Wydarzenia


Ekipa forum
Tarasy
AutorWiadomość
Tarasy [odnośnik]16.10.20 23:14
First topic message reminder :

Tarasy

Rozległe tarasy wychodzące na wschód, na klify i pobliskie morze, wzniesione ponad ogrodem, odchodzą od przestronnych korytarzy reprezentacyjnych części budynku na piętrze. Otoczone przez lekkie, wymyślne balustrady z żeliwa, okwiecone różami, pomimo przestrzeni mogą dawać ułudę prywatności, latem - gdy biegnąca po ścianach dworku winorośl kwitnie - również przyjemnego i odprężającego chłodu, wzmaganego przez niesioną wiatrem bryzę. Niekiedy na tarasy wynoszone są stoliki i krzesła, gotowe przyjąć gości lub służyć panom tego miejsca komfortem wypoczynku. Kiedy pogoda dopisuje widoczny staje się francuski brzeg Calais naprzeciw. Wieczorami światło dają kandelabry rozpalone wewnątrz.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tarasy [odnośnik]19.11.23 16:40
Skinienie głowy przyjmuje z zadowoleniem, ciesząc się, że choć trochę może odciążyć męża w codziennych trudach. Stara się pomagać mu, jak tylko może, nawet w kwestiach, które są jej niemal zupełnie obce.
- Niedobrze, cała praca stanie, nie możemy pozwolić, by zwierzęta się wymykały - cmoka z niezadowoleniem i wzdycha ciężko. Dodatkowe zadania stanowią przeszkodę na drodze ku otwarciu serpentarium. Inauguracja nowych szklarni miała odbyć się we wrześniu, lecz już teraz Evandra ma świadomość, że prace przeciągną się o kolejny miesiąc. - Zajmę się tym, rozejrzę się za konstruktorem, który mógłby zaprojektować nam lepsze zabezpieczenia. O, miałam i tak pisać do lorda Arsene Bulstrode, może będzie miał na to sposób. - Zwykle unika mężczyzn, z jakimi wiąże ją przeszłość, zwłaszcza popełniane w młodości błędy. Wprawdzie nie żałuje skradzionego w korytarzu na pierwszym piętrze pocałunku, lecz od tamtej pory niewiele mieli okazji, by pomówić. Czy pamięta wciąż uroczą nastolatkę, robiącą do niego maślane oczy? A może zdążył już zapomnieć, mając tych panien zapewne na pęczki?
- Nie gorzej, niż zazwyczaj, choć przyznam, że dziś wyjątkowo zamęczały mnie koszmary. Jestem zmęczona i jedyne, o czym marzę, to powrót do łóżka, lecz nie jest to takie proste, kiedy świat wokół zdecydował się zapłonąć - stwierdza z przekąsem. - Przyszedłeś do mnie nad ranem. Spodziewam się, że i ty nie jesteś nazbyt wypoczęty. - Pamięta słabo odprężoną twarz, zdradzającą całonocne przesiadywanie nad księgami. Teraz również wygląda na czarodzieja, który przyjął na swe barki zdecydowanie zbyt wiele, niż gotów był dziś unieść.
- Wszystko zależy od tego, jak prędko naprawią im statek. Możemy w geście sympatii zlecić dla nich wykonanie świstoklika, co z pewnością przyspieszy ich wyjazd - przez półwilą twarz przemyka przebiegły uśmiech. Im prędzej rodzina zdecyduje się wyjechać, tym lepiej. Evandra naprawdę chciałaby ich ugościć ze wszelkimi możliwymi wygodami, jak i Rosierowymi standardami, lecz sztorm wybrał sobie najgorszy z terminów na podobne wypadki.
- Mleko kazałam wylać, choć może lepszym pomysłem byłoby, aby je jakoś zbadać? Skoro mówisz, że może to być związane z klątwą, nie możemy ryzykować. - Przebiega ją dreszcz na samą myśl, że Justine Tonks wykorzystała zdobyte podczas porwana krew oraz włosy Evandry. Czy użyta przez nią moc mogłaby osiągnąć coś takiego? Zamęczanie, zadręczanie, czy tak miało dziś wyglądać jej życie? Każdego dnia z przestrachem odwraca się przez ramię, kiedy tylko wydaje się, że w kąciku oka wyłapuje ruch, jak i wzdryga się, słysząc nagle głos, którego się nie spodziewa.
Podskakuje także wtedy, kiedy Tristan gwałtownym krokiem rusza ku palenisku, żeby pozbyć się obrazu. Nie spodziewała się tak radykalnych działań, ale też nie widzi powodu, aby sprzeciwiać się mężowi. Przeklętych znaków należy unikać.
- Musisz od razu wracać do rezerwatu? Nie zostawiaj mnie tu z nimi, obawiam się, że wysysają ze mnie ostatnią energię - mówi zrezygnowana i podchodząc do lorda Rosier, wsuwa dłoń w jego. - Tobie także przyda się chwila odpoczynku. Może wrócimy na moment do komnaty, dokończymy to, w czym przerwano nam śniadaniem? - Przymilny głos tylko częściowo się dąsa. Odpuszczenie obowiązków jawi się piękną przyszłością, nawet jeśli trwać ma tylko w marzeniach. Oboje mają wiele pracy, której nie powinni odkładać na później. Zaciskając mocniej dłoń, wspina się na palce, aby przekonać męża słodkim pocałunkiem.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Tarasy [odnośnik]30.11.23 12:54
Nieświadom wiążącej ich przeszłości kiwnął głową ponownie, ze zrezygnowaniem potakując, problemów piętrzyło się zbyt wiele, by odrzucać proponowane rozwiązania. Zabezpieczenia pozostawały sprawą szczególnie newralgiczną, wyjątkowo istotną, bowiem tą drogą zasabotować ich byłoby najprościej - gdyby jednak lord Bulstrode nie był czarodziejem, któremu można byłoby pod tym kątem zaufać, od dawna krążyłyby o nim adekwatne pogłoski. Zdjęcie z jego barków części problemów związanych z nową inwestycją pozwalało mu na pochylenie się nad pozostałymi obowiązkami - w szczególności nad zastanowieniem się na pozyskanie środków niezbędnych do jego ostatecznego sfinansowania, z jak najdalej idącym pominięciem majątku gromadzonego w rodowym skarbcu. Początkowo serpentarium wygeneruje niewątpliwie większe niż dotąd straty. Należało zastanowić się nad potencjalnymi rynkami zbytu pochodzących od węży komponentów, a w szczególności trucizn i rozpocząć rozmowy; myśl była przyszłościowa, na wojnie priorytety ustalano inaczej, stąd nastawiał się na najmocniej na współpracę z francuskimi przyjaciółmi - tudzież rumuńskim rezerwatem, z którym pogłębiali współpracę od dłuższego już czasu.
- Poproszę, żeby przygotowano ci na noc silniejsze zioła. Nie możesz sobie na to pozwalać. - Nie odpowiadała przecież tylko za swoje zdrowie, nienarodzone dziecię potrzebowało jej silnej i wypoczętej. - Nie, też miałem lekki sen. Jak zza mgły pamiętam tę noc, strzępy krwistego światła. Sądziłem, że to nie działo się naprawdę, leczy gdy patrzę teraz w niebo... To musi być zbieg okoliczności - wycofał się ze swoich słów zbyt szybko, by uznać to za wiedzione szczerością. Dopiero kolejnego ranka przekona się, co do powiedzenia na ten temat miała prasa. - Może jednak ta mała poradzi sobie sama? - To nie tak, że nie wątpił w przygotowanie Corinne do roli żony, ale rzucenie jej na głęboką wodę wydawało się mniejszym złem, niż dalsze przymuszanie Evandry do funkcjonowania na wysokich obrotach. Chciała tego czy nie, jej ciało potrzebowało spokoju i powinno go dostać zanim będzie na to za późno. - Mam nadzieję, że nie przyjdzie im do głowy nadzorować naprawy okrętu - westchnął, gdy wspomniała o możliwości odesłania rodziny świstoklikiem.
- Im szybciej to zniknie z tego domu, tym lepiej. - To jedno wiedział dziś na pewno, nie chcieli tej magii u siebie. Nie wiedział, do czego zdolna była posunąć Tonks - to wariatka - ale miał swoje sposoby na to, żeby utrzymać ją w szachu w razie potrzeby. Jeśli Evandra zleciła już wylanie mleka, pewnie nic po nim nie zostało. Podejrzewał, że pomoc kuchenna była bardziej niż zadowolona, pozbywając się czegoś równie osobliwego.
- Wiesz, że mam mnóstwo pracy. Każda chwila zwłoki może nas kosztować w najlepszym razie tylko majątek, w najgorszym zdrowie żywego smoka. Nie my jedni potrzebujemy dobrego kontraktu, okoliczne fermy hipogryfów będą miały podobny problem. Jeśli szybko nie spotkam się z... - Zdecydowany potok słów przerwał słodki pocałunek, przed którym ni myślał uciekać; dłoń szybko umknęła od dotyku jej rozgrzanych od iskier dłoni, przesuwając się na linię jej pełniejszej talii. Nie miał czasu iść wylegiwać się w sypialnianych pieleszach, a samo przejście do sypialni kosztowałoby go zbyt wiele cennych chwil. Jej usta smakowały słodyczą, której zakosztował z więcej niż przyjemnością. Może rzeczywiście chwila odprężenia dobrze im zrobi, wystarczy, że nie będą się ociągać. Dźwignął ją na pobliski stół, nie dbając o przewracający się świecznik, za dnia nie płonął, kilka starych ksiąg posypało się w nieładzie na drewniany parkiet. Drzwi komnaty pozostały uchylone, podobnie jak niedalekie przejście otwierające drogę na słoneczny taras, gdzie w blasku komety, owładnięci trwogą, przybysze z Hawru oczekiwali zapewne ich towarzystwa. Pośpiesznym gestem zadarł materiał jej sukni ponad udo, dźwięcznie błysnęła klamra jego pasa. W pasji roztopią tę złość, w pasji znów odnajdą harmonię.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tarasy [odnośnik]30.11.23 20:14
Nie do końca zdaje sobie jeszcze sprawę ze wszystkich praw rządzących Smoczymi Ogrodami czy ekonomią w ogóle. Rozumie podstawowe zasady, jak i niektóre niuanse, jednak nadal sporo jej brakuje, aby w pełni zrozumieć sedno sprawy. Serpentarium jest dlań kwestią bardziej prywatną, niż biznesową. Postawiła sobie za punkt honoru osiągnięcie czegoś większego, czegoś, co mogłaby stworzyć i pozostawić po sobie jeszcze przed narodzinami drugiego dziecka. Zdaje sobie sprawę z faktu, iż nie ma pewności, czy poród uda jej się przetrwać. Wprawdzie podjęli wszelkie możliwe kroki, aby Evandrze nic się nie stało, lecz serpentyna, jak i inne powikłania potrafią być bezlitosne. Z tego właśnie powodu pragnie, aby projekt czym prędzej wszedł w ostatnią fazę przygotowań, aby jego realizacja przyniosła rychło rezultaty i aby do otwarcia nowego skrzydła doszło, zanim dziecię przyjdzie na świat. Tym bardziej nie chce słuchać o przeciwnościach losu, o stających na drodze problemach, jakich nie da się tak prędko zbyć. Sięgać będzie po każde z dostępnych rozwiązań, byleby projekt serpentarium szybko się ziścił.
- Przyda się, dziękuję - kiwa głową i uśmiecha się blado, choć nie ma pewności, czy zioła odniosą zamierzony skutek. Przy takich zadaniach najlepiej sprawdza się magiczne laudanum, do którego półwila sięga w sytuacjach kryzysowych. - To na pewno zbieg okoliczności - wtóruje mu od razu, choć bez większego przekonania. Ponurak jest jasnym sygnałem, że dzieje się coś niedobrego. Nie można bagatelizować tak istotnych wskazówek. - Mam nadzieję, że szybko uda ci się rozwiązać wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy i wrócisz do mnie, na dobry sen. Przyda ci się relaksująca kąpiel, mnie zresztą też. - Uśmiecha się tym szerzej, kiedy wyobraźnia sięga nieśmiało w przyszłość do wieczornego spotkania. - Chciałabym być dobrej myśl, ale szczerze wątpię. Ta dziewczyna będzie potrzebować dużo czasu, aby oswoić się z tym miejscem. Czasu, którego nie ma. - W zastanowieniu przygryza dolną wargę, bo dochodzi nagle do wniosku, że kiedyś była dokładnie taka, jak ona — przestraszona i niepewna, niechętna nowemu stanowi rzeczy. Otaczający ją świat obdarował ją przestrzenią, jakiej potrzebowała, a jakiej nie potrafiła wtedy docenić. Dziś już jest swojej rodzinie wdzięczna za mimo wszystko ciepłe przyjęcie i chce, aby Corinne również poczuła się tu jak w domu. Tyle że czas lubi się kurczyć.
- Już ja im to wyperswaduję, nie martw się - uspokaja męża, bo osobą odpowiadającą u krewnych za wyjazd z pewnością jest jeden z mężczyzn. Z proszeniem takowych o spełnienie prośby nie ma już żadnego problemu. Wystarczy przymilny uśmiech, wyrażenie wielkiego żalu z powodu zaistniałej sytuacji, kilka zwrotów grzecznościowych i sukces gwarantowany.
To nie tak, że uważa pracę męża za zbędną i niepotrzebną. Docenia każdą jego myśl, każdą spływającą po czole kroplę potu, jest wdzięczna za włożony trud i zaangażowanie. Wkłada weń przecież wiele wysiłku, aby zapewnić rodzinie godny byt, smokom dobrobyt i bezpieczeństwo, całej czarodziejskiej społeczności wspaniałą przyszłość. Bierze na swe barki wiele, niechętnie przyznając się do przytłaczającego ciężaru. Evandra wychodzi jednak z założenia, że po to są razem, by wspólnie nieść to brzemię, jako jedno ciało. W tym konkretnym momencie czuje się odrobinę jak rozpieszczone dziecko, domagając się uwagi. Nie ma jednak związanych z tym wyrzutów sumienia, bo szczerze wierzy, że przez te kilka chwil świat nie załamie się jeszcze bardziej, a im przyda się chwila przerwy.
Szczerze mówiąc, życzyłaby sobie momentu spędzonego w łożu, w miękkości pościeli, w bezpiecznej, oddalonej od wścibskich spojrzeń przestrzeni. Zamierza się jednak cieszyć namiastką bliskości, zwłaszcza że ono jest na wyciągnięcie ręki.
- Mam nadzieję, że później wynagrodzisz mi ten pośpiech. Wymagam teraz specjalnej, znacznie częstszej uwagi - mruczy cicho, wplatając palce w ciemne włosy i kierując męskie usta ku swojej szyi. Stan brzemienny działał z ciałem Evandry cuda. Znacznie częściej niż zwykle myśli o słodkim smaku pocałunków i palącym skórę dotyku. Płonie z pożądania, tęskniąc za spełnieniem. Nie zwraca uwagi ani na sypiące się na podłogę przedmioty, ani na uchylone do saloniku drzwi. Jeśli ktoś chciałby zgłosić sprzeciw, musi chwilę zaczekać.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Tarasy [odnośnik]09.12.23 1:49
Nie trudno było nie dostrzec braku przekonania w jej głosie, ale przecież w pełni podzielał te wątpliwości. Niewielu czarodziejów miało odwagę ignorować symbol straszliwego wieszczącego śmierć ponuraka, choć wielu myliło je z widmami, które ponuraki tylko przypominały. Nie wiedział o nich wiele, nie wiedział nic, lecz mimo słów i czynów z tyłu głowy pozostał drażniący niepokój trafnie splatający ciąg niefortunnych zdarzeń w jedno nieszczęście splecione jedną nicią złośliwego losu. Czy pisanego blaskiem komety - tego też nie mógł wiedzieć - tak jak nie mógł wiedzieć, co w przyszłości przyniesie jej płomienny ogon. Jej słowa skutecznie odciągały jednak jego myśli od tych rozterek, kącik ust uniósł się w górę na sugestię wspólnej relaksującej kąpieli. Psychiczne zmęczenie wykańczało bardziej niż fizyczne, wizja przyjemnego wieczoru mogła osłodzić widmo trudnych obowiązków, niemal czuł już odciążone barki i rozlewającą się po ciele błogą rozkosz.
- Czekaj na mnie. Postaram się nie wrócić późno - obiecał, choć wiedział, że obiecać tego nie mógł. Nie wiedział, ile czasu zajmie mu gaszenie pożaru, a nie mógł żadnej niezamkniętych spraw porzucić, ale z pewnością wiedział, że do oparów gorącej wody pachnącej olejkami wracać mu będzie znacznie przyjemniej. - Nie przygotowano jej odpowiednio? - Raczej pytał, niż stwierdzał, dotąd nie poświęcając Corinne w zasadzie większej uwagi. Skupiony na osobistej tragedii uprowadzenia Evandry przez Zakon Feniksa nie miał dla niej czasu w minionych dniach - niechętnie zresztą w tym czasie widywał kogokolwiek - sprawiła na nim wrażenie wycofanej, ale posłusznej. Czas miał pokazać, czy uniesie powierzone jej brzemię, należało ją jednak odpowiednio poprowadzić. - Nikt z nas go nie ma - Czasu. Kometa na niebie zdawała się potwierdzać, nawet jeśli przyczyna i sens tego zjawiska dziś wymykały się zrozumieniu. Spojrzał na nią, gdy zapewniła go, że wyperswaduje delegacji rychły wyjazd.
- Mam tylko nadzieję, że w efekcie nie zechcą zostać tu na zawsze - mruknął z przekąsem, choć bez powagi, nie wątpiąc w jej możliwości, ale i znając jej metody. Niejednego mężczyznę już zwiodły, choć niewielu z nich zapewne przepędziło. I jego zwiodła, zwodziła wciąż, pięknem, powabem i czarem. Usta podążyły za jej gestem, obdarzając nachalnie pośpiesznymi pieszczotami bladą szyję, czerwień warg tęsknie chłonęła jej zapach i smak, delikatność skóry, zbudzone pożądanie szukało spełnienia. Dłonie łapczywie przesunęły się po jej ciele, wzdłuż linii żeber ku biodrom, które ścisnął mocniej, nim posiadł ją chciwie, zachłanne, pośpiesznie, lecz z pasją, bezwstydnie wobec niewłaściwego czasu i miejsca, lecz pragnął jej przecież, pragnął jej takiej, pragnął jej teraz. - Wieczorem poświęcę ci całą swoją uwagę, tak specjalną, że usłyszą cię w Calais - odparł, obietnica nie mniej zdecydowaną, niż wcześniej, nim zatracił się w tej miłości, pośpiesznych gestach, ruchach i pocałunkach, w pełni, czerpiąc całym sobą z jej chwilowej, lecz intensywnej obecności.

/zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tarasy [odnośnik]30.09.24 14:01
końcówka sierpnia, data do wybrania!

   Prawdą powszechnie znaną jest to, iż żywot arystokratki należy do tych z rodzaju wielce trudnych. Wymagane jest, by owa dama przechadzała się przynajmniej dwa razy dziennie po ogrodach, na lekturę poświęcała co najmniej godzinę a na posiłki zjawiała się zawsze w innej kreacji. Pomiędzy tymi jakże istotnymi wydarzeniami winna znaleźć czas na praktykowanie tańca balowego, dykcji podczas deklamowania poematów oraz poświęcania się, chociażby jednemu instrumentowi muzycznemu. Źle widziane było jednak, by poprzez natłok obowiązków zaniedbywała relacje towarzyskie, więc odpisywanie na liściki oraz zaproszenia również musiało mieć swoje miejsce w terminarzyku podobnej panienki. W swoim nadzwyczaj skromnym mniemaniu — a warto nadmienić, iż tylko mniemanie miała skromne, albowiem pierścionki w liczbie trzech lśniące na smukłych paluszkach nic w sobie z umiaru nie miały — lady Colette była więc przekonana, iż absolutnie nikt nie powinien mieć jej za złe tego, że zaproszenie na wspólną herbatkę dla lady Corinne teraz już Rosier pojawiło się dopiero tydzień po jej powrocie. Była przecież bardzo zajętą panienką, musiała na nowo oswoić się ze swoim domem, przerobić swoje komnaty na dojrzalszy wystrój (zdecydowanie za mało koronek!), umówić spotkanie w salonie Parkinsonów w celu odświeżenia garderoby oraz uraczyć maman najnowszymi nowinkami z Austrii oraz Francji, których lady Cedrina z pewnością słuchała uważnie, opróżniając caluteńką butelkę wina przywiezioną dla niej w prezencie. Dopiero dopełniając tychże obowiązków mogła z czystym sumieniem przysiąść przy sekretarzyku i wystosować odpowiednią oraz nadzwyczaj słodką wiadomość dla żony ukochanego kuzyna. To było zresztą bardzo miłe z jej strony, takie wyciąganie ręki w sympatii, teraz kiedy Melisande opuściła mury Chateau Rose, a Evandra była zajęta byciem w ciąży oraz obowiązkami lady doyenne, czy tam ratowaniem świata. Nie słuchała za bardzo, jednak mądrze przytakiwała głową, także wszystko było absolutnie w porządku!
   Do spotkania przygotowywała się bardzo pilnie, samodzielnie dobrała odpowiednią zastawę (w śliczne różyczki!), wybierała liście herbaty (różanej), upewniała się, że serwetki zostały ładnie złożone (w róże) a na stole pysznił się bukiet świeżych kwiatów (również róż, o nie jednak poprosiła o pomoc lady Cedrinę, jako że tylko maman posiadała nadzwyczaj wprawne oko w wyłapaniu najznamienitszych okazów). Zaklęte skrzypce unosiły się nieopodal wygrywając cichą, spokojną melodię a bryza znad klifów pozwalała cieszyć się ciepłym dniem, słońce naturalnie nie padało na tę część tarasu, gdzie przygotowano stolik, albowiem piegi były już passe i tylko żebraczki miały ciemniejszą cerę. Colette była więc wyjątkowo zadowolona ze swoich wysiłków, za co nagrodziła się rozdziałem swojej najnowszej książki (ukochany głównej bohaterki udawał biedaka tylko po to, by w kulminacyjnym momencie okazać się lordem i to w przemoczonej koszuli, jak zdrożnie!) i być może nie było to zbyt dystyngowane, tak siedzieć z przerzuconymi przez podłokietniki krzesła nogami oraz kiwać srebrnym pantofelkiem w podekscytowaniu, jednak czego oczy nie widziały, tak nie mogły kręcić nosem. Czy jakoś tak. Tak czy inaczej. Dzień był piękny, Colette była piękna i co najważniejsze, lady Corinne była także piękna! Och, jak drżała straszliwie podczas pierwszego wspólnego posiłku przed spotkaniem całej rodziny! Co jeśli świeżo upieczona lady Rosier okazałaby się grubaską? Albo GORZEJ, miałaby końskie zęby? Jak wtedy blondynka mogłaby się do niej uśmiechać promiennie, kiedy jej wzrok przyciągałyby ogromne jedynki i dwójki? Szczęśliwie Cori nie była ani gruba, ani nie miała końskich zębów, co było wielkim plusem na prywatnej liście Lettie.
   Chrząknięcie służki wyrywa ją z błogiego stanu, tym samym informując, iż oczekiwany gość się zbliżał. Trzymana książka w porywach instynktu zostaje ciśnięta za balustradę i uprzejmie ignorując czyiś zaskoczony okrzyk z dołu, Rosierówna siada prosto poprawiając opadające na ramiona loki. Okazując swoje całkowite zaufanie oraz rodzinne przywiązanie, nie założyła sukni przeznaczonej na wyjścia, a śliczną białą bluzeczkę z koronkowym kołnierzykiem, zdobioną perełkami wyrzeźbionymi w małe różyczki oraz długą niebieską spódnicę przeszywaną srebrną nicią. Były w końcu teraz prawie jak siostry, nie potrzebowały więc żadnego przesadnego strojenia się. Plus, rodzinne geny zapewniały ją, że wyglądała i tak zachwycająco. Uśmiech rozjaśnia buzię Colette na widok Corinne, a dłonie klaszczą cichutko w zachwycie.
   — Très bien, très bien! — woła ucieszona, zrywając się na nogi i lekkim krokiem docierając do brązowowłosej, którą ujmuje delikatnie za ręce — Wyglądasz prześlicznie, jak letni poranek w różanych ogrodach — chwali ją szczerze, ujmując delikatnie łokieć towarzyszki, którą prowadzi do przeznaczonego dla niej miejsca — Och musisz, koniecznie musisz wybaczyć mi moją opieszałość lady, powroty to strasznie ciężki wysiłek zwłaszcza w tak okrutnych okolicznościach. Mam nadzieję jednak, że wypieki chociaż trochę złagodzą mój występek. Ach! Jesteśmy w podobnym wieku prawda? Powinnyśmy dać sobie spokój z tytulaturą, jesteśmy w końcu rodziną i jestem absolutnie przekonana, że zostaniemy jeszcze najlepszymi przyjaciółkami. Musisz mi wierzyć, moje przekonania zawsze się sprawdzają — jej przekonania nie sprawdzały się zawsze, ale o tym Cori nie musiała wiedzieć. Zresztą, kto tam dbał o podobne szczegóły? Upewniwszy się, iż Corinne usadowiła się wygodnie i ona zajęła swoje miejsce, policzki opierając zaraz na otwartych dłoniach — Opowiedz mi o sobie wszystko! Jak podoba ci się w Chateau Rose? Czy kuzyn Mathieu nie jest doprawdy jednym z najprzystojniejszych lordów? Jakich utworów lubisz najbardziej słuchać? Czy w dzieciństwie preferowałaś porcelanowe lalki, czy może te wypchane watą? Zdradzę ci, że mnie okrutnie pozbawiono towarzystwa porcelanowych lalek, zupełnie nie rozumiem dlaczego, na pewno miały doskonały powód, żeby na każdego krzyczeć — świergocze słodko, kiedy do filiżanek nalewana jest herbata a ona z przyjemnością może wdychać różany aromat — Ależ gdzie moje maniery! Bardzo było mi przykro, że nie mogłam zjawić się na twoim ślubie, dlatego też przywiozłam prezenty! — oświadcza z dumą, dłonią wskazując na ładnie zdobione pudełka po ich lewej stronie. Było ich pięć. W jednym znajdował się kapelusik, ostatni krzyk mody we francji, w innym wachlarz z Wiednia, w trzecim śliczny zestaw kolczyków oraz naszyjnika z rubinami do pary, w czwartym srebrny szal perfekcyjny do noszenia u zgięcia łokci a w piątym była pozytywka z tańczącą baleriną. Miała nadzieję, że jej podarki przypadną do gustu Corinne, jakże byłoby jej przykro, gdyby jej nie przypadły. Oburzyłaby się wtedy straszliwie!
Colette Rosier
Colette Rosier
Zawód : debiutantka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's my right to taste the riches of the earth
OPCM : 1+1
UROKI : 2+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12491-colette-rosier#384615 https://www.morsmordre.net/t12498-jean#384731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12499-colette-rosier#384776
Re: Tarasy [odnośnik]30.09.24 15:23
| 31.08??

Corinne wiedziała, jak wyglądają początki dorosłego życia po szkole, bo przerabiała to rok temu. Wiedziała, jak wiele niesie to ze sobą emocji, zarówno radosnych, związanych z upragnionym końcem szkoły i rychłym debiutem towarzyskim, jak i stresującym, odnośnie tego, czy na tym debiucie wypadnie się dostatecznie dobrze, by spełnić swoje wyśrubowane oczekiwania. Ale jej przejście było z pewnością spokojniejsze, obeszło się bowiem bez kataklizmów podobnych temu, jaki przydarzył się trzynastego sierpnia i który wywrócił wiele rzeczy do góry nogami. Nie było łatwo odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, bo choć może fizycznie nic jej się tamtej nocy nie stało, było to silne negatywne przeżycie dla jej kruchej psychiki, godnej trzymanego pod kloszem kwiatu, i dopiero co stawała z powrotem na nogi.
Mimo tych nieprzyjemnych doświadczeń wyczekiwała jednak z zainteresowaniem powrotu panienki Colette, która dopiero niedawno skończyła szkołę i którą bardzo chciała poznać. Corinne była osóbką z natury towarzyską, uwielbiała towarzystwo innych dam, zwłaszcza w podobnym do niej wieku, dlatego szczerze liczyła na znalezienie w osobie Colette kogoś, z kim mogłaby dzielić swe radości i troski. Evandra była zajęta mnóstwem innych spraw, w tym swoją ciążą, zaś matka Mathieu, choć starała się być pomocna, należała jednak do starszego pokolenia i dzieliła je zbyt duża wiekowa przepaść, by mogły nawiązać relację taką, jaką można nawiązać z rówieśnicą.
Także starannie przygotowała się do wyczekiwanego spotkania, bo choć oczywiście miały okazję już się zobaczyć i zamienić parę zdań przy posiłkach, które celebrowano wspólnie, tak nie było jeszcze sposobności do dłuższej i głębszej rozmowy. Służka pomogła jej ubrać gorset i ładną suknię z rękawami haftowanymi w subtelne różane motywy, jedną z tych, które zazwyczaj ubierała na spotkania z rodziną lub przyjaciółmi; na bale, sabaty i śluby wybierała strojniejsze kreacje. Kobiety nie stroiły się przecież wyłącznie dla mężczyzn, ale też dla innych kobiet, a jako dama wychowana niezwykle konserwatywnie, przykładała wagę do swej prezencji nawet w domowym zaciszu, i chyba dopiero ciąża będzie w stanie skłonić ją do czasowej rezygnacji z gorsetów.
Colette była naprawdę prześliczną damą. Jak dotąd Corinne nie widziała jeszcze brzydkiego Rosiera, co dawało nadzieje na to, że przyszłe potomstwo jej i Mathieu również będzie urodziwe. To dobrze, Corinne lubiła patrzeć na ładnych ludzi, i sama też zawsze bardzo pielęgnowała swą urodę.
- Bardzo miło mi cię widzieć, cieszę się, że wreszcie będziemy miały okazję bliżej się poznać. W istocie zapewne jesteśmy w podobnym wieku, więc również wierzę, że się dogadamy. – Przywitała się z nią, zadowolona, że wreszcie spędzą trochę czasu razem, tylko we dwie. Wspólne rodzinne posiłki nie pozwalały w końcu na bardziej swobodne i prywatne rozmowy. A wiązała z Colette ogromne nadzieje odnośnie tego, że znajdą wspólny język. Oby tylko nie okazała się mieć wyzwolonych zapędów. – Ty również wyglądasz wspaniale, pobyt we Francji musiał ci służyć. Muszę przyznać, że zawsze zazdrościłam tym, którzy uczyli się w Beauxbatons, Hogwart był stanowczo za mało artystyczny i dystyngowany – skrzywiła się leciutko na wspomnienie nielubianej szkoły, ale zaraz znowu uśmiechnęła się promiennie, jednocześnie zasiadając naprzeciwko młódki. – Rozumiem, że musiało ci być ciężko powrócić w takich okolicznościach, z pewnością wyobrażałaś sobie początek dorosłości zupełnie inaczej. – Ale dobrze, że jej tu wtedy nie było, że nie musiała doświadczyć tego straszliwego lęku, na wspomnienie którego Corinne wciąż czuła lodowate zimno rozlewające się w piersi. – Z tego co słyszałam, po szkole wybrałaś się w podróż… Jak było? Ja niestety nie miałam jeszcze okazji poznać świata poza Anglią, więc tym chętniej o tym posłucham. – Uczyła się w kraju, a po szkole od razu wsiąknęła w życie socjety, bale, przyjęcia i tak dalej, a rok po skończeniu szkoły wydano ją za mąż i tym sposobem w wieku wtedy jeszcze niecałych dziewiętnastu lat musiała zaadaptować się do zupełnie nowego otoczenia. – Mathieu jest przystojny, to prawda, ale… po sierpniowych wydarzeniach, z pewnością jest bardzo zajęty w rezerwacie. – Starała się to zrozumieć, dawała mężowi przestrzeń, choć w głębi duszy bardzo potrzebowała wsparcia. Pozostawało też faktem, że w gruncie rzeczy wydano ją za zupełnie obcego człowieka i dopiero po ślubie zaczynała go poznawać. – Chateau Rose jest jednak przepięknym miejscem, niezwykle eleganckim, choć zupełnie odmiennym od zamku, w którym się wychowywałam. Ale przynajmniej już się nie gubię, zaś tutejsze ogrody i rosarium niezmiennie budzą mój zachwyt – uśmiechnęła się lekko, a jej błękitne oczy uważnie przyglądały się zasypującej ją pytaniami młódce. – Uwielbiam muzykę klasyczną, rzecz jasna, sama też gram na fortepianie, poznałam też podstawy skrzypiec i śpiewu. I maluję. Niestety w Hogwarcie nie mogłam tych talentów pielęgnować, więc pozostawało mi rozwijanie ich w okresach wakacyjnych oraz już po ukończeniu szkoły. – Dlatego nie była aż tak dobra, jak chciałaby być, Hogwart zabrał jej zbyt wiele, spędziła tam siedem długich lat, których nie powtórzyłaby za nic w świecie, i tylko możliwość zawierania znajomości z innymi lady w podobnym wieku sprawiała, że nie był to czas całkowicie zmarnowany. – Miałam w dzieciństwie lalki, naturalnie, głównie porcelanowe, o ile dobrze pamiętam, ale zastanawiam się, dlaczego zabrano ci twoje? – spytała, ciekawa jaka historia się za tym kryje, jednocześnie biorąc w dłoń swoją dopiero co napełnioną filiżankę. Nim upiła łyk, rozkoszowała się chwilę zapachem.
- Naprawdę szkoda, że nie mogło cię być na ślubie, ale nie szkodzi, będziemy mieć jeszcze czas, żeby się dobrze poznać i pewnie niejedną okazję towarzyską przed nami. – A przynajmniej miała taką nadzieję, że nie będzie kolejnej tragedii, że życie wyższych sfer nie zamrze całkowicie i że niedługo wszystko jakoś wróci na stare tory. Nie wyobrażała sobie życia bez korzystania z luksusów i uciech takich jak bale, towarzyskie wydarzenia, spotkania z innymi dziewczętami i tak dalej. W sierpniu jednak wszyscy lizali rany, kraj powoli się odbudowywał, a Corinne spędzała cały ten czas tutaj, w Chateau Rose, bardziej roztkliwiając się nad sobą niż nad losem prostaczków.
Z niezwykłą ciekawością obejrzała przywiezione dla niej prezenty z podróży, wyrażając swój szczery zachwyt nad każdym z podarków.
- Prezenty są naprawdę wspaniałe, dziękuję, że o mnie pomyślałaś, nie umiem się doczekać, kiedy będę mogła ubrać na siebie te rzeczy – rzekła; uwielbiała tego typu szpargały, ładnych dodatków i bibelotów nigdy za wiele. Od razu przymierzyła kapelusik, w małym, ręcznym lustereczku sprawdzając, jak się prezentuje. – I chyba coraz bardziej zazdroszczę ci tej Francji. Mam nadzieję, że Mathieu kiedyś mnie tam zabierze.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Re: Tarasy [odnośnik]05.10.24 23:15
pasuje!

   Porządna dama ma świadomość, iż narzekać jej zwyczajnie nie wypada, jest to działanie prostackie oraz małostkowe, umniejszające jej godności. Zamiast tego powinna pochylać głowę pod odpowiednim kątem (tylko nie jak głupiutka papużka), wzdychać cicho (nigdy jednak na cmentarzach, pogrzebach, czy u szanownych ciotek) oraz na świat spoglądać z nostalgicznym smutkiem, karnie godząc się na wszystko, co przyniesie jej los. Colette więc nie narzekała, ona się DĄSAŁA, a w dąsach skargi są jak najbardziej wskazane. Skarżyła się więc okrutnie na podłość i niewrażliwość nieba, co zdecydowało się upuścić jakieś kosmiczne kamienie (nie wie jakie, nie uważała na astronomii). Skarżyła się też na fakt, iż przyszło jej skrócić swój pobyt w Austrii, kiedy to lord Schulz dobrotliwie zaczął obdarowywać ją wciąż obco brzmiącymi komplementami (du bist reizend, aber du redest zu viel1— powiadał starszy mężczyzna, muskając pojaśniałą od słońca główkę. Kojarzyła, że reizend znaczy urocza i wychwyciła słowo mówić, więc na pewno chodziło o to, że jest urocza oraz bardzo słodko mówi!) po tygodniach uprzejmego milczenia u niego w gościnie, gdzie przebywała razem z cioteczką. A najbardziej chciałaby poskarżyć na to, że nie powitano ją w domu właściwie. Nie rozłożono dywanu, nie zatrudniono orkiestry, nie wręczono jej kwiatów a najmłodsze kuzynki nie rzucały w powietrze płatków róż, a co najgorsze nikt nie płakał ze wzruszenia! Uważała, że to bardzo podłe oraz okropne zachowanie i sytuację ratowała jedynie kochana Evandra upewniając się, iż na kolację zostaną przygotowane głównie jej ulubione dania, tak też w łaskawości postanowiła przemilczeć ten absolutny brak empatii względem swej skromnej osoby i wielce wspaniałomyślnie wybaczyć to niedopatrzenie, dzieląc się przywiezionymi prezentami. Niemniej, to całe wejście w dorosłość było rozczarowujące. Debiutem jednakże nie przejmowała się wcale, wszak wytresowano wychowano ją na idealną panienkę, stąd nie było mowy o popełnieniu żadnego błędu, a nawet jeśli...to co? Postać brata górowała nad nią, nadal obca w swej znajomości, jednak na tyle budząca respekt w ich magicznym świecie, iż łatwo mogła skryć się za jego sylwetką wiedząc, że każdy i tak będzie chciał z nią rozmawiać (i to nie tylko dlatego, że była piękna, oczytana, interesująca oraz fantastyczna) ze względu na polityczne umizgi i chęć zbliżenia się do Tajemniczego Pana. Mrocznego Pana? Grafitowego Pana? Oj tego ważnego!!!
   Tym, czym jednak młodziutka lady Rosier przejmowała się straszliwie to brak dokładnych informacji wyniesionych z salonów. Melisande, chociaż kochała ją jak własną siostrę (i szczęśliwie ta dokładnie nią była), tak średnio przykładała uwagę do plotek, nazbyt zajęta nowym życiem oraz smokami. Jej kochane przyjaciółki, te harpie przebrzydłe za nic nie potrafiły sklecić logicznie zdania, ni się rozpisać, bo zadawały za dużo pytań i pisały zbyt mało o drobnych skandalach oraz pomówieniach. Pewnie matki czytały ich listy i cmokały straszliwie, że tak nie wypada, nudziary. Jakże cudownie więc było mieć Corinne, co pięknie się ubiera i wydaje się być zadowolona z towarzystwa najmłodszej różyczki. Och, oby też miała w zwyczaju mieć srebrny język, nie zaś złote usta, tak Lettie pokocha ją z całego swojego próżnego serduszka.
   — Nieskromnie przyznam, że my Rosierowie zawsze wyglądamy wspaniale, to jest u nas rodzinne! Jednak tak, Francja była cudowna i jak mocno łka moja dusza na samą myśl, że większość młodych lady musi spędzać czas w tym Hogwarcie. Słyszałam — tutaj pochyla się trochę w stronę Cori, konspiracyjnie unosząc dłoń przysłaniającą wargi, jakby w obawie, że ktoś ją podsłucha — Że każdy musi zakładać na głowę gadający kapelusz, każdy — dzieli się swoją uwagą drżąco, bo co jeśli jakiś mugolak miał wszy? Albo mikroby, czy inne takie żyjątka??? Przecież to niehigieniczne! — W Beauxbatons byłoby ci cudownie, zapewniam! Tam sztuka wydaje się żyć nawet w kamiennych ścianach! Jest też bardzo estetycznie — dodaje, nie głowiąc się więcej nad tym tematem, bo przecież wyższość francuskiej szkoły była oczywistą oczywistością, a takie chwalenie się tym trochę mogłoby źle wyglądać, a ona wyglądać chciała jak najlepiej. I macha dłonią nieco, jakby próbowała odgonić wypadające spomiędzy warg towarzyszki słowa. Dorosłość to, dorosłość tamto, nie czuła się jeszcze dorosła, ba, nie była nawet do końca pewna, czy jeśli nie natknie się w rezydencji na Tristana pogrążonego we własnych myślach, to nie zapyta jej, czemu nie ma jej w szkole. Zawsze mylił jej wiek podle (i pewnie całkowicie celowo, lecz raz jeszcze grzecznie to ignorowała, bo była taka dobro i miła)!
   — Och nie wiem, nie wiem! Droga Corinne, wyobrażenia często mijają się z prawdą, jak dwoje niezbyt wprawionych tancerzy zapominających, że są swoimi partnerami. Czy chociaż twoje się sprawdziły? — dopytuje i tkwią w niej dwa wilki (albo puchate króliczki, one są ładniejsze), gdzie jeden ma nadzieję, że brunetka otrzymała wszystko, co chciała, a drugi szepce, że kilka aspektów mogłoby ją ominąć. Dłonie stykają się zaraz ze sobą, a promienny uśmiech rozjaśnia śliczną buzię — Ach, te podróże! Musisz, musisz koniecznie namówić drogiego kuzyna Mathieu na wyjazd! Świat jest naprawdę piękny i o dziwo całkiem spokojny, jakby wszystko złośliwie postanowiło wszelkie nieszczęścia zrzucać na Wielką Brytanie. Ale, ale, ale! Mój wyjazd składał się z dwóch części. Pierwszą z nich była wyprawa śladami Mahaut, mej szanownej przodkini, niech sobie świeci lumos nad swoją duszą. Było to bardzo pouczające przeżycie — z którego niezbyt wiele zapamiętała, gdyż mówiła oooch i aaach, a potem z cioteczką zanurzały się w tamtejszych butikach, smakowały najlepsze wina, oglądały pokazy mody oraz raczyły się popołudniową herbatką przy francuskich smakołykach — Ale Austria! Austria była prawdziwym przeżyciem, Wiedeń to najpiękniejsze miasto, jakie dane mi było ujrzeć. Wszyscy są tam tak pięknie ubrani i eleganccy! A muzyka! Te opery, przedstawienia, aż mi dech zapiera na same wspomnienia! Zaproszono mnie na dwa pomniejsze bale i byłam nimi tak zauroczona! I chociaż mój niemiecki nie jest najlepszy, tak każdy był na tyle miły, iż gotowy był wprowadzać mnie w jego tajniki, albo rozmawiać po francusku — nie wstydzi się swojego braku wiedzy w tym zakresie, w końcu próbowała oraz starała się być pilnym uczniem pod matczyną opieką. Potem po prostu jej się znudziło i zapomniała, co nie powinno być brane jej za złe, była w końcu bardzo zajętą osóbką!
   — Och Cori — pozwala sobie westchnąć, na moment jedynie łapiąc jej rękę we własną dłoń, jako symbol wsparcia — Nie miej za złe swemu mężowi tego potwornego zaniedbania, obowiązek czasem potrafi przyćmić zdrowy rozsądek każdego Rosiera, jednak jestem pewna, że kiedy tylko sytuacja zostanie opanowana — i wdrożą w życie jej biznesplan związany z rzucaniem niechcianych osób w smocze paszcze, co pozwoli zaoszczędzić nieco na wydatkach żywieniowych — Tak mój szanowny lord kuzyn na pewno wynagrodzi ci to osamotnienie, a póki co masz mnie! Jestem świetnym towarzystwem, każda moja znajoma lady to potwierdzi — oświadcza, w zadowoleniu zerkając jak trzy poziomowy stojak wypełnia się magicznie ciastami, makaronikami oraz małymi kanapeczkami — Jaki jest zamek Ludlow? Macie tam jakieś duchy? — zapytuje przejęta, trochę chciałaby, żeby tato powrócił jako duch, byłoby miło zagrać z nim raz jeszcze w szachy czarodziejów. Z drugiej strony, trochę pękłoby jej na ten widok serce, więc w sumie nie była pewna, czy chciałaby, czy nie chciałaby, żeby świętej pamięci Corentin był tym duchem, albo nie był — Comme c'est merveilleux!2 — zachwyca się, słysząc o umiejętnościach nieco starszej lady. Gotowa jest nawet poklepać samą siebie po ramieniu, bo miała absolutną rację, na pewno się dogadają! — Mamy podobne zainteresowania, będzie cudownie móc spędzać cieplejsze dni na malowaniu krajobrazu, chociaż przyznam, że znacznie lepiej idzie mi gra na fortepianie. Uwielbiam muzykę, zawsze uważałam, że życie byłoby znacznie przyjemniejsze, jakbyśmy śpiewem ze sobą rozmawiali — pozwala sobie nawet zachichotać na samą myśl o życiu w musicalu, byłoby tak ładnie, o ile ktoś nie miałby głosu zdychającego kota na ulicy, wtedy byłoby to nieprzyjemne! Zawstydza się zaraz na pytanie o lalki — Ach, to. Widzisz. Już od najmłodszych lat byłam przykładną lady, najbardziej ułożonym dzieckiem, jakie tylko można spotkać. Niestety, niektórzy nie posiadali w moim otoczeniu podobnych cech, mam na myśli służbę naturalnie, bo jak wcześniej wspomniałam Rosierowie są wspaniali i jest to rodzinne, tak też moje lalki pod wpływem dziecięcej magii wzięły na siebie ciężki obowiązek skarżenia się na pewne niedogodności, tylko w zwyczaju miały głównie krzyk. Czasem też lewitowały za którąś nianią, Tristan twierdzi, że któraś nawet ogłuchła, ale to wierutne kłamstwo! — nie dodaje, że jedna z pokojówek ze strachu sturlała się po schodach i strasznie się obiła, ponieważ upadek ze schodów, chociaż był domeną starszych lordów, tak nadal był straszliwą chorobą, która mogła dotykać nawet młode panny. Nie chciała drążyć tej uroczej anegdotki, stąd radośnie przyglądała się, jak lady-teraz-już-Rosier rozpakowuje swoje prezenty i wyraża nad nimi należny zachwyt. Oczywiście, że była zachwycona, w końcu Colette bardzo się przy nich starała!
   — Ale dobrze, dość o mnie, dość o mnie! Powiedz mi Corinne, czy byłaś na festiwalu miłości? Och, nie mam na myśli tego tragicznego dnia, niech Mahaut świeci lumos nad poległymi — rączkę do serca przykłada i nawet skromnie pochyla głowę — Czy podobały ci się atrakcje? Czy widziałaś coś ciekawego? Czy jakiś lord wstrząsnął sercem jakiejś lady? — pyta, może tak niezbyt subtelnie, jednak jest głodna tych wszystkich towarzyskich plotek i wydarzeń! Niebawem zacznie się spotykać z koleżankami z zewnątrz i nie mogła wyjść na ignorantkę, która nie ma pojęcia, co się u kogo dzieje!

1 - jesteś urocza, ale za dużo mówisz
2 - jak wspaniale!
Colette Rosier
Colette Rosier
Zawód : debiutantka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's my right to taste the riches of the earth
OPCM : 1+1
UROKI : 2+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12491-colette-rosier#384615 https://www.morsmordre.net/t12498-jean#384731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12499-colette-rosier#384776
Re: Tarasy [odnośnik]06.10.24 12:25
Corinne w ostatnich dniach czuła się samotna. Miała wrażenie, że Noc Tysiąca Gwiazd zweryfikowała wiele dawnych szkolnych przyjaźni, bo dawne przyjaciółki zajęte były sobą, podczas gdy Corinne samotnie musiała mierzyć się z nieprzyjemnymi przeżyciami. Mąż zaszył się w rezerwacie, a ona, nie licząc pór posiłków, większość czasu przebywała samotnie w swych komnatach lub pokoju muzycznym, czekając jednak skrycie na możliwość bliższego zapoznania z najmłodszą Różą, której w końcu się doczekała. I istniała nadzieja, że odnajdą wspólny język i wzajemne zrozumienie. Jak praktycznie każde młode dziewczę Corinne potrzebowała towarzystwa innych młodych dziewcząt, koniecznie równych jej pochodzeniem i o prawidłowych poglądach, czyli konserwatywnych, nieskażonych chorą ideologią równości, postępu czy feminizmu.
- To prawda, i to ten kapelusz wskazywał nam przyszłe domy, ale najgorsze było to, że wszyscy musieliśmy chodzić w jednakowych szatach przypominających zgrzebne worki! – odezwała się z przejęciem, malowniczo krzywiąc się na wspomnienie szkolnych szat, jednakowych dla każdego bez względu na pochodzenie. – Okropne były te szaty, nawet kiedyś, gdy już lepiej zapoznałam się z transmutacją, próbowałam przerobić swoją by nadać jej bardziej wytwornego wyglądu, ale opiekun domu nie był tym zachwycony… A mi było nie w smak wyglądać tak samo jak podczarodzieje z rodzin mugoli. Nauczyciele nie przykładali też wagi do tytulatury i wszystkich traktowali równo, co również bardzo godziło w moją dumę. – Nie użyła słowa „szlama”, bo uchodziło za wulgarne, ale i tak można było w jej tonie wychwycić wyraźną pogardę dla urodzonych z mugoli, ale też dla nauczycieli którzy nie traktowali jej z należytym szacunkiem i nazywali ją „panną Avery” zamiast „lady Avery”. W jej oczach nigdy nie byli więc oni żadnym autorytetem. – Po szkole od razu poleciłam skrzatowi spalić te szaty, nie chciałam więcej na nie patrzeć. Ale Beauxbatons… Zawsze marzyłam o tym, żeby się tam znaleźć i móc obcować ze sztuką przez cały rok, a nie tylko w wakacje i ferie.
Niestety, Avery posyłali dzieci do Hogwartu i jej pan ojciec był nieugięty. Corinne musiała spędzić tam siedem długich lat, i choć może nie wszystko w tej szkole było złe, to wady przeważały nad zaletami i nie wspominała swojej nauki z sentymentem.
- Och, mam wielką nadzieję, że Mathieu się skusi. Choć byłoby miło, gdyby to on, jako mężczyzna, wyszedł z inicjatywą sprawienia mi prezentu w postaci takiej podróży – zamyśliła się; w końcu to nie rola kobiety żeby się prosić i utyskiwać, niech to mężczyzna przejawi inicjatywę w uszczęśliwianiu jej! Choć nie była pewna, na ile Mathieu będzie domyślny, rzadko wykazywał zainteresowanie czymkolwiek co nie miało łusek, skrzydeł i nie ziało ogniem. – Wierzę, że zarówno Francja jak i Austria musiały być przepiękne. Z przyjemnością poznam oba te kraje, gdy tylko będzie ku temu sposobność. Przyszłe dzieci moje i Mathieu będą dorastać jako Rosierowie, więc muszą otrzymać od życia wszystko co najlepsze i mieć okazję poznać kolebkę waszego… naszego rodu – poprawiła się, bo przecież od dnia ślubu także należała do rodziny, choć dopiero urodzenie dziecka Mathieu miało ją w pełni i prawdziwie z nią związać.
- Zamek Ludlow jest bardziej… zimny i ponury niż Chateau Rose, ale ma swój urok. Było tam kilka duchów, ale na wyobraźnię naszych gości bardziej działały figury na dziedzińcu… – lekko nachyliła się ku Colette i tajemniczo ściszyła głos, a w jasnych oczach zaigrały ogniki. – Podobno to zmienieni w kamień dawni wrogowie mego panieńskiego rodu. Kiedy zaczęłam Hogwart, także marzyłam o tym, żeby nauczyć się zmieniać w kamień ludzi których nie lubię.
Przypomniała sobie przelotnie jak z bratem przemykali między figurami, jak opowiadał jej on historie o przodkach oraz tym, jak zamieniali wrogów w kamień, by budzić strach i respekt w każdym, kto mógłby się sprzeciwić. Niech nienawidzą, byleby się bali, powtarzał jej z kolei pan ojciec.
- Też uwielbiam muzykę! Może któregoś dnia powinnyśmy zagrać coś razem? Zawsze możemy uświetnić jakąś rodzinną okazję duetem – zaproponowała; choć też najbardziej lubiła fortepian, zawsze mogła zagrać na skrzypcach lub zaśpiewać. – Kiedy jeszcze byłam wśród Averych, często uświetniałam rodzinne uroczystości swoją grą.
Zaśmiała się perliście po usłyszeniu opowieści o lalkach.
- Przypomniałam sobie, że mama opowiadała mi, że mój pierwszy przejaw magii też był związany z lalką. Opiekunka nie chciała mi podać mojej ulubionej, więc zniecierpliwiłam się i sprawiłam, że ta sama do mnie przyleciała. No bo ile można było czekać? – wyznała; nie pamiętała tego bo była zbyt mała, ale później jej o tym opowiadano. Ogólnie jednak w dzieciństwie nie miała wiele czasu na beztroską zabawę, zwłaszcza kiedy była już starsza, bo musiała przyswajać mnóstwo niezbędnych damie umiejętności, dlatego jej lalki częściej zbierały kurz niż były w aktywnym użyciu.
Zajęła się prezentami, komplementując każdy z nich i doceniając fakt, że Colette pomyślała o przywiezieniu jej podarunków z podróży.
- Byłam na festiwalu, starałam uczestniczyć się w atrakcjach odpowiednich dla damy, pomijając naturalnie te zbyt plebejskie… Choć i tak szczęśliwie nowy festiwal, zorganizowany pod Londynem, przynajmniej był zamknięty dla brudnej krwi oraz zdrajców – westchnęła z ulgą, bo dzięki temu nie musiała się bać kontaktu ze szlamem i zdrajcami, więc czuła się bezpieczniej i bawiła się spokojniej. – Miałam okazję spotkać się z krewnymi oraz znajomymi, było sporo okazji do ciekawych rozmów, więc zdecydowanie się nie nudziłam. – W myślach wspomniała też rytuał z pierwszego dnia, po którym zupełnie inaczej niż wcześniej spojrzała na swojego męża, jednak te wspomnienia, a zwłaszcza nocy która nastąpiła po rytuale, były zbyt prywatne, aby o nich opowiadać. Uśmiechnęła się tylko, choć ubolewała, że później już Mathieu nie był tak mocno zaangażowany w kolejne atrakcje, i większość festiwalu spędziła bez niego, skupiając się na innych interakcjach towarzyskich. – Mogłabym powiedzieć, że powinnaś żałować że ominęłaś festiwal, ale wydaje mi się, że twoje zagraniczne podróże na pewno były od niego jeszcze ciekawsze więc… Myślę, że może wcale nie musisz tego żałować.
Mogła rzucić garścią ploteczek, choć nie była pewna, które z dam Colette zna, skoro pobierała nauki za granicą i mogła nie znać dziewcząt z Hogwartu, tym bardziej, że jeszcze nie zaliczyła debiutu i poznanie szerszego towarzystwa było wciąż przed nią.
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Tarasy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach