Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Dorset
Wybrzeże
Strona 2 z 51 • 1, 2, 3 ... 26 ... 51
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Podczas zbierania kwiatów cała ta tradycja z puszczaniem wianków wydawała mi się być kompletną głupotą. Zbierałam, bo zbierałam, za bardzo nie zastanawiając się nad tym, jak bym chciała, by wyglądał mój wianek. Miał się rzucać w oczy, prawda? Raczej powinien, gdyby zależało mi na skradaniu serc młodzieńców. Ja jednak miałam już swojego młodzieńca, a poza tym nie szukałam już żadnej miłości, która mogłaby mnie wrobić w jakieś większe bagno od tego, w którym aktualnie przebywałam. Często mi się nawet ono śniło. Jak stoję na jego powierzchni i boję się, że mnie wciągnie za sekundkę, bądź dwie.
Tylko że to było wcześniej. Teraz stałam i patrzyłam z rozbawieniem jak Garrett przygotowuje się do wejścia do wody. Ja trzymałam wianek i jedynie musiałam go wypuścić na fale, a on? A oni wszyscy? Słyszałam podniecone rozmowy i chichoty innych panien oraz już starszych pań, które stały na brzegu i od czasu do czasu machały do kogoś w wodzie.
Różowe i białe hortensje, niemal jaskraworóżowe azalie oraz biało-czerwone amarylisy miały niebawem zostać porwane przez fale i, być może, złapane przez Weasley’a. Ciekawa byłam, czy pan auror da sobie radę z takim oto zadaniem. Byłoby miło, jeśli zaś nie, to trudno.
Zaśmiałam się, odnajdując go wśród innych, i zamachałam, by następnie wypuścić swój wianek do wody, gdzie ten zaraz został porwany przez morskie fale.
Tylko że to było wcześniej. Teraz stałam i patrzyłam z rozbawieniem jak Garrett przygotowuje się do wejścia do wody. Ja trzymałam wianek i jedynie musiałam go wypuścić na fale, a on? A oni wszyscy? Słyszałam podniecone rozmowy i chichoty innych panien oraz już starszych pań, które stały na brzegu i od czasu do czasu machały do kogoś w wodzie.
Różowe i białe hortensje, niemal jaskraworóżowe azalie oraz biało-czerwone amarylisy miały niebawem zostać porwane przez fale i, być może, złapane przez Weasley’a. Ciekawa byłam, czy pan auror da sobie radę z takim oto zadaniem. Byłoby miło, jeśli zaś nie, to trudno.
Zaśmiałam się, odnajdując go wśród innych, i zamachałam, by następnie wypuścić swój wianek do wody, gdzie ten zaraz został porwany przez morskie fale.
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przechadzała się boso wzdłuż brzegu, gdzie już zbierały się kobiety i dziewczęta z wiankami, oraz mężczyźni gotowi rzucić się za nimi wprost do zimnej, morskiej wody. Rześki wiatr rozwiewał jej długie, rude włosy, a zielone oczy z zazdrością spoglądały na wianki innych kobiet. Jej własny wydawał się przy nich naprawdę skromny. Przy zbieraniu kwiatów nie dopisało jej szczęście. Ciekawe, czy dopisze jej przy wrzucaniu ich do wody?
Spojrzała jeszcze raz na niewielki wianuszek, sprawdzając, czy poszczególne elementy dobrze się trzymają. Obrzuciła spojrzeniem mężczyzn już wchodzących do wody. Czy ktokolwiek zainteresuje się jej wiankiem? Raczej w to wątpiła. Była przecież osobą samotną i z nikim nie łączyło jej żadne wyjątkowe uczucie. Nie przypuszczała, by ktokolwiek z tych czarodziejów przyszedł tutaj, żeby złapać właśnie jej wianek, ale z tego zdawała sobie sprawę od początku całej zabawy. Miała zamiar wrzucić wieniec do wody, i najprawdopodobniej patrzeć, jak odpływa w dal lub zostaje wyrzucony na brzeg.
Zbliżyła się do wody, brodząc w niej po kostki. Stała tak przez chwilę, jakby ważąc wianuszek w dłoniach, po czym pochyliła się i położyła go na wodzie, patrząc, jak się na niej kołysał. A na jej bladej, piegowatej twarzy pojawił się leciutki uśmiech. Powoli cofnęła się na brzeg i wbiła wzrok w morską wodę, na której unosiły się kolorowe wianki, wyobrażając sobie jednocześnie, jak wyglądałyby uwiecznione na płótnie na tle falującej, szaroniebieskiej wody, którą mogłaby ładnie odwzorować za pomocą akwareli.
Spojrzała jeszcze raz na niewielki wianuszek, sprawdzając, czy poszczególne elementy dobrze się trzymają. Obrzuciła spojrzeniem mężczyzn już wchodzących do wody. Czy ktokolwiek zainteresuje się jej wiankiem? Raczej w to wątpiła. Była przecież osobą samotną i z nikim nie łączyło jej żadne wyjątkowe uczucie. Nie przypuszczała, by ktokolwiek z tych czarodziejów przyszedł tutaj, żeby złapać właśnie jej wianek, ale z tego zdawała sobie sprawę od początku całej zabawy. Miała zamiar wrzucić wieniec do wody, i najprawdopodobniej patrzeć, jak odpływa w dal lub zostaje wyrzucony na brzeg.
Zbliżyła się do wody, brodząc w niej po kostki. Stała tak przez chwilę, jakby ważąc wianuszek w dłoniach, po czym pochyliła się i położyła go na wodzie, patrząc, jak się na niej kołysał. A na jej bladej, piegowatej twarzy pojawił się leciutki uśmiech. Powoli cofnęła się na brzeg i wbiła wzrok w morską wodę, na której unosiły się kolorowe wianki, wyobrażając sobie jednocześnie, jak wyglądałyby uwiecznione na płótnie na tle falującej, szaroniebieskiej wody, którą mogłaby ładnie odwzorować za pomocą akwareli.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie czuł się najmądrzej, brodząc nogami z podwiniętymi nogawkami spodni w morskiej wodzie, obserwując innych mężczyzn (którzy najpewniej również odczuwali wewnętrzną potrzebę złożenia z siebie ofiary w błękitnej toni - kto wpadł na pomysł, by wprowadzić tak uwłaczającą tradycję?) i czując promienie słoneczne nieprzyjemnie gryzące go w pokryty mapą piegów kark. Westchnął cicho, może mając nadzieję, że wraz z wypuszczonym powietrzem z jego myśli ucieknie beznadzieja i potrzeba rychłej ewakuacji; spojrzał na któregoś z mężczyzn szykującego się do skoku po życie (czy nie kojarzył go skądś? czy nie miał okazji go kiedyś poznać, przed laty, na pokrytej śniegiem Pokątnej?), a we wzroku Weasley'a najpewniej czaiło się coś na kształt niepowstrzymanego błagania, rezygnacji i bezwiednego pragnienia ucieczki. Wbił spojrzenie w horyzont, a potem na brzeg, gdzie panie w każdym wieku gromadziły się, ściskając w dłoniach wianki - małe i duże, ozdobne i skromne, stworzone z pięknych kwiatów i... chwila, czy jeden z nich upleciony został z cierni przeplatanych usychającymi różami? To godne Rosierów, przeszło mu przez myśl, choć domyślał się, że dzierżąca go panna była po prostu (naiwną) desperatką łudzącą się, że nawet za takim wiankiem szukający żony arystokraci rzucą się sznurem.
W końcu dostrzegł Dianę zbliżającą się ku morskim falom i przewrócił lekko oczami, by dać upust własnej kompromitacji (niemal słyszał opływający w kpinę chichot narzeczonej) - na szczęście nikt nie miał prawa tego ujrzeć, skoro wszystkie spojrzenia skupiły się na pierwszych wiankach kołyszących się na morskich falach. Skoncentrował się, starając się ani na chwilę nie spuścić kwiatowej wiązanki Diany z oczu; zaraz po tym rzucił się w szaleńczą pogoń (choć w rzeczywistości była powolna, powstrzymywały go zaskakująco wysokie fale szturmem uderzające o nogi), z rezygnacją modląc się w duchu, aby nie przewrócił się na którymś ze śliskich kamieni i zdołał uchwycić kołyszący się na wzburzonej powierzchni morza wianek.
W końcu dostrzegł Dianę zbliżającą się ku morskim falom i przewrócił lekko oczami, by dać upust własnej kompromitacji (niemal słyszał opływający w kpinę chichot narzeczonej) - na szczęście nikt nie miał prawa tego ujrzeć, skoro wszystkie spojrzenia skupiły się na pierwszych wiankach kołyszących się na morskich falach. Skoncentrował się, starając się ani na chwilę nie spuścić kwiatowej wiązanki Diany z oczu; zaraz po tym rzucił się w szaleńczą pogoń (choć w rzeczywistości była powolna, powstrzymywały go zaskakująco wysokie fale szturmem uderzające o nogi), z rezygnacją modląc się w duchu, aby nie przewrócił się na którymś ze śliskich kamieni i zdołał uchwycić kołyszący się na wzburzonej powierzchni morza wianek.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
//Jakość zerowa, przepraszam, ale nie mam dziś sił na nic dłuższego
Z łąki poszłam prosto na wybrzeże, gdzie miało odbyć się łowienie wianków. Przyszło wielu mężczyzn, mniej lub bardziej mi znanych. Póki co jednak, największym zainteresowaniem przeze mnie cieszyła się sama akcja odkładania wianków. Mój, stworzony ze stokrotek, maków i niezapominajek, zdecydowanie rzucał się w oczy, liczyłam na to, że jest dobrze zrobiony i nie rozpadnie się pod wpływem mocniejszej fali. Przez chwilę patrzyłam jak dziewczęta kładą swój wianek na wodzie, a one oddalają się od brzegu mieszając z innymi. Był to naprawdę uroczy widok, dawno niczego tak ładnego nie widziałam. Nadeszła w końcu moja kolej, weszłam po kostki do wody i kiedy nastał przypływ położyłam swój wianek na jej powierzchni. Wraz z zaciśniętymi dłońmi na piersiach obserwowałam jak odpływa, miałam nadzieję, że ktoś zechce go złapać.
Z łąki poszłam prosto na wybrzeże, gdzie miało odbyć się łowienie wianków. Przyszło wielu mężczyzn, mniej lub bardziej mi znanych. Póki co jednak, największym zainteresowaniem przeze mnie cieszyła się sama akcja odkładania wianków. Mój, stworzony ze stokrotek, maków i niezapominajek, zdecydowanie rzucał się w oczy, liczyłam na to, że jest dobrze zrobiony i nie rozpadnie się pod wpływem mocniejszej fali. Przez chwilę patrzyłam jak dziewczęta kładą swój wianek na wodzie, a one oddalają się od brzegu mieszając z innymi. Był to naprawdę uroczy widok, dawno niczego tak ładnego nie widziałam. Nadeszła w końcu moja kolej, weszłam po kostki do wody i kiedy nastał przypływ położyłam swój wianek na jej powierzchni. Wraz z zaciśniętymi dłońmi na piersiach obserwowałam jak odpływa, miałam nadzieję, że ktoś zechce go złapać.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Po opatrzeniu swojej nogi w sposób bardziej profesjonalny, czym prędzej wróciłam do zabawy z wiankami. Cóż, jaki sens miałoby zbieranie kwiatów i wyplatanie wianka, skoro nie mógłby go złapać jakiś przystojny pan, który to hipotetycznie chciałby skraść serduszko poczciwej pani Vanity, czyli mnie.
Gdzieś tam w głębi serca łudziłam się, że puszczę wianek, a on, niczym zwinna rybka, popłynie w te jedne ręce, w te, za którymi tak bardzo tęskniłam. Woda... Przed moimi oczami stawały wspomnienia ze Szkocji, obrazy pewnego wytrwałego porannego rybaka oraz mnie jako ofiary szalonego trytona, którzy być może chciał mnie za żonę...? Teraz już się nie dowiem, ale w tamtej morskiej bitwie o moje serduszko wygrał Frederick. Niestety, już więcej nie stoczy bójki z trytonem o mnie, ani tym bardziej o mój wianek. Może jednak złapie go ktoś znajomy? Jakiś dawny pacjent? Może ten, który teraz, dzięki mnie, ma rękę? Albo tamten od klątwy...
Przykucnęłam na brzegu. Chłodna woda obmyła moje stopy. Spojrzałam na piękny zielony wianek z koniczynek i położyłam go na tafli wody. Płyń, kochaniutki. Płyń...
Wstałam i przyglądałam się zebranym tu czarownicom oraz czarodziejom, którzy dzielnie rzucali się po wybrane wianki. Może ktoś będzie potrzebował specjalistycznej pomocy medycznej? Cóż, Cynka zawsze gotowa do działania.
Gdzieś tam w głębi serca łudziłam się, że puszczę wianek, a on, niczym zwinna rybka, popłynie w te jedne ręce, w te, za którymi tak bardzo tęskniłam. Woda... Przed moimi oczami stawały wspomnienia ze Szkocji, obrazy pewnego wytrwałego porannego rybaka oraz mnie jako ofiary szalonego trytona, którzy być może chciał mnie za żonę...? Teraz już się nie dowiem, ale w tamtej morskiej bitwie o moje serduszko wygrał Frederick. Niestety, już więcej nie stoczy bójki z trytonem o mnie, ani tym bardziej o mój wianek. Może jednak złapie go ktoś znajomy? Jakiś dawny pacjent? Może ten, który teraz, dzięki mnie, ma rękę? Albo tamten od klątwy...
Przykucnęłam na brzegu. Chłodna woda obmyła moje stopy. Spojrzałam na piękny zielony wianek z koniczynek i położyłam go na tafli wody. Płyń, kochaniutki. Płyń...
Wstałam i przyglądałam się zebranym tu czarownicom oraz czarodziejom, którzy dzielnie rzucali się po wybrane wianki. Może ktoś będzie potrzebował specjalistycznej pomocy medycznej? Cóż, Cynka zawsze gotowa do działania.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Najpiękniejsza pod słońcem Cedrina Rosier czarowała swoim głosem, a Deimos sterczał w tłumie i wypatrywał w którą stronę popłynął jej wianek. Od roku marzył, by nadszedł ten dzień, w którym złapawszy jej dzieło, będzie mógł spędzić wieczór z nią w ramionach. Żadnego kręcenia nosem brata i ojca, żadnego niepochlebnego słowa, a Lady Rosier cała jego. Czekał na to od zeszłego roku, kiedy dopiero na balu zorientował się, że przegapił taką okazję. Kiedy dziś zmierzał nad wybrzeże, rozmawiał ukradkiem z Adrienem i doszedł do wniosku, że miniony rok był owocny w przeróżne znajomości. Niektóre skomplikowały jego stan obecnego zachwycenia Lady Rosier, inne nieco go obniżyły, dziś jednak żadna inna nie była ważna, bo Carrow miał jedną misję.
Jego słabość do Lady Rosier była nie na miejscu, bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby poprosił ją o taniec, bądź przebywał z nią sam na sam, najpewniej odbiłoby się to na jego pozycji w rodzinie. Ojciec zdegradowałby go, w najlepszym wypadku pozostawiając mu dom i nigdy więcej z nim nie mówiąc. Deimos podejrzewał, że ekspresowy ślub, w który został wmanewrowany, to właśnie kwestia jednego czy dwóch razy, kiedy został przez ojca przyłapany na oferowaniu mamie Tristana szklaneczki czegoś mocniejszego, czy sterczeniu w kącie sali i wpatrywaniu się w nią oszołomionym spojrzeniem. Był jednak głupcem i ślepcem, jeżeli nie umiał zauważyć tego, co widział w Cedrinie jego syn. Deimos nigdy się nie przyzna do tego, że przez wiele lat kochał się w pani Rosier, ale czy to, że nawet teraz, po tylu miesiącach czekania, ma na twarzy wyraz istnego uwielbienia bogini.
Fortuna nie chciała jednak pozwolić na to, by Carrow i Rosier spędzili trochę czasu sam na sam. Fortuna pchnęła Carrowa w stronę wianka uplecionego przez blond panienkę z rodu Malfoyów. A może ślepy los wiedział co czyni, kiedy prowadził zauroczonego Deimosa wprost w odmęty fal morskich.
Jego słabość do Lady Rosier była nie na miejscu, bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby poprosił ją o taniec, bądź przebywał z nią sam na sam, najpewniej odbiłoby się to na jego pozycji w rodzinie. Ojciec zdegradowałby go, w najlepszym wypadku pozostawiając mu dom i nigdy więcej z nim nie mówiąc. Deimos podejrzewał, że ekspresowy ślub, w który został wmanewrowany, to właśnie kwestia jednego czy dwóch razy, kiedy został przez ojca przyłapany na oferowaniu mamie Tristana szklaneczki czegoś mocniejszego, czy sterczeniu w kącie sali i wpatrywaniu się w nią oszołomionym spojrzeniem. Był jednak głupcem i ślepcem, jeżeli nie umiał zauważyć tego, co widział w Cedrinie jego syn. Deimos nigdy się nie przyzna do tego, że przez wiele lat kochał się w pani Rosier, ale czy to, że nawet teraz, po tylu miesiącach czekania, ma na twarzy wyraz istnego uwielbienia bogini.
Fortuna nie chciała jednak pozwolić na to, by Carrow i Rosier spędzili trochę czasu sam na sam. Fortuna pchnęła Carrowa w stronę wianka uplecionego przez blond panienkę z rodu Malfoyów. A może ślepy los wiedział co czyni, kiedy prowadził zauroczonego Deimosa wprost w odmęty fal morskich.
The member 'Deimos Carrow' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Prąd wody znosił wianek tam, gdzie szanowny Pan Los postanowił go wysłać. Eileen od początku starała się śledzić jego tor, bo skoro już tak daleko zaszła, to wypadałoby to przecież jakoś zakończyć. I wtedy poczuła się, jakby ktoś trafił ją drętwotą. On zbliżał się do niej wianka niczym wygłodniałe zwierzę! Jak on to sobie wyobrażał?! Że go złapie i co?! O nie, mój drogi, co to, to nie!
Drgnęła gwałtownie, kiedy zobaczyła jak traci stabilność i wpada do morza... głową do przodu. Świetnie, Crispin, i co jeszcze zaserwujesz dzisiaj pannie Wilde, co?!
Pobiegła w jego kierunku, starając się jakoś zgrabnie omijać tych, którzy stali jej na drodze. W między czasie pan-ładny-zawsze-w-tarapatach Russell zdołał sam wyjść z wody i pokazać światu... swoją oblaną czerwienią twarz.
- Crispin! - zawołała błagalnie blednąc niczym kartka papieru. - Na litość Merlina, co ty wyprawiasz?
Nie było sensu kopać leżącego (chociaż nie leżał!), więc podała mu rękę, by pomóc mu wstać z piasku. Wyglądał koszmarnie. Przemoczony, z twarzą we krwi i... z jej wiankiem w dłoni. Westchnęła cicho i spojrzała na niego. Gdzieś z tyłu słyszała cienki chichot młodych szlacheckich fląder, którym najwyraźniej mało było dzisiaj rozrywek. Jeszcze by tego brakowało, gdyby któraś miała mniej niż siedemnaście lat... jeszcze by tego brakowało, by któraś wyśmiała ją przy wszystkich dzień po rozpoczęciu roku szkolnego...
Crispin, do jasnej pogody, zginiesz wtedy śmiercią okrutną i bolesną.
- Wydaje mi się, że nie tak powinno wyglądać nasze spotkanie, prawda? - spytała z kłębowiskiem niezrozumianych emocji w głowie. - Złapałeś mój wianek, cudownie, a teraz chodź, bo wydaje mi się, że powinnam coś z tym zaradzić.
Pociągnęła go w kierunku większej wydmy, która zdawała się być najlepszym materiałem na stworzenie z niej zaimprowizowanej ławki. Otworzyła swoja małą, poręczną torebkę i wyjęła z niej czerwony kamyk, który znalazła na polanie, a który także jakimś cudem uleczył jej skaleczenie. Nie sądziła, że nastawi mu nim nos, ale krwotok zatamować już mogła, więc bezceremonialnie przystawiła Crispinowi go do nosa i czekała na efekty. Jeśli to nic nie da, to trzeba będzie wołać po jakiegoś medyka! Wierzyła, że jakiś przyszedł skuszony zabawą. Niestety jej bystry wzrok nie uchwycił jeszcze sylwetki jej dobrej przyjaciółki, Cynthii Vanity.
Drgnęła gwałtownie, kiedy zobaczyła jak traci stabilność i wpada do morza... głową do przodu. Świetnie, Crispin, i co jeszcze zaserwujesz dzisiaj pannie Wilde, co?!
Pobiegła w jego kierunku, starając się jakoś zgrabnie omijać tych, którzy stali jej na drodze. W między czasie pan-ładny-zawsze-w-tarapatach Russell zdołał sam wyjść z wody i pokazać światu... swoją oblaną czerwienią twarz.
- Crispin! - zawołała błagalnie blednąc niczym kartka papieru. - Na litość Merlina, co ty wyprawiasz?
Nie było sensu kopać leżącego (chociaż nie leżał!), więc podała mu rękę, by pomóc mu wstać z piasku. Wyglądał koszmarnie. Przemoczony, z twarzą we krwi i... z jej wiankiem w dłoni. Westchnęła cicho i spojrzała na niego. Gdzieś z tyłu słyszała cienki chichot młodych szlacheckich fląder, którym najwyraźniej mało było dzisiaj rozrywek. Jeszcze by tego brakowało, gdyby któraś miała mniej niż siedemnaście lat... jeszcze by tego brakowało, by któraś wyśmiała ją przy wszystkich dzień po rozpoczęciu roku szkolnego...
Crispin, do jasnej pogody, zginiesz wtedy śmiercią okrutną i bolesną.
- Wydaje mi się, że nie tak powinno wyglądać nasze spotkanie, prawda? - spytała z kłębowiskiem niezrozumianych emocji w głowie. - Złapałeś mój wianek, cudownie, a teraz chodź, bo wydaje mi się, że powinnam coś z tym zaradzić.
Pociągnęła go w kierunku większej wydmy, która zdawała się być najlepszym materiałem na stworzenie z niej zaimprowizowanej ławki. Otworzyła swoja małą, poręczną torebkę i wyjęła z niej czerwony kamyk, który znalazła na polanie, a który także jakimś cudem uleczył jej skaleczenie. Nie sądziła, że nastawi mu nim nos, ale krwotok zatamować już mogła, więc bezceremonialnie przystawiła Crispinowi go do nosa i czekała na efekty. Jeśli to nic nie da, to trzeba będzie wołać po jakiegoś medyka! Wierzyła, że jakiś przyszedł skuszony zabawą. Niestety jej bystry wzrok nie uchwycił jeszcze sylwetki jej dobrej przyjaciółki, Cynthii Vanity.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Nie bardzo wiedział, co go w ogóle podkusiło, żeby przybyć na całość tego typu imprezy. Niby śmiał się, kiedy gdzieś usłyszał o wiankach, śmiał się, gdy mówili o ich łapaniu, śmiał się sam z siebie, kiedy ruszył pomiędzy mężczyznami, na wybrzeże. I jego spojrzenie powędrowało w końcu na fale i maleńkie punkciki kołyszące się na falach. Chwilami wydawało mu się, że płynące wianki, to wielki, wynurzający się potwór, który za chwilę zmiecie wszystkich jednym podrywem. Oczywiście, była to tylko złudna projekcja umysłu Samuela, ale i tak wargi rozciągnęły się, obdarzając nieokreśloną przestrzeń przed sobą - uśmiechem.
Właściwie, nawet nie wiedział, które ze znajomych mu dziewcząt - uczestniczyły w tej zabawie. Przeszedł wiedziony impulsem, który wcale nie musiał być prawdziwy. Ot kaprys, albo chęć rozrywki...jakby mało jej miał ostatnio...
Wszedł w odę bez zastanowienia, upatrując sobie jeden, który z niewiadomych względów, przyniósł mu w myślach postać Mathildy.
Właściwie, nawet nie wiedział, które ze znajomych mu dziewcząt - uczestniczyły w tej zabawie. Przeszedł wiedziony impulsem, który wcale nie musiał być prawdziwy. Ot kaprys, albo chęć rozrywki...jakby mało jej miał ostatnio...
Wszedł w odę bez zastanowienia, upatrując sobie jeden, który z niewiadomych względów, przyniósł mu w myślach postać Mathildy.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'Wianki' :
'Wianki' :
Zaplatanie wianków wcale nie było łatwą sztuką. O czym zdążyłam się przekonać, kiedy wreszcie udało mi się dotrzeć na łąkę, z której rozpoczęto całą wędrówkę ludu w poszukiwaniu dorodnych okazów roślinności. W momencie, gdy koszyk zapełnił się kwieciem, a mi udało się odnaleźć drogę powrotną, ułożyłam się na miękkiej trawie, aby spróbować swych sił w tej zmyślnej konkurencji. Jeżeli Sylvain tam rzeczywiście był, musiał naśmiewać się ze mnie do rozpuku. Musiałam wyglądać na intensywnie skupioną, kiedy wpierw zajęłam się montowaniem szkieletu kwietnej korony, by kilkadziesiąt minut później oplatać go swymi zdobyczami. Nie mam wprawy to było najłagodniejszym stwierdzeniem, jakie opuściło moje usta w dniu dzisiejszym i tej wymówki trzymałam się niczym ostatniej deski ratunku. Wzrok mi się psuł, palce plątały; kilka sztuk hortensji pożegnało się z życiem tak już zupełnie, będąc ofiarą mojej niezdarności. Rzadko kiedy się poddaję, dlatego cicho kląc pod nosem, wciąż próbowałam stworzyć z mojej nieudolności dzieło na miarę najbardziej utalentowanej dzierlatki, która nie robiła w życiu niczego innego poza konstruowaniem roślinnej ozdoby głów niewieścich.
Po naprawdę długim czasie, dzieło moje nareszcie było gotowe. Nie powiem, abym była szczególnie ukontentowana z efektu, ale nie było już więcej czasu. Ani cierpliwości. Nie patrząc na nic i na nikogo, udałam się wraz z tłumem innych dziewcząt w kierunku wybrzeża. Skąd też miałam pozbywać się swojego wianka. Zabawne, czemu to tak naprawdę miało służyć? Doskonale wiedziałam, że na miłość nie mam co liczyć; ani teraz, ani nigdy. Tak samo jak na to, że ktokolwiek zlituje się nad biedną Belloną i podniesie te nieszczęsne koło przystrojone kwiatami. Nie wiedziałam nawet, czy mój drogi przyjaciel jest tu w pobliżu; tylko on mógłby mnie chyba uratować od zguby w postaci żenady. Podejrzewałam, że mimo wszystko to nie na mój wianek by polował, nie miałam mu tego za złe. Chyba.
Starając się już wcale nie gdybać, ułożyłam wreszcie owoc swych rąk na taflę wody, uznając jednocześnie, że niech się dzieje co chce.
gdyby ktoś nie miał upatrzonego wianka to zapraszam :D
Po naprawdę długim czasie, dzieło moje nareszcie było gotowe. Nie powiem, abym była szczególnie ukontentowana z efektu, ale nie było już więcej czasu. Ani cierpliwości. Nie patrząc na nic i na nikogo, udałam się wraz z tłumem innych dziewcząt w kierunku wybrzeża. Skąd też miałam pozbywać się swojego wianka. Zabawne, czemu to tak naprawdę miało służyć? Doskonale wiedziałam, że na miłość nie mam co liczyć; ani teraz, ani nigdy. Tak samo jak na to, że ktokolwiek zlituje się nad biedną Belloną i podniesie te nieszczęsne koło przystrojone kwiatami. Nie wiedziałam nawet, czy mój drogi przyjaciel jest tu w pobliżu; tylko on mógłby mnie chyba uratować od zguby w postaci żenady. Podejrzewałam, że mimo wszystko to nie na mój wianek by polował, nie miałam mu tego za złe. Chyba.
Starając się już wcale nie gdybać, ułożyłam wreszcie owoc swych rąk na taflę wody, uznając jednocześnie, że niech się dzieje co chce.
gdyby ktoś nie miał upatrzonego wianka to zapraszam :D
just fake the smile
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Do swoich pustych dłoni znów uśmiechasz się i wolności już czujesz powiew we włosach, kiedy nagle do twoich uszu dociera dźwięk chlupoczącego wtargnięcia w odmęta wodne. Nie chcesz się odwracać, nic jednak nie poradzisz na odruch. Stajesz na brzegu i widzisz jak piędziesiąt metrów od ciebie, pewien młodzieniec z wspaniałą gestą brodą, schyla się po wianek, który plotłaś z największą czcią jeszcze kilka minut temu. Cierpiętnicze spojrzenie bez słowa chcesz mu przekazać, by palce jego nie zamknęły się na nim. Niech sięgnie dłonią w bok, albo dalej, dlaczego nie wybrał wianka osoby, która zasłużyłaby na taniec w jego ramionach. Nie czujesz się odpowiednia, nie czujesz się wystarczająca. Robisz krok w jego stronę, by już przestał, by nie brał właśnie tego, ale on już podnosi się z wody i z tryumfalnym uśmiechem szuka wzrokiem tej, która jest jego szczęściarą. Padło na ciebie, chyba i jego to zadziwiło. Ciebie zaś wbiło w ziemię, szczególnie w momencie, kiedy widziałaś, jak znajduje Twoją twarz, a jego w rezultacie robi się jasna. Jakby ucieszył się tym, że znalazł właścicielkę. Bo wątpisz, że cieszy się, że to właśnie ty nią jesteś. A on? Wygląda jak młody bóg, ty to wiesz i dlatego patrząc jak kroczy do ciebie przez plażę, wzrok utkwiłaś w jego postaci. Pewnie gdyby nie pięć lat amerykańskich, spłoszonym spojrzeniem szukałabyś właśnie muszelek na piasku. Lecz doświadczenie pozwala ci się nie zawstydzać, znów tylko uciekłaś spojrzeniem na ciało, bojąc się tego, co mogłabyś odnaleźć w jego oczach. Czy byłaby to nadzieja, której nie umiesz spełnić? Czy rozbawienie, że to właśnie Twój wianek złapał. Czy rozpatruje cię jako damę, czy siostrę przyjaciela. I czy wyśmieje sytuacje, wciśnie ci na głowę zdobycz i oświadczy, że to świetnie, że może spotkać Ciebie, bo pewnie wiesz, gdzie jest Joseph. Jakkolwiek jednak to wszystko było możliwe, ty pierwsza obdarzyłaś go lekko zdziwionym spojrzeniem i czekasz, aż przyniesie ci wianek z kolczykiem z pereł różowych.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
By tradycji stało się zadość, wraz z Cassandrą udała się na wybrzeże, z zamiarem oddania morzu swego - uplecionego niezbyt udanie - wianka. Czasy, kiedy zajmowała się takimi panieńskimi zabawami, minęły bezpowrotnie; nie miała czasu na beztroskie spacery po łąkach, dobieranie do siebie kwiatów, a następnie składanie ich w bukiety czy wianki. Teraz były już tylko alchemia, nauka i coraz silniejsze ataki Serpentyny.
Kurczowo ściskała ramię swej przyjaciółki, kątem oka zerkając na podążającą tuż obok Lysandrę - nie mogły pozwolić, by zgubiła się w tłumie rozemocjonowanych zabawą panien, zaś jej niewielki wzrost wcale nie pomagał. Czy wypatrywała w tłumie Rosiera? Może nieco podświadomie, mimowolnie, lecz nie kierowała nią ckliwość i tęsknota, a raczej chęć mordu - wszak nadal nie widzieli się od konkursu alchemików, tego samego konkursu, na którym tak widocznie okazał jej lekceważenie, po którym nie postanowił jej odnaleźć. A im więcej czasu mijało, tym bardziej upewniała się w swym wrażeniu, że Tristan traktował ją jedynie jak przyobiecane już trofeum, o które nie musiał dalej zabiegać. Na szczęście prawdopodobieństwo, że wyłowi jej wianek, było naprawdę niewielkie - przy takiej konkurencji, przy nieposkromionym żywiole morza...
Bez tego radosnego podniecenia towarzyszącemu innym pannom podeszła do linii wody, pozwalając, by obmyła jej nogi i złożyła swój wianek na jednej z fal, spoglądając, jak morze porywa go coraz dalej i dalej.
Kurczowo ściskała ramię swej przyjaciółki, kątem oka zerkając na podążającą tuż obok Lysandrę - nie mogły pozwolić, by zgubiła się w tłumie rozemocjonowanych zabawą panien, zaś jej niewielki wzrost wcale nie pomagał. Czy wypatrywała w tłumie Rosiera? Może nieco podświadomie, mimowolnie, lecz nie kierowała nią ckliwość i tęsknota, a raczej chęć mordu - wszak nadal nie widzieli się od konkursu alchemików, tego samego konkursu, na którym tak widocznie okazał jej lekceważenie, po którym nie postanowił jej odnaleźć. A im więcej czasu mijało, tym bardziej upewniała się w swym wrażeniu, że Tristan traktował ją jedynie jak przyobiecane już trofeum, o które nie musiał dalej zabiegać. Na szczęście prawdopodobieństwo, że wyłowi jej wianek, było naprawdę niewielkie - przy takiej konkurencji, przy nieposkromionym żywiole morza...
Bez tego radosnego podniecenia towarzyszącemu innym pannom podeszła do linii wody, pozwalając, by obmyła jej nogi i złożyła swój wianek na jednej z fal, spoglądając, jak morze porywa go coraz dalej i dalej.
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Tym razem tu była - jego słodka nimfa, tym słodsza nad wodą, delikatna jak wiatr i subtelna jak jego muśnięcie; cała uroczystość niewiele go interesowała, symbolizm tej tradycji obdzierał uczucie z romantyzmu. Ale panna Lestrange - przyszła pani Roser - unikała Tristana jak ognia, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kiedy złapie ten chrzaniony wianek, dziewczyna nie będzie już miała wyjścia - i będzie musiała poświęcić mu nie tylko chwilę, ale i cały wieczór. Dość narażała się rodzinie, ani razu nie pokazując się z nim na festiwalu publicznie. Jego matka rozpoczęła uroczystość, rzucając wianek do wody - nazbyt zajęty natarczywymi myślami nie wsłuchiwał się zanadto w jej słowa, nie podjął również jej ciężkiego spojrzenia. Czuł jej pretensję wirującą w powietrzu nawet bez tego, czuł palący wyrzut szybujący w jego stronę przez dzielącą ich przestrzeń - oddałby wszystko za choćby i takie spojrzenie Evadry, lecz ich wzrok się ze sobą nie spotkał. Był wściekły, choć nie wiedział, czy na nią, czy na siebie, chciał uchwycić jej dłoń, może szarpnąć, przywracając do porządku, a może składając na jej wierzchu poddańczy pocałunek. Bez znaczenia, ty albo żadna, ty albo nikt.
Fale podmyły jego nogi, niewiele myśląc spróbował złapać wianek Evandry.
Fale podmyły jego nogi, niewiele myśląc spróbował złapać wianek Evandry.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Strona 2 z 51 • 1, 2, 3 ... 26 ... 51
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Dorset