Wydarzenia


Ekipa forum
Jezioro
AutorWiadomość
Jezioro [odnośnik]10.03.12 23:12
First topic message reminder :

Jezioro

Umiejscowione nieopodal zagajnika jezioro jest wielkie, ogromne, ale nie niebieskie. Szara tafla wskazuje na dużą głębokość zbiornika. Nad lśniącą, gładką linią wody wije się mgła. Brzeg jeziora zdążyły już zająć wodorosty i glony, nie widać tu śladu ryb. A może to jedynie złudzenie? Może jezioro jest tak głębokie, że zamieszkują je dziwne stworzenia? Z pewnością nie ma tu kaczek, a kiedy zawieje wiatr, tafla niemal wcale się nie porusza. W tym miejscu nie słychać nic prócz szumu wiatru i delikatnego bicia fal o brzeg jeziora. Jest ciche, spokojne, mgliste i przyprawiające o dreszcze - opuszczone, puste, gdyż rzadko kto odważa się tu przyjść. To z pewnością nie idealny zakątek na romantyczny piknik, ale o gustach się nie rozmawia.

Wianki

Do niedawna organizowany w Weymouth festiwal lata, który łączył czarodziejów niezależnie od pochodzenia dobiegł końca wraz z chwilą rozpoczęcia wojny. Pogrążony w chaosie kraj nie miał ani chwili wytchnienia, a wspomnienia o święcie radości i spokoju było ledwie odległym snem. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.

Już nie Weymouth, a Waltham w Londynie — symbol odrodzenia, czystości, idei i porządku stał się stolicą nowego święta miłości. Po Bezksiężycowej Nocy w stolicy kraju nie sposób było natknąć się mugola, a wszyscy o wątpliwym pochodzeniu byli sukcesywnie wyłapywani i usuwani. Zgodnie z tradycją, wianki plotły panny szukające miłości. Puszczały kwietne korony na taflę ofiarowując je kawalerom. Dziś nawet niektóre z zamężnych czarownic tęsknie powracają do tej tradycji by przypieczętować swój związek. I choć wyzwaniem nie jest już wzburzone, zimne morze, a głębokie jezioro w sercu Londynu, to wciąż wyraz odwagi i poświęcenia kawalera, którego czarownica nie może odmówić. Dlatego, kiedy czarodziej ofiarowuje kwietny wianek wybrance swego serca, zgodnie z tradycją winna spędzić w nim całą noc, a dzielnemu czarodziejowi oddać choć jeden taniec.



Romantyczne łódeczki

Na jednym z brzegów jeziora w Waltham, przy drewnianym pomoście przycumowane małe, drewniane łódeczki, których pilnuje nastoletni chłopiec. Celtyckim śpiewem i tradycyjnym tańcem na pomoście ściąga uwagę przechadzających się w okolicach brzegu czarodziejów, zapraszając do skorzystania z atrakcji. Za sykla przytrzyma łódeczkę, tak by nie odpłynęła podczas wsiadania. W łódeczce zmieszczą się dwie osoby wraz z paroma drobiazgami.

Jeśli odmówisz chłopcu pieniędzy zostawi cię w spokoju, poszukując innych gości. Jeśli wykażesz się szczodrością, nie tylko pomoże w bezpiecznym zajęciu miejsc w nieco chybotliwej łódeczce, ale także opowie o przepływie przez jezioro i wartych uwagi miejscach — także tym, z którego rzekomo najładniej widać gwiazdy i połyskującą na niebie kometę. Nim odpłyniesz, chłopak poprosi cię o chwilę cierpliwości. W tym czasie pobiegnie na polanę po dwa kielichy z winem lub koktajlem, wedle twojego życzenia (należy w tym temacie rzucić kością i odnieść się do wyniku z polany) i wręczy je wam życząc miłego spędzenia czasu.



[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jezioro - Page 17 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jezioro [odnośnik]09.06.24 21:31
Uśmiechnąłem się kątem warg, gdy mnie poprawiła i splotłem ręce za plecami. Dobrane przeze mnie słowo zostało użyte celowo; miałem dobry nastrój, pogodna aura Festiwalu udzielała się także mi, a Melisande była dobrą rozmówczynią. Na tyle zręczną i zorientowaną, by móc spostrzec, że się z nią droczę. Rzadko sobie na to pozwalałem, specyfika pracy niespecjalnie sprzyjała takim tonom, ale w zaufanym gronie… Być może jednak Idun dopięła swego. Być może naprawdę zaczynałem się tutaj dobrze bawić, na przekór samemu sobie i czekającej w Ludlow pracy.
Dobre wino potrafi uświetnić każdą okazję – odparłem lekko, przyznając Melisande rację. – Choć by wznieść kielich będziemy musieli zawitać na polanę lub chociaż w jej okolice. To z kolei przypomina mi – pochyliłem głowę w stronę lady Travers i błysnąłem szelmowskim uśmiechem – że być może twoja prośba nie będzie musiała długo czekać.
Wzniesienie po którym spacerowaliśmy właśnie się kończyło, a ścieżka w dół prowadziła przez parę stromych stopni. Wysunąłem się naprzód by sprawdzić stabilność drewnianej, improwizowanej konstrukcji, a gdy stanąłem na trawie na niższym poziomie – wyciągnąłem dłoń w kierunku Melisande, z czystej uprzejmości i sympatii oferując jej asystę. Schodki były lekko chybotliwe, zdradliwe wręcz. W tej części jeziora ktoś się chyba nie postarał lub – co bardzo prawdopodobne – tłumy były tak liczne, że w przeciągu tych paru dni już nadwyrężyły konstrukcję.
Uniosłem przelotnie brwi, gdy pojawił się temat pomocy. Zaintrygowała mnie, nie podejrzewałem, że będzie jej potrzebować, choć przecież powinienem był się domyślić – Melisande nie znosiła bezczynności i zawsze realizowała jeden ze swoich planów. Czy inwestycja finansowa na tle hodowlanym pojawiła się na liście jej priorytetów?
Wysłuchałem jej słów w milczeniu, z miejsca podejmując się wstępnej analizy. O hipokampach, jak już wspominałem, wiedziałem niewiele i z tego tytułu nie orientowałem się w ich cenach rynkowych, nie znałem pełnego potencjału. Zgodnie jednak z wcześniejszymi słowami – gotów byłem uzupełnić lukę w wiedzy, a przez wzgląd na łączącą mnie i Tristana relację opartą na szacunku i sympatię do Melisande, także odpowiednio pomóc jej w realizacji planu. Była bystrą kobietą, potrafiącą jasno skomunikować swoją potrzebę; odpowiadało mi to. Takie kobiety potrafiłem cenić i rozpatrywać w innych kategoriach niż jedynie “żona swego męża”.
Możesz liczyć na moją pomoc, Melisande – zapewniłem ją z kryjącym się w kąciku warg uśmiechem. – Zorientuję się w liczbach i pociągnę za parę sznurków, by dowiedzieć się co szczególnie cenią kupcy takich stworzeń. Potem obejrzymy twoje prezenty i sądzę, że na tej podstawie zdołamy ocenić potencjał przyszłej hodowli. Czy istnieją jakieś czarodziejskie sporty w których są wykorzystywane? Lub pełnią jakąś inną funkcję? – dopytałem, spokojnym krokiem prowadząc Melisande w stronę jeziora. Gładka tafla lśniła coraz bliżej i bliżej, a narastający gwar rozmów powoli gryzł w uszy.
Ciekawy prezent – podjąłem po chwili – myślisz, że Idun ucieszyłaby się z trolla? – zagadnąłem z rozbawieniem i choć ponad wszystko ceniłem swoją żonę i jej rozległą wiedzę dotyczącą tych stworzeń, tak szczerze wątpiłem, by spodobał jej się brzydki troll przewiązany kokardą. – Czy twój mąż często wypływa w drogę, Melisande? – spytałem nagle, tknięty odżywczą myślą. – Idun ma w październiku urodziny i chciałbym tym razem sięgnąć po jakąś egzotykę, coś, czego jeszcze nie widziała. Nasi wspólni znajomi z Traversów na pewno nie utrzymają sekretu, ale gdyby Manannan planował morskie wojaże, powiadom mnie proszę. Będę miał do niego interes.


close your eyes, pay the price for your paradise


Harlan Avery
Harlan Avery
Zawód : analityk finansowy, doradca nestora
Wiek : 44
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

I know there will come a day
When red runs the river

OPCM : 7 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 21 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11936-harlan-avery#368946 https://www.morsmordre.net/t12105-vidar#372860 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12103-skrytka-bankowa-nr-2578#372853 https://www.morsmordre.net/t12106-harlan-avery#372876
Re: Jezioro [odnośnik]10.06.24 18:00
Podejrzewała że Harlan się z nią droczył, albo sprawdzał czy wychwyci słowo, którego zdecydował się użyć, ale wychowała się w swoim domu, zwracanie uwagi na szczegóły odpowiednie splatanie zdań, czytanie pomiędzy słowami - to wszystko przekazano jej naturalnie podczas wspólnych rodzinnych kolacji. Ale nie mogła przejść obok niego bez mrugnięcia okiem. Nie była kapryśna, była wymagająca - jak róże o których pozornie rozmawiali - ale była taka dlatego, że wiedziała że jest warta wszystkiego czego zapragnie, co może dostać i po co potrafi sięgnąć. Szczęśliwie dla siebie samej, miała Idun, gdyby nie to, ciągła krytyka ze strony matki mogłaby zasiać niepewność w fundamentach jej własnej pewności.
- W istocie. - zgodziła się, rozciągając wargi w urokliwym uśmiechu. Dobre wino, było ważnym elementem wielu przyjęć. Alkohol - właściwie - dobrej jakości. Rozciągnęła usta mocniej - musieli istotnie, ale nie robiło to dla Melisande problemu. Nigdy nie byli z Harlanem nadmiernie blisko, ale ich rozmowy zawsze zdawały się układać na tyle dobrze, by nie poczuła znużenia jego towarzystwem. - Nie pozostaje nam wiec nic innego, jak sprawdzić, ale dziś mam przy sobie szczęścia. - malinowe wargi rozciągnęły się jeszcze trochę, kiedy ruszyli razem w uzgodnionym przez nich kierunku. Puściła Harlana przodem, kiedy zdecydował się sprawdzić stabilność konstrukcji i podała mu dłoń pozwalając, by asystował jej przy zejściu po schodkach - ostatnie czego potrzebowała to upadek. Dorgę którą pokonywali wypełniając krótkim opisem tego, czego dokładnie od niego potrzebowała. Zawiesiła ciemne spojrzenie na mężczyźnie w oczekiwaniu na odpowiedź kiedy zakończyła streszczać to, nad czym się zastanawiała. Wargi rozciągnęły się wdzięcznie w podziękowaniu, kiedy zapewnił ją, że mogła liczyć na jego pomoc. - Dziękuję. - wypowiedziała skinając lekko głowa w podziękowaniu. - Praktykowane są wyścigi na hipokampach. - przyszła od razu z wytłumaczeniem. - Mocniej popularne z miejsc skąd ten gatunek pochodzi - Grecja, Hiszpania u nas na wodach Traversów, jak możesz się domyślić. Rozmyślam też nad tym, czy nie winniśmy spróbować uczynić z tego cyklicznego wydarzenia, możliwości zaprezentowania naszych okazów ściągnięcia widzów, może zebrania datków, możliwości dobicia handlu. - wymieniała dalej, jej plany było duże - jeśli nie powiedzieć sporych rozmiarów, ale dlaczego nie zająć się sprawą kompleksowo. - Przy greckich wyspach służą jako środek transportu, czasem zaprzęga się je do łodzi, rozumiesz sam, mogą ja pociągnąć bez siły mięśni czy czarów. - wyjaśniła z zadowoleniem, że nie usłyszała od Harlana słów odmowy - bo te świadczyły by, że jej pomysł jest absurdalny i mało mający w sobie tego, czego chciała.
W pierwszym momencie spojrzała na niego z zaskoczeniem, po którym odrzuciła głowę do tyłu żeby zaśmiać się perliście, zasłaniając dłonią wargi. Opuściła ją pozwalając by rozbawienie błąkało się po wargach.
- Myślę, że z pewnością znalazłaby sposób by zrobić z niego użytek. - odpowiedziała pochylając głowę, nie potwierdzając że istotnie ucieszyłby ją ten prezent. Trolle potrafiły być przydatne, ale były mało estetyczne. A Melisande sama w sobie - była specyficzna. Splotła dłonie przed sobą. - Obowiązki trzymają go ostatnio mocniej na angielskich wodach. Ale ledwie wczoraj wróciliśmy z Hiszpanii. - powiedziała do mężczyzny rozciągając wargi w uśmiechu. - Poproszę go, żeby do ciebie napisał. - zgodziłam się. - Nawet jeśli sam nie planuje dalszej podróży, wierzę że będzie w stanie załatwić to, czego potrzebujesz. Oczywiście - nachyliła się ku niemu. - utrzymując twój sekret w mocy.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Jezioro [odnośnik]10.06.24 18:34
Wyścigi na hipokampach brzmiały dla mnie tak samo egzotycznie, co wycieczka w głąb egipskich piramid. Nigdy nie byłem zapalonym obserwatorem sportów tego typu, skupiałem się wokół tego, co znane i powszechnie praktykowane. Jeździłem konno, polowałem – w młodości nawet na trolle – ale żeby ścigać się na końsko-rybnej hybrydzie? To dopiero musiało być widowisko. Aż zapragnąłem zobaczyć coś takiego na własne oczy.
Dobrze myślisz – pochwaliłem z niegasnącym uznaniem; im lepsza rozpoznawalność gatunku w Anglii, tym mocniej będzie się to przekładać na popularność, ta z kolei miała bezpośrednie odzwierciedlenie w słupkach sprzedaży. Gdyby zawiązały się miejscowe ligi czy drużyny uprawiające ten sport częściej niż raz na dekadę, to mielibyśmy prosty rynek zbytu, który jednocześnie rozsławiałby Traversów.
A jak radzą sobie w rzekach? – zagadnąłem, powoli układając w myślach plan. – Są słonowodne, czy w słodkiej także się odnajdą? W chwili obecnej – przeszedłem płynnie do wyjaśnień – część transportu rzecznego odbywa się starymi metodami. Ludzie wykorzystują barki, bo prościej nimi manewrować i więcej przewiozą. Ale gdyby twoje hipokampy odnalazły się także w głównych rzekach… moglibyśmy to wykorzystać. Stworzyć linię przewozową dla towarów, na budowach czas momentami gra najważniejszą rolę. Ale to dalekie knowania – machnąłem dłonią; powinniśmy się na razie skupić na zawiązaniu hodowli i większej znajomości gatunku. Kto wie, być może Melisande właśnie zapoczątkowała erę nowego narodowego sportu; z jej drygiem do obmyślania planów i ciągłemu pędowi ku lepszemu wcale by mnie to nie zdziwiło.
Uśmiechnąłem się kątem warg, gdy dotarł do mnie jej krótki wybuch śmiechu, tak mnie też dość bawiła ta wizja. A zwłaszcza potencjalna mina Idun. Może jednak powinienem zrealizować ten plan tylko po to, by móc przetestować jej reakcję? Ostrożnie obróciłem tę myśl w głowie i odsunąłem ją na bok. Na później.
Dziękuję ci – odparłem, w akcie wdzięczności pochylając krótko głowę. – Hiszpania powiadasz? Który rejon konkretnie? – dopytałem z ciekawości. Swego czasu odwiedziłem kraj, choć głównie ze względu na pracę; jeszcze jako pracownik Gringotta towarzyszyłem goblinom w dopinaniu umów wysokiego szczebla, ale wycieczki zawodowe zawsze różniły się od tych prywatnych.
Rozmowa toczyła się dalej, krążąc wokół tematów przyjemnych i lekkich. Nawet nie zauważyłem, ile upłynęło czasu.

|zt Melisande i Harlan


close your eyes, pay the price for your paradise


Harlan Avery
Harlan Avery
Zawód : analityk finansowy, doradca nestora
Wiek : 44
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

I know there will come a day
When red runs the river

OPCM : 7 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 21 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11936-harlan-avery#368946 https://www.morsmordre.net/t12105-vidar#372860 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12103-skrytka-bankowa-nr-2578#372853 https://www.morsmordre.net/t12106-harlan-avery#372876
Re: Jezioro [odnośnik]05.07.24 21:37
Cas i Vai

Uśmiechnęła się do Varyi, czuła z czarownicą pewną nitkę więzie, której nie potrafiła nazwać ani określić. Jednak coś w tym było i dziewczynka podejrzewała, że pielęgnując ją splotą mocną nić, taką którą ciężko będzie rozerwać. Zbierając kwiaty słuchała słów Matuli starając się pojąć wszystko co do niej mówi oraz jak. Przechyliła nieznacznie głowę na bok, jak to miała w zwyczaju kiedy analizowała słowa.
-Ścianę z cegieł da się zburzyć, czy tak cementowaną miłość też się da? - Zapytała po chwili kończąc plecenie wianka. Starała się zawsze wypełniać swoje obowiązki oraz być posłuszną temu co mówi Matula. Oraz wu… tata. Choć zdarzało się jej łamać zasady, jak wtedy kiedy poszła na spotkanie, aby przywrócić uśmiech na twarzy Matuli. Nie przyznała się tego, ale chyba było warto. Tak sądziła, nigdy go o to nie zapytała.
-Bardzo ładnie! - Pochwaliła wygląd Varyi i wstała wraz z kobietami z trawy idąc w stronę wody. -Szkoda go oddawać wodzie… czy zawsze tak trzeba? Ciocia Vi ślicznie w nim wygląda.
Nie zawsze rozumiała te wszystkie tradycje i zasady, dlatego pytała. Nie zawsze rozumiała odpowiedzi, ale je przyjmowała licząc na to, że z czasem pojmie ich sens. Świat nadal był dla niej jedną, wielką zagadką, którą odkrywała tak jak odkrywa się fabułę opowieści kartka po kartce, rozdział po rozdziale. Nagle wszystko staje się bardziej jasne i klarowne. Możliwe, że pewnego dnia będzie tak mądra jak Matula, będzie znać odpowiedzi na wszystkie pytania.
Na razie pozostało jej obserwowanie świata, obserwowanie dorosłych jak w tym świecie żyją i sobie z nim radzą.
Nie miała powodów do żadnych obaw. Nie miała powodów do buntu, czy przeciwstawienia się woli Matuli. Wiedziała już na tym etapie życia, że ta zawsze ma na sercu tylko ich dobro i nie pozwoliłaby ich skrzywdzić.
Rozumiała, że pewne decyzje będą dla niej niepojęte, ale Warwick było teraz jej królestwem, które mogła odkrywać każdego dnia. Skarbnicą tajemnic i wypraw, na które codziennie się szykowała.



The girl...
... who lost things
Lysandra Mulciber
Lysandra Mulciber
Zawód : Mała Sroka
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
A siedem to sekret nigdy niezdradzony
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t9682-lysandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t10422-listy-do-malej-sroki https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10412-lysandra-vablatsky#314803 https://www.morsmordre.net/t9815-lysandra-vablatsky
Re: Jezioro [odnośnik]15.07.24 20:47
12 sierpnia 1958

Nie spodziewała się, że jej pierwszy Festiwal Miłości przyniesie jej konieczność puszczania wianków w Londyńskim jeziorze, zamiast w wodach południowego Dorset. Jej siostry opowiadały jej o tym, jak wyglądały ich własne pierwsze razy, jak własnoręcznie plotły kwietną koronę, aby tylko jej bogactwem przyciągnąć nie byle chłystka, a mężczyznę wysokiego stanu, najlepiej przy tym przystojnego, dobrze wychowanego i przede wszystkim nie o włosach noszących chociażby krztę rudości, rdzawości, czy odcieniu kasztanu. Czy czuła się nieco ograbiona z możliwości oglądania, jak jej wybranek wyłania się z morskiej toni? Może. Z drugiej strony jej myśli powracały do innego obrazku, jeżeli ktoś powinien to robić, to ona — w nawiązaniu do bogini miłości, do Afrodyty Anaduomenê. Była to właściwie kusząca wizja, ona, w swym dniu zaślubin, ozdobiona wyłącznie perłami, pojawiająca się przed swym wybrankiem. Gorset oczekiwań względem młodej damy zacisnął się nagle, niemalże zabierając całe powietrze z jej piersi, gdy zbierając rośliny, jedno ze źdźbeł trawy rozcięło jej palec. Syknęła głośno, podnosząc dłoń do ust, przykładając do nich krwawiący palec. Znajomy smak krwi rozlał się w ustach, ale lady Hypatia nie drgnęła; była zaznajomiona ze smakiem krwi, jej krwi, widmo rdzawego smaku wisiało nad nią przecież odkąd pamiętała. Ale nigdy, tak i dziś, nie pozwalała mu przejąć nad sobą kontroli.
Jej strach był najbardziej odrzucającą emocją. Nigdy nie chciała jej czuć.
Zwróciła więc swoje myśli w kierunku innego wcielenia Afrodyty. Afrodyta Antheia, kwitnąca, przyjaciółka kwiatów. Ona mogła jej dopomóc, mogła w tą niezwykłą dla młodej Hypatii noc stanąć przy jej boku, poprowadzić dłonie wybierające coraz to piękniejsze, pełniejsze kwiaty. Ich słodkim zapachem zwabić tego, kogo przeznaczeniem było towarzyszyć jej tej nocy. Ale bogini miłości głucha była na prośby, nim nie wskazano jej pokory. Zafascynowana starożytną magią jej przodków, zanurzona dniami w tekstach chełpiących bogów, z łatwością przywołała z pamięci odpowiedni fragment. Nie mogła wygłosić go na głos, nie tutaj i nie teraz. Ale żarliwość modlitwy miała mówić sama za siebie.
Łagodna Afrodyto, bogini pożądania, rozpal we mnie wieczny ogień namiętności. Daj mi odwagę, by szukać miłosnej rozkoszy, obejmij mnie w czułości pocałunku. Naucz mnie tańca, słodkiego poddania się miłości, bym pielęgnowała każdą cenną, delikatną chwilę. Niech moje serce będzie otwarte, nieustraszone, szczerze, przez wszystkie podróże miłości; gdy prowadzona przez ciebie, Afrodyto, pokornie wzywam twojego imienia. Rozpal we mnie wieczny płomień miłości.
Zdolna była przyrzec, że wraz z trwaniem deklamacji, jej dłonie poruszały się pewniej, a jednocześnie łagodniej. Kompozycja nabierała barw, daleko było jej do pospolitych i lichych wianków mijanych przez nią dziewcząt, którym nie starczało wystarczająco cierpliwości, aby sięgnąć po słodszy w zapachu kwiat. Które potrzebowały emocji już, teraz, natychmiast, nie potrafiąc cieszyć się smakowaniem chwili. Czy w ogóle rozumiały istotę tego święta? Święta, które zrosnąć się miało z Londynem, z jej miastem, jej i jej rodziny, być może już na zawsze? Nie, takim dziewczętom tylko licho w głowie. Może byłaby taka sama, jak one, gdyby nie została obdarzona darem widzenia więcej, gdyby nie trzecie oko, które widziało nawet wtedy, gdy wcale nie chciała patrzeć.
Miękkie kroki stóp obutych w złote — a jakżeby inaczej, wszak był to jej herbowy kolor — pantofelki zbliżały powoli damę dzierżącą w rękach sporą, kwietną koronę coraz bliżej brzegu jeziora. Lady Hypatia, zdawająca się być niewzruszoną, czuła już przyspieszone bicie serca, tym mocniejsze, im bliżej było jej do brzegu. Nie chciała spoglądać w taflę wody. Dopiero przy niej poczuła ściskające serce przerażenie. Nie dotyczyło ono odrzucenia, miała wystarczająco dużo pewności siebie, aby wiedzieć, że ktoś skusi się na jej wianek. Dotyczyło tego, co mogła zobaczyć w lustrze wody, tego, jakie mogło mieć to konsekwencje. Nie chciała omdleć, nie tutaj. Może to wcześniejsze skaleczenie było formą wybawienia. Ofiarą dla bogini. Łagodna Afrodyta nie mogła karać swej akolitki.
Dlatego też Hypatia ostrożnie zeszła do brzegu, równie ostrożnie przykucając aby ułożyć na tafli wody wianek. Pchnęła go mocnym ruchem, zaskakująco mocnym jak na delikatną budowę damy, nim wyprostowała się, cofając kilka kroków w tył.


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Jezioro [odnośnik]15.07.24 22:20
Festiwal zmierzał ku końcowi; skandale, które miały się wydarzyć, wciąż rozbrzmiewały echem, a leśne drzewa i krzewy kryły sekrety i tajemnice licznych schadzek, których były niemymi świadkami. Tym razem obyło się bez ofiar śmiertelnych i poważnych zranień, nad czym bardzo ubolewałem, bo nic nie cieszyło mnie w ostatnich dniach bardziej, jak skomplikowane przypadki medyczne, które mogłyby zająć mój umysł. Ten bowiem jak na złość krążył wokół fantazji i rozmyślań, o których dawno powinien zapomnieć. Chyba właśnie dlatego postanowiłem jeszcze raz pojawić się na festiwalu; domknąć rozpoczęty tu rozdział, poszukać własnego, prywatnego zakończenia, gdy nie było już większej szansy na „długo i szczęśliwie”. Londyńskie jezioro wydawało się ku temu najlepszym miejscem; woda była tak szalenie dwuznaczna i wymowna. W ostateczności zaś zawsze mogłem się w nim utopić.
Kiedy jednak szedłem w kierunku brzegu, hałas i harmider uświadomił mi, że może nie do końca przemyślałem całą sprawę. Tłumek stojący na piasku i z ekscytacją wpatrujący się w jakieś kształty na jeziorze był jasnym sygnałem, że coś się działo. I tym czymś najwyraźniej było puszczanie wianków, bo piski i krzyki dopingujących panien słyszałem już z daleka. Odwrócić się i uciec byłoby jednak tchórzostwem, a ponieważ w ostatnich dniach miałem aż za dużo czasu na rozmyślanie nad swoim brakiem odwagi, zamiast zawrócić szedłem przed siebie, aż sam dotarłem na brzeg i zacząłem wpatrywać się w kwiaty niesione delikatnym nurtem.
N i g d y nie łapałem wianków. Nie było mi to dane za czasów młodości, gdy najpierw jako dzieciaka nie dopuszczano mnie do zabawy dla dorosłych; potem na kursie uzdrowicielskim nie miałem czasu na takie głupoty; jako mężowi zaś mi nie wypadało. Poczułem więc mimowolny dreszcz ciekawości, zwłaszcza że nie miałem zielonego pojęcia, na czym dokładnie poleca cała ta tradycja. Owszem, panny puszczają swój wianek na wodę, panowie je wyłapują, ale co dalej? Z czym wiązało się wydobycie na brzeg tego konkretnego łupu?
Koło mnie kilku młodzieńców zdejmowało już swoje koszule i podwijało nogawki spodni, brodząc w chłodnej zapewne wodzie. Mogłem dalej stać jak kołek albo się wycofać, zanim ktoś zwróci uwagę na podstarzałego ramola, który wodzi oczami za młodymi dziewczętami i uzna to za nieco podejrzane nawet jak na standardy frywolności dopuszczane podczas festiwalu. Już miałem się odwrócić i wrócić w stronę polany ze stołami, gdzie serwowano jedzenie, gdy jakiś nieuważny młokos wpadł na mnie, przepychając się z innym chłopakiem w szaleńczym wyścigu o wianek, który właśnie przepływał obok.
Tak więc tym oto sposobem znalazłem się w jeziorze, widowiskowo zaliczając pierwsze lodowate bryzgi wody na swojej koszuli, spodniach, twarzy... w zasadzie wszędzie czułem te cholernie igiełki zimna, mimo że był środek lata i środek słonecznego dnia. Czułem też na sobie zaciekawione spojrzenia gapiów, a nawet słyszałem szepty dochodzące z tyłu.
- Dalej, Parkinson, żałoba już ci się skończyła! - krzyknął ktoś za moimi plecami, a ja zgrzytnąłem zębami, jednocześnie przywołując na usta nieco wymuszony uśmiech. Utopiłbym tego śmieszka za samo wspomnienie mojej żony i zepsucie mi tego cudownego dnia. Skoro jednak los wybrał za mnie, brnąłem głębiej w jezioro, czując jak ubranie przykleja mi się do ciała. Elegancka koszula ze złotymi guzikami i spodnie były pewnie do wyrzucenia i dziękowałem Merlinowi, że nie miałem na sobie bryczesów. Gdyby dostała się do nich wilgoć, musiałbym je rozpruć, żeby z siebie ściągnąć.
Chcąc mieć to już po prostu za sobą, wyjść z wody i wytrzeć się do sucha, nie robiąc za lokalną atrakcję, na którą gapiło się stado praktycznie obcych ludzi, zrobiłem jeszcze kilka ostrożnych kroków, dopadając do przepływającego obok wianka. Złapałem go szybko, zanim odpłynąłby gdzieś dalej i straciłbym swoją szansę, a potem przycisnąłem mocno do piersi jakby w obawie, że kwietna konstrukcja mogłaby się rozpaść. W mniej niż dziesięć sekund byłem znów na brzegu, ociekając wodą, ale uśmiechając się swoim Parkinsonowym uśmiechem zdobywcy.
- Drogie panie – zwróciłem się do dziewcząt stojących tuż przy linii wody i uniosłem nieco swoją zdobycz, aby każda z nich mogła go bez problemu obejrzeć – która z was raczyła mnie uszczęśliwić swoim wiankiem? - zapytałem, wolną dłonią przygładzając włosy. Nie były mokre, dzięki Merlinowi, za to czułem aż nazbyt wyraźnie, że mokre mam wszystko inne. Musiałem wyglądać jak ostatnie nieszczęście (co nie zmieniało faktu, że zapewne i tak wyglądałem wspaniale) i podobnie się czułem, niemniej nie mogłem teraz tak po prostu odejść. Miałem tylko nadzieję, że właścicielka wianka doceni moje poświęcenie i ten iście bohaterski czyn.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Jezioro [odnośnik]23.07.24 20:20
Niedługo musiała czekać, nim na wodę wypłynęły dalsze wianki. Wydawało się, że przedostatni dzień Festiwalu Lata ściągał nad piaszczysty brzeg jeziora niemalże tyle samo czarodziejów i czarownic co w dzień inauguracyjny. Koniec był bowiem zawsze początkiem nowego, nie mogła więc mieć za złe innym, że szli w jej ślady — starała się tylko nie patrzeć w wodę, choć chyba miała na to ochotę. Przyjrzeć się swemu odbiciu, w drobnym wyrazie próżności, upewnić się, że dla najdzielniejszego dziś czarodzieja wyglądać będzie najpiękniej, do tego stopnia, że nie odwróci od niej wzroku przez cały wieczór. Chyba, że będzie brzydki. Wtedy wystarczy, że patrzeć na nią będzie przez jeden taniec. Pod skórą mrowiał tylko strach o przebudzenie trzeciego oka. Powinna zaprosić tutaj Vesnę, aby jej towarzyszyła. Albo przynajmniej poprosić Bartemiusa, żeby nie oddalał się za bardzo, ale czy brat pozwoliłby jej skorzystać z ostatnich chwil zabawy tak, jak tego naprawdę pragnęła? Pod jego czujnym okiem pilnowała się znacznie bardziej, bardziej nawet, niż przy ojcu, choć w bezpieczeństwie murów Pallas Manor pozwalali sobie na względną szczerość.
Dłonie złączyła ze sobą, choć nie trwało to długo. Palce bowiem, szukając zapewne ukojenia i zabicia czasu, poczęły gładzić złote obrączki delikatnych pierścionków, które zdobiły palce szlachcianki. Swoistej rozrywki dostarczało gubienie się spojrzeniem akurat tam, gdzie jeden czy drugi młodzieniec właśnie pozbywał się koszuli. Gubienie tylko na ułamek sekundy, z niezdradzającą emocji, przesadnie poważną jak na młody wiek damy miną. Jeżeli ściany miały uszy, miał je też las — ilość plotek, które słyszała przez ostatnie dwa tygodnie, z pewnością przekroczyła jej oczekiwania, ale także przypomniała o nieprzyjemnej konsekwencji posiadania w swych żyłach błękitnej krwi. Byli bowiem tymi, których stawiano za niedościgniony wzór. Ku którym zwracano się w chwilach niepewności. Czarodziejami wyznaczającymi to, co dobre i słuszne, co piękne i pożądane. To wielka odpowiedzialność, myślała Hypatia, bo nie byli wszak stworzeni z tej samej gliny, co ludzie z gminu. W żyłach arystokratów płynęła antyczna, najsilniejsza magia. Dlatego wymagano od nich więcej, także w temacie publicznej prezencji.
Gdzieś obok rozległ się plusk i nawoływanie za lordem Parkinson. Wolałaby, żeby jej to nie obchodziło, nawet trochę, ale nie potrafiła kłamać przed samą sobą. Prąd ekscytacji sprawił, że przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a wzrok — chyba z wypisanym jasno oczekiwaniem — skupiła na własnym, odpływającym coraz to dalej wianku. Gdyby tylko lord Parkinson go wyłowił, nawet wdowiec, uratowałby ją od nieprzyjemności spędzania czasu z jakimś okolicznym niedorajdą z rozmytym rodowodem. I tak oto, kręgi na wodzie niedaleko stworzonej przez nią kwietnej korony robiły się coraz to gęstsze, aż wreszcie czyjaś obecność przerwała je na dobre. Widziała dłoń, która chwytała kwiaty, szczęśliwie i z daleka nie wyglądała na pomarszczoną. Świat miał ją zatem w swojej opiece, to jedno było pewne. Nie spoglądając dłużej na mężczyznę, który uczynił jej zaszczyt chwycenia wianka, podeszła bliżej brzegu. Z tej perspektywy miała lepszy widok na przystojną twarz wcale nie tak starego lorda — mógł być od niej starszy o dekadę, może półtorej, ale daleko mu było do pomarszczonego dziadka. Zwłaszcza gdy koszula o złotych guzikach opinała się na zadbanym ciele, lśniącym od kropel—wodnych kryształków.
— To mi przypadło to szczęście — przemówiła miękko, gdy kształtne wargi ułożyły się w przyjemnym dla oka, filuternym uśmiechu. Iskry ciekawości zabłysły w zielonych oczach, gdy lustrowała twarz lorda Parkinsona, uśmiechając się szerzej — i szczerzej — dopiero gdy do uszu doszły ją zawiedzione westchnienia kilku zebranych niedaleko panien. — Żywię nadzieję, że gotów jest lord przyjąć nagrodę za swój bohaterski czyn — coś, co miało być w pierwotnej wersji pytaniem, ostatecznie przybrało kształt twierdzenia. Hypatia obróciła się na obcasach swych pantofelków, aby przestąpić kolejne kilka kroków do przodu. — Nim jednak pozwolę się ukoronować, czy mogłabym poznać wasze imię, sir? — spytała, posyłając mężczyźnie długie spojrzenie znad własnego ramienia. Wiedziała, że był to lord Parkinson, nawet bez podpowiedzi ze strony krzyczącego nieznajomego mogłaby poznać jego pochodzenie. Przemoczony co prawda strój zdradzał niemalże wszystko, co powinna wiedzieć. Za wyjątkiem imienia, które niechybnie pozna całkiem niedługo. I może, jeżeli lord będzie miał takie życzenie, odwdzięczy się mu własnym.


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Jezioro [odnośnik]24.07.24 9:22
Faktem numer jeden było to, że ociekałem wodą. Faktem numer dwa było to, że na brzegu czekało zdecydowanie zbyt wiele dziewcząt. Połączenie tych dwóch faktów sprawiało, że z jednej strony czułem się wyraźnie dumny i pewny siebie, jako że ubranie ściśle przylegające do ciała może i nie było najwygodniejsze, za to z całą okazałością ujawniało wszystkie moje atuty, z drugiej zaś rodziło pewne komplikacje jak sobie ze wszystkim poradzę i każdą oczaruję? Na szczęście los mi sprzyjał i posiadaczka wyłowionego przeze mnie wianka ujawniła się natychmiast, podchodząc bliżej.
Byłem czarodziejem, mogłem się osuszyć jednym zaklęciem, jednakże widząc spojrzenie młodej dziewczyny, którym lustrowała mnie znad ramienia... przeszła mi ochota na bycie suchym. Mokra skóra przynajmniej złudnie chłodziła rozpalone nadzieją myśli, że dzisiejszy dzień nie będzie całkiem beznadziejny. Jej maniery i strój – co prawda chyba nie z naszej pracowni – wyraźnie świadczyły o tym, że mam do czynienia z wysoko urodzoną panną, nie umiałem jednak dopasować twarzy do nazwiska. Była w tym wyłącznie moja własna wina, niewątpliwie bowiem gdyby nas kiedykolwiek sobie wcześniej przedstawiono, zapamiętałbym tę delikatność rysów i przekorny uśmiech. Możliwe, że nie dane było się nam spotkać wcześniej ze względu na jej wiek; wyglądała naprawdę młodo i świeżo, co sugerowało jej niedawny debiut lub dopiero przygotowania do tegoż.
- Nagrodą będzie sama możliwość towarzyszenia ci, pani, przez resztę dnia – zapewniłem, kłaniając się nisko, acz ostrożnie, aby spływające ze mnie krople nie ochlapały jej sukni i nie wyrządziły żadnej szkody. Prostując się jednak do poprzedniej pozycji nie zawahałem się przyjrzeć się jej z bliska, obrzucając dziewczęcą sylwetkę badawczym i na tyle bezpośrednim spojrzeniem, by dostać parasolem od każdej przyzwoitki w obrębie pół mili. Najwyraźniej jednak żadnej nie było, bo moja twarz pozostała w stanie nienaruszonym, jeśli nie liczyć pełnego zadowolenia uśmiechu. Może wszystkie się w końcu potopiły.
- Harland Parkinson. Lord. - Wyszczerzyłem zęby, postępując krok do przodu, sięgając po jej dłoń i przyciskając wierzch do swoich ust, które musnąłem z delikatnością kontrastującą z moim spojrzeniem. Rozgrywałem teatr, który doskonale znałem, wyuczoną rolę drapieżnika kryjącego się pod owczą skórą. Młodość stojącej przede mną dziewczyny grała na moją korzyść, kojarzona z brakiem doświadczenia, nie zamierzałem jednak wykazywać się brakiem ostrożności. Pochodziła z wyższych sfer, niewątpliwie od dawna wpajano jej niebezpieczeństwa związane z młodymi kawalerami. Miałem nadzieję, że przy tych naukach nikt nie wspomniał o przystojnych wdowcach, nie stanowiliśmy wszak najmniejszego zagrożenia. - Nie sądziłem, że dane mi będzie spotkać tu samą Wenus – puściłem jej dłoń o sekundę lub dwie później, niż wypadało. - Czy zdradzisz mi swoje ziemskie imię, abym mógł oddać ci należną cześć? - zapytałem, wciąż spoglądając na nią z bezwstydnym zainteresowaniem.
Nadal znajdowaliśmy się nad brzegiem jeziora, w otoczeniu obcych ludzi, z których część z pewnością znała mnie, a część z pewnością znała ją. Nie miało to jednak w tej chwili dla mnie znaczenia; nawet wyjątkowo wścibski obserwator nie mógłby się doczepić do niczego co robimy, do naszych uśmiechów i pełnej grzeczności wymiany zdań.
- Przyznam, że obce są mi tradycje związane z wiankami – powiedziałem, mrużąc oczy w geście zawstydzenia, że nie znałem się na rzeczy tak oczywistej, powoli obracając przy tym wspomniany wianek w dłoniach. O dziwo nie rozpadł się mimo wilgoci, utrzymując wszystkie kwiaty razem. - Czy skompromituję cię, pani, jeśli go zatrzymam na pamiątkę tego wspaniałego dnia? - zerknąłem na nią z, mam nadzieję, widoczną w moich oczach iście chłopięcą nadzieją i entuzjazmem. Może i miałem trzy dekady na karku, ale umiałem być czarujący nie mniej niż cała masa tych wszystkich gołowąsów, którzy dopiero co odstawili mleko. W przeciwieństwie do nich jednak rzeczywiście nie chciałem wpędzać żadnej kobiety w kłopoty i narażać ją na plotki. Znałem granicę między flirtem a zalotami i umiałem powiedzieć stop, jeśli ktoś przypatrywał mi się ze zbytnią podejrzliwością.
Oczywiście gdy chodziło o rozmowy i spotkania publiczne; w cichych zaułkach ogrodów lub dalekich od gwaru balu komnatach mogłem pozwolić sobie na więcej, wyciskając z zasznurowanych kobiecych ust westchnienia i proszące szepty. Było jednak za wcześnie, aby ocenić, czy właścicielka wianka skorzystałaby z propozycji wspólnego spaceru z dala od ciekawskich spojrzeń.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Jezioro [odnośnik]29.07.24 20:29
Nie spłoszyła się na widok męskiego ciała, byłaby zupełnie głupiutka, gdyby wybrała się nad wodę, by puścić swój wianek, zupełnie przy tym ignorując fakt, że każdy z nich musiał zostać złowiony przez niechybnie ociekającego wodą, odważnego mężczyznę. Mogłaby oczywiście spłonąć rumieńcem, jeżeli tego właśnie do mobilizacji i wyjścia z wody potrzebował ten, którego zesłały jej dzisiaj gwiazdy, a może i przekorny los. Mogłaby, ale lord Parkinson wydawał się nie próżnować, od razu kłaniając się przed nią nisko, obdarzając spojrzeniem przynajmniej prowokującym stare ciotki do wytarmoszenia nawet dorosłego jegomościa za ucho, a ją — do krótkiego, rozkosznego chichotu. Gotowa była nawet wystąpić krok bliżej, pokazać mu się z jeszcze mniejszej odległości, ale niedługo i tak oddadzą się tańcu. Niedługo i tak będzie go miała na tyle przy sobie, na ile pozwalała rama balowego tańca. Teraz podarowała mu swą dłoń, jednocześnie zginając kolana w dygnięciu. Harland, miała nadzieję zapamiętać to imię, wierząc, że noszący je czarodziej sprawi, że nie będzie się nudziła.
— Bogini źle znosi porównanie do śmiertelniczek, sir — napomniała go delikatnie, miękko. Najchętniej wyszeptałaby mu te słowa do ucha, dłoń składając na pokrytym zaroście policzku, lecz teraz — wśród ludzi — nie mogła sobie pozwolić na taką zuchwałą poufałość. Kto wie, jeżeli gwiazdy będą im przychylne, może i do tego doprowadzi ich ten wieczór. — Zwracajcie się więc do mnie mym imieniem, panie. Lady Hypatia Crouch — obniżyła głos do lekkości szeptu, zabieg ten miał nie tylko ograniczyć możliwości podsłuchowe zbyt ciekawskich postronnych, ale przede wszystkim nadać ich spotkaniu kolejnej, elektryzującej warstwy intymności. Hypatia lubiła po nią sięgać, tak dalece, jak pozwalały na to okoliczności. Gra pozorów przecież była równie, jeżeli nie momentami bardziej pociągająca, niż rzucanie na stół otwartych kart. Ćwiczenia cierpliwości rozbudzały wyobraźnię, nauki i przestrogi matron schodziły na dalszy plan, nigdy jednak nie niknąc zupełnie. Panowie na Broadway Tower nie zwykli przywdziewać szat wrogów panów Pallas Manor, ale ich rodzin nie łączyła — może jeszcze — przyjaźń. Nawet młode serce wiedziało, że w takich sytuacjach należało zachować ostrożność. Przynajmniej minimalną.
Teraz jednak czerpała z tego spotkania garściami. Przymrużone w zawstydzeniu oczy, zakrawające o szczerość wyznanie. Gdyby była nieco bardziej naiwna, uległaby tej prośbie, pozwoliła mu zachować własny wianek, już tutaj i już teraz. Blondynka należała jednak do dziewcząt dumnych, świadomych swojej wartości — oraz tego, że ewentualny łup w postaci wianka był na tyle cenny, że po podarowaniu go, lord Parkinson mógł rozmyć się w nocy jak piękny sen, aby wcale nie spędzić z nią czasu, a wrócić do swoich kolegów, chwaląc się nad wymiar swym osiągnięciem i okolicznościami, w jakich zdobył wianek młodej panny.
— Tradycja nakazuje mężczyźnie ukoronowanie panny wyłowionym wiankiem — wytłumaczyła lekko, głosem aksamitnie miękkim, pozwalając swej mimice na przybranie dziewczęcego, zawstydzonego wyrazu. Czy to zachodzące słońce, kładące się powoli spać w koronach drzew naznaczyło jej policzki ciepłą barwą, czy to dziewiczy rumieniec? — Pannie z kolei nakazuje nagrodzić śmiałka choć jednym tańcem. Nie mówi z kolei nic o tym, jakoby nieprzyzwoite było spędzenie w swym towarzystwie całego wieczoru, czy nocy — och, mogłaby utonąć w jego oczach, w tej wyraźnej, pomimo dzielącego ich wieku, chłopięcej nadziei. Lubiła jednakże zwodzić, bawić się dobrym humorem swoim i tego, na którego padła jej uwaga. To wiszące najwyżej owoce, skąpane w słonecznym blasku, były bowiem najsłodsze. A lady Hypatia Crescentia Crouch potrafiła dzielić się swą słodyczą bezgranicznie, jeżeli tylko była przekonana, że obdarowana osoba była tego godna. Cofnęła więc dłoń, gestem nakazując mu powstanie z klęczek, a gdy to uczynił, opuściła skromnie powieki. Rzęsy czernione tuszem opadły miękko na jasną skórę policzków, nim uniosły się nieco, pozwalając Hypatii spojrzeć na Harlanda z dołu, gdy wypuszczała powietrze spomiędzy rozchylonych delikatnie, rozciągniętych w uśmiechu warg. — Jeżeli będę zadowolona z waszego towarzystwa, oddam wam mój wianek. Jeżeli nie, zniknę w ciemności nocy — oznajmiła, zatrzymując spojrzenie odrobinę za długo na wargach mężczyzny, nim wzniosła je wyżej, do jego oczu. — Zgadzacie się na taki warunek?


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Jezioro [odnośnik]30.07.24 10:37
Szept był mi doskonale znanym językiem. Szeptem wypowiadało się tajemnice, te najbardziej wstydliwe i zdradzało się pragnienia, te najbardziej skryte; szeptem się kusiło, półciszą składając obietnicę przyjemności. Słysząc jej szept czym prędzej uniosłem głowę pochyloną w pozdrowieniu, zanurzając się w spojrzeniu zielonych oczu. Uwielbiałem zieleń.
- Lady Crouch – powtórzyłem za nią, ciesząc wzrok jej uśmiechem, a usta wypowiadanym nazwiskiem. - Lady Hypatia – dodałem, przeciągając ostatnią literę z dźwięczną manierą, przez co całe imię zabrzmiało jak melodyjne preludium do dalszej konwersacji, która przy dobrych wiatrach i jeśli dobrze to rozegram, skończy się na samym „Hypatia” bez sztampowej otoczki konwenansów, które więziły nas na brzegu jeziora. W pełni świadomie zawiesiłem na moment wzrok na jej ustach, zastanawiając się, jak przyjemnie byłoby słyszeć z nich swoje imię. Dalej nie odważyłem się sięgnąć myślą, dusząc w zarodku te, które podpowiadały drażniąco szereg innych scenariuszy z jej miękkimi wargami w roli głównej. N i e powinienem teraz o tym myśleć, nie w tych cholernie obcisłych i mokrych spodniach.
- Nie sprzeniewierzę się zatem tradycji – przesunąłem wianek między palcami, gładząc strukturę wilgotnych kwiatów, które obciekły już trochę z wody, ale nadal absolutnie nie nadawały się do tego, aby założyć je na głowę lady Crouch. - Nie naraziłbym cię, pani, na plotki i oszczerstwa, gdybyś się pokazała bez niego. - Uśmiechnąłem się do niej uspokajająco, znów dusząc kąśliwe myśli, że wszak uszczknięcie z wianka paru kwiatów na pewno by jej aż tak bardzo nie zaszkodziło; może nawet nikt by nie zauważył, że ta delikatna roślinna kompozycja została w jakiś sposób zbrukana. - Jednakże... - zacząłem, niesiony nagłym impulsem wywołanym niepokornymi myślami – pozwolisz mi chyba na mały bunt względem obyczajów? - Wybrałem z wianka jeden z najmniejszych znajdujących się w nim kwiatków - jego delikatne i maleńkie płatki mogłem przykryć samym kciukiem – i ostrożnie go zerwałem. - Będzie mi o tobie przypominał, gdy ta noc dobiegnie końca, niezależnie od tego, czy podarujesz mi później wianek czy zdecydujesz się go zatrzymać – szepnąłem, pochylając się minimalnie w jej stronę i obserwując z zaciekawieniem czerwień wylewającą się chwilę wcześniej na jej policzki. Schowałem kwiat do kieszeni na piersi i wyciągnąłem różdżkę, osuszając wianek jednym zaklęciem, na co pozwoliły jego niewielkie rozmiary. Byłem pewien, że z wysuszeniem samego siebie pójdzie mi o wiele trudniej.
- Nic nie ucieszy mnie bardziej, jak możliwość zatańczenia z tak piękną młodą damą. - W moim zapewnieniu kryła się całkowita szczerość, a entuzjazm brzmiący w głosie tylko to potwierdzał. Z przyjemnością poprowadziłbym ją w rytm muzyki już teraz, ciesząc się zazdrosnymi spojrzeniami tych, którym nie udało się upolować dzisiaj żadnego wianka. Poza tym moja kwietna zdobycz okazała się nader przyjemna w aparycji i słowie; za wcześnie było ferować wyroki, ale w jej spłoszonym chwilami spojrzeniu widziałem coś zgoła odmiennego, co sprawiało, że poluzowałem nieco ściśnięty krawat wyważonych słów. - I sprawienia, by ta noc była niezapomniana – nie czekając dłużej założyłem jej wianek na głowę, nie omieszkując przy tym poprawić kilku łodyżek, które wcale nie wymagały poprawienia. Pozwoliło mi to natomiast w dość oczywistym geście musnąć jej włosy, a nawet nieskromnie owinąć sobie kilka kosmyków wokół palców.
- Przyjmuję z przyjemnością twój warunek. Pozwól mi jednak najpierw zaproponować chwilę spaceru, abym mógł się choć trochę wysuszyć. Po prawej stronie jeziora jest leśna ścieżka – złapałem jej spojrzenie, którym mierzyła mnie z dołu; słodkie, rozczulające tak bardzo, że prawie zrezygnowałem z planu wydostania nas spomiędzy ciekawskich oczu, byleby tylko zostać tu na dłużej i po prostu na nią patrzeć. Uniosłem dłoń, podając ją lady Crouch w geście oczekiwania, czy ona również przyjmie moją propozycję; pełen nadziei wzrok skupiłem na jej oczach, bezkreśnie zielonych, bezkreśnie kuszących głębią dwuznaczności, której nie spodziewałem się u niej spotkać, a którą zaskoczyła mnie już pierwszym szeptem.
Moją głowę znów zalały niesforne myśli, tym razem kalkulując, jak głęboko w las będę musiał wejść, aby spróbować ją pocałować; bo że chciałem to zrobić, że zamierzałem to zrobić, nie ulegało już żadnym wątpliwościom. I choć daleko jej było do znudzonych mężatek, które nad wyraz chętnie poddawały się moim umizgom, oddając usta i gorsety w moje władanie, to najwyraźniej nie pozostawałem jej niechętny.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Jezioro [odnośnik]30.07.24 21:23
Była zadowolona; to dopiero początek, a już była zadowolona. Bo tak naprawdę wystarczyło przeciągłe spojrzenie ciemnych oczu, ogniskujące się w jej własnych, zielonych. Spojrzenie posłane z dołu, w manierze szczególnej czci, którą oddawać mógł albo zakochany aż do granicy życia i śmierci młodzik, albo wprawny koneser kobiecego piękna. Twarz Harlanda nosiła drobne znaki czasu, lecz spojrzenie i pewien manieryzm dalej miał młode, a to utrudniało Hypatii odpowiednie rozeznanie się względem tego, z jakim rodzajem mężczyzny miała do czynienia. Ostatecznie, wystarczyło tylko usłyszeć, jak wymawia jej nazwisko, a później imię, aby porzucić ledwie rozpoczęte spekulacje. Wszakże niezależnie od prawdy, podobało jej się to, co robił. To, czego doświadczała. Mogła mu więc pozwolić, przynajmniej na ten moment, na kontynuację. Czuła mrowienie męskiego spojrzenia na swych ustach, ustach, które zdawały się być przedziwnie suche. Spomiędzy rozchylonych warg wysunął się ledwie koniuszek języka, który powoli — a dla dalszego obserwatora właściwie niezauważalnie — zwilżył delikatnie wargi młodej damy. Nie odrywała wzroku od ciemnych, lordowskich oczu, zapraszając go do oglądania tegoż spektaklu. Założyła, że będzie mu się podobało. Kto wie, może nawet sama dojrzy jakąś niespodziewaną reakcję?
— Nie śmiałabym twierdzić, że jesteście zdolni do tak niegodnego czynu — podobał jej się ten teatr, to, jak obietnice, zapewne szczere, przeplatały się z kokieteryjną grą obu stron. Najistotniejsze było w podobnych relacjach odnaleźć delikatny balans, aby mogli wyrażać się w pełnej, nieskrępowanej harmonii. Wszystko, co do tej pory powiedzieli, wszystko, co do tej pory zrobili — każdy ruch, spojrzenie, każde słowo — służyło wybadaniu gruntu i wydawało się, że obojgu owe badania terenu sprawiały szczególną uciechę. Dobrze, że świadom był tego, jak prosto było skompromitować damę. Gdyby tylko to uczynił, dziedzice Pallas Manor nie daliby mu zaznać spokoju do samego końca — niechybnie krótkiego — życia.
— Jednakże? — powtórzyła po nim, dalej szeptem, nareszcie odrywając wzrok od twarzy mężczyzny, aby zsunąć się po jego ciele w dół, aż dotarła do dłoni tak butnie przerywającej jedność jednego z kwiatów z resztą wianka. — Och — krótkie westchnienie stanowiło wyraz zaskoczenia pewnością siebie mężczyzny, wszak było to naprawdę odważne przedsięwzięcie, mogące w najgorszym przypadku nie tylko zakończyć ten wieczór nim na dobre się rozpoczął, ale sprowadzić na głowę lorda Parkinsona gniew młodej lady Crouch. Na całe szczęście dla ich obojga, w ostatni dzień festiwalowych atrakcji humor Hypatii sprzyjał i nie zamierzała mieć mu tego za złe. — Ależ proszę się nie poddawać, panie, noc jeszcze młoda — wytrzymywała jego spojrzenie, nawet gdy nachylił się bliżej, choć w kokietyjnej grze pozorów postanowiła się wreszcie cofnąć, palce wolnej dłoni przykładając do swoich warg. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na cichy, co prawda, acz melodyjny chichot, zupełnie tak, jakby Harland faktycznie mógł ją zawstydzić. Poza delikatnego, niedoświadczonego dziecięcia również miała swoje plusy, była wygodna do grania, pozwalała Hypatii dyktować tempo, jakim się poruszali, a jednocześnie stanowiła idealną osłonę przed wymysłami postronnych. — Wobec waszych słów nie pozostaje mi nic innego, jak odpowiedzieć tym samym. Nic nie ucieszy mnie bardziej, jak możliwość zatańczenia z tak przystojnym lordem, jak wy — znajdował się na tyle blisko, że mogła z powodzeniem obniżyć ton głosu, dodać do tegoż wyznania pomruk podobny zadowolonej kotce. Cieszyły ją jego reakcje, entuzjazm w głosie dodawał skrzydeł, pozwalał na jeszcze śmielsze kroczenie w jej tworzących się dopiero granicach. Pochyliła nieco głowę, pragnąc ułatwić mu zadanie ukoronowania jej wiankiem — chociaż wcale nie musiała. Harland był stosownie wysokim mężczyzną, którego z również wysoką jak na kobietę Hypatią dzieliła stosowna różnica wzrostu. Prędko jednak znów wzniosła twarz w górę, choć nie patrzyła już na niego. Gdy poprawiał gałązki i dotykał jej włosów — to nie umknęło uwadze damy — oczy utrzymywała zamknięte, pozwalając mu cieszyć się z tej chwili. Cieszyła się i ona sama, pomimo przebywania w wodzie jego dłonie pozostawały przyjemnie ciepłe. A może to ciepło jej policzków wdawało się we znaki?
— Wie lord, że nie powinniśmy znikać przed okiem postronnych? — jak na poważne ostrzeżenie, głos Hypatii pozostawał lekki, a w zielonych oczach pojawiły się chochlicze iskry. — Co innego, gdy to noc skryje nas za swym całunem — dodała po chwili, jednakże nie można było owych słów zakwalifikować jako odmowy. Zaraz po nich bowiem jasna dłoń młodej damy przyjęła dłoń lordowską, w kolejnym już tego wieczora wyrazie pokrętnego zaufania. — Jeżeli pragnie lord osuszenia się, powinniśmy ruszyć do ognisk, nieprawdaż? Niedaleko stąd palą się również te kameralne — zaproponowała, nim spojrzała w kierunku przeciwległego brzegu jeziora. — Cóż za przypadek, wydaje mi się, że właśnie tamtą ścieżką można się do nich dostać.


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Jezioro [odnośnik]31.07.24 13:54
Przyzwyczajony byłem do subtelnych aluzji wysyłanych podczas rozmowy przez niewiasty, znałem dobrze język niedopowiedzeń i zawieszonych słów, które choć nie padły na głos, wybrzmiewały w spojrzeniu i drobnych gestach, umiałem te gesty zinterpretować, rozczytując rumieniec zawstydzenia i płoche spuszczenie wzroku. Jednakże gdy spojrzeniem utkwionym w wilgoci jej języka śledziłem, jak zręcznie porusza się między wargami, miałem ochotę zawyć z niepewności, po raz pierwszy w świadomym życiu nie wiedząc, czy był to jeden z odwiecznych sygnałów zainteresowania, czy całkowity przypadek. Jeśli jej usta były suche i ratowała się tym gestem, to moje gardło było wyschnięte na wiór, gdy w końcu przemówiłem.
- Są chwile w życiu mężczyzny, lady Hypatio, gdy stajemy się zdolni do wszystkiego – wychrypiałem, odrywając od niej wzrok i przez chwilę uciekając nim ponad dziewczęcym ramieniem, w bezpieczną dal, gdzie nie kryło się kuszące i zdradliwe piękno jej warg. Och, Merlinie, naprawdę czułem się jak młokos, poddając się intensywności doznań; czy to jej obecność mnie tak odmładzała czy świadomość, że miałem do czynienia z niewinnością w najczystszej postaci? - Wierzę jednak, że dzisiaj w niczym ci nie uchybię, pani mego wieczoru – spojrzałem na nią ponownie w tej samej chwili, gdy przyłożyła palce do ust i zachichotała. Nie mam pojęcia, jakim cudem nie warknąłem z nienawiści do nich; z zazdrości, że mogą jej dotykać, n i e m a l całować, ciesząc się miękkością i, teraz na pewno, słodką wilgocią tego dotyku.
Jej młodość mnie upajała, jej swoboda i otwartość – zastanawiała, w tyle głowy budząc potwora niepewności. Wabiła i przyciągała mnie do siebie zdając się być doskonale świadomą swojej władzy, by sekundę później skromnie spuścić głowę, przywdziewając pozę delikatnego dziewczęcia nieświadomego swego powabu. Ja byłem go aż nadto świadomy, kłócąc się w myślach ze swoimi świętymi przekonaniami o szacunku do kobiet w każdej materii. Symboliczna koronacja pozwoliła mi na moment ochłonąć, wyszarpać kilka sekund na uporządkowanie myśli i doprowadzenie ich do stanu, na jaki lady Crouch zasługiwała; skupienia na jej adorowaniu i prawieniu komplementów, które przychodziły mi z banalną łatwością, jako że nie musiałem uciekać się do zawoalowanych półprawd. Była piękna, dlaczego więc miałem to przemilczeć?
- Zaiste, niesamowite zrządzenie losu – zgodziłem się z lekkością sumienia, radosny faktem, że lady Crouch tak chętnie podjęła grę. Była cudowna w swojej skromności i nieśmiałości, a jednocześnie nieskrępowana i wolna w podejmowaniu decyzji, które przecież mogły zaszkodzić jej reputacji; nie mam pojęcia, jak potrafiła to pogodzić w zaledwie kilku słowach. - Niezbadane są ścieżki w Waltham Forest – uśmiechnąłem się z zadowoleniem, gdy przyjęła moją dłoń, a ja znów mogłem cieszyć się jej dotykiem. Zadziwiające, jak kilkanaście centymetrów kwadratowych kobiecej skóry może rozpalić sto osiemdziesiąt pięć centymetrów mężczyzny... albo więcej, jeśli miałem być szczery sam przed sobą. Ruszyłem powoli, chociaż całym sobą miałem ochotę wbiec do lasu, chroniąc się przed cudzym wzrokiem.
- Jak bawiłaś się w czasie festiwalu? Czy święto lata i miłości spełniło twoje oczekiwania? A może jest coś, czego nadal nie dane było ci spróbować, mimo że festiwal niebawem dobiegnie końca? - zapytałem, krocząc pewnie przed siebie, coraz bliżej linii drzew, coraz dalej od spojrzeń wbijających się jak sztylety w moją mokrą koszulę na plecach. Niemal czułem zgrzytające z irytacji zęby plotkar, które najchętniej puściłyby języki w ruch, nie mogły jednak tego zrobić, jako że faktycznie nie robiliśmy jeszcze nic niestosownego. Gdy minęliśmy inną parę, która stała na ścieżce i zawzięcie o czymś dyskutowała, przyśpieszyłem ledwie dostrzegalnie, mocniej ściskając dłoń swojej towarzyszki. - Przyznam bowiem, że sam borykam się z pewnym niedosytem – odwróciłem głowę w jej stronę. Idąc ramię w ramię byliśmy blisko siebie, a szelest ocierających się o siebie materiałów mieszał się z szumem liści. Jeszcze kilka kroków i ciemna granica lasu odgrodziła nas od jeziora. Gdzieś przed nami ścieżka prowadziła w stronę ognisk; gdzieś we mnie płonął ogień, który mógł mnie sparzyć.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Jezioro [odnośnik]09.08.24 21:31
Iskra rozbawienia pojawiła się w intensywnie zielonych oczach młodej damy, którymi uważnie lustrowała twarz znajdującego się przed nią mężczyzny. Bawiła się doprawdy przednio; po prawdzie nie spodziewała się, że przypadkowe bądź co bądź spotkanie lorda Parkinson przyniesie jej aż tak wiele zabawy i satysfakcji. Wystarczyło bowiem usłyszeć jego głos, gdy przemówił ponownie. Chrypka zawarta w głosie przyjemnie drażniła powietrze między nimi, a Hypatii wydawało się, że mogła owo drżenie poczuć na własnej skórze. Cóż to za cudowne uczucie — na własnej skórze czuć uśmiech bogini, bo oto Afrodyta w istocie musiała wysłuchać jej wcześniejszych modłów, ściągając w zasięg jej wzroku Harlanda Parkinsona.
— Czyżby? — spytała, unosząc w górę jedną z jasnych brwi. On mógł uciekać wzrokiem, ona natomiast nie zamierzała. Karmiła się jego reakcjami, chłonęła je zupełnie tak, jakby widziała je pierwszy raz w życiu. Tak jednak nie było — od czasu do czasu, wciąż dla swojej rozrywki, potrafiła dotykać delikatnych strun chłopięcych uczuć, głównie skupiając się na swoich rówieśnikach bądź chłopców nieznacznie od niej starszych. Pierwszy raz jednak mogła dostrzegać podobną intensywność u człowieka, którego zarówno ciało, jak i twarz zdradzały oznaki prawdziwej dojrzałości. I było w tym coś niemalże uzależniającego. Uderzało do głowy jak dobre wino, jak dobre wino też poprawiało nastrój, powodowało mrowienie ciała. — Do czego bylibyście zdolni, sir? — przesuwała granice tego, co dozwolone; może nie poruszali tematu wprost obrazoburczego, ale wystarczyło tylko dotknąć powierzchni pozorów, aby te skruszały. Niemniej jednak, nie zamierzała ułatwiać zadania tym, którzy mogli ich podsłuchać. Niech zajmą się swoimi sprawami. Wystarczyło bowiem stwierdzenie Harlanda, że nie uczyni jej tego wieczoru afrontu. Oby tylko nie rzucał słów na wiatr. Hypatia, choć młoda, była równie pamiętliwa co dojrzałe damy.
Przymknęła na moment powieki, gdy wianek spoczął na jej skroniach. Nie miała problemu z przybieraniem roli, która była od niej wymagana. Jedni chcieli widzieć w niej skromną przedstawicielkę młodego pokolenia, przyszłość szlachetnej krwi, do której trwania miała się żywo przyłożyć w małżeńskiej alkowie. Inni pragnęli widzieć ją jako dumną, świadomą swojej mocy damę, szczególny rodzaj zadowolenia widziała w oczach własnego brata, który traktował jej siłę jako przedłużenie własnej, jak troskliwi bracia mieli w zwyczaju. Jak chciał ją widzieć Harland Parkinson? Chyba wiedziała.
— Londyn to miasto moje i moich przodków — zniżyła głos do szeptu, szukając jego spojrzenia własnym. W niektórych kręgach, zwłaszcza tych, którzy bezrefleksyjnie szukali uznania Deirdre Mericourt, jednocześnie brudząc swe nosy w trakcie poszukiwań, podobne stwierdzenie mogłoby zostać uznane nawet za zdradę stanu. Z faktami jednakże się nie dyskutowało. Londyn, Londinum założone zostało przez ród Crouch i ich krwią nasiąkła ziemia, po której właśnie stąpali. — Jednakże pozwolę się odprowadzić — zdecydowała, choć wyraźnie lekkim tonem, zupełnie tak, jakby przyjmowała oddanie zagubionej chusteczki, nie zaś graniczącą z szaleństwem, a na pewno butną propozycję ruszenia wspólnie w głąb lasu. Kwietna korona rozsiewała wokoło niej słodki, kwietny aromat, ale podobnie pachniały jej włosy i skóra także bez niego, wszystko za sprawą kwietnych olejków, których używała do codziennej pielęgnacji. Zanurzona w swych przemyśleniach pozwalała się więc prowadzić, po części w skromnym milczeniu, oddając mężczyźnie ciężar i obowiązek podtrzymywania rozmowy, a co za tym idzie — doboru tematu.
— Bawiłam się doprawdy wybornie, sir — przyznała ze szczerym zadowoleniem, słowa wypowiadając w zadowolonej, niemalże leniwej manierze, podobna wygrzewającej się na słońcu kotce. — Zaprzeczyłabym sama sobie, mówiąc, że nie spróbowałam dotychczas wszystkiego, czego chciałam — spojrzała nieco z dołu na mężczyznę, wzrok przesunął się po szwie rękawa mokrej koszuli, przesunął się wyżej na szyję, a później na znaczoną zarostem linię szczęki. — Jednakże człowiek ma pewną wadę fatalną. Zawsze pragnie przesunąć granicę. Tego, co poza zasięgiem jego dłoni — westchnęła z udawanym przejęciem, zupełnie tak, jakby zwierzała się mężczyźnie z jakiegoś głęboko skrywanego sekretu. Sekretu nieposkromionego, nastoletniego apetytu, który podrażniony męską bliskością mógł jeszcze spłatać figla im obojgu. — Niedosyt niszczy duszę człowieka, Harlandzie znajdowali się wystarczająco daleko w lesie, poza szumem drzew i ich nie słyszała nic i nikogo innego. Dlatego wreszcie porzuciła dystans honoryfikatów. Otwórz się przede mną, Harlandzie. Wiesz, że cię zrozumiem. — Pozwolisz mu na to?


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Jezioro [odnośnik]09.08.24 23:17
- Do wszystkiego, moja pani – powtórzyłem, dokonując niemal boskiego cudu w dziedzinie opanowania. Byłem świadomy odpowiedzialności, jaka na mnie ciąży; ryzyka jednego złego ruchu, nieodpowiedniego dotyku, zbyt głośno wypowiedzianego słowa, niewłaściwego gestu, które z zewnątrz mogłyby zostać źle odczytane. Lecz gdy ja siłą woli trzymałem się na stosowną odległość, lady Hypatia swoimi pytaniami i eleganckim pantofelkiem deptała granicę mojej samokontroli. Igrała z ogniem stojąc na brzegu jeziora, którego wszystkie wody nie zdołałyby ugasić wywołanej w ten sposób pożogi. - Do złamania zasad. Do naruszenia przysiąg złożonych pięknym damom, że ich nie skompromitujemy. Do zrobienia rzeczy, które już od wczesnych lat kreuje się nam jako niemoralne i nieobyczajne, lecz gdy się ich posmakuje, wcale takimi nie są. - Wpatrywałem się przez chwilę w wianek zdobiący jej głowę, pozbawiony tego jednego, małego kwiatka, który zawłaszczyłem sobie w swojej bezczelności, a w głowie narodziła się niesforna myśl. Skoro z takim animuszem sięgnąłem po symboliczną część jej niewinności, czemu nie miałbym sięgnąć po jej personifikację?
Nie była mi niechętna. W jej uśmiechu nie widziałem przymusu, a oczy wpatrywały się we mnie żywym blaskiem zainteresowania, nie znudzenia. Zbyt wiele sygnałów mi dawała, zbyt wiele znaków cichego przyzwolenia, bym mógł je uznać za przypadkowe; nie obruszyła się na skradziony kwiat, nie uciekła po zaproponowaniu spaceru, nie odtrąciła podanego ramienia... i szła ze mną leśną ścieżką, ucinając wszelkie wątpliwości rodzące się w mojej głowie. Wypuściłem cicho powietrze przez nos, w jednej chwili podejmując decyzję.
- Jeśli więc mogę ci służyć pomocą w próbowaniu tej reszty, która ci umknęła, będę zaszczycony. Nie każ mi jednak ponownie wchodzić do jeziora – uśmiechnąłem się, jednocześnie kręcąc lekko głową nad samym pomysłem kolejnego nurkowania. Może gdyby lady Crouch weszła do wody ze mną, taka możliwość nie wydawałaby mi się aż tak zniechęcająca i przeżyłbym, acz boleśnie, stratę koszuli, która po ponownej kąpieli z pewnością na niewiele by się już zdała. Zauważyłem, jak dziewczyna mi się przygląda, a jej wzrok ślizga się po mnie bez zwodniczego zawahania; wiedziała, na co chce patrzeć i patrzyła, jakbym cały do niej przynależał. Kolejny wymowny, choć niewypowiedziany znak jej sympatii, który przyjemnie połechtał moje męskie ego. Zatrzymałem się i zszedłem z głównej ścieżki w stronę rosnącego obok dużego dębu. Nie dalej niż dziesięć, może dwanaście stóp; wystarczająco daleko, by zniknąć z oczu, ale nadal blisko, by nie wzbudzać podejrzeń.
- Pozwoliłbym ci sięgnąć dłonią tam, gdzie tylko zechcesz i nigdy bym nie uznał tego za wadę. - Oparłem się o pień drzewa, nie spuszczając wzroku z Hypatii. To samo spojrzenie, które kilka minut temu musiało uciekać w dal, aby pozwolić mi okiełznać myśli, teraz poczynało sobie o wiele śmielej, wchodząc w komitywę z tonem mojego głosu. Cichym, zachęcającym, prowokującym i rzucającym wyzwanie. - Nie ma przecież nic wadliwego w wytyczaniu nowych granic. Człowiek nie powinien stać w miejscu. - Zgiąłem nogę w kolanie i oparłem stopę o drzewo, spoglądając przez chwilę w górę na koronę liści i wykorzystując tych kilka sekund na znalezienie odpowiedzi. Nie było to wcale takie łatwe, gdy moje imię wypowiedziane jej ustami zawibrowało mi w uszach.
- Pytanie powinno brzmieć: czy ty na to pozwolisz, skoro mój niedosyt związany jest z tobą – szepnąłem w końcu, mimo że nie było potrzeby szeptania. Nikogo w pobliżu, nikogo w zasięgu wzroku, tylko ja i lady Crouch na wyciągnięcie mojej dłoni. Znałem podobne scenariusze, słyszałem dziesiątki opowieści pełnych przechwałek i zachwytów nad męską siłą ręki chwytającej dziewczęce karki i przyciągające je do siebie jak swoją własność. - Skłamałem wcześniej, gdy mówiłem, że za nagrodę wystarczy mi twoje towarzystwo. Okazuje się, że nie wystarczy – oderwałem się od pnia, postępując krok naprzód w jej stronę – i pragnę czegoś więcej. Twojego pocałunku, bo nim chcę nasycić swoją duszę. - Pytającym spojrzeniem powiodłem do jej twarzy i proszącym gestem musnąłem policzek, będąc w pełni świadomy zuchwałości mojego nagłego żądania.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Jezioro [odnośnik]23.08.24 18:23
Słuchała go z niezachwianą ciekawością. Jej oczy szukały jego spojrzenia bezustannie, karmiła się bowiem nie tylko jego słowami, a także — a może przede wszystkim — tym, czego nie mówił. Co pokazywał swym zachowaniem. To, że nie patrzył w chwili tego słodkiego zwierzenia w jej oczy, że uciekał wzrokiem wyżej, też mówiła wiele. Nie zamierzała ułatwiać mu zadania. Lekkie westchnienie wydostało się z jej ust, choć bynajmniej nie było ono podyktowane zmęczeniem, czy troską. Zielone oczy wpatrywały się wciąż w przystojną twarz lorda Harlanda spod półprzymkniętych powiek, odbijając ostatnie blaski zachodzącego, letniego słońca.
— Honor damy jest honorem całej jej rodziny — niby słowa te nie miały wyraźnego związku z ich wcześniejszą rozmową, jednak w zniżonym do szeptu tonie lady Crouch wyraźnie dźwięczało metaliczne ostrzeżenie. Bawmy się, Harlandzie, ale gdy tylko sięgniesz łapczywie po nie to, co twoje, utną ci ręce. Wystarczyło już, że wyrwał z jej wianka jeden kwiatek, Hypatia zdolna była podarować mu go zupełnie wspaniałomyślnie. Tak samo jak swoje towarzystwo, gdy zmierzali w głąb lasu, jeszcze dalej, zamiast odbić w lewo, w kierunku mniejszych ognisk lub w prawo, do tych większych. Zapadająca ciemność cudownie działała na zmysły. Las roztaczał zapach wieczornej wilgoci. Nie musiała koniecznie widzieć Harlanda; czuła jego rękę, jego obecność przy sobie, słyszała, jak zachłannie wciągał powietrze. Poczuła drobne łaskotanie w brzuchu, prąd ekscytacji przebiegł przez jej dłonie, aż po palce.
— Och, jeden bohaterski wyczyn związany z wodą w zupełności wystarczy mi na ten wieczór — słowa obleczone w słodycz wciąż jednak zachowały odrobinę ze swej ostrości; Hypatia wierzyła, że zasługuje na wszystko, co najlepsze, jeden bohaterski czyn w ogóle z pewnością by jej nie zadowolił. Doceniała oczywiście wyłowienie wianka, palce wolnej dłoni uniosły się do kwietnej korony, poprawiając jej ułożenie na skroniach. Tutaj, przy dużym dębie, miała wrażenie, że cała przyroda, cały świat, pulsuje w rytm jej serca.
— Słowa mają wielką moc, Harlandzie — dłoń, dotychczas trzymana przez niego, uwolniła się z uścisku, choć nie osunęła się wzdłuż tułowia młodej damy. Zamiast tego, Hypatia zgięła rękę w łokciu, dłonią sięgając wyżej. Zatrzymała się zaledwie milimetry od policzka mężczyzny. Wystarczająco daleko, aby go nie dotknąć. Wystarczająco blisko, aby mógł czuć jej ciepło, a ona jego. Wzrok skupiła jednak na jego oczach, wargi ułożyły się w rozkosznym uśmiechu. — Jesteś pewien, że chciałbyś udzielić mi takiej mocy? Sięgnięcia dłonią tam, gdzie tylko chcę? — pytanie zawisło między nimi, niewinność i naiwność zamknięte w pytaniu byłyby może bardziej wiarygodne, gdyby nie to, co uczyniła zaraz po ich wypowiedzeniu. Wciąż starannie utrzymując ten sam dystans między skórą a skórą, przesunęła dłoń w dół policzka, następnie przez linię żuchwy, aby wreszcie, powoli i z dbałością o szczegóły, przesunąć ją na szyję lorda Parkinsona. Widziała, jak na nią patrzył, jak nie tylko zapraszał ją do zabawy, a wręcz do tego prowokował. Rozchyliła wargi, wypuszczając z nich kolejne westchnienie, tym razem zupełnie błogie. Bawiła się doskonale.
Och, jakże lord śmiałudawana złość kontrastowała z rozleniwionym, acz zadowolonym uśmiechem lady Crouch, podobnie jak ze skrzącymi od budzącego się w niej apetytu oczami. Gdy odbił się od pnia, zaburzył dzielącą ich przestrzeń. Hypatia zdążyłaby się cofnąć, gdyby tylko tego chciała. Problem w tym, że miała zgoła inną zachciankę. Palce jej dłoni, wcześniej muskające jedynie powietrze przy jego szyi, zetknęły się teraz ze wciąż wilgotną skórą. Zsunęły się po niej w dół, do kołnierza białej koszuli, pozostawiając za sobą ciepły ślad rozgrzanej dłoni. Niedługo później znów wyruszyły w górę, lecz nim dotarły do swej ostatecznej destynacji, dłoń Harlanda odnalazła się na policzku lady Hypatii. Ta przechyliła głowę w jej stronę, układając się na niej podobnie jak na wygodnej poduszce. Jej własna dłoń sunęła leniwie wyżej, aż wreszcie samym tylko palcem wskazującym, uniosła podbródek mężczyzny wyżej, zatrzymując paznokieć pod jego brodą. Moje pocałunki, raz sycąc, z czasem duszę głodzą druga z jej rąk sięgnęła jego barku, pozornie dla stabilności, gdy stawała na palcach swych złoconych pantofelków. Nie znajdziesz nigdy słodszego nektaru, niż ten, co z ust mych spłynie.kontynuowała, ciepły oddech musiał niechybnie drażnić skórę dłoni lorda Harlanda. A gdy noc jasna przed dniem ustąpi, obudzić ci się przyjdzie wśród goryczy poranka; i znikąd pomocy, znikąd słodyczy, bo na cóż ona, gdy dusza umarła. — wyszeptała, nie panując nad natchnieniem, które w niej rozbudził. Chciała jednak, aby wiedział, z czym wiązał się jej pocałunek. Jedno było bowiem pewne.
Nie pozwolę ci o sobie zapomnieć.


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116

Strona 17 z 18 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18  Next

Jezioro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach