Wydarzenia


Ekipa forum
Flamborough
AutorWiadomość
Flamborough [odnośnik]12.12.18 2:45
First topic message reminder :

Flamborough

Niewielka mugolska wioska Flamborough położona jest nad wschodnim wybrzeżem hrabstwa Yorkshire; zamieszkuje ją tylko kilku czarodziejów oczarowanych rybołówczymi możliwościami umiejscowionego tutaj morskiego brzegu. Czasem dopływają tutaj nawet jeżanki. Punktem nawigacyjnym tego miejsca jest błyskająca bielą latarnia morska z 1669 r. Zachwycająca przyroda nosi znamiona dzikiej, woda wydaje się przejrzysta, a roślinność nienaruszona - zwierzęta też śmielej wynurzają się z zarośli. Niewielu tu turystów, niewiele więcej mieszkańców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Flamborough [odnośnik]08.02.19 0:23
I choć wiele wskazywało na to, że anomalia nie zrobiła dobrej roboty, że miejsce mocy ledwie rozżarzyło się blaskiem, musiał wykorzystać to, co otrzymał: Aldrich nie mógł mu już bardziej pomóc, nie był w stanie. Zaczerpnął z rozbudzonego źródła, czerpiąc z niego, zamykając tę moc w kształcie patronusa - w kształcie niedźwiedzia, który zamajaczył nad ogniem, wpierw błękitem, potem coraz jaskrawszą bielą - i pomknął ku gwieździstemu niebu. Miał udać się na wyspę, na której mieścił się Azkaban - cokolwiek właściwie miało to oznaczać. Cokolwiek to oznaczało - dla nich, dla Zakonu, dla dzieci, dla ich wroga. Podjęli decyzję już wcześniej, ale to dopiero realne działania przypieczętowywały ich los na zawsze. Dopiero działania - miały dopełnić dramatycznego planu. Patronus został nasączony duża mocą, był pewien, że skutecznie. Dołożył do tego celu swoją własną cegłę - niezależnie od tego, co to miało właściwie oznaczać. Albo - czego oznaczać nie miało. Krótką chwilę patrzył za jego niknącą w wieczornych ciemnościach poświatą, rozmywającą się pośród srebrnych gwiazd.
Aktualnie miał bardziej przyziemne problemy. Jednego spetryfikowanego złoczyńcę, nieprzytomnego Aldricha i martwą dziewczynę, ofiarę i namacalny dowód na zbrodnie człowieka, którego pojmał. Nie poradzi sobie sam, potrzebował wsparcia - solidnego zaplecza ludzi na miotłach, którzy pomogą mu posprzątać ten bałagan. Jak najszybszą pomoc dla Aldricha, identyfikację dziewczyny i - wreszcie - dożywotnie kraty dla jej mordercy. Pokręcił lekko głową, z niedowierzaniem: jak można było być taką bestią? Wyrzucał sobie - że nie zdołał ich ochronić. Gdyby był lepszy, gdyby ćwiczył więcej, obroniłby ich oboje z łatwością - i do tej tragedii by nie doszło lub dojść nie musiało.
- Expectro patronum - wypowiedział spokojnie inkantację, wysuwając różdżkę w przestrzeń za latarnią. Zamierzał przekazać informację do biura aurorów, adresując ją do tych, którzy mieli powiązania także z Zakonem Feniksa. Oni nie będą zadawać zbędnych pytań dotyczących obecności Aldricha - ich potrzebował teraz najbardziej. I miotły. Porządnej, sprawnej miotły, przy pomocy zdoła go stąd zabrać.

zt


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Flamborough [odnośnik]08.02.19 0:23
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 1

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Flamborough - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Flamborough [odnośnik]24.07.19 22:12
| 21.01?

Ostatnich parę dni spędziła w Kornwalii u swoich rodziców, korzystając z tego, że dzięki teleportacji podróże znów stały się łatwiejsze i nie musiała kombinować z tym, jak tu przeznaczyć odpowiednią ilość czasu na podróż Błędnym Rycerzem. W pracy też miała już trochę lżej niż w czasach szalejących anomalii, więc mogła z mniejszym poczuciem winy zrobić sobie wolne i spędzić czas z najbliższymi. Jej matka nadal mocno przeżywała zaginięcie Very, do którego doszło w połowie października. Była przygnębiona i otępiała mieszanką antydepresyjną, w oparach której znów zaczęła tonąć po zniknięciu córki. W chwili względnej przytomności poprosiła jednak Charlie, by po opuszczeniu Tinworth a przed powrotem do Londynu teleportowała się do jej bliskiej znajomej mieszkającej w wiosce Flamborough, której miała dostarczyć coś od matki. Leonia Leighton nie czuła się dostatecznie dobrze, by zrobić to osobiście, zażywane eliksiry poważnie osłabiały jej zdolność poprawnej teleportacji, a sieć Fiuu nadal nie działała sprawnie, dlatego poprosiła o pomoc córkę.
Matka starannie zapakowała pakunek, a Charlie wsunęła go do swojej zaczarowanej torby. Pożegnała się z rodzicami, obiecując im, że postara się ich możliwie szybko znów odwiedzić, choćby tylko na weekend, a potem wyszła z domu. Zanim się aportowała rozejrzała się po obecnie pokrytych śniegiem wydmach, na szczycie których mieścił się domek Leightonów; dawniej śnieg był w Kornwalii rzadkim widokiem, ale w anomalnym grudniu napadało go trochę i przez silne styczniowe mrozy jeszcze nie zdążył stopnieć, choć w niektórych miejscach z białego puchu wystawały ostre, cienkie pasma wydmowej trawy.
Obróciła się w miejscu, zamierzając pojawić się w zupełnie innej scenerii, choć również nadmorskiej, tyle że w zupełnie innej części kraju. Chciała pojawić się w pobliżu drogi prowadzącej do wioski; znajoma matki mieszkała przy ścieżce odchodzącej od głównej drogi przed wioską, w sąsiedztwie niewielkiego zagajnika i w pewnym oddaleniu od mugolskich domostw. Kiedyś, w młodszym wieku bywała w tym miejscu z matką, dlatego znała jej przyjaciółkę oraz drogę do jej domu. Niestety teleportacja bywała kapryśna, zwłaszcza po kilku miesiącach nieużywania jej w ogóle. Okazało się bowiem, że Charlie wylądowała... dokładnie na środku głównej drogi dojazdowej, a nie w jej okolicach. I prosto na nią sunęła blaszana mugolska machina, jakich dużo było w Londynie, ale niekoniecznie spodziewała się ich w skromnej mieścinie takiej jak ta.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Flamborough [odnośnik]03.08.19 19:34
| 21 I 1957

Flamborough. Wielki klif z latarnią u szczytu, błękitne, wzburzone fale i cisza, której w ostatnich dniach Arabella tak bardzo pragnęła. Przemierzając samochodem pokryte śniegiem łąki przyglądała się niebieskimi niebu oraz jasnym kłębkom chmur. Wyglądały jak śmietana pokrywająca słodkie racuszki z jabłkiem według przepisu matki. Mimowolnie wspominała ostatnie godziny, jakie spędziła w tej wiosce; twarz Petera ciągle stawała jej przed oczami, kiedy słuchał jej uwag dotyczących pielęgnacji trzody owiec podczas ujemnych temperatur. Cóż za przypadek, że wraz z żoną i dziećmi - niedawno urodził im się chłopiec - przeprowadził się do Flamborough, wioski słynącej z bogatych połowów, z których postanowił się utrzymywać. Wyobraziła go sobie na niewielkiej łódce przy wschodnim wybrzeżu, w białym, słomianym kapeluszu, nieporadnie trzymającego wędkę w dłoni... Nie pasował jej do tej roli. Kiedy chodzili jeszcze razem do szkoły, o wiele lepiej sprawdzał się, naprawiając szwajcarskie zegarki i samochody. A właśnie - swoją drogą, Arabella przyjechała do niego swoim starym garbusem, do którego Peter zajrzał, wymienił kilka części i - przede wszystkim - wyposażył ją w nowe koło zapasowe, które straciła tuż przed sylwestrem. Tamtego feralnego dnia, gdy pękła jej opona, natrafiła też na pana sportowca - ciekawe, co porabiał teraz? Kurczę, Arabella nawet nie wiedziała, jaką dyscyplinę sportową uprawiał. Na pewno nie było to zmienianie kół zapasowych i naprawianie aut. Była już w drodze od około pół godziny - jechała teraz główną drogą dojazdową, a raczej wyjazdową, ponieważ jej celem było opuszczenie miasteczka. Czekało ją jeszcze dwieście mil przedzierania się przez brytyjskie drogi. Po tygodniu spędzonym w mugolskim Flamborough nie miała ochoty wracać. Wśród mugoli nie czuła się jak dziwak, który nic nie potrafił; z drugiej strony wiedziała, że ze swoimi magicznymi powiedzonkami i pragnieniem leczenia magicznych zwierząt nie mogła zostać tutaj na zawsze. Z rozmyślań nagle wyrwała ją drobna dziewczyna, która znikąd pojawiła na drodze; Arabella przeklęła siarczyście i gwałtownie zahamowała. Zgasiła silnik - teraz jedynymi dźwiękami, jakie słyszała, było jej głośno łomoczące serce i szum wzburzonych fal. — Zwariowałaś?! — zawołała, wysiadając z samochodu. — Chciałaś zginąć pod kołami mojego auta? — dodała chwilę później, podpierając się pod boki i patrząc chmurnym wzrokiem na Charlene. Arabella nie spostrzegła jej wcześniej; zagapiła się na morze i chmury, czy może kobietę faktycznie przywiało... znikąd? — Nic ci nie jest? — rzuciła na koniec, mierząc nieznajomą badawczym wzrokiem.
Arabella D. Figg
Arabella D. Figg
Zawód : weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Chwytaj chwile nieuchwytne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Chwytaj chwile nieuchwytne.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7534-arabella-doreen-figg#208458 https://www.morsmordre.net/t7561-listy-do-arabelli#209465 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f246-szkocja-newton-steward-bargaly-dom-nad-palnure-burn https://www.morsmordre.net/t7566-skrytka-bankowa-nr-1835#209479 https://www.morsmordre.net/t7567-a-figg#209492
Re: Flamborough [odnośnik]03.08.19 22:52
Dobrze było znów oglądać nad głowami normalne niebo niezasnute ciemnoszarymi, burzowymi chmurami. Kiedy pierwszy raz po zakończeniu burzy i anomalii nadszedł niemal bezchmurny dzień, to bardzo długo wpatrywała się w od tak dawna nie widziany błękit, który wlał w jej serduszko nadzieję. Przynajmniej jeden koszmar się zakończył, a to już jakiś powód do radości, prawda? Żadne dziecko, czarodziej, charłak ani mugol nie będzie już cierpieć od anomalii, choć niestety nikt nie był jeszcze w pełni bezpieczny, bo trwała wojna.
Dzisiejszy dzień też był ładny, choć mroźny. Udało jej się poprawnie teleportować, ale biorąc pod uwagę jak dawno nie była we Flamborough, nic dziwnego że zmaterializowała się w niezbyt dobrym do tego miejscu – na samym środku drogi. Nie było to planowane, choć nie spodziewała się też konfrontacji z mugolskim pojazdem, które zdecydowanie nie były dla niej czymś codziennym i oczywistym, choć w Londynie z roku na rok ich przybywało. Rzadko jednak wybierała się na spacery po mugolskiej części miasta, a jeśli już to nie wybierała najbardziej ruchliwych okolic, bo mimo wyznawania tolerancyjnych, równościowych poglądów świat mugoli ją przytłaczał.
Widząc zmierzającą prosto na nią stalową puszkę na kołach spanikowała i stanęła jak wryta, nie umiejąc się poruszyć. Strach ją sparaliżował, uniemożliwiając ucieczkę lub sięgnięcie po różdżkę. Już myślała, że za chwilę zostanie uderzona przez ów dziwaczny, działający w niezrozumiały dla niej sposób pojazd, ale ten się zatrzymał. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i ze środka wyskoczył nie jakiś przypadkowy mugol, a... Marcella Figg, członkini Zakonu Feniksa, która zaczęła na nią krzyczeć. Charlie słabo znała Marcellę, więc nie wiedziała, czy ta pasjonuje się mugolskimi wynalazkami czy nie, ale nie było to nieprawdopodobne, choć z pewnością zaskakujące, tym bardziej że jakimś trafem na siebie tutaj wpadły. Nie wiedziała też, że Marcella posiada bardzo podobną siostrę bliźniaczkę, nie były ze sobą tak blisko, by miała okazję usłyszeć taką informację.
Wciąż stała na środku ulicy, a spod kaptura wysunął się długi i gruby pszeniczny warkocz. Sam kaptur nieco osunął się do tyłu, sprawiając że blada buzia i duże, zielone oczy Charlie były dobrze widoczne. Przez kilka pierwszych sekund obserwowała wysiadającą kobietę w zdumieniu, mrugając i oddychając szybko.
- Marcella? – rzuciła po chwili. – Ja... Bardzo przepraszam, nie chciałam pojawiać się na tej drodze. Trochę mnie zniosło – mówiła szybko, pewna że ma do czynienia z zakonniczką, która z jakiegoś powodu po godzinach pracy urządzała sobie przejażdżki mugolskim... czymś na kołach. Ludzie mieli różne hobby, nie zamierzała tego oceniać. – Co tutaj robisz? Nie wiedziałam, że umiesz jeździć tymi eee... blaszanymi puszkami. Mugole mają na to jakąś nazwę, ale ciągle wylatuje mi z głowy. Ale mnie wystraszyłaś! Już się bałam, że mnie przejedziesz. Byłam tak zaskoczona i przerażona, że nie wiedziałam, w którą stronę uciekać.
Jej głos wciąż lekko drżał, a słowa były chaotyczne, jednak myślała, że ma do czynienia z czarownicą z Zakonu, widzianą podczas grudniowego spotkania przed wyprawą do Azkabanu. Więc początkowy niepokój ustępował miejsca uldze, bo to przecież tylko Marcella. Nie nikt niebezpieczny ani nie mugol, któremu musiałaby się gęsto tłumaczyć z nagłego zmaterializowania się znikąd na ulicy.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Flamborough [odnośnik]28.03.20 18:14
04.04

Każdy czasem potrzebuje samotności. Niektórzy nie mają wyjścia - jak ja. Wiem, że to mój parszywy charakter do spółki z misją odtrącania od siebie ludzi są winni tej sytuacji, ale o dziwo nie czuję się źle. Nie ma nic przyjemniejszego niż nieskończone połacie przestrzeni dostępne tylko dla siebie, ciszy przetykanej wyłącznie smagnięciami porywistego wiatru lub ptasim trelem. Podejrzewam jednak, że to, co dotąd kochałam, niedługo mi zbrzydnie. Bo prawda jest taka, że nie mam gdzie mieszkać. Londyn przestał być moim domem po tym, co niedawno odpierdoliło Ministerstwo. Pracy też nie mam. Nie wrócę do matki, nie pokażę jej, jaka jestem słaba. Jak bardzo się myliłam i jak wiele miała racji w tym, co mówiła mi wcześniej. Nie przyznam się już przed nią, że świat rzeczywiście jest popierdolony i nie ma w nim miejsca dla kogoś takiego jak my. Czarodziejów gorszego sortu, wyrzutków społeczeństwa - tylko z powodu innego koloru skóry. Bez sensu jest być tym samym, nudnym białasem co wszyscy, ale to nie są dobre czasy na unikatowość. Dziś nikt nie docenia niczyjej wyjątkowości, raczej wytyka się ją palcami; o ile nie dotyczy umiejętności metamorfomagii. I gdzie tu sprawiedliwość? Nie ma, ta jak zwykle pozostaje ślepa na dowody oraz głucha na donośne prośby społeczeństwa.
Nie pozostaje mi więc nic innego jak tułaczka, okazjonalnie przerywana waletowaniem u znajomych, których jeszcze nie zdążyłam aż tak mocno wkurwić. Jednak to tylko jedna noc na tle wielu innych, jakie mnie czekają. Dlatego przez większość czasu wałęsam się po świecie jako niepozorny, czarny kot. Nawet ta forma jest odpychająca - przecież przynoszę nieszczęście, gdy tylko przebiegnę komukolwiek drogę. Widocznie taki los był mi pisany. Mam zostać pospolitym dachowcem, przed którym wszyscy uciekają w popłochu. Zatem kocia codzienność nie różni się zbyt mocno od tej ludzkiej. Idealnie.
Nawet nie pamiętam jak znalazłam się w Yorkshire. Dzień wcześniej posłałam list do Steffena z pogróżkami, że powinien się ze mną spotkać - bo z kim mam dyskutować na temat transmutacji jak nie z nim? Nie znam nikogo innego, kto chociażby odrobinę mógłby równać się z moimi umiejętnościami. Nie twierdzę, że tacy ludzie nie istnieją, bo nie jestem żadnym guru, ale zwyczajnie nie znam ich personaliów. Muszę się zatem zadowolić towarzystwem tego głupka. O ile ma jaja i się zjawi.
Jednak nic na pusty żołądek, więc morski brzeg w jakiejś odludnej wiosce wydaje się być idealną restauracją dla czworonoga. Kładę ciemne ciałko na kamienistym brzegu, ogon unoszę do góry; wysunięte pazurki czekają w gotowości, aż dostrzegę w tafli wodę smakowitą, tłustą rybkę. Uważnie obserwuję ruchy pod powierzchnią, aż tak, zjawia się! Więc hyc do wody! Ugh, nienawidzę wody. - Hisss! - syczę niezadowolona, ale w tym całym ambarasie udaje mi się przechwycić dzisiejsze śniadanko. Pyszne, że tak tylko nadmienię. Całe szczęście, że do potencjalnego zostało jeszcze trochę czasu, mogę zjeść posiłek w ciszy oraz spokoju nim ponownie przemieniam się w siebie. Znudzoną wszystkim Dahlię czekającą na wybrzeżu. Trochę zmoczoną niedawną kąpielą, ale czego się nie robi dla pożywienia?


play with the cat

g e t s c r a t c h e d


Dahlia Meadowes
Dahlia Meadowes
Zawód : kurs wiedźmiej straży, chyba teraz wstrzymany
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
myśli moje obłąkane burzą
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7585-dahlia-meadowes https://www.morsmordre.net/t7653-serein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f140-fleet-street-93-6 https://www.morsmordre.net/t7655-skrytka-nr-1841 https://www.morsmordre.net/t7654-dahlia-meadowes
Re: Flamborough [odnośnik]10.06.20 1:11
4.04

Bezksiężycowa Noc wpędziła Steffena w stan zmartwienia i przerażenia. Chociaż nikt nie zasadzał się wtedy bezpośrednio na niego, to może to kwestia czasu, zanim ktoś zorientuje się, że ma mamę mugolkę? W dodatku, pani Cattermole to tylko jeden z sekretów biednego Steffena. Od siedemnastego roku życia łamał prawo jako niezarejestrowany animag, prawo co prawda bezduszne i surowe, ale teraz nadzorowane przez Ministra wariata. Pisał też zgryźliwe artykuły o znanych osobach, oraz okazjonalnie zmyślał oparte na faktach listy do Wilhelminy, ekspert od spraw miłosnych w "Czarownicy", w której rolę wcielał się on sam. Merlinie, komu podpadł, jeśli ktoś się zorientuje? No i, oczywiście, nazajutrz miał się spotkać z buntownikami z Zakonu Feniksa, jako oficjalny członek wyklętej przez Ministra organizacji. Ukrywanie tych wszystkich tajemnic i tożsamości kosztowało go nie lada zachodu, w końcu na pozór był tylko niepozornym łamaczem klątw, chłopakiem, któremu (gdy zmaże z twarzy zaraźliwy uśmiech) wtopić się w tłum niemal równie łatwo, jak szczurowi. Jeśli istniała jakakolwiek zła pora na wydanie się jego sekretów, to początek kwietnia był najgorszą możliwą porą.
Steffen od dwóch dni symulował chorobę, aby nie musieć iść do Ministerstwa po rzezi mugoli. Apatycznie wyjadał resztki chleba w mieszkaniu, głównie w postaci szczura. Gryzoniowi łatwiej było zduszać myśl o tym, że jego sąsiadka, tamta przemiła mugolaczka z dolnego piętra, nie żyje. Nie wychodził na klatkę, aby nie widzieć plam krwi. Ukrywał się przed całym światem, aż znalazła go sowa.
Ostatnim, czego spodziewał się w tym szaleństwie, był list z pogróżkami od Dahlii. Przecież... przecież równa z niej dziewczyna, przecież się przyjaźnili (jego zdaniem)!
A może... a może nie?
Normalnie nie wątpiłby w czyste intencje Meadowes, ale nic nie było już normalne. Zgroza ścisnęła mu serce. Co dziewczyna może mieć na myśli? Jakie sekrety zna? Miał ich tak wiele, że zaczynał się gubić! Co się z nią w ogóle działo - też była zmartwiona (a jeśli tak, to czemu marnowałaby czas na rozsyłanie szantaży?), potrzebowała pomocy, a może oportunistycznie przeszła na stronę Malfoya i postanowiła ścigać czarodziejów o brudnej krwi albo nielegalnych animagów? Nie, nie mógł wierzyć w to ostatnie - ale dłonie i tak drżały mu histerycznie, strach ścisnął gardło, i Steff nie zmrużył przez całą noc oka. Czy powinien uciec do Francji i już nigdy nie wrócić?
Nie - miał przecież w Anglii zobowiązania. Dlatego, odważnie, opróżnił całą swoją skrzynkę bankową na wypadek żądań pieniężnych, a potem postanowił wytłumaczyć się przed Dahlią. Sam nie wiedział z czego, ale już coś wymyśli.
Pojawił się na wybrzeżu blady jak trup. W dodatku jakiś czarny kot przebiegł mu drogę na plażę, a to zawsze zły omen. Ugh, nienawidził kotów.
Nie zwrócił nawet uwagi na to, że dziewczyna jest jakaś mokra, chociaż nie padało. Zbyt był przerażony i przejęty.
-Dahlia, to nie tak jak myślisz...! - pisnął bezradnie na jej widok, postanawiając od razu przejść do rzeczy. W dłoniach nerwowo obracał list, oczy lekko mu się szkliły.
To najstraszniejszy dzień jego życia.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Flamborough [odnośnik]27.09.20 23:13
19 lipca, po północy

Kleiła się do niej niemal rozkosznie. To śliczne, siedemnastoletnie dziewczątko, niskie i szczupłe, o twarzy grzesznie pięknej; gdy tylko czarownica ujrzała ją po raz pierwszy, wiedziała, że musiała należeć do niej. Jej żyły, to, co płynęło przez nie w cielesnej czystości - czyż to nie szczyt egoizmu, by podobne luksusy trzymać wyłącznie na własny użytek? Winna się nimi podzielić. Ze światem, z kobietami w potrzebie, które w posoce upatrywały jedyne już rozwiązanie wszelkich swych problemów, liczyły, że fizyczne podreperowanie wizerunku będzie w stanie odwrócić przetasowane przez przeznaczenie karty i sprawić, że mężowie na powrót staną się wierni. Oddani. Zakochani po uszy. Piękne kłamstwo, akurat działające jej na rękę - toteż Wren bez wyrzutów sumienia podtrzymywała wtuloną w nią dziewczynę gdy pod zbawienną osłoną nocy szły w dół kompletnie opustoszałej uliczki Flamborough. O tej porze mieszkańcy już dawno ułożyli się do snu, ciche popłakiwanie blondynki otoczonej bezpiecznym ramieniem nie dosięgnęło zatem żadnego ucha; żadnego oprócz jej własnego, lecz na to czarownica była już niewrażliwa. Po mnogości podobnych sytuacji pewne dźwięki mózg rejestrował automatycznie, nie zwracał na nie większej uwagi. I dobrze - w innym wypadku mogłaby zrobić nic tylko zapłakać razem z nimi, jej kochanymi gąskami, przygwożdżona przez częstotliwość żałosnych łez znaczących śliczne twarze czerwienią.
- Nie martw się, tam, dokąd idziemy, nic nie będzie ci grozić - mówiła wyuczonym, łagodnym tonem, szeptała cicho pozbawione głębszego sensu zapewnienia, machinalnie i odruchowo; łzy tej dziewczyny były dziś pożegnaniem. Z rodziną, która odesłała ją do dziadków we Flamborough, by ta uniknęła wzburzonych nastrojów w sercu londyńskiego piekiełka; z rodziną, która w tym piekiełku finalnie spłonęła, na zawsze pozostawiając ją samą. Doskonale. Takie dziewczęta były najłatwiejsze, najbardziej podatne, zagubione w wielkim, wrogim świecie, który odbierał im jedyną ostoję normalności, fundament pewnych przekonań. Młoda Lucy potakiwała głucho. Wcześniejszą histerię złagodziło zaklęcie rzucone na nią przed wyjściem z domostwa seniorów rodziny, również mugoli - musiała być pokorna, umysłowo niemal bezwładna, utopiona we własnym smutku i dzięki temu ślepa na każdą okoliczność otaczającej ją ucieczki z wioski. Uwierzyła, że tu nie będzie już bezpieczna - że niebawem dołączą do niej dziadkowie, gdy tylko osiądzie na nowym, pozbawionym zagrożenia gruncie i przygotuje dla nich odpowiednie lokum. Uwierzyła w dobre chęci. W bezinteresowną pomoc niesioną poszkodowanym, ofiarom wojny, która jeszcze do niedawna strawiła stolicę.
Im dalej od centrum wioski niosły je nogi, tym donośniej swą obecność znaczyła natura. Piękna, soczyście zielona, zadbana - na pewno oszczędzona wyłącznie za sprawą zamieszkujących miejscowość czarodziejów, zważywszy na mugolską łatwość do demolowania wszelkiego przejawu życia w ich okolicy. Wren nie miała jednak czasu na przyglądanie jej się zbyt długo: ciemność w pełnej okazałości spowijała skromne przedmieścia, a przed nimi wciąż długa droga do wyselekcjonowanej kryjówki w dalszej części Yorkshire. Musiała doprowadzić tam Lucy w jednym kawałku; wspomnienia zaklęć usunie jej następną dawką magii, a i z żałosnym płaczem i chwiejnym krokiem jakoś sobie poradzi. Dziewczyna nie była ciężka - mogła zatem służyć jej ramieniem, przynajmniej teraz. Potem, cóż, niewykluczone, że do celu poniesie je miotła.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Flamborough [odnośnik]18.10.20 18:43
W niewielkiej, nadmorskiej wiosce Flamborough nie mieszkali wyłącznie sami mugole, choć sprawiała wrażenie całkowicie niemagicznej. Tylko ci, którzy wiedzieli o tym, że wśród nich znalazło się kilku czarodziejów, wychwyciliby obecną tu magię. Jednym z nich był człowiek zamożny, lecz przez pieniądz wciąż niezepsuty. Wiedział, że do Flamborough przybyło kilka krewnych mieszkańców z Londynu, by odnaleźć tu spokój. Niepokoiło go, ze ktoś może zacząć ich szukać, zwłaszcza, że szmalcowników wciąż przybywało i czuli się coraz pewniejsi. Hurleyowi leżało na sercu dobro wszystkich mieszkańców, tej małej społeczności, nie chciał, aby ktoś zakłócił ich spokój - dlatego rozpuścił wici, by znaleźć kilka osób takich jak ja. Szukających zarobku, a zaprawionych w walce, mogących patrolować i pilnować tu porządku, bezpieczeństwa mieszkańców. Było nas więcej niż dwóch, nie musiałem więc odwiedzać Yorku każdego dnia, ale na wieczór i noc dziewiętnastego lipca przypadał właśnie mój patrol.
Letnia noc była nad wyraz ciepła i pozornie urokliwa. Bezchmurna, spokojna, bezwietrzna. Mnie trochę brakowało powietrza, było mi duszno, marzyłem o czymś zimnym do wypicia, a przede wszystkim to miałem złe przeczucia. Wydawało mi się, że jest aż zbyt spokojnie, gdy nieśpiesznie kroczyłem uliczkami wioski. Zazwyczaj w tawernie o tej porze głośno śpiewano szanty, zaś małżeństwo mieszkające najbliżej morskiej latarni kłóciło się o pieniądze tak głośno i żarliwie, że słyszałem ich z drugiego końca uliczki i nawet nie musiałem podchodzić, by wiedzieć o czym rozmawiają.
Przystanąłem, oparłem się o kamienny murek i sięgnąłem do kieszeni spodni, by wyciągnąć paczkę papierosów. Ledwie wyciągnąłem jednego, a wydawało mi się, że słyszę płacz, należący do kobiety, dość młodej. Od razu schowałem papierosy, a wysunąłem z rękawa koszuli różdżkę z osiki. Instynktownie podążyłem w tamtym kierunku, starając się kroczyć cicho, aby krok nie odbijał się echem w pogrążonej w mroku brukowanej uliczce. Wyłoniwszy się zza zakrętu ujrzałem dwie kobiece sylwetki, dość drobne, jedna prowadziła drugą. Póki co odwrócone były do mnie plecami, wyraźnie zmierzając w stronę obrzeży miasteczka; nawet jednak w tym mroku udało mi się dostrzec różdżkę w dłoni jednej z kobiet. To musiała być różdżka. Druga dziewczyna płakała, a ja od razu nabrałem złych przeczuć.
Uniosłem na nie różdżkę, szybkim krokiem próbując zmniejszyć dystans pomiędzy mną, a kobietami.
- Stójcie - zawołałem stanowczo, a mój głos rozbrzmiał tak władczo, że nie pozostawiał wątpliwości, że był to rozkaz. - Gdzie ją zabierasz? - spytałem surowo. - Pavor veneno - padła z moich ust inkantacja zaklęcia obszarowego, które próbowałem wymierzyć gdzieś dalej, za kobietami, aby zniechęcająca do jakiegokolwiek ataku mgła objęła je - a mnie wciąż nie.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Flamborough [odnośnik]18.10.20 18:45
The member 'Cedric Dearborn' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Flamborough [odnośnik]21.10.20 19:39
Stójcie. Głos był surowy, męski, głęboki, zwiastował nadchodzące wielkimi krokami kłopoty. Sprawił, że brwi Wren ściągnęły się w wyrazie niezadowolenia; nie widział go jednak, dobiegając gdzieś zza ich pleców, niechybnie zwabiony do nich przez łkanie prowadzonej w objęcia ciemności dziewczyny. Czarne oczy błysnęły, zęby przygryzły lekko dolną wargę, lecz wszystko to znikło gdy płynnym ruchem obróciła się na pięcie, pociągając za sobą mugolską młódkę; była niczym marionetka w jej dłoniach, gładka, miękka, podatna na każdą sugestię gestu czy słowa, oszołomiona uspokajającym zaklęciem. Jedyne co mogła robić - to pozwalać na to, by łzy wielkie niczym grochy spływały po jej czerwonych, wilgotnych policzkach. Wyglądała niewinnie, wyglądała na skrzywdzoną przez los istotkę, sama Wren natomiast przypominała lwicę spoglądającą na wysokiego maga podążającego w ich kierunku spod kurtyny czarnych rzęs. Gotowa obnażyć kły i gryźć, szarpać gardło, jeśli zajdzie taka konieczność. Mała dłoń zacisnęła się mocniej na różdżce, póki co nie uniosła jej jednak przed siebie, obserwując, wyczekując następnego ruchu jawiącego się na horyzoncie intruza.
- Zabieram ją daleko od bydląt i gwałcicieli - warknęła trochę zbyt wrogo, trochę zbyt dumnie, sygnalizowała tym samym uzasadnioną nieufność. W niemal perfekcyjnej grze pozorów pociągnęła młódkę za rękę, protekcyjnie stanęła przed nią, chroniąc ją swym ramieniem. Była cenna. Młoda, piękna, podatna na słodką truciznę wymyślnych kłamstw - czarownica nie miała zatem zamiaru tracić jej tylko dlatego, że przypadkowa przybłęda zdecydowała się inwigilować ich podróż. - Jakiś bandyta przywlókł ją stąd z sąsiedniego miasta, chciał zniewolić. Może twój brat, ojciec? Skąd mam wiedzieć, że nie ruszyłeś za nami specjalnie, by ją odzyskać? - Plotła zwinnie, głosem przekonującym, pełnym emocji. Gorących i zimnych jednocześnie. Buchał w niej ogień, w tym samym czasie w oczach tańczył lód; patrzyła jak nieznajomy uniósł swą różdżkę i spróbował wzniecić za ich plecami zaklęcie, jednak jej krańca nie opuściła żadna niepokojąca wiązka. Ale sam gest wystarczył - Wren cofnęła się gwałtownie, ciągnąc za sobą mugolkę, w uzasadnionej reakcji podniosła w końcu ku górze dzierżącą kasztanowe drewno dłoń. - A więc kolejne bydlę - skwitowała równie surowo, krzywiąc się w obrzydzeniu. Zapłakana dziewczyna oparła czoło o jej ramię, mocno owijając rękoma wolną kończynę towarzyszki; przylgnęła do niej ufnie, nieświadoma najpewniej co rozgrywało się dookoła. Świat miał dla niej tylko jeden tor, jedno znaczenie: tęsknotę dominującą każdą z myśli powitych przez zmęczony umysł. Nie kłóćcie się, proszę, wyszeptała, lecz jej głos równie dobrze mógł zaniknąć w materiale ubrania czarownicy. - Wynoś się stąd, zanim stanę się nieprzyjemna. Dość już mamy elementu Flamborough; nie skrzywdzisz ani jej, ani mnie, nie zrobi tego żaden z tutejszych bandytów - zapowiedziała butnie. Wrogo. Może gdyby nie spróbował wykrzesać z siebie magii w tak dostrzegalny, ostentacyjny sposób, spojrzałaby na niego inaczej - lecz nieporozumienie gnało nieporozumienie, a ona wciąż wycofywała się powoli, ostrożnie, ciałem pokazując Lucy, by robiła to samo. Nie chciała przy tym, mimo wszystko, dać mu pola do następnych popisów; Chang odetchnęła głęboko, po czym skierowała różdżkę na jego pierś. - Drętwota - spróbowała, licząc, że w silnych emocjach - niepewności, podejrzliwości, złości - magia nie zawiedzie.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Flamborough [odnośnik]21.10.20 19:39
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Flamborough [odnośnik]21.10.20 21:10
Kobiecy głos pełen był emocji, tak gorących, ze niemal parzyły od odczuwanego gniewu. Rzekomo odczuwanego, rzecz jasna. Może na innych zrobiłoby to większe wrażenie, przekonało do prawdziwości wypowiadanych słów od razu, lecz nie na mnie. Dość łatwo przychodziło mi rozszyfrowywanie ludzi, wyczuwanie kłamstwa, a czarownica tutaj piekliła się od razu zbyt płomiennie, choć nie wiedziała kim jestem.
- Doprawdy? A ty kim dla niej jesteś, rzekoma wybawicielko? Skąd się o tym dowiedziałaś? Skąd ją znasz? Ty masz różdżkę, ona nie - spytałem, żądając odpowiedzi. Nie zamierzałem pozwolić odejść im wolno, dopóki nie upewnię się, że mówiła prawdę. A co do tego miałem głębokie wątpliwości. W jej głosie rozbrzmiała zbyt duża wrogość i duma. - W tym mieście mieszkają dobrzy ludzie - odpowiedziałem cierpko. To była niewielka społeczność, nie znałem ich, lecz zaufałem w osąd czarodzieja, który zdecydował się ich chronić. Gdyby znalazło się tu takie bydlę i potwór jakiego opisywała nieznajoma, to z pewnością by o nim wspomniał Zbyt mała to mieścina, aby ktoś taki się w niej ukrył. Zwłaszcza mugol.
W myślach przekląłem brzydko, gdy wyczarowana mgła natychmiast rozmyła się w gorącej, letniej nocy; zaklęcie okazało się zbyt słaby, aby objąć dwie kobiety swoim działaniem. Samo już o sobie poniekąd świadczyło. Gdybym miał zamiar zranić którąś z nich, to bezwzględnie wyprowadziłbym zupełnie inny atak.
- Bydle? Skąd. Nie mam zamiaru was skrzywdzić w żaden sposób, nie mam złych intencji - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Chyba, że mnie do tego zmusisz, dopowiedziałem sobie w myślach. - Może daj jej wypowiedzieć się za siebie, hm?
Z nich dwóch mówiła tylko jedna. Ciemnowłosa, która od razu wysunęła się naprzód z różdżką w dłoni. Ciemnowłosa, którą ujrzałem jak ciągnie za sobą płaczącą dziewczynę. Gdyby ta druga rzeczywiście chciała uciec z Flamborough, nie ociągałaby się w ten sposób, nie musiałaby jej prowadzić. Ta dziwna postawa wzbudziła we mnie podejrzliwość i nieufność od samego początku. Nie wyglądało to na ucieczkę przed gwałcicielem z pomocą zaufanej przyjaciółki.
Rzucone przez czarownicę zaklęcie poszybowało gdzieś w bok, nie musiałem się nawet specjalnie uchylać, aby go uniknąć. Ruszyłem do przodu, aby lepiej im się przyjrzeć - oddaliły się od ulicznej latarni.
- Pozwolisz, że sam z nią porozmawiam - powiedziałem zimnym tonem, tym razem celując różdżką prosto w ciemnowłosą wiedźmę, czyniąc kilka kroków do przodu, aby zmniejszyć dystans pomiędzy nami.
- Petrificus Totalus.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Flamborough [odnośnik]21.10.20 21:10
The member 'Cedric Dearborn' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 98

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 5, 6, 5, 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Flamborough - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Flamborough [odnośnik]21.10.20 21:49
Przesłuchiwał ją, domagał się wiedzy, która wcale mu się nie należała - jakim prawem wdawał się w ich sprawunki, rozpychał łokciami, pan i władca skory wysłuchać wszelkich tłumaczeń? To tylko podsycało rosnące w niej niezadowolenie, dolewało oliwy do i tak żywego już ognia, a na dodatek podkreślało nieufność. Czyżby był członkiem magipolicji patrolującej brytyjskie tereny? Jeśli tak, jak najszybciej musiała pozbyć się podobnie niewygodnego ogona. Nie robiła przecież nic złego; Minister nie wprowadził godziny policyjnej, nie nakazał, z pewnością, legitymować podróżujących w objęciach cieni kobiet, a tym bardziej nie zachęcał do zaczepiania ich późną porą.
- A tobie co do tego? - gdyby caeruleusio było spojrzeniem, odnalazłoby swoją rzeczywistą formę w jej oczach. Wciąż zasłaniała swym ramieniem pochmurną Lucy, nie do końca świadomą rozgrywających się obok niej scen. Zdawała się nawet nie rozumieć dziwnych słów opuszczających czasem ich gardla, nie pojmowała znaczenia nazw zaklęć, a skryte w ciemnym materiale cienkiego płaszcza oczy pozostawały ślepe na umiejscowione w ich dłoniach drewna. Nie wzbudzili jej podejrzliwości. Ani ona, ani Cedric, choć jego obecność zdawała się drażnić drogą jej przyjaciółkę. - Nie muszę niczego ci tłumaczyć. Niczego. Ale jeśli taki jesteś ciekawy - znalazłam ją przypadkiem. Wymknęła się, płakała, nie znając drogi do domu - karmiła go kolejnym kłamstwem niemal bezwolnie opuszczającym gardło, było dla niej niczym powietrze opuszczające coraz cięższe płuca. Na zapewnienie o przyjaznej naturze mieszkańców - parsknęła jedynie cicho, błyszczącym w czarnych tęczówkach spojrzeniem wyjawiając mu swoją szczerą wątpliwość. Oczywiście - miał rację, ale tego potwierdzać nie musiała. Nie mogła. Tylko ona była tu wilkiem. Wilkiem z zębami zaciśniętymi na gardle niewinnej łani. - A jednak rzucasz w nas zaklęciem jako pierwszy - odparowała złowrogo, ale i rzeczowo, nieprzekonana co do zapewnień o pokojowej naturze jego fatalnego objawienia. - Widzisz w jakim jest stanie? Nie powie ci za dużo - a jeśli powie cokolwiek, najpewniej będzie to pozbawione sensu - pragnęła dodać prześmiewczo, wszak rzucona na mugolkę inkantacja była o wiele silniejsza, o wiele bardziej otępiająca, niż jej ekwiwalent docierający do magicznego umysłu. Cedric jednak nie odpuszczał. Koniecznie pragnął porozmawiać z Lucy, na dowód czego jego różdżkę opuściło zaraz silne zaklęcie godzące Wren w pierś. Spetryfikował ją - doprowadził do tego, że mięśnie skuło żelazo, a ciało bezwolnie opadło w tył, ocalone od gwałtownego upadku jedynie wątłymi rękoma towarzyszącego jej dziewczęcia.
- Co... zrobiłeś? Dlaczego? - zapłakała nagle przerażona, zrozumiała bowiem bezruch swojej przyjaciółki, zrozumiała jej pozbawioną wyrazu twarz, nie wiedziała tylko co doprowadziło do tak silnej reakcji. Nie zarejestrowała momentu, w którym promień opuścił osikowe drewno. - Wstań, chodźmy... Proszę, wstań, chodźmy - jęknęła, małymi, pozbawionymi śladu niedoskonałości dłońmi szarpiąc delikatnie za ubranie Wren. I jej urok rozbudził prędko uśpioną księżniczkę - jak pocałunek księcia. Oszołomiona spojrzała najpierw na Lucy, potem torpedując wzrokiem nieznajomego, zanim własne ręce na moment sięgnęły do mugolskiej twarzy i otarły łzy z jej policzków.
- Nie bój się - powiedziała łagodnie, miękko, zaraz potem koncentrując całość swej uwagi na ich oprawcy. - Teraz na pewno nie będziesz z nią rozmawiał - zapowiedziała solennie, szybko podnosząc się z ziemi i mierząc w niego różdżką. Wcześniej nie dał jej możliwości obrony, miała jednak nadzieję, że to nie powtórzy się zbyt rychle; całe jej ciało rwało się do momentu, w którym będzie mogła mu pokazać, gdzie zimują podobne mu trolle. Chwyciła delikatną dłoń Lucy i ponownie wycofała się razem z nią, im dalej od Cedrica, tym bezpieczniej. - Zostaw nas w spokoju, zbirze. Albo zacznę krzyczeć - a wtedy wyniosą cię z tego miasta na widłach.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Flamborough
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach