Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.11.15 13:03
First topic message reminder :

Wybrzeże

Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 50 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]30.10.23 19:37
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 95
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 50 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]30.10.23 21:32
Złapała spojrzenie Everetta ledwie na chwilę, a zaraz potem poczuła mocny uścisk na dłoni. Sztywny, desperacki, przekraczający granice delikatności, ale nawet się nie skrzywiła, nie cofnęła także ręki, zamiast tego przywołując na wargi łagodny uśmiech. Rozumiała to, co miał jej do przekazania. Rozumiała jego ból, roztrzęsienie, nadzieję tlącą się na dnie jego oczu. I miała nadzieję, że on także rozumie, że podświadomie spłynęło do niego pocieszenie, że poczuł się choć odrobinę lepiej, stabilniej, jakby splot dwóch dłoni stanowił kotwicę dla udręczonego przerażeniem umysłu rodzica. Korzystając z mglistej uwagi ― podsunęła mu wcześniej otrzymaną chustę i nową zdobycz w postaci koca (uprzednio dziękując czarodziejowi-doręczycielowi), powoli uwolniła dłoń. Musiała iść, zadbać o świadków tego zdarzenia, zadbać o pytania rzucone w eter. Nic nie irytowało ludzi bardziej niż niewiedza, a złym emocjom mógł zapobiec choćby okruch informacji, uprzejme podejście, które pokaże obserwatorom dokładnie tyle, ile powinni zobaczyć.
Płynnie podniosła się z ziemi i jednym ruchem otrzepała sukienkę z piasku, a potem zbliżyła się do stojących nieopodal czarodziejów i czarownic.
Jesteśmy w trakcie ustalania dokładnego przebiegu zdarzenia, a także identyfikacji znaleziskawyjaśniła tonem spokojnym i rzeczowym. Odstąpiła nieco pola, usunęła się na bok, by pytająca czarownica miała także szansę spojrzeć na Michaela i Vincenta wciąż pochylonych nad kulą.Prace mogą jednak jeszcze potrwać, nie jest to prosta sprawa. Przesunęła się z powrotem, splotła ze sobą dłonie, przyjmując profesjonalną, pewną siebie pozę i uśmiechnęła się uprzejmie.Festiwal wciąż pozostaje miejscem bezpiecznym, są między nami aurorzy i funkcjonariusze porządkowi, a incydent zostanie także zgłoszony oficjalnym kanałem…
W tym momencie powietrze przecięła błękitna poświata feniksa, wypełniając otoczenie kojącym serce spokojem, przeświadczeniem, że wszystko skończy się dobrze. Adda uśmiechnęła się raz jeszcze do czarownicy, potem przeciągnęła spojrzeniem po pozostałych twarzach; tych dorosłych i tych dziecięcych. Jeden z chłopczyków kurczowo trzymających się maminej spódnicy złapał jej spojrzenie, co Adda skwitowała puszczeniem do niego oczka.
Zaraz zapytam, czy wiadomo coś więcej, ale… czy mogę mieć do Państwa prośbę? ― spytała łagodnie. ― Bardzo zależałoby nam na tym, by zrobić więcej miejsca, bądź co bądź jesteśmy świadkami bardzo przykrej sceny, dramatu obliczonego na dwóch uczestników, ojca i syna. Jestem pewna, że Państwo w podobnej sytuacji także woleliby nie czuć na sobie wzroku innych, nawet jeśli niesie on ze sobą iskrę współczucia i zrozumienia ― dokończyła, krótko zerkając przez ramię. ― Przepraszam na moment.
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, skierowała się w stronę badaczy tajemniczej kuli, ale nim uszła chociażby dwa kroki ― obudził się Jarvis, wywołując tym powszechną radość i poruszenie. Adda natychmiast obejrzała się w jego stronę i uśmiechnęła bezwiednie, czując jak nadzieja wywołana pojawieniem się feniksa splata się z czystym szczęściem. Mimo chęci, by rzucić wszystko i wziąć chłopca w objęcia, utrzymała się w miejscu, oddała pole reakcji tym, którzy byli najbliżej.
Zanim ruszyła dalej, dołączyła do niej Susanne; wypowiedziane szeptem pytanie zawisło w powietrzu.
Nie wydaje mi się ― odparła, również zniżając ton do szeptu. Nie była klątwołamaczem ani aurorem, ale potrafiła wyciągnąć odpowiednie wskazówki z postaw ludzi i to zazwyczaj wystarczało do wyciągnięcia pewnych wniosków. Michael i Vincent prezentowali klasyczny przykład skupienia, może w rysach twarzy męża dostrzegała cień irytacji, ale wyglądało na to, że natrafił po prostu na wyjątkowo upartą zagadkę, nie na coś, przed czym trzeba natychmiast ochronić wszystkich obecnych na plaży. ― Idę właśnie zapytać jak się mają sprawy, żeby móc przekazać coś ludziom. Idziesz ze mną? ― zagadnęła pogodnie i skinęła głową w bok, w stronę brzegu.
Mike? Vincent? ― odezwała się, gdy znalazła się nieopodal męża. Przezornie nie podeszła jednak zbyt blisko, nie dotknęła wody, nie chcąc się niepotrzebnie narażać. ― Wiadomo już coś? Mamy trochę gapiów i zaczynają się sypać pytania… ― zerknęła kontrolnie w stronę Jarvisa, Justine i Everetta...a ja nie wiem, co mogę im powiedzieć. A jeśli mam kłamać ― wróciła spojrzeniem do męża ― to musimy mieć wspólną wersję, zjadliwą dla postronnych.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Wybrzeże [odnośnik]02.11.23 12:59
Dziwny, niezrozumiały niepokój, przez cały czas krążył po jego ciele. Odbierał niezrównoważone, niestabilne energie płynące od zainteresowanych gapiów, od dzikiej natury, od niespotykanego zjawiska, wiszącego nad wszystkimi, pochylonymi sylwetkami. Zimny dreszcz przeszedł go po plecach; potrząsnął głową otrzeźwiająco, powracając do nocnej rzeczywistości. Na krótką chwilę przesunął swój wzrok w stronę akcji ratowniczej; przyglądał się przygarbionym szeptom, szybkiej reakcji przywracającej życiodajny oddech. Poszkodowany otrzymał wymaganą opiekę, nieposkromioną rodzicielską miłość, wylewaną przez zaniepokojonego ojca. I choć w żadnym stopniu nie rozumiał prezentowanych odczuć, przyjmowanej postawy, wierzył w pomyślność ów sytuacji. Utrata osoby tak bliskiej sercu, musiała być wstrząsająca. Śmierć jedynego dziecka potrafiła zrujnować nadchodzącą doczesność. Nawet nie wyobrażał sobie emocji, przecinających rozczłonowane serce: potwornego bólu, roztrzęsionego rozżalenia, poczucia niesprawiedliwości, uderzającego prosto w twarz. Przez jeden moment, poszukiwał w sobie tych destruktywnych wartości. Ojcostwo nie było mu pisane. Dobrze wiedział, że nie potrafiłby stanąć na wysokości zadania, wykrzesać tak silnych pokładów empatii, odpowiedzialności, a przede wszystkim miłości. Jako ofiara destruktywnego, rodzinnego systemu, musiał nauczyć się odpuszczać.
Potwierdzenie ze strony aurora, pasowało do jednej z wersji wysnuwanych przypuszczeń. Kiwnął głową w oznace potwierdzenia i westchnął cicho, przyglądając się wibrującemu przedmiotowi. Mnogość różnorodnych artefaktów, wykazywała różne przeznaczenie oraz zmienne właściwości. Niektóre z nich, noszące znamię plugawego przekleństwa, potrafiły obezwładnić, opętać człowieka, zmusić do najdziwniejszych czynności, czy niekontrolowanych poczynań. Niektóre z nich posiadały jedynie wartość sentymentalną, ustawione na długich, drewnianych półkach. Były przedmiotem handlu, muzealnej witryny; stawały się rekwizytem użytkowym, wykorzystywanym przez czarodziejów najróżniejszej profesji. Mieli przed sobą tak wiele opcji: – W morzu… – powtórzył półszeptem, przykucając nieopodal kuli. Wzburzona woda potrafiła transportować przedmioty, czyżby wibrująca zguba, wyślizgnęła się z niestabilnych rąk? – Morze jest niespokojne. Mogła przypłynąć tu z daleka. – zauważył nie chcąc wprowadzać tu niepotrzebnego niepokoju oraz niepodważonych teorii. Przedmiot znalazł się w niepowołanych rękach, stanowiąc ogromne niebezpieczeństwa. Siła z jaką ukazał się światu, była niewyjaśniona, niepodobna do codziennej, dobrze znanej magii. Przechodząc nieco w bok, wyciągając różdżkę, przymknął powieki i wyszeptał dobrze znane zaklęcie. Koniuszek drewna rozniecił zielonkawy promień, drżąca wibracja przesunęła się po całym ciele, aby po chwili zniknąć zupełnie. Otworzył oczy, spoglądając w dal. Zaklęcie nie wykazało zagrożenia: – Czysto. – rzucił spoglądając na blondyna. Podniósł się pionu i podparł na prawym boku: – Widziałem podobne przedmioty w różnych miejscach. Mogły być ozdobą, stojącą na szlacheckim biurku, zwykłą zabawką. – tłumaczył, myśląc na bieżąco. – Kiedyś, na jednej z ulic zaczepiła mnie kobieta, chyba wróżka, albo oszustka. Nosiła ze sobą coś na wzór tej kuli, każąc spojrzeć w jej wnętrze i odczytać przyszłość, a może przeszłość. Czy była prawdziwa? Tego nie wiem. – mężczyzna jedynie podrzucał skojarzenia, wzniecał podejrzenia, które mogły naprowadzić na rozwiązanie. Jeśli kula była niebezpieczna, potrzebowali wsparcia. Znajomy odgłos rozniósł się po grafitowej przestrzeni. Świetlisty feniks, oznaka ukojenia, przemknął przez niebiosa, wywołując niemy okrzyk. Niemalże od razu, poczuł przenikliwe ciepło, gorejącą nadzieję, rozpowszechnioną po całym, zmrożonym sercu. Lekki uśmiech przyozdobił jego twarz. Cienki, dziecięcy głosik, dobiegł z oddali, gdy kątem oka zauważył pokrzepiający obrazek. Chłopiec żył. Odetchnął z ulgę, lecz sprawnie, powrócił do sprawy: – Tak, dałbym radę z transportem. Jeśli chcemy przyjrzeć się jej dokładnie, potrzebujemy większej ilości specjalistów i bezpiecznego miejsca, gdzie możemy ją schować. Masz jakiś pomysł? – wydawało mu się, że ktoś przyniósł koc, wystarczyłby na prowizoryczną zaporę. Nie orientował się czy w pobliżu, znajduje się przyjazna przestrzeń, wspomagająca akcję. Gdy Adda, znalazła się obok nich, zadając trafne pytane, spojrzał na kobietę z przyjaznym wyrazem twarzy, wyrażając krótką prośbę: – Potrzebujemy jeszcze chwili… – po czym ponownie przykucając przy kuli, poszedł w ślady Aurora, wypowiadając inkantację: - Specialis revelio.

[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 02.11.23 13:08, w całości zmieniany 4 razy
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Wybrzeże [odnośnik]02.11.23 12:59
The member 'Vincent Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 50 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]03.11.23 21:48
Przykryty kocem chłopiec popatrzył na przejęte oblicze ojca wystraszonymi oczami. Na pierwsze pytanie odpowiedział tylko przeczącym kiwnięciem głowy, potem rozejrzał się po zgromadzonych z niepewnością.
— Ja-a tylko... tylko wziąłem tą kulkę... Nic nie zrobiłem... Biegaliśmy, była na brzegu. Ładnie błyszczała, myślałem...— wymamrotał, patrząc na ojca. Kiedy Justine zbliżyła się do niego pokiwał głową na zgodę, ale malutką rączką odszukał przedramienia Everetta, którego się uczepił. Zakonniczka, przyłożywszy mu dłoń do czoła nie odczuła szczególnej zmiany temperatury. Chłopiec mógł być odrobinę chłodniejszy, ale najprawdopodobniej z powodu morskiej wody, w której leżał chwilę wcześniej. Czas jednak był tak krótki, że trudno było mówić o jakimkolwiek wychłodzeniu. Chłopiec się nie ruszał, posłusznie stosując do poleceń. Tuż po wypowiedzeniu inkantacji Tonks usłyszała szybkie bicie serca. Wiedziała doskonale, że tętno dzieci jest wyższe, a ich serca pracują szybciej, ale z każdą chwilą słyszała jak bije coraz szybciej. Nie było w tym jednak żadnych nieprawidłowości, czy zaburzeń. Tempo wynikało najprawdopodobniej ze stresu.

Ludzie przyglądali się czarodziejom na plaży, najwięcej spojrzeń przyciągała drobna sylwestra Justine, ale wśród anonimowych czarodziejów, grupka lepiej zorganizowanych członków zakonu wydawała się interesująca, ale też budziła szacunek i cichą zgodę. Część gapiów odsunęła się od zbiegowiska po prośbie Adriany.

Michael skierował różdżkę na iskrzącą w wodzie kryształową kulę, ale wypowiedziana inkantacja nie przyniosła mu żadnych odpowiedzi, a w samej kuli nie zmieniło się zupełnie nic. Dopiero kiedy Vincent podjął podobną próbę, wewnątrz kuli, przez mgliste opary rozbłysło światło. Było chłodne i z każdą chwilą coraz bardziej intensywne, aż rozbłysło mocno, częściowo utrudniając widzenie wszystkim w pobliżu. Aura zrobiła się nieprzyjemna, podobna do tej, której doświadczono chwilę wcześniej, a kobiecy, ochrypły i mocno przejęty głos wypełnił ciszę, jaka na chwilę zalęgła się na plaży raz jeszcze:

W nieharmonii Wenus i Jowisza
Gdy chmura przykryje dwa słońca
Gdy jeden drugiemu da olej pszeniczny
Bestie dzikim głodem przepłyną rzeki
Wąż utkany z mroku nasyci się mocą
Dokonując trzęsienia ziemi, morza i krajów
I wtem noc weźmie wszystkie pozostające dni w swe panowanie
A wtedy dokona się i skończy me proroctwo.

Parę osób już w trakcie przepowiedni krzyknęło, kilka zaczęło w ciemno odsuwać się od zbiegowiska, a kiedy blask zgasł, a światło zniknęło, ludzie zaczęli się zbierać w pośpiechu, zabierając dzieci, które na nowo zaczęły płakać lub przytulać się do nich wystraszone. Kobiecy głos brzmiał jakby należał do osoby starszej, doświadczonej — wyraźnie dało się to odczuć po sposobie mówienia, niedociąganiu głosek i wyrazów.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 50 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]03.11.23 23:08
Skinął głową, faktycznie kula mogła przypłynąć z daleka - ale z jak daleka? Próbując nie snuć pesymistycznych scenariuszy, przypomniał sobie ostatni Festiwal i uśmiechnął się pod nosem.
-Przynajmniej to nie wąż morski. - mruknął do Vincenta, tak by tylko on usłyszał odniesienie do perypetii ze spontanicznych wianków w Oazie. Tegoroczny Festiwal był planowany dłużej, ale jak widać nawet zawieszenie broni nie ocaliło beztroskiej zabawy. Czy wieści poniosą się dalej, czy w ostatnich dniach zabawy dzieci wciąż będą mogły zbliżać się do wody? Z wdzięcznością zauważył, że prośby Addy i rozpoznawalność Just uspokoiły trochę tłum, zapobiegając panice...
...do czasu. Zdążył uśmiechnąć się ciepło do żony i przytaknąć słowom Vincenta o tym, że potrzebują jeszcze trochę czasu, a potem rozbłysły zaklęcia i sama kula. Podniósł się i instynktownie osłonił żonę, gotów interweniować w razie potrzeby — ale Specialis Revelio nie mogło przecież zepsuć obiektu, o ile samo zaklęcie nie było rzucone z jakimś katastrofalnym błędem, magiczną anomalią. Miało uaktywnić jego stałe właściwości, a scenariusz zdawał taki sam, choć tym razem bez udziału biednego dziecka. Światło, niepokojąca aura, ten sam głos i te same słowa. Co mogły oznaczać?
Powiódł wzrokiem po zebranych, wyprostował się.
-Prosimy o spokojne oddalenie się z miejsca zdarzenia, Biuro Aurorów zabezpieczy obiekt. - odezwał się donośnie do zgromadzonych ludzi, którzy sami zaczęli się oddalać. Wiedział, że klarowne instrukcje pomagają, podobnie jak powołanie się na autorytet instytucji.
-Zabezpieczmy to. Myślisz, że dotyk też ją uaktywnia? - mruknął do Vincenta. -Kojarzycie, co to w ogóle może być? Nagrana przepowiednia? - zwrócił się do Rinehearta i Addy, odruchowo używając mugolskiego słowa. Nie bywał u wróżek, nie widział takich kul, jedynie mechanizm obiektu skojarzył mu się z jakimś mrocznym nagraniem w mugolskim radio. Słowa zaś ewidentnie miały być proroctwem, a bez przerażającego udziału Jarvisa w tym spektaklu mógł się uważniej wsłuchać w głos... starszej kobiety? Wróżki? Chciałby parsknąć i wziąć to wszystko za durny, niesmaczny dowcip, ale nieprzyjemna aura i uczucie niepokoju nie dawały mu spokoju.
-Nadal masz tą chustę? - zwrócił się do Addy. Przekazała ją Jarvisowi, czy tylko koc? -Moglibyśmy owinąć w nią kulę, a trzymać tylko za górę zwiniętego materiału.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wybrzeże - Page 50 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wybrzeże [odnośnik]05.11.23 14:26
Stojąc tuż przy brzegu morza i czekając na odpowiedź ― obejrzała się krótko na pozostawionych kawałek dalej ludzi. Część z nich faktycznie się wycofała, zgodnie z jej wcześniejszą prośbą, przez co Adda poczuła pełne satysfakcji, przyjemne mrowienie gdzieś w okolicy karku. Lubiła mieć posłuch, lubiła, kiedy jej słowa odnosiły wyraźny skutek.
Skinęła krótko głową, gdy Vincent powiedział, że inspekcja zajmie jeszcze trochę, ledwie krótką chwilę, ale tego co nastąpiło po wypowiedzeniu przez niego inkantacji nie spodziewała się ani trochę. Mlecznobiałe, zimne światło rozlało się po plaży, otuliło sylwetki stojących najbliżej osób; Adda instynktownie zacisnęła powieki, odwróciła twarz, ale nagły ruch powietrza i głębszy cień podpowiedziały jej, że została zasłonięta, a podświadomość odgadła personalia jej prywatnego bohatera i ochroniarza w jednym.
Zamarła w bezruchu, gdy wśród szumu fal rozlały się te same słowa; głos brzmiał również tak samo, jak poprzednio, nie zmieniła się jego barwa, ale Adda wyłapała świeże niuanse: niedociągnięcie głosek lub całych wyrazów, ton noszący w sobie znamię wielu przeżytych lat. Stara osoba, stara wiedźma i coś… coś, co brzmiało jak wróżba. Niejasna i poplątana, ale głęboko niepokojąca. Bestie dzikim głodem przepłyną rzeki? Wąż utkany z mroku? Jakby nie dość mieli już problemów ze zjawiskiem tajemniczych Cieni o których w czerwcu wspomniał jej Michael albo z samą wojną.
Nagrana? ― podłapała mugolskie określenie. ― Skoro można wyjąć myśl i umieścić ją w myślodsiewni, by wspomnienie obejrzał ktoś inny, to może to jest… coś na podobnej zasadzie, ale rejestruje sam głos… ― snuła swoje podejrzenia dalej, dość swobodnie puszczając myśli i próbując chwycić się wszelkich skojarzeń i wspomnień z przeszłości. Nigdy specjalnie nie interesowała się wróżbiarstwem, wróżek także nie brała na poważnie, choć świadoma była istnienia osób obdarzonych naprawdę potężnym darem, zdolnych przewidzieć przyszłość. Wspomnienie dało się jednak wydrzeć siłą dzięki sztuce legilimencji ― czy z głosem dało się zrobić to samo? Czy ktoś dopadł staruszkę Merlin wie gdzie i zaklęciem wydarł z jej gardła coś, czego chciał potem odsłuchiwać wielokrotnie? Ale po co właściwie? Dlaczego? A jeśli kula bajdurzyła od rzeczy albo kłębiło się w niej kłamstwo mające na celu wprowadzenie ich w jakiś koszmarny błąd?
Nie, nie mam już ― odparła, wciąż zamyślona. ― I koc i chustę zostawiłam przy Jarvisie… ― teraz podwójnie pożałowała, że nie wzięła zwiewnego szala do owinięcia ramion, mógłby się przydać ― Susie? ― zwróciła się do czarownicy stojącej obok ― Masz może przy sobie coś takiego? Jeśli nie to spokojnie, przejdę się do Everetta i zobaczę czy jest im potrzebna.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Wybrzeże [odnośnik]07.11.23 13:40
Wziąłeś kulkę? – powtórzyłem po Jarvisie, siląc się na spokojny, no, względnie spokojny ton głosu. Nie chciałem pogłębiać jego strachu, widocznego jak na gołej dłoni zmieszania, choć z drugiej strony denerwowałem się na tę niefrasobliwość, na zignorowanie wpajanych od wielu lat zasad i powtarzanych do znudzenia ostrzeżeń. Na strofowanie przyjdzie jeszcze czas, później, gdy obaj odetchniemy pełną piersią i wrócimy do domu. Bo przecież nie powinien jej dotykać, tej kulki, czymkolwiek była, nawet jeśli ładnie błyszczała i myślał, że to nic złego, że nic się nie wydarzy. Wiele starsi i mądrzejsi od niego wpadali w nie lada tarapaty, zapominając o istnieniu klątw, sideł, zasadzek. Teraz jednak nie było to aż takie ważne – bo był cały i zdrowy. Prawda? – Porozmawiamy o tym później – obiecałem, wciąż pocierając jego ramiona, by w ten niemagiczny sposób spróbować go osuszyć, ogrzać. Nie naciskałem, by spróbował sobie przypomnieć coś więcej; musiał być w szoku, poza tym, nie zdziwiłbym się, gdyby utracił przytomność już w chwili, gdy skóra spotkała się z powierzchnią tajemniczego przedmiotu. Może to i lepiej; przedziwne, mrożące krew w żyłach słowa tylko wystraszyłyby go bardziej. Dopiero wtedy, dzięki uwadze Justine, przypomniałem sobie o wciśniętej w kieszeń różdżce. Czy Evanesco mogło nam pomóc? Miałem taką nadzieję. – Napędziłeś mi stracha. Zresztą, nie tylko mnie – mruknąłem do syna, zezując to w kierunku Tonks, to kręcących się kawałek dalej czarodziejów. Byłem im wdzięczny za pomoc, wsparcie, nawet jeśli nie umiałem tego odpowiednio okazać, przynajmniej w tej chwili. – Evanesco – spróbowałem, kierując drewienko na przemoczone ubranie Jarvisa; nigdy wcześniej nie próbowałem używać tego czaru w zaproponowany przez rebeliantkę sposób, ale zamierzałem posłuchać tej rady. – Możesz jej zaufać, uratowała twojemu ojcu skórę, teraz ratuje twoją – dodałem po chwili, na wypadek gdyby brzdąc miał jakieś wątpliwości względem tego, czy powinien pozwalać kobiecie na dotyk; złożyłem przy tym usta w pokrzepiającym uśmiechu. Kątem oka podchwyciłem spojrzenie klęczącej obok Tonks, po czym skinąłem jej lekko, z wdzięcznością, głową. Dobiegały do mnie inne głosy, między innymi słowa Ady, która próbowała nakłonić gapiów do rozejścia się, zapewnienia nam nieco więcej miejsca, a co za tym idzie – prywatności. Jakież miałem szczęście, że akurat bawiła się, bawili, wszak musiał towarzyszyć jej Michael, gdzieś obok. Czy widziała już, że Jarvis otworzył oczy? Że był cały?
Na nowo rozbudzona nadzieja zaczęła blednąć; z początku nie rozumiałem, dlaczego się tak dzieje, i dlaczego włosy stają mi dęba, dopiero po chwili rejestrując światłość, jak również i ten głos: kobiecy, ochrypły, skutecznie wzbudzający niepokój. Niewiele myśląc porwałem syna w ramiona, mocno przyciskając malca do piersi, próbując zasłonić mu przy tym uszy, zagłuszyć przedziwny komunikat, oszczędzić lęku i być może płaczu. Bo przecież inne dzieciaki znów zostały dogłębnie przerażone, słyszałem ich piski, jęki, a także gorączkowe nawoływania rodziców, by oddaliły się na bezpieczną odległość. – Co u licha? – warknąłem pod nosem, zły na powtórkę z rozrywki oraz zdradliwe dreszcze. Spojrzałem na Justine, poszukując na jej twarzy odpowiedzi na to pytanie. Czy ona cokolwiek z tego rozumiała? Była świadkiem czegoś podobnego w przeszłości? – Z Jarvisem wszystko dobrze? Myślisz, że mogę go stąd zabrać? Na wypadek gdyby to... coś znów zaczęło wyć... – W ostatniej chwili ugryzłem się w język, by nie bluzgać, nie nazywać kulki chujstwem, choć w pełni na to miano zasługiwała. Nie obchodziło mnie jej pochodzenie, ani też znaczenie zaklętej w niej wiadomości; wierzyłem, że Rineheart, aurorzy czy inne mądre głowy poświęcą jej jednak więcej uwagi, może nawet rozszyfrują przekaz. – Dziękuję, Tonks – dodałem jeszcze, posyłając jej blady, wciąż zatroskany uśmiech.


nature always wins
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Wybrzeże [odnośnik]07.11.23 15:16
Usiłowała połączyć kropki, uzupełnić bieg zdarzeń logicznymi wyjaśnieniami - próbowała zrozumieć. Co mogło stać się z chłopcem, co wpłynęło na niego tak silnie, że pozbawiło go przytomności? Nie była pewna, czy ocknął się dzięki patronusowi - możliwe, że przytłoczyła go ta zatrważająca ciemność, cienie? Przecież zauważyliby, gdyby się tu pojawiły, prawda? Na tę myśl rozejrzała się mimowolnie, lecz mielu tu Justine, mieli Michaela, Vincenta, gdyby chodziło o cienie na pewno nie pochylaliby się teraz nad... czym właściwie? Dopiero po słowach Adriany zerknęła na przedmiot, wyciągając szyję, by lepiej widzieć. Nie była ani zdolną uzdrowicielką, ani aurorką, żadne sensowne pomysły nie układały się w głowie, mogła więc tylko słuchać, co mieli do powiedzenia inni.
- Oby nie - odpowiedziała krótko, mając nadzieję, że cokolwiek wpłynęło na stan chłopca, miało być chwilowe i prędko odejść w zapomnienie, bez żadnych długofalowych skutków. Klątwa była pierwszym skojarzeniem, naturalnym, ale przyczyn mogło być pewnie wiele. Zawahała się, zerkając przez ramię na Justine, badającą dziecko - syn Everetta był w dobrych rękach, nikt inny nie wyglądał na zranionego, kiwnęła więc głową, wraz z czarownicą udając się do drugiej grupy. W milczeniu przysłuchiwała się wymienianym zdaniom, dowiadując się niewiele, lecz z tej odległości przynajmniej mogła zobaczyć sprawczynię zamieszania - niepozorną kulę o migotliwym wnętrzu. Zmarszczyła brwi w zastanowieniu, a kiedy Vincent powtórzył zaklęcie, musiała zmrużyć oczy, krzywiąc się na chłodne światło, uzupełnione ochrypłym głosem, już znajomym, tak samo niepokojącym. Drgnęła, nie spodziewając się nagłej reakcji kuli, nie odsunęła się jednak, zaciskając palce na różdżce. Zamyśliła się, lecz myśli nie przynosiły żadnych podpowiedzi. Wiedziała tyle, ile wszyscy - że to brzmiało jak zła wróżba, nieprzyjemna przepowiednia, coś o czym szeptało się w kątach z przestrachem i opowiadało w strasznych historiach. Dało się temu zapobiec? Ile wspólnego miała z tym kometa? Obejrzała się, przyglądając Everettowi, Justine i chłopcu, chcąc sprawdzić, czy dziecko nadal jest przytomne - miała nadzieję, że jego los w żaden sposób nie splótł się z tym okrągłym dziwem.
- Hm? - mruknęła półprzytomnie, zerkając na Addę, zadającą jej pytanie. - Chusty nie, ale może to? - zapytała, wyplątując się z kawałka materiału, owiniętego wokół talii - najpierw musiała wyswobodzić się z plątaniny sznurków i koralików, opadających na spódnicę, ale w końcu udało jej się podać szarfę Michaelowi i Vincentowi. Materiał był raczej długi, wściekle pomarańczowy, nie szerszy niż pięć, może sześć cali, ale nic lepszego nie miała, żadnego sweterka ani koca. Lepsze to niż czyjeś spodnie. - Przedmiot jest nieduży, powinno wystarczyć, ale mogę transmutować jakiś większy kamień w szkatułkę. Albo tamtą kłodę w szerszy materiał - podsunęła, rozglądając się naprędce wokół, chcąc znaleźć odpowiedniej wielkości kamienie. Zaklęcie było proste, podstawowe.


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 50 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Wybrzeże [odnośnik]08.11.23 1:32
Nie ruszyła się od razu, trwając wraz z dzwoniącymi w jej uszach słowami. Z winą, która nie nadeszła ale mogła. Zawsze winna. Sprawiająca tylko problemy i ból - cierpienie tym, którzy postanowili znaleźć się obok niej. Zmuszająca ich do nastawienia za siebie karku, albo wciągająca w kolejne kłopoty. Jak wtedy, kiedy musieli wyciągać ją z Azkabanu, jak wtedy kiedy Rosier dopadł Billa, jak teraz. Doprowadzała do tragedii, albo do miejsca o krok przed nią.
Chciałam dobrze. Mogłaby powiedzieć, usta cisnęły się na jej usta za każdym razem. Za każdą jedną winą chciałaby tak krzyczeć - bo przecież tak chciała, tego chciała, po to to robiła. Tylko… czy miało to znaczenie, kiedy skutek nie był zamierzeniem a wypadkową jej kolejnych błędów.
Drgnęła, dopiero kiedy chłopiec się odezwał unosząc na niego tęczówki, te przesunęła na Everetta, który nawet teraz średnio radził sobie z ukryciem tego, jak mocno się zmartwił. Czy mu się dziwiła? Nie. Czy rozumiała? Nie. Czy miała? Nie. Czy tego pragnęła, nawet tego strachu rozrywającego serce? Nadal tak i przez to, zadziałała zbyt gwałtownie.
W końcu się ruszyła, przywołanie miłego tonu i modulowanie głosu nie sprawiło jej problemu - w końcu, kłamcą była doskonałym. Kłamała od dawna, oszukiwała nawet samą siebie. Zajęła się badaniem. Temperatura ciała nie wzbudziła jej niepokoju, padające z ust Everetta słowa sprawił, że dźwignęła kącik ust - ale zrobiła to z rozmysłem, nie dlatego ją rozbawił.
- Był mniej dzielny niż ty. - powiedziała do chłopca, łapiąc jego spojrzenie i puszczajac mu oko. Wypowiadając kolejne słowa, zapowiadając rzucenie zaklęcia i opisując to co zamierza. To co powinna od samego początku. Rozchodzący się dźwięk bijącego serca nie wzbudził jej niepokoju. Wszystko zdawało się w porządku, prostowała się (nadal pozostając na klęczkach) kiedy ponura aura znów objęła ich wokół. Przekrzęciła się cała, ciałem ustawiając pomiędzy rodziną - ojcem i synem - a miejscem w którym Michael miał zająć się kulom. Co jej zrobili? Jej brwi zeszły się, ale nie powiedziała ani słowa. Jej własne myśli wypadły z ust Jaretha. Zamierzyła wzrokiem Michaela, ale w ciemności trudno było coś dostrzec, przesunęła spojrzeniem z opóźnieniem odwracając się do mężczyzny i chłopca. Dopiero teraz zawiesiła niebieskie spojrzenie na tych, należących do Sykes’a.
- Dobrze, najadł się strachu. Ale odwiedźcie jeszcze jutro uzdrowiciela - przezorny zawsze ubezpieczony, nie? - zapewniła go po krótkiej chwili wysłuchawszy pytań i określeń - cenzurowanych z pewnością przez obecność (nadal trudno było jej to poskładać, ale w sumie czy było to aż tak zaskakujące? Przypomniała jej się noszona przez niego na szyi obrączka) syna. - Jako był uzdrowicielka zalecam: dwa przytulasy dla taty co najmniej raz dziennie od Jarvisa. - zerknęła na chłopca pochylając się do niego. - A jako upomnienie dostaniesz kuksańca w nos - pacnęła go leciutko - musnęła właściwie - palcem wskazującym pod nosem, rozciągając wargi w uśmiechu mającym dodać mu otuchy i zsunąć z małych ramion znamiona winy. -czasem ładne rzeczy robią wcale nie ładne rzeczy, pamiętaj o tym, dobra? - zapytała go jeszcze. Nie wiedziała, czy ta lekcja nauczy go walczyć z ciekawością. Dzieci szybko dochodziły do siebie i szybko zapomniały. Strach nie obejmował ich na tak długo, bo były prostolinijne i szczere. Przeważnie żyły w zgodzie ze sobą. Nie umiały jeszcze kłamać. W przeciwieństwie do niej.
Dźwignęła się do pionu, a padające podziękowania na ułamek sekundy zawiesiło jej gesty. Pokręciła lekko głową.
- Nic nie zrobiłam. - odpowiedziała mu, zgodnie z prawdą. Wygodnie, kłamliwie, przemilczawszy to, że mogła przynieść tragedię i fakt, że do niej nie doprowadziła był jedynie szczęściem. Koło niego, też nie powinna pojawiać się już więcej. Wyprostowała się, posyłając mu uśmiech, ale przez ten przebiło się zgorzknienie. - Damy sobie radę. - zapewniła go, brodą kiwając w stronę Michaela, Vincenta, Susanne i Ady. Jakoś na pewno. Może nawet lepiej, jeśli tam nie podejdzie.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 50 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wybrzeże [odnośnik]08.11.23 13:18
Pochłonięty szeroką dywagacją na temat dziwnego, świetlistego przedmiotu, przez moment nie zwracał uwagi na najbliższe otoczenie. Głosy docierające z oddali, informowały, iż pozostali współtowarzysze, zajmowali się ratowaniem dzielnego pacjenta, rozmową, uspokajaniem, a także oddalaniem zainteresowanych, lecz nieświadomych gapiów. Nie spodziewał się, że przy uniesieniu brody, spojrzeniu w głąb plaży, dostrzeże pokaźną widownię, skuszoną nietypową akcją, efektami przebiegu, znajomymi twarzami, które jeszcze do niedawna, zdobiły każdy, pojedynczy milimetr wolnej, ściennej przestrzeni. Jego spojrzenie skrzyżowało się z tym, należącym do Addy, wyrażając zrozumienie, ułamek wdzięczności związany ze sprawnym zarządzaniem nadchodzącym tłumem. Ponownie pochylił się nad kulą, klękając na jedno kolano w odpowiedniej odległości. Różdżka zsynchronizowała się z wyrazistą myślą, podpowiadającą zaklęcie. Tego, co stało się po chwili, nie mógł się spodziewać: kula rozżarzyła się tym samym, oślepiającym światłem, skierowanym na wszystkie strony. Zdążył wymamrotać jedynie krótkie, zaskoczone i rozdrażnione: – Na Merlina… - odruchowo osłonił swe oczy, upuszczając drewno, tuż pod swoje nogi. Poczuł jak nieprzyjemne odczucie rozlewa się po wszystkich wnętrznościach – razem z niepokojem, strachem o przeżycie kolejnego dnia, każdej upływającej sekundy. Odsunął się delikatnie, rażony promieniem, a skrzekliwy, rozemocjonowany, kobiecy głos, ponownie wygłosił swą zatrważającą przemowę. Proroctwo, bo właśnie to słowo utkwiło w pamięci mężczyzny, próbując przetrwać katorżnicze tony. Dźwięk emanujący z nieznanego artefaktu brzmiał dostojnie, staro, jakby osoba, która głosiła ów wróżbę, przeżyła setki, jak nie tysiące lat. Jak to możliwe? Przeraził się. Rozszerzone źrenice, utknęły na sylwetkach najbliższych, sugerując, że powinny zaprzestać dalszemu działaniu. Na pewno nie teraz i nie na tej plaży. – Wybaczcie… – wymamrotał pod nosem, gdy przenikliwa, kojąca cisza rozeszła się po wybrzeżu. Odetchnął ciężko i pokręcił głową podnosząc różdżkę. Słowa przepowiedni huczały mu w głowie, mógł wyrecytować ją już na pamięć. Przez moment pogrążył się w plątaninę myśli, lecz zdania wypowiadane przez Aurora, szybko wróciły go do rzeczywistości: – Nie, nie, żadnego dotyku. – poinformował ostrzegawczo, wiedząc, że czynnik ludzkiej skóry, niejednokrotnie wybudzał najgorsze przekleństwo. – Nie wiem. zwrócił się bezpośrednio do blondyna. – Musimy zabrać to stąd jak najszybciej i nie narażać już ludzi. Nie mamy nad tym pełnej kontroli… – przyznał z ciężkim sercem, spoglądając w stronę akcji ratunkowej. Potrzebowali materiałów do zabezpieczenia przedmiotu. Najlepiej podwójnego, aby przezornie przenieść ją w bezpieczne miejsce. Musieli zrobić to ostrożnie, osłaniając dłonie i każdy skrawek skóry. Gdy prośba Adriany przywołała Susanne, uśmiechnął się krótko w jej stronę i przyjął wściekle pomarańczową chustę: – Tak, ona się nada, dziękuję. Jeśli faktycznie mogłabyś transmutować te kłodę w jeszcze jeden materiał, byłbym wdzięczny. – zmyślna propozycja pojawiła się w odpowiednim czasie. Transmutacja jako niesamowity talent, dawała wiele możliwości. – Musimy jeszcze zastanowić się gdzie ją przenieść. Najlepiej w mało uczęszczane miejsce, a z łatwym dostępem dla nas, czy potencjalnych osób, które pomogą nam rozwikłać te dziwne słowa. – nie zamierzał się poddać, porzucić artefakt bez profesjonalnej, badawczej ekspertyzy. Na razie nie miał na to pomysłu, był rozproszony, skupiony na zbyt wielu rzeczach – jednocześnie. – Ktoś mógłby mi później pomóc i teleportować się razem z tym. – brodą wskazał szkło poruszające się w morskich falach.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Wybrzeże [odnośnik]09.11.23 0:23
Kiedy po rozrzedzającym się zbiegowisku rozeszła się wieść o działającym aktywnie biurze aurorów, ludzie zaczęli szeptać między sobą raz jeszcze. Gapie stopniowo tracili zainteresowanie zdarzeniem, kilka osób jeszcze stało i obserwowało ich działania — pojedyncze jednostki wciąż stały, szukając wzrokiem źródła tych przedziwnych zdarzeń, ale większość wydawała się wystraszona, zdezorientowana i niezainteresowana dalszymi działaniami czarodziejów, którzy podjęli się całej akcji. Plaża w tym miejscu pustoszała. Większość obecnych przy dwóch ogniskach straciła ochotę na zabawę, ruszyła w stronę jarmarku, gdzie wieść miała się roznieść o dziwnych wydarzeniach na plaży. Plotki na dniach przybierały jednak rozmaitą formę, często dalece odbiegającą od rzeczywistości, szczególnie wśród upojonych miodem czarodziejów. Nazwisko Tonks przejawiało się w pogłoskach, podobnie jak świetlisty feniks, ale kompletnie niezrozumiałe opowieści niosły się rosły w pijanych ustach jak legenda. Mówiono o duchu kobiety, która przybyła z otchłani, strasząc paskudnym proroctwem i o klątwach Lorda Voldemorta, który próbował złamać zawieszenie broni i popsuć festiwalowiczom zabawę. Ludzie gadali, nie przejmując się niczym, co poskutkowało tym, że każdy usłyszał, że coś się wydarzyło, ale nikt dobrze nie wiedział, co takiego.

Czarodzieje zabrali się za organizowanie bezpiecznego transportu tajemniczej kuli w celu dalszego jej zbadania. Wiedzieli, że własną wiedzę tu i teraz już wyczerpali, a więcej informacji mogło nadejść ze strony innych osób lub specjalistów z różnych dziedzin. Słowa starszej kobiety, które rozbrzmiały na plaży, choć enigmatyczne - zapadały w pamięć wszystkim, którzy je usłyszeli. Na tyle, że po dwukrotnym wysłuchaniu, potrafiliby ją w przyszłości przywołać bez trudu.

Syn Everetta prędko odzyskiwał kolory na twarzy, uspokajał się, dostrzegając coraz więcej znajomych twarzy wokół siebie. Zatrzymał spojrzenie na odchodzących kolegach, którzy znów wydawali się rozdygotani i wystraszenie ponownym wybrzmieniem słów tajemniczego proroctwa. On sam się zląkł, Obejmując ojca mocno, chowając twarz w jego szyi przez chwilę.
— Przepraszam — wyszeptał niepewnie, choć trudno było doszukiwać się szczerej skruchy u dziecka, które nie miało pojęcia o niczym, co się wydarzyło. Użyte przez Everetta zaklęcie osuszyło dziecięce ubranka, a chłopiec spojrzał na Justine z uwagą i ufnością. Oczy miał szkliste, ale dzielnie przetarł ja i z determinacją skoncentrował się na zadaniu. Wysłuchał z niemałym zaskoczeniem jej zaleceń, a potem zaśmiał się, kiedy palec czarownicy musnął jego nos. — Dobrze, proszę pani. Będę pamiętał — obiecał, próbując stanąć na piasku, obok Everetta. Złapał go za przedramię, chcąc się nachylić do jego ucha. — Fajna ta pani — szepnął do taty odwracając się za Justine. — A jak ci uratowała skórę? Co zrobiłeś? Byłeś ranny? Kiedy to się stało? Czemu nie przyprowadziłeś jej nigdy? A zobaczymy ją jeszcze? Bardzo fajna ta pani. Mogę jej mówić ciociu? A pójdziemy na jarmark? Tato! Tato, wiesz, co mi powiedział przed chwilą Sebastian? Że na jarmarku można kupić taaaaaaaakiego pająka — zwizualizował rozciągając ręce na tyle na ile mógł, nie odrywając wzroku od mężczyzny.

Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki. W razie potrzeby odpowiem jednak na wezwanie <3 Dziękuję za zainteresowanie niespodziewanym postem i sprawny udział w wątku! Wszyscy, którzy wzięli udział w rozgrywce otrzymują osiągnięcie Oszukać Przeznaczenie. Możecie kontynuować grę w dowolnym temacie.
Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 50 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]09.11.23 1:21
Dźwignęła kącik ust ku górze, kiedy chłopiec się zaśmiał. Dobrze - przebiegło przez jej myśli - choć sytuacja przez chwilę zdawała się krytyczna, było za nią. Uwieszać się na niej albo zostawiać na barkach dzieciaka nie było po co.
- Ekstra. - powiedziała, unosząc rękę, żeby potargać mu lekko włosy. Podniosła się wypuszczając kilka słów do Jaretha. Cofając się o krok, zerkając za siebie w kierunku brata i zakonników. Wróciła na chwilę jasnym spojrzeniem do Sykes’a. - Kto by się spodziewał. - powiedziała dźwigając lekko kącik ust, spoglądają ku niemu łagodniej cofając się o kolejny krok. Potrafiła ubrać twarz w co chciała, to wiercących wyrzutów sumienia i myśli o tym, jak źle być mogło nie umiała się pozbyć. - Spokojnej nocy, Sykes. Tobie też, Jarvis. - pożegnała się z nimi odwracając na pięcie. Po kilku krokach znajomym już dla siebie geście unosząc rękę krótko do góry. Przesuwając się do Zakonników dalej. Przystając przy nich.
- Dzieciakowi nic nie będzie. - powiedziała w ramach krótkiej relacji. Wsadzając lewą rękę w kieszeń spodni. Skupiona na nim, nie wiedziała czy i co zdołali ustalić - poza tym, że kula uruchomiła się ponownie. - Ustaliliście coś? Wszyscy cali? Czemu znowu zaczęła gadać o tych nicharmoniach? Damy radę ją przenieść? Jak wygląda plan? - zarzuciła ich gradem pytań przesuwając wzrokiem po wszystkich, łącznie z Rineheartem. - Szlag, skąd to w ogóle wzięło się tutaj. Pamiętacie smoka morskiego na wiankach w zeszłym roku? - zapytała ich kręcąc lekko głową. Naprawdę zaczynała wierzyć, że normalne wianki - a może festiwal - to byłaby całkowicie zaskakująca odmiana. Co prawda nijak się to miało do kuli która mogła być jedynie głupią zabawką, ale towarzysząca jej aura zdawała się wskazywać na coś całkowicie innego. Nie umiała odsunąć ponurej aury, która dotykała skóry kiedy tylko słowa przemykały po plaży. Dreszcz znów przebiegł jej po plecach. Otrząsnęła się z niechęcią. - Jak skończymy możemy zraportować wszystko Ministrowi - zaoferowała spoglądając najpierw na Adę, przesuwając tęczówki na brata. - wy wrócicie do randki, trochę wam te wypadki ją przerwały, co? - powiedziała pół żartem pół serio w ich stronę, ale wzrok miała skupiony i strapiony. Powinni skorzystać z resztek dni - pozornej swobody i wolności - którą mieli. Potem wojna znów powróci na stare tory. A oni jako młode małżeństwo - ludzie, którzy się kochali powinni wykorzystać to, co mieli, bo trudno było powiedzieć jak długo sobą cieszyć się będą dalej mogli. - Mam złe przeczucia. - mruknęła, wydymając lekko wargi, spoglądając przed siebie. Miała. Miała cholernie złe przeczucia. Od dnia, kiedy kometa pojawiła się na niebie, tylko czekała aż coś się porządnie nie rozpieprzy. A padające słowa zdawały się jedynie mocniej podlewać rosnące w niej obawy. - Znacie kogoś kto orientuje się w astronomii? Może te jowisze coś mu powiedzą. - przypomniała sobie, teraz kiedy ludzie rozchodzili się tracąc zainteresowanie - o tej całej nieharmonii Wenus i Jowisza. Ona na astronomii znała się tyle o ile. Ktoś umiał to wyliczyć, sprawdzić może? Zmarszczyła brwi zastanawiając się. Coś zdawało się zbliżać. Coś mrocznego i nieprzyjemnego. Coś jeszcze innego niż przeklęte arystokratyczne dupki kłaniające się przed jednym.

| jeszcze sobie nie idę, ale MG dziękuję! było super, nikogo nie zabiłam i zostałam ciocią (!!!!!!!!) :pwease:



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 50 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.23 16:51
Gdyby to była inna sytuacja, inne okoliczności, z pewnością zareagowałbym na przytyk Tonks w bardziej naturalny sposób; może parsknął, a może wywrócił oczami i pokusił się o niewybredny komentarz pod jej adresem. Teraz jednak jedyne na co było mnie stać, to ukradkowe spojrzenie w towarzystwie lekkiego drgnięcia kącików ust. Zresztą, nie zamierzałem burzyć tej jakże wspaniałej wizji – otrzymania tytułu Dzielniejszego od Własnego Ojca – bo powinna ona działać na naszą korzyść. Poprawić humor, odgonić lęk. Jarvis posłusznie spełnił wolę czarownicy, ze spokojem przyjmując inkantację nieznanego zaklęcia, a także powolny ruch przesuwającego się wzdłuż piersi drewienka. Nic nie mówił, choć raz czy dwa dostrzegłem przecinającą czoło syna zmarszczkę; musiał wkładać całą siłę woli w to, by nie zakłócić przebiegu badania jakimś impulsywnie rzuconym słowem. Widziałem, że Justine zamierza się odezwać, powiedzieć coś, najpewniej przedstawić nam swe obserwacje, gdy znów zaatakowała nas jaskrawa jasność w połączeniu z niosącymi lęk wersami nieznanego pochodzenia. Na szczęście tym razem byłem obok, mogłem osłonić malca własnym ciałem, oszczędzić mu strachu i cierpienia – przynajmniej w jakimś stopniu. Nie on przemówił, a jego plecy nie wygięły się w łuk, co przyjąłem z niemałą ulgą. Odruchowo pogładziłem chłopca po ramionach, po zmierzwionej czuprynie, wzrokiem odnajdując twarz Tonks; wyglądała na równie zdziwioną, zaskoczoną tym upiornym przedstawieniem, co i ja. – Oczywiście – zapewniłem ją gorliwie, gdy zasugerowała wizytę u uzdrowiciela. – Na pewno kogoś znajdziemy, żeby jeszcze przeprowadził dokładne badania – dodałem, pozwalając Jarvisowi wyplątać się z mego uścisku, usiąść nieco wygodniej. Najadł się jedynie strachu? Naprawdę chciałem wierzyć w tę diagnozę. Nie żebym wątpił w dokonane właśnie oględziny, wyglądało na to, że Tonks wie, co robi, lecz ojcowska wyobraźnia, czy raczej wyobraźnia jedynego rodzica, nakazywała mi bać się za dwoje.
Moją twarz rozświetlił nieco wyraźniejszy uśmiech, gdy towarzyszka skupiła się na małoletnim pacjencie; przytulasy dla taty brzmiały jak lek na całe zło, więc lepiej niech nie zapomina o codziennej dawce czułości, albo poskarżę się pani byłej uzdrowicielce. Informacja ta zdziwiła mnie odrobinę – a więc kiedyś była magomedykiem, teraz zaś walczyła na pierwszej linii – bardziej jednak uspokoiła; w końcu oznaczało to, że na pewno wie, co robi i że nie była to dlań pierwszyzna. – Gdybyś nie chciał uwierzyć ojcu, uwierz mądrej pani – wtrąciłem, gdy wybrzmiały słowa łagodnego pouczenia. Mały Sykes okazał się jednak na tyle wdzięczny, że solennie obiecał stosować się do jej przestrogi. No ciekawe na jak długo; już ja go znałem, jego i tę jego nieposkromioną ciekawość, brak zahamowań. Z drugiej strony – nie uważałem tych cech chłopięcego charakteru za wady. Nie chciałem również, by te przykre wydarzenia zagościły w jego pamięci na dłużej.
Nic nie zrobiła? Przechyliłem lekko głowę, posyłając jej powątpiewające spojrzenie. – W takim razie dzięki za nic – mruknąłem, jednocześnie obejmując ramieniem lgnącego do mnie syna; widziałem, że śledził oddalającą się sylwetkę wzrokiem, wciąż zaaferowany dopiero co poznaną kobietą. – Uważajcie na siebie – dodałem głośniej, by odchodząca czarownica na pewno mnie usłyszała; wszyscy. Nie miałem pojęcia, czym była ta przeklęta kulka, ani co jeszcze skrywała w swym repertuarze. Słowa „spokojnej nocy” nie przeszły mi jednak przez gardło. Najistotniejszą i najbardziej pożądaną wartością zdawało mi się teraz bezpieczeństwo. Lecz przecież kto mógłby poradzić sobie z tą niespodzianką lepiej od nich? Aurorów, wywiadowców, łamaczy klątw.
Przez krótką chwilę spoglądałem w tamtym kierunku, pochylających się nad tajemniczym artefaktem czarodziejów, prędko jednak wróciłem myślami do Jarvisa – również dlatego, że zaczął zarzucać mnie gradem szeptanych nieśmiało pytań. – Chodź tu – zarządziłem, bez trudu biorąc go na ręce, przytulając do piersi, by nadal mógł do mnie mówić. Z jednej strony nie chciałem ich tutaj zostawiać, z drugiej – w niczym nie mogłem im pomóc, a Jarvis musiał jak najszybciej odpocząć, położyć się spać, zapomnieć o tym koszmarze. – Fajna, polubiłeś ją? – zagaiłem, robiąc pierwsze nieśmiałe kroki w kierunku ogniska, przy którym jeszcze do niedawna czuwałem. Tam powinienem odnaleźć swoje buty, a przynajmniej taką miałem nadzieję. – Spokojnie, jedno pytanie po drugim, bo zaraz się pogubię i tyle z tego będzie – odparłem z zapomnianą lekkością, a może nawet entuzjazmem; kamień spadł mi z serca, to i łatwiej przychodziło dostosowywanie się do dziecięcego nastroju. Całkiem dobrego nastroju, biorąc pod uwagę, co też go spotkało. – Bardzo możliwe, że ją jeszcze spotkamy. Co prawda ta pani jest dość zajęta... – Naprawdę nie kojarzył jej twarzy z plakatów? Może to i dobrze. – ...ale mieszka niedaleko nas, więc podejrzewam, że wpadniemy na nią na jakimś spacerze. I nie obrazi się za ciocię, tak myślę. Ranny? A tak, ranny. To nic takiego... Ale opowiem ci jak już będziesz leżał w łóżku, z panem Płomykiem pod ręką. Dobra? Umowa stoi? I na Merlina, po co nam taaaaaaaaaaki pająk? Nie wystarczy nam taaaaaaaaaaaaaaki garboróg? – Starałem się odpowiadać na wszystkie poruszane przez malca kwestie, choć istniała szansa, że coś mi umknęło. Również dlatego, że nim jeszcze skończyłem mówić, Jarvis już wchodził mi w słowo. A im bardziej oddalaliśmy się od wybrzeża, tym łatwiej było mi oddychać.

| duży Sykes i mały Sykes już uciekają, zt; bardzo dziękuję za ekscytującą rozgrywkę :pwease:


nature always wins
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Wybrzeże [odnośnik]13.11.23 20:08
Pierwszy szok mijał, choć ciało nadal odczuwało efekty nagłego wyrzutu adrenaliny. Myśli zaczynały pędzić od wątku do wątku, mimo tego Lovegood starała się przywrócić je na właściwe tory, na tu i teraz, kiedy jeszcze pochylali się nad tajemniczym przedmiotem. Kiwnęła głową Vincentowi, gdy potwierdził jej przypuszczenie - przezorność na pewno nie zaszkodzi, dostali już wystarczający dowód na wyjątkową tkliwość kuli; zostawało mieć nadzieję, że nie zacznie im śpiewać o potwornościach, kiedy spróbują owinąć ją w materiały, ludzkie stresy urosły dziś na wybrzeżu do sporych rozmiarów, więcej nie było im trzeba. Nie wtrącała się w ustalenia dotyczące miejsca przechowania artefaktu, znała obecnych na tyle, by mieć pewność co do ich umiejętności i pomysłów, tak naprawdę na przechowanie mogła zaproponować jedynie Ruderę, a tego robić nie chciała - było mnóstwo lepszych miejsc, choćby Ministerstwo w Plymouth.
Spojrzenie uniosło się do tęczówek dołączającej do grupy Justine, której deklarację przyjęła z ogromną ulgą, od razu rozglądając się za Everettem i jego synem - nie musiała się upewniać, ufała Tonks, postarała się jednak posłać mężczyźnie ciepły uśmiech, niosący jeszcze trochę otuchy po ciężkim przeżyciu. Mały napędził im wszystkim niezłego stracha, ale był w dobrych rękach. Wróciła wzrokiem do towarzystwa, gdy aurorka skończyła zasypywać ich pytaniami, nie wtrącała się jednak w odpowiedzi, dając mówić innym.
- Zajmę się tym materiałem - zadeklarowała, na chwilę odłączając się od grupki, by pochylić się nad deską, wyrzuconą przez fale. Skąd pochodziła? Fragment rozbitego statku? Latarni morskiej? Przechyliwszy głowę użyła znajomego zaklęcia, lecz zamyślenie nie pozwoliło wyzwolić wiązki z cyprysowej różdżki. Westchnęła krótko, koncentrując się na splocie materiału, grubym, ścisłym, niech żadne dziury nie wejdą im w drogę. - Acus - poprosiła uprzejmie różdżkę, prostym gestem prowadząc zaklęcie i tym razem ujrzała przed sobą to, co ujrzeć chciała. Zgarnęła materiał z piasku, zaraz wracając do reszty.
- Moja ciocia zna się na niebie, absolutnie niezastąpiona - nazywa się Prima Howell. Jest zaangażowana w sprawę. Mogę z nią porozmawiać, na pewno chętnie pomoże - podsunęła łagodnie, gdy Justine zapytała o astronomiczne talenty - ale to nie wygląda na astronomiczny przyrząd, tylko o gwiazdach gada. To znaczy - chyba, nic takiego u niej nie widziałam - stwierdziła, wzruszywszy ramionami, nim podała Vincentowi transmutowany materiał.
- Hej, zanim się rozejdziemy - mam do was krótkie pytanie. Co pięć głów to nie jedna... Wiecie coś więcej o cieniach? Jakieś nowe wskazówki? Szukam sposobów na zabezpieczenie przed nimi obozu, kombinuję - cień teoretycznie powinno rozgonić światło, przynajmniej trochę, ale może jakimś cudem udało wam się trafić na konkretne poszlaki? - mówiła cicho, upewniwszy się, że wokół nie ma niepożądanych uszu. Wolała zapytać, korzystając z okazji - miała tu tyle doświadczonych Zakonników, którym dobro ludzi leżało na sercu tak samo mocno, jak jej samej. Wysłuchała ich uważnie, każde słowo biorąc sobie do serca, nim wszyscy rozproszyli się we własne strony.

| rzuty na Acus, udane za drugim razem
| zt
[bylobrzydkobedzieladnie]


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?





Ostatnio zmieniony przez Susanne Lovegood dnia 02.12.23 17:10, w całości zmieniany 1 raz
Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 50 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350

Strona 50 z 51 Previous  1 ... 26 ... 49, 50, 51  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach