Wydarzenia


Ekipa forum
Sklep jubilerski
AutorWiadomość
Sklep jubilerski [odnośnik]15.11.15 21:58
First topic message reminder :

Sklep jubilerski A. Blythe

★★★
Wytwory jubilerskie rodziny Blythe od pokoleń zachwycają kunsztem i wysoką jakością wykonania. Znajdziesz tutaj zarówno pierścionki zaręczynowe dla ukochanych dam, jak i podarunki na wszelkie okazje; od naszyjników, kolczyków i tiar pełnych szlachetnych kamieni po pierścienie z rodowymi sygnaturami.  Właściciel samodzielnie tworzy każde dzieło i na życzenie klienta wprowadza pożądane modyfikacje. Ponadto w tymże sklepie można wykupić usługę wykonania magicznego talizmanu, po dostarczeniu odpowiednich komponentów. Wszystko ma jednak swoją cenę, a zgodnie z wyznawaną zasadą, Blythe nie zwykł się targować.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:26, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sklep jubilerski [odnośnik]15.09.22 19:37
Może coś było w tym, że bał się nieznajomych. Trochę takie czasy, a trochę rzeczywiście kwestia wychowania; dorastając nie mógł wiedzieć, czego się spodziewać od swojego otoczenia. Chudy, patykowaty blondasek, który nijak nie pasował do Durmstrang, nie był za bardzo zainteresowany wszystkimi tymi ich podziałami i najchętniej spędzałby cały swój czas w odosobnieniu, z kartką papieru, z daleka od całego tego jazgotu. Oczywiście, że oberwał nie raz. Pewnie, że ludzie byli złośliwy bez powodu. Nie pamiętał już, czy kiedyś starał się to rozumieć, po prostu zaakceptował taki stan rzeczy i do większości nieznajomych podchodził ostrożnie. Gdyby miał opisać mężczyznę przed nim, pewnie powiedziałby, że biło od niego ciepło. Tak po prostu, wydawał mu się turbo kulturalny, uprzejmy, smutny, a przede wszystkim ciepły. Upewniał się w tym przekonaniu za każdym razem, kiedy podnosił spojrzenie, by zerknąć na jego przystojną twarz; jego uśmiech był bardzo przyjemny, ciemne oczy dawały poczucie spokoju, mimo niektórych nerwowych ruchów. Nie czuł się zagrożony, ba, był prawie pewny, że należał do tego grona ludzi, którym mógłby opowiadać wszystko i czuć się z tym bardzo swobodnie. Wszystko o, jak odbierał nieznajomego mężczyznę wzmagało w nim tylko naturalną potrzebę bycia idiotycznie szczerym. Wielu ludzi, których w swoim życiu spotkał uważało szczerość za coś, co powinno się dozować z głową, ale.. Nie, Ull zdecydowanie tak nie uważał. Szczerość była najlepsza, nawet jeśli sprawiała, że dostawał po uszach.
Naprawdę starał się nie roześmiać, ale słysząc jego komentarz na temat szyi właścicielki kolii i tak wydał z siebie ciche parsknięcie.
- Przepraszam. - i kolejne przepraszam zaliczone. Podniósł na niego mocno rozbawione spojrzenie, próbując zapanować nad głupim uśmiechem. -Rozbawiło mnie to za bardzo. - wytłumaczył się, chociaż właściwie nie tłumaczyło to niczego, więc po prostu postanowił zdławić swoje rozbawienie, znów pochylając się nad błyskotką. Akurat skupienie uwagi na pracy przychodziło mu z zaskakującą łatwością.
Podniósł na niego, po raz kolejny, przepraszające spojrzenie, kiedy poprosił go o wycenę. Już nawet sam się zaczął orientować, że nadużywa słowa przepraszam w całej tej konwersacji, ale chyba nie potrafił go obejść. Nie znał się na cenach, nie obchodziły go one i wiedział doskonale, że dostanie w przyszłości za to nie raz po głowie od kuzynów, kiedy przyjdzie czas na obsługę klientów. Średni taki sprzedawca, któremu nie zależy na pieniądzach, nie?
- Naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć, sir. - nawet wyszło bez używania magicznego słówka na "p", ale za to znów użył grzecznościowego "pana". Coś za coś. Przekorna uprzejmość albo przepraszanie wykraczające poza skalę.. Był denerwującym gówniarzem i naprawdę nie wiedział, dlaczego ten prze-uprzejmy pan jeszcze to znosił. - Zakładam, że są dużo warte przez swój kolor właśnie, który świadczy w przypadku szmaragdów o pochodzeniu. Kolumbijskie szmaragdy są cenne dla rzemieślników w złotnictwie, ponieważ każdy z nich jest specyficzny w przekroju. Może nie aż tak, jak odcisk palca, bardziej jak.. Jak tęczówki. Najcenniejsze są te, które w przekroju posiadają wzór układający się w gwiazdę, coś, czego nie dałoby się w żaden sposób odtworzyć sztucznie. - wytłumaczył, uspokojony zainteresowaniem rozmówcy. Mówił, tak czy siak, podczas mierzenia i nakładania wszystkiego na swój roboczy szkic, żeby nie zabierać mu dodatkowo czasu. Mógł go dopiero poznać, pewnie, ale mimo to czuł do niego szacunek, a ludzi których się szanuje nie zatrzymuje się z byle powodu, kiedy ci się spieszyli, tak? No tak.
Słysząc ofertę, którą przed nim składał, musiał mocno się powstrzymać, by nie podskoczyć w miejscu.
- Tak-! Przepraszam. Tak, z przyjemnością się tym zajmę, już mam nawet pomysł.. - spojrzał na niego krótko, wyraźnie podekscytowanym, roziskrzonym spojrzeniem, ale zaraz znów pochylił się nad kartką, nanosząc formę kolczyków, które zobaczył oczyma wyobraźni, kiedy tylko o nich wspomnieli. Były wiszące, zaczynające się drobnym elementem przypominającym pięciolistny kwiat, spływały w dół, przez trzy małe, okrągłe elementy, aż w końcu dochodziły do łezek, w których umieścił szmaragdy. - Ull. - odpowiedział krótko, bardziej skupiony na bawieniem się w małe szczegóły na swoim szkicu, niż na podawaniu swojego imienia i nazwiska; było w gruncie rzeczy nieistotne. Był w sklepie codziennie, był równocześnie pewny, że rozpozna głos nieznajomego, nawet gdyby akurat coś robił z tyłu.. A poza tym, brat mu przecież mówił, żeby uważał z podawaniem swoich danych, tak? Nie, żeby na co dzień o tym pamiętał, ale w tym konkretnym przypadku po prostu projekt go zajął i nie miał głowy przejmować się tego typu kurtuazjami jak przedstawianie się.
- Jestem tutaj właściwie codziennie, cały dzień. Proszę pomyśleć nad tym, jak by pan chciał, żeby te kolczyki wyglądały, dobrze? Ale jeśli pan nie wymyśli, to jestem pewny, że znajdzie się w sklepie dużo dobrych inspiracji, lepszych niż to, co mi się pomyślało. - odłożył ołóweczek, znów otarł dłonie i uśmiechnął się do niego skromnie, ale wdzięcznie. Uprzejmość była rzadkością, którą naprawdę doceniał.. A dawanie szansy młodym czeladnikom stanowiło trochę taki mały skarb, którego trzeba było szukać ze świeczką.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t11348-ten-nie-rudy-borgin#349232 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]15.09.22 20:35
Gdyby nie błysk w oczach rozprawiającego o biżuterii młodzieńca, pewnie nawet nie pomyślałby, że mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego - w wieku Ulla Hector był zamknięty w sobie i nieśmiały, najchętniej spędzając czas w bibliotece, z dala od jazgotu i niejednokrotnie okrutnych rówieśników. Większość pełnosprawnych chłopców z dobrych domów miała jednak inne doświadczenia, a lęku zasiewanego przez niektórych rodziców nie dało się przecież zobaczyć gołym okiem.
Ale może dało się go wyczuć, w tej nieśmiałej nici porozumienia, w zbyt częstych przeprosinach, przenikliwych spojrzeniach i nieco podobnych gestach. Hector chciał czasem wierzyć, że w jego umiejętnej obserwacji ludzi kryje się nutka geniuszu, ale to przecież nie była prawda - to strach kazał mu obserwować i przewidywać reakcje ojca i brata, w spowitej kłamstwami rodzinie, której mottem była szczerość. Szczerość, którą tak cenił u swoich pacjentów i w gabinecie, a która zdarzała się tak rzadko, której nie mógł praktykować nawet we własnym życiu, zmuszony do odgrywania roli zrozpaczonego wdowca. Lepszej roli niż ta prawdziwa, zdradzanego męża, który ani nie kochał własnej żony, ani nie umiał jej zdyscyplinować. M ó g ł b y, wiedział jak, obserwował ojca wystarczająco długo, ale potrafił się na to zdobyć i za to też się nienawidził. A rozpracowawszy reakcje i gesty we własnej rodzinie, zaczął używać lęku do obserwacji każdego - bojąc się, że jest inny, obcy, zbyt zimny by zbliżyć się do kogokolwiek.
Było już zdecydowanie lepiej, niektórzy ludzie leczą dawne rany, narodziny syna pomogły Hectorowi przewartościować sporo kwestii, ale w wieku Ulla był dużo posępniejszy - i chyba nie potrafił się uśmiechać z taką łatwością, nie do nieznajomych.
Ani śmiać. Z takich rzeczy. Zamrugał, zaskoczony - delikatność i szyja Beatrice kojarzyły mu się tylko z tłuczonymi talerzami i własnymi masochistycznymi wyobrażeniami o obcych dłoniach, które ciągnęły ją za rude włosy i darowane przez siebie kolię. Ale bez kontekstu - ta uwaga faktycznie mogła być zabawna.
-Nie szkodzi. - zdobył się na blady uśmiech, właściwie ulżyło mu, że ten młody człowiek nie szuka w jego słowach drugiego dna ani nie wie, jak ohydne rzeczy miał na myśli, że dla niego to tylko niewinny żart. Spotkania ze wspólnymi znajomymi żony (a w szczególności z teściami) były na tyle wyczerpujące, że nawet trzymając w rękach jej biżuterię obawiał się podświadomie, że znowu będzie musiał grać i uważać na każde słowo.
A przecież nie musiał. Ten blondyn go nie znał, ani jej.
Mógłby po prostu... cieszyć się tym popołudniem. I cennym prezentem, łatwym zarobkiem. Myśląc o pieniądzach, odruchowo zignorował formę grzecznościową - pacjenci mówili do niego od pana, poprzez "wy", do "ty" (choć nigdy sir), nie przywiązywał do tego wielkiej wagi. -A te - mają wzór gwiazdy? - zaciekawił się, obiecując sobie, że wyciśnie z romansów Beatrice jak najwięcej, do ostatniego sykla.
-Doskonale. - skwitował z satysfakcją, zadowolony, że może załatwić to bezpośrednio z młodym czeladnikiem. Ullem, zanotował w myślach, wiedząc już o kogo pytać. Nachylił się nad szkicem z łagodnym uśmiechem, ale ten przybladł nieco, gdy zobaczył formę kolczyków. Były śliczne, ale... -Piękny projekt. - jak każdy ojciec i magipsychiatra, zaczynał pod pochwał. -Ale obawiam się, że mogą być nieco za długie. Osoba, której chcę jej podarować ma małe dziecko, nie chciałbym żeby za nie pociągnęło. - nawet Orestes, grzeczny syn Hectora, był żywym srebrem gdy miał dwa lata. A Orpheus, jego siostrzeniec, był w porównaniu z synem żywym srebrem. -Na przykład... wpasować szmaragdy w ten kwiat? Czy wtedy będą za ciężkie? - nie lubił hamować cudzej kreatywności, ale swojej praktycznej siostrze wolał podarować coś subtelniejszego. -Resztę stopu wtedy sprzedam. - dodał trzeźwo, wiedząc, że właśnie okroił formę projektu.
Mimowolnie odwzajemnił uśmiech, entuzjazm tego młodego człowieka był zaraźliwy - a Vale'owi naprawdę ulżyło, że załatwił sprawę naszyjnika bez zbędnych komplikacji ani niezręczności.
-Hector Vale. - przedstawił się. -Proszę przesłać mi projekt, pańska sowa powinna znaleźć mój gabinet magipsychiatryczny. - nie rozgłaszał wszystkim, że przylega do jego domu, osobny gabinet brzmiał jakoś bardziej profesjonalnie. Kilka lat temu prowadził zresztą gabinet na Pokątnej, niedaleko od sklepu Blythe'ów.
Może gdyby Beatrice więcej czasu spędzała nad opieką nad dzieckiem, a mniej na swoich potrzebach nie musiałby go zamknąć, by być przy rodzinie w trakcie szalejących anomalii. Kolejna niezabliźniona rana.
-Do widzenia. Miło się robi z panem interesy. - ukłonił się lekko, cały czas traktując czeladnika jak dorosłego. Zdawał się zresztą doroślejszy od dzisiejszego pacjenta, mężczyzny w średnim wieku, który nie potrafił wziąć odpowiedzialności za nic - wizyta będzie żmudna, jak zawsze, ale dobrze płatna, a Hector był już w dobrym humorze.

/zt :pwease:



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Lepiej być nieszczęśliwym i wiedzieć, niż być szczęśliwym i żyć w nieświadomości.

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15
UZDRAWIANIE : 20 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t10883-broken-body-beautiful-mind#331696 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]03.05.23 13:08
15 lipca 1958


HEP!
Ten dzień miał się zacząć zupełnie inaczej. Specjalnie wstał wcześniej, przygotował się do pracy, nawet uczesał włosy (!) tylko po to, by przed prawdziwym rozpoczęciem działalności sklepu przyjrzeć się trochę swoim zapasom. Od czasu ich popsucia w dniu pojawienia się superbolidu na niebie (nie mógł nazywać tego zjawiska dłużej kometą, wszak pragnął być jak najbardziej poprawny z punktu widzenia nauki) popadł w pewien rodzaj paranoi. Wciąż jeszcze nie zbadał działania komety na jego rzemiosło. To raz wychodziło zupełnie poprawnie, innym razem brakowało jakiejś niewielkiej cząstki magii, tajemniczego elementu. Nie mógł rozgryźć tej zagadki, przynajmniej jeszcze nie.
Zjawił się w Bursztynowym Świerzopie zaskakująco wcześnie, nawet jak na niego. Otworzył drzwi sklepu tak, jak zawsze i tak jak zawsze przywitał go znajomy zapach suszonych ziół i środków, którymi wczorajszego wieczoru szorował blat kontuaru, teraz pięknie odbijający promienie wschodzącego dopiero słońca.
Ziewnął donośnie, nie zasłaniając przy tym ust. Był w końcu sam, mógł pozwolić sobie na taki drobny brak manier. Co innego, gdyby byli z nim klienci — wtedy dbał o swój wizerunek, za każdym razem pragnąc prezentować się jako radosny, energiczny i uprzejmy młody człowiek. Chyba dlatego tak bardzo uwielbiały go okoliczne starsze panie, którym najczęściej nie sprzedawał talizmanów, a wszelkiego rodzaju maści mające pomóc im żyć ze starczymi dolegliwościami.
Po trochę ponad zeszłotygodniowej awarii gabloty również nie było śladu. Wszystkie talizmany, jak zawsze, spoczywały za szkłem, było to przecież przyzwyczajenie, które wyniósł z czasów odbywania terminu w sklepie jubilerskim Atticusa Blythe. Czasami wracał myślami do tego miejsca, zastanawiając się, jak mogłaby potoczyć się jego kariera, gdyby w pewnym momencie nie poznał starszego od siebie aurora o smutnych oczach, gdyby jego surdut nie został oblany kremowym piwem na pewnym meczu Quidditcha.
Nie żałował swoich wyborów; miał wrażenie, że powrót do Londynu, do sklepu na Pokątnej oznaczałby jakąś porażkę, jego osobistą porażkę, to, że nie dał rady. Ale przecież dawał sobie radę, dawał całkiem nieźle, potrafił się utrzymać, kochał to, co robił i żył na dobrym poziomie. Czerpał satysfakcję z pomocy innym, choć robił to zdecydowanie bardziej subtelnie niż pozostali Zakonnicy. Ale talizmany miały przecież szczególną moc, moc, którą potrafił z nich wydobyć, połączyć z magią, która płynęła w żyłach każdego czarodzieja. A jednak czasami, w ciemne, bezsenne noce znowu miał dwadzieścia dwa lata, był mentalnym dzieciakiem, który postawiony w coraz to bardziej eskalującej rzeczywistości wojennej nie wiedział, co robić. W tamtym czasie potrzebował przewodnika, nie było co do tego wątpliwości. Ale teraz coraz poważniej myślał o tym, by przyjąć jakiegoś młodego człowieka do terminu.
Tak, przydałyby mu się jakieś dodatkowe ręce do pomocy.
Ręka spoczęła już na klamce drzwi prowadzących do pracowni talizmaniarskiej, gdy poczuł dziwne, niemalże złowieszcze szarpnięcie w okolicy pępka. Nie byłoby w nim nic dziwnego i złego, gdyby właśnie planował teleportację — bo właśnie z tym skojarzyło mu się owo wrażenie — ale nic takiego nie miał w zamiarze.
Nie zdążył nawet nacisnąć klamki ni otworzyć ust, aby chociaż wyrazić swój sprzeciw względem tego, co nieuniknione. Nieuniknione bowiem było znacznie od niego szybsze.
Gdy przymykał oczy, był jeszcze w Dolinie Godryka, w Bursztynowym Świerzopie.
Gdy je otworzył, znalazł się w równie dobrze znanym miejscu.
Błyszczący kontuar znalazł się pod palcami w miejscu klamki, gdy Oliver Summers zachwiał się na nogach i poleciał do tyłu, ratując się przed całkowitym upadkiem przez oparcie o regał za sobą.
— Merlinie— — zduszony jęk uciekł spomiędzy jego ust, gdy zaczął panicznie rozglądać się wokół. Jedno było pewne — był w środku sam, tylko on, przewlekła cisza i jubilerskie cacka z dodatkiem magii wokół.
Nie powinno go tu być. Nie, nie, nie.
Co jeżeli ktoś go zobaczy?
Wiedział, że z perspektywy ulicy nie widać było tego, co dzieje się za kontuarem. Ukucnął więc zaraz pod kasą, próbując uspokoić kołaczące z nerwów serce. Co właściwie się stało? Czy padł ofiarą jakiegoś żartu, a może nałożone przez Steffena pułapki postanowiły obrócić się przeciw niemu?
Czkawka teleportacyjna — choć najbardziej logiczna, wydawała mu się być zbyt pospolitym rozwiązaniem.


for those we have lost
for those we can yet save
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
gdzie rzucą kość
będziesz jak szczeniak biegł
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31 +7
UZDRAWIANIE : 11 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t9949-i-will-keep-my-flowers-safe#300972 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]27.05.23 22:26
Na komplikacje była gotowa od samego początku; zlecenia tego typu miały to do siebie, że lubiły spalić rykoszetem w najmniej odpowiednim momencie. Cholerne drogie sklepiki, buticzki, perfumerie i antykwariaty pełne dzieł sztuki i innego badziewa. Aż ciężko było uwierzyć, że ludzie naprawdę są skłonni dać tyle złota za garść jakichś błyszczących kamieni. Ani to było użyteczne ani nie pchało życia do przodu. Przynajmniej ich, bo sama zarabiała właśnie na tych jeleniach, którzy mieli dość pieniędzy, by móc je marnować. To oni nakręcali popyt i handel, którego naturalną konsekwencją było pojawienie się grupy tych, którzy mieć chcieli, ale płacić nie zamierzali. Jedno z drugim było nierozerwalne, nie ważne, czy rozchodziło się o diament w pierścionku czy o piękną kobietę w burdelu. Taki los.
Samej siebie Kina nie postrzegała w kategoriach przeciętnej złodziejki; była najemniczką, zdobywała towary na zlecenie, bez względu na prawa, jakie musiała złamać. Dla siebie kradła tylko od czasu do czasu i to zwykle rzeczy realnie potrzebne, jak tytoń.
Tu, wśród połysków szlachetnych kamieni i polerowanych metali nie widziała niczego co by się jej mogło przydać. Zatrzymała wzrok na dłużej tylko na brosze z czarnym wężem o szmaragdowym oku, może żmii, bo wzbudziła ona nieprzyjemne mrowienie w świeżych bliznach poniżej kolan. Z niemym prychnięciem odpuściła sobie przyglądanie się gablotom. Wiele wysiłku włożyła w to, żeby dostać się do środka zaraz przed godzinami otwarcia; wtedy, kiedy włamu spodziewano się najmniej. Żadni pracownicy nie pojawią się tu w przeciągu najbliższych trzydziestu minut, dość czasu, by znaleźć tę jedną malutką rzecz, którą życzył sobie mieć klient - spolerowany czerwony rubin dla wybrednej ukochanej.
Cóż, z pewnością kosztował więcej niż wynajęcie włamywaczki, która go ukradnie. Przy okazji mogła skorzystać i zakosić nieco monet; na biżuterii i szlachetnych kamieniach nie zależało jej aż tak, wiedziała, że im cenniejszy będzie jej łup tym większa szansa, że sprawa się rozniesie. Za jednym rubinem i paroma galeonami nie wysyłało się takiego pościgu jak za kufrem diamentów.
Z podobnego powodu przetrzepać zamierzała najpierw magazyn. Były to kolejne zabezpieczone drzwi, z którymi musiała sobie poradzić, ale była dość pewna, że wcale nie będzie potrzebować magii, aby się z nimi uporać; wystarczyło nieco sprytu i zręczna ręka.
I spokój. To by się też, kurwa, przydało.
Trzask teleportacji momentalnie posłał ją na poziom podłogi. To był instynkt i przyzwyczajenie, w kuckach była mniej widoczna i miała szansę się rozejrzeć. Tu się podobno nie da teleportować, do jasnej cholery. Ugryzła się w język, żeby nie przekląć na głos, a potem wysunęła z buta sztylet, łapiąc skórzaną rękojeść mocno i pewnie.
Szybko go wyczaiła, chłopca, który próbował się schować za kontuarem. Miał pecha, bo była za jego plecami i jeszcze jej nie zobaczył. Nie namyślała się długo, tylko wyskoczyła, odbijając od posadzki, by paść mu z zaskoczenia na grzbiet i wysunąć sztylet na gardło. Chłód metalu na skórze był bardziej przejawem jej krańcowej irytacji niż próbą przesłuchania, ale może coś tam z siebie chłopina wydusi.
- Stul pysk. - Albo i nie. Jeszcze nie. Najpierw powinna nasłuchiwać, czy trzask teleportacji nikogo nie zaalarmował. Cholerny idiota. - Sam jesteś? - szepnęła mu prosto do ucha, opierając policzek na jego policzku, tą stroną po której miała oko.

Sporny na sprawność (k100 + 2S)? Łapię Castorka od tyłu i przykładam mu sztylet z ekwipunku do gardła.


do not be afraid to bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
Kina Huxley
Kina Huxley
Zawód : Najemniczka
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
boli mnie głowa
i nie mogę spać
OPCM : 6 +5
UROKI : 9
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
whore
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11111-kina-huxley https://www.morsmordre.net/t11158-szczurolap#343501 https://www.morsmordre.net/t11157-nie-podobasz-mi-sie#343479 https://www.morsmordre.net/f418-borough-of-enfield-crimson-street-48-nora https://www.morsmordre.net/t11163-skrzynia-pod-lozkiem#343535 https://www.morsmordre.net/t11159-kina-huxley#343508
Re: Sklep jubilerski [odnośnik]27.05.23 22:26
The member 'Kina Huxley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 32
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Sklep jubilerski  - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Sklep jubilerski
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach