Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kornwalia
Wistmans Wood
AutorWiadomość
First topic message reminder :


Wistmans Wood
Ten niesamowity las znajduje się w dolinie rzeki Dart, rozpościerając się na terenach hrabstwa Kornwalii. Nietypowy porost roślin i drzew jedni nazywają zjawiskiem naturalnym, inny zaś dopatrują się w nim anomalii, stworzonej przy pomocy magii. W pobliskich wioskach z matki na córki powtarzana jest legenda, że niegdyś las był labiryntem z którego wyjść mógł jedynie ktoś wierny. Przed laty kobiety zostawiały swych mężów w środku lasu i zabierały lniany sznurek, którym oznaczały drogę. Tylko ci, którzy dochowali wierności odnajdywali drogę do domu. Pozostali wiązani byli z magią lasu, już na wieczność mając błąkać się między drzewami, próbując odnaleźć drogę do domu. 14 maja ludzie z pobliskiej wioski organizują niewielki festyn na upamiętnienie i potrzymanie życia legendy.
Teraz nieznacznie lepiej niż wcześniej umiał radzić sobie z fasadą, która pomagała zapewnić postronnych, że wszystko w porządku. Wspomnienia dalej sprawiały niemalże fizyczny ból i tracił panowanie nad nimi jeszcze częściej niż wcześniej, ale w takich rozmowach łatwiej mu było przywdziać uśmiech, który miał odgonić wszelkie pytania dociekające przyczynie grymasu wykrzywiającego twarz w bólu.
Alfie jedynie skinął chłopakowi głową. Pamiętał te ochoczość do działania w swoim wydaniu, kiedy nie mógł się doczekać aż otrzyma przydział, stojąc w jednej z długich kolejek w Londynie. Wiedział, że honor nakazywał wtedy podjąć walkę, ale gdyby wiedział to co wie teraz, może w ogóle poszedłby w ślady Mike'a i zaszył się w świecie magii?
Zerknął kontrolnie na Michaela, czy był zbyt bezpośredni? Czy swoją dosyć brutalną radą przecenił nieco rozmiar tej wojny? Poczuł się w wojskowych butach zbyt znajomo, wracając do starych nawyków zabij, nim on zabije ciebie. Nic jednak nie powiedział. - Słusznie, pytajcie nim zaczniecie strzelać - zawtórował Tonksowi, sądząc, że komuś takiemu jak Andy - młodemu, z gorącą krwią buzującą w żyłach - najlepiej powtórzyć to co istotne.
- Pokaż mi te twoją dubeltówkę i pogadamy, dobra? - zaproponował, jednocześnie dając znać, że Mike spokojnie mógł się udać na spotkanie z Tomirą. Alfie i tak nie przydałby się podczas dyskusji na temat pułapek. O tych magiczny wiedział niewiele, dlatego temat pozostawiał specjaliście. Andy zresztą nie potrzebował zachęcenia, zerknął jedynie w stronę ojca, czy te nie posyła mu karcącego spojrzenia, ale Frank widocznie zajęty był rozmową z Michaelem, żeby przejmować się ostudzeniem zapału swojego syna. - Przede wszystkim, jak strzelasz otwieraj oboje ocz - rzucił kiedy Andy wpuścił go do środka, przywołał jednocześnie obraz tego jak mierzył do nich z wiatrówki. Częsty błąd, który mógł kosztować życie. Czasem cel wyglądał jakby mógłby być w dwóch różnych miejscach. A kiedy szanse były niewielkie nie można było sobie na to pozwolić. Andy pokazał mu broń. - Kiedy uda się założyć pułapkę, upewnij się, że masz dobre miejsce do strzału, lepiej jeżeli napastnik nie będzie miał na ciebie czystego widoku - kontynuował.
Alfie jedynie skinął chłopakowi głową. Pamiętał te ochoczość do działania w swoim wydaniu, kiedy nie mógł się doczekać aż otrzyma przydział, stojąc w jednej z długich kolejek w Londynie. Wiedział, że honor nakazywał wtedy podjąć walkę, ale gdyby wiedział to co wie teraz, może w ogóle poszedłby w ślady Mike'a i zaszył się w świecie magii?
Zerknął kontrolnie na Michaela, czy był zbyt bezpośredni? Czy swoją dosyć brutalną radą przecenił nieco rozmiar tej wojny? Poczuł się w wojskowych butach zbyt znajomo, wracając do starych nawyków zabij, nim on zabije ciebie. Nic jednak nie powiedział. - Słusznie, pytajcie nim zaczniecie strzelać - zawtórował Tonksowi, sądząc, że komuś takiemu jak Andy - młodemu, z gorącą krwią buzującą w żyłach - najlepiej powtórzyć to co istotne.
- Pokaż mi te twoją dubeltówkę i pogadamy, dobra? - zaproponował, jednocześnie dając znać, że Mike spokojnie mógł się udać na spotkanie z Tomirą. Alfie i tak nie przydałby się podczas dyskusji na temat pułapek. O tych magiczny wiedział niewiele, dlatego temat pozostawiał specjaliście. Andy zresztą nie potrzebował zachęcenia, zerknął jedynie w stronę ojca, czy te nie posyła mu karcącego spojrzenia, ale Frank widocznie zajęty był rozmową z Michaelem, żeby przejmować się ostudzeniem zapału swojego syna. - Przede wszystkim, jak strzelasz otwieraj oboje ocz - rzucił kiedy Andy wpuścił go do środka, przywołał jednocześnie obraz tego jak mierzył do nich z wiatrówki. Częsty błąd, który mógł kosztować życie. Czasem cel wyglądał jakby mógłby być w dwóch różnych miejscach. A kiedy szanse były niewielkie nie można było sobie na to pozwolić. Andy pokazał mu broń. - Kiedy uda się założyć pułapkę, upewnij się, że masz dobre miejsce do strzału, lepiej jeżeli napastnik nie będzie miał na ciebie czystego widoku - kontynuował.
Skinął ledwo dostrzegalnie głową (czy Archie to dostrzeże? Kiedyś, w szkole, mieli własny język, system gestów rozpoznawalny dla nich obojga - spędzali w końcu razem cały czas, jak bracia. Ale minęło tyle lat...). Nie, nie był za surowy. Nie chcieli spowodować paniki i strzelać w zabłąkanych wędrowców, ale w pobliskim lesie doszło już do jednego ataku i trwała zażarta, krwawa wojna.
Potrzebowali żołnierskiego podejścia. Doświadczenia kogoś, kto już coś takiego przeżył. Aurorzy nie mogli być wszędzie równocześnie, Mike prywatnie znalazł czas na odwiedzenie mieszkańców tej wioski, niejako chcąc posprzątać po pojedynku w którym zajął się złoczyńcami, a nie zaopiekował cywilem. Obecność Alfiego i jego pomoc w ewakuacji mugola spadły mu wtedy z nieba - i teraz z mieszkańcami rozmawiało się łatwiej dzięki obecności "prawdziwego" żołnierza. Tonks nie miał niemagicznego stopnia wojskowego, pozycja aurora niewiele mówiła mugolom z kornwalijskiej wioski. Alfiemu zaufali, a na karabin na jego plecach patrzyli z podziwem.
-Porozmawiam z nią. Czy... - zawahał się, spoglądając na starszego mugola. -...chciałby nam pan towarzyszyć? Czarodziejka zrozumie jak działają pułapki, ale lepiej żebyście wszyscy mieli o nich pojęcie. Przy okazji pokaże nam pan strategiczne miejsca. - zaproponował. Kilka lat temu nie byłby pewien, czy mugol zrozumie koncepcję magicznych zabezpieczeń, ale wszyscy widzieli już na tej wojnie sporo anomalii i okropieństw.
Skinął głową Alfiemu na znak, by dalej rozmawiał z młodym i wszedł z mężczyzną do domu czarodziejki.
Andy zmrużył lekko oczy, słuchając żołnierza z przejęciem.
-A zamknąłem oczy? - spytał ze zdziwieniem, nieco niezadowolony. Jego męska duma trochę ucierpiała. Nerwowo zaczął wiercić piętą w ziemi. -N..no dobrze, może to był odruch. Jak oduczył się pan tych odruchów?
W tym czasie Michael, już za zamkniętymi drzwiami, przedstawił się czarodziejce. Tym razem auror podziałało, oczy czarownicy rozszerzyły się w zaskoczeniu i pewnym podziwie. Zaczęła tłumaczyć, że zna jedynie podstawy obrony przed czarną magią, ale Tonks prędko ją uspokoił. Zabezpieczeniami zajmie się on, poprosi też patrolujących Kornwalię Hipogryfów, by mieli oko na wioskę. Chciał jedynie, by Tomira służyła jako łączniczka między mugolami i czarodziejami, przedstawicielka magii w tej wiosce.
-W razie potrzeby - proszę pisać, dobrze? - poprosił, zerkając na jej sowę. Mugolskiej poczcie nie ufał. -Proszę pokazać mi drogi do wioski. Nałożę na nich Bubonem, zadziała jak alarm dla was wszystkich. Na którymś, którego nie używacie mogę zwabić bogina - ale wtedy sami musicie trzymać się od niego z daleka. - mugole go w końcu nie odpędza. Tomira słuchała uważnie, a mugol starał się nadążać. Mike wytłumaczył wszystko jeszcze raz powoli, a następnie wraz z czarodziejką i mężczyzna wyszli z domu, iść na granice wioski.
-Dołącz do nas po lekcji strzelania, co? - uśmiechnął się do Alfiego. -Trochę mi to zajmie. - dodał przepraszająco. Nie wiedział, czy Summers miał czas aż tyle nad nim stać.
W ciągu kolejnych dwóch godzin mieszkańcy wioski pokazali mu trzy drogi, którymi można było przedostać się między domostwa. Na każdej założył Bubonem, wykluczające z zabezpieczenia stałych mieszkańców wioski. Liczył, że pisk odstraszy pomniejszych rabusiów i intruzów - ci, którzy napadli na mężczyznę w lesie, działali w końcu na własną rękę. Na ostatnią z dróg, nieużywaną, zwabił za pomocą Strachu na Gremliny bogina, chcąc wzmocnić zabezpieczenia. Po dwóch godzinach pracy zaczął odczuwać zmęczenie - ale mugol niestrudzenie trwał u jego boku, wyraźnie zafascynowany. Zdobyli dziś zaufanie tych ludzi, uspokoili ich trochę. Zachęcili do organizacji. To niby niewiele, ale jednak - dla kornwalijskiej społeczności - wiele.
/zt
Potrzebowali żołnierskiego podejścia. Doświadczenia kogoś, kto już coś takiego przeżył. Aurorzy nie mogli być wszędzie równocześnie, Mike prywatnie znalazł czas na odwiedzenie mieszkańców tej wioski, niejako chcąc posprzątać po pojedynku w którym zajął się złoczyńcami, a nie zaopiekował cywilem. Obecność Alfiego i jego pomoc w ewakuacji mugola spadły mu wtedy z nieba - i teraz z mieszkańcami rozmawiało się łatwiej dzięki obecności "prawdziwego" żołnierza. Tonks nie miał niemagicznego stopnia wojskowego, pozycja aurora niewiele mówiła mugolom z kornwalijskiej wioski. Alfiemu zaufali, a na karabin na jego plecach patrzyli z podziwem.
-Porozmawiam z nią. Czy... - zawahał się, spoglądając na starszego mugola. -...chciałby nam pan towarzyszyć? Czarodziejka zrozumie jak działają pułapki, ale lepiej żebyście wszyscy mieli o nich pojęcie. Przy okazji pokaże nam pan strategiczne miejsca. - zaproponował. Kilka lat temu nie byłby pewien, czy mugol zrozumie koncepcję magicznych zabezpieczeń, ale wszyscy widzieli już na tej wojnie sporo anomalii i okropieństw.
Skinął głową Alfiemu na znak, by dalej rozmawiał z młodym i wszedł z mężczyzną do domu czarodziejki.
Andy zmrużył lekko oczy, słuchając żołnierza z przejęciem.
-A zamknąłem oczy? - spytał ze zdziwieniem, nieco niezadowolony. Jego męska duma trochę ucierpiała. Nerwowo zaczął wiercić piętą w ziemi. -N..no dobrze, może to był odruch. Jak oduczył się pan tych odruchów?
W tym czasie Michael, już za zamkniętymi drzwiami, przedstawił się czarodziejce. Tym razem auror podziałało, oczy czarownicy rozszerzyły się w zaskoczeniu i pewnym podziwie. Zaczęła tłumaczyć, że zna jedynie podstawy obrony przed czarną magią, ale Tonks prędko ją uspokoił. Zabezpieczeniami zajmie się on, poprosi też patrolujących Kornwalię Hipogryfów, by mieli oko na wioskę. Chciał jedynie, by Tomira służyła jako łączniczka między mugolami i czarodziejami, przedstawicielka magii w tej wiosce.
-W razie potrzeby - proszę pisać, dobrze? - poprosił, zerkając na jej sowę. Mugolskiej poczcie nie ufał. -Proszę pokazać mi drogi do wioski. Nałożę na nich Bubonem, zadziała jak alarm dla was wszystkich. Na którymś, którego nie używacie mogę zwabić bogina - ale wtedy sami musicie trzymać się od niego z daleka. - mugole go w końcu nie odpędza. Tomira słuchała uważnie, a mugol starał się nadążać. Mike wytłumaczył wszystko jeszcze raz powoli, a następnie wraz z czarodziejką i mężczyzna wyszli z domu, iść na granice wioski.
-Dołącz do nas po lekcji strzelania, co? - uśmiechnął się do Alfiego. -Trochę mi to zajmie. - dodał przepraszająco. Nie wiedział, czy Summers miał czas aż tyle nad nim stać.
W ciągu kolejnych dwóch godzin mieszkańcy wioski pokazali mu trzy drogi, którymi można było przedostać się między domostwa. Na każdej założył Bubonem, wykluczające z zabezpieczenia stałych mieszkańców wioski. Liczył, że pisk odstraszy pomniejszych rabusiów i intruzów - ci, którzy napadli na mężczyznę w lesie, działali w końcu na własną rękę. Na ostatnią z dróg, nieużywaną, zwabił za pomocą Strachu na Gremliny bogina, chcąc wzmocnić zabezpieczenia. Po dwóch godzinach pracy zaczął odczuwać zmęczenie - ale mugol niestrudzenie trwał u jego boku, wyraźnie zafascynowany. Zdobyli dziś zaufanie tych ludzi, uspokoili ich trochę. Zachęcili do organizacji. To niby niewiele, ale jednak - dla kornwalijskiej społeczności - wiele.
/zt


Can I not save one
from the pitiless wave?
Wierzył, że Tomira nie będzie sprawiała problemów, kiedy zostanie przedstawiona aurorowi. To nawet lepiej, że ona została sam na sam z Michaelem? Obecność Summersa przy tym zapoznaniu mogłaby być rozpraszająca, żeby nie powiedzieć zbyteczna.
Skupił się tylko i wyłącznie na młodym Andy'm, którego brawurcza duma została zszargana. Uśmiechnął się pokrzepiająco i ścisnął jego ramię. - Jedno z nich tak, częsty błąd, który nie wiedzieć czemu się powiela. Jedynie ćwiczeniem się tego pozbędziesz. Najlepiej trenuj na wiatrówce, strzelając do puszek albo butelek - odparł. Wiedział, że powinien mu zademonstrować dlaczego było to takie istotne. Odsunął się na kilka kroków i wyciągnął powoli różdżkę. - Nie bój się - zapewnił, chociaż Andy nie sprawiał wrażenia przerażonego. - Wskaż na różdżkę palcem, zamknij jedno oko, potem drugie i sprawdź czy linia twojego palca i różdżki jest prosta - chłopak, nadal próbując przełknąć dumę postąpił zgodnie z głupkowatą na pierwszy rzut oka instrukcją sierżanta. Kilkukrotnie zamykał jedno oko bądź lewe. Właśnie wtedy Alfie usłyszał prośbę Mike'a. - Znajdę cię - zwrócił się do przyjaciela i skinął mu głową. Sam z Andym zszedł z pola widzenia mieszkańców. Udali się na podwórze za domem, gdzie mogli spokojnie zająć się bronią bez ryzyka, że ktoś nieproszony podejdzie im pod lufę. Zaczęli od samej postawy. Z sierżancką dokładnością i żołnierską surowością poprawiał postawę młodzieńca, który był niemalże w jego wieku, kiedy wstępował do armii. Później oddali kilka strzałów z wiatrówki, które zdawały się mniej bądź bardziej celne. Sprzedał mu kilka praktycznych rad, pokazał też jeden chwyt, którym - jeżeli dojdzie do walki wręcz - dosyć prosto można wytrącić z dłoni pistolet albo różdżkę.
A po skończonej lekcji udał się w poszukiwaniu Michaela. I nie chciał tego mówić głośno, trudno mu było przyznać nawet przed samym sobą, ale na krótką chwilę naprawdę czuł, że zrobił coś dobrego, a to dało mu iskierkę satysfakcji, której się nie spodziewał. Jeszcze nic nie mówił, bo to była zaledwie setna sekunda, ale może, może to jakiś początek?
/zt
Skupił się tylko i wyłącznie na młodym Andy'm, którego brawurcza duma została zszargana. Uśmiechnął się pokrzepiająco i ścisnął jego ramię. - Jedno z nich tak, częsty błąd, który nie wiedzieć czemu się powiela. Jedynie ćwiczeniem się tego pozbędziesz. Najlepiej trenuj na wiatrówce, strzelając do puszek albo butelek - odparł. Wiedział, że powinien mu zademonstrować dlaczego było to takie istotne. Odsunął się na kilka kroków i wyciągnął powoli różdżkę. - Nie bój się - zapewnił, chociaż Andy nie sprawiał wrażenia przerażonego. - Wskaż na różdżkę palcem, zamknij jedno oko, potem drugie i sprawdź czy linia twojego palca i różdżki jest prosta - chłopak, nadal próbując przełknąć dumę postąpił zgodnie z głupkowatą na pierwszy rzut oka instrukcją sierżanta. Kilkukrotnie zamykał jedno oko bądź lewe. Właśnie wtedy Alfie usłyszał prośbę Mike'a. - Znajdę cię - zwrócił się do przyjaciela i skinął mu głową. Sam z Andym zszedł z pola widzenia mieszkańców. Udali się na podwórze za domem, gdzie mogli spokojnie zająć się bronią bez ryzyka, że ktoś nieproszony podejdzie im pod lufę. Zaczęli od samej postawy. Z sierżancką dokładnością i żołnierską surowością poprawiał postawę młodzieńca, który był niemalże w jego wieku, kiedy wstępował do armii. Później oddali kilka strzałów z wiatrówki, które zdawały się mniej bądź bardziej celne. Sprzedał mu kilka praktycznych rad, pokazał też jeden chwyt, którym - jeżeli dojdzie do walki wręcz - dosyć prosto można wytrącić z dłoni pistolet albo różdżkę.
A po skończonej lekcji udał się w poszukiwaniu Michaela. I nie chciał tego mówić głośno, trudno mu było przyznać nawet przed samym sobą, ale na krótką chwilę naprawdę czuł, że zrobił coś dobrego, a to dało mu iskierkę satysfakcji, której się nie spodziewał. Jeszcze nic nie mówił, bo to była zaledwie setna sekunda, ale może, może to jakiś początek?
/zt
Wistmans Wood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kornwalia