Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Alexa
AutorWiadomość
Sypialnia Alexa [odnośnik]31.12.18 1:49
First topic message reminder :

Sypialnia Alexa

Po zakupie Kurnika z powodu przeciekającego dachu poddasze znajdowało się w zdecydowanie najgorszym stanie. Wystarczyło jednak poświęcić trochę czasu i energii (własnych i uczynnego sąsiada, Bertiego Botta), żeby wnętrze znów nadawało się do użytku. Całe pomieszczenie, tak jak reszta domu, zostało pomalowane na biało - lecz pomimo wszelkich starań farba uparcie nie chciała trzymać się jednej ze ścian. Później do środka wprowadziło się stare, ciężkie łóżko, wielka szafa, biurko, stoliki nocne i rośliny.

Zaklęcia ochronne:
Cave Inimicum, Mała twierdza (okna i szafki), Muffliato, Tenuistis
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 02.06.20 13:33, w całości zmieniany 4 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]17.03.19 13:55
Wyłączenie emocji nie przyszło mi łatwo, jednak w krótkiej wymianie spojrzeń nie potrafiłem dać Percivalowi oparcia. Przeniosłem wzrok na pozostałych, szybko odnajdując się w sytuacji - przesłuchanie jeszcze nie zdążyło się zacząć, a rozmowy o neutralności hulały w najlepsze, najwyraźniej ciągnąć się na każdym spotkaniu Zakonu Feniksa w długim ogonie.
Rozumiałem Brendana. Dla niego Percival był obcym człowiekiem - czarnoksiężnikiem, mordercą, wrogiem, poplecznikiem Voldemorta, kóry trzymał w garści cały kraj. I miał rację. Zazdrościłem mu jednowymiarowości tej sytuacji. W jego oczach sprawa była oczywista, podczas gdy w moim sercu jątrząca się rana otwierała się coraz szerzej. Percival złożył swój los na naszych rękach, a rozsądek oraz powinność wobec Zakonu Feniksa nakazywały mi odcinać serce w chwilach, gdy mogło ono zagłuszyć trzeźwy osąd sytuacji.  
- Nie sądzę, aby jego przyjaciele - wszyscy byliśmy świadomi, że po wydarzeniach w Stonehenge nie mogli już nimi być - pozwolili dożyć mu procesu. - Sucho zwróciłem uwagę - zarówno Brendana jak i Percivala - na istotny szczegół. Sam nie zamierzałem rozlewać więcej krwi, niż było to potrzebne - nawet jeśli Percival zasługiwał na karę, oddanie go organom władzy - będącej pod wpływami Voldemorta - było dla niego oczywistym wyrokiem śmierci. Nie było tam miejsca dla sprawiedliwości. I nie mówiłem tego jako dawny przyjaciel Notta (nie byłem jeszcze w stanie nazywać go w myślach nowym nazwiskiem), a jako Gwardzista. Nie mogliśmy potraktować w lekceważący sposób człowieka, który zdecydował się nam pomóc - z własnej woli. Wyssać z niego informacje, a następnie rzucić na pożarcie dawnym współrzymierzeńcom.
Chyba, że czekały nas niespodziewane zwroty akcji, a chęć wiary w przemianę Percivala czyniła ze mnie ślepca. Dlatego byliśmy tutaj potrzebni - wszyscy. Każda para oczu była istotna.
Co prawda z Brendanem było trochę jak z ulem, wetknięcie kija w jego zdanie oznaczało natychmiastowy atak - ale nie to było moim celem. Był przecież mądrym człowiekiem - i wiedział, że nic nie było ani białe, ani czarne. Jednego byłem pewien - osądy należało zachować na później.
Moje źrenice powędrowały w kierunku fiolki, którą Nott po chwili - zawahania? - wlał w swoje gardło. Serum prawdy miało zmyć wszelkie wątpliwości, jego użycie było konieczne. Choć w głowie nasuwała mi się lawina pytań, czekałem na pierwszy ruch ze strony Samuela lub Benjamina - a gdy to w końcu nadeszło, wiedziałem, że nie mogę nabierać dłużej wody w usta. Milczenie oznaczałoby strach przed konsekwencjami, tytuł gwardzisty ponownie został wystawony na próbę.
- Na czym polegała twoja działalność w oragnizacji? Jak wygląda jej wewnętrzna struktura? - Musieli mieć jakąś hierarchię - jak wysoko znajdował się w tej drabinie Percival? Czy był dla nas rzetelnym źródłem informacji, czy pionkiem w grze, który poszukiwał schronienia, gdy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli?


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]17.03.19 16:12
Podskórnie przeczuwałem, że moje słowa wywołają podobną reakcję. Przeniosłem spojrzenie na Brendana, dokładnie wysłuchując wszystkiego, co miał mi do powiedzenia, całego elaboratu o tym, jak i dlaczego. Różnica między mną a nim leżała niestety w ogólnie pojętym postrzeganiu ludzi. Brendan bardzo pochopnie wysnuwał wnioski o tym, że były Nott był zbrodniarzem wojennym, nie mając tak właściwie jakichkolwiek dowodów na to, że ten faktycznie takich czynów się dopuścił. Zastanawiałem się nad tym bardzo intensywnie już od prawie dwóch tygodni: czy człowiek, który nagle decyduje się odejść od organizacji o takim charakterze jak Rycerze Walpurgii z powodu własnych przekonań... czy aby na pewno zawsze chciał się wśród nich znaleźć? Motywy ludzkich decyzji mogły być całkowicie różne i dopóki Percival nie wyjawi swoich wstrzymywałem się przed określeniem zły, dobry czy też zagubiony. Blake był dla mnie po prostu jednym wielkim znakiem zapytania. Dlatego nic Weasleyowi nie odpowiedziałem, po krótkiej chwili przenosząc spojrzenie z niego na mój kubek. Moja mowa ciała była jednak zbyt wyraźna, zaciśnięte w kreskę usta i spięte mięśnie bynajmniej nie były w moim codziennym repertuarze mimiki.
Uniosłem jednak zaraz spojrzenie na Bena, czując lekką irytację faktem, że zostałem opacznie zrozumiany. Nie byłem aurorem, nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia w kwestiach przesłuchań. Byłem uzdrowicielem, który nim podszedł do działań i diagnoz - czy też wyroków - żmudnie zbierał informację po informacji, z nich dopiero składając cały obraz dolegliwości. I to właśnie rozumiałem jako bufor: spowolnienie działań. Skinąłem jednak Benjaminowi, bo nie miałem za bardzo innego wyboru. Koniec tematu to koniec.
Wpadnięcie Foxa na teren zgromadzenia odebrałem z niewyobrażalną wręcz ulgą. Nie zajmowałem się nim jednak zbyt długo, obierając różdżkę od Percivala. Przesunąłem po niej wzrokiem, zastanawiając się, co by powiedział o niej Ulysses i jak bardzo jego słowa mogłyby wpłynąć na naszą wiedzę o "przesłuchiwanym".
- Mówi prawdę - powiedziałem jeszcze zanim Percival sięgnął po fiolkę z Veritaserum, podnosząc przy tym na krótką chwilę wzrok z różdżki na Skamandera. Kiedy Blake wypił eliksir wycofałem swoją świadomość, przestając widzieć potrzebę w ciągłym pilnowaniu jego słów, skoro sam zdecydował się nam je oddać. Zaczęły padać pytania - a ja również miałem jedno. Cały czas obracając w palcach różdżkę należącą do siedzącego obok mnie czarodzieja zdecydowałem się w końcu podnieść wzrok na dłuższą chwilę i je zadać.
- Percivalu, czy kiedykolwiek użyłeś czarnej magii przeciw drugiemu człowiekowi?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]17.03.19 17:44
Wzrok zawiesił się na chwilę na Fredericu, gdy ten wszedł od pomieszczenia. Nie skomentowała jednak w żaden sposób jego obecności. Zamiast tego spojrzała na Brendana. Jego zdanie zdawało się mocno tożsame z jej samej, nie znała Percivala, był dla niej obcą jednostką której nie spotkała nigdy wcześniej, ale wiedziała doskonale do czego byli w stanie posunąć się Rycerze Walpurgii. Następnie zawiesiło się na Benie. Na razie, nikt nie miał takiego zamiaru, jednak mimo wszystko, trzymała w dłoni swoją osikową nie chcąc się z nią rozstawać ani wciskać w tylną kieszeń. I on miał rację, pamiętała dokładnie jak zjawił się w jej i Margie mieszkaniu. Wypowiedziała swoje zdanie i czekała na zdanie reszty. Mieli je podejmować wspólnie i kroczyć w jednym kierunku. W końcu głos zabrał ich gość i to na nim zawiesiła błękitne spojrzenie. Uważnie lustrowała go wzrokiem gdy mówił nie przerywając wypowiedzi. Obserwowała jak oddaje różdżkę i sięga po Veritaserum. Jak ręka drży odrobinę, ale potem wlewa je do gardła. To przyniosło jej odrobinę ulgi, ale nie odsunęło całkowicie wątpliwości.
W końcu zaczęły napływać pytania. Przytulne sofy i kawa, która odłożyła na stolik nie mogły ukryć tego, co potwierdzały słowa aurorów. To było przesłuchanie i  nikt nie powinien sądzić, że jest inaczej. Słowa Fredrica również niosły w sobie ponurą prawdę. Ale - choć brzmiało to okrutnie - to było ich ostatnie zmartwienie w tej chwili. I jego pytanie znaczyło się logicznością, ale nadal brakowało jej dwóch które sądziła, że powinny paść. To które padło z ust Alexandra sprawiło, że zmarszczyła lekko brwi. Przestąpiła z nogi na nogę odrobinę nerwowo.
- Kim jest Voldemort? W sensie, czy znasz jego prawdziwą tożsamość skrytą pod zmyślną nazwą. - zadała pierwsze z powracając spojrzeniem do Percivala. Hierarchia, struktura, działalność, to wszystko było niemniej ważne. Ale powinni też wiedzieć kto stoi na czele. Zawsze istniała szansa, że odcinając głowę, wniosą dezorganizacją, chyba że na jej miejsce wyrosną trzy kolejne. - Jak zdobył Czarną Różdżkę? - zapytała dalej, przypominając sobie o tym, co mówił Anthony, gdy spotkała go po Szczycie. Miała kolejne pytania, ale te postanowiła zostawić na dalszą część rozmowy, możliwe, że na niektóre otrzyma informacje, gdy mężczyzna zacznie mówić.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]17.03.19 21:12
| veritaserum tura 1/10, jeżeli coś źle opisałam, to niech mnie ktoś poprawi Sad

Nie wiedział, czego właściwie powinien się spodziewać po przełknięciu pozbawionej smaku i zapachu mikstury. Nie znał się na alchemii – nie miał też nigdy wcześniej do czynienia z veritaserum, a chociaż jego ogólne działanie znał z krótkich opisów, to żaden z nich nie określał dokładnie, jakie zmiany zajdą w ogarniętym przez eliksir umyśle; jego wyobrażenia, mgliste i nietrafne, opierały się w dużej mierze na wcześniejszych doświadczeniach z legilimencją, sprawiając, że mimowolnie czekał na pojawienie się w jego myślach dodatkowej obecności, pętającej jego wolę i wciskającej w usta słowa, których nie chciał wypowiedzieć. Nic takiego się jednak nie stało, i w pierwszej chwili podejrzewał nawet, że serum prawdy w ogóle nie zadziałało – dopóki wijące się w jego umyśle ścieżki nie postanowiły się nagle wyprostować, czyniąc z plątaniny niekończących się korytarzy przestrzeń jasną, wypełnioną prostymi i pozbawionymi zakrętów drogami, bezsprzecznie prowadzącymi go od punktu A do punktu B, a od zasłyszanego pytania – prosto do konkretnej odpowiedzi. Wrażenie było niezwykłe, nieporównywalne z niczym innym – i przez moment żałował nawet, że nie miał czasu na dokładniejsze przyjrzenie się własnemu stanowi. Zaraz jednak ponownie odezwał się Samuel, skutecznie i błyskawicznie wyrywając go z chwilowego zaskoczenia.
Podniósł spojrzenie, zatrzymując je na długowłosym czarodzieju; pytanie należało do tych, które można było interpretować na tysiące sposobów, również metaforycznych, i w innych okolicznościach zapewne zastanowiłby się nad intencjami jego autora, ale zanim zdążył to zrobić, krążący w jego żyłach eliksir spłaszczył je do formy dosłownej, kierując go ku dokładnie takiej samej odpowiedzi. Kim jesteś?Nazywam się Percival Blake, jestem synem Corneliusa i Lucienne Nottów – powiedział, używając spokojnego, pozbawionego emocji tonu, choć veritaserum wcale go ich nie pozbawiło; wciąż tam były, tuż pod pokrytą bliznami skórą. – Jestem też smokologiem, dowódcą grupy smoczych łowców, pracownikiem rezerwatu w Peak District. – Sprowadzenie jego jestestwa do suchej notki biograficznej nawet dla niego samego zabrzmiało dziwnie, nie miał jednak za bardzo wyboru – i jego brak, paradoksalnie, witał z czymś w rodzaju ulgi. Nadal obawiał się pytań, wciąż niechętnie udzielał odpowiedzi, ale przynajmniej nie musiał się nad nimi zastanawiać, szukając wśród chaotycznych myśli tych właściwych. Chaos zniknął – a wraz z nim zniknęły dręczące go dylematy. – Mój brat, Julius, był jednym z Rycerzy Walpurgii. Opowiadał mi o nich jeszcze w Hogwarcie, wtedy jednak niespecjalnie mnie interesowali. Nie szukałem z nimi kontaktu również później, dopóki w bezpośrednim zagrożeniu nie znaleźli się ludzie, za których byłem odpowiedzialny. W grudniu zeszłego roku człowiek Grindelwalda zamordował na terenie posiadłości należącej do mojej rodziny kilku członków arystokracji, w tym moje kuzynostwo. Sam Julius zniknął bez śladu kilka tygodni wcześniej, pozostawił mi jednak adres i datę spotkania. Szukałem odpowiedzi, znalazłem Voldemorta i Rycerzy Walpurgii – i wierząc, że byli jedynymi, którzy mieli szansę, by powstrzymać Grindelwalda raz na zawsze, zdecydowałem się do nich dołączyć. Wierzyłem, że tylko dzięki potędze, którą obiecywał Czarny Pan, będę w stanie ochronić moich bliskich, a na niczym nie zależało mi bardziej. – Przerwał, dając sobie sekundę na zaczerpnięcie oddechu; serum prawdy nie pozwalało mu na dywagacje, nie zbaczał więc na boczne ścieżki – jeżeli Samuel miał dodatkowe pytania, wciąż miał okazję je zadać.
Obawiał się, że Frederick zabierze głos jako następny, i nie pomylił się – przeniósł na niego spojrzenie, z trudem zmuszając się, by spojrzeć mu w oczy; nie miał jednak zamiaru uciekać wzrokiem po kątach. Pytania były dwa, logicznym wydało mu się jednak odpowiedzieć na nie w odwrotnej kolejności – a gdy żaden głos w jego umyśle nie zaprotestował, odezwał się ponownie. – Najwyżej w hierarchii znajdują się Śmierciożercy, jego najwierniejsi słudzy, ci, którzy przeszli próbę i otrzymali Mroczny Znak. To im przekazuje swoje rozkazy, by dopilnowali ich wykonania. – Nie wiedział dlaczego, ale samo wypowiadanie tych słów wywołało u niego pewną nerwowość; pamiętał spojrzenie najwyższego z nich, rzucone w jego stronę w trakcie Stonehenge, zawierające w sobie niemą obietnicę, która – był tego pewien – prędzej czy później miała zostać spełniona. – Jednostka badawcza zrzesza naukowców, alchemików i uzdrowicieli, którzy prowadzą badania i warzą eliksiry dla całej organizacji. Reszta to Rycerze, którzy wykonują zadania w zależności od posiadanych umiejętności. Byłem jednym z nich – nie stałem najwyżej w ogólnej hierarchii, ale nie byłem też już jednym ze świeżych rekrutów. Część z nich ufała mi wystarczająco, by przekazać mi dowodzenie w trakcie misji, większość – na tyle, że nie zareagowali specjalnie gwałtownie, kiedy we wrześniu nie zjawiłem się na spotkaniu. – Zastanawiał się, co by się stało, gdyby było inaczej – gdyby Rycerze Walpurgii przejrzeli go przed Stonehenge, zanim zdążył schronić się w obłożonym zaklęciami domu na końcu świata?
Pytanie zadane przez Alexandra wywołało u niego widoczne zaskoczenie; uniósł wyżej brwi, miał ochotę zapytać, dokąd były Selwyn zmierzał – ale nie miał okazji, niewidzialne działanie veritaserum wepchnęło go w wąskie, proste jak linijka szyny, pozwalające jego słowom podążyć tylko jedną drogą. – Czarnej magii – nie – odpowiedział krótko, nie do końca pewien, czy niebezpośrednie doprecyzowanie stanowiło wytwór jego własnej woli, czy to eliksir zmuszał go do alchemicznie precyzyjnych odpowiedzi. Słowa były prawdziwe, bo nie mogły być inne – w żadnym wypadku nie oczyszczały go jednak z zarzutów, ani nie zmywały z jego rąk krwi czarodziejów i mugoli, za których krzywdy był odpowiedzialny; istniały inne zaklęcia i inne sposoby, żeby szkodzić; takie, którymi posługiwał się znacznie sprawniej, niż najczarniejszą z dziedzin magii. – Studiowałem ją pod okiem Juliusa, później – z pozostawionych przez niego ksiąg, uczyłem się też okiełznywać za jej pomocą ogniska anomalii. Z powodzeniem – dodał, ani przez moment nie planował udawać świętego; gdyby nim był, nie znalazłby się nigdy w tej pozycji.
Jako następna odezwała się kobieta, i po raz kolejny uniósł wyżej brwi, słysząc padające z jej ust pytanie; był pewien, że ujawnienie się Voldemorta w Salisbury obiegło już całą Wielką Brytanię, a już z całą pewnością dotarło do Zakonu Feniksa, ale znów – veritaserum nie pozostawiało mu miejsca na podważanie tego, co słyszał. – Nazywa się Tom Riddle – odpowiedział; imię i nazwisko, od miesięcy nieużywane, zabrzmiało w jego ustach jakby niewłaściwie. – Według listu, który pokazał nam na jednym ze spotkań, i pierścienia, który nosi na palcu, jest jednak ostatnim z potomków Gauntów – doprecyzował; podejrzewał, że stare nazwisko nie było obce dla wychowanych wśród arystokracji Fredericka i Alexandra, co do reszty – nie był pewien. – Nie wiem, w jaki sposób ją zdobył – kontynuował, odpowiadając na drugie pytanie czarownicy. – Wiem jedynie, że jeszcze w lipcu jej poszukiwał, a do jego głównych tropów należeli Gregorowicz i Grindelwald. Ten drugi, według podejrzeń, miał znajdować się na Islandii – powiedział, przypominając sobie słowa Morgotha i Tristana, wypowiedziane jeszcze w Fantasmagorii; nie wiedział jednak, jak zakończyły się planowane misje, po tych słowach więc zamilkł, wykorzystując chwilową przerwę w lawinie pytań na zaczerpnięcie oddechu. Zaschło mu w gardle, nie sięgnął jednak po herbatę, pozwalając sobie jedynie na pochylenie się do przodu i oparcie zgiętych w łokciach rąk na kolanach. To miał być naprawdę długi wieczór.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]17.03.19 23:54
Fakt, że Percival przyszedł tu z własnej i nieprzymuszonej woli może świadczył na jego korzyść, a może wręcz przeciwnie. Czy Perseusa ktokolwiek zmuszał, by zjawił się u progu starej chaty? Nie, kierowała nim w tamtym okresie jego własna, nieprzymuszona i szczera wola przedarcia się w szeregi Zakonu Feniksa. Podjął spojrzenie Benjamina, w ciszy wsłuchując się w jego słowa - nie zgadzając się jednak z nimi w pełni. Nawet, jeśli zamierzał podejść do swojej przeszłości ze skruchą - nie mógł sprawdzić, by przeszłość ta przestała istnieć. Czy byłoby to możliwe - wystarczyło zadać to pytanie nad grobem każdej ofiary rycerzy walpurgii. Zły, dobry, neutralny, jakie to psia mać miało znaczenie, kiedy mówili o człowieku, który z własnej woli wspierał morderców. Nawet gdyby robił to przez pieprzone robienie im obiadów - był winny. Zrobił coś bardzo złego. I musiał do tego przekonywać gwardię, która zobowiązała się oddać życie za ochronę czarodziejskiego świata.
- Mylę się, Benjaminie? - upewnił się, wciąż mówiąc tak, jakby Percivala między nimi nie było. - Człowiek ten nie stał w szeregach wroga? Nie walczył za ich Czarnego Pana? Zbrodnią wojenną jest wsparcie wroga, a to właśnie czynił - skruszony czy nie, zbrodniarzem być nie przestanie. - Porównanie do Benjamina nie było trafione. Wright być może zbłądził, ale nigdy nie popełnił zbrodni tak wielkiej. Jeśli nie mieli szacunku do ludzi, którzy tamtego dnia zginęli w Ministerstwie Magii, powinni mieć go przynajmniej do Garretta, za śmierć którego też odpowiadają oni. Wszyscy byli mu to winni. Przeniósł spojrzenie na twarz dawnego Notta, nie dowierzając, skąd ta wszechobecna litość dla niego: naprawdę, zamierzali w ten sposób traktować każdego pojmanego przeciwnika? Być może Ministerstwo Magii było jednak lepszym sprzymierzeńcem do walki o lepsze jutro. Słów samego Percivala wysłuchał zatem w milczeniu, między kolejnymi słowy szukając niedopowiedzianej dwuznaczności i bacznie obserwując mimikę jego twarzy. Nie zajął dłużej myśli chwilą, czy Percival zamierzał pozwolić mu się gdziekolwiek doprowadzić czy też nie, żadnego z pojmanych podczas swojej służby czarnoksiężników o zdanie nigdy nie pytał.
- Kwestia czasu - odparł na twierdzenie o Azkabanie. Więzienie o zaostrzonym rygorze rozpoczął budować Longbottom, nic nie było mu wiadome o zatrzymaniu tych prac. Dementorzy służyli nowemu panu, który w posiadaniu miał także ministra magii, dodać dwa do dwóch wcale nie było tak trudno. - Chcesz się przekonać? - dodał, być może zbyt prowokacyjnie, jednak nie podobała mu się pozycja, na której postawiono Percivala. Pozycja równego im - pozycja, w której miał wrażenie większość gwardii zamierzała go utwierdzić. Nie tylko nie potrafił tego zrozumieć, nie zamierzał tego zaakceptować.
Jego zapewnienie było satysfakcjonujące, nie wypierając się swoich win - czynił słusznie, jednak to za mało, żeby mu zaufać. Obserwował, jak oddawał różdżkę - i jak z wolna przechylał buteleczkę wypełnioną serum prawdy. Samo wypicie veritaserum dawało pewien gwarant szczerości. Być może.
Przeniósł spojrzenie na Samuela, który w głos ustawił go do pionu - zgadzając się w pełni z każdym wypowiedzianym przez niego słowem, przemilczał tę kwestię. Przemilczał także wtrącenie Foxa, który w oczywisty sposób wyrażało wcześniejsze słowa Brendana: zamknięcie w więzieniu Percivala byłoby oddaniem go jego dawnym sojusznikom. Czy byłoby czego żałować, czy nie - tego jeszcze nie wiedział. Wiedział za to, że zdradę najczęściej popełniają tchórze.
Jego opowieści słuchał w milczeniu. W skupieniu, zastanawiając się nad każdą informacją, która padła z jego ust. Nie komentował ich, nie to było elementem przesłuchania, a to nie była pogawędka nad herbatką - tylko przesłuchanie wroga. Smokolog, arystokrata, człowiek wykształcony, wiedziony żądzą zemsty i idący śladami martwego brata, miało to spójny sens. Był szeregowym członkiem, ale nie do końca, skoro dowodził jedną z misji. Nie atakował czarną magią. Słuchał opowieści, decydując się odezwać dopiero wówczas, gdy Percival odpowiedział na pytania wszystkich innych gwardzistów. Były sensowne, ale każde z nich krążyło dookoła istoty rzeczy, wcale nie dając im odpowiedzi na pytanie o to, kim był Percival Nott.
- Jakie zbrodnie popełniłeś w imię Lorda Voldemorta? W popełnieniu jakich pomogłeś? Czy skrzywdziłeś kogoś z jego rozkazu? - zapytał, zwracając się bezpośrednio do niego - ogniskując źrenice na jego spojrzeniu. Powiedział wyraźnie: czarnej magii nie. Używał zatem innej. Potrafił sformułować pytanie precyzyjnie, to była część jego pracy. - Jakim zbrodniom przyglądałeś się bezczynnie? Ile zbrodni obserwowałeś, nie kiwnąwszy nawet palcem, aby je ukrócić?


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]18.03.19 1:23
nadrabiam spóźnioną kolejkę

Trudno było mi spoglądać na tę sytuację obiektywnie. Starałem się unikać tego, by dawna przyjaźń rzucała się cieniem na moich słowach czy reakcjach. Nikt poza Benjaminem nie zdawał sobie chyba z resztą sprawy z tego, że w lepszych czasach Percival był bliską mi osobą. Być może nie powinienem brać udziału w tym przesłuchaniu - ale chciałem. Udowodnić samemu sobie - i wszystkim pozostałym - że byłem godzien zadania, które zostało mi powierzone, godzien tytułu Gwardzisty, pomimo naturalnych przeszkód, jakie stanowiły emocje. Posiadałem ich cały wahlarz i nie potrafiłem go porzucić. Chciałem jedyne go kontrolować. W sposób, który nie czynił mnie obcym człowiekiem przed samym sobą, a jednocześnie pozwalał twardo stąpać po ziemi.
- Zanim zadam kolejne pytania, chcę, abyście wiedzieli, że Percival był moim bliskim przyjacielem. - Odezwałem się - szorstko, bez zawahania w głosie, gdzieś między kolejnymi pytaniami. Spojrzałem na każdego z osobna, świadomy tego, że nie wszystkim mógł przypaść do gustu mój pryzmat. Zatajanie tego faktu przed Gwardzistami wydało mi się mocno nie na miejscu, powinienem był powiedzieć o tym na samym początku, ale być może ze względu na wtargnięcie w ostatniej chwili, moje własne roztargnienie, a także obecność Bena, przyjąłem tę informację za jawną. Byłem świadomy tego, że Wright znalazł się w trudnej sytuacji i zamierzał bronić Notta na każdym możliwym polu - zapewne wiedział też więcej niż my, jego reakcje nie wydawały mi się zaskakujące. Moje horyzonty poszerzała jednak wiedza, której nie posiadał żaden inny Gwardzista - chyba? Więź, która łączyła Percivala i Bena nie powinna była jednak uwzględniać ulowego traktowania. Niemniej, pozostali zdawali się wiedzieć o tym, że byli dla siebie bliscy. Nawet jeśli trwali w nieświadomości, iż bliskość ta znacznie wykraczała poza granice przyjaźni.
- Nie chciałbym zadowalać się rolą słuchacza. Stoję po stronie Zakonu Feniksa. Ale jeśli uznacie, że nie powinienem się odzywać - zrozumiem. I zamilknę. - Dodałem, przekazując decyzję w ręce pozostałych. Ufałem sobie, ufałem, że byłem w stanie podołać temu zadaniu. Rozegrać je sprawiedliwie, bez względu na dawne czasy. Złożyłem przysięgę i zamierzałem ją wypełnić.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]19.03.19 1:07
Wyciszenie emocji i przestawienie się na tryb pracowniczy - przychodziło mu całkiem łatowe. czy było to już nabyte doświadczenie, czy pomagała umiejętność oklumencji, czy tez ciążąca powinność - nie zastanawiał się. Spoglądał na sytuację w roli gwardzisty, który musiał mieć pewność, że mężczyzna, który pojawił się dziś na spotkaniu, rzeczywiście nie stanie się drugim zdrajcą. Przesłanki, które zdobył sam, i które podsuwali niektórzy z zebranych pozwalały na zarysowanie wstępnego obrazu. Ale oczekiwał potwierdzenia, prawdy, której nikt nie wykręcił i nie przecisnął przez pryzmat własnego zaufania. Mieli do dyspozycji szereg narzędzi do wykorzystania, ale to to serum prawdy stanowiło najbardziej zasadniczy argument. I to ono zostało ostatecznie użyte.
Jego własne pytanie tylko zapoczątkowało szereg zdań, wysuniętych przez kolejnych gwardzistów. Pytania ważne, rysujące coraz wyraźniej sytuację nie tylko smokologa, ale rzeczywistości w jakiej się znajdowali. I rys ten - coraz bardziej klarował informacje, które do tej pory zdążyli otrzymać, czy zdobyć w inny sposób. Rycerze przedstawiali się rzeczywiście na organizację podobna im, ale - pod wodzą Voldemorta, przerażającego czarnoksiężnika o tak potężnej mocy - stonowali coś o wiele gorszego. Śmierciożercy. Nawet sam wyraz nawiązywał do śmierci. Co w takim razie im przyświecało? Nienawiść do mugoli to jedno, ale szaleństwo, jakie się za nimi kryło, wykraczało daleko poza podobne pobudki. Czego właściwie chcieli? Zakon powstałe  opozycji do szaleństwa Grindewalda, mieli ochronić tych, których Ten chciał wykluczyć ze społeczeństwa i ogłosić światu obecność magii. W gruncie rzeczy, bardzo ironicznie i absurdalnie - udało mu się to. Mugole nie tylko dowiedzieli się o magii, ale w niekontrolowany sposób - władali nią.
Nie musiał zastanawiać się, by zrozumieć prowokację Brendana. Zbyt często spotykali się z kpiną padalców, którzy wykręcali się od zbrodni. Azkaban stanowił jedyną szanse, ze najwięksi zbrodniarze zostaną ukarani. Teraz, gdy stracili panowanie nad dementorami, próbowała się przez nich przetoczyć wielka fala, czarnoksięskiej bezkarności. I to bolało, raziło w aurorska dumę. Działania podjęte przez Longbotomma dawały nadzieję, że jest jeszcze coś, co zdoła zatrzymać rządy terroru - To nie jest gra w argumenty - chciał uciąć dalszą dyskusje, która mogła prowokować do niepotrzebnych działań. Nie opuścił spojrzenia z oczu smokologa. Przyszli po odpowiedzi, prawdę, którą - zgodnie z tym co mówił Wright, Percival mógł im udzielić. Już teraz, to co usłyszał, zdążyło zapełnić do tej pory puste luki w posiadanej o rycerzach wiedzy. Co dalej?
Spojrzał na Fredericka, gdy ten się odezwał - Zjawiłeś się tu nie bez powodu - patrzył wprost na gwardzistę - cel mamy ten sam, kontynuuj - nie widział powodu, dla którego Fox miał milczeć. Dopóki potrafił odłożyć na bok dzieloną z przesłuchiwanym relację. Był w końcu gwardzistą.
Zamilkł, niemo kiwając głową, gdy Weasley zadał pytanie. Ważne, zbyt ważne, by można było je ominąć. I takie, które sam chciał dziś zadać. Ile win nosił na swoich barkach? Ile ich widział? Ile z nich powinno znaleźć się w rękach aurorów? Niewidzialny impuls przemknął przez całe ciało Skamandera, ostatecznie lokując się w oczach zimniejszą iskrą. Stracili zbyt wielu zakonników, sam stracił bliskich, nad których grobami przyszło mu tyle razy stać - Misja, o której mówisz - na czym polegała i jak się zakończyła? - sięgnął do jednej z wypowiedzi, lokując spojrzenie na twarzy rozmówcy, by zaraz potem przenieść je na znajdującego się obok gwardzistę. Przemknął tak po znajdujących się pomieszczeniu sylwetkach - Czym jest Mroczny Znak? - odezwał się powtórnie, przypominając sobie jedno z padających wcześniej fraz. Jedyne co mu się kojarzyło, to podniebny, złowieszczy znak, który wisiał nie tylko nad Ministerstwem, ale w wielu miejscach, które - jak głosiły wieści - w jakiś sposób były pod władaniem rycerzy. Ten sam widniał nad domem Potterów. Pamiętał zbyt dobrze. Był na miejscu patrząc, jak pożoga pożera jego przyjaciół.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Alexa - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]19.03.19 11:52
| veritaserum 2/10

Spodziewał się tego pytania, wiedział, że padnie prędzej czy później - ale nie oznaczało to wcale, że był na nie przygotowany. Czym innym było zwyczajne przyznanie, że nie był człowiekiem bez winy, rzeczą zupełnie odmienną - wymienienie każdej z nich z osobna, zebranie występków w całość i wyciągnięcie ich na światło dzienne; a wszystko to w pokoju pełnym ludzi, którzy zdecydowali się poświęcić swoje życie na walkę z takimi jak on. Ze zbrodniarzami - bo zwracający się do Bena auror miał rację; nawet jeżeli Percival żałował swoich decyzji, to nic nie było w stanie zmienić faktu, że kiedyś je podjął - samodzielnie, mając pełną świadomość tego, co robi.
Wyprostował się odruchowo, instynktownie, zupełnie jakby surowe, świdrujące go spojrzenie zmusiło go do porzucenia swobodnej, pochylonej pozycji. Nie odpowiedział jednak od razu, po raz pierwszy od zażycia veritaserum podejmując skazaną na porażkę próbę walki z samym sobą - czy może z krążącą w jego żyłach trucizną; bezskutecznie - słowa zdawały się same napływać mu do ust, tłocząc się w gardle i przełyku; grożąc przyduszeniem, jeżeli nie zdecydowałby się ich uwolnić. Odetchnął krótko, bezgłośnie, po czym zaczął mówić, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego z przesłuchującym go czarodziejem - nie tylko dlatego, że nie miał śmiałości tego zrobić, ale głównie ze strachu przed dostrzeżeniem kątem oka emocji malujących się na twarzy Bena. I Foxa, czas przeszły przemieszany z jasnym obraniem stron wbił się w niego jak ostrze noża, mimo że nie spodziewał się przecież niczego innego.
Pytań było kilka, jednak - zadane jedno po drugim - zbiły się w jego umyśle w spójną całość; odpowiadał więc nie po kolei, a na wszystkie na raz, zachowując własną chronologię zdarzeń, czując się odrobinę jak przy oglądaniu przyspieszonych magicznie fotografii, utrwalonych na uszkodzonej kliszy. - Na swoim pierwszym zebraniu Rycerzy Walpurgii przyglądałem się bezczynnie, gdy Lord Voldemort zamordował człowieka przy użyciu zaklęcia niewybaczalnego. Nie zareagowałem, gdy czarnomagicznymi klątwami torturował Samaela Avery'ego. - Pamiętał to dokładnie, obraz zawieszonego nad stołem krwawiącego ciała nigdy nie opuścił jego pamięci; podobnie jak wspomnienie zwłok, osuwających się na ziemię w blasku zielonego światła. - W czerwcu razem z grupą Rycerzy zaatakowaliśmy mugola, który stanął nam na drodze w wykonaniu powierzonej przez Czarnego Pana misji. Wykonując rozkaz, zostawiłem pod gruzami zawalonego domu dwoje z nas, nawet nie próbując ich uratować. - Dzisiaj wiedział już, że Yvette jakiś cudem przeżyła katastrofę; Cassius - nie. - Niedługo później sam schwytałem posiadającego potrzebne nam informacje czarodzieja, zmusiłem do współpracy i zostawiłem unieruchomionego przed grożącym wybuchem budynkiem, zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej przypłaci to życiem. - Głos mu zadrżał; zawahał się na sekundę, przytłoczony falą niekontrolowanych emocji, których nadejścia się nie spodziewał; żałował, że serum prawdy nie zadziałało i na nie, nie chciał, by ponownie zawładnęła nim ta sama pogarda do samego siebie, którą pamiętał z Łąki Pamięci - to nie było miejsce ani czas na okazywanie słabości. - Na polecenie Voldemorta wykorzystałem moc jednej z anomalii żeby zaburzyć działanie sieci Fiuu i zatrzymać pościg za Rycerzami wykonującymi misję w Azkabanie. - Tuż po tym, jak rzucili szatańską pożogę na Ministerstwo Magii. - W sierpniu ja i Sigrun Rookwood zaatakowaliśmy dwójkę czarodziejów, próbujących naprawić anomalię w lesie na przedmieściach Londynu. Kilka dni później razem z Apollinare Sauveterre walczyliśmy z czarodziejem i czarownicą przy ognisku anomalii w zaułku na Pokątnej. Nie znam tożsamości nikogo z nich, nie wiem też, co się z nimi stało - po wszystkim wciągnęła ich niestabilna energia. - W gardle miał zupełnie sucho; wydawało mu się, że lista nie miała końca, że nigdy nie przestanie mówić - że nie wyjdzie już z tego pokoju na poddaszu, nagle dziwnie klaustrofobicznego. - Na zebraniach organizacji słuchałem o planach ataku na wrogów Czarnego Pana, na członków Zakonu Feniksa - wraz z Samaelem Averym otrzymaliśmy też rozkaz odnalezienia Herewarda Bartiusa, spotkanie nie doszło jednak do skutku. Nie zrobiłem nic, żeby powstrzymać inne - dodał, milknąc wreszcie, i mając wrażenie, że otoczyła go dusząca, wciskająca się do uszu cisza. Wiedział, że krótkotrwała - ale zanim ktokolwiek inny zdążyłby zadać mu pytanie, odezwał się ponownie, tym razem wypowiadając słowa niewymuszone przez veritaserum - choć w oczywisty sposób przez nie przefiltrowane. - Co próbujesz udowodnić tymi pytaniami? - zapytał, unosząc wyżej głowę, ale nadal wpatrując się w oczy rudowłosego aurora. W jego głosie nie było wyzwania ani prowokacji, ale na krańcach sylab czaiło się zdenerwowanie. - Powiedziałem ci już, że wiem, co zrobiłem; że zasługuję na zesłanie do Azkabanu - nie próbuję wypierać się winy. Nie mylisz się - wiedział, że poprzednie słowa nie były skierowane do niego, ale i tak postanowił się do nich odnieść - stałem w szeregach wroga, i walczyłem w imię Czarnego Pana, a decyzje, które podjąłem, podjąłem ze świadomością, że są złe - choć przez pewien czas sądziłem, że konieczne. Wiem, że jestem odpowiedzialny za krzywdę każdej ofiary Craiga Burke, bo użyłem własnych wpływów, żeby poświadczyć o jego niewinności i doprowadzić do oczyszczenia go z zarzutów. Wiem, że odpowiadam za śmierć każdego, kto nie zdołał ewakuować się z płonącego ministerstwa przez sieć Fiuu. Wiem, że mam na rękach więcej krwi, niż jestem w stanie wyliczyć, i gdybym mógł cofnąć to, co zrobiłem, zrobiłbym to bez względu na cenę - ale nie mogę. - Przeszłość była zapisana w kamieniu; jedynym, na co wciąż miał wpływ - być może, bo nie wiedział, jak skończy się dzisiejsze przesłuchanie - była przyszłość. Jak, po wszystkim, co właśnie powiedział, miał przekonać Zakon Feniksa, by dał mu szansę na jej zmianę?
Opuścił na moment spojrzenie na własne dłonie; może tak naprawdę przyszedł tu z niewłaściwych pobudek - lub wyobrażając sobie, że jest w stanie coś zyskać, z niczego nie rezygnując? Rozumiał przecież stanowisko, z którego wypowiadał się stojący pod ścianą mężczyzna - fakt, że tak uparcie bronił swoich przekonań był przecież zresztą tym, co z miejsca zagwarantowało mu w oczach Percivala szacunek. Podejrzewał, że sam na jego miejscu zachowywałby się podobnie - i może zrozumienie i zaakceptowanie tego było kluczem. Uniósł spojrzenie, znów odnajdując wzrokiem sylwetkę Zakonnika. - Jesteś aurorem. Masz przed sobą zbrodniarza wojennego - powiedział powoli, dosadnie, powtarzając jego wcześniejsze słowa. Wtedy na nie nie odpowiedział, nie oznaczało to jednak, że nie słuchał - ani że nie słyszał. - Potrafię zrozumieć, że szacunek do zawodu, który wykonujesz, nie pozwala ci na puszczenie złoczyńcy bezkarnie - ale co, jeżeli wcale nie musiałbyś tego robić? - Zamilkł, pozwalając, by pytanie zawisło w powietrzu, choć nie oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi - milcząco prosił jedynie o udzielenie głosu, kilka minut bez pytań, które każdorazowo zmuszały go do przerwania aktualnego ciągu myśli na rzecz rzucenia się w nurt kolejnego; jak teraz, gdy jego uwaga zwróciła się w stronę Samuela.
Odwrócił się ku długowłosemu czarodziejowi. - Tak, jak mówiłem - odezwał się, kwestię misji poruszył pobieżnie już wcześniej - naszymi rozkazami było wykorzystanie mocy anomalii do zaburzenia działania sieci Fiuu. Anomalia znajdowała się w podziemiach zamkniętej manufaktury kominków w Albury, jej właścicielem był szalony wynalazca, który zamienił cały teren w labirynt pułapek. Na początku było nas sześcioro, jednak ze względu na przeszkody, które napotkaliśmy po drodze, do anomalii ostatecznie dotarłem sam - i dlatego nie udało mi się okiełznać jej w pełni, sieć Fiuu działała nieprawidłowo, ale działała. Po wszystkim wybuch wyrzucił mnie w Kornwalii, ledwie żywego. - Nie wspominał o Cassandrze, pytanie jej nie obejmowało - choć podejrzewał, że konieczność wymienienia nazwisk była jedynie kwestią czasu. - Mroczny Znak to symbol, którym posługuje się Voldemort. Wypalony na przedramionach Śmierciożerców, jest znakiem ich pozycji - tylko oni znają też zaklęcie, które wyczarowuje go na niebie. Nie jestem w stanie powiedzieć na ten temat więcej. - Jeżeli czarne tatuaże służyły jeszcze jakiemuś celowi oprócz budzenia szacunku - nie mógł o tym wiedzieć.
Zamilkł, czekając - na udzielenie głosu lub dalszą lawinę pytań; nie był do końca pewien, co właściwie wolał.

| tak, jak ustalałyśmy, nowa kolejka będzie teraz zaczynać się od Percy'ego, ten post zaczyna czwartą - standardowo umawiamy się na 36 godzin <3[bylobrzydkobedzieladnie]




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget



Ostatnio zmieniony przez Percival Blake dnia 19.03.19 15:44, w całości zmieniany 1 raz
Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]19.03.19 14:30
| Coś się tu zdecydowanie odmerliniło

Potrzebowałem odnaleźć się w tej całej sytuacji -zacząłem oddychać powoli, skupiając się na tym, co siedziało we mnie. Odrzuciłem wszystkie dobijające się do mojego umysłu sprawy i troski, wracałem do stanu zapomnienia w której byłem tylko ja i moja intuicja, poczucie co robić należało. Z kolejnym wydechem zostawiłem za sobą myśli o niej, w końcu czując idealną pustkę, krainę do której udałem się przymusowo w połowie czerwca, a po powrocie z której wiele rzeczy wymagało wyjaśnienia. Gubiłem się w braku wiedzy i nadmiarze emocji, które mnie ogarniały - dlatego potrzebowałem je od siebie odsunąć. Część z nich udało mi się zrozumieć wcześniej, część później, jeszcze inne zaś wciąż próbowałem rozpracować. Nadal gryzło się we mnie poczucie obowiązku i mój charakter: pierwsze nakazywało mi zachowywać całkowitą ostrożność względem Percivala, drugie zaś nakazywało mi spojrzeć na niego jako na jedną z osób, które też powinniśmy chronić. Coś burzyło się we mnie na myśl, że mielibyśmy go wykorzystać i skazać na śmierć, oddając w ręce obecnej władzy. Fox miał pod tym względem rację i chociaż nie potrafiłem nazwać Percivala niewinnym - tak samo, jak nie byłem jeszcze w stanie jednoznacznie stwierdzić, że jest winny - nie potrafiłem zgodzić się z Brendanem w kwestii jego bezdyskusyjnego wpakowania do Tower. Na dobrą sprawę Weasley powinien zabrać także i mnie, stosowanie legilimencji było nielegalne, a ja dopuściłem się tego bynajmniej nie jeden raz, bez zgody mojej ofiary na ingerencję w jej umysł. Nie potrafiłem zgodzić się z tym, że coś mogło być czarne albo białe, nie uważałem jednak, aby postawa Brendana była błędna. Każde z nas było inne, każdy Gwardzista wnosił coś od siebie w tę strukturę, umacniał ją najlepiej jak umiał, dając z siebie to, co najlepsze. A ja głęboko wierzyłem, że pomimo jawnej stronniczości - w końcu nie bez powodu byłem Gwardzistą, istniała tylko jedna słuszna ścieżka w tej wojnie i bez cienia zwątpienia mogłem potwierdzić, że właśnie nią kroczę - byłem w stanie zachować neutralność w osądzie aż do końca zbierania dowodów na drodze tego przesłuchania. Nie zamierzałem sterczeć nad Nottem i patrzeć się na niego jak na kawał mięsa. Oddychałem powoli, wciąż niespiesznie obracając w palcach nienależącą do mnie różdżkę pozbywałem się resztek napięcia z twarzy, wracałem do całkowicie wypranej z emocji maski opanowania, którą przywdziewałem już nie raz. Percival był dla mnie niczym pacjent - obiekt złożonych badań, których wynik nie był z góry przesądzony. Nie byłem jednak w stanie zaryzykować dla niego dobra sprawy, Zakonu, wszystkich Zakonników. Jeden odważny czyn i szczera rozmowa sprzed niespełna dwóch tygodni mogły starczyć, żeby kupić szacunek Alexandra-uzdrowiciela, poczciwego choć smutnego i nieco zagubionego chłopaczka biegającego w limonkowym kitlu po korytarzach szpitala świętego Munga. Lecz było to o wiele, zdecydowanie o wiele za mało, żeby zdobyć kredyt zaufania u Alexandra-gwardzisty, który w dobrej wierze i całkowicie podług swoich niezachwianych przekonań ryzykował życiem, żeby pewnego dnia świat stał się lepszy; który łamał prawo, trafiał do więzienia, za nic miał więzi krwi i swoje własne bezpieczeństwo, nadstawiał karku i szyi dla tych, w których widział nową nadzieję dla czarodziejskiego świata. Chciałem zobaczyć ją też w siedzącym obok mnie zdrajcy krwi - jednak to, czego chciałem nie mogło przysłaniać mi tego, co robić należało.
A należało dowiedzieć się wszystkiego o siedzącym obok człowieku i organizacji, do której należał. Ani przez chwilę nie zgubiłem tu swojej drogi, przytulne wnętrze pokoju i herbata stojąca na stole nie były przejawem słabości czy braku wiedzy o tym, co powinienem robić. Robiłem to jednak na swój sposób, łącząc mnogość ról i powinności, działając według własnego rozsądku. Nie interesowało mnie co o tym myśleli - jeżeli bardziej skupiali się na oprawie niż sednie nie było to moją sprawą. Moją sprawą było dojść do tego, co kryło się we wnętrzu czaszki Percivala Blake'a, do niedawna Notta, smokologa, ex-Rycerza Walpurgii. Dobieranie się do tego, co siedziało w środku człowieka, co było jego esencją, wymagało czasu, cierpliwości, spokoju i opanowania. Chłodu myśli tnącego wznoszone latami bariery, jednej prostej inkantacji, która swoją skutecznością Veritaserum przewyższała, dając pełen wgląd na uczucia ofiary. Od magipsychiatrii do legilimencji była naprawdę niedługa droga - granica była delikatna, a jej pilnowanie stanowiło proces skrupulatnego kontrolowania sytuacji. Nikt z tu obecnych nigdy nie doświadczył uczucia prawdziwego wejścia w czyjeś emocje i punkt widzenia świata. Ja tak - i dlatego sądziłem, że dopóki nie poznam tego należącego do Percivala nie mam prawa go ocenić.
Sąd miał być jednak chłodną kalkulacją i podążeniem za tym, co było prawdziwie słuszne.
Odetchnąłem głęboko, znajdując wreszcie stan pozwalający na całkowicie trzeźwe spojrzenie na sytuację. Przesłuchiwany jeszcze nie wyparł się tego, że był czemuś winny, nie zanosiło się również na to, aby coś takiego miało miejsce.
Przez chwilę chciałem Brendanowi przyznać rację, w przewrotny dla siebie sposób oczywiście - Percival faktycznie stał po stronie wroga. Z naciskiem na czas przeszły. Teraz zaś stoi przed nami, całkowicie na naszej łasce i niełasce, czego wydaje się być doskonale świadom. I spotka go dokładnie to, na co sobie zasłużył i zasłuży. Czas przeszły, czas teraźniejszy. Nie miałem jednak okazji, ponieważ Samuel uciął dyskusję zdecydowanie zręczniej niż ja byłbym w stanie. Mieliśmy tu w końcu coś do roboty, chociaż wszyscy pozostali obecni w pomieszczeniu Gwardziści - no, ewentualnie poza Benjaminem - znali się na tym zdecydowanie lepiej, niż ja.
Skrzętnie zapisywałem jednak w pamięci każde słowo wypowiadane przez Percivala, tworząc w ten sposób notatkę, którą później nie raz i nie dwa miałem zapewne obejrzeć w myślodsiewni, tym samym uodparniając ją na nadgryzienie zębem czasu i zatarcie prawd. Szlachetne pobudki i całkowicie nieszlachetne względem nich postępki brzmiały niczym historia spisana na kartach przygodowej książki o bohaterze, który pogubił się w życiu i szukając światła potknął się, spadając w zanurzoną w ciemności otchłań. Jakkolwiek poetycko by to jednak nie brzmiało pozostawało tylko zbędnym dodatkiem przesłaniającym meritum sprawy. Odsunąłem je więc od siebie, poświęcając uwagę padającym pytaniom i spływającym z ust Blake'a słowom. Z lekką ulgą przyjąłem zaprzeczenie na zadane przeze mnie pytanie, wiedząc, że pomimo że nie była to walka na argumenty było to kwestią dość istotną. Ściągnąłem brwi słysząc nazwisko Gaunt, z niepokojem odnajdując wzrokiem Fredericka i Brendana. Nie wiedziałem ile było w tym rzeczywistej prawdy, a co było nią tylko w umyśle będącego pod wpływem serum prawdy Percivala. Voldemort mógł posłużyć się kłamstwem mającym zapewnić mu przychylność konserwatywnych przedstawicieli szlachty, lecz jego prawdziwe nazwisko nie wskazywało na to, aby faktycznie był lordem. Wyprostowałem się na swoim miejscu mając ochotę fuknąć ze złości, lecz w ostatniej chwili się przed tym powstrzymałem. Zamiast tego zacząłem czuć wkradającą się w mój spokój i chłód myśli nienawiść skierowaną zarówno przeciw niemu, jak i jego najwierniejszym sługom. Rosier, Mulciberowie, Yaxley, Deirdre - wiedziałem, że byli śmierciożercami. Czy w takim razie Burke też był jednym z nich? Czy dlatego Czarnemu Panu mogło zależeć na odzyskaniu go z wnętrza Azkabanu? Przeniosłem chłodne spojrzenie na byłego arystokratę, kiedy ten zaczął odpowiadać na zadane przez Brendana pytania, po kolei wymieniając sobie winy Percivala.
Bezczynność. Na wspomnienie nazwiska Avery'ego poczułem, jak coś nieprzyjemnie przewraca się w moim żołądku. Bezczynność - karygodne. To wspomnienie dawało nam jednak ogólny pogląd na to, jak w szeregach Rycerzy Walpurgii wygląda pilnowanie porządku: strachem.
Obojętność. Działanie bez względu na cenę, zostawienie swoich. To akurat potrafiłem zrozumieć. Spojrzałem na Benjamina, przypominając sobie przekazane mi przez Bertiego wspomnienie z Odsieczy. Obaj wiedzieliśmy, że dla nas było to trudne, jednak tak należało. Jednak czy Percival kiedykolwiek miał z tego powodu wyrzuty sumienia? A co tak właściwie z mugolem? Z czarodziejem, którego zostawił na pewną śmierć? Czyżby "cel uświęcał środki"?
Kiedy doszedł jednak do anomalii znieruchomiałem całkowicie, przestając obracać w dłoniach różdżkę. Zacisnąłem na niej palce nagle całkowicie świadom, że przy jej użyciu Percival walczył z naszymi. Na Pokątnej, z Susanne. Czułem się niczym marmurowy pomnikkiedy zaczął mówić o sieci Fiuu, w ciszy zastanawiając się ilu osobom uniemożliwił w ten sposób ucieczkę, ile istnień w ten sposób skazał na śmierć. Czułem rosnącą złość - teraz mogłem przyznać Brendanowi, że faktycznie mieliśmy do czynienia ze zbrodniarzem. - Masz kurewskie szczęście w nieszczęściu, że chociaż ci od anomalii przeżyli - wycedziłem przez zęby, nie będąc w stanie podnieść na niego wzroku cały wysiłek wkładabąc w to by nabrać głębokiego oddechu i się uspokoić. Nie wiem czy byłbym w stanie dalej siedzieć w tym miejscu gdyby udało mu się zabić Lovegood. Z każdym kolejnym oddechem moje myśli prostowały się jednak. Tafla jeziora się uspokajała. Przesłuchanie trwa. Czas teraźniejszy. Spojrzenie uniosłem na Percivala jednak dopiero wtedy, kiedy powiedział coś, co nie było odpowiedzią na jakiekolwiek pytanie. Westchnąłem ciężko wiedząc, że będąc na naszej łasce i niełasce mógłby chociaż spróbować odkupić swoje winy, jednak wpierw musielibyśmy faktycznie mu na to pozwolić. A czas na podejmowanie decyzji jeszcze nie nadszedł, nie dopóki działało Veritaserum i póki mieliśmy jeszcze jakieś pytania. Nie odejmując oczu od Percivala zadałem więc kolejne, starannie dobierając słowa - tak, aby odpowiedź rozwiała moje wątpliwości dotyczące przymusowej w moim wykonaniu wycieczki do więzienia, ujawniła powód, dla którego musiały zginąć setki w Ministerstwie Magii.
- Kto należy do Śmierciożerców? Jak nazywają się członkowie jednostki badawczej i za co są odpowiedzialni? - powiedziałem głosem tak oziębłym, że gdyby był zaklęciem to zamieniłby się w krytycznie udane Caeruleusio. Craig Burke jako najbliższy sługa mógłby być powodem podjęcia zabójczo udanej misji dostania się do Azkabanu, lecz do głowy przyszło mi jednak jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie, istotny element całej układanki. - I po co Czarnemu Panu potrzebny był Bagman, po którego wyruszyli pod koniec czerwca do Azkabanu?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]19.03.19 23:01
Słuchała padających po kolei pytań - tych, które chodziły jej samej po głowie. Zarówno dotyczących samego mężczyzny, jak i jego działalności. Słuchała też słów, które wypowiadał, powodów, które skierowały ją na ścieżkę, którą obrał. Zastanawiała się, wpatrując w mężczyznę czy i ona byłaby w stanie zdecydować się na coś takiego. Czy gdyby martwiła się o bliskich dla obietnic potęgi postanowiłaby zawierzyć komuś? Zaczęła zastanawiać się, wnikać w siebie i swoje pobudki. By ochronić bliskich, ale i każdego kto nie był w stanie sam o siebie zadbać dołączyła do Zakonu, oddała swoją duszę dla sprawy. By pomagać, być swoistego rodzaju tarczą. Jednak nie dla potęgi i możliwości.
Dobry powód, złe środki? Nie była pewna. Strach potrafił pchnąć do różnych kroków i podjęcia różnych środków. Ale czy było to odpowiednim wytłumaczeniem?
Rozmyślała słuchając o strukturach organizacyjnych ich przeciwników. O nazwisku, które nosił Voldemort, o czarnej różdżce, a jego odpowiedź potwierdziła, że Anthony miał rację - posiadał ją.
Nie przerywała żadnemu z mężczyzn, którzy zabierali głos zawieszając na nim spojrzenie. Warzyła każdą jedną informację. Wtrącenie Foxa sprawiło, że dłużej zawiesiła na nim błękitne tęczówki. Znała go, ufała mu tak jak każdemu innemu gwardziście znajdującemu się w tym pokoju. Fakt, że wspominał o tym, świadczył, że chciał by o tym wiedzieli i chciał by podjęli decyzję. Ale słowa Skamandera mówiły wszystko, nic więcej nie trzeba było dodawać. Ledwie msunęła go spojrzeniem, ucząc się na nowo walczyć z pragnieniem spoglądania w jego kierunku  i bycia blisko. Teraz coś innego było ważniejsze. Coś co było ważniejsze od nich wszystkich. Kolejne pytania i następujące odpowiedzi. Nie używał czarnej magii, ale jednocześnie przyglądał się okrutnym praktykom nie reagując. Wykonywał zadania, pozostawiając swoich towarzyszy na pewną śmierć nie oglądając się na nich. Czy ktoś pomiędzy nimi odczuł ich brak? Czy nie było tam miejsca na prawdziwe przywiązanie, a jedynie ślepe podążanie za swoim panem i pragnienie potęgi, którą im obiecano? Znów, czy i oni sami nie poświęcali siebie dla dobra misji? Czy Pomona ledwie cudem nie zabrała tych kilku dzieci, podczas gdy oni zostali. Pamiętała do dzisiaj mord błyszczący w spojrzeniu sasabonsama. Na nazwisko Rookwood mimowolnie zacisnęła mocniej szczęki. Drugie nazwisko nic jej nie mówiła. A wspomnienie Ministerstwa rozlało się ogniem przed jej oczami. Pytanie które wypowiedział zawisło między nimi. Co, jeśli wcale nie musiałby tego robić? Zmarszczyła lekko brwi.  Alex zadał kolejne pytanie.
- To… odpowiednie. Chcieć zadośćuczynić za krzywdy, których byłeś sprawcą. - powiedziała nie zadając tym razem pytania. Błękit w spojrzeniu skierowany był wprost na niego. - Możliwe, że jesteś dobrym człowiekiem, który postawił na złe karty. - uniosła lekko lewą dłoń. - Co znów nie jest żadnym usprawiedliwieniem. - zgodziła się z nim samym i wszystkimi którzy mówili wcześniej. Przekrzywiła lekko głowę marszcząc odrobinę mocniej brwi. - Gdyby któryś z nich powiedział mi skacz - zrobiłabym to nie wiedząc co czeka mnie na dole. Opierając się na zaufaniu, które zbudowaliśmy i wypracowaliśmy. Ono nie wzięło się znikąd. Tobie nie ufam, nie mam pewności, że gdy zrobi się ciężko, albo niewygodnie nie staniesz przeciwko nam, tak jak teraz robisz to względem nich. - ich personalia już znali, może nie tylko ich. Ale ona, Ben, Fred, Alex i Sam, zgodzili się oddać własne życie dla sprawy. Dopuszczenie go bliżej nich, mogło narazić nie tylko ich, ale i wszystkich, których mieli pod sobą. Ciężko było też prowadzić rozmowę nie zadając pytań. - Może zwyczajnie potrafisz świetnie grać. Czasy są ciężkie i niepewne. Dałeś nam informacje, ale rozumiem, że masz jeszcze jakąś propozycję. - stwierdziła wnioskując po zdaniu, które skierował w kierunku Brendana. Nie spuściła z niego spojrzenie, nie rozplotła też dłoni, które splecione nadal pozostały na jej piersi.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]20.03.19 17:45
Słuchał Percivala w milczeniu, a jego obrzydliwie pokiereszowana, spuchnięta od blizn twarz wyrażała tylko poważny frasunek. Wsparł zgięte prawe ramię na podłokietniku fotela i złożył brodę na zwiniętej w pięść dłoni, nie patrząc na siedzącego na kanapie bruneta, a przed siebie, w bliżej niezidentyfikowany element aranżacji wnętrza sypialni. Myślami był gdzieś daleko, lecz słuchał niedawnego Rycerza uważnie, nie roniąc ani słowa z długiej, makabrycznej opowieści. O zadawanym cierpieniu, przewodzeniu morderczym misjom, popieraniu Lorda Voldemorta. Jego tłumaczenia brzmiały sensownie, a przynajmniej nie były naszpikowanymi snami o potędze urojeniami szaleńca. Zjawił się tam, w Białej Wywernie, by ochronić swych bliskich, może zdesperowany, może po prostu podążając ślepo za starszym bratem, który zawsze był dla niego wzorem.
- My także odpowiadamy za wiele cierpienia i śmierci, śmiem stwierdzić, że ból większej liczby istnień jest spowodowany naszymi decyzjami niż decyzjami podjętymi przez Percivala - odpowiedział tylko krótko acz głośno Brendanowi, nie wdając się w szczegóły: wszyscy zgromadzeni Gwardziści, oprócz Justine, wiedzieli, że to, co zrobili pierwszomajowej nocy sprowadziło na Wielką Brytanię makabrę anomalii. I choć część odpowiedzialności spadała na barki przeklętego Gellerta i jego pełnego owrzodzeń serca, to...gdyby byli ostrożniejsi, gdyby sprawdzili skrzynię, gdyby jakoś się zabezpieczyli, mogliby uniknąć tylu koszmarów. Tylu ofiar. Tylu dzieci pozbawionych rodziców i rodziców tracących swe dzieci. Przypominał o tym nie tylko Weasleyowi, który był głosem rozsądku, ale i innym. Kto pierwszy rzuci kamieniem, czy coś w ten deseń; zupełnie nie kojarzył reszty tego przysłowia, lecz rozważał je w głębi serca. Milknąc ponownie na dłuższą chwilę, pozwalając wybrzmieć zarówno pytaniom, jak i odpowiedziom Percivala.
Łypnął na Fredericka trochę niedowierzająco. - Jesteście tu po to, by pytać. Błagam, zostawcie te szlacheckie maniery poza tym miejscem - mruknął, nie rozumiejąc, dlaczego Fox marnuje czas na uprzejme wstępy do pytań, zamiast po prostu je zadać. Był przynajmniej konsekwnentny, bo nagła przemiana Alexandra ze słodkiego gospodarza i Szwajcarię w chmurnego agresora wydała się Wrightowi po prostu śmieszna. I nieco niedorzeczna, przeniósł spojrzenie na młodego uzdrowiciela. - Wszystko w porządku, Alex? - spytał prawie zafrasowany. Czyżby w ocenie zachowania innego czarodzieja kierował się prywatnymi pobudkami, których zrzekał się przecież przy przysiędze gwardzisty? Dopóki nie usłyszał o kimś bliskim, kto mógł paść ofiarą Percivala, traktował go zupełnie inaczej - ale Ben nie wypowiedział swych wątpliwości na głos, mając nadzieję, że Farley się opamięta. Takie emocjonalne skoki nie były zbyt przydatne przy przesłuchaniach.
Później - odezwała się Justine a Benjamin pokiwał głową. - Od bycia Rycerzem do zyskania zaufania długa droga. Krótsza, według mnie, jest do zadośćuczynienia. Ciężkiej pracy. Ryzykowania własnego życia, by naprawić błędy. Udowodnienia w czynach swych poglądów - mówił powoli, z rozwagą, w końcu spoglądając znów na Percivala. On także nie mógł posilić się na całkowity obiektywizm, ale mimo wszystko - znał go najlepiej, najdłużej, najdokładniej. - Byłbyś w stanie złożyć Wieczystą Przysięgę? Że nie zdradzisz, nie wrócisz na stronę Rycerzy, nie jesteś ich szpiegiem? - spytał spokojnie, może teoretyzując, może mając utkane w głowie jakieś rozwiązanie; nie precyzował, spokojny, ukontentowany podejściem Brendana, wyrażającego jasno swe wątpliwości, jak na Gwardzistę przystąło. To jemu i Samuelowi oddawał pole przesłuchania, nie miał w tym podobnego doświadczenia.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Alexa - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]20.03.19 18:38
Nie wiedziałem, co Ben rozumiał poprzez szlacheckie maniery, uważałem za istotne poinformowanie pozostałych tym, że przesłuchiwany i jego los nie byli mi zupełnie obojętni. Gdyby to było biuro aurorów, nikt nie wpuściłby mnie do pokoju przesłuchań. Dalsza dyskusja w istocie była zbędna - nie ona była celem tego spotkania.
Skinąłem głową w niemal niezauważalnym geście podziękowania - większość nie wyraziła sprzeciwu.
Nie komentowałem wypowiedzi Percivala. Nie szukałem też dla niego usprawiedliwienia, nie próbowałem zgadywać. Interesowały mnie fakty - okazja wyciągnięcia informacji od kogoś z kręgu Lorda Voldemorta mogła się nieprędko powtórzyć. O ile w ogóle.
Słuchanie o znieczulicy, która weszła do porządku dziennego w życiu Blake'a było dla mnie ciężkie. Wiedziałem o tym już od dawna, mogłem domyślać się, że dopuszczał się najgorszych zbrodni - a jednak słowa wypowiedziane prosto w twarz z beznamiętną precyzją (zapewne będącą wynikiem działania serum prawdy) wbijały w serce kolejne ostrza. Pośród wielu, o których wiedzieliśmy, że rzucili szatańską pożogę w Ministerstwie, on także przyczynił się do tego masowego morderstwa - w inny sposób, ale trzeba było nie posiadać sumienia, aby zdobyć się na podobny czyn. Na ten i wiele innych. Ben może i miał rację - my także posiadaliśmy wiele krwi na rękach, być może jeszcze więcej niż Nott Blake. O ile nasza nieświadomość nie stanowiła wytłumaczenia dla tej zbrodni, tak premedytacja z jaką działał Percival nie stawiała go w lepszym świetle.  
W myślach często karciłem się za własną naiwność. Ale zdaje się, że na tym polu to Percival nie miał sobie równych.
- Co zrobiłeś, gdy zorientowałeś się, że nie chodzi tylko o powstrzymanie Grindewalda? - Czy odszedł od razu? Chronił rodzinę na tyle zagorzale, by nie zwietrzyć, że coś tu mocno śmierdzi, skoro czarna magia wdzierała się każdym oknem, każdą dziurą, jasno wytyczając ścieżkę objętą przez Rycerzy Walpurgii? Nie pytałem dlaczego nie szukał pomocy drogą prawa - wszyscy tutaj wiedzieliśmy, że jego egzekwowanie zależało od kaprysu aktualnego ministra, a ci na przestrzeni ostatnich miesięcy zmieniali się jak w kalejdoskopie.
Co żeś ty u licha nawyczyniał, Nott?
- Po co Voldemortowi czarna różdżka? Co wiesz o jego planach? - Nie był jego zaufanym poplecznikiem, mógł jednak słyszeć o planach Czarnego Pana. Jak daleko sięgały? Do czego dążył? Nawet jeśli w odpowiedzi miałem usłyszeć nie wiem czy nic, musiałem zadać to pytanie. Voldemort miał już w garści władzę, próbował zapanować nad anomaliami, ale to nie mogło być wszystko, intuicja podpowiadała mi, że było to coś znacznie większego.
Coś, co do głowy mogło przyjść tylko szaleńcowi.
- Czy szukasz u nas schronienia? - Czy w jakimś stopniu było to jego motywacją? Mówił o zadośćuczynieniu, o naprawianiu błędów - nie tylko on spośród osób zebranych w pomieszczeniu - ale czy rzeczywiście tylko na tym mu zależało?


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sypialnia Alexa - Page 2 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]20.03.19 22:56
Ruch Foxa wydawał się odważny. A jeśli nie odważny, to przynajmniej szczery - miał wrażenie, że tej samej szczerości brakowało tutaj innym, wiedział o przyjaźni Notta i Wrighta, a pierwotne podejśćie Selwyna podpowiadało, że jemu Nott również nie był obojętny. A trzech z nich to już połowa gwardii, czy naprawdę zachowywaliby się tak samo, gdyby stał przed nimi obcy człowiek, nie wyposażony w oręż wspólnej przeszłości, opowiadający o takich samych zbrodniach, jak te, których dokonał Percival? Czy naprawdę przesłuchanie wroga mieli sprowadzić do wzajemnego klepania się po plecach w imię dawnych łączących ich więzi? Nie odpowiedział na pytanie Foxa, to nie było pytanie do niego - lecz jeśli w ogóle je zadał, miał zapewne wątpliwości. Pewnie nie bezzasadne, choć biorąc pod uwagę całość tej szopki - być może nieistotne. Decyzja zapadła, a on nie miał na nią wpływu. Pośród nich wszystkich rangą stał najniżej, być może źle zrozumiał swoją Próbę. Pozostali bez wątpienia lepiej rozumieli kierunek, w którym miał zmierzać Zakon - stali nad nim nie bez powodu.
Słowa Percivala nie były dla niego szokiem. Był aurorem, doskonale wiedział, do czego zdolni byli czarnoksiężnicy, a najwyraźniej jako jeden z nielicznych nie wierzył, by wrogie im ugrupowanie w wolnej chwili zajmowało się przesadzaniem kwiatków. Słuchał go w milczeniu, choć niektóre z jego słów aż prosiły się o komentarz, milczał. Patrzył na jego twarz, w jego czy, aż w końcu ten zwrócił się bezpośredniego do niego.
Nie próbował niczego udawadniać, próbował jedynie ustalić fakty. Personalia siedzącego przed nim człowieka. Wbrew rojeniom otaczających go czarodziejów nie zamierzał ani nie chciał wysłać go do Tower bez powodu i bez powodu by tego nie uczynił - ale po słowach, które wypowiedział, nie miał większych wątpliwości.
- Nie ty zadajesz dzisiaj pytania, Nott. - odpowiedział na jego pytanie krótko, nie zamierzając przepychać się z czarodziejem, który poniekąd znajdował się teraz na ich łasce. Poniekąd, bo wiedział już, że był pośród nich jedynym, który tak uważał. Nazwiska arystokraty używał umyślnie, swoimi słowy udowodnił przecież, że wciąż był jednym z nich - oślizgłych węży dbających tylko o siebie. Nie odpowiedział na jego pytanie, ale wciąż na niego patrzył - najwyraźniej czekając, aż będzie kontynuował. Słuchał też dalszych słów - wszystko, czego mogli się dowiedzieć o rycerzach, miało mieć znaczenie. Przeciągnął spojrzenie na Alexandra, chwilę zastanawiając się nad jego słowy. Czy naprawdę ludzie, którzy polegli - mogli polec - przy anomalii, byli istotniejsi od całej reszty? Pamiętał to: pożar w Ministerstwie, zadymione korytarze i duszący się ludzie, jeszcze dzieciaki na stażach, wszyscy martwi. Bo nie mogli uciec. Bo tacy jak on odcięli  drogę ucieczki. Może dlatego to rozumiał - że w przeciwieństwie do nich, widział to na własne oczy. Śmierć, rozpacz i ból. On nie stał wtedy biernie. I nie tylko wtedy.
- Był przy planowanych atakach - zwrócił się nie do Percivala, a do Alexandra, choć doskonale wiedział, że Nott go słucha, miał to usłyszeć. - W tym ataku na Garretta - w tym ataku, przed którym on sam się bronił, ale to nie było tak istotne. - Może powinienem być mu wdzięczny za to, że go nie powstrzymał - to dzięki temu pojmałem tamtego dnia Burke'a. Ale nie jestem. Za drugim razem Garrett nie podołał. Być może spłonął w Ministerstwie - przez niego. Być może zabił go jego dawny przyjaciel. Mów - przeniósł spojrzenie na dawnego rycerza - czy wiesz, jak zginął Garrett Weasley? - Nie zdziwiłby się, że skoro wszedł w sprawę personalnie, skoro sam padł ofiarą zbrodni, które były udziałem Percivala, pozostali uznaliby go za mniej obiektywnego od nich - dawnych przyjaciół tego człowieka. Tym czynom nie dało się zadośćuczynić, dokładnie tak, jak nie dało się ich cofnąć.
Nie dowierzał słowom Benjamina - nie dowierzał, że stawiał ich na równi z tym człowiekiem. Zrobili coś strasznego, sprowadzając na świat ten koszmar, ale nigdy by tego nie zrobili znając konsekwencje swoich czynów. Nigdy nie podjęliby tej decyzji świadomie. Nigdy nie naraziliby na śmierć świadomie tylu czarodziejów. Nott zrobił to z premedytacją. Z pełną świadomością. Czy wszyscy tutaj zamierzali udawać, że był dzieckiem błądzącym we mgle, które ma prawo nie rozumieć jeszcze wartości ludzkiego życia? Nieufnie podchodził do kwestii wieczystej przysięgi, tak po prostu - jak gdyby nigdy nic - zamierzali zapomnieć o wszystkim, co zrobił i uwięzić go przy sobie magicznym zaklęciem? Po co? W imię czego? Z pewnością nie pamięci jego ofiar.
- Jakie są personalia pozostałych rycerzy? - dodał, dopełniając pytanie Selwyna - zdawało się, że to ostatnie informacje, których im brakowało, by poskładać z tego pełen obraz. - Kiedy złapałem Burke'a, miał przy sobie maskę wykonaną z kości. Co to było?


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]21.03.19 0:14
Nieprzyjemne, grożące niekontrolowanym impulsem uczucie deja-vu nie przestawało krążyć wokół Samuela. Niemal powtórka z rozrywki, jaką serwowano od kilku miesięcy na zakonnych spotkaniach. I ta sama, wiercąca w piersi dziura, wgryzała się głębiej, tworząc rozlewającą się pustkę. Chłód popłynął przez skórę, wnikał w krew i gubił się w ciemnych źrenicach, tonąc. Skamander zaciskał wargi mocniej z każdym usłyszanym słowem i dostrzeżonym zachowaniem, nie tylko dotyczącym opowieści o zbrodniach. Mieli konkretny cel w spotkaniu, a ten powoli zdawał się gdzieś rozmywać, roztapiając się w w otoczce wiszącej nad głowami kpiny.
Paląca potrzeba dotarcia do źródła, do prawdy skierowała jego zmysły na kolejnych gwardzistów, na kilka chwil odejmując uwagi od siedzącego w centrum Percivala. Do niego tez miał wrócić, z pytanie, które wykiełkowało już w chwili, w której rozpoczął opowieść o zbrodni. Padające nazwiska przewijały się z informacjami, które już posiadali, ale nigdy do tej pory, tak wyraźnie, nie znał szczegółów. Być może, nie licząc widzianego wspomnienia w myśloodsiewni Alexandra.
Uderzenie, to świadomościowe, trafiło, kilkukrotnie. Było o zaufaniu - i mimowolnie spojrzał na Just, ale miał wrażenie, że obrazek, który prezentowali aktualnie, bardziej zaczynał przypominać rozłam, niż stojąca po jednej stronie gwardię. Coś, boleśnie rzuciło się na jego barki, gdy usłyszał słowa Benjamina i to jemu poświecił jedne z kolejnych słów - Wright, galopujesz się. Trzy razy się zastanów, zanim powiesz coś podobnego - ton miał spokojny, ale chłodny, a w spojrzeniu trudno było szukać czegoś ponad nieme ostrzeżenie i przypomnienie, do czego się zobowiązywał. Wyciąganie na świtało dzienne tajemnicy, którą obiecali zachować, zakrawało o bezmyślność. Tym bardziej, w towarzystwie kogoś, kto nie miał prawa o tym usłyszeć nigdy, kogoś, kto nie był nawet zakonnikiem. Nawet, jeśli z Wrightem w hierarchii byli sobie równi, nie mógł pozwolić na bezmyślność. I znowu - nawet - jeśli próbował bronić przyjaciela. Status gwardzisty był ponad to. Skamander wierzył w rehabilitację. Wright był przecież przykładem. Sam miał przyjaciela, który wpisywał się w ten nurt, ale gwardię postawił pond to, nawet prywatne życie odsuwał na bok, spychając jej znamiona na dalszy plan. Spojrzał na stojącego obok aurora - To nie on ma być sądzony - a momentami wyglądało, jakby to Weasleya postawiono na przesłuchaniu i to jemu kazano się spowiadać ze swych przekonań.
Potem odwrócił się w stronę smokologa - Powtórzę jeszcze raz, to nie jest gra w argumenty - zacisnął i rozluźnił dłoń i w końcu, nie pytając o zdanie, sięgnął ręką w kieszeń, wyciągając paczkę papierosów. Wsunął do ust jeden zwitek i pospiesznie odpalił go mugolską zapalniczką. Tytoniowy dym rozlał się w płucach i Samuel odetchnął przez nos. Zamilkł, czując, że na język wciska się niezmywalna gorycz i nawet tytoniowa mgła nie była w stanie go usunąć. Opowieść, którą pod znakiem serum prawdy, roztaczał Blake, wiła się w jego uszach, dokładając kolekcję zbrodni, za które Rycerze Walpurgii musieli w końcu odpokutować. Tylko kiedy? pytanie, propozycja o wieczysta przysięgę, skupiła spojrzenie ponownie na barczystej sylwetce gwardzisty. Nie dodał do tego jednak nic, jeszcze dłuższą chwilę milcząc. Papieros tlił się ostro i bardzo szybko sięgał ku końcówce. Nie wyrzucił jednak peta, zaciskając go mocniej w palcach. Padające pytania uzupełniały się i te, które własnie skierowano do smokologa, w zasadzie - mogły dopełnić wiedzy, jaką posiadali. Skamander zaczekał, aż wybrzmi ton Brendana i mimowolnie, odnalazł spojrzenie przyjaciela. Nie dla wsparcia, czy pogardy, być może po prostu zgody. Drażnił go fakt, że stawiali go pod dziwną barykadą, jakby był zupełnie nową stroną - Mam jeszcze jedno pytanie - o szczerość nie musiał się martwić. Niewielka stróżka dymu przypomniała, że trzyma w palcach dogasający pet. Zdusił jego resztki i wrzucił do kieszeni - Dlaczego ich zdradziłeś? Dlaczego zdradziłeś Rycerzy Walpurgii i ich samozwańczego lorda? Co o tym zaważyło? - tytoń na nowo wypłukał pierś i umysł z tłukących się o siebie myśli i uczuć. Nie był ich pozbawiony, chociaż - na jego korzyść - działał fakt oklumencji, która w pewien sposób czyściła go z widocznych elementów emocji.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Alexa - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Sypialnia Alexa [odnośnik]21.03.19 21:59
| veritaserum 3/10

Dusił się. Ściany pokoju, w którym się znajdowali – wygodnego, ale nie do końca przystosowanego do pomieszczenia siedmiu osób – zdawały się z każdą chwilą coraz bardziej do siebie przybliżać, wpędzając go w stan tego samego klaustrofobicznego lęku, który towarzyszył mu nieodzownie w ciągu ostatnich dni. Brakowało mu powietrza – i brakowało mu go bez względu na to, ile nerwowych oddechów brał, wciągając do płuc nie rześki tlen, a mieszankę lepkich wyrzutów sumienia i zawieszonych w przestrzeni oskarżeń; dlaczego dopiero teraz uderzało to w niego z taką mocą? Konsekwencje tego, co zrobił, zalewały go przecież od długich miesięcy, początkowo jedynie oplatając stopy jak morski przypływ, później unosząc się wyżej i wyżej – aż gdzieś między jedną wypowiedzią a drugą, sięgnęły jego szyi, wprawiając dłonie w niekontrolowane drżenie, którego – pozbawiony różdżki lub papierosa, na których mógłby zacisnąć palce – nie był w stanie ukryć. Być może chodziło o zwyczajne nerwy, a może o przerażającą, ale odsuwaną do tej pory świadomość, że ludzie, którzy stracili życie na skutek podjętych przez niego decyzji, nie byli jedynie mozaiką anonimowych twarzy; że ktoś gdzieś ich szukał, ktoś gdzieś za nimi tęsknił – i że po części były to osoby przyglądające mu się teraz ze wszystkich stron, niczym fantomowe postacie z nawiedzających go nocami koszmarów. Z tym, że to nie był sen – a on nie miał się z niego obudzić.
Nie zareagował na wrogi komentarz Alexandra, choć przez jego twarz przemknął lekki spazm; nie poprawił też stojącego pod ścianą aurora, gdy użył odebranego mu nazwiska – wiedział, że zrobił to celowo, z premedytacją, w końcu przedstawił im się zaledwie chwilę wcześniej. To nie był jego czas i miejsce na okazywanie oburzenia, a przez sekundę wydawało mu się, że to w ogóle nie miał być jego czas – ale za oschłym komentarzem podążyła cisza, sprawiająca, że przez krótki moment jego myśli znów wydawały się być jego – nawet jeśli zabierały go w rejony, w które nigdy nie chciał podążać. – Nie próbuję uniknąć kary – powtórzył, ani na moment nie spuszczając spojrzenia z rozmówcy; może chciał przekonać o tym jego, może odrobinę – samego siebie – ale Fox ma rację: jeżeli wyślecie mnie do Tower dzisiaj, możecie być pewni, że najdalej za tydzień zniknę bez śladu. Nie twierdzę, że na to nie zasłużyłem, ale biorąc pod uwagę to, jak potężnym legilimentą jest Voldemort, przełamanie każdego nałożonego przez was Obliviate będzie dla niego kwestią czasu. – Nie znał co prawda tajemnic Zakonu, ale wiedział przecież o innych rzeczach: personaliach, umiejscowieniu kryjówek Bena i Alexandra, pozornie nieistotnych drobnostkach, z których potężniejszy umysł mógłby wysnuć niebezpiecznie dużo. Odchylił się lekko do tyłu, unosząc wyżej głowę; bez różdżki czuł się nieznośnie wręcz bezbronny – choć nie do końca; czy nie wpajano mu od dziecka, że słowa również potrafiły być silnym orężem? – Zapytałeś mnie przed chwilą, ilu zbrodniom przyglądałem się bezczynnie, nie kiwnąwszy nawet palcem, żeby je ukrócić. Odpowiedź brzmi: zbyt wielu. Nie chcę przyglądać im się dłużej, nie porzuciłem Rycerzy Walpurgii ani własnej rodziny, żeby schować się w zatęchłej piwnicy i czekać biernie na koniec wojny. Chcę w niej walczyć – i potrafię to robić, o czym niektórzy z obecnych mogą zapewne poświadczyć. – Ben był świadkiem pokazów jego umiejętności niejednokrotnie, Samuel i Fred – dosyć niedawno, choć podejrzewał, że do tej pory mogli się zastanawiać, czy to, co widzieli, nie było przypadkiem jedynie wytworem ich wyobraźni. – Wbrew sugestiom, które już tutaj padły, ucieczka przed wymiarem sprawiedliwości nie jest jednak moją motywacją. Wiem, że winom można zadośćuczynić, ale nie można ich zmazać, dlatego kiedy Voldemort zostanie pokonany, a wojna się skończy i przyjdzie czas na osądzenie jej zbrodniarzy, sam oddam się w ręce aurorów. – Mówił do wszystkich – ale patrzył na aurora, jedynego spośród obecnych, którego nazwiska wciąż nie znał. – Macie na to moje słowo, ale ponieważ podejrzewam, że nie jest ono wystarczające, mogę tu i teraz przekazać wam oświadczenie o dobrowolnym poddaniu się karze, łącznie z zeznaniami, które pociągną za mną wszystkich tych, których zbrodni byłem świadkiem. Na pergaminie, we wspomnieniach – zerknął bezwiednie w stronę stojącej w kącie myślodsiewni – albo na jakimkolwiek innym nośniku, który uznacie za odpowiedni. – Nie wypowiadał tych słów lekko – i nie rzucał ich na wiatr, mimo że zamknięcie w okratowanej klatce zawsze było przecież tym, czego obawiał się najbardziej – i czego najbardziej nienawidził. – Jeśli w międzyczasie zginę, pewnie nie zdążycie mnie osądzić – dodał, to była całkiem prawdopodobna opcja – ale na świecie wciąż będzie o jednego złoczyńcę mniej. Proszę – nie proponował, prosiłprzynajmniej to rozważcie.
Nie czekał, nie mógł – słysząc pytanie skierowane do niego przez Alexandra, odwrócił spojrzenie w jego stronę, najpierw mimowolnie przemykając nim po palisandrowym drewnie, dopiero później – ogniskując na oczach. Chowających w sobie zdecydowanie więcej dystansu i wrogości, niż jeszcze przed chwilą. – Tristan Rosier. Ramsey i Ignotus Mulciberowie. Deirdre Tsagairt. Morgoth Yaxley. Magnus Rowle. Craig Burke – wymienił po kolei, czując, jak gdzieś w międzyczasie opadają z niego nawarstwione przed chwilą emocje; skupienie na konkretach pomagało, a serum prawdy dodatkowo prostowało zawiłości zazwyczaj chaotycznych, myślowych ścieżek. – Jeżeli chodzi o badaczy, to początkiem lipca, kiedy brałem udział w swoim ostatnim spotkaniu, było ich czworo: alchemicy, Valerij Dolohov i Quentin Burke, i uzdrowiciele, Lupus Black – zawahał się wyraźnie, Vablatsky uratowała mu życie; nie mógł jednak powstrzymać słów, wyciąganych na wierzch bezlitosnym działaniem veritaserum – i Cassandra Vablatsky. Tak, jak mówiłem wcześniej, oprócz warzenia eliksirów dla organizacji i uzdrowicielstwa, są odpowiedzialni za pracę naukową – nie wiem jednak, na czym dokładnie polegały ich badania. – Sam nie zajmował się nigdy pracą badawczą, obce były mu naukowe zawiłości, nigdy też nie próbował wnikać głębiej w istotę studiów prowadzonych przez jednostkę; być może gdyby to zrobił, byłby w stanie powiedzieć więcej.
Na następne pytanie nie odpowiedział od razu, potrzebując chwili na wyciągnięcie z pamięci nazwiska, które podał Alexander; słyszał je – choć nigdy nie widział człowieka, które je nosił. – Nie było mnie w Azkabanie, słyszałem jedynie raport z tej misji – zaczął powoli, veritaserum oczyszczało umysł – ale nie miało zdolności do uzupełnienia luk we wspomnieniach – według którego Bagman badał znajdującą się w więzieniu anomalię. Sam również tam mieszkał, studiował runiczne symbole, chciał okiełznać szalejącą w Azkabanie magię – i to ta wiedza sprawiła, że był Czarnemu Panu potrzebny – powiedział. Nie miał pojęcia, co stało się później – ani dlaczego Zakon Feniksa potrzebował tej informacji – ale nie było to coś, o co odważyłby się zapytać.
Jasnowłosa kobieta o imieniu Tonks przyciągnęła jego uwagę na dłużej, jako jedna z nielicznych wypowiadając coś poza pytaniami; przeniósł spojrzenie w jej kierunku, zawieszając je na jasnych, utkwionych w jego twarzy oczach. Wydawała mu się łagodna i silna jednocześnie, i na pewien sposób kojarzyła mu się z Elaine. Słuchał uważnie jej słów, nie przerywając, choć co najmniej raz miał ochotę się wtrącić – nie był dobrym człowiekiem; nawet jeżeli chciał nim być, było już najprawdopodobniej za późno, by mógł zasłużyć na to miano; ostatecznie milczał jednak do samego końca – do słów, które sprawiły, że na jego twarzy pojawił się uśmiech, choć był to uśmiech pozbawiony wesołości. – Gdyby zależało mi na wygodzie i bezpieczeństwie, wciąż byłbym w Nottinghamshire – powiedział cicho – ale rozumiem. Byłbym głupcem, oczekując od was zaufania – dodał, oczywiście miała rację; nie był pewien, czy gdyby został postawiony na ich miejscu, sam zdecydowałby siebie wysłuchać.
Spośród wszystkich padających dookoła słów, tych mających nadejść od strony Bena – paradoksalnie – bał się najbardziej; nie patrzył więc na niego, gdy zwracał się bezpośrednio do pozostałych członków Zakonu, nie wiedząc – i nie ośmielając się pytać – czego dokładnie dotyczyła uwaga o odpowiedzialności organizacji za cierpienie i śmierć; po reakcjach pozostałych mógł się jedynie domyślać, że nie był to temat, który zamierzali przy nim poruszać. Zapewne słusznie; nawet jeżeli mieli coś na sumieniu, to w żaden sposób nie przekładało się to przecież na pomniejszenie jego win; krzywdy nie malały, gdy zagłuszało się je innymi krzywdami, mogły co najwyżej zginąć w ogólnym chaosie – ale wciąż szkodziły tak samo.
Spojrzał na Wrighta dopiero, gdy poczuł na sobie jego spojrzenie; bez trudu odnalazł parę doskonale znajomych, czekoladowych tęczówek, spoglądając w nie z wymalowanym na twarzy pytaniem, spodziewając się niemal wszystkiego – oprócz słów, które w rzeczywistości padły. Ściągnął brwi, w pierwszej chwili nie odpowiadając; chociaż ani przez moment nie planował podwójnej zdrady czy powrotu w szeregi Rycerzy, nie potrafił traktować kwestii Przysięgi Wieczystej lekko – wiedział o niej wystarczająco wiele, by zdawać sobie sprawę, że jedno nietrafne sformułowanie w tekście przysięgi, mogłoby zaprowadzić go błyskawicznie na tamten świat. Nie było to też coś, na co chciałby decydować się w biegu, przy świadkach – ale ponieważ w jego żyłach wciąż krążyło serum prawdy, a wypowiedziane przez Benjamina zdanie było pytaniem, nie mógł zachować milczenia. – Tak – powiedział powoli, tym razem odpowiadając jednak tylko jemu – bo spośród zgromadzonych tylko jemu ufał na tyle, by odpowiedzieć twierdząco.
Pytanie Foxa wyrwało go z sekundowego zawieszenia; przeniósł na niego spojrzenie, tym razem – odważniejsze, bez wymalowanego za źrenicami żalu czy sentymentu. Wyraził się jasno, chciał odciąć się od przeszłości – a Percival nie chciał, ani nie miał zamiaru mu tego utrudniać. – Myślę, że od początku wiedziałem, że nie chodziło tylko o powtrzymanie Grindelwalda – powiedział. Z każdą chwilą zmęczenie i nawarstwiające się emocje dokuczały mu coraz intensywniej, nie był zdolnym do całkowitego ich okiełznania oklumentą – starał się jednak o zachowanie trzeźwości umysłu, o jak najprecyzyjniejsze odpowiedzi, o nieprzerwane skupienie uwagi. Jego los się jeszcze nie rozstrzygnął – mimo że podskórnie podejrzewał, że nie zdoła już nikogo przekonać. – Początkowo nie widziałem jednak żadnej alternatywy, później – nie chciałem jej widzieć. Rycerze Walpurgii nie są klubem szachowym, z którego można wypisać się, gdy gra zrobi się zbyt monotonna: widziałem, co działo się z tymi, którzy zawiedli. Bałem się zemsty – i bałem się, że dosięgnie nie tylko mnie, ale też bliskich mi ludzi, którzy w niczym nie zawinili. – Kiedyś być może nie przyznałby się do strachu; dzisiaj było mu już wszystko jedno. – Mogę się tylko domyślać, że zależy mu na potędze, której nie zapewni mu żadna inna różdżka – mówił dalej, padające kolejno pytania nie pozwalały mu na przerwę; czy ktokolwiek byłby w stanie przejść obojętnie obok takiego artefaktu? – Jeżeli chodzi o plany, to nie dzielił się nimi z Rycerzami. Nie wiem, czy dzielił się nimi nawet ze Śmierciożercami. Ale wielokrotnie mówił o wizji świata oczyszczonego z mugoli, z czarodziejami czystej krwi zajmującymi rzekomo należne im miejsce. Czy rzeczywiście zależy mu głównie na tym, czy chciał zwyczajnie kupić sobie w ten sposób poparcie arystokratów – nie jestem w stanie stwierdzić – dodał, zawieszając spojrzenie na twarzy znajomej – choć stosunkowo dawno niewidzianej – i bezwiednie zastanawiając się nad tym, jakim cudem dotarli do tego punktu; ile błędów popełnił od czasu Hogwartu – i ile z nich było już niemożliwych do naprawienia?  
Westchnął cicho, kiedy do jego uszu dotarły następne sylaby, pokręcił głową. – Nie, Fredericku – powiedział, odruchowo zwracając się do niego pełnym imieniem – jak w wysłanym w momencie desperacji liście, na który nigdy nie otrzymał odpowiedzi. – Wydawało mi się, że nakreśliłem ci swoje pobudki kilka tygodni temu, ale w razie, gdyby moja wiadomość do ciebie nie dotarła, powtórzę: nie planuję już uciekać. Nie pozostawiłem za sobą wszystkiego, co kiedyś było mi drogie, żeby schować się w dziurze jak szczur i biernie zaczekać, aż znajdą mnie Rycerze – a nawet jeżeli bym to planował, to jesteście ostatnimi ludźmi, których miałbym czelność poprosić o azyl. – Być może był do cna zepsuty, ale nie pogrzebał jeszcze resztek wstydu – ani nie utopił się we własnej naiwności.
Zwłaszcza, że im więcej słów padało, tym szersze kręgi zdawały się zataczać jego czyny, czy może – tym wyraźniej je dostrzegał. Drgnął, znów przywołany do porządku ostrym głosem aurora, jednak tym razem nie miał dla niego zadowalającej odpowiedzi. – Nie wiem – odpowiedział krótko, patrząc mu w oczy, zastanawiając się, czy pytał o Weasleya przypadkowo – i czy przypadkowe było widoczne na pierwszy rzut oka podobieństwo. Być może nie miało to żadnego znaczenia. – Nie wiedziałem, że zginął – dodał ciszej, niepewny, czy mężczyźnie miała do czegokolwiek przydać się ta niewymuszona już informacja; nie jemu było to oceniać.
Nie zaskoczyło go kolejne pytanie o nazwiska, spodziewał się, że ich wymienianie nie zakończy się na Śmierciożercach i badaczach; nie był pewien, czy był w stanie wymienić wszystkich, ani ile zmieniło się od lipca – ale wrócił pamięcią do ostatniego spotkania, przypominając sobie po kolei twarze siedzących dookoła stołu czarodziejów. – Salazar Travers. Thomas Vane. Caelan, Cadan i Eir Goyle. Sigrun Rookwood. Lyanna Zabini. Antonia Borgin. Drew Macnair. Apollinare Sauveterre. Rhysand Crouch. Marianna Goshawk. Elijah Zabini. Cygnus Black. Cyneric Yaxley. Elizabeth Parkinson. Edgar Burke. – Pauza przed ostatnim nazwiskiem była widocznie dłuższa; Neda nie było na spotkaniu – ale przecież nie mógł go pominąć, sam wcielił go w szeregi popleczników Voldemorta. – Eddard Nott – powiedział, głosem prawie zupełnie wypranym z emocji, choć te z całą pewnością istniały, wypełniając jego klatkę piersiową nieznośnym pieczeniem.
Był prawie wdzięczny mężczyźnie, gdy skierował jego uwagę ku Burke’owi. – Wszyscy Śmierciożercy posiadają maski – tak samo, jak Mroczny Znak, są symbolem. Otrzymują je w trakcie Próby lub po niej, szczegóły są mi jednak obce, znane tylko im samym – odpowiedział, ograniczając się do faktów, porzucając domysły.
Ostatniego z pytań również się spodziewał, prawie pewien, że padnie – nie wiedząc jedynie, z której strony. Przeniósł wzrok na Samuela, zauważając, że jak gdyby nigdy nic odpalił papierosa; zapach dymu gryzł go w gardło, oddałby wiele, żeby zrobić to samo – ale to, podobnie jak wydostanie się z pokoju na poddaszu, wydawało się na razie rzeczą nieosiągalną. – Dlatego, Samuelu – zaczął, ogarnięty nagle dziwnym poczuciem deja vu, sięgającym wyłożonego białymi kafelkami pomieszczenia i zastępującej ścianę szyby – że chyba zawsze prędzej czy później przychodzi taki moment, kiedy nie da się już dłużej okłamywać samego siebie. Dla mnie stało się to później niż prędzej, ale finalnie się stało – na tegorocznym Festiwalu Lata, na którym przyjaciel zadał mi bardzo proste pytanie o to, czy byłbym w stanie go zabić. Wiedziałem, że nie – tak samo, jak wiedziałem, że nie byłem już w stanie spełniać kolejnych rozkazów Czarnego Pana. – Nawet teraz, wypowiadając te słowa, zastanawiał się, jak mógł być aż tak ślepy – i jak mógł pozostawiać oczy zamknięte tak długo. – Dlatego, że zorientowałem się, że walczyłem o coś, w co tak naprawdę nigdy nie wierzyłem – i czego nienawidziłem przez całe życie. I że w rzeczywistości, którą próbowałem stworzyć, będę żył nie ja, a moje dziecko, oraz kobieta, która wkrótce wyda je na świat – a której przysięgałem zapewnić bezpieczeństwo. – Oderwał wzrok od Skamandera, przesuwając nim po wszystkich czarodziejach zgromadzonych w pokoju; tak bardzo chciałby wiedzieć, co krążyło im po głowach – a jednocześnie obawiał się tej wiedzy. – Nie mogłem spełnić tej obietnicy służąc Voldemortowi. Decyzja co do tego, czy mogę spróbować zrobić to w ogóle, leży w waszych rękach. – I tam ją pozostawił, właściwie już w chwili, w której przekraczał próg domu Alexandra.

| ze względu na to, że dodaję posta stosunkowo późno, i 36 godzin obejmowałoby głównie dwie noce, proponuję, żeby ta kolejka - wyjątkowo - trwała 48 h




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Sypialnia Alexa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach