Wydarzenia


Ekipa forum
Polana
AutorWiadomość
Polana [odnośnik]10.03.12 23:11
First topic message reminder :

Polana

Sporej wielkości polanka otoczona kilkunastoma starymi kasztanami. Jest to w miarę bezpieczne miejsce usytuowane niezbyt blisko groźnego matecznika. Upodobali je sobie zwłaszcza podrzędni opryszkowie, choć zdarzają się i groźniejsi bandyci zamieszkujący podziemny, opustoszały bunkier z czasów wojny zakończonej jeszcze nie tak dawno temu. Oni wszyscy są doskonale świadomi obecności zbiegów - szlam, charłaków - na leśnych terenach. Spokój i cisza wprowadza tylko pozornie pewien rodzaj błogiej, spokojnej, niemalże sielskiej atmosfery, tak bardzo kontrastującej z plugawą rzeczywistością. W powietrzu unoszą się liczne pyłki kwiatowe, które utrudniają ukrywanie się wszelakim alergikom.
Miejsce to najpiękniej wygląda jasną nocą, oświetlone blaskiem bijącym od rozgwieżdżonego nieba. Jeśli wierzyć plotkom rozpowszechnianym przez najstarszych ze zbirów, czasem - z rzadka, oczywiście - przebiegają tędy pojedyncze okazy dzikich jednorożców. Na nich zapewne też czyhają; świadomi ceny za ich krew, włosie, czy błyszczące, twarde jak skała rogi. Za ile lat te stworzenia staną się tylko legendą?

Tańce na polanie

Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.

Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.



Degustacja win i innych trunków

Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.

Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.

Wina:

Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.

Koktajle:

Deser z niespodzianką

Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.

1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 22 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Polana [odnośnik]22.03.24 11:40
Wiele postaci przewinęło się przez jej nowe życie w tych okolicach, to tegoż jegomościa rozpoznała dopiero po dłuższym zastanowieniu, kiedy wreszcie zrozumiała, że to on. Spotkanie z nim nieoczekiwanie splatało ich losy na drodze życia, choć nie było to, czego oczekiwała. W tym zaskakującym zbiegu okoliczności dostrzegła nutę podobieństwa. W jej wspomnieniach tamtej chwili tkwiły głęboko zakorzenione boleści. To nie tylko widok ledwie kroczącego mężczyzny na odludziu, ale także poczucie bezsilności i przytłaczającego smutku, które towarzyszyły tej sytuacji. Widok jego ciała, wyniszczonego przez cierpienie i znużonego walką z przeciwnościami losu, głęboko poruszył jej serce. Była to skóra, zbladła powłoka człowieka, którym kiedyś był, teraz opuszczona, zdeptana przez życie. Przywoływało dreszcze na jej skórze i smutek w jej sercu. Widok człowieka, którego kiedyś znała jako silnego i pewnego siebie, teraz stojącego tam tak bezradnie, sprawiał, że czuła się bezsilna i zrozpaczona. W jej duszy narastało pytanie, dlaczego los był tak okrutny dla niego, dlaczego musiał cierpieć tak bardzo. To był moment, który pozostawił w niej trwałe piętno i zmusił do refleksji nad kruchym i nieprzewidywalnym charakterem ludzkiego losu. Stał przed nią w całej swej odmienności, wydając się silniejszym niż kiedyś, pomimo otaczających go wspomnień i cieni przeszłości. Vesna obserwowała go z mieszanką nadziei i niepewności, rozmyślając o możliwościach, jakie miała przed sobą. Czy rozpoznał ją? Czy zdołała dotrzeć do tego zakamarka jego umysłu, gdzie kryły się wspólne wspomnienia? Głęboko w jej wnętrzu kiełkowała wdzięczność, ale również niepewność, czy jest w stanie przekroczyć bariery, które wzniosły się między nimi po tamtych przeżyciach. Mimo to, nie traciła wiary, że wtedy wniosła mu namiastkę ukojenia i uzdrowienia ran. Jej słowa płynęły spokojnie, pozbawione natarczywości, ale pełne delikatności i troski. To była próba dotarcia do niego na nowo, z nadzieją, że może tym razem zdoła dotknąć strun w jego sercu, które zapomnieli razem rozbrzmiewać.
- Nigdy nie pragnę mieszać postronne osoby, pośród rzekę mych problemów — przecięła ciszę, gdy znacznie oddalili się od granicy gęstwin leśnych. Odetchnęła ze spokojem, wzrok wnosząc pośród jego sylwetkę. Bacznym spojrzeniem doszukując się potencjalnych ran, a jednak zdawał się w dobrym stanie. - Dziękuję za ratunek, sir — uśmiechnęła się nikle, kojąc nerwy zasłyszaną muzyką skrzypiec. - Cieszę się Twym zdrowiem, mój bohaterze.
Źdźbła trawy pod stopami tancerzy wydawały miękkie trzaski, gdy ich stopy zataczały coraz to nowe kręgi na parkiecie natury. Unosząc wzrok, oddychała spokojnie, patrząc na wirujące postaci, jakby tańczące w harmonii z otaczającym je światem. Widok ten, choć urzekający, skłaniał ją do refleksji, gdzieś wewnątrz, gdzie tkwiły niedopowiedziane słowa, które planowała skierować ku bratu.
Jej myśli posuwały się w kierunku mrocznych zakamarków, gdzie czaiły się zgrzyty i napięcia, których doświadczyła dzisiejszego dnia. Czuła, jak gniew unosi się w jej wnętrzu, gotowy wypłynąć na powierzchnię w postaci oskarżeń i upomnień. Jednak równocześnie zdawała sobie sprawę z delikatności sytuacji, z wrażliwości jego stanu i chwiejności emocjonalnej. Czy zdoła znaleźć słowa, które przemogą mur milczenia i pozwolą na ponowne nawiązanie relacji? Takie pytania krążyły w jej głowie, gdy powoli kroczyli ku stronie tańczącej masy, skupiając się na zadaniu, jakim było dotarcie do serca jej brata. Już urządzi mu plątaninę swoistej litanii, gdy miał ją strzec.
- Moja stopa nigdy by nie postąpiła tych stron, gdybym nie doprosiła brata o uwagę — mruknęła z przekąsem godnym swych przodkiń, rzucając skąpe przekleństwo w mowie rodzimej. Była spokojna, z pewnością jak większość społeczności, nie byli zaznajomieni z bułgarską mową. - Przepadł jak śliwka w kompot, pewnie zapijając smutki winem — znała jednak prawdę, że na negatywy nie reagował alkoholem. Tym bardziej nie winem, wszak byłby wdzięczny za rakije. - Bardziej bałam się natarczywości tamtej jednostki, przebrzydły prostak.
Zwolniła ruch dłoni, świadoma, że chwila ich wspólnego spokoju jest ulotna. Wzrok jej zatopiony był w jego dłoniach, których dotąd nie uwolniła. Widziała w nich ślady przeszłości, odciski cierpienia i bólu, które tak długo je trapiły. Teraz jednak, choć wciąż widoczne, wydawały się w lepszym stanie, pełne życia i sprawności. To, co kiedyś było symbolem cierpienia i słabości, teraz przemieniło się w znak wytrwałości i siły. Pozwoliła sobie na chwilę namysłu, pytając siebie, jak wiele przeszedł, by dotrzeć do tego punktu. Jednak w tej chwili nie było miejsca na smutek czy żal. Skupiła się na obecnym momencie, na dłoniach, które trzymała, na mężczyźnie, który przed nią stał.
- Cieszę się zaprawdę, że wyglądasz stokroć lepiej, niż pośród zimowych dni — szepnęła cichutko, przez chwilę zapominając o swoistym wyzwaniu rzucanym jej. Tak bardzo się cieszę. - Często prosisz kobietę o taniec, gdy jesteś rycerzem w szelkach, sir?
Z ruchem pełnym elegancji i delikatności odwróciła się w stronę ławki, odstawiając puchar obok jego. Zrzuciła buciki tuż przy krawędzi, zbytnio nie martwiąc się o ich zgubę. Miękkość zieleni łaskotała w podeszwę stóp, wprawiając ją w subtelny marazm. Gesty były pełne gracji, ale zarazem stanowcze, podryga intrygi własnych zamiarów. Poły swej sukienki, ozdobione kwiecistym motywem, unosiły się w powietrzu, tworząc aurę tajemniczości i pewności siebie. W tym ruchu było coś zdecydowanego, coś, co wyrażało determinację i siłę w obliczu przeciwności. Z lekkością i elegancją godną damy odpowiedziała na jego zaczepkę, wyrażając swoją akceptację w sposób subtelny, ale jednoznaczny. Jej ciało migotało z wdziękiem, a uśmiech na jej twarzy dodawał jej uroku i wyrafinowania. Gdy rzuciła mu spojrzenie, było ono pełne sprytu i pewności siebie, jakby wyzwanie stanowiło dla niej dodatkową zachętę do zabawy. Była gotowa na coś więcej niż tylko zwykłą rozmowę czy taniec. Spojrzenie jawiło jawne pragnienie, chcąc spostrzec, czy był w stanie równać się jej. Jestem gotowa na wyzwanie, ale czy Ty jesteś gotowy na mnie?
Wyczulona na jego uważne spojrzenie, zdecydowała się nie czekać dłużej. Poczucie pewności siebie i swobodnego wyczucia rytmu sprawiły, że z łatwością wprowadziła się w kolejny taneczny krok. Muzyka napływająca do jej uszu dodawała energii, a ona sama, zmieniając pozycję, ruszyła w tan, stopniowo zlewając się z innymi tańczącymi parami. Choć na chwilę pozostała sama, wiedziała, że nie potrwa to długo. Przymykając oczy na chwilę, oddała się ruchom bułgarskich tańców ludowych, pochłonięta przez wirującą atmosferę parkietu tanecznego. Była pewna, że nawet w tej tłumie, wśród obcych, znajdzie ją – swą partnerkę w tańcu, który z łatwością dopasuje się do jej kroków. A najpewniej to ona, pod przymusem jego prowadzenia, zmieni tempo swych pragnień.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 22 5b5aa4ec6fe9c900573c14016fc841b3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2
Re: Polana [odnośnik]04.04.24 11:02
Śledził ją spojrzeniem, badawczym ciemnym okiem przemykał po jej muśniętej słońcem skórze pokrytej piegami, złotymi włosami zaciągniętymi do tyłu, co by odsłaniały twarz, a jednocześnie luźno opuszczonymi na plecy. Było trochę tak, jakby spotkali się po raz pierwszy, jakby on nigdy wcześniej jej nie spotkał. Trudno było przyrównać ją do Imogen, która oczarowała go przed kilkoma chwilami zupełnie. Jej rysy twarzy wydawały mu się egzotyczne, tak jak egzotyczne mogą wydawać się słowiańskie dziewczęta dla wychowanego w Anglii pośród nijakości chłopca o ciemniejszym odcieniu skóry. Dziś, pod wpływem gorącego lata spędzonego na łące i uciech festiwalu miłości, drzemek na plaży w akompaniamencie szumu fal; była ciemniejsza niż zwykle, niemalże śniada. Wciąż odznaczająca się od jej własnej. Kiedy ich spojrzenie się spotkało uniósł brew, choć było to wyrazem jej słów, nie chwilowego zainteresowania wyrażonego powierzchownymi oględzinami. Znał takie spojrzenie dobrze.
— A czy on nie był jej źródłem? — spytał, przechylając głowę w jedną stronę. — Wydawał się być dręczycielem, ale jeśli niepotrzebnie wszedłem wam w rozmowę to przepraszam — dodał zaraz, wiedząc jednak, że wcale się nie pomylił. Ładne dziewczęta często zagabywane były przez obcych, szczególnie podczas podobnych festiwali i jarmarków, gdzie nikt nie zwracał na to szczególnej uwagi, a podobne zachowanie zbywa machnięciem dłoni. Wszyscy byli pijani, on niewiele różnił się od napastliwych jegomościów, może stanem, ale do trzeźwości umysłu było mu niezwykle daleko. Nie czuł się przez chwilę człowiekiem spychanym za margines, popychadłem, a co gorsza gotów był do bójki z byle krzywego spojrzenia w swoim kierunku lub damy, którą niepytaną wziął pod swoje skrzydła. Rzadko kiedy spoglądał na otoczenie z pozycji siły — dziś, teraz tak było i zaczynało mu się podobać. — Cała przyjemność po mojej stronie — odparł melodyjnie i ukłonił się lekko, posiłkując się teatralnym ruchem dłoni przed sobą. — Ratowanie kobiet z opresji to moje główne zajęcie w tych niebezpiecznych czasach — dodał zaraz gładko kłamiąc. Przyłożył dłoń do piersi, rozglądając się przelotnie. Melodia, która się niosła wokół nie pozwoliła mu odczuć ciszy, która na moment wkradła się między nich, którą przerwał, na co odpowiedziała z lekką zadumą. — Jestem pewien, że przepadł szukając najdroższej zguby. Byłby wyjątkowym idiotą, gdyby z pełną świadomością odwrócił się plecami i zatopił w alkoholu, wiedząc ile niebezpieczeństw czeka tu na siostrę. — Co do tego był przekonany i miał ku temu ważny powód, choć nie znał jej brata i nie miał pojęcia o jego przeżyciach i tym, co mogłoby go pchnąć do próby zatracenia się w winie. — Starszy brat? — spytał zaraz, zerkając ku niej z zaciekawieniem, jakby tym sposobem próbował dowiedzieć się czegoś więcej o nieznajomej znajomej. — Póki się nie zjawi, nie mogę z czystym sumieniem odejść. Na jednym tańcu może się nie skończyć — westchnął wyraźnie z udawanym smutkiem, choć kącik ust drgnął w powstrzymanym uśmiechu. Zapominał powoli o towarzystwie, które zostawił za plecami, za ścianą lasu przy jednym z ognisk, gdzie grano muzykę bliższą jego uszom jak i nogom. W tańcach odprawianym tutaj dominowały jednak klasyczne podrygi, ruchy które próbowano dostosować do celtyckiej melodii. Brakowało tu energii rock and rolla, a nawet napięcia i elektryczności swingu, ale nie przeszkadzało mu to, nie teraz i nie w tym stanie. Nie czuł konieczności dostosowania się do kogokolwiek, a ewentualnych spojrzeń nawet nie dostrzegał, choć jeszcze nie zatracili się we własnych pląsach.
Trzymając jej dłonie, uśmiechając się błogo prowadził ją na oślep, ale zwolnił w końcu, przystanął na moment.
— Pamiętasz — mruknął zawstydzony i spuścił na chwilę wzrok. Pył nie pozwolił mu jednak trwać w tym stanie zbyt długo i zbyt prawdziwie, skutecznie go znieczulał na podobne emocje. — Nie miałem okazji ci podziękować — mruknął.— Jestem twoim dłużnikiem. — I wstyd mu było przyznać, że nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, ale jak z każdą trudnością, odsunął ją od siebie na bok. Zmierzy się z nią, gdy nie będzie miał już innego wyjścia, jak zawsze. Temat jednak długo nie spędzał mu snu z powiek, roześmiał się na jej słowa głośno i szczerze. — Moja skóra jest twarda jak smocze łuski, nie potrzebuje zbroi, wystarczą szelki — skomentował, wzruszając ramieniem. — I nieczęsto. Rzadko mam przyjemność ratować tak wyjątkową kobietę, więc egoistycznie nie mogę sobie tego odmówić — dodał konspiracyjnie, starając się przebłagać ją za podstęp przepraszającym, szczenięcym spojrzeniem. Pozwolił jej odejść, nie zatrzymując przy sobie wbrew własnym słowom. Kiedy odstawiła puchar, obrócił się za nią i podążył spojrzeniem za jej wdzięcznym, tanecznym ruchem. Trochę urzeczony, nieco jednak oczarowany zawiesił na niej wzrok, pozwalając sobie zmierzyć wzrokiem ją całą, kiedy sukienka uniosła się nieco. Jej ruchy były pewne, wyraźnie zaakcentowane, doskonale wpisujące się w rytm melodii. A potem ją stracił z oczu. Zamrugał, obracając się na pozostawione dwa kielichy wina i buty i ruszył jej śladem, wchodząc między ludzi; pośród innych falujących białych i lekkich materiałów nie sposób było odnaleźć jej sukienkę. Jej włosy falowały jednak między głowami, szedł więc za nimi, aż w końcu dostrzegł ją tańczącą zupełnie inaczej niż wszyscy i zupełnie nie przejmującą się swoją odmiennością. Jej widok przyprawił go o lekki uśmiech, a jego ciało wypełniała powoli rosnąca ekscytacja. Nie potrafił określić jej tańca, ale w skocznych podrygach wiele było podobieństw do cygańskich nocy, prawdziwych i intensywnych wyzwań dla ciał przemykających obok siebie; tych prawdziwych, domowych, tradycyjnych, nie tych, które kobiety prezentowały obcym, czarując ruchem bioder i falującymi spódnicami. I pierwszy raz w życiu pożałował, że nigdy nie stał po drugiej stronie, przed kapelą grajków, bo gdyby potrafił tak tańczyć jak jego bliscy, być może dorównałby jej dziś. Znał jednak rytm, czuł go dostatecznie dobrze, by spróbować się dopasować do jej tempa. Zbliżył się więc do niej, powoli, stopniowo łapiąc melodię i zaczął próbować naśladować jej ruchy i jej kroki. Nie było to możliwe nawet w połowie, koncentrował się więc na tempie.
— To niewiarygodne — rzucił bardziej do siebie niż do niej; nie widział w pełni jej nóg i nie potrafił wykonać poprawnie jej tańca, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy, a w końcu przestał próbować tańczyć coś, czego nie znał — był w końcu tylko grajkiem — i po prostu oddał się melodii dud, skrzypiec i tradycyjnych bębnów, wyciągając do niej dłoń. Nie mieli szans zatańczyć ukochanego rock and rolla, nie sądził, by spodziewała się po nim walca ale mogli na swój sposób stworzyć własną interpretację i dobrze się bawić przy tym. — Nie jesteś stąd — zwrócił się do niej odkrywczo. Jeśli opowiadała mu o sobie wtedy, nie pamiętał, wyrzucił to z pamięci. — Angielki nie poruszają się w ten sposób — ciągnął. — I nie mają takiego akcentu. — Uniósł brew, podzieliwszy się z nią wnikliwymi spostrzeżeniami czekał aż zdradzi mu coś więcej.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
There's part of me I cannot hide
I've tried and tried a million times
Cross my heart and hope to die
Welcome to my darkside
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 28
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Polana [odnośnik]08.04.24 12:05
W rytmie miękko szeleszczących sukien i szepczących nut muzyki odnajdywała swój schron. Bez reguł, bez zahamowań, pozwalała swojemu ciału płynąć z nurtem dźwięków, niczym liść na falach rwącej rzeki. Jej taniec był jak opowieść wypisana na piasku, gdzie każdy gest i ruch wyrażał tajemnice ukryte głęboko w jej duszy. W tej swobodzie, w płomieniach ogniska muzyki, była zwyczajnie sobą. Choć z zewnątrz mogła jawić się jak delikatna roślina, wewnątrz płonęła mocą charakteru, gotowa na wszystkie wyzwania, jakie życie miało dla niej w zanadrzu. W swym tanecznym układzie emanowała pozorną delikatnością, złudzenie dla wnikliwego obserwatora. Ciało unoszące się w powietrzu wydawało się lekkie, jakby unoszone na skrzydłach motyla, a ręce opierające się na bokach są niczym latające płatki kwiatów w letnim wietrze. Jednakże w jej wnętrzu drzemała siła, której nie sposób bagatelizować. Podczas gdy zewnętrzne ruchy wydają się pełne delikatności i gracji, wewnątrz emanuje mocą i wolnością. Jej taniec, choć pozornie podlegający rygorom tradycji, ukrywa w sobie rewolucyjny duch, gotowy wyzwolić się z konwencji. Tańcząc, odnalazła swój sposób na wyrażenie nieposkromionej siły i niezależności, które kryją się w jej wnętrzu. W obliczu skomplikowanych kroków i szybkich ruchów nóg pozostała niezachwiana.
- Zgadza się - szepnęła niespodziewanie do jego ucha, gdy wstrzymała swe ruchy tuż za jego plecami. - Starszy brat, który ściągnął mnie pośród połacie tutejszej obczyzny - przystanęła z lekka na palcach, mimo iż nie dzieliła ich znaczna różnica wzrostu. Wsparła policzek na jego ramieniu, przejeżdżając znikomo dłonią przez jego ramię. Pamiętał. - Czuję ulgę, że żyjesz.
Zdecydowała się na chwilę odpoczynku, choć wciąż pozostawała pośród tańczących, otulona lekką tajemnicą wobec swojego towarzysza. Z gracją i subtelnością prowadziła go wokół parkietu, unosząc w powietrze nutę niepewności i intrygi. Jej ruchy były misternie zaplanowane, prowadząc go w grze pełnej wdzięku i zmysłowości. W miarę jak taniec trwał, dostrzegła iskierkę zainteresowania w jego oczach, migoczącą niczym płomień w nocnym powietrzu. Była pewna, że dostrzegła jego ciekawość, a może nawet zadowolenie, które wyrażało się poprzez delikatny uśmiech, malujący się na jego obliczu. Ta chwila wspólnej zabawy, przeplatana flirtującymi gestami, stawała się dla niej niezapomnianym doświadczeniem, pełnym niepowtarzalnego uroku.
- Nie jesteś dłużnikiem - pochwyciła na nowo ich dłonie w jedno, obserwując, wsłuchując się w jego oddech. - Niosę pomoc każdemu, kogo spotkała krzywda - przyjrzała się spod pół przymkniętego spojrzenia, doszukując się zmian. Obserwowała, dochodząc do pewnych wniosków, czy też całkowicie nie pochodził stąd? - Każda dama pośród Twego towarzystwa jest bezpieczna, mój rycerzu.
Na zakończenie swoich subtelnym gestów, prześlizgnęła się niezauważenie po plecach jego, znikając jak duch i unosząc się wokół niego w energicznym tańcu. Choć słowa przekazywane były półsłówkami, uważnie słuchała, wdzięczna wewnętrznie, że potrafią porozumieć się poprzez gesty i mimikę. Mimo jasno widocznej bariery językowej próbowała domyślnie tłumaczyć najistotniejsze kwestie, tworząc nić porozumienia, która wiązała ich w tańcu i w słowach. Niedawne troski o jego zdrowie zniknęły, dając jej możliwość uwolnienia się od ciężaru nieustannych zmartwień. Stał przed nią, żywy i pełen życia, całkowicie odzyskany. Choć wiedziała, że życie nieustannie niesie ze sobą niepewność i ryzyko, teraz mogła cieszyć się obecnością jego pełnej siły. Świat, w którym żyli, był pełen zmian i nieprzewidywalny, czasami obdarzając ich zdrowiem, innym razem konfrontując z cierpieniem. Właśnie w takiej rzeczywistości odnajdywali sens życia i akceptowali jego nieprzewidywalność. Rozbrzmiał radosny śmiech, gdy nieoczekiwanie poprowadziła go w tańcu, unosząc ich dłonie wysoko w górę. Zakręciła się pod ich połączonymi rękami, obracając się z gracją, by znów znaleźć się blisko jego serca.
- Jestem i nigdy nie będę tutejsza - stwierdziła zgodnie z prawdą, będąc wierna ideałom wyuczonym od dziecka. Nigdy nie zatraci serca i dzikości duszy, stając się jak kobiety wokół jej. - Pochodzę z bałkańskich dolin - zaczęła, zwalniając dotychczas przyjęte tempo ruchów. Taniec nie miał być dla nich katorgą, a jedynie upiększeniem chwili, podarowanej im przez los. - mateczki Bułgarii.
Nadal utrzymywała swoją tajemniczość, czerpiąc z niej pewien rodzaj zabawy wokół ich relacji. Bez niepokoju obserwowała reakcję mężczyzny, pozostając wierna sobie. Nie uciekała od sytuacji, lecz cierpliwie czekała na jakiekolwiek działanie z jego strony. Choć wciąż tkwiło w niej mnóstwo pytań, nie spieszyła się z ich zadawaniem, szanując granice i przestrzeń drugiej osoby. Jeśli kiedykolwiek zdecydowałby się podzielić z nią swoimi myślami, bez wątpienia wyraziłaby swoją wdzięczność. Nawet gdyby tak się nie stało, to dla niej to nie miało znaczenia.
- Jeśli zapragniesz, śmiało pytaj - przecięła długą ciszę, pozbawioną zbyt natężonego myślenia. - Zdaje się, że również Twoja rodzina nie pochodzi stąd- obiekcja dawnych obserwacji, gdy starała się leczyć jego rany. Mało wtedy mówił, głównie wpatrując się niemo w ścianę izby, w której udzieliła mu schronienie. Nawet i ona wtedy wiele nie mówiła, jedynie nuciła ciche melodie. By ukoić jego naruszoną psychikę, musiał przeżywać podwójne piekło. - Odmieńcy, na których rzucane jest butne spojrzenie tutejszej ludności.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 22 5b5aa4ec6fe9c900573c14016fc841b3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2
Re: Polana [odnośnik]08.04.24 17:56
Łatwo dał się zwieść eteryczności, którą emanowała, dziewczęcej niewinności, delikatności, za którą przecież nie mógł kryć się ani ogień mogący strawić w swych pozarach lasy ani ciemność, która dezorientowała. Jej szare spojrzenie w świetle ognisk i pochodni wydawało się niewinne, niemalże ciepłe, choć wciąż przenikliwe. Zwodnicze, tak jak potrafiły być zwodnicze nimfy leśne, a on ślepo w nie wpatrzony kroczył za nią w gąszcz poruszających się drzew, które z każda chwilą stawały się bardziej tłem i dekoracją niż żywymi, określonymi wokół ludźmi pogrążonymi w zabawie. Tańcząc wyglądała pięknie, a on na ten rodzaj piękna był wyjątkowo wrażliwy. Poruszony jej powabnym ruchem, falującymi w powietrzu włosami koloru pszenicy pragnął do niej dołączyć i też, gdy tylko wyrwała go z krótkiego transu, tak zrobił. Jej zdecydowane ruchy wyrażały moc i energię, którą dostrzegał dopiero, gdy dłużej na nią patrzył i chciał poczuć na własnej skórze, jak ta wewnętrza moc przeskakuje z ciała na ciało, łącząc się w jednym rytmie. Podążył za nią spojrzeniem, obracając głowę, gdy stanęła tuż za nim, a po plecach przebiegł mu przyjemny dreszcz podniecenia. Czuł jej oddech na własnym policzku, czuł nawet to lekkie muśnięcie palców na ramieniu w krótkiej przerwie od jej wyjątkowego pokazu.
— W której zaskakująco łatwo się odnajdujesz — zauważył, ale niemożność uchwycenia jej spojrzenia wybiła jego serce z rytmu, mimo, że chwilę temu zgrywało się doskonale z przygrywaną melodią. — Jak długo tu już jesteś? — pytał dalej, ale to nie było to, co tak naprawdę chciał wiedzieć; w gąszczu zaintrygowania pytał, nawet nie kryjąc się z zainteresowaniem jakie wzbudziła. — Gdzie można cię znaleźć? — Czuła ulgę. Jej słowa połechtały go przyjemnie. Obrócił głowę w drugą stronę, spodziewając się zaraz ujrzeć ją przechodzącą za plecami znów przed niego, ale zamiast tego poczuł jej dłonie na swoich własnych. — A ja cieszę się, że los ponownie skrzyżował nasze ścieżki — odpowiedział, krocząc za nią na ślepo. — Uśmiechnął się dziś do mnie, coś nowego — mruknął z zaskoczeniem, śmiało patrząc tylko na nią; już nie na innych, bo skutecznie ściągnęła na siebie całą jego uwagę. Pochwycone dłonie wykorzystał do tego, by ją zatrzymać, przyciągnąć bliżej siebie. — Każdemu? To niezbyt popularne tutaj. Szczególnie teraz. Brat zdawał sobie sprawę, że wciągnął się w sam środek wojny? Wielu ludzi marzy o tym, by stąd uciec, a ty zjawiłaś się tu z sercem na dłoni? I pomagasz każdemu z dobroci serca? — spytał podejrzliwie i obrócił się za siebie, ale czmychnęła prędko, wracając do swojego tańca. Nie przywykł do obecności takich ludzi. Okrążyła go, a on podążył za nią spojrzeniem, cały czas ruszając się do melodii, choć niewiele miało to wspólnego z powabnym tańcem, który ona prezentowała z takim wdzięczniem. Obrót, a potem znów twarzą w twarz, tuż przy sobie.
— Wszystkie dziewczęta w Bułgarii są takie? Gdziekolwiek Bułgaria się znajduje — spytał, unosząc brew, a w ślad za nią kąciki ust uniosły się w szelmowskim uśmiechu; w jego żyłach płynęła krew podróżników, ludzi, którzy nie mieli swojego jednego miejsca na tym świecie, a jednocześnie zachłannie przywłaszczali sobie wszystkie, w których stacjonowali, podejmując piękny taniec z naturą i życiem, które mogli obserwować nie jak inni, zza smutnej szyby, a gołym okiem, doświadczając każdego promienia słońca i muśnięcia porannego wiatru. Ujął jej dłonie, korzystając z tego, że zwolniła; przemknąwszy ciemnym spojrzeniem po jej twarzy odsunął ją od siebie i wykonał podobny obrót raz jeszcze, już nie na wzór, a pozwalając by własna melodia zagrzewała go do płynnych ruchów. I przyciągnął ją ku sobie, jedną dłonią wciąż przytrzymując lekko na własnej piersi, drugą zaś ułożył na jej talii, pozwalając sobie na jeden pełniejszy oddech. Muskając ją opuszkami zwrócił wzrok na jej dłoń.
— Masz piękne dłonie — wyznał z dziecinną szczerością, prześlizgując się własnymi palcami po jej. Były długie, smukłe, szczupłe. — I pięknie tańczysz.— Spojrzał jej w oczy, uśmiechając się łobuzersko; nie było to pytanie, do którego go zachęciła, lecz wyznanie, które z zaskakującą śmiałością przeszło mu przez gardło. — Nie? A skąd, jak myślisz? — Przechylił głowę. Dłoń zsunęła się nieco po jej talii, kiedy zdecydował się na chwilowy dystans i obrót, w którym tym razem to on znalazł się tuż za nią. Utrzymując jej dłonie na swoich, niemalże ich nie trzymając, rozłożył lekko jej ręce na boki, zmniejszając między nimi dystans. Przekrzywił głowę nieco, by móc złapać choć fragment jej profilu. Długie, jasne włosy opadając jej na ramiona częściowo przysłaniały mu widok. W jej słowach było coś bolesnego i prawdziwego jednocześnie.— Coś w tym rodzaju. Wyrzutkiem — mruknął. — I prawdopodobnie dlatego nie jestem zbyt dobrym towarzystwem dla ciebie — dodał zaraz śmiało i zaczepnie, puszczając jej dłoń, by oprzeć ją na jej talii, choć uciekła mu niżej niż planował. Nie był wysoki, mimo to przywykł do dziewcząt niższych od siebie. Pomyłkę — choć błysk w oku mógł sugerować świadome działanie — skorygował dość prędko.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
There's part of me I cannot hide
I've tried and tried a million times
Cross my heart and hope to die
Welcome to my darkside
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 28
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Polana [odnośnik]09.04.24 14:22
W tej chwili, poczuła, jakby świat wokół niej zwolnił, a każdy oddech, każdy ruch był jakby wyraźniej odczuwalny. Jej serce biło szybciej, a ekscytacja sprawiała, że każda komórka jej ciała pulsowała życiem. Powietrze wypełniło się czymś niematerialnym, jakby obciążone niewidzialną obecnością, podobnie jak bicie serca w jej piersiach, które wydawało się wyraźnie słyszalne. Emanowała ciekawością, które bijąc w rytmie jej pulsującego spojrzenia, podkreślały jej ciekawość wobec tego, co miało nastąpić. Gdy partner dzisiejszej nocy odpowiedział na jej wyzwanie, poczuła się jeszcze bardziej rozbudzona. Był to moment, w którym obydwoje stanęli na progu czegoś nieznanego, gotowi na przygodę, która mogła ich zaprowadzić w zupełnie nowe rejony. Tańczyli razem, przywołując siłę i energię, która była nie do zatrzymania. Każdy ich ruch wyrażał determinację i subtelny przejaw pożądania, by przezwyciężyć wszelkie przeszkody i osiągnąć cel. W ich grze, jak im wspólnej kreacji, każdy ruch był starannie przemyślany, a każde słowo ważone z precyzją. Mimo pozorów nie czuła się zaniepokojona czy osaczona. Wręcz przeciwnie, w obecności znajomego mężczyzny znalazła coś, co budziło w niej uczucie pewności i spokoju. Moment, kiedy świat wokół niej zatrzymał się na chwilę, a ona odnalazła się w samym środku tego spokoju. Sierpniowa noc, gdzie taniec mieszał się z zapachem ognisk i wygrywającą muzyką, przypominały o domu, o miejscu, które znała od zawsze. Nawet w obcym otoczeniu, nawet w grze z nieznanym partnerem, czuła się jak w miejscu, do którego zawsze należała. Tańcząc wśród ognisk i dziękując Matce Naturze, znalazła namiastkę spokoju i harmonii, której tak bardzo jej brakowało. To było coś więcej niż tylko taniec, to była ceremonia, w której każdy gest, każdy ruch, był wyrazem wdzięczności i podziwu dla siły natury i życia. A jednak była tutaj, pośród znacznie obecnej ziemi i odmiennej kulturze, walcząc ze zwalinami kłody pod stopami.
- Łatwo? - zapytała cicho, między przyspieszonym oddechem, gdy wstrzymała dalsze podskoki. - Nie znam tutejszej mowy, kultury - wytłumaczyła, starając się uzbierać wystarczający zasób słów. Potrzebowała skupienia, by prowadzić dobrą rozmowę. - Gdy spotkałam cię pośród zimowych dni - skorzystała w chwilowej bliskości, wolną dłonią przemykając tuż przy jego szyi. Subtelnie, niczym smagnięcie skrzydełek mimozy, stykając palce pośród krawędzi jego kręconych włosów. - byłam na tych ziemiach zaledwie miesiąc.
Kontemplowała twarz swojego towarzysza, szukając w nim śladów wspomnień sprzed dni pełnych zamętu i chaosu. Nie było łatwo oderwać się od tego, co przeszli razem, od chwil, które zbudowały ich relację na fundamentach zwykłej pomocy w niedoli. Jednak teraz, patrząc na jego twarz, zdała sobie sprawę, że wiele z tamtych dni przemknęło niezauważone, jakby zatarło się we mgle wspomnień. Cwany uśmiech jakby wiecznie przyozdabiał jego twarz, idealnie współgrają z otoczką, jaką zdołała zobrazować. Tak wiele pytań, a jednak wyciągała niewielkie detale, mogąc jedynie kreślić kolejne to potencjały prawdy.
- Hemingford Grey - odpowiedziała krótko i zwięźle, nie zamierzając podawać więcej szczegółów. Jeśli będzie chciał, na pewno uda mu się ją odszukać. Gdyby potrzebował na nowo pomocy, zawsze ją dostanie. - Powstał rodzinny konflikt, zwyczajnie groziło nam niebezpieczeństwo - ujawniła namiastkę prawdy, będąc twarzą w twarz tuż obok. Dotąd nakręcony kosmyk włosów puściła, opuszkiem przejeżdżając za jego uchem. - Mój brat przejął rodzinny fach i wiedzę przodków, zabierając nas tutaj - zbyt blisko jego warg, a jednak posłała mu subtelność uśmiechu. Uciekła na nowo, słuchając jego spostrzeżeń, wracając do otaczania go śmiałością swych gestów. - Nigdy nie potrafiłam skrzywdzić drugiego człowieka, nie nadawałam się do niczego. Uzdrawianie i pomoc, mój jedyny cel.
Odczuwała nagłą zmianę w dynamice między nimi, gdy poczuła oddech dawnego pacjenta na swojej szyi. Nieoczekiwane zbliżenie wywołało w niej dreszcze przyjemności, a jednocześnie wzmożone poruszenie. Dotyk jego dłoni na jej skórze był delikatny i lekki, co wywołało w niej chwilowe zwątpienie, czy powinna kontynuować tę grę. Jednakże mimo tych wątpliwości, nie czuła się atakowana, jak to często miało miejsce w relacjach z innymi mężczyznami. Tutaj, w tej chwili, w jej odczuciu, była jednostką panującą nad sytuacją. Jej uroda i kruchość ciała nie stanowiły zagrożenia, lecz raczej elementy, które wyzwalały pożądanie. Dla niej zaś były niebezpiecznym aspektem codzienności.
- Jesteśmy pewne swego, ambitne - odchyliła z lekka głowę do tyłu, korzystając z nagłej zmiany tempa muzyki. Bardziej tajemnicza, powolna, pasująca do ich obecnego całokształtu sytuacji. - twardo stąpające wśród własnych przekonań. - wolna dłoń na nowo przeniosła się do tyłu, odnajdując miejsce na jego szyi. Z lekka, pociągając za kosmyki ciemnych włosów. - Każdą z nas coś innego wyróżnia. Chciałbyś inną tutaj? - zapytała powściągliwie, śmiejąc się cichutko. Swym ruchem przyciągnęła go bliżej siebie, nadal nie pozbawiając ciała gestu tańca. Chciałbyś. - Widywałam podobnych Tobie, najlepsi grajkowie, jakich świat mógł widzieć.
Uniosła lekko brew z zaskoczenia, gdy zdała sobie sprawę z odwagi, jaką przejawiał, jednocześnie ciesząc się możliwością przyjrzenia się jego profilowi. Zauważyła w nim wyraźne podobieństwo do ludności, której obyczaje i kultura fascynowały ją od zawsze. Ta barwna, bogata w opowieści i muzykę, sprawiała, że czuła się jak w swoim naturalnym środowisku. Uwielbiała te subtelne elementy, które łączyły obcych ludzi i pozwalały odkrywać nowe, fascynujące światy.
- Pojawiacie się i znikacie tak bez zapowiedzi — zainicjowała palcami ruch, obserwowany od pewnej osoby, gdy grywała na pianinie. Powoli po wnętrzu jego większej, odrobinę na oślep, nie odrywając ciekawskiego spojrzenia. - Wszyscy macie tak piękne oczy, chyba się nie mylę? - przejechała po jego policzku, uwalniając swoisty potrzask. - Jesteś jednym z nielicznych, którzy nie spoglądają na mnie z odrazą… Kto cię wtedy skrzywdził? - przecież jesteś zbyt dobry, by cierpieć pośród tej rzeczywistości.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 22 5b5aa4ec6fe9c900573c14016fc841b3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2
Re: Polana [odnośnik]10.04.24 0:23
Celtycka melodia w rytmach bliższa klasycznym brzmieniom nie pasowała do ruchów, które znał i w których czuł się swobodnie, ale jej taniec zdawał się magiczny i przysłonił mu wszystko inne wkoło. Czy to za sprawka umykającego spojrzenia, czy jego własnej, niesfornej wyobraźni, dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Muzyka przepływała przez niego, a uczucie ekscytacji i przyjemności z tego mógł znać tylko ktoś, kto tak jak on czuł muzykę całym sobą. Wibracje wprawiały w ruch włoski na jego ciele, niskie tony przygniatały klatkę piersiową, skrzypce rozrywały zaś serce tęsknotą i miłością bezbrzeżną i dla innych całkiem niezrozumiałą. Tancerka przed nim wzmagała ogień wokół. Liczyli się tylko oni i język, którym operowali biegle i sprawnie, nawet wtedy, gdy nie otwierali ust. Czuł to we własnym ciele, gdy dotykał jej dłoni, gdy podczas jej prób zademonstrowania mu swoich umiejętności skłoniła go do ruchów, którym się poddał, a potem, gdy on uczynił jej to samo, wchodząc świat, który znał lepiej. W tańcu z nią czuł się tak, jakby rozumieli się bez słów. Chłonął ją całym sobą, z zainteresowaniem, fascynacją i ekscytacją wyrażoną w dudniącym sercu, iskrzących ciemnych jak onyksy oczach. Tańczył z nią tak, jakby za kilka godzin miał się skończyć świat.
— Nie zauważyłem — odparł z szelmowskim uśmiechem, kłamiąc jak z nut. Zdradzał ją nie tylko akcent, ale i niepoprawność w słowach, ale był ostatnią osobą, by oceniać ją w ten sposób, gdy sam radził sobie niewiele lepiej, choć urodził się tu, wychował i żył wśród Anglików, jak wśród swoich. — Znasz mowę uniwersalną, znacznie prawdziwszą niż język. Więcej o tobie mówi, mówi prawdę — szepnął z całą pewnością, spoglądając jej w oczy na krótki moment. Nie czuła tego? Jak iskry przemykają między ich dłońmi, gdy się stykają; jak powietrze elektryzuje się od ruchów, tężeje, zwiększając opór między nimi, a jednocześnie czyniąc wszystko intensywniejszym? Patrząc na nią nie czekał na właściwy dobór słów; szukał prawdy i zdawało mu się, że znajdował ją w jej roziskrzonych oczach — paradoksalnie o wiele bardziej niż ruchach, które mamiły zmysły z każdą mającą sekundą. Jego uśmiech zachęcał, by dała mu z sobie więcej, by nie przestawała w to brnąć, bo pragnął zobaczyć ją w żywiole, a ona dręczyła go coraz okrutniej. Jej palce na jego karku, bliskość twarzy i ust sprawiały, że zaczynało brakować powietrza, którym mógł oddychać; było tylko to, którym mogła się z nim łaskawie podzielić. Niekontrolowanie opuścił wzrok z jej oczu na wargi, gdy zdradziła mu długość swojego pobytu tutaj, ale przez tą krótką chwilę choć słuchał, zdawał się jej nie słyszeć.
— A jednak pomogłaś nieznajomemu.— W brzmieniu jego głosu rozbrzmiał podziw. Domyślał się, jak wtedy wyglądał; gorzej niż większość żebraków dzisiaj, a mimo to, zdecydowała się mu pomóc. Wciąż trudno mu było uwierzyć w taką bezinteresownosć. Nie miał jej czym zapłacić za pomo; mówiła, że nie jest jej nic dłużny, ale był.— Hemingford Grey? To w pobliżu Cambridge? — zastanowił się, zerkając na jej szaroniebieskie oczy. Jeśli tak, kojarzył to miejsce, pamiętał z podróży z rodziną i krewnymi. — I jesteś tu tylko z bratem? — pytał wciąż, pozwalając by muzyka wyznaczyła im rytm, choć wszystkie jego myśli rozbiegły się, a potem zogniskowały tuż za uchem, na tym subtelnym, niby całkiem przypadkowym dotyku jej palców przemykających wzdłuż linii włosów. Plecy na sekundę zesztywniały pod przemykającym dreszczem, a palce przylgnęły do niej mocniej, jakby w obawie, że zaraz rozpłynie się w powietrzu, odleci zmieniona w motyla, znikając mu z oczu. — Jestem pewien, że potrafisz uleczyć nie tylko ciało, ale też ludzką duszę — szepnął z pewnością i lekkim uśmiechem, odpierając pokusę ponownego spojrzenia na jej usta, gdy była tak blisko i nachalnie zaskarbiając sobie przestrzeń. Nie potrafił nad sobą panować, pojęcie kontroli było mu obce, szybko musiał wrócić w tempo melodii. Zamiana miejsc okazała się ratunkiem, choć tylko chwilowym. Mając ją przed sobą nie mógł odbywać podróży po jej twarzy pokrytej piegami, ale mógł zaczerpnąć oddechu, zmusić właśnie serce do zwolnienia. Na rozpostartych dłoniach trzymał jej, pozwalał sobie tylko kciukami delikatnie sycąc po jej przegubach i odstających na nich kostkach. Spojrzał w bok, w rytmie i ruchach par odnaleźć inspirację, która pomogłaby mu lepiej wtopić się w tłum, choć było to niemożliwe. Oboje odstawali jak i tańce tak i sobą. Jej głos docierał do niego i tak bez problemu, szczególnie gdy lekko odchylił głowę.
— Brzmi jak przepis na nieszczęście każdego mężczyzny — stwierdził z rozbawieniem, ale prędko pożałował swoich słów, gdy jej ręka odnalazła jego kark, zmuszając go do całkowitego zniwelowania dystansu. Westchnął cicho, tuż nad jej szyją, a potem zaciągnął się jej zapachem. Pachniała miętą i szałwią, ale spomiędzy nich wyczuł też wrotycz. Pachniała polem, naturą, przyrodą, wszystkim co znał. Przymknął powieki na kilka uderzeń serca, a palce mocniej zacisnął na jej dłoni; drugą przesunął wyżej, na pierwsze żebra, które dobrze wczuł pod własnymi palcami.— Owszem — odpowiedział szczerze. — Nieszczęścia przyciągam jak magnes, nie mógłbym się doczekać, żeby sprawdzić tę teorię. Sprawdzić, czy mówisz prawdę, czy to tylko czcze słowa, kobiece sztuczki — dodał śmielej, brew mu drgnęła. Niepoprawnie łechtała jego ego, nie przywykł do tego. — A mimo to świat nie potrafi ich docenić. — Nie miał na myśli grajków, on sam choć kochał to, co robił nigdy nie myślał wyłącznie o sobie. Melodia cygańskich skrzypiec była trudna i wielowymiarowa, ale brudna w swym brzmieniu, tak mawiali. Szybka, krzykliwa, w niedokończonych dźwiękach. A podwójne brzmienie potrafiło doprowadzić wibracje aż do samych trzewi. Oderwał wzrok od jej profilu, by spojrzeć na palce poruszające się w rytmie melodii, ale zaraz spojrzał znów w jej stronę, gdy jej palce dotknęły jego policzka. I nie mógł już oderwać od niej wzroku, w pułapce, w potrzasku jej spojrzenia. Uległy, pokorny, gotowy by uczynić wszystko czego chciała. Gubiąc oddech, rytm bicia serca, krew już w nim wrzała.
— Obawiam się, że muszę zaprzeczyć. Nie wszyscy. Tu jestem wyjątkowy — odpowiedział powoli, ledwie powstrzymując lubieżny uśmiech przed rozkwitem w pełni na twarzy. Czuł, że jego ciało się powoli zatrzymuje wbrew melodii. — Ale w przeciwieństwie do mojej siostry klątw nie rzucam — solennie uprzedził cichym głosem, prawie szeptem. Dopiero, gdy spytała o krzywdę, spojrzenie mu pociemniało, a wyraz twarzy gwałtownie spoważniał; zmienił się w mgnieniu oka. Zniknęła w nim chęć na harce. Twarz stężała, żuchwa napięła. Podrywając głowę i wyswabadzając się z jej przyjemnego i powodującego szybsze bicie serca dotyku dłoni, skłonił ją do obrotu, w którym mógł się prześlizgnąć wokół niej, stając dokładnie tam, gdzie ona wcześniej. Zatrzymał ją jednak przodem do siebie, z lekkością, bo tańczyła z gracją. — Tylko ignoranci patrzyliby z odrazą na takie piękno, a nimi nie warto zajmować myśli — odparł śmiertelnie poważnie, wracając do rytmu, wracając do dzielącego ich poprawnego dystansu. Zbliżył się, ujmując jedną jej dłoń i w ślad za innymi parami stanął tuż obok niej, w sekundowym zatrzymaniu, po którym znów wrócił do tańca. Chwilowe otępienie minęło, wracała do niego trzeźwość umysłu, choć nie przestawał na nią patrzeć. Oczarowała go, tego był pewien, miała czym, była zjawiskiem.
— Mam nadzieję, że twój brat przybędzie ci na ratunek i wbrew temu co mówisz nie uśnie uchlany winem — dodał zatrzymując się, gdy melodia ucichła. Niewygodne pytania zmusiły go do zmiany nastawienia, uświadomienia sobie kim naprawdę był, nie tu i nie teraz. — To był dla mnie zaszczyt — wyznał z uśmiechem, kłaniając się wyjątkowo nisko, a kiedy się wyprostował gotów był ją odciągnąć od parkietu na bok, wciąż pamiętając o tym, by nie zostawiać jej na pastwę tamtego pijanego błazna.



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
There's part of me I cannot hide
I've tried and tried a million times
Cross my heart and hope to die
Welcome to my darkside
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 28
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Polana [odnośnik]13.04.24 1:10
hypatia

Coś elektryzująco pobudzającego biło też i od niej — okazu zakazanego dla spoczywania w nużącej przeciętności; okazu skrywanego przed łapczywie wścibskimi, niegodziwymi wejrzeniami, przynoszącymi tylko skalanie szlachetnej czystości; okazu oddalanego również przed odważnymi konstatacjami niewychowanych ust, siejącymi ferment w granicach niepoprawnej rozmówki. Pozornie tyczącej się przecież ledwie szwarcu, mydła i powidła, istotnie jednak sięgającej sugestią ku głębszym rejonom błyskających tu i ówdzie znaczeń, zupełnie jakby w cnotliwym sercu młodego dziewczęcia obudził się właśnie iście niechlubny duch buntowniczej zjawy. Jej siłą i sednem miała być pokora — oczekiwanie, uwikłane w zgodne milczenie i przystające skinienie głowy, analogiczne przecież względem pozostałych ruchów zniewolenia w hermetycznych kręgach socjety. Patriarchalny układ rzeczywistości uwikłał je wszystkie w zawiły układ możliwości i restrykcji, każdą z osobna krępując wyrazem zgoła odmiennych węzłów, w wyraźnym jednak dopilnowaniu, by żaden z supłów nie poluzował się nadmierną frywolnością bytu. Reputacja odbijała się zwielokrotnionym echem w umysłowości indoktrynowanych od dziecięcości dam, w kakofonicznym brzmieniu najsampierw ryglując usta ładnym, acz niemym uśmiechem, już wkrótce zamykając ich płytkie oddechy w twardości gorsetu, na końcu wypchnąwszy jakiekolwiek pozostałości ja na szalę intratnej wymiany dóbr, w której była — tylko albo aż — marnym przedmiotem samej transakcji. One wszystkie, dygające w posłuszeństwie i z jednoczesnym przekonaniem o własnej, prestiżowej wirtuozji, były odwiecznie zaledwie pionkami w tym bliżej nienazwanym starciu o wszystko i nic. Ją i jego nie różniło zatem tak wiele, choć sznurki męskiego serwilizmu co do zasady były znacznie krótsze od tych, które przylegały do niewieścich kończyn. Wygłoszone na głos stwierdzenie podobnej krasy najpewniej ubodłoby jej kruche, naiwne ego, sycące się świadomością tytularnej wyższości i niezaburzonej niczym brytyjskości, ale wezbrany weń z początku sceptycyzm znajdował ujście gdzieś z każdym nieskładnie figlarnym, słowem zastygłym w eterze; z wolna wypierał więc ze świadomości wizerunek blond gęsi, przypisany jej niezasłużenie na widok strojnej dbałości o niuanse. Bo najwyraźniej — przeciwnie względem rodzonego brata — potrafiła przekraczać bariery rzekomej nieprzekraczalności, ubierając szczerość wytyczonej rywalizacji w szatę odmienną od snobistycznego nadęcia. Co lepsze, snujący się za nimi cień mógł wysłuchiwać toku wybrednych uwag i bynajmniej nie wyłuskać z nich sedna czającego się za rogiem bezwstydu; diabolicznie igrali z ogniem od pierwszego już potoku wymienianych zdań, spisanych w grzecznościowych formułach banalnym atramentem na jeszcze banalniejszym skrawku pergaminu. Teraz chęć zwycięstwa w niezapowiedzianej konkurencji stała się dlań znaczniejszą atrakcją. Na ile zdołasz sobie pozwolić?
Dzieło jest sztuką tak długo, jak wzbudza emocje. Z ludźmi, lady Crouch, jest podobnie — skwitował jej pozorowane rozczarowanie, wzrokiem sięgając do resztek kołyszącego się w kielichu wina. Czymś wszakże należało zaskarbić sobie jej zainteresowanie, a jego taktyka, choć najpewniej daleka wyrafinowaniu, wykazała się na tyle wystarczającą skutecznością, iż przy słowie drugim i trzecim wytężyła zmysły w imponującej skrupulatności, czwartym magnetycznie przyciągając do siebie jej zielonkawe tęczówki, piątym zaś rodząc w młodym duchu zalążki intrygującej polemiki. — A jednak daleka jest pani wrażeniu trwogi — zauważył w tonie pozbawionym istotniejszej intencji, krańcami palców luzując uwiąz czarnego krawatu; luzować zdawała się również linia ich konwersacji, w coraz to śmielszych przebłyskach potyczki o więcej. Jakby w imię udowodnienia czegoś, co w ich przypadku przynależeć winno do sfery tłumionych skrupulatnie domysłów.
Zręcznie korzysta pani z przywileju bycia damą, którym zasadniczo nie odmawia się odpowiedzi — stwierdził niepokornie, choć z dyskretnym uśmiechem rozlanym wśród kantów twarzy, w żadnym wypadku niezdradzającym pretensji; dywagowali, w gruncie rzeczy, o niczym wartościowo ingerującym w układ jego przekonań i myśli, po raz kolejny pozwalał więc sobie na dziecięcą niesubordynację: — Pozwolę sobie jednak dalej, bez pardonu i w bliskości z dobrze już poznanym obłędem, stwierdzić, że w przebiegu nadchodzącej wyprawy sama będzie pani mogła wysnuć stosowne wnioski w tej sprawie. Zalecam cierpliwość. — Kolejny łyk cierpkiego płynu, kolejny krok naprzód w niewinnej zabawie o dominację nieskomplikowanymi, acz melicznie płynącymi wiązkami słów, a wraz z nimi następne pytania i coraz większy apetyt na sekrety. Odstawiwszy puste naczynie na chybotliwość majaczącej pod ręką tacy, wolną ręką sięgnął do metalowej papierośnicy; niemym gestem zaoferował jednego również i jej, pomimo prostolinijnego zwątpienia w to, by miała na niego ochotę.
Owszem, ale nastoletni okres spędziłem w Norwegii — dookreślił, już wkrótce leniwym ruchem różdżki odpalając kraniec jasnego dulca; z zaskoczeniem przyjął kontynuację jej dociekliwości, narastającą mimowolnie potrzebę namysłu nad odpowiedzią zagłuszył zaś, wydłużonym z ostentacją, wtłoczeniem dymu do płuc. — W Bułgarii świętujemy nadejście wiosny już pierwszego marca, wręczając sobie мартеница, coś w rodzaju laleczki, wstążki, czasem pomponu, uplecionych z czerwonej i białej włóczki. Wieszało się je na kwitnących gałęziach, a że babcia co roku szyła ich co najmniej kilka, znalazłem w tym obyczaju okazję do wspinania się po najwyższych drzewach w okolicy — wyłuskał z pamięci to jedno, niespieprzone przez ojca, widmo ojczyzny, temat osobistego wywodu zamykając w ramach podobnej zachęty. — Czas na panią. Z chęcią wysłucham angielskiego wspomnienia.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 13 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
по пътя към никъде
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Polana [odnośnik]22.04.24 15:06
James

Muzyka nabrała wydźwięku tajemniczego przekazu, zaś oni oddali się wirującym ruchom, wplątani w misterną choreografię życia. Mężczyzna, który prowadził ją przez labirynt ich wspólnej egzystencji, kierował ich kroki bezszelestnie, niczym mistrz sztuki ukrytej w tańcu. W tych chwilach jej delikatność przybierała formę zmysłowych gestów, które wypływały z ukrytej w niej siły. Bez skrupułów eksplorowała jego ciało, odkrywając tajemnicze zakamarki, gdzie skrywana była prawdziwa natura ich połączenia. Ich tańce były jak obrazy malowane na płótnie nocy, gdzie światło księżyca odbijało się od ich poruszających się postaci, tworząc niezwykłą aurę napięcia i fascynacji. W tym momencie ich zjednoczenie stawało się sztuką w swojej najczystszej formie, manifestującą się w ruchach i gestach, które wykraczały poza zwykłe granice percepcji. To była sztuka ukryta w najgłębszych zakamarkach ich dusz, odsłaniająca się tylko w chwilach, gdy świat zewnętrzny ustępował miejsca ich wspólnemu tańcowi.
- Potrzebowałeś pomocy bardziej, niż ktokolwiek - uśmiech zniknął z jej twarzy, oddając rządy trosce i lekkiemu skrzywieniu. W tamtym czasie był to najbardziej bolesny widok, jaki dostrzegła, spędzając pierwsze tygodnie na tutejszej ziemi. Wychudzona sylwetka stojąca pośród śniegu, nieprzejawiająca chęci na choćby jedno słowo. - Nie mogłam dopuścić, byś cierpiał boleści - westchnęła tuż przy jego wargach, czując spojrzenie pośród własnego ciała. - Zgadza się, może odwiedzisz mnie pewnego dnia? - czy jednak zapomnisz o mnie? Drzwi zawsze miały być dla niego uchylone, nadal niosąc pomoc, jeśli by zaszła taka potrzeba. Nie zamierzała odmawiać, nie potrafiła, gdy utwierdził ją w pewnych przekonaniach. - Mieszkam z matulą, która zamknęła się na świat po śmierci ojca.
W głębi serca nosiła bolesne wspomnienia dotyczące swojej rodziny, które nieustannie wzbudzały w niej pytania i tęsknotę. Jej brat, strzegąc tajemnic rodzinnych, zamknął drzwi przed jej dociekliwymi pytaniami, pozostawiając ją z uczuciem osamotnienia i frustracji. Często zastanawiała się, dlaczego rodzina była tak ochocza w zakopywaniu prawdy i ignorowaniu problemów, które od dawna przysparzały im cierpienia. Tajemnice przeszłości, które tkwiły w ukryciu, były jak ciężar, który ciążył na jej sercu, nie pozwalając na spokój i harmonię. Wewnętrzny głos nie milknął, dążąc do odkrycia prawdy i rozwikłania intryg, które od dawna sprawiały, że życie rodziny było skomplikowane i pełne napięć. Jednak wiedziała, że ta droga będzie pełna wyzwań i przeszkód, a odnalezienie prawdy może przynieść zarówno uzdrowienie, jak i kolejne rany. Zapominając o niepokojących myślach, skupiła się na mężczyźnie przed sobą, zagubiona w głębi jego niezwykłych, ciemnych oczu. Te oczy emanowały tajemniczą iskrą, która fascynowała ją i pociągała, jak magnes. Były one zupełnie inne od jej własnych, ale równie piękne i intrygujące. Wypełniona uczuciem zachwytu, oddała się tańcowi, pozwalając ciałom poruszać się w harmonii i rytmie muzyki. W jej ramionach poczuła mężczyznę, który stał się dla niej jak rycerz w szelkach, gotowy bronić i chronić ją przed wszelkimi nieszczęściami. Towarzyszył jej w tej chwili, skrywając w sobie swoje własne tajemnice i pragnienia.
- Przecież wielbicie to, co na pozór bywa niedostępne - wyszeptała, czując oddech na własnej szyi. Jej własny leciutko przyspieszył, gorąc swoistej reakcji przygniatał jej pierś. Lekkość gorąca zaciekawiła ją, czuła to, co podobnie dzieliła z nim. - Sprowadzałam na siebie kłopoty na rodzinnych włościach, czy szkole daleko na północy. Doprawdy za sprawą dobrych ludzi, wychodziłam cało z opresji - podzieliła się ułamkiem własnej historii, bliżej i czule łechtając jego osobę słówkami. - Może kiedyś zasłużysz na odczucie tego, co przejęłam od przodkiń? - zapragniesz? Uśmiechnęła się łagodnie, kończąc nakreślone podrygi własnych dłoni. - Coś jednak nas łączy, niepokorność najpewniej.
Kiedy ostatnie dźwięki muzyki milkły, dostrzegła zmianę w zachowaniu mężczyzny. Zrozumiała, że wszystko ma swój koniec, nawet te magiczne chwile spędzone razem na parkiecie. Choć tęskniła za jeszcze jednym tańcem, była świadoma, że czas na pożegnanie nadszedł. Odpowiedziała na jego podziękowanie elegancko i z wdziękiem, ukazując swoją grację kolejny raz. W chwili pochylenia ciała, kosmyki blond włosów zsunęły się na odsłonięte ramiona, tworząc moment subtelnej i naturalnej piękności. Tak jak dama pośród miękkości trawy, wyraziła swoją euforię. Wdzięczność za ratunek i przypomnienie własnych możliwości, powrót do korzeni.
- Dziękuję memu rycerzowi - uniosła na niego spojrzenie wdzięczności, chłoniąc okazję do złapania tchu. Tyle minęło miesięcy od tak wyczerpujących pląsów, a jednak tak wiele zapamiętała przyjemności z podobnych nocy. - Masz siostrę? - uniosła jasne brwi w zdumieniu, ponownie chwytając jego ramię na odchodne. Jak najdalej od ciekawskich spojrzeń i zapitych umysłów męskiej części gości. - Musi być zdolna, strzeż jej niczym najcenniejszy skarb koronny, sir - powzięła spojrzeniem pośród gości, próbując wyłapać znajomą sylwetkę związanych weń warkoczy na głowie i dzikiego spojrzenia. Zawiodła się, zostawił ją na pastwę jej własnych prób. Głupiś bracie jest. - Odwiedźcie kiedyś nas, oboje.
Miłe odskocznie od codzienności są jak balsam dla duszy, zwłaszcza w obliczu trudności, jakie niesie ze sobą rzeczywistość. Wiedząc, że konfrontują się z nieprzychylnym spojrzeniem otoczenia, Ona i jej towarzysz musieli stawić czoła ocenie i uprzedzeniom. Choć nie często gościli, doceniali każdą okazję do nawiązania nowych znajomości. Rozmowy i uczciwe wymiany poglądów stanowiły dla nich drogocenny dar. Śmiech, który rozbrzmiewał w przestrzeni, przerywał uciążliwą ciszę, dodając kolorów do ich życia. W tych chwilach mogli oderwać się od szarości codzienności i cieszyć się chwilami wspólnego spędzania czasu.
- Mojego brata nie ma na horyzoncie, będę musiała kryć się w ciemności lasu - mruknęła mniej zadowolona, wodząc spojrzeniem za swymi pantofelkami. Odetchnęła, dostrzegając je daleko. Leżały na swym miejscu, nieopodal odstawionych pucharów z winem. - Nie chcę być ciężarem, najpewniej przerwałam Ci zabawy pośród towarzystwa.


Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 22 5b5aa4ec6fe9c900573c14016fc841b3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2
Re: Polana [odnośnik]23.04.24 9:47
Ona spoważniała, a on razem z nią, gdy dotykała tamtego tematu, tamtych pochmurnych dni, gdy wędrował z Irlandii przez Anglię by w końcu dotrzeć do Londynu. Zmarznięty, była przecież zima, zraniony na duszy mocniej niż na ciele, z palcami skostniałymi i obolałymi, zesztywniałymi może bardziej z powodu płaczliwej tęsknoty i obawy, że już nigdy nie zagra na skrzypcach. I nie zagrał. od tamtej pory minęło wiele tygodni, a oni tylko czyścił je od czasu do czasu, przygładzając opuszkami palców z największą delikatnością. Patrzył na nią, na czarownicę o wielkich jasnych oczach, zastanawiając się, jak to możliwe, że było w niej tyle ciepła i troski, tyle zwyczajnie ludzkiej życzliwości do drugiego. Nie patrzyła na niego jak większość, bo nawet gdyby nie opalenizna, odcień skóry może by i jej nie przeszkadzał, ani włosy czarne jak krucze pióra, nieangielskie rysy. Nie była stąd. Nie patrzyła na niego przez pryzmat tutejszych standardów. Była dobra i ciepła, a jeśli dawał się tylko zwieść, brnął w to błędne przekonanie z całą swoją pewnością.
— Tak — przytaknął cicho, z chwilowym skrępowaniem przemykającym jak cień po jego twarzy. — I będę ci za to wdzięczny zawsze już. I jestem twoim dłużnikiem — przypomniał jej, choć nie mógł jej ofiarować tego, co zapewne było dziś niezbędne. — Gdybyś czegoś potrzebowała, gdybym mógł coś dla ciebie zrobić, napisz, proszę. Twoja sowa mnie napewno znajdzie. James Doe — powiedział w końcu; w Londynie poruszał się pod innym imieniem, ale nie mógł jej okłamać. — Niestety nie pamiętam, czy mieliśmy okazję dłużej rozmawiać i czy miałem okazję się przedstawić — wyjawił w końcu, marszcząc brwi. Nie pamiętał też jej imienia, lecz wciąż głupio było o nie pytać. Był wtedy myślami gdzie indziej, liczył, że tak wrażliwa dusza jak ona mu to wybaczy. Kąciki ust uniosły się lekko, pokiwał głową. Miał ochotę to zrobić. Miał ochotę pojawić się kiedyś celowo i poznać ją lepiej. — Będzie mi bardzo miło.— Zarejestrował informacje o matce. Nic nie odpowiedział, ze zrozumieniem tylko kiwnął znów głową. Rozumiał to; rozumiał, jak strata kogoś bliskiego może boleć, rozdzierać serce. — Jeśli tylko będę w okolicy, napewno znajdę odpowiedni dom — przyznał nieco wymijająco; nie chciał brzmieć jak ktoś kto miał jej się naprzykrzać, a jednocześnie nie zamierzał rezygnować z takiej propozycji. Choć już dobrze wiedział, że znajdzie sposób na to, by zapuścić się w tamte rejony, by zupełnym przypadkiem trafić pod jej drzwi. Nie chciał kończyć tego spotkania, nie chciał zaznawać pustki i chłodu, jaki pojawi się, kiedy tylko się oddali, a jednocześnie bał się pytań, na które nie chciał jej udzielić odpowiedzi.
— Na pozór? A więc tak naprawdę jest na wyciągnięcie ręki? — spytał zaczepnie, zatrzymując na niej ciemne spojrzenie. Mówiła o sobie? — Gdyby to od nas zależało poszlibyśmy po najmniejszej linii oporu. Wydawało mi się, że to dziewczyny lubują się w testowaniu męskiej wytrwałości. — Czy on lubił gnać za tym, co niedostępne? Dziś, teraz w narkotycznym transie wyciągnąłby dłoń po każdy zakazany owoc, ale świat zbyt często pokazywał mu gdzie jego miejsce, by łudzić się, że to pewne rzeczy były możliwe. To rywalizacja i prowokacja pchały go w beznadziejne sytuacje, nie miał za grosz rozsądku. — Więc coś rzeczywiście nas łączy — przyznał śmiało, z uśmiechem wsłuchując się w jej skrawek historii o sobie. Szkoła na północy, zapamiętał. Prowadził ją na bok, kawałek od tańczących par, a kiedy się zatrzymał, po niskim ukłonie pochwycił znów jej spojrzenie. Słodka obietnica zawisła w powietrzu, słodka zachęta na kiju — postaraj się, a dostaniesz, postaraj się, a zasłużysz. Brwi ściągnęły się ku sobie; Eve czasem tak drwiła z niego. Wtedy go to bolało, starał się jak nigdy. Zawsze musiał się postarać, zawsze musiał walczyć by zasłużyć. Westchnął cicho, choć uśmiech weterana w staraniach nie spełzł mu z twarzy, wiedza, że nie uwolni się od wiecznego udowadniania na co go stać. — Jest zdolna. Piękna i czarująca. I wspaniale tańczy — zapewnił ją z szerokim uśmiechem. — Myślę, że mogłabyś ją polubić — wspomniał śmiało, choć przecież niewiele wiedział o pięknej blondynce ani o tym, co sprawiało jej przyjemność. A jednak Aisha miała równie dobre i wielkie serce, jak ona, patrzyła na świat podobnie — tak sądził. Znalazłyby nić porozumienia, tego też był pewien. Pokiwał głową, po raz kolejny dziękując i przytakując zaproszeniu. A jednak nie był przekonany, co do wyprawy z Aishą. Bo Aisha nie pochwalałaby jego dzisiejszych poczynań, nie pochwaliłaby jego zauroczenia tą dziewczyną. Ta myśl przypomniała mu smutnych zobowiązaniach, jeszcze bardziej rozgoryczonego siebie i tkwiącego w relacji, która ciągnęła ich na dno.
Rozejrzał się dookoła, choć nie znał jej brata, nie potrafiłby go odszukać i odnaleźć w tłumie ludzi.
— Dotrzymam ci towarzystwa póki się nie znajdzie, jeśli nie masz nic przeciwko — mruknął, niezbyt długo zajmując się z góry spisanymi na porażkę poszukiwaniami. — Nie mógłbym spać spokojnie wiedząc, że pozostawiłem cię narażoną na nachalnych kompanów. — Czy jej brat w ogóle miał jej tu szukać? Czy powinni poszukać go oboje? Zerknął na nią przelotnie, a potem w stronę, z której przyszedł. Chwilę temu jego myśli zajmowała przepiękna Imogen, ale jej czar uleciał, pozostawiając po sobie miłe wspomnienie kobiecego uśmiechu i piękna, jakie roztaczała wokół siebie. — Jestem tu z przyjacielem, ale kiedy go zostawiałem zajęty był prześliczną dziewczyną, nie sądzę, bym był mu teraz potrzebny. A jeśli jedna, znajdzie mnie. Tego jestem pewien — bo zawsze się znajdowali, jak zwierzęta umiejące się odnaleźć po zapachu. To było coś, czego nie potrafił wytłumaczyć, ale sprawiało, że był mu jak brat odkąd tylko pamiętał. — A może masz ochotę się przejść?



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
There's part of me I cannot hide
I've tried and tried a million times
Cross my heart and hope to die
Welcome to my darkside
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 28
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Polana [odnośnik]26.04.24 14:49
Smutek przewijał się przez życie jak cień, przybierając różne kształty i odcienie. Jej spojrzenie często zanurzone było w łzawej poświacie, która zastygała na tle codziennych niedogodności. Te wspomnienia tkwiły głęboko w jej duszy, nawiedzając ją jak duchy przeszłości. Słowa pełne goryczy i wytykające palce skierowane w jej stronę przypominały o niechcianych spojrzeniach i szeptach, które towarzyszyły jej nawet na szkolnych korytarzach. Traktowaną ją jak obcą wśród kobiet, które nie miały ciężkości bagażu, które z góry skazywało ją na trudy życia. Nie tęskniła za urodą, która mogłaby przyciągać uwagę mężczyzn i młodych kawalerów. Jej walka była o coś więcej niż tylko piękno zewnętrzne. Była jak porcelana w otoczeniu kamieni, delikatna i podatna na uszkodzenia. Jej los był kruchy od samego początku, w przeciwieństwie do jej brata, który wydawał się silny i pewny siebie jak dalekie kuzynostwo z zimnych, rosyjskich ziem. Była jak krucha laleczka na pierwszy rzut oka, ale wewnętrznie utwardzona jak stal, przekuwając swoje słabości w siłę, podobnie jak jej przodkowie w rzemiośle. Jak mistrz kowalstwa, precyzyjnie łączyła elementy swojego charakteru, tworząc solidny i niezłomny stop. Urodę i pewność siebie zamieniła w broń przeciwko szyderstwom, a mimo to serce pozostało wrażliwe na cierpienie odbite na twarzach innych. Jeśli życie nie obdarzyło jej siłą w magicznych czarach codzienności, to dlaczego nie spróbować swoich sił w innych dziedzinach? Uczyniła to, nadal to czyniła, krocząc własnym, niepowtarzalnym szlakiem.
- Niesionej pomocy nigdy nie będę traktować jako dług - wnikliwie wsłuchiwała się w jego głos, by nie pominąć istotnych słów. Nie była tak zaprawiona w tutejszej głowie, wiele jeszcze musiała się nauczyć. Jeszcze więcej od niej wymagano, gdy oddawała się praktyce adeptki, by wynieść najlepsze rezultaty. - Znałam jedynie Twoje imię, po kilku dniach zdołałeś to wyszeptać - gdy przekonałeś się do mnie. Usiadła na chwilę, by przywdziać porzucone obuwie na stopy. Jednak tęsknie wypatrywała zieleni trawy, łagodzące dotychczasowe boleści. - Serce mnie boli, gdy wracam do tamtejszych wspomnieć, skazany na boleści, obdarty z człowieczeństwa - unikała jego spojrzenia, by ukryć drżenie dłoni. - Więcej przemawiałam ja, utrzymując wieczny szept.
Nie zamierzała zapuszczać się w mroczne zakamarki przeszłości, zwłaszcza że dzisiejsze spotkanie było owiane atmosferą radości i zabawy. Była zbyt skoncentrowana na teraźniejszości, by pozwolić wspomnieniom z przeszłości wtargnąć do tego magicznego momentu. Może kiedyś nadejdzie czas na sięgnięcie do tych trudnych wspomnień, zranionych bólem i krwią. Jednak teraz, w tej chwili, chciała skupić się na przyjemności wspólnego czasu. Wstała energicznym gestem, spoglądając na niego z wyraźnym zainteresowaniem. Nigdy więcej nie skazuj się na cierpienie, proszę.
- Będę wyczekiwać naszego spotkania, pisz do mnie - zawsze otrzymasz pomoc. Powzięła jego błysk w ciemnym spojrzeniu, utarczek ciąg dalszy? - Pewnie nie spamiętałeś, szukaj Vesny Krum, miejscowi wskażą drogę - miał siostrę, pewnie jeszcze bardziej utalentowaną, niż ona sama. Najpewniej nie rzucał określeń wymyślonych naprędce, znała na wyrost kreacje starszych braci. Podeszła jednak bliżej, pewniej; zasięgając bystrości jego wejrzenia. - Większość nie dostaje takiej możliwości - jak Ty wykorzystać naszą grę? Nie wykorzystywała swych możliwości na każdym kroku, zbywała natarczywe jednostki własnym bratem, bądź jego druhami. Poprawiła kołnierzyk jego białej koszuli, lekko wyświechtanej nagłością ich wcześniejszych ruchów. - Cóż za przyjemność wodzić mężczyzn? Nad wyraz jest to nudne, wielbię obopólną rozgrywkę. - szepnęła, dotykając przelotnie krańca jego szyi. Uśmiechnęła się ciepło, chwytając go pod ramię. -Snując z Twych słów, stwierdzam, że jest dobrym człowiekiem.
Margines społeczny, choć często lekceważony przez innych, był miejscem, gdzie odnalazła najwięcej dobrych serc. Sama wszak do niego należała, próbując szukać własnego miejsca. Wśród tych ludzi, którzy byli odrzuceni przez społeczeństwo, odkryła bezinteresowną życzliwość i prawdziwe przyjaźnie. Nie zamykała się na nich, nie oceniała wszystkich jednym ciosem. Zamiast tego, czerpała radość z ich towarzystwa, dostrzegając w nich ludzi pełnych życia i empatii. Choć wielu unikało tych, których uznano za wykluczonych, odniosła wiele niezapomnianych chwil i przeżyć, spędzając z nimi letnie wieczory przy ognisku. To było coś wyjątkowego, co nie było skażone obłudą i kłamstwem. Jednak to było w dalekiej Bułgarii, pragnęła, by tutaj było podobnie.
- Znajdzie mnie, gdy przyjdzie nareszcie kres naszego spotkania. Zbyt długo prosiłam, by pozwolił mi opuścić bezpieczny azyl, jednak zawsze jest dwa kroki za mną - co było jawną prawdą. Choć wiele miesięcy nie był ciałem, duchem i własnymi kontaktami, zapewniał bezpieczeństwo i dostatek. - Chętnie się przejdę, by spokojnie porozmawiać- wiele możliwości nie mieli. Jednak los skłonił się ku im. Krokiem pełnym spokoju i determinacji, wraz z towarzyszem oddalili się od tłumu obcych ludzi, schronieni w blasku ognisk i pochodni. Nie spieszyli się, nie mieli potrzeby uciekać ani ukrywać. Było to już wystarczające. Miała dość życia w cieniu, dość ciszy, która była narzucana przez kontrolującego brata. Dlatego teraz, w otoczeniu światła i ciepła ognisk, czuła się wolna, w pełni kontrolująca własny los. - Czym zajmowałeś się dotąd? Oczywiście, jeśli możesz odpowiedzieć… - ostatnie co chciała, to naruszanie nieznanych jeszcze granic. Spoglądała na jego osobę, obserwując uważnie zmiany na jego obliczu.



Żyje się tylko razJeśli zrobisz to właściwie, to jeden raz wystarczy.


Vesna Krum
Vesna Krum
Zawód : adeptka sztuki uzdrawiania, uczennica u uzdrowiciela
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Słodka miłości, jak płatki letniego kwiatu - piękna, lecz ulotna. Chwytajmy te chwile z sercem, zanim wiatr czasu je rozniesie.
OPCM : 5 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 12 +3
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 22 5b5aa4ec6fe9c900573c14016fc841b3
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12287-vesna-krum https://www.morsmordre.net/t12307-vlad-tepes#378192 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f469-huntingdonshire-hemingford-grey-sadlers-way-38-2

Strona 22 z 22 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22

Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach