Wydarzenia


Ekipa forum
Miasteczko Fowey
AutorWiadomość
Miasteczko Fowey [odnośnik]16.05.21 23:20

Miasteczko Fowey

Miasteczko niewielkie, lecz niebywale urokliwe znajduje się przy ujściu rzeki Fowey, wpadającej wprost do kanału La Manche i to od niej wzięło swą nazwę. Senne ulice są wyjątkowo zadbane, wabiąc do siebie turystów oraz przypadkowych podróżników zabytkowymi pubami, hotelikami oraz sklepikami pełnymi porcelany i wyrobów glinianych, z których słynie. Port oraz przystań, jakie posiada na swym terenie, wspomagają handel, który został nieco utrudniony przez panującą wojnę.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]18.05.21 20:23

17 XI 1957


and then my eyes
were full of tears

i don't want to be there,
this is just not my place

Uciekaj. Jak ledwie słyszalny szept, instynktowna potrzeba niosła się dreszczem po ciele, stawiając niewidoczne na karku włoski, zmuszając dłonie do zaciśnięcia się, do zatopienia półksiężyców paznokci w jasną skórę. Uciekaj. Jak zew, wprawiało napięte mięśnie w drganie, serce kołatało w piersi, niczym ptak chcący opuścić więżące je pręty, choć przecież przysięgała tak wiele miesięcy temu, iż wyrzeka się jego istnienia, że żaden trzepot, żadne mocniejsze uderzenie nie będzie wiodło jej poprzez zawiłe ścieżki losu. Uciekaj. Czy taka miała być już zawsze jej natura? Nie znosząca nakładanej presji, nakazująca stawać w bezruchu nim drobne ciało zerwie się do biegu na najlżejsze widmo zagrożenia? Nie, nie mogłaby, miała ochotę odpowiedzieć, wsunąć smukłe palce pomiędzy wybarwiane na blond kosmyki, skulić się niczym mała dziewczynka, dzięki czemu świat już nigdy nie wzniósłby na nią spojrzenia. A jednak wciąż przypominała płoche zwierzę, reagujące na podniesione o ledwie ton głosy, na gwałtowne gesty, odczytując je jako sygnał nadchodzącego niebezpieczeństwa. Płynie w tobie krew przywódców Finello, jak żałośnie brzmiały te słowa rozchodzące się teraz po umyśle, kiedy nieruchomy popiół oczu spoczywał na sylwetce madame V, która żądała od niej więcej, niż mogłaby kiedykolwiek ukazać. Wzniesione mury trudno było chociażby naruszyć, przebić się do masy kłębiącej się we wnętrzu wydawało się wręcz niemożliwe, a mimo to kobieta nieustępliwie naciskała, może chcąc wynieść swoją podopieczną na artystyczne wyżyny, może po prostu nie potrafiła jej odpuścić. A chociaż mury pozostawały niewzruszone, tak Finnie kruszyła się z każdym powziętym krokiem, z każdym przygryzieniem dolnej wargi, gubiąc rytm, nie panując nad magicznym ogniem. Uciekaj, coś wołało w niej niezmiennie, gdy pot perlił się na gładkim czole, a satysfakcja po wyczerpujących ćwiczeniach nie nadchodziła wcale. Więc uciekła. Może nie do końca oficjalnie, jak ostatni tchórz, unikając ostateczności, niemniej umknęła przed niekończącym się poczuciem bycia niewystarczająco dobrą, przed popełnionymi na przestrzeni dni błędami, przed chmurami nisko zawieszonymi nad Londynem. Zniknęła bez odwracania się za siebie, z nieśmiałkiem na ramieniu, stąpając lekko za jednym z podniebnych akrobatów, który miał załatwić dla Areny jakieś drobne sprawunki i nie potrafił odmówić blondynce, gdy prosiła usilnie, by zabrał ją ze sobą, splatając jednocześnie przy tym za plecami drżące ręce. Fowey powitało ich ciszą. Chociaż wciąż było widać mieszkańców przemieszczających się po malowniczych uliczkach, a muzyka wybrzmiewała z nielicznych otwartych restauracji, czy kawiarenek, tak samo miasteczko milczało, nie zezwalając ni jednemu śmiechowi rozbrzmieć w powietrzu, zażartej kłótni wybrzmieć na targu. Rozglądając się, dostrzegając więcej szarości, niźli opisywane przez towarzysza miejsce posiadało, nie potrafiła otrząsnąć się z wrażenia, iż Fowey było bardziej martwe niż sama stolica, pozbawione ducha, gdy mijała kolejny sklep z ceramiką, którego okna zostały zabite deskami. A może ci, co pozostali w Londynie byli niczym czerwie, żerujące na martwym truchle czegoś, co niegdyś było ich domem, wywołując wrażenie, że coś jeszcze się poruszało, że tkwiła jakaś nadzieja. Z nosem wetkniętym w czerwony szalik, wiodła wzrokiem po okolicy, czując, jak żołądek zaciska się niebezpieczne, z jakiegoś powodu sądząc, iż to wyjście będzie bardziej zabawne, że oddali widmo wojny. Ale wojna już była, nie dało się jej tak łatwo uniknąć. Chyba drugi z cyrkowców dostrzegł dziewczęce przygaszenie, bowiem duża dłoń zmierzwiła jasne pukle, głaszcząc ją po głowie, zapewniał, że on może iść sam na przystań, załatwi wszystko, a ona niech poczeka na niego we wskazanym pubie. Na pewno będzie to ciekawsze, niż słuchanie o zawieranych transakcjach. Ucieszona, z ofiarowanymi syklami, niemal pomknęła w stronę budynku, bo upojone alkoholem tłumy wydawały się bardziej normalne, a chyba tego jej brakowało. Odrobiny zwyczajności w tym niezwykłym życiu. Trzymając już butelkę piwa, po wymianie kilku grzecznościowych słów z barmanem, była niemal w połowie drogi do upatrzonego stolika, kiedy nieznana jej kobieta niemalże na nią wpadła cała zapłakana, zmuszając do cofnięcia się, do zaskoczonego drgnięcia.
- Kłamliwy szarlatan - zdołała dosłyszeć i Finley instynktownie spojrzeniem szukała postaci pana Carringtona, lecz nie dostrzegła żadnych koralików, kolorowych bransoletek, czy rzemyków. Miast tego był młody mężczyzna, może nie tak znowu starszy, składający niespiesznie karty tarota w całość. To chyba był tarot, pan Alphonse też je posiadał, tak jej się wydawało. Jones wzruszyła sama do siebie ramionami, dręczenie swą skromną osobą wydawało się ciekawsze, niż spozieranie przez okno samotnie z własnymi myślami. Nie lubiła być sama ze sobą. Wtedy nadchodziło zwątpienie, a wątpiła w siebie już wystarczająco, żeby nie pozwalać sobie na kolejne niekończące się rozterki.
- Usłyszała, że nie spotka wysokiego, przystojnego bruneta w przyszłości? - całkiem przyjemny dla ucha głos opuścił pełne wargi, psota zatańczyła w szarości tęczówek, gdy nieproszona zajęła miejsce przed wróżbitą - Słyszałam, że blondyni też bywają w cenie, ale biorąc pod uwagę łzy, raczej tego nie doceniła - westchnęła z udawanym przejęciem, palce lewej dłoni przykładając do policzka w zatroskaniu. Cóż, to chyba nie było najlepsze pierwsze wrażenie, ale to nic bo Finley była w nich najgorsza i nic nie stało na przeszkodzie, by mogła je bardziej popsuć.


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]01.09.21 21:13
// stąd przyszliśmy
21.01.1958

Prue była ostatnio rozdarta. Różne myśli kłębiły jej się w głowie, rozważała wiele możliwości. Kalkulowała, co może być dla niej najlepsze. Nie mogła sobie pozwolić na nieprzemyślane decyzje, nie w przypadku rodu z którego pochodziła. Zastanawiała się, co właściwie skłoniło ją do zachowania, którego wcześniej nigdy u siebie nie obserwowała. Może tak bardzo brakowało jej bodźców, z racji na trwającą wojnę, że korzystała z tego, co los jej rzucał pod nogi. Wcześniej raczej chłodno podchodziła do takich sytuacji, nie pozwalała sobie na żadne szaleństwa. Nawet, kiedy się kimś zauroczyła to podchodziła do tego z dystansem. Nie próbowała wchodzić w żadne relacje. Szczególnie, gdy nie odpowiadały one rodzinie. Co więc teraz się zmieniło?
- Spokojnie, wiem na ile mogę sobie pozwolić, zresztą spacery na mrozie hartują, ma to pozytywny wpływ dla organizmu, trzeba korzystać! rzekła z uśmiechem.
Macmillan ogromnie cieszyło to, że miała dzisiaj możliwość porozmawiać z mieszkańcami ich hrabstwa. Była zadowolona, bo dawno nie wychodziła do ludzi. Uważała, że powinna robić to częściej. Mieszkańcy na pewno doceniali to, że jako głowy tego miejsca nie mają problemu z tym, aby przechadzać się między zwyczajnymi ludźmi.
- Tak, wydaje się to być całkiem dobrym pomysłem, mam nadzieję, że nie jest to tylko nasze zdanie ale i wszystkich, których dzisiaj odwiedzimy.- powiedziała jeszcze do mężczyzny.
Spacer po domach poszedł im całkiem zgrabnie. Mogli więc pójść dalej, w inne miejsce, znaleźć kolejnych chętnych na słuchanie radiowych audycji.
Skoro Gabriel się zgodził, to mogli udać się w kolejne miejsce. - Miasteczko Fowey!- rzekła, po czym się deportowała. Aportowała się w miasteczku, o którym chwilę wcześniej wspomniała. Poczekała, aż Tonks również się tutaj pojawi. - To co, powtórka z rozrywki?- spojrzała na niego z uśmiechem. - Ja idę w tą stronę, Ty w drugą?- wskazała ręką w prawym kierunku. Nie czekała nawet specjalnie długo na odpowiedź. - Do zobaczenia za chwilę i powodzenia, oby poszło nam równie dobrze!- widać było entuzjazm na jej twarzy. Nie spodziewała się chyba, że będzie im to wszystko udawało się aż tak gładko.
Zastukała do pierwszych drzwi. - Dzień dobry, Prudence Macmillan, przyszłam do państwa podzielić się naszym nowym wynalazkiem.- rzekła do mężczyzny, który pojawił się w drzwiach. Zademonstrowała mu pluskwę. - Jest to urządzenie, dzięki któremu będą mogli państwo słuchać audycji zakonu! Zaczynamy 15 lutego, aby udało się nas słuchać należy ustawić odbiornik na częstotliwość 101,1, następnie uruchamiamy pluskwę wpisując kod 10 07 19 55, a później wracamy do poprzedniej częstotliwości. Nie jest to skomplikowane! W razie coś, wystarczy podać inny kod i wrogowie nie będą w stanie nas usłyszeć, proszę się podzielić pluskwami z rodziną i przyjaciółmi!- powiedziała jeszcze i wręczyła mężczyźnie kilka dodatkowych pluskiew. Widziała, że spodobała mu się możliwość słuchania audycji Zakonu.
Przemierzała tak drzwi od drzwi. Mówiła formułkę już z pamięci, witała się z każdym z uśmiechem i przekazywała informacje.


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]03.09.21 18:19
Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem na jej słowa.
- Nie twierdzę, że nie. Ale należy pamiętać o czymś takim jak umiar. – odparł spokojnie puszczając jej oczko.
W Tinworth odwalili kawał dobrej roboty. Oboje porozdawali pluskwy, a mieszkańcy zdecydowanie wykazywali się entuzjazmem na informację, które im przekazywali. To dobrze wróżyło, ludzie też mieli dość siedzenia na tyłku i nic nie robienia. Gabriel zaczął się powoli zastanawiać ile czasu trzeba, aby rozpoczęło się powstanie. Na pewno do czegoś takiego dojdzie. Z pewnością wszyscy będą mieli wtedy pełno roboty. Jedyne czego się bał to jak to wpłynie na ich wszystkich i nie miał tu na myśli siebie i swoich najbliższych, ale naprawdę wszystkich. Wiedział już co wojna robi z ludźmi i zdawał sobie sprawę, że nic dobrego może z tego nie wyjść.
Skinął głową na jej słowa, kiedy oznajmiła mu do jakiej miejscowości się teraz udadzą. Znalazł się w niej po kilku sekundach lądując zaraz obok niej. Rozejrzał się instynktownie, po czym lekko rozluźnił ramiona. Wychodził z założenia, że nigdy nie można było opuszczać gardy, nigdy.
- Na pewno w ten sposób zrobimy więcej. Ale mimo wszystko uważaj. – poprosił patrząc za nią kiedy ruszyła w swoją stronę.
Sam odczekał chwilę, po czym sam ruszył na spokojnie uliczką. Wszedł do pobliskiego lokalu, który okazał się być kawiarnią. Siedziało tam kilka osób, zauważył młoda parę przy stoliku obok okna, trzy staruszki plotkujące przy herbatce oraz mężczyznę, który czytał gazetę. Podszedł do lady gdzie stała kobieta mniej więcej w jego wieku.
- Witam serdecznie. – przywitał się z lekkim uśmiechem – Mam na imię Jackson, pracuje z ramienia Zakonu, z pewnością Pani o nim słyszała. Czy mogę Pani zając chwilkę? – uniósł brew, na co kobieta skinęła głową wycierając dłonie w szmatkę. – Świetnie. Prowadzimy zorganizowaną akcję, staramy się dotrzeć do jak największej liczby osób. Widzę, że ma Pani tu radio, co się świetnie składa. Nasi naukowcy opracowali fantastyczne urządzenie, które pozwoli Pani i pani klientom słuchać audycji, która rusza z dniem 15 lutego. Audycja będzie informacyjna, prowadzona przez naszych zaufanych ludzi. Będą mogli wszyscy usłyszeć co się tak naprawdę dzieję w kraju, będziemy podawać tylko fakty, zero propagandowej paplaniny. – uśmiechnął się wyciągając z kieszeni pluskwę i kładąc na blacie – Wystarczy to małe cudo wsadzić do odbiornika, ustawić częstotliwość 101,1, a następnie kolejno na 10 07 19 55, aby na koniec wrócić ponownie na 101,1. Najważniejsze jest to aby raz, po skończonej audycji zmienić stacje i w razie jakikolwiek przesłuchać czy czegokolwiek podać błędną kombinacje aktywacyjną. Jest to naprawdę mniej skomplikowane niż się wydaje. Jeśli Pani pozwoli to z chęcią pokaże. – odparł na spokojnie.
- Ależ proszę. – kobieta wskazał mu radio.
Gabriel bez problemu i raz dwa pokazał jak co zrobić. Właścicielka bardzo mu podziękowała, mówiąc, że ludzie tutaj potrzebują tutaj takiego właśnie ciepłego słowa i że z pewnością będzie zapraszać do siebie znajomych by słuchali razem z nią. Dodatkowo podała mu jeszcze kilka adresów pod które powinien się udać, bo tam również z przyjemnością go przyjmą. Zaproponowała mu nawet herbatę, ale odmówił grzecznie i dziękując za jej czas ruszył dalej.


Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : 15 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
 Ten co martwy chodzi wśród żywych
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9947-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t9987-pimpek#301926 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10857-skrytka-nr-2261#330979 https://www.morsmordre.net/t9988-gabriel-tonks#301946
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]06.09.21 21:17
- Sugerujesz, że nie wiem, czym jest umiar?- odparła z udawaną złośliwością. Kto jak kto, ale ona potrafiła o siebie zadbać, nie była w końcu małą dziewczynką.. a odpowiedzialną kobietą! Czyż nie?
Czas płynął im dosyć szybko, nie ma się co dziwić w wiosce Tinworth odwiedzili chyba wszystkich mieszkańców, jak widać jednak byli gotowi poinformować więcej osób, w końcu mięli jeszcze pluskwy, szkoda by było ich nie wykorzystać.
Ten entuzjazm, który spotkała ze strony osób, które odwiedzili bardzo dobrze na nią wpłynął, sama miała ochotę na jeszcze więcej, tym bardziej, że dzień jeszcze nie zbliżał się ku końcowi, szkoda więc było nie wykorzystać go w pełni.
Pojawili się w miasteczku niemal równocześnie. Prudece była mniej ostrożna od Gabriela, nie spodziewała się spotkać nikogo ani niczego złego w Kornwalii. Może było to nie do końca rozsądne, jednak była u siebie, nie powinno jej tutaj grozić żadne niebezpieczeństwo. Macmillan nigdy jakoś specjalnie rozsądna nie była.
- Nie dam sobie zrobić krzywdy Gabrielu, przeżyłam starcie z olbrzymem! Na pewno sobie poradzę!- odparła jeszcze z uśmiechem. Wiedziała, że jej umiejętności.. no istnieją, czasem nie do końca nad nimi panowała, jednak jakoś zawsze wychodziła cało z wszystkich sytuacji, które nie szły po jej myśli. Nie powinna mieć problemu z poradzeniem sobie z ewentualnym wrogiem.
Ruszyła przed siebie gotowa pokazać wynalazek jak największej ilości osób. Macmillan trafiła do pubu. Stwierdziła, że wejście do niego może nie być wcale takim głupim pomysłem. Uśmiechnęła się do tych, których zastała w środku, nie czekała specjalnie długo, aby się odezwać. Stanęła na środku przed obecnymi wewnątrz osobami. - Witam, nazywam się Prudence Macmillan, przybyłam do Was z wspaniałymi wieściami. Nasi wspaniali naukowcy wymyślili nowe urządzenie. - wyjęła pluskwę z woreczka, aby ją zademonstrować. - Dzięki temu niewielkiemu przedmiotowi, będziecie mogli słuchać audycji radia! Nie byle jakiego, bo rebelianckiego. Wystarczy, że włożycie tą pluskwę do odbiornika, następnie wybierzecie częstotliwość 101,1 później 10 07 19 55 i wracamy do 101,1. Zaczynamy nadawać 15 lutego! Nie musicie się martwić, jakby coś wystarczy, że zmienicie stację i nie będą w stanie nas znaleźć, tylko nie podawajcie nikomu hasła!- wydawało jej się, że powiedziała wszystko, co istotne. Zauważyła entuzjazm na twarzach ludzi, którzy dopytywali o działanie urządzenia. Udzieliła im odpowiedzi na wszystkie nurtujące ich pytanie. Rozdała pluskwy, aby nikt nie poczuł się poszkodowany.
Później pozwoliła sobie jeszcze pochodzić po domach i oddała wszystkie urządzenia, które miała. Zauważyła, że cieszą się ogromnym zainteresowaniem, będzie musiała się tym podzielić z Beckettem. Nie spodziewała się bowiem, aż takiego entuzjazmu.
Po wszystkim spotkała się z Gabrielem, chwilę z nim pogawędziła, a następnie w wyśmienitym humorze teleportowała się do Puddlemere.

// zt


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]12.09.21 19:04
7 stycznia 1958

Od kilku dni byłem w podróży i właściwie nie odwiedzałem Oazy. Czułem lekkie wyrzuty sumienia, że pozostawiłem tam Debbie całkiem samą, choć rzecz jasna nie do końca, bo miał się nią kto zająć, ale to nie był ani nikt krewny, ani William, który wyprowadził się do Irlandii, by zrobić w swojej chatce miejsce dla bardziej potrzebujących. Zamierzałem pójść w jego ślady, choć w pierwszej kolejności przychodziła mi na myśl rozmowa z Liz, bo i ona z mamą nie powinny być teraz same w Dolinie Godryka. Listownie obiecałem, że pojawię się w rodzinnym domu w przeciągu kilku dni. To musiało, niestety, póki co zaczekać, dopóki nie skończymy wszystkich zaplanowanych spotkań. Nowy rok miał przynieść nowe szanse dla półwyspu kornwalijskiego i Biura Aurorów. Potrzebowaliśmy większej ilości ludzi. Przewaga wroga była wręcz przytłaczająca i musieliśmy coś z tym zrobić. Na pełne szkolenie aurorskie nie było czasu, lecz nawet mniejsze wsparcie mogło okazać się na wagę złota. W ostatnich dniach przemierzałem wzdłuż i wszerz razem z Anthonym Skamanderem hrabstwo Devon, pozostające pod opieką Weasleyów, gdzie zatrzymywaliśmy się w miejscowych karczmach i ogłaszaliśmy nabór, szukając chętnych. To samo pozostało do zrobienia w innych hrabstwach półwyspu kornwalijskiego. Kolejne dni okazały się nieco przyjemniejsze; ze starszym kuzynem mojego obecnego przełożonego (niestety) o wiele łatwiej było mi się dogadać. Z Samuelem miałem lepszy kontakt odkąd zacząłem pracę jako auror. Z Anthonym darliśmy koty właściwie od zawsze.
W okolicach południa siódmego styczna obaj opuściliśmy budynek urzędowy w Fowey, niewielkim, kornwalijskim miasteczku, gdzie mieszkali zarówno mugole, jak i czarodzieje. Liczyłem więc, że na spotkaniu w jednym z pubów przy głównej ulicy pojawi się więcej chętnych, niż chociaż w Lynmouth przed kilkoma dniami. Burmistrz zobowiązał się natychmiast powiadomić mieszkających w Fowey czarodziejów.
- Możemy chyba od razu udać się na miejsce i zaczekać. Zagrzejmy się i zjemy coś, zostało jeszcze kilka godzin - zaproponowałem Samuelowi, dosiadając swojej miotły. Chciałem ja najszybciej znaleźć się w środku pubu, gdzie można będzie kupić kubek gorącej herbaty i jakiś lichy posiłek, zanim przybędą chętni. Odepchnąłem się stopami od ziemi i poszybowałem w stronę pubu, który odwiedziliśmy z samego rana, by zapytać o możliwość organizacji spotkania. O tej porze był pusty.
- Ciekaw jestem ilu z tych wszystkich chętnych, którzy się zadeklarowali rzeczywiście stawi się po wezwaniu - powiedziałem cicho do Samuela, gdy dotarliśmy już do pubu; przewiesiłem płaszcz przez krzesło przy stoliku pod ścianą i podszedłem do baru, aby omówić z właścicielem ostatnie szczegóły - i zamówić nam po herbacie. Póki co bez wkładki.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]13.09.21 12:28
- Tego nie powiedziałem.- pokręcił głową patrząc na nią z lekkim rozbawieniem.
Jej udawana złośliwość była na swój sposób urocza, ale jakoś nie specjalnie robiła na nim wrażenie. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że się z nim po prostu przekomarza. On jednak jakoś ostatnio nie koniecznie miał ochotę na takie zabawy. Nie wiedział dlaczego, ale ostatnimi czasy o wiele większy nacisk zaczął stawiać na bezpieczeństwo i rozwagę. Wcześniej miał do tego inne podejście, chciał żyć pełnią życia, nie przejmować się za bardzo, ale dotarło do niego, że tak się nie da, że tak nie można. Musiał się skupić na bezpieczeństwie jego bliskich i na tym, by móc być w stanie zrobić cokolwiek w kierunku lepszego jutra.
- Wiem, że nie dasz sobie zrobić krzywdy. - dodał spokojnie, po czym już w milczeniu odprowadził ją wzrokiem dopóki nie zniknęła mu za rogiem.
Dopiero wtedy sam wcisnął dłonie w kieszenie i ruszył w przeciwnym kierunku. Pierwsze miejsce jakie odwiedził była to mała kawiarenka, gdzie zastał kilka starszych kobiet. Porozmawiał chwilę z właścicielką na temat ich inicjatywy, po czym dokładnie wyjaśnił jej jak to działa. Przekazał informacje na temat potrzebnej częstotliwości 101,1 oraz specjalnej sekwencji aktywacyjnej 10 07 19 55 oraz o wszelkich zasadach bezpieczeństwa. Zarówno właścicielce, jak ich znajdującym się w kawiarence paniom rozdał po jednej pluskwie.
- Gdyby coś się działo proszę do mnie pisać, postaram się pomóc jak tylko będę potrafił. - odparł z uśmiechem już na odchodne, po czym pożegnał się i ruszył dalej.
Kolejnym miejscem, do którego się udał była rzeźnia. Mężczyzna w zakrwawionym fartuchu przywitał go podejrzliwym spojrzeniem, jednak kiedy Tonks przedstawił się (oczywiście fałszywym imieniem i nazwiskiem) i powiedział w jakiej sprawie przyszedł, rzeźnik zaprosił go do środka. W pomieszczeniu gdzie była urządzona rzeźnia pracowało jeszcze kilku mężczyzn oraz znajdowało się radio. Gabriel z chęcią opowiedział im o pluskwach, pokazał jak je zainstalować oraz co należy zrobić by 15 lutego usłyszeć pierwszą audycję zakonu. Każdemu z panów rozdał po jednym urządzeniu. Właciciel nawet wziął trzy, mówiąc, że z chęcią podaruje je również swoim teściom i dorosłemu synowi, by też mogli wszystkiego posłuchać.
Po tej wizycie zaszedł jeszcze w kilka miejsc, rozdając wszystkie pluskwy, które podarowała mu Prudence, po czym już wrócił na miejsce, w którym się tutaj pojawili jakiś czas temu. Pogawędzili jeszcze jakiś czas, Gabs z chęcią spędziłby z nią jeszcze więcej czasu, ale oboje również mieli swoje obowiązki. Tonks pożegnał ją delikatnym pocałunkiem, po czym teleportował się do domu.

zt.


Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : 15 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
 Ten co martwy chodzi wśród żywych
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9947-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t9987-pimpek#301926 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10857-skrytka-nr-2261#330979 https://www.morsmordre.net/t9988-gabriel-tonks#301946
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]15.09.21 21:49
Początek nowego roku trwał pod intensywnym znakiem aurorskich obowiązków. Rytm działań, nawet jeśli wciąż - oficjalnie - był uznawany za "nielegalny", zdawał się wracać na tor, jaki pamiętał, gdy pracował pod znakiem Ministerstwa. Być może nawet intensywniej niż kiedyś, rzucone żywcem w pogoń za czarnomagicznymi zbrodniarzami. I nie tylko on miał wrażenie, że w wielu czarodziejskich sercach obudziły się bardziej mroczne instynkty, ulegając plugawym mocom bez większych skrupułów. Pozorna perspektywa władzy - uderzała do głowy bardziej niż wypijana ognista. Całość sprawiała, że ich nie tak liczne szeregi, przetrzebione przez fałszywe organy ścigania, wymagały uzupełnienia.
Nie zakładał więc braku swojej obecności w prowadzonych działaniach, w których jego dzisiejszy towarzysz oraz kuzyn prowadzili prym. Miał świadomość, że wśród czarodziejskiej społeczności, trudno było znaleźć oczywistych kandydatów. Nie było też czasu na pełne, aurorskie szkolenia, ale widział też zapalający się ogień, szczególnie wśród młodszego pokolenia, by wziąć udział w walce z tym konkretnym czarnoksięskim wrogiem. Tylko jednak właściwe ukierunkowanie miało szansę przenieść powodzenie, a wśród chętnych, znaleźć przyszłych łowców. Chociaż - nie tylko.
Chłód południa nie różnił się bardzo od poranka, który pozostawiał ślady mrozu nawet na spiętych ciasno włosach, pozostawiając tam bielące się smugi, niby siwizny. Na miotłach, opuścili budynek urzędowy w Fowey i skierowali lokalu, który miał posłużyć za dzisiejsza bazę spotkań. Kiwnął twierdząco głową, a słowa Cedrica, miarkując ostateczna odpowiedź - Nie smakują ci już suchary? - coś w tonie Skamandera mogło sugerować żart, ale było w tym zbyt wiele prawdy, by mógł rzeczywiście drwić. Dietę mieli ubogą, a myśl, że udałoby się zjeść cos ciepłego, wywołała nagły skurcz żołądka, który równie szybko zniknął, gdy uderzyło go zimne powietrze podczas lotu.
Zarył ciężkimi butami o ziemię, gdy wylądowali niedaleko pubu, a wchodząc do środka, rozpiął ciemny płaszcz, właściwie jedyną w tak dobrej jakości część odzienia, przygotowaną mu przez siostrę i stanowiącą nie lada zabezpieczanie na wielu poziomach. Nie tylko chroniąc przez zimowymi naleciałościami pogody, ale dodając mu magicznej werwy - Zależy, jak bardzo był przekonujący burmistrz i my sami - mówił siadając już za stolikiem. Odsunął sobie krzesło i chociaż pomieszczenie było właściwie puste, nie umiał pozbyć się tendencji do czujnej lustracji ciemniejszych zakątków - i czy strach nie wywrócił ich deklaracji na druga stronę - kontynuował, tym razem spoglądając na Dearborna bardziej przenikliwie. Miejsce miało być bezpieczne, ale ciężko było pozbyć się aurorskich i tych "listogończych" nawyków, by mogli pozwolić sobie na całkowite opuszczenie gardy - Niezależnie od frekwencji, zawsze będzie kilka różdżek więcej do działania - dodał wciąż ściszonym głosem już, gdy towarzysz wrócił z kubkami parującej herbaty. Skinieniem głowy podziękował za poczęstunek - jakieś dodatkowe wieści? - przeniósł wzrok na barmana, potem wracając do Cedrika i kończąc obserwację na pustym jeszcze wejściu.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]04.10.21 19:44
- Po kilku tygodniach życia na gotowanej fasoli naprawdę doceniam zwykłe suchary - odpowiedziałem na ponury dowcip Skamandera, zaraz po tym wzdychając przy tym ciężko; nie było mi łatwo, jemu pewnie też nie, lecz nie użalałem się nad sobą. Wielu innych miało jeszcze trudniej. Póki miałem dwie sprawne nogi, ręce i różdżkę mogłem zarobić na te suchary. Ciężej było z ich dostaniem, ale to już inna inszość.
- Wydaje mi się, że burmistrzowi... spodobał się ten pomysł. Jeśli to wszystko wypali, to Fowey będzie lepiej chronione - mruknąłem, przecierając dłonią twarz. - Strach niekiedy paraliżuje, ale strach o bezpieczeństwo bliskich potrafi zmotywować do działania, więc liczę, że odezwie się w nich sumienie i poczucie obowiązku.
Czy byłem naiwny łudząc się, że młodzi (i nie tylko) mężczyźni z tego miasteczka zdecydują się właśnie na dopełnienie swojego obowiązku? Walka o wolność kraju i swoich bliskich był w moim mniemaniu właśnie obowiązkiem każdego czarodzieja. Jeśli mieli co do tego wątpliwości, to ja nie zamierzałem mieć oporów przed tym, by poruszyć tym ich sumienie. Potrzebowaliśmy więcej niż kilku różdżek. Było nas stanowczo za mało. Szczególnie w uszczuplonym biurze aurorów, które teraz było potrzebniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Zakon Feniksa wciąż rekrutował i choć pojawiały się nowe twarze, to nie wszystkich można było wysłać na pierwsza linię ognia. Tam nadstawiać karku musieliśmy my, ale w tym samym czasie ktoś musiał strzec półwyspu kornwalijskiego - i takiej pomocy dziś szukaliśmy.
Pokręciłem głowa w przeczącym geście, gdy Samuel spytał o nowe wieści. Nic nie wiedziałem. W pubie wciąż było pusto, czekaliśmy cierpliwie, w tym czasie zdążyłem wypić herbatę i zjeść talerz cienkiej zupy, która i tak smakowała lepiej niż cokolwiek co miałem w ustach od początku tego roku.
Nie zawiedliśmy się. Wkrótce drzwi zaczęły się otwierać raz po raz, a do środka przybytku wchodzić czarodzieje i czarownice. W różnym wieku. Młodsi, starsi, na pewno pełnoletni, chociaż co do dwóch wyrostków miałem pewne wątpliwości. Na ich twarzach malowały się różne wyrazy i emocje - niepewność, determinacja, złość, zastanowienie. Zerknąłem na zegarek, niepewien, czy powinniśmy czekać jeszcze na spóźnialskich. Dałem im dziesięć minut - w ich czasie zdążyły dołączyć jeszcze trzy osoby. Wtedy odchrząknąłem i wstałem z miejsca, zwracając na siebie uwagę zebranych.
- Witajcie. Na początku chciałbym wam podziękować za tak liczne przybycie. To budujące - zacząłem, siląc się na uprzejmy uśmiech. - Nazywam się Cedric Dearborn, to zaś mój kolega po fachu, Samuel. Jesteśmy z Biura Aurorów. Jak już zapewne wiecie - jesteśmy tu w konkretnym celu. Chciałbym ogłosić rekrutację na szkolenia organizowane przez nasze biuro. Maja one na celu wyszkolenie czarodziejów i czarownic w magii ofensywnej i defensywnej, by stworzyć grupę wsparcia dla aurorów - mówiłem, zaczynając od ogółu. Zerknąłem na Samuela, bo może chciał coś do tego dodać.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]26.10.21 19:56
Nikt, kto trwał w stronie aurorskiej powinności, nie miał lekko. Wbrew oficjalnym, ministerialnym dekretom, ich praca była bardziej potrzebna niż zwykle. I każdy, kto pozostał w ich szeregach, i pod wodza prawowitego Ministra, działał intensywniej, niż za czasów "pokoju". Działali i oni - Tak, też wolę suchary - skwitował bardziej ponuro. Na wybrzydzanie nie mieli okazji. Skamander zresztą nie pamiętał już, co znaczyło odmówić posiłku, gdy znajdowało się w w atmosferze wojennej perspektywy rzeczywistego głodu. Dla wielu - dużo bardziej dotkliwszego, niż im.
- Oby więcej takiego odbioru - nie był naiwny, by wierzyć, że zryw i odzew będzie równie ognisty, co w młodzieńczej piersi niektórych z wcześniej poznanych uczestników spotkań. Nie wiązał wielkich nadziei, ale był w stanie zauważyć, że ludzie wciąż potrzebowali pewności, że mają jeszcze o co walczyć. I co chronić. Czasem wykręcając tę ideę w zupełnie odwrotnym kierunku. Nie powiedział jednak na głos ponurej myśli. Był pewien, że Cedric doskonale zdawał sobie sprawę z tej perspektywy, ale - zależało im na osiągnieciu celu, na sukcesie, który był w stanie chociaż częściowo, przechylić szalę na ich stronę. Potrzebowali wsparcia. Potrzebowali nowej krwi i rąk, które były w stanie i chciały działać. Na wielu płaszczyznach. Dlatego na kolejne zdanie towarzysza, skinął głową, pozostawiając milczeniem własną refleksję. Wciąż mieli nadzieję. Wciąż tliło się światło.
Czas oczekiwania, obaj wykorzystali praktycznie. Chudy posiłek zapewnił dodatkową porcję energii, także tej pozytywnej. Głód nigdy nie był dobrym doradcą. A w ich przypadku, nie raz mierzyli się z nieprzychylnymi wyborami w podobnym wydaniu.
Widok kolejnych sylwetek, które zapełniały wcześniej pusta salę, wywoływał nikły uśmiech. Widocznie w zalegającej nad Anglią ciemnością, wciąż jaśniało więcej światła, niż byli w stanie zmierzyć. Możliwe, ze wciąż niepewnego, w jakim kierunku ma ponieść ich płomień, ale z podpowiedzią, byli w stanie zdziałać o wiele więcej. Wątpliwości, które tak wyraźnie malowały się na twarzach zebranych, tylko potwierdzały przewidywania. Ciężko było stwierdzić na pierwszy rzut oka - z kim mieli do czynienia. Zupełnie inaczej wyglądało to podczas aurorskich kursów, ale - wojna rządziła się swoimi prawami. Nie mieli ani tyle czasu, ani warunków, by przeprowadzić równoważne im szkolenia. Zapewnić mogli jednak wiedzę i treningi, które nie pozwolą - przynajmniej niektórym - głupio zginąć. Nie tylko w walce. Ale i w durnych pomysłach. Oraz upewnić, że propaganda, którą tak szczyci się wróg, ma w sobie więcej zguby, niż pożytku.
Wstał z miejsca niemal w tym samym momencie co Dearborn, stając początkowo nieco za jego plecami. Był pewien, że przynajmniej niektórzy z obecnych rozpoznali go z rozwieszanych w całym Londynie 9i poza) plakatach. I w zasadzie, działać to mogło i na korzyść i przeciw, ale - w tym momencie nie miało to znaczenia. Mimowolnie, czujnie prześledził wzrokiem wpatrzone w nich twarze, gdy drugi z aurorów wskazał na cel spotkania, oraz przedstawił ich tożsamość. Chociaż nie było to konieczne, skinął lekko głową, przeskakując uważnym spojrzeniem z twarzy na twarz. Odezwał się dopiero, gdy Cerdic zerknął w jego stronę - Liczę, że każdy z was ma świadomość, jakiego wyboru się podejmuje przychodząc tutaj. Niezależnie od wątpliwości i pytań, które macie - zaczekajcie do końca - nie silił się na uśmiech, wolał stawiać sprawę jasno od początku. Potrzebowali wsparcia, tak, ale wciąż musieli rozdzielić siły właściwie. Nie każdy pójdzie na pierwsza linię walki. A patrząc na zebranych - na pewno konieczny był przesiew.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]09.01.22 23:57
| 26 marca

Wszyscy byli martwi.
Kolejna fala trudnych do powstrzymania mdłości zmusiła go do poderwania się z rozkołysanego pokładu, po którym przeszedł chwiejnie, w nagłej próbie odzyskania równowagi zaciskając na relingu pokryte odciskami palce. Wciągnął po płuc zimne, morskie powietrze – tak bardzo różne od tego, którym oddychał przez ostatni tydzień: parnego, dusznego, gorącego – czując, jak całym jego ciałem wstrząsa nieprzyjemny, przypominający gorączkę dreszcz. Nie miał na sobie nic prócz ubrań, które nosił na tropikalnej wyspie: lnianej, przewiewnej koszuli i cienkich spodni, butów przesiąkniętych wodą i skórzanej sakiewki, która jakimś cudem ocalała, choć nie miała już absolutnie żadnej wartości. Członkowie załogi zmierzającego ku kornwalijskiemu portowi okrętu pożyczyli mu koc, ten jednak zdawał się na niewiele – zwłaszcza, że im bliżej znajdowali się angielskich wybrzeży, tym robiło się zimniej.
Wszyscy byli martwi.
Wychylił się przez burtę, wciągając i wypuszczając powietrze, czekając, aż jego żołądek się uspokoi, choć coś mu mówiło, że zaciskająca się na jego gardle pętla niewiele miała wspólnego z chorobą morską. Kręciło mu się w głowie, był przeraźliwie wręcz zmęczony, ale ilekroć zamykał oczy, pod powiekami nie widział ciemności; zamiast tego migotały tam obrazy, pourywana, poszatkowana, pozbawiona sensu i porządku mozaika ostatnich wydarzeń, jednego tragiczniejszego od drugiego: walka o przetrwanie na wyspie, bezcelowe poszukiwania, zniknięcie Asbjorna; czy to była jego wina? Czy zbyt mało powiedział im o śmierciotulach, nie przekazał ostrzeżeń wystarczająco klarownie? Nie potrafił sobie przypomnieć, kto miał wtedy wartę, kto był odpowiedzialny za pilnowanie granic prowizorycznego obozu, chociaż odtwarzał tę noc w myślach tyle razy, że koniec końców nie był pewien, które detale były prawdziwe, a które pojawiły się we wspomnieniach po fakcie, stanowiąc desperackie wytwory wyczerpanej wyobraźni.
Psidwacza mać.
Przetarł twarz dłonią, ścierając z niej cienką warstwę chłodnego potu, po czym odwrócił się na pięcie, żeby znów usiąść na pokładzie – plecami opierając się o drewniane nadburcie, w ten sposób starając się przynajmniej częściowo osłonić od dmącego z północy wiatru. Żagle łopotały gdzieś nad jego głową, starał się jednak nie myśleć o tym, jak bardzo przypominały unoszące się w powietrzu postacie śmierciotul; przełknął z trudem ślinę, podciągając bliżej kolana i opierając na nich łokcie, głowę podpierając dłońmi; musiał wyglądać jak bezdomny, przeszło tydzień spędzony na bezludnej wyspie odcisnął na nim swoje piętno, ale w tamtym momencie nie mógłby przejmować się tym mniej – resztki sił skupiając na ułożeniu przynajmniej szczątkowego planu działania. Prawdopodobnie oszukując tym samego siebie, wyprawa była stracona; jej członkowie byli straceni – wiedział o tym, podskórnie wyczuwał, że jeśli przetrwaliby sztorm, to statek wyłowiłby również ich – ale póki nie został brutalnie zmuszony do przyjęcia tego do wiadomości, odsuwał tę wizję od siebie jak najdalej, odpierając też początki wkradającego się w umysł szaleństwa.
Musiał wrócić do domu.
Wypuścił ze świstem powietrze z płuc, trzykrotnie uderzając się w czoło nasadą dłoni – próbując, być może, zmusić się do wzięcia się w garść – ale lekki ból nie pomógł mu w żaden sposób powrócić do odrealnionej rzeczywistości. Kiedy poczuł, że ktoś mu się przygląda, uniósł spojrzenie, rozglądając się czujnie dookoła – ale ku jego zdziwieniu, wzrokiem nie natrafił na żadnego z marynarzy. Parę metrów od niego stał za to chłopiec, na oko może paruletni – jakimś cudem zdający się nie pasować do całego tego otoczenia równie mocno, co Percival. – Co tu robisz? – zapytał zachrypniętym głosem, nim zdążyłby się powstrzymać; nie widział go tu wcześniej, a co istotniejsze – przegapił gdzieś chwilę, w której dzieciak do niego podszedł; czy jego umysł był już na tyle zmęczony, że podsuwał mu pod nos halucynacje?




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]10.01.22 18:48
Hep!
Jeszcze przed chwilą Deimos był w swoim pokoju, zły na ojca i cały świat. Ze wściekłością smarował farbami po pergaminie. Czarna farba, czerwona farba. On i mama stoją, trzymając różdżki, a ojciec leży i płacze. Tak bardzo chciał go ukarać, a nie tylko z krzykiem przewrócić przed nim krzesło i rozbić talerz z resztkami obiadu. Za to, co powiedział o mamie powinno spotkać go wszystko, co najgorsze. I nie tylko za to.
Kiedy chłopiec wsadził pędzel w słoiczek z farbą, żeby dołożyć jeszcze więcej czerwieni, stało się… coś. Jego obklejony rysunkami pokój zniknął, zmieniając się kołyszącą się przestrzeń, targana lodowatym wiatrem. Statek. To był najprawdziwszy w świecie statek! Fancourt odnosił się do zmian otoczenia w sposób spokojny - nie pierwszy raz, rzeczywistym stawało się to, co sobie wyobrażał. Był nawet czas, kiedy mógł robić to prawie na zawołanie. Ale teraz było inaczej. Teraz statek - trzeszczący i wilgotny, przecinający fale pojawił się sam z siebie.
Na wszelki wypadek Deimos podbiegł do jednej do burty, żeby sprawdzić, czy za nią nie kryje się znajomy wzorzysty dywan. Nie było go tam, ale zamiast tego chłopiec dostał prosto w twarz lodowatą morską bryzą. To wszystko prawda! Naprawdę był na statku! Z radości aż zaśmiał się w głos.
Był z dala od domu, gdzieś na morzu. A to oznaczało tylko jedno - już nigdy, przenigdy nie wróci do domu. Ojciec i tak był za bardzo zajęty swoimi pacjentami. Nigdy nie miał czasu dla własnego syna, a ostatnio to każda propozycja zabawy budziła w nim jedynie złość. I jeszcze te słowa o mamie…
“Twoja matka nie żyje, nie ma jej!”
Głupek.
Mama była zawsze tuż obok. Po prostu nie chciała pokazywać się temu, kto cieszył się, że przestała być żywa. To niech teraz mieszka sobie z tymi obcymi, jak ich tak bardzo lubi. A Deimos zostanie piratem, zbierze całe skrzynie skarbów i będzie miał najlepsze przygody na świecie. Z mamą. I załogą.
Chłopiec rozejrzał się dookoła, próbując zrozumieć, czy nie jest to przypadkiem statek-widmo. Duchowa załoga nie przeszkadzałaby mu, ale umarli lubili czasem znikać, załatwiając swoje duchowe sprawy… żywi w tym wypadku byli lepsi trudniej ich zgubić na morzu. I wtedy chłopiec zauważył siedzącego na pokładowych deskach mężczyznę. Nie wyglądał jak pirat. Może to przez ten koc?
Trzeba było to sprawdzić.
-Dzień dobry. Ja to chciałbym zostać piratem, bo jestem silny i umiem pływać. - odpowiedział, wpatrując się w smutną twarz mężczyzny. - Czy ty też jesteś piratem?
Pochwalił się, po czym umilkł, jeszcze uważniej studiując wzrokiem osobnika przed sobą. Nagle jego oczy rozszerzyły się, a na twarzy wyrysował się szeroki uśmiech.
-To ty jesteś tym strasznym zdrajcą z plakatów? - zapytał gorączkowym szeptem. - Ale klawo…
Mało tego, że był na statku, pośród dzikich fal, to jeszcze na pokładzie był najprawdziwszy złoczyńca. Czy ten dzień mógłby być lepszy?
-Zostaniesz moim bosmanem i popłyniemy na koniec świata. - powiedział, wskazując na niego, ubabranym w farbie palcem. - Jesteś niebezpieczny, to się ciebie będą bać i oddadzą nam całe złoto.
W głowie chłopca już zaczęły pojawiać się obrazy ich nowych przygód. To jak walczą z wrogimi statkami, zbierają łupy i świetnie się bawią w mieście piratów! Oczywiście, wygrywają tam w karty tajemniczą mapę, a później płyną na prawdziwą odległą wyspę, żeby znaleźć ukryty tam skarb!


Ostatnio zmieniony przez Deimos Fancourt dnia 21.04.22 22:35, w całości zmieniany 1 raz
Deimos Fancourt
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10877-deimos-vale#331434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10923-deimos-vale https://www.morsmordre.net/t10924-deimos-o-vale#332809
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]10.01.22 18:48
The member 'Deimos Vale' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Miasteczko Fowey Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]13.01.22 23:56
Zdecydowanie miał halucynacje.
Nie było innego wyjaśnienia; tygodnie spędzone w upale, odwodnienie i skrajne wyczerpanie, sól morska, której z pewnością nałykał się w trakcie Merlin-wie-jak-długiego dryfowania na morzu (leżał na drzwiach, tak powiedzieli mu marynarze), choroba i emocje związane ze zniknięciem reszty grupy – wszystko to musiało zaowocować pojawieniem się przed nim nierealnych wytworów wykończonego umysłu. Tylko dlaczego postanowiły przyjąć formę chłopca? Był niemal pewien, że rysy dziecka nie przypominały nikogo, kogo znał; to, co mówił, też zresztą nie miało sensu, nie znajdowali się na statku pirackim.
Opuścił ramiona, opierając się dłońmi o pokład i pochylając się nieco do przodu, żeby lepiej przyjrzeć się swojemu rozmówcy. A może?.. – Dzień dobry – powiedział. Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że rozmawiał z prawdziwą osobą – ale gdyby okazało się, że jednak tak, nie chciał wyjść na nieuprzejmego gbura. Nawet jeśli nie miało to już absolutnie żadnego znaczenia. – Jak masz na imię? – zapytał. Miał paranoję, to z pewnością nie był on; z drugiej strony – czy to byłoby aż takie dziwne? Nic na tym statku nie mogło być prawdziwe, samo jego istnienie wydawało mu się absurdalne, choć poniekąd zdawał sobie sprawę, że było to wynikiem długich dni spędzonych na wyspie. W odosobnieniu, w skupieniu na zadaniu, w całkowitej izolacji od reszty świata, niezwykle łatwo było zapomnieć o tym, że w ogóle było coś poza: poza krwiożerczymi, przerośniętymi stworzeniami, niezrozumiałymi roślinami i nocnym szelestem śmierciotul. Powinien wciąż tam być – wrócić, odszukać Cedrica, Tangwystl, Vincenta; może po zatopieniu statku morze wyrzuciło ich z powrotem na brzeg wyspy? Dlaczego tego nie sprawdził? Dlaczego nie uparł się, żeby zawrócili? Potrząsnął głową. – Nie, jestem…Kim, Percivalu? Znów było mu niedobrze. – Mój statek zatonął. Ci żeglarze uratowali mi życie – powiedział, po raz pierwszy wypowiadając te słowa na głos. Żył, ale oni mogli nie – a może wciąż czekali na ratunek. – Czy jeden z nich to twój ojciec? – zapytał po chwili, zapominając, że chłopca tak naprawdę tu nie było – nie mógł więc być synem żadnego z członków załogi.
Uważne, jakby przenikliwe spojrzenie nieznajomego sprawiło, że poczuł się dziwnie nieswojo – tym bardziej, gdy jeden z mężczyzn, przechodzących obok nich w pośpiechu, zerknął krótko na niego, po czym go wyminął; zamrugał szybko, czy to również mu się przywidziało – czy inni naprawdę widzieli chłopca? Rozjaśniający jego twarz uśmiech wyglądał całkiem prawdziwie, mimo że na dźwięk konspiracyjnego szeptu coś wywróciło mu się w żołądku; bezwiednie sięgnął dłonią do twarzy, odgarniając z niej zwisające w strąkach włosy, po czym czujnie rozejrzał się dookoła. Nie był pewien, czy członkowie załogi również go rozpoznali, żaden z nich nie wspomniał nic na ten temat – a ponieważ część z nich zdawała się w ogóle nie mówić po angielsku, uznał, że nie zatrzymywali się w brytyjskich portach na długo. Odchrząknął. – Nie, jestem tylko bardzo do niego podobny – skłamał, z jakiegoś powodu również zniżając głos do zachrypniętego szeptu. Nie był pewien, czy zabrzmiał przynajmniej odrobinę przekonująco. – Ale nie wspominaj o tym nikomu, co? – Co by się stało, gdyby kapitan się zorientował? Czy od razu wyrzuciłby go za burtę, czy oddał w ręce ministerstwa tuż po przybiciu do brzegu? Z drugiej strony – czy to w ogóle było istotne? Nikt o zdrowych zmysłach w Zakonie Feniksa nie uwierzy, że to był przypadek, że z pięcioosobowej wyprawy wrócił tylko on; tylko były Rycerz Walpurgii. Jeśli nie ufali mu wcześniej, to z całą pewnością nie zaufają mu teraz; nawet pomimo wiążącej go z organizacją wieczystej przysięgi.
Może faktycznie lepiej wyszedłby na tym, gdyby nigdy nie wracał? – Bosmanem? – zapytał, wreszcie pozwalając sobie na uśmiech. – Obawiam się, że niewiele wiem o żegludze – przyznał, opierając się wygodniej o burtę i opuszczając nogi, krzyżując je w kostkach. Rozmowa z chłopcem, nawet jeśli odrealniona, do pewnego stopnia pozwalała mu na oderwanie myśli od tego, co niechybnie czekało na niego w Anglii; złudnie, przybliżali się do niej wraz z każdym podmuchem wiatru, ale skoro i tak nic już nie był w stanie zmienić – mógł chociaż przez chwilę poudawać. – Znam się za to na magicznych stworzeniach, niestraszna mi żadna bestia – powiedział. Oddadzą nam całe złoto, z pewnością zapłaciliby za niego słono – w Ministerstwie Magii. – Dokąd chciałbyś popłynąć, kapitanie? – zapytał, przekrzywiając głowę i przyglądając się nieznajomemu z zainteresowaniem; trochę przypominał mu samego siebie – choć od tych czasów minęło już tyle lat, że trudno było mu uwierzyć w ich faktyczne istnienie.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Miasteczko Fowey [odnośnik]05.02.22 22:02
Deimos zauważył, że mężczyzna, który przed nim siedział, zachowywał się jakoś dziwnie. Jakby był chory, albo napił się alkoholu (raz na urodzinach wujka jego daleki kuzyn Fancourt'a wypił tyle wina, że siedział na ziemi i się kiwał, po czym zwymiotował na niebiesko. A może to nie było wino?). Nie pachniał jednak jak ktoś pijany.
-Jestem Oswald. - odpowiedział bez chwili wahania. Zrobiło mu się smutno, że jego nowy znajomy nie jest piratem, a jedynie rozbitkiem. Wzruszył ramionami. - Zawsze też możesz zostać piratem, to nic trudnego przecież.
Pytanie o rodzinę sprawiło, że chłopiec odrobinę się spłoszył. Nie chciał wracać do domu. Nie mógł tam wrócić. Nie do miejsca, gdzie jest traktowany jak intruz i nie czuje się tam pewnie, kompletnie nie wiedząc, w jaki sposób odbije tym razem jego  dziwacznemu ojcu.
-Nie. - pokręcił energicznie głową. - Mój ojciec… mój ojciec to zły człowiek, który zabił moją matkę. I chciał też, żebym i ja zniknął. Tak na zawsze. - przełknął ślinę. -  Słyszałem, jak mówi to tym wszystkim strasznym strasznych obcym, którzy do nas cały czas przychodzą...
Kłamstwo przychodziło mu bardzo gładko, bo może i naginał rzeczywistość, ale emocje, z którymi opowiadał o tym, co go spotkało, były prawdziwe. Cały strach, gorycz i rozczarowanie - wszystko to tak mocno przeżywał każdego dnia.
-Zakradłem się w końcu do jego laboratorium, kiedy znowu ktoś przyszedł i usłyszałem, że ma to się stać już tej nocy… - kiedy to mówił, patrzył starszemu mężczyźnie prosto w oczy. - Musiałem uciekać. Na szczęście moja mama była tuż obok. Zawsze jest obok, bo jest duchem. - wtrącił szybko. - I wtedy powiedziała, że może mnie zabrać, gdzie tylko bym chciał. No i znalazłem się tu. Bo zawsze chciałem być piratem.
Kiedy tak mówił o mamie, ta pojawiła się obok. Młodszy Fancourt nie wiedział, czy jego rozmówca ją widzi. Pewnie nie, bo unosząca się efemeryczna kobieta przyłożyła blady palec do ust, prosząc, by nic nie mówił, kiedy syn na nią spojrzał - zawsze tak robiła, by zasygnalizować, że dla innych jest niewidzialna.
-Mamo, nie musisz się go obawiać, on ci nie zrobi krzywdy… Prawda? - ponownie spojrzał na swojego rozmówcę, tym razem pytająco. Mężczyzna nie był tym strasznym terrorystą z plakatów, ale wyglądał groźnie i mama mogła się go przestraszyć.
-No niech ci będzie… - lekko zmarszczył nos odpowiedzi na słowa nowego kumpla. - Nie powiem nikomu. - po czym nagle w jego oczach pojawił się dziwny błysk, i ponownie ściszył głos do szeptu. - Czyli nie powiemy nikomu, żeby ludzie, których będziemy straszyć, myśleli, że to ty jesteś tym terrorystą, tak?
Jakie to było sprytne!
-Ale jeśli nie jesteś nim… To jak się nazywasz?
Może nie powinien był ufać obcym, ale ten dziwny mężczyzna był tu jedynym, z kim mógł sobie porozmawiać. To do niego sprowadziła go tajemnicza magia. A to oznaczało tylko jedno - to nie był przypadek i muszą zostać najlepszymi przyjaciółmi. Na dobre i na złe. Dwie samotne dusze na trzeszczącej łajbie, otoczonej falami.
Chłopiec zauważył, że mężczyzna przestał być aż tak przeraźliwie markotny. To bardzo dobrze, bo przecież jak mają być piratami, to muszą być weseli, by mieć siłę, by walczyć, tańczyć, pić rum oraz przeżywać wszystkie te inne wspaniałe przygody.
-No dobrze, Bosmanie. - przyjął do wiadomości jego słowa. - To zrobimy tak, że przejmiemy ten statek i wtedy załoga będzie się zajmować żeglugą. Będę im mówić, co mają robić.
Przecież chyba tak działa bycie kapitanem?
-Popłyńmy szukać wielkiego białego wieloryba, albo… prawdziwego krakena! - podniósł odrobinę głos i uniósł ręce do góry, prezentując rozmiar morskiego stwora, jakiego ma zamiar zaatakować. - Pokonamy ich, zabierzemy trofea i wszyscy będą się nas bali. A później… później… - zmarszczył brwi. Nie znał się na geografii, ale musiał coś wymyślić, by nie stracić szacunku swojego pierwszego członka załogi. - Popłyńmy na gorące tropikalne wyspy! Z wielkimi plażami, śpiewającymi syrenami i górami. Tam też zrobimy naszą kryjówkę. Jest ich tyle, że sam nie wiem, co wybrać. To... na którą się zdecydować, Bosmanie?
Deimos Fancourt
Deimos Fancourt
Zawód : wirtuoz gry na nerwach dorosłych
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I have never tried that before, so I think I should definitely be able to do that.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10877-deimos-vale#331434 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10923-deimos-vale https://www.morsmordre.net/t10924-deimos-o-vale#332809

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Miasteczko Fowey
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach