Wydarzenia


Ekipa forum
Świetlica wiejska
AutorWiadomość
Świetlica wiejska [odnośnik]24.08.21 8:13
First topic message reminder :

Świetlica wiejska

Budynek niewątpliwie czasy swej świetności ma za sobą, lecz uparcie stoi dalej dzięki zwartej strukturze, bo wciśnięty został pomiędzy inne budowle w równym szeregu. Jeszcze dwa wieki temu była tu tawerna, ale od czasu śmierci ostatniego właściciela – który nikomu nie pozostawił dzieła życia w spadku – lokalna społeczność czarodziejów po jakimś czasie przekształciła cały parter na świetlicę wiejską do ogólnego użytku. Urządzane są tutaj małe zebrania zatroskanych mieszkańców, czasem ktoś wykorzystuje przestrzeń do uczczenia rodzinnych uroczystości, gdy jednak nie ma szansy pomieścić wszystkich gości w zaciszu swego domostwa. Po tawernie pozostała tylko lada, ciemnobrązowy blat jest porysowany i podziurawiony, a w umieszczonym w kącie pomieszczenia kominek rzadko cieszy się obecnością płomieni. W środku nie ma zbyt wiele, kilka drewnianych ław, w razie potrzeby znoszone są przez mieszkańców stoły i krzesła. Ściany zdobi drewniana boazeria, zamknięte w starych ramkach pozostają mapy najbliższej okolicy i mniej lub bardziej udane portrety zasłużonych mieszkańców, nad drzwiami wejściowymi wisi złoto-czarny herb rodu Abbott.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Świetlica wiejska [odnośnik]13.03.22 21:54
6 lutego



Odkąd sprowadzili tu mieszkańców Redhorn zajęła łóżko na zapleczu lecznicy. Zdecydowała się nie wracać do domu. Nie chciała narażać zdrowia zamieszkującej go czwórki dzieci. Uprzedziła Jaydena o swojej nieobecności, a ojciec Rose miał zająć się Mel przez kilka następnych dni. Dziewczynka powinna się do niego na nowo przyzwyczajać, skoro na wiosnę jej matka planowała powrót w rodzinne strony. Tak było też po prostu łatwiej. Ograniczyła podróże, była na miejscu. Wiedziała, że po relokacji obozowiska do Doliny, wielu z uchodźców będzie potrzebowało pomocy i opieki medycznej - nie mogła również zaniedbać swoich obowiązków w samej lecznicy.
Była zmęczona. Jak każde z nich. Wycieńczenie malowało się szaroburym cieniem, skrywającym się pod linią ciemnych rzęs, spojrzeniem lśniących, przekrwawionych oczu. Wiedziała, że wytrzyma te kilka dni. Że jak tylko wróci do Irlandii, tam będzie mogła odpocząć. Tam będzie spokojna chociaż na chwilę. Próbowała trzymać się myśli o powrocie. O tym, że mimo upływu zaledwie dni tęskniła za córką, chłopcami, za Jaydenem. Nawet jeśli wcześniej zdarzały im się dłuższe przerwy. Teraz zbyt bardzo do nich nawykła, by nie odczuwać braku. Motywowała się tym, że każdy kolejny dzień zbliżał ją do powrotu.
Mieszkańcy czarodziejskiej wioski ponownie wyciągnęli do nich rękę. Zgodnie z zapewnieniami Castora i Louisa udało im się przenieść część obozowiczów do okolicznej świetlicy. Z kolei ci, którzy po przebadaniu nie wykazywali symptomów zapalenia płuc zostali zakwaterowani w innym miejscu. W przeszło kilkanaście godzin w świetlicy zorganizowano miejsca dla chorych. Udało im się zebrać prześcieradła i ciepłe koce. Chociaż mogli liczyć na wsparcie zasobami Castora, pani Giddery również pomogła. Pomogły też okoliczne zielarki, zwykłe gospodynie domowe, przynosząc do świetlicy to co byli w stanie podarować. Nie było tego wiele, być może nawet nie wystarczająco. Jednak połączyli siły - wiedzę zielarzy z uzdrowicielskim doświadczeniem.
Pierwszej nocy zginął pierwszy mugol. We śnie. Wycieńczony. Być może chorobą, być może współwystępującymi dolegliwościami. Czarodzieje, mugole umierali tak samo. Śmierć była śmiercią. jednak ich życie zdawało się być znacznie bardziej kruche. Miał przeszło siedemdziesiąt lat - powiedziała jedna z młodych mugolek, która pomagała im przy opiece nad chorymi. Czymże z kolei było te siedemdziesiąt lat dla czarodzieja? Czekało go jeszcze dzieścia lat życia, starość obchodziła się z nimi łagodniej. Zapalenia i infekcję nie tak zabójcze jak dla zwykłych Brytyjczyków. Przypomniał jej się Tom Genthon, opowiadający o jego ojcu roztaczającym opiekę nad mugolską wioska podczas wojny. Oni również powinni ich chronić prawda? Siebie nawzajem. Ich. Serce podpowiadało, że tak właśnie należało. Rozum zaś pytał - jak?.
Dni wypełniły się pracą. Liczba pacjentów w lecznicy była duża, a czas spędzony w przychodni wymagał od niej pełnego skupienia. Czas wypełniały przeróżne przypadki - najzwyklejsze domowe wypadki - oparzenia, skaleczenia i ci, którzy znosili znój wojennej codzienności - choroby, odmrożenia, wygłodzenie. Niektórzy przynosili wieści z daleka. O atakach, prześladowaniach. Każdego dnia było po prostu źle. Brakowało wszystkiego i chociaż ręce znały sposoby by nieść pomoc, wiedziała że ta jest jedynie doraźna. Jedyne co mogło ich uratować to koniec walk, koniec wojny. Tylko tak mogli ozdrowieć.
Na to jednak się nie zanosiło.
Rose, Castor i Ollie podzielili między sobą dyżury w świetlicy. Niektóre kobiety z Doliny również pomagały im zajmować się chorymi. Przede wszystkim musieli skupić się nad tym, aby choroba przestała się rozpowszechniać jak ustalili na samym początku - ci, którzy chorowali zostali zatrzymani w świetlicy, a ci zdrowi w Ruderze. Swój czas poświęciła przede wszystkim tym pierwszym, chociaż starała się również kontrolować sytuację wśród tych, którzy jeszcze nie wykazywali symptomów choroby.
Castor i pani Giddery zadbali o to, aby leczeniu towarzyszyły wywary i zioła, które wspomagały terapie. Korzystali z tego co udało im się uzbierać - ziele tymianku, zasuszone liście babki, korzenie lukrecji, prawoślaz, zakonserwowane na zimę syropy z czarnego bzu i skruszony porost islandzki pomagały im w leczeniu. Wierzyła że i lepsze warunki sanitarne wpłyną na ich wyniki - dbali o czystość, a kilku mężczyzn przyniosło im drewno by mogli rozgrzać pomieszczenia. Godzinami snuła się wśród ław, stołów, prowizorycznych szpitalnych łóżek. Zbijała gorączkę, oczyszczała płuca, walczyła ze wszelkiego rodzaju przypadłościami.
Drugiego dnia zachorował pastor przez co morale obozowiczów widocznie się pogorszyły. Był ich liderem? Tym, kto zorganizował ich grupę, wspierał ich ducha, pomagał przetrwać razem. Teraz był w świetlicy, wśród nich. Tak samo chory. Tak samo słaby.
Kategorycznie odmówił, by jego leczenie wspierała magia. Dopiero trzeciego dnia, gdy gorączka przezwyciężyła uraz do magii, pozwolił by zbiła temperaturę, zabrała ból i uspokoiła zszargane nerwy.
Dziś było już z nim lepiej. Chociaż miał pozostać w świetlicy na kilka następnych dni, zauważyła polepszenie jego stanu. Jak i zmianę w nim samym. Chociaż był jej nieprzychylny, chociaż wciąż łypał nieufnie na inne czarownice, to z błyszczącego spojrzenia uważnych oczu zniknęła pogarda.
Zastanawiało ją. Co kryło się w ich wierze, że pokładali w niej swój los. Było w tym coś osobliwego. Jak wielkie zaufanie w nich budził, jak wielki respekt wywoływał mężczyzna, który nazywał się sługą. Nie dziwiło jej to, że za nim podążyli. Miał swojego rodzaju charyzmę. Był człowiekiem, który wiedział co powiedzieć. Ostatecznie musiała stwierdzić, że jego obecność wpłynęła pozytywnie na innych pacjentów. Jakby sam fakt, że zdrowiał i on, sprawiał że zdrowieli i oni.
Jeszcze nie wiedziała co z nimi poczną. Ostatnie dni poświęciła przede wszystkim temu, aby opanować zachorowania na zapalenie płuc. Wiedziała, że rozwiązania nie znajdą ani dziś, ani w przeciągu najbliższych tygodni. Musieli doczekać wiosny, znaleźć im domy czy też pomóc założyć nowe obozowisko - tym razem bezpieczniejsze, godniejsze. Teraz musieli przetrwać ten czas.
Sytuacja w Ruderze dużo lepsza. Wielu mugoli cierpiało w skutek niewyleczonych ran, zakażeń, odmrożeni, byli wycieńczeni, osłabieni i wygłodzeni. Jedna z kobiet była ciężarna. Istnym cudem było to, że nie straciła swojego dziecka. Jego serce biło jednak pewnie. Uciekli z Redhorn i założyli obóz nieopodal Taunton, zaraz jednak uderzyła w nich zanim zdążyli wylizać rany, stanąć na nogi. Dziś również nie stali na nich pewnie. Na łasce tych, którym nie ufali. Wierzyła jednak, że uda im się nawiązać dialog. Krok po kroku. Począwszy od tych dni, które poświęcała na leczenie ich. Począwszy od każdego czarodzieja, który przyszedł tu, aby pomóc, chociaż sam nie miał czym się dzielić. Mimo wszystko jako społeczeństwo wciąż działali. Jakoś. Łatwo było przestać w to wierzyć. Że jeszcze było coś przed nimi. Że kompletnie nie sięgnęli dna. Mieli jeszcze siły, aby walczyć. Być może nie otwarcie, nie z różdżkami w dłoniach - twarzą w twarz z przeciwnikiem. Walczyli ze strachem, który był narzędziem ministerstwa. Walczyli z tym, aby wojna nie wytrąciła z nich człowieczeństwa. Ludzkich odruchów. Być może to było niewiele, ale potrzebowała w to wierzyć. Że chociaż każdy kolejny dzień zdawał się być cięższy od poprzedniego, że czasami miała poczucie wykonywania syzyfowej pracy... Że robiła to wszystko, bo istniały ku temu powody i te wcale nie zniknęły. Miała nadzieję, że zachowa ze sobą tą myśl jak najdłużej.
Powracając do lecznicy, wiedziała że i tam czekają na nią obowiązki. Te, z których nie zdążyła rozliczyć się w ciągu dnia. Jeśli chodziło o pracę, tej nigdy nie brakło. Musieli sobie pomagać. Zachować czystość, przygotować zlecenie na eliksiry dla Castora, zliczyć zysk - chociaż tego ostatnio nie było zbyt wiele. Czasami ci, którzy nie byli w stanie płacić galeonami przynosili im jedzenie, zioła, surowce. Czasami nie mieli nic, aby im się odpłacić. Lecznica zaś trwała od tygodnia do tygodnia. Od miesiąca do miesiąca. Musieli przetrwać. Dla swoich rodzin i dlatego czym stało się te miejsce od jej powstania.

|zt



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend




Ostatnio zmieniony przez Roselyn Wright dnia 23.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]18.03.22 20:51
Odwiedziny w zlokalizowanym nieopodal Doliny Godryka obozowisku mugoli stanowiły brutalne zderzenie z wojenną rzeczywistością: przysypane śniegiem sterty ciał, wychudzeni i zanoszący się krwawym kaszlem ludzie oraz słodkawa, wywołująca mdłości woń gotowanego mięsa - wszystko to zapadało w pamięć, wykraczało poza granice wyobraźni, przypominało rozgrywający się na jawie koszmar. Koszmar, w którym żyli uchodźcy; dowodzeni przez niechętnego magii pastora, w pierwszej chwili nie obdarzyli czarodziejów zaufaniem - ale życzliwość, determinacja i cierpliwość pozwoliły im przekonać do siebie najpierw duchownego, a później i resztę niemagicznych. Przeniesieni do świetlicy w Dolinie Godryka oraz opuszczonej przez poprzednich mieszkańców Rudery, mogli powoli i mozolnie zacząć dochodzić do siebie - wspierani medyczną pomocą uzdrowicieli z leśnej lecznicy, zdrowieli dzięki ciężkiej pracy i włożonemu w ich leczenie wysiłkowi. Ci, którzy mieli najwięcej sił, wrócili wraz z czarodziejami i pastorem do lasu, żeby pogrzebać zmarłych; uroczystość była podniosła i przygnębiająca jednocześnie, przepełniona żalem i tęsknotą - niosła jednak również nadzieję na to, że mugole i czarodzieje mogli stanąć obok siebie ramię w ramię.

Rozlokowanie ocalałych ludzi w schronieniach solidniejszych niż namioty wciąż pozostawało problemem - jednak już nie tak naglącym.

Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]24.04.22 17:22
6 kwietnia 1958

Jedne za drugim, odgłos nożyc powodował, że uspokajała się z każdym kolejnym gestem. Oddychała ostrożnie, mogąc skupić się na szyciu ponownie i to nie dla siebie ani też dla rodzeństwa, a w końcu na czyjeś zamówienie. Cieszyła się, że w świetlicy zorganizowali dla wszystkich przestrzeń, w której osoby nie mające własnego kąta mogły przygotowywać tutaj swój kąt do pracy. Brakowało jej tego, kiedy ostatnie miesiące spędziła wciśnięta pomiędzy psa, kurę i materac który służył jej zamiast łóżka do spania. Przychodziła tutaj z torbami, w których trzymała swoje przybory, siadała na miejscu i wykorzystywała nowe możliwości do szycia szat, poprawiania odpadniętych guzików, skracania nogawek spodni albo..cóż, generalnie wszystkiego, co wiązało się z poprawianiem ubrań. Szykowała teraz zamówioną już wcześniej spódnicę od jednej z klientek, a teraz też zajmowała się materiałem. Spoglądała ostrożnie na materiał, gładząc go dłońmi i wyczuwając delikatnie nowe typy splotów. Albo i te znajome.
Kobieca sylwetka mignęła jej między przejściami świetlicy – z początku nie zwróciła na nią mocnej uwagi, unosząc jedynie głowę, zaraz jednak dostrzegła jak kobieta wraca do salki, spoglądając na kręcącą się kobietę. Chyba szukała czegoś, albo kogoś, ale czy tę osobę widziała? Ktoś bywający w okolicach Doliny albo orientujący się, kogo zapytać, doskonale wiedział, że to tutaj właśnie znajdzie krawcowe albo inne osoby, teraz zaś Sheila spojrzała na blondynkę z uśmiechem, ostrożnie zdejmując przedmioty z ławy obok siebie, na wszelki wypadek gdyby nieznajoma doszukiwała się miejsca na rozłożenie swojego sprzętu, albo gdyby po prostu chciała usiąść i poczekać na kogoś.
- W czymś mogę pomóc? Chce pani coś, co można by pani uszyć, czy może chce pani poszukać jakiegoś innego twórcę? Jeżeli by pani szukała talizmanów albo eliksirów, to mamy w sumie po to zupełnie inne miejsce, też mogę pokierować. – Kojarzyła, gdzie znajduje się sklep Castora, ale nie mówiła od razu o kogo chodzi, tak aby mieć jakąś pewność, że osoba nie byłaby nieprzyjazna. Ale lepiej było się jakkolwiek upewnić co i jak. Albo przekonać się, czego chciała nieznajoma.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]27.04.22 7:37
Jeden Merlin jej świadkiem, że nie przykładała dużej wagi do ubioru. To absurdalne biorąc pod uwagę jej pochodzenie, ale stawiała zawsze na to, że ubrania muszą być wygodne by spełniać swoją funkcje. Nie wyobrażała sobie iść na misję w rozkloszowanej sukni i gorsecie i tak jak dla wielu samo tak otwarte zaangażowanie się w wojnę było niedopuszczalne dla kobiety, tak dla Lucindy niedopuszczalne było noszenie na sobie takiego ciężaru. Już jako poszukiwacz artefaktów musiała dostosowywać swoje szaty do rodzaju zadania. Przecież jej zawód to często chodzenie po szlakach, górach, jaskiniach pełnych szlamu i wody. Każdy kto choć na chwile znalazłby się w sytuacji, w której ona znajdowała się prawie każdego dnia szybko zmieniłby zdanie na temat pięknych sukien. Niepraktyczne, pozbawione całkowicie sensu. To też nie było tak, że jako kobieta nie lubiła ładnie wyglądać, ale na wszystko przychodził czas. Wszystko miało swoje odpowiednie zastosowanie. Tylko, że czarodzieje tego nie rozumieli, przynajmniej jeszcze nie. Zatrzymali się w latach 20 i nikt nie uświadomił im, że czasy się zmieniają i wszystko idzie do przodu. Wbrew myśleniu wielu mężczyzn – kobiety też.
Lucinda nie znała się na szyciu szat. Zawsze był ktoś kto taką szatę dla niej przygotował, a magiczne krawiectwo nie miało w sobie równych. W końcu ubrania były mocne i służyły na lata. No może nie teraz gdy prawie każde jej wyjście z domu to starcie i walka. Dlatego wolała dmuchać na zimne póki miała okazje. Kto wie ile to wszystko potrwa? Kto wie czy za miesiąc, dwa, rok wciąż będą mieli taki dostęp do materiałów i szwaczek. Na Merlina przecież to nie było wcale łatwe zadanie.
Trafiła do świetlicy wiejskiej dość przypadkowo. Jeden z jej bliskich znajomych wspomniał, że można tu znaleźć rzemieślników, którzy za opłatą wybiorą materiał, uszyją szatę, stworzą talizman czy amulet. Dawniej takie miejsca miały swoją sławę. Duże sklepy w środku miasta, wielkie witryny zachęcające do kupna. Teraz wszystko zbiegło się do małych salek na wsi. Jeżeli ktoś jeszcze by jej powiedział, że wojna nic nie zmieniła, to chyba zaśmiałaby się głośno. Wojna zmieniła wszystko.
Blondynka kręciła się po salce w poszukiwaniu krawcowej. Natrafiła na kobietę, która na takową wyglądała, ale Lucinda wolała się jeszcze rozejrzeć i sprawdzić czy aby na pewno miejsce to nie kryje żadnych niespodzianek. Nie chciała naciąć się tu na zwolenników Malfoya lub Śmierciożerców. Akurat dziś jakoś nie miała nastroju na tortury. Kiedy własnym okiem sprawdziła cały budynek wróciła do kobiety, bo nikogo innego kto mógłby wykonać dla niej usługę nie znalazła. Ów kobieta chyba też zauważyła, że Lucinda się jej przygląda, bo od razu podjęła się tematu. – Jest Pani krawcową? – zapytała unosząc brew w pytającym geście. – Szukam kogoś kto wykona dla mnie szatę, albo płaszcz. Chyba wolałabym płaszcz. Niezbyt gruby, taki abym mogła się w nim swobodnie poruszać i żeby miał spore kieszenie. Długi najlepiej aż do łydek – zawsze wybierała prochowce. Mogła się w nich ukryć, a to było dla niej niesamowicie ważne. – Nie znam się niestety na materiałach – dodała unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. W takich sprawach była kompletnie zielona.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]08.05.22 1:23
Potrzebowała każdego, kto chciałby jakkolwiek urozmaicić swój strój. Nie tylko przez wzgląd na to, że to oznaczało więcej pracy dla niej, a także i mniej zmartwień na temat rodzinnych problemów. To jednak dawało jej też jakiś zarobek, a jak wiadomo, pieniądze potrafiły naprawdę wiele – w tym przynajmniej odrobinę więcej jedzenia złapać dla siebie i bliskich. Miała ochotę na jakiś dzień, w którym mogłaby poleżeć i cieszyć się wiatrem we włosach, promieniami słońca na jej skórze, chwili, gdzie po prostu mogła rzucić wszystko i nie przejmować się wszystkimi problemami. Ani życie ani pogoda w ogóle na to nie sprzyjały, musiała więc skorzystać z okazji cichego miejsca w którym głównym ruchem było przesuwanie ostrożnie nicią przez tkaniny.
Spoglądała na nieznajomą, prezentując jej delikatny uśmiech. Nawet kiedyś nie była zagrożeniem, a teraz, po miesiącach problemów, bólu i zmartwień, kiedy wychudła jeszcze bardziej, w ogóle nie przypominała kogoś, kto mógłby zrobić krzywdę. Widziała jak kobieta krąży, ale nie zaczepiała jej ani nie zwracała uwagi, wiedząc, że lepiej będzie aż ta upewni się w tym co chciała, albo nabierze śmiałości, a dopiero potem sama podejdzie. Zabawne, że w tym ludzie zupełnie się nie różnili od ptaszków które potrzebowały tej drobnej zachęty do tego, aby zjawić się tuż koło osoby i przekonać się do tego aby się do niej odezwać. Sama miała tak niejednokrotnie.
- Tak, zapraszam. – Wskazała miejsce obok siebie, przekładając jeszcze wszystkie materiały, które mogłyby im przeszkadzać. Nie, aby było tego wiele, ale bardzo starała się zdobywać co mogła. W końcu im więcej materiałów, tym więcej mogła zaoferować wszystkim chętnym. – Rozumiem. W takim razie chyba najlepiej aby mimo długości płaszcz był zapinany jedynie do miednicy? W tym wypadku góra płaszcza będzie dobrze przylegać, a luźny dół płaszcza sprawi, że zachowana będzie swoboda ruchów.
Podniosła się, łapiąc za miarkę i zachęcając Lucindę również do powstania.
- Będę musiała prosić o rozstawienie ramion w pewnym momencie. Pytanie też, czy rękawy mają być krótkie do łokci, czy jednak dłuższe? – Sięgnęła jeszcze po pergamin aby mieć gdzie zapisać wszystkie wymiary z mierzenia. – Cóż…są różne materiały. Skóra tebo jest wytrzymała, ale z niej najlepiej zrobić buty, gdyby pani chciała, bo dają odporność na poślizg, więc sam płaszcz może być z wełny rogatej czarowcy albo zwykłej skóry, ale najlepiej podszyć to wełną kudłonia, bo to pomaga nieco rozciągnąć materiał kieszeni. Czy w ogóle mają być dwie kieszenie czy więcej? – Mogła jedynie sugerować, jak to będzie wyglądać ze strony szycia, ale co konkretnie chciała sama Lucinda to już jej decyzja.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]31.05.22 7:42
Lucinda tak naprawdę nigdy nie przywiązywała zbyt dużej wagi do ubioru. Oczywiście wymagano od niej by wszystkie jej stroje świadczyły o jej pochodzeniu, ale ona sama z siebie jakoś nigdy nie zastanawiała się dłużej nad tym co na siebie włoży. Uważała, że jest wiele ciekawszych rzeczy w życiu niż nowa sukienka, nowe buty czy płaszcz. Oczywiście była również kobietą i zależało jej na tym by wyglądać dobrze, ale nie był to priorytet, który zaprzątał jej głowę. Ani wcześnie ani teraz. Blondynka wiedziała jednak, że szata to nie tylko kawałek materiału. Dobrze uszyta i magicznie wzmocniona mogła być bardzo przydatna i to tylko ją przekonało do tego by wrzucić na siebie coś nowego. Ta myśl sprawiła, że jej kroki skierowały się dziś właśnie tutaj.
Kiedy kobieta zaczęła jej zadawać pytania dotyczące kroju płaszcza i materiałów, Lucinda uniosła brew w pytającym geście, a po chwili roześmiała się lekko. – Przepraszam, nie będę zbyt wymagającym klientem. Zwyczajnie się na tym nie znam. – zaczęła stając przed kobietą tak by mogła bez problemu spisać wszystkie miary. Ten aspekt akurat znała doskonale. – Tak, nie chciałabym, żeby krępował moje ruchy. Dużo się ruszam. – dodała i nie myślała tutaj jedynie o poszukiwaniach artefaktów. Potrzebowała też czegoś co nie będzie krępować jej ruchów w walce. Nie chciała potknąć się o własne nogi w momencie, gdy będzie ich bardzo potrzebować.
Na szczęście czarownica miała pojęcie co do działań, których się podejmowała. Dodatkowo była bardzo sympatyczna co sprawiało, że Lucinda nie czuła się jak skończona ignorantka. Cóż, nie można było przecież znać się na wszystkim. – W sumie… to butów też potrzebuje. Tak, butów i płaszcza. Proszę tylko mi opowiedzieć o wełnie rogatej czarownicy i wełnie kudłonia, co powinnam wybrać? Czym właściwie się różnią? – zapytała chcąc mieć ogląd sytuacji. Może i kiedyś słyszała o ich specyfikacji, ale na ten moment nie wiedziała, co to miałoby znaczyć dla niej. Jak miałoby to wpływać na jej ruchy? Czy będą ją wzmacniać? A może mają jakieś efekty uboczne jak wszystko w ich magicznym świecie. Kobieta zdawała się być bardzo kompetentna i to spodobało się blondynce. Lubiła patrzeć na młodych ludzi spełniających się w swoim fachu nawet jeśli za oknami trwała wojenna zawierucha.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]14.06.22 10:49
Nie zwracała uwagi na to, co obecnie nosiło kiedy chodziło o jej własne ubrania. Absolutnie nie miała możliwości nosić ubrań, które były jakimś ostatnim krzykiem mody, sięgając najczęściej po to, co po prostu miała pod ręką. Szyciem zapewniała sobie jakikolwiek zarobek, więc oczywiście szyła najpierw dla innych, potem dla siebie, nalegając aby wszystko co mogła trafiało najpierw na sprzedać. Pieniądze zapewniały im jedzenie, a jedzenie zapewniało im jakiekolwiek przetrwanie. I tak nie jadła zbyt wiele, praktycznie wszystko poświęcając innym osobom w rodzinie, wiedząc że teraz wszystko przyda się raczej komuś niż jej samej. Czasem też udawało jej się po prostu wypić wystarczająco dużo wody aby nie zwracać uwagi na głód.
A teraz, kiedy zaczęła zajmować się magicznymi tkaninami, miała wielką nadzieję, że będzie na tyle dobra, że każdy będzie mógł skorzystać z jej usług i zarobi więcej. Liczyła na to, zwłaszcza że potrzebowała teraz zajmować się rodziną bardziej, niż robiła to wcześniej. Spoglądała jeszcze na Lucindę, ale ta szczerze wydawała się zainteresowana możliwościami wytworzenia czegoś magicznego, więc Sheila nie zamierzała narzekać.
- Dobrze, nie ma żadnego problemu, lubię zapytać ale to nie znaczy, że trzeba się znać. Po prostu niektórzy wiedzą, że potrzebują płaszcza, inni zaś wiedzą dokładnie jakiego potrzeba im szwu czy innego ściegu. – Ale po to była potrzebna, aby wszystko Lucindzie ułatwić i żeby ta mogła czuć, że jest zaopiekowania. Co prawda nie był to prywatny sklep, ale przynajmniej póki co mogła poświęcić pełną uwagę swojej…klientce, jak tylko to brzmiało.
- Czy rękawy dłuższe czy krótsze? – Ostrożnie zaczęła zbierać miarę z Lucindy, kierując swoją uwagę na długość płaszcza ale również na informację o rękawkach którą miała otrzymać. Potrzebowała jeszcze zdjąć miarę ze nogi, nie wiedząc czy chciała wyższą czy niższą cholewę – czego również miała się dowiedzieć, ale to również miało być za chwilę.
- Już tłumaczę – wełna rogatej czarowcy jest ciepła i miękka, byłaby więc idealnym wypełnieniem środka płaszcza, dzięki czemu skóra nie będzie się obcierać. Podobno też przynosi szczęście podczas rzucania zaklęć. A wełna kudłonia potrafi nieco powiększyć kieszenie, dlatego łatwiej w nie włożyć większa ilość rzeczy. – Spojrzała jeszcze, ciekawa czy takie właściwości będą Lucindzie pasować. Dało się znaleźć jeszcze coś innego, rzecz jasna.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]10.07.22 19:23
18 MAJA
OPOWIADANIE Z WYKONYWANIEM ZAWODU

Po ostatnim wybryku na placu zabaw powinnam była odwołać zapowiedzianą na dziś lekcję, nietypową, w pewien sposób ekscytującą, która w założeniu miała być przyjemnością - połączeniem zabawy i nauki, co dzieci, jak wynikało z moich obserwacji, chłonęły w najprzystępniejszy sposób. Gry uładzały kanciaste kąty sali przekształconej na pomieszczenie lekcyjne, zaszczepiały przekonanie, że godzina będzie relaksująca, jednocześnie rozwiązując języki i zachęcając do aktywniejszego udzielania się w temacie; i choć korciło mnie, żeby dla przykładu oznajmić, że wbrew zapowiedzi dziś napiszemy karny sprawdzian, tak czułam, że nie mogłam karać wszystkich. Zawiniło wyłącznie czterech chłopców, a ci i tak otrzymali stosowne nagany w dzienniczkach z informacją dla rodziców o tym, jak ich pociechy zdecydowały się przywitać nieznajomego, bogu ducha winnego mężczyznę. Zdecydowałam zatem podążyć pierwotnym planem. Rozsadziłam tylko awanturników na cztery strony świata (wiedząc, że lubili szeptać do siebie podczas lekcji, na co czasem przymykałam oko, ale nie dziś, o nie), natomiast gdy wałkowanie tematów pierwszych goblińskich niesnasek mieliśmy już za sobą, zaprosiłam całą klasę bliżej. W sali rozległ się chrobot przesuwanych mebli; dzieci odsunęły ławki na boki, a krzesełka ułożyły w okrąg. Nie było nas tak dużo, byśmy nie zmieścili się w ten sposób w ciasnocie bocznego pokoju świetlicy, jedynie ja zostałam na swoim miejscu, oparta biodrami o biurko, na którego przedzie stałam spoglądając na podopiecznych z góry. W ich dłoniach lśniły pozłacane krańce płaskich przedmiotów; niektórzy przynieśli po kilka, inni zastosowali się do polecenia i przyszli dziś z jedną, z kolei w oczach błyszczała ekscytacja, na policzkach malowały się rumieńce chęci. To było dla mnie największą nagrodą, a nawet jeszcze nie zaczęli mówić.
- Dobrze, moi drodzy - tym samym finalnie zwieńczyłam poprzedni temat i rozpoczęłam nowy, przyglądając się twarzom uczniów z wyważoną ciekawością. Intrygował mnie dostęp do ich zainteresowań, to, czego mogłam się o nich dowiedzieć dzięki śladom prywatnych preferencji. Rok szkolny wielkimi krokami dobiegał końca, za miesiąc te preferencje dojdą w nich do tubalnych głosów, a ja przynajmniej dowiem się, czym były. W jaki sposób charakteryzowały każdego z tych młodych ludzi. - Widzę, że wszyscy przynieśli swoje ulubione karty z czekoladowych żab - pokiwałam głową z uznaniem. Wcześniej, naturalnie, uzgodniłam tę kwestię z ich rodzicami. Sytuacja, w której jeden z uczniów, który nie dostał łakocia, a tym samym nie wylosował żadnej karty, musiałby mierzyć się ze wstydem osamotnienia i poczucia bycia gorszym pośród szczęśliwszych rówieśników była ostatnią rzeczą, do jakiej zamierzałam dopuścić na swojej warcie. Każdy musiał startować z równej pozycji. - Dzisiaj zajmiemy się tylko najsławniejszymi czarodziejami i czarownicami, pamiętajcie. Ktoś chce zacząć? Bailes? - lekkim skinieniem wskazałam na chłopca, który jako pierwszy wystrzelił rękę ku górze, tym samym od razu prezentując zdobycz z namaszczeniem zaciśniętą między palcami. Chłopiec wstał z krzesła.
- Almeric Sawbridge, pani Evans! - obwieścił uroczyście. Pole na karcie było puste, rzeczony czarodziej musiał odwiedzać w tym czasie inne egzemplarze, ale przyzwyczajeni do tego uczniowie nie odczuli smutku na widok jego braku. - Był łowcą trolli, zabił największego trolla w historii całej Wielkiej Brytanii. Niczego się nie bał! Niedługo będę taki jak on - zapowiedział i wyciągnął przed siebie rękę, jakby trzymał w niej niewidzialny miecz.
- Sawbridge, tak. Siedemnastowieczny bohater znad rzeki Wye. Wiedzieliście, że wywodził się z rodziny rolników? Trolle zniszczyły ich dobytek i to doświadczenie pchnęło Almerica do pierwszego transmutowania różdżki w miecz. Troll, który terroryzował tamtą rzekę, słynął z wyjątkowego okrucieństwa. Kiedy porwał córkę jednej ze szlacheckich rodzin, za jego głowę wyznaczono nagrodę - opowiadałam im płynnie, spokojnie; nie próbowałam zaszczepiać w dzieciach grozy, zresztą po przebrnięciu przez tematykę niektórych z wojen, jakie wyrzeźbiły formę czarodziejskiego świata, chyba były już na to odporne. Ich świat, własny, teraźniejszy, również nawiedzała okrutna wojna i choć nie chciałam, by zdawały sobie z tego sprawę, migotało we mnie dyskretne poczucie obowiązku przygotowania ich na pewne kwestie. - Okrągłe sto galeonów. Choćbyście próbowali, nie wydalibyście tej kwoty przez rok! Almeric podjął wyzwanie, walcząc z trollem przez cztery dni i cztery noce, aż w końcu przechytrzył go za pomocą jeżanki; udał, że ryba była jabłkiem, które chciał zjeść, żeby dodać sobie energii, przez co troll sięgnął do ławicy, wyciągnął, jak sądził, owoce i połknął je bez chwili wahania. Almeric odzyskał arystokratkę, zwróciwszy ją rodzicom, i dzięki temu zaskarbił sobie przychylność panów nad Wye. Zaraz, w którym żył wieku...?
- W siedemnastym - chóralnie odpowiedzieli mi uczniowie. Rozprawialiśmy jeszcze przez chwilę o tym, jak jego wyczyn utemperował na kilka lat poczynania rzecznych trolli, po czym przekazałam pałeczkę pucołowatej dziewczynce o brązowych warkoczach, która wstała z miejsca z dziecięcą gracją i przeczytała nazwisko z wybranej przez siebie karty.
- Mam tutaj Havelocka Sweetinga, twórcę wielu rezerwatów dla jednorożców - powiedziała nieśmiało, mocno się przy tym rumieniąc. Victoria Tighe wydawała się taka delikatna, taka dobra i czysta jak łezka, że nie miałam złudzeń dlaczego zdecydowała się akurat tę postać. Jednorożce z pewnością by ją pokochały. - Wybrałam go, bo... Musiał być niesamowitym człowiekiem. Mężczyzną znaczy się. Znaczy... - urwała i wyraźnie się zakłopotała, opuszczając spojrzenie na swoje buty; ale w tym spojrzeniu widziałam fascynację, której nie potrafiła ubrać w słowa, płomienną jak słońce, soczystą jak letnie popołudnie.
- A więc poruszamy się pod prawdziwie magizoologicznym sztandarem - kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się nieco zaczepnie. - Sweeting był czarodziejem żyjącym - znów - na przełomie siedemnastego i osiemnastego wieku. Czy ktoś z was wie, jakim cudem zdołał poświęcić się jednorożcom? Victoria słusznie zauważyła, że był mężczyzną, a to bardzo ważna informacja. Dlaczego?
Siedząca nieopodal Tighe Pollyanna Richards uniosła dłoń i uśmiechnęła się szczęśliwie, to samo zrobiła jednak Joanne Wheatley, a że była nieco szybsza od koleżanki, to jej przypadła możliwość odpowiedzi.
- Jednorożce nie dopuszczają do siebie chłopców - wyjaśniła, na co do moich uszu dobiegło rozdrażnione westchnienie Stevensona, który, słynąc ze swojej łatwości odbierania urazy, zaperzył się i skrzyżował ręce na piersi.
- To prawda - przytaknęłam młodej Wheatley. - Jednak Havelock zdołał przekonać je do siebie na tyle, by stały się jego całym światem. Jakim sposobem - ktoś wie? Nikt? Dziś znamy dwie wersje odpowiedzi na to pytanie. Jedna mówi o tym, że w łonie matki Havelock nie był sam; miał siostrę bliźniaczkę, która niestety nie przeżyła porodu, ale cząstkę swojej duszy tchnęła w brata, co wyczuły w nim stworzenia. Dwie dusze w jednym ciele, jedna wiecznie czysta. Z kolei druga wersja sugeruje, jakoby matka Sweetinga przed zamążpójściem, które jej się nie uśmiechało, zapłakała na polanie, którą odwiedzały jednorożce. Ich życzliwość była okupiona właśnie słonym smakiem jej łez - wyjaśniłam. Co prawda nie lubiłam poruszać się w sferze domysłów, lecz historia miała to do siebie, że nie wszystko dało się udowodnić od początku do końca bez odpowiednich podań mogących poświadczyć o chronologii i sekwencji wydarzeń. W przypadku niektórych kart pozostało nam więc błądzenie po omacku, ogólnikach. - Tak czy inaczej Sweeting był nimi oczarowany od maleńkości, a gdy podrósł, zauważył, że mógł nie tylko odnajdować je pośród dzikich miejsc, ale również z czasem zbliżać się do nich krok po kroku. Piękno tych stworzeń zachęciło go do aktywnej próby ochrony jednorożców przed kłusownikami. Pierwszy rezerwat, który otworzył, rezerwat imienia Maureen Sweeting - nazwany na cześć jego matki lub siostry -, przez wiele lat służył za bezpieczne sanktuarium jednorożców w dzisiejszych granicach hrabstwa Northumberland. Pozyskiwaniem funduszy i budową nowych rezerwatów zajmował się do śmierci w roku 1710. A po jego śmierci nie pojawił się żaden inny mężczyzna, który zjednałby sobie te stworzenia w taki sposób. Może jednemu z was się to uda? - widziałam zachwycone, rozmarzone spojrzenia uczennic zasłuchanych w przeżyciach tego uwiecznionego bohatera, który nagle objawił się na karcie w dłoniach Tighe, na co ta pisnęła z przejęciem, a koleżanki i koledzy od razu pochylili się w kierunku pamiątki, przyglądając się postaci srebrnowłosego czarodzieja trzymającego na rękach źrebię zwierzęcia. - Chyba nas usłyszał - cmoknęłam i znów pozwoliłam sobie na uśmiech.
Jedynie Stevenson wydawał się niezainteresowany nagłym objawieniem Sweetinga. Dalej siedział na swoim krzesełku nabuzowany, z rumieńcami złości na to, że nawet świta jego kolegów poświęciła uwagę życiorysowi jakiegoś jednorożcowego bawidamka, teraz pochyliwszy się nad jego obliczem; delikatnie pokręciłam na to głową i westchnęłam, samej również krzyżując ręce na piersi. Może nie miałam zbyt długiego stażu jako nauczyciel, ale prędko zauważyłam, że powielanie mowy ciała mogło zaskarbić przychylność, pojednać, do czegoś przekonać.
- A ty, Timothy? Jaką kartę wziąłeś ze sobą? - zagadnęłam, na co jedenastolatek obrócił na mnie spojrzenie, chyba odrobinę zdziwiony, że wywołałam go do odpowiedzi bez wcześniejszego doń się zgłoszenia.
- Edgara Strouglera - wymamrotał po odchrząknięciu i uniósł kartę ku górze. - Magicznego wynalazcy. Mój tata zawsze nosi przy pasku fałszoskop, a to Strougler go wynalazł, wie pani. To takie coś co brzęczy, jak gdzieś obok pojawi się zbir czy kłamca. Czasem mnie to wnerwia...
- Język, młody człowieku - upomniałam go, ostrzegawczo uniosłszy ku górze palec wskazujący, na co chłopiec skrzywił się i szybko przeprosił. - Doskonale, najpierw porozmawiamy o historii Strouglera, a potem... pięć punktów dla każdego, kto domyśli się przeznaczenia wynalezionych przez niego przedmiotów.

zt
Leta Evans
Leta Evans
Zawód : nauczycielka historii magii w Dolinie Godryka, pomoc w pszczelej hodowli
Wiek : 24
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Wdowa
i know those eyes.
this man is dead.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11+3
SPRAWNOŚĆ : 4+3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11218-leta-evans-nee-vale#345257 https://www.morsmordre.net/t11227-amalthea#345732 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f421-somerset-dolina-godryka-ul https://www.morsmordre.net/t11226-szuflada-lety#345731 https://www.morsmordre.net/t11228-leta-evans#345733
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]11.07.22 13:14
Czasy wymuszały na ludziach pewne działania. Możliwości zarobku, które w innych okolicznościach nie brane byłby w ogóle pod uwagę. Kobieta, której Lucinda planowała zlecić szycie płaszcza była bardzo młoda. Widać było w jej oczach, że ma zapał i chęć do pracy, ale prawdopodobnie wybór profesji nie był podyktowany jedynie chęcią pracy, a przede wszystkim chęcią szybkiego zarobku. Młodzi ludzie nie mieli łatwego startu, a otaczająca ich rzeczywistość nie była dla nich życzliwa. Właściwie nie była życzliwa dla nikogo, ale Lucinda sama wybrała sobie taką ścieżkę. Sama podjęła decyzje, które zmieniły jej życie w taki czy inny sposób. Prawdopodobnie gdyby stanęła przed tym wyborem po raz kolejny, to podjęłaby te same decyzje, ale Merlin jej świadkiem, że czasami to wszystko ją przerastało. Myślała o wojnie, o dzieciach, o cywilach, o straconych ziemiach, myślała nawet o wrogach, których mieli przecież tak wielu, ale w tym wszystkim zapominała przede wszystkim myśleć o sobie i swoich potrzebach. Nie myślała o tym czy ma co włożyć do garnka albo jak długo w ostatnim czasie spała. Nikt nie mógł tak funkcjonować całymi dniami, a ona… robiła to już przez lata. Nie wiedziała czy to w ogóle może się zmienić, nie wiedziała czy istnieje jakakolwiek norma.
Lucinda przyjrzała się bliżej kobiecie. Mogłaby kierować się nieufnością i nie dopuścić czarownicy tak blisko do siebie. Mogłaby się wycofać, zrezygnować z przyjemności noszenia nowego, przepełnionego magią płaszcza. Jednak odkąd się dowiedziała, że jej nazwisko zniknęło z plakatów, a jej twarz nie zdobi już murów miasta stała się bardziej pewna siebie. Może było to głupie, może ryzykowne, ale nie miała zamiaru już ukrywać się tak jak to było wcześniej. – Zdaje się na pani doświadczenie w pełni – zaczęła obserwując dokładnie każdy jej ruch. – Rękawy do łokcia, w zimie bez względu na pogodę jest mi zimno, a przydługie rękawy krępują mi ruchy – i nie mówiła tu już o możliwościach w walce, ale o swojej dawnej profesji – łamaniu klątw i poszukiwaniu artefaktów. Wszem wiadomo, że do tego konieczna jest wszelka koordynacja, czasami zdarzało się, że musiała wkładać ręce w niekoniecznie pewne miejsca. Bez względu na to jak to stwierdzenie brzmiało. Wolała nie marnować nowego płaszcza.
- To wszystko brzmi pomocnie, myślę, że i jedno i drugie sprawdzi się w moim przypadku. – dodała uśmiechając się zachęcająco do kobiety. Nie miała zbyt wielu wymagań i może później kiedy będzie kolejny raz wykonywać dla siebie magiczne szaty będzie potrafiła stwierdzić co tak naprawdę jej się przydało, a co ją tylko spowolniło lub było w ogóle niepotrzebne. Teraz musiała się zwyczajnie zdać na to co kobieta jej zaproponuje. – Zna się pani na tym… jest pani zadowolona z tej pracy? To jest coś czym chciała pani zajmować się w życiu? – zapytała wypowiadając swoje wcześniejsze przemyślenia głośno. Czy o takim życiu marzą młode czarownice? Czy może nie mają większego wyboru? Może nikt z nich nie miał już wyboru.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]16.07.22 23:55
Życie momentami ją przerastało. Kochała braci, ale oni potrzebowali się wybiegać, pakować się w kłopoty, nie zawsze rozumiejąc że zawsze czeka ktoś na nich, kto będzie wariował kiedy tylko będzie im się działa krzywda. Eve też potrzebowała swojego życia, odcięcia się od wszystkiego, co się tu znajdowało, bo momentami czuła się tak samo jak ona. A Sheila miała jedynie krawiectwo – siedziała w domu, bo musiała dbać o niego, na wypadek gdyby ktoś wrócił. Z własnej woli sprzątała i gotowała, ale robiła co mogła. Teraz sama wyglądała jak cień dawnej siebie, wychudła znacząco i zawsze wydawała się gotowa do złamania w pół. Ale mimo to kochała swoją rodzinę i robiła to dla niej bez żalu.
Nie wiedziała nawet, kim jest kobieta którą spotkała – gdyby przysiadła na spokojnie, być może dopasowałaby twarz do tego, co widywała na plakatach w Londynie. Ale nie zależało jej na tym, kiedy nieco skrupulatnie unikała rozważań na ten temat. Zależało jej bardzo na tym, aby osoby które pragnęły nowego stroju mogły liczyć na jej obecność, a ona bardzo chciała aby jednak otrzymać za to zapłatę. Ostatecznie, gdy udało jej się zdjąć wymiary, uśmiechnęła się pocieszająco i skinęła głową, dając znać, że mogła już odetchnąć i że wszystko w porządku – Sheila nie musiała się już do niej zbliżać.
- Dobrze, w takim razie zrobię rękawy do łokcia. Zamocuję jeszcze drobne rzemienie, tak aby mogła je pani ściągać, gdy zajdzie taka potrzeba – może więc pani mieć albo luźne rękawy, albo takie mocno ściskając tak, aby przylegały do ciała. W ten sposób będzie wygodniej kontrolować to, jak pani się czuje w stroju. – Zastanawiała się, czy takie rozwiązanie pasowało kobiecie – a jeżeli tak, mogła wyrazić teraz swoje zdanie.
- Dobrze, w takim razie wszystko zapisałam i będę z tego korzystać. Wszystko mogę wysłać listem, nie musi być do domu, ale może być na jakikolwiek adres. – Wiedziała, że ludzie w tych czasach starali się stawiać na bezpieczeństwo, dlatego nie chciała nalegać, aby kobieta zostawiała jej swój adres. – Może być również odbiór tutaj. – Jak tylko wolała.
Nie spodziewała się pytania, które szło w kwestie prywatne, jednak też nie zamierzała odmawiać odpowiedzi na to pytanie. W końcu chyba nikomu to nie szkodziło – to nie tak, że nagle nieznajoma miała poznawać wszystko o jej życiu. Uśmiechnęła się lekko, zupełnie jakby cieszyła się nawet z tego, że właśnie rozmawiała z kimś…nieco luźniej? Może łudziła się po prostu, że chociaż będzie to luźniejszy dzień. Brakowało jej kontaktu z kimś w jej wieku, ale to zmieniało się w to w chęć kontaktu z kimkolwiek.
- Kiedy byłam młodsza, spodziewałam się, że dość szybko zostanę żoną, potem matką. – Nie nakreślała dokładnych szczegółów, zwłaszcza, że na pewno wtedy nieznajoma będzie o niej myśleć gorzej. Nawet przy swojej nieco ciemniejszej karnacji wciąż mogła uchodzić za Brytyjkę, więc korzystała z tego jak mogła. – Więc niejako szycie się w tym znajdowało. Ale potem, gdy przygarnęła mnie osoba która umiała szyć…to daje nie tylko wiele czasu do namysłu ale po prostu uspokaja. Szew za szwem, pętla za pętlą. Łatwiej wtedy odpocząć. – Uśmiechnęła się, nie wiedząc, czy kobieta to rozumie. Albo, czy w ogóle w tym wypadku nie wychodzi na jakąś niespełnioną marzycielkę. Ale podobało jej się bycie krawcową. Może kiedyś otworzy swój sklep, wędrując z taborem i oferując piękne suknie?


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]05.08.22 15:11
Życie narzucało im jakieś role. Zarówno kobietom jak i mężczyznom. Role te różniły się od siebie przez wzgląd na wychowanie, status, nawet krew. Ona z narzuconych schematów właściwie się wyrwała. Nigdy nie była typem osoby podążającej za trendami. Wolała obierać własne ścieżki, ale to łączyło się ze społeczną krytyką, napiętnowaniem. Najbardziej znany archetyp kobiety to matka, żona, obrończyni ogniska domowego. Najlepiej bez jakichkolwiek możliwości zarobkowych, bo kobieta pracująca, to nie prawdziwa kobieta. Nastały jednak czasy, które to myślenie przeformułowały. Teraz ludzi motywowały pierwotne instynkty takie jak: głód, wola walki, chęć przetrwania. Nie miały znaczenia utarte ścieżki, wypracowane zawody, każdy parał się tym co mogło przynieść mu zysk. Nie zadawała tych pytań kobiecie by wyrwać z niej informacje, poznać jej tajemnice. Była zwyczajnie ciekawa. Krawcowa była bardzo młoda, prawdopodobnie dopiero rozpoczęła swoją ścieżkę, ale w jej oczach było widać doświadczenie. Nie tylko w określonym rzemiośle, ale przede wszystkim takie życiowe doświadczenie.
Skupiła się najpierw na przekazywanych przez kobietę informacjach. Próbowała w myślach wyobrazić sobie efekt końcowy i to co pojawiło się w wyobrażeniach naprawdę się jej podobało. – Bardzo dobry pomysł – skwitowała i pokiwała zachęcająco głową. Jeszcze nie wiedziała ile jej przyjdzie za to wszystko zapłacić, ale z drugiej strony nie chciała o tym zbytnio myśleć. Nigdy nie była osobą rozrzutną. Nawet wtedy gdy te pieniądze miała. Skoro rzadko sobie coś kupowała, to dlaczego teraz miałaby odmówić sobie czegoś tak przydatnego? - Jestem zdecydowana, cieszę się, że do Pani trafiłam – dodała chcąc dać tej młodej czarownicy trochę pewności siebie. Doskonale wiedziała jak ważne jest właśnie to uczucie w tak młodym wieku. Sama może i nie była o wiele starsza, raptem kilka lat, ale dla niej na różnice składało się kilka innych rzeczy. W tym to przez co już przeszła.
- Nie wiem czy będę w okolicy, wolałabym chyba dostać przesyłkę pocztą. Proszę sobie zapisać adres. – nie wiedziała jeszcze jaki adres dokładnie poda, ale nie chciała ryzykować powrót do tego miejsca. Jeżeli ktoś ją tu zauważy, to na pewno będzie liczył na to, że ona tu wróci. To było niebezpieczne. I dla niej i dla wszystkich znajdujących się tu ludzi.
Zastanowiła się dłużej nad słowami kobiety. Oczywiście nie wchodziła w szczegóły, nie dopytywała się, nie próbowała wyciągnąć od kobiety dlaczego jej przepuszczenia o szybkim przejęciu roli matki i żony się nie iściły. To nie była jej sprawa. Jednak po części ją rozumiała. Ona też miała na siebie inny plan nim to wszystko się wydarzyło. Uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu. – Jest Pani chyba pierwszą osobą, która o swojej pracy mówi jako o sposobie na odpoczynek. Znam ludzi, którzy przed wojną właśnie tak traktowali swoje rzemiosło, ale kiedy to wszystko uderzyło w naszą społeczność, ludzie zwyczajnie znienawidzili to co robią, bo kojarzyło im się z… no właśnie z wojną i trudem, który niesie. – dodała poprawiając ubranie, które przy zbieraniu miary lekko się przekrzywiło. Miała nadzieje, że kobieta będzie to w sobie pielęgnować.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]06.08.22 21:17
Chyba nigdy nie czuła się w swojej roli jakoś strasznie, lubiła w końcu być w swojej roli. Nie przez wymuszenie, ale lubiła znajomy rytm życia bez większych problemów. A teraz brakowało jej zwyczaju, któremu się poświęcała, brakowało jej tej stałości w podróżach, a jeżeli teraz miała liczyć na cokolwiek, to było to, że jej rodzina jakoś wpakuje się w kłopoty. Nie umiała ich jednak osądzać do końca, wiedząc jak problematyczne były wszystkie te wydarzenia kiedy po prostu wina leżała czasem po stronie innych niż ona sama.
- Cieszę się, że pani się bardzo spodobał cały pomysł. – Niby dopiero zaczynała z szyciem na własną rękę, ale bardzo lubiła możliwości oferowania komuś pomocy i cieszyła się, że mogła być teraz pomocą z czegoś, co naprawdę kochała. A kiedy teraz rozmawiała z Lucindą, czuła, że prawdziwie odnalazła się w jakimś fachu. – W takim razie od razu zapiszę wszystkie informacje, gdyby zmieniła pani zdanie w trakcie albo chciałaby pani coś zmienić, będzie pani wiedziała, do czego się odnieść. Wystarczy wysłać sowę, nie trzeba przychodzić osobiście. – Zapisała wszystko i podała jej kartkę, dając jej przypomnienie co zamówiła i koszty – tym samym Lucinda mogła też zweryfikować po otrzymaniu zamówienia, czy wszystko się zgadza.
- Może być wysłana na adres. W takim wypadku zmniejszę wszystko zaklęciem, wystarczy zwykłe Finite Incatatem aby to odmienić i nie powinno to wpłynąć na jakość materiałów. – Pochyliła się jeszcze nad kartkami, więc gdy tylko Lucinda zamierzała podać konkretne miejsce, zamierzała to zapisać i zapamiętać. Nie interesowało ją gdzie dokładnie mieszka nieznajoma, chciała jedynie wysłać rzeczy za które mogłaby otrzymać zapłatę. Spojrzała jeszcze na nieznajomą, ale ta wydawała się na nowo zastanawiać nad czymś, chyba nad jej ostatnimi słowami. Dopiero teraz kiedy zwijała miarkę, Sheila uśmiechnęła się na komentarz, zwłaszcza, że wiedziała co nieznajoma ma na myśli.
- Wydaje mi się, że właśnie nie trzeba się zniechęcać do tego a raczej znajdować w tym ukojenie. Dlatego ja się czuję o wiele lepiej, kiedy zostaje mi jednak coś, co kocham i do czego nie mogę się zniechęcać. I dzięki temu też wiem, że stać mnie na posiłek, ale również wiem, że to jest to, z czego moja rodzina i moja mentorka byliby dumni. – Spojrzała ostrożnie na kobietę i sama posprzątała po sobie. Z jej strony na dziś był koniec, i jeżeli teraz chciała, Lucinda mogła też zebrać się i spędzić czas już sama ze sobą.

zt


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]10.10.22 11:40
4 czerwca 1958

- Siedzieć, włochata zarazo - zgarbiony średnim wiekiem czarodziej raz po raz dawał upust niezadowoleniu odmalowanemu na twarzy ostrym grymasem wykrzywiającym mięśnie; na chybotliwym, drewnianym stołku w kącie świetlicy wiejskiej, gdzie tego dnia odbywał się mały targ pod dachem, ze skrzyżowanymi rękami na piersiach wyglądał jak człowiek obrażony na cały świat. Przed nim, pomiędzy rozpostartymi nogami, znajdował się karton podpisany dwoma zamaszyście nakreślonymi słowami: na sprzedaż. Kocyk, którym był wyłożony na dnie, podpierał ciężar kilkunastu młodziutkich puszków pigmejskich. Fiolet mieszał się tam z każdym możliwym odcieniem różu, bladym, nasyconym, cyklamenowym, nawet łososiowym, pokrywając nieduże ciałka grzywą bujności kosmyków miękkich jak atłas. Z ledwo otwartymi oczyma puszki dreptały to tu, to tam, testując granice kartonu i cierpliwości swojego właściciela, z kolei o jego wściekłej minie grzmiały coraz bardziej rozbawione szepty, kierujące matki z dziećmi w stronę jego stoiska. Wszyscy wiedzieli o tym, że córki Bainbridge'a były pasjonatkami gatunku, spodziewali się, że powiększająca się kolekcja mogła zwiastować tylko więcej kłopotu, niż trzymanie pigmejskich zwierzątek było tego warte - i wyglądało na to, że w końcu się doigrał.
Celine była jedną ze spacerowiczek, która zasłyszała o jego sytuacji.
Trudno powiedzieć, czy zmieniła trasę wędrówki i bez namysłu ruszyła do świetlicy z ciekawości, czy może współczucia wobec dziewczynek pana Bainbridge'a, które traciły dzieciątka swoich podopiecznych - tak czy inaczej, już niebawem znalazła się w środku, w lawendowej sukience i ciemnobrązowych trzewikach, ze srebrnymi włosami swobodnie opadającymi na plecy. Przyciągała spojrzenia, jednak na przestrzeni lat nauczyła się już tego nie dostrzegać - przecież podobnie było w Tower of London, gdy lepkość spojrzeń syciła jej ciało ciarkami obrzydzenia. Cięła jak nóż. Wtedy również ich nie widziała. Wmawiała sobie, że były niczym, że dotyczyły kogoś innego, nie Celine Lovegood; teraz lęk zdawał się mniejszy, zabłądził w tkankach, zamiast rozepchnąć się pośród nich donośną dominacją.
Półwila rozejrzała się dookoła i bez trudu przyuważyła siedzącego w kącie czarodzieja. Mamrotał coś pod nosem, sztyletując nienawistnym spojrzeniem zwierzątka, które musiał trzymać w kartonie; może gdyby podzieliła się z nim kawałkiem wcześniej przyrządzonej cielęciny z odrobiną żurawiny byłby nieco weselszy? Z dłońmi splecionymi przed sobą podeszła bliżej, na tyle, by móc zajrzeć do środka brązowej kołyski, a tam... Tyle dobroci! Tyle pięknych, włochatych kulek o czarnych oczach wielkich jak guziki. Szkoda, że nie wzięła ze sobą aparatu. Zdjęcia wychodziły już o niebo lepiej, a fotografia zwierzątka mogłaby wywołać ukłucie dumy w piersi Steffena.
- Jakie piękne - szepnęła z zachwytem. Czy polubiłyby się z Ogniomiotem?
- Piękne, ta - wyrwało się gburowatemu Bainbridge'owi, nim uniósł wzrok i odnalazł twarz dziewczyny, na co natychmiast sięgnął do czapki i ściągnął ją z głowy, z materiałem w dłoni wskazując na puszki pigmejskie. - Ten, no... Bardzo tanie są. Okazyjnie.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.


Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 07.11.22 13:17, w całości zmieniany 3 razy
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]12.10.22 19:31
Nigdy nie należała do osób, na których ubranie robiło wrażenie. Oczywiście nie była ignorantką. Potrafiła docenić prawdziwą sztukę, cieszyła nią oko, a wyszukane stroje często przypominały drogocenne dzieła sztuki. Jednakże dla niej samej nie robiło różnicy czy to co nosi się mieni, błyszczy, albo czy kolor pasuje do jej oczu. Miało być przede wszystkim wygodnie. Tak było jeszcze za czasów, gdy była tylko poszukiwaczem artefaktów i teraz gdy zyskała mienie rebeliantki. Na szczęście granica stawiana przed kobietami przesuwała się i nawet noszenie spodni nie było już tak naganne i niezrozumiałe jak jeszcze kilka lat wcześniej. Blondynka uśmiechnęła się z wdzięcznością do kobiety. Przyszła tu szukając kogoś lub czegoś konkretnego. Miała szczęście, że trafiła właśnie na to stoisko. Na szczęście nawet jeśli nieznajoma rozpoznała jej twarz to nie dała tego po sobie poznać, a to Lucindzie bardzo, ale to bardzo pasowało. Ostatnie czego chciała to zapaskudzić te wszystkie materiały swoją bądź cudzą krwią.
- Wolałabym jednak listem jestem… - poszukiwana -… dość mocno zapracowana. – dodała dokładnie zapamiętując powierzone jej instrukcje. Byłaby skończoną idiotką, gdyby przyszła do tego miejsca dwa razy w tak niedługim odstępie czasu. Merlin jej świadkiem, że ludzie byli ciekawscy. Choć ona nigdy o sławę się nie prosiła, to ta niepostrzeżenie zapukała do jej drzwi przynosząc w darze same kłopoty. – Proszę się też nie śpieszyć. Wierze, że cały proces musi trochę potrwać. Choć sama wizja nowych nabytków sprawia, że się niecierpliwie, to jednak wiem, że sztuka wymaga czasu. – dodała uprzejmie posyłając kobiecie znaczące spojrzenie.
Lucinda rozejrzała się po świetlicy chcąc zapamiętać to miejsce na przyszłość. Od zawsze tak miała. Musiała dobrze się czemuś przypomnieć by sam obraz wyryć sobie w głowie. Na ziemię ściągnął ją głos szatynki. – Pani sama też powinna być z tego dumna – dodała na pożegnanie i zrobiła krok w stronę drzwi. Przystanęła jednak spoglądając jeszcze raz na kobietę i uśmiechnęła się delikatnie. – Dziękuje za uprzejmość, jeśli kiedyś potrzebowałaby pani pomocy… z klątwą lub… - wzruszyła ramionami. - … sowy są dość zwinne. – dodała jeszcze i zamknęła za sobą drzwi prowadzące do świetlicy.


z.t


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Świetlica wiejska - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Świetlica wiejska [odnośnik]06.11.22 19:09
Targi — niezależnie od tego, czy były one organizowane na świeżym powietrzu, czy też pod dachem — były najlepszym miejscem na złapanie okazji. Czy okazja dotyczyła kupienia jedzenia, czy też przecenionych odrobinę materiałów, z których szyła sobie ubrania, nie robiło szczególnej różnicy. Zeszłego dnia przemierzała późnowiosenne niebo na swej nowej miotle, podróżując aż do Kornwalii tylko po to, aby jej łupem stały się dwie małe, intensywnie pomarańczowe dynie. Dolina Godryka znajdowała się jednak zdecydowanie bliżej Okruszka, wszak Gloucestershire sąsiadowało z Somerset od południowego zachodu. Maria słyszała zresztą wiele głosów, że Dolina Godryka jest bezpiecznym miejscem, zdecydowała się więc skierować w tym właśnie kierunku.
Po wylądowaniu niedaleko placu głównego miejscowości napotkała ją jednak niespodzianka. Spodziewała się, że to właśnie tam będzie mieć miejsce cotygodniowy targ, lecz jedna z przemiłych, starszych pań poinformowała ją, że w obawie przed przechodzącymi nad tym terenem burzami, społeczność zdecydowała się na jakiś czas przenieść pod dach wiejskiej świetlicy. Maria miała już skłonić się przed staruszką i podziękować jej za wskazówkę, przez którą oszczędziła naprawdę dużo czasu (a może cały dzień zakupów) i odejść we wskazanym kierunku, lecz starowinka prędko oplotła swą rękę wokół ramienia Marii, oferując jej wspólną wędrówkę. Serce dziewczęcia nie mogło odmówić tej prośbie, dlatego też na miejscu zjawiły się dobrą chwilę po rozpoczęciu targowiska, lecz nie można było odmówić im dobrych humorów. Maria cierpliwie słuchała opowieści o wnuczętach starszej pani, o wnusi, która dostała pracę jako służka jednej z lady Abbott, o kolejnej z nich, która właśnie skończyła Hogwart i oczekują teraz na wyniki jej egzaminów końcowych, odwracając wzrok w popłochu dopiero na wspomnienie jedynego wnuka pani Harroway, chłopca o brązowych lokach i czujnym spojrzeniu, którego największym marzeniem było zostać jednym z klątwołamaczy w banku Gringotta. Staruszka mówiła, że był nieśmiałym chłopcem, lecz serce miał dobre i z pewnością odnaleźliby z Marią wspólny język, gdyby tylko ich zapoznać.
Na całe szczęście ten fragment rozmowy przypadł na moment, gdy przekraczały drzwi wiejskiej świetlicy. Maria czuła, jak serce biło jej panicznie w klatce piersiowej, ale próbowała przekuć to zdenerwowanie w determinację. Palce zacisnęły się lekko na dłoni staruszki, udało się jej wysupłać z uścisku pani Harroway, przed którą skłoniła się skromnie i podziękowała za pomoc. Staruszka, na całe szczęście, to zdenerwowanie odebrała prawdopodobnie jako chorobliwą nieśmiałość, bowiem dalej uśmiechała się do Marii szeroko, choć prędko znalazła sobie inne zajęcie, brylując wśród przygotowanych przez handlarzy stoisk.
Sama Maria nie miała jednej konkretnej rzeczy, po którą przybyła. Dlatego też, wieszając wreszcie miotłę na plecach, rozejrzała się po wnętrzu, próbując znaleźć coś, co przykuje jej uwagę.
Nie spodziewała się, że tym czymś będą lśniące, srebrzyste włosy. Tak dobrze jej znane.
Szeroki uśmiech uformował się na jej wargach samoczynnie. Celine mówiła, że mieszkała w Dolinie Godryka, ze swoim bratem, to musiała być ona. Maria zmrużyła lekko oczy, skupiając się na kartonie z napisem. Znajdował się on daleko, lecz po chwili skupienia udało jej się odczytać słowa "na sprzedaż". Cóż takiego przykuło uwagę Lovegood, co oglądała z takim zapałem? Musiała się dowiedzieć, wszak sprzedawca nie wyglądał na szczególnie zadowolonego.
Nogi poniosły ją same. Spacerowała cicho, a gwar panujący w środku dodatkowo maskował jej kroki. Nim jednak znalazła się przy Celine, specjalnie odchrząknęła cichutko, czekając, aż ich spojrzenia spotkają się ze sobą i będzie mogła się z nią prawdziwie przywitać. W tym czasie dygnęła jeszcze przed sprzedawcą, odrobinę ciekawsko zaglądając do środka kartonika.
— Ojeju, to pigmejskie puszki — oznajmiła cicho, choć z wyraźnym rozczuleniem. — Wyglądają na maksymalnie tygodniowe, czemu sprzedaje je pan tak wcześnie? — dopytała zaniepokojona, delikatnie przygryzając dolną wargę w zamyśleniu.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Świetlica wiejska
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach