Wydarzenia


Ekipa forum
Szmaragdowy staw
AutorWiadomość
Szmaragdowy staw [odnośnik]26.10.20 17:49

Szmaragdowy staw

Szmaragdowy staw, skryty wśród niskich zarośli, tak naprawdę nie jest stawem - a kamienną niecką, systemem podziemnych korytarzy połączoną z oddalonym o kilkaset metrów morzem. Choć jego powierzchnia jest spokojna, a woda kusi czystością i przejrzystością, to póki co nie jest to najbezpieczniejsze miejsce do kąpieli: brzegi są strome, prawie pionowe, pozbawione punktów, o które można by oprzeć stopy, a dno - niewidoczne i niesprawdzone. Pomimo tego, ponad powierzchnią stawu można czasami dostrzec głowy nielicznych, co śmielszych pływaków - przyciągniętych głównie przez temperaturę wody, zdecydowanie wyższą niż na wybrzeżu, prawdopodobnie dzięki ciepłu, promieniującemu od tworzących nieckę skał. Wieczorami, gdy słońce zachodzi, zbiornik nabiera jaśniejszego, szmaragdowego odcienia - stąd jego nazwa - który zawdzięczać można dziwnemu, wydobywającemu się spod wody światłu o tej samej barwie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy staw Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]12.11.20 0:55
| 20 września

Nie chciała dłużej zostać przy pomniku. Wolała nie patrzeć na miejsce z którego Zakonnicy wyruszyli na – być może – samobójczą misję. Dlatego tez teraz stali tutaj, w towarzystwie szumu wody i kojącej zieleni. Gwen, spoglądając na zebranych wokół czuła się nieco… dziwnie. Oczy wciąż miała zapuchnięte od płaczu i przede wszystkim chciała po prostu zaszyć się w kącie i płacząc, umierać z niepewności, bezustannie wyczekując powrotu pozostałych. Wiedziała jednak, że zadanie wyznaczone przez Longbottoma jest naprawdę istotne i że jego wykonywanie nie tylko pomoże innym, ale jednocześnie pozwoli jej zapomnieć. Oderwać się od bólu i skupić na celu. Przecież to robiła cały czas od miesięcy, prawda? Pomagała, pracowała, uczyła się i ćwiczyła, robiąc wszystko, byleby tylko nie myśleć o wojnie, o straconych nadziejach, o zmarłych i zaginionych, o chorych w Oazie… Przy tym jednak nie była przecież osobą, która kiedykolwiek czymś przewodziła, nie w takim znaczeniu. I to, w połączeniu z ledwo opanowanymi emocjami dawało to owo poczucie dziwności.
Gwen była absolutnie przekonana, że większość z zebranych poradziłaby sobie lepiej. Lizzie, Roselyn i Ida były przecież starszymi od niej uzdrowicielkami. Lord Prewett był nestorem: zarzadzanie ludźmi musiało być dla niego chlebem powszednim. No i był sporo starszy, z dłuższym stażem w Zakonie. Charlie mieszkała w Oazie, wiec również mogłaby poradzić sobie lepiej. Podobnie jak Kerry ze swoim pielęgniarskim charakterem: pełnym troski ale tez pewności. Niemniej, to ją wybrał Harold Longbtootom, to o niej pomyślał. Doceniała, że w nią wierzył i chciała się sprawdzić jak najlepiej, ale to wcale nie rozwiewało jej wątpliwości. Zwłaszcza, że zadanie wcale nie było proste. Jak mieli zbudować w ciągu jednego dnia szpital, mając tak niewiele przymiotów do dyspozycji? Tak niewiele ludzi? Co prawda wokół nich zebrało się sporo chętnych do pomocy mieszkańców Oazy, ale samych Zakonników była zaledwie garstka.
Chrząknęła, rozglądając się po zebranych. Jej dłoń drgnęła nerwowo, aż w końcu dziewczyna odezwała:
Ja… Jak cześć z was może wie… albo się domyśla… musimy przygotować się na ich powrót. Dostałam od lorda Longbottoma informacje, że… że mamy być gotowi na wszystko, włącznie z duża ilością rannych, wiec dlatego… nie jestem pewna, ale oni chcą chyba uwolnić kogoś jeszcze, niż tylko Justine. Wiec… musimy się pospieszyć. I zrobić tyle, ile tylko możemy.
Odkaszlnęła, po czym kontynuowała:
No wiec… Musimy zrobić szpital polowy. Znam jaskinie, która będzie się do tego nadawać. Jest dość dużą, ale niska, wiec łatwiej będzie zachować tam ciepło, nawet zima. To ta za tym dużym krzakiem i wiekowym dębem, o tam. – Wskazała dłonią. Powinni wiedzieć, o którym miejscu mówi. – Tylko musimy wszystko przygotować. Steffen? Czy mógłbyś jakoś dostosować jaskinię tak, by bardziej przypominała no ten… dom? Trochę jak zrobiliśmy z laboratorium alchemicznym? Wiesz… przetransmutować cześć kamienia, by dawał światło i wyglądał jak okna? Możesz spróbować zrobić kominy w tej skale, ale tak, by nie uciekało z nich ciepło. To jaskinia, ale… po prostu… spróbuj zrobić z niej dom, dobrze? Jasny, ciepli. Bezpieczny, na ile się da. – Spojrzała na niego uważnie, sprawdzając czy zrozumiał i ma jakieś pytania.
Następnie przeniosła wzrok na kolejnych:
Charlie i Roselyn, pójdźcie razem do laboratorium. Przygotujcie eliksiry. W szafkach powinno być tez trochę bandaży. Tylko uważajcie, bo gdy byłam tam rano na palniku był jakiś cuchnący eliksir. Ktoś chyba zapomniał go wyrzucić, a bulgocze tak, jakby miał zaraz wybuchnąć. Bądźcie ostrożne, dobrze? – Z każdym wyznaczonym zadaniem czuła się coraz pewniej i spokojniej: – Kerry? Wiesz, co jest potrzebne w szpitalu, prawda? Weź Keata, on wie, gdzie wypakowujemy nowe transporty. Powinno tam być trochę materacy, koców, żywności… Poznoście to do jaskini, dobrze? Na pewno ktoś wam jeszcze pomoże. Jeśli czegoś będzie wam brakować popytajcie mieszkańców Oazy. Nie maja wiele, ale jeśli to ma uratować komuś życie… – Przerwała. Chyba nie musiała kończyć.
Tym razem spojrzała na Idę:
Ido, wiem, że musisz przygotować się do leczenia, ale czy mogłabyś dopilnować przygotowania żywności? Tamte panie obiecały, że się tym zajmą, ale możesz im pomóc. Nie ma tego wiele, a jako uzdrowiciel będziesz chyba najlepiej wiedziała, jakie porcje przygotować i co powinien dostać w pierwszej kolejności wygłodzony żołądek. – Zbliżyła się ostrożnie do dziewczyny, mówiąc do niej nieco na osobności, ciszej: – Jedna z tych dziewczyn ma sącząca się ranę na nodze, której nie chce nikomu pokazać. Kuleje, od razu zobaczysz, która to. Zajmiesz się tym? – spytała błagająco. Dziewczyna miała gorączkę i z dnia na dzień czuła się coraz gorzej, ale ponieważ była mugolką, chyba bala się magii leczniczej.
Zbliżając się już do końca wydawania rozkazów spojrzała na Archibalda:
Lordzie Prewett, pan… pan jest z nas najstarszy i chciałabym, by dopilnował pan tych chłopców, dobrze? – Wskazała na pięciu wyrośniętych, młodych ludzi, stojących nieopodal. – Obiecali, że pomogą w stworzeniu prowizorycznych noszy i czego tylko pan chce, ale sami nie będą wiedzieli jak. No i… tam, gdzie jest portal, tam, gdzie będą wracać, trzeba przygotować punkt pierwszej pomocy. Będzie pan w stanie to zrobić? – spytała. – A Lizzie… pójdziesz ze mną do jaskini, dobrze? Musimy ja posprzątać, przygotować punkt apteczny… Jest tam już trochę materiałów. Możemy nimi wydzielić jakieś strefy. Widziałam, że ktoś przyniósł nam trochę szafek. Musimy je zagospodarować – powiedziała. – I przypilnować reszty, która będzie nam tam pomagała – wyjaśniła. Musiała mieć oko na wszystko, a to oznaczało, ze chcąc nie chcąc musiała być w samym centrum wydarzeń.
Omiotła spojrzeniem jeszcze raz wszystkich wokół:
Czy wszyscy rozumieją, co maja zrobić? Jeśli macie jakieś pytania to pytajcie teraz – ogłosiła.

| Niniejszy post ma charakter organizacyjny. Możecie, ale nie musicie na niego odpowiadać. W razie pytań oczywiście odpowiem na nie tutaj w formie fabularnej.
Osoby, które mają do napisania jeden post mogą zrobić to tutaj, lub w dowolnym temacie. Nie musi mieć 1200 słów, ale prosiłabym, aby w miarę możliwości wyczerpywał temat. Gdy go napiszecie, prosiłabym o przeslanie mi do niego linka.
Charlie i Roelyn powinny rozegrać swój watek tutaj. Gwen i Lizzie będą grały w jaskini, a Kerry i Keat na polanie rozładunkowej. Prosiłabym o informacje zarówno o rozpoczęciu jak i zakończeniu watkow.
Przypominam, że wydarzenie jest związane z eventem Księżniczka na wieży i przynajmniej część z wątków i postów powinna być napisana przed jego końcem. Gdy event będzie zbliżał się ku końcowi, będę Was informować.

Osoby, które chcą nam pomoc w budowaniu polowego szpitala, a które nie zostały przeze mnie ujęte również zapraszam. Możecie swobodnie pisać watki związane z pomocą nam 20 września, jednak prosiłabym o konsultacje, aby mieć kontrole nad tym kto, co i gdzie robi. Oczywiście jeśli obecni tu skończą już swoje rozgrywki i będą mieli ochotę na więcej – nic nie stoi na przeszkodzie, możecie umawiać się na kolejne sesje.

Drużyny zostali wybrane losowo.

W razie pytan/niejasnosci zapraszam na PW/discorda.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]12.11.20 17:44
Zdążył dopalić papierosa, nim Gwen zabrała głos i przedstawiła pokrótce, po co wszystkich tu zebrała. Choć na usta cisnęło mu się milion pytań, ostatecznie uznał, iż zadawanie ich będzie tylko bezsensowną stratą czasu - najpewniej nie wiedziała nic ponad to, co właśnie im powiedziała. Longbottom nie należał do przesadnie wylewnych typów. Wydał rozkaz - a Gwen go wykonywała. Bez wątpienia nie wytłumaczył jej, co dokładnie miał na myśli, wspominając o tym, iż należy przygotować się na przybycie wielu rannych; Burroughs liczył na to, że Zakon zamierza odbić Tonks po cichu, wślizgnąć się do Towar niepostrzeżenie i w ten sam sposób opuścić to miejsce, lecz najwidoczniej plany były zgoła inne.
Odciął się, wyłączył, pozwalając, by monolog Gwen przepłynął gdzieś obok niego; zareagował dopiero na własne imię - nieco nieprzytomnym wzrokiem powiódł od rudowłosej do dziewczyny, do której Grey się zwróciła. Kerry? Chyba jeszcze nie mieli okazji się poznać. Może gdyby padło jej pełne imię - Kerstin - skojarzyłby, że przecież Tonks czasem wspominała mu o swojej siostrze, która właśnie tak się nazywała. Był jednak w tym momencie za bardzo zajęty własnymi myślami, aby wysnuć takie wnioski, czy nawet tylko zacząć coś podejrzewać.
Posłał Kerry mglisty uśmiech, po czym ruszył w jej stronę i stanął tuż obok niej; sam nie miał żadnych pytań, właściwie mogli już iść. Spojrzał tylko na nią kontrolnie, upewniając się, czy blondynka nie chce o coś dopytać. - Keaton - przedstawił się jeszcze, podając jej rękę, po czym ruszył powoli w stronę polany, gdzie rozładowywano wszystkie towary, które udało się przetransportować do Oazy. - Co jeszcze może się przydać? Poza tym, co wymieniła Gwen? - coś do spania, jakaś żywność... Nie miał pojęcia, na co jeszcze zwrócić uwagę - w sumie nigdy nie byłem w szpitalu - uświadomił sobie, lekko zaskoczony - za dużo kłopotów, za dużo mało wiarygodnych wyjaśnień; prościej było wybrać się do portowego uzdrowiciela. Swoją drogą, zdecydowanie był najlepszą osobą do tego, żeby skompletować wyprawkę pacjenta... dobrze, że to Kerry miała być mózgiem tej operacji.
- Nie odwracaj się teraz w lewą stronę, ale tam, za stertą desek, czai się kilku chłopców - dodał nieco ciszej, niemal konspiracyjnie; mało co mogło poprawić mu tego wieczora humor, lecz cień rozbawienia padł na jego usta, gdy uświadomił sobie, że są bacznie obserwowani przez dobrze znaną mu gromadę oazowych hultai, którzy poczuli się chyba w tym miejscu dość swobodnie. Niemal jak w domu, który im odebrano? Nie był pewien, ale skoro kręcą się po Oazie, zamartwiając się głównie tym, co powinni zbroić w następnej kolejności... może była szansa, by ich dzieciństwo nie odbiegało zbytnio od tego, jak powinno wyglądać - zawsze próbują dobierać się do zapasów słodyczy, ewentualnie do jakichś słodkich owoców... - tym razem pewnie będzie tak samo, mógł założyć się o... czekoladową żabę, jedną z tych, za które chłopcy z placu rozładunkowego byliby skłonni stoczyć prawdziwą bitwę - może zagonimy ich do roboty? A w nagrodę coś im potem kopsniemy? - przyda się każda para rąk, szczególnie ta pełna dziecięcej energii. Energii, która zdaje się być niewyczerpywalna.

| zt? przechodzimy tutaj?



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]15.12.20 19:32
12.07?

Potrzebowała pobyć sama. Prawdopodobnie nie był to w obecnej chwili najlepszy pomysł. Tak samo jak nie było najlepszym pomysłem, aby samotnie udać się akurat w to miejsce - nad wodę. I to taką, o której wiadomo było, że jej brzegi były niezwykle strome, a dno niezbadane. A już najgorszym co mogła zrobić Florence, było przyjście właśnie w ten odludny zakątek wyspy z ledwie napoczątą butelką wina w ręce. Powiedziała co prawda innym, gdzie się udaje. Nie sądziła jednak, by ktoś zainteresował się jej przedłużającą się nieobecnością. Jama była zawsze pełna ludzi, który zawsze mieli coś do roboty, coś do obgadania, do pokrzyczenia, do zakomunikowania. Panował tam straszny rozgardiasz i harmider, więc brak jednej osoby zwykle nie rzucał się w oczy... do czasu aż ktoś miał do zaginionego sprawę. A że Florence nie spodziewała się, że ktoś będzie jej szukał... miała przed sobą luźno kilka godzin spokoju.
I dobrze. Nikt jej nie będzie patrzeć na ręce, kiedy bez zażenowania będzie w siebie wlewać kolejne łyki wina. Przyszła tu z resztą nie bez powodu. Nie chciała, żeby ktoś obserwował, jak panna Fortescue po raz kolejny się łamie. Wieści, o których doniesiono jej z początkiem lipca były bowiem niczym cios prosto w serce. Obecnie nie była już nawet pewna, co tak właściwie zabolało ją bardziej. Utrata domu... czy też utrata przyjaciela. Im więcej wina w siebie wlewała, zdawała sobie jednak sprawę, że odpowiedź jest jasna. Zarówno dom jak i ich lokal dało się odbudować. Choć wymagało to sporo czasu, a także wkładu pieniędzy i pracy, istniała spora szansa, że w przyszłości (za kilka miesięcy? lat?) lodziarnia rodzeństwa Fortescue znów będzie przynosić radość dzieciom i dorosłym, który przemierzali ulicę Pokątną. Zupełnie inaczej sprawa miała się jednak z utraconym życiem. Florence do tej pory nie mogła uwierzyć w to, że Bertie Bott... zginął. Miała ochotę zwyzywać go od najgorszych. Głupi dzieciak. Nadęty, mały dupek. Co on sobie myślał. Szczeniak młodszy od niej. Bawił się w bohatera, stając przeciwko tym potworom... i po prostu zginął. Ten sam Bertie z którym prześcigała się w umiejętnościach kulinarnych. Ten sam, który nie potrafił wyglądać poważnie nawet wtedy, gdy starał się ze wszystkich sił. I wreszcie ten sam, który przyjął ją pod swój dach, kiedy ona i Florean zostali na ulicy niemalże z niczym. Nie potrafiła zrozumieć jak to się stało, że ucieczkę z Rudery, a jego śmierć dzielił tak krótki okres czasu. Bertie umarł. Zniknął. Jak zdmuchnięcie świecy. Kamień, który przepadł w głęboką wodę, by już nigdy nie zostać odnalezionym. Nie mieli nawet sposobności, aby odprawić pogrzeb. Być może wtedy Florence wykrzyczałaby mu to wszystko, co sądzi o jego śmierci.
Utrata przyjaciela bolała zdecydowanie najbardziej. Opłakała go już, ale nic nie potrafiła poradzić na to, że emocje wciąż przelewały się w jej sercu. Całe szczęście, jej policzki pozostały jednak suche. Była tu sama, wiedziała, że mogłaby sobie pozwolić na płacz, na załamanie się... ale co by tym zyskała? Z ponurą miną pociągnęła kolejnego łyka z butelki i cisnęła niewielki kamień w głęboką, niezbadaną toń stawu.
- Pieprzony gnojek - warknęła do siebie.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szmaragdowy staw Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]03.01.21 2:42
11.07? 12-tego piję z Cedrikiem...

Spędził dzień na polanie rozładunkowej i padał już z nóg, ale jakoś nie chciało mu się jeszcze wracać do domu. Dziś Kerstin miała dyżur w lecznicy, a on zawsze zamartwiał się jej najdrobniejszym spóźnieniem. Mógłby po prostu udać się do Doliny Godryka i poczekać na siostrę pod jej miejscem pracy, ale spróbował się opanować. Już i tak bywał nadopiekuńczy i czasem wydawało mu się, że Kerstin dusi się w jego domu. Siostra była już dorosła (w co trudno było mu uwierzyć), a wojna i mieszkanie pod jednym dachem z dwójką poszukiwanych czarodziejów narzuciły na nią nowe restrykcje. Just zgadzała się, że powinni być ostrożni, ale Mike chętnie porozmawiałby o tym wszystkim z jakąś bezstronną kobietą. Napoczął już temat z Cedrikiem, ale kolega po fachu też trzymał Lizzie trochę pod kloszem, no i wszyscy aurorzy byli dość... bezwzględni, gdy chodziło o przestrzeganie zasad.
Wolał przejść się po Oazie niż leżeć w łóżku i wyobrażać sobie jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać na charłaczkę w Dolinie Godryka (prawdę mówiąc, było to dość bezpieczne miejsce, ale Mike miał bujną wyobraźnię), więc nieco bez celu ruszył pod Szmaragdowy Staw. Przystanął, widząc znajomą sylwetkę - i słysząc znajomy głos. Uniósł lekko brwi, nie spodziewał się po pannie Fortescue takich... wyrażeń. Ani... butelki wina w dłoni?
-Florence? - zagaił ostrożnie, nie chcąc zajść jej całkiem niespodziewanie. Znajdował się w końcu za jej plecami. Taktycznie zboczył nieco w bok i kilkoma szybkimi krokami znalazł się przy brzegu stawu, gdzie kobieta mogła go już zobaczyć i rozpoznać. -Wszystko... w porządku? - upewnił się. -Ktoś sprawił ci przykrość? - dodał, mając na myśli owego "pieprzonego gnojka." Pewnie w normalnej sytuacji przyjąłby takie wyzwiska z rozbawieniem i uniósł lekko brwi, ale coś w minie Florence kazało mu zachować powagę. Nie był pewien, czy wyglądała bardziej na wściekłą czy smutną, ale wolał baczyć na swoje słowa. Pamiętał zresztą, że jego zwyczajowe żartobliwe instynkty na widok zezłoszczonych kobiet brały się z wychowania u boku dwóch młodszych sióstr, z młodości spędzonej w czasach względnego pokoju. Tymczasem miał przed sobą jedną z ofiar wojny, a nie byle jaką zirytowaną trzpiotkę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Szmaragdowy staw 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]03.01.21 13:48
Pogrążona we własnych myślach nawet nie usłyszała, że ktoś się zbliżał. Gdy gdzieś z boku dobiegł ją znajomy głos, Florence aż podskoczyła - prawie wypuściła przy tym z rąk butelkę wina. Zdołała ją jednak chwycić, po czym nastąpiła raczej skazana na porażkę próba ukrycia trunku. Michael był już na tyle blisko, że na pewno dostrzegł, co trzymała w rękach. Florence postanowiła więc odchrząknąć, spróbować jakoś się pozbierać. Co prawda chciała tu pobyć sama, ale przecież nie każe mu odejść. Przez krótki moment zastanowiła się tylko, co tu właściwie robił. Staw nie należał do miejsc zbyt uczęszczanych, czy więc przyszedł jej tu szukać? To zdecydowanie przekreślało jej plany na picie w samotności. Poza tym, taką już miała wrodzoną cechę, że nie chciała, by inni się o nią martwili. Skoro już więc tu przyszedł, postanowiła zrobić dobrą minę do złej gry. Może, jeśli odegra ten teatrzyk wystarczająco przekonująco, mężczyzna sam odejdzie.
- Och, Michael. Przepraszam, nie wiedziałam że ktoś jeszcze tu jest. - odezwała się. Co właściwie miała mu odpowiedzieć? To najprostsze pytanie często sprawiało największe trudności w kwestii odpowiedzi. Nie zamierzała mu opowiadać mu przecież o swoich rozterkach. Na pewno z resztą nie chciał o nich słuchać, pytał tylko z grzeczności. - T-tak, wszystko w porządku. Ja tylko... potrzebowałam chwili, żeby pomyśleć - w gruncie rzeczy, nie skłamała. Bardzo chciałaby, żeby taka odpowiedź usatysfakcjonowała Michaela. Odwróciła wzrok, wbijając go w taflę jeziora. Powierzchnia wody nadal była lekko poruszona z powodu kamienia, który cisnęła w toń. Tylko że koniec końców staw w końcu się uspokoi. Kręgi wytracą siłę i prędkość, i w wodzie znów będzie można przeglądać się niczym w zwierciadle. Florence bardzo by chciała, aby jej życie dało się porównać do takiego stawu. By każde wzburzenie, każde poruszenie w końcu zniknęło bez śladu, dając jej możliwość odzyskania równowagi. Niestety, obecnie los ich wszystkich przypominał raczej wzburzone morze.
- Zastanawiałeś się kiedyś... - wypaliła nagle, zanim w ogóle zdążyła pomyśleć, co właściwie chce zrobić - jak by to było... gdyby ta wojna nigdy nie wybuchła?
Powrót do normalnego życia wydawał jej się nagle tak zupełnie nierealny. Niczym jakaś mrzonka - a przecież kryzys nie trwał przecież wcale aż tak długo. Ba, Florence nie brała nawet osobiście udziału w potyczkach. A jednak, kiedy dziś myślała o dniach, gdy rześko wstawała o świcie, by następnie obudzić brata, zejść na dół i wyszykować lodziarnię na kolejny dzień przyjmowania klientów spieszących po Pokątnej, czuła się jakby marzyła o niestworzonych rzeczach. Jak bardzo wojna pozmieniała ich serca i dusze, że jej własne, poprzednie, normalne życie wydawało jej się mrzonką?


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szmaragdowy staw Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]04.01.21 2:11
| szpital polowy, cd, 1284 słowa

Nie potrafiła za nic pracować spokojnie. Serce waliło jej jak młotem i właściwie najchętniej wcale nie rozstawałaby się z Kerry, ale przecież nie mogła cały czas za nią chodzić. Zwłaszcza, że podział osób na duety uzdrowicieli i pozostałych wydawał jej się całkiem rozsądny. Panna Tonks powie, czego potrzebują i razem z Keatem dobrze sobie poradzą. Roselyn zaś powie Charlie, jakie dokładnie eliksiry mogą się przydać i co trzeba uwarzyć. Gwen nie miała przecież doświadczenia w leczeniu dużej grupy ludzi. Wraz z Lizzie zaś doprowadzą jaskinię do porządku. Przynajmniej jako-takiego.
Razem z Lizzie ruszyły wiec do jaskini i Gwen zabrała się do pracy, raczej słuchając panny Dearborn niż robiąc rzeczy na własną rękę. Gdzie było można, korzystała z zaklęć, ale drobniejsze przedmioty wolała ustawiać i porządkować ręcznie. Problem polegał na tym, że... nie miała chwili spokoju.
Już po piętnastu minutach przyszedł do niej nastoletni chłopiec, którego wcześniej poprosiła o przygotowanie drewna na opał. Nie był sam: miał do pomocy kilku kolegów. Tyle, że żaden z nich nie władał przecież magią.
– Lizzie? – zagadnęła dziewczynę. – Dasz sobie radę sama? Zepsuły im się siekiery. Są zardzewiałe i... A musimy to wszystko jakoś dogrzać. – Spojrzała na Lizzie przepraszającym wzrokiem i ruszyła za chłopcem.
Gdy dotarli pod niewielki lasek oczom Gwen ukazała się wysoka hałda drzew czekających na porąbanie. Wzięła głęboki oddech. Narzędzia były naprawdę stare i zepsute, ale chłopcy też wyraźnie po prostu szukali wymówki, aby dostać wolne. Jedna z siekier wciąż była sprawna, jedynie pokrywała ją delikatna rdza i mogli spokojnie pracować, a jednak – siedzieli, głośno rozmawiając i spoglądając na towarzyszącego malarce chłopaka z wyrzutem. Rudowłosa na ten widok uniosła brwi i pokręciła głową.
– Co wy tu robicie? – spytała, poddenerwowana.
– No... czeamy... na panią – odpowiedział jeden z nich.
– Czekacie. A tą siekierą nie możecie rąbać? A te patyki? Są dobre na rozpałkę, możecie je rękami łamać. Na Boga, ruchy! – Wykonała ponaglający gest, ale chłopcy dalej siedzieli lub stali wokół.
Poczuła, jak coś ją... Spokojnie, Gwen, głęboki oddech, będzie dobrze, ale... ONI TAM PRZECIEŻ POSZLI UMIERAĆ, a ci się dobrze bawili, zamiast wykonać proste i bezpieczne zadanie! Na Merlina, nawet jeśli ci chłopcy obetną sobie przypadkiem palca to przecież mieli pod ręką uzdrowicieli i nic by im koniec końców nie było. Policzki Gwen zaczerwieniły się z irytacji. Gwałtownie wypuściła powietrze z ust:
– WY. TU. SIEDZICIE. I. NIC. NIE. ROBICIE – powiedziała, powoli cedząc słowa: – A CI, PRZEZ KTÓRYCH MACIE CO JEŚĆ ZNOW RYZYKUJĄ ŻYCIE! MACIE SIĘ RUSZYĆ! W T E J CHWILI! – krzyknęła, tracąc nad sobą kontrolę i... podziałało. Chłopcy natychmiast zaczęli ją przepraszać, a malarka karcąco kręciła głową, czekając, aż zabiorą się do pracy. Sama uniosła różdżkę i wycelowała ją w zepsute narzędzia, używając na nich prostego, użytkowego czaru naprawczego. Następnie, korzystając z zaklęcia podpatrzonego u Foxa kawałek drewna przekształciła w taczkę. Nie wytrzyma pewnie więcej, niż dnia pracy, ale przecież więcej nie potrzebowali.
Dając chłopcom kilka kolejnych rozkazów ruszyła dalej, uznając, że skoro Lizzie i tak jest już sama to pewnie sobie radzi, a ona może zrobić obchód i dopilnować, aby wszystko szło jak należy.
Nie mogąc się powstrzymać, z oddali przyjrzała się Kerry i Keatowi, bojąc się o to, jak trzyma się przyjaciółka. Pielęgniarka była – a przynajmniej zapewne – bardziej zestresowana od niej samej. W końcu od tego zależało życie dwójki jej rodzeństwa. Ludzi, z którymi mieszkała i których kochała ponad życie. Gwen zaś...choć pragnęła uwolnienia Justine to nie mogła przecież zaprzeczyć, że starsza panna Tonks budziła w niej dystans i chociaż chciała, nie potrafiła się do niej przywiązać tak, jak do pozostałych członków jej rodziny.
Nie mogła jednak długo stać i się gapić (to byłoby niegrzeczne!). Wróciła więc pod jaskinię gdzie pojawił się kolejny problem. Chłopak przygotowujący za pomocą różdżki równą ścieżkę prowadzącą do szpitala potknął się niefortunnie i przewrócił. Gwen zastała go, trzymającego się za nogę. Panna Grey westchnęła w duchu i natychmiast kucnęła przy ciemnowłosym, góra osiemnastoletnim mężczyźnie i poprosiła go, aby pokazał jej nogę. Nie było to nic wielkiego... ale tak czy siak, chłopiec nie mógł pracować z krwawiącą i bolącą nogą.
Prędko pobiegła więc do wewnątrz przygotowywanego szpitala, biorąc bandaż i jakąś maść na gojenie się ran, a następnie prędko ruszyła do chłopaka, pomagając mu założyć opatrunek. Nie była uzdrowicielem, ale takie podstawy pierwszej pomocy miała przecież opanowane. Jako malarka musiała: w końcu sama często kaleczyła własne palce podczas pracy albo przypadkiem się czymś parzyła. Gdy skończyła pomagać, wyprostowała się, szukając wzrokiem kogoś, kto mógłby na chwilę zastąpić chłopca. W końcu wypatrzyła innego mieszkańca Oazy, który akurat szwendał się po okolicy (chyba nie zgłosił się do pomocy...) i nie zważając na jego protesty po prostu namówiła go do pracy. Argument to może uratować komuś życie okazał się naprawdę mocny.
Rannemu powiedziała zaś, aby – gdy noga przestanie go boleć – wszedł do budynku i pomógł tam. Nie powinien mieć z tym większego problemu, a jeśli tylko czuł się na siłach był naprawdę bardzo potrzebny.
Widząc, że wiele osób sobie nie radzi z powierzonymi zadaniami, Gwen zaczęła krążyć wokół, z oddali zerkając na innych Zakonników (oni radzili sobie całkiem dobrze) i pomagając tam, gdzie się dało lub gdzie potrafiła. Kilka kobiet samodzielnie zaczęło znosić do szpitala ostatnie koce z własnych domów i panna Grey musiała je powstrzymać: chaty w Oazie były marne i przecież nie mogła pozwolić, aby ktoś zamarzał w nocy. Jeśli będzie brakować, na pewno przyjdą. Jeden rozwiązany problem ciągnął jednak za sobą kolejny, bo góra piętnastoletnie dziewczynki natychmiast otoczyły malarkę, chcąc dowiedzieć się, jakie zioła będą najbardziej potrzebne. Gwen zerknęła do koszyczków, orientując się, że połowa z roślin była jej albo nieznana, albo trująca, toteż poleciła, aby po prostu pozbierały płatki ciermnika, który był w Oazie dość popularny. Pokazała im kwiaty i mugolskie dziewczynki natychmiast ruszyły do dalszej pracy.
Westchnęła, na chwilę popadając w zamyślenie. Jak to będzie wyglądało gdy wrócą? Skąd przybędą? Miała podejrzenia, ale przecież nie mogła być pewna. Czy lord Longbottom wiedział, na co wysyłał swoich ludzi? Czy dobrze kalkulował ryzyko? Bała się, o wszystko tak bardzo się bała, że...
– Pani... eeee... Panno Gwen? – usłyszała za plecami.
– Tak? – spytała odruchowo, zerkając za siebie.
– No bo... piła nam się zepsuła – powiedział wysoki, silny mężczyzna. – A łóżka składamy, potrzebujemy...
– Już idę – powiedziała, wzdychając i idąc prędko do stolarza i jego syna. Okazało się, że brakuje im nie tylko piły, ale i drewnianych elementów, a niestety, dobrej jakości desek Gwen raczej nie była w stanie wyczarować. Zamknęła na chwilę oczy, myśląc usilnie, aż w końcu wpadła na pomysł.
Wskazała ręką teren pod lasem:
– Tam chłopcy mają trochę drewna i wśród niego część to stare deski. Jeśli jeszcze nie pocięli ich na opał... spytajcie się, sprawdźcie co mają. Możecie brać wszystkie, powiedźcie, że macie moją zgodę – powiedziała. Drewna na trochę wystarczy, a bez łóżek może być im trudno. Przecież jeśli Zakon wróci w złym stanie to... to... Och, nie myśl o tym, Gwen!
Nie mogła stać w bezruchu. Złe myśli natychmiast wpadały do jej głowy. Musiała pracować. Być w ruchu. Cały czas i bez ustanku, aby nie myśleć o ludziach pozbawionych duszy, o zastygłych w bezruchu wilkołakach (dobrych i miłych wilkołakach!), nawet o niewdzięcznych miotlarkach, które nie dotrzymywały obietnic przyjaźni, jak o tym myślała panna Grey. Nie żeby z Hannah rozmawiała... ostatnio. Kiedykolwiek. To, co jednak słyszała o niej od Kerry wystarczało jej do końca życia, naprawdę.
Dlatego chwilę później znów chodziła od punktu do punktu. Pomoc Lizzie przerodziła się w ogólną kontrolę wszystkich obecnych w Oazie, bo właściwie niemal wszyscy byli zaangażowani w budowanie szpitala. Co prawda na razie tylko polowego, ale jaskinia powoli zaczynała przypominać azyl, w którym ktoś faktycznie mógłby zamieszkać. Nie była może najjaśniejsza, a ściany powodowały echo, ale pojedyncze szafki, pierwsze łóżka, rozłożone na ziemi materace wyraźnie świadczyły o tym, że są tu ludzie. Ludzie z Oazy, którzy samą swoją obecnością sprawiali, że cała ta wyspa była jak dom. Nawet jeśli Gwen w nim nie mieszkała.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]04.01.21 19:57
| szpital polowy

Archibald chętnie opuścił Weymouth i udał się do Oazy. Pogoda dzisiaj rozpieszczała. Letnie promienie słońca przyjemnie ogrzewały jego jasną skórę. Ubrany był w brązowe spodnie z lekkiego materiału i beżową koszulę, której rękawy podwinął do łokcia. Nie brał ze sobą marynarki, wątpił, by miała mu być tego dnia potrzebna. Pierścień nestora bezpiecznie leżał w niedużej szkatułce – coraz rzadziej go nosił, w zasadzie nie wychodził z pałacu, a przecież wszyscy mieszkańcy Weymouth dobrze wiedzieli kim jest. W Oazie też nie był mu do niczego potrzebny, jeszcze gdzieś się zgubi i będzie do końca życia pluł sobie w brodę, że zgubił tak cenną rodzinną pamiątkę, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Nie, nie, nie, lepiej pracować w Oazie bez niej.
Nie przeszkadzało mu, że pieczę nad zadaniem sprawuje ktoś inny – miło było na chwilę odpocząć od odpowiedzialności. Przysiadł sobie na kamieniu, uważnie słuchając słów młodej Zakonniczki. Całkiem sensownie zaplanowała harmonogram pracy, dlatego tylko skinął jej głową, nie dodając nic od siebie. Ewentualne wątpliwości zapewne wyjdą już w trakcie prac, ale na razie Archibald odnosił wrażenie, że wszystko pójdzie sprawnie i gładko.
Świetnie! Nie pozostaje nam nic innego jak wziąć się do roboty – Wstał z kamienia, wygładzając swoją koszulę. Zerknął w stronę rosłych chłopaków, którzy podobno mieli budować nosze, i ruszył w ich kierunku. – To nie jest nic trudnego, chyba znacie odpowiednie zaklęcia? – Upewnił się, a kiedy otrzymał pozytywną odpowiedź, ruszył razem z nimi do miejsca, gdzie leżały przygotowane materiały. Przyjrzał się dostępnemu drewnu i kupie materiałów, licząc w myślach ile noszy powinni z tego uzyskać. – Powinno wystarczyć – mruknął pod nosem. Zresztą zawsze mogli skorzystać z zaklęcia noszy, gdyby okazało się, że mają ich zbyt mało. Sam też pomagał reszcie chłopaków składać to wszystko do kupy – miło było zająć głowę takim zajęciem, zupełnie innym od tego, czym zajmował się na co dzień.
Minęła mniej więcej godzina, kiedy mieli już przygotowane wszystkie nosze i szli z nimi pod portal. Archibald przyjrzał się krytycznie temu miejscu, obchodząc je dookoła. – Hmm... – mruczał pod nosem, co jakiś czas wydobywając z siebie urywki tylko sobie zrozumiałych słów, jak ten eliksir... albo dziesięć fiolek tamtego... czy koniecznie jeszcze liście... Po kilku minutach owocnej dyskusji z samym sobą, Archibald wreszcie stanął naprzeciwko portalu, spoglądając na swoich dzielnych pomocników. – Wy – wskazał palcem na dwóch chłopaków z prawej strony, niewysokich, chyba dobrze się znali. – Pójdźcie do Charlene i Roselyn, poproście je jeszcze o eliksir znieczulający, przeciwbólowy – zamilkł na chwilę, zastanawiając się z jakimi obrażeniami mogą stamtąd wrócić. Azkaban, Azkaban... Na pewno szkodliwe działanie czarnej magii, pewnie problemy psychiczne, potrzebne będzie coś na uspokojenie, jakieś rany kłute, najpopularniejsze, pewnie będzie ich mnóstwo. Reszty nie był w stanie przewidzieć, będzie musiał improwizować już na miejscu. – ...do tego jeszcze eliksir wiggenowy, byłoby super, jakąś maść na rany cięte, eliksir uspokajający... Zapamiętaliście? – Upewnił się, a choć obaj kiwnęli głową, nie uwierzył im i powtórzył wszystko jeszcze raz. – Może mają w zapasach, może jeszcze zdążą uwarzyć, przyda się każda fiolka – kiwnął głową, pozwalając im już się rozejść. – Wy możecie przygotować tutaj jakiś stół, żeby było gdzie kłaść te wszystkie rzeczy, ty... Ty porozkładaj te nosze, będzie można na nich ułożyć ludzi, a wy możecie trochę ogarnąć to miejsce, zabrać te kamienie – kiwnął w stronę jednego z nich. – Będą tutaj wracać wycieńczeni, ostatnie czego chcemy, to żeby wpadli na jakąś skałę, wracając świstoklikiem – machnął ręką, bo nawet nie chciał myśleć o tak błahych urazach, które niepotrzebnie zabierałyby czas uzdrowicielom. – Pracujcie, ja zajmę się w międzyczasie czymś innym – uśmiechnął się, po czym wyruszył w podróż do domu.
Nie lubił przemieszczać się pomiędzy Oazą a domem, przynajmniej nie w tak krótkich odstępach czasu, ale chciał szybko zabrać z pałacu parę przydatnych rzeczy z domowej apteczki. Jakieś bandaże, trochę leczniczych roślin, parę leczniczych eliksirów, bo nie wiedział, czy dziewczyny dadzą radę jeszcze coś uwarzyć do punktu pierwszej pomocy. Może przesadzał, może wystarczyłoby tylko tam stać z różdżką, wszak miało to być tylko miejsce szybkiego leczenia przed udaniem się do polowego szpitala, ale nie potrafił niczego robić na pół gwizdka. Nie byłby sobą, gdyby nie przygotował przed portalem porządnego punktu pierwszej pomocy, przynajmniej na tyle porządnego, na ile pozwalają im środki i warunki.
Spędził w pałacu pół godziny więcej czasu niż by chciał, ale znalezienie wszystkich potrzebnych rzeczy wcale nie było takie proste, nawet z pomocą domowych skrzatów. Wrócił do Oazy trochę spocony i zasapany tymi poszukiwaniami i samą podróżą, bo nie przepadał za podróżami, czy to świstoklikiem czy (tym bardziej!) teleportacją, nie wspominając już o miotle, gdzie wiatr dawał po twarzy i trzeba było się garbić przez całą drogę, żeby trzymać się trzonka. Preferował magiczne karoce, jeżeli już.
O! – Wyrwało mu się, kiedy wrócił na miejsce. Wyglądało dużo lepiej niż wtedy, kiedy je opuścił. – Świetna robota – pochwalił ich, po czym wysłuchał raportu chłopaków odpowiedzialnych za eliksiry. – Trudno, tak sądziłem, że nie uda się wszystkich zdobyć. Przyniosłem trochę od siebie – mówiąc to, zaczął wyjmować różnokształtne fiolki na prowizoryczny stół, który lekko się chybotał, ale już nie zamierzał na to narzekać. – Tylko poprzesuwajcie te nosze, leżą zbyt blisko siebie. Uzdrowiciele muszą mieć miejsce, żeby między nimi przechodzić albo przy nich kucać, żeby zająć się pacjentem – uświadomił ich, po czym przystanął, obserwując ich pracę. Nosze są, eliksiry są, jakieś bandaże i maść... – Załatw jeszcze miskę – poprosił po chwili jednego z nich, bo w zasadzie prędzej czy później zawsze do czegoś przydawała się woda żeby przemyć jakąś ranę, ostry strumień zaklęcia aquamenti, dawany prosto z różdżki na skaleczenie, zazwyczaj nie był niczym przyjemnym. Przeszedł się jeszcze raz wokół portalu, odgarniając po drodze jakiś kamień, żeby nikt się o niego nie potknął (wcale nie przesadzał), po czym posłał ostatnie krytyczne spojrzenie swojemu dziełu, zanim stwierdził, że tak będzie wystarczająco. – No dobrze, wygląda na to, że wszystko mamy zrobione – pochwalił swoich pomocników, bo sprawili się na medal, nawet za bardzo nie narzekali. – Dziękuję za pomoc, możecie teraz wrócić do siebie – jeszcze raz im podziękował, po czym ruszył w kierunku laboratorium, żeby może pomóc swoją różdżką przy ważeniu. Nie był w tym najlepszy, ale na kursie uzdrowicielskim opanował podstawy, także był w stanie zająć się ważeniem podstawowych środków leczniczych. Miał nadzieję, że to odciąży dziewczyny, i będą mogły się zająć ważeniem bardziej skomplikowanych mikstur, które wymagały więcej czasu i uwagi alchemika. Miał też plan udać się do jaskini, żeby sprawdzić jak radzi sobie Steffen z transmutowaniem jej w coś bardziej przytulnego – byle tylko pamiętał, że to mimo wszystko ma być szpital, w miarę przestronny, z bardziej ustronnym miejscem na ewentualne zabiegi, chociaż Archibald miał nadzieję, że nie będą one potrzebne. Nie chciał nawet myśleć o miejscu na ewentualne ciała, tych nie przewidywał w swoim planie, wszyscy (bez wyjątku!) mieli wrócić cali i w miarę zdrowi, albo po prostu cali, a tym zdrowiem już Archibald z resztą uzdrowicieli i ochotników się zajmą. Jak widać, wszyscy byli zaangażowani i skorzy do pomocy – tak miło się patrzyło na grupę tak pracowitych i zorganizowanych osób, takie inicjatywy zawsze strasznie go cieszyły, w końcu Zakon to była grupa zaprzyjaźnionych czarodziejów, nawet jeżeli nie za dobrze się znali, i tak stawali się sobie bliscy przez ten wspólny cel, jaki starali się osiągnąć. Nie było łatwo, oj, zdecydowanie nie było łatwo, i nawet Archibalda czasem łapały wątpliwości czy to wszystko w ogóle ma sens, skoro sytuacja tak się komplikowała pomimo ich odważnych działań, ale wtedy sobie przypominał, że pod żadnym pozorem nie mogli tracić nadziei. Już zbyt daleko zaszli, zbyt wiele poświęcili – to musiało się udać.

zt


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]07.01.21 23:24
Chyba mieli to ze sobą wspólnego. Nie chcieli, by inni się o nich martwili, a zarazem przesadnie martwili się o innych. Manifestowało się to oczywiście inaczej. Florence była uzdrowicielką, do nie tak dawna właścicielką lodziarni, a Michaelowi zdawało się, że panna Fortescue wszędzie roznosi (albo raczej buduje, mozolnie i od podstaw) ciepłą, domową atmosferę. Była wrażliwa, ale dotychczas Tonks poznał same zalety tej wrażliwości - cierpliwość i serdeczność. Już w maju dostrzegł we Florence również smutek, ale dopiero teraz widział ten żal w nieokiełznanej okazałości - z winem, samotnością i pretensjami.
Przez chwilę martwił się, że Florence każe mu odejść, ale nie. Cóż, przynajmniej nie była już sama.
-Nie przepraszaj. - kobiety czasem przepraszały za wszystko, również za rzeczy, które w mężczyznach nawet nie wzbudziłby żalu. Przynajmniej w doświadczeniu Tonksa. -Każdy potrzebuje czasem odreagować. - zapewnił serdecznie, nieświadom, że za kilka tygodni nie będzie mógł już wygłosić podobnej rady. Dotychczas odreagowywał stres podobnie jak Florence, alkoholem. Nie wiedział jeszcze, że bestia w jego wnętrzu tylko czeka na… inne wyładowanie.
Nie dociekał, o czym chciała pomyśleć. Trochę się zaniepokoił, ale wychował się z dwoma nastolatkami. Dzięki temu wiedział, kiedy kobiet lepiej nie ciągnąć za język. Mężczyzn zresztą też - choć oni w najgorszym razie się obrażali, albo kazali się odczepić, a dziewczyny robiły coś nieporównywalnie gorszego. Płakały.
Zerknął kontrolnie na Florence, chcąc dostrzec, czy jej oczy są zaczerwienione. Chyba jeszcze nie, na szczęście. Zmrok nieco utrudniał dyskretną obserwację.
Zbierał chwilę słowa, nie wiedząc co powiedzieć, ale nagle to panna Fortescue narzuciła im temat. Zaskakujący, ale niespodziewanie… przyjemny. Michael odegnał od siebie myśl, że jeszcze częściej myślał o tym, co by było gdyby nigdy nie pojechał do Norwegii i nie znalazł się w tamtym lesie na drodze wilkołaczych zębów. Czy Florence w głębi duszy myślała o swojej lodziarni, o tym, co by było gdyby spalono wtedy inny lokal? Nie, pewnie nie - i tak straciłaby dom, i tak nie mogłaby zostać na Pokątnej. Florean był w końcu na listach gończych.
-Czasem boję się, że… to była tylko kwestia czasu, budowanych uprzedzeń. Najpierw Grindelwald, teraz ten Czarny Pan… bazują w końcu na tym, że ktoś chce ich słuchać. - wzdrygnął się lekko, zerkając z ukosa na wino. Trochę zaschło mu w gardle. -Ale wolę myśleć o tym - zreflektował się, bo jego słowa nie pocieszały wcale dziewczyny -że mógłbym swobodnie iść do londyńskiego ogrodu zoologicznego, albo na tańce, albo do księgarni. A ty?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Szmaragdowy staw 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]10.01.21 18:05
Taki właśnie był jej cel, kiedy lata temu już pozbierała się po śmierci rodziców i zakładała z Floreanem lodziarnię - chciała nieść ludziom pocieszenie, radość i odrobinę ciepła... choć może to brzmieć śmiesznie, zważywszy, że przecież lody były raczej zimne! Uśmiechanie się i obdarowywanie miłym słowem przychodziło jej niezwykle naturalnie, jako że Florence była generalnie po prostu raczej przyjaźnie nastawiona do wszystkich naokoło.
- Dzięki - właściwie nie była pewna za co mu dziękuje. Chyba za tę nieśmiałą próbę pocieszenia. Uśmiechnęła się do mężczyzny słabo, uznając że nie ma sensu chować już butelki. I tak ją przecież dostrzegł. Uciekanie w alkohol raczej nie było dla niej typowe. Florence zazwyczaj była dość wytrzymała psychicznie - nie dostałaby się przecież w przeszłości na staż w Mungu, gdyby widok chorych pacjentów wywoływał u niej skrajne, negatywne emocje. To była raczej wyjątkowa sytuacja, tym bardziej że Florence była świadoma, co alkohol potrafił robić z ludźmi. Raz udało jej się przecież wyciągnąć kogoś bliskiego z nałogu. Na co dzień unikała więc procentów. Płakanie zdarzało jej się zdecydowanie częściej. Zwykle jednak nawet z tym Florence wolała się skryć. Michael miał jednak to szczęście, że dziś już nie zapowiadało się na to, by panna Fortescue wybuchała płaczem. Zdążyła się już porządnie wypłakać nad losem swoim i innych.
Gdy usłyszała odpowiedź mężczyzny, właściwie poczuła irracjonalne ukłucie złości i miała ochotę niegrzecznie odwarknąć, że nie o to go pytała - nie chciała wiedzieć czy były jakieś szanse na uniknięcie tego konfliktu w przeszłości. Przecież dobrze wiedziała, że Grindewald również stanowił zagrożenie, i to zdecydowanie wcześniej niż ten cały Voldemort obecnie. Zapytała go, co robiłby, gdyby do tej wojny nigdy nie było. Ugryzła się jednak w język, wiedząc, że mogłaby sprawić mu tym przykrość, a przecież to było do niej zupełnie niepodobne. Przemawiałoby przez nią zgorzknienie i rozdrażnienie, a przecież Florence nie chciała być odbierana w ten sposób. Zamiast tego westchnęła cicho, zastanawiając się nad swoimi następnymi słowami.
- Wyprowadziłabym się w końcu z mieszkania na Pokątnej. Może do jakiegoś domku na wsi. I założyła rodzinę - zastanowiła się chwilę. To nie tak, że miała dość mieszkania z Floreanem, wręcz przeciwnie. Jednak, gdyby nadarzyła się okazja, Florence najbardziej w świecie pragnęła tego, by oboje mogli żyć pełnią życia. Założenie rodziny było szczytem tych marzeń. Zawsze pragnęła zostać żoną i matką, jednakże gdy tylko pojawił się ktoś, kto obdarzył ją uczuciem...  któregoś dnia niemal bez słowa zostawił ją i zniknął. Nie miała nawet pojęcia co się z nim stało. A potem... cóż, wojna rozgorzała na dobre - Ale te tańce i księgarnia też brzmią bardzo kusząco - parsknęła cicho śmiechem, biorąc łyk wina, a potem podając mu butelkę.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szmaragdowy staw Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]20.01.21 3:26
Nie był mistrzem pocieszania, a po Ministerstwie krążyły nawet niemiłe plotki, że im dłuższy staż aurora w karierze, tym bardziej obojętnieje on na innych. Patrząc na Rinehearta, może było w tym ziarno prawdy - ale Tonks nie uważał, by sam zobojętniał. Wręcz przeciwnie, lata rozpracowywania czarnoksiężników wyostrzyły jego wzrok na ludzką mimikę, gesty, emocje. Siłę, z jaką Florence ściskała flaszkę, grymas gniewu i smutku przebijający się w zmarszczeniu brwi i kącikach ust. Widział, że speszyła się na jego widok, ale widział też, że nie okazała w żaden sposób niechęci do jego obecności. Mógł zostać. Szkoda, że nie umiał przekuć tego wszystkiego co widział w odpowiednie słowa i emocje, ale to było jego wadą w kontaktach z większością kobiet. Przy kolegach mógł brylować poczuciem humoru i pewnością siebie - przynajmniej niegdyś, zanim wilkołak odebrał mu radość. Przy podejrzanych musiał przywdziać maskę bezwzględnego i zimnego gliny, która uwierała go w życiu codziennym.
Na szczęście Florence miała alkohol. Alkohol pomagał. No i, wbrew jego obawom, nie płakała i chyba już się na to nie zanosiło. Rozsiadł się wygodniej, czując, że chyba trochę tutaj posiedzą.
-Chatka w Oazie to prawie jak domek na wsi. - zauważył z bladym uśmiechem, chyba próbując ją pocieszyć. -A ja... ja pewnie zostałbym w Londynie. Mieszkałem tam całe życie, uwielbiałem kamienice, tłum, brak komarów... Choć życie na wsi też ma swoje uroki. Mój obecny dom bardzo mi się podoba, chyba dzięki temu, że dzielę go z rodzeństwem. - słowa płynęły same, ku jego zaskoczeniu. -Ale poprzedni... mieszkałem w lesie, sam, i wcale za tym nie tęsknię. - zakończył. To, że chata w Mickleham nie była domem uświadomił sobie jeszcze zanim się wyprowadził, jeszcze w kwietniu, gdy próbował przekonać Hannah do wyprowadzki z Londynu. Leśne lokum kojarzyło mu się jedynie z samotnością i wilkołaczą depresją, a dom... -Dom tworzą ludzie i wspomnienia. - mruknął pod nosem. Miał nadzieję, że Florence odnajdzie w Oazie jakieś dobre.
Drgnął, gdy wspomniała o zakładaniu rodziny.
-Ja pewnie też. - wymamrotał, sięgając po flaszkę. Spuścił głowę, bo tak naprawdę... nie był pewien. Teraz uważał, że powinien był się ustatkować, gdy jeszcze miał okazję, zanim żądza przygód poniosła go do Norwegii pod łapy wilkołaka, gdy jeszcze wszystko było normalnie. Wtedy myślał jednak tylko o potańcówkach i zabawie. Kto wie, jak potoczyłoby się jego życie?
Uśmiechnął się lekko, gdy wybuchnęła śmiechem.
-Chodziłaś kiedyś do... mugolskich pubów? - spytał, odruchowo zniżając żartobliwie głos. Kiedyś proponował czarodziejkom takie rozrywki jako szczyt ekstrawagancji, szaloną przygodę. -Grają... dziwną, ale naprawdę świetną muzykę. Trochę jak ten zespół, który gra czasem przed Celestyną, ale bardziej. - próbował wyjaśnić, mając na myśli rock and rolla. Trend dotarł już do czarodziejskiego świata, ale mugole (poza Celestyną, której śpiew był jednak innym gatunkiem muzyki), zdaniem Michaela, grali... lepiej. Bardziej żywo!



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Szmaragdowy staw 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]20.01.21 14:45
- Nie pomyślałam o tym w ten sposób! - przyznała się, nagle orientując się, że Michael miał rację. Oaza właściwie była taką wsią. Osadą złożoną co prawda z osób, które zmuszone były uciekać by ratować własne życie, ale jednak osadą. Mieli tu chatki, zwierzęta gospodarskie, dużo zieleni, rozległe pola i lasy, a więc ciszę i spokój. Kiedy Florence pomyślała o tym w ten sposób, faktycznie nieco poprawił się jej humor. Zwykle była dobra w dostrzeganiu światełka na końcu tunelu, nawet jeśli wokół panował straszny mrok. Tym razem jak widać jednak, to jej umknęło. Mimo wszystkich niedogodności oraz powodu dla którego zmuszona była się tu osiedlić... nie dało się ukryć. Byli na wsi. - Nie potrafię sobie wyobrazić mieszkania samemu - odpowiedziała z pełną powagą. Po prostu nie. Gdy sięgała pamięcią wstecz, zawsze ktoś mieszkał z nią. W rodzinnym domu byli to oczywiście rodzice i Florean. W Hogwarcie - naturalnie, inne uczennice w dormitorium. A później ponownie brat. Jedyny moment gdy pomieszkiwała sama, był bardzo krótkim epizodem, gdy Florence wyjechała do Włoch na kilka miesięcy. Czuła się wtedy dziwnie, ale cóż. Potrzebowała samotności by się pozbierać. A potem powróciła do Anglii z pomysłem, który wywrócił do góry nogami życie jej i Floreana. Tak właśnie powstała lodziarnia rodzeństwa Fortescue - najlepszy lokal z łakociami na Pokątnej!
Słowa Michaela niosły ze sobą prawdziwą mądrość, nawet jeśli mogły wydawać się banalne. Przypomniała jej się nawet piosenka, która głosiła tę samą prawdę, ale uznała, że nieco głupio by wyglądało, gdyby nagle zaczęła ją śpiewać.
Zaczęła się nawet po cichu zastanawiać, kim byłaby, gdyby po śmierci rodziców została sama. Gdyby nie miała Floreana. Prawdopodobnie mocno by zgorzkniała. Lodziarnia nigdy by nie powstała. Zawdzięczała bratu to, kim dziś była. Pal licho mieszkanie. Najważniejsze że oboje byli cali. Nie ważne gdzie.
- Do pubów nie - przyznała niechętnie. Wcale nie wzdrygała sie na myśl o tym, że mogłaby znaleźć się w niemagicznym lokalu. Chociaż trzeba przyznać, że w momencie, gdy zdecydowanie większa część życia Florence skoncentrowana była wokół magicznej części Londynu, bardzo zdecydowanie rzadziej miała styczność z mugolami - Ale mamy z bratem taką tradycję, że zawsze w nasze urodziny chodzimy do jednej i tej samej mugolskiej jadłodajni. Rodzice co roku nas tam zabierali - zapatrzyła się w ziemię, wracając na chwilę wspomnieniami do tamtych dni. W tym roku znów udało im się z bratem odwiedzić to miejsce. Nie wyróżniało się niczym specjalnym, właściwie było bardzo mocno przeciętne, niespecjalnie ładne i śmierdziało tam starym tłuszczem. Ale jednak jedzenie było bardzo dobre, a poza tym lokal ten zajmował w jej sercu szczególne miejsce. Posmutniała na myśl, że istniało duże ryzyko, że w kolejne urodziny nie będą mieli z Florkiem możliwości by znów tam wpaść - Nie jestem pewna czy wiem o jakiej muzyce mówisz. Musisz mi kiedyś dać posłuchać - przyznała z lekkim wstydem. Bardzo rzadko słuchała radia, nie miała na to po prostu czasu! Nawet jeśli gdzieś w pobliżu grał radioodbiornik, ona zwykle była zbyt pochłonięta pracą, by słuchać muzyki.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szmaragdowy staw Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]23.01.21 0:51
Uśmiechnął się ciepło, z zaskoczeniem zdając sobie sprawę, że chyba nie był jednak tak beznadziejny w pocieszaniu. Jego słowa zdawały się jakoś pokrzepić Florence. A porównanie Oazy do niegdyś wymarzonego domku na wsi odczarowało trochę zły urok z tego miejsca - Oaza nie była przecież tylko schronieniem dla posępnych uciekinierów, ale też piękną wyspą, przesyconą szlachetną, białą magią.
-Jest tu bardzo pięknie. - zauważył cicho, rozglądając się wkoło. Staw był na pozór zwyczajny, ale... inny. Spokojniejszy, ładniejszy niż jeziora w Anglii.
-Po skończeniu Hogwartu mieszkałem tylko sam... - poza Oslo, gdy Astrid zdecydowanie za często zostawała u niego na noc. Ale do tego nie zamierzał się przyznawać. -...ale odkąd dzielę dom z rodzeństwem, jest faktycznie dużo... cieplej. Spokojniej. Choć musiałem przemeblować całą kuchnię. - uśmiechnął się z rozbawieniem, wspominając sparing o rządy nad kuchennymi szafkami.
-Do jakiej jadłodajni? - zapytał z ciekawością. Może też kojarzył to miejsce, może mógł się minąć tam z Florence na jej urodzinach? Zdusił w sobie obawę, że jadłodajnia może już nie istnieć, że mogła zostać spalona, a jej właściciele zamordowani. Wiedział, że to prawdopodobny scenariusz, ale nie chciał już dzisiaj myśleć o wojnie. Florence pewnie też nie. Inaczej nie siedziałaby tu sama z butelką wina, zagłuszając wspomnieniami smutki. Pamiętał, że wcześniej mieszkali z Floreanem u tego poległego Zakonnika, Botta, że to stamtąd musieli uciekać do Oazy - ale wolał nie poruszać tematu, dopóki sama tego nie zrobi.
-Nigdy nie słuchałaś rock and rolla? - zdziwił się odruchowo, ale zaraz uświadomł sobie, że tak, przecież nie chodziła do pubów. Ani na potańcówki. -Ja... nie umiem tego opisać. Szkoda, że nie mam odbiornika magicznej rozgłośni radiowej, ale po pierwsze pewnie tam już tego nie grają... - sposępniał, zastanawiając się, czy Ministerstwo wprowadzi niedługo cenzurę wszystkiego o mugolskich korzeniach. -A po drugie, nie wiem czy w ogóle by tutaj odbierał. Ale moglibyśmy zorganizować potańcówkę, w Oazie. Muszą tu być jacyś muzycy, mugolscy, czy czarodziejscy. - zdał sobie nagle sprawę. Wśród uciekinierzów byli pracownicy Ministerstwa, lodziarze, stolarze, artyści...



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Szmaragdowy staw 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]24.01.21 11:36
- Całe szczęście, że mogłeś porzucić tamten samotniczy tryb życia - zauważyła. Doskonale wiedziała, że wspólne mieszkanie może być przyczyną wielu kłótni. Ona sama czasami sprzeczała się z Floreanem, kiedy on stawiał w przejściu coś, co niemal całkowicie blokowało drogę. Sama jednak też miała swoje wady. Ale hej, wytrzymali ze sobą ponad dwadzieścia siedem lat i nadal byli nie tylko rodzeństwem, ale także najlepszymi przyjaciółmi. Wybaczyła mu nawet to, że tak długo okłamywał ją co do przynależności do Zakonu. Florence tak bardzo mu ufała, że nawet gdy zachowywał się dziwnie, nie podejrzewała go o podobne działania. Ale w końcu wyszło szydło z worka. Wybaczyła mu to, rozumiała także co nim kierowało - chociaż nie była w stanie zapomnieć poczucia zdrady.
- Nazywała... nazywa się Bat "U Toma". - szybko poprawiła się z czasu przeszłego na teraźniejszy. Chciała wierzyć, że lokal ten nadal stoi i, może wiedzie mu się trochę gorzej, ale nadal funkcjonuje i przyjmuje klientów. - Stoi przy jednej z szos. To takie... mugolskie drogi szybkiego ruchu dla ich pojazdów - wyjaśniła szybko, z odrobinę przepraszającym wyrazem twarzy. Nie była w końcu pewna, jak bardzo Michael był zaznajomiony z mugolskimi wynalazkami i nazewnictwem. Chociaż... on znał rock and roll, a ona nie. Poczuła się głupio, gdy o tym pomyślała - Przepraszam, pewnie niepotrzebnie tłumaczę... - odchrząknęła, odrobinę zmieszana, a następnie ujęła butelkę w dłoń i znów pociągnęła łyk. Tym razem zdecydowanie dłuższy.
- Podejrzewam, że słuchałam... tylko nie wiedziałam, że to to. - cała ta rozmowa stała się nagle odrobinę krępująca. Ciężko się było przyznawać do własnej niewiedzy. Tym bardziej że Michael przez moment brzmiał, jakby było to coś powszechnego. Może powinna to kojarzyć, przecież to mugolski wynalazek, a ona była w połowie mugolką. Za bardzo jednak całą swoją uwagę skupiała na czarodziejskim świecie, Florean także kiedyś to zauważył. - Myślę, że raczej byłby z tym problem - pokiwała głową, mając na myśli odbieranie sygnału przez radioodbiornik. Oaza była niemalże wyspą na końcu świata - Ale to z tą potańcówką to nie jest zły pomysł - uznała nagle, patrząc na mężczyznę całkiem poważnie. Ona grała na skrzypcach. Trochę też śpiewała. Samo to było może trochę mało, ale Oaza była pełna ludzi. Faktycznie, na pewno znajdą się wśród nich jacyś muzycy. A Merlin jeden wie, jak bardzo przydałaby się im odrobina rozrywki. Festiwalu Lata tu nie zorganizują, ale to nie tak, że nie mogli zrobić zupełnie nic. - Zorganizujemy potańcówkę! - zarządziła.


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Szmaragdowy staw Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Szmaragdowy staw [odnośnik]26.01.21 6:21
Uśmiechnął się, chociaż odrobinę bez przekonania.
-Niegdyś wydawało mi się, że tak... będzie lepiej. Aurorzy sporo pracują. - mruknął pod nosem, choć odwoływał się teraz nie tyle do dawnych lat, gdy wynajął kawalerkę aby spokojnie prowadzić nocny tryb życia i dostosowywać się do nieregularnych godzin pracy. Właściwie, nadal wydawało mu się, że samotne mieszkanie mogłoby być bezpieczniejsze. Dla niego, dla rodziny. Nie mógł już spędzać pełni w domowej piwnicy skuty łańcuchami, bałby się o domowników. Nadal się bał - słyszał o napadach furii i agresji, które kończyły się niechcianymi przemianami. Choć jeszcze nie doświadczył niczego takiego i pilnował się wręcz obsesyjnie, to najbardziej lękał się właśnie utraty kontroli, narażenia kogoś na niebezpieczeństwo. Łatwiej było nikogo nie narażać, gdy było się od wszystkich odciętym. W głębi serca wiedział jednak, jak bardzo był wtedy nieszczęśliwy. Obecność ludzi w domu mu pomagała - pytanie tylko, za jaką cenę?
-Znam ten bar! - ucieszył się. Londyn był może i duży, ale jednak mały - szczególnie jeśli chodziło o nieliczne miejsca, w których świat mugoli przeplatał się ze sprawami tolerancyjnych (bądź pochodzących z tego świata) czarodziejów. -Nigdy niczego tam nie świętowałem, ale lubiłem wpadać na śniadania. - lokacja była dogodna, można było tam się zatrzymać po wyskoczeniu z Błędnego Rycerza, skończywszy długą służbę w terenie. Uspokoił Florence szczerym uśmiechem - może i tłumaczyła mu szosę niepotrzebnie, był przecież mugolakiem, ale nie zamierzał mieć o to pretensji. Ot, siła nawyku.
-Naprawdę? - zdziwił się, gdy podchwyciła jego pijacki pomysł. -Znasz jakiś muzyków? - upewnił się. Nie wiedział, że sama grała na skrzypcach - choć był spostrzegawczy, to instrument w Oazowej chatce musiał umknąć jego uwadze. -Cóż, wszystkim przydałaby się odrobina wytchnienia. Moglibyśmy poprosić o pomoc przyjaciół, może nawet podrzucić pomysł Ministrowi... ma sporo na głowie, ale... - trochę szumiało mu w głowie, więc mówił i myślał szybko, trochę gorączkowo. -No i o tej porze roku Prewettowie zawsze urządzali Festiwal Lata, trochę mi tego brakuje. - zwierzył się. Popijając wino, zachęcił Florence do dalszych pomysłów i przesiedzieli tak resztę wieczoru, snując utopijną wizję imprezy, której Michael nie będzie miał szansy zrealizować. Nie wiedział jeszcze, że wraz z połową lipca rozpocznie się w jego życiu równia pochyła, rozpoczęta od pewnego Cruciatusa i zakończona aresztowaniem Justine. Na szczęście, gdzieś w tym chaosie, znalazł promienie słońca - na Wiankach, które w końcu się odbyły, pomimo jego własnego słomianego zapału i braku inicjatywy. Dobrze, że Oaza umiała rządzić się sama, że nie musiał wszystkiego kontrolować. Starszy auror miał sporo na głowie, ale czasami chciał się zwyczajnie pobawić. Albo posiedzieć nad stawem z winem i koleżanką, która powoli urastała do rangi przyjaciółki.

/zt x 2? :pwease:



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Szmaragdowy staw 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Szmaragdowy staw
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach