, pozostawiając po sobie zwykłą pustkę.— Doskonale wiedział o czym mówił. Legilimencja, fascynująca dla niego sztuka była boleśniejsza niż rany, z którymi udawał się niejednokrotnie do nokturnowej lecznicy. Ludzie, którzy poddawali się jej dobrowolnie byli nie tylko masochistami, ale idiotami, którzy wpuszczali obcych do swoich umysłów. By tam grzebali, gmerali jak w kotle. Nie pozwoliłby na to nikomu. Ale nie miał wyboru.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój dzienny - Page 4 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój dzienny [odnośnik]13.12.18 15:27
- Jej śmierć? - spytała, zbita z pantałyku. - Dlaczego?
Nie do końca rozumiała co miał na myśli. Czy przez jej charakter, najwyraźniej skłonny do heroicznych poświęceń, podpowiadał mu, że skończy marnie? A może była słaba na umyśle, chora, niesprawna - i dlatego znalazła się w niebezpieczeństwie, dlatego postąpiła tak niemądrze? Fantine nie potrafiła dotąd zrozumieć tej decyzji, choć była jej na rękę; nie wyobrażała sobie, aby położyć na szali własne życie, by ocalić obcych ludzi.
Spojrzała na niego zdziwiona, gdy odezwał się do niej w ten sposób, zrugał ją, uświadomił, że właśnie powiedziała coś wyjątkowo niemądrego; nie przywykła do pouczeń płynących z ust innych niż te brata, starszej siostry, członków rodziny i zatrudnionych przez nich guwernerów. Po twarzy nie przemknął jednak cień niezadowolenia - miał rację. Nie wiedziała o czym mówi. O legilimencji słyszała, oczywiście, czytała, że jest to sztuka nader trudna, skomplikowana, wymagająca wiele włożenia w naukę wiele czasu i trudu; dzieła, które trafiły w jej ręce, najwyraźniej pomijały jednak ten aspekt - bólu zadawanego ofierze. Wzdrygnęła się wyraźnie na dźwięk jego słów, zbyt brutalnych, zbyt prawdziwych. Umysł natychmiast zwizualizował te wizje przed oczyma wyobraźni. Bała się fizycznego bólu. Poza świniowstrętem nic jej nigdy nie dolegało, nie chorowała, a za absolutną katastrofę i agonię uważała ból stóp po lekcjach tańca. Delikatne, kruche ciało damy nie wytrzymałoby podobnego cierpienia, pękłaby pod jego naporem jak szkło.
Głupie było to życzenie, lekkomyślnie wypowiedziane na głos, wynikało jednak z niewiedzy, może ze zdenerwowania; z myśli umknęła jej myślodsiewnia, możliwość pozbycia się wspomnienia, nie posiadała jej, dotąd nie potrzebowała. Bolesne wspomnienia związane były z Marie, a ich, jej obrazu, nie chciała się pozbywać. Potrzebowała jej blisko.
- Mówisz o tym niezwykle spokojnie - zwróciła uwagę; aż zbyt spokojnie na rozprawę o brutalnej torturze
Tym razem to ona obdarzyła go badawczym spojrzeniem, choć zielonym tęczówkom brakowało przenikliwości i chłodu Niewymownego, nie miały takiej mocy, takiej siły. W głębi ducha podejrzewała dlaczego, choć nie dopuszczała do siebie tych myśli; nie wiedziała, czy Mulciber był świadom, iż kiedyś starszy brat uchylił przed Fantine rąbka tajemnicy sił nieczystych - były fascynujące, ale nauka zbyt bolesna. Pewniej czuła się nad kociołkiem z trucizną. Znała upodobania Tristana, wiedziała, że był potężnym czarodziejem - i byłaby głupia, gdyby nie przypuszczała, że upodobań tych Mulciber nie podziela. Nie wiedziała jedynie jak bardzo, jaką mocą władał, co potrafił.
- Byłeś przy tym kiedyś? Próbowałeś? Na tobie tego próbowano? - zadawała pytania, zanim ugryzła się w język, nie potrafiąc powstrzymać kobiecej ciekawości. Tyle ci zdradziłam, Ramsey, uchyl i przede mną rąbka tajemnicy.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach