Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]03.05.15 2:10
First topic message reminder :

Ogrody

Obszerny, rozległy ogród znajdujący się przy dworze rodzinnym Rosierów jest niezwykle zadbany; skrzat domowy, zgodnie z tradycją, więcej czasu poświęca na jego pielęgnację, niż konserwację wnętrz. Poprzecinany wieloma dróżkami, mniej lub bardziej krętymi, mocniej lub słabiej usypanymi kamieniami, otaczają zieleń przewrotnymi serpentynami. Otoczony żywopłotami pozostaje niewidoczny dla osób z zewnątrz; i choć roślinny płot odchodzący w elegancki labirynt nadaje całości francuskiego charakteru, to sam ogród stworzony jest raczej w angielskim, dzikim stylu. W głębi znajduje się niewielki staw rozświetlony wielobarwnymi egzotycznymi rybkami, otoczony gęstą, tajemniczą zaroślą; tuż przy niej wznosi się najpiękniejsza rzeźba ogrodów - przedstawiająca śliczną nimfę. Wewnętrzna altana znajduje się na brzegu klifu; z jej wnętrza nocą czasem widać smoki z pobliskiego rezerwatu, tańczące na niebie. Szum morza koi, a roślinne werdiury nadają cienia i intymności. Najpiękniejszą ozdobą tych ogrodów są krzewy dojrzałych róż.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogrody [odnośnik]20.08.20 18:55
Fantine była całkowicie odrealniona. Nie miała zielonego pojęcia o tym jak wygląda prawdziwy świat, poza murami Chateau Rose. Żyła w maleńkim, hermetycznym świecie czarodziejskiej arystokracji, ograniczonym do salonów, sal balowych i miejsc tak pięknych, że warto było uwieczniać je na obrazach. Miała w nim wszystko, czego chciała - poza wolnością wyboru, ale nie znała innego świata, więc na to nie narzekała. W nim ona sama i jej krewni byli epicentrum wszechświata. Najlepsi we wszystkim, najważniejsi, lepsi od każdego. Wszystkich innych, zwłaszcza klasy niższe, traktowała protekcjonalnie, patrzyła nich wyniośle, nie raz z pogardą. Służbę Chateau Rose uważała właściwie za rodzaj skrzatów domowych, niewolników, wydawało jej się, że oni także żyją po to, aby im służyć - zapominała, że za to im płacili, tak bardzo była oderwana od rzeczywistości. Co więcej: uważała, że powinni być za to wdzięczni! Za to, że mogli spędzać czas w ich towarzystwie, być częścią ich świata. Claude wydawał się to naprawdę doceniać, dlatego i ona ceniła jego towarzystwo - znał swoje miejsce i odpowiednio je traktował.
- I przychylność dam, które w większości nie znają się na polityce, nie docenią więc jej misternych intryg - uściśliła Fantine, tonem znawcy, który łaskawie uświadamia swego rozmówcę, święcie przekonany, że umknął mu istotny szczegół. Prawda była taka, że ona zaliczała się do tego grona dam - bo o politycznych zawiłościach miała nikłe pojęcie. Nie chciała mieć większego. Zapewniała Tristana, że trzyma się od tego z daleka - wciąż drżenie wzbudzało w niej wspomnienie rozmowy z bratem, kiedy to oskarżył ją o przyjaźń ze zwolennikiem Grindelwalda. Wzdrygnęła się aż. Polityką wolała nie brudzić sobie swoich rączek. Od tego miała ingrediencje w pracowni alchemicznej.
- Och, schlebiasz mi, Claude, ale w przypadku Selwynów to nie jest aż tak trudne... Mają zdradziecki gen - stwierdziła Róża, mrużąc przy tym gniewnie oczy, bo na samo wspomnienie Isabelli czuła złość. Cóż za upokorzenie dotknęło Mathieu! Lepiej, że wyszło to przed ślubem, niż po, ale wciąż... Niewybaczalne, absolutnie niewybaczalne i nie do przyjęcia. Może nawet współczułaby Morganie tak szalonych krewnych, gdyby tylko nie nabrała uprzedzeń co do całej ich rodziny. Spędzanie czasu w towarzystwie lady Wendeliny będzie wymagało od niej naprawdę wiele samokontroli i starań, by grać uprzejmą, zainteresowaną i serdeczną. Bynajmniej nie miała na to ochoty, ale skoro już postanowiła...
- Dziękuję. Nie, nic więcej nie potrzebuję, możesz odejść - odpowiedziała łaskawym tonem, pozwalając się lokajowi oddalić; odwróciła od niego spojrzenie i powróciła do lektury Czarownicy, nie zauważyła nawet, kiedy zniknął. W chwili, kiedy skończyła i wzięła Mademoiselle Choupette w ramiona, by wrócić do zamku, lokaja już dawno przy niej nie było.

| zt


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t5140-fanny-rosier https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Ogrody [odnośnik]23.10.20 22:12
Wielu ludzi rodziło się by służyć. Niewielu jednak się z takim losem godziło. Wychodzili mu na przeciw nieraz czy dwa przełamując jarzmo narzuconego fatum odziedziczonego z krwią, nazwiskiem, statusem społecznym. Claude nie miał takich ambicji. Nie wyciągał rąk dalej, niż to było potrzebne. Godził się i dumny był z roli, która mu przypadła w rodzinnej tradycji. Wielu postrzegałoby takie zachowanie jako apatyczne lub godne politowanie nie rozumiejąc, że tacy ludzie też byli potrzebni.
Cisi strażnicy podający niewidzialną dłoń wtedy, kiedy ktoś tego potrzebował. Nie potrzebujący chwały, dobrze czujący się w cieniu kulis. Pokorni i cierpliwi. Cunningham z dumą mógł się utożsamiać z ich gronem. Nie było się czego wstydzić. Nie, kiedy cechy te były doceniane przez tak wielki ród jakim byli Rosierowie.
- Owszem - przyznał rację czarownicy, bo przecież była to prawda. To nic, że sama lady nie bardzo odstawała od tej grupy, lecz nie miał powodu do tego by zaginać jej dumę i pewność siebie. Wręcz przeciwnie - był gotowy ją polerować i czynić piękniejszą. Dlatego też pomógł lady Fantine nakierować ją na odpowiedni tok rozumowania, zachęcić by podjęła odpowiednie decyzje mające być faktycznym świadectwem jej inności od większości szlachcianek. To jak o sobie myślała nie musiało być w końcu pustym wyobrażeniem. On już zadba o to by stało się czymś pełnowartościowym i godnym uwagi.
Pochylił się w lekkim ukłonie wdzięczności, zupełnie jakby dostrzeżenie przez nią pochlebstwa miało być dla niego czymś za co powinien dziękować. Poniekąd przecież tak też było. Była arystokratką, rodowym kwiatem, księżniczką. Musiał to uhonorować i podkreślić ze swej pozycji sługi.
- Do usług, madame - mruknął zatem nie przejmując się tym, że w chwili w której wypełnił swa powinność momentalnie stał się dla czarownicy powietrzem, czymś bardziej trywialnym od kolejnej rubryki Czarownicy. Pochylił się w geście pożegnania. Wyprostował się po wykonaniu kilku kolejnych kroków w tył. Kroki stawiał lekko na chodniku nie chcąc by jego kroki mierziły lady. Dopiero po tym jak się oddalił teleportował się na powrót do rodowych winnic skontrolować czy skrzat i nieszczęsny kuchmistrz doszli do ładu i składu z zawartością piwnic.

|zt
Claude Cunningham
Claude Cunningham
Zawód : lokaj
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8368-budowa#243098 https://www.morsmordre.net/t8512-do-rak-wlasnych#248065 https://www.morsmordre.net/t8510-i-m-on-duty-sir#248046 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t8595-claude-cunningham#252888
Re: Ogrody [odnośnik]12.12.22 15:11
21 maja 1958 roku
Wiosna w pełni zawitała do Anglii, oblewając słonecznym ciepłem ogrody Château Rose. Spędzanie czasu na świeżym powietrzu wpisane było w codzienny grafik lady doyenne, zarówno na zabawach z synem, jak i z ulubioną lekturą. Ambitnie zaś podeszła do nauki zielarstwa, tym chętniej gdy pogoda zaczęła ich rozpieszczać. Od kiedy najmłodsza szwagierka usłużyła Evandrze swoją wiedzą, wprowadzając w podstawy świata róż, lady doyenne spędzała wśród rabat coraz więcej czasu. Chłonęła płynącą z krzewów naukę, chcąc móc w pełni i z czystym sumieniem nazwać się lady Rosier. W pielęgnacji ogrodu było coś terapeutycznego. Pozwalało ukoić zszargane nerwy, zapomnieć o troskach całego dnia, skupić się na kształtowaniu nowego życia. Znała na pamięć część gatunków kwiatów, jakie rosły w ich ogrodach i za jakie czuła się odpowiedzialna - wiedząc, że jest ich ponad czterysta, pogodziła się z myślą, że nie pozna wszystkich. Poznała zasady dbania o nie w teorii i przeszła do praktyki, wiedząc już które okazy można ściąć do bukietu, a którym należy dać nieco więcej czasu. W miarę przyswajania wiedzy pochylała się nie tylko nad różami. Wśród roślin posiadali wszak naparstnice, wyśmienicie łączące się z herbowymi kwiatami Rosierów - mniej wymagające, idealne do stanowienia tła dla intensywnej czerwieni. Niechętne dotąd kwitnieniu irysy, które uzupełniały się z różami dzięki swym pionowym, szmaragdowo-zielonym liściom u azjatyckich odmian, dzięki znalezionym w książkach wskazówkom zostały przesadzone do bardziej nasłonecznionego miejsca, gdzie roztaczały właśnie nieśmiało błękit swoich płatków o fioletowych brzegach.
- Z pielęgnacją ogrodu, jest jak z życiem. Liczy się ciężka praca, ale też i cierpliwość. Tylko dzięki skupieniu oraz sumienności można osiągnąć oczekiwane, satysfakcjonujące efekty - mówiła lady Cedrina zwyczajowym dla siebie suchym tonem podczas jednego ze spotkań w rosarium, gdzie bywały razem średnio raz w tygodniu, by sprawdzić postępy. Tyle że Evandra znała już te wszystkie puste frazesy, jakie doprowadzić ją miały do ideału w każdej dziedzinie. To nie tak, że nie szanowała zaangażowana teściowej, ceniła sobie jej zdanie i z chęcią słuchała osoby o wieloletnim doświadczeniu. Spulchnianie ziemi, przycinanie gałązek czy usuwanie przegniłych bądź zwiędniętych okazów, co praktykowała od dwóch miesięcy pod czujnym okiem teściowej, nie stanowiło żadnego problemu - ten leżał w innym miejscu. Dostrzegłszy majaczący się na twarzy lady doyenne grymas, starsza czarownica ostrożnie uniosła brew, ściągając usta w wąską linijkę. - Jeśli nie chcesz czekać na efekty swojej pracy, dlaczego nie użyjesz eliksiru wspomagającego kiełkowanie?
Pracownię alchemiczną omijała zwykle szerokim łukiem. Nigdy przesadnie nie interesowała się tworzeniem eliksirów, w czasach szkolnych nierzadko symulując mdłości i ataki serpentyny, byleby tylko nie musieć uczestniczyć w zajęciach. Wiedza teoretyczna prędko także uciekła z pamięci, pozostawiając Evandrze strzępki, których zamierzała chwycić się w tej niebywałej chwili kryzysu. Uciekłszy przed spojrzeniem tych, którzy mogliby patrzeć jej na ręce znalazła się na piętrze w pracowni i z łomoczącym sercem wyjęła zapisaną na pergaminie recepturę.
- To nie może być takie trudne - wymruczała pod nosem, kiedy na blat ustawionego centralnie stołu znosiła kolejne potrzebne składniki. Błysnął ogień pod kociołkiem, a do jego wnętrza zaczęły trafiać ingrediencje. - Obrzydliwe. Fascynujące, ale obrzydliwe… - skwitowała wyjmowane ze szklanego słoja pawie oko, które po zmiażdżeniu znalazły się w kociołku wśród sproszkowanych skrzydeł motyla, miękkości puchu memortka i pajęczyny. Niezbędne okazały się także kora drzewa Wiggen, wijołapka oraz dzika róża. Receptura eliksiru wspomagającego kiełkowanie była prosta, lecz dopiero w ostatnim momencie, gdy jego barwa zmieniła się na zieloną, uśmiechnęła się do siebie z triumfem - eliksir się udał. Z zamkniętą w fiolce miksturą znalazła się na powrót w ogrodach. Kilka kropel, nie więcej, powtarzała w myślach, gdy z drżącą w niepewności dłonią pochylała się nad spulchnioną ziemią, gdzie czekały zasypane wcześniej nasiona. Czarownica zamarła, obawiając się przez moment, że mimo nadziei, uwarzony eliksir nie zdał egzaminu, kiedy to spod warstwy ziemi wyściubiła swój łebek zielona gałązka. Na twarzy półwili natychmiast pojawił się szeroki uśmiech, a z piersi wydobyło westchnienie radości.
- Zbliża się pora obiadowa, lady doyenne. - Usłyszała za sobą głos służącej, która kilka godzin później odnalazła ją między rabatami rosarium. Evandra skinęła jej głową i wyprostowała, sięgając po wiklinowy kosz.
- Zanieś je do jadalni. Niech uświetnią stół. - Podała służącej zebrane kwiaty, a gdy ta zniknęła na ścieżce prowadzącej do posiadłości, sama przesunęła jeszcze wzrokiem po niskich krzewach. Rząd kiełkujących róż wprawiał w dumę, mobilizując do częstszej pracy. Posprzątawszy po sobie przy użyciu różdżki, opuściła szklarnię, nie mogąc się już doczekać co zastanie tu następnego dnia.

| tworzę eliksir wspomagający kiełkowanie ST10, trzy ingrediencje roślinne, cztery zwierzęce:
serce: Kora drzewa Wiggen
roślinne: wijołapka, dzika róża
zwierzęce: skrzydełka motyla, puch memortka, pajęczyny, oko pawia
| zt



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t8766-wanda#260651 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Ogrody [odnośnik]06.09.23 3:06
| 12.07?

Właśnie mijały dwa tygodnie, odkąd Corinne pojawiła się wśród Rosierów i wciąż do wielu rzeczy się przyzwyczajała. Ale przestała już wreszcie mylić korytarze i nie spóźniała się na posiłki, co w pierwszych paru dniach jej się zdarzyło, gdy chciała udowodnić, że trafi do jadalni bez pomocy służki. Teraz mniej więcej już wiedziała, co gdzie jest i jak najszybciej pokonać drogę ze swoich komnat do innych interesujących miejsc, na przykład do pokoju muzycznego, gdzie lubiła grywać na fortepianie. Jej dni upływały głównie pod znakiem poznawania dworu, jego okolic a także mieszkańców, choć nie zapomniała o artystycznych pasjach. Była też częstym gościem w rosarium, znajdując wśród róż ukojenie i spokój. Starała się nie robić niczego, co mogłoby zostać źle odebrane; chciała pokazać, że potrafi uszanować ich obyczaje i starała się pokazać z jak najlepszej strony.
Lipiec niestety był gorący jak na angielskie standardy, więc w samo południe unikała przebywania na słońcu i zwykle wychodziła na zewnątrz rankiem, po śniadaniu, lub już po południu, gdy gorąc nieco odpuszczał. Konserwatywny ubiór damy zdecydowanie nie został wymyślony na upały, bo czasem wręcz pociła się pod ciasnym gorsetem, ale cóż poradzić. Dobrze, że służka potrafiła jej ulżyć odpowiednimi zaklęciami, a wnętrza posiadłości były chłodniejsze niż powietrze na zewnątrz.
Także dziś wyszła do ogrodów już po południu, kiedy słońce nie było tak silne i nie groziło już pozostawieniem na skórze plebejskiej opalenizny, choć i tak przezornie zabrała zdobioną koronką parasoleczkę, która nie chroniła przed deszczem, ale na słońce sprawdzała się doskonale. Przechadzała się powoli, zatopiona w myślach i przejęta stresem na myśl, że już za kilka dni Evandra i jej mąż mieli wyjechać, pozostawiając dwór w rękach Mathieu… i jej. A ona przecież kompletnie nie wiedziała, jak sprostać wielu obowiązkom Evandry. Była ledwie rok po skończeniu Hogwartu i debiucie, i w tym czasie głównie zajmowała się sztuką i pielęgnowaniem relacji towarzyskich. Jej matka nie była żoną nestora, więc nigdy nie zajmowała się prowadzeniem dworu, poświęcała swoje życie głównie dzieciom, a także swoim pasjom, do jakich zaliczała się sztuka i rośliny. W dodatku Corinne była wciąż świeżą mieszkanką Chateau Rose, wciąż poznającą to miejsce i nieświadomą wielu niuansów, które były znane tym, którzy żyli tu od dawna.
Ta niepewność była dla niej czymś nowym, jeśli nie liczyć początków w Hogwarcie. W Ludlow znała swoje miejsce, znała każdego mieszkańca i wiedziała, na co sobie może przy kimś pozwolić. Wiedziała, przy kim może sobie pozwolić na szczerość, a przy kim musiała zachowywać powściągliwość. A tutaj… Rosierowie od dnia ślubu byli jej rodziną, ale jeśli chodzi o stosunek emocjonalny, nadal byli dla niej obcymi ludźmi, których dopiero poznawała. Ale taki już los kobiet; podczas gdy mężczyźni pozostawali całe życie w jednym miejscu, one z chwilą ślubu musiały zostawić stare życie za sobą i zamieszkać gdzieś indziej, wśród innych twarzy. Była na to przygotowywana od dawna (choć rzecz jasna nie wiedziała, że wydadzą ją akurat za Rosiera), dlatego znosiła swoje przeznaczenie z godnością i cierpliwością, starając się nie dać po sobie poznać owej niepewności. Podczas posiłków może nie odzywała się wiele, zwykle zabierając głos wtedy, kiedy ktoś bezpośrednio się do niej zwracał, ale zawsze była wobec członków nowej rodziny życzliwie usposobiona i nie odmawiała spędzania z nimi czasu. Wiele też było w niej przyzwyczajeń wyniesionych z życia wśród Averych, którzy nie należeli do ludzi szczególnie ciepłych i uczuciowych. Corinne zaznała czułości i opiekuńczości jedynie ze strony matki i brata, wobec ojca i większości pozostałych członków rodu, zwłaszcza mężczyzn, odnosiła się z szacunkiem i rezerwą, rozumiejąc to, że jako kobieta znajdowała się w hierarchii niżej niż mężczyźni. Pojęła to już jako dziecko, widząc że jej brat uczył się wielu rzeczy, których jej nigdy nie uczono, bo uznawano, że to sprawy dla mężczyzn, a ona jako kobieta miała inną rolę – przyszłej żony i matki.
Rosierowie, choć także wyznawali konserwatywne wartości, dość mocno różnili się od Averych i do tych różnic po prostu musiała się przyzwyczaić, a także nauczyć się wielu nowych obowiązków, których nie miała jako panna, a miała jako żona.
Była tak pogrążona w myślach, że nawet nie zauważyła, że niechcący naruszyła spokój samego nestora Rosierów, pojawiając się w zakamarku ogrodów, gdzie akurat najwyraźniej spędzał czas. Próbowała się dyskretnie wycofać, żeby nie myślał, że podglądała co robił albo wtrącała się w nieswoje sprawy, ale niefortunnie nastąpiła obcasikiem pantofelka na kamień, który zachrzęścił… I chyba nici z wycofania się niepostrzeżenie.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – odezwała się grzecznie, odchylając parasoleczkę do tyłu tak, by dobrze było widać jej twarz. Była wyprostowana, nie garbiła się ani nie uciekała wzrokiem, starała się jakoś zamaskować zakłopotanie.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
...
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t11796-corinne https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]27.09.23 23:55
Siedział przy kutym ogrodowym stoliku, w cieniu rozłożystych drzew, niedbale, z nogami na stole. Mało elegancki strój - luźna biała koszula wsunięta w czarne spodnie, niedopięta przy szyi wobec dusznej pogody - podpowiadał, że nie zamierzał opuszczać posiadłości ani też nie spodziewał się gości, choć z pewnością nie pokaże się w ten sposób na wspólnej kolacji. Na kolanach miał drewnianą skrzynkę, której zawartość przeglądał, drobiazg po drobiazgu, akurat miał w ręku srebrną piersiówkę rzeźbioną w rodzinny herb, gdy kątem oka dostrzegł Corinne.  
Nie miał o niej zdania. Zaufał decyzji lady doyenne w kwestii jej doboru jako odpowiedniej żony dla Mathieu, kiedy należało czym prędzej przykryć skandal z Primrose. Jej rodowód dawał szanse na odpowiednie ulokowanie poglądów, tak istotnych w reprezentacji rodziny, na czele której stał śmierciożerca, a sama Corinne wydawała się rozumieć wagę swojej roli. Ciąg niefortunnych zdarzeń, niezwiązanych wcale z Corinne, jakie odbyły się już po tym, gdy decyzja zapadła, całkowicie odciągnął jego myśli od teraźniejszości. Nie miał ochoty widzieć nikogo, kiedy wciąż burzyła się w nim krew. Służba unikała jego obecności, starając poruszać się korytarzami i schodami odmiennymi, niżeli on, unikało go również większość domowników, nawet Mathieu. Właściwi enie spędzał czasu nawet z żoną - zmiany - powolne, nie wszyscy od razu zaufali łagodniejszemu usposobieniu nestora - rozpoczęły się wraz z początkiem lipca, lecz mimo to nie miał okazji poznać Corinne bliżej. Widywali się w trakcie wspólnych posiłków, w trakcie których głównie milczała. Początkowe spóźnienia - dla Tristana niewyobrażalne, a tłumaczenia nieszczególnie go interesowały - robiły na nim bardzo złe wrażenie, kwitował je uniesieniem jednej brwi, gdy przepraszała, lecz ufał, że została wówczas odpowiednio zdyscyplinowana przez Evandrę - z sukcesem, bo z czasem podobna niesubordynacja przestała się zdarzać. On nie milczał, ale w ostatnim czasie jego słowa zaczynały być coraz mniej podszyte ogólną złośliwością. Miał zwyczaj omawiać poranną prasę przy śniadaniach, skupiając się - wobec jednostajnego zawieszenia broni - na ogólnej sytuacji gospodarczej kraju i hrabstwa, z naciskiem na to drugie. Nie traktował jej jeszcze do końca jako części rodziny, było za wcześnie, by zaszła w ciążę, tym bardziej, by została matką, nieszczególnie też dostrzegał jej wkład w budowanie rodziny. Nie miał powodów by burzyć chłodny dystans, jaki wzrósł między nimi już od dnia ślubu.
Teraz jednak był znudzony. Nagłe zawieszenie broni traktował jako perspektywę - notabene bardzo potrzebnego - odpoczynku, mniej dla ciała, bardziej dla umysłu, nieprzerwanie czujnego i zagubionego w chaosie determinacji, nigdy niewypowiedzianych lęków, okrutnych obrazów i bezwzględnej ambicji mającej utrzymać go na szczycie. Dziś mógł pozwolić sobie na planowany wyjazd - nigdy nie wziął Evandry w podróż poślubną, przyda im się trochę czasu tylko dla siebie - a dni w ostatnim czasie spędzał po części na zabawie, a po części na porządkowaniu spraw, które odkładał ostatnimi miesiącami na niedookreślone potem.
Jak posprzątanie rzeczy należących do zmarłego ojca. Skrzynka z drobiazgami należała do niego, matka zebrała ją i odłożyła, prosząc, by na nią spojrzał. Sam nie wiedział, czy wcześniej naprawdę nie miał na to czasu, czy po prostu nie był w stanie, ale ojcowskie skarby kurzyły się już od miesięcy. Część z nich należało zezłomować, część zachowa, odnalezioną biżuterię po Marianne zdecydował się przekazać Melisande. Nie był pewien, co uczynić z pudełkiem wysadzanym masą perłową, które właśnie - powoli - wysunął spod kilku grubych dzienników. Masa perłowa była czarna i biała, jako taka tworzyła pola szachownicy. W środku, w aksamitnym obiciu, znajdowały się rzeźbione w zaczarowanej kredzie figury, białe, niebarwione, oznaczone szkarłatnym herbem i czarne, na figurach koni opalizujących na ciemny brąz sugerujący możnych z Yorku. Szachy - okrutna gra wojny budząca jeszcze bardziej okrutne wspomnienia - były bardzo stare, możliwe, że pamiętały wojnę dwóch róż. Ojciec próbował go nauczyć w nią grać, kiedy był chłopcem, powtarzając, że to gra wielkich strategów. Nie podołał, nie zwyciężywszy z doświadczonym rodzicielem ni razu został przez niego ochrzczony idiotą, a usłyszawszy żal, że nie miał starszego brata, który poniósłby ten ciężar godniej, został odesłany do bardziej plebejskich rozrywek. Kazał wrócić mu do planszy, gdy dorośnie, ale nigdy więcej go do niej nie dopuścił. Miał wtedy siedem lat.
- Corinne, usiądź przy mnie - zawołał ją ni stąd ni zowąd, ignorując jej przeprosiny, nawet nieszczególnie na nią patrząc. Zrzucił nogi ze stolika, po czym machnął ramieniem w bliżej niedookreślonym geście, który winien zostać wychwycony przez czujną skrzatkę Rosierow. - Drugi kielich - zażądał dla niej naczynia na wino, którego butelkę pochwycił, wypełniając dla Corinne kielich, gdy tylko pojawił się na stole - po czym nalał wina również dla siebie. Odłożywszy kuferek na trawę rozłożył planszę na stoliku, machnięciem różdżki rozstawiając na niej pionki i po chwili zawahania - w zamyśleniu oznakowanym zmarszczką na czole - obrócił kredowe białe figury tak, by znalazły się w jej władaniu, przyglądając się jej reakcji z badawczym zainteresowaniem.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 10 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t637-tristan-rosier#1838 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach