Wydarzenia


Ekipa forum
Łąki
AutorWiadomość
Łąki [odnośnik]27.09.15 1:42
First topic message reminder :

Łąki

By dostać się na festiwal, należy przenieść się za pomocą przygotowanych na wydarzenia masowe świstoklików lub udać się pieszo z centrum najbliższego miasta na wybrzeże Dorset. Cały teren, gdzie będzie odbywać się wydarzenie, obłożono silnymi zaklęciami ochronnymi oraz uniemożliwiającymi teleportację. Wzgórza w porastają maki i chabry, stanowiące ciekawe kolorystyczne połączenie dla gromadzących się gości. Kilkaset metrów na zachód wyznaczono niewielkie pole namiotowe dla gości z różnych stron świata, chcących spędzić więcej czasu w urokliwym Dorset.

Labirynt

Nieopodal głównej części festiwalu zaprojektowano labirynt. Nie przytłaczał swoją wielkością – wystarczyło stanąć na palcach, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Składał się z kilku komnat, połączonych ze sobą plątaniną korytarzy. W każdej znajdowała się biała drewniana ławka i donice z kwiatami, a w niektórych ustawiono także nieduże rzeźby i fontanny. Czarodzieje mogli tu odpocząć od tłumu i harmidru festiwalu.

Gra zostanie rozpoczęta postem Ain Eingarp.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:06, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łąki [odnośnik]19.07.23 20:37
W każdej sytuacji noszącej znamiona stresu nie było dla Marii nic lepszego, niż odnalezienie czystego, niezmąconego niczym przywództwa. Dlatego też z ulgą przyjęła postawę Hazel, która zorganizowała ich pracę. Z rosnącym entuzjazmem spoglądała na przemawiającą kobietę, a kiedy ta poinformowała ich, że wijołapka przyda się na eliksir kiełkowania, ledwo powstrzymała się od uradowanego klaśnięcia w dłonie. Oczywiście, że musiało chodzić o eliksir kiełkowania, jego recepturę Maria miała zapisaną w jednym ze starych notatników przekazanych jej niegdyś przez babcię, ale nigdy nie miała okazji przygotować go samodzielnie. Znajomość alchemii okazała się jednak (jak mówiła pani Cassandra, która nigdy się nie myliła) istotną zaletą, a obecność Hazel wiedzącej, jak owy eliksir przygotować, zainspirowała młodą pannę Multon do nauki alchemii w najbliższym czasie.
Znajdując się wciąż obok Hazel, niezależnie od tego, dokąd podążała Wilde, próbowała dowiedzieć się jak najwięcej, dostrzec coś, co mogłoby być istotne dla eliksiru. Gdy tylko obok nich znalazł się także rudowłosy, elegancki młody mężczyzna (Roratio), uśmiechnęła się do niego nieśmiało, lecz nie zabrała głosu. Rozmowa między pasjonatami roślin wykazywała, że zarówno on, jak i pani Hazel mieli wiedzę o roślinach istotnie przewyższającą jej własną, nie było więc niczego, co mogła wtrącić, a co przyniosłoby jakąś wartość w dyskusji.
Z radością przyjęła więc przybycie kruka, który ostrożnie zasiadł na jej dłoni. Zwierzęta były cudowne, niezależnie od tego, czy należały do świata realnego, czy też iluzji. Kruki zresztą były nie tylko mądrymi, ale także sporymi stworzeniami. Dlatego też ostrożnie wysunęła palec w jego kierunku, mierzwiąc pióra zwierzęcia tuż nad jego dziobem. Był to gest, którego nie śmiała wykonać względem sokoła, lecz miała nadzieję, że kruk ufający jej na tyle, aby spocząć na jej ręce, przyjmie pieszczotę taką, jaka była, bez złych zamiarów.
Niedługo później dołączyły do nich inne ptaki, dziobiące w ziemi przy Hazel. Co więcej, zdołały wydziobać z ziemi dwie dżdżownice! Widząc to, Maria uśmiechnęła się szeroko, wolną dłonią wskazując na robactwo.
— Proszę pani, one się nadadzą? — spytała, nie będąc do końca pewna. Wydawało jej się jednak, że co składnik zwierzęcy to zwierzęcy, niezależenie, czy zwierzę było robakiem, ptakiem, ssakiem czy chociażby rybą. W oczekiwaniu na odpowiedź pochwyciła kolejne piórko, które wypadło z jego skrzydeł. Czarne, lśniące, piękne i co ważniejsze — użyteczne.
Nim zdążyła się obejrzeć, zjawiła się przy nich Celine w swej brzoskwiniowej sukience, oferując Hazel krucze pióro zgubione wcześniej. Uśmiechnęła się do półwili życzliwie, bez słów przekazując Hazel pióro znalezione przez siebie na potrzeby eliksiru. — Dżdżownice, wijołapka, pióra... — wyliczyła szeptem, spoglądając w kierunku kamiennego kielicha, niedługo później spoglądając ponownie na Hazel. — Trzeba je jakoś przygotować, zanim trafią do eliksiru?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Łąki [odnośnik]19.07.23 23:55
Obejrzał się jeszcze przez ramię, słysząc za sobą znajome głosy - i ujrzał jak Theo uśmiecha się do Celine tym głupim uśmiechem, który musiał (głównie w wyobraźni Hectora i dawnych wspomnieniach ze szkoły, bo wtedy jeszcze się nie znali) prezentować fankom gdy był jeszcze królem Quidditcha. Powstrzymał odruch przewrócenia oczami, bo myśl, że Theo powinien czytać mu w myślach albo rozumieć ostrzegawcze spojrzenia sprzed wyjścia do labiryntu była odrobinę niesprawiedliwa (tylko odrobinę, Hector wychował się z bliźniakiem i musiał przywyknąć w dzieciństwie do faktu, że nie wszyscy rozumieją go bez słów). A Celine była dla wszystkich miła i serdeczna, choć nie rozumiał, czemu akurat dla więcej-niż-jego-równolatków. Miał szczerą nadzieję, że Moore’owi nie wpadnie do głowy zapraszanie dziewczyn na miotłę (tak jak wpadło zapraszanie Evelyn do tańca), choć kto wie jak urok wili działa na innych (swoją drogą, po tym jak Celine spróbowała mu wyjaśnić jak to działa, uznał temat za fascynujący przedmiot obserwacji - gdyby nie Pani Jeziora to może przyjrzałby się im trochę uważniej, oczywiście całkiem bezstronnie).
Odwrócił wzrok i skupił się na rzuceniu zaklęcia, ignorując chwilowo zebranych i bodźce zewnętrzne - na szczęście, skończył już inkantację, gdy za jego plecami rozbrzmiał znajomy krzyk i pomysł, którego nie dało się wytłumaczyć urokiem wili (chyba, bo był równie irracjonalny jak magia tych istot).
-Przecież leczę...! - odparował nie oglądając się za siebie, choć mógłby nie zniżać się do odpowiedzi, bo przyjaciel wiedział, że nie umiał nie lubił latać - i roztropnie nie poczekał na jego odpowiedź, a Hector odruchowo odprowadził go wzrokiem, widząc miotłę i jeźdźca kątem oka. Pomimo magipsychiatrycznego doświadczenia, pozostawał odrobinę nieświadom tego, ile kosztuje Theo latanie przy ludziach - w powietrzu zawsze wyglądał tak lekko, jakby kalectwo przynajmniej tam mu nie ciążyło. O swojej własnej ułomności Vale nie zapominał prawie nigdy i mimo woli zastanowił się, czy Król Rybak miał jakąś odskocznię czy też był na zawsze przykuty do ziemi, do brzydoty, do swojego obłudnego dworu. Posąg - kobieta - zdawała się piękna, kim była dla kalekiego Króla? Dlaczego nie odwróciła się od niego, ona jedna - bo to jemu, jego spuściźnie, zaoferowała pomoc, prawda?
Powrócił wzrokiem do zasklepiającej się rany z narastającą ulgą obserwując jak nieco eksperymentalne użycie magii zasklepia piaskową ranę - jak skóra nabiera zdrowszego (chyba? Czy można za taki uznać błękit) odcienia, a tkanki zasklepiają się.
-Neala. - powtórzył imię przyjaciółki Celine, z ciepłym uśmiechem przyjmując obecność rudowłosej obok siebie. Zdawała się być bardzo młoda, ale był jeszcze młodszy gdy ojciec Archibalda miłosiernie nauczył go pierwszego, podstawowego zaklęcia przeciwbólowego na chroniczny ból nogi - potraktowawszy ją jak dorosłą, uwierzył w jej opinię o własnych zdolnościach. -Nie wiemy w jakim jeszcze może być stanie i gdzie jeszcze może być ranna jeśli się obudzi, bądź w pogotowiu... - poprosił, przez krótką i cenną chwilę błogo nieświadom, że rana zaraz się otworzy.
Wykorzystał ten czas by poprawić się nieco na klęczkach (magia labiryntu faktycznie łagodziła nieco ból, ale i tak było mu niewygodnie) i podnieść wzrok na Everetta, którego podsumowania zdarzeń słuchał cały czas jednym uchem.
-Jeśli są klątwy, które osłabiają zdrowie, to skutkiem ubocznym może być kalectwo. - mruknął z pozorną nonszalancją, unikając spojrzenia Sykesa. Próbował sprawić wrażenie, że - on, nieznający się na runach wcale - niepewnie i na poczekaniu wysnuwa uzdrowicielskie wnioski, a nie że ten akurat wniosek zna z własnego doświadczenia. -Tak, mówili o odwróconych runach. - potwierdził na prośbę Everetta. -Magowie na uczcie mówili też, że lekarstwo może być trucizną, a odwrócona klątwa zapomnienia brzmi jak pomysł gorszy i bardziej tchórzliwy od grzechów tego króla. - westchnął, nie mogąc zaoferować Everettowi potwierdzenia jego hipotezy, ale mogąc przynajmniej zaoferować szczere oburzenie czynami spiskowców.
Nie, żeby emocje pomogły komukolwiek kiedykolwiek poza gabinetem magipsychiatrycznym.
Zmrużył lekko oczy, słysząc o wizji Addy.
-Dobrze się czujesz? - upewnił się, jak na siebie empatycznie. Wizje kojarzyły mu się z Cassandrą, z bezbrzeżnym cierpieniem, jakiego doświadczała w szkole. Spojrzał na przyjaciółkę troskliwie, ale nie miał czasu przyglądać się jej dłużej, bo jej słowa zaalarmowały go i momentalnie powrócił spojrzeniem do Pani Jeziora. -Jaką ostatnią wolę? Nie sądziła chyba, ze umrze? - dopytał Addy. I jak mogła związać swoje życie z roślinami? To nonsensowne, równie nonsensowne jak leczenie rzeźby krwawiącej piaskiem.
Kwestię eliksiru pozostawił w kompetentnych rękach Hazel - jej słowa wlały w niego pewność, że nie jest w tym potrzebny i wlały ją w samą porę, bo rana otworzyła się na jego oczach, tryskając już nie piaskiem, a błękitną krwią.
-Neala, rzuć Fosilio, teraz! - poprosił, musieli - powinni - działać jednocześnie, korzystając z tego, że w zasięgu jego możliwości leżały silniejsze zaklęcia. Czy poprzednie było za słabe? Nawet jeśli, rana nie powinna wtedy ani zabliźnić się tak gładko ani otworzyć tak gwałtownie, ale nie miał przecież do czynienia z ludzkim ciałem - nie do końca. Może słowa Addy powinny dać mu do myślenia nad tym, czy rana nie jest śmiertelna, ale nawet jeśli - nie umiał się z tym pogodzić, nie znosił tracić pacjentów, a słowa Hazel wlały w niego nadzieję. Musiał ją ocalić, albo chociaż utrzymać przy życiu dostatecznie długo, by ta ziemia się odrodziła, czy coś. Miał ochotę krzyknąć, by wszyscy pośpieszyli się z tym eliksirem, ale nie miał na to czasu, skupiając się na precyzyjnym geście i inkantacji silniejszego zaklęcia:
-Curatio vulnera horribilis!

+11 z talizmanu, +5 od Hazel






We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Łąki [odnośnik]19.07.23 23:55
The member 'Hector Vale' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 95

--------------------------------

#2 'k8' : 3, 2, 4, 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]20.07.23 15:10
Jeśli Excalibur miał pomóc w walce o miłość, dobro i sprawiedliwość, to naprawdę nie sądziłem, byśmy mieli z nim do czynienia. Bo co tak właściwie chcieliśmy osiągnąć? Przynieść spokój duchowi tyrana? Obie strony – i on, i spiskujący poddani – mieli swoje za uszami. Inna sprawa, że rycerze nie podnieśliby ręki na swego króla, gdyby ten wpierw nie postradał zmysłów z powodu kalectwa. Wzruszyłem więc tylko ramieniem, próbując zignorować narastający uścisk w skroniach. Chyba za dużo myślałem, to od tego. – Nie jestem specjalistą od legend, panno Mario. Choć organizatorzy tej zabawy mogli chcieć odwrócić znaczenia osób czy artefaktów. Wątpię, by ktoś mógł lub chciał ich przed tym powstrzymać. – Kto dokładnie odpowiadał za ten scenariusz? I co miał dla nas w planach? Nie miałem bladego pojęcia. Z tego też powodu wolałem skupić się na tu i teraz, przeanalizować to, o czym mieliśmy już jakąś wiedzę, jak chociażby odwrócone runy i wynikające z nich znaczenie, niż dywagować na tematy, które mogły – lecz wcale nie musiały – mieć odwzorowania w odmalowanej magią rzeczywistości. – Na pewno warto byłoby spróbować. Żałuję, że nie ma z nami mojego rodzeństwa, oni znają się na klątwach... a raczej ich łamaniu... znacznie lepiej – zwróciłem się do młodego lorda, niestety nie mogąc odpowiedzieć z całkowitą pewnością na zadane przez niego pytanie. Czułem, że sytuacja Króla Rybaka nie była typowa. Tylko skąd martwy monarcha wiedział, w jaki sposób odczynić zły urok?
Zaraz jednak temat zboczył na eliksirowarstwo, a brew pojechała mi niemalże pod linię włosów. Nie potrzeba kociołka? Nic nie przecieknie? – Skąd wiesz? Skąd ta pewność? – zapytałem Marii, nie tyle napastliwie czy ostro, co zbity z pantałyku i wyraźnie zaskoczony; owszem, widziałem, że i ona przyglądała się kamiennemu artefaktowi, to jednak nie tłumaczyło, na jakiej podstawie wysnuwała takie wnioski. Podejrzewałem, że o alchemii nie wiedziała wiele, bo jeszcze chwilę temu pytała, czy ktoś z nas byłby w stanie przygotować miksturę. To tylko potęgowało moje zdziwienie. Poza tym, Pani Jeziora trzymała ten kielich w dłoniach – a my zamierzaliśmy rozgrzać go na tyle, by uwarzyć w nim eliksir?
Ledwie chwilę później odsunąłem się od kobiecej rzeźby na wieść, że ta żyje. Na gacie Merlina. Wciąż nie rozumiałem, jak to możliwe, a Hector – ten sam, który brał czynny udział w moich próbach poukładania skrawków informacji w jedną całość, a także napomknął o lekarstwie stającym się trucizną, czyżby uczeni mówili o rycerskim podstępie? – miał teraz ręce pełne roboty, więc nie liczyłem nawet, że mi odpowie. Zrobiłem jeszcze jeden prędki krok do tyłu, by nie przeszkadzać biegłemu w magii leczniczej Vale'owi w próbach przyniesienia kobiecie ulgi, ani też nie plątać się pod nogami rudowłosej pannicy Neali. Spojrzałem to na plecy Evelyn, wyglądała na wciąż zajętą niuchaczym urwipołciem, to na stojącą bliżej Adę – i zatrzymałem się na jej licu dłużej, dostrzegając oznaki zagubienia i wybicia z rytmu. Co się stało? – Wizję? – powtórzyłem ostrożnie; nie żebym nie wierzył jej słowom, skoro mówiła, że coś zobaczyła, to tak właśnie było, nie przywykłem jednak do takich akurat wyznań. Zbliżyłem się, na wypadek, gdyby potrzebowała wesprzeć się na mym ramieniu, gdyby skołowanie nawiedziło ją w towarzystwie zawrotów głowy czy dojmującej słabości. A im dłużej słuchałem, tym większą nabierałem pewność, że intuicja mnie nie zawiodła – rzeczywiście stan Pani Jeziora, czy kimkolwiek była ta niezdrowo wyglądająca kobieta, ściśle łączył się z równie chorą, tkniętą chorobą roślinnością. – Ratując rośliny, uratujecie nas wszystkich. Interesujące. W takim razie eliksir... o ile uda nam się go uwarzyć... faktycznie może pomóc – odparłem, wciąż obejmując panią Tonks uważnym, czujnym spojrzeniem. – Ale czekaj... ze szczelin wydobyła się woda? – Teraz nie było po niej śladu, to na pewno. Tylko co to tak dokładnie znaczyło? – Hm. Może trzeba przywrócić wodę, pozwolić, by wpłynęła między pęknięcia, a może wprost przeciwnie, zacząć od kielicha... – mruczałem pod nosem, drapiąc się przy tym po brodzie. Kątem oka widziałem, że Hazel przejmuje pałeczkę; bezbłędnie przywołała z pamięci proporcje niezbędnych składników, tłumacząc czego jeszcze potrzeba, by móc w ogóle marzyć o stworzeniu eliksiru kiełkowania. Pokiwałem krótko głową, przelotnie podchwytując jej spojrzenie, albo raczej próbując je podchwycić – Kruszyna wzięła na siebie ciężar odgrywania roli przywódcy, a wcześniejsze emocje, niedookreślone i wciąż owiane tajemnicą, zbladły pod naporem pilniejszych problemów. Może to i dobrze. – W porządku – odparłem krótko, nie chcąc już nawet pytać, co ona sądziła na temat kamiennego artefaktu w roli kociołka; zamiast tego obejrzałem się na Despenser, tylko trochę ją poganiając. W zamian usłyszałem, że pragnę śmierci. Cóż, może faktycznie było we mnie coś z masochisty, ale żeby tak od razu posuwać się do rozwiązań ostatecznych...? Niby przemawiała do niuchacza, wiedziałem jednak, że uwagi dotyczące zabezpieczania tyłów kierowała w moją stronę. Westchnąłem nieco teatralnie, spojrzałem znów na Adę – może chciała się dołączyć? – po czym zacząłem ostrożnie obchodzić Evelyn i jej nowego znajomego łukiem na tyle szerokim, by nie spłoszyć zwierzaka. Nagle, po kolejnym w założeniu spokojnym kroku, spod buta dobiegł mnie chrzęst, a biegnąca po podłożu rysa tylko zwiększyła swe rozmiary. Wspaniale. Może jednak powinniśmy na nie trochę bardziej uważać, nim ziemia rozstąpi się na dobre... Zmarszczyłem brwi, przez chwilę nie ruszając się z miejsca, zamarły w pół kroku. Raz jeszcze przyjrzałem się błyszczącym drobinom magii; tym, które według opowieści Ady powinny być czymś więcej, powinny nieść ze sobą życiodajną wodę. Pod polaną najpewniej znajdowała się żyła, tak pomyślałem, wszak w Norwegii widywałem podobne obrazy; tylko co to dla nas oznaczało? Z transmutacji byłem nogą, nigdy nie próbowałem igrać z magią żył, zdawałem sobie jednak sprawę z ich istnienia, a także tego, że sącząca się spomiędzy szczelin energia mogła nieść ze sobą zarówno pozytywne, jak i negatywne efekty.
Nie dotarłem więc do Evelyn, przynajmniej jeszcze nie, kątem oka widząc, że i bez mojej pomocy radziła sobie całkiem nieźle; zamiast tego przykucnąłem nad rozszerzoną odrobinę rysą i sięgnąłem po różdżkę, próbując określić kierunek prądu. Miałem nadzieję, że Despenser nie urwie mi za to głowy, a podziwiający okolicę z przestworzy Theo zdoła ujrzeć coś, co rzuci nieco więcej światła na całą tę sytuację, nim jeszcze ta żyjąca rzeźba przypadkiem się wykrwawi. Kiedy dotarł do mnie niepewny, urywający wypowiedź głos Celine, spróbowałem odnaleźć ją wzrokiem; wtedy też przekonałem się, że Pani Szefowa dała radę pochwycić naburmuszonego niuchacza i zmusić go do oddania tajemniczej fiolki, zaś blondwłosa tancerka przystanęła nieco z tyłu, jak gdyby nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. – Celine? Możesz tu podejść? – zwróciłem się do niej na tyle głośno, by na pewno mnie usłyszała. Skoro oferowała się z pomocą, zamierzałem z tej pomocy skorzystać. – Mogłabyś spróbować nawodnić te szczeliny, tak na próbę?

| nie wiem, czy na rozpoznanie prądu żyły muszę rzucać k10, więc rzucam


nature always wins
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Łąki [odnośnik]20.07.23 15:10
The member 'Everett Sykes' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]20.07.23 18:26
Czy to, co widzę na dnie twoich oczu, to jest troska, Hectorze Vale?
Słowa, choć cisnęły się na jej wargi, musiały zostać stłamszone i przełknięte; nie czas był teraz na zaczepki i szermierkę słowną, nie czas na dogryzki. Hector musiał pozostać skupiony na ratowaniu Pani Jeziora, choć samej Addzie sprawa ta wydawała się stracona. Rana zachowywała się dziwnie, otworzyła się nagle, mimo wcześniejszego zasklepienia. Nie była specem w magii uzdrawiającej, ale własną niewiedzę i brak rozeznania w temacie rekompensowała sobie obserwowaniem tych, którzy to rozeznanie posiadali. Obserwując więc Hectora i jego szybkie, fachowe działania, skupioną minę i trzeźwe spojrzenie, nietrudno było odgadnąć, że coś tu idzie nie tak, jak powinno.
Bardzo nie tak, jak powinno.
Jest… dobrze ― odparła tylko, choć teraz, gdy zapytał, nie mogła się pozbyć dziwnego wrażenia, jakby ją w jakiś sposób rozszczepiło. Część niej twardo trzymała się na nogach, a część błądziła gdzieś pomiędzy zielonymi murami labiryntu, raz po raz rozpamiętując wizję i ostatnie słowa Pani Jeziora.
Adda spojrzała na rzeźbę z przemykającym w oczach cieniem smutku, jednym uchem słuchała także tego, co mówiła Hazel. Eliksir, ingrediencje. O tym też nie miała pojęcia.
Uśmiechnęła się krótko, wymuszenie, w stronę Everetta, chcąc tym samym ułagodzić jego troskę, ale znał ją zbyt długo i zbyt dobrze, by się na to nabrać. I była mu za to wdzięczna. Skorzystała więc z jego obecności, wsparła się bokiem o jego bok, odetchnęła głębiej.
Tak ― potwierdziła. ― Taka lśniąca, dziwna… ale woda, tego jestem pewna. Skoro w wizji te dziwne krople znalazły się w kielichu to być może, jeśli wlejemy tam eliksir, zadzieje się coś odwrotnego i eliksir… wróci do ziemi? Wsiąknie w pęknięcia i tym samym ożywi okolicę? ― strzelała na ślepo, usiłując wziąć to wszystko na logikę, ale nie była pewna, czy to aby na pewno najlepszy pomysł. Magia i legendy miały to do siebie, że lubiły wymykać się tak rozumowi, jak i logice.
Podążyła wzrokiem za Everettem, tym samym dostrzegając Evelyn z niuchaczem i ochoczo podążyła za przyjacielem. Hazel prosiła o ingrediencje zwierzęce, a niuchacz wyglądał tak, jakby niekoniecznie chciał rozstawać się z kawałkiem sierści, ale co innego im pozostało? Gdyby Evelyn go tylko trochę mocniej przytrzymała, albo rzuciła nagle jakimś pomysłem na to jak pozbawić dziada paru włosków…
Zatrzymała się nagle, powietrze wypełnił dziwny, chrzęszczący dźwięk, pod butem Everetta otworzyła się szczelina. Dokładnie taka sama jak w jej wizji, choć nie wydobyły się z niej żadne drobiny życiodajnej wody. Adda ściągnęła chmurnie brwi; żyły magiczne także nie były jej mocną stroną.
Czy żyła mogłaby się ciągnąć przez cały labirynt? ― zagadnęła nagle, muskając palcami ramię czarodzieja. ― Może, jeśli uda nam się z tym eliksirem, moglibyśmy go tu wlać, a sama żyła zrobiłaby za nas resztę? ― Przykucnęła obok, musnęła palcami zeschniętą, umęczoną ziemię. ― …Bardzo plotę głupstwa? ― dodała ciszej, lekko rozbawiona własną niewiedzą.
Pomóc ci, Evelyn? ― Podniosła wzrok na przyjaciółkę; radziła sobie z niuchaczem bardzo sprawnie, stworzonko już wisiało do góry nogami i sprawiało wrażenie obrażonego na cały świat, a w ręce panny Despenser mignęły jej jakieś przedmioty ― między innymi ta nieszczęsna fiolka. ― Co to? Błagam, powiedz, że na etykietce jest napisane: “Oto wasze rozwiązanie problemu”.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Łąki [odnośnik]21.07.23 22:45
- Tak, tak. Neala. - potwierdziłam, potakując głową kiedy jeden z jegomości upewnić się chyba chciał, zanim odpowiedział na zadane przeze mnie pytanie. Zawiesiłam na nim niebieskie tęczówki. - B-był? - zdziwiłam się, bo przez te moje własne poszukiwania, szarpania i strach nic więcej nie zauważyłam. Zmarszczyłam mocniej brwi, drgnęłam na wspomnienie zabójstwa, moje wargi wykrzywiły się mimowolnie. - Że miecz przetopiono? - upewniłam się, zerkając w stronę kielicha. Zamilkłam słuchając tych analiz, nie mogąc się jakoś na nich skupić za bardzo. Za mocno. Pozwalałam jednak dłonią wplatać kwiaty tak jak chciała Celine. Przeniosłam wzrok na panią od wizji. Wizje nie znaczyły nic dobrego. Też je miałam. Miewałam nadal. Ale nic już nie mówiłam, na razie przynajmniej słuchając. Zapamiętując, myśląc. Ale milczałam, ostatnio, sprowadziłam na wszystkich wiele niebezpieczeństwa, przekonana, że czynię dobrze. Pewność dzisiaj nie stała przy mnie zbyt mocno. Może jeszcze miała wrócić. Może dziś, może później. A może zawsze już miałam wątpić. Uniosłam wzrok, kiedy jedna z dam zdecydowała się pracę jakoś wziąć i usystematyzować. Odwzajemniłam uśmiech, trochę krzywy, unosząc dłoń, a potem przesuwając ją dalej, żeby założyć za ucho rude kosmyki włosów. Zerknęłam na Roratio, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku było. Ale tylko chyba ze mną tak nie do końca grało.
- Moore? - zdziwiłam się, rozwijając szerzej oczy kiedy jeden z mężczyzn zwrócił się do Celine. Mimowolnie mój łokieć uderzył w nią. Podobnie jak Celine Qudditchem właściwie się nie interesowałam. Więcej znałam nazwisk aurorów niż graczy. - Jak p… Ted i Liddy? - zapytałam unosząc w zaskoczeniu brwi ku górze marszcząc je zaraz trochę patrząc na niego oceniająco. Był jeszcze William, znał się z Brendanem, ale te dwójkę znałam lepiej. - Zna pan ich? - zapytałam zaskoczona takim zbiegiem okoliczności. Trochę podziwiając i zazdroszcząc Celine tego, jak łatwo szło jej przechodzenie na ty z takimi starymi - starszymi - ludźmi. Od jakiegoś czasu pracowałam w lecznicy i nadal wydawało mi się to dziwaczne. Chociaż co dziwne z kuzynem Archibaldem nie miałam takiego problemu. Może pokrewieństwo wiele zmieniało?
- Ah! - przypomniało mi się, spojrzałam na tą panią (Hazel), która wcześniej posłała mi uśmiech. - Mam w torbie ze sobą beozar i skrzeloziele. - powiedziałam spoglądając na nią. Sięgając do kieszeni w torbie, żeby wyciągnąć z niej wspomniane rzeczy i skierować w jej stronę i przekazać, jeśli ich zechciała.
- Tak, tak. Ja? - upewniłam się kiedy z ust mężczyzny (Hectora) wypadło moje imię. Nie podchodziłam już do tego niuchacza, choć chciałabym jednego z bliska zobaczyć, ale chyba za wiele osób w jednym miejscu to też nie za dobrze było. Więc obróciłam się w stronę uzdrowiciela, z kwiatem w dłoni i różdżką w drugiej, bo tej nadal nie schowałam - i nie zamierzałam. - O-oczywiście. - zgodziłam się wkładając jeden z kwiatków za ucho, podchodząc bliżej. Rzucając jeszcze jedno spojrzenie Celine. Wytarłam dłonie o sukienkę, jakby mając wrażenie że spociły się trochę. Opadłam obok, poprawiając różdżkę w ręce.
- Fosilio! - wypowiedziałam, starając się pewnie i odpowiednio zaakcentować. Tak jak mnie pokazywał to Ted w lecznicy. Ale nagłe słowa Hectora trochę mnie zaskoczyły, więc mogłam mieć tylko nadzieję, że wzięłam i zrobiłam wszystko odpowiednio. Serce zabiło mi mocniej. Dalej, magio, słuchaj się teraz. Pani Jeziora należał się ratunek jak każdemu. Chyba. Znaczy, prawie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Łąki [odnośnik]21.07.23 22:45
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 53
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]23.07.23 2:45
Westchnęła ciężko, gdy kolejny raz usłyszała własne imię, tym razem jednak wypowiedziane głosem Hazel. Ledwie kątem oka omiotła czarownicę, jakby sprawdzając, czy ta na pewno nie żartuje, ale gdy dojrzała uśmiech na kobiecej twarzy, mimowolnie przewróciła oczami. Zupełnie nie rozumiała tej reakcji, niespodziewanej, bezsensownej uprzejmości w otoczce przywódczej mowy motywacyjnej. Jasne, bądź dla mnie miła, z pewnością to odwzajemnię - niedoczekanie, skrzywiła się, zbywając kobietę machnięciem ręki. Nie widziały się kilkanaście lat, wiele się w tym czasie zmieniło, ba, można było stwierdzić, że teraz były sobie obce bardziej niż kiedykolwiek. – Na mnie nie patrz, pracuję nad tym – mruknęła bez emocji, powstrzymując się przed ujawnieniem kolejnego wyrazu poirytowania, bo choć nie lubiła wielu rzeczy, to przeszkadzanie jej w pracy mieściło się w ścisłej trójce najbardziej niepożądanych działań.
Wracając spojrzeniem do niuchacza, zahaczyła jeszcze o Everetta, który obchodził ją szerokim łukiem, najwidoczniej rozumiejąc przekaz ukryty między słowami, co przyjęła z niewielkim podziwem. Teraz jednak towarzyszyła mu Adda, co akurat idealnie się składało, bo gdy tylko skończy niuchaczową awanturę, z pewnością będzie chciała uzyskać jakieś ludzkie towarzystwo. Wtem jej uszu doszedł niepokojący, dziwny dźwięk, któremu w pierwszej chwili nie potrafiła przypisać odpowiedniego znaczenia. Zmarszczyła brwi, obserwując zastygłą w bezruchu sylwetkę mężczyzny, na co przekrzywiła głowę w niemym pytaniu. W pierwszym odruchu chciała sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku, ale później podążyła wzrokiem ku ziemi, zauważając coś, co wyglądało jak szczelina, nienaturalny ubytek w przesuszonej glebie. Och, na Merlina, co jeszcze? Zacisnęła mocniej usta stwierdzając, że lepiej będzie, gdy zaczną się sprężać i wreszcie obudzą tę babę w nadziei, że jest to warte tyle zachodu.
Za myślą szły czyny, dlatego też uknuła cały spisek przeciwko małemu, kleptomańskiemu draniowi. Miał coś, czego potrzebowała, coś, co mogło sprawić, że uda się prędzej opuścić tę nieprzychylną, przerażającą scenerię cmentarzyska natury. Skończył się czas na polubowne rozwiązania, tym bardziej, że stworzonko zdawało się wdawać z nią w dysputy, głośno prezentując swoje niezadowolenie, biedak, jeszcze nie wiedział, że ze Szkotką się nie dyskutuje. To właśnie wtedy wystrzeliła dłonią w kierunku zwierzęcia, łapiąc go stanowczym chwytem; wypuściła ze świstem całe wstrzymywane powietrze, uśmiechając się zaraz krzywo. – Przepraszam. Obiecuję, że później pozwolę ci złorzeczyć na mnie do woli, a teraz sprawdźmy, co tam masz – szepnęła, przyciągając go do siebie tak, aby znalazł się nad ciemnobordowym materiałem spódnicy. Obróciła go głową do dołu i poczęła łaskotać, słuchając nagłego chichotu; tak bardzo przypominał jej teraz Rufusa, którego w ten sposób wytrząsała kilkanaście razy dziennie, próbując odnaleźć zaginione klamki, czy elementy zastawy. Dzień jak co dzień.
Zagryzła dolną wargę, widząc jak ostatni przedmiot wypadł z niuchaczowej torby, czując ulgę i towarzyszącą jej zarazem trwogę. A co, jeśli to nam nie pomoże? Niuchacz wydawał się być urażony na wskroś, krzyżując swoje łapki i obserwując jej poczynania naburmuszonym spojrzeniem. Już miała się odezwać, ale ubiegła ją blondwłosa czarownica, której nadejścia nie zauważyła. Spojrzała na nią przychylniejszym okiem, ceniąc to, że nie mówiła do niej, a do stworzenia, które właśnie straciło cały dobytek. Uśmiechnęła się niemrawo, niemal z wdzięcznością, ponieważ takie drobne gesty były w tych czasach na wagę złota. Wzięła jedną z monet, wciskając ją w niuchaczowe łapki w ramach rekompensaty, a resztę przedmiotów – prócz fiolki – schowała do kieszeni.
Słysząc pytanie Addy, zwróciła ku niej swoje spojrzenie. – A wiesz… jakbyś mogła go przez chwilę potrzymać, byłabym wdzięczna – skwitowała, przekręcając zaraz niuchacza głową ku górze. Złapała fiolkę w lewą dłoń i podniosła się z kolan, niechętnie patrząc na materiał spódnicy, który teraz cały był pokryty popiołem przeschniętej ziemi. Nie przeszkadzało jej to, jednak czuła, że powinna strzepać z siebie nadmiar pyłu, w końcu była to jedna z jej ulubionych spódnic i nie chciałaby jej wyrzucać, czy skazywać na szmaty. Rzuciła okiem na fiolkę, zbliżając ją do oczu, próbując rozczytać etykietę. – Cóż… Zamiast „remedium na wszelakie problemy” mam „sproszkowany pazur hipogryfa”, musimy więc zadowolić się i tym – wzruszyła ramionami, podchodząc do przyjaciółki, której to zaraz przekazała stworzenie, upewniając się, że wie, jak go trzymać. Wcześniej jednak wyrwała mu niewielką kępkę luźnej sierści, odnajdując najmniej bolesne miejsce; pamiętała, że Hazel potrzebowała ich do swoich działań. Nie była zadowolona, spodziewała się czegoś więcej niż jednego składnika, ale dobre było i to, prawda? – Opiekuj się nim, nie mam ochoty zostawiać go w takim miejscu. Zaraz wrócę – przyznała ciszej, jakby nie chcąc dopuścić do siebie faktu, że serce jej zmiękło dla tego małego czorta. Spojrzała ostatni raz na przyjaciółkę, lustrując jej twarz, zupełnie jakby szukała jakichś niepokojących oznak. Wszystko w porządku? Zdawała się pytać, przecież wiedziała, że przeżyła co najmniej nieprzyjemną wizję.
Odwróciła się z zamiarem oddania niezbędnych do eliksiru przedmiotów. Kątem oka dostrzegła Hectora, rozmawiającego z płomiennowłosą dziewczyną; dzierżyli różdżki w dłoniach, więc spodziewała się, że zaraz wprawią w ruch odpowiednie zaklęcia. Nie była pewna, czy Pani Jeziora obudzi się pod ich wpływem, to kobiecisko spało snem kamiennym już wystarczająco długo, więc nie zdziwiłaby się, gdyby działania czarodzieja i czarownicy nie przyniosły pożądanego efektu. Podeszła do Hazel z nieprzejednaną miną, wyciągając zaraz w jej stronę fiolkę i sierść. – Wystarczyła odrobina cierpliwości – mruknęła, nie zważając na fakt, że tuż obok stała kobieta z kruczym piórem. Przestąpiła z nogi na nogę, ostatecznie wciskając przedmioty w kobiece dłonie. Pozbyła się odpowiedzialności, spożyła dzienny limit życzliwości i dobrych uczynków. - Mam nadzieję, że wiesz co z tym zrobić – skwitowała, krzyżując spojrzenie z kobietą, jakby chciała się upewnić, że ma świadomość ciążącej na niej odpowiedzialności. Potrzebowali rozwiązania, by ruszyć dalej i tylko czyny mogły im to zagwarantować, w przeciwieństwie do motywacyjnych rozmówek. Nie siliła się na nic więcej, wiedząc, że czarownica ma wystarczające wsparcie, nie czuła się więc potrzebna, co przyjęła z ulgą. Mogła teraz w spokoju powrócić do swoich.
Miała jeszcze tylko jedną rzecz do sprawdzenia, a ta akurat znajdowała się po drodze do celu. Skinęła głową w kierunku Celine, teraz już wiedząc, że tak właśnie ma na imię, co postanowiła utrzymać w swojej pamięci na odrobinę dłużej. Otrzepała wreszcie spódnicę z nadmiaru pyłu, choć i tak bordowy odcień przybrał szarawą barwę zabrudzenia w formie plam, co przyjęła ze skrzywieniem warg. Stanęła tuż za Everettem, w końcu przecież obserwował szczelinę, która wcześniej napawała ją jawnym pesymizmem, zapewne przez chrzęst zwiastujący jej pojawienie się. – Na Merlina, powiedz, że to pomoże nam się stąd wyrwać – zwróciła swe cierpkie słowa w kierunku Sykesa, nie bardzo rozumiejąc na co właściwie patrzy i o co było tyle szumu. W międzyczasie posłała porozumiewawcze spojrzenie Addzie, prosząc ją, by tu podeszła, w końcu i tak nie miały już nic do roboty, prócz wymiennej opieki nad niezadowolonym stworzeniem.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
try to find a chain that i won't break
a price i wouldn't pay for what i want
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Łąki - Page 14 G7XUCqO
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Łąki [odnośnik]24.07.23 12:51
Była nie tylko piękna, ale też słodka; skonstatował to niemalże z ekscytacją, uśmiechając się szeroko (i dość durnowato) do dziewczyny-zjawiska. Na pierwszy rzut oka wydawała się być młodsza, niż on, i zawsze przywiązywał w końcu większą uwagę do brunetek, nieświadomie, tęsknie szukając w nich chociaż kropli tego, czym była Francesca. Ale ona; ona była po prostu piękna. Roześmiał się cicho, bardziej rozrzewniony niż rozbawiony jej słowami, w obliczu jej urody ignorując fakt, że go nie rozpoznała, i to, jak wielkim ciosem było to dla jego dumy. Nie znosił spotykać fanek na co dzień, nie znosił ich roziskrzonych oczu i tego, jak bolesny musiał być dla nich kontrast pomiędzy żyjącą w ich głowie legendą a rzeczywistym Theodorem Moorem, kulawą parodią gwiazdy przestworza. Nie miałby jednak nic przeciwko, gdyby akurat ona ucieszyła się na jego widok, tak, jak cieszyły się wszystkie inne.
-Jestem całkiem niezły w lataniu na miotle- Obiecał jej, ciągle uśmiechając się nieco maślanym uśmiechem.- Ale będę uważał, dziękuję, Celine.
Chwilę potem był już w powietrzu; obejrzał się za nią raz, tęsknie, ale z marazmu szybko wybiły go słowa Hectora. Chociaż przyjaciel nie mógł tego widzieć, Theo i tak poczuł się w obowiązku przewrócić oczami, jak zawsze. Kolejna nieudana próba nie miała wystarczającej mocy, aby odwieść go od pomysłu podejmowania kolejnych. Hector Vale potrafił być człowiekiem upartym i opornym; czy on sam jednak nie był dokładnie taki sam, kiedy Hector zmusił go jednak do wstania z łóżka? Bogowie wiedzieli, jak bardzo go wtedy nie znosił, zbyt urażony, żeby dostrzec, że Hector ratował mu tym samym życie. Jeśli on stanął na nogach, Hector musiał znaleźć się kiedyś na miotle – tym razem westchnął jednak, porzucając plan i kierując się w stronę obrzeży labiryntu.
Z góry widok przedstawiał się jeszcze paskudniej, niż kiedy znajdował się na ziemi. Wszystkie uschnięte gałęzie, obumarłe pędy; wyglądało na to, że coś wysysało z tego miejsca życie, tak, jak to miejsce wysysało życie z niego. Może ono też było przeklęte, zupełnie tak, jak ten nieszczęsny Król Rybiarz, czy jakkolwiek życzył sobie być tytułowany? Theo skrzywił się nieco, planując zawrócić; nie dostrzegał zbyt wiele oznak świeżych, żyjących roślin, które mogły przydać się Hazel. W ostatnim momencie przed skrętem kątem oka dostrzegł błysk. Zmarszczył brwi, obniżając lot i zbliżając się do czegoś, co w istocie okazało się być… mieczem?
-Co tu się, do cholery, dzieje- Mruknął, zbliżając się do miecza na wyciągnięcie ręki. Zawahał się na chwilę; mógł wrócić do nich, na polanę, i poinformować Hectora albo Everetta o tym, co zobaczył, z nadzieją, że zrozumieliby cokolwiek z tej dziwacznej zagadki. Z drugiej strony mógł jednak po prostu być sobą, i, postępując zgodnie z natychmiastowym impulsem, wyciągnąć ten rupieć. Wahał się przez pół uderzenia serca; nie uśmiechało mu się ingerowanie w ten dziwaczny, niezrozumiały świat- jednakże z mieczem w dłoni mógł wrócić jako heros, jako bohater. Ciekawe, czy Celine uśmiechnęłaby się na ten widok.
Ta myśl pozwoliła mu natychmiastowo podjąć decyzję. Łagodnie skierował miotłę ku ziemi i wylądował, po czym strząsnął z rąk napięcie i mocno zaparł się o ziemię.
-No, chodź tu- Mruknął, próbując dodać sobie rozmachu, po czym położył obie ręce na rękojeści, chwytając mocno, i gwałtownie pociągnął do góry.

Theo próbuje wyjąć miecz, bo nie zwykł zastanawiać się nad konsekwencjami swoich akcji
Theo Moore
Theo Moore
Zawód : eks-zawodnik Jastrzębi, obecnie magikowal
Wiek : 33
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
When the heart would cease
Ours never knew peace
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11769-theo-moore https://www.morsmordre.net/t11956-goblin#369851 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f430-irlandia-okolice-dungiven-stara-farma-moore-ow https://www.morsmordre.net/t12124-theo-moore#373220
Re: Łąki [odnośnik]24.07.23 12:51
The member 'Theo Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]26.07.23 20:53
- Cóż, spróbować nie zaszkodzi. I przyznam, że sam żałuję, że nie ma z nami mojego starszego rodzeństwa, bo być może coś w legendach naprowadziłoby nas na odpowiedni trop, a mimo wszystko posiadają większą wiedzę ode mnie- stwierdził, zgadzając się z Everettem, bo sam chyba żałował, że Archibald nie dał się zaciągnąć na tę atrakcję - w końcu miał wielką wiedze na temat roślin oraz medycyny, a także musiał wiedzieć dosyć sporo na temat samych podań z okresu, w którym toczyła się historia Króla Rybaków i Pani Jeziora. Można uznać, że wiedza książkowa zawsze była raczej domeną Archibalda, aniżeli Roratio, który bardziej upodobał sobie ścieżkę prowadzącą go śladem protoplasty Prewettów, Aenghusa, stawiając na rycerskość swoich działań. Częściowo winił za to pradziadka Brena i jego miłość do snucia historii.
Właściwie to chciał spróbować rzucić zaklęcie, ale kiedy błękitne oczy skanowały okolicę w celu wyłapania czegoś przydatnego, jego wzrok przykuło coś innego. Martwe owady pod żywopłotem. Nie był pewien czym były, ale chyba wszystko mogło się przydać, prawda? A wydawało mu się, że w zapasach Archibalda widział kiedyś podobne skrzydlaki, więc może to był jakiś ważny składnik? Z czystej ciekawości udał się pod żywopłot, ostrożnie na dłoń przenosząc ćmy, a po chwili wrócił z nimi oraz z zerwaną z pewnym zawahaniem niezapominajką oraz stokrotką do Hazel. - Marny ze mnie mistrz eliksirów, ale to chyba przydatne? - zwrócił się do niej przynosząc swoje zdobycze.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Łąki [odnośnik]27.07.23 12:31
Widziała pozytywny odzew swoich słów, nie było to jednak dla niej specjalnie istotnym krokiem, dopóki sytuacja się nie zmieni. Motywacja bez działania jest bezwartościowa. Spoglądając na dziewczę obok (Marię), wskazała jej łagodnie kielich, sama zajmując się dalszymi poszukiwaniami, najpierw odbierając od niej przekazane pióro i sięgając po dżdżownice i na powrót wskazując kielich.
- Trzeba go nagrzać, najlepiej płomieniem od spodu. - Nie wiedziała, jaką wiedzę na słodzinka o eliksirach, ale skoro była gotowa jej pomóc, to Hazel z przyjemnością pozwoliła jej na to, wskazując krok po kroku dalsze działania w sztuce przygotowywania roztworów. - Dziękuję Ci, nada. - Uśmiechnęła się do pięknej blondynki, biorąc od niej pióro kruka. Choć kadzidła były bliższe jej osobie, eliksiry również nie stanowiły problemu, a już w szczególności ten jeden, który przygotowywała właściwie na co dzień. Emocje mogły jednak powziąć prym nad wiedzą i przygotowaniem, toteż powstrzymała się przed wyrokami przez samym sporządzeniem. Spokojnie zebrała wszystkie składniki, począwszy od pióra otrzymanego od ślicznej Celiny, po fiolkę ze sproszkowanym pazurem hipogryfa oraz sierścią niuchacza.
- Nie, nie wiem, tak sobie gadam. - Mruknęła obojętnie, spoglądając na Evelyn z czymś na kształt grymasu, nie skomentowała jednak nic więcej, spoglądając na otrzymane składniki. Niechże pójdzie stroić swoje niezadowolenie gdzieś indziej, bo z całego szacunku do Evelyn, to jej komentarze naprawę - naprawdę, nawet nie musiała kłamać - były tutaj zbędne. Następnie podsumowując zebrane składniki, przytakując delikatnie rudowłosej dziewczynie. - Sprawdzę co już mamy i zaraz zobaczymy. - Obdarzyła Nealę łagodnym uśmiechem, sięgając po kolejno składniki od - cholipka - też rudego, chyba jej się mnożą w oczach młodzieńca, od którego odebrała ćmy i większą dozę kwiatów, obdarzając krótkim podziękowaniem.
Podsumowując, z trzech składników roślinnych miała wijołapkę, stokrotki i wyschnięte niezapominajki, natomiast z czterech zwierzęcych sierść niuchacha, sproszkowany pazur hipogryfa, dżdżownice i pióra kruka. Spojrzała więc na Naelę, sprawdzając jednocześnie, czy kielich jest już odpowiednio nagrzany, by poinformować ją łagodnie, że składniki nie są jej potrzebne.
- Trzymaj ingrediencje, przydadzą Ci się. - Po czym z zadowoleniem wróciła do Marii, wskazując, a właściwie robiąc z nią krok po kroku całą procedurę. - Musimy to wszystko wrzucić do środka. Niektóre składniki nie powinny być razem, ale te tutaj są wszystkie stosunkowo bezpieczne. - I tak właśnie uczyniła, częścią składników dzieląc się z młodą, sama wsypując zawartość fiolki od Evelyn do środka. - Teraz to zamieszamy. Eliksir kiełkowania jest stosunkowo prosty do przygotowania, najważniejsza jest wijołapka, która stanowi jego najważniejszy składnik. Bez niej, nie mogłybyśmy go przygotować. - Jak powiedziała, tak uczyniła, obserwując bulgoczącą łagodnie zawartość prowizorycznego kociołka, na moment spoglądając również na Marię z łagodnym uśmiechem, jakby miało to być dla niej bardziej stresujące niż dla Hazel.

| eliksir kiełkowania (ST 10);
Roślinne - wijołapka, stokrotki i wyschnięte niezapominajki;
Zwierzęce - sierść niuchacza, sproszkowany pazur hipogryfa, dżdżownice i pióra kruka


poetry and anarchism
it’s survival of the fittest, rich against the poor. I’m not the only one who finds it hard to understand I’m not afraid of God, I am afraid of man
Hazel Wilde
Hazel Wilde
Zawód : naukowczyni, botaniczka, głos propagandy podziemnego ministerstwa
Wiek : 32 lata rozczarowań
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowa
widzę wyraźnie
pełne rozczarowań twarze
a w oczach ból i gniew
uśpionych zdarzeń
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 trust me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11597-hazel-wilde-nee-summers-budowa#358577 https://www.morsmordre.net/t11630-konwalia#359622 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11632-hazel-wilde#359624
Re: Łąki [odnośnik]27.07.23 12:31
The member 'Hazel Wilde' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]30.07.23 16:46
Kruki najwyraźniej stały po waszej stronie, a w dodatku gesty, jakie wykonywała Maria w stosunku do jednego z nich, zdawały się przechylać szalę na waszą korzyść. Ptak jednak zaczął bliżej przyglądać się Everettowi. Utkwił w nim spojrzenie czarnych paciorków, przyglądając się, kiedy mocniej zaczął zastanawiać się nad rysami rysującymi się na powierzchni ziemi, kręcąc czarnym łebkiem, strosząc z przyjemności piórka na głowie. Następna scena zainteresowała go jednak bardziej - wzrok obrócił ku Hectorowi i Neali, którzy usiłowali ze wszystkich sił zalepić magią ranę, przez którą uciekało życie baśniowej istoty. Rzucone sprawną dłonią Neali Fosilio powstrzymało błękitną posokę przed dalszym wypływaniem z ciała, a doskonale rzucona inkantacja Hectora sprawiła, że gładka skóra na powrót stała się jedną tkanką, która zaledwie zaczerwieniła się delikatnie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą widać było cięcie. Mijały sekundy, a potem minuty, ale wyglądało na to, że tym razem magia odniosła skutek taki, jakiego pragnął Hector. Piaskowa skóra przybrała również niebieski odcień kojarzący się z barwą wiosennego, bezchmurnego nieba. Był to efekt miejscowy, zmiana nie postąpiła dalej, ale utrzymał się dłużej niż poprzedni, co musiało dać Hectorowi i Neali nadzieję na to, że ich działania w końcu odniosły sukces.
Everettowi udało się rozpoznać silne źródło życia o południowym prądzie, pozytywnym, napełniającym nadzieją, którą Everett nawet delikatnie czuł, im bliżej znajdował się rozdartej na ziemi rysy. Niekontrolowane, maleńkie drobiny magii osiadały na jego różdżce, ale po chwili znikały. Otwarcie żyły wydawało się nieco łatwiejsze i możliwie szybsze z uwagi na to, że żyła nie była do końca zamknięta. Wystarczyło zaledwie uchylić jej drzwi, by magia znów odnalazła drogę do celu.
Niuchacz wcale nie wydawał się udobruchany, choć na chwilę jego oczy zajaśniały delikatnie, gdy Celine do niego przemówiła. Kiedy został odwrócony, potrząsnął futerkiem i prędko przejął monetę, fukając niezadowolony pod nosem. Ledwo zdążył wsunąć świecidełko do kieszeni, kiedy został przeniesiony do innych dłoni - uchwycił się dłoni Adriany, wbijając w nie lekko krótkie pazurki. I aż podskoczył, kiedy pozbawiono go kępki sierści. Podrapał się po nodze, zaraz patrząc na swoją nową opiekunkę ze zwilgotniałymi oczkami. Wtulił się w nią, szukając wsparcia i pocieszenia.
Niewielki okrąg otoczony wysuszonym na wiór żywopłotem, przy którym wylądował Theo, nie różnił się wiele od tego, z którego wyleciał. Jednak skała, w której tkwił miecz, emanowała mglistą poświatą, która przyklejała się do skóry lepką, czarowną siecią. Osiadała głównie na dłoniach, niemal sklejając palce Theo z mieczem.
- Naprawdę uważasz, że to ty powinieneś go dotknąć? - usłyszał za sobą głos. Głos, który doskonale znał. Swój głos. Gdy Theo się odwrócił, nikogo za nim nie było, ale gdy ponownie spojrzał przed siebie, zobaczył siebie stojącego tuż za skałą. - Naprawdę brak ci akurat chwały po tym, ile bólu wszystkim dookoła sprawiłeś? - Mężczyzna założył ramiona na piersi i stał tak, wpatrując się w swojego sobowtóra. - Łącznie z sobą samym.
Miecz ani drgnął.
Składniki, które powoli wrzucała do puchara Hazel, zaczynały się ze sobą łączyć - pióra topiły się, ćmy oddawały połyskującą substancję, a wijołapka puściła soki, napełniając odrobiną cieczy kamienne naczynie. I Hazel zdawało się, że eliksir był uwarzony prawidłowo, wskazywały na to zapach i kolor, delikatnie zielonkawy, ale mimo to mieszanina wciąż była za gęsta, by cokolwiek można było z nią zrobić. Mimo to im dłużej eliksir przebywał w pucharze, tym więcej malutkich rys zaczynało tworzyć się pod jego oparciem - białe drobiny magi wyfruwały ku górze, ale ginęły w połowie drogi, będąc zbyt słabymi, by dotrzeć do celu.
Roratio poczuł za swoimi plecami czyjąś obecność, nienamacalne przeświadczenie, że ktoś go obserwuje, ale kiedy się odwrócił, nic nie dostrzegł. Za chwilę w jego uszach otarł się jakiś szept wołający go w kierunku miejsca, do którego musiał polecieć Theo. Szepty nie ustawały, ale stawały się głośniejsze, im bliżej żywopłotu podchodził Roratio. Być może przeznaczenie postanowiło się o niego upomnieć.

Pięknie poproszę, żeby czynności, których się podejmujecie, były w waszych postach podkreślone. W swoich postach możecie podejmować kilka aktywnych akcji, oby tylko mieściły się w możliwościach waszych postaci.

Dzięki przywódczym działaniom Hazel, wszyscy do końca wydarzenia dostajecie +5 do wszystkich rzutów.

Everett w następnej kolejce może dokonać trzech prób otworzenia żyły. ST wynosi 40, dodawana jest statystyka transmutacji.

Zdobyte przez was skarby:
Evelyn: złote monety, lśniąca, złota biżuteria

Czas na odpis trwa do 2.08. Jeśli napotkacie po drodze problemy z czasem, koniecznie dajcie mi znać!

Na wszelkie pytania odpowie na pw Ted Moore (na discordzie również zapraszam!).
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 14 z 20 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 20  Next

Łąki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach