Palarnia opium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Palarnia opium
Największe pomieszczenie w piwnicach pod sklepem Borgina & Burke'a. Do palarni można dostać się trzema drogami. przechodząc przez zaplecze sklepu, przez tunele w piwnicach Śmiertelnego Nokturnu oraz przy pomocy sieci fiuu. Drewniany, zdobiony sufit, dźwiga ciężar brylantowych żyrandoli sprowadzonych z najdalszych zakątków świata. Każdy rozpalany jest tylko na okazyjne spotkania. Palarnia liczy sobie kilkanaście stolików otoczonych fotelami obitymi czerwonym materiałem. Pomimo tego, że palarnia znajduje się w piwnicy, sufit jest na tyle wysoki, co umożliwiło stworzenie drewnianego półpiętra. Wystrój zawiera również bar z alkoholem wszelkiej maści. Od czasu do czasu w palarni organizowane są koncerty na żywo.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Doskonale znał to spojrzenie. Nie tylko ona go nim obdarzała, chociaż nie zaprzeczał, że Prim robiła to najczęściej. Ostatnimi czasy jego małżonka również dość często patrzyła na niego w ten sposób. I choć martwiła się, że się przemęcza, to jednocześnie rozumiała, że to co robi jej mąż jest dla niego ważne i dzięki temu się spełnia. Wspierała go w tym mimo wszystko, ale jednak martwienie się nadal pozostawało w jej gestii. Wśród szlachty rzadko zdarzały się małżeństwa z miłości, przeważnie są to zaaranżowane zaślubiny. Jednak w przypadku jego i Charlotte było inaczej. Poznali się na Sabacie, wpadli sobie w oko, następnie on zaprosił ją kilka razy na spotkanie, a potem to już była kwestia czasu kiedy zgłosił się z prośbą o jej rękę do jej ojca. Tak więc w ich przypadku jak najbardziej była mowa o silnych uczuciach, które nawet z ubiegiem lat i licznych zajęciach i wyjazdach Xaviera nie osłabły, a wręcz przeciwnie.
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie na słowa kuzynki, po czym złapał ją za dłoń i delikatnie, po ojcowsku wręcz, poklepał ją po jej wierzchu.
- Byłabyś wtedy z pewnością najbogatszą Lady w kraju. - odparł z uśmiechem i puścił jej oczko. - A po za tym z tego co mi wiadomo niedługo przybędzie ci kolejny mężczyzna, o którego będziesz się martwić. Właśnie jak to jest, że jeszcze nie poznałem twego wybranka? - uniósł brew ku górze, po czym upił łyk alkoholu.
Wysłuchał na spokojnie jej wizji przyjęcia i pokiwał na to delikatnie głową. Co prawda on miał doświadczenie w organizowaniu przedsięwzięć typu wyprawy poszukiwawcze lub innego rodzaju, pierwszy raz starał się zorganizować koncert. Mimo wszystko starał się jak mógł, to miał być wieczór Primrose i Adeline, chciał by był to pamiętny koncert i aby obie panie czuły się dobrze na scenie i w ogóle.
- Definitywnie więcej bywasz na przyjęciach aniżeli ja. My Burkowie, w każdym razie męska część, chyba mamy to we krwi, że jednak przyjęcia i spotkania towarzyskie nie są dla nas w żaden sposób pociągające. - puścił jej oczko z lekkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy - Ale tak, zgadzamy się w tym, że stół szwedzki przeszkadza. Ustalimy jedną czy dwie przekąski, które podadzą kelnerzy przed rozpoczęciem koncertu i to powinno wystarczyć. Zwłaszcza, że będą mieli alkohol, więc tym też napełnią żołądki. Co do dekoracji, jak najbardziej tematyczne, odnoszące się do aktualnej sytuacji, ale też bym ich nie dawał za dużo. Wiesz, żeby nie przyćmiły wszystkiego innego. - sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, skąd wyjął mały notatnik i zapisał w nim kilka rzeczy.
Miał z reguły dobrą pamięć, ale wolał się zawsze w takich kwestiach zabezpieczyć. Zapisywał wszystko, by potem bez problemu móc do tego wrócić, nie musząc wracać wspomnieniami do danej chwili. Zapisał na spokojnie, że będzie potrzebował kilku dodatkowych kelnerów do obsługi tego przedsięwzięcia, że definitywnie będzie trzeba zamówić więcej alkoholu, tu zgłosi się do Craig'a, który zajmował się dostawami.
- Myślałaś już ile mają kosztować bilety? Wydaje mi się, że jeśli chodzi o ich koszt to powinna być to symboliczna kwota, aby potem mogli wpłacać ewentualnie więcej. A co do samych wpłat... może by jakąś taką ładną skrzynkę postawić przy barze albo scenie, żeby każdy mógł sobie podejść i wpłacić datek bez zdradzania ile wpłacił? - zaproponował zerkając na Primrose i unosząc lekko jedną brew ku górze.
Miała rację, teraz należało się skupić na jednoczeniu ludzi. Społeczeństwo było zbyt rozbite, zbyt podzielone by można było nazwać je chociaż trochę stabilnym. Takie przedsięwzięcia jak planowany przez nich koncert łączyły ludzi we wspólnym celu. Chociaż przewidywał, że pewnie nie wszyscy będą chętni do dzielenia się swoim majątkiem, bo w końcu sytuacja gospodarcza również nie była za ciekawa. Oni sami nie narzekali, byli zabezpieczeni na każdą ewentualność, ale nie wszystkim dopisało takie szczęście jak im.
- Tak, połowa listopada to odpowiednia data. Jeśli ustalimy dokładny dzień będzie mi łatwiej przygotować lokal do wydarzenia. - pokiwał lekko głową zgadzając się na jej propozycję.
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie na słowa kuzynki, po czym złapał ją za dłoń i delikatnie, po ojcowsku wręcz, poklepał ją po jej wierzchu.
- Byłabyś wtedy z pewnością najbogatszą Lady w kraju. - odparł z uśmiechem i puścił jej oczko. - A po za tym z tego co mi wiadomo niedługo przybędzie ci kolejny mężczyzna, o którego będziesz się martwić. Właśnie jak to jest, że jeszcze nie poznałem twego wybranka? - uniósł brew ku górze, po czym upił łyk alkoholu.
Wysłuchał na spokojnie jej wizji przyjęcia i pokiwał na to delikatnie głową. Co prawda on miał doświadczenie w organizowaniu przedsięwzięć typu wyprawy poszukiwawcze lub innego rodzaju, pierwszy raz starał się zorganizować koncert. Mimo wszystko starał się jak mógł, to miał być wieczór Primrose i Adeline, chciał by był to pamiętny koncert i aby obie panie czuły się dobrze na scenie i w ogóle.
- Definitywnie więcej bywasz na przyjęciach aniżeli ja. My Burkowie, w każdym razie męska część, chyba mamy to we krwi, że jednak przyjęcia i spotkania towarzyskie nie są dla nas w żaden sposób pociągające. - puścił jej oczko z lekkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy - Ale tak, zgadzamy się w tym, że stół szwedzki przeszkadza. Ustalimy jedną czy dwie przekąski, które podadzą kelnerzy przed rozpoczęciem koncertu i to powinno wystarczyć. Zwłaszcza, że będą mieli alkohol, więc tym też napełnią żołądki. Co do dekoracji, jak najbardziej tematyczne, odnoszące się do aktualnej sytuacji, ale też bym ich nie dawał za dużo. Wiesz, żeby nie przyćmiły wszystkiego innego. - sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, skąd wyjął mały notatnik i zapisał w nim kilka rzeczy.
Miał z reguły dobrą pamięć, ale wolał się zawsze w takich kwestiach zabezpieczyć. Zapisywał wszystko, by potem bez problemu móc do tego wrócić, nie musząc wracać wspomnieniami do danej chwili. Zapisał na spokojnie, że będzie potrzebował kilku dodatkowych kelnerów do obsługi tego przedsięwzięcia, że definitywnie będzie trzeba zamówić więcej alkoholu, tu zgłosi się do Craig'a, który zajmował się dostawami.
- Myślałaś już ile mają kosztować bilety? Wydaje mi się, że jeśli chodzi o ich koszt to powinna być to symboliczna kwota, aby potem mogli wpłacać ewentualnie więcej. A co do samych wpłat... może by jakąś taką ładną skrzynkę postawić przy barze albo scenie, żeby każdy mógł sobie podejść i wpłacić datek bez zdradzania ile wpłacił? - zaproponował zerkając na Primrose i unosząc lekko jedną brew ku górze.
Miała rację, teraz należało się skupić na jednoczeniu ludzi. Społeczeństwo było zbyt rozbite, zbyt podzielone by można było nazwać je chociaż trochę stabilnym. Takie przedsięwzięcia jak planowany przez nich koncert łączyły ludzi we wspólnym celu. Chociaż przewidywał, że pewnie nie wszyscy będą chętni do dzielenia się swoim majątkiem, bo w końcu sytuacja gospodarcza również nie była za ciekawa. Oni sami nie narzekali, byli zabezpieczeni na każdą ewentualność, ale nie wszystkim dopisało takie szczęście jak im.
- Tak, połowa listopada to odpowiednia data. Jeśli ustalimy dokładny dzień będzie mi łatwiej przygotować lokal do wydarzenia. - pokiwał lekko głową zgadzając się na jej propozycję.
Ostatnio zmieniony przez Xavier Burke dnia 01.04.21 22:09, w całości zmieniany 1 raz
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +5
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +5
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wręcz ojcowski gest w wykonaniu kuzyna przyjęła z uśmiechem, który zaraz zamarł kiedy wspomniał o narzeczonym. Od ostatniego spotkania wymienili parę lakonicznych sów i tyle, nic ponad to. Nie miała luksusu zakochania się w swoim przyszłym małżonku. Bycie siostrą nestora miało swoje plusy oraz minusy. Miała wiele swobód i możliwości, ale również obowiązków i oczekiwano od niej o wiele więcej niż od reszty kobiet z rodu. Kuzyni mieli więcej swobody w doborze przyszłych żon, ona zaś została postawiona przed faktem dokonanym.
-Dobrze wiesz Xavierze, że nie jest to mój wybranek, tylko decyzją nestorów zostałam zaręczona z lordem Aresem Carrow. - Odpowiedziała i od razu upił łyk drinka. Niedługo Edgar miał wysłać sowy z informacją o zaręczynach do innych rodów. Oznajmić, że oto ród Burke łączy się z Carrowami, swoimi sąsiadami. Durham będzie tak blisko, a jednocześnie tak bardzo daleko, że sama myśl sprawiała iż serce jej zamierało w piersi.- Jednak nic nie stoi na przeszkodzie abyś go poznał. Edgar planuje wspólne spędzanie czasu, tylko w męskim gronie. Jestem przekonana iż zostałeś w tym uwzględniony.
Prawda była taka, że reszta męskiej części rodziny musiała poznać Aresa i wyrazić swoją opinię na jego temat, a z tego co już zdążyła się nasłuchać plotek to będą w niej uderzać owe trupy z szafy, jak to ujął ostatnim razem. Czuła podskórnie, że co chwila coś będzie wypływać na wierzch i będzie musiała się z tym liczyć. Był trzydziestoletnim kawalerem, na pewno miał bogate i bujne życie nim osiadł w Yorku. Ciekawe ile takich miejsc jak Wenus odwiedził w czasie podróży lub ile bękartów po sobie zostawił? W małżeństwie z rozsądku musiała znaleźć sobie swoje miejsce i swoje zajęcie inaczej na pewno oszaleje. Pokręciła z rozbawieniem głową i zaśmiała się cicho na słowa kuzyna.
-Bywam na przyjęciach, ale śmiało możesz pytać, a każdy ci powie, że lady P Burke nie należy do najbardziej uroczych i roześmianych panien w towarzystwie, ale za to… - Usiadła wygodniej na kanapie, którą zajmowała opierając się plecami o miękkie obicie oraz zakładając nogę na nogę, co przecież nie przystoi młodej damie na wydaniu, ale już nie była na wydaniu, była już obiecana. - … w czasie takiego przyjęcia możesz obserwować ludzi. A to wiele mówi o osobach, które masz wokół siebie. Kto kogo lubi, kto z kim sypia, kto przed kim udaje, kto jest zdenerwowany, kto nałożył tego wieczora maskę luzaka i hochsztaplera. Polecam bycie obserwatorem, wychodzisz z takiego przyjęcia z większą ilością wiedzy niż gdybyś pół nocy rozmawiał z gośćmi.
Sama często to robiła, pozwalając przyjaciółkom czy też matce i bratowej brylować na salonach tak jak lubiły. Mogła wtedy stać w cieniu i patrzeć, wodzić spojrzeniem po twarzach, wyłapywać te drobne niuanse, zależności między osobami.
Poczekała aż kuzyn zanotuje wszystkie ich pomysły i dopiero kontynuowała.
-Bilety, tak jak mówisz, w drobnej kwocie aby nikt nie czuł, że nie może się pojawić, zaś koszyk czy elegancka skrzyneczka może stać obok sceny, by każdy, jeżeli ma ku temu wolę, mógł dorzucić coś więcej na nasz cel. - Odstawiła szklankę na blat stołu i skrzyżowała dłonie w nadgarstkach układając je na kolanach. - Chciałabym aby koncert sprawił, że więcej pojawi się inicjatyw pokojowych dla naszej społeczności magicznej, dla potrzebujących. Aquila Black, moja przyjaciółka z lat szkolnych, wymyśliła wspaniałą akcję, ale będzie miała ona miejsce dopiero w grudniu, nie chcę na razie zdradzać szczegółów, gdyż jeszcze nad tym pracujemy, ale wszystkie, które będą dziać się w międzyczasie mają być preludium do tego co będzie zimą. Wojna wyniszcza nasz kraj, ludzie ubożeją, cierpią. My jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji, nie musimy się martwić czym ogrzejemy dom, co zjemy na obiad, mamy obowiązek zatroszczyć się o innych.
Nie była wojownikiem, nie wyobrażała sobie siebie na polu bitwy między ciałami, w trakcie wielkich zmagań, ale mogła prowadzić swoje bitwy gdzie indziej. Na polu naukowym czy chociażby organizując zbiórki funduszy na szczytny cel. Tego w końcu oczekiwano od dobrze urodzonych dam. Zaangażowania w życie społeczności magicznej i to miała zamiar robić.
-Co powiesz na szesnasty listopada? - Zapytała kuzyna, dawało im to ledwo trzy tygodnie na przygotowanie wszystkiego, ale wierzyła, że dadzą radę. - Pozostaje nam jeszcze do ustalenia lista gości. Oczywiście muszą pojawić się Carrowowie, Blackowie, Rosierowie, Malfoyowie, Slughornowie, Fawleyowie, Rowle, Parkinsonowie, Lestrange, Flintowie i Nottów oraz Selwynów i nie możemy zapomnieć o Shafiq i Shackelbolt. - Wymieniała po kolei nazwiska uzmysławiając sobie jak wiele ludzi tu będzie na raz, a ona przed nimi wszystkimi ma zagrać na skrzypcach. Czyj to był pomysł? - Co myślisz o zaproszeniu czarodziei czystej krwi, ale nie szlachetnej. Może masz kogoś kto powinien być szczególnie zaproszony?
Zerknęła na kuzyna co on o tym myśli. Może warto było zaprosić kogoś z Rycerzy lub Śmierciożerców? Nie wiedziała czy zostanie to dobrze odebrane, gdyż nie orientowała się w układach wewnątrz ich organizacji.
-Dobrze wiesz Xavierze, że nie jest to mój wybranek, tylko decyzją nestorów zostałam zaręczona z lordem Aresem Carrow. - Odpowiedziała i od razu upił łyk drinka. Niedługo Edgar miał wysłać sowy z informacją o zaręczynach do innych rodów. Oznajmić, że oto ród Burke łączy się z Carrowami, swoimi sąsiadami. Durham będzie tak blisko, a jednocześnie tak bardzo daleko, że sama myśl sprawiała iż serce jej zamierało w piersi.- Jednak nic nie stoi na przeszkodzie abyś go poznał. Edgar planuje wspólne spędzanie czasu, tylko w męskim gronie. Jestem przekonana iż zostałeś w tym uwzględniony.
Prawda była taka, że reszta męskiej części rodziny musiała poznać Aresa i wyrazić swoją opinię na jego temat, a z tego co już zdążyła się nasłuchać plotek to będą w niej uderzać owe trupy z szafy, jak to ujął ostatnim razem. Czuła podskórnie, że co chwila coś będzie wypływać na wierzch i będzie musiała się z tym liczyć. Był trzydziestoletnim kawalerem, na pewno miał bogate i bujne życie nim osiadł w Yorku. Ciekawe ile takich miejsc jak Wenus odwiedził w czasie podróży lub ile bękartów po sobie zostawił? W małżeństwie z rozsądku musiała znaleźć sobie swoje miejsce i swoje zajęcie inaczej na pewno oszaleje. Pokręciła z rozbawieniem głową i zaśmiała się cicho na słowa kuzyna.
-Bywam na przyjęciach, ale śmiało możesz pytać, a każdy ci powie, że lady P Burke nie należy do najbardziej uroczych i roześmianych panien w towarzystwie, ale za to… - Usiadła wygodniej na kanapie, którą zajmowała opierając się plecami o miękkie obicie oraz zakładając nogę na nogę, co przecież nie przystoi młodej damie na wydaniu, ale już nie była na wydaniu, była już obiecana. - … w czasie takiego przyjęcia możesz obserwować ludzi. A to wiele mówi o osobach, które masz wokół siebie. Kto kogo lubi, kto z kim sypia, kto przed kim udaje, kto jest zdenerwowany, kto nałożył tego wieczora maskę luzaka i hochsztaplera. Polecam bycie obserwatorem, wychodzisz z takiego przyjęcia z większą ilością wiedzy niż gdybyś pół nocy rozmawiał z gośćmi.
Sama często to robiła, pozwalając przyjaciółkom czy też matce i bratowej brylować na salonach tak jak lubiły. Mogła wtedy stać w cieniu i patrzeć, wodzić spojrzeniem po twarzach, wyłapywać te drobne niuanse, zależności między osobami.
Poczekała aż kuzyn zanotuje wszystkie ich pomysły i dopiero kontynuowała.
-Bilety, tak jak mówisz, w drobnej kwocie aby nikt nie czuł, że nie może się pojawić, zaś koszyk czy elegancka skrzyneczka może stać obok sceny, by każdy, jeżeli ma ku temu wolę, mógł dorzucić coś więcej na nasz cel. - Odstawiła szklankę na blat stołu i skrzyżowała dłonie w nadgarstkach układając je na kolanach. - Chciałabym aby koncert sprawił, że więcej pojawi się inicjatyw pokojowych dla naszej społeczności magicznej, dla potrzebujących. Aquila Black, moja przyjaciółka z lat szkolnych, wymyśliła wspaniałą akcję, ale będzie miała ona miejsce dopiero w grudniu, nie chcę na razie zdradzać szczegółów, gdyż jeszcze nad tym pracujemy, ale wszystkie, które będą dziać się w międzyczasie mają być preludium do tego co będzie zimą. Wojna wyniszcza nasz kraj, ludzie ubożeją, cierpią. My jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji, nie musimy się martwić czym ogrzejemy dom, co zjemy na obiad, mamy obowiązek zatroszczyć się o innych.
Nie była wojownikiem, nie wyobrażała sobie siebie na polu bitwy między ciałami, w trakcie wielkich zmagań, ale mogła prowadzić swoje bitwy gdzie indziej. Na polu naukowym czy chociażby organizując zbiórki funduszy na szczytny cel. Tego w końcu oczekiwano od dobrze urodzonych dam. Zaangażowania w życie społeczności magicznej i to miała zamiar robić.
-Co powiesz na szesnasty listopada? - Zapytała kuzyna, dawało im to ledwo trzy tygodnie na przygotowanie wszystkiego, ale wierzyła, że dadzą radę. - Pozostaje nam jeszcze do ustalenia lista gości. Oczywiście muszą pojawić się Carrowowie, Blackowie, Rosierowie, Malfoyowie, Slughornowie, Fawleyowie, Rowle, Parkinsonowie, Lestrange, Flintowie i Nottów oraz Selwynów i nie możemy zapomnieć o Shafiq i Shackelbolt. - Wymieniała po kolei nazwiska uzmysławiając sobie jak wiele ludzi tu będzie na raz, a ona przed nimi wszystkimi ma zagrać na skrzypcach. Czyj to był pomysł? - Co myślisz o zaproszeniu czarodziei czystej krwi, ale nie szlachetnej. Może masz kogoś kto powinien być szczególnie zaproszony?
Zerknęła na kuzyna co on o tym myśli. Może warto było zaprosić kogoś z Rycerzy lub Śmierciożerców? Nie wiedziała czy zostanie to dobrze odebrane, gdyż nie orientowała się w układach wewnątrz ich organizacji.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Obserwował ją przez dłuższą chwilę w milczeniu, jednocześnie upijając łyk ze szklanki, która powoli już pustoszała. Tak, niestety kobiety nie miały tego przywileju, że mogły sobie wybrać małżonka...lub miały go rzadko. Widział w oczach kuzynki, że nie jest tym faktem zachwycona i wcale jej się nie dziwił. Nie znał osobiście jej przyszłego męża, ale jakby nie patrzeć jak swoje znajomości i co nie co o nim wiedział. Sam od dnia narodzin swoich dzieci, doskonale wiedział, że jeśli będzie miał wybierać kiedykolwiek męża dla swojej córki bardzo dokładnie mu się przyjrzy, a wręcz zrobi wywiad środowiskowy tak szeroko zakrojony, że nic mu nie umknie. Mimo wszystko, nie miał zamiaru wydawać swojej córki za kogoś o wątpliwej reputacji, kto miałby nie być dla niej dobry.
- Jeśli faktycznie Edgar planuje takie spotkanie, obiecuje ci, że dokładnie mu się przyjrzę i jeśli tylko wyczuje, że coś jest nie tak z tym szanownym jegomościem, nie omieszkam wspomnieć o tym twojemu bratu. - odparł spokojnie i uśmiechnął się do niej łagodnie chcąc w ten sposób dodać jej otuchy i zapewnić, że ma w nim wsparcie.
Wiedział, że Primrose najlepiej czuje się kiedy pracuje i doskonale zdawał sobie sprawę, że nie w smak jest jej małżeństwo. On sam nigdy nie ograniczał swojej żony, jeśli chciała, mogła się spełniać zawodowo, pod warunkiem, że nie zapominała o rodzinie. Mimo jego szczerych chęci w ich społeczeństwie obowiązywały pewne reguły, których przede wszystkim szlachcie nie należało łamać.
Zaśmiał się cicho na jej słowa i pokiwał głową z widocznym rozbawieniem.
- To prawda. Na salonach często można zdobyć o wiele więcej przydatnych informacji niż od najbardziej zaufanego informatora. Ale nie słyszałaś tego ode mnie. - puścił jej oczko - Bywam na salonach kiedy faktycznie muszę, na przykład w momencie kiedy Charlotte zostanie zaproszona i są to przyjęcia, gdzie wymagany jest partner. Jednak mimo wszystko to nie mój świat, takie wystawne przyjęcia. Chociaż masz rację, obserwowanie ludzi zawsze wychodzi na dobre. Ty obserwujesz, widzisz, wyciągasz wnioski, a obserwowany nie ma o tym najmniejszego pojęcia. - dodał spokojnie kiwając głową, po czym wzrokiem odnalazł kelnerkę i skinął na nią by przyniosła im nowe drinki. - Bez obaw, wrócę z tobą do domu. Nie wiem jak to robisz, ale swoją osobą i towarzystwem namówiłaś mnie żebym dzisiaj wcześniej skończył.
Zapisał kilka rzeczy w swoim notatniku, po czym znów skupił się na słowach kuzynki. Ponownie coś nabazgrał na stronach i zamyślił się na moment. No właśnie, szlachta to był obowiązek...ale kogo jeszcze zaprosić? Wiedział, że jeśli chodzi o taką decyzję muszą być bardzo ostrożni. Nie mogli zaprosić rodów, które były ze sobą skłócone za mocno, bo jednak chodziło im o jednoczenie się ludzi, a nie żeby rzucili się sobie do gardeł.
- Myślę, że skrzyneczka będzie najlepszym pomysłem i najlepiej żeby nie była szklana. Jak sama przed chwilą powiedziałaś, ludzie obserwują...na pewno będą wodzić wzrokiem za każdym kto podejdzie do skrzyneczki. Jeśli zobaczą jaka ilośc pieniędzy została do niej wrzucona lub ile już w niej jest, mogą się zacząć plotki i inne takie, a tego przecież nie chcemy. - pokręcił głową i westchnął cicho.
Znów coś zapisał i podziękował kelnerce, która przyniosła im nowe drinki. Sięgnął po szklankę i przez moment intensywnie wpatrywał się w jej zawartość jakby tam właśnie szukał odpowiedzi na dręczące go pytanie.
- Szesnasty listopada to dobra data. Odpowiednio bliska i dostatecznie odległa by wszystko ładnie i elegancko przygotować. - upił łyk alkoholu - Co do gości tu musimy być rozważni. Trzeba dokładnie przestudiować powiązania i nastroje panujące między szlachetnymi rodami. Te które wymieniłaś jak najbardziej, do nich zaproszenie powinno zostać wysłane i to najlepiej jak najszybciej. Co do innych uczestników nie jestem zbyt pewny. Mogą być czystej krwi, co im się oczywiście chwali, ale jednak nie znamy wszystkich. Nie wiemy jak zachowują się w towarzystwie, a jednak większość to będzie szlachta...a oboje wiemy jakie wygórowane wymagania mają niektórzy. Trzeba to bardzo przemyśleć. - uniósł znacząco brew ku górze.
Będzie musiał porozmawiać na ten temat z Craigiem. On miał o wiele lepsze rozeznanie jeśli chodziło o nastroje panujące między członkami Rycerzy czy Śmierciożerców. On sam był ich zwolennikiem i sojusznikiem, zawsze pomagał jeśli go o to poproszono, ale jednak nie wsiąkł w to tak bardzo jak jego starszy brat. Jego rada co do zaproszenia członków organizacji z pewnością będzie nieoceniona.
- Jeśli faktycznie Edgar planuje takie spotkanie, obiecuje ci, że dokładnie mu się przyjrzę i jeśli tylko wyczuje, że coś jest nie tak z tym szanownym jegomościem, nie omieszkam wspomnieć o tym twojemu bratu. - odparł spokojnie i uśmiechnął się do niej łagodnie chcąc w ten sposób dodać jej otuchy i zapewnić, że ma w nim wsparcie.
Wiedział, że Primrose najlepiej czuje się kiedy pracuje i doskonale zdawał sobie sprawę, że nie w smak jest jej małżeństwo. On sam nigdy nie ograniczał swojej żony, jeśli chciała, mogła się spełniać zawodowo, pod warunkiem, że nie zapominała o rodzinie. Mimo jego szczerych chęci w ich społeczeństwie obowiązywały pewne reguły, których przede wszystkim szlachcie nie należało łamać.
Zaśmiał się cicho na jej słowa i pokiwał głową z widocznym rozbawieniem.
- To prawda. Na salonach często można zdobyć o wiele więcej przydatnych informacji niż od najbardziej zaufanego informatora. Ale nie słyszałaś tego ode mnie. - puścił jej oczko - Bywam na salonach kiedy faktycznie muszę, na przykład w momencie kiedy Charlotte zostanie zaproszona i są to przyjęcia, gdzie wymagany jest partner. Jednak mimo wszystko to nie mój świat, takie wystawne przyjęcia. Chociaż masz rację, obserwowanie ludzi zawsze wychodzi na dobre. Ty obserwujesz, widzisz, wyciągasz wnioski, a obserwowany nie ma o tym najmniejszego pojęcia. - dodał spokojnie kiwając głową, po czym wzrokiem odnalazł kelnerkę i skinął na nią by przyniosła im nowe drinki. - Bez obaw, wrócę z tobą do domu. Nie wiem jak to robisz, ale swoją osobą i towarzystwem namówiłaś mnie żebym dzisiaj wcześniej skończył.
Zapisał kilka rzeczy w swoim notatniku, po czym znów skupił się na słowach kuzynki. Ponownie coś nabazgrał na stronach i zamyślił się na moment. No właśnie, szlachta to był obowiązek...ale kogo jeszcze zaprosić? Wiedział, że jeśli chodzi o taką decyzję muszą być bardzo ostrożni. Nie mogli zaprosić rodów, które były ze sobą skłócone za mocno, bo jednak chodziło im o jednoczenie się ludzi, a nie żeby rzucili się sobie do gardeł.
- Myślę, że skrzyneczka będzie najlepszym pomysłem i najlepiej żeby nie była szklana. Jak sama przed chwilą powiedziałaś, ludzie obserwują...na pewno będą wodzić wzrokiem za każdym kto podejdzie do skrzyneczki. Jeśli zobaczą jaka ilośc pieniędzy została do niej wrzucona lub ile już w niej jest, mogą się zacząć plotki i inne takie, a tego przecież nie chcemy. - pokręcił głową i westchnął cicho.
Znów coś zapisał i podziękował kelnerce, która przyniosła im nowe drinki. Sięgnął po szklankę i przez moment intensywnie wpatrywał się w jej zawartość jakby tam właśnie szukał odpowiedzi na dręczące go pytanie.
- Szesnasty listopada to dobra data. Odpowiednio bliska i dostatecznie odległa by wszystko ładnie i elegancko przygotować. - upił łyk alkoholu - Co do gości tu musimy być rozważni. Trzeba dokładnie przestudiować powiązania i nastroje panujące między szlachetnymi rodami. Te które wymieniłaś jak najbardziej, do nich zaproszenie powinno zostać wysłane i to najlepiej jak najszybciej. Co do innych uczestników nie jestem zbyt pewny. Mogą być czystej krwi, co im się oczywiście chwali, ale jednak nie znamy wszystkich. Nie wiemy jak zachowują się w towarzystwie, a jednak większość to będzie szlachta...a oboje wiemy jakie wygórowane wymagania mają niektórzy. Trzeba to bardzo przemyśleć. - uniósł znacząco brew ku górze.
Będzie musiał porozmawiać na ten temat z Craigiem. On miał o wiele lepsze rozeznanie jeśli chodziło o nastroje panujące między członkami Rycerzy czy Śmierciożerców. On sam był ich zwolennikiem i sojusznikiem, zawsze pomagał jeśli go o to poproszono, ale jednak nie wsiąkł w to tak bardzo jak jego starszy brat. Jego rada co do zaproszenia członków organizacji z pewnością będzie nieoceniona.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +5
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +5
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Bywały momenty kiedy miała powyżej dziurek w nosie troskę jaką okazywali jej bracia i kuzyni. Była najmłodsza z całego ich pokolenia i wszyscy odczuwali potrzebę otaczania jej parasolem ochronnym, zapewniać stałe bezpieczeństwo. Budowali wokół niej kopułę, która miała odgradzać Prim od świata zewnętrznego niczym porcelanową lalkę którą stawia się na komodzie i codziennie podziwia. Miała ochotę im powiedzieć aby odpuścili, by tak bardzo się nie starali bo czy tego chcą czy nie czarownica poznawała świat, powoli ale jednak. Nie doświadczyła go tak mocno jak oni, mimo wszystko jednak robiła wszystko aby je zdobyć. Robiła to samodzielnie, często popełniając liczne błędy, a potem zbierała owoce swojej pracy, często robaczywe lub obite ale to były jej doświadczenia i przeżycia, które kolekcjonowała i układała na półce niczym małe trofea. Patrząc na Xaviera i słysząc jego zapewnienia wiedziała, że robi to z troski oraz uczucia jakim ją darzy więc nie mogła być na niego wściekła czy mieć mu to za złe. Uśmiechnęła się z wdzięcznością wiedząc, że dotrzyma swojej obietnicy, zresztą jak każdej którą składał. Był słownym człowiekiem i honorowym jak wszyscy przedstawiciele rodu Burke. Raz dane słowo nie dym, musieli je dotrzymać niezależnie jak w danej chwili były to dla nich niewygodne.
-A czy ty obserwujesz gości palarni? - Zapytała z błyskiem w oku i przyjęła z wdzięcznością kolejnego drinka. Chłód szklanki przyjemnie koił. - Widzisz ich wszystkie pragnienia w gestach, słowach, spojrzeniach?
Xavier potrafił być przenikliwy i dociekliwy, nie raz ją tym zaskoczył jak potrafił ją rozczytać. Zresztą nie tylko on, ich rodzina skrywająca głęboko emocje w sobie potrafiła innych członków rodziny rozszyfrować w parę minut. Chyba najmniej zrozumiałym i oddalonym od rodziny był Charon, który chyba nigdy nie wyzbył się swojej artystycznej części choć już po sztalugi nie sięgał. Była ciekawa jak prowadzi się taki biznes jakim była palarnia opium. Nigdy o to nie pytała wychodząc z założenia, że to nie jest jej domena, ale nie znaczy, że się nie interesowała. Ot, jakoś nie było okazji, co jest dziwne skoro mieszkali razem, ale wciąż się mijali. Każdy z rodziny miał swoje zajęcia i obowiązki, robili swoje mijając się w czasie posiłków, a bywały tygodnie gdzie widziała braci lub kuzynów tylko jednego dnia i to przelotnie.
-Zdecydowanie nie może być szklana - zaśmiała się cicho i skrzywiła lekko różowe usta. - Pomyśl tylko, że wszyscy patrzą ile wrzuca lord Tristan Rosier albo Francis Lestrange. Jeden jest nestorem potężnego rodu, a drugi właścicielem Wenus, czy będą się licytować? Czulibyśmy się jak na targowisku gdzie każdy obstawia co innego. A co do dekoracji myślałam, o jakieś wstędze nad sceną albo na jej tyłach i tyle. Coś co podkreśli po co się tu wszyscy zebrali.
Zmarszczyła lekko brwi kiedy rozmawiali o gościach, jak sam kuzyn zauważył musieli być bardzo rozważni w ich doborze. Nie mogli pozwolić sobie na pomyłkę, która potem będzie ich kosztować reputację. Nie ma nic gorszego niż zszargane nazwisko.
-Zapytam Adeline i Charlotty, one lepiej się orientują w tych kwestiach. - Prim orientowała kto z kim ma zatargi na linii rodowej, które rodziny nie przepadają za sobą ale jeżeli chodzi o czarodziejów czystej krwi czy pół krwi nie znała już ich tylu. Bratowa i żona kuzyna mogły okazać się tu wielką pomocą. - A co do zaproszeń myślałam o czymś prostym i klasycznym. Czarne lub granatowe tło, złote lub zielone litery… choć skoro dekoracje mają być utrzymane w kolorach bordo to może lepiej napisy zrobić właśnie w tym odcieniu?
Wszystko musiało być dokładnie zaplanowane, nie mogli pozwolić sobie na pomyłkę oraz należało wszelkie problemy zlikwidować w momencie planowania. To będzie wydarzenia, które na pewno zostanie komentowane.
-A czy ty obserwujesz gości palarni? - Zapytała z błyskiem w oku i przyjęła z wdzięcznością kolejnego drinka. Chłód szklanki przyjemnie koił. - Widzisz ich wszystkie pragnienia w gestach, słowach, spojrzeniach?
Xavier potrafił być przenikliwy i dociekliwy, nie raz ją tym zaskoczył jak potrafił ją rozczytać. Zresztą nie tylko on, ich rodzina skrywająca głęboko emocje w sobie potrafiła innych członków rodziny rozszyfrować w parę minut. Chyba najmniej zrozumiałym i oddalonym od rodziny był Charon, który chyba nigdy nie wyzbył się swojej artystycznej części choć już po sztalugi nie sięgał. Była ciekawa jak prowadzi się taki biznes jakim była palarnia opium. Nigdy o to nie pytała wychodząc z założenia, że to nie jest jej domena, ale nie znaczy, że się nie interesowała. Ot, jakoś nie było okazji, co jest dziwne skoro mieszkali razem, ale wciąż się mijali. Każdy z rodziny miał swoje zajęcia i obowiązki, robili swoje mijając się w czasie posiłków, a bywały tygodnie gdzie widziała braci lub kuzynów tylko jednego dnia i to przelotnie.
-Zdecydowanie nie może być szklana - zaśmiała się cicho i skrzywiła lekko różowe usta. - Pomyśl tylko, że wszyscy patrzą ile wrzuca lord Tristan Rosier albo Francis Lestrange. Jeden jest nestorem potężnego rodu, a drugi właścicielem Wenus, czy będą się licytować? Czulibyśmy się jak na targowisku gdzie każdy obstawia co innego. A co do dekoracji myślałam, o jakieś wstędze nad sceną albo na jej tyłach i tyle. Coś co podkreśli po co się tu wszyscy zebrali.
Zmarszczyła lekko brwi kiedy rozmawiali o gościach, jak sam kuzyn zauważył musieli być bardzo rozważni w ich doborze. Nie mogli pozwolić sobie na pomyłkę, która potem będzie ich kosztować reputację. Nie ma nic gorszego niż zszargane nazwisko.
-Zapytam Adeline i Charlotty, one lepiej się orientują w tych kwestiach. - Prim orientowała kto z kim ma zatargi na linii rodowej, które rodziny nie przepadają za sobą ale jeżeli chodzi o czarodziejów czystej krwi czy pół krwi nie znała już ich tylu. Bratowa i żona kuzyna mogły okazać się tu wielką pomocą. - A co do zaproszeń myślałam o czymś prostym i klasycznym. Czarne lub granatowe tło, złote lub zielone litery… choć skoro dekoracje mają być utrzymane w kolorach bordo to może lepiej napisy zrobić właśnie w tym odcieniu?
Wszystko musiało być dokładnie zaplanowane, nie mogli pozwolić sobie na pomyłkę oraz należało wszelkie problemy zlikwidować w momencie planowania. To będzie wydarzenia, które na pewno zostanie komentowane.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Taka była prawda, raz dane słowo musiało być dotrzymane, nie ważne jak bardzo czasami bywało nie wygodne. Taki już był, tacy już byli członkowie jego rodziny. Zawsze dotrzymywali danego słowa. Teraz nie miało być inaczej. Z pewnością przyjrzy się narzeczonemu kuzynki. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nawet jeśli przekaże jakieś obiekcje co do przyszłego męża Prim do Edgara ten może wcale nie wziąć ich pod uwagę. Tak jak to było w wielu przypadkach, interesy rodu zawsze były najważniejsze. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie ważne co by się działo, zawsze będzie się troszczył o swoją najmłodszą kuzynkę. Tak to już było i tak miało być. Zawsze z uśmiechem myślał o tym jak Primrose o nich się martwiła za każdym razem, a oni martwili się o nią, jednocześnie chcąc by mogła się realizować. Domyślał się, że pewnie nie zawsze to tak odbierała jak oni to widzieli, ale na to niestety już nie mieli wpływu.
Słysząc jej pytanie mimowolnie zaśmiał się cicho.
- Ależ naturalnie, że obserwuje. Lubię sobie czasami usiąść przy barze i poobserwował swoich gości. Nawet teraz... - nachylił się do niej, po czym wskazał na mężczyznę siedzącego trzy stoliki dalej - Przychodzi tu średnio co trzy dni. Pracuje w Ministerstwie, wygląda niby na porządnego obywatela, ale zdradza żonę. Przychodzi tu by chociaż na chwilę móc zapomnieć o tym wszystkim, by móc się rozluźnić i nie musieć cały czas myśleć o tym jakim człowiekiem jest. - powiedział spokojnie - Tamta kobieta...jak się dokładnie jej przyjrzysz jej ubraniu można śmiało stwierdzić, że jest osobą pochodzącą z klasy średniej, ale jeśli zobaczysz jaki jest stan jej dłoni oraz odcień jej skóry, można dojść do tego, że pracuje jako pomoc domowa. Całkiem możliwe, że nie wiedze jej się najlepiej i dzięki wizytą u nas może uciec przed swoją szarą rzeczywistością do świata bardziej barwnego, gdzie jest bardziej szczęśliwsza. - upił łyk alkoholu, po czym wyprostował się by moment później oprzeć się wygodnie o fotel. - Patrząc na swoich gości, wychodzę z założenia, że jesteśmy tutaj po to by pomóc ludziom w ich niedoli, by dzięki na mogli poczuć się lepiej i chociaż przez jakiś czas być szczęśliwym. W ten sposób dokładamy swoją cegiełkę do uszczęśliwiania społeczeństwa. Jednocześnie jednak dbamy o to by do nas wracali i czuli się tutaj bezpiecznie, by wiedzieli, że w tym miejscu nikt ich nie ocenia, że tu są wszyscy równi. - pokiwał głową z lekkim uśmiechem i spojrzał na Prim - Prowadzenie takiego interesu to nie tylko zamawianie towaru czy zajmowanie się wystrojem sali, trzeba też znać potrzeby klienteli i robić wszystko by przyciągać ludzi do siebie aby interes kwitł w najlepsze. - puścił jej oczko.
Zapisał coś w notesie i pokiwał głową.
- Tak, taka wstęga na tyłach sceny będzie odpowiednia. Nie możemy też przesadzić z dekoracjami, bo jednak to ma być koncert charytatywny, za bardzo też przestrojone nie może być... Oj tak, to by była niepotrzebna licytacja i konkurowanie ze sobą. Ale wiesz, z drugiej strony mogłoby to wyjść na dobre, bo by coraz więcej wrzucali. - poruszał zabawnie brwiami.
Liczył się zysk i tego nie dało się ukryć. Szlachta szlachtą, ale nie wszyscy byli sobie równi. Zawsze ktoś chciał udowodnić, że w czymś jest lepszy od drugiego. Było oczywiste, że gdyby postawili szklaną skrzynkę, to tak jak powiedziała Prim mogłaby z tego wyjść niemiła sytuacja, a tego chcieli uniknąć.
- Dobrze, porozumiej się z damami, a ja porozmawiam z Craig'iem. On też ma trochę większe doświadczenie w niektórych kręgach niż ja. - zgodził się z nią.
Jako członkowie rodu szlacheckiego, jeśli w ogóle nawiązywali znajomości z osobami z niższej klasy społecznej to albo w szkole, albo na płaszczyźnie interesów, rzadko kiedy były to typowe znajomości przyjacielskie. Ale mimo to niektórzy posiadali większą wiedzę na temat ich aktualnie interesujący, więc warto było się ich poradzić.
- Tak, sądzę, że zaproszenia również powinny być skromne. Najlepiej czarna kartka z bordowym napisem. Tam można napisać jaki jest cel przyjęcia, że koncert kto będzie grał, gdzie, kiedy i o której. Takie najważniejsze informację. Krótko, zwięźle i na temat. - pokiwał lekko głową, jednocześnie zapisując wszystko w swoim notatniku.
Słysząc jej pytanie mimowolnie zaśmiał się cicho.
- Ależ naturalnie, że obserwuje. Lubię sobie czasami usiąść przy barze i poobserwował swoich gości. Nawet teraz... - nachylił się do niej, po czym wskazał na mężczyznę siedzącego trzy stoliki dalej - Przychodzi tu średnio co trzy dni. Pracuje w Ministerstwie, wygląda niby na porządnego obywatela, ale zdradza żonę. Przychodzi tu by chociaż na chwilę móc zapomnieć o tym wszystkim, by móc się rozluźnić i nie musieć cały czas myśleć o tym jakim człowiekiem jest. - powiedział spokojnie - Tamta kobieta...jak się dokładnie jej przyjrzysz jej ubraniu można śmiało stwierdzić, że jest osobą pochodzącą z klasy średniej, ale jeśli zobaczysz jaki jest stan jej dłoni oraz odcień jej skóry, można dojść do tego, że pracuje jako pomoc domowa. Całkiem możliwe, że nie wiedze jej się najlepiej i dzięki wizytą u nas może uciec przed swoją szarą rzeczywistością do świata bardziej barwnego, gdzie jest bardziej szczęśliwsza. - upił łyk alkoholu, po czym wyprostował się by moment później oprzeć się wygodnie o fotel. - Patrząc na swoich gości, wychodzę z założenia, że jesteśmy tutaj po to by pomóc ludziom w ich niedoli, by dzięki na mogli poczuć się lepiej i chociaż przez jakiś czas być szczęśliwym. W ten sposób dokładamy swoją cegiełkę do uszczęśliwiania społeczeństwa. Jednocześnie jednak dbamy o to by do nas wracali i czuli się tutaj bezpiecznie, by wiedzieli, że w tym miejscu nikt ich nie ocenia, że tu są wszyscy równi. - pokiwał głową z lekkim uśmiechem i spojrzał na Prim - Prowadzenie takiego interesu to nie tylko zamawianie towaru czy zajmowanie się wystrojem sali, trzeba też znać potrzeby klienteli i robić wszystko by przyciągać ludzi do siebie aby interes kwitł w najlepsze. - puścił jej oczko.
Zapisał coś w notesie i pokiwał głową.
- Tak, taka wstęga na tyłach sceny będzie odpowiednia. Nie możemy też przesadzić z dekoracjami, bo jednak to ma być koncert charytatywny, za bardzo też przestrojone nie może być... Oj tak, to by była niepotrzebna licytacja i konkurowanie ze sobą. Ale wiesz, z drugiej strony mogłoby to wyjść na dobre, bo by coraz więcej wrzucali. - poruszał zabawnie brwiami.
Liczył się zysk i tego nie dało się ukryć. Szlachta szlachtą, ale nie wszyscy byli sobie równi. Zawsze ktoś chciał udowodnić, że w czymś jest lepszy od drugiego. Było oczywiste, że gdyby postawili szklaną skrzynkę, to tak jak powiedziała Prim mogłaby z tego wyjść niemiła sytuacja, a tego chcieli uniknąć.
- Dobrze, porozumiej się z damami, a ja porozmawiam z Craig'iem. On też ma trochę większe doświadczenie w niektórych kręgach niż ja. - zgodził się z nią.
Jako członkowie rodu szlacheckiego, jeśli w ogóle nawiązywali znajomości z osobami z niższej klasy społecznej to albo w szkole, albo na płaszczyźnie interesów, rzadko kiedy były to typowe znajomości przyjacielskie. Ale mimo to niektórzy posiadali większą wiedzę na temat ich aktualnie interesujący, więc warto było się ich poradzić.
- Tak, sądzę, że zaproszenia również powinny być skromne. Najlepiej czarna kartka z bordowym napisem. Tam można napisać jaki jest cel przyjęcia, że koncert kto będzie grał, gdzie, kiedy i o której. Takie najważniejsze informację. Krótko, zwięźle i na temat. - pokiwał lekko głową, jednocześnie zapisując wszystko w swoim notatniku.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +5
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +5
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Uśmiechnęła się pod nosem wiedząc jak kuzyn dyskretnie wskazuje jej swoich gości. Rzuciła na nich okiem, ale na tyle delikatnie aby nie czuli się obserwowani i pod ostrzałem. Patrzyła jak pracownik Ministerstwa nerwowo kręci kieliszkiem ze swoim drinkiem i spogląda na zegarek, ale zaraz go zamyka i zaciąga się opium. Na jego twarzy pojawił się spokój jakby wszystkie złe wspomnienia, uporczywe myśli właśnie go opuściły. Na hasło, że zdradza żonę zmarszczyła mimowolnie nos, nie był to dla niej przyjemny temat. Sama myśl, ze jej przyszły mąż może mieć kochanki i bękarty, które mogą mu być droższe niż dzieci z prawego łoża sprawiała, że robiło się jej nie dobrze. Upiła kolejny łyk drinka, być może trochę za duży i to mogło ją zdradzić pod czujnym okiem kuzyna. Przeniosła wzrok na kobietę, która zapewne marzyła aby być kimś innym. Przychodziła do palarni aby na chwilę stać się alternatywną wersją siebie.
-Skąd wiesz czego oczekują? - Zagadnęła znów kuzyna. - Czy twoi pracownicy mówią co schodzi, o czym rozmawiają klienci? Są twoimi uszami i oczami?
Uśmiechnęła się kącikami ust, a w jej oczach pojawiły się iskierki zdradzające zadziorność charakteru Primrose, które pozwalała sobie na ukazanie tylko w gronie rodzinnym oraz przy Evandrze, Aquili i Rigelu.
-Mówisz jak prawdziwy biznesmen - powiedziała z uznaniem w głosie i spojrzała na Xaviera z dumą w oczach. Widziała po nim, że odnajduje się w tym i jest w swoim żywiole. Nie tylko artefakty ale prowadzenie tego przybytku sprawiało mu frajdę. Mogła przysiąc, że tak było. Ciekawość ją zżerała czy wieczorami odbywały się tutaj zabawy mniej grzeczne jak palenie opium i popijanie drinków. Czy palarnia opium skrywała więcej sekretów? Uznała jednak, że to pytanie pozostawi na inną okazję, gdyż teraz należało dopiąć ich plan na ostatni guzik.
-Sądzę, że będą patrzeć kto jak grubą kopertę wrzuca do skrzynki. Będą to oceniać. - Skwitowała z cieniem przebiegłego uśmiechu na twarzy. Potem sięgnęła bezceremonialnie po jego notatnik i ołówek by naszkicować na nim potencjalne zaproszenie. - Zaproszenia imienne? Na pewno lepiej to brzmi i wygląda. Może na samym środku napisać: Zaproszenie dla tutaj imię i nazwisko na Koncert Charytatywny, pod spodem napis: na scenie wystąpią Lady Adeline Burke oraz lady Primrose Burke, poniżej data, miejsce i godzina oraz dopisek, że środki zostaną przeznaczone na wdowy i sieroty wojenne.
Kiedy mówiła szkicowała potencjalne zaproszenie na kartce, robiła to całkiem sprawnie, widać projektowanie talizmanów sprawiło, że miała już w miarę sprawną rękę w tworzeniu prostych projektów.
-Można dodać ze dwa ozdobniki po bokach. - Powiedziała rysując plątaninę linii, która miała imitować zdobienia by oddać cały zarys pomysłu.
-Skąd wiesz czego oczekują? - Zagadnęła znów kuzyna. - Czy twoi pracownicy mówią co schodzi, o czym rozmawiają klienci? Są twoimi uszami i oczami?
Uśmiechnęła się kącikami ust, a w jej oczach pojawiły się iskierki zdradzające zadziorność charakteru Primrose, które pozwalała sobie na ukazanie tylko w gronie rodzinnym oraz przy Evandrze, Aquili i Rigelu.
-Mówisz jak prawdziwy biznesmen - powiedziała z uznaniem w głosie i spojrzała na Xaviera z dumą w oczach. Widziała po nim, że odnajduje się w tym i jest w swoim żywiole. Nie tylko artefakty ale prowadzenie tego przybytku sprawiało mu frajdę. Mogła przysiąc, że tak było. Ciekawość ją zżerała czy wieczorami odbywały się tutaj zabawy mniej grzeczne jak palenie opium i popijanie drinków. Czy palarnia opium skrywała więcej sekretów? Uznała jednak, że to pytanie pozostawi na inną okazję, gdyż teraz należało dopiąć ich plan na ostatni guzik.
-Sądzę, że będą patrzeć kto jak grubą kopertę wrzuca do skrzynki. Będą to oceniać. - Skwitowała z cieniem przebiegłego uśmiechu na twarzy. Potem sięgnęła bezceremonialnie po jego notatnik i ołówek by naszkicować na nim potencjalne zaproszenie. - Zaproszenia imienne? Na pewno lepiej to brzmi i wygląda. Może na samym środku napisać: Zaproszenie dla tutaj imię i nazwisko na Koncert Charytatywny, pod spodem napis: na scenie wystąpią Lady Adeline Burke oraz lady Primrose Burke, poniżej data, miejsce i godzina oraz dopisek, że środki zostaną przeznaczone na wdowy i sieroty wojenne.
Kiedy mówiła szkicowała potencjalne zaproszenie na kartce, robiła to całkiem sprawnie, widać projektowanie talizmanów sprawiło, że miała już w miarę sprawną rękę w tworzeniu prostych projektów.
-Można dodać ze dwa ozdobniki po bokach. - Powiedziała rysując plątaninę linii, która miała imitować zdobienia by oddać cały zarys pomysłu.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kiedy Primrose obserwowała gości, których jej wskazał on zerknął na nią. Kiedyś nie umiał czytać z ludzi, musiał się naprawdę skupić żeby mu to wychodziło. W szkole nadrabiał gadaną i umiejętnością manipulowania ludźmi, z czasem udoskonalił tą technikę, ale nie chciał nigdy używać jej na rodzinie. Teraz jednak, po latach spędzonych w towarzystwie różnych ludzi nauczył się odgadywać ich emocje i czasami nawet to co chodzi im po głowie.
Gdy kuzynka wzięła dość dużego łyka alkoholu od razu wiedział, że coś ją trapi. Wcześniej, kiedy wspomniał o jej narzeczonym od razu zauważył, że jest definitywnie nie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Obiecał jej jednak, że przyjrzy się temu szlachcicowi i sam go oceni. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie lubił kiedy coś trapiło jego ulubioną kuzynkę. Postanowił jednak być dyskretny i nie dał po sobie poznać, że zauważył to zachowanie z jej strony. Upił jedynie łyka swojego alkoholu.
- Oczywiście, co tydzień otrzymuje raport tego co schodzi abym mógł poinformować Craig'a, a ten zrobił zamówienie. Asortyment zawsze musi być, żeby niczego nie zabrakło, bo jednak brak ulubionych trunków gości to niezadowoleni goście, a nie o to chodzi. - pokiwał lekko głową i uśmiechnął się delikatnie pod nosem - Może powiem tak...moi pracownicy wiedzą, że żeby dostać podwyżkę lub premię muszą się sprawdzać na każdej płaszczyźnie, nie tylko kelnerowania czy serwowania drinków. - dodał puszczając jej oczko, a chwilę potem zaśmiał się rozbawiony - Nie, definitywnie nie jestem biznesmenem. Lubię się nazywać bardziej organizatorem, obserwatorem czy poszukiwaczem, ale jeśli chodzi o biznes to bardziej jednak Craig. - pokręcił głową, po czym dopił do końca swojego drinka.
Zauważyła go kelnerka i chciała podejść po pustą szklankę z zamiarem przyniesienia kolejnego drinka, jednak Xavier uniósł lekko dłoń, która spoczywała na blacie, w ten sposób ją zatrzymując.
Kiedy Prim wzięła od niego notatnik i piórko spojrzał na to co zaczęła szkicować, jednocześnie słuchał jej uważnie.
- Tak, definitywnie imienne, będą się czuć wyróżnieni. - pokiwał głową zgadzając się z nią.
Przyglądał się jak zwinnie i bez problemu szkicuje i pokiwał głową z uznaniem. On raczej zdolności manualnych nie posiadał, ale ona definitywnie. W końcu projektowała talizmany, musiała mieć do tego rękę i talent, więc stworzenie ładnego zaproszenia nie stanowiło dla jego kuzynki najmniejszego problemu.
- No i myślę, że właśnie takie zaproszenia będą najodpowiedniejsze. Nie za dużo, nie za mało. Każdy dostanie swoje i będzie wiedział gdzie ma się stawić, kiedy i o której. Co do ozdobników to po bokach albo na górze i na dole...chociaż myślę, że po bokach będzie bardziej elegancko. W centrum pismo, a po bokach właśnie taka plątanina linii i nic więcej. - odparł spokojnie, po czym lekko nachylił się jeszcze nad jej szkicem i pokiwał głową z zadowoloną miną - Myślę, że więcej nie trzeba. - dodał.
Gdy kuzynka wzięła dość dużego łyka alkoholu od razu wiedział, że coś ją trapi. Wcześniej, kiedy wspomniał o jej narzeczonym od razu zauważył, że jest definitywnie nie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Obiecał jej jednak, że przyjrzy się temu szlachcicowi i sam go oceni. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie lubił kiedy coś trapiło jego ulubioną kuzynkę. Postanowił jednak być dyskretny i nie dał po sobie poznać, że zauważył to zachowanie z jej strony. Upił jedynie łyka swojego alkoholu.
- Oczywiście, co tydzień otrzymuje raport tego co schodzi abym mógł poinformować Craig'a, a ten zrobił zamówienie. Asortyment zawsze musi być, żeby niczego nie zabrakło, bo jednak brak ulubionych trunków gości to niezadowoleni goście, a nie o to chodzi. - pokiwał lekko głową i uśmiechnął się delikatnie pod nosem - Może powiem tak...moi pracownicy wiedzą, że żeby dostać podwyżkę lub premię muszą się sprawdzać na każdej płaszczyźnie, nie tylko kelnerowania czy serwowania drinków. - dodał puszczając jej oczko, a chwilę potem zaśmiał się rozbawiony - Nie, definitywnie nie jestem biznesmenem. Lubię się nazywać bardziej organizatorem, obserwatorem czy poszukiwaczem, ale jeśli chodzi o biznes to bardziej jednak Craig. - pokręcił głową, po czym dopił do końca swojego drinka.
Zauważyła go kelnerka i chciała podejść po pustą szklankę z zamiarem przyniesienia kolejnego drinka, jednak Xavier uniósł lekko dłoń, która spoczywała na blacie, w ten sposób ją zatrzymując.
Kiedy Prim wzięła od niego notatnik i piórko spojrzał na to co zaczęła szkicować, jednocześnie słuchał jej uważnie.
- Tak, definitywnie imienne, będą się czuć wyróżnieni. - pokiwał głową zgadzając się z nią.
Przyglądał się jak zwinnie i bez problemu szkicuje i pokiwał głową z uznaniem. On raczej zdolności manualnych nie posiadał, ale ona definitywnie. W końcu projektowała talizmany, musiała mieć do tego rękę i talent, więc stworzenie ładnego zaproszenia nie stanowiło dla jego kuzynki najmniejszego problemu.
- No i myślę, że właśnie takie zaproszenia będą najodpowiedniejsze. Nie za dużo, nie za mało. Każdy dostanie swoje i będzie wiedział gdzie ma się stawić, kiedy i o której. Co do ozdobników to po bokach albo na górze i na dole...chociaż myślę, że po bokach będzie bardziej elegancko. W centrum pismo, a po bokach właśnie taka plątanina linii i nic więcej. - odparł spokojnie, po czym lekko nachylił się jeszcze nad jej szkicem i pokiwał głową z zadowoloną miną - Myślę, że więcej nie trzeba. - dodał.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +5
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +5
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Posiadanie zaufanych ludzi, takich, którym można powierzyć każde zadanie bez wahania, było na wagę złota. W miejscu takim jak to, gdzie zdobywało się informacje o swoich klientach Xavier musiał mieć ludzi, którym powierzyć obserwację gości palarni. Ileż tajemnic zostało wypowiedzianych pośród dymu unoszącego się nad stolikami? Mogła spokojnie zakładać, że wiele. Czy jakiś został przeciwko komuś wykorzystany? Zapewne tak. Upiła już mniejszy łyk drinka dokańczając swój napój. Ceniła momenty kiedy mogła nie myśleć o swoim przyszłym mężu. Z jednej strony czuła podekscytowanie, a z drugiej ogarniało ją przerażenie. Jeżeli mogła je oddalić to robiła to z olbrzymią chęcią.
Skupiła swój wzrok na rozrysowanym szkicu zaproszenia.
-Dobrze, tak w takim razie zrobimy. - Zgodziła się z kuzynem oddając mu notatnik oraz rysik. - Dziękuję za twoją pomoc.
Uśmiechnęła się serdecznie do kuzyna, a jej głos nabrał dziewczęcej wdzięczności. Gdy ponownie na niego spojrzała wzrok miała roziskrzony i pełen zapału do pracy.
-A co powiesz, na sam koniec na licytację? Parę okazów dzieł malarskich lub artefaktów. Sama muzyka może być mało atrakcyjna, ale już możliwość licytowania się i pokazania? - Spojrzała z ukosa na kuzyna wiedząc, że nie będzie musiała go zbyt długo przekonywać do swojego pomysłu. Szlachta była niczym dumne pawie, które muszą pochwalić się swoim wyglądem. Licytacja, w której można przebić kogoś za kim się nie przepadło nie obrażając go tym samym bezpośrednio swoimi słowami, a jednak dając mu policzek. Dzięki licytacji mogli też zebrać więcej środków na cel jaki im przyświecał.
-Poprowadziłbyś taką licytację? - Zagadnęła znów kuzyna rzucając mu wyzwanie. Wiedziała, że Xavier nie należał do ludzi, którzy siedzą bezczynnie i przeglądają wyciągi z banku. Zdecydowanie był człowiekiem czynu, takim, który potrafił swoją charyzmą przyciągać ludzi. I kto nie lepiej poprowadzi aukcję jak człowiek, który zna się na rzeczach, które zostają wystawione? - Jestem przekonana, że zrobiłbyś to doskonale.
Była wdzięczna, że nie dostaje więcej drinków. Dwa to była ilość wystarczająca na to jedno spotkanie, zwłaszcza, że większość spraw mieli już omówione, a teraz Primrose zarzuciła kolejnym pomysłem aby urozmaicić trochę spokojny wieczór jakim byłby mały recital w wykonaniu nestorowej i siostry samego nestora rodu Burke.
Skupiła swój wzrok na rozrysowanym szkicu zaproszenia.
-Dobrze, tak w takim razie zrobimy. - Zgodziła się z kuzynem oddając mu notatnik oraz rysik. - Dziękuję za twoją pomoc.
Uśmiechnęła się serdecznie do kuzyna, a jej głos nabrał dziewczęcej wdzięczności. Gdy ponownie na niego spojrzała wzrok miała roziskrzony i pełen zapału do pracy.
-A co powiesz, na sam koniec na licytację? Parę okazów dzieł malarskich lub artefaktów. Sama muzyka może być mało atrakcyjna, ale już możliwość licytowania się i pokazania? - Spojrzała z ukosa na kuzyna wiedząc, że nie będzie musiała go zbyt długo przekonywać do swojego pomysłu. Szlachta była niczym dumne pawie, które muszą pochwalić się swoim wyglądem. Licytacja, w której można przebić kogoś za kim się nie przepadło nie obrażając go tym samym bezpośrednio swoimi słowami, a jednak dając mu policzek. Dzięki licytacji mogli też zebrać więcej środków na cel jaki im przyświecał.
-Poprowadziłbyś taką licytację? - Zagadnęła znów kuzyna rzucając mu wyzwanie. Wiedziała, że Xavier nie należał do ludzi, którzy siedzą bezczynnie i przeglądają wyciągi z banku. Zdecydowanie był człowiekiem czynu, takim, który potrafił swoją charyzmą przyciągać ludzi. I kto nie lepiej poprowadzi aukcję jak człowiek, który zna się na rzeczach, które zostają wystawione? - Jestem przekonana, że zrobiłbyś to doskonale.
Była wdzięczna, że nie dostaje więcej drinków. Dwa to była ilość wystarczająca na to jedno spotkanie, zwłaszcza, że większość spraw mieli już omówione, a teraz Primrose zarzuciła kolejnym pomysłem aby urozmaicić trochę spokojny wieczór jakim byłby mały recital w wykonaniu nestorowej i siostry samego nestora rodu Burke.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Przyjął od niej swój notatnik, po czym schował go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Prim był jedną z niewielu osób, które trzymały ten notatnik. Miał tam zapisane dużo ważnych rzeczy i nie wszystkie chciałby pokazywać innych. Jednak miał w swoim życiu kilka osób, którym ufał bezgranicznie, a jego kuzynka była jedną z nich. Nawet jeśli nie wiedziała o nim tak totalnie wszystkiego, to zdawał sobie sprawę, że gdyby nadeszła taka potrzeba, powierzyłby jej największe tajemnice swojego życia.
Słysząc jej propozycję odnośnie licytacji uniósł zaskoczony brew ku górze. Nie myślał o tym nigdy wcześniej, sam co prawda kiedyś w Grecji wziął udział w jednej licytacji, bo bardzo mu zależało na przedmiocie licytowanym, ale żeby zorganizować coś takiego. Podrapał się po nosie i na moment zmrużył powieki zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- Hm...wiesz...to w sumie nie jest taki zły pomysł. - pokiwał lekko głową, po czym znów na nią spojrzał i uśmiechnął się delikatnie - Myślę, że w swoich zbiorach mam kilka rzeczy, które mógłbym wystawić na taką aukcję. Nie są mi jakoś bardzo drogie, a też trochę nawet może zawadzają mi w gabinecie. W sumie też na upartego można porozmawiać z Charonem albo Craig'em, oni na pewno mają jakieś obrazy. Szlachta lubi obrazy i przepych. - odparł z uśmiechem, a po chwili nawet roześmiał się cicho - Ja? Prowadzący licytację? - zmarszczył brwi.
Nie był do końca przekonany. Owszem, sama licytacja była bardzo dobrym pomysłem, bo to dodatkowe pieniądze na ich cel, ale żeby on ja prowadził? Niektórzy uważali, że ma gadane, kiedyś w szkole potrafił przekonać innych do wszystkiego. Znów zamyślił się na moment i ponownie podrapał się po nosie. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, w głowie analizując wszystkie za i przeciw.
- No cóż...mogę spróbować...nie obiecuję, że będzie to świetna licytacja, ale postaram się. Dowiem się do trzeba o tych wszystkich rzeczach, które wystawimy i będzie mi z pewnością łatwiej. - zgodził się finalnie i pokiwał lekko głową. - Pokażemy im wszystkim, że Burkowie są wszechstronnie uzdolnieni. - dodał puszczając jej oczko.
Słysząc jej propozycję odnośnie licytacji uniósł zaskoczony brew ku górze. Nie myślał o tym nigdy wcześniej, sam co prawda kiedyś w Grecji wziął udział w jednej licytacji, bo bardzo mu zależało na przedmiocie licytowanym, ale żeby zorganizować coś takiego. Podrapał się po nosie i na moment zmrużył powieki zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- Hm...wiesz...to w sumie nie jest taki zły pomysł. - pokiwał lekko głową, po czym znów na nią spojrzał i uśmiechnął się delikatnie - Myślę, że w swoich zbiorach mam kilka rzeczy, które mógłbym wystawić na taką aukcję. Nie są mi jakoś bardzo drogie, a też trochę nawet może zawadzają mi w gabinecie. W sumie też na upartego można porozmawiać z Charonem albo Craig'em, oni na pewno mają jakieś obrazy. Szlachta lubi obrazy i przepych. - odparł z uśmiechem, a po chwili nawet roześmiał się cicho - Ja? Prowadzący licytację? - zmarszczył brwi.
Nie był do końca przekonany. Owszem, sama licytacja była bardzo dobrym pomysłem, bo to dodatkowe pieniądze na ich cel, ale żeby on ja prowadził? Niektórzy uważali, że ma gadane, kiedyś w szkole potrafił przekonać innych do wszystkiego. Znów zamyślił się na moment i ponownie podrapał się po nosie. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, w głowie analizując wszystkie za i przeciw.
- No cóż...mogę spróbować...nie obiecuję, że będzie to świetna licytacja, ale postaram się. Dowiem się do trzeba o tych wszystkich rzeczach, które wystawimy i będzie mi z pewnością łatwiej. - zgodził się finalnie i pokiwał lekko głową. - Pokażemy im wszystkim, że Burkowie są wszechstronnie uzdolnieni. - dodał puszczając jej oczko.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +5
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +5
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Przekorna dusza jaką był Xavier musiał złapać haczyk, a Prim miała zamiar wiercić mu dziurę w brzuchu bardzo długo aż w końcu by się ugiął i tak zgodził. Kiedy zastanawiał się nad poprowadzeniem licytacji ona już szykowała w głowie całą listę argumentów dlaczego powinien to zrobić. Drapanie po nosie zdradzało, że rozważał wszystkie za i przeciw. To był tak charakterystyczny gest jak przeczesywanie dłonią włosów przez Edgara, czy stukaniem opuszkami palców w bark u Charon gdy miał skrzyżowane dłonie na piersi.
Odetchnęła cicho kiedy ostatecznie się zgodził.
-Fantastycznie - odpowiedziała zadowolona z obrotu spraw. - Do twojego gabinetu prawie nie da się wejść tak jest przepełniony artefaktami. Na pewno znajdziesz coś bez czego możesz się obejść.
Spojrzała wymownie na kuzyna, a na jej ustach pojawił się rozbawiony uśmiech, który zaraz przerodził się w cichy śmiech na wspomnienie wielu talentów członków rodziny Burke.
-Handlarze, sklepikarze, kupcy, muzycy, jeźdźcy, szermierze, chłodni władcy Durham - wymieniła to co przyszło jej szybko na myśl, a jak mówiono o ich rodzinie lub jak sami z siebie się naśmiewali. Na chwilę poczuła się lekko jakby nie miała żadnych trosk na barkach. Dzięki kuzynowi pozwoliła sobie na moment zapomnienia, a przecież swego czasu śmiała się dużo więcej, chętniej podejmowała szarady słowne, a ostatnio przygasła.
- W takim razie mogę śmiało powiedzieć, że mamy wszystko ustalone. Miejsce, godzinę, datę, dodatkowe atrakcje oraz projekt zaproszenia. - Podsumowała ich spotkanie, które okazało się niezwykle owocne. - Robić z tobą interesy to czysta przyjemność lordzie Burke.
Skłoniła lekko głowę w jego stronę w imitacji ukłonu dworskiego, a potem spojrzała na zegarek.
-Niestety czas na mnie. Mam do wykonania jeszcze jeden talizman i parę listów do napisania. - Oznajmiła w końcu tym samym dając znać, że musi już iść. Powoli wstała ze swojego miejsca. - Czy dasz się namówić do powrotu ze mną do Durham? Z tego co wiem twoje dzieci mają dla ciebie niespodziankę… ale nie udawaj zaskoczonego.
Musiała coś zdradzić aby mieć pewność, że Xavier opuści palarnię wcześniej niż zazwyczaj i będzie podziwiał dzieło jego dzieci w formie teatru cieni jaki przygotowywały cały dzień prosząc Primrose aby pomogła im wyciąć kukiełki z papieru. Spojrzała na czarodzieja wzrokiem mówiącym, że odmowa nie będzie mile widziana.
|zt dla Prim
Odetchnęła cicho kiedy ostatecznie się zgodził.
-Fantastycznie - odpowiedziała zadowolona z obrotu spraw. - Do twojego gabinetu prawie nie da się wejść tak jest przepełniony artefaktami. Na pewno znajdziesz coś bez czego możesz się obejść.
Spojrzała wymownie na kuzyna, a na jej ustach pojawił się rozbawiony uśmiech, który zaraz przerodził się w cichy śmiech na wspomnienie wielu talentów członków rodziny Burke.
-Handlarze, sklepikarze, kupcy, muzycy, jeźdźcy, szermierze, chłodni władcy Durham - wymieniła to co przyszło jej szybko na myśl, a jak mówiono o ich rodzinie lub jak sami z siebie się naśmiewali. Na chwilę poczuła się lekko jakby nie miała żadnych trosk na barkach. Dzięki kuzynowi pozwoliła sobie na moment zapomnienia, a przecież swego czasu śmiała się dużo więcej, chętniej podejmowała szarady słowne, a ostatnio przygasła.
- W takim razie mogę śmiało powiedzieć, że mamy wszystko ustalone. Miejsce, godzinę, datę, dodatkowe atrakcje oraz projekt zaproszenia. - Podsumowała ich spotkanie, które okazało się niezwykle owocne. - Robić z tobą interesy to czysta przyjemność lordzie Burke.
Skłoniła lekko głowę w jego stronę w imitacji ukłonu dworskiego, a potem spojrzała na zegarek.
-Niestety czas na mnie. Mam do wykonania jeszcze jeden talizman i parę listów do napisania. - Oznajmiła w końcu tym samym dając znać, że musi już iść. Powoli wstała ze swojego miejsca. - Czy dasz się namówić do powrotu ze mną do Durham? Z tego co wiem twoje dzieci mają dla ciebie niespodziankę… ale nie udawaj zaskoczonego.
Musiała coś zdradzić aby mieć pewność, że Xavier opuści palarnię wcześniej niż zazwyczaj i będzie podziwiał dzieło jego dzieci w formie teatru cieni jaki przygotowywały cały dzień prosząc Primrose aby pomogła im wyciąć kukiełki z papieru. Spojrzała na czarodzieja wzrokiem mówiącym, że odmowa nie będzie mile widziana.
|zt dla Prim
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Pokiwał lekko głową z rozbawieniem.
- Jak tak teraz wspomniałaś o potykaniu się o artefakty to faktycznie... bardzo dawno robiłem porządek w gabinecie, czas się pozbyć kilku rzeczy, aby zrobić miejsce na nowe. - poruszał zabawnie brwiami.
Śmiechy, śmiechami, ale naprawdę nazbierało mu się sporo tych wszystkich artefaktów. Nie miał na myśli tych, które jeszcze leżały i czekały by je zbadał, ale te, których działanie już znał. Potrzebował się ich pozbyć i naprawdę ta licytacja to była idealna okazja, a resztę najwyżej odda do sklepu, tam też znajdzie się dla nich znajdzie, a jeszcze może ktoś za nie zapłaci porządną sumkę.
- No widzisz, sama wiesz jak bardzo uzdolnieni jesteśmy. Nie ma lepszych od rodu Burke'ów. - puścił jej oczko i pokiwał głową z zadowoleniem - Tak, wszystko mamy ustalone. Poszło nam to bardzo zgrabnie, bo zdolne z nas bestie. A koncert będzie wydarzeniem, o którym będą mówić jeszcze bardzo długo po jego zakończeniu. To będzie jedyna w swoim rodzaju uroczystość, a jeszcze przy tym pomożemy komu trzeba. - uśmiechnął się łagodnie zadowolony z tego co udało im się ustalić.
Przy okazji też mógł dzięki temu spędzić czas z kuzynkom. Choć była od niego młodsza, nie specjalnie odczuwał różnicę wieku. Zawsze lubił rozmowy z Prim i nie tylko kiedy rozprawiali nad artefaktami. Po prostu lubił jej towarzystwo i sam też lubił sprawiać, że nie myślała o trapiących ją rzeczach.
Słysząc jej słowa sięgnął do kieszeni by spojrzeć na zegarek.
- Faktycznie, już późno. - odparł chowając srebrny zegarek na powrót do kieszeni - Tak jak zapowiedziałem ci już wcześniej, wrócę z tobą do domu. Jak sama powiedziałaś ostatnio spędzam tam ostatnio mało czasu, a rodzina na tym cierpi. - pokiwał głową z uśmiechem, po czym powoli podniósł się z fotela i wyciągnął do niej dłoń - Tak? No to jak dzieci mają dla mnie niespodziankę, no to nie ma opcji żebym nie wrócił. I będę udawał zaskoczonego. Definitywnie jestem zbyt miękki jak na lorda Durham, dla swoich dzieci, ale nic na to nie poradzę. - pokiwał głową z rozbawieniem puszczając jej oczko, a kiedy złapała jego dłoń, ułożył ją sobie na przedramieniu i razem wyszli z palarni.
|zt
- Jak tak teraz wspomniałaś o potykaniu się o artefakty to faktycznie... bardzo dawno robiłem porządek w gabinecie, czas się pozbyć kilku rzeczy, aby zrobić miejsce na nowe. - poruszał zabawnie brwiami.
Śmiechy, śmiechami, ale naprawdę nazbierało mu się sporo tych wszystkich artefaktów. Nie miał na myśli tych, które jeszcze leżały i czekały by je zbadał, ale te, których działanie już znał. Potrzebował się ich pozbyć i naprawdę ta licytacja to była idealna okazja, a resztę najwyżej odda do sklepu, tam też znajdzie się dla nich znajdzie, a jeszcze może ktoś za nie zapłaci porządną sumkę.
- No widzisz, sama wiesz jak bardzo uzdolnieni jesteśmy. Nie ma lepszych od rodu Burke'ów. - puścił jej oczko i pokiwał głową z zadowoleniem - Tak, wszystko mamy ustalone. Poszło nam to bardzo zgrabnie, bo zdolne z nas bestie. A koncert będzie wydarzeniem, o którym będą mówić jeszcze bardzo długo po jego zakończeniu. To będzie jedyna w swoim rodzaju uroczystość, a jeszcze przy tym pomożemy komu trzeba. - uśmiechnął się łagodnie zadowolony z tego co udało im się ustalić.
Przy okazji też mógł dzięki temu spędzić czas z kuzynkom. Choć była od niego młodsza, nie specjalnie odczuwał różnicę wieku. Zawsze lubił rozmowy z Prim i nie tylko kiedy rozprawiali nad artefaktami. Po prostu lubił jej towarzystwo i sam też lubił sprawiać, że nie myślała o trapiących ją rzeczach.
Słysząc jej słowa sięgnął do kieszeni by spojrzeć na zegarek.
- Faktycznie, już późno. - odparł chowając srebrny zegarek na powrót do kieszeni - Tak jak zapowiedziałem ci już wcześniej, wrócę z tobą do domu. Jak sama powiedziałaś ostatnio spędzam tam ostatnio mało czasu, a rodzina na tym cierpi. - pokiwał głową z uśmiechem, po czym powoli podniósł się z fotela i wyciągnął do niej dłoń - Tak? No to jak dzieci mają dla mnie niespodziankę, no to nie ma opcji żebym nie wrócił. I będę udawał zaskoczonego. Definitywnie jestem zbyt miękki jak na lorda Durham, dla swoich dzieci, ale nic na to nie poradzę. - pokiwał głową z rozbawieniem puszczając jej oczko, a kiedy złapała jego dłoń, ułożył ją sobie na przedramieniu i razem wyszli z palarni.
|zt
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +5
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +5
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Koncert Charytatywny
15 listopada 1957
W końcu nadszedł ten dzień. 15 listopada był dniem, na który rodzina Burke czekała. O dziwo dzień był wyjątkowo pogodny jak na tę porę roku. Chmury oczywiście wisiały na niebie, ale ostatnie promienie słońca za wszelką cenę próbowały się przez nie przedostać, a wiatr lekko powiewał, ale nie na tyle mocno by nie daj Merlinie zrobić krzywdę fryzurom dam i ich sukniom. Był to idealny wieczór na rozrywkę, którą miał być koncert. Zwłaszcza, że był to nie byle jaki koncert, wszelkie datki jakie miały być podczas niego zebrane planowano wykorzystać na poczet pomocy osobą najbardziej potrzebującym. Wojna nie oszczędzała nikogo, a Burke’wie postanowili dołożyć swoją cegiełkę w kierunku pomocy poszkodowanym. Przede wszystkim chcieli udzielić pomocy sierotom i wdowom po poległych podczas walk z rebeliantami. Samotne kobiety często nie były sobie w stanie poradzić z przeciwnościami losu, podobnie jak dzieci, które były jeszcze w gorszej sytuacji. I właśnie tutaj, pojawiała się szlachta, która wyciągała do nich pomocną dłoń. W celu ustalenia kto potrzebuje największej pomocy lordowie Durham wybierali się na wizje lokalne i wtedy też właśnie zrodził się pomysł zorganizowania koncertu, który miał miejsce dzisiejszego wieczoru. Było wiadomo, że z pewnością nie tylko mieszkańcy Durham, ale też i innych hrabstw boleśnie odczuli skutki panującej wojny i należało im pomóc.
Palarnia Opium rodu Burke była specjalnie na tą okazję przygotowana. Stoliki zostały ustawione zgodnie z wytycznymi Lady Primrose, która była główną pomysłodawczynią, scena udekorowana piękną, karmazynową wstęgą na przodzie oraz za nią na ścianie u góry. Były to skromne dekoracje, ale organizatorzy nie chcieli by było zbyt ekstrawagancko, cel był szlachetny, przerost formy nad treścią nie był wskazany. Na polecenie Lorda Xavier’a Burke’a szkło zostało idealnie wypolerowane, błyszczało i czekało na to by serwowano w nim drinki, butelki z alkoholem pięknie prezentowały się na ścianie za barmanem, skrzaty już uwijały się w kuchni z przekąskami dla gości, a stoliki były ładnie nakryte karmazynowym obrusikiem z jedną, duża świecą. Pomieszczenie skąpane w lekkim półmroku tworzyło tym samym idealny nastrój. Najbardziej oświetlonym miejscem w pomieszczeniu była oczywiście scena, na której miały tego wieczoru wystąpić dwie, niezwykle utalentowane kobiety.
Każdego do lokalu prowadził pracownik palarni wcześniej czekający na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Po przekroczeniu progu kelner uprzejmie kieruje gości do szatni, gdzie obsługa przyjmuje ich odzienie wierzchnie, a następnie każda osoba otrzymuje magiczny stempelek z numerkiem, który zniknie po odebraniu ubrania. Zaraz przy szatni na gości czeka i wita serdecznie, nikt inny jak Lord Xavier Burke. Ubrany w idealnie dopasowany trzyczęściowy, granatowy garnitur, białą koszulę z srebrnymi spinkami przy mankietach i pojedynczym kwiatem maku w kieszonce na piersi i z jak zwykle idealnie ułożonymi włosami wita każdego osobno, by nikt nie poczuł się pominięty, uprzejmie dziękując za przybycie oraz zapraszając w głąb sali by wszyscy na spokojnie zajęli miejsca, które sobie wybiorą.
W momencie kiedy wszyscy goście już przybyli i zajęli swoje miejsca, świece umieszczone na stolikach delikatnie przygasają, a na scenę wchodzi Lord Xavier. Stoi przez moment w ciszy czekając aż rozmowy na sali ucichną po czym z delikatnym uśmiechem zabiera głos.
- Szanowni i dostojni goście, niezmiernie się cieszę widząc was wszystkich zgromadzonych w naszych skromnych progach. Serdecznie dziękuję za wasze przybycie, mam nadzieję, że spędzicie tutaj miłe chwilę, a piękna muzyka, którą dziś usłyszycie zapadnie wam w pamięć i zawładnie waszymi sercami. Proszę powitajcie na scenie Lady Adeline Burke, która dziś przeniesie nas we wspaniały świat muzyki płynącej z fortepianu oraz Lady Primrose Burke, wirtuozki skrzypiec, której muzyka sprawia, że nie chce się słuchać potem już nikogo innego. – po tych słowach wskazał gestem dłoni na prawo, a sam usunął się w cień schodząc ze sceny, tym samym pozostawiając ją do dyspozycji artystek.
Mikromechanika:
Cześć i czołem! Zaczynamy zabawę!
Na koncercie wita was Xavier Burke. Główną odpowiedzialną za wydarzenie jest Primrose Burke i w razie pytań czeka na wasze pw. Drugą osobą decyzyjną jest Xavier, więc nie obawiajcie się zwracać również do niego, zwłaszcza w kwestiach licytacji, ponieważ to właśnie on jest za nią mechanicznie i fabularnie odpowiedzialny. Mistrzem Gry nadzorującym przebieg eventu jest Ramsey Mulciber, któremu już teraz chcemy gorąco podziękować za pomoc.
Jeżeli ktoś chciałby zabrać ze sobą cokolwiek z wyposażenia postaci (np. eliksir na łagodzenie dolegliwości chorobowych) to proszę o zaznaczenie tego faktu w dopisku pod pierwszym postem.
Na odpis w tym temacie macie 72 godziny. W poście należy wejść do Palarni, przywitać się z Xavierem. Można oddać okrycie wierzchnie do szatni i następnie udać się do stolika i wybrać miejsce, a którym zasiada wasza postać (plan sali poniżej). Obowiązuje zasada “kto pierwszy ten lepszy”, kolejność postów decyduje o pierwszeństwie do zajętego miejsca. Na koniec swojego posta w adnotacji zapiszcie numer miejsca na którym siedzicie. Jeśli nie wpiszecie numeru w adnotacji lub weźmiecie zajęty wcześniej numer - uznamy, że dalej stoicie lub posadzimy Was losowo. Wskażcie w tekście moment siadania.
Możecie posadzić ze sobą jedną postać, ale ta postać nie może zabrać ze sobą nikogo innego. Osobno należy wskazać na którym miejscu siadacie Wy, a na którym zabrana przez Was postać.
Każda postać może zabrać ze sobą 3 NPC, która fabularnie ma powód aby z wami być (np, mąż, żona, siostra, brat). Uznajemy wtedy, że zajmują miejsce obok was na tym samym numerze.
Na odpis macie 72 h, do 01.05 do 20:00.
PLAN STOLIKÓW
I show not your face but your heart's desire
Ostatnie kilka przed koncertem Edward poświęcał na pieczołowite przygotowania do wieczoru. Nie tylko samego siebie, jak się okazało. Z uwagi na okazję, a przede wszystkim szlachetne towarzystwo, miał ręce pełne roboty nie tylko w związku z suknią szytą dla Odetty, ale i innych, bliskich jego sercu dam. Gdyby nie przełożenie kilku mniej priorytetowych zobowiązań, nie zdążyłby. To znaczy zdążyłby, lecz sam prezentowałby się niczym pospolity biedak i brudas, dlatego finalne godziny dzielące Edwarda oraz jego ukochaną siostrzyczkę, Odettę, od wyjścia, by taktownie zjawić się na miejscu, poświęcił na długą i gorącą kąpiel. Wymoczył każdy skrawek swojego ciała, nim natarł je drogimi balsamami, osuszył miękkimi, puchatymi ręcznikami. Kosmykom przydługich włosów nie pozwalał opaść na twarz. Dzisiejszego wieczora także i one musiały wyglądać doskonale. Jak wszystko z resztą zostało skrupulatnie dobrane, przymierzone co najmniej siedemnaście razy nim zapadła ostateczna decyzja. I to na ostatnią chwilę, bowiem poświęcił mnóstwo czasu swojej siostrze, czyniąc jej wieczorową suknię idealną. Tym samym i Edward wręcz musiał prezentować się tak samo.
Stojąc w najnowszej, dosyć krótkiej pelerynie – podszytej futrem – na rogu Pokątnej oraz przejścia prowadzącego na Nokturn, ściskał dłonią – osłoniętą skórzaną rękawiczką – dłoń ukochanej siostry. Człowiek czający się w cieniu był ich jedyną drogą naprzód. Choć nie wahał się, przystanął, by zerknąć na Odettę z wyraźną troską i powrócić do spoglądania na świat w swój zwyczajowy ulubiony sposób.
— Mógłby tu ktoś posprzątać, nie uważasz? — Odezwał się, drugą ręką poklepując jej ramię. Musieli iść dalej, przecież nie mogli się spóźnić i tak nietaktownie zaszczycić innych swoją obecnością. Nic z tych rzeczy. Jeden z pracowników Borgina i Burke'a poprowadził ich we właściwym kierunku, oszczędzając błądzenia po podejrzanych zaułkach Nokturnu. Nie mógł jednak oszczędzić przykrych zapachów, których woń skłoniła Edwarda do wyciągnięcia jedwabnej chustki i osłonienia nosa. Swój ruch zamarkował wymyśloną z potrzeby chwili koniecznością odchrząknięcia. Był niemal pewien, że zaczną posądzać go o koklusz albo, Merlin wie, jaką inną przypadłość. Teatralna utrata przytomności zawsze mogła nadać nieco pikanterii dzisiejszemu spędowi, ale na pewno nie tuż przed drzwiami sklepu. Dopiero tutaj odsłonił nieco chustkę trzymaną przy twarzy. Własnym ramieniem upewnił się, że pozostały dostatecznie szeroko otwarte, przepuszczając w progu siostrę, aby już w środku zrównać z nią krok, poprowadził ją ku właściwej sali... w piwnicy. Konsternacja w wyrazie Edwarda trwała zaledwie ułamki sekundy, pojedynczy, przeciągający się oddech prowadzący prosto do pomieszczenia przeznaczonego na koncert. Nie zmieniło to jednak ani na moment biegu myśli Parkinsona, który zastanawiał się, co kierowało rodem Burke'ów, obierając taką przestrzeń na tak szczytne wydarzenie. Tego zamierzał się dziś dowiedzieć.
Pomógłszy Odecie ściągnąć pelerynę osłaniającą jej zjawiskową suknię, sam począł rozwiązywać troczki własnej. Odzienie pozostawione w szatni wraz z rękawiczkami uchroniło misternie skomponowaną kreację przed kurzem i brudem pospolitych uliczek Londynu. Fragmenty białej i niezastąpionej koszuli wystawały spod dość opiętej kamizelki i fularu osłaniającego szyję; ciemna, głęboka zieleń dominowała, będąc przetykaną guzikami ozdobionymi perłami i złotymi nićmi. Palcami przejechał po pole ton ciemniejszej, przedłużonej za pośladki marynarki, opuszkami dokładnie badając każdy z perłowych guzików, nim posłał siostrze ciepły uśmiech, gestem dłoni zapraszając ją w kierunku lorda Burke'a.
— Xavierze — odezwał się, wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny, by uścisnąć jego. — To naprawdę wspaniały pomysł, by zorganizować koncert. Moja siostra, Odetta. — Wskazał na siostrę, niezmiennie pozostając tym samym czarującym lordem. — Porozmawiamy później przy... barze, mam nadzieję. Zajmiemy nasze miejsca. — Zwrócił się do lorda, gdy tylko upłynął moment na powitanie z Odettą i poprowadził najmłodszą z Parkinsonów w stronę stolika będącego w zasadzie po środku sali. Tak mu się przynajmniej wydawało, kiedy odsuwał dla niej krzesło, asystował przy siadaniu, upewniając się, że suknia nie miała żadnych skandalicznych zagnieceń. Sam Edward zasiadł moment później, raptem na kilka chwil skierował wzrok ku scenie, następnie na Odettę, a później na pozostałych z gości, którzy powoli przybywali i zajmowali miejsca. Każdemu posyłał ten sam, niezbyt oczywisty, lecz promienny uśmiech. Uprzejmie kiwał głową w ramach powitania, zdając sobie sprawę, że nie był to właściwy moment na plotki ani coś mocniejszego do picia. Bo nie był, prawda?
miejsce 21 dla Edwarda i 22 dla Odetty
no i mam ze sobą tylko różdżkę
Stojąc w najnowszej, dosyć krótkiej pelerynie – podszytej futrem – na rogu Pokątnej oraz przejścia prowadzącego na Nokturn, ściskał dłonią – osłoniętą skórzaną rękawiczką – dłoń ukochanej siostry. Człowiek czający się w cieniu był ich jedyną drogą naprzód. Choć nie wahał się, przystanął, by zerknąć na Odettę z wyraźną troską i powrócić do spoglądania na świat w swój zwyczajowy ulubiony sposób.
— Mógłby tu ktoś posprzątać, nie uważasz? — Odezwał się, drugą ręką poklepując jej ramię. Musieli iść dalej, przecież nie mogli się spóźnić i tak nietaktownie zaszczycić innych swoją obecnością. Nic z tych rzeczy. Jeden z pracowników Borgina i Burke'a poprowadził ich we właściwym kierunku, oszczędzając błądzenia po podejrzanych zaułkach Nokturnu. Nie mógł jednak oszczędzić przykrych zapachów, których woń skłoniła Edwarda do wyciągnięcia jedwabnej chustki i osłonienia nosa. Swój ruch zamarkował wymyśloną z potrzeby chwili koniecznością odchrząknięcia. Był niemal pewien, że zaczną posądzać go o koklusz albo, Merlin wie, jaką inną przypadłość. Teatralna utrata przytomności zawsze mogła nadać nieco pikanterii dzisiejszemu spędowi, ale na pewno nie tuż przed drzwiami sklepu. Dopiero tutaj odsłonił nieco chustkę trzymaną przy twarzy. Własnym ramieniem upewnił się, że pozostały dostatecznie szeroko otwarte, przepuszczając w progu siostrę, aby już w środku zrównać z nią krok, poprowadził ją ku właściwej sali... w piwnicy. Konsternacja w wyrazie Edwarda trwała zaledwie ułamki sekundy, pojedynczy, przeciągający się oddech prowadzący prosto do pomieszczenia przeznaczonego na koncert. Nie zmieniło to jednak ani na moment biegu myśli Parkinsona, który zastanawiał się, co kierowało rodem Burke'ów, obierając taką przestrzeń na tak szczytne wydarzenie. Tego zamierzał się dziś dowiedzieć.
Pomógłszy Odecie ściągnąć pelerynę osłaniającą jej zjawiskową suknię, sam począł rozwiązywać troczki własnej. Odzienie pozostawione w szatni wraz z rękawiczkami uchroniło misternie skomponowaną kreację przed kurzem i brudem pospolitych uliczek Londynu. Fragmenty białej i niezastąpionej koszuli wystawały spod dość opiętej kamizelki i fularu osłaniającego szyję; ciemna, głęboka zieleń dominowała, będąc przetykaną guzikami ozdobionymi perłami i złotymi nićmi. Palcami przejechał po pole ton ciemniejszej, przedłużonej za pośladki marynarki, opuszkami dokładnie badając każdy z perłowych guzików, nim posłał siostrze ciepły uśmiech, gestem dłoni zapraszając ją w kierunku lorda Burke'a.
— Xavierze — odezwał się, wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny, by uścisnąć jego. — To naprawdę wspaniały pomysł, by zorganizować koncert. Moja siostra, Odetta. — Wskazał na siostrę, niezmiennie pozostając tym samym czarującym lordem. — Porozmawiamy później przy... barze, mam nadzieję. Zajmiemy nasze miejsca. — Zwrócił się do lorda, gdy tylko upłynął moment na powitanie z Odettą i poprowadził najmłodszą z Parkinsonów w stronę stolika będącego w zasadzie po środku sali. Tak mu się przynajmniej wydawało, kiedy odsuwał dla niej krzesło, asystował przy siadaniu, upewniając się, że suknia nie miała żadnych skandalicznych zagnieceń. Sam Edward zasiadł moment później, raptem na kilka chwil skierował wzrok ku scenie, następnie na Odettę, a później na pozostałych z gości, którzy powoli przybywali i zajmowali miejsca. Każdemu posyłał ten sam, niezbyt oczywisty, lecz promienny uśmiech. Uprzejmie kiwał głową w ramach powitania, zdając sobie sprawę, że nie był to właściwy moment na plotki ani coś mocniejszego do picia. Bo nie był, prawda?
miejsce 21 dla Edwarda i 22 dla Odetty
no i mam ze sobą tylko różdżkę
Na miejscu pojawił się wraz z rodziną, wiedząc, że pomimo cieni spowijających te ulice, kobietom nic nie groziło. Zakłócona teleportacja bywała w takich chwilach zbędnym zamieszaniem, ale mimo wszystko zamieszaniem koniecznym - ze względu na bezpieczeństwo miasta. Stolica pełniła dziś rolę fortu, spokojnego i silnego, czego dzisiejsza uroczystość była w zasadzie tylko dowodem. Nikt nie miał wątpliwości co do tego, czy Nokturnowe wiedźmy zechcą dzisiaj wychylić kurzajkowe nosy ze swoich piwnic. Sługom Czarnego Pana, najczystszej krwi, dziś nikt nie miał odwagi zaszkodzić.
Poza Zakonem Feniksa, którego nie miał powodów się tutaj spodziewać.
Pod opieką jego, Mathieu i służby Edgara przeszli brukowanymi uliczkami pod posiadłość Burke'ów; nie było to miejsce obce dla niego, dla Mathieu też nie, ale dla towarzyszących im dam z pewnością tak. Prowadził Evandrę pod ramieniem, idąc od zewnętrznej strony, po części wciąż nie ufając temu miejscu - jego reputacja była tu jednak doskonale znana. Elegancka czarna szata haftowana przy mankietach i kołnierzu złotą nicią odwzorowującą florystyczne różane kształty okryta była czarną peleryną chroniącą przed jesiennym chłodem szczypiącym pomimo zadziwiająco słonecznego dnia. Czarne rękawice ze skóry okrywały dłonie, czarne buty, również ze skóry, niosły stukot odbijany od ścian budynków wzniesionych wzdłuż głównej alei. Pomijając raczej mało imponujący krajobraz, spacer na słońc był nawet przyjemny.
- Nie wiedziałem, że lady Primrose jest tak utalentowana - zwrócił się do małżonki, choć jego słowa słyszeli pewnie również pozostali; lady Burke zawsze wydawała się bliska sercu Evandry, sądził, że będzie mogła powiedzieć w tym temacie coś więcej, być może. - Czy wiecie, na co konkretnie zbieramy pieniądze? - mówił dalej do rodziny, wiedząc, że tutaj jeszcze nikt nie może ich usłyszeć; działalność filantropijna interesowała go w życiu na tyle, na ile zdolna była kupić cudzą życzliwość, a jemu samemu - mocniej zapisać się na annałach historii. - To tamten budynek - Skinięciem głowy wskazał pobliską kamienicę, wkrótce - pojawiwszy się u progu - wchodząc do środka; pomógł żonie zdjąć płaszcz, zostawiając w szatni wierzchnie odzienia i wrzucając zaczarowane żetony do kieszeni szaty, by wkrótce zejść do palarni, zgodnie z instrukcjami służby.
- Lordzie Burke - Skinął głową Xavierowi, w powitalnym geście, czyniąc zadość manierom z podobną serdecznością. Nie znali się zbyt dobrze, ale okazje takie jak te były najlepsze, by popracować nad towarzyskimi brakami. - Dziękujemy za zaproszenie, imponująca inicjatywa i doskonała sposobność, by zacieśnić więzi. Muzyka z pewnością okaże się wybawieniem od szarości dnia, ale najważniejszy w tym jest wspólny cel. To ważne myśleć o tych, których wojna dotknęła najmocniej - pochwalił inicjatywę, nawet się nie zająknąwszy, zupełnie tak, jak gdyby wciąż było dla niego istotne, by w tym towarzystwie nikt nie zwątpił w jego dobroduszność. Chyba po prostu weszło mu to w krew, nawyk, jak nie kładzenie łokci na stole lub powstrzymanie się od mrugnięcia w trakcie istotnych wystąpień. Pozwalając siostrom i kuzynowi zgubić się w tym szlachetnym tłumie, żegnając ich skinięciem głowy, poprowadził Evandrę do jednego z przednich stolików, tak wypadało.
Obrzucił miejsca krótkim spojrzeniem, by wybrać stolik znajdujący się bardziej na obrzeżu. Skierował się też do krzeseł znajdujących się od wewnątrz sali, sądząc, że to na nich jego małżonka poczuje się pewniej; wbrew pozorom dawały więcej intymności, bo gdy zwróci się do pozostałych czarodziejów, którzy z nimi zasiądą, jej twarz dostrzegą tylko oni, nikt z dalszych miejsc. Odsunął jej krzesło, chwytając pozbawionymi już rękawic palcami jego oparcia, i dopiero po tym, jak zajęła miejsce, zasiadł obok - za nią - z jednej strony nie zasłaniając jej widoku na scenę, z drugiej osłaniając przed stolikami z tyłu, zastanawiając się nad tym, ile spojrzeń zamierzało skierować się dzisiaj na nią, zamiast na gwiazdy wieczoru. Wieść o okrytym hańbą bracie musiała ponieść się już po salonach. Pytania o wrażenia w tym momencie mogłyby zostać odebrane przez postronnych jako niestosowne. Z szacunkiem spojrzał na gości, którzy się do nich dosiedli, nie pomijając nikogo pośród nich w powitaniach. Kiedy Xavier przemówił - umilkł, ogniskując spojrzenie na scenie, by zgodnie z jego życzeniem powitać zjawiające się na scenie artystki oklaskami.
Tristan 4, Evandra 5
[bylobrzydkobedzieladnie]
Poza Zakonem Feniksa, którego nie miał powodów się tutaj spodziewać.
Pod opieką jego, Mathieu i służby Edgara przeszli brukowanymi uliczkami pod posiadłość Burke'ów; nie było to miejsce obce dla niego, dla Mathieu też nie, ale dla towarzyszących im dam z pewnością tak. Prowadził Evandrę pod ramieniem, idąc od zewnętrznej strony, po części wciąż nie ufając temu miejscu - jego reputacja była tu jednak doskonale znana. Elegancka czarna szata haftowana przy mankietach i kołnierzu złotą nicią odwzorowującą florystyczne różane kształty okryta była czarną peleryną chroniącą przed jesiennym chłodem szczypiącym pomimo zadziwiająco słonecznego dnia. Czarne rękawice ze skóry okrywały dłonie, czarne buty, również ze skóry, niosły stukot odbijany od ścian budynków wzniesionych wzdłuż głównej alei. Pomijając raczej mało imponujący krajobraz, spacer na słońc był nawet przyjemny.
- Nie wiedziałem, że lady Primrose jest tak utalentowana - zwrócił się do małżonki, choć jego słowa słyszeli pewnie również pozostali; lady Burke zawsze wydawała się bliska sercu Evandry, sądził, że będzie mogła powiedzieć w tym temacie coś więcej, być może. - Czy wiecie, na co konkretnie zbieramy pieniądze? - mówił dalej do rodziny, wiedząc, że tutaj jeszcze nikt nie może ich usłyszeć; działalność filantropijna interesowała go w życiu na tyle, na ile zdolna była kupić cudzą życzliwość, a jemu samemu - mocniej zapisać się na annałach historii. - To tamten budynek - Skinięciem głowy wskazał pobliską kamienicę, wkrótce - pojawiwszy się u progu - wchodząc do środka; pomógł żonie zdjąć płaszcz, zostawiając w szatni wierzchnie odzienia i wrzucając zaczarowane żetony do kieszeni szaty, by wkrótce zejść do palarni, zgodnie z instrukcjami służby.
- Lordzie Burke - Skinął głową Xavierowi, w powitalnym geście, czyniąc zadość manierom z podobną serdecznością. Nie znali się zbyt dobrze, ale okazje takie jak te były najlepsze, by popracować nad towarzyskimi brakami. - Dziękujemy za zaproszenie, imponująca inicjatywa i doskonała sposobność, by zacieśnić więzi. Muzyka z pewnością okaże się wybawieniem od szarości dnia, ale najważniejszy w tym jest wspólny cel. To ważne myśleć o tych, których wojna dotknęła najmocniej - pochwalił inicjatywę, nawet się nie zająknąwszy, zupełnie tak, jak gdyby wciąż było dla niego istotne, by w tym towarzystwie nikt nie zwątpił w jego dobroduszność. Chyba po prostu weszło mu to w krew, nawyk, jak nie kładzenie łokci na stole lub powstrzymanie się od mrugnięcia w trakcie istotnych wystąpień. Pozwalając siostrom i kuzynowi zgubić się w tym szlachetnym tłumie, żegnając ich skinięciem głowy, poprowadził Evandrę do jednego z przednich stolików, tak wypadało.
Obrzucił miejsca krótkim spojrzeniem, by wybrać stolik znajdujący się bardziej na obrzeżu. Skierował się też do krzeseł znajdujących się od wewnątrz sali, sądząc, że to na nich jego małżonka poczuje się pewniej; wbrew pozorom dawały więcej intymności, bo gdy zwróci się do pozostałych czarodziejów, którzy z nimi zasiądą, jej twarz dostrzegą tylko oni, nikt z dalszych miejsc. Odsunął jej krzesło, chwytając pozbawionymi już rękawic palcami jego oparcia, i dopiero po tym, jak zajęła miejsce, zasiadł obok - za nią - z jednej strony nie zasłaniając jej widoku na scenę, z drugiej osłaniając przed stolikami z tyłu, zastanawiając się nad tym, ile spojrzeń zamierzało skierować się dzisiaj na nią, zamiast na gwiazdy wieczoru. Wieść o okrytym hańbą bracie musiała ponieść się już po salonach. Pytania o wrażenia w tym momencie mogłyby zostać odebrane przez postronnych jako niestosowne. Z szacunkiem spojrzał na gości, którzy się do nich dosiedli, nie pomijając nikogo pośród nich w powitaniach. Kiedy Xavier przemówił - umilkł, ogniskując spojrzenie na scenie, by zgodnie z jego życzeniem powitać zjawiające się na scenie artystki oklaskami.
Tristan 4, Evandra 5
[bylobrzydkobedzieladnie]
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 29.04.21 11:26, w całości zmieniany 1 raz
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Spotkania towarzyskie w większym gronie były ostatnią rzeczą, której Mathieu Rosier był fanem, lecz z uwagi na bliską przyjaźń z organizatorami nie mógł odmówić. Xavier z pewnością miałby mu za złe, jeśli nie zjawiłby się na koncercie charytatywnym, podobnie było z Primrose, której nie chciał zawieść. Młoda Lady Burke była bardzo interesująca osobowością, której nauczanie było czystą przyjemnością. Zorganizowanie tego typu przedsięwzięcia w tak trudnych czasach było sensownym rozwiązaniem, choć sam Mathieu nie widział się raczej w roli organizatora takiej imprezy. Nie wykrzesałby z siebie zbyt wiele, bo jak miał być dobrym gospodarzem, jeśli sam nie przepadał za bytnością w takich miejscach. Na szczęście planowanie drugiego ślubu odeszło w niepamięć i nie musiał przejmować się wszelakimi kwestiami związanymi z przyjmowaniem gości, całą oprawą ceremonii i całej reszty bezsensowności, na które i tak nie miał ochoty. Jeden problem z głowy, a to akurat było mu w tym momencie na rękę. Miał o wiele większe i poważniejsze problemy niż dobór odcienia serwetek czy kolorystyki zdobień stołów.
Jak na oficjalne spotkanie przystało, należało dobrać odpowiedni strój. Mathieu nie przepadał za zbędnym wydziwianiem, ani nadmiernym przepychem w kwestii odzienia. Zawsze stawiał na minimalizm i odpowiedni dobór dodatków. Prosty garnitur, skrojony z dobrego jakościowo materiału, w czarnym kolorze oraz śnieżnobiała koszula. Żadnych krawatów, muszek, ani innego dziadostwa. Nie widział sensu w takim wydziwianiu. Najważniejszym było nawiązanie do czerwieni róż Rosierów w postaci poszetki umieszczonej na lewej klapie marynarki. Stylowo i niezbyt przesadnie. Na wierzchu miał płaszcz, którego ekspresowo pozbył się przy wejściu, zaraz po okazaniu stosownego zaproszenia na spotkanie. Goście z pewnością będą zachwyceni wystrojem wnętrza, atmosferą i przygotowaniem przez głównych organizatorów. Zjawienie się wraz z resztą rodziny było dla niego zupełnie naturalne. Evandra, Fantine, Melisande jak zawsze wyglądały zachwycająco, kobiety o niezwykłej urodzie, której pozazdrościć im mogła każda inna dziewczyna. Z rodziną był blisko i cieszył go fakt, że mógł na nich liczyć w każdej sytuacji.
- Wybaczcie. – zwrócił się do nich, namierzając Xaviera wzrokiem i ruszył w stronę przyjaciela, którego przywitał uściśnięciem dłoni. Ten jak zwykle prezentował się doskonale, ale jakże mogłoby być inaczej, w końcu był u siebie. Nie sądził, żeby ten wieczór w jakikolwiek sposób mógł zawieść jego oczekiwania. Primrose i Xavier z całą pewnością dołożyli wszelkich starań, aby wyszło idealnie. Nie bez powodu podejrzewał Lady Burke o perfekcjonizm, a każdy detal był tutaj na wagę złota.
- Nie zawiodłeś moich oczekiwań, przyjacielu. – mruknął do Xaviera i uśmiechnął się znacząco. Nie musiał mówić nic więcej, aby sytuacja była jasna. Niech ta drobna pochwała będzie dla Lorda Burke wystarczającym dowodem na to, że Mathieu nie jest wcale takim złym gościem, jeśli chodziło o zgromadzenia tego typu. Jeszcze się nie rozkręciło, ale był pewien, że Xavier nie pozwoli im się nudzić. Skoro jednak grzeczności były już wymienione, należało zająć odpowiednie miejsce. Większość stolików była jeszcze pusta, więc miał w czym wybierać. A przecież musiał znaleźć się dziś jak najbliżej sceny, aby móc z uwagą przyglądać się poczynaniom Primrose. Była wyjątkowo utalentowana i oczekiwał na artystyczny pokaz z ciekawością, wyraźnie zaintrygowany. Krótka przemowa i zjawienie się na scenie artystek należało nagrodzić oklaskami, które w tym momencie były jak najbardziej wskazane.
| Miejsce Nr 13
Mam ze sobą różdżkę
Jak na oficjalne spotkanie przystało, należało dobrać odpowiedni strój. Mathieu nie przepadał za zbędnym wydziwianiem, ani nadmiernym przepychem w kwestii odzienia. Zawsze stawiał na minimalizm i odpowiedni dobór dodatków. Prosty garnitur, skrojony z dobrego jakościowo materiału, w czarnym kolorze oraz śnieżnobiała koszula. Żadnych krawatów, muszek, ani innego dziadostwa. Nie widział sensu w takim wydziwianiu. Najważniejszym było nawiązanie do czerwieni róż Rosierów w postaci poszetki umieszczonej na lewej klapie marynarki. Stylowo i niezbyt przesadnie. Na wierzchu miał płaszcz, którego ekspresowo pozbył się przy wejściu, zaraz po okazaniu stosownego zaproszenia na spotkanie. Goście z pewnością będą zachwyceni wystrojem wnętrza, atmosferą i przygotowaniem przez głównych organizatorów. Zjawienie się wraz z resztą rodziny było dla niego zupełnie naturalne. Evandra, Fantine, Melisande jak zawsze wyglądały zachwycająco, kobiety o niezwykłej urodzie, której pozazdrościć im mogła każda inna dziewczyna. Z rodziną był blisko i cieszył go fakt, że mógł na nich liczyć w każdej sytuacji.
- Wybaczcie. – zwrócił się do nich, namierzając Xaviera wzrokiem i ruszył w stronę przyjaciela, którego przywitał uściśnięciem dłoni. Ten jak zwykle prezentował się doskonale, ale jakże mogłoby być inaczej, w końcu był u siebie. Nie sądził, żeby ten wieczór w jakikolwiek sposób mógł zawieść jego oczekiwania. Primrose i Xavier z całą pewnością dołożyli wszelkich starań, aby wyszło idealnie. Nie bez powodu podejrzewał Lady Burke o perfekcjonizm, a każdy detal był tutaj na wagę złota.
- Nie zawiodłeś moich oczekiwań, przyjacielu. – mruknął do Xaviera i uśmiechnął się znacząco. Nie musiał mówić nic więcej, aby sytuacja była jasna. Niech ta drobna pochwała będzie dla Lorda Burke wystarczającym dowodem na to, że Mathieu nie jest wcale takim złym gościem, jeśli chodziło o zgromadzenia tego typu. Jeszcze się nie rozkręciło, ale był pewien, że Xavier nie pozwoli im się nudzić. Skoro jednak grzeczności były już wymienione, należało zająć odpowiednie miejsce. Większość stolików była jeszcze pusta, więc miał w czym wybierać. A przecież musiał znaleźć się dziś jak najbliżej sceny, aby móc z uwagą przyglądać się poczynaniom Primrose. Była wyjątkowo utalentowana i oczekiwał na artystyczny pokaz z ciekawością, wyraźnie zaintrygowany. Krótka przemowa i zjawienie się na scenie artystek należało nagrodzić oklaskami, które w tym momencie były jak najbardziej wskazane.
| Miejsce Nr 13
Mam ze sobą różdżkę
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Palarnia opium
Szybka odpowiedź