Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze sklepu
AutorWiadomość
Wnętrze sklepu [odnośnik]10.03.12 22:57
First topic message reminder :

Wnętrze sklepu

★★★
Zaraz po przejściu przez drzwi rzuca się w oczy kontuar, niegdyś ponoć szklany, przezroczysty, umożliwiający zobaczenie najróżniejszych, czarno magicznych eksponatów. Dziś? Zakurzony, pokryty stylową pajęczyną, głównie od środka, praktycznie nie ukazujący niczego. Jedynie niewyraźne kształty, bliżej niezidentyfikowane obiekty znajdują się w nim. Kontuar doskonale chroni dalsze rejony sklepu, otoczone ciemnością, zazwyczaj niedostępne dla klientów. Dookoła pełno gablotek, szaf, komód, komódek, każda zastawiona po brzegi niebezpiecznymi, lecz jakże interesującymi przedmiotami. Wszędzie klasyczny wystrój, kurz, brud, pajęczyny i rozkładające się owady.
[bylobrzydkobedzieladnie]

...
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze sklepu - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]30.03.24 18:43
The member 'Gudrun Borgin' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 66
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze sklepu - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]03.04.24 23:17
Nie ugięła się - choć absurd owej sytuacji zdawał się ociekać po jej gibkim ciele wyraźnie - pewnie krocząc obraną przez siebie ścieżką. Innej nie miała, mając jedynie ułamki sekund tak naprawdę na reakcję wybrała to, co mogła obrócić pozornie na swoją korzyść choć wiązało się to zdecydowanie z ucierpieniem na wizerunku. Przez dobre - w tamtej chwili naprawdę długie - kilka sekund zastanawiała się nad tym co będzie bolało ją (a może bardziej jej dumę) bardziej. Wynik nie był dobry, bo żadna z opcji nie była dobra. Ciężko pracowała od lat na to, żeby zyskać uznanie i by traktowano ją z powagą, ale znów, gdyby salony obiegła plotka że kradnie zaszkodziłoby to jej wizerunkowi możliwie bardziej. Dlatego zdecydowała się na ten spektakl który właśnie odgrywała przed znajomą Imogen. Zajęła się mówieniem, splataniem (nie)idealnej historii - ze słowami radziła sobie od zawsze dobrze. Słowami, rozmowami, przesuwaniem tematów w strony, której jej odpowiadały. Zgrabnym łapaniem za to, co pozornie było i nie było ważne. Wszystkiego tego, nauczyła się w domu - a potem podczas nauk w rezerwacie i patrząc w jaki sposób Tristan prowadził negocjacje. Za to też to uznała, że kolejne spotkanie biznesowe z którego musiała możliwie jak najwięcej zyskać dla siebie. Bo przecież o zysk chodziło.
Wystarczyło przecież przekonać stojącą przed nią kobietę, że tak po prostu funkcjonowała - a zakupy robiła dokładnie w zaprezentowany sposób robiąc co chcąc - bo przecież mogła ( dzięki rodzinie) no i było ją stać. Potem ktoś inny zajmował się zapłatą - wcześniej jej ojciec, teraz jej mąż. Ona tak nie robiła? Dziwne, nielogiczne, niepraktyczne, stać i czekać aż ktoś znajdzie czas by do klienta podejść w ogóle.
Nie rozproszyły jej, ani nie wlały w ruchy niecierpliwości kolejne działania blondynki. Ze spokojem którego nauczyła się wraz z biegiem lat - i niezmiennie uprzejmym wyrazem twarzy - obserwowała jej działania czekając. Bo w końcu, skoro tak już się zjawiła i chciała (innej możliwości wszak nie było) się nią zająć, to w tak przyjętej narracji Melisande wspaniałomyślnie zamierzała jej na to pozwolić. Nie obawiała się - a może powinna? - ale przeświadczenie że nic jej nie groziło pozostawało w niej silne. Była siostrą Tristana Rosiera, i żoną Manannana Traversa, dwóch poważanych i silnych czarodziei, tylko głupiec chciałaby z nimi zadrzeć a zrobiłby to, gdyby zadziała jej się jakakolwiek krzywda. Co nie znaczyło, że było nierozważna - przeważnie, starała się zniwelować problemy które mogły przynieść nieoczekiwane rezultaty. Widziała jak jej brat przeżył stratę Marianna - jak oni wszyscy ją przeżyli. Jej obowiązkiem było nie dopuścić do tego, by musiał zapaść się w te uczucia ponownie.
Lustra - wspomniane przez Gudrun - z początku zainteresowały ją tylko pozornie. Miała na zamku ich dostateczną ilość, nie potrzebne były kolejne, nawet jeśli można było coś w nich zamknąć. Zresztą w pierwszej myśli nie przeszło jej nawet przez głowo kogo - albo co - mogłaby tam umieścić. Dopiero kolejne wypadające między nimi zdania zwróciły jej uwagę. Brwi drgnęły ledwie widocznie. Założyła dłonie na piersi, pozwalając by jedna z nich uniosła się do góry, i wykonała palcamicharakterystyczny taniec przekręcając odrobinę głowę w prawo.
- Istoty? Może mi panna powiedzieć o nich więcej? - bo to one przyciągnęły jej uwagę mocniej, niźli same lustra. Czym były? Jak się tam znalazły? Co potrafiły? Kolejne pytania pojawiały się jedne po drugim kompletnie na razie odsuwając myśl zakupu samych luster na bok. Nie miała wątpliwości, że jeśli by jakiegoś zapragnęła to rozmowa z Xavierem albo Craigiem by jej to umożliwiła a w razie większych problemów wspomniałaby Manannowi że bardzo chciałaby otrzymać. Kolejny poruszony temat też zaskarbił sobie jej uwagę, zmrużyła trochę oczy.
- Które atuty? - zapytała wprost nie chcąc i nie zamierzając się domyślać. Popełnione faux-pas przeszło obok ledwie zauważone przy potencjalnej możliwości wzmocnienia siebie - a może kogoś innego. Fakt pobierania energii od innych osób nie działał na nią w żaden sposób. Nie miała problemu z tym, by osłabić kogoś dla własnej korzyści.
- Znam. - orzekła po kolejnej propozycji. Machnęła lekko, wdzięcznie - ale trochę nonszalancko ręką. - Pieczęci nie potrzebuje chyba że istnieje szansa na jej modyfikację- w końcu ostatnie czego potrzebowała to zalakowanie listu którego nie mógł przeczytać nikt poza jej matką. Użycie jej do kuferka - gdyby Manannan go znalazł - mógłby sugerować, że skrywała coś przed nim, a to kłóciło się z obraną przez Melisande drogą. - dla Łez nie mam obecnie przeznaczenia, ale zapamiętam, że je posiadacie. - mogły się kiedyś przydać, ale bez konkretnej potrzeby był to dla niej wydatek, który mógł się nie zwrócić jeszcze w długim okresie czasu. Przecież nie nosiłaby ich z sobą wszędzie. Skinęła Pojawiający się obok kufer zwrócił jej uwagę na chwilę, spojrzała na niego oceniająco, by później z krótkim westnieniem usiąść na nim, zaplatając stopę jednej nogi, o kostkę drugiej, dłonie układając na kolanach. Niezmiennie w nienaruszalnej pozie, ubrana w piękne ramy tego, co sobą prezentować powinna. Uniosła tęczówki, odrzucając ciemne włosy na plecy. Śledząc kolejne poczynania kobiety. Jej oczy zmrużył się odrobinę, kiedy różdżka zatoczyła się w powietrzu bez inkantacji, ale nie nie powiedziała ani słowa cierpliwie czekając. Niewiele innego miała w tej chwili do zrobienia, skoro planowała po prostu nie uciekać.
- Nie wątpie. - zgodziła się uprzejmie. - Choć może nieść ze sobą dużo niebezpieczeństwa. - orzekła w końcu chwila nieuwagi mogła przynieść niezbyt przyjemne… konsekwencje. Przemknęła spojrzeniem po pierścieniach na jej palcach kiedy powędrowała za wzrokiem jasnowłosej kobiety. Te jej, żadnego na sobie nie miały - tego jednego była pewna. Wspomnienie Manannana wlało w nią dziwaczne odczucie z jednej strony mimowolnie pojawił się przed jej oczami jego obraz, wspomnienie historii przywołało lipcowy wieczór z drugiej… wzięła wdech w płuca. - Opowiada. - potwierdziła, bo Manannan o swoich podbojach i osiągnięciach mówił zawsze chętnie i dużo. Spędziła zbyt wiele wspólnych kolacji, by o nim tego nie wiedzieć. - Są bardzo - zawiesiła głoski unosząc tęczówki w zastanowieniu. - ujmujące. - orzekła, nie pozwalając by jej wargi wygięły się mimowolnie. Lubiła je - przeważnie. Ale Gudrun dziś wybrała nieodpowiednio. Zapragnęła zmiany tematu, od razu i szybko. - Jeśli go kiedyś panna spotka, polecam zapytać - chętnie o nich opowiada. - każdemu kto będzie chciał go wysłuchać. Uniosła wargi w pięknym uśmiechu. - Sądzę, że jakieś mogła panna już usłyszeć, panno Gudrun - znacie się wszak z Imogen, czyż nie? - zapytała, jej oczy zmrużyły odrobinę, broda uniosła. Pamiętała wypowiedziane przez Imogen imię, widziała - choć krótko - reakcje ich obu, póki się nie rozdzieliły. - Gdzie miałyście okazje się poznać? - tak, zdecydowanie bardziej wolała zwrócić tory rozmowy ku szwagierce.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]02.06.24 15:05
Oczy zmrużyły się minimalnie. Po ich kącikach przemknął się cień uśmiechu, nieśmiały wyraz czy raczej popłuczyny wyrazu zadowolenia, po chwili zatracone w na nowo idealnie gładkiej masce. Tafla jeziora ugięła się i zadrgała, nim na nowo zamarzła na kość, tak by przypadkiem nie dało się dojrzeć na jej dnie żadnego zagubienia, skonfundowania czy przestrachu, a jedynie (ostrożnie wyselekcjonowaną i nie protekcjonalną, słowem bezpieczną) aprobatę. Wykreowana persona, z którą Gudrun obcowała była albo arogancka, albo głupia, w najgorszym scenariuszu oboma na raz, poprzeczka oczekiwań nie była więc postawiona wysoko. Żywe zainteresowanie lady (raczej żywe, chyba że… nie, wszystkie reakcje nie mogły być wystudiowane, a przynajmniej w to musiała wierzyć, jeśli nie chciała popaść w paranoję) oraz zarazem trafne i treściwe pytania okazały się miłym zaskoczeniem. Po ostatnich wydarzeniach Borgin zapominała, iż takie wogóle istnieją.
Przechyliła delikatnie głowę niczym lustrzane odbicie klientki. Z kim miała do czynienia, z chytrym złodziejaszkiem czy z wygodnicką pannicą? Z utalentowaną aktorzyną czy wyrobionym lwem salonowym? Wybitnie szczwanym lisem czy uprzywilejowaną sroką? Dorosłym z którego życiowe okoliczności nie wykorzeniły dziecięcego nawyku brania, co mu się żywnie podoba? Powstrzymała się od cichego westchnięcia, wzrok samoistnie zawiesił się na wirujących niespiesznie i z gracją palcach. Czy to miało właściwie jakiekolwiek znaczenie? Kradzież została zażegnana, potencjalna klientka zdobyta. Ten wciąż drążący sprawę ciekawski głosik mógłby wreszcie zamilknąć. Ulec w imię świętego spokoju oraz obowiązków zawodowych.
Tradycyjnie umieszczane są w nich duchy bądź dżiny. Cenni doradcy — Kontynuowała swoim monotonnym głosem, kontrolnie zerkając ku klientce. Historie o zaklętych w szkle duszach krążyły wśród czarodziei od wieków, przesączając się - oczywiście wypaczone i splugawione - nawet do mugolskiego świata. O ilu z nich mogła słyszeć lady? — chodź nieraz podstępni i dwulicowi. — Delikatnie wzruszyła ramionami. Nie specjalnie dziwiła się uwięzionym istotom i legislatorom delegalizującym tego rodzaju artefakty. — Po kolejnej fali ucieczek — Samo wspomnienie rozbitych tafli szkła oraz grud soli wypadających z wyłamanych ram przyprawiało Gudrun o ból głowy. Nie zazdrościła kolegom z pracy, którzy zostali oddelegowani do wyłapania całej tej hałastry i to jeszcze pod nosem ministerstwa magii, w tamtych czasach nadal bardziej przejmującego się kodeksem tajności niż komfortem swoich obywateli. — lustra zostały uszczelnione, aż zanadto — dodała trochę ciszej. — Oczywiście możliwe jest również zaklęcie w ich ramach centaurów, wampirów czy nawet ludzi. Sprawdzają się doskonale w roli mało mobilnych, ale niezwykle skutecznych szpiegów. — Delikatnie zmrużywszy oczy, wyprostowała się.
Te, na których lady zależy — przewrotnie odparła, po czym nie każąc klientce oczekiwać w zniecierpliwieniu, zaczęła wymieniać. — Urok, wygląd, wiedza, elokwencja, spostrzegawczość, refleks — Powoli przechodziła wzdłuż obskurnych etażerek, by wraz z każdym kolejno wypowiedzianym słowem, musnąć kolejny niepozorny pierścionek bądź naszyjnik. — wybór jest naprawdę szeroki. — Dotarłszy do szlachcianki, strzepnęła z rękawiczek nagromadzony i doskonale widoczny na tle widłowężej skóry kurz. — Dopytam oto naszych zaklinaczy, pragnie lady poszerzyć czy zawęzić potencjalną grupę odbiorców pańskich listów?
Napięcie powróciło. Niepostrzeżenie wślizgnęło się pod skórę Gudrun, na nowo spinając mięśnie w sztywnym skurczu, ledwie zauważalnie wyostrzając rysy twarzy oraz odkładając się nieprzyjemnym ciężarem w klatce piersiowej. Próbowała rzucać zaklęcia nieprzerwanie, raz po raz, nie pozwoliwszy się rozproszyć ani gładko opadającym na plecy lady kasztanowym puklom, ani westchnięciu jawnej dezaprobaty, ani kolejnym porażkom, ani tańczącym w rogu cieniom. Stres czasami narastał, czasami opadał, rzadko kiedy całkowicie zanikał, pracowała, więc nie oglądając się na niego. Skupiała się na małych sukcesach. Na cudach. Spięcie było zaledwie niewielką niedogodnością, wypadkową przypadkowo nakładających i wzajemnie się amplifikujących, trochę przytłaczających czynników. Albo przeczuciem.
Zacisnęła mocniej palce na różdżce. Na szczęście różnica była wręcz niedostrzegalna, materiał rękawiczki był już dawno napięty. Nie spodziewała się tej zmiany tematu, a może powinna? Delikatnie zmarszczyła nos, skupiając się na nowo rozpoczętej inkantacji. Nie daj się rozproszyć. Nie daj się rozproszyć. Czemu, na Odyna, była tak zakłopotana?
Poznałyśmy się listownie — ostrożnie odparła. Tamaryszkowe drewno niespiesznie zatoczyło skrupulatnie wymierzony łuk, nim posłusznie opadło u boku swojej właścicielki. — Doszkalała swój norweski. — Głos Borgin pozostawał niezmiernie płaski i monotonny, twarz śmiertelnie poważna, jedynie łagodnie zmrużone oczy tchnęły nieokreślonym ciepłem. Zapach oszronionych błoń Durmstrangu, odległy pisk nietoperzy, faktura pergaminu nakreślonego jeszcze niepewnym i obcym, ale niezwykle starannym i czytelnym pismem - wspomnienia napływały same, organicznie. — Po kilku miesiącach wysławiała się w nim kwieciściej od niejednego poety.Ode mnie, ale to akurat niewielkie osiągnięcie. Klatka piersiowa nieznacznie uniosła się, zadrżała w niemym śmiechu. Gudrun pokręciła delikatnie głową. — Wraz z jej zamążpójściem ród Travers pozbawi się cennej perły — wyrwał jej się nieśmiały, pierwszy raz tchnący czymś więcej niż chłodem i obojętnością, szept. Zaraz urwany. Zamrugała, zdawszy sobie sprawę z wypowiedzenia swych myśli na głos. Spłoszona z trudem powstrzymała się od ucieknięcia wzrokiem w bok. — Przepraszam — Wbrew pierwszemu odruchowi zgarbienia się i choć minimalnego skulenia, sztywno się wyprostowała. Odchrząknęła. Praca, praca, praca, skup się na pracy.
Rzucała dziś lady na siebie jakiekolwiek zaklęcia? — chłodno spytała, analizując w myślach wyjawione przez Specialis Revelio magiczne ślady. Nie były one czarnomagiczne, to była jej dziedzina rozponałaby jej cząstki o każdej porze dnia i nocy. — Na przykład pielęgnacyjne, lecz nie wpływające bezpośrednio na wygląd? — ostrożnie zasugerowała. — Mam wrażenie, że coś zaburza pomiary.
Gudrun Borgin
Gudrun Borgin
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Umysł będzie swoją ostatnią przeszkodą
OPCM : 24 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3 +3
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11766-gudrun-laerke-borgin#364882 https://www.morsmordre.net/t11825-huginn#365040 https://www.morsmordre.net/t12386-gudrun-laerke-borgin#381258 https://www.morsmordre.net/t11870-skrytka-bankowa-nr-2550#366769 https://www.morsmordre.net/t11826-gudrun-l-borgin
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]20.06.24 1:49
Możliwe scenariusze rozwiązania tej sprawy układały się w jej głowie machinalnie - do nich, tworząc po drodze kolejne ścieżki i plany w jaki sposób zażegnać potencjalny kryzys, jeśli do niego dojdzie. Bo działać, winna od razu na tyle skutecznie i dobrze, żeby z całości tego zamieszania wyjść bez skazy jakiejkolwiek - tak przynajmniej byłoby najbardziej intratnie, trudno było jej jednak z całkowitą pewnością założyć że ten wynik leży w zasięgu zgrabnych palców. Dlatego - ograniczyć straty do minimum, to był plan i lepszy i łatwiejszy odrobinę. Ciemne tęczówki z uwagą przesuwały się po twarzy rozmówczyni, nie zmieniając wyrazu jej twarzy, możliwie, że nawet odrobinkę - całkowitą ciupinkę - od niej odstając. Kiedy uśmiech zdawał się błądzący, może arogancki, może bardziej głupiutki, spojrzenie było ostre nie zatraciwszy na swojej głębi. Wyłapywać gest, słowa, czyny, rejestrować wszystko, zbierać, w dużej części na tym opierało się życie na salonach i jej praca. Była obserwatorką, szukała schematów, szukała znaków, podpowiedzi w języku ciała - głównie smoków, ale od tego ludzie nie byli inni. Odpowiadała każdemu opisowi, każdemu pytaniu do jej jednostki które w głowie zadawała sobie Gudrun mierząc ją uważnym spojrzeniem. Z rozmysłem wprowadzając rozchwiany dysonans nie podający całkowitej odpowiedzi - choć nie bez urazy dla swojej własnej dumy, to na pewno z zyskiem dla tego do czego zdecydowała się mierzyć.
W milczeniu choć z zainteresowaniem słuchała wyjaśnień dotyczących magicznych luster nie odejmując ciemnego spojrzenia od mówiącej Gudrun. Doradcy? Jej usta wygięły się trochę, przeważnie podążała ścieżką, którą wytyczała dla siebie sama. Radząc się z rzadko i przeważnie tylko tych którym ufała. A ich mogła wyliczyć na palcach jednej dłoni. Kwestia szpiegów odwróciła jej wzrok od gabloty skupiając go na nowo na blondynce o ostrej urodzie. - Czy zaklęte w lustrze istoty są widoczne? Zgodzi się panna ze mną, panno Borgin, że w takim przypadku ich performens jako szpiedzy wypadnie raczej marnie. - zauważyła uprzejmie. Inaczej by się sprawa miała, gdyby w owym lustrze zaklętej duszy nie było widać i można było przywołać ją tylko odpowiednim zaklęciem. Może powinna zawiesić takie lustro w gabinecie Manannana? Wiedziałaby wtedy wszystko, bez konieczności polegania na tym, że podzieli się z nią informacji. Wyciągnęła się jednak z rozmyślań przechodząc do kolejnej kwestii. - Listy mnie nie interesują. - powiedziała od razu, machając rękę nonszalancko. - Ale gdyby istniała pieczęć albo kłódka potrafiąca zamknąć coś dla całej reszty poza tą która ją zamknęła przy pomocy krwi - wtedy mogłybyśmy pomówić o faktycznej transakcji - o ile, oczywiście, panny zaklinacze będą potrafili wyodrębnić to na tyle, by otwierała się jedynie dla mnie i mojego męża. - wyjaśniła ze spokojem, lekkością wręcz nie przejmując się, dość osobliwą formą własnego zlecenia. Zamierzała dotrzymać swojego słowa i swoich zapewnień - przynajmniej na razie - i nie skrywać rzeczy przed Manannanem, Kufer, którego niemógłby otworzyć (choć wątpiła, by próbowałam przejrzeć przez jej rzeczy, bo i po co?) byłby jednak jasnym znakiem na to, że nie chce by coś zobaczył. A to przeczyłoby słowom, które złożyła w jego dłonie wcześniej. Zasiadła na wskazanym miejscu pozornie niezainteresowania działaniami Gudrun, nieprzejęta też nimi za mocno. Wątpiła, by ośmieli się zrobić jej krzywdę. W zamyśleniu jej dłoń powróciła do łabędziej szyi, palce przesunęły się po łańcuszku zahaczając o niego, podważając go, docierając do białego kryształu oplecionego mackami ośmiornicy wykonanymi z białego złota.
- Oh? - zdziwiła się uprzejmie, zaprzestając zabawy z kryształem, pozwalając mu zniknąć pod dekoltem, tęczówki skupiając na rozmówczyni, krótkim słowem zachęcając do tego, by mówiła dalej. Przekrzywiła głowę obserwując opowiadając Gudrun. Nie myliła się wychwytując krótkie zmarszczenie, powoli rozumiejąc co je powodowało. Zaśmiała się w uprzejmym rozbawieniu na wspomnienie szybkiej nauki Imogen, jakby było to jej znakiem rozpoznawczym, ale niewiele wiedziała w tym temacie. Sama mówiła płynnie w dwóch, ale nauka innego nigdy nie leżała w obrzeżach jej potrzeb czy zainteresowań. Sądziłam jednak, że Gudrun odrobinę przesadza wychwalając jej szwagierkę, nie próbowała jednak oponować. Jej brwi uniosły się na kolejne ze stwierdzeń. - Imogen zawsze będzie Traversem, panno Gudrun, niezależnie od nazwiska które przyjmie później, dom w którym się wychowała i który uczynił ją taką jest tylko jeden. - wytłumaczyła na jej twarzy pojawiło się trochę więcej, coś w rodzaju krótkiej pobłażliwości kierowanej ku swojej rozmówczyni. Nachyliła się odrobinę w jej stronę. - Nie przestałam być Różą, stając się Traversem. Czuje go panna nawet teraz, czyż nie? - zapytała, wokół niej zawsze roznosił się zapach kwiatów o ostrych kolcach, choć nie mówiła przecież tylko o nim nie pozbywając się z warg urzekającego pięknego uśmiechu.
Odsunęła plecy do tyłu, splatając dłonie na ramionach z łagodnym rozbawieniem obserwując zmieszanie blondynki. - Nie. - wyznała krótko, bo dłużej nie miało sensu. To nie było pytanie nad którego odpowiedzią trzeba było się rozwodzić. Wraz z kolejną sugestią zastanowiła się trochę bardziej. Ale pokręciła głową. - Moją pielęgnacją zajmuje się moja służka, ale nie przypominam sobie, żeby korzystała dziś z czegokolwiek. - przyznała zgodnie z prawdą. - Choć, jak teraz pomyślę trafiło we mnie zaklęcie… - przyznała odsuwając spojrzenie na górę w prawo zastanawiając się nad zdarzeniem.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]23.06.24 18:15
Niespiesznie rozwijała przed, już pełnoprawną, klientką wachlarz usług oraz potencjalnych zakupów. Wyprostowana w prawie że całkowitym bezruchu i z pustym wzrokiem wbitym w tylko sobie znany punkt. Bardziej skupiona na słowach własnych i rozmówczyni niż na otoczeniu. Niż na spojrzeniu, które badawczo sunęło po rysach jej bladej twarzy. Ciążyło swą ciemną barwą i parzyło. Pogardliwie? Nie, Gudrun nie miała może z arystokratami dużo do czynienia, doświadczyła jednak już ich niemej, znudzonej pogardy. Spojrzeń pobłażliwych, nie zaś ostrych i bystrych. Wyczekująco? Nie oczekiwały przecież na nic konkretnego, zaś sama lady zdążyła się już wykazać cierpliwością. Ostrożnie? Cierpliwością oraz brakiem instynktownego lęku przed atakiem, tak powszechnego na londyńskim bruku. Ciekawsko? Cóż ciekawego mogła się ona dopatrywać w kryzysowej ekspedientce? Gudrun zamrugała intensywniej, ponownie przekierowując swoją uwagę na właściwe tory.
Właśnie tu zastosowanie odnajduje ich dwukierunkowość oraz weneckie właściwości — spokojnie odparła, poprawiwszy zapięcie swych przetartych rękawiczek. — Sztuka podarowana celowi prezentuje się jako całkowicie zwyczajne lustro. Z kolei ta pozostawiona u lady może na życzenie stać się przeźroczysta, umożliwiając lady ujrzenie nie tylko pokoju, w którym cel umieścił swoje lustro, lecz również szpiega, niezmiennie uwięzionego między dwoma taflami. — Dyskretnie odchrząknęła. Nieprzyzwyczajone do przedłużających się rozmów i długich wypowiedzi gardło powoli zaczynało się buntować. — Istota jest oczywiście słyszalna tylko z pańskiej strony. — Zgrabnie przemilczała historie kilku incydentów, kiedy to, w ten czy inny sposób złamawszy zaklęcia wygłuszające, więźniowie-szpiedzy ułożyli się z celami miast pierwotnymi właścicielami. W końcu nabywając agenta, zawsze trzeba się było liczyć z faktem, iż może się on okazać agentem podwójnym.
Powstrzymała się przed ciekawskim przechyleniem głowy i zmarszczeniem nosa. Czarnomagiczna pieczęć dopuszczająca do siebie nie całą linię krwi, lecz jedynie jej pierwotne źródło oraz czarodzieja powiązanego z nim nie ciałem, a więzami małżeńskimi. Nie brzmiało to jak modyfikacja istniejącego artefaktu, raczej jak odrębny, wyjątkowo szczegółowy projekt, co najwyżej nim inspirowany. Odrębny, lecz raczej wykonalny. Być może przy użyciu krwi współmałżonków? Tyle że w takim przypadku nie mogliby oni otworzyć skrytki w pojedynkę, nie wspominając już nawet o komplikacjach, które implikowałaby śmierć jednego z nich. Kiwnęła głową w skupieniu. Gdyby tylko miała o dekadę więcej doświadczenia… Bądź gdyby połowa numerologów nie miała teraz na głowie roztrzaskanej komety, zaś zaklinacze własnego przeżycia…
Jeśli zaklinaczom uda się opracować opisany przez lady artefakt bez konieczności przeprowadzenia dodatkowych wnikliwych badań, skontaktuje się z lady w trybie natychmiastowymczyli najpewniej nigdy. Lewy kącik ust drgnął na mgnienie oka w gorzkiej imitacji uśmiechu. Nigdy nie była w nich dobra.
Veritas Claro. Porażka. Veritas Claro. Porażka. Wdech, spokój, rutyna. Hexa Revelio. Mały cud. Specialis Revelio. Większy cud. Dwa do dwóch. Remis. Będzie musiała mocniej przyłożyć się do praktyki w domu, bez wciąż wwiercającego się w nią spojrzenia, zbielałych knykci oraz błyskających macek złotej ośmiornicy. Ale to później.
Zacisnęła minimalnie szczękę. Ciche westchnienie wraz z perlistym śmiechem nieprzyjemnie dźwięczało w uszach, lecz mimo to kontynuowała swoją wypowiedź. Błąd. To ciche Oh? powinno było ją wytrącić, napomnieć o skupienie, nie zaś stanowić zachętę - nie dla niej - do dalszego uzewnętrzniania choćby okruchów swych przemyśleń. Ostatni raz czule pogładziła różdżkę, nim ta definitywnie zniknęła między ciężkimi połami spódnicy, skryta w dyskretnie wszytej kieszeni.
Oczywiście — głucho odparła ze wciąż trochę nieobecnym wzrokiem. Zamrugała, pilnując się, by jej spojrzenie nie ześlizgnęło się przypadkiem w kierunku delikatnego łańcuszka owijającego równie delikatną, łabędzią szyję. W kierunku zdawałoby się wszechobecnych w jej życiu macek. — Nie sposób zaprzeczyć. — Powstrzymała się przed drgnięciem, wreszcie podchwyciła to cierpliwe, dopiero teraz pobłażliwe spojrzenie ciemnobrązowych tęczówek. Wzięła spokojny, głębszy wdech. Bladoniebieskie oczy minimalnie się zmrużyły w swym charakterystycznym połowicznym uśmiechu. Obecny od samego początku ich rozmowy, przebijający się przez zawsze obecną w Borgin&Burke woń kurzu i zatęchłej piwnicy, różany obłok przybrał na sile. Elegancki i lekki, dyskretny, lecz wszechobecny przytłaczał w kompletnie inny sposób niż wytrawna, ciężka woń oceanicznych odmętów, która niezmiennie ciągnęła się za Imogen. Jakby ta przesiąkła morską bryzą do cna, zupełnie jak Corbenic Castle. Gudrun przymknęła oczy. Delikatnie kiwnęła głową niczym na znak kapitulacji. Nie kierował nią lęk przed utratą tożsamości Imogen. Arystokrackie zagrywki, kto kim jest i komu jest lojalny, pod koniec niespecjalnie ją obchodziły. Póki nie odciskały bezpośrednio pięta na bliskich jej ludziach. Póki nie mieszały się z jej - jej, nie Imogen, nie Melisande, one były przecież przygotowywane do tego od maleńkości, na swoje sposoby miały się w tym spełnić - głębokim lękiem przed zmianami. Dyskretnie odetchnęła. Pewne rzeczy pozostawały niezmienne. Pewne kwiaty okazywały się nie do wykorzenienia, sztormy nie do powstrzymania, sploty nie do rozwikłania, a klątwy nie do zdjęcia. Ale czy na pewno? I czy to dobrze? Rozwarła powieki.
Nie jest ono tutejszego pochodzenia — z ulgą przyjęła zmianę tematu i powrót swego chłodnego i monotonnego, lecz przynajmniej w pełni świadomego i profesjonalnego głosu. Ostrożnie zmierzyła lady Travers spojrzeniem. Kto, na Odyna, opowiadał o zostaniu ugodzonym zaklęciem z takim spokojem? I jeszcze przypominał sobie o tym z takim zawahaniem? Arystokraci - znała odpowiedź, nie mogła jednak otrząsnąć się z instynktownego zdumienia. — radziłabym je jednak skonsultować z jakimś funkcjonariuszem — Na chwilę zawiesiła oko na twarzy lady, by dla świętego spokoju, przekonać się jak zareaguje ona na wspomnienie o magipolicji. — bądź numerologiem. Zwłaszcza jeśli nie jest lady pewna jego działania — chłodno zakończyła, skierowawszy swój wzrok w kierunku tutejszego kominka. Wszystko jedno, jakie były jej poprzednie plany, nie pozwoli przecież szanowanej damie wyjść na sam środek Nokturnu. Oraz nie przegapi możliwości przekonania się po raz ostatni co do tożsamości klientki. Odetchnięcia wreszcie pełną piersią, usłyszawszy padające ze szlacheckich ust Corbenic Castle.

zt x2
Gudrun Borgin
Gudrun Borgin
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Umysł będzie swoją ostatnią przeszkodą
OPCM : 24 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3 +3
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11766-gudrun-laerke-borgin#364882 https://www.morsmordre.net/t11825-huginn#365040 https://www.morsmordre.net/t12386-gudrun-laerke-borgin#381258 https://www.morsmordre.net/t11870-skrytka-bankowa-nr-2550#366769 https://www.morsmordre.net/t11826-gudrun-l-borgin
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]09.07.24 23:14
|5.10.1958

Sterta papierów piętrzyła się na ladzie.
-Ponoć zawierają stare zapiski, a mój mąż je wszystkie trzymał pod kluczem. - Mówiła starsza pani w kapeluszu, który wyżarły mole, a wyleniały bażant stracił już wszystkie pióra z prawego skrzydła. Kiedyś musiał być to krzyk mody… w pewnych kręgach. Kobieta stała już przeszło piętnaście minut i opowiadała o swoim mężu, o tym jak skrupularnie przechowywał wszelkie dokumenty, jak był dokładany i oddany, ale ostatnio umarł, a wdowa przeszukując dom znalazła tę oto stertę papierów. Całą wypisaną runami i dziwnymi rysunkami. Liczyła na to, że są coś warte. -Mnie się nie spieszy, w moim wieku, to czas jest długi i bardzo wyrozumiały, jednak jakby dało radę sprawdzić je do końca tygodnia… - Najlepiej to jutro - Primrose pokiwała jedynie uprzejmie głową, swoje myśli i lekką irytację zostawiając wyłącznie dla siebie. Mogło się okazać, że staruszek miał w swoim posiadaniu coś cennego, za co chętnie zapłacą, a ktoś inny zapłaci więcej. Jednak na pierwszy rzut oka nie mogła nic stwierdzić. Ostrożnie położyła dłoń na pożółkłych kartach, wręcz z czułością, chcąc uspokoić kobietę.
-Zapewniam panią, że dokładnie przebadamy dokumenty i jak będziemy gotowi z ekspertyzą wyślę od razu sowę. - Kobieta pokiwała głową zadowolona, że udało się jej wymusić termin. Poprawiając jadowicie zieloną torebkę na przegubie zmierzała ku drzwiom wyjściowym.
-Możliwe, że będę mieć coś jeszcze. - Brzmiało to prawie jak groźba. Kiedy opuściła sklep lady Burke odetchnęła z ulgą czując jak zapach perfum kobieciny jeszcze się unosi w powietrzu; mieszanina kulek na mole i starych róż. Szło się udusić.
Czuła zmęczenie rozmową, a dopiero była połowa dnia. Zerknęła na papiery, które wciąż trzymała dłonią. Uznała, że zaniesie je na zaplecze, kiedy trzymała je już w dłoniach usłyszała dzwonek oznajmiający przybycie kolejnego klienta.
-W czym mogę pomóc? - Przybrała swój uprzejmy uśmiech i posłała go w stronę mężczyzny, który wyrósł przed nią po drugiej stronie.-Lordzie Parkinson.
Nie często pojawiała się szlachta w sklepie, woląc większość rzeczy omówić listownie i we własnych czterech ścianach. Ulica Śmiertelnego Nokturna nie cieszyła się dobrą sławą, a fakt, że stawiano jej warunki, że po ślubie miała mieć zakaz zbliżania się do tego miejsca, tylko jeszcze bardziej tworzyła jego mroczną legendę.





May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wnętrze sklepu - Page 12 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]10.07.24 18:56
Nieczęsto bywałem na Nokturnie, choć nie z obawy o swoje bezpieczeństwo czy nawet życie, co bardziej z troski o to, aby żaden podrzędny bywalec tej miejscówki nie zamienił mojej pięknej twarzy w miazgę, bo okazał się fanem kamizelek dwurzędowych, które już dawno wyszły z mody. Poza tym było tu b r u d n o – i nie miałem na myśli walających się resztek jakichś wnętrzności, które przykleiły mi się właśnie do buta, lecz ludzki i półludzki ewenement pojawiający się w zakątkach i bocznych zaułkach. Niestety, ubolewałem nad tym mocno, czystki przeprowadzone w Londynie w ostatnim czasie wymagały odświeżenia; nie tylko mugolska krew plugawiła nasz czarodziejski świat.
Byłem więc z jednej strony zniesmaczony samą wizją udania się w to miejsce, z drugiej jednak zafascynowany osobą lady Burke, która z własnej woli! godziła się na pracę w tej szemranej części Londynu. Chciałem też naprawić to ogromne niedopatrzenie, jakim było pomijanie tejże młodej damy w rozdzielaniu mego męskiego blasku podczas bali i arystokratycznych uroczystości. Wstyd się przyznać (nad tym też ubolewałem), lecz nie poświęcałem jej wystarczająco wiele czasu w przeszłości. Och, oczywiście, byłem wtedy ż o n a t y, co jednak nijak mnie usprawiedliwia teraz, gdy stan cywilny szczęśliwie zmieniłem na wdowca. Te nieliczne spotkania, przelotne, krótkie, bezosobowe, trudno było nawet nazwać znajomością, postanowiłem to więc jak najszybciej naprawić.
W decyzji pomogła mi niewątpliwie wiedza o tym, że wspomniana lady Burke raczyła odwiedzić mego brata w celach, które ten trzymał w ścisłej tajemnicy. Nie puścił pary z ust, a ja nie dociekałem, bo i nie była mi ta wiedza do niczego potrzebna; byłem pewien, że Bradford nie ma wobec niej żadnych matrymonialnych zamiarów (a Merlin mi świadkiem, że mógłby w końcu sobie znaleźć jakąś żonę, w końcu jest starszy!). Niemniej sama wizyta panny szlachcianki przypomniała mi o jej istnieniu i o tym, jaką niegrzecznością się wobec niej wykazałem. Naprawienie tego faux pas rozumiało się samo przez się i z tego właśnie powodu, z brudną podeszwą prawego buta i pokorą w oczach przestąpiłem próg sklepu.
- Szukam wybaczenia, lady Burke – powiedziałem niskim głosem, wkładając w jego brzmienie tony smutku i szczerych przeprosin. - Doszły mnie słuchy, że gościłaś pani u mego brata, a ja niczym ostatni barbarzyńca nie znalazłem ani sekundy, by choćby się przywitać. - Podszedłem do lady najbliżej, jak się tylko dało. Kawałek drewna denerwował mnie niesamowicie, stanowił bowiem poważną przeszkodę przed ewentualnym padnięciem na kolana, by błagać o wybaczenie, jeśli miałoby to być koniecznie. O tak, nie miałem problemów z klękaniem przed kobietami. Żadnych.
- Pozwól mi to sobie zatem wynagrodzić i na kolejnym balu zarezerwuj dla mnie pierwszy taniec – kontynuowałem, przechylając nieco głowę i wypowiadając każdą głoskę z najwyższą powagą, chociaż w oczach szalały mi psotne ogniki. Miałem w sobie coś z uroczego chłopca, niewątpliwie, i nawet wiedziałem, skąd się to wzięło: pragnienie powrotu do bycia swobodnym i nieokiełznanym młodzieńcem, co odebrano mi przez wczesny ślub i małżeńskie obowiązki. Tęskniłem za tym, co mi ukradziono i zamierzałem się cieszyć odzyskaną wolnością, nawet jeśli u trzydziestoletniego mężczyzny mogło to wydawać się cokolwiek śmieszne.
- A przy okazji chciałem zapytać też o sygnety. - Położyłem na blacie obie dłonie, prostując nieco swoją sylwetkę. Zgrabne palce zastukały o drewno, prezentując wachlarz swoich możliwości oraz ponurą pustkę, bo żadnego z nich nie zdobił blask srebra.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]11.07.24 11:30
Bracia Parkinsonowie potrafili roztaczać wokół siebie blask. Kiedy brylowali na salonach jako kawalerowie, ona była ledwie podlotkiem, który uczył się świata, starając się zrozumieć zasady jaki nim rządzą. Po prawdzie, nadal czasami się gubiła, choć uznawała, że jest dobrze wykształconą panną.
Nie zabiegała o ich uwagę później, ponieważ obydwaj byli już małżonkami i ich uwaga skupiała się na zupełnie innych tematach niż pannach, które wkraczały w swój debiut. Potem zaś przyszła wojna i inne problemy, a czasy herbatek, spacerów, spotkań towarzyskich zeszły na dalszy plan. Nie to, że ubolewała z tego powodu. Nigdy nie grała pierwszych skrzypiec, do czasu, aż nie zorganizowali koncertu charytatywnego w palarni. Wtedy powoli zaczęło się wszystko zmieniać.
Wieść o tym, że obydwaj bracia stali się wdowcami obleciała wszystkie matrony lotem najszybszej miotły dostępnej na rynku. Matki wystawiały swoje córki, wskazywały jako idealne na drugą żonę, które idealnie zajmą się dziećmi, młodych wdowców, którzy niczego innego nie pragną jak znów mieć u swego boku małżonkę.
Nie miała wobec tego, zbyt wiele okazji do rozmowy z żadnych z braci Prakinsonów, aż do teraz, kiedy miało się okazać, że w ciągu ledwie jednego tygodnia, mogła z nimi porozmawiać. Los bywał czasami przewrotny i śmiał się z ludzi w głos.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała, ponieważ nie przypominała sobie, aby lord Harland czymś jej uchybił w jakikolwiek sposób. Dlatego też nieznacznie przechyliła głowę ku ramieniu przyglądając mu się uważnie. Po chwili do niej dotarło znaczenie słów jakie wybrzmiały w powietrzu. Pokręciła głową.
-Nie żywię do lorda urazy. - Zapewniła, chowając pożółkłe papiery pod ladą, decydując się o ich odniesieniu po wizycie czarodzieja. -Nie miałeś żadnego obowiązku, bowiem umówiona na spotkanie byłam z pańskim bratem, wobec tego nie byłam wpisana w kalendarz wizytowy. - Uśmiechnęła się delikatnie, chcąc wzmocnić wydźwięk swoich słów. Tego dnia, pozwoliła sobie na inne uczesanie. Nie tak zachwawcze jak to miała w zwyczaju. Ciemne włosy miękko wiły się wokół jasnej i drobnej twarzy, tworząc dla niej oprawę, część z nich zebrana mieniącym się grzebieniem w kształcie motyla tuż obok skroni trzymała je w swego rodzaju ryzach, a kolor kamieni, jakimi była ozdoba przystrojona, podkreślał szaro -zieloną barwę oczu młodej czarownicy. -Nie mogę odmówić tak pokornej prośbie, lordzie Parkinson, więc może być pan pewien, że będę go wypatrywać w trakcie pierwszego tańca. - Choć nie miała pojęcia, czy jakikolwiek bal jeszcze w tym roku się wydarzy. Ciężko było nie ulegać uroki mężczyzny, ponieważ ten był naturalny i nienachalny, a wobec tego trudno było oprzeć się słowom jakie wypowiadał.
Wzrok jej powędrował na dłonie mężczyzny, których nie zdobił żaden pierścień, kiedy jej jedynie jeden, rodowy ze szmaragdem w srebrnej i kunsztownej oprawie.
-Postaram się temu zaradzić. Proszę. - Wyszła zza lady wskazując kącik w głębi sklepu, gdzie mieściły się dwa wysokie fotele, a między nimi okrągły stolik na rzeźbionych nóżkach. -Czego dokładnie poszukujesz, lordzie Parkinson? Po prostu sygnetu, czy może zamkniętego w nim talizmanu, jakieś runy? - W tym przecież była biegła, a już jakiś czas temu wyrobiła sobie markę, że jej talizmany są jednocześnie ozdobą, którą można nosić przy sobie każdego dnia.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wnętrze sklepu - Page 12 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]11.07.24 19:31
Westchnienie ulgi, które z siebie wydałem, z pewnością było odczuwalne wstrząsami gdzieś na drugim krańcu kraju, jako że z serca spadł mi nie tyle kamień, co olbrzymi głaz wypełniony wyrzutami sumienia. Moje przewiny i niedopatrzenia zostały mi wybaczone, co przyjąłem z ogromną wdzięcznością, okazując ją równie wdzięcznym spojrzeniem skupionym na lady Burke. Nie miałem możliwości obserwować jej zbyt często w minionych miesiącach i latach, pozwoliłem sobie więc powędrować wzrokiem po jej sylwetce i twarzy – zachowując oczywiście uprzejmy i grzeczny umiar w tychże oględzinach, aby nie wyjść na człowieka bez ogłady i klasy – uznając w duchu, że w rzeczy samej podoba mi się to, co mogłem dojrzeć.
- To żaden obowiązek a przyjemność przywitać się z tak szlachetną damą – zaprzeczyłem, ślizgając się wzrokiem po charakterystycznych rysach jej twarzy. Merlinie, ileż tam było piegów widocznych nawet w półmroku sklepu. Dobrze, że nie byłem zapalonym numerologiem, bo pewnie nie oparłbym się matematycznemu pragnieniu policzenia ich wszystkich. Bądź odkrycia, czy ukrywają się jeszcze gdzie indziej. - Mam jednak nadzieję, że przynajmniej mój brat ugościł cię jak należy, milady – zmrużyłem lekko oczy i zmarszczyłem brwi niesiony nagłym podejrzeniem, że Bradford mógłby w jakikolwiek uchybić lady Burke.
Oczywiście był Parkinsonem i oczywiście umiał się zachować, jednakże nigdy nie wiadomo, co siedzi w głowie mężczyzny, który z kobietami od dawna ma styczność jedynie w przestrzeni modowego salonu. Merlin mi świadkiem, że strasznie się martwiłem o jego samopoczucie i psychiczną kondycję; tak długa abstynencja od kobiet musiała być niewątpliwie n i e z d r o w a dla jego poczucia męskości. Jako medyk mogłem o tym zaświadczyć całym swoim autorytetem, dlatego z tym większym niepokojem spoglądałem w kierunku Bradforda przy naszych spotkaniach, ale ten wciąż pozostawał nieczuły na moje niezbyt zawoalowane aluzje, że powinien się w końcu porządnie zabawić, najlepiej biorąc ślub, doczekując się syna albo i pięciu i uwalniając mnie od wyczekujących spojrzeń naszego ojca.
Ponure myśli o potencjalnie rychłej śmierci męskości mego brata spowodowanej brakiem żeńskiego towarzystwa (w formie innej niż falbanki i koronki, w które damy ubierał zamiast rozbierać) zostały szybko stłumione przez lady Burke, która w swojej olbrzymiej łaskawości przystała na moją prośbę o podarowanie mi pierwszego tańca. Ruszyłem za nią, postępując kilka kroków w kierunku ustawionych tam foteli i zasiadając w jednym z nich. Elegancko zarzuciłem nogę na nogę, prezentując najnowsze włoskie buty wystające spod idealnie skrojonej nogawki. Skarpetka odsłonięta dwa cale od cholewki, nie więcej, bo to byłoby już obrzydliwe.
- Jestem prostym człowiekiem, lady Burke – skłamałem uroczo, bo nie było we mnie nic prostego. No, prawie nic. - Zadowolę się zwykłym srebrem bez ekstrawagancji, niemniej faktycznie pomyślałem o tym, aby ten sygnet udoskonalić. Wybacz jednak mogą ignorancję w kwestii run – skłoniłem lekko głowę w geście realnego zawstydzenia – lecz zupełnie się na nich nie znam. Myślę, że najprostszym wyborem będzie runa zapewniająca bezpieczeństwo i ochronę, o ile taka istnieje – powiedziałem, wlepiając spojrzenie w noszony przez nią pierścień i zastanawiając się, czy on również krył w sobie runiczną moc.

Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]24.07.24 11:01
Wiecznym teatrem było ich życie, czego uczyła się od jakiegoś czasu. Gesty, uśmiechy, spojrzenia - wszystko było wykalkulowane, odpowiednio dobrane do rozmówcy. Dzięki temu wiedzieli jak rozkodować zadane pytania, jak przekazać swoje intencje, w całej scenerii jaka im towarzyszyła, nawet wtedy, kiedy byli całkowicie sami i nikt ich nie obserwował.
-Troska ta jest uzasadniona, ale całkowicie zbędna. - Zapewniła czarodzieja. -Pański brat w niczym mi nie uchybił. - Zastanawiała się czy bracia Parkinsonowie rywalizowali między sobą, jaka panowała między nimi relacja. Przez lata miała możliwość obserwowania własnych braci i kuzynów, którzy z jednej strony zawsze się wspierali, ale z drugiej, potrafili sobie dokuczać, czy też rywalizować o względy kobiet. Nie podejrzewała, że ona sama stała się obiektem zainteresowań, któregokolwiek z lordów, nie mniej, uznała, że jak będzie okazja ku temu, to będzie im bacznie przyglądać.
Nie była ślepa, dostrzegła jak wodzi wzrokiem po jej twarzy i całej fizjonomii. Kiedyś oburzała się na podobne zachowania, teraz rozumiała, że to pewien kod zasad, które musiała przyjąć i zaakceptować. Jednak, pomimo tego, zmieszała się nieznacznie zakładając jeden z loków za ucho, starając się ukryć za tym gestem. Piegi, choć niektórzy uznawali je za skazę na kobiecej urodzie, uznawała za swój atut. Uważała, że jej pomagają i sprawiają, że się wyróżnia na tle innych kobiet, o nieskazitelnym wyglądzie. Lubiła je. Tak samo jak swoje oczy. Wzrostu natura poskąpiła, ale przestała się tym już zamartwiać, wiedząc, że proporcje miała odpowiednio zachowane, chociaż w formie miniaturowej.
Budowanie swojej pewności siebie, nie należało do łatwych ani prostych zadań. Jednak, poczyniła już kroki ku temu, aby ją zwiększyć u siebie. Miała nadzieję, że Bradford Parkinson będzie w tym dziele jej sprzymierzeńcem.
Zasiadła na drugim fotelu, ubrana elegancko acz skromnie, w stonowanych kolorach z pasującymi ozdobami do grzebienia we włosach. Dopiero rozpoczynała swoją przygodę z nowymi kolorami i dodatkami, więc uznała, że rozpocznie od tych drugich, które były zdecydowanie łatwiejsze do przyswojenia niż cała paleta barw, która ponoć do niej pasowała.
-Istnieje sporo prostych wzorów. - Skinęła głową na pracownika, który przebywał w sklepie i dyskretnie czekał na polecenia. Po chwili przyniósł katalog, który położył na stoliczku wraz z dzbankiem herbaty, filiżankami oraz mlecznikiem i cukiernicą. -Chyba, że życzy sobie lord czegoś mocniejszego. - Wskazała na karafki wypełnione trunkami czekając na co ostatecznie mężczyzna się zdecyduje. -Runa dumnej pawęży, jest silną runą ochronną. Podobnie rzecz się ma z runą wiecznej czystości, choć ta chroni przed truciznami i ułatwia wykrycie kłamstwa. Bardzo skomplikowana, jednocześnie bardzo skuteczna. - Otworzyła katalog i wskazała na męskie sygnety. -Proszę spojrzeć i wskazać, który zwrócił pańskie zainteresowanie.





May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wnętrze sklepu - Page 12 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]24.07.24 20:31
Miękkość fotela stała w sprzeczności do ponurego wyglądu wnętrza sklepu; chociaż słowo ponury też niezbyt tu pasowało. To chyba przez mnogość dość specyficznie wyglądających okazów wystawionych na sprzedaż, z których część jednoznacznie kojarzyła się z zagrożeniem i klątwami, jakie mogły spaść na tego, kto tylko ich dotknie. Te wszystkie komody i półki wypełnione czarnomagicznymi przedmiotami sugerowały, że siadając na fotelu nadzieję się od razu właśnie na jakąś klątwę, tymczasem siedzisko i oparcie okazały się zadziwiająco wygodne. Najwyraźniej lady Burke uznała, że lepiej robi się interesy z klientem, który nie umiera, ale czuje się swobodnie podczas dobijania targu.
- Herbata w zupełności wystarczy. - Sięgnąłem po cukiernicę i hojnie nasypałem czubatą łyżeczkę, by po chwili dorzucić jeszcze pół; w gościach mogłem sobie pozwolić na drobne szaleństwa. - Nie sądzę, aby ktoś próbował mnie otruć. Jestem raczej miłym człowiekiem, który nikomu nie wadzi – powiedziałem z lekko zawadiacką nutą w głosie i uśmiechnąłem się uprzejmie, acz z lekkim niedowierzaniem na samą sugestię, że ktoś chciałby zrobić mi krzywdę. Cóż, znałem co prawda jedną osobę, która mogłaby to rzeczywiście zrealizować, ale liczyłem, że z nią poradzę sobie sam. - Chyba że mowa o urażonych niewiastach, którym nieświadomie uchybiłem swoim niezamierzonym zachowaniem. Niemniej raczej nie powinny sięgać po tak drastyczne środki jak trucizna – zmarszczyłem lekko brwi i zamieszałem herbatę, po czym upiłem łyk gorącego płynu. - W każdym razie runa dumnej pawęży wydaje mi się najlepsza. - Skinąłem głową i pochyliłem się zaraz nad przyniesionym katalogiem.
Mnogość dostępnych wzorów sygnetów nieco mnie zaskoczyła; owszem, nie żyłem pod kamieniem, wiedziałem, że metal jest niezwykle plastycznym surowcem, jednakże kunszt i precyzja niektórych z prezentowanych pierścieni wprawiła mnie w niemałe zdumienie. Szczególnie, że w mojej wyobraźni sygnety były proste, o nieskomplikowanej konstrukcji, którą wyróżniało ewentualnie skromne wykończenie w kształcie rodowego herbu. Tymczasem pokazano mi modele, które zachwycały tak wielką dbałością o szczegóły, że przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywałem się w nie w milczeniu, nie chcąc odrywać uwagi od tego, co widzę.
- Wszystkie są niesamowite – wyraziłem na głos swój podziw, biegnąc wzrokiem od jednego sygnetu do drugiego. Skupiłem się na tych klasycznych; mimo wszystko uważałem, że biżuteria ma być jedynie dodatkiem do stroju, nie zaś całkowicie go dominować, potrzebowałem więc czegoś skromnego, lecz jednocześnie charakterystycznego. Wskazałem na jeden z modeli, który zwieńczony był maleńkim wężem. - Ten, bez wątpienia. I to nawiązanie do Slytherinu! Nie mogłem trafić lepiej. Niech zgadnę – zerknąłem nagle na siedzącą obok kobietę – Gryffindor... nie, nie, Ravenclaw. Mam rację? - rzuciłem jej zaciekawione spojrzenie. - Wiedza to potęga, a prowadząc taki sklep trzeba dysponować ogromną wiedzą z wielu różnych dziedzin... tak sądzę. - Podniosłem ponownie filiżankę do ust, tym razem mocniej delektując się ciepłem herbaty. Co prawda w środku nie było zimno, lecz sama świadomość jesieni, która bynajmniej nie zachwycała pogodą, potrafiła poważnie ochłodzić chęci do działania. - Czy mogę zapytać, jaki był powód wizyty lady u mojego brata? Milczy jak grób, aż zaczynam podejrzewać, że coś przeciwko mnie knuje – odstawiłem filiżankę i znów wbiłem spojrzenie w lady Burke, po czym zniżyłem głos do szeptu: - Bo chyba nie planuje kupić mi jakiegoś zaklętego artefaktu? - Nie podejrzewałem Bradforda o to, że chciałby mnie skrzywdzić, niemniej zrobienie mi dowcipu, z którego będzie mógł się potem zaśmiewać przez resztę życia jak najbardziej wchodziło już w grę.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]Wczoraj o 15:54
Markę i opinię budowało się wszystkim - zarówno podejściem do klienta, jak również tym jak wyglądał sklep. Ludzie szukając artefaktów, o działaniu wszelkim, wręcz oczekiwali, że miejsce, posiadające takie przedmioty będzie miało odpowiednią oprawę. Teoretycznie mogli zapewnić lepsze oświetlenie, nie zachowywać pajęczyn czy innych elementów, które sprawiały, że to miejsce było ponure. Jednak wtedy efekt odbioru tego miejsca byłby zupełnie inny. Wypoczynek zaś był wygodny, miał sprawić, że klient poczuje się swobodnie i będzie chciał podjąć dialog, na jakim jej zależało, ponieważ potrzebowała poznać człowieka, który miał nosić ozdobę jaką dla niego wykona.
-Mówi się, że trucizna jest typowo bronią kobiecą. -Zwróciła uwagę na sformułowanie, które często się pojawiało - w literaturze i sztuce. -Urażona kobieta to niebezpieczny przeciwnik, lordzie Parkinson. Nie bagatelizował bym tego zjawiska. - Być może lekko się droczyła z mężczyzną. Prawdopodobnie jego zachowanie i postawa ośmieliły ją do wypowiadania podobnych słów. Sięgnęła po swoją herbatę, której nie słodziła, ani nie dodawała mleka. Piła czystą esencją, bowiem wtedy wyczuwała wszystkie smaki, choć wiedziała, że była teoria, że zależnie od dodatku odpowiednie aromaty były wciągane z naparu.
Cierpliwie czekała, aż mężczyzna zapozna się katalogiem jaki przedstawiła. Sygnety były wyrazem osobowości człowieka. Miały pełnić nie tylko funkcję informacyjną ale również ozdobną. Masywne, delikatne, ze zdobieniami misternymi niczym koronka lub jednym, ale konkretnym wzorem. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W tym czasie przyglądała się dłoniom mężczyzny, patrzyła na budowę palców, ich smukłość oraz długość. Musiała dobrać odpowiednią wielkość. Oczywiście, miała zamiar za chwilę skorzystać ze wzornika, ale chciała zobaczyć jak układa dłonie, jakie gesty nimi wykonuje - innymi słowy, jaki rodzaj sygnetu, będzie najlepiej widoczny przy jednoczesnym, odpowiednim zaprezentowaniu się na palcu. Kiedy ostatecznie wybrał wzór, który przykuł jego oko nachyliła się nad katalogiem, po czym skinęła głową na pracownika, który przyszedł ze wzornikami.
-Poproszę pańską dłoń, lordzie Parkinson. - Wyciągnęła swoją, w której trzymała przygotowany wzornik. -Muszę zebrać miarę, aby wiedzieć jakiej wielkości przygotować sygnet. Czy wąż jedynie kojarzy się panu ze Slytherinem, czy może jeszcze z jakiegoś powodu pan go wybrał? - Być może to był rzeczywiście sentyment do dawnych dziejów, a może za tym stworzeniem kryła się większa historia. Zastanawiała się czy wąż ma oplatać górę sygnetu, czy jedynie się wić jako obramowanie. W trakcie rozmowy, nakładała na palce mężczyzny pierścienie, gładkie, bez żadnych ozdób, ale ponumerowane. -Interesuje pana  bardziej złoto czy srebro? - Dopytała jeszcze nim skupiła się na odpowiedzi na zadane jej pytania. -Może być lord pewien, że nie knuje przeciwko panu. - Uśmiechnęła się pod nosem. -Lecz, wolałabym nie zdradzać o czym rozmawialiśmy. Jedynie mogę zapewnić, że dotyczyło to profesji jaką zajmuje się pański brat. - Prośba o wsparcie w stworzeniu nowego wyglądu kosztowała ją wiele energii i samozaparcia, aby nie uciec w obawie, że się ośmiesza wychodząc ze swoją prośbą. Bradford Parkinson zachował pełen profesjonalizm i wychodząc od niego, utwierdziła się w swojej decyzji. Teraz zaś była ciekawa pierwszych efektów. Uprzedził ją, że to będzie proces długi i zawiły. Nie wiedziała tylko jak bardzo. -I zgadał pan. Należałam do domu Roveny Rawenclaw.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wnętrze sklepu - Page 12 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Wnętrze sklepu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach