Wydarzenia


Ekipa forum
Wrzosowisko
AutorWiadomość
Wrzosowisko [odnośnik]22.06.15 21:19
First topic message reminder :

Wrzosowisko

To jedno z miejsc, które swoim urokiem przyciąga osoby pragnące zatrzymać piękno lata choć na chwilę dłużej. Od końca sierpnia do października można dostrzec tu pary spacerujące wąską dróżką lub brodzące wśród wrzosów i traw. Zdarzają się także samotnicy ze swoimi psami, widocznie ucieszonymi z popołudniowego spaceru. Najczęściej można tu jednak spotkać czarodziejów z miotłami, którzy chwytają ostatki pogody sprzyjającej lotom, nie obawiając się dostrzeżenia przez mugoli. Miłośnicy pewnego gruntu powinni uwierzyć na słowo, że widok z góry na różnorodną paletę fioletu kwiatów, zieleni wzgórz, zapiera dech w piersiach. Piękno kończącego się lata wyczuwalne jest przy każdym słodko-słonym wdechu kwitnących wrzosów wymieszanych z niewielką ilością morskiej soli niesionej z wiatrem znad pobliskiego wybrzeża.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wrzosowisko - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wrzosowisko [odnośnik]30.10.21 20:36
Wiedziała, że w tych czasach prawdopodobieństwo natrafienia na kogoś niebezpiecznego było o wiele większe niż na kamień na żwirowej drodze. Miała szczera nadzieję, że uda jej się to spotkanie jakoś przebrnąć w prosty sposób – cóż, w tym momencie takie spotkanie mogło się zakończyć dość szybko i wiedziała, że każda z nich mogła pójść w swoją stronę. A mimo to ciekawa była, co przygnało kogoś na takie pustkowie – gdzie zmierzał, w jakim celu i czy to miało zakłócić jej pracę? Nie sądziła, aby do tego doszło, ale lepiej było wiedzieć. Spojrzenie jeszcze skierowała w stronę kobiety, czekając na cenę którą miała podać jej za papierosy. Za taką ilość mogła zdecydowanie się poświęcić, sięgając spokojnie do sakiewki kiedy kobieta podała cenę.
To wszystko jednak chwilowo odeszło w niepamięć kiedy tylko dostrzegła legitymację w dłoniach kobiety. No proszę, czyżby miała się tu pojawić trzecia siła? Wiedziała, że gobliny miały małe zainteresowanie w polityce i też przez swoje bunty jasno postawiły sprawę, gdzie leży ich lojalność – w sobie samych. Zdecydowanie to doceniała i umiała zrozumieć takie postępowanie, wiedząc, że również przemytnicy trzymali się swojej grupy. Thalia nigdy nie wyraziła głośno opinii, że chętnie stworzyłaby inne banki poza tym Gringotta, ale musiała też przyznać, że nie miała doświadczenia z przedstawicielami tej jednostki. No może poza Steffenem.
- Wygląda na to, że szukamy tej samej osoby. – Och, cóż za zbiegi okoliczności, takie, których nie do końca wiedziało się, czy powinno się wyczekiwać, czy jednak nie. Ciekawa była, co zrobił Pendrick i komu nacisnął na odcisk, ale biorąc pod uwagę, że mieszał się w to bank Gringotta jak i przestępcy, musiała powiedzieć, że zaczęło się robić zabawnie.
- Wiem, gdzie dokładnie się znajduje. Wiem, gdzie jest jego miejsce pracy jak i jego miejsce zamieszkania. On nie wie o mnie, więc to tym lepiej. – Oczywiście, że nie wiedział o niej, a przynajmniej nie o niej w tym momencie, kiedy była sobą, z szopą rudych włosów które można było uczesać tylko solidnym grzebieniem i mocząc je porządnie. Może to i lepiej, bo w tym momencie lepiej aby idiota nie wiedział, jak dokładnie wyglądała.
Nieznajoma za to nie wyglądała na kogoś, kto miałby górę cierpliwości jak i na kogoś, kto bardzo chętnie by siedział i czekał na te informacje, dlatego też uniosła głowę, dłonie wsadzając do kieszeni i wpatrując się błękitnymi oczyma, czekając czy jej „warunki” będą do zaakceptowania.
- Ponieważ gnoja nienawidzę i chętnie wsypię go za cokolwiek zrobił, chętnie podzielę się informacjami – fajki za doprowadzenie go do niego i wszelką pomoc, jaka będzie potrzebna. Chociaż wyglądasz na osobę, która doskonale sobie da radę i bez tego. – W końcu Gringott nie wysyłałaby cieniasów do poradzenia sobie z kimkolwiek. – Pasuje?
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Wrzosowisko [odnośnik]26.12.21 1:04
Miałam szczęście, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Ruda wyglądała na zdeterminowaną i chyba nie robiłaby mnie w chuja.
-Ta? No popatrz. Ciekawy zbieg okoliczności. A tobie jak ten kutas zalazł za skórę? - zdecydowałam się lekko podpytać. Dobrze też mieć oczy dookoła głowy. Tak na wszelki wypadek.
-Niech będzie. To uczciwa cena. - wyciągam rękę, aby zrobić standardowy, w pewnym sensie rytualny gest dobicia targu. - Prowadź.
Szłam za swoją nową towarzyszką w milczeniu. Nie do końca wiedziałam, o czym z nią gadać. Chociaż była jedna rzecz, która mnie interesowała w tej całej sytuacji.
-Ej, ja się do ciebie zwracać w ogóle?
Pewnie poda mi lipne nazwisko, ale chuj tam. Lipne nazwiska i imiona też mogą wiele powiedzieć o swoim właścicielu.
W końcu zatrzymaliśmy się przed jakąś chałupą, będącą przy okazji sklepem wielobranżowym. Wyglądała ona jak każdy drugi dom w tych okolicach, ale jedyne, co nie do końca pasowało do całej układanki to stan, w jakim znajdował się budynek. Tragicznie zapuszczony.
-No więc mówisz, że tu się skitrał? Sprytne. Chociaż, kurwa, żeby sklep tego typu wyglądał jak menelnia? Ktoś tu nie do końca przemyślał wszystko. Kto by chciał zaopatrywać się w takim miejscu...
I jeszcze ta tabliczka w oknie, że można było tu na miejscu dokonać drobnych napraw. Chujek nieźle się tu ustawił. Może nawet uda mi się odzyskać zaległy hajs?
Teraz pozostawało jedynie wszystko dobrze rozegrać.
-Chcesz mi towarzyszyć? - patrzę na moją towarzyszkę, a później wskazuję kiwnięciem głowy w stronę zamkniętych drzwi sklepu. - Masz jedyna i niepowtarzalną okazję, żeby się na nim odegrać. Oczywiście, jeśli kręcą cię tego typu atrakcję.
Kobieta nie wygląda na chucherko i zdecydowanie nie jest typem eterycznej istotki. Nie mam bladego pojęcia, czym na co dzień się zajmuje i co umie, ale w tej chwili przydadzą mi się ręce do pracy.
Bez pukania wbijam do środka, a moje przyjście obwieszcza donośny dźwięk dzwoneczka, umieszczonego tuż nad drzwiami. Całe pomieszczenie jest zajebane różnymi pakunkami, słoikami i puszkami, ustawionymi na regałach, sięgających aż pod sufit. Komuś tu się powodzi. Albo wszystkie te opakowania są puste, żeby nie było, że w sklepie bieda... Chuj wie, musiałabym wszystko dokładnie sprawdzić, czy zajęcie towaru spłaciłoby dług tej łachudry.
-E, jest tu kto?
Cisza. Ani żywej duszy.
Kurwa mać. Chyba trzeba się będzie pofatygować na zaplecze.
Bez zbędnej zwłoki przewalam się na druga stronę lady i otwieram drzwi.
-Dzień dobry, Panie Pendrick, nazywam się Zl… - urywam. To, co zobaczyłam, kompletnie mnie rozbroiło. Warsztat. Ale nie taki zwykły. Tu i ówdzie znajdowały się worki z najróżniejszymi monetami. A pośrodku tego wszystkie znajdował się nieduży piec i formy.
Sukinsyn fałszował pieniądze.
-Zajebie kurwę. Zajebię. - wypowiedziałam przez zaciśnięte zęby.


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Wrzosowisko - Page 5 Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Wrzosowisko [odnośnik]02.01.22 21:58
Wpatrywała się w Zlatę. Była z Banku Gringotta i kto wie, co jeszcze miała do roboty, ale z drugiej strony, pracowała też z goblinami, a na ile Thalia zdążyła poznać tajniki bankowości, to musiała cenić je za zarówno dyskrecję jak i za całkiem solidny wpierdol spuszczony kiedyś czarodziejom. Zaśmiałaby się nieco bardziej, gdyby jednak wypadało. Teraz jednak patrzyła na kogoś – obydwie były daleko od domu – komu nie wiedziała, na ile mogły zaufać, ale miały własny cel.
- Dłuższa historia, ale skracając, jeżeli robi się ze mną interesy to lepiej dotrzymywać nie tylko wszelkich terminów, ale również rodzaju towaru oraz zapłatę. – Jej towarzyszka na ten moment była dość inteligentna, dlatego Wellers w ogóle nie martwiła się, czy ją zrozumie, czy jednak będzie musiała się tłumaczyć. Była z banku, więc problemy z wierzycielami nie były dla niej pierwszyzną, jak widać. Uścisnęła jej dłoń, uważając, ze układ był całkiem dobry, bo naprawdę mogłaby teraz usiąść i zapalić, tak solidnie.
- Mów mi Atreides. – Potrafiła sypać fałszywymi danymi jak z rękawa, a nie musiały być one poprawne i zgadzać się dopóki nikt nie żądał od niej dokumentów. Nie miała nic przeciwko temu by po, być może, udanej współpracy, Zlata poznała jej pełne imię i nazwisko. Może kiedyś Gringott będzie miał podobnego wierzyciela co ona, przydałaby się więc taka współpraca.
Okolica nie wyglądała tak pięknie, ale czuła, że mogłaby poznawać wszystko w okolicy, tak cudownie by to było. Ale teraz miały zadanie i musiały zająć się człowiekiem, który jednak wybrał najbrzydsze miejsce w okolicy. Miała ochotę spalić to miejsce już na wstępie, bo wyglądało też na takie, które miałoby przynajmniej królestwo szczurów które byłoby na etapie dekapitacji monarchii.
- Jakbyś była nieco głupsza i szukałabyś przedsiębiorcy, raczej omijałabyś to miejsce, co nie? – Potrafiła rozumieć, czemu wybierał spelunę. Niektórzy potrzebowali chować się na widoku, niektórzy za to potrzebowali też aby nikt im nie przeszkadzał. Porządny człowiek w tych czasach unikał jakiegokolwiek podejrzanego miejsca.
- Jasne, tylko czekaj chwilę… - zmrużyła oczy, wyobrażając sobie inną sylwetkę, dlatego po chwili zmniejszyła się o kilka centymetrów, a włosy z ognistego rudego zmieniły się w błyszczące kruczoczarne loki. Zostawiła tęczówki i nie przejęła się bliznami, wiedząc, że człowiek raczej nie zapamięta jej twarzy. Przy Zlacie wątpliwe, aby wyszedł z tego spotkania po herbatce i zwykłej rozmowie. Skinęła głową, nie do końca wzruszona na to, jak miała jej towarzyszka na nią zareagować. Ale raczej nie było to dla niej zmartwieniem w tym momencie.
Weszła do środka, uważając aby nie obić się o drzwi i ostrożnie wciągając rękawiczki na dłonie. Była wręcz pewna, że natrafi tutaj na dużo ciekawych substancji i to niekoniecznie takich, które można było odnaleźć w zwykłym sklepie monopolowym, dlatego ostrożnie trzymała przy sobie ręce i nie dotykała niczego gołymi dłońmi. Wolała nie musieć leczyć się potem z jakiejś paskudnej wysypki albo czegoś gorszego.
Przeszła na zaplecze, unosząc brwi i spoglądając po okolicy. Rzeczywiście musiała przyznać, że zrobiło się wyjątkowo ciekawie, ale nie zamierzała też hamować gniewu swojej towarzyszki. Ostrożnie wyciągnęła dłoń, oglądając ostrożnie wszystkie podajniki i to, co się znajdowało w okolicy, tak jakby jednak szukała czegoś konkretnego. I znalazła, przyczepioną pod stolikiem kartkę papieru, ostrożnie przeczepioną zaklęciem. Nie starała się robić nic innego, ostrożnie spoglądając na zapiski.
- Wygląda na to, że planował dostawę do kilku hrabstw w okolicy… - spojrzała kątem oka, ciekawa co na to Zlata.

Udany rzut na metamorfomagię tutaj


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Wrzosowisko [odnośnik]15.01.22 1:11
Odhaczyłam w pamięci imię towarzyszki. Nie brzmiało jak coś angielskiego. Może pseudonim, może faktycznie zwykłe lipne imie. Nie ważne. Jak chce mi pomóc zajebać skurwiela, to może być kimkolwiek.
-Ta. Nic dodać. Nic ująć. - skomentowałam i odruchowo się skrzywiłam. Każdy dłużnik powodował u mnie wściekłość, chociaż powinnam im wszystkim być wdzięczna. Gdyby nie oni, to kogo mogłabym legalnie napierdalać ile wlezie?
Nie miałam pojęcia, co miała zamiar odjebać “Atreides”, prosząc o to, bym poczekała, ale chyba bezpieczniej będzie wchodzić razem niż w pojedynkę.
-Dobra, tylko… - nie dokończyłam, bo właśnie laska na moich oczach kompletnie zmieniła wygląd. Ja pierdole! Przecież to strzał w dziesiątkę! Metamorfomag! Nie mogło być lepiej. W duchu już zaczęłam planować, czy jednak nie zaproponować dziewczynie dłuższą współpracę. No ale musiałam się przekonać, co jeszcze potrafi oprócz. Triki i zmiana wyglądu to nie wszystko.
-No nieźle, laska. - uśmiechnęłam się do niej i skinęłam w stronę drzwi. - To lecimy.
Sklep jednak okazał się pierdoloną matrioszką, tylko zamiast ostatniej, najmniejszej baby, było tu jedno wielkie gówno. Ze złości aż nie pohamowałam zgrzytnięcia zębami. To nie tak miało być. Miałam cholernego Pendricka odpowiednio zastraszyć, wykorzystać jego znajomości i, może, rozpocząć nawet coś, co można by było nazwać współpracą… Ale nie w tym wypadku. Są kurwa jakieś granice przyzwoitości. A za fałszerstwa powinno się odrąbywać ręce.
-Pierdolona menda. - wysyczałam, podchodząc do “stanowiska pracy”. Jak przełożeni się dowiedzą, to się wściekną. Ale może dadzą mi podwyżkę, jeśli zamknę ten parszywy interes i dostarczę im przyjemniaczka na dywanik.
-To teraz tak. Zgarnę parę rzeczy jako dowody i trzeba to wszystko rozpierdolić. Nie ma na co czekać. - zgarnęłam parę monet do kieszeni spodni. Wiedziałam, że władze mają, jak widać, wyjebane na to, że obywatele są oszukiwani. Pozwalają na cały ten syf i pewnie jeszcze mają z tego zysk. Albo po prostu są ślepi, bo za pierdolonymi mugolami to łatwiej się biega, niż pilnuje się porządku w kraju. - On siedzi tu już wystarczająco długo, żeby cały ten badziew już się ładnie rozprzestrzenił w terenie. Ja pierdole.
Przeczesałam włosy dłonią. Ogrom katastrofy mroził mi krew w żyłach. I jeszcze fakt tego, że trzeba będzie sprawdzać wszystkie skrytki, czy przypadkiem tam nie trafiły podrobione monety. Nie powinny… ale kurwa, kto wie.
Z rozmyślań wyrwał mnie trzask zaklęcia, które przemknęło tuż nad moją głową i walnęło w ścianę obok, lekko ją osmalając.
I oto w drzwiach, wychodzących na ogród stanął Pan Fałszerz Pendrick we własnej osobie, wściekły jak osa.

idziemy do szafki


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Wrzosowisko - Page 5 Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Wrzosowisko [odnośnik]14.03.22 13:22
wychodzimy z szafki

Zlata zajęła mężczyznę przynajmniej na tyle, że kiedy on rzucił się na nią, Thalia mogła z kolei złapać jeden z ciężkich tomów i dosadnie przysadziła w głowę człowiekowi, który zwalił się na ziemię jak kłoda. Przynajmniej tyle, nie musiały bawić się w nie wiadomo co.
Nie sądziła, że pójdzie im tak szybko, ale przynajmniej mogły się liczyć z tym, że mężczyzna nie podniesie się z ziemi, a one będą mogły zająć się wszystkim, zwłaszcza chyba Zlata, bo ta wydawała się mocno podirytowaną sytuacją. Nie mogła się jej dziwić, ale ostatecznie…w takich sytuacjach, wydawało się, że absolutnie nie chciała się w to wtrącać. W końcu chciała mieć spokój i nie być zaniepokojona przez wpychanie się tam, gdzie nie powinna. Wiedziała, że Zlata na pewno chce się im zająć, a w jaki sposób – to już nie była już jej kwestia. Miała o wiele więcej rzeczy do zrobienia niż poświęcanie się w…cokolwiek tam robili w banku Gringotta z dłużnikami.
- Cóż... – spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę, ostrożnie ruszając go nogą, zaraz też spoglądając na swoją towarzyszkę. Wzruszyła jeszcze ramionami, chyba nie do końca przejmując się tym, że trzymała właśnie zakrwawiony nóż. – Ja do niego w sumie już nie mam interesu, ale jeżeli chcesz, jest cały twój. Ja za to muszę trochę dobrze opowiedzieć miejscowym, co się tutaj wydarzyło. – Dopiero wtedy udała się w stronę miejsca, gdzie mogłaby się umyć i wytrzeć nóż, wiedząc, że przy pisaniu wcale nie potrzebowała aby na papierze pozostawiać ślady krwi.
Biorąc kartkę, ostrożnie sięgnęła jeszcze po pióro, które zanurzyła w atramencie.
Do wszystkich mieszkańców okolicy.
Mieszkający pod tym adresem człowiek, sprzymierzony z obecną władzą, zdecydował się na fałszowanie pieniędzy, które potem przekazywał wam, niszcząc przy tym rynek. Przez niego macie droższe produkty, przez niego żyje wam się gorzej w ostatnich miesiącach.
Niech nikt nie próbuje pójść w jego ślady, bo powrócimy i tą osobą też się zajmiemy. I zrobimy tak z kimkolwiek, kto będzie chciał skrzywdzić ludzi.
Zapamiętajcie

Łapiąc kartkę, wyszła na zewnątrz, przyczepiając ją do drzwi zaklęciem trwałego przylepca, nie wiedząc kiedy znajdą się tutaj osoby, które by to przeczytały, ale że przynajmniej wiatr tego nie zwieje tak szybko. Wycelowała jeszcze różdżką w listę miejsc, kopiując ją zaklęciem i podając Zlacie.
- Muszę dać znać swoim znajomym, aby uważali na działania tego typa. Cokolwiek z tego poza tym miejscem jest twoje. A lepiej, jak ja już się zwinę. Gdybyś potrzebowała do mnie kiedyś jeszcze kontaktu…- ostrożnie wyciągnęła z kieszeni prostokątny kawałek kartki, który w pierwszej chwili mógłby uchodzić za wizytówkę. - …daj znać na tym.
Kiwnęła jej jeszcze głową, zaciągając kaptur. Może wracając uda jej się załapać jeszcze na polowanie z orlicą? Powinna krążyć gdzieś dookoła.

zt


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Wrzosowisko [odnośnik]14.03.22 21:56
Typ wyjebał się na podłogę, kiedy kobieta skutecznie zdzieliła go książką w ten durny i pusty łeb. No to w końcu się dokozaczył.
-A to dziękuję za prezent. - kiwnęłam mojej towarzyszce z uśmiechem, trochę krzywym - z założenia miał być przyjazny. - Ta, trzeba przekazać jak największej grupie osób, żeby uważali czym płacą. Te monety to całkiem dobre podróbki i zwykły zjadacz chleba się nawet nie skapnie, że to gówno, a nie galeon.
Zgarnęłam z drewnianej podłogi parę upierdolonych we krwi fałszerza złotych krążków i władowałam je do kieszeni.
-A z tym panem, to sobie pogadam. Zobaczymy, czy ma może jakichś przyjaciół. Tacy jak on to zawsze działają w grupach. Esposas! - tym razem udało mi się wyczarować kajdany, które momentalnie zacisnęły się na kostkach i nadgarstkach nieprzytomnego mężczyzny.
Musiałam zgodzić się z moją towarzyszką. Miejsce to należało opuścić. I zabezpieczyć.
Machnęłam różdżką i bezwładne, krwawiące ciało typa grzecznie wylewitowało sobie za mną na zewnątrz.
Rzuciłam okiem na tekst, który kobieta powiesiła na drzwiach.
-Korci mnie, żeby odciąć mu ucho i przybić do drzwi, ale wiem, że nie każdy miejscowy lubi takie klimaty. - zaśmiałam się cicho. Jak dla mnie to był całkiem dobry dowcip.
Ech, kurwa, trzeba będzie rozesłać listy albo notatki do miejscowych, żeby uważniej przyglądali się monetom... Albo może po prostu plotki puścić?
Przyjęłam skopiowaną kartkę - przyda mi się do ogarnięcia tematu i też mały kartonik.
-No ja myślę, że się jeszcze spotkamy. Może na przykład w przyjemniejszych okolicznościach. - tym razem mój uśmiech stał się przyjaźniejszy. - Dobra robota. Bywaj!
Uniosłam rękę w geście pożegnania i razem z moim nowym wykrwawiającym się przyjacielem udałam się w bardziej odludne miejsce. Gdzieś, gdzie nikt nie usłyszy jego krzyków, kiedy będę go wypytywać po kolei o wszystko. Gdzieś, gdzie nikt nigdy nie odnajdzie jego zakopanych w ziemi kości. Nie było innego wyjścia - jeśli typek działał dla władzy, to nawet jeśli zapakuję go do pierdla, to pewnie tamci od razu go wypuszczą.
I po chuj mam znowu za nim biegać?
Później, kiedy było po wszystkim, już w pracy dałam znać moim najbliższym towarzyszom - takim, którym zależało na robieniu swojej roboty bardziej, niż na lizaniu dupy Ministerstwu, że jest straszna chujnia. Ci na szczęście obiecali podziałać dyskretnie, żeby wyprowadzić lipną walutę z rynku - każdy ma przyjaciół i znajomych, w okolicach, którym można przekazać informację na temat monet i jak rozpoznać te fałszywe. Wszyscy wiedzieliśmy, że trochę to zajmie, bo poczta pantoflowa potrzebuje czasu. Albo było to jedyne skuteczne wyjście z sytuacji, w której nie mogliśmy działać z ramienia władzy. Żadne nie chciało wpierdolu. A to, że mieszkańcy hrabstwa wpadną w panikę... to już chuj.

/zt


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Wrzosowisko - Page 5 Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Wrzosowisko [odnośnik]19.06.23 23:44



mała ojczyzna - jarmark w Norfolku
15 VII 1956


Wielobarwne stoiska, przekupy krzyczące w zachłannym obwieszczeniu sprzedawanych towarów. Ciepło lipcowego dnia przy fioletowej, rozbudzającej się łunie zakwitających nieopodal wrzosów. Jeśli jakiekolwiek miejsce miało nosić serce Norfolku, to właśnie połacie wrzosowych kwiatów, wplatających się w głęboki błękit pobliskiego brzegu. Gwar rozmów, uprzejme przywitania i próby ukłonów, które niegodnie, hamowała w zalążku. To wszystko winno cieszyć, zaś mimo ust skrytych w szerokim uśmiechu, cało wydawało się opadać z sił. Nie spodziewała się ogromu pracy, mimo pomocy ze strony Melisande i matki. Nie spodziewała się ujmujacego poczucia odpowiedzialności, jak gdyby własnymi dłońmi pragnęła rozłożyć każdy, nawet najmniejszy, fragment poszczególnych straganów. Pitny miód, tkaniny z Indii, lokalne zbiory malejące z dnia na dzień. Wywoływały wzruszenie, skryte głęboko pod maską powinności i fioletowym wiankiem, który zdobił jej głowę w imię docenienia jednej ze sprzedających takowe kobiety. Rozpuszczone włosy mierzwiły, denerwowały i początkowo wprowadzały wargi w krótkie zbicie, nim jednak mijały kolejne godziny, niezadowolenie odchodziło w niepamięć i ustępowało szczerej, niewymuszonej dumie.
Czy to także widziała Melisandre, gdy spoglądała na tutejszych ludzi? Czy widziała w nich ludzi jej oddanych, poddanych, którzy spoglądali na nią z zaciekawieniem? Winni być, zaraz po rodzinie, najważniejszymi i ta myśl, słodko niedojrzała, że kiedyś nie będą tak bliskimi Imogen, odbierała jej chwilami resztki uśmiechu. Matka zawsze podkreślała przywiązanie do wyspy Wight, uczyła ją swojego rodzaju równowagi - wypośrodowania pomiędzy dumą z nazwiska Travers, a absolutnym docenieniem połwilich genów, syrenich opiekunów i umiłowania sztuki. Niekiedy bywało to karkołomne, szczególnie w momencie, gdy podążając pomiędzy tłumem, z którym witała się na powrót po stokroć, czuła niezrozumiałe wprost przywiązanie.
To Melisande powinni jednak widzieć, to ją powinni upatrywać prawdziwą damą Norfolku. Na jej rękach spoczywały kolejne losy władców mórz, to ona miała pozostać z jej nazwiskiem do końca swojego życia, nosząc jak swoje, mianując je swoim. Głębokie zaczerpnięcie oddechu rozniosło się mocniej, zielonkawe spojrzenie powróciło na bratową z wyraźną tęsknotą.
- Porozmawiamy jeszcze z lokalnym hodowcą bydła. Ponoć przeżył ogromne straty. - Musiała o tym wiedzieć, doświadczyć i wysłuchać. Głębokie poczucie powinności pchnęło ją w troskliwość, która nie opadała jedynie na bezpieczeństwo Melisandre i łapanie biegajacych wokół dzieci przed upadkiem, ale również świadomość. Sytuacji i nastrojów. Nigdy jej tego nie odmawiano w murach Cobernic, gdy więc stawiała własne kroki, również nie powinna wiązać kajdan wokół wątłych nadgarstków.
W oddali wydawało się, że usłyszała piskliwe szczęknięcie, nim jednak odwróciłaby się w tamtą stronę, suknia zarpnęła gwałtowie, a jasne włosie zabłyszczało na tle ciemnego turkusu. Zęby szarpnęły za drogocenną tkaninę i tylko ruch dłonią zatrzymał służkę przed pomocą, która tym bardziej wycofała się, gdy szczenię trafiło na ręce Imogen. Machinalnie, jak gdyby nie potrafiła na dłużej się zatrzymać, a ledwie jedna, krótka myśl pchnęła ją do takiej decyzji.
- No to mamy towarzystwo. - Niewinny uśmiech obdarzył najpierw damę Norfolku, następnie powrócił do przerośniętego już szczenięcia borzoja. Tak przynajmniej wyglądał, choć wystające kości zaburzały postrzeganie. Prośba skierowana do służby jednoznacznie wskazała konieczność znalezienia jego właściciela, cała sytuacja nie spowolniła jednak podążających kobiet w określonym wcześniej celu. Na moment, ze swoistym rozczuleniem spoglądajac w brązowe ślepia, nachyliła się w stronę szwagierki, długą sierść uszu niezmiennie tuląc w dłoniach.
- Może te nasze suknie wcale nie są odpowiednie? - Prowokacyjne słowa, wypowiedziane półszeptem zwieńczyła szerszym uśmiechem. - Prowokują... na przykład takich absztyfikantów.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Wrzosowisko - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Wrzosowisko [odnośnik]22.06.23 20:16
Nie potrafiła nad nią zapanować - trudną do okiełznania satysfakcją, zadowoleniem, które wypełniało każdą komórkę jej ciała od kilku dni. Wygrała z zadowoleniem uświadamiała sobie. Zmiana, może i nie była bardzo widoczna na zewnątrz w końcu potrafiła bez mrugnięcia okiem wchodzić w rolę idealnej lady - a może po części z nią zrosła - ale jej oczy, zdawały się emanować niewypowiedzianym zadowoleniem. Drażniące ją wcześniej rzeczy, nie były już ważne. Bo powoli, zaczęły się zmieniać. Zabawne, jak jeden akt szaleństwa, potrafił odwrócić wszystko. Manannan, co prawda nie zawsze zjawiał się punktualnie, ale teraz, przynajmniej już na posiłkach bywał. Kiedy szła, dzisiaj obok Imogen miała wrażenie, że stąpa lekko. Że właściwie unosi się w jakimś dziwny, nienaturalnym stanie którego wcześniej nie doświadczyła. Ale - co odkrywała z niezrozumiałym spokojem - ta niewiadoma wcale jej nie przeszkadzała. Nie pozwoliła jednak by to uczucie, przysłoniło wszystko inne - zresztą, już wcześniej obiecała wspomóc Imogen w przedsięwzięciu, którego zdecydowała się podjąć. Nie przejmowała pałeczki, nie wysuwała się przed nią, podążając za śladem, który wyznaczała. Pomagała, ale jeśli ingerowała, to tylko słowem i myślą, pozwalając, by ostateczne decyzje pozostawały przy niej. Nie powinna się wstrzymać, czy hamować. Nie powinna też w siebie wątpić. Z uśmiechem rozjaśniającym lico wędrowała obok niej, dzierżąc na głowie podobny do niej wianek, przesuwając ciemnym spojrzeniem wokół, po kolejnych stoiskach i straganach, odpowiadając na powitania łagodnym skinieniem głowy i nie opuszczającym jej twarzy uśmiechem. Była z niej duma - z tego, że postanowiła podjąć się zadania z czasu, który na to poświęciła z możliwości dokonania czegoś samemu. Choć wiedziała - a może postanowiła bardziej - że droga odbudowania pewności Imogen, będzie musiała podążyć ścieżką przez jej brata. Bazowała na własnych doświadczeniach. Nie miała pojęcia co zgasiło w niej siłę, która czasem się przebijała, ale wiedziała dokładnie, kto stał się niepodważalnym fundamentem jej własne. Świadomie czy nie, to rozmowa i słowa Tristana postawiły najpotężniejsze podwaliny pod to, kim była tak naprawdę. Manannan - w jej odczuciu - mógł zrobić to samo dla Imogen. Choć nie pojawiała się w tym miejscu pierwszy raz - wszak od swojego pojawienia się w Corbenic znajdowała czas na to, żeby odwiedzić pobliskie targowiska, porty, miasteczka, żeby poznać ludzi, sprzedawców, hodowców - czuła na sobie zaciekawione spojrzenia ludzi. Ale do nich, już nawykła. Choć tutaj, nadal była obca. Coraz mniej, ale jednak. Spokojnie jednak realizowała powierzone jej przez Tristana zadanie. Mieli ją pokochać - innej opcji nie było. Inna możliwość najzwyczajniej w świecie nie istniała. Nie dla Melisande.
Wyczuła je - spojrzenie, które zawisło na niej. Oderwała tęczówki od jednego ze sprzedawców, który właśnie witał ją skinieniem głowy i uniesieniem kapelusza, by zawiesić je na idącej obok Imogen. W milczeniu skrzyżowała z nią wzrok, pozwalając, by jej głowa z zainteresowaniem przechyliła się trochę, kiedy badała jej twarz. O czym myślała, idąc obok niej? Nie potrafiła odgadnąć, jedynie jednym spojrzeniem.
- Wymyśliłaś w jaki sposób rozwiązać ten problem? - zapytała z zainteresowaniem. Mogła jej podpowiedzieć, albo pomóc. Wyrazić własne zdanie, ale podejrzewała, że Imogen miała już w zanadrzu jakieś rozwiązanie. Widać było jej przywiązanie i odpowiedzialność, którą postanowiła potraktować poważnie. W istocie - w przyszłości - będzie wspaniałą żoną. Prawdopodobnie lepszą od niej, bo skupioną mocniej na ludziach, niż na sobie samej. Ale tego mankamentu własnego charakteru Melisande nie widziała - wszak, troszczyła się o ludzi i ziemie, które należały do niej. Wszystko miała odpowiednio zbilansowane. Za nimi jak cień, kawałek dalej podążały służki i kilku czarodziejów, mających odpowiadać za ich bezpieczeństwo.
Szczeknięcie z początku rozmyło się wśród głosów. To dopiero reakcja Imogen, sprawiła, że sama zatrzymała się krok dalej, odwracając, kiedy i ona stanęła. Splotła dłonie przed sobą, przekrzywiając odrobinę głowę, nie ingerowała, będąc bardziej dziś towarzyszką, niż drogowskazem. Na własnych ziemiach, przecież go nie potrzebowała. Patrzyła więc, jak szwagierka bierze zaczepiające ja zwierzę na ramiona.
- I to całkiem ciekawe. - zgodziła się, by zaśmiać się chwilę później, by zbliżyć się o dzielący je krok. Uniosła rękę, podsuwając ją pod nosa zwierzaka. A kiedy pozwoliła zapoznać mu się ze swoim zapachem, uniosła dłoń, żeby przesunąć nią po jego łbie. - Jego też ostatni czas nie oszczędził. - zawyrokowała spokojnie, przenosząc palce, żeby podrapać go za uchem. Nie rozpieszczała go więcej, pozostawiając w ramionach Imogen, po kilku jej poleceniach ruszając wraz z nią dalej.
- Jeśli właśnie takich prowokują, pokusiłabym się o stwierdzenie, że są wręcz idealne. - nie zgodziła się z blondynką, zerkając na nią ukradkiem, posyłając jej rozbawiony uśmiech. Splotła na nowo dłonie przed sobą. - Widzę, że ten konkretny zawrócił ci w głowie. - mruknęła z rozbawieniem, stawiając kolejny z kroków na drodze, którą prowadziła ich Imogen. - Jeśli chcesz znać moje zdanie, pasujecie do siebie idealnie. - orzekła po tym, jak wydęła na chwilę wargi w teatralnej ocenie dopasowania. Rozejrzała się wokół, pośród ludzi, którzy zerkali ku nim niezmiennie - w większości, jak zawsze, spojrzenie głównie zawieszając na blondynce. Kącik ust drgnął Melisande. Dzisiaj, przeszkadzało jej to jeszcze mniej. Może dlatego, że wzrok tego, na którym najbardziej jej zależało, od kilku dni niepodważalnie należał do niej. - Co postanowisz, jeśli właściciel się nie odnajdzie? - zapytała jej ze spokojem, witając krótkim kiwnięciem głową następnego właściciela straganu. W końcu - istniała ku temu bardzo spora szansa. Wojna zbierała swoje żniwa. I nie wpływała tylko na ludzi, ale również i na zwierzęta, pozbawiając je przyjaciół i domu.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wrzosowisko [odnośnik]19.07.23 17:57
Mijały kolejne stragany lśniące najróżniejszymi dobrami Norfolku. Spośród nich znajdowały się głównie stragany kobiet, które były typowym obrazem nadmorskich, a szczególnie tych w pobliżu portu, miejscowości. Schemat wyglądał dość prosto – mężczyźni, gdy ruszali w podróże, zdobywali najznamienitsze przedmioty, dobra materialne, ale i nie tylko, które natomiast, gdy już wypływali na morze, były sprzedawane przez ich partnerki. Wśród męskiej części kupców znajdowali się głównie hodowcy– wspomnianego bydła, kóz czy też koni, liczący na zrobienie utargu wymiennego. Ostatnie były szczególnie istotne w podróży po terenie rodzimych ziem, gdyż pozwalały na podróż w szczególnie niesprzyjającym, zróżnicowanym terenie. Przez skaliste wybrzeża, aż po plaże, leśne gęstwiny i sięgające horyzontu stepy - koniem łatwiej było się dostać w najróżniejsze, możliwe zakamarki. Podawano też miód, którego szczególną cechą był ponoć smak przypominający o dumie Norfolku, jaką były wrzosy. To właśnie je, w geście dumy i lokalnego patriotyzmu, kobiety dzierżyły teraz na głowach w postaci wianków.
Imogen była z tego szczególnie zadowolona - w jedności i poczucia zaangażowania w lokalną społeczność. Mijający ją mieszkańcy zdawali się być tego dnia wyjątkowo szczęśliwymi i spokojnymi; kwitł nie tylko klasyczny handel, ale także handel wymienny – każdy zyskiwał mimo ogólnych strat, który przynosiła wojna i nie odpuszczała w tym nikomu. Dzierżony na dłoniach pies, już za kilka minut, miał być tego świetnym przykładem. Nim jednak pojawił się w ramionach damy, musiały rozważyć istotniejszą kwestią. Lady Imoden rozmawiała już na ten temat z kuzynem, który wspierał zarządzanie rodowym majątkiem; zasięgnęła sugestii u głównego kucharza, który usłyszawszy jej pomysł , zaklaskał łagodnie w dłonie, przepełniony swojego rodzaju ulgą - zamkowe podszepty mówiły bowiem, że chętnie zrezygnował z diety opartej na owocach morza i rybach - aby to co tworzy przypodobało się lordostwu, musiał korzystać z niezliczonej ilości przypraw i dodatków, natomiast te były coraz trudniej dostępne, nawet jeśli miały trafić na podniebienia władców hrabstwa. To więc miała powiedzieć Melisande - Imogen nie chciała, aby wszystko co działo się teraz w Norfolku zawdzięczano tylko jej i choć była pewna, że bratowa zaskarbi sobie serca wszystkich, to była wyjątkowo skłonna nieświadomie, niczym szara eminencja, jej w tym pomóc. To właśnie żonę jej brata mieli wielbić, bo i ona miała być z nimi aż do kresu twojego żywota. Imogen tu kiedyś zabraknie, na nic zdadzą się więc oddane serca, jeśli fizycznie miałaby zostać damą innych ziem i innych ich mieszkańców. tutaj każdy ją już znał, wielu wydawało się traktować się jak swojego rodzaju maskotkę piękną, młodą, uroczą i niewinną. nie znali jej wad, bo też nie pozwoliła im ich ujrzeć. Dobrze się czuło ze swoim statusem, dobrze czuła się z tym że ludzie zaczynali jej ufać i zgodzili się wziąć udział w organizowanym przez nią jarmarku. Bez nich to wydarzenie by się nie odbyło. To miało ułatwić Meli uzyskanie podobnego rezultatu, gdy mogło być jej ciężej – bowiem ludzie jej ziem za cechę nadrzędną człowieka często obierali to, że urodził się właśnie w takim miejscu. ponoć właśnie urodzenie miało wpłynąć na ich hart ducha i wspierać charakter na sztormy prowadzonych na tym terenie bitew– zarówno tych wojnie, jak i tych schowanych przed ludzkimi spojrzeniami.
- Chciałabym zaproponować mu współpracę. Otóż wykupimy przez najbliższy kwartał posiadany przez niego mięso, właściwie całe za dwukrotność jego ceny. Kiedy się odbuduje finansowo, będzie mógł powiększyć hodowlę a wraz z powiększeniem hodowli, nie będzie potrzebował wygórowanych cen, aby się utrzymać. Dzięki temu, będzie bardziej przystępny dla innych, a my wykupione mięso albo przeznaczymy na własne cele, albo częściowo - czy też całkowicie, na posiłki dla potrzebujących. Przez ostatnie miesiące i tak kupowaliśmy mało mięsa, głównie z powodu braku odpowiednich dostawców. Ten zaś zawsze wykazywał się jakością i dbałością, a jego gospodarstwo naprawdę wyróżniało się pośród innych. - Mogłaby się obawiać, negatywnej reakcji ze strony pozostałych hodowców, ten jednak pan był ceniony nie tylko przez trawersów, ale także przez okolicznych mieszkańców. wsparcie go mogło nie tylko załagodzić dziurę na lokalnym, małym rynku, ale także pokazać innym do czego powinni dążyć i jakimi wartościami się kierować, aby zyskać przychylność lordów. Chciałaby taką informację, bo wiedziała, że na ową propozycję przystanie, przekazała mu właśnie Mela - wskazywałoby to na zainteresowanie i wyjście z inicjatywą, którą u Imogen już dojrzeli.
- Przekażesz mu tą dobrą nowinę? - Takim gestem pokazałaby oddanie ludziom, teraz już, jej hrabstwa, natomiast dla młodszej lady Travers liczył się efekt, nie popis. Każdy jej ruch i tak był skrzętnie analizowany, obserwowany, i powtarzany z ust do licznych uszu. Wszystko co uczyniłaby zawsze spotkałyby się z dalszym przekazywaniem tej informacji pośród innych; nawet to, wykroczyła teraz z melu u boku, potęgowało spojrzenia i słowa, do których nawykła, będąc przez swój dar szczególnie na językach, właściwie od zawsze. Nie była w tym też usilnie łaskawa - po prostu uznała, że to będzie najlepsze rozwiązanie dla wszystkich.
- Myślisz? - Słuchała słów bratowej, pokrywając usta szerszym uśmiechem, gdy drobna istotka wierciła się na jej ramionach. Mimo gabarytów był leciutki, a to wskazywało na fatalny stan zdrowia. Wystające żeberka drażniły dłoń damy, która choć nie znała się na zwierzętach aż tak wybitnie, to podstawy i zwykły rozsądek miała, co by zobaczyć analogię. Brwi zmarszczyły się, choć tonem dalej starała się wyglądać na nieprzejętą obrazem malującym się na złotej sierści szczenięcia. - Myślisz, że będzie mi pasował do tej nowej, morelowej suknii? - Dodała żartobliwie, pozwalając Melisande na wprowadzenie jej w dobry humor. Ten jednak opadł łagodnie na grząski grunt przejęcia, gdy zapadło kolejne pytanie, a na horyzoncie pojawił się lokalny rolnik. - Nawet, gdy właściciel się znajdzie, nie mogę pozwolić by zwierzęta były w takim stanie. - Utuliła matową, dłuższą sierść do piersi i uśmiechnęła się łagodnie krzyżując spojrzenie z panem Finneasem.
- Panie Brown, witam! - Trzymając na rękach zwierzę, nie mogła pozwolić sobie na pełne przywitanie, uśmiechnęła się jednak łagodnie i wskazała ma bratową. - Lady Melisande, małżonka mojego szanownego brata. Dziękujemy, że zgodził się Pan z nami porozmawiać. - Poczciwy, rosły choć chudy mężczyzna uśmiechnął się i lekko ukłonił, pokrywając zmęczoną życiem twarz lekkim zawstydzeniem. Mimo wieku, bowiem zbliżał się już do sześćdziesiątki, kontakt z możnymi dalej sprawiał mu problem; ponoć właśnie ten charakter – skryty, skromny i nieśmiały - zmotywował go do objęcia takiej kariery. Nie był wybitnym kupcem, ale dobrym człowiekiem i wyjątkowym hodowcą. - To ja... ja dziękuję, paniom... znaczy lady, za przybycie. - Spuściwszy wzrok wydał z siebie pelen zestresowania, krótki śmiech i wskazał na pasącą się niedaleko, brązową jałówkę. - Może ja pokażę, ten mój dobytek... ale przepraszam, tu brudno, zwierzęta chodzą. - Skrzywił się lekko, choć ledwie przydeptana trawa i fragment wyrytej ziemi nie były problematyczne. Jak powiedział, tak i zrobił, gestem zaproszenia wskazując damom podejście bliżej.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Wrzosowisko - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Wrzosowisko [odnośnik]30.07.23 22:34
W milczeniu słuchała wyjaśnień Imogen - nie pomyliła się sądząc, że jej szwagierka przygotowała się już na różne możliwości wcześniej. Szczerze wątpiła, by Imogen, której zależało na tym, by dzisiaj wszystko odbyło się bez potknięć i w przyjemnej atmosferze, pozwoliła sobie na improwizację w kwestii o której mówiła. Melisande z pewnością by tego nie zrobiła. Potrafiła się dopasować, wolała jednak przygotować się wcześniej, doskonale wiedząc, że lepiej przygotowana mogła też lepiej i rozsądniej działać. Przeniosła spojrzenie przed siebie słuchając powstałego rozwiązania. Wykupione mięsa od hodowcy zdecydowanie miało rozwiązać jego problemy. Milcząco przyjęła powstałe działanie. Logicznie następujące po sobie wnioski i planowane działania wystarczały jej, bo uznała je za rzeczywiście dobre i odpowiednio przemyślane. Potknęła krótko głową, kierując uśmiech w stronę Imogen.
- Rozumiem. - potwierdziła spokojnie, przyjmując do wiadomości zaplanowane działanie. Imogen w istocie skrywała w sobie rozsądek. Może dlatego tak szybko, zaskarbiła sobie prawdziwą sympatię rosierowej róży. Ale jej kolejne słowa całkowicie zaskoczyły - jeszcze nową - lady Travers. Na tyle, że nim zrozumiała wiadomość całkiem i przemyślała, na jej twarzy zaświeciło chwilowe zaskoczenie. Zmierzyła wzrokiem lico siostry jej męża, nie potrafiąc pojąć dlaczego właśnie jej to oferowała. Znaczy nie, rozumiała, wnioski przyszły chwilę później. Oczywiście, że potrafiła je dostrzec. Gdyby rozwiązała problem jakiegoś z mieszkańców informacja o tym, przekazywana słowo po słowie potoczyłoby się dalej. Nie miało znaczenia, że w podjęcie decyzji, czy pomysłu zaangażowanych było grono osób, skoro to ona byłaby posłańcem - więc jednocześnie twarzą sprowadzoną w tej postaci dobra. Potrzebowała zyskiwać spokojnie poparcie i to też robiła od czasu, kiedy została żoną Manannana. Spokojnie, liniowo przesuwała się do celu, pozwalała poznać, słuchała. Ale była obca, dokładnie tak jak na początku w Rezerwacie. Opuściła brwi, nadal mierząc Imogen wzrokiem. Nadal nie potrafiła jednak pojąć, dlaczego Imogen oddawała coś, na co zapracowała sama. Co było jej sukcesem, jej rozwiązaniem, propozycją, planem. - Zaskoczyłaś mnie. - odwróciła tęczówki, spoglądając się przed siebie. Wyrzuciła w końcu z siebie to, co już zajaśniało na jej twarzy. - Mogę zrobić o co prosisz, ale dlaczego chcesz oddać mi owoc własnej pracy? - zapytała jej spokojnie. Wszystko co dzisiaj się działo i funkcjonowała osiągnęła tak naprawdę sama - otrzymywała pomoc i wsparcie, oczywiście (dlaczego miałaby nie wykorzystać tego i tych, którzy byli obok?), nie zmieniało to jednak pracy którą włożyła i starań. Wszystkiego, co w jakiejś części właśnie składała w dłonie Melisande. Kobiety, która prawdopodobnie nie zdobyłaby się na taki gest.
- Do niej szczególnie. - zgodziła się, unosząc wzrok tylko na chwilę od psa. - Pod warunkiem, że najpierw otrzyma porządną kąpiel. - zawyrokowała, uniosła odrobinę brodę psa przyglądając mu się ze spokojem. Wyglądał na zdrowego, tylko zaniedbanego - a może bardziej zagłodzonego. Palce przesunęły się jeszcze raz po głowie, nim zabrała ręce. Odsunęła się odrobinę. Kolejne słowa sprawiły, że najpierw potknęła jej głową, a chwilę później niewielki mars przeciął jej czoło. - Nie jesteś w stanie zabrać też wszystkich ze sobą. - zauważyła. Choć zwierzęta żywiła miłością, była też realistką. I ludziom i zwierzętom - nie wszystkim dało się pomóc, nawet, jeśli serce tego chciało.
- Panie Brown. - przywitała się, wciągając na usta łagodny uśmiech, pochyliła krótko głowę w geście przywitania zawieszając ciemne spojrzenie na starszym mężczyźnie. - Wiele o panu słyszałam. - wyjawiła uprzejmie, jej wzrok przesunął się na jego dłonie - widocznie spracowane. To dobrze o nim świadczyło. Odrobinę mijała się z prawdą - wiedziała o nim tyle, ile powiedziała jej Imogen, ale to nie miało znaczenia. To było jedynie niewinne, białe kłamstwo, które miało sprawić, że poczuje się dostatecznie ważny i dostatecznie zauważony. Na jego słowa zaśmiała się uprzejmie, unosząc rękę, żeby zasłonić nią malinowe wargi. - Szczęśliwie dla nas, panie Brown, nie jesteśmy uczulone na kurz. - zażartowała spokojnie, ruszając za nim wyznaczoną trasą. A kiedy znalazła się dostatecznie blisko, wysunęła się przed nich bez obaw, podchodząc do prezentowanego okazu. Z początku obeszła go zachowując pewną odległość, ciemne spojrzenie przesuwało się po ciele zwierzęta, by swoją wędrówkę skończyła przy jego pysku. Dłoń wysunęła się do przodu, kiedy pozwoliła palcom przemknąć po sierści, badając jej strukturę jednak - co najważniejsze, patrzyła na oczy. Na jakieś niepokojące zmiany, które mogłaby świadczyć o chorobie. Nie dostrzegła nic jednak - Imogen w istocie miała rację, jakość prezentowanego okazu była zadowalająca.
- Naprawdę ładny okaz. - pochwaliła w końcu, po przedłużanej wcześniej ciszy, kiedy dokonywała oględzin. Spokojnie, bez pośpiechu z odpowiednim zamiarem - wszak, cisza, też mogła być bronią. Odwróciła wzrok najpierw spoglądając na Imogen, posyłając jej uśmiech, upewniając się spojrzeniem ciemnych oczu, czy w istocie była pewna własnej decyzji. A gdy nie miała wątpliwości przesunęła wzrok na mężczyznę. - Jeśli wszystkie prezentują się w ten sposób - zerknęła na Imogen - sądzę, że jesteśmy zwiastunem dobrych wieści. - rozciągnęła usta mocniej, wracając tęczówkami do pana Brown. - Corbenic Castle zakupi od pana mięso w tym miesiącu za dwukrotność pana normalnej ceny. - oświadczyła, splatając dłonie przed sobą. - I w kolejnych dwóch, o ile - oczywiście - jakość dostarczanego towaru, nie ulegnie pogorszeniu. Sam pan rozumie, panie Brown. - kontynuowała swobodnie, lekko, ale jej wzrok pozostał skupiony i trzeźwy. - Oh, Imogen, moja droga, pewna myśl właśnie przyszła mi na myśl. - zwróciła się do szwagierki zerkając ku niej. Zaplotła dłonie na klatce piersiowej, spoglądając na jałówkę obok której stała. - Może winniśmy co roku w podobnym do tego czasie organizować pewnego rodzaju - zawiesiła głos - rywalizację. - jej wargi uniosły się w odrobinę figlarnym uśmiechu. - Okoliczni hodowcy prezentowaliby swoje najlepsze okazy, a ten, który zyskałby nasze uznanie, przez kolejny kwartał - a może i dłużej - zaopatrywał by nasz zamek. - zaproponowała spoglądając ku młodej wilii. - Pan Brown, mógłby nam pomóc przy wyłonieniu przyszłorocznego zwycięzcy. - dodała jeszcze i w tym mając swój cel. Gdyby wieść się poniosła, hodowcy zaczęliby dążyć do jego poziomu, zaś on jako jeden z oceniających nie brałby udziału. Gdyby co roku, ten który wygrał, rok później oceniał nie istniałaby szansa dwóch wygranych z rzędu, co zniwelowałoby poczucie - możliwie że czasem kompletnie nieadekwatne - niesprawiedliwego traktowania, albo faworyzowania ulubionego dostawcy. Hodowcy dawaliby z siebie wszystko, widząc potencjalną możliwość zysku i zdecydowanie powiększającą się renomę. Wszak, nie każdy mógł poszczycić się, że jego mięso, spożywają władcy tych ziem. - Co sądzisz? - zapytała jej, marszcząc brwi w zastanowieniu.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wrzosowisko [odnośnik]01.08.23 13:58
Otóż była jedna, niezaprzeczalna prawda, którą Melisande doskonale znała, a która najwidoczniej nie wybrzmiała echem w jej myślach. Jedna, niezaprzeczalna prawda, która niosła za sobą więcej niż miliony słów tłumaczeń.
Tu nigdy nie chodziło o nią.
Mimo ogromnego szacunku, podziwu i wsparcia; tony silnej, kobiecej energii wepchniętej w umysł Imogen, ale i cały Cobernic. Melisande była niesamowitą kobietą, inteligentną i wartościową, niosącą wartości przodujące  ogólnym rozrachunku jej charakteru, ale nadal - i tutaj, podczas festynu, ale i w przyszłości wobec Imogen - nigdy nie chodziło o nie; o kobiety; o ich wartość. Nawet ten czyn lady Travers wobec drugiej, młodszej pod tym nazwiskiem, niósł za sobą skryte w oddali sylwetki mężczyzn i ich rozwój, ich dobro. Imogen bowiem wszyscy już znali, okoliczni mieszkańcy cenili jej obecność i określali swoją damą. Aby udało się to uzyskać również Melisande, mogła dziergać sama - na ślepo, nieświadoma osób istotnych i tych mniej znaczących; nieznająca realiów Norfolku od podszewki, nie rozumiejąca bólu, który przechodziła każda kobieta oddająca swoich bliskich morzu. Odkąd przecież została morską damą, brat Imogen pozostawał w domu więcej niż wcześniej, jego wyprawy nie były tak krzywdzące jak przed laty. Ludzie bywali więc zawistni, a aby ograniczyć negatywne emocje wobec bratowej, co odbiłoby się również na Manannanie, nie podarowała jej uszczypnięcia własnej pracy - wręcz przeciwnie, to był element jej działania.
Wiesz, w czym tkwi prawdziwy owoc mojej pracy? –  Odparła łagodnie, dalej zajmując się tuleniem do swojego ciała lekko drżącego szczenięcia. –  W budowaniu potęgi mojej rodziny. W ukazywaniu na światło dzienne tego, kto tak naprawdę włada i powinien władać Norfolkiem –  kto nie władał wtedy, gdy pozwolili sobie na zdrady. –  Jesteś inteligentną kobietą, nie muszę ci tłumaczyć, że to wcale nie chodzi o mnie i o ciebie. –  Dodała jedynie, spoglądając brunetce w oczy z czymś na kształt oschłości, ta jednak uleciała wraz z wykwitającym na twarzy uśmiechem, który kwitował wszelkie wypowiedziane dotąd słowa. – Kolejną częścią mojej pracy będzie więc kąpiel. –  A powiedziawszy to, pozwoliła szczenięciu lizać i podgryzać delikatnie kobiece palce, nie obawiając się w żadnym stopniu o potencjalne zabrudzenie czy maleńkie rany powodowane przez drobne ząbki. Słowa Meli skwitowała zaś jedynie teatralnym przerzuceniem oczyma, w istocie bowiem chciała przygarnąć każde cierpiące zwierzę na tej planecie, ale ograniczyłaby się dzisiaj do tego jednego, jedynego szczenięcia, które butą i odwagą zaskarbiło sobie miejsce w podobnie butnym, ale trochę mniej odważnym sercu damy Norfolku.
A spektakl dopiero się zaczął, gdy słowa Melisande napotkały jej pewne swojej decyzji spojrzenie. Stanęła w pewnej odległości, dłonie niezmiennie zajmując wiercącym się zwierzęciem. Obserwowała te oględziny, które trwały wystarczająco długo, by hodowca zdążył się trzy razy zestresować i w taki też sposób spojrzeć na Imogen, która posłała mu łagodny, pełen pocieszenia uśmiech. Sama nie spoglądała na zwierzę z podobną dokładnością; oglądała raczej wszystko wokół, wykorzystując wolny czas na dopieszczenie spostrzegawczością kwitnącego wokół jarmarku. Wrzosowiska tętniły życiem wokół pomniejszych dróg wioski, a rozpościerające się na wzgórzach kwiaty wrzosów nadawały całemu obrazkowi wyjątkowej atmosfery spokoju i dobrobytu. Świat, na ten krótki moment, zdawał się wracać do życia i tętnić nim w maksimum możliwości, które dawało poczucie spokoju.
Słowa Melisande ponownie rozbudziły jej ciekawość, a spojrzenie utkwiło w kobiecie, którą obdarzyła kilkoma zatrzepotaniami rzęs, aby rozbudzić myśli, na pełne skupienie wobec jej słów.
Świetny pomysł - tutaj spojrzała ponownie na pana Browna – cenimy zaciętość i ducha walki naszej społeczności. Wiatry sprzyjają tym, którzy odważnie podążają ku obranym celom. –  A powiedziawszy to, aż sobie sama pogratulowała mowy motywacyjnej, ledwie co zbierając łezkę w oku ze wzruszenia, jak to jej się świetnieudało. – Jutro przybędą do pana nasi księgowi –  kuzynów pośle – aby dopełnić ostatecznych formalności. – A powiedziawszy to już miała skierować słowa do Melisande, gdy za jej plecami pojawił się dbający o bezpieczeństwo kobiet Robert, który odchrząkną krótko, skupiając na sobie uwagę zgromadzonych. Pan Brown skierował się za to do Melisande, kłaniając lekko z widocznym wzruszeniem na twarzy, spoglądając na nią z tegoż właśnie póługięcia, bo tylko na tyle pozwalały mu obolałe od pracy plecy.
–  To wyjątkowy dar z pańskiej strony, lady Travers. Nie wiem... nie wiem co powiedzieć! Jestem tak wdzięczny, panien.. pani. To... to.. hojny dar. – A powiedziawszy to sięgnął dłonią do głowy jałówki, delikatnie ją gładząc, zaś sama krowa oparła chrapy o jego tułów, czując się przy właścicielu ewidentnie bezpiecznie. Tuż obok zaś, rozpościerały się słowa sir Roberta, starego pracownika Cobernic, który przed laty służył we flocie Traversów, nim choroba uniemożliwiła mu długie podróże. Od tego czasu wiernie tkwił na zamku, strzegąc bezpieczeństwa, ale i dostarczając typowego dla korsarzy gawędziarskiego sposobu bycia.
Znalazłem, lady, kto ma takie psy i to jakaś starsza kobieta. Mówi, że jej mąż przywiózł z Rosji szczenną i nie dążył sprzedać, a ta młode dała. Za półdarmo je sprzedaje, bo nie ma jak wykarmić. – Mężczyzna z półuśmiechem na twarzy przestąpił z nogi na nogę, chwilę jeszcze kiwając głową na powitanie panu Brown'owi, mrużąc lekko oczy od słońca świecącego prosto na zmęczoną życiem, ale wciąż promieniującą zadowoleniem twarz. Spojrzał na Imogen raz jeszcze, a ta najpierw spojrzała na Melisande, następnie ponownie na pracownika.
Zaproponuj jej podwójną wartość, jaką chciała za psa i nie mów kto chce go kupić. Jeśli będzie się targować, zapłać ile sobie zażyczy i odejdź, jeśli zaś okaże się lojalna i rozsądna, przekaż jej, by za trzy dni, o poranku, zjawiła się w Corbenic. – Powiedziawszy to odwróciła się od mężczyzny i podeszła ponownie do Melisande, obserwując jak jej polecenie idzie się ziścić, a sama kontynuując wcześniej rozpoczęty temat. –  A Panie, panie Brown? Co pana zdaniem najbardziej przyda się mieszkańcom okolicznych wsi?
[bylobrzydkobedzieladnie]


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.


Ostatnio zmieniony przez Imogen Travers dnia 30.10.23 1:22, w całości zmieniany 1 raz
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Wrzosowisko - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Wrzosowisko [odnośnik]12.08.23 19:07
Jak różne mogły być sposoby patrzenia, choć myśli i ścieżki zdawały się jednakie? Cóż, prawdopodobnie dokładnie tak, jak same różnice w wyglądzie. Zdawały się przecież obie, swoim własnym przeciwieństwem. Blondwłosa wila i złożona z czerni Melisande. Łączyły ich barwy, które niosły na sobie, ale od wyglądów, po sam charakter i postrzegnie - to wszystko nie było już jednakie.
Bo o nią, szło zawsze.
Wiesz w czym tkwi owoc mojej pracy?
Brwi Melisande uniosły się łagodnie niezmiennie z uwagą spoglądając ku szwagierce. Ze spokojem czekając na odpowiedź, samo zapytanie uznając za retoryczne, nic więcej. A gdy mówiła dalej, a może, gdy doszła do tematu jej inteligencji, przechyliła lekko głowę, a jej uśmiech pogłębił się. Odrobinę, może z pobłażliwością.
- Oh, nie chodzi? - zapytała podchwytując padające słowa. Wydęła na chwilę malinowe wargi rozglądając się wokół. . - Sądzę moja droga, że winniśmy o tym porozmawiać. - nie zgodziła się z nią z toczącym się z Melisande spokojem i uprzejmym tonem. - Mimo inteligencji, która dotyka nas obie. - dodała żartobliwie, mrużąc odrobinę oczy, spoglądając na Imogen. - Kto nauczył cię wierzyć, że nie chodzi o ciebie? - zapytała ją korzystając z tego że poza czworonożnym towarzyszem nikt nie znajdował się na tyle blisko by wychwycić wszystkie słowa. Nie mówiła głośno, ale nie zniżała się też do konspiracyjnego szeptu. Wyprostowała głowę, unosząc zawadiacko brew do góry na krótki moment. Mimo uśmiechu wydęła lekko usta, zadzierając kąciki wyżej, inaczej. - Ta ofiarność którą prezentujesz, choć godna jest pochwały, nie wymknęła Ci się spod kontroli odrobinę? - zadała kolejne z pytań. Pozostawanie w cieniu z wyboru a chowanie się w nim to były dwie różne sprawy. I choć potrafiła dostrzec poniekąd motywy którymi mogła się kierować, nigdy nie postąpiłaby w sposób jednaki. - Świat, Imogen, będzie takim jakim go dla siebie stworzysz. A w dłoniach, zostanie ci tylko tyle, po ile zdecydujesz się sama sięgnąć. Jeśli wszystko rozdasz, zostaniesz z niczym poza gorzkim poczuciem niespełnienia, którego przecież nie chcesz. - powtórzyła ku niej, odrobinę zmienione słowa, które pozostawił jej Tristan podczas jednej z ostatnich rozmów w różanym domu. Przecież sama jej mówiła, że chciała czegoś więcej, niż postrzegania przez pryzmat nazwiska. - Ty, tak samo jak i ja, jesteśmy dziś przedstawicielkami całej rodziny. Symbolem, jak i częścią. Każdy nasz czyn odnotowywany jest na jeden rachunek. Ale - zawiesiła głos zerkając ku niej. - nic nie stoi na przeszkodzie, byś budowała potęgę swojej rodziny i na jej fali, stworzyła swoją własną. Choć dziś, za twoją sprawą, należeć będzie do mnie. Wezmę je bez mrugnięcia okiem. - uniosła odrobinkę brwi. Podciągnęła kącik ust do góry. Nie zamierzała się już wycofać, przyjmując złożoną propozycję. Potrzebowała jej? Nie całkiem. Była w stanie wypracować swoją pozycję sama. Żmudnie, krok po kroku. Kiedy miała jasno określony cel, czas nie grał roli o ile wiedziała jak go osiągnać. Nauczyła się cierpliwości choć w swej własnej naturze, cierpliwa wcale nie bywała. Jednak propozycja Imogen, była dla niej więcej niż przydatna i zacisnęła na niej już swoje palce. Rozwinąć ich nie miała już w planie, co zakomunikowała jej jasno. Zamierzała to godzić, dobanie o rodzinę, dobre imię Mananna ale i wypracowywanie własnej wartości. To przecież zrobiła w Kent, to zrobiła w ich rodzinnym rezerwacie. Wizerunek ofiarnej niewiasty nie pasował do niej i nie zamierzała udawać, że była w stanie na taką się zdecydować.
Nie śpieszyła się, oglądając jałówkę, oceniając, zwracając uwagę na odpowiednie rzeczy. Znała się na zwierzętach - choć o smokach, wiedziała najwięcej. Była więc w stanie ocenić, że mężczyzna w istocie dbał o swoich podopiecznych. Nie śpieszyła się, ale mogła sporo wcześniej stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Jednak, przeciągająca się cisza - a może cisza sama w sobie - potrafiła też być bronią. A może, miała dziś dobry humor i dla własnej rozrywki postanowiła trochę podrażnić się z nieświadomym mężczyzną. W końcu zabierając głos z jednoczesną propozycją. Przemyślaną, logiczną - zwracając się najpierw do niego by doprowadzić do końca układ a później do Imogen by przedstawić jej propozycję.
- Prawda? - ucieszyła się, mało skromnie, podciągając wyżej kąciki ust. To był świetny pomysł. A puszczony z jego ust już teraz, miał poruszyć mieszkańców nie tylko okolic, ale i hrabstwa. Kto niechciałby zdobyć intratnego kontraktu z panami tych ziem? Kto nie chciałby móc się tym pochwalić? Ciemne spojrzenie zwróciła ku hodowcy kiedy zginając się w pół zaczynał jej dziękować. Łagodny, uprzejmy uśmiech powrócił na swoje miejsce.
- To nie dar, pani Brown, to umowa. - przypomniała mu swobodnie - choć zdawała sobie sprawę, że dla niego w istocie było to darem. Darem od losu, niesionym przez dwie kobiety. Znajomą już i jeszcze dość nową. - Pokładamy w panu nadzieję i liczymy, że nie przyjdzie nam się rozczarować. - zapowiedziała, pochylając lekko głowę, splatając dłonie przed sobą. Spoglądając ku imogen, kiedy obok pojawił się posłany na poszukiwania wcześniej pracownik.
Pan Brown drgnął wyrwany do odpowiedzi, puszczając zwierzę, prostując się.
- Ja… Ta wojna, milady, sprawia, że ludziom brakuje podstawowych rzeczy. O leki, ubrania, jedzenie trudniej. A jak trudniej to i drożej, rzecz jasna. Ale ten czas teraz, to każdemu dobrze zrobił. Chwilę oddechu nadał. - orzekł dla potwierdzenia kiwając głową. Widocznie ubarwiając trochę problemy z którymi przychodziło im się borykać.
- Co zamierzasz? - zapytała szwagierki, podchodząc w jej stronę. Zakupić jednego psa, a cały miot, to była znaczna różnica. Nie to, że nie znaleźli by dla nich miejsca na zamku, tylko… co dalej?
Zaplotła dłonie na piersi, unosząc rękę, by pozwolić zatańczyć palcom pod brodą w zastanowieniu. - Skoro dobrnęłyśmy do końca w tej rozmowie a i właścicielka twojego adoratora została znaleziona, może winniśmy spróbować wystawionych specjałów? - zapytała spoglądając ku Imogen, przenosząc spojrzenie na stojącego obok mężczyznę. - Poleca pan coś, panie Brown? Znajdziemy dziś coś zaskakującego?- zapytała go, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, przekrzywiając lekko głową. Uwielbiała łakocie, słodkie, przyjemne, dobre - a najlepiej nowe i jeszcze nie jedzone wcześniej. Zwykłe potrawy też nie były niczego sobie. A dobry nastrój sprawiał, że chętnie spróbowała by czegoś z czym w Kent się nie spotykała. Choć w takim czasie, mogło to nie być łatwe. Cóż, zadowoli się czymkolwiek.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wrzosowisko [odnośnik]23.09.23 21:24
Wzdrygnęła się nieznaczenie na słowa Melisande. Doprawdy, doprawdy chciałabyś wiedzieć, jak to jest trwać w pół-życiu? Słowa, gorzkie w swojej naturze, cisnęły się na język, który zagryzła w ostatniej chwili racjonalności. Zamiast tego twarz spoważniała do bezemocjonalnej maski, oczy skryły się w mgle złości, której Mela nie miała prawa znać powodu, a jednak sama w sobie - uszczypnięta buntowniczej naturze, wydawała się znajoma. Cóż miała jej powiedzieć? O bólu, który uświadomił, jak namacalnie traktuje się coś bezwartościowego? O wstydzie, który miała nieść po koniec swoich dni, w napadzie bólu zdzierając z siebie pobrudzoną skórę? O słabości, którą ukazała w swojej naiwności, idąc na ciekawy spacer? Zęby zaciskały się coraz mocniej, ledwie poczuła, jak fragmentem siekaczy rozwarstwia delikatny brzeg języka, a żelazisty smak trąca po całej jamie ustnej. Ból dotarł dopiero u krańca świadomości do buzi, która gwałtownie rozluźniła uścisk - po tym jednak nie nastało nic. Nadal milczała, teraz w szczątkowej obawie poruszenia mięśniem, a spojrzenie uciekło do stóp, wsłuchując się w słowa bratowej. Miała rację, ale Imogen nie znała odpowiedzi, a rozsądek nakazywał jej stać się butną i rozkapryszoną - tak bowiem buła przyzwyczajona, gdy w krwi dzierżyła wrodzoną kapryśność. Nie podniosła spojrzenia, nie odpowiedziała jeszcze długą, długą chwilę.
Wszystko, czego się nauczyłam i co uczyniłam, wywodzi się ode mnie samej. – Odparła po chwili, ale głos był niski, chrapliwy. Wtuliła szczenię mocniej do klatki piersiowej, jak gdyby na niego przelewając to, co sama sobie chciała ofiarować - otuchę. Kolejne słowa i wyroki spadały, pewność Melisande wydawała się rozszarpywać idealnie wykreowany świat Imogen na szczątki myśli - musiała te puzzle poukładać od nowa, rusz po rusz. Odważyła się podnieść głowę, popatrzeć na Melę i odwzajemnić niepewnie uśmiech - bo to właśnie uśmiech pozostawał ten sam, gdy w głowie toczył się bój o resztki znanej jej dotąd normalności.
Całe życie jestem oczkiem w głowie... całe życie spoglądają na mnie i mam wrażenie, że każdy ruch i każdy moment muszę współdzielić z innymi. Nic nie jest moje, właśnie o to chodzi Melisande, nic nigdy nie jest tylko dla mnie. Czy rozdam, czy zostawię sobie, nic nie ulegnie zmianie. – Szczerość nie zawsze powinna wychodzić na światło dzienne, ale teraz - gdy w konspiracyjnym półszepcie rozmawiały o tym, co nigdy nie mieli rozumieć ludzie tegoż jarmarku. Nawet Melisande, mimo bycia czarownicą rozpoznawalną i noszącą znamienite nazwisko, nie mogła w pełni odczuwać tego, na co się kontroli nie ma. Mimo tego, że za jej słowa byłaby zrugana, głęboko sądziła, że do sztuki manipulacji ludzkimi emocjami wolałaby dojść samodzielnie.
Ta, jak i inne pokrętne drogi prowadziły więc do konkluzji krzywdzących młody umysł, ale dających też potrzebny dystans od rzeczywistości. Nie wzruszyły więc nią słowa Melisande, absolutnie akceptując fakt przywłaszczenia - bez bólu, bez plucia w brodę, bo to była decyzja w pełni podjęta i przemyślana. To, co było prawdziwie jej, nigdy nie było na pokaz. W tychże słowach mogłoby się wydawać, że nawet jej własne życie nie do końca było prawdziwie jej.
Była bierna, pozornie, obserwowała to wszystko i tuliła do siebie leniwie psa, spostrzegawczym spojrzeniem kontrolując sytuację wokół. Organizacja jarmarku nie była prosta, nawet jeśli sama w swoich opiniach umniejszała włożonej pracy. Lady Travers miała jednak w rodzonej manierze, ale i nabytym doświadczeniu, nadto rozsądku, aby zaplanować wszystko, co do cala, w dniu samego przedsięwzięcia wydając się wyjątkowo spokojną. Stres spowodowałby niepotrzebne zamieszanie, unosiły się nim kobiety niepewne poczynionych kroków - a Imogen, wbrew pozorom, od początku do końca stawała wyjątkowo twardo po lodzie oczekiwań i konieczności.
Jej brwi zmarszczyły się łagodnie, gdy opowieść pana Browna nabrała emocjonalnego wydźwięku. Podeszła bliżej, wsłuchując się w szczerą wypowiedź mieszkańca Norfolku, wcześniej dystansując się od całych oględzin, pozostawiając je bratowej, ale teraz nie potrafiła pozostać obojętną.
Dziękujemy za pańską szczerość, panie Brown. To... naprawdę cenne dla nas słowa. – Odparła niskim tonem, na pozór dość chłodnym, ale na rękach dalej w ciepłym geście gładziła sierść szczeniaka. – Wojna nie oszczędza nikogo, każdemu zabiera i każdego karze. Ale walczymy o lepsze czasy i nie pozwolimy, choćbyśmy mieli walczyć do ostatków sił, by ten prężnie działający mechanizm tak wyjątkowo silnych, oddanych i wartościowych mieszkańców działał dalej, niezachwiany. Zależy nam na waszym dobrze, panie Brown i tylko wiedza o tym, co jest potrzebne, pozwoli nam pomóc. – Skończywszy wypowiedź, uśmiechnęła się delikatnie, ledwie kącikiem ust, pozwalając rozmowie toczyć się dalej. Uśmiechnęła się ledwie mocniej, gdy pytanie Meli odbiło się rozbawieniem w myślach Melisande.
Będę improwizować, ale nie martw się, nie zrobię z Cobernic przytułku dla pcheł. – A odpowiedziawszy, spojrzała na bratową z lekką zawadiackością w oczach, przytakując ochoczo na pytanie. Brown, zaczął wymieniać kolejne stragany, głównie opierające się na miodzie, malinach, wrzosach, owocach morza i wosku pszczelim - wszystkich najważniejszych elementach jarmarku. Imogen chwilę się zawahała, po czym skierowała swoje słowa do brunetki. – Może ten miód pitny? Były problemy z organizacją tego stoiska, ale udało się nam dojść do porozumienia. Chętnie zobaczę, jakim zainteresowaniem się cieszy.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Wrzosowisko - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Wrzosowisko [odnośnik]04.10.23 23:06
Wyczuła ją niemal od razu - atmosfera pomiędzy nimi wraz z wypowiadającymi słowami przez Melisande zdawała się stężeć. Choć nie zakładała, że może w ogóle do tego doprowadzić. Milcząco przesunęła spojrzeniem po poważnej twarzy Imogen. Nie wiedziała, co spowodowało jej reakcje. Nie, inaczej - wiedziała, że to jej słowa były zapalnikiem, ale samej myśli, która poszła dalej nie była w stanie poznać. Tą jej szwagierka nie podzieliła się jeszcze. Może wtedy mogłaby spojrzeć na sprawę inaczej - a może, pozostając sobą byłaby niezmienna zarówno w swoim działaniu jak i obranych słowach. Obserwowała ją więc, zaciskającą się szczękę, myśli, których nie potrafiła dostrzec pod maską. W końcu pomiędzy nimi zajaśniały nowe słowa.
- Pytaniem jest więc, cze gotowa jesteś wyruszyć w nową drogę. - stwierdziła ze spokojem. Nie w zamiarze miała ją urazić, ale nie potrafiła też zrozumieć całkowicie postrzegania samej lady Travers. Podejmowała się rzeczy mając na uwadze własne stanowisko, nazwisko i pozycję, głęboko szanując swoją rodzinę, pragnąc jej siły i pragnąć swoją własną siłą ją wspierać. Ale właśnie - na pierwszym miejscu dla Melisande, stała zawsze Melisande. Szukała dróg i możliwości w ten sposób, by wszystko ze sobą płynnie się zgrywało jakby od początku zaprojektowane zostało w łagodnej i nienachalnej harmonii. Czemu Imogen świadome spychała się w cień nie wiedziała. Było to dla niej nie tylko niezrozumiałe, ale i nienaturalne. Była pięknością, wilą, która zgarniała każdą uwagę, którą dostała. W jej własnym odczuciu winna być jej odmiennością. Lśnić i żerować na tym, co przychodziło do niej samej. Zajaśnieć mocniej - w życiu publicznym, czy wśród świadomości a nie plotek Melisande starała się teraz bardziej, wcześniej woląc miejsce cichego obserwatora. Teraz też z milczeniem wysłuchała podających jako następne słów. Nigdy nie była oczkiem w głowie - była młodszą siostrą, środkową. Wiedziała, że Tristan potrafiłby poruszyć dla niej niebo i ziemię, gdyby tylko cokolwiek mogło jej zagrozić. Fakt spoglądających ku niej oczu był jej znany. Ich błędy były dwa razy dotkliwsze, każde potknięcia mogły słono kosztować. Od dziecka w tym wyrastały i sądziła, że Imogen do tego już nawykła.
- A co byś chciała, żeby było? - bo to było zdaniem Melisande kluczowe. Coś nienazwane i nieokreślone było tylko uczuciem, którego nie dało się ani zdefiniować całkiem, ani pokonać. - Jeśli nie umiesz tego nazwać Imogen, to nie będziesz w stanie wytyczyć ścieżki do obranego celu. Wtedy tylko będziesz czuć, że nie masz niczego na własność. Ale czy w istocie musi tylko takie być? Co z nim wtedy zrobisz, zamkniesz w swoich komnatach, by nikt więcej tego nie dojrzał? - nie wstrzymywała kolejno padających pytań. Może dlatego, że w jej domu nigdy nie wzbraniano jej ich zadawać - a wręcz odwrotnie, stawiając je, pozwalano jej dochodzić do kolejnych wniosków, nawet, jeśli czasem nie były przyjemne. Odpowiedzi podane na srebrnej tacy, czasem przynosiły całkowicie odwrotny skutek. - Oh, Imogen, to bardzo zła teza. Bo to co teraz jest niewielkie i nie noszące znamion zmiany, wraz z czasem, może rozrosnąć się kolosalnie. - oznajmiła, przekrzywiając odrobinę głowę z zainteresowaniem śledząc poczynania Imogen - przynajmniej do czasu w którym nie znalazły się przed hodowcą i trzeba było skupić się na postawionym przed nią - a właściwie to nimi - zadaniem. Nie uciekała ani przed nim, ani przed wzięciem na siebie odpowiedzialności szybko znajdując możliwy sposób na poprawienie jakości hodowanego bydła jak i rozruszenia trochę gospodarki. Uniknięcie też oskarżenia o stronniczość. Nie weszła w słowo Imogen, nie było nic więcej do dodania. Wojna - choć okrutna - była niezbędna dla lepszego świata, do którego oni mieli poprowadzić ludzi. A korzystając z chwil zawieszenia broni, myśl by przynieść im trochę wytchnienia była odpowiednia. Roznieść też wśród nich słowa o postępach i zapewnienia, że wszystko szło w dobrym i odpowiednim kierunku. Bo szło. Musiało. Tristan nie przegra. Zaśmiała się melodyjnie, odrzucając głowę.
- Będę więc zerkać z zainteresowaniem jak dokonujesz swych kolejnych wyborów. - zapewniła blondwłosą kobietę. Zadając kolejne pytanie, skoro załatwiły już najważniejszą sprawę, mogły się przecież same trochę zabawić, spróbować tego, co ofiarowały ich ziemię. Pokazać pośród ludności, posłuchać ich głosu. - Spróbujmy miodu. - zgodziła się więc, stawiając kilka kroków w kierunku gwaru rozmów i stojących straganów. - Problemy? Znajdziesz wolną rękę, żeby go spróbować? - zapytała żartobliwie, przekrzywiając głowę na której znajdował się wianek z wrzosów. - Zjadłabym też coś słodkiego. - tego nie odmawiała sobie nigdy, nie musiała się przejmować nadto, nadal spędzała dostatecznie dużo czasu na sali, stawiając znajome kroki, wędrując po ścianie jej własnej niemocy, próbując nie tyle ją przebić, co pokonać ją od góry, mozolnie wdrapując się na nią krok po kroku. Pozostawała obok Imogen, kiedy znalazły się wśród tłumu a jedna z dziewczynek pociągnęła poły sukienki matki mówiąc na tyle wyraźnie by jej słowa doszły do ich uszu. Mamo, mamo, jaka śliczna pani. - wypadło z warg dziewczynki, kiedy z bezbrzeżnym zachwytem wpatrywała się w Imogen. Dzieci były szczerze. Szczere i nie splamione zazdrością, nie skute konwenansami. Dobry nastrój obejmował Melisande, choć jej myśl, mimowolnie powędrowała ku Manannanowi - ledwie wyczuwalnie i niezauważalnie - jeszcze skryta za potrzebą zajęcia się sposobem myślenia Imogen.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wrzosowisko [odnośnik]30.10.23 0:07
Szczęście, bezpieczeństwo, swoboda, czystość. Poczucie kontroli, której nigdy nie miała, a i tak ją utraciła. To właśnie chciała mieć i to dokładnie zyskiwała, krok po kroku, w swoim tempie. Nie poganiana, ale wspierana przez Melisande mogła osiągnąć coraz więcej, to jednak wymagałoby od niej zdradzenia obrzydliwej tajemnicy, a na to nie była gotowa. Mimo całego szacunku i zaufania wobec bratowej i ona nadal nie była - i być może nigdy nie będzie - tak bliska, by poznać bezpośrednio wypowiedzianą prawdę.
Nie była jednak głupia, widziała w podmywanej słoną wodą sylwetce słabość, swoiste niedopowiedzenie półwili w tej głośniej wypowiadanej historii; widziała chłód, jakże inny od reszty rodziny karmiącej słodkimi uśmiechami i wybitną charyzmą. Znała swobodę Manananna, żartobliwość i promienność ich matki, nawet kwaśne żarty ich ojca - Imogen brakowało tych konturów, tego archetypu, który rozbudzała w chwilach absolutnych rozmów odsuniętych od niej samej, a momenty takie jak ten, zakrywały na jej twarzy o lodowatość Syberii. Niestałość była siarczystą kłótnią pomiędzy lękiem i świadomością przeszłości, a chęcią przyszłości. Nie była romantyczką, acz chciała być kochaną, chciała być akceptowaną i bezpieczną. Po nocach koszmary rozpościerały wizję zgorszenia, jakie przyjdzie jej ponieść wraz ze świadomością męża o jej nieczystości - niechlubne określenia spadłyby na jej rodzinę, a to bolało bardziej niż wizja ponownej bliskości drugiego człowieka.
Chciała też kontroli, chciała władzy, ale nie czuła się jej godna - obawiała się odpowiedzialności, decyzyjności na temat kogoś innego, niż ona sama, chociaż już podejmowanie wyborów o własnym żywocie było dla niej karkołomne. Czuła się w tym świecie mała i ogromna jednocześnie, niczym zagubione dziecko pewne swoich racji w naiwności. Wszystkie te emocje wzbierały się, doprowadzały do szaleństwa, do ognia kiełkującego z unoszonych w gniewie dłoni. Przytuliła psa do siebie, obserwując, jak powoli chowa suchy nos w zagłębienie jej dłoni. Potrzebowała mieć zajęcie, skupienie myśli i obiekt przelania całych swoich emocji, troski i dobroci, które teraz kryła pod chłodną obojętnością.
Wyruszyłam już nią, Melisande. Przed rokiem, gdy postanowiłam pokazać się światu. – Nie dodała nic więcej, gdy gorzki posmak niemalże sprowadził na jej twarz grymas. Nie mogła powiedzieć nic więcej, poza wysłuchaniem słów bratowej. Nie potrafiła powiedzieć jej nic więcej, przytaknęła jednak na słowa bratowej z pewnością i otwartością słów, które brunetka do niej wypowiadała. Miała rację, Imogen myślałaby podobnie w swoim statusie quo, gdy nie winiła swojej krwi - pochodzenia, swoich przodkiń - za ból, którego doświadczyła. Nie mówiła jednak nic więcej, znalazły się bowiem obok tłumu, w którym Imogen nie mogła obniżać swojej wartości słowami, które mogły niepowołanie trafić do uszu innych.
Dojrzysz Melisande, daj mi czas, a ujrzysz ich rezultat. – Odparła finalnie, kontynuując rozmowy z hodowcą i upewniając się, że pieniądze trafiły do właścicielki psa, który teraz stał się jej. Ten dzień miał jednak istotniejsze role, w których ona - promotorka całego przedswięzięcia - powinna kontrolować sytuację. Tym samym spacer z Melisande i obejście specjałów miało ważną rolę.
Dobrze, w takim razie słodycze! – Nagła zmiana zachowania odbiła się na twarzy rozświetlonej zadowoleniem. To całe organizowanie, planowanie i wspieranie pozwoliło jej ujrzeć prawdziwe piękno Norfolk, to, którym chciała dzielić się z nową lady Travers - i w jej rękach je zostawić, w rękach przyszłej lady doyenne, bo kto inny miał przejąć władzę nad władcami mórz, niż jej brat?
Niż on i jego żona?
Poddała się więc dalszej celebracji przedsięwzięcia, które sama zorganizowała. Przyjemność podążania obranymi przed tygodniam ścieżkami napawała dumą, gdy kolejne rozmowy i kolejne spotkania ukazywały, że jarmark został przyjęty godnie. Wędrowały od stoiska do stoiska, doradzały, chwaliły, dawały nadzieję na lepsze jutro, które - co miała nadzieję, Melisande w końcu zrozumie - leżało coraz mniej w jej dłoniach, niż w dłoniach bratowej. To ona miała przejąć ster, wiec choć Imogen cały dzień spędziła na obcowaniu z lokalną społecznością, wspieraniu i pokazywaniu swojej osoby, to najważniejsze było, by obok doskonale znanej damy, ludzie widzieli tą drugią, kolejną i będącą z nimi do końca.
Zachwyt wzbudzały kolejne wybory, z właścicielem stoiska z cydrem wymieniła krótkie słowa pochwały, na dłoniach nosiła skupiającego uwagę dzieci psiaka, a lokalna znachorka przeprowadziła damy pośród najlepszych stoisk z wyrobami ziołowymi. Sam koniec jarmarku zaobfitował w ostatnie, wzruszające przemówienie, które przyszło do Imogen niemalże naturalnie.
Drodzy mieszkańcy! Wszystkim razem, jak i każdemu z osobna, chciałabym najszczerzej podziękować za wkład włożony w tegoroczy jarmark. Nasza siła tkwi w jedności, wszyscy jesteśmy ludem Norfolk, znamy trud ciężkiej pracy i kapryśność władcy mórz, a jednak udało nam się znaleźć czas, aby spędzić te chwile dzisiaj razem. Rozpiera mnie niewyobrażalna duma, kiedy widzę jak niesamowite osoby składają się na krainę najbliższą mojemu sercu. Z tego miejsca, razem z moją drogą bratową, chciałabym jeszcze raz przypomnieć. Do ostatnich kropli krwi, do wyschnięcia ostatniej kropli morza, będziemy walczyć o nasze wspólne dobro, o przyszłość miejsca, w którym przyszło nam żyć. Nie ustąpimy, póki dobrobyt i spokój nie powrócą do nas na zawsze.


zt Imosia


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.


Ostatnio zmieniony przez Imogen Travers dnia 26.11.23 14:34, w całości zmieniany 2 razy
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Wrzosowisko - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Wrzosowisko
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach