Wydarzenia


Ekipa forum
Altana na skraju lasu
AutorWiadomość
Altana na skraju lasu [odnośnik]16.01.18 0:20
First topic message reminder :

Altana na skraju lasu

Najbardziej zazieleniony zakątek lasu, płynnie przechodzący w zaczarowaną, leśną głuszę. Soczysty kolor trawy przetyka się gdzieniegdzie z fioletowym i różowym kwieciem, nie pozwalającym zapomnieć o godności organizatorów, tuż przy granicy z całkowicie zieloną częścią puszczy przebiega drobny strumyk z krystalicznie czystą wodą. Tuż za nim znajduje się altanka, magicznie powiększona i mieszcząca znacznie więcej osób, niż wydawałoby się po jej rozmiarach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Altana na skraju lasu - Page 19 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]05.11.19 23:32
Mimo sprawnego wydostania się z okolic altany, uldze nie spieszyło się w progi Ollivandera - w trakcie wędrówki obejrzał się za siebie tylko dwa razy, słysząc za plecami szelesty. Na szczęście za żadnym z tych dźwięków nie kryło się nic niepokojącego, żadna większa zwierzyna (podejrzewał, że została przepłoszona daleko, gdy walka wrzała, a Lucan oberwał zjawiskowym i przerażającym Cruciatusem) ani przeciwnicy, najprawdopodobniej kierujący się do domu milczącej rodziny. W ciszy rozmyślał nad losem Madouców, nie odzywając się wcale, przezornie pragnąc odejść na znaczną odległość, co jakiś czas uważnie przyglądając się mugolom. W końcu zaczął pytać, nienachalnie - i choć nagłe milczenie wzbudziło podejrzliwość Ulyssesa, nie drążył tematu ich ucieczki, starając się nie wiązać jej faktu z brakiem odzewu ze strony magicznej rodziny. Do tej pory dziwiło go, że nikt z nich nie zareagował na hałas - mimo tego, nie odzywał się więcej, woląc skoncentrować się na celu, uparcie poddając sytuację chłodnym analizom. Różdżkarz był w najlepszym stanie z całej grupy, a jedyną dolegliwością, na jaką psioczył w myślach raz po raz, okazał się brak obuwia - koniec marca mógł być ciepły na tle zimy, lecz chłodna ziemia i liczne gałązki stanowiły irytujący element marszu. Znosił w życiu gorszy ból, toteż ignorowanie tej nieprzyjemności nie przychodziło mu z wielkim trudem, zaś kompromitację odsuwał na bok - wolał iść boso niż mieć niesprawną rękę wiodącą.
Znał wiele lasów, włóczył się po nich regularnie, od lat; poszukiwał przecież drzew najsilniejszych oraz tych niepozornych, skutecznie kryjących swój magiczny potencjał - potrafił spacerować po kniejach godzinami, w szumie drzew upatrując upragnionego spokoju. Nie ograniczał się do Lancashire - tereny rodowego hrabstwa znał najlepiej, jednak każdy las posiadał tajemnice, które Ollivander uwielbiał odkrywać. Najbliższym takim punktem w Durham, poznanym w przeszłości podczas jednej z wyprawy, były schody donikąd*, zapomniane, otulone szumem plotek i domysłów. Potrzebował jakiegoś punktu orientacyjnego - inny nie przychodził mu do głowy, zresztą czas był ograniczony przez siły zranionych oraz zaklęcie, trzymające ciało Gabriela w postaci żaby.
- Stop - zarządził cicho, ale wystarczająco wyraźnie. Nie wypuszczał kobiety z rąk, lecz na chwilę przeniósł jej ciężar na jedno ramię, na prawej dłoni układając różdżkę. Nie zamierzał poruszać się na ślepo. - Wskaż mi - szepnął, obserwując ruch znajomego drewna. Prędko i zwięźle wyjaśnił mugolom, do czego służy zaklęcie - podejrzewał, że tak szybko nie oswoją się z dobrą stroną magii. Nie zwlekał jednak, prowadząc ich dalej, jak najbliżej schodów - mimo wzmożonych w ostatnim czasie ćwiczeń transmutacyjnych, Ulysses nie był w stanie pomóc Lucanowi w przedłużeniu zaklęcia. Tonks zjawił się przed nimi w swojej prawdziwej, przerażająco martwej postaci, z głuchym łoskotem lądując na ziemi. Taka odległość musiała wystarczyć.
- Masz jakiś pomysł? - zapytał Lucana, lecz nie doczekał się z jego strony żadnej konkretnej propozycji ani wsparcia - może to przez obrażenia, jakich doznał? Nieistotne, jedyną opcją było działanie. Ollivander odwrócił się do reszty plecami, starając się przywołać z pamięci wspomnienia miłe sercu - obraz świąt, spędzonych spokojnie w towarzystwie najbliższej rodziny, zalążek spokoju, materializującego się w grudniowych dniach, zaś teraz - pod postacią jasnego jastrzębia. Obserwował go przez krótką chwilę, po czym odezwał się, kierując słowa do uzdrowiciela z Zakonu Feniksa**, naprędce wytłumaczył, że mają rannych niemagicznych oraz gdzie się znajdują, dając parę wskazówek co do lokalizacji i kierunku, w jakim powinno się zmierzać od zapomnianych schodów. Mógł udać się tam, pozostawiając Lucana z mugolami, i doprowadzić uzdrowiciela na właściwe miejsce, mógł wysłać tam patronusa - nieważne, byleby pomoc nadeszła. Nie mógł im pomóc samodzielnie - wsparcie innych Zakonników i Sojuszników okazało się bezcenne nie tylko przy leczeniu, ale i podczas przenosin rodziny do Oazy - niestety, z dwoma poległymi. Wieść o śmierci kobiety przyjął z nieprzyjemnym ukłuciem. Wiedział, że nie mógł zrobić nic więcej, lecz widmo tej nocy miało ciągnąć się jeszcze w myślach przez długi czas. Zobowiązał się też przekazać nieprzyjemne wieści Justine - najszybciej, jak było to możliwe.

| nieobecność zgłoszona zarówno na forum, jak i bezpośrednio do MG, mimo tego przepraszam za zwłokę - życie ciśnie, a nie chciałam odpisywać na odwal :<

* ta lokacja
** nie ustalałam z nikim, bo nie miałam za bardzo czasu, ale w razie czego - mogę to nadrobić i ustalić, jeśli MG uzna, że ma to sens


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Altana na skraju lasu - Page 19 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]13.08.20 23:00
19 lipca

W altanie odnalazła schronienie przed deszczem. Mogła wyczarować parasolkę, mogła bezpośrednio teleportować się do miejsca bliższemu domowi, mogła nawet przedrzeć się przez kotarę gwałtownie opadających na ziemię kropel i zaryzykować co najwyżej ubłoceniem butów i przemoczeniem ubrań - ale umysł domagał się chwili oddechu poświęconej wyłącznie przemyśleniu. Analizie ostatniej godziny czy dwóch, podczas których odwiedziła jedną z kryjówek, niewielkie domostwo położone w ścisłym centrum lasu, pomiędzy górującymi drzewami o rozległych, bujnych koronach ledwie przepuszczających ciepłe promienie słoneczne. Dookoła budynku pośród mchu rosły jadalne grzyby w niezwykle hojnej mnogości, które stanowiły główne źródło pożywienia dla tamtejszych mieszkańców, doprawione znalezionymi w okolicy ziołami czy plonami z niewielkich upraw umiejscowionych w donicach i drewnianych kratach za domem. Chang wyszła stamtąd niedawno, ruszyła w swoją drogę śladem wyczarowanej nici, który prowadził ją bezbłędnie pośród krętych ścieżek skąpanych w półmroku nawet pomimo wczesnej pory; a teraz, gdy usiadła pod przesiąkniętą magią altanką na jednej z ławek, mogła ze spokojem spojrzeć na własne poczynania ze spotkania. Musiała to zrobić - wydarzenia z katedry i niefortunne pozbycie się, morderstwo, dwóch dziewcząt sprawiło, że Wren jęła zastanawiać się jeszcze głębiej nad podejmowanymi decyzjami i metodami swej działalności. Nie poddawała ocenie jej moralności, broń Merlinie, a jedynie zaczęła rozważać, czy podjęta rola była odgrywana w sposób prawidłowy, miarodajny. Dla spokoju myśli przeczytała ostatnio sporo mugolskich gazet, miesięczników i kwartalników, zaopatrzyła się również w kilka książek traktujących o mugolskiej medycynie w zrozumiały dla niej sposób. Przynajmniej w miarę zrozumiały, bo ich metody wciąż wydawały się jej niekiedy po prostu absurdalne i prymitywne - lub wręcz odwrotnie, nadmiernie skomplikowane, jakby niewidzialna siła nakazywała im błądzić po omacku i obierać drogę znacznie dłuższą i usłaną niedogodnościami. Może mieli wpisane to w swej naturze. Może tak właśnie lubili egzystować, ni to w prostocie, ni w beznadziejności. Wren westchnęła, oparłszy głowę o wilgotne już drewno balustrady konstrukcji, ze wzrokiem utkwionym w rozmytym przez porywistą ulewę krajobrazie malującym się na linii horyzontu. Pośród drzew nie przemykało żadne zwierzę. Żaden ślad życia.
Ów dom należał do zmęczonej wyboistą egzystencją starszej kobiety, której życiem dyktowała trauma wskrzeszona mugolskimi wojnami i konfliktami zbrojnymi. Las oferował jej spokój, samotność bezpieczeństwo i w połowie maja Chang musiała użyć wszelkich pokładów perswazji by namówić ją do przyjęcia młódki do pomocy przy gospodarstwie - choćby do gotowania czy uprzątnięcia pajęczyn gromadzących się w kątach. Zwykle robiła to właśnie w ten sposób: odnajdywała położone na odludziu lokacje, wchodziła w interakcję z ich właścicielami, badała ich, oceniała swe pierwsze wrażenie ich natury, by spróbować na ich włościach osadzić służącą za źródło krwi mugolkę. Niekiedy skutki były katastrofalne. Często jednak okazywało się, że umiała rozpalić ducha współczucia historią o londyńskich zamieszkach i utracie kąta do życia, chęci pomocy; manipulowała emocjami, grała na nich, by osiągnąć zamierzony rezultat. Tutaj, w Durham, u samotnej malarki przelewającej swoje przeżycia na płótno, umieściła osiemnastoletnią Abigail. Dziewczę o włosach w barwie ciepłego brązu, zielonych oczach i drobnych piegach znaczących bledziutką twarz. Mówiła jej, że sama mieszka niedaleko, że również schroniła się przed katastrofami w stolicy i skryła do momentu, w którym na brytyjskich ziemiach znów nie zapanuje bezpieczny spokój; opowiadała jej o wielu młodych niewiastach postępujących w ten sposób. Dla przykładu i uwierzytelnienia argumentu zdecydowała się nawet zabrać ją do innej podopiecznej, Elsie, ulokowanej stosunkowo niedaleko, choć w mniej prymitywnych warunkach i mniej zielonym otoczeniu. Dopiero wtedy, po rozmowie z podobną jej dziewczyną, Abigail przystała na propozycję i zgodziła się raz na jakiś czas oddawać krew dla potrzebujących i rannych w zamieszkach. Nie miała nikogo bliskiego, którego chorobę czy sytuację Wren mogłaby wykorzystać, należało zatem wmówić jej, że niewielkim kosztem przyczyni się do dobra ogółu i pomoże uratować wielu cierpiących na dziwnych atakach mugoli. Zgodziła się. W zamian za lokum i protekcję, za bezpieczeństwo własnej skóry - ale zgodziła się i to było najważniejsze. Sięgnięcie po przemoc czy zastraszenie mogłoby jedynie zatruć krew niepotrzebną, negatywną emocją. Wystarczyło, że robił to strach o życie.
Tego dnia Wren próbowała na niej nowej metody. Bez użycia amicusa czy innych uspokajających, obniżających ciśnienie zaklęć - zamiast tego zdecydowała się przedstawić się po prostu w rzeczywistym, akceptowalnym świetle. Z torby wyjęła szkatułkę, w której znajdowała się strzykawka i igły jednorazowego użytku, a także puste fiolki mające niebawem wypełnić się szkarłatną substancją. Na jej dłoniach pojawiły się rękawiczki, gdy całość zestawu odkażała niewerbalną inkantacją za pomocą umiejętnie skrywanej przed oczyma Abigail różdżki, samej dziewczynie nakazała położyć się na łóżku, uprzedzona o tendencji do omdleń na widok swojej krwi - poprosiła zatem by dziewczyna odwróciła głowę w kierunku przeciwległej ściany i, podczas przecierania zgięcia łokcia gazą zamoczoną w środku do dezynfekcji, opowiedziała jej o kondycjach mieszkalnych, ostatnich doświadczeniach czy przemyśleniach na temat gospodyni. Z malarką młódka nie rozmawiała prawie wcale, za to towarzystwa dotrzymywały jej cztery koty kobiety, do których zdążyła bardzo się przywiązać. Dzień urozmaicały książki i pielęgnacja małego ogródka, oraz zbieranie grzybów w najbliższej okolicy. Opowieść przerwało jedynie ciche syknięcie, gdy igła przebiła skórę i dostała się do żyły, z której po chwili zaczęła pobierać życiodajny płyn. Gdy temat się wyczerpał, Abigail poprosiła, by Wren podzieliła się z nią wieściami z nieistniejącej pracy medyczki na usługach zamkniętego w Londynie szpitala, który przeniósł się do metaforycznych podziemi i zaczął udzielać pomocy poszkodowanym i zbiegającym z miasta w różnych innych lokalizacjach. Rzeczywiście tak było - ale Chang nie należała do zgrai tych owładniętych ideą niesienia pomocy mugolskich uzdrowicieli. Nie przeszkadzało to jednak kłamać. Opowiadała jej dużo, spokojnie, z przejęciem referując co cięższe do zniesienia i zaakceptowania szczegóły. Mówiła o ofiarach, o bohaterach, o procedurach, które ciężko było przeprowadzić w nieprofesjonalnych warunkach, o szkoleniach, jak radzić sobie z dostępnym sprzętem i jak zaopatrzyć się w alternatywę. Snuła zatem historię wiarygodną, tworzyła tło własnego działania, tłumaczyła, czemu krew dziewczyny musiała pobierać tutaj: bo nie istniała już żadna bezpieczna do tego placówka, a nieoficjalnie działający szpital potrzebował każdej dawki krwi, od każdego niezależnie od miejsca ukrycia czy zamieszkania, do potencjalnych transfuzji.
Nie było to doświadczeniem tak przyjemnym i relaksującym jak nacinanie skóry i obserwowanie ścieżki toczonej przez krew spływającej wprost do odkorkowanej fiolki, lecz Mary i Susan nauczyły ją przezorności. Czarownica nie mogła pozwolić sobie na kolejne bunty, na podważanie jej słów i reagowanie w nieprzewidziany sposób; badania Frances zmusiły ją do przetestowania rozwiązania, które nie wzbudziło w dziewczynie większego cienia podejrzeń. Po wszystkim pochwaliła jej wytrwałość i kilka zakorkowanych buteleczek schowała do osobnej kasetki, schłodzonej zaklęciem, tę z kolei włożyła do torby. Odkaziła jeszcze strzykawkę, wyrzucając zużytą igłę; Abigail nie podniosła się z łóżka, przeprosiła za chwilową niemoc jaka ogarnęła ją po utracie krwi, choć Wren zapewniła, że wskazanym było właśnie odpoczęcie, danie sobie chwili na dojście do pełni władz nad cielesną i mentalną sferą. We wspaniałomyślnym geście dobroci przyniosła dziewczynie nawet szklankę z kojąco zimną wodą, by potem udać się do właścicielki domu, którą swą obecnością wybudziła z drzemki. Porozmawiały krótką chwilę - upewniła się, że pobyt Abigail w jej chatce nie okazał się jeszcze problemem i podziękowała za wkład w ratunek młodego pokolenia, za dobroć serca i inne równie odrażające wartości, na koniec obie z kobiet częstując czekoladkami zakupionymi jakiś czas temu w cukierni z ulicy Pokątnej. Zostało jej jedno opakowanie, które zabrała ze sobą specjalnie na tę wizytę, pragnąc umilić im życie drobną słodyczą. W końcu nic nie działało tak dobrze na poprawę nastroju jak czekolada - podobno.
A teraz siedziała sama pod altaną, kilka kilometrów od miejsca kryjówki, spoglądając krytycznym okiem na nową technikę działania. Poszło całkiem nieźle, stwierdziła, pamiętając, że ani razu w oczach Abigail nie dostrzegła błysku nieufności czy wzburzenia - jedynie nic nieznaczące przelęknienie widokiem swojej krwi. Krwi, na którą Wren miała już złożone zamówienia, oczekujące skatalogowania i wysłania do odpowiednich adresatów. Kilkoro z nich podejrzewała o tworzenie klątw, ale nie czuła potrzeby ani weryfikowania tej myśli, ani tym bardziej zabronienia im podejmowania podobnych praktyk: każdy z klientów wiedział i cieszył się komfortem braku zadawania przez nią niewygodnych pytań.
Deszcz ustał po niecałym kwadransie. Gleba rozmiękła pod jego ciężarem, gdzieniegdzie uformowały się błotniste kałuże, które Wren omijała wprawnym krokiem - dopiero gdy dotarła na skraj lasu zdecydowała się teleportować z powrotem do Londynu.

1350 słów, zt



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]12.10.20 15:52
14 sierpnia 1957 rok


Lato było gorące, wręcz paliło. Jednak żadna pogoda nie mogła zniechęcić Primrose do spotkania z przyjaciółką. Poza tym planowały wyjście na spacer w głąb lasów hrabstwa Baemish. Jako dziecko często chodziła za braćmi niczym natrętny psiak, kiedy wymykali się na swoje długie spacery. Oczywiście nie chcieli aby młodsza siostra im towarzyszyła. Była utrapieniem którego nie mogli się pozbyć. Nie raz widziała jak się zakładali, który z nich dłużej wytrzyma w ponurej grocie. Uwielbiali biegać po polu maków, szczególnie, kiedy kwitło i zmieniało swój kolor na krwistą czerwień. Jednak najbardziej upodobali sobie jedno z zaczarowanych drzew, w końcu przyzwyczajając się do obecności irytującego ducha młodej kobiety. Spędzali tam czas na typowo młodzieńczych czynnościach: Ścigali się, wspinali, walczyli na szpady, czasem po prostu siedzieli i rozmawiali. A ona była tam z nimi, czasami chciana, a czasami nie. Prim zaśmiała się do własnych wspomnień. Kiedy ostatni raz tam była? Bardzo dawno temu. Na skraju lasu zaś znajdowała się stara altana i to właśnie tam chciała zakończyć spacer z panną Black, na który dzisiaj się umówiły.
Szły na spacer, ale nie po pięknych i wypielęgnowanych ogrodach, tylko w dziką przyrodę więc wszystkie jasne stroje z delikatnych koronek musiały poczekać na inna okazję. Najlepiej sprawdzała się sukienka z lejącego się materiału w odcieniu błękitu z brązowymi dodatkami – a to, ze był to kolor domu Ravenclaw tym bardziej młodej kobiecie odpowiadał. Do tego wygodne buty oraz rękawiczki oraz kapelusz, który będzie częściowo chronił przed słońcem. Do skórzanej, małej torebki schowała jeden ze swoich amuletów i wyjrzała przez okno pokoju by zobaczyć czy przyjaciółka się nie zbliża. Ostatni rzut oka na swoje odbicie w lustrze by zobaczyć, że spod ciemnej i gęstej grzywki spogląda na nią para jasnych, szaro – zielonych oczu w oprawie czarnych rzęs. Na zbyt dużym nosie – zdaniem Prim zbyt dużym – matka natura podarowała je piegi, a całości dopełniały pełne usta. Panna Burke nie należała do klasycznych piękności, ale nie można było jej nazwać brzydką kobietą. Miała w sobie dzikość i śmiałość rodu, jednych to przyciągało, a innych odrzucało, ale na pewno nie można było przejść obojętnie.
Teraz Prim zbiegła po schodach, nie jak dama, ale nie zwracała na to uwagi. Była u siebie i pozwalała sobie od czasu na upust energii. Nie mogła się doczekać spotkania z Aquilą.




May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]12.10.20 21:20
14 sierpnia 1957, środa

Nie mogła pozwolić sobie by to tropikalne słońce, które w tym roku postanowiło kompletnie odwrócić czar ostatniego burzowego lata, spiekło jej skórę tak by na policzkach pojawiły się czerwone plamy. Dziewczyna nie miała nic przeciwko lekkim promieniom zaledwie muskającym cerę, ale 26 stopni na wyspach były już znaczną przesadą, a już zwłaszcza na północy kraju. Dlatego też tak często można było spotkać ją dzierżącą w dłoni małą parasolkę w całości zrobioną na szydełku z białej włóczki, która zapewniała jej wystarczająco dużo cienia, przy okazji swoim ciężarem nie męcząc, i tak nadwyrężonej od ciągłego pisania notatek, rączki.
Aquila, pomimo promieni słońca w oczach, uchyliła lekko parasolkę by spojrzeć na zalesiony horyzont który rozprzestrzeniał się tuż obok Zamku Durham, siedziby rodu Burke, gdzie właśnie zmierzała. Pomimo zaplanowanego spaceru po terenie zamku, dziewczyna, może niezbyt świadoma tego gdzie dokładnie planuje zabrać ją jej przyjaciółka, ubrała buty, które prędzej nadawałyby się na wyjście do kawiarni, niż na spacer po lesie. Nie zamierzała jednak narzekać, w końcu nie było aż tak źle. Opatrzenie ewentualnych rany czy podrapań na stopach nie wymagało potężnych czarów, a póki co nawet nie zapowiadało się na takowe.
Z daleka przy wejściu do zamku dostrzegła znajomą jej postać w czarnej grzywce i błękitnej sukience z brązowymi dodatkami. Aquili przez myśl przeszło czy był to akcent kolorystyczny specjalnie nawiązujący do domu w Hogwarcie w którym przyszło jej uczyć się przez 7 lat. Do tej pory, jak wynikało z wiedzy panny Black, wszyscy z rodu Burke znaleźli się w Slytherinie, na czym wcale źle nie wyszli. Jedynie Primrose, gdy Tiara Przydziału wykrzyczała Ravenclaw, złamała tę tradycję. Po niedługim czasie okazało się jednak, że nie bez powodu. Dziewczyna pasowała do Krukonów jak ulał.
Gdy zbliżała się do wejścia do Zamku przed którym stała Prim, zaczęła dostrzegać jak wiele energii widniało w jej oczach. Było to coś odrobinę niebywałego, na co Aquila odpowiedziała szerokim uśmiechem. Przyjemnym było, w czasach takiego niepokoju i wszechobecnego zagrożenia czystości krwi, zobaczenie przyjaciółki, dodatkowo z tak szczerym uśmiechem.
- Primrose... Kochana... - powiedziała całując dziewczynę w policzek. - Jak cudownie Cię widzieć! Twoje zaproszenie na spacer było wybawieniem od zgiełku londyńskich ulic, aczkolwiek zastanawia mnie gdzie mnie zabierasz...



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]12.10.20 21:52
Widok Aquili w oddali sprawił, że uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Czasy nie były sprzyjające wesołości, ale na pewne rzeczy nie ma się wpływu, a skoro tak, to należy czerpać z życia pełnymi garściami. Prim wiedziała, że marnowanie czasu na zbędne smutki to tylko szkodzenie samemu sobie. Ona tego nie chciała więc wystosowała zaproszenie do panny Black. Ktoś by mógł zarzucić, że panny mają pstro w głowie i udają się na spacery kiedy w koło wojna. Prawda była taka, że starając się zachować choć trochę normalności w życiu miało się odpowiednią równowagę. Jednocześnie świat, w którym żyły były tak skonstruowany, że kobiety miały zupełnie inne przypisane role. Mogły to zmieniać, ale musiały mieć świadomość, że zmiany nie nastąpią z dnia na dzień. To mozolna i długa praca, ale była gotowa ją podjąć. Musiała mieć jedynie sprzymierzeńców. Potencjalny właśnie szedł w jej stronę.
Ucałowała obydwa policzki przyjaciółki i spojrzała z ukosa na jej strój.
-Wybrałaś się na paradowanie po ulicach Londynu? - Wskazała z rozbawieniem na pantofelki i parasolkę przyjaciółki. - Widać, że dawno się nie widziałyśmy.
Ujęła Aquilę pod ramię i skierowała w stronę wzgórz.
-Dzisiaj udamy się spacerem do pewnej starej altany w lesie. Miejsca ucieczki moich braci gdy byli jeszcze dziećmi. - Oznajmiła pogodnym tonem. Biła od niej pewność siebie i duża radość życia. Idąc otwartą przestrzenią zbliżały się do zielonej ściany lasu, która z każdym krokiem była coraz bliżej nich kusząc przyjemnym cieniem pod koronami drzew. Słońce zaś niemiłosiernie pięło się w górę po nieboskłonie zapowiadając iście upalny dzień, aż dziw bierze, że okolica jeszcze nie zamieniła się w pustynię. W końcu poczuły przyjemną ulgę na twarzy kiedy promienie słoneczne musiały przebijać się w gęstwinę lasu. Od razu też zapachy uległy zmianie. Słodki zapach kwiatów oraz nagrzanej trawy ustąpił słodkiej woni wilgotnej ziemi oraz mokrych liści. Las na szczęście jeszcze chronił się przed palącymi promieniami słońca. Przed nimi zaś rozpościerała się utwardzona ścieżka, która prowadziła dalej w głąb w las. Przynajmniej była pewność, że pantofelki Aquili nie ulegną zniszczeniu. Prim zwróciła swoje jasne spojrzenie na przyjaciółkę.
-Wobec tego, co słychać u Ciebie? Słyszałam, że znalazłaś ciekawe zapiski odnośnie historii magii. Podzielisz się czy to ściśle tajne i nie powiesz nic przed publikacją tych rewelacji? - Zagadnęła swobodnie.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't



Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 30.12.20 22:32, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]13.10.20 22:19
Prim wyglądała przepięknie. Jej szczerość uśmiechu i lekkość bytu wydawały się kompletnie odrealnione od ponurej rzeczywistości londyńskich ulic do których zdążyła już przywyknąć Aquila. Burke od zawsze brała z życia tak dużo jak tylko mogła i nie oglądała się na normy, jednocześnie zachowując przy tym niemal nieposzarganą opinię lady z dobrego domu.
- Doskonale wiesz, kochana, że damie podczas podróży przystoi szykowny strój, co wcale nie oznacza, że musi on być wygodny... - roześmiała się patrząc wymownie najpierw na swoje buty, a potem w oczy przyjaciółki.
Dziewczyna podążyła pod ramię z Primrose w stronę nieznanego jej miejsca. Jeśli rzeczywiście zmierzały w stronę altany w której za młodu chowali się jej bracia, nie mogło to być zbyt przerażające czy też niebezpieczne miejsce, dodatkowo po Prim można było spodziewać się wiele, ale na pewno nie narażania bliskich jej osób na jakiekolwiek zbędne niebezpieczeństwo czy też uszkodzenie dobranych do parasolki pantofli. Uznała więc, że będzie to raczej przyjemny i lekki spacer pośród szumu drzew i zapachu wilgotnej ziemi. Kroczyły w stronę wzgórz, a gdy tylko weszły do zielonego lasu i ostre promienie przestały dotykać jej twarzy, Aquila schowała parasolkę, pewna, że jej cery nie spotka nic złego.
- Rzeczywiście, mogłam ubrać inne buty - powiedziała pod nosem gdy tylko weszły na, co prawda, udeptaną ale mimo wszystko leśną ścieżkę. - Tak, od jakiegoś czasu badam życie Amaty, Aszy i Althedy. Mamy wiele przesłanek, że nie były to postacie wymyślone całkowicie na potrzeby baśni Barda Beedla, a rzeczywiste historyczne czarownice. Więc... Próbuję się czegoś dowiedzieć, to kompletnie niezbadany obszar - z jej głosu uwalniała się coraz większa ekscytacja.
Aquila rzadko kiedy miała okazję rozprawiać nad swoją największą pasja, bo doskonale pamiętała wzrok innych uczniów gdy po lekcjach historii magii zostawała by rozprawiać nad ulubionym tematem. Na samą myśl o śmiechach i żartach z jej podobno-romansu z profesorem Cuthbertem Binnsem robiło jej się niedobrze i żałowała, że nie użyła różdżki na tych potwornych gryfonach, którzy śmieli rozpuszczać tego typu plotki.
- Więc... Dużo teraz podróżuję, co bywa trochę ciężkie patrząc na sytuację w kraju. Jednak ojciec jest ze mnie dumny. - nos sam podniósł jej się do góry słysząc te słowa padające z jej ust. - Twierdzi, że pod wydaniu mojej książki zmienię spojrzenie na historię magii. Ale pewnie tylko tak mówi... - zarumieniła się.
Fakt, że wspierał ją w tym co robiła dużo dla niej znaczył. Pollux Black nie był przyjemnym mężczyzną, a jego duma z dzieci często kończyła się na poklepaniu po plecach i krótkiej pochwale. Jednak Aquila była jego oczkiem w głowie. Najmłodszą córką której poświęcał najwięcej uwagi.
- Ale dość o mnie. Zapewne nie jest to aż tak inspirujące jak Twoje badania! - Aquila odgoniła od siebie myśli o ojcu by skupić się na Primrose.
Jej przyjaciółka od zawsze przejawiała ogromną pasję do... szaleństwa. Od małego podążając za braćmi i ojcem pragnęła podróży i przygód, które nie dane były pani z dobrego domu. A już zwłaszcza w obecnych, niepewnych czasach.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]13.10.20 23:09
Promienie słonecznie tańczyły na liściach i we włosach dwóch spacerujących dziewczyn. Delikatny szum wiatru mieszał się z trelem ptaków tworząc iście sielankowy klimat, idealny na spacer. Im głębiej szły w las, tym gęściej rosły drzewa, które pięły się ku górze tworząc nad ich głowami zielone sklepienie. Wśród konarów rosły krzewy, które teraz były obsypane kwieciem. Kątem oka widziały jak długie cienie kładą się na ziemi w ich stronę. W pamięci zaś odżywały obrazy z dziecięcych opowieści o stworzeniach, które żyją ukryte w cieniu drzew. Dla mugolskich dzieci były to tylko bajki, które pobudzały wyobraźnie, dla małych czarodziejów była to prawda, którą kiedyś chcieli ujrzeć na własne oczy. Jednak pośród tych wszystkich magicznych stworzeń żyły też  i te zwyczajne, jak chociażby wiewiórka, której ruda kita śmignęła posród gałęzi wysokiego dębu. Pomiędzy krzewami przeskoczył szary zająć, a już poza ich wzrokiem przechadzały się sarny wraz z młodymi. Ot, typowe życie lasu. Powietrze lekko się ochłodziło dając wytchnienie w ten upalny dzień. Czasami na ich drodze pojawiały się małe kałuże, które musiały wymijać. Prim stawiało śmiało i pewnie swoje kroki, ale cały czas miała na uwadze stan pantofelków przyjaciółki więc nie pospieszała jej, a wręcz wskazywała gdzie suchą stopą Aquila może przejść.
-Nie przejmuj się. Damy Maczkowi do wyczyszczenia – odpowiedziała widząc jak parę plamek pojawiło się na buciku panny Black. - Jest świetny w kwestii butów.
Kolejna kałuża, kolejny przeskok i miękkie lądowanie. Ciemna grzywka podskakuje wraz z jej właścicielką, miękki materiał sukienki furkocze wokół kostek dziewczyny. Było prawie jak w szkole, kiedy to szły na błonia wraz z Evą i Riegielem. Prim zawsze na przodzie z buntowniczą miną i siniakami na rękach, Eva biadoląca, że znów złapią szlaban, Riegiel, który zebrał najnowsze plotki i się nimi dzielił oraz Aquila, której mina mówiła, że znów musi ogarniać niesfornych przyjaciół. Teraz jednak zaplatając dłonie za plecami spojrzała bystro na przyjaciółkę.
[-Masz jakieś już tropy, kto mógł być pierwowzorem tej opowieści? Myślisz, że imiona zostały zmienione a może zachowane w oryginale? Pamiętasz skąd pochodzi ta historia? Może ma swoje odpowiedniki w innych krajach? - Zalała falą pytań, ale nie była nachalna. Każde wypowiedziała z entuzjazmem ale dźwięcznie i melodyjnie. Nigdy nie miała problemu ze złapaniem kontaktu z innymi, a przy przyjaciołach pokazywała oblicze, które tylko nieliczni mogli zobaczyć. Przyjazne i otwarte. Przy pannie Black nie musiała chować się za maską ironii i sarkazmu, choć bywały momenty kiedy zgryźliwość z niej wyłaziła. Nie było jednak tajemnicą, że chętnie słuchała na temat badań historii. Sama goniąc na wiedzą i nowymi informacjami chętnie dowiadywała się czegoś od innych.  Spojrzała z rozbawieniem na rumieniec przyjaciółki.
-No proszę. Kto by pomyślał. Jesteś z siebie dumna. I to bardzo. Ogromnie się cieszę. Twój ojciec, który podobny jest do mojego, może mieć rację. A to oznacza, że mówi to co myśli, a nie karmi cię pustymi frazesami.
Ścieżka przed nimi poszerzyła się i zaczęły pojawiać się na niej kamienie, a dzięki temu nie musiały już tak uważać na kałuże.
-Ostatnio pracuje nad amuletem który rzucony przeciwnikowi pod nogi i aktywowany odpowiednim zaklęciem wywołuje w opętanym ogromny lęk i strach. Nie robi żadnej fizycznej krzywdy, działa bardziej dezorientująco - kiedy przeciwnik jest pod wpływem amuletu, atakujący może rzucić właściwe zaklęcie ofensywne, dzięki któremu wygra pojedynek. Efekt amuletu działa tak długo, jak długo atakujący jest w stanie wypowiadać inkantacje i jeszcze chwilę po. - Prim szła spokojnie obok panny Black, kiedy mówiła o swojej pracy poważniała natychmiast, a w jej głosie słychać było pasję i przejęcie tematem. Jednocześnie wykładała wszystko rzeczowo i bardzo dokładnie jakby nie chciała ominąć żadnej informacji. - Niestety, muszę popracować nad jego składem, gdyż wywołał koszmar na jawie, co może spowodować atak paniki i niepotrzebne uszkodzenia ciała.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't



Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 30.12.20 22:33, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]15.10.20 23:44
Buty Aquili rzeczywiście, zamiast połyskującej czarnej pasty, były teraz całe w ziemnym pyle, kroplach rosy, która jeszcze nie zdążyła wyschnąć bez promieni słońca, kawałkach błota, a do lewej podeszwy przykleił się suchy brązowy liść. Na szczęście Prim zaproponowała skorzystanie z jej skrzata domowego, zwykłe chłoszczyć mogłoby bardzo źle zrobić na cielęcą skórę z której wykonane były buty.
- Tak, to dobry pomysł. Nie mogłabym w ten sposób pokazać się na ulicach Londynu - Aquila przewróciła oczami. - Sama doskonale rozumiesz...
Ziemia nie była mokra, ale gdzieniegdzie pojawiały się kałuże, które obydwie damy przeskakiwały niczym dzieci podczas zabawy w ogrodzie. Każdy powrót do tych beztroskich czasów dzieciństwa, albo nawet nieco później podczas szkolnych śmiechów na błoniach czy też w wielkiej sali przy śniadaniu, wywoływały w głowie dziewczyny cichy pomruk. Sama nie do końca wiedziała co może on oznaczać. Czy było to wołanie o powrót do tych lekkich chwil czy może tęsknota do zabawy, a może kompletnie inne wyobrażenie świata, które w ostatnich latach całkowicie się zmieniło?
- Mam parę tropów, owszem, ale dopóki nie będę ich pewna nie chcę zdradzać Ci zakończenia. Ktoś musi czytać o nich z zapartym tchem. - roześmiała się.
Prawda była taka, że nie miała właściwie nic. Parę informacji, które znalazła w bardzo starych zapiskach, pare kontaktów, które przez wojnę były albo głęboko ukryte ze strachu albo już dawno nieżyjące. Błąkała się w jednym punkcie starając się znaleźć jakikolwiek element zaczepienia by pójść dalej, dowiedzieć się czegokolwiek co mogłoby jej pomóc. Tymczasem odbijała się od ściany.
Na słowa Primrose o ojcu nie odezwała się ani słowem. Czuła jego dumę, wiedziała, że Pollux Black traktuje ją jak gwiazdę już teraz, ale ciągła potrzeba udowadniania mu swojej wartości nie poprawiała sytuacji. Mimo wszystko, Aquila wiedziała jak dużo wsparcie ma w nim, prawdopodobnie znacznie większe niż ktokolwiek z jej rodzeństwa.
- Oh! Ten amulet brzmi bardzo oryginalnie. Zastanawiam się jednak nad kwestią typowo praktyczną... Czy samo rzucenie go i wypowiedzenie odpowiedniego zaklęcia nie potrwa dłużej niż ostateczne zaklęcie ofens... - ucięła w połowie zdania.
No tak. Nie chodziło o to by amulet był potężniejszy niż zaklęcie. Chodziło o to, że był zupełnie niespodziewany... Przez chwilę Aquila poczuła się sobą zawiedziona, mogła pomyśleć o tym od razu. Jej przyjaciółka opowiadała z pasją i powagą w głosie o doskonaleniu swoich tworów, o praktycznej odpowiedzi na potrzeby każdego odważnego czarodzieja na froncie z tymi plugawymi mieszańcami.
- To dobry pomysł Prim. - spojrzała w jej oczy z nieukrywaną dumą. - W ciągu całej historii magii jest tak wiele przykładów na czarodziejów którzy lekceważyli możliwość przechytrzenia przeciwnika, że często sami stawali się ofiarą kogoś kto, chociaż był słabszy, po prostu był sprytniejszy.
Takich osób w historii były dziesiątki, setki, a może i tysiące. Zafascynowanych własną potęgą, bez szerokiego spojrzenia na magię, skupionych tylko na sobie. Osób, które nigdy nie wyciągały wniosków z historii i nie uczyły nie na cudzych błędach. Głupców.
- Powiedz mi, Prim... Jak się czujesz? Wiem, że tu w Durham jest spokojniej niż w Londynie, ale na pewno odczuwasz skutki tego wszystkiego. - powiedziała zatroskanym, ale twardym głosem.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]16.10.20 9:48
Przez cały spacer towarzyszył im świergot ptaków oraz przyjemny chłód, który dawał las. Słyszała pewną niepewność w głosie przyjaciółki. Znały się zbyt długo, żeby Primrose nie wyłapała tych paru dźwięków świadczących o tym, że Aquila nie chce powiedzieć wszystkiego. Panna Burke jednak wiedziała, że czasami nie ma sensu naciskać, a lepiej pokazać, że można na niej polegać.
-Jestem przekonana, że z twoją inteligencją i uporem znajdziesz odpowiedzi na wiele pytań, a ja będę z zapartym tchem czytać i mówić wszystkim, że znam wspaniałą autorkę. – Dziewczyna uśmiechnęła się pokrzepiająco do przyjaciółki.
-Jakkolwiek lubię prowadzić dyskusje na temat istoty magii i jej historii nie jest to moja domena. Większość naukowców, wokół których się obracam to jednak alchemicy i łamacze klątw jak mój brat, ale jeżeli usłyszę o czymś co może pomóc w twoich badaniach dam znać.
Doskonale wiedziała jak frustrujące potrafi być stanie w miejscu lub dreptanie w kółko. Posiadanie jedynie poszlak i pomysłów. Sama ostatnio siedziała nad składnikami amuletów i nic nie działało jak powinno. Zasnęła nad notatkami, a rankiem się okazało, że nadal ma pustkę w głowie. Wtedy też uznała, że musi udać się do biblioteki i poszukać inspiracji. Czasami należy wrócić do podstaw i odświeżyć sobie wiedzę jeszcze z czasów szkolnych, ponieważ odpowiedź nie raz czai się tuż przed naszym nosem. Powoli przed nimi las zaczął się przerzedzać, cienie zaczęły znikać, a w oddali majaczyła jeszcze mała budowla altany.
-Masz rację, można rzucić zaklęcie ofensywne – zgodziła się Prim kiwając głową. – Jednak najlepsi wojownicy też się męczą i potrzebuję chwili oddechu. Wykorzystanie amuletu nie tylko pozwoli kupić cenne sekundy, ale również zaskoczy wroga. Mało kto się spodziewa, że rzucisz w niego amuletem. Na razie łącze ze sobą składniki, co jest nie raz niezwykle irytujące, kiedy okazuje się, że połączenie jest niewypałem lub przeciwnie: wybucha ci prosto w twarz. Raz nawet prawie spaliłam sobie brwi.
Zaśmiała się z własnej głupoty, zaraz jednak spoważniała kiedy Aquila zadała dość ciężkie pytanie. Przez chwilę myślała zbierając się na odpowiedź. Primrose wiedziała sporo, Edgar tak samo jak Craig mówili co się dzieje, a ona należała do rodu Burke. Nie byli typowym przykładem szlachty. Parali się handlem, posiadali kontakty tam gdzie inne rody nie zaglądały. Mieli dostęp do miejsc, gdzie teoretycznie, dobrze urodzony szlachcic nie powinien przebywać. Panna Burke choć często maskowała to serdecznym uśmiechem i niezobowiązującą rozmową nosiła na swoich ramionach ciężar tego nazwiska, choć nie znaczy, że narzekała z tego powodu.
-Durham jest enklawą, w której teraz spędzam większość czasu– przyznała po chwili. –Dom niby jest pełen mieszkańców, ale wydaje się pusty. Mieszkają w nim teraz kobiety i dzieci wraz ze skrzatami. Bracia oraz kuzyn wyjeżdżają i wracają… w różnym stanie.
Primrose westchnęła ciężko. Wiedziała, że nie o wszystkim jej mówią. Zdawała sobie sprawę, że są zamieszani w wydarzenia czy sytuacje, o których nie miała zielonego pojęcia. Jednak nie drążyła tematu, uważała, że gdy będzie potrzeba sami przyjdą i jej powiedzą lub będą milczeć jak zaklęci. Obstawiała jednak drugi scenariusz.
-Nie ukrywam, że się o nich martwię. Drżę o ich życie. Nie wiem co bym zrobiła gdybym ich straciła. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. – Na jej twarzy pojawił się cień kiedy o tym mówiła. Widać, było że słowa płynęły prosto z serca, a nie były tylko na pokaz. Na salonach pewnie by odpowiedziała, że siła rodu jest ogromna, a ona całkowicie polega na decyzjach braci i kuzyna. Nie jej miejscem jest kwestionowanie ich decyzji i wyborów. Jednak nie była teraz na salonach, tylko z przyjaciółką, której mogła powierzyć swoje troski. Przynajmniej część z nich.
-Wojna, wszyscy mówią o niej wielkimi literami. Każda podejmowana jest w imię wolności i pokoju. Jakaż może być wolność, skoro mężczyźni muszą umierać? Jaki pokój? Skoro trzeba siłą walczyć o jego osiągnięcie? Ludzkość zawsze będzie ścigać te dwa jakże atrakcyjne ideały i nigdy nie zdoła ich osiągnąć. – Słowa, które wypowiadała były gorzkie, ale tak właśnie czuła.  – Jeżeli zaś żyjemy w ciągłym lęku, to jak możemy cieszyć się czasem, który został nam dany? Dlatego oddaję się swojej pasji. Pracuję nad amuletami, bo jeżeli choć trochę mogę się przyczynić aby przyspieszyć zakończenie tej wojny, to właśnie to zamierzam robić.
Uświadomiła sobie, że jej słowa sprawiły iż atmosfera się zagęściła wokół nich, a altanę miały już przed sobą. Strumyk, który wił się obok przyjemnie pluskał, a zieleń mieszała się z intensywną barwą fioletu kwiecia. Altanka swym wyglądem mówiła, że widziała już wiele pokoleń z rodziny Burke i zapewniała, że będzie trwać dalej by kolekcjonować kolejne i w milczeniu przechowa je wszystkie.
-Jak wygląda sytuacja w Londynie? – Zapytała w końcu. – Tak prawdziwie?



May god have mercy on my enemies
'cause I won't



Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 30.12.20 22:35, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]17.10.20 17:31
Szklanka zawsze była do połowy pełna, nigdy pusta. Tak naprawdę wszystko opierało się na pytaniu co w tej szklance się znajduje. Przekrój trunków był właściwie nieskończony, zaczynając od najlepszych win i krystalicznej wody, a kończąc na trujących eliksirach o konsystencji błota, które właśnie rozdeptały szczury. Jeśli myśli Aquili na temat swoich badań ona sama miałaby oceniać w postaci szklanki, to byłaby ona do połowy pełna spleśniałego soku dyniowego.
- Dziękuję, Prim - uśmiechnęła się. - Twoje wsparcie naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Sama nie była pewna ile razy już to powtórzyła swoim bliskim, którzy wykazywali prawdziwe chęci do rozpogodzenia pochmurnej miny dziewczyny gdy sfrustrowana zamykała się w bibliotece. Mówiła szczerze, naprawdę znaczyło to dla niej dużo. Po prostu miała dość stania w jednym miejscu jak kołek.
- I pomyśleć, że kiedyś dziwiłam się, że zamiast w Slytherinie znalazłaś się w Ravenclaw... - powiedziała będąc pod wrażeniem swojej przyjaciółki i jej intuicji wobec magii. - Jednak Tiara się nie myliła... - mrugnęła.
Aquila nie czuła się głupsza, nie można było tak nazwać. Mimo wszystko wiedziała dobrze, że czas w szkole który mogła poświęcić na doskonalenie swoich czarów, poświęciła na czytanie wszystkiego co wpadło jej w ręce w bibliotece, analizowaniu faktów i wyciąganiu wniosków. Nawet nauka zaklęć z ojcem, która dała jej wiele, nie umywała się do niektórych czarodziei z jej roku, którzy spędzali każdą wolną chwilę na używaniu różdżki. Wtedy miało to cel i prowadziło do jasno określonego celu. Chciała przekazywać dalej swoją wiedzę i dzięki niej zadbać o ład i porządek w ich świecie. Tymczasem jednak wybuchła wojna, a jej pochodzenie skutecznie uświadomiło jej, że cel i wielkie marzenia o byciu Ministrem Magii, oddalają się wielkimi krokami, stając się właściwie niemożliwe. Pytanie czy kiedykolwiek możliwymi były.
- Przyjeżdżasz jeszcze do Londynu, do sklepu? - spytała na wieści, że Prim tak naprawdę większość czasu spędza w dworze swojej rodziny.
"Bracia oraz kuzyn wyjeżdżają i wracają… w różnym stanie." Przełknęła ślinę. Kuzyna Primrose znała dobrze, a dzieliło ich wiele wspomnień, które przez ostatni czas coraz bardziej blakły. Poznali się we Francji, parę lat temu, na jednym z tamtejszych balów i chociaż nigdy nie wydarzyło się miedzy nimi nic szczególnego, to godziny spędzone wtedy na rozmowach i tańcach nie były łatwe do zapomnienia. Widziała Craiga parę tygodni temu, nie wyglądał wcale najlepiej, wydawał się obolały i zmęczony... Aquila domyślała się, że może mieć to związek z wojną, było to najbardziej logiczne wyjaśnienie. Ale dopóki panna Burke nie powiedziała tego głośno, starała się nie nic nie analizować.
- Zawsze umierali i będą umierać dobrzy ludzie, którzy chcą zawalczyć o lepszy świat dla następnych pokoleń, Prim -- powiedziała biorąc głęboki oddech. - To bolesne i smutne, tak... Ale to prawda. Przez wieki nic się nie zmieniło i... I wydaje mi się, że to nigdy się nie zmieni. Mamy szczęście, że stoimy po właściwej stronie, kochana. Szczęście, że jesteśmy po stronie do której należy zwycięstwo i która na to zwycięstwo zasługuje.
To był trudny czas dla wszystkich czarodziejów. Propaganda szerzona przez mieszańców i mugoli, kłamstwa którymi się karmili i ataki których dokonywali, rzeczywiście budowały w sercach niepokój, ale czy w tym wszystkim nie było czegoś istnie pociągającego... To mogła być największa bitwa o świat czarodziejów jaką kiedykolwiek ktokolwiek widział na oczy, a fakt, że to właśnie one mogły być świadkami tych wydarzeń budził w dziewczynie, oprócz oczywistego niepokoju i strachu o swoich bliskich, dziwne uczucie ekscytacji.
- Sytuacja w Londynie jest dobra dla prawdziwych czarodziejów. Nie mamy powodów do niepokoju - obdarowała Primrose pogodnym uśmiechem. - Miasto jest bezpiecznie, brak w nim plugawych szlam, które pragnęły naszego zniszczenia - nie była pewna czy mówi prawdę, ale starała się głęboko w nią wierzyć.
Widywała swoich krewnych wracających z podróży, o których nie chcieli opowiadać, z krwią na ubraniu. Liczyła tylko, że następnym razem nie będzie to krew nikogo z jej rodziny.
- Prim, jakie masz plany? Czy nie powinnaś już myśleć o zamążpójściu? - zlustrowała dziewczynę. - Ojciec próbował ze mną o tym rozmawiać już kilka razy, zdziwiłabym się jeśli Edgar nie rozmawiałby o tym z Tobą...



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]17.10.20 18:56
Zaśmiała się cicho na słowa przyjaciółki i schowała za ucho zabłąkany kosmyk włosów. Zdawało się, że na twarzy ma więcej piegów niż zwykle, chyba pozwalała sobie na to aby promienie słoneczne muskały jej twarz. Na pewno w czasie przejażdżek konnych.
-Pamiętam jakby to było wczoraj kiedy tiara przydzieliła mnie do Ravenclaw. - Powiedziała powoli jakby wyciągała z pamięci wspomnienia niczym zdjęcia z rodzinnego albumu. - Siedzieliście przy stole Ślizgonów, uśmiechnięci i radośni. Widziałam wasze zaskoczenie na twarzy kiedy okazało się, że nie będę z wami. Mnie się chciało płakać. Ale przecież nie mogłam wybuchnąć łzami przed wszystkimi. Dopiero by było. Na szczęście był tam już twój brat i jakoś było mi lżej dzięki temu.
Powoli podeszły do altany, w której wnętrzu znajdowała się drewniana ławka z metalowymi okuciami, na której leżały już miękkie, koronkowe poduszki. Na małym, z okrągłym blatem stoliku stały przygotowane szklanice z rżniętego kryształu oraz dzbanek zimnej i orzeźwiającej lemoniady, a do tego kruche ciasteczka cytrynowe. Gdzieś w krzewach śpiewał słowik, a strumyk swym szemraniem mu akompaniował. Prim zachęciła przyjaciółkę aby zajęła miejsce i rozlała napój do szklanek. Jedną podała Aquili.
-Zdaję sobie sprawę, że walczą w imię idei i bezpieczeństwa. Wiem, że przyświeca im szczytny cel. - Również zajęła miejsce między miękkimi poduszkami. Spódnica ułożyła się wokół jej nóg spływając miękko do ziemi. - Edgar ma żonę i dzieci. Moja szwagierka czasami roznosi dom w zmartwieniach. Ma jednak trójkę wspaniałych dzieci, którymi należy się zająć. Osobiście czasami mam ochotę ich porozstawiać po kątach, gdyż nie dają mi spokoju, ale są to kochane dzieci. Quentin, nie ma dzieci, ale wpada jedynie do pracowni alchemicznej, siedzi godzinami po czym wybywa. O tym, że jest w domu dowiaduję się kiedy znajdzie chwilę aby zagrać na pianinie. A Craig...
Prim westchnęła ciężko i upiła łyk pysznej lemoniady.
-Poznałaś Craiga, prawda? Wspominałaś kiedyś, że widzieliście się we Francji. - Spojrzała bystro na przyjaciółkę. - Craig to dopiero jest ryzykant. Czasami kiedyś zapomni własnej głowy, jestem tego pewna. A w Londynie bywam. W sklepie również, uwielbiam to miejsce, a nie raz na zapleczu lepiej mi się pracuje niż w Durham. Skoro jednak jest już bezpieczniej w mieście to będę pojawiać się częściej. Brakuje mi jego atmosfery.
Prawie oblała się wodą gdy przyjaciółka wypaliła z pytaniem o małżeństwo i szukanie małżonka. Spojrzała na nią z udawanym wyrzutem w oczach.
-I kto to mówi?- Zarzuciła z zadziorną nutą w głosie odchylając lekko głowę do tyłu. - O ile mi wiadomo, panno Black, jesteś również w wieku, w którym należałoby znaleźć tobie męża? Mówisz, ze twój ojciec próbował z tobą rozmawiać. Edgar przedstawia mi codziennie całą listę nazwisk. Wiem, że się szykuje abym zmieniła nazwisko Burke na jakieś inne.
Oparła się o oparcie ławki i westchnęła cicho. Widać, że coś ją gryzło.
-Na co liczysz w małżeństwie, Aquilo?



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]19.10.20 0:17
W czasach gdy obydwie chodziły do szkoły, nikt nie kłócił się z tym, że Primrose pasowała do domu Ravenclaw jak ulał. Jednak to czy do tego samego domu powinien należeć starszy brat Aquili, nie było takie oczywiste, a przynajmniej nie dla Black. Przyzwyczajona do myśli, że wszyscy jej krewni trafiają do Slytherinu, po tym gdy jej matka odczytała list z informacją, że jej brat trafił do Domu Kruka, dziewczyna była lekko zmieszana. Kwestionowała wtedy swoje przekonanie co do przyszłości w Hogwarcie i chociaż w tamtych latach miała jeszcze wiele czasu zanim Tiara Przydziału przepowie jej przeznaczenie, myśli o noszeniu krawatu w jakichkolwiek innych barwach niż te zielono-srebrne, przyprawiała ją o mdłości. Wtedy jednak jej ojciec powtarzał jej, że ambicje i spryt jakie w sobie nosi z pewnością wybiorą dla niej słuszny dom, a Aquila czuła się już nieco lepiej.
Damy weszły do altany. Zgodnie z pierwszymi myślami panny Black, nie była ona opuszczonym i przerażającym miejscem, a ustronną przestrzenią z wieloma miękkimi poduszkami. Na stoliku czekała już na nie mrożona lemoniada. Gdy tylko Primrose wręczyła w jej ręce pełną szklankę, Aquila wzięła potężny łyk chcąc ugasić pragnienie po niezbyt męczącej, ale upalnej przechadzce po lesie. Słuchała z uwagą narzekań Burke na dzieci swojego brata co rusz obdarzając ją pogodnym uśmiechem. Miło było czasem posłuchać o normalnych problemach, zamiast o rozlewie krwi na ulicach Londynu. Dopiero na imię Craiga poczuła dziwne ukłucie w żołądku, takie same jak na kompletnie niespodziewaną informację.
- Tak... Zdarzało się, że Twój kuzyn dotrzymywał mi towarzystwa w trakcie przyjęć we Francji. To wspaniały czarodziej. - odpowiedziała sztucznym, ale uprzejmym głosem.
Przez chwilę chciała nawet dopytać o jakie ryzyko konkretnie jej chodzi, ale mogłoby być to nie dość, że wścibskie, to jeszcze bardzo niecodziennie, więc postanowiła odpuścić temat. Niby dlaczego pannę Black miałoby obchodzić ryzyko zupełnie obcego szlachcica? Niby dlaczego...
- W sprawie odwiedzin Londynu powinnaś poradzić się swojego brata - zaczęła z dozą niepewności - Ja nie jestem odpowiednią osobą by odpowiadać za Twoje bezpieczeństwo, a on tak. Nie mogłabym brać na siebie takiej odpowiedzialności, Primrose... Zgodzisz się ze mną, że nasze bezpieczeństwo powinno być dla nas absolutnie kluczowe, prawda? - zadając to pytanie nie spodziewała się szczerej odpowiedzi.
Doskonale wiedziała, że panna Burke marzy o dalekich podróżach i badaniu artefaktów, które za sprawą samego spojrzenia na nie mogą wywołać wiele szkód. Zawsze wydawało jej się, że Prim potrzebowała w swoim życiu tego typu ryzyka. Nigdy nie skonfrontowała swoich myśli z rzeczywistością, nie było ku temu najmniejszej sposobności.
- Panno Burke, to niegrzecznie odpowiadać pytaniem na pytanie, nieprawdaż? - spojrzała z ukosa na przyjaciółkę, która sprytnie uniknęła jasnej odpowiedzi na temat jej planów co do małżeństwa.
Sama jednak nie wiedziała jak miałaby na to pytanie odpowiedzieć.
- Czego szukam ja...? - zawahała się.
Nigdy nie myślała o tym czego rzeczywiście szuka. Nie myślała o małżeństwie. Zostawiła ten temat na po wydaniu książki, chociaż ten upragniony cel oddalał się coraz bardziej i bardziej.
- Chciałabym wyjść dobrze za mąż, za porządnego szlachcica. Potem urodzić mu męskiego potomka i wieść swoje życie w dostatku, spokoju i miłości. - wypowiedziała formułkę.
W miłości.... Jak abstrakcyjne było to stwierdzenie. Ostatni czas gdy w ogóle pomyślała, że może być ofiarą takiego uczucia, miało miejsce lata temu, jeszcze w Hogwarcie. Zakazana miłość której się wtedy dopuściła nie miała prawda ani przetrwać ani tym bardziej ujrzeć światła dziennego. Zresztą, nie miało to żadnego znaczenia. Obiekt jej nastoletnich uczuć już dawno spoczywał w ziemi. Znów w jej myślach pojawił się, wspomniany wcześniej przez przyjaciółkę, Craig. Nie czuła do niego miłości, absolutnie nie. Takie słowa byłyby o wiele za duże by móc określać ich relacje. Jednak istniał cichy głosik, jeden mały motylek mieszkający głęboko w żołądku dziewczyny, który rozwijał skrzydła i fruwał w niej gdy ostatni raz niespodziewanie zobaczyła Burka w salonie przy Grimmauld Place 12.
- Primrose, bądźmy ze sobą szczere. Doskonale wiemy, że kiedyś każda z nas będzie musiała wyjść za mąż. Jesteś na to gotowa? - rozejrzała się teatralnie. - Nikt nas nie słyszy. Możesz mówić prawdę.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]19.10.20 9:01
Primrose sącząc leniwie lemoniadę, sięgnęła po ciasteczko cytrynowe i zjadła je ze smakiem. Udawała, że nie słyszy tej sztucznej nuty w głosie panny Black. Kusiło ją, bardzo kusiło aby zapytać co też wydarzyło się we Francji, a może później.
Prim przecież nie wiedziała co się dzieje w życiu Craiga, kuzyn mówił to co chciał i nawet jeżeli domyślała się, że sporo ukrywał to nie drążyła tematu. Pozwała sobie wtedy gdy wiedziała, że może czegoś się dowiedzieć. Czyżby teraz powinna poważniej zainteresować się jego życiem prywatnym. Na pewno coś się wydarzyło pomiędzy nim a Aquilą, pytanie tylko co? A może to jej wyobraźnia i tak naprawdę nic się nie stało, a przyjaciółka stara się powiedzieć coś miłego na temat kuzyna Prim, bo nie chce sprawić jej przykrości. Choć wcześniej nigdy nie miała oporów aby mówić co myśli. Dziwne…
Wypędziła natrętne myśli z głowy. Nie czas i miejsce. Chociaż…
-Co sądzisz o Craigu? – Zagadnęła gładko i niezobowiązująco. – Jestem ciekawa jak długo będzie tkwił w stanie kawalerskim. Choć aktualna sytuacja raczej nie sprzyja zawieraniu małżeństw.
Zakręciła szklanką w dłoni, a kostki lody zadzwoniły o jej ścianki. Parę kropel spłynęło po krysztale na jej palce. Patrzyła jak leniwie toczą się w dół. Upiła kolejny łyk. Aquilla wchodziła na grząski grunt rozmowy. Małżeństwa i zakładanie rodziny. Każdą z nich to czekało i powinny wyczekiwać w oknie przybycia przyszłego małżonka niczym rycerza na białym koniu. Spod opieki rodziny pod opiekę męża, jakby były dziećmi. Mieli XX wiek, lata 50. Świat na ich oczach się zmieniał. Jeżeli chcieli cos osiągnąć, jeżeli pragnęli władzy musieli sami pójść na przód, zmienić skostniałe zasady, inaczej zostaną w tyle. Czy tego chcieli czy nie, naukowcy pracowali, odkrywali nowe możliwości, magia już nie ograniczała się tylko do paru machnięć różdżką.
-Jeżeli chcesz mojej szczerej odpowiedzi przestań sama mówić frazesami – skomentowała kąśliwie słowa przyjaciółki i spojrzała na nią wymownie. Odstawiła pustą szklankę na stolik, wyciągnęła nogi przed siebie krzyżując je w kostkach, w pozycji, która nie przystoi damie, nonszalanckiej.
-Oczywiście, że nie jestem na nie gotowa. Nie mam jednak nic przeciwko małżeństwu, w którym będę szanowana za to kim jestem, za to co osiągnęłam, a nie tylko za to z jakim nazwiskiem się urodziłam. – Odpowiedziała z gorzką nutą w głosie i skrzywiła lekko swoje pełne usta. – To pospolita pomyłka mężczyzn. Widzą kobietę, którą uważają za piękną, godną pożądania i która uchodzi za dobrą partię i wydaje im się, że ją kochają. A w rzeczywistości kochają obraz samego siebie odbity w kobiecych oczach.
Jej głos był spokojny, ale przebrzmiewała w nim gorycz. Primrose w dom rodzinnym zasmakowała wolności i swobody. Mogła wyrażać własne zdanie, nawet jeżeli bracia i ojciec się z nim nie zgadzali to zawsze ją wysłuchali. Widziała jednak czym kończy się nieposłuszeństwo. Wciąż w pamięci żywy był obraz jej starszej siostry, która została wydziedziczona, a jej imienia nikt nie wymawiał.
-Kiedy kobieta w pewnej epoce swojego życia marzy o idealnej miłości wyśmiewane są jej złudzenia i świat domaga się kokieterii, bez której panna jest dla nich nudna, a mężatka głupia. – Kontynuowała Prim. Tama puściła, musiała wyrzucić z siebie to co od dawna ją gryzło. – A dopiero kiedy dzięki zbiorowym działaniom pozwoli sobie prawić banalne oświadczyny, patrzeć słodko w oczy i ściskać za ręce, wówczas wyłazi z ciemnego kąta jakiś oryginalny egzemplarz i uroczyście wyklina kobietę stworzoną na obraz i podobieństwo męskich snów.
Uzupełniła swoją szklankę lemoniadą i upewniła się, ze towarzysząca jej dziewczyna również ma co pić.
-Ze względu na własne bezpieczeństwo siedzę w Durham, nie chcę przysparzać kłopotu. Wiem, że ściągnęło by to nie jeden gniew na moją głowę. – Westchnęła ciężko.-  Dlatego też póki mogę, póki nikt mi nie za broni oddaje się swojej pasji.
„Póki nikt” na pewno odnosiło się do przyszłego małżonka, który raczej nie będzie zachwycony myślą, że jego małżonka grzebie artefaktach, włóczy się po świecie w ich poszukiwaniu i tworzy amulety, które nie mają za zadanie pomóc w uspokajaniu dzieci kwilących w kołysce. Choć sam w sobie pomysł nie był głupi, gdyby tak się zastanowić.
-Podejrzewam, że też byś chciała móc prowadzić swoje badania i poszukiwania po ślubie, czyż nie?
Pytanie zawisło między nimi w szmerze strumyka i świergocie skowronków.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]20.10.20 17:59
Co sądzisz o Craigu? Miała ochotę wydać z siebie grymas poirytowania. To pytanie było jej całkowicie niepotrzebne. Zadane oznaczało, że musiała znaleźć odpowiedź, a ta nie przychodziła jej do głowy automatycznie.
- Ja sądzę, że... - zaczęła niepewnym głosem dalej nie mając przygotowanej odpowiedzi.
Czemu właściwie o niego pytała? Czyżby Craig wspomniał jej o swojej wizycie na Grimmauld Place 12 ledwo dwa tygodnie temu? Nie... Na pewno nie, nie było o czym wspominać. Mężczyzna w ciągu ostatnich tygodni pojawiał się w jej życiu częściej niż przez cały ostatni rok. Było to nie o tyle dziwne co zupełnie niespodziewane i przypadkowe.
- Myślę, że Craig jest mężczyzną który ma w sobie wiele ukrytych cech, nie do końca ujawnianych na salonach... - co dalej? - Jest wspaniałym czarodziejem i jestem przekonana, że osiągnie w życiu ogromny sukces. Większy niż mogłybyśmy się tego spodziewać. Ma do tego wszystkie potrzebne zdolności. - zakończyła.
Co za niezręczny moment. Doskonale wiedziała, że Primrose nie pyta o opinię na temat Lorda Burke by posłuchać jak Aquila komplementuje jego umiejętności magiczne, a po to by usłyszeć od przyjaciółki plotki i, być może, pobawić się w swatkę. Było na to zdecydowanie za wcześnie. Dziewczyna potrzebowała zebrać więcej materiałów do swojej książki, może nawet opublikować jeszcze przed ślubem, przynosząc kolejną sławę nazwisku Blacków.
- Nie mówię frazesami - odpowiedziała chłodno. - Po prostu nie szukam w małżeństwie niczego więcej. Obydwie doskonale wiemy jak to działa.
Kolejne słowa przyjaciółki potwierdziły to co właśnie powiedziała. "To pospolita pomyłka mężczyzn. Widzą kobietę, którą uważają za piękną, godną pożądania i która uchodzi za dobrą partię i wydaje im się, że ją kochają". Czy aby na pewno była to pomyłka? Czym więcej była miłość jeśli nie pożądaniem i pragnieniem posiadania dobrej rodziny. A przecież by mieć dobrą rodzinę należało mieć "dobrą partię".
- Myślisz, że kiedyś poczujesz to wobec mężczyzny? - zawahała się. - Uznasz go za godnego pożądania i zakochasz się? Gdybyś mogła wybrać to... To uznałabyś wolę brata czy... Czy nie zgodziła się na mężczyznę którego nie kochasz?
Prim rozrywała worek goryczy który siedział głęboko w niej. Każdy jej żal o to w jaki sposób wyglądał świat miał swoje odbicie w doświadczeniach Aquili. Bywały momenty gdy przerażenie zżerało ją od środka, ponieważ pozwoliła sobie poczuć cokolwiek więcej niż uprzejmość w stronę innego mężczyzny, który nie był dla niej wybrany. Przez tamte wybory, gdyby ktoś się wtedy dowiedział, może nikt by jej nie wyklął, ale zostałaby całkowicie odsunięta od możliwości spełniania się, czekając jedynie na jak najszybsze zamążpójście i "pozbycie się problemu".
Kolejne słowa Primrose uderzyły w nią jak kamień w rzekę. "Póki mogę... zdawało się właśnie rozrywać ją od środka. Póki może... Nie patrzyła na to w ten sposób, ale co jeśli... Co jeśli wydanie książki przed ślubem będzie jej ostatnią możliwością spełniania swoich pasji? Co jeśli nie zdąży jej wydać i nigdy już nie będzie mogła tego zrobić...?
Aquila poczuła, że zaraz zwymiotuje. Poziom stresu skoczył jej drastycznie do góry, a ta nerwowo zaczęła ruszać nogami i bez jakiegokolwiek rytmu. Czuła jakby jej czoło zalewał zimny pot, a oddech gwałtownie przyspieszył. Myśli skakały w bałaganie nie potrafiąc się uporządkować. Dopiero pytanie Primrose wybudziło ją ze swego rodzaju transu. Słysząc głos przyjaciółki poczuła jakby wracała właśnie do ciała z wielogodzinnej wycieczki w nieznane.
- Tak - odpowiedziała szybko, choć możliwe, że od czasu zadania go minęło już wiele sekund. - Tak... Primrose... Myślisz, że tak czuły się nasze matki?



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Altana na skraju lasu [odnośnik]21.10.20 9:11
„Wspaniały czarodziej, ukryte cechy, potrzebne zdolności” jakby słyszała opinię na pracownika roku w Ministerstwie Magii, a nie młodej czarownicy, która ma możliwość podzielenia się uczciwie swoimi myślami, a to oznacza jedno: coś było na rzeczy. W normalnej sytuacji przyjaciółka by udzieliła zupełnie innej odpowiedzi, to wystarczyło pannie Burke. Nie mogła wysnuć pełnej tezy, ale mogła zacząć tworzyć teorię. Jej jedynym komentarzem było uniesienie jednej brwi do góry i cień rozbawionego uśmiechu w kąciku ust. Upiła kolejny łyk lemoniady, która przyjemnie orzeźwiała. Zdawała sobie sprawę, że weszły na ciężkie tematy, ale nie było to nic odrealnionego. Obydwie były w wieku, w którym wraz z innymi pannami siedziały w przedsionku życia zwanym „tuż przed narzeczeństwem”. Były pewne zasady i musiały się z nimi liczyć. Ich rodziny przygotowywały je do tej chwili od samego początku. Były szkolone na dobre żony i matki. Przykładne istoty, które posiadają szereg umiejętności by być ozdobą męża i godnie go reprezentować. Nie miała nic przeciwko temu. Chciała mieć męża i dzieci, chciała być „panią” najlepiej u boku wpływowego mężczyzny. Jednocześnie to wyobrażenie kłóciło się z pragnieniami młodej kobiety. Bo czyż znajdzie się ktoś kto będzie miał otwarty umysł i będzie akceptował zdanie i potrzeby żony. Najbardziej bała się zamknięcia w złotej klatce i tego, że przywyknie do niej, zaakceptuje i znajdzie dobre strony. Jak wiele kobiet przed nią. Nie było to złe życie. Każdy by zapytał: Czego chcesz więcej? Masz męża, pozycje, dzieci, duży dom, służbę na każde zawołanie, piękne stroje i nazwisko. Byłaby hipokrytką gdyby zaprzeczyła, ze tego nie pragnie. Wychowała się w tym świecie i oczywistym było, że chce tego wszystkiego, ale chciała dodać coś jeszcze do tej listy. Szacunek i możliwość rozwoju.
Uśmiechnęła się smutno do panny Black, w jej oczach jednak zatańczyły małe iskierki przekory.
-Idealnie by było gdyby mężczyzna wybrany na mojego męża był tym, którego pokocham, a on pokocha mnie. – Odpowiedziała spokojnie, powoli jakby zastanawiała się jakie dobrać słowa. Odstawiła szklankę i mimowolnym ruchem założyła ciemny kosmyk za ucho. – Jednak często obiekt naszych westchnień nie jest tym za kogo go bierzemy.
Czy sprzeciwiłaby się bratu? Oczywiście, że nie! Mogła mieć swoje marzenia, ale były też obowiązki. Obraz siostry płaczącej na klęczkach w salonie i mówiącej o swojej miłości życia był nadal świeży w jej pamięci. Prim się nie oszukiwała, z rodziną i odpowiednim nazwiskiem mogła osiągnąć wiele, musiała tylko znaleźć sposób jak to zrobić. Jak zacząć naruszać strukturę muru, który został zbudowany ze skostniałych zasad. Miała już parę pomysłów, ale potrzebowała równie zdeterminowanych co ona kobiet. Czy Aquila Black była jedną z nich? Tego Prim jeszcze nie wiedziała. Jednak widziała, że ta rozmowa zmusza przyjaciółkę do poruszenia kwestii mało wygodnych, takich które uwierają, ale jednocześnie zmuszają do myślenia. Nie chciała jednak jej do niczego zmuszać. To musiała być świadoma decyzja podjęcia się walki na froncie zasad i tradycji, celem ich zmian, reformy, unowocześnienia. W końcu wszystkie zasady i tradycje kiedyś były nowe.
-Uznałabym wolę brata – odpowiedziała bez wahania i z pewnością w głosie. – Mogę jedynie liczyć, że Edgar będzie miał również na uwadze moje dobro, a nie tylko rodziny. Znam swoje miejsce i zadanie jakie zostało mi narzucone poprzez urodzenie. Nie oznacza to jednak, że muszę się z nim zgadzać i nie walczyć o inną przyszłość. Jeżeli nie dla nas, to dla naszych córek i wnuczek.
Iskra w oczach Primrose zapłonęła gorącym blaskiem.
-A teraz wykorzystuję możliwość jakie mam i posiadam w obecnym czasie.
Widziała, że mina przyjaciółki zrzedła, tik nerwowy nogą tak jak w szkole, pewne rzeczy są niezmienne. Wiedziała, że trafiła w czuły punkt. Wiedziała, że naruszyła pewną strukturę, pytanie co z tym zrobi Aquila. Schowa się do skorupy czy pozwoli sobie na spojrzenie na życie z innej perspektywy?
-Nasze matki? – Przekrzywiła lekko głowę na bok. Padło pytanie i to takie, które może doprowadzić do ciekawych wniosków. – Ciężko stwierdzić, nigdy z moją na ten temat nie rozmawiałam. Jest dla mnie niczym kamienna figura. Piękna ale zimna. Jednak wiem, że jest człowiekiem. Możliwe, że miała marzenia inne niż życie, które teraz wiedzie. A może nie czuła takiej potrzeby. Sądzę jednak, że gdyby nie czuła potrzeb zmian nie wychowywała by mnie tak jak do tej pory. Wolno mi wiele, o wiele więcej niż w innych domach. Mogłam posmakować różnego życia. Pozwalano mi na zadawanie pytań i poznawanie świata. Gdyby nie chciała czegoś innego, wcisnęła by mnie w gorset sztywnych zasad. Nie każda zmiana musi wiązać się z wybuchem.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Altana na skraju lasu - Page 19 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke

Strona 19 z 22 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20, 21, 22  Next

Altana na skraju lasu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach