Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]03.05.15 2:10
First topic message reminder :

Ogrody

Obszerny, rozległy ogród znajdujący się przy dworze rodzinnym Rosierów jest niezwykle zadbany; skrzat domowy, zgodnie z tradycją, więcej czasu poświęca na jego pielęgnację, niż konserwację wnętrz. Poprzecinany wieloma dróżkami, mniej lub bardziej krętymi, mocniej lub słabiej usypanymi kamieniami, otaczają zieleń przewrotnymi serpentynami. Otoczony żywopłotami pozostaje niewidoczny dla osób z zewnątrz; i choć roślinny płot odchodzący w elegancki labirynt nadaje całości francuskiego charakteru, to sam ogród stworzony jest raczej w angielskim, dzikim stylu. W głębi znajduje się niewielki staw rozświetlony wielobarwnymi egzotycznymi rybkami, otoczony gęstą, tajemniczą zaroślą; tuż przy niej wznosi się najpiękniejsza rzeźba ogrodów - przedstawiająca śliczną nimfę. Wewnętrzna altana znajduje się na brzegu klifu; z jej wnętrza nocą czasem widać smoki z pobliskiego rezerwatu, tańczące na niebie. Szum morza koi, a roślinne werdiury nadają cienia i intymności. Najpiękniejszą ozdobą tych ogrodów są krzewy dojrzałych róż.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogrody [odnośnik]20.08.20 18:55
Fantine była całkowicie odrealniona. Nie miała zielonego pojęcia o tym jak wygląda prawdziwy świat, poza murami Chateau Rose. Żyła w maleńkim, hermetycznym świecie czarodziejskiej arystokracji, ograniczonym do salonów, sal balowych i miejsc tak pięknych, że warto było uwieczniać je na obrazach. Miała w nim wszystko, czego chciała - poza wolnością wyboru, ale nie znała innego świata, więc na to nie narzekała. W nim ona sama i jej krewni byli epicentrum wszechświata. Najlepsi we wszystkim, najważniejsi, lepsi od każdego. Wszystkich innych, zwłaszcza klasy niższe, traktowała protekcjonalnie, patrzyła nich wyniośle, nie raz z pogardą. Służbę Chateau Rose uważała właściwie za rodzaj skrzatów domowych, niewolników, wydawało jej się, że oni także żyją po to, aby im służyć - zapominała, że za to im płacili, tak bardzo była oderwana od rzeczywistości. Co więcej: uważała, że powinni być za to wdzięczni! Za to, że mogli spędzać czas w ich towarzystwie, być częścią ich świata. Claude wydawał się to naprawdę doceniać, dlatego i ona ceniła jego towarzystwo - znał swoje miejsce i odpowiednio je traktował.
- I przychylność dam, które w większości nie znają się na polityce, nie docenią więc jej misternych intryg - uściśliła Fantine, tonem znawcy, który łaskawie uświadamia swego rozmówcę, święcie przekonany, że umknął mu istotny szczegół. Prawda była taka, że ona zaliczała się do tego grona dam - bo o politycznych zawiłościach miała nikłe pojęcie. Nie chciała mieć większego. Zapewniała Tristana, że trzyma się od tego z daleka - wciąż drżenie wzbudzało w niej wspomnienie rozmowy z bratem, kiedy to oskarżył ją o przyjaźń ze zwolennikiem Grindelwalda. Wzdrygnęła się aż. Polityką wolała nie brudzić sobie swoich rączek. Od tego miała ingrediencje w pracowni alchemicznej.
- Och, schlebiasz mi, Claude, ale w przypadku Selwynów to nie jest aż tak trudne... Mają zdradziecki gen - stwierdziła Róża, mrużąc przy tym gniewnie oczy, bo na samo wspomnienie Isabelli czuła złość. Cóż za upokorzenie dotknęło Mathieu! Lepiej, że wyszło to przed ślubem, niż po, ale wciąż... Niewybaczalne, absolutnie niewybaczalne i nie do przyjęcia. Może nawet współczułaby Morganie tak szalonych krewnych, gdyby tylko nie nabrała uprzedzeń co do całej ich rodziny. Spędzanie czasu w towarzystwie lady Wendeliny będzie wymagało od niej naprawdę wiele samokontroli i starań, by grać uprzejmą, zainteresowaną i serdeczną. Bynajmniej nie miała na to ochoty, ale skoro już postanowiła...
- Dziękuję. Nie, nic więcej nie potrzebuję, możesz odejść - odpowiedziała łaskawym tonem, pozwalając się lokajowi oddalić; odwróciła od niego spojrzenie i powróciła do lektury Czarownicy, nie zauważyła nawet, kiedy zniknął. W chwili, kiedy skończyła i wzięła Mademoiselle Choupette w ramiona, by wrócić do zamku, lokaja już dawno przy niej nie było.

| zt


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Ogrody [odnośnik]23.10.20 22:12
Wielu ludzi rodziło się by służyć. Niewielu jednak się z takim losem godziło. Wychodzili mu na przeciw nieraz czy dwa przełamując jarzmo narzuconego fatum odziedziczonego z krwią, nazwiskiem, statusem społecznym. Claude nie miał takich ambicji. Nie wyciągał rąk dalej, niż to było potrzebne. Godził się i dumny był z roli, która mu przypadła w rodzinnej tradycji. Wielu postrzegałoby takie zachowanie jako apatyczne lub godne politowanie nie rozumiejąc, że tacy ludzie też byli potrzebni.
Cisi strażnicy podający niewidzialną dłoń wtedy, kiedy ktoś tego potrzebował. Nie potrzebujący chwały, dobrze czujący się w cieniu kulis. Pokorni i cierpliwi. Cunningham z dumą mógł się utożsamiać z ich gronem. Nie było się czego wstydzić. Nie, kiedy cechy te były doceniane przez tak wielki ród jakim byli Rosierowie.
- Owszem - przyznał rację czarownicy, bo przecież była to prawda. To nic, że sama lady nie bardzo odstawała od tej grupy, lecz nie miał powodu do tego by zaginać jej dumę i pewność siebie. Wręcz przeciwnie - był gotowy ją polerować i czynić piękniejszą. Dlatego też pomógł lady Fantine nakierować ją na odpowiedni tok rozumowania, zachęcić by podjęła odpowiednie decyzje mające być faktycznym świadectwem jej inności od większości szlachcianek. To jak o sobie myślała nie musiało być w końcu pustym wyobrażeniem. On już zadba o to by stało się czymś pełnowartościowym i godnym uwagi.
Pochylił się w lekkim ukłonie wdzięczności, zupełnie jakby dostrzeżenie przez nią pochlebstwa miało być dla niego czymś za co powinien dziękować. Poniekąd przecież tak też było. Była arystokratką, rodowym kwiatem, księżniczką. Musiał to uhonorować i podkreślić ze swej pozycji sługi.
- Do usług, madame - mruknął zatem nie przejmując się tym, że w chwili w której wypełnił swa powinność momentalnie stał się dla czarownicy powietrzem, czymś bardziej trywialnym od kolejnej rubryki Czarownicy. Pochylił się w geście pożegnania. Wyprostował się po wykonaniu kilku kolejnych kroków w tył. Kroki stawiał lekko na chodniku nie chcąc by jego kroki mierziły lady. Dopiero po tym jak się oddalił teleportował się na powrót do rodowych winnic skontrolować czy skrzat i nieszczęsny kuchmistrz doszli do ładu i składu z zawartością piwnic.

|zt
Claude Cunningham
Claude Cunningham
Zawód : lokaj
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8368-budowa#243098 https://www.morsmordre.net/t8512-do-rak-wlasnych#248065 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8595-claude-cunningham#252888
Re: Ogrody [odnośnik]12.12.22 15:11
21 maja 1958 roku
Wiosna w pełni zawitała do Anglii, oblewając słonecznym ciepłem ogrody Château Rose. Spędzanie czasu na świeżym powietrzu wpisane było w codzienny grafik lady doyenne, zarówno na zabawach z synem, jak i z ulubioną lekturą. Ambitnie zaś podeszła do nauki zielarstwa, tym chętniej gdy pogoda zaczęła ich rozpieszczać. Od kiedy najmłodsza szwagierka usłużyła Evandrze swoją wiedzą, wprowadzając w podstawy świata róż, lady doyenne spędzała wśród rabat coraz więcej czasu. Chłonęła płynącą z krzewów naukę, chcąc móc w pełni i z czystym sumieniem nazwać się lady Rosier. W pielęgnacji ogrodu było coś terapeutycznego. Pozwalało ukoić zszargane nerwy, zapomnieć o troskach całego dnia, skupić się na kształtowaniu nowego życia. Znała na pamięć część gatunków kwiatów, jakie rosły w ich ogrodach i za jakie czuła się odpowiedzialna - wiedząc, że jest ich ponad czterysta, pogodziła się z myślą, że nie pozna wszystkich. Poznała zasady dbania o nie w teorii i przeszła do praktyki, wiedząc już które okazy można ściąć do bukietu, a którym należy dać nieco więcej czasu. W miarę przyswajania wiedzy pochylała się nie tylko nad różami. Wśród roślin posiadali wszak naparstnice, wyśmienicie łączące się z herbowymi kwiatami Rosierów - mniej wymagające, idealne do stanowienia tła dla intensywnej czerwieni. Niechętne dotąd kwitnieniu irysy, które uzupełniały się z różami dzięki swym pionowym, szmaragdowo-zielonym liściom u azjatyckich odmian, dzięki znalezionym w książkach wskazówkom zostały przesadzone do bardziej nasłonecznionego miejsca, gdzie roztaczały właśnie nieśmiało błękit swoich płatków o fioletowych brzegach.
- Z pielęgnacją ogrodu, jest jak z życiem. Liczy się ciężka praca, ale też i cierpliwość. Tylko dzięki skupieniu oraz sumienności można osiągnąć oczekiwane, satysfakcjonujące efekty - mówiła lady Cedrina zwyczajowym dla siebie suchym tonem podczas jednego ze spotkań w rosarium, gdzie bywały razem średnio raz w tygodniu, by sprawdzić postępy. Tyle że Evandra znała już te wszystkie puste frazesy, jakie doprowadzić ją miały do ideału w każdej dziedzinie. To nie tak, że nie szanowała zaangażowana teściowej, ceniła sobie jej zdanie i z chęcią słuchała osoby o wieloletnim doświadczeniu. Spulchnianie ziemi, przycinanie gałązek czy usuwanie przegniłych bądź zwiędniętych okazów, co praktykowała od dwóch miesięcy pod czujnym okiem teściowej, nie stanowiło żadnego problemu - ten leżał w innym miejscu. Dostrzegłszy majaczący się na twarzy lady doyenne grymas, starsza czarownica ostrożnie uniosła brew, ściągając usta w wąską linijkę. - Jeśli nie chcesz czekać na efekty swojej pracy, dlaczego nie użyjesz eliksiru wspomagającego kiełkowanie?
Pracownię alchemiczną omijała zwykle szerokim łukiem. Nigdy przesadnie nie interesowała się tworzeniem eliksirów, w czasach szkolnych nierzadko symulując mdłości i ataki serpentyny, byleby tylko nie musieć uczestniczyć w zajęciach. Wiedza teoretyczna prędko także uciekła z pamięci, pozostawiając Evandrze strzępki, których zamierzała chwycić się w tej niebywałej chwili kryzysu. Uciekłszy przed spojrzeniem tych, którzy mogliby patrzeć jej na ręce znalazła się na piętrze w pracowni i z łomoczącym sercem wyjęła zapisaną na pergaminie recepturę.
- To nie może być takie trudne - wymruczała pod nosem, kiedy na blat ustawionego centralnie stołu znosiła kolejne potrzebne składniki. Błysnął ogień pod kociołkiem, a do jego wnętrza zaczęły trafiać ingrediencje. - Obrzydliwe. Fascynujące, ale obrzydliwe… - skwitowała wyjmowane ze szklanego słoja pawie oko, które po zmiażdżeniu znalazły się w kociołku wśród sproszkowanych skrzydeł motyla, miękkości puchu memortka i pajęczyny. Niezbędne okazały się także kora drzewa Wiggen, wijołapka oraz dzika róża. Receptura eliksiru wspomagającego kiełkowanie była prosta, lecz dopiero w ostatnim momencie, gdy jego barwa zmieniła się na zieloną, uśmiechnęła się do siebie z triumfem - eliksir się udał. Z zamkniętą w fiolce miksturą znalazła się na powrót w ogrodach. Kilka kropel, nie więcej, powtarzała w myślach, gdy z drżącą w niepewności dłonią pochylała się nad spulchnioną ziemią, gdzie czekały zasypane wcześniej nasiona. Czarownica zamarła, obawiając się przez moment, że mimo nadziei, uwarzony eliksir nie zdał egzaminu, kiedy to spod warstwy ziemi wyściubiła swój łebek zielona gałązka. Na twarzy półwili natychmiast pojawił się szeroki uśmiech, a z piersi wydobyło westchnienie radości.
- Zbliża się pora obiadowa, lady doyenne. - Usłyszała za sobą głos służącej, która kilka godzin później odnalazła ją między rabatami rosarium. Evandra skinęła jej głową i wyprostowała, sięgając po wiklinowy kosz.
- Zanieś je do jadalni. Niech uświetnią stół. - Podała służącej zebrane kwiaty, a gdy ta zniknęła na ścieżce prowadzącej do posiadłości, sama przesunęła jeszcze wzrokiem po niskich krzewach. Rząd kiełkujących róż wprawiał w dumę, mobilizując do częstszej pracy. Posprzątawszy po sobie przy użyciu różdżki, opuściła szklarnię, nie mogąc się już doczekać co zastanie tu następnego dnia.

| tworzę eliksir wspomagający kiełkowanie ST10, trzy ingrediencje roślinne, cztery zwierzęce:
serce: Kora drzewa Wiggen
roślinne: wijołapka, dzika róża
zwierzęce: skrzydełka motyla, puch memortka, pajęczyny, oko pawia
| zt



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Ogrody [odnośnik]06.09.23 3:06
| 12.07?

Właśnie mijały dwa tygodnie, odkąd Corinne pojawiła się wśród Rosierów i wciąż do wielu rzeczy się przyzwyczajała. Ale przestała już wreszcie mylić korytarze i nie spóźniała się na posiłki, co w pierwszych paru dniach jej się zdarzyło, gdy chciała udowodnić, że trafi do jadalni bez pomocy służki. Teraz mniej więcej już wiedziała, co gdzie jest i jak najszybciej pokonać drogę ze swoich komnat do innych interesujących miejsc, na przykład do pokoju muzycznego, gdzie lubiła grywać na fortepianie. Jej dni upływały głównie pod znakiem poznawania dworu, jego okolic a także mieszkańców, choć nie zapomniała o artystycznych pasjach. Była też częstym gościem w rosarium, znajdując wśród róż ukojenie i spokój. Starała się nie robić niczego, co mogłoby zostać źle odebrane; chciała pokazać, że potrafi uszanować ich obyczaje i starała się pokazać z jak najlepszej strony.
Lipiec niestety był gorący jak na angielskie standardy, więc w samo południe unikała przebywania na słońcu i zwykle wychodziła na zewnątrz rankiem, po śniadaniu, lub już po południu, gdy gorąc nieco odpuszczał. Konserwatywny ubiór damy zdecydowanie nie został wymyślony na upały, bo czasem wręcz pociła się pod ciasnym gorsetem, ale cóż poradzić. Dobrze, że służka potrafiła jej ulżyć odpowiednimi zaklęciami, a wnętrza posiadłości były chłodniejsze niż powietrze na zewnątrz.
Także dziś wyszła do ogrodów już po południu, kiedy słońce nie było tak silne i nie groziło już pozostawieniem na skórze plebejskiej opalenizny, choć i tak przezornie zabrała zdobioną koronką parasoleczkę, która nie chroniła przed deszczem, ale na słońce sprawdzała się doskonale. Przechadzała się powoli, zatopiona w myślach i przejęta stresem na myśl, że już za kilka dni Evandra i jej mąż mieli wyjechać, pozostawiając dwór w rękach Mathieu… i jej. A ona przecież kompletnie nie wiedziała, jak sprostać wielu obowiązkom Evandry. Była ledwie rok po skończeniu Hogwartu i debiucie, i w tym czasie głównie zajmowała się sztuką i pielęgnowaniem relacji towarzyskich. Jej matka nie była żoną nestora, więc nigdy nie zajmowała się prowadzeniem dworu, poświęcała swoje życie głównie dzieciom, a także swoim pasjom, do jakich zaliczała się sztuka i rośliny. W dodatku Corinne była wciąż świeżą mieszkanką Chateau Rose, wciąż poznającą to miejsce i nieświadomą wielu niuansów, które były znane tym, którzy żyli tu od dawna.
Ta niepewność była dla niej czymś nowym, jeśli nie liczyć początków w Hogwarcie. W Ludlow znała swoje miejsce, znała każdego mieszkańca i wiedziała, na co sobie może przy kimś pozwolić. Wiedziała, przy kim może sobie pozwolić na szczerość, a przy kim musiała zachowywać powściągliwość. A tutaj… Rosierowie od dnia ślubu byli jej rodziną, ale jeśli chodzi o stosunek emocjonalny, nadal byli dla niej obcymi ludźmi, których dopiero poznawała. Ale taki już los kobiet; podczas gdy mężczyźni pozostawali całe życie w jednym miejscu, one z chwilą ślubu musiały zostawić stare życie za sobą i zamieszkać gdzieś indziej, wśród innych twarzy. Była na to przygotowywana od dawna (choć rzecz jasna nie wiedziała, że wydadzą ją akurat za Rosiera), dlatego znosiła swoje przeznaczenie z godnością i cierpliwością, starając się nie dać po sobie poznać owej niepewności. Podczas posiłków może nie odzywała się wiele, zwykle zabierając głos wtedy, kiedy ktoś bezpośrednio się do niej zwracał, ale zawsze była wobec członków nowej rodziny życzliwie usposobiona i nie odmawiała spędzania z nimi czasu. Wiele też było w niej przyzwyczajeń wyniesionych z życia wśród Averych, którzy nie należeli do ludzi szczególnie ciepłych i uczuciowych. Corinne zaznała czułości i opiekuńczości jedynie ze strony matki i brata, wobec ojca i większości pozostałych członków rodu, zwłaszcza mężczyzn, odnosiła się z szacunkiem i rezerwą, rozumiejąc to, że jako kobieta znajdowała się w hierarchii niżej niż mężczyźni. Pojęła to już jako dziecko, widząc że jej brat uczył się wielu rzeczy, których jej nigdy nie uczono, bo uznawano, że to sprawy dla mężczyzn, a ona jako kobieta miała inną rolę – przyszłej żony i matki.
Rosierowie, choć także wyznawali konserwatywne wartości, dość mocno różnili się od Averych i do tych różnic po prostu musiała się przyzwyczaić, a także nauczyć się wielu nowych obowiązków, których nie miała jako panna, a miała jako żona.
Była tak pogrążona w myślach, że nawet nie zauważyła, że niechcący naruszyła spokój samego nestora Rosierów, pojawiając się w zakamarku ogrodów, gdzie akurat najwyraźniej spędzał czas. Próbowała się dyskretnie wycofać, żeby nie myślał, że podglądała co robił albo wtrącała się w nieswoje sprawy, ale niefortunnie nastąpiła obcasikiem pantofelka na kamień, który zachrzęścił… I chyba nici z wycofania się niepostrzeżenie.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – odezwała się grzecznie, odchylając parasoleczkę do tyłu tak, by dobrze było widać jej twarz. Była wyprostowana, nie garbiła się ani nie uciekała wzrokiem, starała się jakoś zamaskować zakłopotanie.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]27.09.23 23:55
Siedział przy kutym ogrodowym stoliku, w cieniu rozłożystych drzew, niedbale, z nogami na stole. Mało elegancki strój - luźna biała koszula wsunięta w czarne spodnie, niedopięta przy szyi wobec dusznej pogody - podpowiadał, że nie zamierzał opuszczać posiadłości ani też nie spodziewał się gości, choć z pewnością nie pokaże się w ten sposób na wspólnej kolacji. Na kolanach miał drewnianą skrzynkę, której zawartość przeglądał, drobiazg po drobiazgu, akurat miał w ręku srebrną piersiówkę rzeźbioną w rodzinny herb, gdy kątem oka dostrzegł Corinne.  
Nie miał o niej zdania. Zaufał decyzji lady doyenne w kwestii jej doboru jako odpowiedniej żony dla Mathieu, kiedy należało czym prędzej przykryć skandal z Primrose. Jej rodowód dawał szanse na odpowiednie ulokowanie poglądów, tak istotnych w reprezentacji rodziny, na czele której stał śmierciożerca, a sama Corinne wydawała się rozumieć wagę swojej roli. Ciąg niefortunnych zdarzeń, niezwiązanych wcale z Corinne, jakie odbyły się już po tym, gdy decyzja zapadła, całkowicie odciągnął jego myśli od teraźniejszości. Nie miał ochoty widzieć nikogo, kiedy wciąż burzyła się w nim krew. Służba unikała jego obecności, starając poruszać się korytarzami i schodami odmiennymi, niżeli on, unikało go również większość domowników, nawet Mathieu. Właściwi enie spędzał czasu nawet z żoną - zmiany - powolne, nie wszyscy od razu zaufali łagodniejszemu usposobieniu nestora - rozpoczęły się wraz z początkiem lipca, lecz mimo to nie miał okazji poznać Corinne bliżej. Widywali się w trakcie wspólnych posiłków, w trakcie których głównie milczała. Początkowe spóźnienia - dla Tristana niewyobrażalne, a tłumaczenia nieszczególnie go interesowały - robiły na nim bardzo złe wrażenie, kwitował je uniesieniem jednej brwi, gdy przepraszała, lecz ufał, że została wówczas odpowiednio zdyscyplinowana przez Evandrę - z sukcesem, bo z czasem podobna niesubordynacja przestała się zdarzać. On nie milczał, ale w ostatnim czasie jego słowa zaczynały być coraz mniej podszyte ogólną złośliwością. Miał zwyczaj omawiać poranną prasę przy śniadaniach, skupiając się - wobec jednostajnego zawieszenia broni - na ogólnej sytuacji gospodarczej kraju i hrabstwa, z naciskiem na to drugie. Nie traktował jej jeszcze do końca jako części rodziny, było za wcześnie, by zaszła w ciążę, tym bardziej, by została matką, nieszczególnie też dostrzegał jej wkład w budowanie rodziny. Nie miał powodów by burzyć chłodny dystans, jaki wzrósł między nimi już od dnia ślubu.
Teraz jednak był znudzony. Nagłe zawieszenie broni traktował jako perspektywę - notabene bardzo potrzebnego - odpoczynku, mniej dla ciała, bardziej dla umysłu, nieprzerwanie czujnego i zagubionego w chaosie determinacji, nigdy niewypowiedzianych lęków, okrutnych obrazów i bezwzględnej ambicji mającej utrzymać go na szczycie. Dziś mógł pozwolić sobie na planowany wyjazd - nigdy nie wziął Evandry w podróż poślubną, przyda im się trochę czasu tylko dla siebie - a dni w ostatnim czasie spędzał po części na zabawie, a po części na porządkowaniu spraw, które odkładał ostatnimi miesiącami na niedookreślone potem.
Jak posprzątanie rzeczy należących do zmarłego ojca. Skrzynka z drobiazgami należała do niego, matka zebrała ją i odłożyła, prosząc, by na nią spojrzał. Sam nie wiedział, czy wcześniej naprawdę nie miał na to czasu, czy po prostu nie był w stanie, ale ojcowskie skarby kurzyły się już od miesięcy. Część z nich należało zezłomować, część zachowa, odnalezioną biżuterię po Marianne zdecydował się przekazać Melisande. Nie był pewien, co uczynić z pudełkiem wysadzanym masą perłową, które właśnie - powoli - wysunął spod kilku grubych dzienników. Masa perłowa była czarna i biała, jako taka tworzyła pola szachownicy. W środku, w aksamitnym obiciu, znajdowały się rzeźbione w zaczarowanej kredzie figury, białe, niebarwione, oznaczone szkarłatnym herbem i czarne, na figurach koni opalizujących na ciemny brąz sugerujący możnych z Yorku. Szachy - okrutna gra wojny budząca jeszcze bardziej okrutne wspomnienia - były bardzo stare, możliwe, że pamiętały wojnę dwóch róż. Ojciec próbował go nauczyć w nią grać, kiedy był chłopcem, powtarzając, że to gra wielkich strategów. Nie podołał, nie zwyciężywszy z doświadczonym rodzicielem ni razu został przez niego ochrzczony idiotą, a usłyszawszy żal, że nie miał starszego brata, który poniósłby ten ciężar godniej, został odesłany do bardziej plebejskich rozrywek. Kazał wrócić mu do planszy, gdy dorośnie, ale nigdy więcej go do niej nie dopuścił. Miał wtedy siedem lat.
- Corinne, usiądź przy mnie - zawołał ją ni stąd ni zowąd, ignorując jej przeprosiny, nawet nieszczególnie na nią patrząc. Zrzucił nogi ze stolika, po czym machnął ramieniem w bliżej niedookreślonym geście, który winien zostać wychwycony przez czujną skrzatkę Rosierow. - Drugi kielich - zażądał dla niej naczynia na wino, którego butelkę pochwycił, wypełniając dla Corinne kielich, gdy tylko pojawił się na stole - po czym nalał wina również dla siebie. Odłożywszy kuferek na trawę rozłożył planszę na stoliku, machnięciem różdżki rozstawiając na niej pionki i po chwili zawahania - w zamyśleniu oznakowanym zmarszczką na czole - obrócił kredowe białe figury tak, by znalazły się w jej władaniu, przyglądając się jej reakcji z badawczym zainteresowaniem.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]02.10.23 13:02
Potknięcia w pierwszych dniach w nowym miejscu z pewnością nie były celowe, a wynikały ze zwykłej nieznajomości dworu i tego, że musiała przyswoić rozkład pomieszczeń, a orientacja w terenie nigdy nie była jej mocnym punktem. Na szczęście szybko nauczyła się drogi do jadalni, wstawała też wcześniej, aby służka zdążyła ogarnąć jej włosy oraz ubiór. Ujarzmienie wyjątkowo bujnej fryzury Corinne nie należało do zadań na pięć minut. Tak więc nie licząc pierwszych dwóch dni, później zawsze już była na czas, z odpowiednio ułożoną fryzurą i w stroju pasującym do rodzinnych spotkań. Jeśli zaś chodzi o poglądy, Rosierowie nie musieli się absolutnie niczego obawiać, nigdy nie przejawiała żadnych sympatii do brudnej krwi, nie w głowie były jej też niedorzeczne feministyczne rojenia. Była damą bardzo konserwatywną i stałą w poglądach, świadomą swojej roli jako kobiety i akceptującej ją.
Zdawała sobie też sprawę, że samo wyjście za mąż to dopiero połowa sukcesu. Do tego, żeby być pełnowartościową żoną, brakowało jeszcze zajścia w ciążę i powicia potomka Mathieu, najlepiej syna. Dwa tygodnie, które tu spędziła, to był czas stanowczo zbyt krótki na to, by zbudować głębsze relacje z nową rodziną. To przecież byli dla niej obcy ludzie, a ona była obca dla nich. Liczyła się z tym, że nie od razu uznają ją w pełni za swoją, skoro jeszcze nie złączyła się z nimi krwią, wydając na świat młodego Rosiera. A to, kiedy to nastąpi, zależało w dużej mierze od Mathieu i od tego, kiedy zechce się do niej zbliżyć. Jej obowiązkiem jako kobiety było cierpliwe oczekiwanie, ale w głębi duszy pragnęła zajść w ciążę możliwie szybko, by jak najszybciej udowodnić swą kobiecą wartość i to, że była dobrym wyborem. A przy okazji mogła zyskać istotę, którą pokocha i która będzie mogła osłodzić jej gorsze strony aranżowanego małżeństwa. Jej matka też kiedyś przez to przechodziła, a skoro ona dała sobie radę, to i Corinne musiała sobie poradzić.
Wiele zawiłości relacji między domownikami było jej obcych. Nie wiedziała, co się wydarzyło przed jej zamieszkaniem tutaj, nie była świadoma dramatów ostatnich miesięcy i lat, poza historiami, które ktoś z domowników jej opowiedział, a zapewne te nieodpowiednie dla jej uszu przemilczano. Choć ją to ciekawiło, wolała nie dopytywać, żeby nie wyjść na wścibską. Musiała dopiero zapracować na zaufanie Rosierów i dopuszczenie do ich życia nie tylko w tym codziennym, przyziemnym wymiarze, jakim było noszenie jednego nazwiska, wspólne jadanie posiłków czy rozmowy z domownikami, ale także w wymiarze emocjonalnym. Mogły minąć jeszcze miesiące, może nawet parę lat, nim przestanie być obcym elementem układanki nagle wrzuconym z zewnątrz, ale starała się całego procesu nie utrudniać i próbowała się asymilować. Zaangażowała się już w naukę pielęgnacji rodowych róż i wytrwale uczyła się obyczajów Rosierów, zwłaszcza tych aspektów, które różniły się od codzienności w Ludlow.
W nestorze Rosierów było coś, co zawsze budziło w niej nie tylko onieśmielenie, ale nawet coś na kształt strachu. Choć był przystojny i bardzo młody jak na standardy przeciętnego wieku nestorów rodów, było w nim coś niepokojącego, wręcz groźnego. Choć Corinne była tylko nieznającą życia młódką, instynktownie wyczuwała, że jest to ktoś, do kogo należało czuć respekt i to nie tylko z powodu tego, że był głową rodu. Od dziecka wpajano jej szacunek do starszych, a szczególnie do nestorów, ale teraz nie była u Averych, gdzie doskonale wiedziała, na co uważać przy poszczególnych członkach rodziny.
Kiedy zdał sobie sprawę z jej obecności ich spojrzenia na moment się skrzyżowały, przelotnie pomyślała sobie, że było w nim coś ze smoka, gotowego spopielić ją gdyby popełniła jakiś niewłaściwy ruch. Do tej pory nie miała okazji z nim rozmawiać sam na sam, podczas posiłków słuchała tego, co mówił, nie przerywając mu, odpowiadała na zadane pytania, a poza porami śniadań, obiadów i kolacji zapewne miał mnóstwo innych zajęć i pogaduszki z młódkami, nawet żoną krewnego, na pewno nie znajdowały się na szczycie jego listy priorytetów. Rozumiała to i nigdy nie nalegała, wiedząc, że jeśli nestor będzie czegoś od niej chciał, sam ją do siebie wezwie. Ale starannie unikała wszelkich wpadek (nie licząc tych paru spóźnień w pierwsze dni po ślubie) i dokładała starań, aby nie potrzebne były żadne pouczenia.
- Oczywiście – zgodziła się; nestorowi w końcu się nie odmawia. Jeśli życzył sobie, by usiadła, spełniła jego życzenie bez szemrania. Wychowano ją w końcu w duchu posłuszeństwa wobec autorytetów, a do takich należeli nestorzy, pan ojciec, mąż oraz inni starsi mężczyźni z rodziny. Nie zaprotestowała także na propozycję napicia się wina, przyjmując kielich i sącząc z niego łyk, jednocześnie badawczo obserwując poczynania Tristana, który rozłożył szachownicę wraz z figurami. – Naprawdę piękna. Czy to jakaś stara rodzinna pamiątka? – przyznała, podziwiając bez wątpienia cenny komplet, nie przypominający w niczym zwyczajnych figurek z tańszych materiałów, jakimi grywali jej rówieśnicy w pokoju wspólnym w Hogwarcie. – Z tego co zdążyłam zauważyć, jest tu wiele pięknych miejsc i rzeczy, choć nie poznałam jeszcze wszystkiego. – Nie były to czcze, fałszywe komplementy, a zupełnie szczerze chwaliła swój nowy dom i jego okolice. Co tu dużo mówić, zarówno posiadłość jak i ogrody były naprawdę olśniewające, a Corinne zawsze miłowała piękno i dobrze się czuła w otoczeniu ładnych rzeczy.
Nie odrywała wzroku od szachownicy i figur znajdujących się pomiędzy nimi, choć co jakiś czas zerkała i na samego mężczyznę.
- Muszę przyznać, że ostatni raz grałam w szachy wiele lat temu, kiedy jeszcze byłam dzieckiem. Właściwie trudno nawet uznać to za prawdziwe granie. Gdy byłam starsza, już do tego nie wracałam, wybierałam inne aktywności, ale… miejmy nadzieję, że coś pamiętam. – Brat dawno temu próbował ją nauczyć podstaw, ale nigdy nie była dobra, właściwie zawsze z nim przegrywała, nie licząc sytuacji, gdy celowo dawał jej fory. A w Hogwarcie nie przyłączała się do grających kolegów, bo jako damie nie wypadało jej się spoufalać z płcią przeciwną, zwłaszcza niższego stanu. Poza tym jako kobieta wolała bardziej kobiece zajęcia, jak sztuka, i nigdy nie zapałała zainteresowaniem do szachów, nie do końca wiedziała też, co robią poszczególne figury. Brat kiedyś jej tłumaczył, ale szybko uleciało to z jej umysłu. Ale i w tym wypadku nestorowi nie wypadało odmówić, nawet jeśli miało się okazać, że przegra z kretesem. Oczekiwał, że to ona wykona pierwszy ruch, z tego co pamiętała, białe zaczynały. Po chwili zawahania wyciągnęła smukłą dłoń i przesunęła po szachownicy jednego z pionków, bo wydawało jej się, że chyba od nich się zaczyna. No cóż, szachistki z niej nigdy nie było i raczej nie będzie, ale przypuszczała, że to swego rodzaju test, który miał pokazać… No właśnie, co? Tristan Rosier wybrał dość nietypowy sposób na zapoznanie się z żoną kuzyna, ale Corinne musiała starać się nie zrobić złego wrażenia, dlatego podjęła wyzwanie niezależnie od tego, jaki będzie rezultat końcowy.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]07.10.23 20:52
- Tak - odparł ze znudzeniem wyczuwalnym w głosie, jak wiele razy słyszał od ojca ich historię? - Należały do mojego ojca. A wcześniej do jego ojca. Trwało to parę pokoleń - On nie zdążył ich dostać, choć teraz, gdy ojca już nie było, mógł sobie je zabrać sam. Większą ochotę miał wepchnąć mu je do grobowca, ale z biegiem lat odkrywał prawdę w jego pouczeniach i mądrościach. Może ta gra też jakąś za sobą niosła. Wiedział, że tak, po prostu nie chciał tego przyjąć. - Biała armia została wykonana z kredy naszych klifów. To nasza armia, armia Dover. Z przodu mają nasz szkarłatny herb. Czarna - wskazał na najbardziej okazałą figurę - króla. - To koniokrady z Yorku. Mamy z Carrowami długą i mało przyjemną historię. Kiedyś sądzili, bezpodstawnie, że wolno im więcej niż nam. To przykre, lecz u niektórych z nich podobne poczucie pozostało żywe. Nie należy jednak rozsądku spodziewać się po tych, którzy poddają się Zakonowi Feniksa. - Przyglądał się jej, zastanawiając się, czy znała tę historię. Jak dobrze przygotowano ją do wżenienia się w ród Rosierów? Nie miała na to dużo czasu, ile zatem zdążyła przyswoić? Upił łyk wina, zastanawiając się nad jej słowy. Zamek Ludlow był zimny i ponury, otaczała go zupełnie inna aura niż subtelny i elegancki pałac róż. Bardziej niż Averym zależało im na odpowiedniej prezencji - nie strach chcieli wzbudzać a podziw. Byli pyszni.
- Jak się miewa lady Elaine? - spytał, gdy wspomniała o domu. Może wiedziała, może nie, że Elaine Nott, po mężu Avery, była jego dawną narzeczoną. Zdarzało się, że ją odwiedzał, jej syn, młody lord Avery, terminował w Smoczych Ogrodach za karę. Wrzucił glizdy do jego wina.
- Kto uczył cię gry? - spytał, gdy wyznała, że próbowała; po prawdzie nie spodziewał się tego, nie po tym, z jaką czcią do szachów podchodził jego ojciec. Nie wspomniał, że i on nie grał od podobnych lat, wychodziłoby na to, że dłużej niż ona. - To nie tylko gra - sprostował jej słowa. - To metafora - Prawie słyszał głos własnego ojca, kiedy wypowiadał te słowa. Jako chłopiec bardzo przejmował się tym, że go zawiódł. Potem przyzwyczaił się do tego uczucia. Wysunął własnego pionka naprzeciwko jej. - Najmniejsze figury, pionki, nic nie znaczą. Ich ruchy ograniczone są tak, by właściwie nie miały mocy sprawczej. Do zbicia. Wysyłane na rzeź w pierwszej linii. Nie mają dokonać niczego wielkiego. Są na planszy barykadą, która prędzej czy później zostanie przełamana. Nie wykonają przełomowego ruchu, ale uwarunkują rozkład ważniejszych figur. Ich strata nie boli, lecz można odsłonić zbyt wiele, tracąc je przedwcześnie. Niezależnie od tego, ich docelową rolą jest umrzeć w imię silniejszych od siebie. Nikt o nich nie pamięta i nikt ich nie żałuje. Każdy z nich jest taki sam. Prosty, zwyczajny i nijaki. - Zakończył, z zastanowieniem błądząc wzrokiem po twarzy Corinne. Czego uczono ją na ten temat w Ludlow?
Spodziewałbyś się, tato, że dalej pamiętam te słowa?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]08.10.23 12:51
Corinne skinęła głową ze zrozumieniem. I wśród Averych krążyły różne pamiątki, choć większość tych mających szczególną wartość otrzymywali męscy członkowie rodu. Dziewczęta i tak były wydawane za mąż do innych rodzin, przybierały inne barwy i symbole. Corinne pozwolono wziąć ze sobą do nowego domu należące do niej suknie, biżuterię i inne osobiste szpargały takie jak na przykład zdobione lusterko czy komplet pędzli, ale nie cenne, liczące sobie kilka wieków rodowe pamiątki, które powinny pozostać w obrębie rodu.
Niemniej jednak szachowy komplet Rosierów naprawdę wyglądał pięknie, znacznie lepiej niż tanie zestawy należące do jej hogwarckich rówieśników, i jak się okazywało, odnosił się do historii rodu.
- Mniemam, że chodziło o wojnę dwóch róż? – spytała słysząc jakie rody reprezentowały figury. – I Avery nie darzyli Carrowów szczególną sympatią. – Pozostawało faktem, że Avery mieli więcej wrogów niż przyjaciół przez to, jaką politykę prowadzili przez minione wieki. Choć akurat Corinne nie była aż tak wrogo nastawiona, może dlatego, że była kobietą, a kobiety nie były od prowadzenia wojen. Naturalnie nienawidziła mugoli, szlam i zdrajców, brzydziła się ich i gardziła nimi, ale zdawała sobie sprawę, że w obecnych czasach czysta krew o godnych poglądach była niezwykle cenna. I że sojusze były ważniejsze niż waśnie sprzed wieków. Przecież nawet jej własne małżeństwo było podyktowane polityką. Averym opłacało się oddanie jej na żonę dla Rosiera, bo woleli mieć w nich sojuszników. Rosierowie też zapewne musieli widzieć w tym korzyść, skoro wybrali dla Mathieu ją, a nie jakąś inną młodą damę. Była chowaną pod kloszem młódką, ale nawet ona nigdy nie łudziła się, że wyjdzie za mąż z miłości, wiedziała, że najważniejsze będzie dobro rodu, a nie jej własne. Nikogo nie obchodziło to, czego pragnie ona czy Mathieu, mieli zostać małżeństwem i koniec. Przed ślubem nie dostała jednak wiele czasu na nauki, więc tak naprawdę wielu rzeczy uczyła się już po zamieszkaniu w posiadłości Rosierów. Oczywiście podstaw historii rodów Skorowidzu uczyła się znacznie wcześniej, na lekcjach genealogii z guwernantką, ale dopiero tutaj miała sposobność zgłębić ten konkretny wątek dokładniej, skupiając się na historii Rosierów. Będąc dzieckiem i nastolatką nie mogła jeszcze wiedzieć, do jakiego rodu zostanie wżeniona, dlatego na tych dawnych lekcjach nie skupiała się na jednej konkretnej rodzinie poza Averymi, wśród których dorastała. Ale gdyby układy i pertraktacje między nestorami potoczyły się inaczej, to kto wie, może w innym wypadku musiałaby zostać i żoną jakiegoś Carrowa, jeśli tylko miałoby to pomóc zakopać topór wojenny między rodzinami. Ale została żoną Rosiera, więc musiała respektować politykę Rosierów. Na swoje szczęście, zawsze była osobą miłującą piękno i dworskie życie, więc pod tym względem dobrze się tu wpasowała.
- Poddali się Zakonowi Feniksa? Nie wiedziałam o tym – zapytała, krzywiąc się lekko; słyszała o tej organizacji zrzeszającej szlamolubów, same szlamy oraz zdrajców, ale nie wiedziała o nim zbyt wiele poza tym, że pragnęli zniszczyć czarodziejskie tradycje i zaprowadzić powszechną równość. Trudno było jej sobie jednak wyobrazić, jak szlachetny i konserwatywny ród się im poddaje, może po prostu czegoś nie rozumiała. W końcu była tylko młodym dziewczęciem i nie miała zbyt wielkiego pojęcia o wydarzeniach w kraju. – Mam nadzieję, że… że nam nie zagrażają. – Oby nie, wolała żeby trzymali się z daleka. Ale nestor Rosierów nie wyglądał na kogoś, kto pozwoliłby szlamolubom panoszyć się po swoich ziemiach, więc prawdopodobnie była tu bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej, ale mimo to opowieści o straszliwych mugolach i ich zwolennikach, oraz o przerażających mugolskich machinach działały na jej wyobraźnię i czasem nawet miewała koszmary o goniących ją mugolach z widłami i pochodniami.
Nie miała pojęcia, że lady Elaine była kiedyś narzeczoną Tristana, była wtedy dzieckiem, zbyt młodym by w tamtym momencie przykładać wagę do takich rzeczy.
- Wydaje mi się, że ma się dobrze, przynajmniej kiedy opuszczałam Ludlow, choć z racji różnicy wieku i tego, że ledwie rok temu skończyłam szkołę, nie byłyśmy ze sobą bardzo blisko – przyznała. No i w ostatnich latach większość czasu spędzała w Hogwarcie, co nie sprzyjało zacieśnieniu relacji, tym bardziej, że i okres po skończeniu szkoły i debiucie był dość intensywny.
- Mój brat, ale… byliśmy wtedy tylko dziećmi, więc w naszym przypadku to nigdy nie była poważna gra i dlatego nie mogę się pochwalić umiejętnościami. Zagrałam z nim może kilka partii, ale szachy nie stały się moją pasją. Zawsze wolałam muzykę i sztukę – odpowiedziała szczerze. Nigdy nie podchodziła do szachów z powagą i zaangażowaniem, była to raczej po prostu jedna z rzeczy, której spróbowała kiedyś w przerwie między szlacheckimi zajęciami zachęcona namowami starszego brata, ale nie odnalazła w tym pasji, więc później do tego raczej nie wracała. Wolała typowo kobiece rozrywki, szachy były zbyt ambitne i trudne, więc szybko się zniechęciła. Ale przyglądała się bardzo uważnie poczynaniom mężczyzny, jednocześnie zastanawiając się nad tym, kim właściwie był. Skoro w tak młodym wieku został nestorem, musiał wybijać się ponad przeciętność, zasłużyć się czymś szczególnym. Tak odpowiedzialnej funkcji nie powierzano przecież byle komu, zazwyczaj to stanowisko kojarzyło jej się ze starcami, ale jemu do starca było daleko.
Jego słowa na temat figur szachowych przywiodły jednak skojarzenia z ich własną rzeczywistością. Większość społeczeństwa była właśnie pionkami, nic nie znaczącą szarą masą. O większości ludzi historia zapomina, pamiętając tylko o tych nielicznych jednostkach, które zasłużyły się czymś większym. A czym była ona? Jaką figurą by była? Nie miała przecież aspiracji, żeby zostać jednostką wybitną, bo dorastając w świecie patriarchalnym rozumiała, że po wybitność wypada sięgać jedynie mężczyznom. Kobieta z wielkiego rodu miała wyjść za mąż, rodzić dzieci i być ozdobą męża i rodu, nie mogła przynosić im wstydu. Corinne nie miała zapisać się w historii, nie była sprawcza, ale nie postrzegała się też w kategorii barykady czy istoty posyłanej na rzeź, jej szlachetna krew była zbyt cenna, to szarzy, bezimienni obywatele byli poświęcani, żeby wielkim rodom żyło się dobrze i wygodnie. Ale świat nie był tak czarno-biały jak szachy, nawet jeśli dla Corinne wiele rzeczy często było albo czarne, albo białe. Jej brat też kiedyś tłumaczył jej zasady działania figur, ale wiele uleciało z jej pamięci. Miała się odezwać, ale gdyby zaczęła zadawać zbyt wiele pytań na temat figur i ich działań, szybko ujawniłaby się ze swoją całkowitą niewiedzą.
Przygryzła więc w zamyśleniu wargę, starając się wyprowadzić jakiś ruch, choć każdy średnio rozgarnięty szachista szybko zauważyłby, że nie miała większego pojęcia i improwizowała, próbując zamaskować swoją ignorancję.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]10.11.23 22:02
Kiwnął głową, zagadka rozwiązana poprawnie; fakt istnienia animozji pomiędzy rodem dziewczyny a rodem białej róży nie był dla niego informacją nową, znał historię. Rodzina Corinne nie do końca doceniała wagę polityki, w której można było zacząć się liczyć wyłącznie dzięki znajomościom; brutalność na swoim małym polu zdawała egzamin tak długo, jak długo ambicje nie sięgały dalej niż poza to pole. Cenił ich za siłę, niekoniecznie zgadzał się ze strategią - a może z jej brakiem. Przyjaciół należało trzymać blisko. Wrogów jeszcze bliżej.
- Niezupełnie. Są naszym najsłabszym frontem, ich porażka to kwestia czasu. - I będzie im trzeba przybyć z pomocą, nie zamierzał tego jednak robić bez wyraźnego rozkazu ani gdy sytuacja nie była jeszcze przesądzona. Nie dbał o nich, lecz nie obawiał się też o swoje bezpieczeństwo - bo radził sobie z zagrożeniem znacznie lepiej. Roześmiał się, krótko, bo jej głośno wyrażonych obawach, pokręcił głową przecząco.
- Nie - oznajmił, unosząc czarne spojrzenie wprost ku jej źrenicom, w tonie jego głosu było coś niepokojącego; głos brzmiał stanowczością zdradzającą, że były to słowa, o których Corinne musiała pamiętać, których nie zamierzał powtarzać i w które nie wolno było jej wątpić. - I nie wolno ci tak mówić - oznajmił, był jednym z najwierniejszych apostołów Czarnego Pana, jego rodzina nie mogła wątpić w to, czy ich ziemie były bezpieczne, a tym bardziej nie mogła artykułować takich wątpliwości na głos. Ziemie Kentu pozostawały pod jego opieką. Na krótko umknął wzrokiem w bok, gdy pojął, że nie usłyszy wiele o Elaine.
- Muzykę i sztukę - powtórzył jej słowa na głos. - Jaką? - pytał, może dla podtrzymania rozmowy, może rzeczywiście chcąc ją poznać; wysoko cenił sobie liberalne towarzystwo artystów, od zawsze. Obserwował ruch jej figury, nie był przemyślany, Tristan wyprowadził kontrę po chwili dłuższego namysłu. Nie był pewien, na ile skuteczną, choć jego przeciwniczka nie wydawała się szczególnie doświadczona.
- To figury mają znaczenie - snuł dalej. -Stanowią o sile całej armii. Najważniejszy jest król, którego zbicie kończy grę, jednak o ile król może ją przegrać, nie może jej wygrać. Sam jest słaby i bezużyteczny, porusza się zbyt wolno, by samodzielnie wyjść naprzeciw jakiemukolwiek atakowi. Jednak gdy przeciwna armia usiłuje się go pozbyć - pozostałe figury wykonują roszady zmierzające do osłabienia wroga, a w konsekwencji - do ostatecznego zwycięstwa. Wszystkie razem, choć oczywiście nie wszystkie z nich mają takie same możliwości i nie wszystkie z nich są tak samo ważne. Żadna z figur nie może wyjść poza przeznaczone im pola, lecz działając na nich muszą wykrzesać pełnię swojego potencjału, by zwycięstwo okazało się najbardziej spektakularne. Kluczowy może okazać się nawet rzucony na rzeź pionek. Rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć, Corinne? - Niemal ze znudzeniem sięgnął po kielich wina, smakując alkoholu.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]13.11.23 13:30
Ród Avery nigdy nie słynął z subtelności i dyplomatycznego podejścia, ale kto wie, może w obecnych czasach będą musieli zmienić podejście do wielu spraw. Już zmieniali, czego świadectwem była chęć nawiązywania nowych sojuszy z innymi rodami o podobnych poglądach na kwestie czystości krwi. Dawne urazy sprzed wieków musiały zostać pogrzebane, gdy część rodów pogardziła tradycyjnymi wartościami, a te, które były im wierne, musiały trzymać się razem i pielęgnować to, co słuszne i co stanowiło fundament ich świata. Corinne zdawała sobie sprawę, że jej małżeństwo było podyktowane przede wszystkim rodową polityką. W ich świecie, zwłaszcza w tych czasach, nie było miejsca na związki z miłości. Najważniejsze zawsze było dobro rodu, nie osobiste preferencje poszczególnych członków. Nawet gdyby Mathieu był stary, gruby i szpetny, dla dobra rodu musiałaby go poślubić. Ale skoro Carrowowie tak źle sobie podobno radzili, to pozostawało się cieszyć, że nie wydano jej za kogoś z tego rodu. Avery nie lubili słabości, może właśnie z tego względu szukali możliwości sojuszu z rodem silnym, którego reputacja i poglądy pozostają niezachwiane.
Skinęła głową, jednak dostrzegając poważną czerń jego spojrzenia i słysząc stanowczość w jego głosie, mimowolnie drgnęła, zdając sobie sprawę, że powiedziała coś nie tak.
- Oczywiście. Proszę wybaczyć, nie znam się zbytnio na wielkiej polityce – odezwała się pokornym tonem; była tylko damą, nie miała pełnego obrazu sytuacji w świecie, a tylko fragmentaryczny. I jak przystało na delikatną, bezbronną istotę, zwyczajnie bała się zagrożeń, które czyhały w świecie poza dworem, bo choć żyła pod kloszem, to nie była całkowicie wolna od niepokojów, te czaiły się na krawędziach jej świadomości nawet jeśli próbowała je ignorować i skupiać się tylko na rzeczach miłych i przyjemnych. Zdawała sobie sprawę, że Tristan Rosier był kimś ważnym i potężnym, ale nie wiedziała, jak bardzo, tym bardziej, że była w tej rodzinie ledwie dwa tygodnie. Niemniej jednak, im większa pozycja nestora, tym lepiej dla rodu. Silny i potężny czarodziej mógł zapewnić bezpieczeństwo rodowi oraz ziemiom, zaś ród pod przewodnictwem kogoś słabego i nieudolnego mógł się lękać. Ale Tristan zdecydowanie nie wyglądał na słabego i nieudolnego; to były chyba ostatnie określenia, jakie mogłaby mu przypisać. Był młody, ale siły i autorytetu mógłby mu pozazdrościć niejeden starszy od niego czarodziej. Szlamy i zdrajcy byliby głupcami, gdyby zdecydowali się wejść mu w drogę.
- Głównie gram na fortepianie, opanowałam też podstawy śpiewu i gry na skrzypcach. A jeśli chodzi o malarstwo, maluję głównie roślinność i krajobrazy, czasem haftuję – pośpieszyła z odpowiedzią na zadane pytanie, choć zdawała sobie sprawę, że jej ładne, kobiece hobby nie było niczym unikatowym i wiele młodych dziewcząt także mogło się pochwalić artystycznymi umiejętnościami. W końcu damy takie jak Corinne od dziecka nauczano rozmaitych sztuk, żeby je czymś zająć, ale też wyposażyć je w niezbędne na salonach atuty. W końcu obowiązkiem żony, poza samym wyjściem za mąż i urodzeniem mężowi dzieci, było pełnienie roli jego ozdoby w towarzystwie. Musiała więc dobrze wyglądać, umieć tańczyć, a także uświetniać rodzinne spotkania swymi talentami. Tak zawsze powtarzano jej w rodzinnym domu. Nie musiała być mądra ani być potężną czarownicą, miała być ładną ozdobą, dodatkiem do mężczyzny, za którego zostanie wydana. I choć może nie była w żadnej dziedzinie sztuki wielkim, olśniewającym talentem, to jednak coś potrafiła – lecz zdecydowanie nie była osobą liberalną. Poglądy Corinne na kwestie czystości krwi, obyczajowości oraz tradycji były bardzo konserwatywne i mało elastyczne. Próżno w niej szukać przejawów wyzwolenia czy degeneracji, które często cechowały artystów z nizin, i nawet jej sztuka była konserwatywna, jednak niewielu mogło ją podziwiać, gdyż nie wystawiała się na pokaz dla gawiedzi. Jej muzykę czy obrazy podziwiało tylko grono rodziny czy przyjaciół.
Nie ulegało wątpliwości, że z szachami radziła sobie miernie. Ale że nestorowi się nie odmawiało, to dzielnie próbowała podjąć próbę zagrania z nim, skoro tego sobie zażyczył. Nie wiedziała jednak, jakie miał ku temu powody. Chciał ją sprawdzić? Zorientować się nie tyle w jej umiejętnościach szachowych (bo wiadomo, że te były marne), co w jej rozeznaniu w sytuacji w świecie? Szachy przecież w gruncie rzeczy nie były ważne same w sobie, były tylko grą, rozrywką, ale słowa Tristana mogły skrywać drugie dno, odniesienie nie tylko do figur i ich ról, ale także do sytuacji panującej w świecie. Metafora, jak sam określił to wcześniej. To, co działo się na szachownicy, było metaforą, a to co mówił, również. Corinne może i nie należała do najbystrzejszych dziewcząt, lecz w spokoju słuchała jego słów, starając się je przemyśleć i zrozumieć.
- Chodzi o to… że każda figura ma przeznaczoną jej rolę? Tak jak w prawdziwym świecie posiada ją każdy czarodziej? Że każdy z nas jest figurą na wielkiej szachownicy? – zapytała cicho, zastanawiając się jednocześnie, czy dobrze myślała, czy właśnie nie zbłaźniła się przed nestorem. Ale wydawało jej się, że może o to chodziło. Że w ich świecie każdy miał swoją rolę do spełnienia, swoje pole na którym mógł się poruszać i w obrębie którego mógł wykrzesać swój potencjał. Damy miały wychodzić za mąż i rodzić dzieci, ich mężowie dbać o byt i bezpieczeństwo rodziny, nestorowie mieli zarządzać rodem oraz chronić jego członków i ziemie, służba miała służyć, zaś zwykli czarodzieje mieli pracować na dobrobyt wysoko urodzonych, a w niespokojnych czasach to oni mieli się poświęcić, tak jak w szachach czyniły to pionki. W ich świecie, w którym obowiązywała określona hierarchia społeczna, także nie każdy był tak samo ważny.
Przygryzła leciutko wargę, przyglądając się figurom i próbując przypomnieć sobie cokolwiek sprzed lat, kiedy to zagrała tych kilka partyjek z bratem. Ale nie pamiętała prawie nic, to było tak dawno! Poza tym szachy zawsze wydawały jej się trudną grą, zbyt trudną, by mogła odnaleźć w niej prawdziwą przyjemność, lecz nie mogła tak po prostu powiedzieć nestorowi, że nie chce grać. Podjęła więc próbę wykonania kolejnego ruchu, jednocześnie wciąż rozmyślając nad jego słowami i ich sensem.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]05.12.23 20:18
Kiwnął głową, nie spodziewając się bynajmniej po tak młodej damie większego rozeznania, każdy nowy dzień miał jednak przynieść nowe wyzwania, a ona musiała czerpać wiedzę z rozmów, które miały szansę pchnąć ją do przodu. Nie mogła sobie - w żadnym razie - pozwolić na tak pospolite faux pas, jak zwątpienie w siłę i stabilność własnego rodu. Strach był domeną panien, dawano im na te emocje przyzwolenie, lecz i strach musiał być okazywany z wysoką ostrożnością. Corinne reprezentowała teraz ich ród i jako jego reprezentantka musiała w niego wierzyć. Na zewnątrz jej emocje powinny pozostać skryte, nie tak lekkomyślnie obnażane.
- Umilisz nam dzisiaj kolację akompaniamentem. - Właściwie nie spytał, oznajmiał, czy ciekaw talentów Corinne, czy jej samej, czy w istocie chcąc posłuchać wieczorem żywej muzyki, to pozostawało właściwie bez znaczenia. Malowane przez nią krajobrazy zainteresowały go mniej, cenił sobie sztukę, preferował jednak tą, która niosła emocje i namiętność. Haft ponoć uczył pokory i cierpliwości, to dobrze.
- Jednie z nich wychodzą przed szereg, inne nie są w stanie zrobić więcej niż kroku, jednak siła wszystkich decyduje o sile armii - mówił dalej, ciągnąc jej myśl, choć nie przytakując jej domysłom wprost. Przesunął figurę hetmana w przód, szachując króla Corinne w dość prostym, oczywistym manewrze, który wykorzystał raczej błąd dziewczyny, niż polegał na taktyce Tristana. Też nie był dobry w tę grę - jednak w przeciwieństwie do Corinne potrafił to ukryć. - Wszystko zależy od tego, jak dobrze poszczególne figury rozegrają swoją rolę. Też masz swoją rolę, Corinne. Rolę żony, rolę damy, rolę róży. Masz w tej rodzinie własne miejsce na polu. I, być może, wykorzystamy cię, gdy zajdzie taka potrzeba. Do tego czasu musisz być gotowa. Oddana rodzinie. - Nie zamierzał tłumaczyć jej sedna obowiązków żony, choć naturalnie myślał o tym, że musiała jak najszybciej zostać matką. Był pewien, że wytłumaczono jej to w domu. - My wymagamy bezgranicznego oddania, wiedz jednak, że gdy zajdzie potrzeba, takie samo wsparcie otrzymasz od nas. Jesteś teraz jedną z naszych róż, pąkiem kwitnącym na naszych gałęziach, odżywionych naszymi korzeniami. I jako ten kwiat musisz nas zachwycić. Czerwone jak krew rozchylone płatki róży mają przekonać każdego, że znalazłaś się we właściwym miejscu o właściwym czasie. - Za Mathieu co prawda ciągnęły się pewne plotki, ale to właśnie jej obecność miała je czym prędzej wygasić. Wybrali ją, bo była ku temu odpowiednia. Ładna, posłuszna i dostatecznie zdrowa. - Chcesz tego, prawda? Stać się z tą rodziną jednością, mieć w niej własne miejsce i wsparcie silnego splotu ramion. Spraw, byśmy ci zaufali, a to wszystko znajdzie się w zasięgu twoich rąk - Rozparł się wygodniej na krześle, unosząc kielich wina w niemym toaście, zaczerpnął z naczynia większy łyk alkoholu. - Szach i mat - mruknął od niechcenia, kiwając głową na planszę. Nie była trudną przeciwniczką, ale też tego po niej nie oczekiwał. - Przygotuj się do kolacji. Zagrasz Chopina. - Nie wiedział, czy miała przygotowane utwory, ale zostało jej kilka godzin. Miała doskonałą okazję okazać swoją determinację.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]06.12.23 15:02
Corinne była tylko damą, w rodzinnym domu uczono ją, że nie powinna nadmiernie interesować się polityką, bo to domena mężczyzn. Interesowała się na tyle, by wiedzieć, z jakimi rodami wypada się zadawać a z jakimi nie, ale już szczegóły politycznych wydarzeń często były jej obce. To co wiedziała o Tristanie Rosierze to zapewne był jedynie ułamek, bo nie miała świadomości tego, w jaki sposób osiągnął swoją pozycję, ani tym bardziej nie zdawała sobie sprawy, do czego był zdolny. Szybko zdała sobie jednak sprawę, że nie mogła mieć żadnych wątpliwości, tym bardziej w towarzystwie.
- Z wielką przyjemnością uraczę rodzinę swoją grą. - Nie miała nic przeciwko, zawsze lubiła grać, i wcale nie trzeba jej było do tego przymuszać. W Ludlow też często umilała rodzinie czas swoimi umiejętnościami, oczywiście wtedy, kiedy nie była akurat w szkole. Ale w każde letnie wakacje oraz po skończeniu Hogwartu grywała regularnie. Miała tylko nadzieję, że Rosierowie będą zadowoleni z jej umiejętności. Odebrali w końcu edukację w artystycznym Beauxbatons i mogli mieć bardziej wysublimowane gusta niż surowi i w większości zupełnie nieartystyczni Avery. Musiała dopiero poznać i wyczuć to, co cenili Rosierowie.
Corinne zdawała sobie sprawę, że szybko przegra tę partię szachów, wiedziała o tym od początku, bo nie miała umiejętności, ale podjęła się wyzwania, bo nestorowi się nie odmawiało. Nie zrażała się jednak, bo to co mówił, było cenną lekcją, zwłaszcza gdy uświadomić sobie, że oni wszyscy także tkwili na wielkiej szachownicy i każda osoba w rodzinie miała do odegrania jakąś rolę, w zależności od pozycji mniej lub bardziej znaczącą. Mężczyźni mieli swoje role, kobiety swoje, ale i jedni i drudzy byli niezbędni. Zdawała sobie sprawę z tego, czego oczekiwało się od kobiet, do tego ją wychowano. Miała wyjść za mąż i urodzić mężowi dzieci, w tym przynajmniej jednego syna. Oczywiście, że pragnęła zostać matką jak najszybciej, nie zamierzała od tego uciekać, ale rzecz w tym, że same jej chęci nie wystarczą, by w jej łonie zagnieździło się życie. Do tego był niezbędny Mathieu, który jak dotąd, poza nocą poślubną, nie zbliżył się do niej. Miała świadomość, że urodzenie dziecka podniesie jej pozycje i scementuje jej więź z nowym rodem, złączy ją z nim krwią, bo póki co była jedynie żoną Mathieu, obcą wżenioną w rodzinę. Musiała powić małych Rosierów, żeby w pełni zjednoczyć się z nową rodziną. Ich małżeństwo nie zostało zaaranżowane dla uszczęśliwienia jej czy Mathieu, a po to, by przedłużyć ród. Ale nie tylko dlatego pragnęła zajść w ciążę. Pragnęła także mieć małą istotę, którą mogłaby pokochać, i która kochałaby ją. Jej matka zawsze powtarzała, że dzieci były jej największą radością w życiu i osłodą mężowskiego chłodu.
- Zamierzam dopełnić obowiązku wobec Mathieu i wobec rodu – zapewniła. Nie była jak te postępowe dziewczęta, które unikały małżeństwa i macierzyństwa. Wychowano ją na materiał na dobrą, posłuszną żonę i ozdobę męża, ale zarazem uczono ją, że inicjatywa powinna należeć do mężczyzn. Wciąż była w wielkim szoku, jeśli chodzi o Evandrę, która sama wychodziła przed szereg z różnymi inicjatywami nie tylko w obrębie rodu, ale i niezwykle gorliwie dbała o lud ziem Rosierów. – Oczywiście, że chcę. Mam nadzieję, że nie zawiodę rodu Rosier, jeśli chodzi o moją osobę, i zostanę godną różą na wspaniałym krzewie rodu, a w niedalekiej przyszłości wydam na świat jego kolejnych godnych potomków.
Oby udało jej się dobrze wpasować w nową rodzinę. Była młoda, atrakcyjna, konserwatywnie wychowana, o nienagannej reputacji i światopoglądzie, a przy tym uzdolniona artystycznie. Zawsze wydawało jej się, że taki zestaw cech jest pożądany w każdej konserwatywnej rodzinie. Oby udało jej się zadowolić nie tylko Mathieu, ale i pozostałych Rosierów. Nie była już Avery, z chwilą ślubu stała się lady Rosier i to o dobro tego rodu musiała teraz dbać, a wszystkie jej czyny to o nim będą świadczyć, dlatego musiała dołożyć starań, żeby jak najlepiej reprezentować rodzinę w towarzystwie, a w przyszłości wydać na świat i godnie wychować kolejne pokolenie rodu Róż.
Skinęła głową, gdy Tristan zakończył partię szachów, odnosząc szybkie zwycięstwo. Podziękowała mu za udzieloną lekcję i rozmowę, a także zapewniła, że uda się do pokoju muzycznego, by poćwiczyć odpowiedni utwór. Tak też zrobiła. Na szczęście znała kilka utworów Chopina, uczyła się ich pod okiem nauczycielki zatrudnionej przez jej panieński ród do muzycznej edukacji młodych latorośli. Po kolacji zagrała dla zebranych na wspólnym posiłku Rosierów, starając się maksymalnie skupić i wydobyć ze swoich dłoni i z fortepianu wszystko, co najlepsze było w jej umiejętnościach. Kiedy grała czuła się szczęśliwa i odprężona, i miała nadzieję że wszystkim, a zwłaszcza nestorowi, spodobało się jej wykonanie utworu.

| zt. dla Corinne
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]26.01.24 19:57
Kiwnął głową, gdy przytaknęła, przyglądając się jej w milczeniu, nie spodziewał się odmowy, nie dopuszczał też możliwości odmowy, ale jej posłuszeństwo zadowalało - wydawała się być dziewczyną, która, zgodnie ze zdaniem Evandry, nie będzie sprawiała zbyt wielu problemów. Być może jej spokojny temperament z czasem uspokoi też Mathieu - jego kuzyn miał w ostatnim czasie dużo trudniejszych dni, które musiał sobie wreszcie poukładać. Które sobie poukłada. Potrzebował czasu.
- To już nie czas na zamiary, Corinne, to czas na czyny - odparł, znacząco spoglądając na planszę; czy na pewno zrozumiała, co próbował jej przekazać? Figury miały różne role, prawda, jedne większe, inne mniejsze, lecz każda z nich mogła okazać się kluczową, o ile zostanie odpowiednio poprowadzona. Nie oczekiwano od niej wyłącznie czekania na działania męża, oczekiwano od niej rezultatów, o które musiała się sama postarać. Jeśli Mathieu pozostawał zagubiony i nie gościł w sypialni żony, to żona musiała sprawić, że w ich łożu zapłonie ogień. To ona była opiekunką tego ogniska. To od niej zależało, czy Mathieu będzie miał chęć korzystać z jej towarzystwa. Wreszcie to od niej zależeć miało, na ile miłe będzie mu jej towarzystwo. Patrząc na nią nie łudził się, że przekaże dziecku odpowiednie wartości, że uczyni je silnym, martwiło go, czy ktokolwiek będzie w stanie tego dokonać. Mathieu ostatnimi czasy okazywał słabość. Dobra żona nie była tylko kawałem mięsa, które ma wydać na świat dziecię, dobra żona była szyją, na której Mathieu będzie miał szansę się oprzeć. Potrzebował tego oparcia, silnego oparcia. Czy odnajdzie je w niej? - Też mam taką nadzieję - odparł, nie rozwiewając jej wątpliwości, czy miała w sobie ambicję, która pozwoli jej to udowodnić? Była bardzo młoda, dopiero dorastała, miała w domu doskonałe wzory. Musieli ją sobie wychować. Wytłumaczyć, jak działa świat. Doświadczenie przyjdzie z czasem, byłby ignorantem, oczekując go od niej w tak młodym wieku. Wierzył, że u boku Evandry wiele się nauczy - jego żona też musiała bardzo szybko dorosnąć. I tez kosztowało ją to kilka miesięcy początkowego zagubienia. Tak wyglądało życie, taki był koszt czystej krwi, wygoda i komfort nie były tym, czego wolno im było oczekiwać. Dziś mogło jej się wydawać, że surowi Avery mieli bardziej wygórowane oczekiwania, ale dom Rosierów nie obchodził się ze swoimi dziećmi łagodniej. Gdyby tak było, nie wyrósłby na tego, kim był dzisiaj. Przewodził temu domowi w bardzo młodym wieku, lecz to tytuł Śmierciożercy był tym, co wyróżniało go najmocniej. Tytuł, dla którego musiał dokonać niemożliwego. Tytuł, dla którego musiał oddać całego siebie. Tytuł, który zapewniał jemu - i temu domowi - prawdziwą potęgę.
W zamyśleniu tylko kiwnął głową na jej dalsze podziękowania, odprowadzając ją wzrokiem, kiedy kierowała się z powrotem do pałacu, a gdy zniknęła w jego cieniu powrócił wzrokiem do rzeźbionych figur. Uniósł króla, obracając go w palcach, uważnie przyglądając się jego żłobieniom, badając jego drewno, przypomniał sobie, że jego ojciec prowadził rozgrywkę korespondencyjnie z wujem we Wiedniu. Może powinien spróbować napisać do Bukaresztu?

/zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]28.02.24 1:36
| 20.08?

Minął tydzień od straszliwych wydarzeń zwanych potocznie Nocą Tysiąca Gwiazd. Corinne uczyła się odnajdywać na nowo w obecnej rzeczywistości, która nie jawiła jej się już jako tak bezpieczna i stała jak wcześniej. Co jakiś czas zerkała niespokojnie w niebo, sprawdzając, czy nie widniała na nim kolejna złowroga kometa, a nocami wciąż budziła się z krzykiem. Ale wszyscy mieszkańcy dworu przeżyli, sam dwór też stał, choć nie obeszło się całkowicie bez szkód, w dodatku jej różdżka nadal nie odpowiadała na próby wykrzesania z niej mocy. Evandra pocieszała ją w dzień jej urodzin, że nie zostali charłakami, że poza dworem magia działała normalnie. Były to zapewne jakieś zakłócenia związane z meteorytami, ale że Corinne nie należała do najmądrzejszych dziewcząt na świecie, to nie za bardzo rozumiała, jak było to możliwe. No cóż, pozostawało mieć nadzieję, że wszystkie skutki uboczne wydarzeń sprzed tygodnia zostaną niedługo naprawione i ich rzeczywistość wróci do względnej normalności na tyle, na ile było to możliwe. Służba miała teraz o wiele więcej pracy, bo także nie mogli pomagać sobie magią przy wykonywaniu czynności, które wcześniej często załatwiało machnięcie różdżką. Służka Corinne wiernie i niezmiennie dbała jednak o jej dobrą prezencję oraz zaspokajanie jej potrzeb, choć przez pierwszych parę dni Corinne nie miała ochoty wynurzać się z komnat i nawet dbanie o wygląd nie było dla niej tak istotne jak zawsze. Ale nie mogła wiecznie wyglądać jak straszydło i chować się w komnacie. Tym bardziej, że prawdopodobnie wcale nie została charłakiem czego się z początku bała.
Tego ranka po śniadaniu udała się do rosarium, by na własne oczy zobaczyć szkody wyrządzone różom; we wcześniejszych dniach nie czuła się na siłę, żeby się z tym zmierzyć, ale po niedawnej rozmowie z Evandrą przyznała jej rację, że może jakieś zajęcie dobrze jej zrobi i odciągnie jej uwagę od złych myśli i obaw. Ale widok uszkodzonych róż był dla niej przykry i nieprzyjemny, choć pragnęła wierzyć, że krzewy będą zdolne do wypuszczenia świeżych pędów i za jakiś czas się zregenerują. Rośliny miały niesamowite zdolności regeneracji, ale pielęgnujące rodowe ogrody różane damy, do których z chwilą ślubu z Mathieu i przyjęcia nazwiska Rosier dołączyła Corinne, będą musiały poświęcić wiele czasu, żeby im w tym dopomóc. Oby jak najszybciej wróciła magia, z nią na pewno będzie łatwiej.
Zamierzała wrócić do dworu, aby znaleźć sobie jakąś towarzyszkę do zajęcia się różami. Może Vivienne albo matka jej męża zechcą jej pomóc? Każda z innych lady Rosier miała dłuższe od niej doświadczenie w tej materii. W końcu to Corinne była tu najkrócej, pod koniec sierpnia miną dwa miesiące od jej ślubu. Szła szybko, choć spojrzenie i tak co jakiś czas uciekało ku rzeczom niepasującym do krajobrazu. A tu złamane drzewo, a tu wypalona dziura we wcześniej nienagannie utrzymanym trawniku przyciągały wzrok i przypominały o grozie sprzed tygodnia.
Nagle jednak dostrzegła inną sylwetkę, która przyciągnęła jej uwagę i wciąż była czymś nowym, niecodziennym, choć wiedziała, że od kilku dni gościła u nich namiestniczka Londynu o wyróżniającej z tłumu orientalnej urodzie, przez co nie dało się jej pomylić z żadnym innym mieszkańcem posiadłości. Przez wielkość dworu i fakt, że Corinne ostatnie dni spędziła głównie w swoich komnatach lub pokoju muzycznym, jak dotąd ich ścieżki się nie przecięły na moment na tyle długi, by była okazja do rozmowy.
Jako że przez te kilka dni większość czasu spędzała sama, nie licząc konwersacji ze służką, mężem czy Evandrą, pod wpływem chwili postanowiła zmniejszyć dystans. Zawsze była osobą, która chętnie poznawała nowych ludzi z towarzystwa. A ta kobieta, nawet jeśli nie należała do jednego z rodów Skorowidzu, na pewno musiała być kimś szczególnym w magicznym społeczeństwie, skoro powierzono jej pieczę nad Londynem, przez wieki będącym dość spornym terenem wpływów Blacków i Crouchów. To sprawiło, że Corinne poczuła tym większą ciekawość.
- Trochę się tu zmieniło po tamtym dniu, ale wierzę, że wkrótce ogród wróci do normy i odzyska wcześniejszy blask – zaczęła zaraz po uprzejmym przywitaniu kobiety, luźno i niezobowiązująco, subtelnie próbując wyczuć grunt oraz chęci rozmówczyni do rozmowy. O tak, jeszcze ponad tydzień temu próżno było tu szukać choć jednej uszkodzonej rośliny, czy nierówności na trawniku. Ogrody Rosierów zachwycały chyba każdego, kto je ujrzał, dziś zaś nosiły na sobie blizny po tragicznych wydarzeniach, ale pragnęła wierzyć, że to stan przejściowy, podobnie jak problemy z magią, dlatego starała się w swoje słowa wlać optymizm i przekonać nie tylko kobietę, ale i samą siebie do ich prawdziwości. – Nie chcę nawet myśleć, jak jest gdzie indziej – dodała po chwili. Jak dotąd nie opuszczała jeszcze terenów posiadłości, więc nie wiedziała, jak zła była sytuacja w innych częściach kraju, i jej punkt widzenia póki co był ograniczony do Chateau Rose i jego przyległości. Z tego co słyszała jednak od innych mieszkańców, ucierpiał cały kraj i wielu czarodziejów zginęło. Było to bardzo, bardzo przygnębiające.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]02.03.24 10:05
Ciągle czuła się tu obco, niepewnie, dziko; tak, jakby równo przystrzyżone żywopłoty, wypielęgnowane kwiaty i wyłożone marmurowymi płytami ścieżki były bardziej niepokojące niż nieokiełznana przyroda, otaczająca Białą Willę. Chateau Rose pozostawała niemal nietknięta kataklizmem, a choć otaczające ją ogrody zostały nieco nadszerpnięte uderzeniami meteorytów, to wciąż ziemie przylegające bezpośrednio do siedziby nestorstwa mogły mówić o wielkim szczęściu. W porównaniu zupełnie zniszczoną Wyspą Sheppey tutaj - było niemal pięknie. A przynajmniej tak oceniała to Deirdre, przechadzając się wśród krzewów. Popołudniowe słońce świeciło mocno, ukryła się więc w cieniu rozłożystego drzewa, jedno z największych w południowej części ogrodów. Tej najbardziej oddalonej od głównego budynku; nie chciała przypadkiem wpaść na kogoś z Rosierów, unikała kontaktu z domownikami na tyle, na ile było to możliwe i grzeczne; w murach posiadłości czuła się nieswojo. Stale na świeczniku, stale na celowniku; obserwowana, oceniana, krytykowana spojrzeniem. Być może przesadzała, nie zasłużyła przecież niczym oczywistym na nieprzychylną podejrzliwość, lecz wrodzona czujność nie pozwalała jej poczuć się w pełni swobodnie. Zwłaszcza w obecności dzieci; te źle znosiły zmianę otoczenia. Mathilda zajmowała się nimi czule i wiernie, lecz to bliskość matki koiła ich lęki najlepiej - nie wysypiała się więc wcale. Tego popołudnia liczyła na chwilę spokoju, lecz po wczorajszym wybuchu histerii Myssleine postanowiła poświęcić potomstwu nieco więcej uwagi. Korzystając z zamieszania dotyczącego podwieczorku, opuściła z bliźniętami pokoje gościnne i wraz z opiekunką udała się do ogrodu. Licząc na to, że żywiołowy duet wybiega swe smutki i chociaż przez moment przestanie sprawiać kłopoty.
Obserwowała ich zabawę z półcienia, gęsta korona drzewa chroniła ją od gasnącego słońca - niemal wtopiła się w jego cień, wysmukła, w zwyczajowej czerni, z wysoko upiętymi włosami, których nie zdążyła jeszcze rozpuścić po powrocie z Londynu. Myssleine jak zwykle wiodła prym zabawy; beztroska, głośna, ciekawska, ciągnęła za sobą wyraźnie zniechęconego Marcusa, oderwanego od uważnego przyglądania się stojącej nieopodal rzeźbie. Jasnowłosa opiekunka szła o krok za nimi, słodkim głosem zachęcając do wolniejszego tempa. Uroczy obrazek - nawet biorąc pod uwagę czarne połaci wypalonej trawy, drugą rzeźbę zrzuconą z postumentu i ogrodzony zaklęciem zakątek, w którym najwyraźniej ziemia pękła na pół. Wspaniałe okoliczności okiełznanej przyrody.
Najwyraźniej nagle pojawiająca się nieopodal osoba wcale tak nie uważała. Deirdre drgnęła lekko; zmęczenie najwidoczniej stępiło jej zmysły, tak samo jak przekonanie, że jest tutaj bezpieczna. Powoli obróciła się w stronę kobiety. Urodziwej, młodej, o przyjemnym, ciepłym głosie. Ubranej zbyt strojnie, by móc uznać ją za służkę lub mniej znaczącą krewną. Przez kilka dłuższych chwil przyglądała się jej w milczeniu, nie chcąc popełnić faux pas.
- I tak jest tutaj wyjątkowo pięknie, lady - odparła w końcu miękko, kiwając delikatnie głową. Wydawało się jej, że napotkała Corinne, młodą żonę lorda Mathieu, ale nie miała całkowitej pewności - wolała więc dać sytuacji się rozwinąć, by nie narazić się przy ewentualnej pomyłce. - W porównaniu z Londynem ogrody Chateau Rose przypominają raj - dodała swobodnie, ze smutkiem wybrzmiewającym szczerze w jej cichym głosie. Miasto zostało zniszczone, co drugi dom legł w gruzach, niektóre dzielnice ciągle spływały krwią. Stolica, którą się opiekowała, znalazła się na krawędzi upadku, a większość jego mieszkanców oddałoby wiele, by móc znaleźć się tutaj. Wśród piękna ogrodów, nieco nadszarpniętych deszczem meteorytów, ale jednak bezpiecznych, niemal sielankowych, gdzie jedyną przykrością wydawał się zapach pyłu, ciągle wyczuwalny w powietrzu. - To moje dzieci, Myssleine i Marcus. Proszę wybaczyć, że nie przywitały się odpowiednio, w zabawie odreagowują okropieństwa ostatnich dni - zwróciła się przodem ku Corinne, krótkim skinięciem głowy wskazując na dokazujące nieco dalej bliźnięta. Mogłaby przywołać je tutaj, rozkazać wykonać odpowiedni pokłon i oddać honory lady Rosier, ale wiedziała, że i tak były przemęczone, zirytowane i niegrzeczne. Tak gwałtowna zmiana rutyny sprawiła, że nie zachowywały się przewidywalnie, a wolała, by urocza krewna Tristana nie padła ofiarą ich dąsów. Zwłaszcza tych morderczych.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach