Wydarzenia


Ekipa forum
Wzniesienie
AutorWiadomość
Wzniesienie [odnośnik]11.11.15 21:32
First topic message reminder :

Wzniesienie

Skromna polana nieopodal plaży mieści się na niewysokim wzniesieniu, z którego roztacza się widok na falujące, bijące wilgocią morze. Upstrzona polnymi kwiatami za dnia jest mało uczęszczana. Nocą jest doskonałym punktem widokowym na niebo, brak koron drzew w promieniu przynajmniej kilkuset metrów pozwala podziwiać księżyc oraz gwiazdy. Początkiem sierpnia, podczas festiwalu lata, można zaobserwować sunące komety.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzniesienie [odnośnik]18.10.23 22:11
| 13 sierpnia '58

Dużo się wydarzyło przez te ostatnie dni. Pojawiła się tutaj w konkretnym celu, uzyskała informacje, które musiała teraz przekazać dalej. Sowa poleciała, a ona miała chwilę dla siebie, którą udało jej się dość dobrze wykorzystać. Miła noc przy ognisku, gdzie zioła i alkohol zrobiły swoje – powinna częściej spotykać na swojej drodze Michaela. Następnego dnia odnalazła swoją zaginioną zgubę, jej Celina nadal wydawała się jak ze snu i Huxley nie mogła uwierzyć, że naprawdę udało im się spotkać. Przyszłość wyglądała obiecująco. Niestety, na chwilę musiała opuścić swoją córkę, wrócić do rzeczywistości i zająć się tym, co w tym momencie było priorytetem.
Na miejsce umówionego spotkania szła z lekkim uśmiechem na ustach. Była naprawdę w dobrym humorze. Zmęczona, trochę wczorajsza. Jej włosy, jakby się ktoś dobrze przyjrzał, wyglądały, jakby nie widziały grzebienia od miesięcy, jej dzisiejszymi perfumami był zapach ogniska i słonego piasku z plaży, oczy miała lekko podkrążone, ale błyskały w nich radosne iskierki. To wszystko za sprawą dobrze toczących się ostatnich wydarzeń. Może ktoś dał jej do wypicia eliksir szczęścia? Albo rzucił na nią jakieś zaklęcie, dzięki czemu wszystko w ciągu ostatnich tygodni jej wychodziło? Szło idealnie? Wręcz było to zbyt dziwne i nierealne, że z taką łatwością przychodziło jej dosłownie wszystko. Powinna się nad tym dłużej zastanowić, ale cieszyła się z dobrze wykonanej roboty, ze spotkania z tą najbliższą i, być może później będzie tego żałować, ale nie miała zamiaru się tym teraz przejmować.
Na miejsce przywędrowała dość wcześnie, nie spodziewała się jeszcze Percivala i faktycznie nie zastała go tam jeszcze. Ciekawiło ją, czy znowu pojawi się z tym hipogryfem? Jak zareaguje na jej wiadomość, że Benjamin może tu gdzieś faktycznie być? Rain uważała, że ten miesiąc, podczas którego musiał czekać na informację od niej, był całkiem dobrym czasem. Tym bardziej że kobieta wyszła poza zakres miejsca, w którym miała go szukać. Zlecono jej sprawdzenie, czy Benjamin był lub jest, czy też ukrywa się, w porcie lub dokach. A ona zawędrowała aż do Dorset. Szaleństwo. Po za tym szukanie Benjamina było jak szukanie igły w stogu siana. Nie wiadomo było gdzie zacząć, o co zahaczyć, kogo pytać. Pytając nieodpowiednich ludzi, mogła narobić sobie problemów. Było to jednak związane z ryzykiem zawodowym, wiec zawsze brała to pod uwagę. Ale, myśląc logicznie, jakie było prawdopodobieństwo, że akurat tam był? Że w porcie go ktoś widział, o nim słyszał i fakty skojarzy? Niemal zerowe. Dlatego Rain też była tak bardzo zadowolona, że mimo upływającego czasu, udało jej się dowiedzieć czegokolwiek. Liczyła na to, że zostanie to docenione. I jeśli Benjamin tu był i był tu też Percival, miała ich dwóch pod nosem. I kto wie, ile jeszcze krążyło tu osób, które widniały na listach gończych wysłanych kiedyś przez Ministerstwo. Czy za ich głowy nadal była tak wysoka nagroda?
Lekko potrząsnęła głową, próbując otrząsnąć się z rozmyślań. I w odpowiednią porę, ponieważ rozglądając się po okolicy, dostrzegła zbliżającą się ku niej sylwetkę. Było ciepło, Huxley czekając na pojawienie się mężczyzny, usiadła na swoim płaszczu pod drzewem. Miała na sobie ciemną długą sukienkę, przy pasie wisiała sakiewka, a obok różdżka. Miała do niej łatwy dostęp, natomiast nie uważała, by była jej dzisiaj potrzebna. Cienki materiał długich rękawów, wręcz koronkowy, sprawiał, że Rain nie narzekała na nadmiernie doskwierające ciepło. Wstała z ziemi, dopiero gdy mężczyzna zbliżył się na tyle, aż była pewna, że to on. Utkwiła w nim swoje spojrzenie, na jeszcze przed chwilą radosnej twarzy pojawiło się skupienie, usta ułożyła w prostą linię. Spoważniała, bo i sprawy były poważne. Podczas interesów człowiek zawsze powinien być w pełni skupiony. Więc chcąc czy nie chcąc, Celinę oraz wirujące jej w głowie złote monety, musiała na chwilę usunąć na bok. Liczył się Percival i potwierdzenie obecności Benjamina w Dorset.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it


Ostatnio zmieniony przez Rain Huxley dnia 20.11.23 19:03, w całości zmieniany 1 raz
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]12.11.23 22:02
Długo bił się z myślami, zastanawiając się, czy w ogóle powinien pojawić we wskazanym przez informatorkę miejscu. Czekał na wieści od niej od tygodni, i jeśli niosąca je płomykówka pojawiłaby się na jego parapecie kilka dni wcześniej, od razu popędziłby do Dorset. Przypadkowe spotkanie z Benjaminem zmieniło jednak wszystko, sprawiając, że wolałby, żeby ciemnowłosa kobieta całkowicie o nim zapomniała, nie odzywając się już nigdy. Z cichej nadziei stała się niewygodnym elementem, kimś, kto nie tylko wiedział o tym, że Percival Bena szukał – ale prawdopodobnie wszedł również w posiadanie informacji na temat jego aktualnego miejsca przebywania. Czy to właśnie dlatego wybrała Weymouth?
Mógł ją zignorować. Nie wiedziała, gdzie go znaleźć, adres, który podał jej w liście, był już nieaktualny; od ich krótkiej rozmowy zdążył znaleźć dla siebie bezpieczny kąt w Menażerii Woolmanów, a chociaż wciąż przyzwyczajał się do cienkich ścian i ciągłej obecności innych lokatorów, to zaczynał odnajdować w tej małej społeczności jakąś harmonię i spokój. Tam nikt nie pytał go o nazwisko, choć kilka osób rozpoznało jego twarz z plakatów; dla większości jego przeszłość pozostawała jednak tajemnicą, mógł być po prostu Percym – magizoologiem, właścicielem głośnego hipogryfa i paru wywołujących zamieszanie smoczogników. Nie byłym arystokratą, nie Rycerzem Walpurgii (choć mieszkający po sąsiedzku Ben Turner, auror, zawsze podejrzliwie mu się przyglądał), nie oczekującym osądzenia złoczyńcą. Ostatnim, czego chciał, było zburzenie tej kruchej jeszcze rzeczywistości, ale chociaż udawanie, że ciemnowłosa kobieta nigdy nie istniała, było wyjątkowo kuszące, to Percival wiedział już, że takie rozwiązania sprawdzały się tylko na krótką metę.
Musiał stawić czoła własnym decyzjom.
Poza tym – był ciekaw; z oczywistych względów nie potrzebował już kogoś, kto pomógłby mu w odnalezieniu Jaimiego, ale nie oznaczało to, że nie przygarnąłby z chęcią innych informacji. Jeżeli informatorka z Londynu wyśledziła go aż tutaj, to być może wiedziała, gdzie przebywał, nim odnaleźli go Lovegoodowie; może znała nazwisko jego oprawcy – lub mogła zaoferować mu coś, co on z kolei mógłby dać Benjaminowi. A nawet jeśli nie, nawet jeżeli miała powiedzieć mu tylko to, co już wiedział, to i tak musiał się upewnić, że w przyszłości nie miała być problemem: dla niego, dla jego przyjaciela i dla innych, których przypadkowo mógłby wciągnąć w kłopoty. Był to mu, im, winien; to – i wiele, wiele więcej.
Zjawił się na wzniesieniu samotnie, jedynie z różdżką przytroczoną do pasa – niemal od razu dostrzegając w oddali ubraną w ciemną suknię kobietę. On sam wciąż miał na sobie te same ubrania, w których był, gdy wpadł na Jaimiego; jasna koszula była nieco sztywna od morskiej wilgoci, spodnie wygniecione od siedzenia na ziemi, przydługie włosy nie zdążyły jeszcze wyschnąć po wodnym wyścigu. Nie odróżniał się znacząco od innych bawiących się na festiwalu czarodziejów, podobnie zresztą jak stojąca pod drzewem czarownica; przemknął po niej spojrzeniem, ona chyba również przebywała na obchodach już od jakiegoś czasu – a przynajmniej taką historię opowiadały splątane nieco włosy i odbijające się w rysach zmęczenie.
Skłonił jej się lekko, mgliście rejestrując, że wciąż nie znał jej imienia; podejrzewał, że nie przedstawiła mu się celowo, oraz że mimo iż on nie przedstawił się jej – doskonale wiedziała, z kim miała do czynienia. – Dostałem twoją wiadomość – oznajmił, zupełnie jakby nie było to oczywiste. Zatrzymał się jakieś pół kroku od niej, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, w geście tylko pozornie swobodnym – w rzeczywistości czuł gromadzące się w ramionach napięcie, niepewny, jak miała przebiec ta rozmowa. Czy powinien po prostu odebrać od niej informacje i jej zapłacić? Nie miał jeszcze kwoty, na którą się umówili, a tego dnia chciał kupić więcej niż mu obiecała: chciał milczenia.
Odchrząknął cicho, nie pozwalając, by którakolwiek z przemykających przez umysł emocji odbiła się na jego twarzy; był oklumentą, potrafił zbudować barierę pomiędzy sobą a własnymi uczuciami – i wykorzystywał wszystko, czego się nauczył teraz, udając zupełny spokój. – Rozumiem, że coś dla mnie masz? – zapytał; póki co badając teren, nie mając zamiaru wspominać, że odnalazł Benjamina sam. Jeśli miałoby się okazać, że się mylił, i kobieta nie znała jeszcze miejsca jego przebywania – to musiał upewnić się, że tak pozostanie. A jeśli znała?
Nie miał pojęcia.


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzniesienie [odnośnik]19.11.23 20:53
Czuła w kościach, kiedy tylko zobaczyła go nadchodzącego na miejsce spotkania, że coś nie pójdzie po jej myśli. Miała złe przeczucia i chociaż bardzo starała się ich pozbyć, odepchnąć od siebie, to nie specjalnie jej się to udawało. Mimo wszystko starała się zachować powagę na twarzy. Był sam, nie było przy nim hipogryfa więc albo gdzieś go zostawił w okolicy, albo był na terenie festiwalu już od dłuższego czasu. I bardziej skłaniała się ku tej drugiej opcji, patrząc na jego wygląd. Wyglądał, prawdopodobnie tak jak ona, na lekko wczorajszego albo jakby przed chwilą skąpał się w wodzie. Pogniecione spodnie, wilgotne włosy i biała koszula. Gdyby nie był Percivalem Nottem, to byłby bardzo przystojny. Nie, żeby Rain miała w tej kwestii jakieś zasady, co za różnica czy to pracodawca czy osoba, której szukała. Ale jednak próba jego znalezienia, jak igły w stogu siana, przyniosła jej na tyle problemów, że ciężko było jej spojrzeć na niego pod jakimś innym kątem. Na razie, przynajmniej.
Mężczyzna zbliżał się niespiesznie, co Huxley skwitowała tylko lekkim przekręceniem głowy i delikatnym uniesieniem brwi. Wtedy, w Londynie, sprawiał wrażenie, jakby bardzo mu bardzo zależało. A teraz przyszedł, stanął obok niej i gdy się odezwał, w jego głosie nie słyszała nawet odrobiny ekscytacji. Było zainteresowanie, to fakt, ale nie ekscytacja. Przecież każdy, dostając wiadomość, że być może dowie się, gdzie jego zguba się znajduje, czułby się podekscytowany, zdenerwowany, byłby pełen nadziei. Tutaj tego nie czuła. A może mężczyzna tak dobrze umiał ukrywać swoje emocje? Trochę ją to wybiło, przez to minęła chwila, zanim odpowiedziała na jego pierwsze słowa.
Na informacje o otrzymaniu wiadomości jedynie kiwnęła głową, nie miała nic więcej do dodania. Było to oczywiste, że list otrzymał, skoro stał tutaj teraz przed nią. Obserwowała go uważnie. Czuła spokój, ogromny spokój. Opanowanie biło od niego na kilometr i była pod ogromnym wrażeniem, że jest w stanie utrzymać emocje na wodzy. Nie zdziwiła się, wiedziała o nim więcej, niż się spodziewał i wiedziała, że nie był zwykłym czarodziejem. Zwykłych czarodziei, nic nieznaczących ludzi, się nie szuka. A potem niekara się za brak postępów. Prawda? Przełknęła ślinę. Jakoś tak, zaschło jej w ustach.
- Tak, mam – odparła zdawkowo, na razie.
Czy zdać mu całą relację ze swoich poszukiwań? Oczekiwał pełnej wypowiedzi na temat czynów, które Huxley podjęła czy może wystarczyły mu suche fakty? Trudno wyczuć, niektórym zależało na posłuchaniu o każdym kroku. Innym wystarczyła tylko informacja, całej reszty nie chcieli słuchać. Patrząc na Percivala, trudno było go rozgryźć, więc Rain uznała, że lepiej będzie opowiedzieć mu wszystko. Najwyżej, jeśli nie będzie chciał jej słuchać, to jej przerwie. Proste, prawda?
- Zaczęłam od doków i portu, tam mam największe sieci. Nikt o nim nie słyszał, nikt go nie widział. Parę osób kojarzyło gdzieś z przeszłości, ale też nie potrafili powiedzieć niczego sensownego. Trochę to trwało, zanim się odezwałam, bo wyszłam też do Londynu, a tam normalnie nie działam – zaczęła opowiadać na spokojnie. – Ben nie pojawił się w Londynie, a przynajmniej nie spotkał na swojej drodze nikogo, kto mógłby go rozpoznać. Ale… to w sumie ciekawy zbieg okoliczności. Interesują cię szczegóły, czy przejść do konkretów?
Hux wyglądała i brzmiała na pewniejszą siebie niż jeszcze miesiąc temu, kiedy spotkali się w Londynie. Czy to spotkanie z Celiną podziałało na nią w aż tak lecznicy sposób? Czy naprawdę wystarczyło stanąć obok niej, ramię w ramie, opowiedzieć komuś zaufanemu co się wydarzyło i przeprosić główną poszkodowaną, żeby dusza i głowa Rain została uleczona? Czuła się dobrze, nie jak kiedyś, ale na tyle dobrze, żeby przypominała osobę, sprzed paru miesięcy. Jeszcze trochę czasu minie, nim całkowicie wróci do siebie. Potrzebuje miejsca na to, by rozkwitnąć. Nowe królestwo, którym będzie chciała rządzić. Kiedy tylko się takie trafi, kobieta wróci do dawnej siebie.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Wzniesienie [odnośnik]25.11.23 1:02
Nic nie zapowiadało nadciągającego kataklizmu. Niebo eksplodowało feerią barw w chwili, kiedy słońce tonęło na linii horyzontu. Czerwienie przerodziły się w fiolety, a fiolety w granaty zalewając świat przyjemnym ciepłem, wieńcząc dzień słodkim wspomnieniem. Przyroda wydawała się szykować do snu w swym nieskończonym rytuale, by zbudzić wszystkich poranną mżawką i lekkim gradem. I tak miał wyglądać każdy następny dzień, gdyby nie wisząca od przeszło miesiąca na niebie kometa, w dziwny, niewyjaśniony sposób zastygła na nieboskłonie w jednym miejscu. Zwiastun Śmierci, od zarania dziejów uznawany przez wieszczów i jasnowidzów za przepowiednię nieszczęścia. I ta, wraz z początkiem wieczoru miała się ziścić.

Percival odczuł dziwny niepokój. Wokół nie było żadnych drzew, a ze wzniesienia doskonale widać było trwający poniżej wyścig wokół łuku Durdle Door. Konie gnały dziko w galopie, a tuż za nimi ruszyły aetonany. Pierwsi śmiałkowie spadli ze swoich rumaków już na początku, tylko nieliczni byli w stanie utrzymać się w siodle i ruszyć dalej. Wśród jeźdźców dostrzegł kogoś znajomego, kogoś szczególnego. Jego sylwetka wyróżniała się na tle innych, podobnie jak biały skrzydlaty rumak, którego dosiadał. Aż nagle ptaki wokół poderwały się gwałtownie do lotu. Nie dwa i nie sześć. Niebo pokryło się setkami wnoszących zwierząt — mew ciągnących znad morza, nurzyków, wydrzyków, które przysłoniły stalowoszare sklepienie. Ptaki uciekały od wody, lecąc w pośpiechu, chaotycznie i głośno w głąb lądu. Kiedy wyjątkowy spektakl kolorów zastąpiła szarówka nadchodzącej nocy, a niebo roziskrzyło się pierwszymi gwiazdami, wisząca na firmamencie kometa rozbłysła intensywnym, oślepiającym blaskiem — w tej samej chwili, gdy aetonany wzbiły się z jeźdźcami w powietrze. Światło było tak mocne, że zarówno Percival, jak i Rain musieli zasłonić na chwilę oczy. Pojawiło się znikąd, niespodziewanie i nagle. A kiedy już wszystko zgasło, musieli przywyknąć do matowej ciemności. Przyzwyczajeni do obecności komety na niebie ludzie z trudem upatrywali w niej źródła świata, a jednak każdy kto tylko spojrzał w górę mógł zrozumieć, że zabrakło na nim nieodłącznego elementu — długiego, błyszczącego warkocza. Pozostała tylko mała iskrząca kropka, znacznie jaśniejsza od gwiazd, ale ciemniejsza i mniejsza od wstającego po drugiej stronie księżyca. Ziemia pod stopami zaczęła wpierw wibrować a potem niespokojnie drżeć. Niskie trawy wokół falowały niespokojnie, a wydma osypywała się wyraźnie; piach toczył się w dół, ku plaży. Ptaki, które przysłoniły na chwilę niebo runęły w dół, spadając nawet na Rain — wszystkie co do jednego były martwe. Percival prędko dostrzegł ze wzniesienia cofającą się wodę, a kiedy Rain spojrzała ponownie w niebo, ujrzała dziesiątki połyskujących gwiazd, ale wśród nich zgubiła tę, która jeszcze chwilę wcześniej była wiszącą nad głowami kometą. Przedziwne zjawisko przyciągnęło uwagę na nieco dłużej, bo przecież wiedzieli, że nie tak wyglądało niebo każdej poprzedniej nocy. Dziesiątki, a może setki roziskrzonych gwiazd migały jak płomienie w oddali, ale wciąż patrząc i wsłuchując się nieruchomo w nachodzące przeznaczenie, czarodzieje mogli dostrzec, że niektóre z nich powiększają, a potem powiększają wszystkie ale jedne szybciej od innych. Czy to było złudzenie? Czy jakaś fatamorgana? Czy zwariowali, czy padli ofiarą paskudnej klątwy? Wiele myśli mogło przychodzić do głowy, kiedy błyszczące plamki na niebie stały się kulami, za którymi ciągły się dziesiątki, a potem setki warkoczy podobnych do tego, który wisiał od pamiętnej lipcowej nocy. Ciemne niebo pojaśniało od gwiazd i ciągnących się za nimi świetlistych smug.

I tak rozpoczęła się Noc Tysiąca Gwiazd.

Spadały, jedna po drugiej, pokrywając całe niebo, które mieli w zasięgu swojego wzroku. Piękny i niecodzienny widok potrafił zatrzymać w miejscu i zachwycić, ale musiał także przerazić, uświadamiając, że połyskujące gwiazdy bardzo szybko zwiększały swoje rozmiary, aż w końcu jedna z nich stała się wielka jak księżyc. Płonęła. Zdawała się być kulą ognia, za którą ciągnęły się dymiące smugi przypominające ogniste burze. Leciała prosto na plażę w Weymouth. Jakże potworny był dym, iskry, wyraźne eksplozje wewnątrz kotłujących się czarnych smug? Przez chwilę nie docierało do trójki czarodziejów nic. Tik tak. Tylko tykanie zegara. Tik tak. Jakby ktoś odmierzał wam czas. Tik tak. W sekundzie lub dwóch spadający meteor podwajał swoją wielkość, aż runął tuż przed wami. Impet uderzenia był tak silny, że zarówno Rain, jak i Percival runęli kilka metrów w stronę lądu, lecąc w piach i na kilka chwil niemalże tracąc przytomność. Kłęby kurzu objęły wszystko wkoło. Cisza. Świszcząca, okropna cisza i pisk w uszach. Tyle słyszeli, nie widzieli nic więcej, bo wszystko wokół utonęło w dziwnych oparach. Świat się trząsł, świat dygotał. Wokół znów wszystko zamarło.

To nie był koniec. Noc dopiero się rozpoczęła.

Kiedy kłęby dymu zaczęły się przerzedzać, po okolicy poniosły się krzyki, nawoływania i płacz. Wtedy też Percival i Rain, powoli dochodząc do siebie mogli spojrzeć w niebo raz jeszcze, z żalem doświadczając potwornego deja vu. Setki, dziesiątki a może tysiące identycznych gwiazd spadały na ziemię. Gdzieś w okolicy uderzyło coś mniejszego, nie wiedzieli jeszcze gdzie, ale jedno było pewne — nigdzie nie było bezpiecznie, a niebo dosłownie waliło się im na głowę. Obój byli ranni i potłuczeni, brudni, pokryci kurzem, który mieli nawet w płucach. Z trudem się ruszali, ale wiedzieli, że muszą zniknąć — od morza, widzieli to dokładnie, nachodziła wielka fala.

Mistrz Gry wita w nowym okresie deszczem meteorytów. Nie kontynuuje rozgrywki.

Przed podjęciem się jakiejkolwiek aktywności fabularnej w tym okresie należy dopełnić swojego obowiązku w tym temacie (każdą postacią osobno).

Percival - obrażenia tłuczone -30; obrażenia psychiczne -20; oparzenia -5
Rain - obrażenia tłuczone -20; obrażenia psychuczn -50; oparzenia -5

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzniesienie [odnośnik]Dzisiaj o 0:05
Wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, większość emocji nadal chowając za szczelną barierą opanowania. Nie chciał dać po sobie poznać, że jego zakończeniami nerwowymi szarpała nienaturalna nerwowość, ani że targało nim zniecierpliwienie – choć to drugie wyjątkowo trudno było mu ukryć; zwłaszcza, gdy po pierwszych słowach potwierdzenia kobieta zamilkła, jakby sprawdzając czy ją popędzi. Nie zrobił tego, kiwając jedynie lekko głową na znak, żeby kontynuowała, a później łowiąc uważnie każde jej słowo, analizując je w myślach i oglądając pod wszystkimi kątami. W londyńskim porcie nie było po Benie śladu, to go już nie dziwiło; w samym Londynie też nie – to również nie było zaskoczenie. Gdzie więc obracająca się głównie w obrębie stolicy informatorka natrafiła na jego ślad? – Zbieg okoliczności? – powtórzył z naciskiem, tym razem pozwalając, by między głoskami wybrzmiało poirytowanie. Miał wrażenie, że ciemnowłosa czarownica celowo dawkowała przekazywane informacje, nie wiedział jednak: po co. Czy planowała urwać opowieść w połowie i uznać, że nie powie nic więcej, dopóki jej nie zapłaci? – Interesuje mnie każda poszlaka. Od początku do… końca, chciał powiedzieć, ale zdanie rozpierzchło się nagle, a on sam zastygł w bezruchu, choć w pierwszej chwili nie miał pojęcia, dlaczego. Po plecach przebiegł mu dreszcz, w klatce piersiowej najpierw zakiełkował, a później bezceremonialnie rozepchał się niepokój; zmarszczył brwi, ruch na krawędzi pola widzenia zwrócił jego uwagę, odwrócił się więc, zadzierając spojrzenie ku górze – obserwując setki podrywających się do lotu ptaków, lecących od morza w stronę lądu – w wędrówce, która nie wydała mu się ani trochę naturalna. Śledził je przez chwilę, po czym omiótł wzrokiem wybrzeże, odruchowo szukając czegoś, co mogło ich wystraszyć – ale dostrzegł jedynie przecinające horyzont sylwetki aetonanów. No tak; trwał wyścig pod Durdle Door, jeźdźcy mknęli właśnie w górę, pokonawszy pierwszą część trasy…
A wśród nich był Ben.
Serce zadudniło mu gwałtownie, to musiał być on; rozpoznałby go wszędzie, nawet z tej odległości, znajomą sylwetkę pochyloną ponad grzbietem białego, wyróżniającego się wyraźnie wierzchowca. Był jednym z pierwszych, miał szansę na zwycięstwo; Percival prawie się uśmiechnął – ale dziwny lęk nadal szczelnie wypełniał jego płuca, a ułamek sekundy później wszystko przed nim zniknęło; obraz zalała fala jaskrawego światła, uniósł rękę, żeby osłonić twarz przedramieniem, nawet po zaciśnięciu powiek widząc rozbłyskując pod nimi iskry. Czuł już, że działo się coś niezrozumiałego, coś złego; wiedział, że zwierzęta jako pierwsze uciekały przed niebezpieczeństwem, ale umysł uparcie nie chciał pojąć tego, co widziały oczy. Nawet wtedy, gdy ziemia zaczęła drżeć i trząść się pod jego stopami, ani wtedy, gdy pierwsze ogniste smugi zaczęły przecinać niebo. Oderwał od nich wzrok jedynie na chwilę, żeby rzucić zdezorientowane spojrzenie w stronę stojącej obok niego kobiety, jakby spodziewał się, że to właśnie ona wyjaśni mu, co właśnie się działo – ale powiększająca się gwiazda przyciągnęła jego uwagę z powrotem bardzo szybko. Oddech zamarł mu w płucach, wstrzymał powietrze; kometa pędziła na nich. Nie – nie na nich, na plażę, dokładnie tam, gdzie jeszcze przed chwilą widział Bena.
Zrobił krok w przód instynktownie, choć zupełnie bez sensu, nie miał szans tam dotrzeć – nie miał szans zrobić niczego, bo gwałtowna siła uderzyła nagle w jego mostek, rzucając go na piasek z taką łatwością, jakby był pozbawioną ciężaru, szmacianą lalką. Osłonił głowę przed upadkiem w ostatniej chwili, wciąż czując jednak ból rozchodzący się wzdłuż łopatek, ramion, całego ciała. Czerń zalała go całego, oblepiła szczelnie niczym woda, a niosący się plażą huk odebrał mu słuch; na moment przestał słyszeć cokolwiek – muzykę znad ognisk, szum fal, krzyki mew; w głowie miał tylko pisk, niski, niekończący się, przeszywający go na wskroś. Stracił poczucie czasu i miejsca, nie był w stanie się ruszyć; nie odnajdywał własnego ciała, ogarnięty abstrakcyjnym wrażeniem, że wcale go nie miał – dopóki nie wstrząsnął nim kaszel, protestując gwałtownie, gdy do płuc wraz z powietrzem wdarł się gorący pył. Dopiero wtedy otworzył z trudem oczy, czując, jak zalewają je piekące łzy. – Psidwacza mać – wyrwało mu się pomiędzy kolejnymi odkaszlnięciami, dźwignął się do pozycji siedzącej z trudem; bolało go całe ciało. Świat dookoła zawirował, musiał podeprzeć się ręką; drugą otarł twarz, rozglądając się dookoła, powoli chłonąc widok, który rozciągał się dookoła niego i ponad nim, jakby dopiero teraz dostrzegł zaścielające wydmę truchła ptaków. Nie one jednak przerażały go najbardziej, a kolejne jaśniejące na niebie punkty.
To nie był koniec.
A gdzieś tam – poniżej, na wybrzeżu – wciąż znajdował się Ben. Przy namiocie z kolei pozostawił Wichroskrzydłego i Ognika, oboje musieli być przerażeni; musiał do nich wrócić – a później, później musiał odszukać przyjaciela.
Dźwignął się chwiejnie na nogi, kątem oka dostrzegając czarne włosy i równie ciemną sukienkę kobiety. Ją również fala uderzeniowa zmiotła z nóg, i spoglądając w jej stronę, zawahał się na moment; myśl, że mógłby ją tu po prostu zostawić i pozbyć się niewygodnego problemu zaświtała w jego głowie dokładnie przez sekundę, odepchnął ją jednak od siebie niemal od razu. Przecież nie był już taki; obiecał, przysięgał, że nie będzie taki. – Hej – odezwał się, słowo – choć krótkie – wybrzmiało słabo i charcząco, a Percivalem niemal od razu wstrząsnęła kolejna salwa kaszlu. Zasłonił usta dłonią, na drżących nogach pokonując dystans dzielący go od czarownicy. – Możesz chodzić? Musimy – musimy stąd uciekać – powiedział, wyciągając rękę, gotów pomóc jej podnieść się z ziemi, jeśli tej pomocy potrzebowała. Jeszcze nie wiedział, że powiększające się punkty na niebie nie były ich jedynym zmartwieniem – że poziomy, jasny pas, majaczący na razie na horyzoncie, miał wkrótce zmienić się w falę, która wedrze się głęboko w ląd, równając z ziemią wszystko na swojej drodze.

| 235/290 (-5 do kości) (30 - tłuczone; 20 - psychiczne; 5 - oparzenia)


dig up his bones
but leave the
soul alone

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Strona 14 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14

Wzniesienie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach