Wydarzenia


Ekipa forum
Tarasy
AutorWiadomość
Tarasy [odnośnik]16.10.20 23:14
First topic message reminder :

Tarasy

Rozległe tarasy wychodzące na wschód, na klify i pobliskie morze, wzniesione ponad ogrodem, odchodzą od przestronnych korytarzy reprezentacyjnych części budynku na piętrze. Otoczone przez lekkie, wymyślne balustrady z żeliwa, okwiecone różami, pomimo przestrzeni mogą dawać ułudę prywatności, latem - gdy biegnąca po ścianach dworku winorośl kwitnie - również przyjemnego i odprężającego chłodu, wzmaganego przez niesioną wiatrem bryzę. Niekiedy na tarasy wynoszone są stoliki i krzesła, gotowe przyjąć gości lub służyć panom tego miejsca komfortem wypoczynku. Kiedy pogoda dopisuje widoczny staje się francuski brzeg Calais naprzeciw. Wieczorami światło dają kandelabry rozpalone wewnątrz.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tarasy [odnośnik]25.01.21 21:09
- Wcale. Ani troszkę, ani odrobinkę - powiedziała z przekąsem. Niby nie pytała, ale wciąż brzmiała troszeczkę prowokująco. Fantine nie wierzyła w to, że Lestrange nie jest ani troszkę zazdrosny. Była święcie przekonana, że uwielbiał być w centrum uwagi. Gdyby było inaczej, to nie nosiłby się tak ekstrawagancko, dbałby o swój wizerunek, zachowanie i nie dawałby innym powodów do plotek. Tymczasem prezentował ich angielskiej socjecie tysiące. Choćby tak beztroskim zachowaniem jak teraz, gdy usiadł na balustradzie niczym dziecko, machając nogami w powietrzu. Chyba przywykła już do takiego jego zachowania, więc nie zrobiło to nań wrażenia. Nie uniosła brwi, nie skrzywiła ust. Po twarzy przemknął raczej cień irytacji. - Och, a więc sugerujesz, że znasz Melisande lepiej ode mnie? Co jeszcze interesującego chciałbyś mi o niej zdradzić, Francisie? Czego życzy sobie moja siostra? - Fantine nie ukrywała nawet, że nie ironizuje. Sączyła kpinę w swe słowa z pełną premedytacją. Oczywiście, że wiedziała jaką naturę miała Melisande. Starsza siostra nie miała tak silnej potrzeby by zawsze i wszędzie znajdować się w centrum zainteresowania, blasku świec, być obiektem wszystkich spojrzeń. Nie była jednak nieśmiała i wycofana. Była Rosierem i znała swoją wartość, a nadeszła teraz jej chwila - chwila, by mówili o niej wszyscy.
- Tak. Za rozsądne wybory - wniosła toast zamyślonym tonem.
Decyzja o oddaniu ręki Melisande lordowi Black musiała być podyktowana zimną kalkulacją i rozsądkiem. Rody tak stare, jak ich, powinny zawrzeć wspólny sojusz przeciwko zdrajcom własnej krwi. Rozumiała to. Była pewna, że Tristanowi bynajmniej nie było lekko oddawać ukochaną siostrę komuś z tak znienawidzonej rodziny, lecz jako nestor musiał podejmować decyzje trudne. Patrzeć w przyszłość. Chciała myśleć o tym w ten sposób, lecz i tak bolała nad tym, że Melisande spędzi życie w ponurej kamienicy na Grimmauld Place.
Kątem oka dostrzegła jak zadziera materiał spodni, by odsłonić skarpetkę i łydkę. Chyba nie sądził, że zrobi to na niej wrażenie? Fantine zdążyła przywyknąć do jego wybryków. Pomysły miał zaś coraz dziwniejsze. Uniosła znów lekko brew, jakby niewerbalnie pytała co znowu wyrabia.
- Tak, to prymitywne - odparła bojowo, chwilowo tak rozjuszona, że nie zorientowała się w oszustwie Francisa, który musiał umyślnie udawać podobne do Rosierówny oburzenie. - Wielka szkoda, że prawdziwy dżentelmen w dzisiejszych czasach to rzadkość. Większość z nich powinna wziąć przykład z mojego brata - powiedziała Fantine, znów prychając gniewnie, a swoje oburzenie kojąc kolejnymi łyczkami skrzaciego wina. Wypiła go już tyle, że szumiało jej w głowie. Zawiesiła na Francisie pytające spojrzenie, ale odpowiedź bynajmniej nie poprawiła Fanny humoru.
Stawiano, że Blackówna wyjdzie za mąż pierwsza?
Dopiero po chwili dotarło do niej, że przyczyna tkwi w Melisande. Oczywiście. Ślub siostry i lorda Alpharda musiał odbyć się pierwszy. Młodsza nie powinna stawać na ślubnym kobiercu. W tym czasie Blackówna mogła zostać komuś oddana. To niemożliwe, by uznawano ją za lepszą partię - po prostu nie. To ona, Fantine, nosiła nazwisko Rosier i była siostrą nestora, jednego z najpotężniejszych czarodziejów w tym kraju. Może i w całej Europie.
- Cóż za niedorzeczność - żachnęła się Fanny. Gdyby piła wino, najpewniej by się nim zakrztusiła. Ona jako żona Selwyna? Bzdura. Wierutna bzdura. Niemożliwe. - Selwynowie mają zdradę we krwi. To niemożliwe - wysyczała jak żmija.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Tarasy [odnośnik]27.01.21 1:14
-Ktoś ci kiedyś powiedział, Fantine - urywam, żeby dać jej do myślenia. Jak zechcę dokończyć to zdanie? Że jesteś piękna? Zachwycająca? Przenikliwa? Niesamowita? - że jesteś złośliwa? - kończę, nie dbając o to, że wyartykułowanie oczywistości może mieć swoje konsekwencje. Zsuwam się z poręczy, choć tak wygodnie mi się siedziało i podchodzę do dziewczyny, która w bojowym nastroju stroszy pióra.
-Bardzo jestem rad ze szczęścia twej siostry oraz lorda Blacka - tego, owszem, mógłbym im zazdrościć. Porozumienia, między innymi. Miałem jednak również wrażenie, popraw mnie proszę, jeżeli było one błędne - urywam, skłoniwszy przed nią głowę, ach, te słodkie pozory, które doprowadzają mnie do szału - że tobie te zaręczyny nie są wybitnie w smak. I, to, także jest mi znane. Myślisz, że skakałem z radości, gdy Twój brat żenił się z moją siostrą? - przywołuję prostą analogię, tłumaczącą nieudaną zmianę tematu - Tristan, Alphard, to mogą być najporządniejsi mężczyźni na świecie, ale my, jako rodzeństwo, nigdy nie będziemy pozbawieni pewnych trosk i obiekcji - wykładam dalej swoje racje, mimo że pewne epitety już do siebie nie pasują. Od dawna - chciałem dać ci przestrzeń do oddechu, jak widać niezbyt wprawnie. Może ominąłem tę lekcję prowadzenia konwersacji - dodaję kwaśno, raz jeszcze skłoniwszy przed nią głowę. Już - inaczej, jakby sztywniej.
-Przypuszczam, że wsparcia. Także tego nieogranego - ironię Fantine biorę w pełni poważnie, bo choć sarkazm aż dzwoni w uszach, to ona prosi się o zagranie najuczciwszą z kart. Więc takowa leci, na zdrowie. Na oszukiwaniu tym razem mnie nie złapie, więc swobodnie sięgam za kieliszek i maltretuję wino, podawane przez usłużną, niewidzialną skrzatkę.
-I może jeszcze... Za rodzeństwo - dopełniam toastu. Mi pasuje tak uczcić obecność Wandzi w mym życiu, czy ona to samo by o mnie rzec mogła, nie sądzę. To trudne, lecz, ponownie: znam się na akceptacji, także tych trudnych odczuć. Ponad dwie dekady praktyki i ścierania się z własnymi emocjami dają owoce, naprawdę. I tak potrzebowałem na to dużo czasu. Fantine za to go brakuje albo po prostu jest ponad moje tanie prowokacje. Szkoda, nogawka opada, a ja rozpamiętuję swoją stopę, która zahaczyła o jej pończochę pod wspólnym stołem i dachem Tristana. Gdyby wiedział, byłbym już co najmniej nieźle zakonserwowanym trupem i nawet wstawiennictwo Evandry na nic by mi się zdało. Siostry, tak? Przez nie głupiejemy, bo myślimy, że tylko my mamy moc, aby je ochronić. Ja to już wiem - że częściej je tak tylko krzywdzimy.
Udaje mi się przynajmniej zachować kamienny wyraz twarzy, słuchając lady Rosier, prawiącej o Tristanie-dżentelmenie, choć trudno utrzymać mi w porządku szarpiącą się mimikę. Walczę, by się nie skrzywić, co ewentualnie zwaliłbym na bolący ząb - lub wcześniej, przy Matheiu, narzekając na brzuch.
-Powinni przede wszystkim zrozumieć, że panienki nie są towarami - prostuję łagodnie, zręcznie wymijając punkt Tristana. Może, może dla swoich sióstr był dobry. Może dla mojej - był rycerzem. Mnie zaś wywoływał do zabijania charłaków i oczekiwał wyrachowanych deklaracji, których nie potrafiłem złożyć ani wtedy, ani teraz.
-Zdrady nie można mieć we krwi, lady Rosier. Jak wszyscy inni, mają w niej osocze, mocznik, hormony i całą tę resztę - próbuję dowcipkować - zresztą, dopóki Melisande nie wyjdzie za mąż, nie masz się czego obawiać, lady - elegancko staram się załagodzić sytuację. Przesadziłem odrobinę - tak z winem, jak i z tym wyznaniem. Było dalej zachwycać się zupą albo jej suknią.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Tarasy - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Tarasy [odnośnik]27.01.21 22:33
Czy ktoś kiedyś powiedział Fantine, że jest złośliwa? Na początku uśmiechnęła się drwiąco, jakby krzywo, a zaraz potem zrobiła oburzoną minę, która równie szybko przeszła w doskonale wystudiowany wyraz smutku.
- Jestem? Nie chciałam cię urazić, lordzie Lestrange - powiedziała, niby przepraszającym tonem, lecz bynajmniej nie było jej przykro i nie miała zamiaru odpowiadać wprost na jego pytanie.
Oczywiste, że nikt tego nigdy Fanny nie powiedział. Nikt nie śmiał. Gdy była maleńka, powtarzano jej same kompletny, rozpieszczając dziewczynkę do granic - mówiono, że jest wspaniała, piękna, mądra i utalentowana. Przymykali oko na wszelkie przejawy złośliwości. Służba zaś nie śmiała wytykać tego swojej pani. Zatrudniani w Chateau Rose służący znali swoje miejsce. Rzadko pozwalała sobie na jawną złosliwość. Zazwyczaj ukrywała to w aluzjach, między wierszami, tak, aby nie można było Rosierównie niczego zarzucić - Lestrange jednak miał w nosie konwenanse. To już udowodnił nie raz.
- Czyżbyś nauczył się panować nad trudną sztuką legilimencji, Francisie? - spytała beznamiętnie. Poczuła złość na samą siebie. Lestrange może znał ją ciut lepiej niż inni, lecz wciąż nie na tyle dobrze, by mogła pozwolić sobie na okazywanie prawdziwych emocji. - Black wciąż pozostaje Blackiem. Trudno zapomnieć o przeszłości - dodała wyjaśniająco i wymijająco jednocześnie. Nie zaprzeczała temu, że nie w smak były jej zaręczyny Melisande - ale wyłącznie z powodu nazwiska wybranka.
- Moje rodzeństwo wie, że może liczyć na moje bezgraniczne wsparcie w każdej sytuacji - odparła śmiertelnie poważnym tonem i całkowicie szczerze. Bez cienia ironii, kpiny, czy rozbawienia - a rzadko się to Fantine zdarzało.
Stanie za nimi murem. W każdej sytuacji, jeśli tylko będzie trzeba. Francis był w błędzie, myśląc, że nie zna rzekomych występków swojego brata. Wiedziała o nich. O kobiecie w Białej Willi. To natomiast nie zmieniało jej postawy ani odrobinę. Co więcej - skrzywiła się, gdy mówił o swoich zmartwieniach w chwili zaślubin Tristana i Evandry.
- A powinieneś był. Mój brat to najlepsze co mogło przytrafić się twojej siostrze. Nie znalazłaby męża, który mógłby dać jej więcej - oświadczyła Fantine z pełnym przekonaniem. Tristan był jednym z najważniejszych ludzi w kraju. Nestorem, potężnym czarownikiem, zarządcą smoczego rezerwatu. Gdyby tylko nie był jej bratem, sama dałaby się pokroić, by to właśnie on wsunął jej pierścionek na palec. Tymczasem musiała denerwować się wizja jakiegoś Selwyna czekającego na nią przy ślubnym kobiercu.
- Jakiż ty liberalny, lordzie Lestrange, jeszcze pomyślę, że pragniesz ożenić się wyłącznie z wybranką własnego serca - zakpiła. Naprawę tak uważał? To nawet zabawne, zwłaszcza, że był właścicielem domu publicznego. Ekskluzywnego, co prawda, ale wciąż. Wiedziała o tym, oczywiście, od Tristana. Fantine pogodziła się z myślą, że świat arystokracji tak właśnie był skonstruowany - małżeństwo było sojuszem i umową biznesową, a nie świętą instytucją. Miłości szukało się poza małżeństwem. Sądziła, że Lestrange jest na tyle dorosły, by to wiedzieć.
- istnieją też geny, Francisie - przypomniała mu przemądrzałym tonem, skoro zaczął się wymądrzać pierwszy o zawartości krwi. - Może przekazują sobie gen zdrady? - spytała retorycznie. Napiła się więcej wina. - Chwila bez zmartwień pewnie nie potrwa tak długo. Szlachetne rodziny powinny się jednoczyć w obliczu tego co się dzieje. Nie sądzisz?


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Tarasy [odnośnik]28.01.21 21:38
Na jej zaróżowionym obliczu emocje zmieniają się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a ja, mogę wybrać sobie swoje ulubione. Stop-klatka, ta ironiczna podoba mi się, nawet, jeżeli jest taka przez słabo rozwiniętą zdolność przyjmowania odmów bądź zwyczajnej krytyki. Żyleta, zbliżę się do niej o krok, a mnie pokaleczy, może zadrapie, postrzępi ubranie.
-Absolutnie nie czuję się urażony - odpowiadam jej, nie wyjaśniając jednak niczego więcej. Mnie, mnie ciężko chyba obrazić. Skłonności do dramatyzowania posiadam za matką-półwilą, męskiego focha strzelić mi też zdarza, lecz naburmuszone panienki nie nadepną mi na odcisk. Przynajmniej, nie w ten sposób, bo nie raz i nie dwa natrafiałem na dziewczęta, których zwyczajnie nie nauczono tańczyć.
-Umiem się domyślać i to całkiem nieźle - konfrontuję i uśmiecham się do niej, szczerze. Plecy zsuwam po szerokim parapecie, właściwie, dość się nasiedziałem. Wiatr wieje ze wschodu, prosto w moje oczy.
-Trudno o lepszą okazję, aby stworzyć przyszłość - ripostuję zaraz, ale tak, potrafię okazać empatię - mówisz o Tristanie, jak o najlepszym bracie na świecie. Jeśli tak jest, to musisz wiedzieć, że nie oddałby ręki Melisande komuś, z kim byłaby ona nieszczęśliwa - namyślam się na głos. Ja bym tak nie zrobił. On? Hm, wydymam usta, Fantine ma w to wierzyć, bo ona tak patrzy na Rosiera. Sam wiem swoje, ale jestem na tyle bystry, by uwagi zachować dla siebie. O gospodarzach nie wypada źle mówić. Tym bardziej, przy ich własnych siostrach.
-To im wyszło, nieprawdaż? Myślisz, że to faktycznie tylko kwestia naszego wychowania? Wśród plebsu takie zachowanie też jest normalne? - pytam, co sądzi, bo dla mnie to jest ludzkie. I my, i oni jesteśmy skurwysynami, i my i oni potrafimy okazać innym dobro. I im, i nam zależy na naszych rodzinach. Teraz, po tamtej stronie, widać to wyraźnie, kiedy mugolaki robią wszystko, by przerzucić swoje dzieci, by zapewnić rodzinom bezpieczeństwo. Chciałbym wiedzieć, czy sam byłbym zdolny do czegoś takiego, a równocześnie, wcale mi się nie śpieszy, aby się w tym sprawdzić.
-Zabiegał o nią i temu nie mogę zaprzeczyć - godzę się z panienką, kręcąc kieliszkiem wina. Czerwone, wiruje na samym dnie, hop, i trzeba dobrać kolejny, na drugą nogę. Tyle wystarcza, właściwie, to chuja wiem o małżeństwie i za prędko małolata mogłaby mnie zgasić i przydeptać o podłogę, jak zwykłego peta. A przecież tych aspektów siedzi tam więcej. I choć tak, godzę się z tym, że Tristan może dać Wandzi wiele, to widzę, czego jej dać nie potrafi.
-A co w tym takiego śmiesznego, Fantine? - pytam, opierając się łokciem o parapet. W tej pozycji pozostaję od niej znacząco niższy, ale to nie szkodzi, niech napawa się swoją przewagą. Nie będę jej budować na fizycznych uwarunkowaniach, które nie od nas są zależne - albo przynajmniej z kimś, kogo polubię - dodaję z namysłem. Mnie starzy nie nauczyli miłości, więc szukałem jej wszędzie, a jak ma się trzynaście lat, to staje się to wyzwaniem wielce problematycznym. Złe wzorce zdążyły już swoje zrobić.
-Czy taki konstrukt, jak zdrada, może przechodzić z pokolenia na pokolenie?  I dlaczego wobec tego dopiero teraz... - urywam, bo zdaję sobie sprawę, że wcale odpowiadać na to nie miałem. Rzecz o genach recesywnych pozostaje więc ze mną, kiedy spoglądam na jej usta, jak pije. Ładnie. Musiano ją tego uczyć, ale to chyba była część przeznaczona dla panienek.
-Owszem. Niedobrze patrzeć na to, co się dzieje - podsumowuję krótko, ratując się, a jakże, kieliszkiem wina. Musiałbym być pieprzoną akromantulą, gdybym znów tłumaczył, że to na nogę, więc nie tłumaczę, tylko ciągnę do dna.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Tarasy - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Tarasy [odnośnik]28.01.21 22:17
Z trudem znosiła krytykę, to fakt. Zbyt długo wmawiano jej, że jest wzorem wspaniałości i cnót wszelakich, utwierdzano w przekonaniu, że powinno się ją podziwiać i szanować po prostu za to kim była - Rosierem. Nie lubiła, kiedy wytykano jej wady. Miało kto miał śmiałość, by to robić. Bardziej pokornie przyjmowąła podobne słowa od matki, brata, siostry - na ich opinii jej zależało, ich oczekiwaniom pragnęła sprostać. Lestrange jednak nie należał do tak bliskiego kręgu, dlatego piekliła się w środku i jednocześnie starała do ukryć, by nie wiedział, że mogło ją to dotknąć.
- Kamień spadł mi z serca - westchnęła z udawaną ulgą, nie szczędząc przy tym teatralnego gestu dłoni w okolicach serca, kiedy przyznał, że nie czuł się urażony. Jakby naprawdę kiedykolwiek ten kamień tam był. Żal i smutek prędko zastąpiło rozbawienie. Nieprzewrotny uśmiech doprawiony wspomnianą złośliwością.
- Cóż za rzadko spotykana umiejętność pośród mężczyzn. Prawdziwy dar! Twoja przyszła małżonka z czystym sumieniem będzie mogła powiedzieć: domyśl się, a kłopoty znikną jak za dotknięciem różdżki - wyrzekła Fantine, a by lepiej zobrazować własne słowa sięgnęła po swoją różdżkę i machnęła nią krótko. Nic, poza kilkoma wielobarwnymi iskrami nie prysnęło z jej krańca.
- Mówię tak, bo nim jest. A Melisande na pewno będzie szczęśliwa - odpowiedziała Fantine.
Dla niej samej to wszystko miało sens. Może po prostu inaczej definiowali szczęście. W jej mniemaniu do nie miłość w małżeństwie mogła dać je arystokratce - a silna pozycja jej męża, prestiż z niej płynący, szacunek jakim darzyli jego, a zarazem i ją, dobra reputacja, siła i wpływy rodziny. Jeśli lord Alphard Black wyniesie Melisande na szczyt - będzie szczęśliwa. Tristan nie oddałby siostry komuś małkiemu i pozbawionego potencjału. Alphard Black musiał mieć coś w sobie. Coś, co dobrze rokowało na przyszłość. Sama tego jeszcze nie widziała, lecz ufała w przeczucie Tristana - na polityce znał się po stokroć lepiej niż ona sama.
- Takie... osoby mnie nie interesują. Nie zastanawiam się nad tym - odparła zimno, nie udzielając pełnej odpowiedzi, bo uraziło ją nawiązanie w tej rozmowie do plebsu, skoro dyskutowali o członkach jej rodziny, o Blackach, o arystokracji. Pomimo rodowej niechęci nie postawiłaby ani lorda Alpharda, ani lady Aquili obok kogoś z klasy niższej - mieli w swych żyłach szlachetnie czysta krew i należał im się z tego powodu szacunek. To oczywiste.
- Któż by nie zabiegał? To królowa warta swego króla - wyrzekła, z lekkim wzruszeniem ramion, bo co tu było kryć - taka była prawda. Nie czuła zazdrości, bo i tak nie mogłaby poślubić własnego brata. Lady Evandra robiła oszałamiające wrażenie, nie tylko za sprawą wilego uroku, który wszystko potęgował - miała liczne talenty i uroczą osobowość. Nawet pozbawiona magicznego genu wzbudzałaby ogromne zainteresowanie.
Ku Francisowi odwróciła się bardzo powoli, wspierając o balustradę łokciem, zupełnie tak jak on. Nonszalancko, leniwie, patrząc mu prosto w oczy - może ze zbyt bliskiej odległości. Oprócz nich na tym tarasie powinna znaleźć się także przyzwoitka.
- Co jest w tym zabawnego? - powtórzyła za nim, jakby dziwiło ją to pytanie. - Zabawna jest twoja naiwność, Francisie, wybacz mi, jeśli tym razem cię urażę. Muszę jednak powiedzieć, że nawet ja byłam mniej naiwna mając osiemnaście lat i debiutując na salonach - powiedziała cicho. Uśmiechała się, lecz mówiła poważnie. Nie liczyła na to, że jej mąż ją pokocha. Matka powiedziała jej kiedyś - będzie kochać swoje dzieci, a nie męża.
A może po prostu już teraz bardziej niż drugiego człowieka Fantine kochała władzę i pieniądze? Niewykluczone.
- Dlaczegóż się tego tak uczepił, skoro tylu zdrajców z ich krwi dało ci dowód, że to prawda?
Znużona drążeniem Francisa i poszukiwaniem w jej słowach biologicznej prawdy naukowej przewróciła oczyma. Otwierała już usta, by powiedzieć coś więcej, nagle jednak odskoczyła od Francisa jak oparzona. W drzwiach balkonowych stała lady Cedrina z wyjątkowo surową miną, a zimnym spojrzeniem obdarzyła lorda Lestrange, po czym skupiła je na córce.
- Pora na odpoczynek, Fantine - wyrzekła zimno, a jej córka nie śmiałaby z tym dyskutować.
- Oczywiście, pani matko - powiedziała pokornie, odkładając kielich wina, który po prostu rozmył się w powietrzu i spojrzała na Francisa. - Dobranoc, lordzie Lestrange. Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa - pożegnała się z nim - tym sztywnym, uprzejmym tonem zarezerwowanym na oficjalne spotkania.
Musiała odejść wraz z matką, która równie prędko zniknęła w pałacowych wnętrzach.

| zt


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Tarasy [odnośnik]08.02.21 22:21
Gdzie nasze lato, kiedy siedzieliśmy na poduszkach na londyńskim dachu i oglądaliśmy płonące niebo, co? Zjarani, klejący, nawet ciutkę spoceni, bo wystawieni na ciepło, a spryskani drogimi perfumami. Tęskno mi za nią lipcową, czy sierpniową, w kapeluszu z rondem była jakaś milsza. Może robi się zgryźliwa za własną siostrę, cofam się, jej święte prawo.
Jaki ja byłem, gdy Evandrę wydawano za Tristana? Wtedy jeszcze robił za mego druha, choć oddalaliśmy się, ale... Och, błagam, z kim ja gram w te podchody, ktokolwiek by to był i tak, ja - nie reagowałbym dobrze ani wzorowo. Miałem ochotę pobić ojca, że zrobił to za jej plecami, za moimi. No tak, stary nie jest w ciemię bity, wiedział, że poleciałbym na skargę. Zepsułbym niespodziankę, dobrą nowinę, jak to określił. Kurwa, całe szczęście, że nie obwieścił tym samym ciąży i niepokalanego poczęcia.
-Szczerze mówiąc, wolałbym ze swoją przyszłą małżonką prowadzić prawdziwy dialog, Fantine - odpowiadam ciepło, nie pozwalając, by dziewczę mnie sprowokowało. Nie gram miłego, jestem taki - obyś również zebrała podobne doświadczenia i nie musiała nigdy kazać mężczyźnie się domyślać. Nie twierdzę, że jestem wyjątkowy, ja tylko... życzę ci jak najlepiej - dodaję, wzruszając ramionami, tyle z naszego porozumienia, które zmyło się, jak wyprane w Vizirze. Zyguś Chajzer zaciera ręce, a ja wracam do wyjściowej pozycji, czyli opierania się plecami o balustradę. Wygrzebuję ostatnią fajkę - znaczy, mojego kolorowego papieroska Jarella i staram cieszyć się jego smakiem.
-Oczywiście, lady Rosier - odparłem, kłaniając się lekko. Żyj, jak chcesz, różana księżniczko. Udawaj, że ich nie ma, może uda ci się nie potknąć o żadnego mugola. Jeśli twój brat dalej będzie robił to, co robi - nie zobaczysz żadnego z nich na własne oczy. Ani ich potomstwa.
-Pochlebia mi, że tak mówisz o mej siostrze - równie grzecznie jej odpowiadam, choć sam, kurwa, mierzę ją trochę wyżej, podług miary męża. To jest: osobno. Ona i on, osobne byty, ale rozumuję, że tutaj już tego nie zaznaczę. Szkoda. Już na tym etapie potężnie współczuję Evanowi i tak myślę, że mi jednak nie zafundowano prania mózgu. Wysechł na sznurku, na powietrzu, podczas gdy tutejszych dziedziców pewnie kręcono w suszarce.
-Każdy szuka w życiu czegoś innego, Fantine - stwierdzam, nie biorąc do siebie jej słów. Naiwny? Nie, raczej nie. Bardziej pasuje: idealistyczny. Tylko, że z drugiej strony kompasu - dobrze mieć cel - tak to podsumowuję, przeczesując palcami opadające włosy.
-Paru w ciągu ostatni lat, to żaden dowód, wobec całej historii rodziny - stwierdzam, nadal grzecznie, choć stanowczo - to zwykła dociekliwość - rzecz właściwa mężczyznom, mam przekorną ochotę rzec, przecząc niejako tym wartościom, którymi dzielę się z nią przed chwilą. Tracę jednak swą szansę, bo na tarasie pojawia się jej matka, której składam głęboki ukłon, głębszy, niż przed chwilą jej córce.
-Lady Rosier - przerywam, wyprostowuję się, jak struna, niechby przypadkiem Cedrina nie odbiła sobie mnie, na biednej Wandzi - dziękuję bardzo, madame. Życzę paniom spokojnego wieczora - dodaję, na balkonie zostając sam. Za mną - czai się lokaj, który najwyraźniej czeka, aż skończę palić, żeby odprowadzić mnie do wyjścia. Niedopałek gaszę o balustradę i rzucam na ziemię. Niech to później pozbiera, do wyjścia trafię kurwa sam.

zt :x


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Tarasy - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Tarasy [odnośnik]31.01.23 19:07
Dziwny jest ten świat
3 lipca 1958 r.
Noc była pełna strachów. Zbudzone nad ranem oczy łaknęły dalszego snu, ale ten napawał niepokojem. Niejasne wspomnienia przywoływały czerwone światło, czy było postrzępionym fragmentem snu, czy rzeczywiście dobiegało zza okna? Niewypoczęte ciało wydawało się spięte, lekki ból głowy subtelnie stukał w czaszkę ze wszystkich stron. Każda napotkana od rana twarz wydawała się równie zmęczona. Mogły dotrzeć do ciebie pogłoski o krwawym księżycu, który nocą pokazał się na niebie, barwiąc gęste obłoki szkarłatem. Zawieszenie działań wojennych winno przynieść chwilowy oddech, a jednak...

Corinne: Noc była tym cięższa, gdy spędzałaś ją w miejscu, które wciąż wydawało się obce. Ledwie zsunęłaś się z łóżka, pochwyciłaś kryształowe ręczne lusterko, a na jego tafli, na twoich oczach, w momencie pojawiły się pęknięcia rozprzestrzeniające się niby tkana z chwili pajęcza sieć - trzynaście nierównych fragmentów lustra posypało się na miękki dywan, szczęśliwie cię nie raniąc. Czy zwiastowały trzynaście lat nieszczęścia? Mieniły się w blasku porannego słońca, przyciągając twój wzrok hipnotyzującym blaskiem, dziwnie i nienaturalnie. Nie spostrzegłaś momentu, w którym wyciągnęłaś w ich kierunku dłoń, lecz służba, która wnet pojawiła się na miejscu, nie pozwoliła ci ich dotknąć. Przy śniadaniu z dłoni wypadła ci pusta już filiżanka - herbata wydawała się dziwnie mdła, nijaka - choć i jej porozbijane elementy zostały zebrane jeszcze nim zdążyłaś powstać, spostrzegłaś, że podobnie jak fragmentów lusterka, było ich dokładnie trzynaście. Dzień jednak dopiero się zaczynał - i miał być pełen obowiązków. Zwiastowała to tajemnicza depesza, która zapowiadała przybycie niezapowiedzianych gości. Nie powiedziano ci wiele, lecz od razu oddelegowano cię do pomocy lady doyenne, wokół której w pośpiechu przygotowania czyniła już służba. Udało ci się podsłuchać, jak jedna z dziewcząt uskarża się na ból głowy, a inna na całonocne nudności, nietrudno było dostrzec, że ich złe samopoczucie miało duży wpływ na wykonywane przez nie obowiązki.

Evandra: Od bladego świtu czułaś pod palcami mrowienie, a drobne płomienie przez cały dzień pojawiały się na twoich palcach w niekontrolowanej złości, rozdrażniając cię jeszcze bardziej. Szybko okazało się, że noc była trudna nie tylko dla ciebie, ale także dla większości mieszkańców dworu. Zaraz z rana pojawiła się pilna depesza z prośbą o gościnę od dalszej francuskiej części rodziny, która wracała z dyplomatycznej misji w Stanach Zjednoczonych do Hawru. Na morzu jednak zastał ich nocą straszliwy sztorm, który uszkodził statek. Dotarłszy do angielskiego wybrzeża wsparcia poszukali u krewnych - a rodzinie należało pomóc. Jako wsparcie przysłano ci Corinne, lecz prędko obie zorientowałyście się, że służba uwija się ze sprawunkami po stokroć wolniej niż zwykle. Całkowicie niezrozumiały okazał się dla ciebie moment, gdy jedna ze służek, już na ostatnią chwilę przed przybyciem gości, ze szczerym przerażeniem odmalowanym na twarzy przybyła powiadomić cię, że całe mleko w spiżarni sczerniało jak smoła. Logicznego wyjaśnienia tego zjawiska nikt nie potrafił wskazać, lecz jeśli zdecydowałaś się sprawdzić, czy nie stroi sobie z ciebie żartów, mogłaś przekonać się o tym na własne oczy. Mleko było czarne - i w żadnym wypadku nie nadawało się, by podać je gościom do kawy.

Czarodzieje zostali ugoszczeni na tarasach, znajdując się już przy gościach złapałyście kontakt wzrokowy wiedząc, że musicie omówić ostatnie sprawy, lecz gdy znalazłyście się razem siebie waszą uwagę przykuł jeden z obrazów na ścianie. Malunek przedstawiający przeważnie dość aroganckiego rycerza na tle białych klifów Dover miał dziś pusty krajobraz, mężczyzna opuścił jego ramy, choć żadna z was nie widziała, by uczynił to kiedykolwiek wcześniej. To nie jego nieobecność przykuwała wzrok najmocniej, a niebo nad skałami: niebo, na którym lśniły dwa słońca zamiast jednego. Drugie pojawiło się po przeciwnej stronie, nienaturalnie, zdawało się poruszać i trwać w miejscu jednocześnie, obracać się wokół własnej osi i lśnić, budząc dreszcz niepokoju. Miałyście poczucie, że przez krótką chwilę znalazłyście się w innym wymiarze, innym świecie, wciągnięte przez magię tajemniczego płótna. To wydawało się całkowicie niemożliwe, ale na obrazie, w miejscu rycerza, pojawiła się nagle wyblakła czarna farba, która chwili po chwili zaczęła przybierać wyrazistości i kształtu, formując się w kształt gigantycznego psa o krwistych oczach. Ponuraka, którego znaczenie obie potrafiłyście odczytać. Nieznajoma siła zahipnotyzowała was i wprawiła w trans, nie pozwalając odwrócić od tego w niezrozumiały sposób upiornego obiektu spojrzenia - do momentu, gdy z tarasów dobiegły was głośne i zaskoczone, a przede wszystkim chyba wystraszone westchnienia gości. Odruchowo zwróciłyście się w ich kierunku.

Na niebie rozgorzała kometa, za którą ciągnął się złocisty warkocz. Przyciągała wzrok w przedziwny sposób, jakby hipnotyzowała samą swoją obecnością na niebie. Jaśniała jak drugie słońce, trwała nieruchomo, a im dłużej oko spoglądało w jej światło, tym większy budziła niepokój. Jakby to światło wnikało gdzieś w umysł, w serce, pozostawiając po sobie trwogę i przerażającą pustkę, której nie sposób było zrozumieć.

Mistrz gry nie kontynuuje rozrywki, ale jest gotów odpowiedzieć na ewentualne wątpliwości. Zakończony wątek należy zgłosić w temacie dziwny jest ten świat; jeżeli współgracz nie pojawi się w wątku lub przestanie pisać w jego trakcie postać oczekująca może zaprosić dowolną inną, która odnajdzie się w sytuacji, w zamian za uciekiniera.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tarasy [odnośnik]25.02.23 12:31
Ostatnie dni były ciężkie, wypełnione po brzegi nowymi obowiązkami, nauką rozkładu pomieszczeń pałacu i panujących tu zwyczajów do których przywykli wszyscy domownicy; poza nią, rzecz jasna. W Ludlow rutyna posiłków była inna, inaczej rozłożona była ich sytość i na pewno nie poświęcano im zbyt dużo czasu; traktowano je jak potrzebę ciała, bez okazji do biesiadowania, długiego sączenia herbaty, wina czy innych napojów. Mieszkańcy ponurego zamczyska byli zdecydowanie bardziej oschli i wyniośli, a twierdza sama w sobie niegościnna. Nagła zmiana z którą musiała się mierzyć w pojedynkę była ciężka do przetrawienia, ciągle miała wrażenie, że popełnia błędy. Czuła się obserwowana ― czy to przez służącą Mathieu, czy to przez skrzata, czy kogokolwiek innego; zupełnie tak, jakby tylko ktoś czekał na kolejne potknięcie.
Nie mogła jednak wypowiadać się o swoim nowym życiu w samych negatywach; choć adaptacja była trudna, to spotkała się także z ciepłym przyjęciem chociażby od strony Melisande. Do tej pory znała ją głównie z widzenia, a teraz złapały całkiem dobry kontakt, głównie za sprawą ceremonii ślubnej. Była także Evandra, jej droga kuzynka, która choć miała własne problemy, to nigdy nie dała jej odczuć, że coś może być z nią nie tak. Była jej wsparciem, przyjazną duszą, nauczycielką i przykładem. Dobrym wzorcem, który częściowo pragnęła zaadaptować na swój sposób, stać się w końcu kimś więcej niż tylko przestraszoną, rozdygotaną dziewczynką z ponurego Ludlow.
Było ciężko. Ale też przecież nikt nigdy nie powiedział jej, że wyprowadzka z domu, ślub i życie w nowym miejscu to prosta kwestia. Powinna wziąć się w garść.
Sen, jak na złość, nadchodził krótkimi falami i znikał, nim na dobre zapadła się w poduszkę. Nie wiedziała czy to wciąż echo przeprowadzki nie pozwala jej spać, czy nowa rzeczywistość, czy jeszcze coś innego, ale nie doszukiwała się w tym wszystkim działania nieprzychylnych sił. Nawet to lusterko z rana przypisała przypadkowi ― była bardzo niewyspana, odkąd tylko otworzyła oczy towarzyszył jej ból głowy, więc nietrudno było o drobny wypadek. A że trzynaście kawałków? Liczba, jak każda inna.
Omen zaczął budzić jej niepokój przy rozbitej filiżance. Znów ― racjonalnie zganiła to na swój stan, ale ta sama ilość odłamków wydała jej się trochę dziwna. Nim jednak zdołała podzielić się tym niepokojem z Evandrą, pojawiły się nowe wiadomości, dość zaskakujące zresztą, i stawiające przed nimi wyzwania od samego ranka. Nie było czasu na analizowanie przypadku, na popadnięcie w panikę i doszukiwanie się kolejnych złych znaków; trzeba było działać. Oddała się pod komendę Evandry, chcąc jak najbardziej pomóc w pośpiesznych przygotowaniach do podjęcia gości, ale mimo starań, wszystko wydawało się sprzysiąc przeciwko nim. Służba uwijała się po stokroć wolniej niż zazwyczaj. (Corinne odruchowo zastanowiła się, czy w Ludlow ukarano by je pokazowo i surowo, w ramach przykładu i ostrzeżenia zarazem). Osobiście dopilnowała tego, by zastawa została odpowiednio przetarta, sprawdziła prawidłowe ułożenie wszystkich sztućców i kiedy wszystko wydawało się już gotowe i przyszykowane ― nadeszła wieść o zczerniałym mleku. Corinne nie miała pojęcia, czy to ponury żart, czy prawda, ale jednocześnie wątpiła, by służka odważyła się żartować; to byłby brak szacunku wobec lady doyenne, ryzykowne posunięcie, które mogło ją kosztować ― w najlżejszym przypadku ― posadę.
Wobec braku mleka ― jedynym sensownym wyjściem wydawała się herbata. Na więcej kombinacji nie było czasu, bo zapowiedzeni o poranku goście właśnie przybyli; trzeba było roztoczyć wokół nich aurę przyjemności, zabawić rozmową, wymienić anegdotki, zdjąć z ich barków zmartwienie sztormem. Corinne poświęciła wszystkie siły na to, by stosownie szybko odnaleźć się w towarzystwie; nie szczędziła uśmiechów, odpowiadała miło i z wyczuciem, a z jednym ze starszych przedstawicieli rodziny autentycznie wciągnęła się w rozmowę. Tym razem tematem przewodnim nie były klamki i drzwi, a goblinie srebro wykorzystywane w procesie tworzenia talizmanów i kłopotliwe podejście goblinów do tego surowca.
Kiedy sytuacja wydała się względnie opanowana, a goście zajęli się spożywaniem poczęstunku, Corinne wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Evandrą; musiały zamienić parę słów, skontrolować także, czy służącej udało się zdobyć świeże mleko, tak na wszelki wypadek.
Moment, w którym znalazły się w końcu same, miał być chwilą wytchnienia, chwilą na poukładanie ostatnich, dość dziwnych, wydarzeń i wymianą myśli na ten temat, ale i tu los postanowił się wtrącić, niepokojąc i strasząc jeszcze bardziej. Z obrazem - obok którego stały - stało się coś dziwnego. Rycerz zniknął, a nad bajkowo wymalowanym klifem pojawiło się drugie słońce; błyszczało złowieszczo, migotało, przyciągając spojrzenie i wlewając w serce przedziwne uczucie narastającego niepokoju, wzbudzało dreszcze pełzające po szyi i ramionach.
Też to widzisz…? ― szepnęła skonfundowana, chcąc się upewnić, że od tego bólu głowy nie nabawiła się żadnych omamów. ― To słońce… ― Zanim jednak dokończyła myśl, na płótnie wykwitła czarna plama, a z plamy uformował się najprawdziwszy ponurak. Corinne odruchowo zasłoniła usta dłonią, obawiając się tego, co w ferworze przerażenia może zaraz powiedzieć. Teraz trzynaście odłamków ze zbitego lusterka i filiżanki nagle miało sens; to były zapowiedzi. Drobne, ale bardzo dobitne. Najpierw pech, tyle pecha, potem omen śmierci…
Wzdrygnęła się, zalana negatywnymi myślami, zmartwieniem i zwykłym strachem. Nigdy jeszcze - w całym swoim życiu - nie widziała ponuraka. Czytała o nim, słyszała w rodzinie, ale nigdy nie widziała.
Z transu wyrwało ją dopiero poruszenie na tarasie. Urywane, głośne westchnienia, szczęk pośpiesznie odkładanych porcelanowych filiżanek. Dopiero wtedy Corinne odwróciła głowę, spojrzała w tamtym kierunku, a obrazek, który podsunął jej los po raz kolejny kazał jej wątpić we wszystko. Na niebie wykwitła kometa; złota, z jasnym warkoczem ciągnącym się za nią, jak smuga. Z początku wydawała jej się straszna i niepokojąca, a im dłużej spoglądała w niebo, tym głębsze były te uczucia. Przejmowały władzę nad umysłem, nad dłońmi, które zaczęły niekontrolowanie drżeć, nad oddechem, który stał się zdecydowanie zbyt płytki, jakby zaraz miała wpaść w panikę.
Dużo kosztowało ją to, by zachować względny spokój. Jeszcze więcej kosztowało to, by zmusić się do myślenia. Racjonalnego, niepodszytego paniką, skupionego wokół faktów. Myśl, Corinne, myśl, nakazała sama sobie, zaciskając dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę do bólu, do momentu, w którym nadejdzie trzeźwość.
Wiele razy oglądała niebo ― jeszcze w Ludlow, jeszcze w Hogwarcie ― wiele czytała na temat ciał niebieskich i trajektorii ich lotu. Komety nie były zjawiskiem codziennym, ale też nie należały przecież do całkowitej i absolutnej rzadkości, jak bazyliszki. Może to był przypadek. Może to nie miało związku z ponurakiem i stłuczonym lusterkiem. Może, może, może.
Co robimy? ― szepnęła desperacko w stronę Evandry, odruchowo sięgając po jej dłoń, ściskając ję lekko, jakby w nagłej potrzebie bliskości. ― Wszystko jest chyba dziś przeciwko nam, najpierw to mleko, służba, moja filiżanka… teraz ponurak i kometa… ― Zacisnęła na moment wargi, znów odwróciła głowę w stronę tarasu. Goście potrzebowali… pociechy? Rozładowania napięcia nagłym pojawieniem się komety? Może nie bali się wcale tak mocno, jak ona?
Znam się na astronomii ― powiedziała żywo, wpadając na pewien pomysł ― mogę poopowiadać trochę o niebie i gwiazdach, o obserwacjach. O kometach. Rozładować jakoś to dziwne, uwierające napięcie… albo przynajmniej spróbować. ― Uśmiechnęła się kwaśno, niepewnie. ― Co myślisz?


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tarasy - Page 2 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Tarasy [odnośnik]18.03.23 19:40
Dostrzeżony na czerni nieba krwawy księżyc budził wątpliwości, czy jest on rzeczywistością czy może tylko senną marą. Duchota na przemian z chłodem wdzierały się do sypialni Evandry, co rusz wybijając ze snu, nie pozwalając na dłużej zmrużyć oka, pozostawiając w męczącym zawieszeniu. W dodatku od bladego świtu Moissanite dobijała się do komnaty lady doyenne, miaucząc okrutnie i domagając się atencji. Wycieńczona i poirytowana już od samego momentu podnoszenia się z łóżka półwila wpuściła go do środka. Stworzenie wbiegło pospiesznie, kręcąc się po pokoju. Kocie jęki nie ustały, zamiast tego wwiercały się boleśnie do wnętrza głowy, wywołując na twarzy czarownicy grymas. Błysnęły pierwsze tego dnia iskry, tańczące wokół palców płomienie osmaliły kota, który w przypływie oburzenia i złości podrapał ją w rękę, zostawiając na dłoni czerwone ślady.
- Átkozott macska! - klęła do niego po trytońsku, gdy ten uciekał już w popłochu, niknąc w korytarzu. Z ciężkim westchnieniem niezadowolenia kładła głowę na poduszce, próbowała ponownie zasnąć, ale sen nie chciał już przyjść. Narzucając na siebie kolejne elementy garderoby klęła ponownie, kiedy delikatny materiał jedwabnych pończoch rwał się naciągany do pasa, puszczając oczka na całej swej długości. Śniadanie zjadła w pośpiechu, wzdrygając się na dźwięk tłuczonej przez Corinne filiżanki. Pulsujący w skroniach ból wzmógł się, gdy tylko w drzwiach jadalni pojawiła się służąca o nienapawającym optymizmem spojrzeniu. Pilna depesza przyniosła wieść o zniszczonym przez sztorm statku. Ze zrezygnowaniem, jak i przestrachem przesuwała wzrokiem po kolejnych słowach, czując jak serce przyspiesza swe bicie, a w płucach kończy się dech. Ostatnim, czego dziś pragnęła, to niespodziewani goście. Kurczowo ściskany pergamin natychmiast spłonął, kiedy tańczące w dłoniach iskry zajęły papier, pochłaniając go w całości.
Przygotowania miały ruszyć pełną parą; Evandra od razu wydała polecenia służbie, oczekując ich rychłego zrealizowania. Wszystko wskazywało jednak na to, iż całe Château Rose umówiło się na zaburzenia w funkcjonowaniu. Każdy zdawał się biegać niczym kot z pełnym pęcherzem czy inny kurczak bez głowy. Bukiety kwiatów rozstawione w niewłaściwych miejscach, pościel w pokojach gościnnych założona na lewą stronę, potykające i wpadające na siebie służące rozsypywały zawartości srebrnych tac na idealnie wypolerowaną podłogę.
- Nie mogę, tak się nie da normalnie funkcjonować! - wołała niesiona irytacją, kiedy stanęła w drzwiach spiżarni, chcąc na własne oczy ujrzeć ewenement czerniejącego mleka. - Ja tu dzisiaj oszaleję, niech mi Salazar świadkiem! - Z dłońmi opartymi na biodrach, wzniosła oczy ku niebu. - Powiedz im, że to ukłon wobec gości, herbatę dziś pijemy bez mleka - warknęła do Corinne, w głębi serca będąc jej wdzięczną za pomoc podczas tego całego szaleństwa.
Drżącą dłonią odstawiła pusty już kieliszek po laudanum, gdy biorąc głębszy oddech spoglądała w swoje lustrzane odbicie. W jednej chwili spięta twarz rozluźniła się, a kąciki uszminkowanych ust uniosły się w ciepłym, jakże doskonale przez lata wyćwiczonym uśmiechu. W ostatnich tygodniach coraz częściej sięgała po nalewkę, mającą ukoić zszargane nerwy czy pomóc zasnąć. Często gasiła także napady serpentyny, które zjawiały się nieproszone także poza emocjonalną chwiejnością, stanem wysokiego wzburzenia czy przejmującej ekscytacji. Wraz z uśmiechem bladość twarzy nie wzbudzała żadnych podejrzeń o nieprzespaną noc czy też złość. W takim stanie mogła przywitać gości.
Strudzeni ciężką, morską przeprawą goście zostali zaproszeni na taras, gdzie Corinne świetnie już sobie radziła z ich zabawianiem. Sama lady doyenne przysiadła się do dalekich krewnych, mgliście kojarząc ich imiona z pojedynczych przyjęć, podczas których mieli niegdyś okazję się poznać. Rozmowa kleiła się z trudem, Evandra co rusz sięgała wzrokiem po twarzach wszystkich osób, chcąc mieć pewność, że każdy dobrze się bawi - na tyle, na ile można dobrze bawić się po przetrwaniu sztormu - kiedy wychwyciła porozumiewawcze spojrzenie kuzynki. Przeprosiwszy towarzystwo za nietakt wraz z Corinne udała się do korytarza z zamiarem ustalenia dalszych kroków.
- Jeśli po herbacie nadal będą mieć siłę, zaprosimy ich na karty, kieliszki uzupełnimy ognistą i finalnie poślemy do komnat gościnnych. Mam nadzieję, że chociaż alkohol nie sczerniał… - mówiła pospiesznym, acz nieco ściszonym tonem do Corinne, w myślach układając już dalszy plan, jednocześnie czując, że nadal bije od niej irytacja. - Słuchasz mnie? - spytała, widząc że ta przygląda się jednemu z obrazów, po czym sama powiodła do niego wzrokiem. - Co do… - urwała wpół zdania, ściągając brwi w zastanowieniu, obserwując przesuwające się po namalowanym niebie słońce, to drugie słońce. Nagle oblewająca płótno czerń przykuła uwagę Evandry, jasne oczy powiększyły się do rozmiarów spodeczków. Włosy na karku zjeżyły się od ogarniającego ją chłodu. Praktykowała magię transmutacji, starając się stać w niej coraz lepszą, a ostatnio szczególnie umiłowała sobie twórczość zamykaną w ramach obrazów. Mimo bólu głowy pospiesznie przekopywała otchłań umysłu w poszukiwaniu zaklęcia, które mogłoby mieć podobne właściwości, kiedy czarna plama uformowała się w ponuraka. Czarownica cofnęła się o pół kroku, jakby w obawie, że ten wyskoczy z płótna i ruszy w ich kierunku, kiedy jej uszu sięgnęły dochodzące z tarasu głosy. Wychyliła się na zewnątrz, śladem gości zadzierając brodę ku niebu.
- To niemożliwe - szepnęła lady Rosier, nie tyle dziwiąc się samej komecie, co serii niefortunnych zdarzeń. Im dłużej wpatrywała się w jasny warkocz gwiazdy, tym trudniej było się odeń oderwać, nawet jeśli z każdą upływającą sekundą czuła się, jakby w potrzasku. Z tego stanu wyrwał ją dopiero dotyk Corinne, której zaciskające się na dłoni chłodne palce przywołały Evandrę do względnego porządku.
- Tylko spokojnie, nie dajmy się zwariować - odparła niemal od razu, kiedy kuzynka na głos wyjawiła siedzące także w jej głowie wątpliwości. Ogarniał ją strach, o jakim świadczył płytki oddech i drżące w piersi serce. Tego jednak nie mogła dać po sobie poznać. Jako lady doyenne miała obowiązek wesprzeć rodzinę, umocnić ją mimo własnego strachu. - To zwykły przypadek, nic nadzwyczajnego. - Starała się, by jej głos brzmiał ciepło i kojąco, mimo nieco krzywego uśmiechu. Skinęła głową na propozycję Corinne, wdzięczna za podsunięty pomysł. - Doskonale. Ostatnie, czego nam potrzeba, to atak paniki. - O astronomii wiedziała tyle, co nic, szczęśliwie nie była tu dzisiaj sama. - Idź już, oczaruj gości - ponagliła ją ruchem dłoni - a ja zajmę się obrazem - dodała ciszej, wracając wzrokiem na płótno, tym razem starając się unikać kontaktu wzrokowego z samym ponurakiem. Widząc jak czarownica udaje się w stronę gości, chwyciła za pozłacaną ramę i przeniosła ją do pokoju obok, wsuwając obraz za jeden z regałów, z planem aby doń wrócić w wolnej chwili. Wychodząc z powrotem na korytarz, zatrzymała jedną ze służących. - Przygotuj szkło w Sali Burz, a następnie upewnij się, że wszystkie pokoje są gotowe. Nasi strudzeni ciężką podróżą goście mogą potrzebować odpoczynku. - Otrzymawszy od nieco zagubionej kobiety skinienie głową, wyjrzała na taras, aby sprawdzić jak radzi sobie Corinne.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Tarasy [odnośnik]09.04.23 23:37
Skinęła szybko głową, chłonąc jej słowa jak gąbka. Ognista i do łóżka, plan doskonały w swojej prostocie, okraszony przy tym znikomą szansą na niepowodzenie ― przecież mało kto odmówiłby alkoholu i mało kto w obecnym towarzystwie trzymałby się na nogach po kieliszeczku czy dwóch. Mogła nie znać ich metabolizmu, nie wiedzieć, czy mają mocną głowę, czy wręcz przeciwnie, ale wiedziała, że zmęczenie po prostu robi swoje. Jeśli tylko nadzieje Evandry okazałyby się trafne, jeśli tajemnicza plaga sczerniałego mleka nie przeniosła się na alkohol ― miały jakieś wyjście. Już zresztą miała się ochoczo zgodzić na ten plan i przejść do rzeczy, ale jej uwagę przykuł ruch na obrazie.
A potem rzeczy były równie niespodziewane, co nieprawdopodobne. Corinne aż przetarła w pewnym momencie oczy, szczerze nie dowierzając temu, co widzi. Czy niewyspanie mogło aż tak wpłynąć na jej zmysły? Może to efekt uboczny eliksirów nasennych? Ale nie, przecież Evandra widziała to samo, była tak samo zszokowana, jak ona. To ― choć niewątpliwie niepokojące ― było też pocieszające.
Nie była w tym szaleństwie sama.
Nie zakwestionowała jej słów ― te miały nieść pocieszenie, ulgę, zapewnienie o tym, że to faktycznie nic nadzwyczajnego ― mimo tego, że sama Evandra zdawała się nieco nieszczera w tym, co mówi. Uśmiech lady doyenne, zazwyczaj tak ujmujący i miły, skaziła jakaś fałszywa nuta; może zmartwienie, może strach, może jeszcze coś innego. Corinne nie próbowała nawet dociekać, a chcąc pomóc, zdjąć z jej barków choć część ciężaru, od razu zaproponowała coś, o czym miała jakiekolwiek pojęcie.
Zwykły przypadek, nic nadzwyczajnego ― powtórzyła za nią jak echo i skinęła głową, a już po chwili znów była na tarasie. Goście jednak byli zbyt poruszeni zjawiskiem, by spostrzec jej powrót; szeptali między sobą z przejęciem, spoglądali w niebo, przesłaniali oczy dłońmi, śledząc złoty warkocz komety. Ta jednak ― wbrew powszechnej wiedzy o kometach, wbrew temu, że przecież zazwyczaj widać je ledwie na mgnienie oka ― trwała uparcie na nieboskłonie, jakby ktoś ją tam przykleił.
Corinne wróciła na swoje miejsce, pomiędzy starszym czarodziejem, którego imię już wyleciało jej z głowy, a którego roboczo mianowała Goblinem ― z uwagi na poruszany niedawno temat, a równie starą czarownicą, która przypominała jej zasuszoną śliwkę.
― Najpierw sztorm, teraz kometa ― fuknęła Śliwka w eter.
― To zły znak, zły omen ― potwierdził zaraz Goblin i podkręcił wąsa. ― Kometa zawsze była zwiastunem nieszczęść, teraz nie będzie inaczej.
A gdzieżby ― wtrąciła Corinne na wpół pogodnie, na wpół spokojnie ― istnieje tyle samo udokumentowanych obserwacji powiązanych z dobrymi wydarzeniami, co ze złymi. To zwykły przypadek, że pojawiła się teraz, o tej porze.
― Ale przecież ― Śliwka nie dawała za wygraną ― kometa to spadająca gwiazda, wypowiada się przy niej życzenie i tyle ją widzieli, koniec. A ta tutaj nie znika, jarzy się tylko i jarzy.
Kącik ust Corinne drgnął niebezpiecznie, ale utrzymała pogodny wyraz twarzy i podsunęła bliżej Śliwki talerzyk pełen cytrynowych ciasteczek. Poczęstowała się jednym, jakby na zachętę, jakby chcąc pokazać całą sobą, że w poważaniu ma tę kometę; że to w istocie nic nadzwyczajnego.
Zaiste, bywa tak, że kometa ledwie przemknie po niebie i czasem człowiek nawet nie zdaje sobie z tego sprawy ― odparła spokojnie Corinne. ― Ale bywają także przypadki w których zjawisko pozostaje z nami na dłużej. O, choćby z brzegu, przypadek z roku 1211, a konkretnie z maja, opisany szerzej w opasłym tomie profesora Marcusa Kornbluma, znanego niemieckiego czarodzieja, biegłego w dziedzinie astronomii i numerologii. Pisze on tam o komecie, której warkocz był tak długi, że rozciągał się od wschodu, aż po zachód… ― urwała na moment, słysząc przejęte westchnienie Śliwki i pokiwała z przekonaniem głową. Goblin upił łyk herbaty i podkręcił wąsa w zamyśleniu. ― Kometa widniała na niebie aż przez osiemnaście dni, więc takie zjawisko nie byłoby pierwszyzną.
― Ale, że od wschodu po zachód… ― mruczał Goblin. Siedzący po jego prawej młodszy czarodziej wtrącił:
― Przecież to niemożliwe ― skwitował; w tonie jego głosu jawnie brzmiał brak wiary. Corinne uwiesiła na nim spojrzenie i pokręciła delikatnie głową. Brwi młodzieńca lekko podjechały ku górze, jakby nie dowierzał, że ktoś może się z nim nie zgadzać.
Przypadek z roku 1680, a konkretnie z Włoch, bo tam rzecz miała miejsce. Otóż, po pojawieniu się komety wyjątkowo jasnej i dużej ― Corinne zerknęła kontrolnie na kometę, jakby już zapomniała o jej istnieniu i musiała ocenić, na ile jest podobna do poprzedniczki ― nawet większej niż ta, jak pisał Rosario Zarrella, nastąpiła ogólnie pojęta panika. Wydano wiele broszur wieszczących koniec świata i wypalenie magii, ale nic takiego nie miało miejsca, przecież wciąż życie się toczy, magia płynie w naszych żyłach i mamy się ― spojrzała na otaczających ją czarodziejów ― całkiem dobrze, prawda?
Odpowiedział jej szmer pomruków, parę nie do końca przekonanych min. Corinne splotła dłonie na kolanach, roztaczając wokół siebie aurę Specjalistki. Rola ta przychodziła jej nader naturalnie i płynnie, a widząc, że słuchacze nie są zbyt obyci w temacie, coraz śmielej sięgała po kolejne słowa i fakty:
Wracając jednak do rzeczy niemożliwych, w tym właśnie przypadku, miejsce miała rzecz całkiem niezwykła, bo kura zniosła jajko z wizerunkiem komety! ― Śliwka uniosła wysoko brwi, Goblin zakrztusił się herbatą. ― Tej samej, która wisiała czarodziejskiej społeczności nad głową, której się tak obawiano i przypisywano z miejsca najgorsze.
― A czy są udokumentowane jeszcze, równie zabawne, przypadki powiązane z kometami? ― spytał młodzik, którego Corinne właśnie w tym momencie ochrzciła w myślach Niedowiarkiem.
Oczywiście, że są. Chociażby w “Lettre, ou il est prouve que les Cometes ne sont point le presage d'aucun malheur”, autorstwa pana Bayle’a. Ale mimo wyraźnej wskazówki w nazwie, trudno to traktować jak list, jak coś zwięzłego, coś, co krótko udowadnia, że w istocie komety to żaden objaw złej fortuny.
― Dlaczego? ― zaciekawił się Goblin.
Bo ów list ― odparła Corinne z tajemniczym uśmiechem błąkającym się na wargach, sięgnęła po filiżankę ― mieści się w dwóch tomach i zajmuje łącznie przeszło tysiąc dwieście stron.
― Och.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tarasy - Page 2 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Tarasy [odnośnik]10.07.23 0:39
Od samego rana dało się wyczuć coś niebezpiecznie wiszącego w powietrzu, położył się późno, wczesną nocą analizując koszty potencjalnie nowych dostawców mięsa do Smoczych Ogrodów, na podstawie sporządzonych ostatnio zestawień. Ale nie chodziło już nawet o nieprzespaną noc, nie o filiżankę, która z trzaskiem upadła w jadalni, nie o poranną herbatę, która smakowała źle jak nigdy. Depesza, która nadeszła, zaniepokoiła wszystkich domowników, lecz nie martwił się o pobyt rodziny w Chateau Rose, pewien, że jego małżonka z nieocenioną pomocą Corinne bez trudu zajmą się komfortem gości. Prawdziwe schody zaczęły się dla niego w Smoczych Ogrodach, gdzie dotarł z nieznacznym opóźnieniem wywołanym wcześniejszym zamieszaniem.
Szybko okazało się, że minionej nocy straszliwy pożar ogarnął fermę, która dostarczała im owczego mięsa, co oznaczało dramatyczne konsekwencje na nadchodzące tygodnie -  potrzebowali natychmiast zawrzeć nowe kontrakty. A smoki tego dnia wydawały się bardziej głodne i bardziej agresywne niż zwykle, a dźwięk brzękadeł tylko rozdrażniał je bardziej. Nadto, przy budowie serpentarium rozpoznano błąd konstrukcyjny, który doprowadził do niebezpiecznego załamania magicznego grożącego wybuchem, który potencjalnie może uszkodzić zaklęcia ochronne na terenie Ogrodów i oswobodzić jednego ze starszych, co za tym idzie bardziej niebezpiecznych smoków - dotąd wywołało ono jedynie szumy, przez które z okowów wydarł się jeden z młodzików. Azael skończył już dwa lata, za sprawą swojego kalectwa stał się oczkiem w głowie Mathieu, ale nie był już przecież pisklakiem - od ogona po pysk mierzył już niemal trzy metry. Zjawił się przy nim osobiście, gdy większość pracowników została oddelegowana do wcześniej naglących zadań. Podczas prób okiełznania stworzenia, zakucia go w łańcuchy, które uziemią go czasowo, do momentu naprawy zaklęć ochronnych, rozkojarzenie wywołane ciężkim dniem i jeszcze cięższą nocą sprawiły, że popełniał błąd za błędem. Gdy nieopacznie podszedł zbyt blisko, nie wyciągnąwszy nawet różdżki, buchnął w jego stronę ogień, przed którym nie zdążył się ustrzec; strój ochronny rezerwatu ocalił większość jego ciała, lecz niedbale nałożony przepuścił ogień przez przedramię, na dawną bliznę stopioną z tatuażem Mrocznego Znaku. Źle wyartykułowana inkantacja rozjuszyła tylko stworzenie bardziej, które, odwinąwszy się ogonem, cisnęło go w brzuch i odrzuciło w tył. Ostatecznie zwierzę zostało spętane i zabezpieczone, a Tristan odczuł to boleśnie nie tylko na dumie.
Mimo poniesionych ran nie zamierzał wracać, na szybko zabandażowane poparzenie powracało przenikliwym bólem w najmniej odpowiednich chwilach, lecz pozostałe otarcia i zasinienia nie były groźne, a przed nim jawiło się jeszcze mnóstwo pracy - i musiał pozostać w gotowości, bo wydawało się, że tego dnia runąć postanowiło wszystko. Podwładni unikali go jak ognia, słusznie, bo swoją nieudolnością doprowadzali jego krew do wrzenia - ciągłe zapewnienia, że dzisiejsza seria niefortunnych zdarzeń była niemożliwa, ponieważ magia zabezpieczająca została uprzednio bardzo dokładnie sprawdzona, tylko go drażniły. W rozrzuconych notatkach nie mógł jednak odnaleźć ostatnich kontaktów do dostawców, których listę musiał zostawić w Chateau Rose zeszłej nocy. Oczywiście, że tak, od samego rana przecież nic nie szło tak, jak powinno.
Nie chcąc marnować czasu wrócił się po nią od razu, a krocząc korytarzem zapomniał właściwie o niezapowiedzianych gościach, jakich mieli przyjąć przed paroma godzinami. Umknęła mu anomalia, jaka objawiła się w tym czasie na niebie. Dostrzegł jedynie Evandrę - skupioną na jednym z obrazów.
- Stój! - zawołał za nią, tonem wybrzmiewającym jeszcze narastającą w ciągu dnia irytacją, przyśpieszając kroku; gdy tylko znalazł się tuż obok, zdecydowanym ruchem odebrał od niej ramę, mimo krótkiego grymasu, gdy napięły się mięśnie poparzonego przedramienia. - Nie powinnaś, co ty wyprawiasz? - Nie spojrzał na płótno, nie próbował też odwieszać go z powrotem; obraz nie był może bardzo ciężki, lecz w jej brzemiennym stanie nie powinna wcale się wysilać. - Cóż ci zrobił ten nieszczęsny obraz? - spytał, spoglądając na nią pytająco - przemieszczając się z nim w kierunku, w którym Evandra pierwotnie próbowała go przenieść.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tarasy [odnośnik]12.08.23 15:59
Co jeszcze może pójść nie tak, jak powinno? Wydane służbie dyspozycje miały przynieść rozwiązanie największego z problemów - niezapowiedzianych gości. Evandra chce czym prędzej pozbyć się skupionych na sobie spojrzeń, wprost marzy o zamknięciu się w gabinecie z filiżanką dobrej herbaty, lub jeszcze lepiej, by dostać się do łaźni w wieży i zapomnieć o reszcie świata.
Reszta świta w postaci napływających dzień wcześniej listów, potwierdzający podjęcie przygotowań do jarmarku. Już za dwa tygodnie stanąć miał w Dover i rozświetlić uśmiechy na twarzach czarodziejskiej społeczności hrabstwa. Zanim jednak wywoła w kimkolwiek radość, należy dopiąć, choć część wyznaczonych zadań, których stos piętrzył się wraz z listami. Budowa straganów, przygotowanie atrakcji, artystów, kuglarzy, połykaczy ognia, chór prosto z centrum kultury, a do tego zbiórka charytatywna, loteria fantowa i ot, jarmark gotowy. Podobnych jawiących się równie optymistycznie obowiązków na najbliższe dwa tygodnie, naciskało kilka. Ich wspólny ciężar kładzie się na półwile ramiona, kiedy w zmęczeniu i irytacji trzecim lipca sięga zenitu.
Wołanie za plecami wywołuje strach, Evandra aż podskakuje w miejscu, momentalnie plując sobie w brodę, że nie jest uważniejsza. Stale ogląda się przez ramię, kiedy w kącie oka dostrzega majaczące się cienie, a teraz nie słyszy nawet przyspieszonych kroków.
- Słucham?! - oburzenie wdziera się do jej tonu, kiedy lady Rosier nie od razu rozpoznaje głos. Jak ktoś śmie tak wołać na panią tego zamku?! Rama obrazu przypieka się lekko od nacisku palców półwili, to nie wróży niczemu dobremu. - Ale co… - Dłuższą chwilę zajmuje, by uświadomiła sobie, że Tristan, którego nad ranem żegnała, kiedy wychodził do Smoczych Ogrodów, zjawił się znacznie wcześniej. Posłusznie oddaje obraz mężowi i wygląda jeszcze w kierunku tarasu, by mieć pewność, że nikt nie zwraca na nich uwagi. Niewiele robi sobie z pouczeń, doskonale wiedząc na ile może sobie jeszcze pozwolić w kwestii pracy i noszenia względnie ciężkich przedmiotów. A raczej na ile musi chce sobie pozwolić w tak irytującym dniu.
- Błagam cię, nie teraz - spomiędzy zaróżowionych warg wydostaje się westchnienie. - Taki obraz w korytarzu? Początkowo myślałam, że coś przeniosło się z innych ram, ale to zaczęło się tak prędko rozlewać, że trudno oderwać spojrzenie. A wiesz, kto jest właśnie na tarasie, oglądając spadające z nieba komety? - wylewa się potok słów, jednak głos Evandry, mimo usilnych prób, nie brzmi dyskretnie. Podąża za Tristanem w kierunku sąsiedniego pokoju. - Widziałeś, co na nim jest? Może i nie znam się dobrze na wróżbiarstwie, jednak ten znak rozpoznam wszędzie.
Szybkim ruchem chwyta za pozłacaną klamkę i otwiera drzwi, spoglądając na męża wyczekująco. Nie mają wiele czasu do stracenia, lecz posłana do przygotowania zastawy dziewczyna z pewnością prędko uwinie się z zadaniem. Czarownica odetchnęła ciężko, a nagły zawrót głowy i chwytające gardło mdłości zmusiły do wsparcia się o futrynę. Uniosi wzrok, szukając spojrzenia Tristana. Cienie na jego twarzy potwierdzają, że podobnie jak i ona, ma już serdecznie dość atrakcji na raz.
- Dobrze cię widzieć, ten dzień to szaleństwo - odzywa się z bladym uśmiechem, jak i swobodniejszym tonem. - Czy nie powinieneś być w rezerwacie? Czy coś się stało? - dopytuje, nawet nie zdając sobie sprawy, że pytając o problemy męża, podświadomie odpycha myślenie o własnych.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Tarasy [odnośnik]30.08.23 14:12
Zmarszczył brew na jej krytykę obrazu, w pierwszej chwili nie pojmując, cóż było na nim takiego zdrożnego; nie zwracał na niego większej uwagi, niechęć do płótna zrzucając na ciążowe nastroje, z którymi to nie zamierzał dyskutować. Kiedy tylko przejął od niej dzieło, wyczuł pod palcami rozgrzane drewno, pozwalając sobie wstrzymać się od komentarza. - To sir Edmund, zaufany rycerz Mahaut, według niektórych jej kochanek. Może i ma trudny charakter, ale chyba trochę przesadzasz, wystarczy przenieść go trochę bardziej w kąt, kiedy robi się bardziej humorzasty - ocenił krytycznie, odstawiając ramę we wskazane przez nią miejsce. Wziął rycerza w obronę, bo chyba tak wypadało - wojak wisiał na tej ścianie odkąd Tristan pamiętał. - Słucham? Kto? Jakie komety? - zdumiał się, gdy wspomniała o tarasie, o gościach i o kometach, a on nie nadążał ani za jej myślą, ani za jej słowem. Dopiero wówczas przyjrzał się płótnu z bliższa, marszcząc brew, gdy wzrok napotkał czarny znak ponuraka. Spędził w tym pałacu całe życie, albo i jego większość, czarnego psa tej wielkości na żadnym z obrazów nie widział nigdy. Patrzył w ten znak przez chwilę, bez zrozumienia, jakby liczył, że ten lada moment zniknie; nie zniknął jednak, a trwał w bezruchu, niosąc grozę tego przedziwnego dnia. Czy miało znaczenie, kto ujrzał go pierwszy, czy nieszczęście miało dotknąć każdego, kto go widział? Jak przez mgłę pamiętał nocne niebo, krwisty księżyc. - Spokojnie, w porządku? - zawołał, gdy spostrzegł, że chwyta ją nagła słabość; pośpieszył jej z nagłą pomocą, chcąc zaprowadzić ją na najbliżej stojące krzesło i pomóc na nim spocząć.
- Spłonęła owcza farma, z którą mieliśmy nowy kontrakt na żywą karmę - odparł na jej pytanie blado, wpatrując się w rys ponuraka. - Akurat teraz, kiedy dopiero co zakończyliśmy negocjacje. Nie dowieźli dzisiaj dostaw, dla większości wystarczyło zapasów, ale przegłodziliśmy najstarsze. Są wściekłe. Wściekłe i głodne. Wróciłem się po dokumenty, kilka dni temu przeglądałem oferty dostaw, musiały zostać w gabinecie. Merde! Założę się, że wszyscy wywindują ceny w górę, kiedy tylko zorientują się, że zostaliśmy pod ścianą. Zastanawiam się, czy nie napisać do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami - Wziął głębszy oddech, odejmując wzrok od ponuraka. - Spal to zanim przyniesie więcej złego - rzucił, odejmując dłoń od wspartej o ścianę ramy; nie był nigdy nadto przesądny, ani nie znał, ani nie dostrzegał omenów, ale to przecież było tak wyraziste, że aż oczywiste. W irytacji odstąpił od obrazu, przechadzając się po linii wąskiego okręgu zbyt szybkim krokiem - Konstruktorzy mówią, że to za sprawą sprawą przegłodzonych, ale coś nie powiodło się w okolicach serpentarium. Magia ochronna zawiodła, wszystko może się zapaść w każdej chwili. Jeśli nie skończymy z pracami do zimy, będziemy musieli przeczekać aż do kolejnego lata, po okresie lęgowym, żeby nie uszkodzić siedlisk. Czasem mam wrażenie, że otacza mnie tam banda idiotów - Uniesiona w górę dłoń ekspresyjnie odmalowała jego złość. - Szaleństwo to mało powiedziane. Zaraz, czy tu wydarzyło się coś jeszcze? - Niechętnie spojrzał wpierw na płótno, potem na nią.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Tarasy [odnośnik]11.09.23 8:22
- Najdroższy, w jakim świecie ty żyjesz - wzdycha nadal ciężko, kręcąc głową bez zrozumienia, no bo jak kto może nie wiedzieć nic o niespodziewanych gościach, jak i świecącej nad ich głowami komecie, a także wszelkim złu, jakie drzemie w ich komnatach od samego już ranka. Macha tylko ręką, bagatelizując swój stan; nudności się pojawiają i pojawiać będą, niezależnie od nastroju. Samo sugerowanie, że przyda jej się krzesło, powoduje rozdrażnienie.
- O masz ci los - podsumowuje tylko ściszonym głosem, słuchając rewelacji ze Smoczych Ogrodów. - Już, już, dość uniesień - stara się go uspokoić, wsuwając rękę do talii męża. To niezwykle ciekawa zależność, jaką Evandra u siebie obserwuje, że mając styczność z kimś, kto się unosi w złości, jej emocje zdają się opadać i uspokajać. - Czyli mówisz, że pospiesznie musimy znaleźć miejsce, w którym dostaniemy pożywienie dla smoków. - Brzmi banalnie, jak hasło w krzyżówce. - Zaraz napiszemy do okolicznych farm, z każdej uda się uszczknąć po kilka sztuk, tak, aby nie odczuły większych strat. To nagła sytuacja, na pewno zrozumieją. Nie chcą zapewne też powtórzenia tragedii sprzed dwóch lat. - Szczegółów tamtych wydarzeń dokładnie nie zna, samej będąc wtedy w stanie niemalże agonalnym, przykuta do łoża we własnych komnatach. Pamięta jednak smoki wyrywające się z rezerwatu i siejące na lądzie zamęt. Nikt, kto był wtedy obecny na południu kraju, nie chce, aby czas zatoczył koło. - Zaraz, zaraz… Co się stało w serpentarium? Otwarcie jest zaplanowane na wczesną jesień, więc skąd nagle ta zima? - Coś ponownie otwiera się w Evandrze, ewidentnie nachodząc półwilę chwiejnymi falami nastroju. - Nie możemy sobie pozwolić na to, by zabezpieczenia zawodziły już teraz. Potrzebujemy lepszych konstruktorów, to z pewnością błąd czynnika ludzkiego. - W myślach przeczesuje już spis znanych sobie specjalistów, jakich szukała przed paroma miesiącami, tworząc plan rozbudowy Smoczych Ogrodów o kolejne wybiegi.
- Tu od rana psuje się wszystko, co może - stwierdza już spokojniejszym, acz nadal zmęczonym tonem; pozwala sobie skorzystać z obecności męża, jak ostoi. - Od kiedy dowiedziałam się, że wracająca do Hawru rodzina się u nas zatrzyma, już coś wisiało w powietrzu. Oczywiście, że nie można im było odmówić, a o przeraźliwym sztormie wspominali od przekroczenia progu. Służba uwija się jak w letargu, słyszałam, że narzekają na niedogodne stany, bóle i nudności. Ponadto wezwano mnie do spiżarni, bym na własne oczy ujrzała, że cały zapas mleka sczerniał, stając się gęsty, niczym smoła. Kto mógłby chcieć stroić sobie tak żarty?! - unosi głos do teatralnego szeptu, by oburzenie nie wydostało się na korytarz. - A teraz jeszcze, proszę, kochanek Mahaut zdecydował, że ucieknie z obrazu, choć nigdy nie opuszcza jego ram. - Wskazuje na opartą o ścianę ramę, celowo pomijając ponowne wspomnienie o czarnej plamie. Także nie uważa się za czarownicę przesądną, o przeznaczeniu lubiąc wspominać w ramach romantycznych uniesień, nie zaś złośliwości losu, jaki rzeczywiście mógł się uwziąć. - Jeszcze jedna rewelacja, a przysięgam, że owcza farma nie jest jedynym, co dzisiaj spłonie - odgraża się, odsuwając o krok od Tristana, zupełnie jakby zapobiegawczo wolała się do niego teraz nie zbliżać. Łaskoczące w opuszkach palców ogniki stawały się coraz to bardziej irytujące.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Tarasy [odnośnik]07.10.23 15:36
Wziął głębszy oddech, gdy kojący ton głosu Evandry i subtelny dotyk odbierało jego negatywne myśli, zupełnie miała aurę, która wycisza to, co złe i pozwala ukierunkować myśli jaśniej, na działanie. Musnął palcami końcówki jej włosów, nachyliwszy się nad jej ramieniem zastanawiając się nad wypowiedzianymi przez nią słowy. Jeśli zaangażują kilka farm, rozwiązanie doraźne zadziała, a konkurując ze sobą będą musieli wystawić rozsądne oferty. Subtelne przypomnienie o tragedii nie zaszkodzi, jeśli bestie wymkną się spod kontroli, stracą znacznie więcej niż dobry kontrakt. Kiwnął głową, ostatecznie zgadzając się z żoną, jeden problem mniej.
- Nie otworzymy serpentarium bez sprawnych zabezpieczeń. Niektóre z okazów są niebezpieczne, jeśli umkną z terrariów, gdy nikt tego nie zauważy, mogą przyczaić się w miejscach, w których zaskoczą naszych ludzi. Nie mówiąc już o widłowężach, które i bez elementu zaskoczenia są dostatecznie groźne. Jadowite są kły tylko prawej głowy, ale to wystarczy, żeby napsuć nam krwi. Dosłownie i w przenośni. - Pokręcił głową z niesmakiem, bo i jemu nie podobało się, dokąd to zmierza. Problemem należało zająć się czym prędzej, sprawnie naprostowany - być może - nie wywoła opóźnień, ale ogrom problemów sprawiał, że coraz trudniej było je prioretyzować. Słuchał jej w milczeniu, słuchał o sztormie, o zagadkowych zdarzeniach w spiżarni, dopiero gdy się odsunęła - pozwolił jej na odnalezienie przestrzeni - kątem oka wyjrzał przez drzwi na taras, gdzie gromadziła się rodzina wraz z gośćmi, a nad którymi - na niebie - pojaśniała kometa, o której Evandra wspominała wcześniej. Był w drodze, gdy się pojawiła, czym była? Jaśniała tak mocno, jak jeszcze nic, co dotąd widział, jak słońce, choć słońcem nie była. Nie zapowiadali podobnego zjawiska, czy było naturalne, jak zaćmienie gaszące dzień? Czuł dziwny niepokój, choć w zasadzie poczucie to - ignorowane - towarzyszyło mu od nocy. Nie był przesądny, nie znał się na omenach, na gwiazdach zresztą też nie. Wiedział jednak, że istniały moce, które nie miały w sobie nic z racjonalności.
- Może tez miał tego wszystkiego dosyć - Wzruszył ramionami, gdy wspomniała o kochanku Mahaut, może dało się go odnaleźć na płótnach, które przedstawiały jego ukochaną? - Jak dziś spałaś? - zapytał, zamiast artykułować swoje obawy na głos. Może to tylko niepokój Morrigan, złe samopoczucie pchały jego myśli w równie niepokojącym kierunku, może to jego subiektywne odczucie czegoś, co wydawało się zupełnie normalne, nawet jeśli czarne mleko nie miało w sobie nic z normalności. Pamiętał strzępy czerwieni, ale krwawy woal nie pierwszy raz przysłaniał mu oczy, odkąd byli w jego ciele we dwoje z pradawnym duchem. - Wyniosą się z rana, czy mamy ich gościć w całym tym chaosie? - spytał, skinąwszy głową na drzwi wyjściowe, niewątpliwie mając na myśli delegację z Hawru. Nie mieli dla nich czasu. - Upewnij się, że Corinne wie, co robić, pomożesz mi na fermach. Ręce w dół, pożar to ostatnie, czego nam dzisiaj trzeba - skomentował krótko jej iskrzące dłonie. - Wyślę Mathieu do serpentarium. Co zrobiliście z tym mlekiem? Trzeba się tego czym prędzej pozbyć. Może to żarty, a może klątwa, której służba padła ofiarą. Lepiej, żeby nas nie sięgnęła. - A w szczególności ciebie, zlustrował jej zmęczoną sylwetkę wzrokiem. Założył ręce na piersi, spoglądając na odwrócony pod ścianą obraz, od którego to wszystko się zaczęło. Ponurak, znak, który rozumieli nawet oni, czy mógł być przyczyną ciągu nieszczęść? Nie wiedział, gwałtownym krokiem przeszedł pod kominek, z którego wyjął pogrzebacz i - na wszelki wypadek - przebił płótno pośrodku, kopnięciem łamiąc jego ramę. Zgięty w pół cisnął na wygaszone palenisko. Edmund znajdzie sobie nowy obraz, choć pewnie przez kilka najbliższych tygodni będzie bardzo niepocieszony.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Tarasy - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Tarasy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach